Wyrok Sądu Metropolitalnego w
Katowicach (c. Sobański) z 28.11.2002
r. z tytułu niezdolności do podjęcia
istotnych obowiązków małżeńskich
Ius Matrimoniale 8 (14), 221-230
O R Z E C Z N I C T W O S Ą D O W E
lu s M atrim o n iale 8 (14) 2003
W yrok S ądu M etro p o lita ln eg o w K atow icach (c. S o b ań sk i) z 28.1 1.2002 r. z ty tu łu n iezd o ln o ści
do p od jęcia isto tn ych ob ow iązków m a łżeń sk ich .
I. Przebieg sprawy:
A. M. oraz J. D., zawarli m ałżeństw o 7.9.1996 w kościele parafial nym w Katowicach. Ważność tego m ałżeństw a zaskarżyła J. D. 6.11.2000 r. w Sądzie M etropolitalnym w Katowicach. Sprawę przyjęto do procesu 13.12.2000. Jego przedm iot ustalono 29.12.2000 w form ie pytania, czy zachodzi nieważność m ałżeństw a z tytułu niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków m ałżeńskich po jednej i drugiej stro nie. Sprawę trzeba było prowadzić bez udziału pozwanego, gdyż ten nie zjawił się do złożenia zeznań.
II. Motywy prawne:
Każdy człowiek m a niezbywalne praw o do zawarcia m ałżeństwa, chyba że prawo pozytywne dla określonych przyczyn w prow adza pew ne ograniczenia. Prawo to człowiek realizuje - czyli zawiera m ałżeń stwo - przez akt woli zwany zgodą m ałżeńską. Ten akt woli pow oduje zaistnienie m ałżeństwa, jeśli jest aktem wolnym, świadomym, zgod nym z wewnętrznymi zam iaram i nup tu rien ta i wyrażonym zgodnie z prawem . D latego prawo kościelne określa braki zgody m ałżeńskiej, które m ogą wynikać z niewystarczającego rozeznania, ograniczenia wolności, niezdolności fizycznej lub psychicznej do m ałżeństw a, nie zgodnych z istotą m ałżeństw a zam ierzeń.
Konsekw encją powyższych założeń jest k. 1095, którzy brzmi: „N ie zdolni do zawarcia m ałżeństw a są ci, którzy: (1) są pozbawieni wystar czającego używania rozum u; (2) m ają poważny brak rozeznania oce niającego co do istotnych praw i obowiązków m ałżeńskich wzajem nie przekazywanych i przyjmowanych; (3) z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków m ałżeńskich”.
W spólne wszystkim trzem dyspozycjom k. 1095 jest to, że określone w nich podstawy nieważności wywodzą się z przyczyn natury psychicz nej, zaś ci, u których takie przyczyny zachodzą, są uznani za niezdol nych do zawarcia m ałżeństwa.
W dwóch pierwszych chodzi o psychiczne elem enty sam ego konsen- su m ałżeńskiego, w trzecim zaś o przedm iot tego konsensu. Czyli: w dwóch pierwszych chodzi o sam ą psychiczną zdolność do św iadom e go w yrażenia konsensu, w trzecim o zdolność do przekazania i przyję cia tego wszystkiego, co w sposób istotny składa się na m ałżeństwo. W tym ostatnim przypadku rozeznanie i m ożność kierow ania swym postępow aniem m ogą nie podlegać brakom czy ograniczeniom , n ato m iast przejm ow ane i przekazywane praw a pozostają czcze, osoba jest do nich - tzn. do ich przyjęcia i w ypełnienia - niezdolna z racji psy chicznych. U znając i doceniając odrębność tytułów nieważności m ał żeństw a z k. 1095 trzeba jed n ak stwierdzić, że w praktyce granica m ię dzy nim i nie zawsze rysuje się dość wyraziście. Człowiek bowiem to pew na jedność i całość psychiczna, stąd m ogą zachodzić takie przyczy ny natury psychicznej, które pozbawiają go zarówno wystarczającego rozeznania, jak i zdolności do podjęcia i wypełnienia istotnych o bo wiązków m ałżeńskich.
„Zestaw iając ze sobą nn. 1-2 oraz n. 3 kanonu należy powiedzieć, że także w obrębie nn. 1-2 kanonu podm iot jest niezdolny do podjęcia, a tym samym do w ypełnienia istotnych obowiązków małżeńskich. Przy czym źródłem tej niezdolności pozostaje tutaj brak rozeznania ocenia jącego, występujący w sytuacjach objętych zarówno n. 1 jak i n. 2 kano n u ” (W. G óralski - Prawo Kan. 39,1996, 38). Stąd też w orzecznictwie kościelnym dość często przechodzi się z p. 2 do 3 kan. 1095, a w odnie sieniu do orzecznictwa rotalnego wspom niano naw et o osm ozie wska zanych w nich norm (sent. с. L ópez-Iłlana z 19.2.1997 - R R T D ecisio nes, 89, 2002,138 ns.)
Zdolność do podjęcia i wypełnienia istotnych obowiązków m ałżeń skich zakłada ich poznanie, rozeznanie i krytyczną ocenę (stąd miejsce dyspozycji k. 1095 n. 3 po dyspozycjach dotyczących rozeznania kry tycznego). To z kolei wymaga pewnej dojrzałości psychicznej, o d p o wiedniego rozwoju intelektualnego uzdalniającego do oceny praw i obowiązków m ałżeńskich, uczynienia ich przedm iotem własnej decy zji i konkretyzow ania w życiu codziennym.
Funkcjonow anie w ładz psychicznych - rozum u i woli - w inno być w olne od zaburzeń, zwłaszcza w okresie form ow ania decyzji zaw arcia
m ałżeństw a (sent. с. Civili z 5.3.1997 - R R T D ecisiones 89, 2002, 177). Z ab u rzen ia te m ogą być też pow odow ane przejściowymi ok o licznościami towarzyszącymi znajom ości przedślubnej - wtedy, gdy okoliczności te oddziaływ ają n a umysł uniem ożliw iając ocenę sytu acji i rozw ażenie motywów zaw arcia m ałżeństw a, gdy pow odują n a pięcie em ocjonalne osłabiające zdolność krytycznego m yślenia, czy też gdy psychikę zakłócają idee n atrę tn e, obsesje, bezzasadne wyrzu ty sum ienia.
W ocenie, czy dojrzałość i rozwój psychiczny pozostaje odpow iedni i wystarczający do zawarcia m ałżeństw a, trzeba wziąć pod uwagę - z jednej strony - praw o każdej osoby ludzkiej do zawarcia m ałżeństw a oraz - z drugiej strony - istotę m ałżeństw a oraz składających się na nie praw i obowiązków. Znaczy to - z jednej strony - iż wymogów do za warcia m ałżeństw a nie wolno posuw ać zbyt wysoko, by nie zam knąć drogi do m ałżeństw a osobom o ograniczonym rozeznaniu czy u tru d nionej zdolności wykonywania obowiązków m ałżeńskich, ale - z d ru giej strony - nie wolno zejść poniżej granicy, poza k tórą nie jest już do spełnienia to, co składa się n a elem enty, praw a oraz obowiązki m ał żeńskie i czego zawierający m ałżeństw o m ają praw o oczekiwać od d ru giej strony. W ypośrodkowanie między praw em do m ałżeństw a i zdol nością do m ałżeństw a to węzłowy problem ustawodawstwa i orzecznic twa kościelnego.
W sprawach prowadzonych na podstaw ie k. 1095 prawo nakazuje Sądowi zasięgnąć opinii jednego lub kilku biegłych, „chyba że z oko liczności wynika, że jest bezużyteczne” (k. 1680). O pinie te stanowią ważki, ale nie jedyny środek dowodowy. Podlegają przeto - jak wszyst kie dowody - ocenie i rozwadze sądu, który swą decyzję winien uza sadnić, zwłaszcza gdy odrzuca wnioski biegłych (k. 1579).
III. Stan faktyczny:
1. Pow ódka zeznaje: „Nasz zw iązek rozpadł się, poniew aż psychicznie nie byłam zdolna m ieszkać z pozwanym, budow ać z nim rodzinę. Po zwany tak bardzo m nie zdominował, tak bardzo chciał, żeby wszystko odbywało się według tego, co on chciał, usiłował podporządkow ać nasze życie sobie samem u. Nasze małżeństwo było dla pozwanego jednym z punktów osiągnięcia swoich celów, zrobienia kariery. Cechowała go chorobliwa ambicja, pozw any dla swojej kariery potrzebował dobrej
pra-су, mieszkania, żony, która dobrze zarabia, czegoś czym można się p o chwalić. (...) M imo, że mieliśmy wszystko, pozw any chciał jeszcze odcią gnąć mnie od m oich przyjaciół, nie akceptował nikogo z mojej pracy, chciał, żeby nikt nie m iał na m nie wpływu. Ten wpływ chciał m ieć tylko on. Ja nie jestem osobą silną psychicznie i na wiele rzeczy się godziłam, wychodząc z założenia, że tak m usi być. Doszło do tego, że moja najlep sza przyjaciółka nie miała wstępu do naszego domu. Pozwany bał się, że ktoś m i powie, że ta k nie m oże być. Wiele osób mówiło m i wcześniej, że nie pow innam wychodzić za pozwanego. Nie mylili się. Pozwany nie od zywał się przez tydzień, bo coś m u się nie podobało. Kontrolował m oje pieniądze. Był upoważniony na wszystkie konta. Żyliśmy z m oich pienię dzy. On nie upoważnił m nie na swoje konta. Swoje pieniądze odkładał na bliżej nieokreśloną przyszłość. Ja zarabiałam bardzo dużo, nasze p e n sje były porównywalne i to był dla pozwanego problem. On nie znosił te go, że ja m ogłam zarabiać tyle, co on. To on m usiał zdobyć lepszą pracę, awans. On wiedział, że kiedy m a m pieniądze, mogę być niezależna, ale tak się stało, że pozw any doprowadził do tego, że ja nie m iałam pienię dzy, ta k że pierwszy raz w życiu m usiałam pożyczać. Pozwany wiedział, że jeżeli nie będę miała pieniędzy, nie będę też miała możliwości podej mowania samodzielnych decyzji. Pozwany dopiął swego. Byłam całkowi cie zależna od pozwanego. Ja jestem osobą bardzo zgodną. Wiele rzeczy akceptowałam dla dobra związku. (...) To co było najbardziej bolesne: brak rozmowy. Pozwany nie chciał ze m ną rozmawiać, bo np. przyszłam 15 min. później z pracy niż on. Wysyłał m nie do psychiatry, mówiąc, że jestem nienormalna. W zdenerwowaniu rzucał kubkam i w ścianę lub rozbijał piecyk. Wiedział, w ja k i sposób sprawić m i ból. Ja źle reaguję na krzyk, a on się p o prostu darł na mnie. Był arogancki, a potem stał się jeszcze agresywny. Krzyki były takie, że m oi sąsiedzi dziwnie na m nie p a
trzyli i pytali, czy mogą m i ja k o ś p o m ó c (ludzie zupełnie obcy). Ja nie krzyczę, nie trzaskam drzwiami, nie wychodzę z domu, raczej przyjmuję wszystko. Nie m iałam nawet możliwości mówienia o mojej sytuacji, bo m iałam bardzo ograniczone kontakty przez mojego męża. Rozmawiałam tylko z osobami, z którym i bezpośrednio pracowałam. Nie wiedziałam, co robić, nie m ogłam ju ż wytrzymać. Płakałam, nie spałam, nie chcia łam wracać do dom u. To wszystko zaczęło się p o kilku miesiącach m a ł żeństwa, kiedy pozw any zauważył, że nie wchodzę w jakieś ramki, nie p a suję do schematu swojego życia, który miał. Kiedy to się zaczęło, m oi ro dzice zwrócili m i uwagę na sprawę pieniędzy, do której ja nie przywiązy wałam uwagi. Pozwany pochodził z rodziny, która nie miała pieniędzy.
Był nastawiony przez rodziców na sukces, na dojście do niego. N a stu diach pozw anem u ten brak pieniędzy przeszkadzał. On ich nie miał. Stu diował handel zagraniczny, gdzie norm alnie studiują ludzie bogatych ro dziców. Kiedy skończył studia, poszedł do firm y konsultingowej dom aga jąc się awansów i dużych pieniędzy. B ył zawzięty, chorobliwie pracowity, za wszelką cenę dążył do wybicia się. Jest racjonalny, bardzo dobrze ka l kuluje swoje kroki, wiele z decyzji podejm uje z wyrachowania. Obecnie chyba doszedł do dobrego stanowiska, sądząc p o ilości sekretarek, które m nie odsyłają, mówiąc, że pozw any jest zajęty. N a rozprawie w sądzie cy wilnym pozw any był tak agresywny i arogancki, że sędzia chciał go wy rzucić z sali. Zresztą dostał za to karę pieniężną. N asz zw iązek trwał ok. 1,5 roku, ale m ieszkaliśmy tylko rok".
P rzed ślubem pow ódka rozstaw ała się z pozw anym kilkakrotnie, ale pozwany reagow ał zarzutam i, że o n a zm arnow ała m u życie. Z e znaje: „Pytał ja k ja sobie to wyobrażam, że skoro to ju ż ta k daleko za szło, a ja chcę to przekreślić. Pozwany płakał, mówił, że chce m ieć dom, rodzinę, a ja m u odbieram tę szansę. Takie zachow ania pozwanego p o głębiało m oje wyrzuty sumienia. W koń cu zgodziłam się na zawarcie zw iązku z pozw anym . Było to dużym zaskoczeniem dla znajomych, bo nie byliśmy szczęśliwą parą chodzącą za rączkę przez długi czas. M oi ro dzice, których je nie chciałam słuchać, odradzali m i małżeństwo, szcze gólnie m oja m am a. Ona nie wtrącała się w nasz związek, ale dawała do zrozumienia, że pozw any patrzył się przede wszystkim na pieniądze, że jest zupełnie inaczej wychowany: inny dom , inne wartości. M oje kole
żanki w ogóle pytały mnie, „kto to jest?". W pracy też było to zaskocze niem. Nigdy nie m ów iłam , że jestem z k im ś związana. N ie bywaliśmy m iędzy ludźm i razem. To był też m ó j wstyd, bo widziałam, że pozw any potrafił zrazić do siebie wszystkich. Trudno m i było zabrać pozwanego na ja k ą ś imprezę z pracy, skoro on wszystkich uw ażał za głąbów i je ło pów. W decyzji o małżeństwie było przede wszystkim poczucie obowiąz ku, nie było miłości, nam iętności”. Pow ódka rad ziła się psychiatry, b ra ła środki uspakajające. Dziś uw aża za sukces, że po dwu latach p o trafi w ogóle mówić o przejściach związanych z m ałżeństw em i z rozw odem .
2. Pozwany - jak już w spom niano - nie zjawił się w Sądzie. W o d p o wiedzi na przesłaną m u skargę oświadczył, iż nie zam ierza ustosunko wywać się do postawionych zarzutów , zagroził, że „w przypadku d al szego dezaw uow ania” jego osoby wystąpi do sądu pow szechnego „o ochronę dóbr osobistych” !
3. P rzesłuchano tro je świadków.
Kiedy pow ódka swemu ojcu przedstaw iła narzeczonego, ten wywarł d o b re n a nim w rażenie. D o tej znajom ości podchodziła - zeznaje jej ojciec - „bez em ocji, euforii”. Po ślubie ojciec powódki odniósł w raże nie, że „pozwany zbyt du żą wagę przywiązywał do spraw m aterial nych”. Pow ódka chodziła sm utna, ale nie zw ierzała się, odpow iedzą na pytania było m ilczenie i łzy. G dy pow ódka telefonicznie poinform ow a ła rodziców, że „jest b ardzo źle i nie będzie z pozwanym ”, żona świad ka sp o tk ała się z pozwanym, który „pow iedział tylko, że on nie wie, 0 co córce chodzi, był zdziwiony, co się stało, że córka nie chce z nim żyć”. Pow ódka stw ierdziła, że nerwowo nie wytrzymuje takiego życia 1 z pow odu pozw anego dostaje rozstroju nerwowego. Z opow iadań p o wódki św iadek wie, że pozwany zachowywał się fatalnie, „zaczął ją ta r mosić, szarpać, strasznie krzyczeć, przeszukiwał szafy...”. Świadek p o wiada: „Pozwany chciał sprow adzić córkę do roli kobiety p o dp orząd kowanej jego woli, siedzącej przy garnkach, czekającej z obiadem , a to n ie leżało w charak terze córki. (...) O na znała świat i tu nagle ktoś chciał zam knąć ją w dom u” .
K oleżance pow ódki, M. B., pozw any zakazał w stępu do ich dom u, b o bał się, iż wywiera o n a zbyt duży wpływ n a pow ódkę. Świadek p o daje, że obydw u stro n o m zależało n a tej znajom ości, ale każda z nich obiecyw ała sobie co innego. S tro n ą p odtrzym ującą tę znajom ość był pozwany: „ Pozwany wywierał na p ow ódkę bardzo dużą presję. Np. p o zw any wiedział, że jeżeli m a wym óc decyzję na powódce, to krzyczał na nią i szantażow ał ją em ocjonalnie. Gdy pozw any dowiedział się, że p o w ódka nie chce wyjść za niego za mąż, wpadł w histerię. Tak, to prawda, że p o w ódka przed ślubem brała środki uspakajające. Powódka chciała m ie ć dom i rodzinę, ale obawiała się niezrównoważonego zachowania pozwanego, gdyż był on agresywny i histeryczny. Rodziny stron są bardzo tradycyjne. To także m ogło wywierać presję na powódkę. Decyzja o ślu bie stron była dla m n ie zaskoczeniem , poniew aż wiedziałam, w ja kim stanie em ocjonalnym je st p o w ód ka i widziałam, że m ałżeństw o z p o zw anym będzie dla p o w ó d ki czym ś trudnym. Rodzice p o w ó dki chcieli, żeby p o w ódka założyła rodzinę, rodzie p ow ó d ki polubili pozwanego. Pow ódka była zdolna d o podjęcia obow iązków m ałżeńskich”. Świadek w ie od pow ódki, że „po ro k u m ałżeństw a pozw any zaczął reagow ać agresyw nie”. „Po pracy p o w ó dka m iała przychodzić do domu, gotować obiad i spędzać czas w dom u. Strony nie chodziły do znajom ych i wizyty u nich w d o m u tez były czym ś sporadycznym. Pozwany był osobą zabor
czą, bojącą się zm iany sytuacji domowej. Pozwany była arogancki i agresywny wobec pow ódki, jeśli coś nie było p o jego myśli. Dla pozw a nego było najważniejsze to, ja k postrzegają go inni. Kiedy strony zaczęły się rozstawać i wyprowadził się z domu, pozw any śledził powódkę, czę sto w nocy dobijał się do domu. Pozwany nie chciał się wyprowadzić i zrobił to p o dwóch miesiącach od m om entu, kiedy pow ódka pow ie działa mu, że chce się rozwieść”.
Również J. M., kolega powódki, przyjął wiadom ość o ślubie stron z dużym zaskoczeniem . Już w tydzień po ślubie „było coś nie tak m ię dzy stro nam i”. Pozwany ograniczał pow ódkę przy podejm ow aniu d e cyzji, zabraniał jej kontaktów ze znajomymi, pozbawił ją pieniędzy z konta, a „w przypływie agresji potrafił poniszczyć przedm ioty w kuchni”. „U pozw anego było ogrom ny p ęd n a pozycję i k arierę i na finanse z tym zw iązane” - pow iada świadek.
3. W aktach sprawy znajduje się zaświadczenie wystawione 25.10.2000 przez d ra M. S., specjalistę psychiatrę, w edle którego p o w ódka „od m aja 1996 do końca roku pozostaw ała pod stałą opieką psychiatryczną i stale przyjmowała leki psychotropow e”.
4. Biegła proszona o opinię zwraca uwagę na szczupłość m ateriału dowodowego. Biegła pisze: „Przedstawiony materiał dowodowy nie jest wystarczający, aby wypowiadać się jednoznacznie na tem at występowania trwałych i poważnych zaburzeń osobowości u pozwanego. N ie m ożna określić, czy prezentowane przez niego zachowania były przejawem zabu rzeń czy też prezentował zachowania nieakceptowane przez powódkę. N a podstawie jej zeznań, m ożna przypuszczać, że generalnie nie akceptowała pozwanego, nie podobały jej się jego zachowania, co nawet spowodowa ło, że chciała zerwać znajomość. Powódka podaje również, że kilkakrot nie korzystała z porad psychiatry, nawet przed zawarciem związku m ał żeńskiego. W zaświadczeniu lekarskim brakuje jed n a k rozpoznania oraz informacji na temat przyczyn ew. zaburzeń występujących u powódki. Wiadomo natomiast, że m ałżonków dzieliły różnice kulturowe, p o cho dzenie oraz status społeczny. Z tego pow odu pow ódka nie była akcepto wana przez rodzinę pozwanego, co również mogło wpływać na wzajemne relacje małżonków. M ożna przypuszczać, że w miejscu pracy pozwany funkcjonow ał prawidłowo, był akceptowany przez pracodawców, często awansował. Nie można powiedzieć, aby pozw any był osobą nieodpowie dzialną, beztroską, nie potrafiącą nawiązać głębokiej więzi emocjonalnej. To on m ów ił o miłości do powódki, dążył do małżeństwa. Powódka ja k twierdzi, wychodziła za m ąż z obowiązku, nie było z jej strony miłości. Po
wyższe wątpliwości nie pozwalają w chwili obecnej na wydanie opinii na tem at braku zdolności ze strony pozwanego do podjęcia i wypełniania istotnych obowiązków małżeńskich. Powódka jaw i się ja ko osobo dojrza ła, w pełni odpowiedzialna za swoje decyzje. Przedstawieni przez nią świadkowie nie wskazują na występowanie u niej jakichkolw iek nieprawi dłowości. Brak natom iast informacji na tem at jej funkcjonow ania w związku m ałżeńskim i postrzegania jej osoby przez pozw anego”. K on kluzja biegłej brzmi: „Na podstawie przedstawionego materiału dowodo wego nie jestem w stanie wydać jednoznacznej opinii na tem at braku zdolności natury psychicznej do podjęcia i wypełniania istotnych obo wiązków małżeńskich. Przedstawieni przez pow ódkę świadkowie wskazu ją różne przyczyny niepowodzenia tego związku. W związku z tym trudno powiedzieć, czy odgrywały tutaj rolę jakieś trwałe czynniki psychiczne, czy też ogół wydarzeń i wzajemnych zachowań m ałżonków pogłębiał rozkład związku małżeńskiego”.
5. O pinia biegłej jest klarow na i uzasadniona, m ateriał dowodowy rzeczywiście jest n ad e r skąpy, głównie z pow odu odmowy pozwanego uczestniczenia w procesie. B rak inform acji o cechach osobowościo wych okazywanych przez strony w okresie przedślubnym, co w sp ra wach jak rozpatryw ana m a duże znaczenie. B rak ten utrud nia ro zp o znanie sprawy zwłaszcza, że obydwie strony funkcjonują zawodowo i cieszą się dob rą opinią środowiskową. Są jed n ak pew ne fakty, n a k tó re nie sposób nie zwrócić uwagi.
Słusznie zwraca pow ódka w swym piśm ie z 8.4.2002 uwagę na sprzeczność w stanowisku pozw anego zajętym 13.11.2000. Pisze b o wiem, że „akceptuje uniew ażnienie związku m ałżeńskiego z p. J. D .”, ale nie zam ierza ustosunkowywać się do zarzutów, co więcej grozi wy stąpieniem do sądu pow szechnego (nie dostrzegając rozdziału i nieza leżności jurysdykcji forum kościelnego i państwowego). Trudno przy puszczać, by pozwany nie orientow ał się, że orzeczenie nieważności m usi m ieć podstawy. Skoro więc generalnie kw estionuje te podstawy, na czym opiera „akceptację uniew ażnienia”? W ynikające stąd w ątpli wości - także łącznie ze spostrzeżeniam i wniesionymi przez świadków - nie wystarczają dla do konania ustaleń odnośnie do zdolności pozw a nego do funkcjonow ania w małżeństwie, zwłaszcza, że na konflikty m ałżeńskie m ogła wpływać odm ienność koncepcji m ałżeństwa. Zw ią zanie się z hierarchiczną koncepcją m ałżeństwa, jaką wydaje się p re zentow ać pozwany, nie czyni jeszcze niezdolnym do podjęcia obowiąz ków małżeńskich.
W spom niane cechy pozw anego każą je d n a k Sądowi przypatrzeć się bliżej stanow i psychicznem u pow ódki w czasie zaw ierania m ał żeństw a (przy czym Sąd nie widzi powodów, by nie dać wiary jej ze znaniom w w arstw ie faktograficznej). Pow ódka mówi o kilkakrotnym zerw aniu znajom ości przedślubnej, na co pozwany reagow ał zarzu tem zm arnow ania m u życia. Pozwany ud erza w jej „wrażliwe strony” . Pow ódkę dręczą wyrzuty sum ienia, rodzi się w niej konflikt, którem u nie p o trafi sprostać - zasięga p o ra d psychiatry i zażywa leki psycho tropow e. W edle zaśw iadczenia lekarskiego zaczęła zażywać te leki pół roku p rzed ślubem i przyjm ow ała je „stale” aż do końca roku. Decyzja pow ódki na zaw arcie m ałżeństw a nie została p o d jęta d o p ie ro po zażyciu środków psychotropow ych, ale trw anie przy tej decyzji rodziło u pow ódki stany psychiczne wym agające zażywania silnych środków uspokajających. N ie chodzi o zażycie takich środków przed cerem onią ślubną, lecz o k ilk ak ro tn ą konsultację psychiatryczną („jak zobaczył, w jakim jestem zd an ie” - zeznaje pow ódka). N ie był to stan m ogący stanow ić psychiczne podłoże woli m ałżeńskiej zdefi niowanej w kan. 1057. W ew nętrzne możliwości i w olność decyzji były w poważnym stopniu ograniczone. Przeżyw anie przez pow ódkę wy tw orzonej - zresztą przy jej początkow ej akceptacji - sytuacji pow o dow ało upośledzenie jej funkcji poznawczych i decyzyjnych w o d n ie sieniu do m ałżeństw a. Z d an iem Sądu zachodził b rak rozeznania, o którym w k. 1095 n. 2: pow ódka, osoba sam odzielna i życiowo doj rzała, uw ikłała się w konflikty w ew nętrzne pozbaw iające ją um iejęt ności rozw ażnego, krytycznego i autonom icznego spojrzenia na za w ierane m ałżeństw o.
P rzedm iotem sprawy nie jest jed n ak brak rozeznania, lecz niezdol ność (w tym przypadku: powódki) do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich (k. 1095 n. 3). Są to dwa autonom iczne tytuły niew ażno ści, aczkolwiek obydwa zakotw iczone w sferze psychicznej, nie zawsze dające się wyraźnie odgraniczyć, nieraz pozostające w konwergencji polegającej na tym, że defekt rozeznania m oże pociągnąć za sobą nie zdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich.
N ie m a powodów, by nie wierzyć powódce, gdy mówi, że starała się jak m ogła, „żeby wszystko było w p o rząd k u ”, a zarazem , gdy twierdzi, że m ałżeństw o było dla niej ciężkim przeżyciem. Jeśli przyjąć, że - jak zeznaje ojciec powódki - pozwany powiedział jej m atce (a także jeśli rzeczywiście tak sprawy postrzegał), iż nie wie, o co jej chodzi i dziwi się, że ona nie chce z nim żyć, to w niosek m oże być tylko jeden, ten
m ianowicie, że m ałżeństw o z pozwanym przerastało możliwości psy chiczne powódki.
B iorąc powyższe pod uwagę Sąd stwierdza, że akta sprawy nie za w ierają wystarczających dowodów na tw ierdzenie o niezdolności p o zwanego do podjęcia istotnych obowiązków m ałżeńskich. Sąd osiągnął natom iast m oralną pewność, że pow ódka zawierając małżeństwo w stanie ograniczonego rozeznania nie była zdolna podjąć istotnych obowiązków m ałżeńskich. Z tego więc tytułu Sąd uznaje nieważność m ałżeństw a za udow odnioną i niniejszym tę nieważność orzeka.
La sentenza del THbunale M etropolitano di Katowice (c. Sobański) del 13.10.1997 della incapacità (с. 1095, η. 3)
Sommario
Si p r é s e n ta la s e n te n z a (p ro n u llita le ) d e l s u d d e tto T rib u n a le e m a n a ta il 28 n o v e m b re 2002.