iie/iecz
WRZESIEŃ 1937
TREŚ< ZESZYTU:
Ślady myśli — M ikołaj Re r i c h ... . 269
O okultyzm ie — Józef ś w i t k o w s k i ...272
C iała z m artw y ch w stan ie — M. H. S z p y r k ó w n a ...277
R ó żo k rzy żo w cy — R. J. M o c z u ls k i...281
P e rła (z cyklu: „Kam ienie szlachetne“) — M. F l o r k o w a ...287
C hrom oterapja — K. C h o d k i e w i c z ...290
Przegląd b i b l i o g r a f i c z n y ... 294
K r o n i k a ...299
KOMUNIKATY I O D PO W IED ZI REDAKCJI.
Z au w ażo n e p o m y ł k i d r u k a r s k i e . W p o p rzed n im n rze „L otosu“ należy p o p raw ić: n a s tr . 205, w iersz 6 od góry, z a m ia s t „ o k a zały b y “ — w in n o być „o k a
z a łb y “; w iersz 7 — zam . „sk o m p lik o w an e“ w in n o być: „ s k o m p lik o w an y “ ; s tr. 207, w. 14 — zam . „ a c h e m ia “ w in n o być „ a lc h e m ja “ ; s tr. 210, w. 36 — zam . „w ięk sze“
w in n o być „w ię k sze m “ ; s tr. 210, w. 44 — zam . „ a leg o ry cz n a“ w in n o być „alego
r y c z n ą “ ; str. 213, w. 11 — zam . „ u tle n ia n ie je s t s p a la n ie m “ w in n o być „ u tle n ia n ie n i e je s t s p a la n ie m “ ; s tr. 215, w. 8 — zam . „o“ w in n o być „w “ ; str. 216, w. 16 — zam . „ ru rd y " w in n o być „ ru d y “ .
„PRAW ODAW CY“ — to m III (a za ra zem i d o k o ń czen ie p ięcio k sięg u „ E lik s ir Ż y cia“, „M agow ie", „G niew Boży“, „Ś m ierć P la n e ty “) — w yjdzie w ciąg u b ie
żącego m iesiąc a. Bliższe szczegóły p o d am y w n a s tę p n y m n rze „L o to su “ Do n u m e ru n in iejsze g o za łącz am y b la n k ie ty P. K. O. i b ard zo p ro sim y o w y ró w n y w a n ie zaleg ło ści za p o b ra n e k siąż k i i w p ła c a n ie p re n u m e ra ty za bieżący k w a rta ł.
W A R U N K I P R EN U M ER A TY „LOTOSU“.
B e z d o d a t k u : ro czn ie 10.— zł w Ameryce póln. — 3 dolary p ó łro czn ie 5.50 „
k w a rta ln ie 3.— „ miesięcznie 1.— „
K o n to P . K. O. 4 0 9 .9 4 0 .
Adres redakcji: „ L O T 0 8 “, Wisła, Śl. Ciesz.
Rocznik IT
Z eszyt 9 W rzesień
1937
M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.
S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n Tow . P a ra p sy c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza w e Lw ow ie
Dwom profesorom uniw ersytetu w C am bridge udało się odfotografow ać na filmowej taśm ie m yśl ludzką. S ą to znani i w ybitni uczeni: profesor fizjologii Adrian, zasłużony i szanow any członek Królewskiego N aukowego Tow arz.
i profesor M etius. Prof. A drian pośw ięcił całe sw e życie studjom n ad zgłębie
niem tajem nic sy stem u nerw ow ego. W 1932 r. o trzym ał za sw e p race nagrodę Nobla, a zaledw ie kilka tygodni tem u ofiarow any mu został zło ty m edal od w y żej w spom nianego K rólew skiego Tow. Nauk.
W edług jego obserw acji człowiek spokojnie siedzący n a fotelu z zam knię- tem i oczam i i nie m yślący o niczem pow ażnem pracuje m yślow o dość powoli, a ja k ściśle o kreśla prof. A drian — su b stan cja m ózgowa w yładow yw a energię elek try czn ą rytm icznie, w przybliżeniu 10 ra z y na sekundę. P r z y pom ocy b ar
dzo subtelnych i ciekaw ych ap arató w udało się prof. A drianowi uchw ycić na błonę fotograficzną ow e elek try czn e w yładow ania. Prócz tego przekonał się, iż jak tylko jego pacjent, sied zący na fotelu, otw o rzy o czy i zacznie skupiać n a jakim ś przedm iocie uw agę — w yładow ania elektryczne w zm agają się sil
nie, dochodząc do 2.000 w yładow ań na sekundę.
T akie rytm iczne im pulsy nie p rz e ry w a ją sw ej p ra c y i podczas najgłęb
szego snu, a rów nież i w ted y , k ied y człowiek (lub zw ierzę) znajduje się pod działaniem narkozy. D rogą dośw iadczalną dowiódł prof. Adrian, że najróżno
rodniejsi osobnicy reag u ją m yślow o (w znaczeniu ilości w yładow ań elektrycz
ny ch ) zaw sze jednakowo, jeśli m yślą o tern sam em i z takim sam ym napię
ciem uwagi. R óżnice nerw ow ego pulsow ania zależne są ściśle o d przedm iotu w idzianego lub w yobrażenia. R óżne m yśli, w y tw arzan e w zależności od n er
w ów w zrokow ych, w y c isk a ją różne ślad y na błonie filmowej.
B adania sw oje zlokalizow ał prof. Adrian specjalnie n a tej części mózgu, k tó ra z a rzą d z a w zrokow ym i nerw am i, i ze zdziwieniem skonstatow ał, że jest to pow ierzchnia niezm iernie, w p ro st zdum iew ająco m ała. W ogóle dzięki po
R ed a g u je J. K. H ad y n a, W isla, Ś ląsk C ieszyński.
„P orw ać og ień strze żo n y , za n ie ść w o jczy ste stro ny to cel . . . "
St. Wyspiański Prot. M ikołaj Rerich (Pekin).
269
m ocy sw ych w ym yślnych ap arató w udało się profesorow i skonstatow ać, że tylko bardzo niew ielka część m ózgu bierze udział w p ra c y m yślow ej.
Sw oje ek sp ery m en ty prof. A drian doprow adził już do takiej doskonałości, że ż łatw ością p rz e tw arza fotograficzne zdjęcia m yśli na dźwięki, k tó re wielo
k rotnie produkow ał przez radjo. Na publicznej dem onstracji licznie zebrane a udytorium m iało m ożność słyszeć najro zm aitsze dźwięki, w y tw a rz an e m y
ślowo przez siedzącego na estrad źie pacjen ta, oglądającego różne obrazy.
M yśli jego b y ły oczyw iście rejestro w an e i p rz e tw arza n e na dźwięki p rz y pom ocy wielu b ard zo subtelnych aparatów .
A więc dopiero m echanizm a p arató w przekonać je st w stan ie ludzi o tern, co i jak w nich sam ych pracuje. Dziś naw et nie tak subtelne a p araty , jak prof.
A driana, przekonyw ują ludzi o m ożliwościach telewizji, zam ian y fal elektro
m agnetycznych na dźwięki i t. p., ale b ard zo już daw no znakom ity uczony Indii S ir Jag ad is B ose w ten sam sposób, w jaki prof. Adrian n o to w ał pulsację mózgu, uchw ycił puls ży jący ch roślin, a n aw et m ógł pokazać każdem u, jak reag u je roślina na ból, n a światło, na zb liżający się deszcz i zm iany atm osfe
ryczne. G raficznie w y rażan a b y ła cała m ęka stra ch u rośliny p rz e d zbliżającą się śm iercią, g d y ją tru to jadam i lub ro zry w an o i łam ano. Jasn o w idoczny byl rów nież w pływ ludzkiej energii na życie rośliny. Życzliw e w spółczujące m yśli człowieka p o trafiły przeciw działać niszczącem u działaniu tru c iz n y ; zła, niszczy
cielska intencja zabijała roślinę, n ieraz doprow adzając w dość krótkim czasie do zupełnej jej śmierci.
Jakże naw et kulturalne i t. zw. oświecone społeczeństw o dalekie jest jeszcze od zrozum ienia p rzejaw iająceg o się wokół życia! Ja k m ało w ie o życiu i cierpieniu roślin, na k tó re nie zw raca uw agi, jako na isto tn y p rzejaw życia, uw ażając królestw o roślinne z a pólm artw e. O g d y b y prędzej, jak n ajp ręd zej w szerokich kołach społeczeństw a zrodziło się zrozum ienie dla potęgi m yśli ludzkiej, dla znaczenia jej działania niewidzialnego, odbijającego się na w sz y stk ie m !
Śm ieszne to, a n aw et upokarzające, przek o n y w ać ludzi o znaczeniu ich w łasnych m y śli zapom ocą ta k g rubych sposobów, jak m aszy n a, c z y a p arat!
N iestety, do m ało subtelnych dusz trafić m ożna ty lk o m ało subtelnem i spo
sobami, nam acalnem i, fizycznem i dowodami. D latego staram y się udow adniać im fizycznie, ż e istnieją energje, p ra w a i św iaty innego, w y ższeg o rzędu — g d y ż choćby ty lk o intelektualne przy jęcie ty ch p raw d m oże przeobrazić życie na ziem i i p rzetw o rzy ć ludzi.
W dziedzinie telew izji zew nętrznej, fizycznej, m echanicznie zo sta ły doko
nane w ielkie ulepszenia. Niedawno doniesiono nam , że w idzenie na odległość zostanie w niedługim czasie udostępnione szerokim w arstw o m ludności, tak ja k radjo. N ależy spodziew ać się, że uczeni, w stąp iw szy ju ż ra z na drogę udo
skonaleń w tej dziedzinie, nie zaniechają sw ych trudów i dociekań, zanim celu nie osiągną, a w te d y p rzy jd zie m oże i kolej na opracow yw anie działania myśli ludzkiej, na rozpoznaw anie jej jakości.
Nawet niek tó rzy bardziej sp o strzeg aw czy fotografow ie przy zn ają, iż dobre zdjęcia zależą w dużej m ierze o d dobrego n a stro ju osoby fotografow anej, i od
w rotnie — a zatem m yśli i uczucia o d g ry w ają rolę naw et na zw ykłych, m ało precy zy jn y ch kliszach.
Zagadnienia hipnotyzm u i sugestii są już d ziś znane ęgólnie, ale ogół nie zdaje sobie jednak sp ra w y z tego, że nie p o trzeb a specjalnych zdolności i tre
ningu, aby m yśl m ogła oddziaływ ać na otoczenie, i że m yśli każdego czło
wieka i zaw sze d ziałają i w yw ierają w łaściw y n atu rze w pływ n a w szystkich i na w szystko, co człowieka otacza.*)
Zrozum ienie, jaką rolę o d g ry w a m yśl ludzka, staw ia człowieka p rzed od
pow iedzialnością za każdą p rzez niego w ytw orzoną m yśl. A czyż może być piękniejsza idea, zaw ierająca się w odpow iedzialności i służeniu? A niem a takiego m iejsca w św iatach, gdzieby człowiek nie podlegał ty m dwom wysokim nakazom praw .
G dy w yw ołujem y z przestrzen i słow a i dźwięki, nie m yślim y o tern, że ow ym dźwiękom to w a rz y sz ą i inne niew idzialne prądy, że słowo przeniesione na odległość niesie ze sobą i te m yśli i uczucia, k tó re b y ły tw órcam i jego — g dyż przecie m yśl stw arza słow a i razem z niemi rozchodzi się na wielkie odległości.
Ta potężna energja rozsyłana w różne stro n y byw a często p rzez subtel
niejszych ludzi odczuw ana, ale najczęściej p rzez uczucie bojaźni — odrzucaną zostaje. Człowiek boi się tego, czego dobrze nie rozumie, czego nie widzi, a tylko czuje, iż w y w iera na niego w pływ niew idzialny. I zam iast radości i tryum fu, k tó re rodzić się pow inny ze św iadom ości wielkich tw órczych m oż
liwości człowieka, zam iast uskrzydlenia go w now e siły i w iarę — człowiek p rz e strasz o n y cofa się p rzed tego rodzaju objawam i, jak p rz e d czemś niebez- piecznem , chaotycznem , niepokojącem i niew ytłum aczalnem . Ale strach em nie zbawi się człowiek od chaosu. S trach — to w ro ta otw arte do niego.
Odważnie, pełni tryum fu i dum y i wielkich potężnych energji, k tórych jesteśm y szafarzam i — s ta ra jm y się sam i dokładnie je poznaw ać i innych przekonyw ać, choćby sposobam i m echanicznem i. Nie zaniedbujm y tej pracy, g d y ż ona w iele zmienić m oże na świecie. Zam iast chaosu i trw ogi, w iele skom plikow anych i pozornie niem ożliwych do rozw iązania problem ów zostanie roz
w iązanych, w iele przeszkód i zła usuniętych sam em ty lk o rozświetleniem i poznaniem daleko id ących możliwości myśli.
A czy ż nie p oryw ającem pojęciem je s t: „m yśl nieograniczona w nieskoń
czoności“ ?!
*) Z a in te re so w a n y m p o lecam y g ru n to w n e p rze s tu d io w a n ie św ieżo w y d an ej k siąż k i D ra O chorow icza „O su g e s tji m y ślo w ej'1 — szczególnie ro zd ziały II. części.
Z ro sy jsk ieg o czasop. „O k u lty zm i Y oga“ 11/37 (pod red . d r a m ed.
A. A sejev a, w ych. w J u g o slaw ji)
p rzeło ży ła J a n in a D u n in o w a .
271
J ó z e f Św itko w ski (Lwów)
O okultyzmie
N azw a „o kultyzm “ je st jedną z tych, w k tórych różni ludzie m ieszczą pojęcia b ard zo różne pod względem z ak resu i jakości. P o jęcia te tatw o m ożna p odciągnąć pod jeden z trzech term inów łacińskich: „scientia occu lta“, „scientia o ccu ltan s“ i „scientia o c cu ltata “ ; d la jednych zatem będzie to „w iedza tajem n a “ sam a w sobie, dla drugich „w iedza u k ry w ająca, z a ta ja ją c a “, dla innych znów „w iedza u tajo n a“ schow ana pod ukryciem .
W znaczeniu ogólnem zalicza się do okultyzm u różne zjaw isk a m niej lub w ięcej niew yjaśnione. Zależnie od stopnia swego obznajom ienia jeden do okul
tyzm u zalicza hipnotyzm i telepatię, d rugi w różenie z k a rt i z ręki, inny a stro logię i alchem ię, jeszce inny telep lastję i jasnow idzenie, a znow u inny m istykę, sp iry ty z m , kabbatę, h erm etyzm , n aw et religję.
Dla wielu okultyzm je st jak ąś bliżej nieokreśloną „w iedzą ta je m n ą" a to o ty le tajem ną, że sposobam i stosow anym i w naukach ścisłych d o trzeć do niej nie m ożna. Tu jednak odróżnić n ależy dw a zagadnienia zasad n icze: c z y rz e czyw iście środkam i naukow ym i d o trzeć do niej nie m ożna, i d ru g ie: c z y ta w iedza w ym aga jakichś środków nauce ścisłej nieznanych. Jeżeli odpowiedź na oba p y ta n ia w ypadnie przecząco, to jasn e będzie, że nie je st to wogóle ż a d n a w iedza, ani jaw na, ani tajem na.
Kilka przy k ład ó w s ch a ra k te ry z u je te różne m ożliwości:
Oto istnieje już dość obszerna lite ra tu ra o m ieszkańcach p lan ety M ars.
Są to opow iadania jasnow idzów , k tó rz y aż na tę planetę sięg ają sw ym w zro
kiem duchow ym ; są kom unikaty duchów sp iry ty sty c zn y c h , k tó re tam rzekom o m ieszkają, są w reszcie mniej lub więcej pom ysłow e fa n ta z je astrofizyków , a więc ludzi nauki. P o siad am y zatem aż z trzech różnych źródeł „w iedzę“
0 m ieszkańcach M arsa, a pom im o to w iedza ta pozostać m usi narazie „tajem n ą “, jeżeli n aw et wiadom ości z ty c h trzech źródeł są zgodne ze sobą.
Musi pozostać tajem n ą dlatego, że dziś nie po siad am y w naukach ścisłych środków , któ ry m i m ożnaby stw ierdzić praw dziw ość tych w iadom ości. Jednak 1 ta w iedza tajem na o m ieszkańcach M arsa nie n ależy do okultyzm u, a to dla
tego, że podaw ane o nich szczegóły są i n n e u każdego jasnow idza, jeszcze inne u różnych duchów, a znowu inne u astrofizyków . Nie je st to zatem żadna w i e d z a , lecz różne fa n ta z je na niczem rzeczyw istem nie oparte.
W iem y dziś tylko, że plan eta M ars istnieje, że o b raca się dokoła osi z taką a ta k ą szybkością, a dokoła słońca z inną szybkością i t. d .; ale to nie je st wie
dza tajem na. S zczegóły te może spraw dzić k a żd y odpowiednim i sposobam i i u k ażdego te szczegóły będą zgodne z w ynikam i innych.
D rugi p rz y k ła d : Jasnow idz opow iada panu A., że widzi jeg o p rzeszłą inkarnację, że było to p rzed dw ustu la ty i że p an A. n azyw ał się w ted y B. Czy to je st „w iedza ta je m n a “ ? — Nie; bo żadnym i środkam i pan A. sam tego spraw dzić nie m oże; gd y zaś udał się do innego jasnow idza, ten m u pow ie
dział, że nie nosił w ted y nazw iska B„ ty lk o C., i że ż y t nie p rzed dw ustu, lecz p rzed pięciuset laty . N atom iast sam fakt, że pan A ż y ł j u ż r a z poprzednio m oże należeć do „w iedzy tajem n ej“, bo obaj jasnow idze byli w tern zgodni, a różnili się m iędzy sobą ty lk o co do d a ty i nazw iska.
P rzy p u śćm y teraz, że pan A. już jak o m ałe dziecko okazyw ał niepraw do
podobną biegłość w m uzyce, a pojechaw szy później np. do Islandii, zobaczył tam m iejscow ości doskonale m u znane, chociaż tam nigdy nie by ł w tern życiu.
Tu już nabiera silnego praw dopodobieństw a fak t p o w t ó r n e g o w c i e l e n i a się pana A, a zarazem praw dopodobieństw o istnienia reinkarnacji wogóle.
P rz e s ta je to już zatem należeć do w iedzy tajem nej, a w chodzi do okultyzm u.
Jeżeli o k u lty sta te w szy stk ie okoliczności zbada, a potem znajdzie jeszcze dziesięć lub dw adzieścia faktów podobnych, poda je parapsychologom do d al
szego badania.
Jeszcze trzeci p rz y k ła d : P la to n opow iada o istnieniu A tlan ty d y i o zag ła dzie Poseidonis. Pod an ia o potopie m ają w szy stk ie lu d y staro ży tn e. W . S co tt- Elliot tw ierdzi zgodnie z B taw atską, że istnieją dokum enty pisem ne, a naw et tabliczki terak o to w e ze szczegółam i zatopionego lądu. W szy stk o to je st jeszcze tylko w iedzą tajem ną, bo w praw dzie te różne w iadom ości są zgodne ze sobą, ale dokum entów ani tabliczek nikt nie m oże na żądanie zobaczyć.
Jednak B ław atsk ą i Elliot podali ponadto m nóstw o szczegółów geologicz
nych, paleontologicznych i etnograficznych, dow odzących istnienia lądu mię
d z y A m eryką, a Europą i A fryką. Z chw ilą, gd y o k u lty sta dow iedział się o tych szczegółach, sp ra w a A tlan ty d y należy już do okultyzm u; a z chwilą, gdy w iększość ty ch szczegółów p otw ierdza istnienie lądu atlan ty ck ieg o , o k u lty sta odstępuje ten przedm iot bad ań naukom ścisłym , sam bowiem nie je st paleonto
logiem ani etnologiem .
Z ty ch kilku przy k ład ó w nietrudno ju ż będzie u tw o rzy ć sobie pojęcie w łaściw e czem je st okultyzm . Różni się od nauk ścisłych ty lk o tern, że p rzed m iotem jego bad ań są zjaw isk a — rzekom e lub praw dziw e — d o ty ch czas n i e s t w i e r d z o n e p rzez ta m te nauki, ale takiem u stw ierdzaniu d o s t ę p n e .
O kultyzm zatem je st ja k g d y b y a w a n g a r d ą nauk ścisłych. M etody jeg o badań s ą takie sam e, ja k m etody bad ań w szelkich innych nauk, a tylko p rzedm iot — w zględnie przed m io ty — bad ań b ierze okultyzm w łaśnie z t. zw.
w iedzy tajem nej.
Nieco trudniej je st podać ścisłe określenie, czem je st w iedza tajem na.
N ależałoby p rzed ew szy stk iem u stalić, d l a k o g o ona je st tajem na. Np. ro z
p ra w a o pochodnych benzolu, choćby n ap isan a b y ła jak n ajzrozum ialei, będzie
„w iedzą tajem n ą" dla czy teln ik a bez przy g o to w an ia chem icznego, któ reb y mu pozwoliło spraw dzić treść dośw iadczalnie. Jeżeli jej sam sp raw dzić nie umie, m usi ją p rz y ją ć na w iarę w a u to ry te t auto ra, a tak a w łaśnie w i a r a bez m ożności spraw d zen ia osobistego je st cechą „w iedzy tajem nej".
W naukach ścisłych au torow ie zazw yczaj zasługują na w iarę, to też tam m ożna się wiele nauczyć z sam ej lite ra tu ry , bez w łasnych stw ierdzeń dośw iad
czalnych. Inaczej jed n ak b y w a w tedy, g d y a u to r je st wielkością nieznaną, lub gd y go niem a w cale, ja k to byw a jużto w bard zo daw nych źródłach pisanych, iużto w ustnej trad y cji.
D la ludu nieośw ieconego np. są „w iedzą ta je m n ą" opow iadania o lotach czarow nic na sa b a t lub o p rzem ianie ludzi w wilkołaki. D la w ierzących sp iry - ty stó w są nią kom unikaty duchów o życiu pozagrobowemu a dla teozofów rew elacje jasnow idzów o poprzednich w cieleniach globu ziem skiego. Te sab a ty czarow nic, te m ieszkania w „ k raju letnim " i te „globy a stra ln e " m ogą być najzupełniej p raw dziw e; poniew aż jednak istnienie ich żad n y m i środkam i
273
dośw iadczalnym i s t w i e r d z i ć s i ę n i e d a , m ogą b yć przyjm ow ane ty lk o na w iarę opow iadających, jak o „w iedza tajem n a“.
O tóż okultyzm tern się różni od w iedzy tajem nej, że nie p rzy jm u je jej tw ierdzeń ślepo jak o praw dziw e, ani też nie od rzu ca ich z g ó ry ja k o fałszyw e, lecz usiiuje badaniam i w iasnem i — jeżeli te rzeczy są w ogóle dostępne b ad a
niom — stw ierdzić, co w nich je st p raw dziw e, a co błędne.
O kultyzm zatem je s t nauką ścisłą, tak ą sam ą ja k inne, i posługuje się takiem i sam em i m etodam i b a d an ia; różni się z aś od innych nauk ścisłych tylko tern, że p r z e d m i o t s w y c h b a d a ń b i e r z e z w i e d z y t a j e m n e j . D la okultyzm u nie istnieją żadne pow agi ani św iętości: z rów nym k ry ty cy zm em odnosi się do „św iętych ksiąg“ różnych narodów , jak do tw ierdzeń
„n ajw y ższy ch w tajem niczonych“, do objaw ień jasnow idzów , do rew elacyj duchów sp iry ty sty c zn y c h i do zabobonów czarnoksiężników .
S tąd też okultyzm może oddaw ać — i oddał już rzeczyw iście — wielkie usługi innym naukom ścisłym . Z w raca ich uw agę na zjaw iska jeszcze nie
zauw ażone i p rzygotow uje im d ro g ę do d alszy ch badań. P o zatem — pomimo że okultyzm nie w ierzy w żadne pow agi — on w łaśnie p rzy czy n ił się najdziel
niej do podniesienia pow agi niektórych źródeł z d aw n ej trad y cji, takich jak np. ezo tery zm , herm etyzm , astro lo g ia, alch em ia; stw ierd ził bowiem b ad a
niami, że źró d ła te, mimo sw ej trudno dostępnej s z a ty zew nętrznej, zaw ierają niesłychanie doniosłe n ieraz w yniki dociekań.
Jed n ą z najdonioślejszych zasłu g okultyzm u now oczesnego było utw o
rzenie n o w e j n a u k i ścisłej. P ie rw sz y jej pionier w e Francji, prof. Karol Richet, n ad ał jej nazw ę „m etapsychiki“, t. j. nauki sto jącej „ p o z a p sycho
lo g ią “. W Niem czech i w A nglji w prow adzono nazw ę tra fn iejsz ą „ p ara- psy ch ik i“, jak o sto jącej o b o k psychologii, a zatem rów norzędnej z nią i równolegle z nią dążącej. W krótkim czasie zak res nowej nauki rozszerzy!
się ta k znacznie, że zy sk ał pu n k ty sty czn e także z innem i naukam i, i dziś rozróżniam y już p arapsychologię, p arafizy k ę i parafizjologję, jako nauki równoległe do psychologii, fizyki i fizjologii.
M ateriałem b adań dla okultyzm u je st poza „w iedzą ta je m n ą “ w szystko, co w y d aje się b yć niezgodnem z od k ry tem i d o ty ch czas p raw am i innych nauk ścisłych, a m a po zo ry rzeczy w isteg o istnienia. S ą to zatem jeszcze nie z ja w iska niew ątpliw ie realne, lecz dopiero t w i e r d z e n i a o zjaw iskach.
O bojętne je st p rzy tem , z jakiego źródła te tw ierd zen ia p o chodzą: c zy s ą niem w ierzenia ludowe, czy z ab y tk i pisem ne z daw nych czasów , c z y zeznania św iadków rzekom ych, c zy w reszcie opow iadania o doznaniach w ew nętrznych c zy sto osobistych. Kilka p rzykładów unaoczni, w jak i sposób okultyzm podej
m uje sw oje b a d an ia:
W edług w ierzeń ludow ych różnych k rajó w pew ne osoby — u nas zw ane czarow nicam i — m ogą w yw ołać choroby u innych isto t ży w y ch bez sty k an ia się z niem i i bez podaw ania im jakichś środków m aterialn y ch . O k u lty sta p orów nyw a nap rzó d opow iadania o różnych takich w y padkach, aby zebrać cechy c h a ra k te ry sty c z n e ; następnie stw ierd za przesłuchiw aniem świadków danego w ypadku, c zy te cechy w nim w y stęp o w ały ; b a d a w iary g o d n o ść ty ch św iadków i usiłuje skonstruow ać ty p o w y o b raz przebiegu zjaw iska. Jeżeli je st sposobność, obserw uje o k u lty sta p o jedyncze fa z y rzeczy w isteg o zjaw iska, po rów nyw a w ynik z o bserw acjam i innych okultystów , uw zględnia o ile m oż
ności w szy stk ie okoliczności to w a rz y sz ą ce i w reszcie stw ierd za : „takie a takie
s z c z e g ó ł y zjaw isk a i s t n i e j ą napraw dę, a z cech to w arzy szący ch w nioskować m ożna, że to zjaw isko n ależy do zak resu bad ań np. parafizjologji, lub — w innym w yp ad k u — psychopatologii.“
Inny p rz y k ła d : W ezoteryźm ie indyjskim , egipskim , chrześcijańskim i in
nych są pod różnem i nazw am i w zm ianki o ciele niewidzialnem , jak o ogniwie lącznem m iędzy ciałem fizycznem a duszą. O k ultysta zb iera cechy c h a ra k te ry sty czn e, odnoszące się do tego ciała w różnych tra d y c ja ch ezoterycznych, i bada, czy ty m cechom , podaw anym p rzez ow e różne „w iedze tajem n e“, odpo
w iad ają jakieś zjaw isk a r e a l n e , któ reb y p o tw ierdzały istnienie ciała ete
rycznego. Znalazłszy takie cechy w zjaw iskach np. sp iry ty sty c zn y c h , ekto- p lastycznych, ontologicznych i psy ch o p aty czn y ch , zbiera je razem jak o do
w ody pośrednie istnienia ciała etery czn eg o i podaje do dalszego badania p ara- fizykom i paraiizjologom .
D alszy p rz y k ła d : W lite ra tu rz e różnych narodów i różnych czasów z n aj
dują się mniej lub więcej zaw iłe w skazów ki do „w yrabiania złota“. O k ultysta zbiera z ty c h ró żn y ch źródeł cechy wspólne, s ta ra się od k ry ć w łaściw e zna
czenie nazw sym bolicznych, bada stopień zgodności tej daw nej alchem ii ze zdobyczam i chem ii now oczesnej, uw zględnia także w skazów ki odnoszące się przypuszczalnie do fizjologii i psychologii, a w reszcie — jeżeli zd aje mu się, że n atrafił na jakiś ślad drogi do celu — podejm uje e k sp ery m en ty osobiście.
C zy ta d ro g a wiedzie rzeczyw iście do celu, zależy to od stopnia p rzy g o to w ania naukow ego w chem ji, bez k tórego e k sp ery m en ty o k u lty sty pozostaną tylko błąkaniem się po om acku; zależy ponadto zapew ne i od w łaściw ości oso
b istych ek sp e ry m e n ta to ra , d o ty ch czas bowiem jeszcze żaden o k u lty sta nie podał wyniku sw ych badań alchem icznych do w iadom ości p arafizyków lub p arapsychologów .
I jeszcze o statn i p rz y k ła d : M istykom zjaw iają się aniołowie i św ięci; spi- ry ty ś c i rozm aw iają z ducham i z m arły ch i z elem entalam i, a czarnoksiężnicy w yw ołują dem onów i nieboszczyków . J e s t to rów nież „w iedza ta je m n a “, p rz y j
m ow ana na w iarę w a u to ry te t tych, k tó rz y o aniołach, o zm arły ch i o demo
nach pisali, lub o nich dziś opow iadają. Tu o k u lty sta m a dw a zad an ia kolejne:
nap rzó d zapoznać się z m etodam i i środkam i, zapom ocą k tó ry ch m ożna rze
kom o dojść do obcow ania z takiem i isto tam i pozaludzkiem i, a potem w y p ró bow ać, czy te m eto d y d ają rzeczyw iście jakie wyniki.
Jeżeli dośw iadczeniam i w łasnem i dojdzie do w yników p ozytyw nych, p o s ta ra się m eto d ą dośw iadczeń oczyścić z naleciałości bezw artościow ych lub może n aw et szkodliw ych, aby w yodrębnić to, co w tej m etodzie je st istotnego.
T ak ą m etodą o czyszczoną, zasłu g u jącą już na m iano n a u k o w e j , podej
m uje now e dośw iadczenia i w reszcie p o daje do wiadom ości parafizjologom , że takim i a takim i sposobam i m ożna dojść do pew nych zjaw isk paranorm alnych, godnych ściślejszego zbadania.
C zy p o jaw iające się is to ty są aniołam i, c zy zm arłym i, c zy dem onam i, tego o k u lty sta n i e r o z s t r z y g a , g dyż nie posiada na to środków odróż
niający ch ; a sam a w iara, że zjaw a je st np. duchem , lub dem onem , n ależy do
„w iedzy tajem n ej“.
O czyw iście okultyzm nie m a żadnego z zew nątrz narzuconego obowiązku dzielić się z p arap sy ch o lo g ią w ynikam i sw ych dośw iadczeń i o bserw acyj. To,
275
co s a m z b a d a ł , m oże o k u lty sta zachow ać d la siebie, jak o sw oją, sp ra w dzoną już „w iedzę u k ry tą “ ; ale w takim w yp ad k u jego p raca b ad aw cza je st d la ogółu ludzi straco n a. Nie sk o rz y sta z niej nikt drugi, a on sam m oże k o rz y sta ć z niej tylko do śmierci.
D aw niejsi okultyści ukryw ali w yniki sw ych bad ań — praw dziw ych lub u rojonych — n ieraz w książkach pisanych tak apokryficznie, że odcyfrow ać w łaściw e ich znaczenie mógł ty lk o „w tajem niczony“. Dziś już tego nie czynią naw et praw dziw i w tajem niczeni; chętnie n ato m iast posługują się sym bolam i i apo k ry fam i grafom ani, k tó rz y zazw y czaj nic realnego nie m ają do pow ie
dzenia.
Ja k z pow yższego w ynika, okultyzm je st nauką ścisłą i posługuje się tem i sam em i co inne nauki m etodam i badania. Jed n ak okultyzm nie je st zaw o
dem , nie daje zatem żadnego p aten tu czy d y p l o m u naukow ego; stąd też
„o k u lty stam i“ ty tu łu ją siebie tak że ludzie, k tó rz y do naukow ych m etod badań nie m ają żadnego przygotow ania.
Takiego rod zaju okultyści opow iadają b ard zo wiele i chętnie o sw ych dociekaniach i o osiągniętych niem i w y n ik ach ; je st to jednak ty lk o ich p r y w a t n a „w iedza tajem n a“, w k tó rą w ierzą z najgłębszem przekonaniem . W y niki ich badań są zazw yczaj tak cudowne, że w ierzy ć w nie m ogą tylko słu
chacze jużto b a rd zo dobroduszni, jużto obdarzeni fa n ta z ją ta k sam o nieliczącą się z rzeczyw istością, ja k u opow iadającego.
W pływ tego rodzaju o kultystów na ogół społeczeństw a je st na szczęście bard zo znikom y. Ich popęd do szerzenia w ia ry w najniem ożliw sze cudowności, zn an y w psychopatologii pod nazw ą „pseudologia m y stic a “, w ypływ a zw ykle z przesad n eg o w yobrażenia o w łasnej wielkości i w yładow uje się najczęściej w opow iadaniach ustnych. C zasem tak że ten popęd szuka sobie ujścia w pisa
niu dzieł, objaw iających ludziom now ą filozofję, nową fizykę, lub now ą religję.
Dzieła te w y d a ją a u to rz y z reguły w łasnym kosztem , gd y ż „m aterjalisty czn i n ak ład cy “ nie rozum ieją się na rew elacyjnej doniosłości tak ich płodów ducha.
Jed y n y skutek ujem ny te j „ lite ra tu ry “ je s t ten, że obniża zaufanie do okul
tyzm u, i tak już niew ielkie w opinji ogółu; m ożliw e n aw et, że po w strzy m u je b adaczów m niej odw ażnych od zajm ow ania się czem ś, co choćby trochę trą c i okultyzm em .
Jak w każdej innej dziedzinie są oprócz badaczów pow ażnych także dyle
tanci i nieukowie, ta k sam o i w śród o kultystów są b ad acze naukow i obok d y le
tan tó w zabobonnych i m an jaków nieuleczalnych. W szelk i cień je st na to, aby tern silniej podkreślał jasność.
Nie będę się m artw ił, jeżeli o k ultyzm i m ag ja pow rócą do nauki; powiem w ię ce j: one naukę odrodzą.
d r Julian O chorow icz.
M. H. Szpyrkówna ( W arszawa)
Ciała zmartwychwstanie
S tu d ju m psy ch o fizy czn e n a tle d o g m a tu . (Ciąg dalszy.)
P o z g o n n e c i a ło p r z e is to c z o n e .
R easum ując rozm aite form y, w jakie dynam izm p sychiczny usiłuje subli- mow aną m a t e r i e p o zgonie zreorganizow ać, spostrzegam y, że m a ona nie
zm iernie różną s k a l ę n a s i l e n i a . Stopniuje się mianowicie, w granicach do- św iadczalności, o d o b r a z u m y ś l o w e g o d o u c i e l e ś n i e n i a , i o d f o r m y danej osobowości do jej w ł a ś c i w e j j a ź n i , przechodząc p r o c e s p r z e i s t o c z e n i a .
F azą w stępną je st m ianowicie m y ś l o pew nej obecności. N astępnie za
chodzi często jej niew idzialne jeszcze w y c z u c i e , którem u czasem to w arzy szą objaw y zew nętrzne, jak szelesty, stuki, dotyki. M oże też nastąpić u z e w n ę t r z n i e n i e w y o b r a ż e n i a m ó z g o w e g o (halucynacja), bądź wi
dzialne tylko dla sam ego osobnika, bądź dla wielu (h alu cy n acja zbiorow a). Cie
kaw ym szczegółem w halucynacji jest, że z m i a n y w n a r z ą d z i e o k a zachodzą p rz y niej takie sam e jak p rz y p ostrzeganiu zw ykłego w rażenia w zro
kowego.
B ard ziej m a t e r i a l n ą k o n s y s t e n c j ę m ają już stopniow ania psychodynam izm u, m anifestujące się w form ie w i d m , z j a w i w reszcie — m a t e r j a l i z a c y j . Są, poza obiektyw ną i dającą się utrw alić na k liszy do- strzegalnością — obdarzone w m niejszym czy w iększym stopniu r u c h e m , k o n s y s t e n c j ą i s i l ą . W tej też fazie indyw idualizują się w sposób b ar
dziej do strzeg aln y pod względem p sy ch o fizy czn y m : nabierają c e c h określo
nych, nieom ylnie o d r ę b n y c h , z ch arak tery sty czn em i osobliwościami danej osobowości. Na czas jakiś są, ja k w idzieliśm y poprzednio p rz y m aterializacjach seansow ych, zdolne n aw et do zupełnie s a m o i s t n y c h o d r u c h ó w i dzia
łań s p r z e c z n y c h z wolą otoczenia, a naw et usiłujących się im narzucić w sposób w ybitnie arb itraln y . C iekaw ym p rzykładem takiej sam odzielności chwilowej, ale w yraźnej, s ą n p . z j a w a a f g a ń c z y k a z jego zwierzęciem u K l u s k i e g o , zjaw a m aterjalizow ana p r z e z p. D a w i d - N e e l (lama tybetański), k tó ra ją zaczęła tero ry zo w ać i kilka innych znanych z seansów i lite ra tu ry przedm iotu przykładów .
Niezależnie jednakże od m niejszej lub w iększej żyw otności m aterjalizacyj, nie m ożna, p a trz ą c obiektyw nie na te zjaw iska, nie skonstatow ać, że noszą one k i l k a c e c h w spólnych, d l a t e z y o p o z g o n n e j r e k o n s t r u k c j i c i a ł a u j e m n y c h . A m ianowicie: M aterializacje s ą : n i e t r w a ł e — n i e d ają się u trzy m ać p rz y ż y c i u ; n i e k o m p l e t n e — nie posiadają w s z y s t k i c h cech ży cia; n i e d o w o l n e — zjaw iają się i nikną ‘b e z p l a n o w o ; n i e s a m o i s t n e — uzależnione od e m a n a c y j l u d z k i c h .
Jakieby zatem być m usiały tern sam em cechy ch arak tery sty czn e dla ciała i s t o t n i e z r e g e n e r o w a n e g o , stanow iącego sam o w sobie n i e z a l e ż n y o r g a n i z m w drabinie innych organizm ów , obserw ow anych w sfe
rze ziemi?
277
Oczywiście, b y ły b y niem i: zdolność utrzy m an ia się p rzy życiu w norm ach dow olnych; opanow anie w szystkich potrzebnych cech żyw ego organizm u;
um iejętność dowolnego tw orzenia i ro zpraszania sw ojej fo rm y ; sam oistność przejaw iania się niezależnie od w arunków zew nętrznych.
W y k az ten zarysow uje p rz e d nam i w yraźną już przedew szystkiem d w o i s t o ś ć n a t u r y organizm u w ten sposób u posażonego: jeg o m ożność b y - t o w a n i a z a r ó w n o w p ł a s z c z y ź n i e f l u i d a l n e j , k tórej form nie znam y, j a k w z i e m s k i e j , gdzie przy b iera niezbędne dla przejaw iania się w w a r u n k a c h f i z y k a l n y c h c e c h y . B y łby to już c z ł o w i e k z i e m n o - f 1 u i d a 1 n y , now y g a t u n e k e w o l u c y j n y , w y tw orzony p rzez natu rę na w zór w ytw orzonego niegdyś gatunku z i e m n o w o d n y c h . Term in m oże być niekonkretny: zm ierza jedynie do zaznaczenia o d m i e n n o ś c i k o n s y s t e n c j i ze z w a r t e j , zm ienionej na l o t n ą , o dow ol
nym stanie kondensacji, jaką np ma ektoplazm a. Zapew ne te ż ektoplazm a nie je st niczem innem , jak f o r m ą s u b s t a n c j i w s z e c h t w ó r c z e j , w ja kiej natu ra m odeluje swoje tw o ry zanim je utrw ali w m aterię.
C zy jednakże m am y j a k i e k o l w i e k d a n e , że na ziemi rzeczyw iście istn iały jednostki z gatunku „człowiek“, obdarzone cecham i wym ienionem i po
przednio, a znam ionujące™ c i a ł o p r z e i s t o c z o n e ?
M ożem y z góry przew idzieć, że o ile są poszlaki na podobne istnienia, n ad
rzędne w stosunku do fizycznego, m usiały one b yć jak zw y k le zanotow ane w k s i ę g a c h r e l i g i j n y c h przedtem , niż p rzeszłyby do h i s t o r i i , i że zajęła się niemi w i a r a przedtem , niż uczyni to w i e d z a . K onstatujem y istotnie, że ludzkość przechow uje w granicach tra d y c y j, jakie do nas dotarły, u p o r c z y w ą w i a r ę w w ypadki, kiedy śm ierć n o rm alna osobnika nie m iała rzekom o m iejsca. N atom iast przew ażnie zastępuje ją jakieś p r z e i s t o c z e n i e .
Nieomal w szy stk ie w ielkie k o s m o g o n j e ś w i a t a m ają takie tr a dycje, odzw ierciedlone w księgach św iętych. Ś lad y tego zn ajd ziem y zarów no w Egipcie u O zirysa, jak w P e rsji u Z oroastra, w Indiach u B u ddy i w licznych m niej znanych tra d y c ja ch religijnych. U chrześcijan C h ry stu s przechodzi w praw dzie śm ierć a b y z m a r t w y c h w s t a ł ; z aś u Tybetańczyków jeszcze w spółcześnie je d y n y bodaj w ładca, n o szący cechy kapłaństw a, D alai- Lam a, um iera, ale się bezzw łocznie r e i n k a r n u j e w następnym . M istrzo
wie wielkich w yznań, w m yśl trad y cji, opanow ali zarazem i t a j e m n i c ę ś m i e r c i , której już nie są podlegli.
T r a d y c j a n i e ś m i e r t e l n y c h — czy b yliby to ludzie obdarzeni dowolnem p r z e d ł u ż a n i e m ż y c i a , c z y t eż p r z e i s t o c z e ń c y — cechuje specjalnie w i a r ę h i n d u s ó w . G ó ry H im alajskie i T ybetańskie są odw iecznie określane jako m i e j s c e n i e d o s t ę p n e g o p o b y t u tych nad-ludzi, k ierujących z u k ry cia i odległości losam i swoich m niej posuniętych n a drodze ewolucji w spółbraci. Z pośród nich rek ru tu ją się „m istrzow ie“ — w tajem niczeni, p o siad ający w ładzę t e l e f i z y c z n e g o o b c o w a n i a z rozsianem i po świecie swem i uczniam i i kierow ania ich stopniow em w tajem niczeniem. S ą l u d ź m i , w sensie w iedzy, w ykształcenia i zain tereso w ań ; m ają w szelkie c e c h y l u d z k i e , ale ponadto — n a t u r ę h i p e r f i z y c z - n ą, staw iającą ich poza ograniczeniem czasu p rzestrzen i i m aterji, a o ile m ożna zrozum ieć — także i ś m i e r c i , któ rą m ogą dowolnie oddalić. M a p rz y chodzić jednak w yw ołana pew nem z n u ż e n i e m , raczej n a tu ry psychicznej.
W każdym razie przeciąg ich życia, n aw et o ile są śm ierci podlegli, zam yka w sobie w i e l e o k r e s ó w z w y k ł e g o i s t n i e n i a . Tajem nica nieśm ier
telności w tej in terpretacji je st raczej tajem nicą dow olnego p r z e d ł u ż a n i a ż y c i a n a o k r e s y n i e o g r a n i c z o n e , w m iarę potrzeby lub chęci.
P rz y badaniu olbrzym iej skali żyw otności ciała, rozpatrzonej na początku — nie jestto rzecz niemożliwa. O statnio um arł znany z wieku Aga-Khan, człowiek stopięćdziesięcioletni.
S p o p u l a r y z o w a n ą została odwieczna zresztą t e o r j a n i e ś m i e r t e l n y c h od czasu znanej założycielki Tow. Teozoficznego B ł a w a t s k i e j , k tórej kapitalne dzieło „T ajna d o k try n a“ była rzekom o spisana pod dyktando m istrzów , za jej pobytu w Indjach. W każd y m razie olbrzym i m aterjał okul
ty sty c zn y , jaki zaw iera, z pew nością przek raczał zasoby tak intelektualne jak techniczne, im pulsyw nej i nie z d rad zającej specjalnego intelektualizm u żony rosyjskiego oficera, p rzed jej wielką przem ianą na apostołkę tajem nej doktryny.
D oktryna ta m a być częścią odw iecznej m ądrości, przechow yw anej p rzez mi
strzów , k tórej fragm ent uznali za dobre oddać do wiadom ości poszukujących za pośrednictw em B ław atskiej. P o za tem i c zy innemi nastaw ieniam i, zd aje się że zdolność obcow ania z „nieśm iertelnym i“ w ym aga pew nych c e c h p s y c h o f i z y c z n y c h , w łaściw ych danem u organizm ow i, a nieposiadanych nieraz przez inne o w yższem n aw et nastaw ieniu i poziomie jednostki.
Kiedy n asza p rzy jació łk a p. B ław atsk a chce się z nam i skom unikow ać m y ślow o — mówi o niej jeden z m istrzów z pobłażliw ą w yrozum iałością — odczu
w am y to, jak d z w o n e k a l a r m o w y , dzięki intensyw ności jej odruchów.
Teozofja pod trzy m u je nadal tę trad y cję. Co jakiś czas znajdują się także po seansach m niej lub w ięcej tajem niczo d o starczan e p o d o b i z n y m i s t r z ó w . M ają zw ykle typ C hrystusow y, o bardziej płom iennych oczach.
W jednem z w ydaw nictw po d an y był p rzed parom a la ty dokładny w yw iad z takiej sam otni górskiej, stanow iącej rodzaj kolonji w tajem niczonych, z po d a
niem ich dnia i zajęć, n apisany p rzez przedsiębiorczego adepta, k tó ry tam do tarł — oczyw iście za zgodą m istrzów . G dy b y m u w ierzyć, obóz tak i posiada w szelkie połączenie w spółczesności z pustelnictw em .
Niezm iernie zbliżone pod pewnem i w zględam i relacje o „G órze Pro ro k ó w “, obce zupełnie skądinąd chrystjanizm ow i, podaje K atarzy n a Em m erich w swoich w ędrów kach w izyjnych. N aw raca mianowicie b ard zo często do tajem niczego m iejsca, które n azyw a „G órą Pro ro k ó w “. U m ieszcza ją także w Him alajach, i w idzi tam tak że osobistości, k tó ry ch zadaniem je st ja k g d y b y s e g r e g o w a - n i e w iedzy ludzkiej. P rzech o w u ją jedne m aterjały , a niszczą inne. U m ieszcza tę sam otnię w szczególnej sferze, k tó ra, sądząc z opisu, je st jednak r a c z e j h i p e r f i z y c z n ą , niż ziem ską. N iejednokrotnie zaznacza, że o b r a z y r z e c z y i r z e c z y s a m e są tam tak podobne, że n ieraz m yli się, biorąc jedne za drugie. (Szczegóły w w yd. książkowem .)
T r a d y c j a ż y d o w s k a w stary m Testam encie zostaw iła te ż poszlaki na supranaturalne zejście z w idow ni św iata niektórych w ybitnych proroków , któ rz y n i e p o d l e g l i ś m i e r c i , jakkolw iek n i e s ą n a z i e m i . Do tych zalicza się p ro ro k a E liasza i Hen och a. (K atarzy n a Eljasza w iduje na „G órze Proro k ó w “, przechow ującego księgi.)
D aleko szczegółow sza jednak i jedną z ciekaw szych pod względem nas interesującym jest jej relacja o M e l c h i z e d e c h u , tajem niczym kapłanie z czasu patriarch ó w , o k tó ry m wspom ina Biblja. Na tej postaci z atrzy m am y się
chwile, g d y ż nosi o na w szy stk ie cechy c z ł o w i e k a p r z e i s t o c z o n e g o , tak fizycznie jak psychicznie. P rze b y w a d o w o l n i e w d w ó c h p ł a s z c z y z n a c h — fizycznej i hiperfizycznei — i ta k m ianow icie odczuw a go K a ta rz y n a :
„...W idziałam często M elchizedecha, lecz n ig d y jako człow ieka: raczej jako anioła i posłańca bożego. Nie w idziałam nigdy żadnego jego w y raźn eg o m ie
szkania, ani ojczy zn y , żadnej rodziny, żadnych zw iązków ; nie widziałam go jedzącego, pijącego lub śpiącego; na m yśl też mi nigdy nie przyszło, aby był człowiekiem. W szędzie gdzie w ystępow ał, w y w ierał w pływ , k tórem u się nikt oprzeć nie zdołał, jakkolw iek żadnych o stry c h nie używ ał środków . Nie mial żadnego to w arzy sza, był sam ; czasem p rzy b ierał sobie dwóch posłańców, w krótkich szatach, ja k g d y b y w oźnych, k tó rz y tu czy ów dzie na dw orach k ró lewskich i u narodów , oznajm iali jego p rzy b y cie, potem znow u ich zwalniał.
W szy stk o czego potrzebow ał, p oprostu miał, staw ało m u się sam o. Gdziekolwiek działał i budował, było jak g d y b y zakładał fundam ent przyszłej laski, zw racał uw agę na pew ne m iejsca z czasem znam ienne w ypadkam i, jak g d y b y coś p rz y szłego rozpoczynał. N ależał do owego chóru aniołów, k tó rz y są postaw ieni nad k ra je i narody, k tó rz y przybyw ali z poselstw em od P a n a do A braham a i innych patry arch ó w .“
A m ówiąc o pew nych pielęgnow anych jak g d y b y p rzez M elchizedecha gru
pach ascetów n a g órze w ziemi obiecanej, zazn acza że przynosił im sam co jakiś czas wielki chleb długości do trzech stóp i gruby, i ż e kiedy go w idziała sam ego, „chleb ten zdaw ał mu się unosić w ręku“, ale g d y się zbliżał do ludzi
„leżał mu ciężko na ram ieniu“. 1 dodaje:
„Sądzę, że ta k było dlatego, że m iał im się w y d ać w łaśnie ja k o człowiek.“
M am y tu w szy stk ie c e c h y c h a r a k t e r y s t y c z n e p r z e i s t o c z e n i a : dowolność m aterjalizow ania i ro zp raszan ia ciała, p rzybieranie ty ch cech fizycznych i w tedy, jakie i k ied y b y ły potrzebne, olbrzym ie rozszerzenie zdolności hiperfizycznych d la ciała niem ożliw ych, i naw et ciekaw ie podaną stopniow ą m a t e r i a l i z a c j ę c h l e b a, niejako w oczach wizjonistki. Na
zy w a w praw dzie M elchizedecha „aniołem “, ale trudnoby od niej w ym agać innego określenia. I ta k w y sta rc z y , że m ów i o nim „raczej jako anioł i posła
niec boży".
Pobocznie, obraz działalności tego tajem niczego seg reg a to ra ra s pierw ot
nych tak, ja k podaje go K atarzyna, podkreśla inną bard zo ciekaw ą cechę, nie leżącą zresztą w ram ach naszego studium . W ym ieniam y ją dla zainteresow a
nych, k tó rzy b y zechcieli pogłębić odpow iedni d o b ó r f a k t ó w , desto m a t e r i a l i z a c j a w c z a s i e i p r z e s t r z e n i pew nych pom yślanych z ja
wisk (społecznych, kosm icznych czy p rzy ro d n iczy ch ), k tó re z tą chwilą zac z y n ają kiełkować, aż po w iekach n ieraz s t a j ą s i ę r z e c z y w i s t o ś c i ą . („Jak g d y b y coś p rzy szłeg o ro zp o czy n ał“.) N iezm iernie ciekaw e zjawisko w dziejach ludzkości stanow iłby tak że dział t. zw. p r o t o t y p ó w w d zie
dzinie z d arzeń i ludzi. O kreśla się to w mowie potocznej spostrzeżeniem , że
„w ypadki rzu cają p rzed sobą cień“. W zględnie — ja k g d y b y robił p ró b y jakiejś zam ierzonej inscenizacji. Szczególne pole dla uw ażnego o b serw atora dają po tem u d z i e j e n a r o d ó w i h i s t o r i e p a ń s t w . Ż y cio ry sy j e d n o s t e k dałyby niezm iernie p ouczające p rz y k ła d y s p o t y k a n i a p r o t o t y p ó w .
H istoria narodu h e b r a j s k i e g o je st szczególnie bogata w p ro to ty p y zdarzeń i cudów. P o rażający m p rzykładem zobrazow ania np. je st z b u r z e n i e ś w i ą t y n i J e r o z o l i m s k i e j , jako sym bol rozbicia narodu hebraj
skiego; b a r a n k a p a s c h a l n e g o , jak o ofiary odkupieńczej C h ry stu sa itd.
C entralnym jednak punktem , k tó ry ogniskuje dokoła siebie s y m b o l e d z i e j o w e n a r o d u żydow skiego, jest jego m e s j a n i z m. Obietnica, dana p a tria rc h o m narodu, że t e n n a r ó d w ł a ś n i e zostanie w y b ra n y z po
śród innych, aby się w nim ucieleśnił M esjasz, odkupiciel grzechu pierw orod
nego, k tó ry ze śm ierci ludzkość w ykupi.
Z narodzeniem , życiem , śm iercią i zm artw ychw staniem tego zapow iedzia
nego M esjasza, k tó ry stal się reform atorem epoki, stajem y zarazem przed n a j w y b i t n i e j s z y m w d z i e j a c h l u d z k o ś c i p r o c e s e m p r z e i s t o c z e n i a c i a ł a l u d z k i e g o w c i a ł o n a d r z ę d n e , h i p e r - f i z y c z n e . P rzech o d zi przez fazę śm ierci, jako o k r e s r e o r g a n i z a c y j n y , d la stw o rzen ia now ego niepodległego już zagładzie ciała o innej kon
systencji i kierow anego innemi praw am i. Poniew aż je st jedynym , o którym p o siad am y szereg jednobrzm iących w swej treści opisów w zasięgu historycznym , p rzyjm iem y go z a i s t o t n y , bez innego dyskutow ania na tern miejscu jego autentyczności. R o zp atrzy m y natom iast, czy jego przebieg odpow iada e w o l u c y j n i e w y p r o w a d z o n y m m o ż l i w o ś c i o m i c e c h o m c i a ł a
p r z e i s t o c z o n e g o .
R om an J ó z e f M oczulski ( Warszawa)
Różokrzyżowcy
ich h isto rja, organizacja oraz ideologja
5. C iąg dalszy.
Zainteresow anie dla spraw różokrzyżow ych, jakie obserw ow aliśm y na po
czątku wieku XVII, zakończyło się mniej więcej w połow ie tego sam ego stu
lecia i następnie aż do roku 1710 p rz e ja w y zew nętrznej działalności Zakonu są bardzo nie wielkie. D opiero w roku 1710 ciszę tę p rz e ry w a niejaki S i g m u n d R i c h t e r , w y stęp u ją c y pod sakram entalnym nazw iskiem Sincerus Renatus.
W y d a je on w ty m czasie k się g ę # , będącą jak b y zbiorem p ra w i w ytycznych organizacji Zakonu. Porów nanie ty ch reguł z p rzepisam i w ydanem i na sto lat p rzed tern p rzez M ichaela M aiera w ykazuje, że w tonie Zakonu dokonała się pew na ew olucja pojęć, czego w y razem je st nieco inne ujęcie przepisów oraz odm ienne ustosunkow anie się do niektórych spraw . A nalizując bliżej te różnice m usim y dojść do przekonania, że nie są one jednak charakteru zasadniczego.
A. Ed. W aite przed staw ia tę ew olucję w n astęp u jący ch słow ach; „nowy tw ór w y ro sły ze stareg o ziarna“, stw ierd zając tern sam em , że now a organizacja, jaka przejaw iła się w ów czas na zew nątrz, nie jest czem ś now ym a stanow i tylko re z u lta t ewolucji, dokonanej w tonie starej organizacji.
f
) Die w a h r h a f te u n d v o llk o m m e n e B e re itu n g des P h ilo so p h isc h e n S tein es r ü d e rs c h a ft a u s dem O rd en des G oldenen u. R o sen k reu tzer. B resla u 1710.281
Również i C arp en tier Alting tw ierdzi z dużą dozą słuszności, iż jest rzeczą praw ie niem ożliwą odróżnić daw nych różokrzyżow ców z o kresu „ F am y “ od ich spadkobierców w wiekach XVIII i XIX. Pisze on dalej jak następuje:
„w rzeczyw istości je st to bowiem ta sam a o rg an izacja — staro d aw n y Zakon R óży K rzyża, k tó ry w drugiej połowie XVIII wieku p rz y b ra ł w Niemczech nazw ę „Rose C roix d ‘O r“. Na w stępie sw ej p ra c y Sincerus R enatus informuje czytelnika, że M istrzow ie Zakonu porzucili Europę u d ając się do Indji, gdzie pozostali na stałe. F ak t ten je st jak b y potw ierdzeniem histo rii trad y cy jn ej, w edług k tó re j tak zw ane W ielkie Białe B ractw o, będąc rzeczy w isty m kierow nictw em Zakonu, przeniosło się do T y b etu w k ilkaset lat p o narodzeniu C h ry stu sa. Sincerus R enatus nie je st odosobniony w sw ych poglądach, gdyż z p o dobną tezą sp o ty k am y się w p ra c y niejakiego Neuhusiusa, w ydanej pod ty tu łem „Pia et Utilis A d m o n itis" na s to lat p rzed ukazaniem się książki Richtera.
B yłoby rzeczą z b y t tru d n ą stre sz c za ć w szy stk ie praw a Zakonu podane p rzez R ichtera, uw ażam y jednak za w skazane podać n iektóre z nich celem w y k azania zmian, jakie n astąp iły w ciągu stulecia historii Zakonu. I ta k z księgi tej dow iadujem y się, że: 1. B ractw o pozo staje pod kierow nictw em Im peratora w ybieranego na całe życie, g d y dawniej w ybór taki dokonyw any b y ł co dzie
sięć lat. W sk azu je to na rozw inięcie się w ładz a u to k raty czn y ch . Pozatem z od
nośnego ustępu książki można w nioskować, że ty tu ł ten u ży w an y był od dłu
giego czasu. 2. Zakon dzieli się na dwie g rupy, a m ianow icie: „Złotego K rzy
ż a “ i „Różanego K rzy ża“, pozostające jednak pod jednolitem kierownictwem . 3. Nikt z B raci ani K ierowników Zakonu nie m a p raw a zap y ty w a ć innych o ich przynależność religijną, co dowodzi dalszego postępu tolerancji religijnej.
Zgodnie z tym przepisem do Zakonu m ogą być przyjm ow ani k ato licy za w yjątkiem mnichów. Jest to już w y raźn a ew olucja w stosunku do „ F am y “, k tó ra w okresie ów czesnej reform acji zajm ow ała raczej stanow isko niechętne wobec katolicyzm u.
Pozatem z praw ty ch dow iadujem y się, że „O rden des G olden u n d Rosen K reutz“ je s t „Związkiem A deptów “ będących w posiadaniu „Kam ienia Filozo
ficznego“ o raz „Eliksiru“. P r z y czem k a żd y z n o w o przyjętych B raci o trz y m uje niewielką ilość „Kam ienia“, w y starcz a ją cą d la u trz y m a n ia życia i sił w przeciągu la t sześćdziesięciu. B ra t „p rag n ący odnowić sw e s iły “ winien się przenieść do innego m iejsca, aby nie w zbudzić podejrzeń otoczenia sw ym zm ie
nionym w yglądem . K ażdy z braci m a praw o w yboru sw ego spadkobiercy, zale
cane jest jednak, aby to b y ła osoba p o stro n n a i „nie m ająca dużo znajom ych“.
N ow oprzyjęty m a „stw ierdzić sw ą prośbę o p rzyjęcie do B ractw a w jednym z n aszy ch domów.“
R zeczą n ajbardziej c h arak tery sty c z n ą, jaka nas u d erza w k siążce Sincerus R en atu s‘a jest fakt p o w stania w łonie Zakonu w tym czasie dwóch odrębnych g rup braci, a m ianow icie jednych, w y stęp u ją c y c h pod nazw ą „Rosae Crucis F r a tr e s “, o ra z „A ureae Crucis F r a tr e s “. Pierw si jakoby poświęcili się przede- w szystkiem badaniom p rzy ro d y , g d y dru d zy hołdow ali czystem u kierunkowi m istycznem u. Założycielem p ierw szych m iał być S ir F ran cis Bacon, a do d ru gich należał zn an y już nam Fludd. Ten podział znajduje sw oje odbicie w nazwie Zakonu, k tó ra ulega zm ianie p rzez dodanie słow a „złoty“. I tak od teg o czasu pełna nazw a Zakonu b rz m i: „ANTIQUAE ARCANAE ORDINIS ROSAE RUBEAE AUREAE C R U C IS“.
B liższe zapoznanie się ze szczegółam i książki Sincerus R enatusa w ykazuje, że o rg an izacja Zakonu skrzepła i n ab rała cech rozległego stow arzyszenia, po
siadającego licznych członków o ra z w ła sn y dość skom plikow any rytuał.
P o czątek wieku XVIII je st w ięc terenem bardziej ożyw ionej działalności Zakonu. Na tem at ten pisze histo ry k Fr. W ittem ans w sposób następ u jący :
„Rose C roix d‘O r“ rozpow szechniło się w tym czasie w Niemczech w sposób bardzo szybki, p rzy czem p ow stała znaczna ilość ośrodków Zakonu. T o co w ubiegłym wieku było niem ożliwością, zaczęło się obecnie realizow ać _dzięki wielkiej i oddanej p ra c y B raci. W edług Sedira należeli w ów czas do różo- k rzyżow ców : S e i l e r , k tó ry w roku 1677 zadem onstrow ał na dw orze cesa r
skim p ro ces tran sm u tacji m etali; alchem ik-farm aceuta d e H a l l e ; S e h f e l d z R odaun i t. d. N ależy wspom nieć, że do Zakonu należał również słynny filozof niem iecki L e i b n i t z (1646— 1716). Na akadem ji odbytej 14 listopada 1916 roku, pośw ięconej uczczeniu dw usetnej rocznicy śm ierci wielkiego filozofa, w y głosił m iędzy innemi mowę profesor W undt, określając Leibnitza jak o różo- k rzyżow ca i p o dając ciekaw e szczegóły jego działalności, jako sek retarza Zakonu w N o ry m b e rd z e ^ Z osobistości bardziej godnych uwagi należy tu jeszcze w ym ienić króla pruskiego F ry d e ry k a II. k tó ry został p rz y ję ty do B ra ctw a pod nazw iskiem „O rm esus M agnus“ (1765), oraz F ry d ery k a księcia Brunśw iku itd. C esarz au striack i Leopold II (1790) był wielkim protektorem B ractw a, p rzy czy n iając się do jego rozw oju w AustrjL
W y ra ze m te j ożyw ionej działalności Zakonu je st >gromna ilość książek, jakie u k azały się w tym czasie. W okresie od roku 1614 do 1783 w ydanych zostało około 250 różnych publikacyj pod auspicjam i Zakonu. Z ciekaw szych n ależy w ym ienić książkę E rn esta Sax e-W eim ar pod ty tu łe m : „Zu dem Hoech- sten Alleinigen Jehovah G erichtete Theosophische Andachten44 z roku 1742, w k tó rej autor p o d aje szereg in teresujących szczegółów swej przynależności do Zakonu. B ard zo dużo m ateriału d o tyczącego sam ej d o k try n y R óży K rzyża zn ajd u jem y w k siążce pod ty tu łe m : ,M issiv an die Hocherleuchtet Brüder
sch a ft des O rdens des G oldenen und R o senkreutzes", Leipzig 1783.
K iesew etter pisze, że w edług p o siadanych przez niego dokum entów rodzin
nych jego p ra-p rad ziad ek został w tajem niczony do Zakonu w A m sterdam ie p rzez niejakiego Tobias‘a Schulze, będącego w ów czas Im peratorem . N astępnie w spom niany przodek K iesew ettera m iał sam osiągnąć godność Im peratora, p rz y czem w zbiorach K iesew ettera zachow ała się jego pieczęć jako Im peratora.
M iała to b yć pieczęć m iedziana p rz ed staw iająca tarczę, n a k tórej w y ry ty byt K rzyż i Róża, okolone napisem „C rux C hristi C orona C hristianorum “.
W roku 1785 w yd an o niezm iernie ciekaw ą książkę, stanow iącą cenny m a
te ria ł dla badań nad d o k try n ą różokrzyżow ców , a m ianow icie „Die Lehren der R osenkreuzer aus dem X V I und X V II Jahrhundert44. P ierw sza część tej p racy nosi ty tu ł „Geheim e Figuren d er R osenkreuzer“... K siążka ta została w y dana pod w yraźnem i auspicjam i Zakonu, co m ożna w nioskować z jej treści. Sam zaś au to r H enricus M adathanus u żyw a ty tu łu „Theosophus, M edicus et tandem Dei G ratia A ureae C rucis F ra te r“. D edykuje on sw oją p ra c ę „ukochanym Braciom
"7(3 P a tr z „H isto ire des Rose C roix", F r. W itte m a n s ’a, o raz „ H an d b u ch d er F re im a u re re i" (I E d itio n de L en n in g ), i „D ic tio n n aire M aęo n iąu e“ de C a rp e n tie r A lting.
Złotego K rzyża“. Książka ta obejm uje niezw ykle ciekaw y zbiór tablic k o loro
w ych, przed staw iający ch sym bole różokrzyżow e. D la porządku należy dodać, że w roku 1888 d r Fr. H artm ann w y d ał pow yższe „T ajn e sym bole Różo- krzyżow ców “ w języku angielskim.
W spom niana książka posiada w ażne znaczenie dla badań historycznych, w y dana została bowiem w m om encie ogrom nego rozw oju tak zw anego W olno
m u larstw a Sym bolicznego. W ielu autorów sądziło dawniej, że różokrzyżow cy zjednoczyli się w ty m czasie z w olnom ularstw em i zatracili przez to sw e w łasne oblicze. G dyby tak było rzeczyw iście, to tego rodzaju podstaw ow a p raca w y d an a p rzez Zakon, w y k azy w ałab y niew ątpliw ie pew ne ślad y tej ścisłej w spółpracy, czego jednak w rzeczyw istości nie m ożna w y k ry ć zupełnie.
Również i w szy stk ie inne publikacje Zakonu z tego okresu nie p o d ają żadnych w zm ianek o zjednoczeniu się z w olnom ularstw em , ani też nie w y k azu ją w pływ u idei i zasad m asońskich.
Sp raw a te j jakoby ścisłej w spółpracy, c zy te ż n aw et zupełnego zjedno
czenia różokrzyżow ców z w olnom ularstw em w wieku XVIII jest trudna do zbadania. Do niedaw na w iększość historyków uw ażała ją za fakt nie podle
g a ją cy dyskusji, w id ząc w tern zjednoczeniu zakończenie sam odzielnej egzy
stencji B ractw a. N iektórzy z autorów w yw odzili n aw et historję wolnomular^
stw a od różokrzyżow ców , u w ażając ty c h ostatn ich z a w łaściw ych tw órców m asonerji. W takiem oświetleniu połączenie ty ch dwu o rganizacyj należało trak to w ać jak o zjaw isko norm alne. W szy stk ie jednak te tw ierdzenia n ie w y
k ra c za ją p o za dziedzinę fantazji, o p ierając się raczej n a dom ysłach, a nie na istotnych dokum entach. O statnie badania w ty m kierunku m ocno je podw ażyły i dziś jasnem jest, że Zakon R óżokrzyżow ców ani też W olnom ularstw o nie p o zostaw ały nig d y w żadnym bliższym stosunku czy też zależności. P o za bowiem oderw anem i w ypadkam i w spó łp racy w n iektórych m iejscow ościach, dw ie te organizacje p rzejaw iają w tym sam ym czasie zupełnie odrębną dzia
łalność i z b y t w ielką rozbieżność idei. N ależy rów nież pam iętać, ż e siedzibą ów czesnego w olnom ularstw a była F ran cja, gd y R óżokrzyżow cy pracow ali głównie na terenie Niemiec. P r z y czem obydw a te ośrodki w y kazują jedno
cześnie ożyw ioną akcję, w wielu w y padkach ko n k u ru jącą w zajem nie z e sobą.
M a to np. m iejsce w w ypadku ta k zw. Illuminatów, organizacji m asońskiej, założonej p rzez W eissh au p ta w roku 1776 (W eisshaupt był w olnom ularzem i profesorem U niw ersytetu w In golstadt), k tó rz y b ard zo silnie zw alczali różo
krzyżow ców . A. Ed. W aite pisze na ten tem at n astępująco: „nie m ożem y zna
leźć u różokrzyżow ców (tego okresu) najm niejszych śladów W olnom ularstw a Sym bolicznego. Stoim y tu wobec szk o ły czy też sy stem u filozoficznego, k tó ry częściowo w yw odzi się od P a ra c elsa a częściowo od Jakóba B oehm e“, a na
stępnie w y ra ż a opinję, że sy m p atje ok u lty sty czn e b y ły jedyną w spólną cechą c h arak tery sty c z n ą, łączącą te dwie organizacje, „pozatem s to ją one daleko od siebie“.
Aby zrozum ieć to zagadnienie, n ależy nieco głębiej zapoznać się z w arun
kam i i podłożem , z k tórego ono w yrosło. W iek XVIII był okresem ogrom nego rozw oju w olnom ularstw a sym bolicznego i wielostopniowego. Rozwój ten w y pływ ał z zainteresow ań ów czesnych w a rstw ośw ieconych w kierunku filozofji, m istycyzm u i okultyzm u. P o d egidą i w ram ach w olnom ularstw a pow staw ały coraz to now e zw iązki tajne, tw orzono now e ry tu a ły , „fabrykując“ coraz to
w yższe stopnie w olnom ularskie, pochodzenie któ ry ch naw iązyw ano do coraz bardziej odległych czasów . Nic dziwnego, że w iele z ty ch tajnych związków w olnom ularskich sięgnęło rów nież do sk arb n icy R óży K rzyża, zapożyczając z niej sym bole, n azw y a naw et ideje. W rezultacie po w staw ały organizacje c zy sto w olnom ularskie, w y stęp u jąc pod nazw ą różokrzyżow ców , a ich akcja o raz spuścizna, pod postacią licznych dokum entów wszelkiego rodzaju, nie
zm iernie kom plikuje p racę badacza. W takich w arunkach bowiem w yodrębnie
nie działalności p raw dziw ych różokrzyżow ców z pośród w spom nianych o rg a nizacji wolnom ularskich je st rze cz ą b ard zo trudną. P o trzeb n a je st do teg o nie ty lk o ru ty n a h isto ry k a, ale przedew szystkiem głęboka znajom ość ideologii R óży K rzyża, k tó ra jedynie um ożliwi znalezienie w łaściw ej drogi w tym labi
ryn cie dokum entów i zd arzeń i pozwoli odróżnić praw dziw e od fałszyw ego.
A. Ed. W aite pisze w te j spraw ie jak n astęp u je: „M asoński ry tu a ł ścisłej
„obserw y“, zap o czątkow any w Niemczech, rozpow szechnił się niezwykle szybko w całej Europie działając w imieniu „nieznanych m istrzó w “, pozatem istn iały : ry tu a ł szkocki, stopnie elektów, o ra z dziesiątki innych ry tuałów i organizacji w olnom ularskich, p retendujących do rodow odu zb y t starożytnego, aby był on rzeczyw iście praw dziw y. Jednak te w szy stk ie liczne organizacje w olnom ular
stw a sym bolicznego były tylko slabem naśladow nictw em różokrzyżow ców . Zakon R óżokrzyżow ców ze sw ą w iekow ą tra d y c ją , pokoleniam i alchemików, m istyków , m agów i hierofantów Egiptu it. p. niew ątpliw ie w płynął na kształ
tow anie się ideologii i „rodow dów “ ty ch o rganizacyj w olnom ularskich. J e s t to jed y n y zw iązek, jakiego m ożem y się doszukać pom iędzy różokrzyżow cam i a w olnom ularstw em “.
Nasze w ięc badania h istoryczne rozgraniczają ściśle te dw ie organizacje, a ta k pow ażni h isto ry cy , jak W aite, nie łączą już różokrzyżow cow z w olno
m ularstw em , p rzen o sząc ew entualne ich związki na g ru n t ideologiczny i o rzucają możliwość w spółpracy rzeczyw istej. Inny h istoryk. Er. W ittem ans, pisze na ten sam tem at w n astęp u jący sposób: „ ch arak ter Zakonu R óżokrzy
żowców był zaw sze w ybitnie katolicki w znaczeniu chrześcijaństw a uniw ersal
nego. O dgraniczanie się od katolików w okresie „ F am y “ n ależy trak to w ać raczej jako odbicie n astro jó w istniejących w Niemczech w okresie Reform acji, gdzie Zakon głównie się przejaw iał. B ył to odruch sentym entu, rychło następnie zarzucony, czego dowodem są następne prace, w ydane pod auspicjam i Za
konu“ (zobacz książkę Sincerus R en atu s'a). Ten sam a u to r pisze d alej: „Mo
ralność chrześcijańska je st czynnikiem w y raźn ie dom inującym w e w szystkich przepisach Zakonu, a m iste ria różokrzyżow e nie różnią się zbytnio od m iste
riów chrześcijaństw a ezoterycznego“. Pozatem znajdujem y jeszcze tak ą o p in ię:
„R óżokrzyżow cy niem ieccy hołdowali zaw sze idei w ojującego chrześcijań
stw a “. Ideologie teg o rod zaju tru d n o je st pogodzić z możliwością w spółpracy z w olnom ularstw em , któ reg o ideje niew ątpliw ie nie id ą po linii „wojującego ch rześcijań stw a“.
Jedynym , bardziej rzeczow ym dowodem istnienia jakichkolw iek związków pom iędzy Zakonem a w olnom ularstw em jest osiem nasty stopień w olnom ular
stw a, a m ianowicie „K aw alera R óży K rzy ża“. Pochodzenie tego stopnia jest m gliste i tru d n e do ustalenia. P o ra z pierw szy sp o ty k am y się z nim około roku 1754 w e Francji, g dzie z o sta je w prow adzony p rzez ta k zw aną „Radę C esarzy W schodu i Zachodu“. A nalizując sym bolikę 33 stopni w olnom ularskich,