• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 9"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

WRZESIEŃ 1938

(2)

TREŚ< Z E S Z Y T U :

S t r

Dr K a zim ie rz K ro b icki (K ra k ó w )

U p ro g u ziem sk iej m isji je d n o stek i n a r o d ó w ... 265 Prof. dr R. A ssngioli (R zy m )

Od p sy ch o a n a liz y do p s y c h o s y n t e z y ...271 K. C h o d kiew icz (L w ó w )

M i c h a ł N o s t r a d a m u s <7. D aty p rz e p o w iad a n y c h zd arze ń ) 275 J ó ze f S w itk o w s k i (L w ó w )

J a n D e e, s p iry ty s ta a n g i e l s k i ...279 H elena W itk o w s k a (K rak ó w )

N ow a n a u k a ( 2 ) ...285 J. A d a m a r i H . Głóg

C h arak tero lo g ja a s t r o l o g i c z n a ... 289 M arja F lo rk o w a (W is ła )

P ięć m in u t p rzed z a ś n i ę c i e m ... 291 P r z e g l ą d c z a s o p i s m ... 293 K r o n i k a ... 296 Ciąg dalszy o astro lo g ji ezoterycznej z b ra k u m iejsca w n a st. num erze.

W a r u n k i p r e n u m e r a t y „ L o t o s u “ : ro c zn ie 10 zł (w U. S. A. 3 d o la ry );

p ó łro c zn ie 5.50; k w a r ta ln ie 3 zł; ze szy t p o je d y n czy 1 zł. K o n to P. K. O. 409.940 (w ażne je s t ró w n ież d aw n e n asze k o n to 304.961).

A d r e s r e d a k c j i : J. K. H a d y n a , W isła , Śl. Ciesz., s k r y tk a 22.

W szy stk ie w y d a w n ic tw a „L o to su “ n ab y w ać m o ż n a:

w K r a k o w i e : F -a T eo d o r T o m aszk iew icz, u l. F lo r ja ń s k a 30 (w ejście w sien i), te lefo n 118-35, lu b w K się g a rn i S. A. K rzy żan o w sk i. R y n ek Gł. 36;

w P o z n a n i u : K się g a rn ia S L D ippel, PI. W o ln o ści 11.

w e L w o w i e : K się g a rn ia „Mól K siążk o w y “, ul. B ato reg o 6;

w W a r s z a w i e : K się g a rn ia S ro czy ń sk i i H o fm an , u l. M a rs z a łk o w s k a 91;

w W i l n i e : K się g a rn ia G eb eth n er i W olf, ul. M ick iew icza 16 a.

(3)

Rocznik V

Zeszyt 9 Wrzesień

1938

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rczy m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n Tow. P arap s y c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza w e Lw ow ie

U progu ziem skiej misji jednostek i narodów.

W je d n y m z p o p rzed n ich zeszytów „ L o t o s u “ (z lutego 1938) p o ru sz y ­ liśm y sp ra w ę „ z i e m s k i e j m i s j i c z ł o w i e k a “. K w estja p o słan ­ n ic tw a k ażd ej je d n o stk i i każdego n a ro d u nie u leg a n a jm n ie jsz e j w ą tp li­

wości. Człow iek z n alaz ł się n a ty m św iecie w ściśle o k reślo n y m celu, a ta ziem sk a w ęd ró w k a je st e ta p em d rogi do doskonałości. U m o żliw ia o n a bo­

w iem ludzkim d u ch o m w z b ija n ie się w yżej — w sk u tek konieczności po k o ­ n y w a n ia przeszkód i w strz ąsa jąc y c h przeżyć w k rw a w y m tru d z ie żyw ota.

Jed n o stk a lu d zk a atoli n ie m oże żyć w izolacji o d in n y ch , lecz tw o rzy g ru p y i zrzeszenia, by dzięki o rg a n iz a cji społecznej u ła tw ić sobie w łasn e b y to w a ­ n ie i sp ełn ien ie osobistych celów. W spólność języ k a, rasy i p le m ie n ia je st przecież o d w ieków potężnym m o to rem życia, ideą, k tó ra w y m a g a n iek ied y h ero iczn y ch o fiar i pośw ięceń d la w spólnego dobra. A p o n iew aż k ażd y tw ór ziem ski m a specyficzny cel is tn ie n ia, (boć nic n ie istn ie je bez celu d u ch o ­ w ego!), więc i n a ro d y m a ją sw o je in d y w id u a ln e m isje do sp ełn ien ia.

W szak że n a św iecie m u si b yć n a w szystko s a n k c ja z góry, a bez n iej od s a ­ m ego po czątk u b y tu „nic się n ie stało, co się stało “ . J a k członków c ia ła je st w iele, ale tw o rz ą o ne je d n o ciało, ta k w iele je s t n a ro d ó w Ziem i, lecz w szystkie ra z em sk ła d a ją się n a je d e n o rg an izm w yższego rzęd u tj. ludzkość.

Po d o b n ie ja k cały k o m p lek s ko m ó rek złożył się np . n a o rg a n o k a i w y sp e­

cjalizo w ał w k ie ru n k u w id zen ia, in n y n a ucho, o rg a n y sm ak u , dotyku etc, ta k i k ażd y n a ró d w d ziejach p o stęp u całej ludzkości p o siad a stan o w isk o je ­ d y n e i niezastąp io n e. In n a rzecz, że człow iek n a dzisiejszy m sto p n iu ro z­

w o ju n ie zd aje sobie jeszcze d o k ła d n ie sp ra w y z ty c h zbiorow ych m isy j, - R ed a g u je J. K. H a d y n a , W ista, Ś ląsk C ieszyński.

„P orw ać ogień strze żo n y, zan ieść w o jc z y s te stro n y to c e l. . . “

S t. W y sp ia ń ski

Dr K a zim ie rz K robicki (K r a k ó w )

C iało je d n o jest, a członków m a w iele; a w sz y stk ie członki cia ła , choć ic h w iele je st, w szak że s ą je d n e m ciałem .

(L ist I św. P a w ła do Kor. X II, 12.) I.

(4)

o p a ry ziem skiego m a te rja liz m u bo w iem tłu m ią w szelką m ożliw ość ja s n o w i­

dzen ia; in tu ic y jn ie je d n a k i p o d św iad o m ie d ą żą te społeczności tra fn ie do celu, k iero w an e przez zaziem sk ie św iad o m e m oce. N a tern je d n a k n ie koniec z ag ad n ien ia. P rzecież p rag n ęło b y się m im o w o li dow iedzieć, ja k i je s t k res lej d ziw n ej drogi ludzkości — co stan ie się w końcu z je d n o stk ą i z k a żd y m n aro d e m przy pow rocie dusz do Boga, »— tj. „ s p ł y n i ę c i u t y c h p o ­ s z c z e g ó l n y c h k r o p e l d o j a s n e g o m o r z a “ , ja k to p rz e p ię k ­ n ie o kreślili filozofow ie in d y jscy . „ O m , m a n i p a d m e h u m “ — m odli się każd y b ra m in , — i w iem y, że „spły n ięcie“ to je s t p rz e w id zian y m k resem w szelk iej ew o lu cji, ale co się s ta je w ted y z ja ź n ią in d y w id u a ln ą i św ia ­ dom ością zbiorow ą?

P y ta n ie to w y m a g a k ilk u głębszych refleksyj.

K w est je eschatologiczne i Ideologiczne od w ieków n ie p o k o ją badaw czy i ciekaw y u m y sł człow ieka. O d ra z u tu je d n a k m u sim y zaznaczyć, że inaczej trzeb a tra k to w a ć p roblem jed n o stk i, a inaczej k w e stję „ fin a ln ą “ n aro d u . Z a c z n ijm y n a jp ie rw od z a g a d n i e n i a z b i o r o w o ś c i , gdyż ono rzuci n a m św iatło i n a p roblem n ad rzęd n y , osobowy.

P o p a trz m y głębiej n a d zieje n a ro d ó w i ras, n a k o leje olb rzy m ich i m a ­ łych p ań stw . O to rd z e n ie m ty c h o rg a n iz a cy j je s t zaw sze ja k a ś g ru p a etniczna, k tó ra w y k rz e sa ła z siebie „w olę w ła d zy “ i o d k ry ła p o słan n ictw o p an o w an ia i kiero w n ictw a. Z w łaszcza n ie k tó re z p a ń stw w y b ly sk u ją n a horyzoncie dziejó w ja k o g n iste m eteory, w z ra sta ją do g ra n ic olb rzy m ich a po tem nagle ja k b y n ik n ą w m ro k u . Czyż np. p rzeczuw ał k to z G reków b o h a te rsk iej epoki M arato n u i S alam in y , iż p o w stan ie w kró tce p o tw o rn a potęga m ace­

dońska, k tó ra k ie ro w a n a g e n ju sz e m A le k sa n d ra W ielkiego zetrze w pro ch w szy stk ie k ró lestw a b asen u śró dziem nom orskiego i oprze się aż o In d je ? Ale też po p e w n y ch m o carstw ach n ie zostaje w krótce n a w e t śladu. Przecież i F e n ic ja z K a rta g in ą , i Asy r ja z B abilon ją , i P e rsja , i c esarstw a b iz a n ty ń ­ skie, i azjaty c k ie tw o ry tu re c k ie i tata rsk ie p rzeszły ta k ie sam e koleje. J a k rzek a, k tó re j n ie d o jrzeć początku n i końca, ta k p ły n ą od w ieków n a fa la c h dziejó w różne o rg a n iz a cje pań stw o w e, p o ja w ia ją się n a g le n a w id nokręgu, ro sn ą, o lb rzy m ieją, m ija ją n a s szybko z h u k iem i szum em i — p rzechodzą w d a l b ezk resn ą, ro z p ły w a ją c się w e m gle o d d alen ia. Isto tn ie, sm u tn e re fle ­ k sje n a su w a n a m p rz e g lą d dziejów ! K a rty h is to rji podobne są do fal rzeki.

Z a p y ta jm y się przeto teraz, ja k m am y p o jm o w ać b y t naro d ó w ? Czy tk w i w n im isk ra nieśm ierteln o ści? Po zo rn ie zd aw ało b y się, że nie, gdyż ta k g in ą, iż po p e w n y ch n aro d o w o ściach n ie m am y dziś śladu. A je d n a k z a g a d ­ n ie n ie je s t b a rd z ie j sko m p lik o w an e, alb o w iem n a ró d n ie je s t p ań stw em . P ań stw o je st ty lk o fo rm ą tego tw o ru , którego tre ścią, duszą je st n aró d . O lbrzym ie p ań stw o p e rsk ie zn iknęło, ale P erso w ie ż y ją do d zisiejszego d nia.

P o dobnie m a się sp ra w a z E g ip tem , a n aro d y : grecki i rzy m sk i choć się p rz e ­ istoczyły w no w o h elleń sk i i italsk i, s ą je d n a k d alszym ciąg iem staro ży tn y ch . N iektóre je d n a k n ie w ątp liw ie giną.

Czy w ięc n a ro d y m a ją „ z b i o r o w ą d u s z ę“ , n ie śm ie rte ln ą pochod­

n ię istn ie n ia? Przecież i ciało człow ieka ro z sy p u je się zczasem w p ro ch ziem i, a je d n a k dusza, ch w ilo w o zam iesz k u jąc a tę pow łokę, je st w ieczna i n ie podległa zniszczeniu.

(5)

Do ro z w ią za n ia sp ra w y d o jd ziem y przez p y ta n ie : k t o t w o r z y

„ d u s z ę n a r o d u “ ? Bo bez w zględu n a to, czy p rzy zn am y n aro d o m b y t trw a ły czy przejścio w y , stw ierd zić m u sim y , że m a sa lu d z k a ja k b y p ro m ie ­ n io w ała, w y ła n ia ją c ze siebie coś w ro d z a ju zbiorow ej duszy kierow niczej.

T a e m a n a c ja je st z u p ełn ie k o n k re tn a i w idoczna, k s z ta łtu ją c a p ew ien tw ór p o n ad jed n o stk o w y , ale re a ln y i spoiście organiczny.

M asa sk ład a się z jed n o stek , je d n o stk a zaś, ja k w iem y, p o siad a w sobie isk rę tw órczości b oskiej. W szyscy jesteśm y „ S y n am i B ożym i“ , bo O jciec tc h n ą ł w n a s „d u ch a ży w o ta“ — i dlatego m ożem y tw o rz y ć „na o braz i podo­

bień stw o Boga“ . T a n a sz a tw órczość b y ła o ngiś olb rzy m ia, ale w m ia rę m a ­ te ria liz a cji w szelkich fo rm siła ow a znacznie osłabia. P o sia d am y w ięc dziś w szy stk ie duchow e cechy Boże, ale w m in ia tu rz e . Z n ik n ąć one je d n a k nigdy n ie m ogą, alb o w iem is k ra d u c h a je st n ie śm ierteln a. M ów iliśm y tu ju ż 0 ob razo w em p o ró w n a n iu in d y jsk ie m , z estaw iającem Boga z oceanem , a poszczególne dusze lu d zk ie z k ro p lam i. T e w y m ia ry n aszej m ocy n ie są je d n a k ta k filig ran o w e, ja k b y m o żn a n ap o zó r sądzić. N ied arm o w ielki nasz w ieszcz, M ickiew icz w o la z głębi d uszy: „Człow ieku! G dybyś w iedział, ja k a tw o ja w ład za!“ Sam człow iek bow iem , od w szy stk ich opuszczony, „sam otny, w ięzio n y — m y ślą i w ia rą m oże zw alać i podźw igać tro n y !“ A jeszcze siln iej m ó w i p rzez u s ta K o n ra d a w „ Im p ro w iz a c ji“ :

. . . „Czuję, że g d y b y m m ą wolę N atężył, ścisn ął i razem w y św iecił —

M ożebym sto gw iazd zgasił a d ru g ie sto wzniecił!

Bo jestem n ie śm ierteln y !“

W szyscy jesteśm y n ie śm ierteln i i k ażd y z n a s m a zaro d ek potęgi, nie k ażd y je d n a k zd o ln y je s t do u św ia d o m ie n ia sobie w ła sn e j m ocy, do doro - ś n ięcia do tej „ch w ili S am so n a“ .

G dy je d n o stk i w p ew n y ch celach z rz eszają się, ju ż przez te n sam fak t tw o rz ą siłę, a ro śn ie o na w m ia rę p o czucia te j wyższości społecznej! P o p ro - stu im siln ie jsz e je d n o stk i, tern m ocniej tw o rzą ideę zrzeszenia, w iem y zaś z b a d a ń p sy ch iczn y ch , ja k ą p o tęg ą je st m yśl. M yślenie n asze je st zaw sze ideoplastyczne, tj. tw o rzy k o n k re tn e fo rm y w otaczającej n as, n iesły ch an ie su b teln ej i p o d a tn e j m a te rji a stra ln e j, w m ia rę zaś in ten sy w n o ści m y śli, ten tw ó r flu id aln y sta je się co raz b a rd z ie j re aln y m .

Do ta k ic h tw o ró w m y ślo w y ch n ależy i pojęcie o j c z y z n y . Zbiorow e m yśli je d n o stek „tch n ęły w n ie d u c h a “ . T o fak t k o le k ty w n e j k re a cji, p o ­ do b n y nieco do stw o rz en ia człow ieka.

N a m ocy p ra w m y śli, k tó ra tw o rzy w szystko, id ea ojczy zn y sk o n cen tro ­ w a ła się i ciągle się w y d o sk o n a la i m o d elu je, ż y ją c n ie ja k o sw ojem w łasnem , osobnem życiem .

Gdy np . n asze p olskie p a ń stw o doznało k a ta stro fy rozbiorów , zn ik n ęła ty lk o form a, p ojęcie zaś ojczyzny n ie zatra ciło się, ale przeciw n ie, ro zp ło ­ m ien iło słonecznym blask iem , w y d o sk o n aliło d o rzu can em ciągle p aliw em m y śli, i doszło do n ie b y w ałej p rz e d te m potęgi. D zięki te m u p rz e trw a liśm y 1 od n ieśliśm y zw ycięstw o. Je d n o stk i w y b itn e by ły e m a n a c ją te j woli.

Z tego p rz y k ła d u w id zim y w ięc, że w p ra w d zie ten tw ó r m yślow y żyje n ie ja k o w ła sn e m życiem , ale c ałą sw ą siłę życiow ą czerpie z jednostek.

Z je d n o stk am i tw ó rczy m i połączony je st o n ja k o b y o lb rzy m ią ilością a s tr a l-

(6)

ny ch nici, przez k tó re p ły n ą d o ń flu id y mocy. N ici te p rz y ró w n a ć b y m ożna do ja k ic h ś a stra ln y c h „p ęp o w in “, z asila ją cy c h cały o rg a n iz m tw o ru życio­

w ą silą. T w ó r ten s ta je się ja k b y a k u m u la to re m en erg ji p sy ch iczn ej, i n a - o d w ró t w y w ie ra p o tężn y w pływ n a jed n o stk i.

P o jęcie ojczy zn y by ło b y przeto ro d z a je m e g r e g o r u . 1)

E gregor ten je s t tw o rem p o n a d in d y w id u a n ly m , — jak o b y k ierow niczym d u ch em c ałej gro m ad y , — a jego d u chow e w alo ry nie są p ro stem z su m o w a ­ n ie m w a lo ró w in d y w id u ó w , ale w arto ścią w yższego rzędu, — podobnie ja k w ch em ji p o łączenie dw óch lu b w ięcej p ie rw ia stk ó w tw o rzy coś zu p ełn ie now ego, odrębnego od każdego z poszczególnych elem entów .

F a k t ten tłu m aczy łb y n a m w iele, jeśli idzie o pew ne d z ia łan ie g ru p y , k ie ru ją c e j n a ro d e m czy p ań stw em . N iekiedy bow iem ten „ rz ą d " —m ia n o ­ w an y , czy tylko w znaczeniu id eo w y m istn ie jąc y — zd o b y w a się n a czyny takie, do ja k ic h n ie b y łab y z d o ln a je d n o stk a, n aw et n a jw y b itn ie jsz a . Czasem znów je d n o stk a po rw ie za sobą całą gru p ę i pow iedzie do n ie p rzeczu w an y ch sukcesów . Z jaw isk o to tłu m aczy ło b y się w y ją tk o w em poczuciem m ocy d a n ej jed n o stk i, dzięki n a w ią z a n iu przez n ią k o n ta k tu ze sferą n ajczy stszy ch idei egregoru. S ą to je d n o stk i w n ajw y ższy m sto p n iu „ m e d ja ln e " , o d czu ­ w a jąc e potężne fale d u ch o w y ch „ n a tc h n ie ń " i d z ia łają c e n ie k ie d y n a w e t w sposób, p rz y p o m in a ją c y so m n am b u lik ó w .

N ależy się je d n a k zap y tać, czy w szy stk ie d z ia ła n ia tak ieg o egregora d a d zą się w y ja śn ić ty lk o i je d y n ie w p ły w a m i lu d z k ie m i n a ten tw ó r m y - ślo w o -a straln y , o ra z a k c ją o d w ro tn ą? P rzecież te n zb iorow y „g en iu sz o j ­ czyzny“ prow adzi zw ykle sw ój n a ró d w sposób n ie o m y ln y i in tu ic y jn y , o m ija ją c o rlim w zro k iem ja sn o w id z a w szelkie ra fy i m ielizn y , o k tó re m o ­ głab y się rozbić n a ro d o w a n aw a, gd y b y b y ła k ie ro w a n a m n ie j w p ra w n ą ręką. M a się w ięc n ie k ie d y głębokie p rześw iadczenie, że g e n ju sz ten je st w pełn i św iad o m y „celów fin a ln y c h ", z ak ry ty c h d la n a jd o sk o n a lsz y ch n a w e t egregorów . Ileż to razy d o p iero po fakcie p rz e k o n y w u jem y się, ilu u n ik ­ nęło się niebezpieczeństw , ja k zd u m iew ająco p okonało się n iezw alczone zda się tru d n o ści, ja k d o p ro w ad ziło do o lśn ie w a ją c y ch w yników , a w szystko to n iek ied y n a w e t w b rew n a jw y b itn ie jsz y m je d n o stk o m k iero w n iczy m , w b rew plan o m d y p lo m a ty c zn o -p o lity c z n y m , — na drodze n a jz u p ełn ie j n ieoczeki­

w a n ej, a je d y n e j — i to p o p ro stu „p rz y p ad k iem ", „ślep y m tra fe m "! Ale bad acze z ja w isk d u ch o w y ch s łu c h a ją ta k ic h o k reśleń z p ó łu śm iech em w y ro ­ zum iałości, w ied zą bow iem , że w p la n ie bo sk im n ie m a żad n y c h p rzypadków , żad n y c h ślep y ch tra fó w i szczęśliw ych o k azy j. W szy stk o je st w y n ik ie m czy­

n ów , p ra w i p rzezn aczeń i u k ła d a się z żelazn ą k o n sek w en cją.

N a p o d staw ie o b serw acy j w sp o m n ian y c h z d arze ń m u sim y je d n a k p rz y ­ jąć, że o b ja w y te znaczn ie p rz e ra s ta ją p rzy ro d zo n e m ożliw ości egregoru ojczyzny. N ależy w ięc stw ierdzić, że eg regor te n n iety lk o je st z asila n y flu i­

d am i z dołu, a le i — po m o cą z góry. I d opiero cały te n k o m pleks czy n n ik ó w poszczególnych sk ład a się n a pojęcie „g e n j u s z a n a r ó d u “. W y ra ż e ­ n ia tego u ż y w a ją lu d zie sym bolicznie, n ie w iedząc, ja k re a ln e życie p u lsu je w ty m n ib y „sy m b o lu “.

*) O eg reg o rze p is a ł n ie co K. C h o d k iew icz w listo p a d o w y m zeszy cie „ L o t o ­ s u “ z r. 1937, s tr. 355—6. („Co n a z y w a m y w o k u lty ź m ie e g reg o re m i ja k a je st jego r o la ? “).

(7)

Skoro p rz y jm u je m y in s p ira c je w yższych sił o d n o śn ie do jednostek, tłu m acząc n ią d z ia ła n ia w ró żn y ch dzied zin ach życia i tw órczości a rty s ty c z ­ n ej, n ie m a pow odu o d m a w ia ć tego c zy n n ik a in sp ira c y jn eg o egregorom , a n a ­ w et m u sim y go p rz y ją ć wobec n ie w ątp liw y ch sy m p to m ató w . W y g lą d a bo w iem czasem tak, ja k b y ja k a w ysoka istność du ch o w a „objęła w p o sia ­ d a n ie “ te n a stro so m naro d o w y , ja k b y się w eń „w cieliła“ , by m u pom agać i kiero w ać n im n ieo m y ln ie k u „celom fin a ln y m “ . J u ż d aw n o jasn o w id zący m ędrcy, poeci i filozofow ie stw ierd zili, że oprócz „A niołów opiek u ń czy ch “ k ażd ej je d n o stk i istn ie ją i gen ju sze ras i n arodów , ja k i g en ju sze globów i w szy stk ich fo rm acy j kosm icznych. A że n ie są to egregory, w sk a z u ją n a to różne fa k ty , m. in. ten, iż w izje te z ja w ia ją się zaw sze w p ostaci a n tro p o m o r- ficzynej, — n a to m ia st eg regory — będące ro d z a je m „ la rw “ n ie są u k s z ta łto ­ w an e n a o b raz i podo b ień stw o człowieka.

A le m is je n aro d o w e s ą przecież różne — m ógłby k toś zauw ażyć. I k rw a ­ we, i niskie, i o k ru tn e , i ty ra ń s k ie — i w iodące do ru in y , k a ta stro fy i zagłady!

Czy i w ted y n a stę p u je „ in sp ira c ja z góry,,? O czyw iście. Z d a jm y sobie b o ­ w iem z tego sp raw ę, że różne, w p ro st niezliczone są drogi p o stępu — i że b łądzącej ludzkości p o trzeb n e są koniecznie n ie ty lk o śro d k i opiekuńcze p rz y ­ je m n e i łagodne, a le i „dociski boże“ . Szkoła szczęścia — to ju ż w y ­ soka m eto d a p ed agogiczna d la synów ziem i, zeszłych po to w m a tc rję , by zy sk ać dośw iadczenie, w iedzę i przeżycie. T a n a u k a ra d o sn a je s t d la w yż­

szych, w y b ra n y c h , któ rzy ju ż szczeble niższe przezw yciężyli. D la w iększości n a to m ia st p o trz e b n a je st jeszcze szkoła c ierp ien ia, w ie lk ic h m ą k i docisków . Boć przecież k ażdy n a ró d ( ja k i k a żd a je d n o stk a ) sam sobie tw orzy sw ój los. T o sk u tk i c ałej działalności. Są więc o ne niety lk o „ k a rm ą “ ( ja k m ów i o k u lty z m ) za w ła sn e czyny, lecz także tw o rzą zad a te k n a przyszłość. Jak że p ra w d z iw e są słow a E w an g e lji: „ Ja k ą m ia rą m ierzysz, ta k ą ci o d m ierzą — kto sieje w ia tr, z b ie ra b u rzę“ .

N asu w a się tu n a m m im o w o li m yśl o rozb io rach Po lsk i. Czem u „genjusz n aro d o w y “ do p u ścił do te j k atastro fy ? Bo egregor n a sz by ł ju ż ta k n iep o ­ d a tn y n a in sp ira c je, ta k fa ta ln ie szedł n a m anow ce, że d ro g a c ierp ien ia i p o k u ty o k a za ła się n a jsk u tec z n iejsz ą . Że je d n a k m y sam i los sw ój tw o ­ rzym y, stw ierd ził np . z rz a d k ą in tu ic ją n a sz wieszcz, K rasiń sk i, k tó ry w ż a r­

liw ej m od litw ie, „ P salm ie D obrej W o li“ , w oła gorąco:

„ T eraz, gdy rozg rzm ial się ju ż sąd T w ój w n iebie P o n a d la t zbiegłych d w o m a ty siącam i,

D a j n a m o P a n ie , św ięty m i czy n am i W śró d sąd u tego sam y ch w skrzesić siebie!“

T a k jed n o stk i, ja k i n a ro d y m u szą sw oje m isje ziem skie spełnić do końca. M isja lu d z k a je d n a k trw a n a jw y ż e j k ilk a d z iesią t lat. O ileż dłuższa n a to m ia st je s t m is ja n a ro d u ! Żyw ot tego tw o ru ro zciąga się n ie n a lata, ale n a w ieki. Musi je d n a k kiedyś n a d ejść te n czas, w k tó ry m cel istn ie n ia n a ­ ro d u w y p ełn i się d efin ity w n ie. I w ów czas n a ró d zacznie g asn ąć, ja k d o p a la ­ ją c a się la m p a . E g reg o r jego, n ie zasilan y ju ż dostateczn ie z dołu przez jed n o stk i, k tó re ten id e a ł zb iorow y ojczy zn y z atra ciły , p o czyna u sy ch ać i w kró tce ro zp ły n ie się w sferze a stra ln e j, ro z k ła d a jąc się n a elem en ty p ie r-

269

(8)

w olne. O czyw iście u s ta je w te d y i ro la „opiekuńczego g e n ju sz a “ , k tó ry sp eł­

niw szy p ow ierzone sobie zad an ie, — w ra c a do „ k ra in y św iatło ści“ . N a r o d y m a j ą w i ę c s w ó j b y t m e t a f i z y c z n y , ale b y t ten zależn y je st od jednostek, k tó re go tw o rzą i niszczą i od przeznaczeń, k tó re n a ń d z ia łają . B yt ten zatem n ie je st i nie może być w iek u isty . P rzecież h is to rja w y k azu je, że olb rzy m ie n a ro d y i całe ra sy z n ik n ę ły z p o w ierzch n i ziem i bez n a jm n ie j­

szego ślad u , a o ich istn ie n iu św iadczą ty lk o archeologiczne w y k o p alisk a lub różne dow ody i h ip o tezy lin g w isty czn e, geologiczne itp. Cóż stało się np.

z b y tem m etafizy czn y m p a ń stw a T ołteków n a A tlan ty d zie, z S u m iro -A k k a - d am i, C h ald eją, o lb rzy m iem i cy w iliz ac ja m i w M ezopotam ji, p ó łnocno- w sch o d n iej Azji, T ybecie, środkow ej Afryce, etc? Przecież n a w e t p am ięć z ag in ęła o n ic h ta k całkow icie, że d zisiejsi uczeni ze zd u m ien iem o d k ry w a ją gig an ty czn e ślad y ich długow iekow ego by tu — a w y k o p a lisk a te m n o żą się w coraz in n y c h m ie jsca c h globu.

J e d n ą z m isy j n aro d o w y ch je st w y tw o rzen ie sw oistego, now ego „g a- t u n k u d u c h a “ , — ja k to określił Słow acki. T w ie rd z i on przecież w jed - n e m m iejscu , że każd y d u ch ludzki, n im sw ą w iekow ą w ędrów kę ku d o sk o ­ nałości zakończy, w o statn iem w cielen iu ziem skiem „m u si stać się P o la ­ k ie m “ . T k w i tu oczyw iście m yśl, że „polski g a tu n e k d u c h a “ je st n ajczy stszy i n a jb a rd z ie j zbliżony do id eału i do boskiego „ a rc h ity p u “ . W k ieru n k u ty m m u sim y jeszcze b ard zo dużo pracow ać.

N aro d y zaś s ta n ą się ju ż zbyteczne w ów czas, gdy lu d zie zro zu m ieją, że

„w szystko przez d u c h a i d la d u c h a stw o rzo n e je s t“ . W szy stk ie więc inne s p ra w y zejd ą n a p la n dalszy, u s ta n ą k rw a w e w o jn y , z n ik n ą g ran ice, a lu d z ­ kość, u s z la c h e tn ia ją c się w ew n ętrzn ie, o d k ry je w sobie i w y d o sk o n ali na w ielką sk alę p raw d ziw e „ d a r y D u c h a “ , o k tó ry c h m ów i św . P a w e ł w rozdz. X II pierw szego listu do K o ry n tja n : „K ażdem u b yw a d a n e o k a zy ­ w a n ie d u c h a k u p o żytkow i“ , albow iem „ je d n em u p rzez D u ch a b y w a d a n a m o w a m ąd ro ści, in n e m u m ow a u m ie ję tn o śc i“ , —i in n y m „w iara, ła sk a u z d ra ­ w ia n ia , czy n ien ia cudów , proroctw o, rozezn an ie duchów , ro zm aitość języ ­ ków i tłu m aczen ie m ó w “ . A le „w szystko to sp ra w u je jed en a tenże D uch, u d z ie lają c z o so b n a k ażdem u, ja k o chce“ .

I w ów czas s ta n ie m y się je d n ą o w czarn ią, k ie ro w a n ą przez jednego P asterza.

I to w ła śn ie będzie ow ą epoką o stateczn ą, o k tó re j m ó w ił o ngiś C h ry stu s,

— a słow a Jeg o p o w ta rz a ją dziś ślepi jeszcze i g łu si w d u c h u . --- T a ep o k a — to K r ó l e s t w o B o ż e n a z i e m i....

(D ok. n a st.)

K a żd y c zy n n a sz o b d a rzo n y je s t w ła d za o d tw a rza n ia się w n iesko ń czo ­ n y c h n a stęp stw a ch i w y n ik a c h i idzie w śla d y n a sze p rzez życ ie cale. N a w et k ie d y stra c iliśm y go z pam ięci, u k a zu je się na n ow o na za kręta ch drogi i d o ­ m aga się p a n o w a n ia n a d n a szy m losem.

(9)

P ro f. d r R . A ssa g io li

D y r. I n s ty tu t a K u ltu ry i T era - p jt P sy ch iczn ej w R zym ie.

Z j ę z y k a w łoskieg o d la „L o to su " a u to ry ­ zo w a n y p r z e k ła d T o m lry Z o rl.

Od psychoanalizy do psychosyntezy

Ciąg dalszy ze str. 108.

T a d u ża ilość studiów i badań stanow i d o stateczn y m aterial dla n a k re ś­

lenia pewinej sy n tezy . Jeśli zgrom adzim y fakty dow iedzione, ściśle naukow e przy czy n k i, o raz dobrze u g ru n to w an e interp retacje, od rzu cając w szelką p rz e ­ sad ę i n a d b u d o w y teo rety czn e ro zm aitych szkól, o trz y m a m y określenie osobo­

w ości ludzkiej, jakkolw iek dalekie jeszcze o d doskonałości, lub skończoności, jak roi się w ydaje, lecz bardziej całkow ite i bliższe rzeczyw istości, niż w sz e l­

kie d o ty ch czaso w e ujęcia.

D la zilu stro w an ia tak ieg o pojęcia o ukła­

dzie isto ty ludzkiej w jej żyw ej, k o nkretnej rze­

czyw istości, pom ocnym będzie w y k re s poniż­

szy.

Zdaję sobie całk o w icie sp raw ę z tego, iż je st to jedynie schem at ogólnikow y i elem en­

ta rn y , dający izaledwie w y o b ra ż en ie s tru k tu ­ ralne, staty czn e, anatom iczne raczej naszej ko n ­ sty tu cji w n ętrzn ej, p o zb aw io n y całkow icie as­

pektu dynam icznego, najbardziej po d staw o w eg o i doniosłego. Zdaniem m-ojem w szak że, z aró ­ w no w psychologii, jak i każdej innej nauce, obow iązują k roki stopniow e, w nioski bard zo ostrożne, zw łaszcza na płaszczyźnie ta k nie­

uchw ytnej i -zmiennej, jaką je st psychologia;

należy w ięc n ieustannie m ieć na u w ad ze z aró ­ w no linie w y ty c zn e , jak i różnice podstaw ow e.

Ina-czej bow iem niesk o o rd y n o w an a m nogość sprow adza zag m atw an ie pojęć, b o g actw o szcze­

gółów , m ąci c ało ść o b razu i nie p o zw ala na zdanie sobie s p ra w y z odnośnego znaczenia, celu i doniosłości części Składowych.

Z tern zastrzeżen iem p rzeto podaję ów schem at.

1. Świadomość niższa (podśw ia­

dom ość); '1. Świadomość nor­

m alna; 3. N adśw iadom ość;

4. Pole św iadom ości; 5. „Ja"

działające; ti. Jaźń.

I. Płaszczyzna podświadomości.

Z aw iera ona, czy też je st g e n e z ą ;

1) p ierw o tn y ch czynności psychologicznych, kieru jący ch życiem ciała:

psy-chizmem kom órek i o rganów ; w sp ó łczy n n o ścią funkcyj c iała;

2) w szelak ich in sty n k tó w i -namiętności n iższych;

3) w ielu „kom pleksów “ z to w arzy szącem i im sitnem i w zruszeniam i, w y n i­

kam i naszej teraźniejszości, jak ró w n ież odległej przeszło ści — z aró w n o indy-

(10)

w iduainej, jak i dziedzicznej (p rzeży cia dziecinne, skłonności rodzinne, pozo­

stałości podśw iadom ości w sp ó ln ej);

4) sny i w y o b ra ż en ia niższego rz ę d u ; 5) psychizm niższy i medjwmizm;

6) n ajro zm aitsze stan y neuropatyczne, jak o to : w szelakiego rodzaju fobje, opętańcze ideje itd.

II. Podświadom ość łącznikowa.

W y tw o rzo n a z elem entów psychologicznych, upodabniających się do św iadom ości norm alnej i łatw o przez n ią k o n tro lo w an y ch . T a ró w n ia w nę- trz n a jest w ynikiem n a sz y c h dośw iadczeń, rzutow aniem p rz y szły c h przeja- wień o raz zw y k ły ch czynności u m ysłow ych i w yo b rażen io w y ch .

III. Świadom ość czynna.

O kreślenie to je st u ży w an e bardzo często, nie posiada atoli ścisłości n au­

kow ej, będąc jednak term inem jasnym i w y raźn y m , w stosow aniu do celów p rak ty czn y ch , ogarniając tę ozęść naszej osobow ości, k tó rą uśw iadam iam y sobie bezpośrednio. Jest to n ieustanny po to k w rażeń, o b razó w , m yśli, uczuć, pragnień, im pulsów , p rz e z n a s dostrzeganych, analizow anych, określanych.

IV. Świadomość normalna czyli „Ja świadom e“.

Owo „Ja św iadom e“ zostaje bardzo c zę sto łączone z pojęciem św iadom ej osobow ości, o k tó re j m ów iliśm y w yżej, w sam ej rz e cz y jednak je st od niej naj­

zupełniej różne. K ażdy, kto p osiada p ew n e zdolności introspekcyjne, fak t ten stw ierd zi bez w ahania.

U legająca nieustannym zm ianom t r e ś ć naszej św iadom ości (w rażenia, m yśli, uczucia itd.) stanow i isto tę odrębną, podczas gdy „ Ja “, Ego, św iad o ­ m ości naszej o ś r o d e k , je st czem ś, c o ow ą tre ść z a w i e r a , b y się tak w y razić, i je st jej św iadom . Pod p e w n y m k ątem ró żn icę tę m ożna p o ró w n ać do odrębności, zachodzącej m iędzy białym , ośw ietlonym ekranem i rzucanem i nań ró żnorodnym i obrazam i kinem atograficznem i.

Ale człow iek przeciętny, czy naw et po siad ający dużą dozę inteligencji i w y k sz ta łc e n ia nie zadaje sobie trudu o b serw o w a n ia i ro zróżniania sw y ch stanów psych iczn y ch ; sam ośw iadom ość p rz e su w a się jeno po pow ierzchni

„p rąd u “, utożsam iając się z jego zm ień nem i falam i, z e zm ienną ich z a w a r­

tością.

V. Nadświadomość.

Z tej rów ni p ły n ą ku nam intuicje i natchnienia, n a tu ry a rty sty c z n e j lub filozoficznej. J e s t ona genezą genjalności i rozm aity ch stan ó w m isty czn y ch : kontem placji, e k sta z y itd. J e s t to zbiornik en ergi j psychicznych i m o cy ducho­

w ych.

VI. „ J a d u ch o w e“ .

św iad o m o ść n o rm a ln a je s t zazw yczaj n ie ty lk o p o g rążo n a w n ie u s ta n ­ n y m w irze elem en tó w psy ch iczn y ch , lecz częstokroć z d a je się zn ik a ć i roz­

pły w ać w nicość w ch w ili z a p a d a n ia w sen, w w y p a d k ac h głębokiego o m ­ d lenia, p o d d z ia łan ie m n a rk o ty k u , albo też po d w p ły w em hipnozy. Po o b u ­ d zen iu się, św iadom ość w y n u rz a się tajem n iczo , n ie z d ając sobie s p ra w y ja k lu b skąd. F a k t ten, po n ależy tern ro zw ażen iu , w y d a je się n a p ra w d ę d z iw ­

(11)

n y m i niep o k o jący m . To, o raz in n e jeszcze c zy n n ik i n a zb y t liczne, b y m tu 0 n ic h w zm ian k o w ał, k a żą n a m przypuszczać, że „poza“ , lu b „ p o n ad “ z w y ­ k łą św iad o m o ścią m u si istn ie ć ja k iś stały O środek duchow y, ja k ie ś „ J a “ isto tn e człow ieka. P u n k t te n je st stały , n iezm ien n y , n ie p o d le g a jąc y fa lo w a ­ n ie m „ p rą d u m yślo w eg o “, lub u w a ru n k o w a n io m fizycznym ; n asza św iad o ­ m ość osobow ościow a m usi być u w a ża n a je d y n ie za jego odbicie, za p ro jek cję n a płaszczyźnie osobowości.

P o słu g u ją c się a n alo g ią z k in em ato g rafem , m o żn a pow iedzieć, że „ J a d u ch o w e“ o d p o w ia d a źródłu św ia tła , o św ietlającem u ek ra n . N a w ykresie sto su n e k te n je s t u w idoczniony przez p u n k t w y o b ra ż ają c y n asze „ ja “ oso­

bow ościow e, u m ieszczone w ś ro d k u p o la św iadom ości i połączone lin ją k re s ­ k o w a n ą z g w iazdką, sy m b o lizu jącą „ J a “ duchow e. W y k res ten dopom oże n a m do pogodzenia dw óch faktów , sprzecznych p ozornie i p rz e k re śla ją c y ch się w zajem n ie:

1. P o z o r n a d w o i s t o ś ć , p o z o r n e f u n k c j o n o w a n i e w n a s d w ó c h i s t o t . W y w o łu je to n ie ra z złudzenie, że w sp ó łży ją w n a s dw ie różne istoty, św iadom ość n o rm a ln a bow iem n ic n ie w ie, jak g d y b y o w yższej

— zarów no teoretycznie, ja k i p ra k ty c z n ie; p o su w a się n a w e t do z ap rzecza­

n ia je j istn ie n iu ; n a to m ia st „ J a “ isto tn e n ie o b ja w ia się bezp o śred n io naszej św iadom ości.

2. P o d s t a w o w a j e d n o ś ć e l e m e n t ów. W r z e c z y w i s t o ś c i ni e m a d w ó c h o d rę b n y c h członów n aszej istoty, d w óch czynników n ie ­ zależnych od siebie. „ J a “ je s t jed n o , p rz e ja w ia się je n o ro zm aicie w św iad o ­ m ości i k o m p lek sach osobowości.

O dbicie św ia tła je s t w y ra ź n e i silne, n ie stan o w i w szakże rzeczyw istości sam o istn e j, n ie p o siad a is tn ie n ia sam o w sobie; n ie je st św iatłem no w em 1 odrębnem .

P o ję c ie pow yższe o s tru k tu rz e n aszej istoty, o g arn ia, zespala i u k ła d a w o b raz c ałk o w ity w szy stk ie fa k ty , o trz y m a n e n a p o d staw ie ro z m a ity c h b a ­ d a ń i d ośw iadczeń, u m o ż liw ia ją c jed n o cześn ie szersze i w n ik liw sze ro z u m ie ­ n ie d ziejó w d ra m a ty c z n y c h człow ieka, o ra z k o n flik tó w i z ag a d n ie ń d ręczą­

cych każdego z n as; u k a z u je sposoby ich ro z w ią za n ia i drogę ku w y z w o ­ len iu .

W naszem życiu codziennem , ja k o je d n o stk i o b d arzo n e p rz e ciętn ą ś w ia ­ d om ością, je steśm y o g ran iczen i i k rę p o w a n i p rzez ty siące dro b n o stek , je s ­ teśm y o fia rą tysięcy złu d zeń i m iraży , n ie w o ln ik a m i m n ó stw a dem onów w ew n ętrzn y ch , k ie ro w a n i to tu , to ta m p rzez niezliczone w p ły w y zew nętrzne, o ślep ian i i h ip n o ty z o w a n i p rzez w iele m y ln y c h pozorów.

N ie d ziw w ięc, że człow iek w ty c h w a ru n k a c h je s t często n iezadow olony i niesp o k o jn y , n ie p e w n y i zm ie n n y w n a stro ja c h , m y śla ch i czy n ach ; in tu ­ ic y jn ie p o siad a odczucie sw o jej jedności, w życiu codziennem je d n a k s tw ie r­

d za, że je s t isto tą złożoną, i n ie ro zu m ie a n i siebie, a n i in n y ch .

N ie dziw , przeto, że n ie zn ając , a n i ro zu m iejąc siebie sam ego, n ie p o ­ s ia d a zdolności k o n tro lo w a n ia p rz e ja w ó w sw ej n a tu ry , z d a ją c sobie n ie k ie d y sp raw ę, że je st n ie w o ln ik ie m w ła sn y c h błęd ó w i słabości.

N ie d ziw w ięc, że je s t ty le istn ie ń z łam an y ch , lu b też p e łn y c h o g ra ­ n iczeń i tro sk , p o w o d o w an y ch cho ro b am i u m y słu i ciała, dręczo n y ch z w ą t­

p ie n ie m , re z y g n ac ją , rozpaczą i b ezn ad ziejn o ścią.

(12)

I czyż m ożna się dziw ić, że człow iek w sw ej n a m ię tn ej i ślepej pogoni za w yzw oleniem i szczęściem , s ta je się n ie k ie d y dzik im b u n to w n ik iem , to z n o ­ w u u siłu je zagłuszyć n iep o k ó j w ew n ętrzn y , rz u c a ją c się nao ślep w życie czynów gorączkow ych, ciągłego pod n iecen ia, s z a rp a n ia uczuciow ego lu b szaleńczych przygód?

R ozpatrzm y teraz c z y i w j a k i s p o s ó b ro zw iązać m o żn a to z a ­ g a d n ie n ie n ajd o n io ślejsz e ludzkiego życia, czy je s t m ożliw e uzd ro w ien ie tej po d staw o w ej lu d zk iej słabości?

Z astan ó w m y się, czy człow iek m oże w yzw olić się z niew oli sw ej osobo­

wości, czy m oże o siąg n ąć spokój, h a rm o n ię i moc?

Z a d a n ie to n ie je st an i łatw e, an i p roste, ale że cel ów je st m ożliw y do osiągnięcia, w sk a z u ją z ad z iw a ją ce w y n ik i, zdobyte p rzez n ie k tó re jed n o stk i, któ re s to su ją p ew n e określone m etody.

Stopnie w iodące k u zdobyciu tego celu, m ożem y o k reślić w sposób n a ­ stęp u jąc y :

1. C ałkow ite p o zn an ie w ła sn e j sw ej osobowości.

2. K o n tro lo w an ie w szystkich je j p rzejaw ó w .

3. Z etk n ięcie się z w ła sn e m sw o jem „ J a “ w yższem , lu b p rz y n a jm n ie j w y tw o rzen ie ośro d k a jednoczącego.

4. P sy c h o sy n te z a: k szta łto w a n ie i o d ro d zen ie osobowości, pod w p ły w em ow ego ośrodka.

Z b a d a jm y te ra z k ażd ą z ty c h faz poszczególnych.

1. C a łkow ite p o zn a n ie w ła sn e j s w e j osobowości.

W celu dokładnego p o z n an ia n aszej osobowości, n ie w y starczy uczy n ie­

n ie n a w et n ajd o k ła d n iejsz e g o sp isu , czy w ykazu elem entów , sk ład a ją c y ch się n a n aszą istotę św iad o m ą. N ależy rozpocząć p rzed ew szy stk iem głębokie i p o w ażn e b a d a n ie złóż podśw iadom ości. Z c ałą o d w ag ą p rz e n ik n ą ć m u sim y do ty c h głęb in i n iz in podśw iadom ości, b y stan ą ć tw a rz ą w tw arz z tem i si­

ła m i ciem nem i, k tó re ta k często grożą n a m i trz y m a ją w sw ej w ład zy ; n ależy zb ad ać w szy stk ie p rzy w id zen ia, w szy stk ie w y o b ra ż en ia dziedziczne, lub w ieku dziecięcego, p rz e śla d u ją c e n a s i p o ta je m n ie n a m i rządzące, p a ra liż u ­ ją c e n a sz ą w olę, lęki, u k ry te w a m p iry w ew n ętrzn e, niszczące n asze życia, k o n flik ty przy zw y czajeń , chłonące n a sz ą e n erg ję i siły. D okonać tego m o ­ żem y za pom ocą w iedzy i m eto d psy ch o an alizy .

B ad a n ia m ogą być rozpoczęte p rzez osobę z ain tereso w an ą, lep iej je st je d n a k , gdy się p o siad a c zy jąś pom oc fach o w ą. W k a żd y m w y p a d k u m e­

to d y p sy ch o a n a liz y w in n y być u żyte w sposób ściśle n aukow y, z ja k n a j- w iększą b ezstro n n o ścią i bezosobow ością, bez u p rzed zeń i odejścia od pro stej lin ji b a d ań , p rzez u ta jo n y w p ły w lęku, p ra g n ie ń lu b re a k c ji em o cjo n aln y ch .

W tern m ie jscu z a trz y m u je się zazw yczaj dzieło F re u d a i jego zw olen­

ników . J e s t to w szakże, ja k o tern ju ż m ów iłem , ogran iczen ie n ie u sp ra w ie d li­

w io n e i a rb itra ln e . W ten sam bow iem sposób n ależy p o d d ać b a d a n iu ś w ia ­ dom ość n o rm a ln ą i w p ły w y n adśw iadom ości. W te n sposób p o w stan ie m o ż­

liw ość o d k ry c ia w sobie n ie z n a n y c h n a m d o tąd u zd o ln ień , istotnego pow o­

ła n ia , n a tc h n ie ń i dążeń, u siłu ją c y c h się w ten , czy in n y sposób p rzejaw ić.

J a k często je d n a k o d p y ch am y , lu b z a b ija m y w sobie w yższe a sp irac je przez

(13)

b ra k zro zu m ien ia, przesąd y , lu b lęk p rzed o p in ją . O dkryć m ożem y rów nież w sobie olb rzy m ie p o k ła d y n iezró żn iczk o w an ej en erg ji p sy ch iczn ej, g ro m a ­ dzącej się w k a żd y m z nas. J e s t to ta podśw iadom ość p lasty czn a, k tó rą m o ­ żem y p o słu g iw ać się w k a żd y m w y p a d k u ; nieskończone zasoby pam ięci, w iern y , lecz n ie z n a n y n a m sługa, p ra g n ą cy zaw sze p racow ać d la n as, i w y- k o n y w u ją cy ju ż te raz p race olbrzym ie, bez n aszej w iedzy. Z dolny do p racy jeszcze w y d a jn ie jsz e j i ściślejszej, o ile tylko nau czy m y się cenić i p o z n a ­ wać jego p ra w a i ry tm is tn ie n ia i w sp ółpracow ać z n im św iad o m ie i h a rm o ­ n ijn ie.

C. d. n.

K. C hodkiew icz (L w ó w ).

M ichał Nostradamus

7. D a ty przep o w ia d a n ych zdarzeń.

P rze jd ź m y te ra z do innego szczegółu jasnow idzenia N ostradam usa. Znaną je st rzeczą, że przeciętni jasnow idze z w ielką trudnością ok reślają c za s w idzia­

nych p rzez siebie w przeszłość lub p rzy szło ść zdarzeń. P rzeszło ść, te ra ź ­ niejszość i p rzy szło ść p rzesu w ają się p rzed ich duchow ym w zrokiem rów no­

cześnie na jednym planie, a podanie, n aw et w przybliżeniu, d a ty oglądanego zdarzen ia, n a tra fia na p rzeszk o d y nie do zw alczenia. U n aszeg o N ostradam usa szkopuł ten odpada. Pow iada on w jednem m iejscu „Listu do sy n a C ezara", że każdej chwili m ógłby dokładnie określić d atę opisyw anych p rzez siebie zdarzeń. Zobaczm y zatem , czy nap raw d ę p o trafił on to uczynić?

K w a t r j e n VIII, 71 b rzm i:

C roistra le nom bres si grand des astronom es C hassez, bannis & livres censurez.

L 'A n m il s ix cens & sep t par sacrees g lo m es,') Que nul aiix sacres ne seront asseurez.

W dosłownem tłum aczeniu z n aczy ta z w ro tk a :

„Ilość astronom ów w zrośnie ta k bardzo, że będą pędzeni, skazani, a ich książki zak azan e w roku 1607, p rzez zebrania duchow nych. W ty m czasie nikt nie będzie bezpieczny p rzed duchow nym i“.*)

P rz y p a trz m y się te ra z tłu h istorycznem u teg o zdarzenia. A strologja, k tó ra od wieków już b adała zw iązki łączące człow ieka z w szechśw iatem i astro n o m ja, k tó ra z tejże a stro lo g ii wzięła swój p oczątek, m iały z końcem 16-go a początkiem 17-go wieku we F rancji wielu zwolenników. A stronom ia

1) T łu m ac zen ie n ie m ie c k ie R ö sch a b rzm i:

G ross w ä c h s t d ie Z a h l d e r A stro n o m en , G s ch im p ft, v e rja g t, v e rs to s s e n u n d v e r b a n n t S e c h z e n h u n d e rts ie b e n F lu c h w ir d k o m m en Ü b er sie, d a s s k e in e r sich r im L an d .

*) g l o m e s od lac. g lo m u s = z e b ra n ie, z g ro m ad zen ie (ten s a m rd z e ń je st w n a s z e m sło w ie g ro m - ad a).

(14)

nie m iata jeszcze w te d y jednak takich n arzęd zi obserw acji, jakie dzisiaj posiada i posługiw ała się dość pry m ity w n y m i p rzy rząd am i, znanym i od wieków. Mimo to, już w połowie 16-go wieku (rok 1543) wielki nasz rodak M ikołaj K opernik detronizuje ziemię, stw ierd zając, że je st ona ty lk o drobnym pyłkiem , k rą ż ą ­ cy m wokoło słońca. N aukowa ta h e re zja nie może się zm ieścić w ram ach dog­

m atów K ościoła — stąd bezlitosna w alka, jak ą Kościół w ydaje z końcem 16-go wieku a stro lo g ii i astronom ii. Z o stają one sk azan e uchw ałam i soborów w O r­

leanie (1560), M ediolanie (1565), R eim s (1583), bullą papieża S y k stu sa V-go (1586) i ostatn io soborem w M alines (1607). T ry b u n ały inkw izycji nie darow ują n aw et G alileuszow i, k tó ry śm iało bronił tezy K opernika, tak, że w r. 1633 m u­

s iał wobec try b u n ału Inkw izycji publicznie odw ołać swe poglądy. N ajw ażniej- szem zdarzeniem , k tó re um ożliwiło d alszy rozw ój astronom ii, było w ynale­

zienie lun ety p rzez G alileusza. N astąpiło to w r. 1609 — ale p ierw sze próby n ad ty m w ynalazkiem robione b y ły w H olandii już w r. 1607. R ok ten je st w łaśnie term inem , jaki nam w podanym k w atrjen ie ta k trafnie przepow iada N ostradam us. W ynalezienie lunety astronom icznej dało podw aliny pod nowo­

czesną astronom ię. Sam G alileusz od k ry w a tą lunetą g ó ry na Księżycu, roz­

kłada D rogę M leczną na jej części składow e, o d k ry w a 4 księżyce Jow isza, szybko o k rążające rodzinną p lanetę i u tw ierd za się p rzez to w praw dziw ości system u, głoszonego p rzez K opernika. R ok 1607 je st przełom ow ym rokiem w astronom ii.

W eźm y te ra z k w a t r j e n 1 ,4 9 : Beaucoup avant telles m enees, C eux d O rient, par la vertu lunaire, V a n m il sep t cens fero n t grands em m enees, Subiungant presques le coing Aquilonaire.’)

La m enee oznacza in try g ę, z d arzen ie; vertu lunaire je st to dzielność u zy ­ sk an a pod znakiem księżyca. E m m ener o zn acza zab rać, porw ać. Rzeczownik od tego zn ac z y : zabór, zdobycz. Le coin Aquilonaire oznacza północną część (cypel, k ąt) Europy. W tłum aczeniu dosłow nem pow iada nam tu N ostradam us, że n a długo p rzed tem i zdarzeniam i (tj. opisyw anem i w I, 48) ludzie W schodu, pod znakiem księżyca*) porobią w roku 1700 w ielkie zdobycze, zajm u jąc pół­

nocną część Europy.

Ja k w y gląda odpow iednie tło h isto ry c z n e? Są to w P olsce c za sy A ugu­

sta 11 M ocnego. A ugust na w łasną rękę z aw a rł p rzy m ierze z c arem Pio trem W ielkim (R osja ok reślan a je st p rzez N o strad am u sa jako „ludzie W schodu“) i królem duńskim i n ap ad ł na szw edzkie Inflanty, w p lątując p rz e z to P olskę w wojnę ze Szw ecją. L ecz przeliczy ła się koalicja, bo m łody lecz dzielny król szw edzki, K arol XII, pobił szybko Duńczyków , n astępnie P io tra W ielkiego pod N arw ią a w ojska A ugusta pod R y g ą i w k ro czy ł do Polski. P rz e sz e d łsz y bez w iększego oporu Litw ę, w kro czy ł do W a rsz a w y i z ażąd ał zrzu cen ia z tronu A ugusta II. Na k a n d y d ata do tro n u p rz e d sta w ił szlachcie w ojew odę poznań­

') P r z e k ła d n ie m ie c k i B osch a:

L a n g e J a h r e n o c h v o r d ie se n Z e ite n W ird d e r O rien t d u r c h M ondes K raft, T a u se n d s ie b e n h u n d e r t v ie l e rb e u te n , F a s t des N o rd en s E c k e r a n s ic h ra fft.

*) R ok 1700 s ta l a stro lo g ic z n ie p od z n a k ie m księży ca.

(15)

skiego, Stan isław a L eszczyńskiego, a szlachta, niechętna w ojnie ze Szwedam i, zgodziła się na to i S tanisław L eszczyński został koronow any. K arol XII bije w dalszy m ciągu w ojska A ugusta, w y p ęd za w ojska sask ie z Polski i w kracza do Saksonii a A ugust zrz ek a się k o ro n y polskiej. W k ró tc e jednak o d m i e ­ n i a j ą się losy w ojny. K arol XII, chcąc rozbić ostatn ieg o z przeciwników, P io tra W ielkiego, ru sz a z w ojskam i szw edzkim i na U krainę, lecz zo sta je po­

b ity pod P o ltaw ą. W o jsk a szw edzkie rozbite, król ledwo uchodzi z życiem , Zaporoże z o staje w cielone do M oskw y. S zw ecja tra c i sw e przodow nicze s ta ­ now isko n ad B ałtykiem , c a r obsadza szw edzkie prow incje n ad b ałty ck ie („pół­

nocny k ą t“ E u ro p y ), p o zo staw iając Szw edom ty lk o Finlandię. Jasnow idzenie N o strad am u sa spełnia się w 150 la t po w y d an iu C en tu ry j.

U czony nasz dok tó r nie og ran icza się jednak ty lk o do u stalan ia roku danego zdarzen ia, p o trafi on — jeśli chce — podać n aw et m i e s i ą c , w któ­

ry m dany fa k t h isto ry c z n y nastąp i. P rzy k ład em na to je st m iędzy innymi k w atrjen 111, 77:

Le tiers elim at sons A ries com prins, L'an m il sept cens vingt e t sep t en octobre, L e R o y de P erse par ceux d 'E g y p te prins, C onflict m ort, p erte: ä la croix grand opprobre.')

Dosłowne tłum aczenie teg o k w atrjen u pow iada nam , że „ trzeci kraj (stre fa ), k tó ry je st pod znakiem astro lo g iczn y m B aran a , r. 1727 w m iesiącu październiku, król P e rs ji zostanie pozbaw iony sw ych d zierżaw p rzez tych z Egiptu. W alk a, śm ierć, z ag ład a (ruina — perte): dla k rz y ż a w ielka hańba

(sro m o ta).“

Pod znakiem B aran a m usim y tu rozum ieć w schód E uropy, k tó ry dawni astrologow ie staw iali pod ty m znakiem . Zatem k ra j B aran a ozn acza tu teren w schodni E uropy. W o jn a m a się to c z y ć m iędzy P e rs ją a Egiptem . W Egipcie p anują w ted y M uzułm anie — zatem w ojna m iędzy T u rcją a P e rs ją w m iesiącu październiku 1727 r„ w k tó rej to w ojnie P e rs ja ponosi s tr a ty tery to rialn e.

W ty m sam y m czasie p ań stw a chrześcijańskie w zgl. ch rześcijań stw a (krzyż) n arażo n e będą n a hańbę i s tra ty .

T era z tło h is to ry c z n e :’) W P e rs ji obejm uje w r. 1725 w ładzę szach E szref po zam ordow aniu sw ego poprzednika. W w ojnach traci kaspijskie prow incje sw ego p ań stw a na rzecz R osji a zachodnie na rzecz T urcji. W książce Zink- eisena pt. „G eschichte des osm anischen R eiches“ c z y ta m y : „ C a r P io tr W ielki zaproponow ał W y so k iej P o rcie poufnie podział P e rsji. W r. 1724 zaczęła P o rta, do k tó rej w ted y należał Egipt, kroki nieprzyjacielskie przeciw P e rsji. W roku 1727, d n i a 3 p a ź d z i e r n i k a z aw a rto pokój w H am adan, k tó ry m to po­

kojem T u rcja u z y sk a ła zachodnie prow incje P e rsji. W k ró tce potem zaw arła pokój i R osja, uzy sk u jąc p erskie prow incje kaspijskie.“

T u rcja b y ła zaw sze u w ażan a z a najw iększego w ro g a k rz y ż a i chrześci­

jań stw a. P rz y m ie rz e R osji z T u rcją celem rozbioru innego p ań stw a słusznie ') T łu m a c z e n ie n ie m ie c k ie :

D ritte s K lim a, u n t r e m W id d 'r O ktober S ie b e n h u n d e rt z w an zig s ie b e n J a h r V on A eg y p ten P e rs ie n s K ön‘g ero b ert, K am p f u n d Tod, d em K reu ze g ro sse S ch m ach .

*) z e sta w ia m w ed łu g L o o g a s tr. 28.

(16)

uw ażane być m usiało przez chrześcijan za hańbę i sro m o tę (w iersz ostatni kw atrjenu).

W idzim y, z jak ą dokładnością N ostradam us przew idział te w szystkie szczegóły i ja k je precy zy jn ie um iejscowił, chronologicznie podając naw et m iesiąc z aw arcia pokoju i dokonanego z tern zajęcia perskiego tery to riu m . Nie pomogą tu żadne, naw et n ajbardziej złośliwe, z arzu ty sceptyków i nie­

dow iarków . M istrz przepow iedział to zd arzen ie na 175 lat nap rzó d . K w atrjen figuruje w pierw szem oryginalnem w ydaniu cen tu ry j, m ożliw ość w szelkiej kom binacji na ta k długą m etę je st w ykluczona a na dobitek m am y tu jeszcze jednego klasycznego św iadka, którego w yłow ił C. W . Loog, a k tó ry o o ry g i­

nalności kw atrjen u najlepiej n as przekona.

N ieznany bliżej kom en tato r N o strad am u sa w ydał w r. 1715 w H am burgu m ałą książeczkę pt. .M erkw ürdige fa ta d er G ro ssbritannischen K rone“ ltd.5), w k tórej to książce obok wielu błędnych poglądów poczynił rów nież wiele tra ­ fnych spostrzeżeń. K siążeczka znajduje się w K rólew skiej B ibliotece w B er­

linie. A utor p rz y ta c z a tam k w atrjen III, 77 jak o dowód, że powinno się bardzo ostrożnie oceniać zdolności p ro ro cze N ostradam usa, bo „w holenderskim w y­

daniu N o strad am u sa z r. 1668 w k w atrjen ie III, 77 p o d a n o r o k 1707, a w r o k u t y m n i e b y ł o ż a d n e j w o j n y m i ę d z y T u r k a mi a P e r ­ s a m i“. J e s t to n ajo czy w istszy dow ód na au ten ty czn o ść k w atrjenu, k tó ry w o r y g i n a l n e m pierw szem w ydaniu (P . R igaud‘a) w yraźnie podaje d a tę 1727 r.

P rzeczu cam y się te ra z praw ie o 200 lat dalej. 'C zytam y w k w a trje ­ nie IV, 100:

Du feu celeste au R o y a l edifice, Q aand la lum iere d e M ars deiaillera, S e p t m ois grand guerre, m art gens dem ateiice Roiien, E ureux au R o y ne iaillira.')

P o p o l s k u :

Z nieba w dom królew ski grom uderzy, B lednie św iatło M arsa — siedm m iesięcy W ielkiej w ojny, śm ierci zlej żołnierzy, Rouen i Eureux królow i nie b ra k więcej.

K w atrjen ten odnosili poprzedni k om entatorow ie do r. 1871, kiedy to p o żar zniszczył pałac cesarsk i w T uilerach, g d y Napoleon IH-ci zrezy g n o w ał z tro n u F r a n c ji.) Nie z g ad za się to jednak z p ra w d ą histo ry czn ą, bo w spom ­ nian y ogień nie pow stał od pioruna. C. W . Loog słusznie p rzesuw a ten kw a­

trjen na w iosnę 1918 r. Po zaw arciu tra k ta tu brzeskiego zd aw ał się ogień w ielkiej w ojny (M ars) ju ż p rz y g a sa ć . Liczono się, że w ypadnięcie z g ry wo­

jennej takiego p a rtn e ra , jak R osja, p rz y c zy n i się do szybkiego zakończenia

*) D ziw ne lo sy w ie lk o b ry ty js k ie j k o ro n y .

*) p rz e k ła d R ósch a:

H im m els F e u e r in d em n eu n G ebäude, W e n n d e r M ars sein L ic h t v e r d u n k e ln w ird, S ieben M onde K rieg, v e r g i f t viel L eu te R o u an . E v re u x tä u s c h t d en K önig n ic h t.

l) E. d u V ig n o is „N o tre h is to ire “ itd . Str. 327.

(17)

w ojny. T ym czasem z wiosną 1918 r. (kwiecień) rozpoczynają Niem cy o lbrzy­

m ią próbę przełom u, o k tó rej m ów iliśm y już w k w atrjenie IV, 8. Dalekonośne dw a działa niem ieckie, tzw . „długie M ak sy “8) zac z y n a ją z odległości 120 km ostrzeliw ać P a ry ż (dom królew ski). Pociski dochodzą a ż do s tra to sfe ry i stam ­ tąd praw ie p ro sto p ad le co 20 m inut, ja k g rom y z nieba, sp ad ają na P a ry ż . D oliczając do kw ietnia 7 m iesięcy, o któ ry m mówi N ostradam us, C. W . Loog porobił zak ład y , że wojna św iatow a zakończy się w listopadzie 1918. I m iał pełną rację z tą ty lk o różnicą, że przepow iadał zw ycięstw o Niemiec. O statni w iersz nie łączy się z treścią 3 poprzednich a odnosi się do d alszy ch zdarzeń przyszłości, co w przepow iedniach N ostradam usa je s t czasem praktykow ane.

Ja k w idzim y z podanych przy k ład ó w i określenie czasu zd arzeń nie p rzed­

staw iało d la N o strad am u sa trudności — nie podaw ał jednak celowo dokład­

nych dat, by przepow iednie nie s ta ły się zb y t jasne.

J ó z e f św itk ow ski (Lwów) Szkice do „H istorji okultyzm u“.

Jan D ee

sp iry ty s ta an g ielsk i

W książce A leksandra K rau sh ara „ C z a ry na dw orze Stefana B ato reg o “ m ieszczą się zebrane z różnych źró d eł szczegóły o m agji, upraw ianej na zam ku krakow skim , a m iędzy innym i także o pobycie w P o lsce Jan a Dee, głośnego wów czas okuł ty s ty angielskiego. K siążka ta, w y d an a z końcem wieku ubieg­

łego*), pojaw iła się w cześniej, niż m onografia niem iecka („John Dee, ein S piri­

tist des 16. Jah rh u n d erts“ ), opracow ana p rzez znanego h isto ry k a okultyzm u, K arola K iesew ettera (1893), błędne je st zatem jeg o tw ierdzenie, jak o b y on pierw szy podał w lite ra tu rz e b iografję Ja n a Dee. Poniew aż jednak K iesew etter o d krył w bibljotekach angielskich i niem ieckich liczne źródła współczesne, a także w łasnoręczne zapiski teg o o k u lty sty w jeg o dzienniku („The p rivate D iary of Dr. John Dee“) i jego ro z p ra w y drukiem w ydane, p rz y ta c za m z nich to, co posłuży do uzupełnienia naszkicow anego p rzez K rau sh ara obrazu.

U rodzony 1524 w zam ożnej rodzinie londyńskiej, odbył Dee stu d ja w C am ­ bridge, u d ał się jak o baccalaureus do H olandji na naukę m atem aty k i i a stro ­ logii u G. M ercato ra, w rócił do C am bridge jako m ag ister, gdzie w ykładał grekę, n astępnie podjął stu d ja fizyki i alchem ji, w P a ry ż u w ykładał geom etrję, w rócił 1552 do Anglji, gdzie mu król E dw ard VI w y znaczył pensję roczną i do­

ch o d y z re k to ra tu U pton. P o śm ierci tego króla kazała go M arja Katolicka na podstaw ie o szczerstw w trącić do w ięzienia, skąd w yszedł z a w staw iennictw em ludzi w pływ ow ych, „ w y p rz y sią g łszy się k a ce rstw a “.

G dy m iejsce M arji na tronie zajęła Elżbieta, udał się Dee (1563) przez H olandję i Niem cy do B udy (na W ęgrzech) na dw ór M aksym iliana II, jednak już po roku wrócił do Londynu, a po drodze z ajął się w A ntw erpji w ydaniem sw ego dzieła o sy stem ie liczb k ab alistyczno-pitagorejskim („M onas hierogly-

6) „D er la n g e M ax “.

*) O k s ią ż c e tej, o d d a w n a w h a n d lu w y czerp a n ej, je s t w z m ia n k a w p ra c y Ig n aceg o M atu sze w sk ieg o : „C z arn o k sięstw o i m e d y u m iz m “. W a rs z a w a 1896.

(18)

phica“ ), k tó re ofiarow ał królow ej Elżbiecie. W sw ych dalszy ch dociekaniach m atem aty czn y ch doszedł do teorji czw arteg o w y m iaru ; z aw arł 1578, a więc w cale późno, m ałżeństw o z szlachcianką angielską, znacznie (o 31 lat) m łodszą od niego; kom pletow ał sw ą bibliotekę, k tó ra liczyła podobno 4000 dzieł, n a ­ m aw iał królow ą do w y słan ia w y p ra w y zdobyw czej w k ra je polarn e i ry so w ał w tym celu k a rty geograficzne.

D opiero 1581 zn ajd u ją się w jego w spom nianym w y żej dzienniku p ierw sze w zm ianki o zjaw isk ach sp iry ty sty c zn y c h , a to o pukaniach i o w izjach w k r y ­ sztale, a w roku n astępnym z a w a rł znajom ość z E dw ardem Kelley'em , k tó ry później w y w arł n a niego w pływ b a rd zo niefortunny.

O dy 1583 p rz y b y ł do L ondynu w ojew oda A lbert L ask i z S ie ra d z a (pod K aliszem ), udał się do D ee'go o p o rad ę w d ręczącej go p o d a g rz e; Dee u rz ą ­ dził z K elley'em seans, na k tó ry m pojaw iła się dziew czynka („M adini“). Nie p o rad ziła w praw dzie na po d ag rę, ale przepow iedziała „w ielką refo rm ację“, k tó rą L aski w prow adzi, a do roku zostanie królem , B a to ry bowiem w bitw ie polegnie.

Ten sam duch dziew czynki o strz e g a ł D ee'go p rzed „szpiegam i“ i radził uciekać z A nglii; poniew aż z aś tak że Laskiem u paliła się ziem ia pod stopam i z powodu olbrzym ich długów, zaciągniętych na rachunek p rz y szłe j k o rony polskiej, w y b rał się Dee z rodziną, Laskim , K elley'em i jego żoną p rzez kanał L a M anche do Holandii. C zas już był n ajw y ższy , zaledw ie bowiem odbili od brzegu, pospólstw o podpaliło dom D ee'go i zniszczyło w szy stk ie jego zbiory.

P rz e z B rem ę, Szczecin i Poznań d o tarli zbiegowie do zam ku w Sieradzu, sie­

dziby w ojew ody A lberta, i podjęli na now o sea n sy (w lutym 1584); jednak długi zm usiły ich w k ró tce do przeniesienia się do K rakow a. Poniew aż jednak

„anioł G ab rjel" o strz eg a ł ich p rzed królem polskim i p rzed duchow ieństw em , przenieśli się w lecie do P ra g i na dw ór c e sa rz a R udolfa II.

Rudolf uchodził sam z a czarnoksiężnika, a późniejsze jego obłąkanie, w którem „ry c za ł ja k w ół i w id y w ał upiory", m iało zapew ne podkład m edial­

n y ; p rz y ją ł w praw dzie D ee'go kilkakrotnie na H rad czy n ie, a le odniósł się do niego nieufnie. Jak o ż „duch" znow u o strz eg a ł p rzed w ięzieniem i radził Dee'm u uciec do W ro cław ia; w dro d ze z P ra g i p ocieszył go jednak, że c esa rz do roku um rze, a S tefan B a to ry obejm ie tro n czeski. Przezim o w aw szy w P rad z e , udał się Dee z K elley'em do K rakow a i p rzez Ł askiego u zy sk ał au d iencję u króla Stefana, a w m aju odbył się w gabinecie królew skim seans w tró jk ę (z w yni­

kiem nieznanym ). O św iadczyli tak że królowi, że um ieją „robić kam ień filozo­

ficzny"; nie wzbudzili jednak jego zap ału i pow rócili do P rag i.

Tu ty m czasem w ybuchły in try g i n uncjusza papieskiego przeciw „czarno­

księżnikow i", zm u szające go do ponow nej ucieczki. Uda! się z K elley'em do N iem iec; o trz y m a w sz y jed n ak zezw olenie cesa rz a n a d a lsz y pobyt w C ze­

chach, osiedlił się n a zam ku T rzb o n i podjął p ró b y alchem iczne, do k tó ry ch

„duch" d o starcz y ł m u „proszku". W dzienniku zn ajd u je się n o ta tk a D ee'go, że

„z pro szk u o ciężarze z iarn k a p iasku o trz y m a ł w ty g lu uncję najlepszego złota, któ re oddał E dw ardow i" (K elley'ow i). T o pow odzenie alchem iczne zjednało im łaskę w pływ ow ego na dw orze p rask im hr. R osenberga (k a n d y d a ta na tron p ra sk i); o trzy m ali odeń upom inki w arto ści setek, a n aw et ty się cy dukatów i pow rócili do P ra g i. Tu jednak zaczęły się niepow odzenia m iędzy nimi z po­

w odu brutalności i alkoholizm u K elley'a, zakończone niespodziew anem roz­

w iązaniem p rzez „duchy".

(19)

D r J a n Dee

Aby pozbyć się K elley‘a, zam ierzał Dee użyć w łasnego sy n a, A rtura, jako m edjum i odbył z nim trz y sea n sy ; A rtu r w idział w praw dzie w k ry sz tale

„ sta rc a białobrodego i nieczytelne listy “, ale żaden duch p rzez jego u sta nie przem aw iał. G dy jednak w o statn im seansie w ziął udział K elley, od razu p rze­

mówił p rzezeń duch Uriel. N astępnego dnia p rzejaw iła się p rzez u sta K elley‘a dziew czynka M adini, jego s ta ły duch kontrolny i poleciła im, ab y „wspólnie sw ych żon u ży w ali“. Na w ahania i wątpliw ości d ał K elley na piśm ie Dee‘mu u ro czy ste potw ierdzenie, że „ ta k a je st rzeczyw iście w ola B oga“, a zrozpaczony Dee ośw iadczył tę „w olę“ sw ej żonie i zaniechał oporu przeciw K elley‘owi.

Skutki tego nie d ały n a siebie długo czekać, g d y ż ju ż po trzech m iesią­

cach zanotow ał sześćdziesięcioletni D ee w sw ym pam iętniku, że jego żona zaszła w ciążę. W jesieni tegoż roku (1587) podjął Dee budowę pieca alche­

m icznego, g d y ż o trz y m a ł od duchów — zapew ne za pośrednictw em K elley‘a — objaw ienie „wielkiej tajem n icy “, poczem w raz z R osenbergiem p rzy stąp ili do prób w y rab ian ia złota. O stateczn ie Dee w ręczy ł R osenbergow i p rzez Kelley‘a

„proszek, książki, szkło i kam ień“, a sam w y b rał się do Anglji. B liższych w ska­

zów ek o ty c h p rzedm iotach niem a, g dyż dzienniczek D ee‘go u ry w a się już w cześniej..

Jad ą c p rzez Brem ę, poznał tam głośnego d ra H en ry k a K hunratha, okul- ty s tę i alchem ika, a w reszcie po dw óch latach nieobecności dopłynął do b rze­

gów Anglji. Tu doszły go niebaw em wieści o uw ięzieniu K elley‘a w P rad ze, a w krótce potem zaproszenie c e sa rz a Rudolfa II, a b y Dee w stąp ił w służbę u niego. W o lał jed n ak pozo stać w Anglji, mimo że p rzy b y cie jeg o p o przedziły z Niemiec pogłoski jak o o czarnoksiężniku, którem u nie chciano nic sp rzed a­

w ać, ani n aw et środków żyw ności d o starczać. W prośbie do królow ej ofiaro­

w ał się Dee zdać p rzed osobną kom isją spraw ę z całego sw ego ży cia na dowód czy sto ści c h arak teru i praw ow ierności wobec religji, co m iało ten skutek, że

D . D C S a v o u c h e th h ts

(20)

E d w a rd Kelley

w reszcie nadano mu stanow isko przełożonego kolegjum w M anchester, zapew ­ n iające m u środki u trzym ania.

W spokoju i zadow oleniu p rzeży ł Dee w M anchester siedm lat życia, odby­

w ając nadal sean sy w to w a rz y stw ie dwóch przy jació ł (H ickm ann i P o n to y s).

G d y po śm ierci Elżbiety w stąpił na tro n Jakób I, w ietrzący w szędzie djabła i czarnoksięstw o, cofnął Dee‘mu pensję. S ta ry i sch o rzały D ee przeniósł się nap o w ró t do swej posiadłości pod Londynem i tam dokonał ż y cia w ubóstwie.

Jeszcze we w rześniu 1607 p rz y rz e k ł m u „anioł R afael“ nauczyć sporządzania

„kam ienia filozoficznego m etodą św. D u n stan a“, a le Dee już tego nie dożył.

Oto w z ary sa c h najogólniejszych przebieg tego obfitującego w p rz y ­ go d y ży w o ta, na któ reg o tle c h a ra k te r J a n a Dee w ystępuje w yraziście jako bezw ątpienia p ra w y i pozbaw iony jakichkolw iek cech s za rla ta n e rii. Mniej jasn o n ato m iast w y stępuje sy lw etk a jego p rz y ja c iela i w spólnika, a zapew ne także inicjato ra eksp ery m en tó w sp iry ty sty czn o -alch em iczn y ch .

Kim był E d w ard Kelley, o tern niewiele m ożna się dow iedzieć ze źródeł zn anych d o ty ch czas, mimo że k rą ż y ły o nim różne — m oże n aw et p rzez niego sam ego celowo rozsiew ane — pogłoski. U rodzony 1555 w W o rc este r, m iał być ap tek arzem c zy te ż no tariu szem w Londynie, lecz za fałszow anie dokum en­

tów obcięto m u w edle ów czesnego z w y czaju u szy i sk azan o na banicję.*) P rze b y w a ł — jak w spom niałem — na dw orze c esa rz a Rudolfa w P ra d z e i uchodził tam za m istrz a w sp orządzaniu „ ty n k tu ry “, jednakże otrzy m y w ał ją z innego źródła już gotow ą.**) W edle legendy przem ienił ta m w obecności lek a rz a nadw ornego, Majeka, i dwóch innych uczonych, funt rtęci zapom ocą

*) W z m ia n k ę ta k ą u m ieścił D. G. M orhof w sw ej „De tr a n s m u ta tio n e m e ta l­

lo ru m e p is to la “ (1673).

**) T a k tw ie rd z i G assen d i w d ziele „De m e ta llis “ .

Cytaty

Powiązane dokumenty

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

D oznałem potem trzech uczuć, chociaż nie m ogę określić, czy rów nocześnie, c zy też kolejno: Jednego b ard zo miłego, trudnego do opi­.. san ia uczucia

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

Życie ty ch ludzi je st naogół szczęśliw e, choć niezaw sze wolne od pew nych nieporozum ień fam ilijnych lub procesów spadkow

Środki ane- stety czn e, stosow ane p rzez m edycynę oficjalną, nie rozw iązują w cale tego zagadnienia.. Znak ten daje energię, śm iałość i