Nr. 2.
ZO arszaw a, dnia 15 Jdufego 1909 r.
Rok 9.
Miesięcznik, poświęcony krytyce i bibliografii polskiej,
pod kierunkiem literackim J. K. KOCHANOWSKIEGO.Adres Redakcji i Administracji
Księgarnia E. WENDE i S-ka, Krakowskie-Przedmieście 9. j
Prenumerata wynosi:
w Warszawie rocznie rb. 2, na prowincji 1 w Cesarstwie rb. 2.50. TREŚĆ: „Sto la t myśli polskiej14. K r y t y k a :
A k ta historyczne, dla objaśnienia rzeczy pol skich służące; Baumfeld Andrzej, Sam na sam z duszą kapłanką; Bełza Władysław, O łowia n y żołnierz i inne pow iastki; Falkowski, Ju-
Ijusz, W spom nienia z roku 1848 i 1849; Ga- walewicz M arjan, W icherek, nowele; Gould
A . W., Dzieci m atk i przyrody; Heryng Zyg munt, O czym m ów ią nau k i społeczne, I i I I
część; Jeż T. T., Pierw sze Boże przykazanie;
Karwowski Stanisław dr., Czasopisma W iel- 1
kopolskie, cz. I, 1796—1859; Kayser Edmund, M ikrobiologja rolnicza; K rzyw icki L udw ik, W otchłani; Landau Helena, Z arys ekonomj i społecznej; Marcinkowski Kazim ierz, G ostynin i zamek gostyński; Morstin Ludw ik Hieronim, P salm Ziemi; Omir, Złudzenia; P am iętniki Beniowskiego (Syberja, D aleki W schód,
Ma-dagaskar); Piłat Koman dr., H isto rja litera tu ry polskiej; Płażkówna Marja, Obudzeni;
Szczepański W ładysław ks. T. ./ . , W A rabji Skalistej; Talko-Hryncewicz ./., P rzyczynek do antropologj f dzieci chrześcijańskich i ż y dowskich n a Ukrainie; Umiński Władysław, Przygotow anie do nauki gieografji; Tenże, Św iat lodów; W alerjusa M arcjalisa epigra mów ksiąg X II: Wołyniak, Z przeszłości p o w iatu wołkowyskiego; Tenże, Siedziba B a zylianów w Torokaniach; Tenże, Spis k la sztorów unickich B azyljanów w wojewódz tw ie wofyńskim ; Z chaosu, powieść współ czesna przez Zmorska Zbigniewa, N itka
jedw abiu. P od prasą. N ekrologja. K ronika. K u rjer księgarski. Czasopisma. B ibljogra
fja. Ogłoszenia.
„Sto lat m yśli polskiej”.*)
Cztery tomy wydawnictwa, wymienionego w tytule, nasuw ają mi na myśl
podobne w założeniu wydawnictwo, które przed dwudziestu laty z okładem
*) Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej. Życiorysy, streszczenia, wyjątki, pod redakcją Bro nisława Chlebowskiego, Ignacego Chrzanowskiego, Henryka Gallego, Gabrjela Korbuta, Stanisława Krzemińskiego. 8-ka. Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolffa. Kraków, G. Gebethner i Spółka. Tom I. Wypisy nr. 1—142, str XVIII -j-480, 1906. Tom II. Wypisy nr. 143 — 273, str. X I-f-4^0, 1907. Tom III. Wypisy nr. 2 7 4 -4 6 2 , str. XI + 526, 1907. Tom IV. Wypisy nr. 4 6 3 -5 8 4 , str. VI 4-487, 1908.
50
.Nś 2.
wychodziło w W arszawie: „Złotą przędzę“ (1884— 1887), pod naczelną redak
cją nieodżałowanej pamięci Piotra Chmielowskiego. Nowe wydawnictwo, pro
wadzone w duchu znakomitego profesora, związane jest jakoby węzłem ści
słym z wydawnictwem poprzednim przez udział w jego redakcji jednego ze
w spółpracow ników „Złotej przędzy", pisarza niepośledniej wiedzy i pracow i
tości, Stanisław a Krzemińskiego, który dostarczył dla „Wieku XIX" kilku nie
zmiernie cennych opracowań. W porównaniu ze „Złotą przędzą", zakres no
wego wydaw nictwa o tyle jest szczuplejszy, że uwzględnia ono tylko sto lat
myśli polskiej, o tyle jednak obszerniejszy, że wytknęło sobie, jako cel, poda
nie obrazu polskiej myśli w XIX wieku nietylko w dziedzinie właściwej litera
tury twórczej, ale i piśmiennictwa naukowego, nadewszystko zaś historji. Dla
tego „Wiek XIX“ uwzględnia w szerszej mierze, niż inne wydaw nictwa po
dobne,— pisma historyczne, mowy, rozprawy publicystyczne, pamiętniki i auto-
biografje.
Całość w ydaw nictwa ma się składać z 12 tomów, z których dwa
pierwsze obejm ują literaturę przedrom antyczną (1801 •— 1821), sześć dalszych
literaturę rom antyczną (1822— 1863), ostatnie cztery literaturę porom antyczną
(1864— 1900). W układzie autorów i ich dzieł kierowała się redakcja względ
nym porządkiem chronologicznym, grupując autorów według najwyższego roz
kwitu ich działalności; autorów, występujących jednocześnie, ugrupow ano w e
dług pokrew ieństw a duchowego i kierunku ich twórczości. Nie zgodziłbym
się tylko na zasadę, aby pomijać wszystkie utwory, napisane w XVIII i XX
stuleciu, choćby naw et najwybitniejsze i najbardziej charakterystyczne. Czytel
nik będzie otrzym ywał w ten sposób ułam ki twórczości pewnych autorów ,
np. Sienkiewicza i Konopnickiej; od tej zasady redakcja powinna stanow czo
odstąpić, — wszak twórczości autorów nie można urywać mechanicznie na
roku 1900.
Opracowanie każdego autora składa się z trzech części: z życio
rysu wraz z charakterystyką, z bibljografji dzieł i z prac o nim, w końcu—
z w yjątków z dzieł, poprzedzonych charakterystyką i streszczeniami.
W ykonaniem powyższego planu zajęła się osobna redakcja, w której
skład wchodzą: Ignacy Chrzanowski, Henryk Galie, Stanisław Krzemiński, a od
drugiego tomu nadto Bronisław Chlebowski i Gabrjel Korbut.
Ogólny sąd
0 wydanych dotąd tomach (obejmujących 77 opracow ań, a 584 wyjątki), w y
paść musi korzystnie: w ram ach, zakreślonych przez wydaw ców , nie mamy
dotąd z zakresu literatury XIX w. dokładniejszych biografji; bibljografja, po
daw ana w „Stu latach" jest, jak dotąd, najobfitszą; nie będzie też mógł bez
niej obejść się żaden pracownik na polu historji literarury; wyjątki wreszcie
podawane są tak obficie, jak w żadnym innym podobnym wydawnictwie; nadto
są tak istotnie charakterystyczne, że czytelnik może się z nich wiele nauczyć,
tym więcej, że uwzględniają częstokroć rzeczy w yczerpane lub mniej wogóle
znane. W zakresie opracow ań w ysuw a się na pierwszy plan obraz życia
1 twórczości Adama Mickiewicza, skreślony doskonale, w formie zwięzłej,
a bogatej w trafne sądy, przez Bronisława Chlebowskiego; jedna to z najlepszych
prac o Mickiewiczu, zasługująca na jaknajwiększe rozpowszechnienie. Zresztą
i inne prace tegoż autora odznaczają się starannością opracow ania i niezw y
kle umiejętnym ujęciem przedmiotu, zw łaszcza o Juljuszu Słowackim. Obok
nich stoją opracow ania Stanisław a Krzemińskiego, niepospolitego znaw cy lite
ratury z końca XVIII i początku XIX w., odznaczające się iście m rów czą pra
cowitością i bogactwem nieprzebranym szczegółów . Zw łaszcza opracowanie
Lelewela, z wzorowo ułożoną bibljografją rzeczową, jest prawdziwą ozdobą
wydawnictwa.
M 2 .
51
Uznając w ten sposób znaczenie wydawnictwa, poczynię jednak kilka
uwag, podyktowanych gorącą chęcią, aby wydawnictwo w dalszych tomach
mogło ustrzedz się pewnych braków. Najważniejszym zarzutem moim byłoby,
że należytej, a tak pożądanej jednolitości w wydawnictwie niema. Mam tu na
myśli przedewszystkim biografje, w których jedni autorowie podają sylwetki
pisarzów bardzo szczegółowe, inni pobieżne, z czym pozostaje w związku
uwzględnianie przez jednych twórczości autorów, przez innych zaś prawie zu
pełne jej pomijanie. Podobnież przy wykazach bibljograficznych jedni autoro
wie uwzględnieni są przez podanie ich bibljografji jaknajbardziej szczegółowej,
inni zaś, nawet poważni, zbyci są wprost po m acoszem u — gdyż co do nich,
odsyła się czytelnika do prac innych. W rzeczach tych należałoby koniecznie
dążyć do ujednostajnienia planu.
Poruszam dalej moment następujący. Mimo zasadniczej reguły, że w y
dawnictwo obejmować będzie tylko życiorysy autorów, redakcja sam a uważała
za rzecz konieczną pomieścić trzy artykuły ogólne: t. j. ustępy o Tow arzystw ie
Iksów (II, 157 nn.), o Tow arzystw ie Szubrawców (II, 264 nn.) i o walce ro
m antyków z klasykami (III, 260 nn.); takich artykułów, skupiających niejako
pewne rysy charakterystyczne danej epoki, powinno być jednak więcej, np.
0 Tow arzystw ie Przyjaciół Nauk w W arszawie. Zmiana, proponow ana prze-
zemnie, nie zmieniłaby ogólnego charakteru wydawnictwa.
Zgadzając się dalej na zasadę ogólną, że „Wiek NIX“, zamieszczając tyl
ko pomniki myśli polskiej, nie podaje przekładów, w yjąw szy rzadkie wypadki,
przy których uwzględniano samoistność nastroju tłumacza, nie rozumiem, dla
czego nie podano żadnych w yjątków z tłumaczeń Przybylskiego, F. K. Dmo
chowskiego lub Korsaka.
W ogólności też odniosłem wrażenie, że w przeważnej części biografji
podano zbyt wiele szczegółów drobnych, które zacierają całość obrazu; nato
miast jest tam kilka biografji stanowczo zbyt krótkich, np. W oronicza i Niem
cewicza. Jako nieodpowiednie w ydały mi się także liczne niedomówienia,
ogólniki (nie wyw ołane żadną potrzebą) i powoływania się na osoby lub auto
rów bez wymieniania ich nazwisk: nie każdy czytelnik może mieć taką zna
jom ość wszystkich szczegółów, aby zrozumiał, o co chodzi. Pożądaną rzeczą
byłoby też, aby przy biografjach powoływali się piszący na źródła, z których
korzystają—przynajmniej w rzeczach zasadniczych; i tu znowu niema jednoli
tości, gdyż niektórzy autorowie postępują w sposób, przezemnie wskazany.
Jako szczegóły, zasługujące na wyróżnienie, oprócz powyżej już uw y
datnionych, wymieniam rzeczy najważniejsze: podanie urywków utw oru Niem
cewicza p. t. „Dumania w Ursynowie“ poraź pierwszy z autografu, znajdu
jącego się w bibljotece Zamojskich w W arszawie (I, 311); odmienna od do
tychczasow ych ocena tłum aczenia Delilla „Ziemianina4* przez Felińskiego (II, 84);
uwydatnienie działalności Kopczyńskiego, jako ostatniego poety polsko-łaciń-
skiego (a nie Kniaźnina, jak utrzym yw ał Chmielowski, II, 241); zaznaczenie
w pływ u Surowieckiego na J. Słowackiego (II, 339), staranny wybór w yjątków
z dzieł Niemcewicza, Brodzińskiego, a zwłaszcza Mickiewicza i Słowackiego.
Z uzupełnień bibljograficznych podaję. Do nr. I: J. Szujski, S. Staszic,
jako pisarz polityczny. „Przegląd Polski1*. Kraków, 1866, i Dzieła, II, 5; R. Pi
łat, O literaturze politycznej sejmu czteroletniego.
Kraków, 1872; W. Ka
linka, Sejm czteroletni, II; W. Szajnocha, S. S. jako gieolog. „Przewodnik
Nauk. i Lit.“ 1889; M., S. S. i jego poglądy na wychowanie. „Rodzina
1 S zkoła“, 1898; J. Piórkiewicz, S. S. Lwów, 1899. Do nr. III: K. Hoffmanowa,
52
J\S 2.
T . C. Dzieła, VI. W arszawa, 1875; W. Grochowski, T. C. „Tygodnik 111.“,
1861; J. D. Karwicki, Szkice obyczajowe i historyczne. W arszaw a, 1882; Rolle
Michał, Ateny wołyńskie. Lwów, 1898; L. Dębicki, Z korespondencji nauko
wej Puław. „Bibl. W arsz.“ 1885; Z. W ęclewski, Listy T. C. do G. E. Gródka.
„Przew. Nauk. i Lit.“ 1876; F. Majchrowicz, T. C. i jego zasługi w dziedzinie
w ychow ania publicznego. Lwów, 1894.
Do nr. IV: Z. Batowski, Katalog zbioru
gemm króla Stan. Augusta. Do nr. V: PI. Szcz., Ks. „A. C. „Rozmaitości
Lwowskie", 1858, nr. 5 0 —1.
Do nr. VII: K. Brodziński, Pisma, IV; K. Koźmian,
Pamiętniki; L. Dębicki, Puławy; A. Jougan, J. P. W oronicz, 2 tomy. Lwów,
1908.
Do nr. VIII: O rękopisie powieści „Sierota m niemana". Dodatek do
„Czasu“ , 1858, Listopad; wydanie „Powrotu posła" przez Boleina. Lwów. Do
nr. X: T. Ziemba, J. Ś. na polu filozoficznym. Kraków, 1871; A. Skórski, J. S.
na polu pedagogicznym. Lwów, 1892.
Do nr. XI: W „Kosmosie" 1897, roz
prawy: S. S. Pepłowski, J. Ś.; M. Grochowski, Czy zasłużony nasz fizjolog
J. S. był transformistą?; R. Nusbaum owa, J. S. i Herbert Spencer, jako peda
gogowie; J. Weigel, J. Ś. Kraków, 1897; S. Brzozowski, Jędrzej Ś. W arszawa,
1903. Do nr. XXI: A. Tyszyński, Stefan Czarniecki i Pacholę hetmańskie. Para
lela. „Kłosy". 1873; Koźmian A. E., Listy. T. IV. Lwów, 1894 (passim).
Do
nr. XXII: K. Hoffmanowa, Dzieła, VI. W arszaw a, 1875.
Do nr. XXVIII:
S. Schneider. E. G. Groddeck, Lwów, 1904.
Por. nadto wzmianki w I. 90,
178; II. 148, 459.
Do nr. XXXV: W unbach, Lexicon des Kaiserthums Oester-
reich, I.
Do nr. XXXVI: „Encykl. W ych.“ I.
Do nr. LIV: A. Mazanowski,
Balladomania po pierwszym wystąpieniu Mickiewicza. „Ziarno". Lwów, 1883.
Do nr. LXV1: E. Kierski, F. M. „Tygodnik 111." 18Q2; S. G., F. D. M., jako
pisarz. „Tygodnik Poznański", 1862. Do nr. LXIX: W ydanie pism przez
M ajchrowicza. Lwów.
Ponadto zaznaczam jeszcze następujące braki: niejasny układ przy nie
których zestawieniach bibliograficznych, przyczym nie m ożna dojść, jakiego
właściwie system u trzym ał się autor, czy chronologicznego, czy rzeczowego,
czy alfabetycznego; II. 149, 253, 371: brak zestawienia bibljografji dzieł autora
lub rozpraw o nim; II. 10: tylko ważniejsze pozycje; III, 388: tytuł dziełka
Zawadzkiego brzmi: Literatura w Galicji; III. 393: spis prac Morawskiego nie
dokładny; III. 458: brak zupełnego system u w bibljografji Hoffmanowej; III.
130: wydawcam i trzeciego tomu Dzieł Mickiewicza staraniem Tow . lit. im.
A. Mickiewicza są, prócz Bruchnalskiego, także Chmielowski i Nehring.
Co do wyjątków , notuję w końcu ważniejsze uwagi, jakie mi się nasu
nęły: ze Staszica niema w yjątków z „Uwag" i „Przestróg dla Polski"; z Koł
łątaja z „Konstytucji 3 m aja",— wstępu do „Prawa politycznego narodu polskie
go"; wybór z pism Czackiego stanowczo za skąpy; przy Albertrandim niema
żadnego w yjątku z jego pism historycznych; podobnież z komedji ks. A. K.
Czartoryskiego, ani z utworów poetycznych Wybickiego, Euzebjusza Słow ac
kiego (choćby z „Mendoga"); „W iesław" powinien być cały, nie w wyjątkach.
Powyższe uwagi nie ujm ują wcale znacznej wartości wydawnictwu: jest
ono jednym z najpow ażniejszych przedsięwzięć, jakie w ostatnim czasie u nas
zostały podjęte w zakresie badań nad historją literatury, zasługuje przeto na
jaknajwiększe rozpowszechnienie, zw łaszcza wśród młodzieży, nauczycieli i pra
cowników na polu literatury polskiej, którym może przynieść rzetelną pomoc
i prawdziwą korzyść.
Al 2.
53
Szczepański Władysław, ks. T. J. W Arabji STcnlintej. Na podstawie podróży, odbytej w r. 1905 o p is a ł... 8-ka, str. VIII+ 139. Kraków, 1907. Nakładem „Przeglądu Powszechnego”. Cena 1 kor. 60 hal.
P rzykro mi, że późno poznałem i że póź no w skutek tego zaznajam iam czytelników „K siążki“ z piękną pracą ks. Szczepańskiego. Nasze piśm iennictw o o bliższym W schodzie zyskało bardzo cenne dzieło, napisane źró dłowo, gruntow nie, a przytym bardzo p rzy stępnie i pociągająco. K siążka ta zajm ie i archeologa, i gieografa i każdego lubowni- ka miłej a pow ażnej lektury. Ks. Szczepań ski zwiedził A rabję S kalistą w lecie 1905 r. w tow arzystw ie profesorów w ydziału orjen- talnego na w szechnicy bejruckiej; pisząc sw oje sprawozdanie, nie zam ierzał b y n a j m niej — ja k sam zaznacza w przedmowie — podaw ać specjalnych w yników badań tej n a der zajm ującej podróży, prag n ął tylko po dzielić się ogólny^mi w rażeniam i i usunąć trochę zasłony z życia B eduinów i innych plem ion arabskich. Z agranicą A rab ja Ska lista posiada obszerną literatu rę naukow ą, dość w ym ienić świeże pomnikowe prace Do- maszewskiego i Musila; w naszym piśm ien nictw ie o ziemi tej głucho i dopiero ks. Szczepańskiemu zawdzięczam y popularne, ale pierw szorzędnej w artości dzieło. Z au torem jedziem y z B e jru tu do Damaszku, oglądam y ten „raj ziem ski11, dam asceńskie pam iątki i życie dzisiejsze, a podpisany mo że świadczyć, ja k znakom ite to opisy, bo sam w ow ych stronach niedaw no przeby wał. Z Dam aszku puszczamy się koleją mek- kańską, poznajem y je j dzieje i znaczenie, przebyw am y p ustynię aż do Maan, poczym konno śpieszym y ku Petrze, niezm iernie cie kaw ej stolicy N abatejczyków . Opis P etry , je j św ią ty ń i grobowców,—cudow nego tła, ram przyrodzonych w ym arzonego obrazu — je s t chyba' najcenniejszą częścią książki.
N a str. 48 k an a ł Suezki fałszyw ie n azw a n y „przedsiębiorstwem angielskim ". Zam iast: Ba6j/lon (67), Bać^/lończycy (70), Ptofomeusz
(69, 82, 132), bal:am (70)—wolelibyśm y czy tać: Babilon, Babilończycy, Ptolem eusz, bal sam. Przysłow ie: „G dy wejdziesz między w rony, krak aj ja k one“ przytoczono niedo brze: do w ro n y rym je st ony i ta sta ra for ma m usi tu trw ać, podobnie ja k w innym przysłowiu „dwie słowie".
Tadeusz Smoleński.
Umiński Wł. Świat lodów. Odczyt do la tarni magicznej. 8-ka, str. 41. Warszawa, 1907. Wydawnictwo im. Staszica. Skład główny w „Księgarni Polskiej". Cena kop. 15.
A utor w ty m popularnym odczycie we w stępie podaje w krótkich zarysach historję w y p raw naukow ych do biegunów, poczym opisuje ciekaw y św iat lodów, a więc pola i g óry lodowe, panujące tam w aru n k i k li m atyczne, oraz życie organiczne k rain pod biegunow ych.
Ze względu n a zajm ujący i przystępny w ykład, nie zaw ierający błędów naukow ych, książeczka ta może być zalecona do czyta nia osobom, nie posiadającym wiadom ości o krajach podbiegunowych.
Co się ty czy w artości w ykładu, to tylko w p aru m iejscach znalazłem pew ne niedo kładności. Otóż n a str. 20 autor zaznacza, „że góry lodowe sk ład ają się z lodu słodkie go". W obec tego m ożna byłoby przypuszczać, że w przyrodzie tw orzy się i lód słony. Za drugą niewłaściw ość poczytuję nazyw anie k rw i zw ierząt ssących gorącą: „ m o rs ... je s t stw orzeniem o k rw i gorącej" (str. 34).
Cz. Statkiewicz.
Antropologja.
Talko-Hryncewicz J. Przyczynek do antro pologii dzieci chrześcijańskich i żydowskich na
Ukrainie. 8 ka, str. 60. Kraków, 1908. Na kładem Akademji Umiejętności.
A ntropologja współczesna nie zadow alnia się b y najm niej badaniem tylko ludzi doro słych, lecz zaczyna swe obserw acje nad czło wiekiem od chw ili jego poczęcia, od płodu, lub przynajm niej od nowonarodzonego i śle dzi stopniowo dalszy jego rozwój. Dzięki ta k im badaniom , poznaliśm y cały szereg cie k aw y c h i niezm iernie w ażnych faktów z za kresu filogienezy i ontogienezy ludzkiej; dzięki nim również wiele nieznanych
do-Gieografja, podróże.
54
JM* 2 .tychczas właściwości rasow ych zostało w y św ietlonych i w yjaśnionych.
W polskiej literaturze antropologicznej po- [ siadam y ju ż pracę o dzieciach d-ra L. D u- j
drew icza „P om iary antropologiczne dzieci w arszaw skich", a obecnie znany i zasłużony nasz antropolog, prof. Talko-H ryncew icz, ogłosił pracę z tegoż samego zakresu, sta n o w iącą rez u ltat jego badań, przeprow adzo n ych przed k ilk u n astu la ty na U krainie nad dziećmi ludności miejscowej ukraińskiej i ży dowskiej. Wiek badanych dzieci był od 2 do 16 roku życia. Dzieci u kraińskich zbadał autor 181, a żydow skich 112. A utor dzieli w swej pracy w iek dziecięcy na 4 grupy: I od la t 2 - 5 , I I od 6 - 9 , I I I od 1 0 - 1 3 i IV od 1 4 -1 6 .
Podział ta k i nie w ydaje mi się słuszny, sądzę bowiem, że odpowiedniej byłoby u- j
tw orzyć g ru p y n a podstaw ie okresów p rz y bieran ia w zrostu i przybierania w agi ciała. W iem y bowiem, iż poczynając od urodzenia, rozw ój organizm u ludzkiego w obu tych kie runkach naprzem ian zyskuje przewagę. P o okresie niem ow lęctw a, k tó ry jest zarazem okresem silnego w zrostu, następuje okres pierwszego tycia, trw ają cy od 4-go m niej więcej roku; następnie przeważa szybki w zrost przy zm niejszeniu stosunkow ym w agi, co trw a do końca mniej więcej 7-go roku. Od 8-go do końca 10-go roku następuje ponow ny okres słabszego w zrostu przy silniejszym przybyw aniu w agi, wreszcie po 11-ym roku następuje rozwój odw rotny, którego granice zatrac ają się w okresie dorosłości. M e zn a czy to bynajm niej, b y w okresach siln iej szego w zrostu dziecko m iało być długie a chude, lecz że w okresach ty c h osobnik w ię cej rośnie, a m niej rozrasta się. Odw rotne stosunki zachodzą w okresach tycia. Te róż norodne okresy rozw oju odróżniają się je szcze pod innym względem; m ianow icie dzieci do 7-go roku, a więc przez czas nie m ow lęctw a, oraz w okresie 1-go ty cia i pierw szego w zrostu — nie w ykazują żadnych dal szych różnic płciowych, oprócz tych, które u ja w n ia ją się ju ż od 3-go m iesiąca płodo wego. Przeciw nie, poczynając od roku 7-go, zachodzi dalszy rozwój znamion płciow ych, co przedew szystkim u ja w n ia się u dziewczy nek. Tak więc 3 pierw sze okresy rozw oju
nazw ać można okresem rozw oju n eu tra ln e go, następne zaś okresy — okresem rozwoju dwupłciowego.
Otóż sądzę, że słuszniej byłoby zastosowań się do powyżej przytoczonego podziału i zba dać, ja k ie w ystępują pod ty m względem od chylenia od stosunków, poznanych dotych czas.
P o m ija jąc tę usterkę, rez u ltaty podanej pracy są bardzo ciekawe. Pod względem śre
dniej w zrostu dzieci ukraińskie o 17 mm.
przew yższają dzieci żydowskie, przyczym przyrost w zrostu w różnej k ateg o rji wieku u dzieci żydow skich i u kraińskich je s t od m ienny. In teresu jąc y je s t bardzo fakt, że przew ażająca długość piszczeli w stosunku do uda je s t cechą sta łą budow y szkieletu żydowskiego; n atom iast u U kraińców cecha ta w dzieciństw ie podlega znacznym w ah a niom i ustala się dopiero w raz z zakończe niem w zrostu szkieletu.
P rzeciętna m iara obwodu piersi u dzieci ukraińskich przewyższa żydow skie o 36 mm.,, p rzytym u dzieci żydow skich—z przyborem w zrostu przeciętny przyrost objętości piersi je s t słabszy, niż u Ukraińców tej samej k a te g o rji w ieku.
Najczęstszą b arw ą włosów u U kraińców , zarów no dzieci ja k dorosłych, to blond i sza ty n z odcieniam i. U żydów we w szystkich grupach w ieku przew aża b arw a szatyn. W ło sy u dzieci, w porów naniu z dorosłymi, są miększe, cieńsze i bardziej jasne; są one zw ykle proste, w yjątkow o spo ty k ają się k ę dzierzawe. U Żydów w łosy kędzierzaw e o wiele częściej zdarzają się, niż u U kraińców, w e w szystkich la tac h życia i kędzierzawość w ystępuje silniej w w ieku dojrzałym .
Co się tyczy barw y oczu, to z la tam i staje się ona jaśniejszą. Cechą dzieci ukraińskich są przew ażnie oczy jasne, które w ystępują jeszcze w yraźniej u dorosłych. U dzieci ży dow skich pospolite są oczy ciemne, które u dorosłych w y stę p u ją m niej stale.
R ozpatrując w połączeniu barw ę skóry, włosów i oczu, powiedzieć można, że dzieci żydow skie m a ją ty p ciem niejszy, niż dzieci ukraińskie.
Zarów no dzieci, ja k i dorośli U kraińcy są bardziej krótkogłow i, niż dzieci i dorośli
N o 2 .
55
Żydzi, p rzytym krótkogłowość w ybitniej w y stępuje u dzieci, niż u dorosłych.
Obwód poziomy głow y u dzieci żydow skich różnego w ieku — je s t m niejszy niż u ukraińskich.
P rzeciętną szerokością czoła dzieci u k raiń skie również przew yższaję dzieci żydowskie, natom iast przeciętną szerokością potyłicy dzieci u k raińskie nie w yróżniają się od ży dowskich. W p racy tej autor podaje rów nież w yniki sw ych badań n ad przyrostem potylicy u dzieci różnego w ieku i płci w Za bajkalu. Okazało się, że rozm iary potylicy m niej się zw iększają z wiekiem, niż rozm ia ry in n y ch części czaszki. W okresie w ieku od Jat 14 — 16 przyrost potylicy je st ju ż u- kończony i odpow iada stosunkom, istn ieją cym u dorostych, podczas g d y przyrost in n ych części czaszki trw a jeszcze. Pozostaje to praw dopodobnie w zw iązku z faktem , że rozwój w ielkich płatów mózgowych, położo n ych w przedniej części czaszki, trw a dłu żej, aniżeli rozwój ty ln y c h części mózgu.
Dzieci u k raińskie i żydow skie m ają tw arz w dzieciństw ie krótszą; z latam i ulega ona w ydłużeniu. Podobnież i szerokość tw arzy z wiekiem się powiększa, przyczym p rzyrost je s t znaczniejszy u dorosłych U kraińców, niż u Żydów. A utor tw ierdzi również, że pod względem w skaźnika tw arzowego dzieci m ało się różnią od dorosłych.
Wobec tego o ryginalnym i dziw nym je st fakt, że u Żydów dorosłych przew ażają tw a rze nizkie, podczas g d y u dzieci żydowskich, ukraińskich i u dorosłych U kraińców pospoli cie spotykam y tw arze wązkolice.
T aki n a g ł y przeskok u Żydów dorosłych pozostaje w sprzeczności ze zdaniem poprze dnim i należałoby zbadać przyczynę tego. Zdaniem moim, fa k t te n spow odowany je st w danym przypadku m ałą liczbą Żydów (69), porów nyw anych z o w iele w iększą liczbą U kraińców (1055).
U dzieci ukraińskich najczęściej spotyka m y nos prostj7; rzadszy je st nos zadarty i in ne jego kształty . W latach dojrzałości sta łej w ystępuje u U kraińców nos prosty, niż u Żydów . U dzieci żydow skich również n a j częściej w ystępuje nos prosty, w latach doj-a ły c h jed n doj-ak częstość jego w ystępow doj-anidoj-a
zm niejsza się, przyczym w zrasta odsetka w y stępow ania nosów garbatych.
W reszcie, na zakończenie owej pracy autor n a podstaw ie sw ych w ieloletnich badań nad ludam i w schodnim i i nad R osjanam i-M ety- sami za Bajkałem , podkreśla znaczenie w y- datności łuków licowych, oraz szerokości po tylicy, które, zdaniem jego, stanow ią zn a m iona zasadnicze, najtrw alej w ystępujące u mieszańców. N a podstaw ie zaś p racy n i niejszej autor tw ierdzi, że stałość powyższej właściwości potylicy daje się zaobserwować i w ciągu rozwoju ontogienetycznego czło wieka.
C iekaw a ta praca zaopatrzona je s t w licz
ne tablice. K. Stołyhwo.
Historja literatury.
Karwowski SPirsław , dr. Czasopisma wiel kopolskie. Część pierwsza. 1796 — 1859. 8-ka,
str. 83. Poznań, 1908. Odbitka z „Dziennika Poznańskiego”. Cena kor. 1.20.
W literaturze naszej m am y dotąd ta k mało opracow ań o rozw oju naszych czasopism, że każdą pracę pow ażniejszą w ty m kierunku .pow itać należy jako pożądany przyczynek w w ym ienionej dziedzinie. Zaliczyć do nich należy podaną w nagłów ku pracę d-ra K a r wowskiego, na szersze ram y zakrojoną, k tó rej dotąd ukazała się drukiem część pierw sza. Dzieli się ona n a następujące działy: I. D zienniki polityczne (Gazeta P ru s P o łu dniow ych, G azeta P oznańska, G azeta
W .
K sięstw a Poznańskiego, G azeta Polska, W iel kopolanin, W iarus, D ziennik Polski, Goniec Polski, K rzyż a Miecz, razem 9); I I. Czaso pism a treści literackiej (Pismo Miesięczne, M rów ka Poznańska, R ozryw ki L iterackie i B ibljoteka Konw^ersacyjna, W eteran P o znański, P rzyjaciel Ludu, T ygodnik L ite racki, O rędow nik N aukow y, D ziennik Do mowy, Rok, P rzegląd Poznański, Znicz, ra zem 12); I I I . Pism a ludowe i pedagogiczne (Szkółka Niedzielna, Pism o dla „nauczycieli lu d u “ i ludu polskiego, Kościół i Szkoła, Szkoła Polska, Szkółka dla Dzieci, Szkółka dla Młodzieży, razem 6); IV . Czasopisma ko ścielne (A rchiw um Teologiczne, Gazeta Ko ścielna, T ygodnik K ościelny, Obrona P ra w dy, razem 4); V. Czasopisma rolnicze i prze
56
m ysłow e (Pi’ze w odnik R olniczo-Przem ysło wy, Ziem ianin, P rzy ro d a i Przem ysł, r a zem 3); w te n sposób u w zględnił autor 34 czasopisma, w ydaw ane w W ielkopolsce, po dając w treściw ym w ykładzie najw ażniejsze szczegóły z ich historji, uw zględniając przy- ty m redaktorów czasopism, jako też n ajw a ż niejsze a rty k u ły w nich pomieszczone. Opiera się au to r przedew szystkim na dokładnym przestudjow aniu treści czasopism; w drugim rzędzie uw zględnia te rozpraw y, w których znalazł odpowiednie dla siebie szczegóły. N a str. 81 w ylicza jeszcze 12 czasopism, w y m ienianych w B ib ljo g rafji E streichera, k tó ry ch je d n ak nie uw zględnia, praw dopodobnie dlatego, że ich nie m ógł dostać. D rugiej części pouczającej pracy d-ra Karwowskiego oczekujemy z ciekawością; w yrażam y przy- ty iu życzenie, by szanow ny autor przy koń cu swej rozpraw y podał zestaw ienie chrono logiczne w szystkich czasopism, spis treści i dokładny w skaźnik rzeczowy.
Dr. W iktor Halin.
M. Waleryusa Marcyalisa epigramów ksiąg X II; przekładał Jan Czubek. 8-ka, str. XVI — 457. Kraków, 1908. Nakładem Akademji Umie jętności. Bibljoteka przekładów z Litertaury
starożytnej. III. Cena rb. 3 40.
M arek W alerjusz M arcjalis (M. Valerius M artialis), poeta-epigram atyk, działał w d ru giej połowie I w ieku po Chr. (urodził się m iędzy 38 — 41 rokiem — um arł najdalej w 104 r.). B y ł to człowiek i poeta nie bez zalet, ale i nie bez braków: dziecko czasów D om icjana. P isał epigram aty, bardzo ce nione przez w spółczesnych i późniejszych autorów , o czym św iadczą liczne c y ta ty z jego epigram atów , spotykane w lite ra tu rze rzym skiej aż do V I w ieku po Chr. Nie był on w ynalazcą tego rodzaju poezji, gdyż przed nim upraw iali epigram aty, między in nym i w ielki K atullus Marsus, Pedo i inni, chociaż znacznie je rozwinął. Całkowitego przekładu na ję z y k polski epigram atów tego poety dokonał w roku bieżącym J a n Czubek i w ydał go w K rakow ie.
W przedmowie p. Czubka, poprzedzającej przekład (str. I —X V I), prócz treściw ej cha ra k te ry sty k i osobistości M arcjalisa i oceny je g o spuścizny poetyckiej, znajdujem y k ró t kie wiadom ości o h isto rji pism M arcjalisa
w Polsce. D ow iadujem y się m ianowicie, że w yd an ia częściowe tek stu łacińskiego zostały sporządzone w latach 1518, 1609, 1615, 1641 i 1648 w różnych m iejscach Polski, tłu m a czenia zaś (niekom pletnego) na ję z y k polski dokonano w 1759 (dwa tłum aczenia je d n o cześnie przez różnych autorów , jedno z nich razem z tekstem łacińskim ) i w 1766, acz kolw iek pojedyńcze ep ig ram aty dość często ju ż przedtym były okolicznościowo przekła dane. Dodać od siebie musimy, że sam prof. Czubek już przedtym przetłum aczył w y ją tk i z X I i X I I księgi (z okazji 500-letniego ju bileuszu U niw ersytetu krakowskiego), które następnie zostały włączone do książki pa m iątkow ej („Almae M atri Jagellonicae qui ob ipsa m ulta olim in litte ris perceperant quinque saecula feliciter p eracta hoc m unu- sculo obiato g ratu lan tu r"), a potym w ydane w osobnej odbitce przez samego autora, pod ty tułem : „M. W aleryusa M arcyalisa w y ją tk i z X I i X I I księgi E pigram atów 11 (8-ka, str. 24. Lwów, 1900).
Tegoż autora, znacznie przedtym , wyszło tłum aczenie fragm entarycznie zachow anych liryków greckich doby klasycznej („L irycy g reccy“, w ydanie redakcji „P rzeglądu P ol skiego", 8-ka, str. 115. K raków , 1883), k tó ry to zbiorek objął elegików, m iędzy innym i Solona i Ksenofanesa (obecnie, t. j. od roku 1891 m am y znacznie więcej fragm entów So lona, z powodu odkrycia rękopisu, zaw iera jącego praw ie całą „K onstytucję ateńską* A rystotelesa, w którym to piśm ie m am y kil k a fra g m en tó w —razem 65 w ierszy—pięknych elegji Solona, n atchnionych k onstytucją, j a k ą w prow adził w swojej ojczyźnie. T ych fragm entów oczywiście niem a w zbiorze p. Czubka), jam bografów: A rchilocha i Si m onidesa z Amorgos i melików: A lkm ana, Safo, A lkajosa i wielu innych. J a k widzi m y, p. Czubek na polu spolszczenia poetów klasycznych m a ju ż pew ną trad y cję, tym - bardziej, że dokonane przez niego tłum acze nia nie pozostaw iają nic, albo bardzo nie wiele, do życzenia.
Obecne tłum aczenia obejm ują całość epi gram ató w M arcjalisa, k tórych liczba dosię g a 1200, w X I I księgach, a więc m am y w końcu w szystkie epigram aty M arcjalisa po polsku.
Ne 2.
57
Pozostaw iając na stronie w artość tłum a czenia, jako pracy, wzbogacającej naszą lite ra tu rę przekładów dzieł z epoki klasycznej, któ ra, pomimo wszystko, je s t pod tym wzglę dem jeszcze dość uboga i nie może się rów nać z innym i literaturam i europejskim i, po siadającym i masę przekładów, niekiedy do konanych n aw e t przez kilku autorów , p ra gnę podnieść n a ty m m iejscu je d n ą w ażną stronę tego tłum aczenia dla naszej literatury.
!Nie ulega w ątpliw ości, że epigram y Mar- cjalisa m iały pow ażny wpływ n a te n rodzaj poezji w literaturze europejskiej; m iały też one znaczny w pływ n a ów rodzaj tw órczo ści poetyckiej i w literatu rze polskiej, szcze gólniej zaś w pew nym okresie, kied y w y ją tk o w e miano upodobanie do epigram atów i upraw iano je, jako specjalny rodzaj liryki. Ju ż pobieżne zestaw ienie, np. „Praszek “ We- spazjana K ochowskiego, z „E pigram am i11 Mar- cjalisa, w ykazuje blizkie ich pokrew ieństw o; ] w iem y prócz tego, że Kochanowski, Rej | i inni późniejsi upraw iali tego rodzaju poe- j zję. O kreślenie zależności tych poetów od > M arcjalisa było dotychczas zb y t ogólnikowo trak to w an e, a to z tego powodu, że M arcja- lis kom pletny był tylko po łacinie, polskie zaś tłum aczenia—niekom pletne, niekiedy li che, a zawsze mało znane i rzadkie, przed staw iały w artość antykw arsko-bibljoteczną, j
nie zaś literacką. Ju ż z ty c h względów, po- ' rów nanie ow ych poetów było znacznie u tr u dnione dla szerszego g rona literatów , gdyż
j
M arcjalis nie je s t zb y t łatw y do zrozum ie n ia w oryginale, k tó rą to trudność zwięk sza jeszcze ta okoliczność, że poeta, z zupeł nie zresztą zrozum iałych przyczyn, ukryw a w łaściw ą m yśl i intencję sw oich epigram a tów przy pomocy niezw ykłych, a niekiedy dw uznacznych zwrotów. W ogóle u tw o ry te go rodzaju ja k satyra, epigram i kom edja (np. A rystofanesa) w y m ag a ją wj^bornej zna jomości w arunków , w ja k ich pow stały, gdyż w przeciw nym razie nie będziem y b a r dzo często zupełnie rozum ieli dowcipu, ani zam iaru autora. Są to rzeczy przew ażnie se zonowe, pow stałe pod wrażeniem chwili, pi sane dla współczesnych i przez nich tylko dokładnie rozum iane. To też dokładne ro zum ienie tego rodzaju utworów w ym aga specjalnych studjów językow ych, obszernej
znajomości literatu ry tego czasu i „stanu rzeczy", w arunkującego ich pow stanie. Oczy wiście, możemy takiej znajomości w ym agać ty lk o od specjalisty, k tó ry jednakże naw et sam je st niekiedy bezsilny wobec zaw iłych zjaw isk literackich. Otóż uw agi p. Czubka, które są zamieszczane u dołu stronic, czy n ią zadość tej trudności i pozw alają nam m niej lub więcej dokładnie zrozumieć m yśli poety. Są to krótkie,* ale w ystarczające, rze czowe kom entarze, uw agi o charakterze le- ksykologicznym , archeologicznym , historycz nym i antykw arskim ; w y jaśn iają nam one n iejedną ciem ną stronę m yśli i formy. N ie m niej dobrą stro n ą tłum aczenia, pochodzącą od tłum acza, są zatytu ło w an ia każdego epi gram atu, czego niem a w oryginale.
K siążkę tę możemy polecić każdemu stu- djującem u literaturę, szczególniej zaś w szyst kim tym , k tórzy chcą gruntow nie zrozumieć i należycie ocenić wiele zjaw isk w literatu rze polskiej. Wiktor Wąsik.
Piłat Roman, dr. Historja literatury polskiej, wykłady uniwersyteckie, pod redakcją Wilhel ma Bruchnalskiego. Tom IV, część II. Historja poezji polskiej. Czasy porozbiorowe i Księ stwa Warszawskiego. Opracował Konstanty Wojciechowski. 8-ka, str. 195. Lwów, 1908. Księgarnia H. Altenberga. Warszawa, M. Arct. Cena rb. 2 40.
Część d ru g a tomu czw artego w ykładów uniw ersyteckich P iła ta , wzorowo opracowa na i uzupełniona przez K. W ojciechowskie go, obejm uje historję poezji polskiej od r. 1795 do 1815. (Dlaczego rok 1815 poczyty w ał autor za p u n k t zw rotny w poezji pol skiej, tego w ty m tomie nie w yjaśniono; końcowe słowa na str. 195 za w yjaśnienie w ystarczające służyć nie mogą). W „ogól nej charakterystyce" u w y d atn ił P iła t do skonale cechy poezji ty c h czasów w jej róż nicach i podobieństw ach z poezją sta n isła wowską; dodajm y tylko, że „pseudoklasy- cyzm “ w arszaw ski znajduje się w najści ślejszym , bo poczęści w przyczynow ym związku, z ten d en cją p atriotyczną, z dąż nością do stw orzenia wielkiej, a p rz y n a j m niej godnej narodu cyw ilizow anego, poe zji: dlatego to w łaśnie J a n Śniadecki po czyta później rom antyzm nietylko za g łu p stwo, ale nieom al za zdradę narodow ą, a
58
JSTs 2
przynajm niej za grzech przeciwko m iłości i ojczyzny. N akreśliw szy następnie „tło poli tyczne i sta n ośw iaty w czasach porozbioro- ! w ych i K sięstw a W arszaw skiego", w ykłada autor historję poezji w czterech rozdziałach: poezja legjonistów (pieśń W ybickiego; Go debski); poezja w k ra ju (W oronicz, N iem ce wicz, Koźmian, Osiński, K ropiński, Feliński, W ężyk, Dmuszewski); tłum acze (Przybylski, Staszic); przesilenie i pierw sza zapowiedź no wego zw rotu w poezji (Reklew ski, A ndrzej Brodziński, Zaborowski). Sposób opracow a n ia poszczególnych pisarzów je s t te n sam, co w pierwszej części tomu: biografja (poprze dzona lite ra tu rą przedmiotu), ogólna charak te ry sty k a, rozbiór poszczególnych utw orów . Najszczegółowiej i najlepiej opracował P iła t W oronicza, K oźm iana i Felińskiego. T w ier dzi autor, że „wzorem dla Felińskiego b ył głów nie R acine", którego w pływ „przebija się też widocznie w B a r b a r z e , w ogólnym charakterze dzieła, sposobie trak to w a n ia przedm iotu" (str. 153—4); czy jed n ak , oprócz R acine’a, nie w ycisnął n a „B arbarze" swego p iętna Corneille? Przecież rasynow skiej „pas- sion" nie posiada b ohaterka Felińskiego ani na'lekarstw o, posiada natom iast cechę, wspó- n ą ty lu bohaterom i bohaterkom Corneille’a: silne poczucie świętości obowiązku, w yższe go ponad osobiste szczęście! Ogólny sąd P i ła ta o pseudoklasykach w arszaw skich je st w całym znaczeniu tego w yrazu bezstronny i uzasadniony. W ogóle, ja k o podręcznik u n i w ersytecki, stoi część druga tom u czw artego na tej samej wysokości, co pierwsza.
Ign. Chrzanowski.
Historja.
Akta historyczne, dla objaśnienia rzeczy pol skich służące. Tom XIII. Akta kapituł z wieku XVI wybrane. Tom I, część I. 8-ka, Kraków', 1908 Nakład Akademji Umiejętności.
P rzed 17- stu la ty prof. U lanow ski ogłosił w A rchiw um K om isji H istorycznej w y jątk i z aktów k ap itu ł krakow skiej i płockiej z lat 1438 — 1525; w ypisy z późniejszych ksiąg płockich, sięgające aż do roku 1577, w yszły niedaw no w X tom ie tego wj^dawnictwa, a obecnie A kadem ja poświęca aktom kapituł oddzielne w ydaw nictw o, którego tom I
wy-; puścił w łaśnie wr św iat zasłużony sekretarz: A kadem ji. Tom te n zaw iera m a terja ł nie- ! zw ykle cenny, na k tó ry złożyły się a k ta k a pituł: poznańskiej z la t 1524—1577 i w ro cław skiej 1519—1578. N iew ątpliw ie, nowe to w ydaw nictw o A kadem ji posunie znacznie stu d ja n ad wiekiem X V I-ym , k tó ry daw niej h istorycy polscy otaczali specjalną pieczoło witością. Szczególniej dużo m a terja lu do starczyć może to w ydaw nictw o do h isto rji reform acji i do dziejów w łościaństw a. Z w ła szcza ak ta poznańskie zaw ierają całą kopal nię m aterjałów , n a k tó ry ch zasadzie można odm alow ać w cale dokładny obraz życia kle ru z czasów arcybiskupów G am rata i D zierz- gowskiego. Oczywiście, obraz ten do d atn i być nie może. P od względem m oralnym d y g nitarze kapitulni, nie w yłączając n aw et sam ych infułatów , sto ją nadzw yczaj nizko. Pomimo ciągłych napom nień, ja w n ie b rn ą „w Sodomie", o której obwieszczał św iatu Orzechowski, uspraw iedliw iając swe ożenie nie ze „św iętą panną". D ziw niejszym je st, że w owym w ieku hum anizm u, w którym k ap itu ły roją się od doktorów wszelkich fa kultetów , nie w yłączając medycznego, n ie ma, zdaje się, zb y t wielkiego zam iłow ania do nauk. Bibljoteki kanoników , o k tórych w zm iankują akta, nie odznaczają się bogac tw em ksiąg świeckich; k ap itu ła w rocław ska w roku 1556 skarży się naw et, że „z bibljo teki kościelnej je s t m ały, a naw et praw ie żaden użytek" (str. 141). D la h isto rji refor m acji duże znaczenie m ają instrukcje, ja k ie kapituły w y d ają swoim deputatom na syno dy prow incjonalne, tudzież korespondencja ich z biskupam i. P rzew ażają w nich sk arg i n a „bezbożne" herezje, żądania surow ego postępow ania z heretykam i, to znów zaka zy edyktem specjalnym czytania „jadow i ty c h " książek, zarówno polskich, ja k i łaciń skich, a więc: „ J a n a Seklucjana, M arcina K row inki, J a n a Łaskiego, A ndrzeja F rycza, Eustachego Trepki z P oznania, S tanisław a Lutom ierskiego, Mikołaja R eja, A ndrzeja Trzecieskiego i im podobnych" (str. 151). Spotykam y się też z „żądaniem edyktów królew skich i dekretów synodalnych prze ciwko młodzieży, studjującej w K rólew cu, W irtem berdze i innych podejrzanych m iej scach".
N o 2.
59
W m a te rja ły do h isto rji włościan obfitują przedew szystkim a k ta wrocławskie, chociaż i w poznańskich nie brak ciekawego m ate- rjału. W idzim y więc, ja k u chw ały to ru ń skie 1519 roku o d b ija ją się n a położeniu w ło ścian kapitulnych, zapoznajem y się ze zw ięk szaniem się ciężarów w ciągu X V I wieku, dow iadujem y się ciekaw ych szczegółów, ty czących się ta k zw anej zakładki, to jest za pomogi, ja k ą otrzym yw ał chłop bądź w n a tu rze , bądź w pieniądzach, osiedlając się n a now ym gruncie, w idzim y parę faktów w y kupienia się z poddaństw a. Naogół o trzy m uje się w rażenie, że kapituła, jako całość, dba bardzo o sw ych poddanych i nigdy nie odmawia im obrony ani pomocy przeciw dzierżawcom i pojedyńczym kanonikom .
Z przyjem nością we w stępie prof. U lanow - skiego do niniejszego tom u czytam y o u k a zaniu się jego drugiej części „w możliwie blizkim odstępie czasu“, w raz z indeksem, który ułatw i bardzo korzystanie z tego ta k nadzw yczaj cennego w ydaw nictw a.
Dr. Ignacy Baranowski.
Falkowski iuljusz. Wspomnienia z roku 1848 i 1849, z przedmową Tadeusza Grużewskiego. 8-ka, I, str. 151; II, 146; III, 141. Warszawa, 1908. Bibljoteka Dzieł Wyborowych Nr. 527, 528, 533. Cena kop. 75.
Rok 1848, ów rok „szalonyu, owa „w iosna ludów 41, b y ł przełomowym. Do tego roku z je d n ej stro n y sta ły rządy monarchiczne, oraz sta n y uprzyw ilejow ane, z d ru g ie j—ludy; a że przyszłość Polski, w edług przekonania naszej em igracji, zależała od przyszłości lu dów europejskich — przeto P olacy wierzyli w postęp ludzkości i w zbawczą moc haseł rew olucji. G dy w lutym ru n ął tro n L udw i ka Pilipa, g d y w m arcu k apitulow ały trony w "Wiedniu i w Berlinie, wówczas wicher rew olucji najśmielsze m arzenia zamieniał w rzeczywistość, wówczas P olacy w ierzyli, że godzina ich w yzw olenia w ybiła. A cho ciaż te n w ielki ruch ludów w r. 1848 został na całej przestrzeni E u ropy pow strzym any, i wszędzie nastąp iła reakcja, w roga w szyst kim ich dążnościom, Polacy w ierzą w to, że p rąd y 1848 roku w ynikały z pew nych praw historycznych, przeciw którym reak cja
j
je s t bezsilną, bo te praw a rządzą ludzkością, | ■a nie pojedyńczy ludzie — dlatego przyw
ią-j żuią-ją pew ne znaczenie do słów, które arcy- książe J a n w yrzekł do deputacji galicyjskiej: „Przyw rócenie P o lsk i je s t rzeczą konieczną, a co je st koniecznym, to stać się m usi44
i
(III. 143).A utor, korzystając z okoliczności, które go ! rzuciły na drogę dyplom acji rew olucyjnej, i odegrał pew ną, w cale nie „nader m ałą44, ja k utrzym uje, ale w ydatną, rolę, gdyż zbliżył się do głów nych działaczy ówczesnych, i przyjrzał się zblizka ty m wydarzeniom , ja k ie są przedm iotem omawianej książki. Z akcją w Poznańskim załatw ia się krótko; nie przyjm ow ał w niej udziału, nie sym pa ty zu je z czynnościam i patrjo tó w poznań skich i dlatego z ta k doniosłą spraw ą zała tw ia się ogólnikami: „spraw a polska by ła w m arcu i w kw ietniu 1848 r. w yprow adzo n a przed sąd ludów E uropy w sposób, ro kujący nam najpiękniejsze nadzieje. Od P o laków zależało posunąć ją k u rozstrzygnię ciu, a przynajm niej utrzym ać j ą na porządku d z ie n n y m ... zw iązując j ą solidarnie i stale z k w estją niemieckiej jedności44 (I, 26). „Na Niem cach w ięc polegała w r. 1848 cała n a sza n adzieja44 (I, 27); ale kom itet narodow y popełnił błąd. uchw alając utw orzenie w ojska polskiego, co zaszkodziło naszej sprawie, gdyż to zaniepokoiło Niemców, zam ieszka łych w Księstwie, a obruszyło wojsko p ru skie. S m utnym następstw em tego postano w ienia b y ły u tarczki najpierw , a wreszcie w alka między wojskiem pruskim a n arodo wym, pod w odzą M ierosławskiego, k tó ra się zakończyła ostatecznym rozproszeniem w oj ska polskiego; wreszcie k onkluzja—zaprzepa szczenie spraw y polskiej w parlam encie nie mieckim we E rankfurcie. Jeszcze krócej za ła tw ia się autor z K rakow em i G alicją—lecz i w ty m w ypadku, podobnie ja k w P oznań skim, jesteśm y św iadom i rzeczyw istego sta nu rzeczy, gdyż m am y kilka m onografji, a przedew szystkim niedaw no w ydane p am iętni ki P lo rjan a Ziemiałkowskiego, k tóre w y tw o rzoną przez autora lukę w zupełności w ypeł niają.
A utor rozpoczyna sw oje w spom nienia od podróży do W ęgier, dokąd się udaw ał ja k o przedstaw iciel „nowej em ig racji44, celem za w iązania bliższych stosunków z rządem w ę gierskim i utw orzenia siły polskiej w W ę
60
NI
2.
grzech, na zasadzie: „My dziś z w am i,—w y ju tr o z nam i“.
S potkanie się z Kossuthem, prezydentem rządu, układy, w ahanie się K ossutha; p rzy jazd Bema, k tó ry z natch n ien ia C zartory skiego b ył przeciw ny form ow aniu legjonów polskich w W ęgrzech; zwichnięcie praw ie zupełne planu, w ypracow anego przez now ą em igrację; w yjazd autora do F ran cji, ja k o delegata rządu w ęgierskiego—oto treść tom u pierwszego, treść bardzo zajm ująca, a co ła tw o spraw dzić, praw dziw ie w yłożona. Tom drugi i trzeci poświęca au to r przew ażnie e- m igracji polskiej we F rancji; rzuca kilka k rytycznych uw ag pod adresem „centraliza cji", ch arak tery zu je treściw ie, dosadnie, czę sto bardzo oryginalnie, niektórych znako m itszych em igrantów , ja k ks. Adama Czar toryskiego (II, 10, 123; I I I , 67), Mickiewicza (II, 48), Eustachego Sapiehę (II, 103), Sewe ry n a Gałęzowskiego (III, 5), Lelew ela (III, 29) i M ierosław skiego (III, 84). Sylw etki te, szczególniej Lelewela, świadczą, że autor je st | głębokim obserwatorem . W ypadki badeńskie i niezaszczytna rola, ja k ą odegrał naczelny | wódz w ojsk badeńskich, Mierosławski, koń czą te ciekawe, a bardzo dobrze napisane w spom nienia z r. 1848 i 1849.
W spom nienia te pisane były w r. 1878, a zatym trzydzieści la t temu; m am y dziś w praw dzie bardzo dobrą historję em igracji polskiej, napisaną przez Gadona, lecz śm iem y zapew nić, że opisy tejże em igracji przez F alkow skiego nic nie straciły na aktualności i w v- ; śmienicie dopełniają Gadona.
K siążka zewszechm iar zasługuje n a roz- | pow szechnienie. Jó zef Bieliński.
Wołyniak. Z przeszłości powiatu wołkowy- skieyo, op ow ied ział... 8 ka, str. 126. Kra ków, 1905 Nakładem Spółki wydawniczej polskiej. Cena kor. 2.
Tenże. Siedziba Bazylianów w Torokaniach. wynotował . . . 8-ka, str. 49. Kraków, 1906. Nakładem Spółki wydawniczej polskiej. Cena kop. 50.
Tenże. Spis klasztorów unickich Bazylianów,
w województwie wołyńskim, ułożył . . . Z czte rema rycinami. 8-ka, str. 145 i XXVI. Kra ków, 1905. Nakładem Spółki wydawniczej polskiej. Cena kor. 3.
U k ry w a jąc y się pod m ianem W ołyniaka pracow nik, znany je s t od dwudziestu la t z g ó
rą z licznych opracowań, pomieszczanych po czasopismach i ogłaszanych osobno, a po św ięconych głów nie grom adzeniu m aterja- łów i danych, odnoszących się do pracy k u l tu raln ej Kościoła katolickiego i społeczeń stw a polskiego na obszarach litew sko-ru- skich daw nej Bzeczypospolitej. Szkoły, ko ścioły i klasztory, zarówno łacińskie, ja k i unickie, są przedm iotem jego poszukiwań. W iadom ości swe czerpie zarówno z w ydaw nictw i opracow ań rosyjskich i polskich, ja k i ze źródeł rękopiśm iennych, znajdujących się w zbiorach C zartoryskich w K rakow ie i innych. Zebrane tą drogą dane zestawia, porów nyw a, uzupełnia objaśnieniam i, odno szącymi się do położenia i obecnej przyna leżności ta k adm inistracyjnej, ja k kościelnej danej miejscowości, i przez takie zestaw ienia i w yliczenia daje obraz w yników pracy k u l tu ralnej wieków poprzednich, zniszczonych w imię haseł polityki rusyfikacyjnej w ciągu ubiegłego stulecia. Pierw sze z w ym ienionych w nagłów ku opracow ań zaznajam ia nas ze zm ianam i, ja k ie w niosła polity k a powyższa, u p raw iana przez m iejscow ą adm inistrację i sprow adzane ze środkowej B osji ducho w ieństw o, na obszarze pow. wołkow yskiego gub. grodzieńskiej (dawniej w woj. now o grodzkim). Prócz skonfiskow anych po roku 1831 dóbr Tyszkiew iczów (Świsłocz) i Sapie hów (Zelwa), now ych konfiskat po r. 1863, polecono w r. 1865 jedenastu właścicielom sprzedać posiadane m ajątk i w ciągu dw u lat. M ajątki te, obejm ujące około 700 włók, w y licza autor. N astępnie opowiada dzieje szkoły jezuickiej w W ołkow ysku. P ija rsk a istniała w Zelwie. Szczegółowo bardzo, na podsta w ie księgi w izyt, przechowanej w Muzeum Czartoryskich, przedstaw ia dzieje szkoły w y działowej, założonej około r. 1782 przez K o m isję E d ukacyjną, szkoły parafjalnej, u trz y m yw anej przez M isjonarzy w Łyskow ie i szkółek parafjaln y ch w powiecie między r. 1800 a 1830. B yło ich w 1805 r. 10 z 96 uczniami; r. 1820 było 150 uczniów i 32 u- czenice. Z kolei w ym ienia klasztory: K ano ników lateraneńskich (Krzemienica), F ra n ci szkanów (Łopienica), Dom inikanów (Kom u chy), M isjonarzy i B azyljanów (Łysków). P rz y tej sposobności podaje autor spisy k la sztorów tychże zakonów z całego obszaru
J\2 2.
61
L itw y i dow iadujem y się tu, że K anouicy regularni mieli ogółem pięć klasztorów (prócz K rzem ienicy, — Bychó w, Ozierany, Słonim, W ilno do r. 1864), Franciszkanie posiadali 40 klasztorów , z ty c h 30 skasowano r. 1832, a inne przed r. 1864; pozostał dotąd jeden w Grodnie. D om inikańskich klasztorów znie siono n a L itw ie w 1832 r. 20, a jednocze śnie w prow incji ruskiej 33, pozostawiono n a L itw ie 22, a n a K usi 8; M isjonarskich klasztorów zam knięto 6 w r. 1832 i tyleż w r. 1842. W rozdziale „O resztkach u n ji“ n a obszarze pow. w ołkowyskiego wyliczono 30 św ią ty ń parafjaln y ch unickich w r. 1808, i 4 cerkwie nie parafjałne.
D ruga m onografja W oły n iak a zajm uje się dziejam i klasztoru B azyljanów w Toraka- niach, a zarazem podaje dane, tyczące się kościołów i szkół na obszarze pow. kobryń- skiego. Prócz konfiskat, drogą sprzedaży I przym usow ej po r. 1865 w łasność ziem ska j
polska utraciła tu 34000 dzies. (około 60000 mórg., w tym sam D y w in Jagm inów prze szło 10000 dzies., a A ntopol, Ożarowskiego, 5473 dzies.). P a ra fji unickich było tu na po czątku w ieku zeszłego 64 i 6 klasztorów ba- zyljańskicb, p ara fji łacińskich 9, szkółek paraf. 5 (1805 r.). L udność w r. 1816 w yno siła 80808 dusz (w tym 3000 Żydów i 20 Tatarów).
Trzecia praca obejm uje wiadomości histo-
j
ryczne o 40 klasztorach bazyljańskich na obszarze W ołynia, a w końcu n o ta tk i bio graficzne i w izerunki ostatnich B azyljanów i B azyljanki, którzy, w ierni Kościołowi, ze szli ze św iata w niedaw nym stosunkowo czasie, a mianowicie: Jonasz Sołtanow ski na zesłaniu w N ieżynie r. 1889 i A ntonina L e śniew ska r. 1885 u krew nych pod Mińskiem. Szkoda w ielka, że z jednością idei, prze wodniczącej poszukiwaniom W ołyniaka, nie łączy się, ja k o podstaw a pracy, plan, k tó ry by te liczne, częściowe opracowania, w iązał z sobą i czynił je rozdziałami wielkiej cało ści, tworzącej u tk a n y z faktów i cyfr obraz działalności k u lturalnej Kościoła i szkoły polskiej na obszarach litew sko-ruskich.
B. Chlebowski.
Ekonomja, nauki społeczne.
Heryng Zygmunt. O czym mówią nauki spo łeczne. 8-ka, str. 32. Petersburg, 1908. Skł. główny w Warszawie G. Centnerszwer i Sp. Cena kop. 12.
O czym mówią, nauki społeczne. Ekonomja społeczna. 8-ka, str. Ib. Książnica Ludowa. Warszawa, 1908. G. Centnerszwer i Sp. Cena kop. 10.
B rak popularnych książek w zakresie n auk społecznych je s t u nas niew ątpliw ie wielki- K ażde usiłowanie w ypełnienia tego braku zasługuje na poparcie, lecz jednocześnie musi ulegać ty m surowszej ocenie, im więcej po pularyzuje niedowiedzione praw dy, a hypo- tezy podaje za pew niki. W obu wyżej po danych pracach p. H ery n g a spotykam y dużo takich niedow iedzionych praw d i hypote- tycznych pewników.
P. H eryng je st ekonom istą; socjoiogja o- gólna je s t gruntem , na którym orjentacja jego je st niepewna. Istn ie ją dla niego zja w iska społeczne w m niej ścisłym i ścisłym znaczeniu (str. 5 i 6), a do pierw szych zalicza spalenie sosny w piecu piekarskim i ogrze w anie wody w lokomotywie. Treść nauk społecznych próbuje objaśnić, nie w spom ina ją c o zjaw iskach ekonom icznych, a za formę
życia społecznego najbardziej uproszczonego (były więc poprzednio form y życia mniej proste), uważa plemię, a nie ród. Źródłem różnic społecznych jest, podług p. H erynga, w ładza osobista, dziedzicznie przekazyw ana, świecka, obok której stoi w ładza kapłanów . 0 organizacji rodowej, pow stałej na gruncie fizjologicznym, łączącej w jedno wszelką władzę, nie dow iadujem y się nic, a za to przy objaśnieniu rozwoju form m ałżeństw a dow iadujem y się, że istn ia ły plem iona (nie hordy), żyjące w stanie bezładu płciowego, 1 że wielomęstwo je st w A fryce i A ustralji bardzo rozpowszechnione, co praw dą nie jest. R edakcja niektórych ustępów je s t ta k nie dokładna, że pozwala przypuszczać, iż Irlan- dja, W ęgry, Czechy, Chorwacja, Galicja, K a nada, Nowa Z elandja i N ow a W alja uzy skały w ew nętrzną niezależność (autonomję) po szeregu w alk zbrojnych. Obraz ewolucji praw a własności, skreślony pobieżnie i nie dokładnie; w yrażenia: „właścicielem p ry w a t nym może być rząd*, albo „obecnie panuje
62
Ko 2 . jed n a tylko p raw n a foi-m a własności, a m ianowicie w łasność p ry w a tn a 14—są bałam utne. Tw ierdzenie: „do niedawnych, jeszcze czasów kupcy zbożowi podczas nieurodzaju niszczyli zapasy zboża, aby w yw ołać jeszcze większą drożyznę11 — je s t w prost fałszywe. G dyby p. H ery n g znał najnow sze prace socjologicz ne (np. E. W esterm arcka —E igenthum sem p- findung und D iebstahlsrecht insbesondere bei N aturvolkern — „Z eitschrift fu r Sozialwis- senscbaftu, 1908, zesz. 7 i 8), to możeby miał mniej zaufania do teorji kom unizm u ludów „pierw otnych11, a wspólną własność gm iny n a Ja w ie (Dessa) w yjaśnił, zgodnie z pracą von K ola („Neue Z eit11, 1897 r.), przyczynam i finansowymi. Nie można też ścisłym i n a u kow ym nazw ać tego, co p. H ery n g pisze o wspólnej w łasności gm innej w W ielkorosji. Dlaczego „wiedzę p raw n ą11 p. H. w yłącza z zakresu socjologji, zrozumieć nie możemy.
W „Ekonom ji społecznej11 p. H ery n g na 16 stronicach chce objaśnić, czym je s t eko- nom ja społeczna? P odług niego, cechą cha rak tery sty czn ą zjaw isk ekonom icznych je st I nie to, że wynikają, one na gruncie m ate- rjaln y ch potrzeb ludzkich., ale to, że w nich „zasada najm niejszych w ysiłków je s t nieo m al wsz3?stkim , w ypełnia ich całą treść, w y raża całkow itą ich istotę11, co znów prow a dzi za sobą to „doniosłe bardzo następstw o, że zjaw iska ekonomiczne są ściśle je d n o ro dne, porów nyw alne i' wy m ierzalne11. To są subjektyw ne poglądy, które w popularnym w ykładzie nie pow inny były znaleźć m iej sca. Ekonom ja społeczna p. H ery n g a zlewa się w jedno z nauką finansów. Zdaniem au tora, „państw o przyw łaszczyło sobie praw o pobierania pew nych o p ła t11, a najw ażn iej szym zadaniem ekonom ji społecznej je s t roz w iązanie tego najbardziej dręczącego p y ta nia: ja k popraw ić dobrobyt ludu roboczego? W łaściw ie więc ekonom ja społeczna p. H e ry n g a je s t ekonom ją robotniczą i więcej go zajm ują interesy klasy, aniżeli interesy ogółu społeczeństwa. N a ta k i p u n k t w idzenia zgo dzić się nie możemy. St. Piotrowski.
Landau Helena, dr. Zarys ekonomji społecz nej. 8-ka, str. VIII - f 182. Kraków, 1908. Skład gł. Warszawa, G. Centnerszwer i Sp. Cena rb. 1.20.
K siążka p. Landau, ja k to sam a autorka w przedmowie ostrzega, nie ma n a celu za znajom ienia czytelnika z całością zjaw isk ekonom icznych. A utorce chodzi ty lk o o zba danie sił, „przekształcających w arunki pracy społecznej i stosunek wzajem ny grup spo łecznych11. J e s t to więc, używ ając term ino- logji Com te’a, dynam ika ekonomiczna—i to niezupełna; ekonom ji rolniczej, praw a zm niej szającej się w ydajności g ru n tu , autorka nie dotyka zupełnie; m yśl jej ciąży ciągle ku fabryce i robotnikow i fabrycznem u; i d la te go leżący przed nam i „Zarys ekonom ji spo łecznej11 je st w łaściw ie „Zarysem dynam iki przem ysłow ej11.
Tak ograniczony zakres zjaw isk ekono m icznych autorka rozpatruje z punktu w i dzenia, wprowadzonego do nauki przez Marksa; m am y tu więc typow y w stęp o so cjalizm ie utopijnym i m aterjalizm ie dziejo wym i dziesięć rozdziałów, tra k tu ją c y c h o towarze, w artości, cenie, nadw artości, zysku, rencie i klasach społecznych, o formach p ra cy, kapitale i najm ictw ie, o pracy, m aszy nach (które p. L andau nazyw a czasem au tom atam i), w zrastaniu kapitału, arm ji zapa sowej robotników , kryzysach, bankach, k a r telach, cłach i środkach w alki klasy robotni czej, związkach zawmdowych i p artjacli po litycznych.
W szystko to, wyłożone w praw dzie pobież nie, ale zajm ująco i w dobrym ję zy k u (z w y jątk iem „agient11 i paru rusycyzm ów, np. „podm inow ane kredytem bankow ym przed siębiorstwa). P rz y ty m autorka nie daje nam czystej te o rji M arksa z przed la t 40, ale do pełnia ją faktam i i praw dam i, w yjaśn io n y m i przez najnow szych ekonom istów (Som- barta, Schultze-G aevernitza, B ernsteina, Lief- m ana, R iessera i innych), a n aw et i najnow szych badaczy h isto rji ekonom icznych sto sunków naszego kraju: Szelągowskiego, G-or- czyckiego i t. p. P ra ca pani L andau zy skała n a ty m niezawodnie, ale to włączenie rezultatów najnow szych badań do starych te o rji M arksa nastąpiło bez należytego n a u kowego przetraw ienia i m usiało w yw ołać niezgodność, niejasność i sprzeczność w po- jed y ń czy ch tw ierdzeniach autorki.
A utorka odróżnia w artość ry nkow ą od w artości rzeczyw istej, któ rą nazyw a także
As 2.
63
indyw idualną, albo istotną (str. 24 i 25). Zysk, m a się rozumieć, pochodzi w zasadzie tylko z nadw artości, z pracy robotnika przez czas dłuższy od czasu potrzebnego na w y produkow anie jego środków utrzym ania, ale gdzieindziej (str. 147) w łasność i zj7sk prze stają być w ynikiem pracy i w yzyskiw ania pracy i sta ją się rezultatem prostej g ry gieł dow ej (str. 116), a urządzanie w ielkich fa b ry k je st dla k ap italisty równie w ażnym źródłem zysku, ja k przedłużanie dnia robo czego.
N a str. 53 twierdzenie, że re n ta je s t da rem przyrody, uznane je st za fałszyw e, a na str. 55 ta sam a ren ta je s t to dochód bez pracy — d a r p rzy rody i sił z nią zw iązanych. K apitał dla p. L andau to środki produkcji, oddzielone od osoby pracownika, ale n a str. , 104 kapitałem nazyw a się fundusz, u ży ty n a koszty nauki robotnika i jego utrzym anie w czasie nauki.
W iadomości autorki z zakresu h isto rji eko- kom ji politycznej i rozw oju stosunków eko nom icznych nie są też ścisłe. F izjokraci nie tw ierdzili, że „praca n a ro li“ je st produk cy jn a (str. 6), ale że produkcyjne są n ak ła dy (avances) w rolnictw ie. Podział pracy nie pow stał skutkiem różnicy między wsią a m iastem (str. 19). Rew olucja francuska I 1789 r. nie zniosła wielkiej własności ziem skiej (str. 82). N iejasne też je st twierdzenie, że chłopi w K rólestw ie przy uwłaszczeniu dostali stosunkowo większe działy, niż w ło ścianie rosyjscy (str. 83). Teorji, że k red y t tw orzy now e bogactw a, bronili nietylko o- szuści i półszaleńcy, ale i ekonomiści, np.
Mac’ Leod. St. Piotrowski.
Poezja, powieść, dramat.
Baumfeld Andrzej. Sam na sam z duszą ka płanką. 8-ka, str. 71. Kraków, 1908. Nakła
dem księgarni D. E. Friedleina. Warszzwa, E. Wende i Sp. Cena kop. 60.
P. A ndrzej Baum feld, autor dziełka p. t. „E w angielja S yna Bożego z D ucha i N a tu ry “ (Kraków , 1907), szkicu biograficzno-literac- kiego o A ndrzeju Tow iańskim („Andrzej To- w iański i towianizm , zarys chw ili i p o staci11; K raków , 1908), oraz szeregu artykułów w p ra- i sie perjodycznej (m. inn. w „Tygodniku I lu
strow anym 11), je st niezw ykłą jed n o stk ą pi sarską w naszej dzisiejszej literaturze. R e prezentuje on kierunek m yślowy, k tó ry m o glibyśm y nazw ać neo-m istycyzm em lub neo- towianizm em. I to nietylko dlatego, że je s t autorem studjum o Tow iańskim , ale że pro pag u je podobne dążenia, jakim i przejęły się najlepsze nasze um ysły w piątym dziesiątku la t ubiegłego stulecia, i podobnych ima się środków ku osiągnięciu sw ych celów.
O ile dawniejsze dw a dziełka m ożnaby nazw ać program ow ym i, o ty le niniejsza k sią żeczka ma ch arak ter bardziej literacki. W trzech utw orach, bądź zw ykłą prozą, bądź rytm iczną pisanych: „M istrz On i królew na dusza1*, „Błogosławiona pieśni wiosennego lasu!...“ i „O sześciu dniach stw orzenia i siód m ym dniu w ypoczynku41, autor w podniosłej formie naw ołuje do w niknięcia we w łasną duszę i podniesienia jej do poziomu praw dzi wej, szczerej i głębokiej miłości C hrystu sowej.
U jem ną stronę tych utw orów symboli- styczno-m istycznych stanow i sty l zaw iły i uroczysty, którego należy zawsze używać nader oględnie, bo łatwo wpaść w
manierę-Henryk Galie.
Gawalewicz Marjan. Wicherek, nowela. 8-ka,
str. 102. Warszawa, 1908. Skład główny w księgarni Jana Fiszera. Cena kop. 60.
Z niedaw nej przeszłości w ysnuł autor „Me- chesów11 niniejszą nowelę. R ok 1905, strejk i szkolne, m anifestacje uliczne, krw aw y po siew rewolucji. Czy potrafił wznieść się po nad te w ypadki, ta k niedaw no przez nas sa m ych przeżyte, na wyższe stanow isko a r ty zmu, czy um iał spojrzeć na nią beznam ięt nym okiem chóru greckiego?
N iestety, nie! I, praw dę powiedziawszy, byłoby to zaiste zbyt trudne. „W icherek11 nie je s t dziełem sztuki, ale raczej ja k im ś ro dzajem ilustracji literackiej do arty k u łu dziennikarskiego o w ypadkach bieżących lub niedaw no m inionych.
W olno autorow i w ygłaszać takie lub inne poglądy, wolno m u uw ażać powszechny strejk szkolny za w archolstwo, a żywiołowe odruchy gniew u ludowego w owe pam iętne la ta za gorzki owoc niew czesnych podżegań