NR 5 1 9 7 4
Dom Modlitwy Zboru wrocławskiego (ul.Miła 7)
CHRZEŚCIJANIN D a ć z a j ę c i e
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 5., maj 1974 r.
■
DAĆ ZAJĘCIE
JEZUS CHRYSTUS ZAWSZE TEN SAM
CHWAŁA KRZYŻA: POJEDNANIE (III)
ZNAK ODKUPIENIA WNIEBOWSTĄPIENIE JAK PRZEZWYCIĘŻAĆ OSZCZERSTWA?
OSTATNIA GENERACJA POSZUKIWANIE SZCZĘŚCIA W ROZWIĄZŁOŚCI
GOTOWI NA NIESPODZIANKI DUCHA ŚWIĘTEGO
SŁUCHACZE PISZĄ DO „GŁOSU EWANGELII”
W OTCHŁANI MORSKIEJ KOMUNIKAT WYDAWNICTWA KRONIKA
M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany je s t bezpłatnie; w ydaw anie je d n a k cza
sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie ofiary n a czaso
pism o w k ra ju pro sim y kierow ać na k o nto Z jednoczonego Kościoła E w ange
licznego: PKO W arszaw a, I Oddział M iej
ski, N r 1-14-147.252, zaznaczając cel w pła
ty n a odw rocie blan k ietu . O fiary w p ła
can e za g ran icą n ależy k ierow ać przez oddziały zagraniczne B an k u P o lsk a K a
sa Opieki, n a ad res P rezy d iu m Rady Z jednoczonego K ościoła Ew angelicznego w W arszaw ie, ul. Z ag ó rn a 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.), Mieczysław Kwiecień (z-ca red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 8 lub 9). Mate
riałów nadesłanych nie zwraca się.
RSW „Prasa-Książka-Ruch”, War
szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5000 egz.
Obj. 3 ark. Zam . 472. W-59.
Jak pow szechnie w iadom o, A rm ia Zbaw ienia — któ rej założy
cielem i p ie rw szy m generałem byl W illiam Booth, jed en z n a j
w ię k szy c h przyw ódców i reform atorów relig ijn ych w szy stk ich czasów — w y w a rła p o tężn y w p ły w na dzieło pogłębienia życia duchowego ogrom nej rzeszy chrześcijan oraz ukazała im nowe m ożliw ości słu żb y chrześcijańskiej. W yd a je się — chodzi o po
czątki te j społeczności chrześcijańskiej — że A rm ii Zbaw ienia udało się unikn ąć jednostronności charakteryzującej wówczas w szy stk ie inne w yznania. Kościół katolicki kładł z b y t d u ży na
cisk na ze w n ę trzn e u c zyn k i, fo rm y i cerem onie. K ościoły prote
stanckie zaś ulegały n iejed n okro tn ie drugiej skrajności: p o dkre
ślały a kt w iary zaniedbując jednocześnie akcentow anie u czyn kó w i św iętego życia. A rm ia Zbaw ienia dała p rzyk ła d ja k zbawcza wiara w in n a prow adzić do uświęconego życia i gorliw ej służby.
I chyba żadne inne w y zn a n ie chrześcijańskie nie zrozum iało peł
niej obow iązku pójścia na drogi i rozdroża, by służyć zgubio
n y m i cierpiącym , ja k zrozum iała to A rm ia Zbaw ienia. General Booth w ie rzy ł w „pójście do ludzi z p o selstw em o zba w ien iu”
i to prow adziło go do stosow ania w ie lu ró żn ych fo rm pracy. Orga
nizow ał zebrania pod o tw a rty m niebem , w fab rykach, w y n a ję ty c h aulach itp. W ierzył w „w zbudzenie u ludzi zainteresow ania”
i dlatego u ży w a ł różn ych in stru m e n tó w m u zy c zn yc h , ży w y c h m elodii i ciekaw ie sfo rm u łow anych ogłoszeń. W ierzył w „zba
w ien ie łu dzi” i to prow adziło go do nauczania o oczyszczającej, uśw ięcającej i zw y c ię sk ie j w ierze, która napraw dę p rzynosiła lu dziom uw oln ien ie od grzechów . W ierzył w reszcie w „danie lu
dziom zajęcia” i dlatego A rm ia Zbaw ienia organizowała bardzo często zebrania, podczas k tó rych ka żd y żołnierz m iał okazję zło
ży ć św iadectw o, m odlić się i udzielać się w pracy spoleczno-cha- r y ta ty w n e j. I to u trzy m y w a ło każdego żołnierza w stałej goto
wości duchow ej i gorliw ej aktyw ności. A rm ia Zbaw ienia wielce dbała o to, b y je j k a żd y żołnierz m iał sposobność dać św iadectw o sw ej w ierze podczas w sp ólnych zebrań. Stw ierdzono bow iem , że m a to w ielkie znaczenie dla zachowania zdrow ego życia całej w spólnoty.
B yła to stara praw da na now o odkryta. Bo przecież w chrześci
ja ń stw ie apostolskim było to zasadą, a Pism o Ś w ię te rów nież w ty m duchu się w ypow iada: „G dy się schodzicie, jeden z was słu ży psalm em , in n y nauką, in n y objaw ieniem , in n y języka m i, in n y ich w y k ła d em ; w szy stk o to niech będzie k u zbudow an iu”
(1 Kor. 14,26). W raz z ro zw o jem chrześcijaństw a ta słuszna za
sada została zapom niana. Coraz bardziej L ud B o ży b ył w yręcza n y z obow iązku św iadectw a podczas p ub liczn ych zebrań k u lto w y c h p rzez jedn o stkę czy te ż p rzez w ąską grupę „specjalistów”.
Praw dzie o obow iązku a k ty w n e j p a rtycyp a cji w ży ciu w spólnoty, także podczas p ub licznych zebrań ku lto w y c h , przyw ró ciły na
leżne je j m iejsce dopiero ru c h y ew angelicznego przebudzenia. A le dzisiaj i tu ta j są tendencje odw rotu od te j zasady. R zecz jasna, że b yło b y przesadą udostępnianie kazalnicy zborow ej każdem u, kto zapragnąłby za nią stanąć, ale te ż na pew no jest ze w szech m iar niew skazane, b y w e w spólnotach naszych b yli ludzie, m ający do
bre św iadectw o życia z Bogiem , k tó rzy p rzez okres dziesięcioleci nie m ają m ożliw ości przed sw oim i w spółbraćm i złożyć św iadectw a o sw oim spotkaniu z P anem i sw oim ży ciu z Bogiem. K a żd y czło
n ek m u si m ieć zajęcie, jeśli chcem y, b y Ciało C hrystusow e było zdrowe. A przecież najlepiej w id zia ln y m Ciałem C h rystu so w ym jest lokalny Zbór. P rzy c zym nie należy zapominać, że najbardziej nie lubi być b iern ym parafianinem człow iek m iody.
E.Cz.
Jezus Chrystus zawsze ten sam
T rzy raz y w ty m rozdziale, trzy n asty m rozdziale L istu do H ebrajczyków , w zyw a au to r swoich czytelników , by dobrze m yśleli o sw o
ich przew odnikach. W zyw a ich: „Pam iętajcie n a wodzów waszych, k tórzy w am głosili Sło
w o Boże,, a ro zp atru jąc koniec ich życia, n a śladujcie w iarę ich ” (w. 7), „Bądźcie posłuszni przew odnikom w aszym i bądźcie im ulegli; oni to bow iem czuw ają n a d duszam i w aszym i”
(w. 17), „Pozdrów cie w szystkich przew odni
ków w aszych” (w. 24).
Przew odnik — to zaszczytny ty tu ł chrze
ścijańskiego duszpasterza. A le jeśli on poza si
łą charak teru , w ym ow ą i zdolnościam i n ie po
siada czegoś więcej, jego ty tu ł będzie jedynie pustym dźwiękiem. Ci, k tó rzy zostali powołani do duchowego przew odzenia innym , m uszą sa
m i być naśladow cam i C hrystusa. „Bądźcie n a śladowcami moimi, jak ja C h ry stu sa” — w zy
w a i w yznaje Apostoł Paw eł.
D uszpasterz chrześcijański jest pow ołany do czuw ania n ad duszam i. To jest jego głów ne zadanie. Ma czuwać n ad duszam i, ja k pasterz czuwa n ad swoim stadem . Będzie on pociąg
n ięty do odpowiedzialności za każdą p o jed y n czą owcę, k tórej w ieczorem zabraknie. I jeśli takich p asterzy m am y, takich, k tórzy czuw ają nad duszam i naszym i, to n apraw d ę nie jest tru d n o o nich pam iętać, nie tru d n o być im po
słusznym , nie tru d n o z radością ich pozdra
wiać.
Je d n ak ze spraw ą w szystkich ludzkich przew odników łączy się elem ent sm utku. Choć pożyteczni i drodzy —■ odchodzą jeden za d ru gim; śm ierć ich zabiera. Je d en za drugim prze
chodzą do św iata duchów, do lepszej służby, odchodzą, by złożyć spraw ozdanie z doczes
ności, by ujrzeć Pana, którego ta k bardzo uko
chali. O statnie słowo w ypow iedziane. O statnie błogosław ieństw o wygłoszone. K onspekt o stat
niego kazania leży na b iu rk u niedokończony i nigdy już w ykończony nie będzie. Służba skończona.
A le co za ulga w posiadaniu tej św iado
mości, że m ożem y przenieść w zrok nasz z lu dzi na C hrystusa; z ustaw icznej zm iany ludz
kich nauczycieli na niezm ieniającego się C hry
stusa; że m ożem y odwrócić w zrok nasz od p a sterzy, k tórzy dzisiaj są, a ju tro odchodzą, do W ielkiego P asterza i B iskupa dusz naszych, k tó ry przy zm ierzchu tej ery czuwa n ad Swo
im stadem ta k samo troskliw ie ja k ów p ierw szy zielonośw iątkow y poranek.
„Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na w iek i”.
Hebr. 13,8
„Jezus C hrystus wczoraj i dziś, te n sam i n a w iek i”. Nie zm ieniający się Pan. My, lu dzie, zm ieniam y się. Czas zm ienia nas. Popa
trzcie, w y ludzie w starszym w ieku i w sędzi- wości, n a w asze fotografie z okresu młodości.
Jak że inaczej tera z w yglądacie. Jak że inna te raz jest w asza tw arz w p orów naniu z tw arzą okresu młodości, k tó rą u trw aliła fotograficzna klisza. M łodzieńczy ogień w aszych oczu zaga
siły łzy. T w arz poorana troskam i życia. P o
chyliła się niegdyś pro sta sylw etka. A zacho
dzą w naszym życiu zm iany n ie ty lk o fizycz
ne. N astępu ją zm iany um ysłowe, zm ieniają się nasze poglądy. Z m ieniają się nasze uczucia.
Jak że często daw ni radykałow ie sta ją się n a
w et sk rajn y m i konserw aty stam i. T ak byw a ze w szystkim i zrodzonym i z niew iasty. Czas do
konuje często tego, czego ani trudności, ani zwierzchność, ani cierpienie dokonać nie mo
gą. I w zw iązku z ty m może zrodzić się w nas pytanie, czy czas n ie zm ienił Tego, którego p o rtre t — ta k pięknie, w ielobarw nie w ym alo
w any rękam i czterech ew angelistów — wisi na ścianie naszego serca. Bo przecież m inęło już p raw ie dw a tysiące lat od tego czasu, kiedy On b y ł w śród ludzi. Nie, czas n ie zm ienia Bo
ga, k tó ry jest w iecznym JAM JEST. To ten sam Jezus. „Jezus C hrystus w czoraj i dziś, ten sam i n a w iek i” .
N astrój zm ienia ludzi. Często łatw iej dzi
siaj załatw ić coś, o czym ju tro ta sam a osoba n ie będzie po p ro stu chciała słyszeć. „W jakim on dzisiaj hu m orze” — p y tam y się nad er często przed drzw iam i niejednego gabinetu człowieka. Ale ta k n ie jest, gdy chodzi o J e zusa. Zawsze te n sam ■—■ czy to n a górze czy na w odach jeziora, czy pod drzew em oliw nym czy w synagodze, czy sam czy w śród ludzi, czy w pracy podczas upalnego dnia czy w m odlitw ie przy blaskach księżyca. Zawsze ten sam Jezus. O n je s t te n sam i dzisiaj.
W arunki życia, sytu acje życiowe, zm ie
n iają nas. Ludzie, gdy są biedni i nieznani, są m ili i dostępni. Ci sami ludzie stają się nie
znośni i niedostępni, gdy zostaną idolam i tłu m ów z racji swoich zdolności, bogactw a czy stanow iska. Podczaszy farao n a w w ięzieniu p rzyjaźnił się z Józefem , ale zapom niał o nim, gdy pow rócił do służby na dw orze królew skim
— 1 Mojż. 40, 23. Nowi przyjaciele, now e oko
liczności, now a sy tu acja życia ■— to wszystko zm ienia ludzi czasem nie do poznania.
O, jakaż zm iana sytuacji n astąpiła w życiu Jezu sa od tej chwili, kiedy po raz ostatni w i
działy Go oczy śm iertelników . U koronow any 3
chw ałą i czcią. Siedzi n a praw icy Boga Ojca, w spółrządzi całym kosmosem , w ielbiony przez niezliczone zastęp y aniołów. Czy to jest ten sam Jezus, k tó ry chodził po piaszczystych ścieżkach P alesty n y, otoczony przez biednych i w zgardzonych, przez w y rzu tkó w społecznych i cierpiętników ? Zdaw ałoby się, że byłoby zbyt w iele, byśm y tego oczekiwali. A le tak, to te n sam Jezus. „Jezus C hrystus w czoraj i dziś, te n sam i n a w iek i”.
G rzech popełniony przeciw ko nam zm ie
nia nas. Przebaczym y siedem razy, ale na ósme przebaczenie z naszej stro n y niech już nikt nie liczy. N asze serce zam yka się dla lu dzi, k tó rzy nas zaw iedli. Jesteśm y uprzejm i zew nętrznie, ale nasze w n ę trz e pozostaje zim ne. Przebaczam y, ale n ie zapom inam y. N ie je steśm y już tac y sam i ja k przedtem . Czyż tak nie jest, choć być ta k n ie pow inno? A le grzech nasz n ie może zm ienić serca Jezusa, choć m o
że ulec zm ianie Jego postępow anie z nam i.
„Idźcie, pow iedzcie uczniom Jeg o i Piotrow i, że zm artw y ch w stał” — pow iedzieli aniołow ie do pierw szych św iadków Z m artw y ch w stania Pańskiego. Dlaczego posłańcy niebios zaakcen
tow ali: „i P io tro w i” ? Dlatego, że P io tr zaparł się Jezu sa i nie m iałby odw agi nazw ać siebie uczniem . P a n o ty m w iedział. O, dziecię Boże, powróć do P ana! G rzech tw ój n ie zm ienił J e go m iłującego serca.
Jezus C hrystus te n sam w czoraj i dziś. To ta sam a Osoba. „Tyś zawsze te n sam ” — czy
tam y na początku L istu do H ebrajczyków (1,12). Z am ienił „sierm ięgę” palestyńskiego chło
pa n a szaty chw ały. Ale pod ty m i szatam i b ije to samo serce, k tó re płakało nad grobem przy jaciela. Zobaczym y kiedyś — choć w chw ale zm artw ychw stania — tę sam ą okrw aw ioną tw arz i te sam e p rzeb ite ręce. U słyszym y te n sam, co kiedyś uczniow ie, głos S yn a Człowie
czego. Zobaczym y to sam o ciało ja k przy w cieleniu — choć oczywiście to, co skazitelne
przyoblekło nieskazitelność, i to, co śm iertelne przyoblekło nieśm iertelność. To te n sam Je~
zus.
Jezus C hrystus jest te n sam w Swoim k a
płańskim urzędzie: „Ten sp raw uje k ap łań stw o nieprzechodnie, poniew aż trw a na w ie
k i” (Hebr. 7,24). A aron um arł, a za nim poszli jego następcy. C m entarze tej ziem i są pełne kości kapłanów , opatów i ojców, biskupów i prezbiterów . P roch y pasterzy zostały zmie
szane z procham i trzód, k tó re paśli. U rząd k a
płań ski pozostał, ale zajm ujący go odeszli. Ale C hrystus, N ajw yższy K apłan, je s t zawsze ten sam. On nigdy nie ustanie, nigdy się nie sp ra
cuje. Choć w ielu ludzi Go n ie poznało i w ielu jest M u nieposłusznych, On jed n a k m odli się bez p rzestan k u : „Ojcze, przebacz im ” ! Ten sam C hrystus.
On się n ie zm ienia, bo jest Bogiem. Kim był, ty m pozostał. J e s t nam w spółczesny. P ły nie z nam i w łodzi. Idzie z nam i do Em maus, o tw iera nam Pism o. Każdego p o ran k a budzi nasze dzieci Swoim m ocarnym : Tali ta kum i.
K arm i nas pięciom a chlebam i i dw iem a ry b a mi. Z abiera nas n a górę P rzem ienienia i do G etsem ane. Ew angelie w szak to nie tylk o h i
storia.
„Jezus C h ry stu s w czoraj i dziś, te n sam i n a w iek i” . I dziś ja k kiedyś w zyw a nas: „P ó j
dźcie do m n ie wszyscy, k tórzy jesteście spra
cow ani i obciążeni, a ja w am spraw ię odpocz- n ien ie ” . I dzisiaj ja k ongiś ośw iadcza p o k u tu jącym : „I ja ciebie nie potępiam . Idź i więcej n ie grzesz” . Dzisiaj ja k wówczas m ów i: „Dzi
siaj m uszę zatrzym ać się w dom u tw oim ” . W szystkim zagubionym w ty m świecie oznaj
m ia: „Jam jest droga, praw d a i życie”. Poz
w ól przeto, b y te n Jezus w szedł w tw o je ży
cie. O bierz Go za swego Zbaw cę i P ana. J e dynie O n je st w stanie ciebie uszczęśliwić praw dziw ie.
Edward Czajko
Chwała krzyża: pojednanie (III)
„Co do m nie zaś, niech m nie Bóg uchowa, abym m iał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla m nie św iat jest ukrzyżowany, a ja dla św iata”.
(Gał. 6,14).
W poprzednim a rty k u le („C hrześcijanin” N r 4), w k tó ry m m ów iliśm y o znaczeniu krzyża C hrystusow ego, to zna
czy o fiary Jezu sa C hrystusa n a krzyżu Golgoty, pow iedzie
liśm y, że krzyż C hrystusow y jest przebłaganiem , lub ina
czej : zadośćuczynieniem Bożej spraw iedliw ości, w ym agającej zapłaty za każdy ludzki grzech.
Jezus C hrystus u m arł za w szystkich ludzi, n ik t nie m u si więc żyć pod Bożym gnie
wem , gdyż gniew Boży, cią
żący n ad ludźm i, został już złożony n a P a n a Jezu sa C h ry stu sa w czasie Jego śm ierci krzyżow ej. Jednak że sm u tną praw d ą jest, że w ielu jeszcze żyje pod Bożym gniew em , nie wiedząc lub nie przyjm ując ofiary Jezu sa C hrystu sa dla swojego zbaw ienia i schronie
nia.
K rzyż C hrystusow y jest nie ty lk o odkupieniem i przebła
ganiem , lecz rów nież PO JE D NANIEM..
Pojedn an ie oznacza złą
czenie, lu b postaw ienie dwóch rzeczy lub ludzi w praw idło
w ym stosunku do siebie. In a czej m ów iąc: oznacza złącze
nie dw óch ludzi lu b rzeczy, k tó re by ły i po w inn y być r a zem. Biblia powiada, że jesteś
m y ze swej n a tu ry grzesznej nieprzyjaciółm i Bożymi. I nie m a to zasadniczego znaczenia czy akty w ny m i czy biernym i nieprzyjaciółm i. N ie można bow iem być n eu traln y m w zględem Boga. P a n Jezus pow iedział: „K to n ie zbiera ze m ną, rozprasza, k to nie jest ze M ną je st przeciw ko M nie..” . N ik t w ięc nie będzie mógł po
w iedzieć: nie w y stęp u ję prze
ciwko Bogu czynnie, mało m n ie O n obchodzi, dlaczego
w ięc m iałby uw ażać m nie za swego nieprzyjaciela? N aw et w świecie dzisiaj nie m a stu procentowej neutralności, gdyż nie jest to rzeczą m ożli
wą. Tym bardziej nie jest rze
czą m ożliw ą być n eu traln y m w zględem Boga. N aszym i co
dziennym i uczynkam i, albo za
pieram y się Go, albo św iad
czymy, że należym y do Niego i jesteśm y Jego przyjaciółm i.
Człowiek został stw orzony do społeczności z Bogiem, był duchowo i fizycznie doskonały.
Mógł więc Boga widzieć swoi
m i oczyma, rozm aw iać z Nim i m yśleć o Nim. G dy jed n ak pierw szy człowiek u p ad ł w grzech, społeczność duchow a i fizyczna człowieka z Bogiem została zerw ana. Człowiek nie tylko nie chciał w idzieć czy rozm awiać z Bogiem, lecz n a w et nie chciał, w ięcej, bał się m yśleć o Bogu i Jego spra
wach. Z przyjaciela Bożego człowiek stał się Jego n iep rzy jacielem przez swój b u n t p rze
ciwko Bożemu przykazaniu.
Tą grzeszną, obcą Bogu n a tu rę odziedziczyliśm y po naszych przodkach. Nic więc dziwnego, że często n aw et nie chcem y rozm awiać o Bogu. N aw et ci, którzy uw ażają się za relig ij
nych, wolą raczej rozm aw iać o telew izji, zarobkach, o plot
kach z zakładu pracy, czy o sąsiadach, niż o Bogu i Jego spraw ach. T aka bow iem jest nasza n a tu ra grzeszna, obca Bogu, choćby była u b ran a w m askę pobożności i religijnoś
ci.
Były oczywiście w histo rii ludzkości osoby, k tó re żyły w przyjaźni z Bogiem, były to jednakże przypadki nieliczne.
Osoby te nie dostąpiły tego zaszczytu dzięki swoim dob
rym uczynkom , lecz dzięki w ierze w Tego, k tó ry u sp ra wiedliwia, to znaczy Boga.
M amy tu na m yśli oczywiście przede w szystkim A braham a ojca w szystkich w ierzących.
Czyż ludzie, m ając tak ob
cą n atu rę, m ogliby sam i k ie
dykolwiek, w rócić do tej do
skonałej społeczności z Bo
giem, jak ą m ieli nasi pierw si rodzice przed upadkiem ? Z ca
łą pew nością nie. Bóg widział, że nie ma nadziei p ow rotu dla
człow ieka do sta n u p ierw o tn e
go, doskonałego stanu. Posłał więc Swego S yna um iłow ane
go, aby um arłszy za nas, przez Swój krzyż pojednał nas z So
bą. A byśm y nie byli już w ię
cej nieprzyjaciółm i Bożymi, o- czekującym i świadom ie, czy nieśw iadom ie dnia sądu nad grzesznikam i, lecz ludźm i cał
kowicie pojednanym i z Bo
giem i w społeczności z Nim.
W Liście do R zym ian w rozdziale p iątym A postoł P a w eł pow iada: „W szak C hry
stus, gdyśm y jeszcze byli sła
bi, w e w łaściw ym czasie u m arł za bezbożnych. Rzadko się zdarza, że ktoś um rze za sp ra wiedliwego, prędzej za dobre
go gotów ktoś um rzeć. Bóg zaś d aje dowód Sw ojej m iłości ku nam przez to, że kiedyśm y jeszcze grzesznikam i byli, C hrystus za nas um arł. Tym bardziej więc teraz, usp raw ie
dliw ieni k rw ią Jego, będziem y przez Niego zachow ani od gniew u. Jeśli bowiem, będąc nieprzyjaciółm i zostaliśm y po
jed n an i z Bogiem przez śm ierć Syna Jego, tym bardziej, bę
dąc pojednani, dostąpim y zba
w ienia przez życie Jego. A nie tylko to, lecz chlubim y się też w Bogu przez P an a naszego, Jezu sa C hrystusa, przez k tó re go teraz dostąpiliśm y p o jedna
n ia ” .
A w 2 Liście do K o ryntian w rozdziale piątym , Apostoł P aw eł pow iada: „A w szystko to jest z Boga, k tó ry nas po
jed n ał z Sobą przez C hrystusa i por uczył nam służbę pojed nania. To znaczy, że Bóg w C hrystusie św iat z Sobą po
jednał, nie zaliczając im u p a d ków ich, i pow ierzył nam sło
wo pojednania. P rzeto w m iejsce C hrystusa poselstwo spraw ujem y, ja k gdyby Bóg przez nas upom inał, w m iejsce C hrystusa prosim y: P o je d n aj
cie się z Bogiem ” .
To jest, drogi C zytelniku, Słowo Boże dla Ciebie. Bóg przez C hry stusa św iat po jed
nał z Sobą, ale czy moc jed nocząca ofiary C hrystusow ej już dokonała swego dzieła w Twoim sercu?
O fiara Jezusa C hrystusa łączy nie tylko człow ieka z Bogiem, lecz pojednała dwie
części ludzkości z sobą. W ed
ług Pism a Św iętego Starego T estam entu ludzkość dzieliła się na dw ie części: w iększą — poganie i m niejszą —■ w y b ra
ny n aród izraelski. Tylko ta druga, znacznie m niejsza część ludzkości znała i m iała p rzy stęp do Boga. W iększa zaś
— poza nielicznym i, w y ją tk a m i — n ie znała i nie m iała p rzy stęp u do jedynego, żywego Boga. Poza tym istniała nie
chęć, a czasami n aw et n ien a
wiść m iędzy tym i dw iem a częściami ludzkości. K rew J e zusa C hrystusa i tę przepaść zasypała. Połączyła, lub m ó
wiąc słow am i A postoła Paw ła z L istu do E fezjan rozdziału 2, „pojednała obie części ludz
kości przez krzyż, zniw eczyw szy na nim n iep rzy jaźń ”. K aż
dy więc, poganin lub Żyd, k tó ry p rzyjm ie do swego serca ukrzyżow anego i zm artw ych
w stałego Jezu sa C hrystusa, staje się pojedn any z Bogiem, a przez C hrystusa wszyscy sta ją się sobie braćm i. Dzięki ofierze C hrystusow ej n ie m a już dw óch części ludzkości:
lepszej i gorszej. Poszczególni jed n ak ludzie, żyją n ad al w niechęci, a n aw et nienaw iści do siebie dlatego, że n ie po
jed nali się z Bogiem przez k re w Chrystusow ą, przelaną n a Golgocie.
Dwaj łotrzy zaw isnęli na krzyżach, jako nieprzyjaciele Boga i ludzi. Zarów no Bóg, jak i człowiek uznał ich za god
nych poniesienia najw yższej k ary ; otrzym ali w y ro k śmierci doczesnej i wiecznej. Jednakże w sw ojej traged ii obaj mieli ten w ielki przyw ilej, że um ie
rali razem z Jezusem C h rystu sem. On, bezgrzeszny, um ierał także i za ich grzechy. Obaj mogli być przez ofiarę C hry
stusow ą urato w an i dla życia wiecznego. Obaj mogli pojed
nać się przez k rew Syna Bo
żego z Bogiem Ojcem. Z tej w ielkiej ofiary Jezusa skorzy
stał tylk o jeden. On poszedł do R aju z Jezusem jako przy
jaciel Boży, choć takim nie był za swego życia. Drugi um ierał docześnie i wiecznie, ponosząc k arę za swoje grze
chy.
Choć Jezu s za w szystkich u m arł i w Jego ofierze jest
zbaw ienie i odpuszczenie grze
chów dla w szystkich ludzi, to jednakże nie w szyscy skorzy
stali i nie w szyscy skorzystają z tej w ielkiej ofiary. Słowo Boże przed chw ilą cytow ane naw ołuje nas: „P ojednajcie się z Bogiem ” .
Drogi Czytelniku! Jeśli krew ukrzyżow anego C h ry stu sa nie om yła jeszcze Twoich grzechów, w daiszym ciągu ży
jesz jako nieprzyjaciel Boży.
A wiesz co pow ie Bóg k ie
dyś Swoim nieprzyjaciołom ?
„Pójdźcie ode M nie precz w ogień w ieczny zgotow any diab
łu i aniołom jego”.
N ie po to jed n a k to m oc
ne Słowo C hrystusow e jest
skierow ane do Ciebie, aby Cię straszyć, lecz abyś zrozum iał, jakie dw ie drogi wieczności stoją przed Tobą: jed na z Bo
giem, dru g a bez Niego.
Być m oże przyzw yczaiłeś się n aw et do swego obecnego stan u duchowego, ta k samo, jak na p rzy k ład w w ielu ro dzinach ludzie przyzw yczajają się do kłótni, b ija ty k itp. Ale czy tak a atm osfera w rodzinie jest norm alna? Czy Bóg i p ra w o ludzkie nie m ówią, że m ał
żonkow ie i całe rodziny m ają żyć w m iłości i zgodzie? Czy serce każdego człowieka, m a
jącego rodzinę, n ie p rag nie te go? Tak, ja k każdy człowiek świadom ie, czy podśw iadom ie pragn ie żyć w swoim dom u w
pokoju i miłości z Bogiem i nic tego pragnienia nie zagłu
szy.
Cóż Ci więc pozostało?
N iew iele, a jednocześnie bar
dzo w iele. N iew iele — bo ty l
ko p rzyjść w pokornej m odli
tw ie do Boga, w yznając Mu sw oje grzechy i prag n ien ie ich odpuszczenia dla zasług Jezusa C hrystusa. W iele —■ bo jeśli to uczynisz, w stąpisz w nowe życie z Nim. Życie błogosła
w ione tu n a ziem i i szczęśliwe w wieczności. To w szystko J e zus w y jedn ał dla Ciebie na K rzyżu Golgoty. To jest C hw a
ła krzyża. To może być Twoją chlubą.
Jan Tołwiński
Znak odkupienia
„I położę znak odkupienia pomiędzy ludem Mo
im i ludem twoim...”. (Ex. 8,23).
Ludzkość w zaran iu sw ych dziejów zo
stała podzielona na dw ie grupy. Stało się to zaraz po u p ad ku człowieka w grzech nieposłu
szeństwa, k tó ry spowodow ał u tra tę bezpośred
niej społeczności z Bogiem. Podział ten został zaakceptow any przez samego Boga. P a n Bóg powiedział bow iem do w ę ż a -sz a ta n a : „...w pro
w adzam nieprzy jaźń m iędzy ciebie i m iędzy niew iastę, pom iędzy potom stw o tw o je i po
tom stw o je j” (Gen. 3,15). Słowa te były zapo
wiedzią tego podziału, k tó ry n astąp ił już w pierw szej rodzinie. M ur n ieprzy jaźni i n ien a wiści stanął m iędzy K ainem i jego m łodszym bratem — Ablem. K ain poszedł bow iem za głosem szatana, jego drogą, pełniąc jego wolę, stając się przez to praojcem potom stw a, będą
cego w łasnością szatana. A bel nato m iast po
stanow ił w sercu swoim szukać utraconej spo
łeczności z. Bogiem za pośrednictw em ofiary podobającej się Bogu (Gen. 4,4.5). Abel stał się też perw szą ofiarą nienaw iści szatana, któ
ry —• już n a sam ym początku — chciał w za
rodku zlikw idow ać przez jego śm ierć zaistnia
ły z Bożej woli i z Bożego postanow ienia po
dział (Gen. 4,8).
M iejsce A bla jed n ak zajął Set (Gen. 4,25), k tóry z kolei stał się praojcem potom stw a n ie
w iasty. Potom stw o to odziedziczyło najw iększą Bożą obietnicę o Potom ku, k tó ry m iał przyjść
— w przew idzianym przez Boga czasie — i zdeptać głowę w ęża — szatana.
Przez stulecia trw a zażarta w alka Boga i Jego lu d u przeciw szatanow i o u trzym an ie tego podziału. Szatan obrał sobie za cel likw i
dację tego podziału; a ty m sam ym chciał cały ród ludzki uczynić sw oją własnością. Były m o
m enty w historii ludzkości, kiedy w ydaw ało się, że szatan jest już bardzo bliski zw ycię
stwa, to jest urzeczyw istnienia sw ych p e rfid
nych planów . Je d en z takich kry tyczn ych m o
m entów m iał m iejsce w czasach Noego, kiedy to n astąpiła ogólnoludzka dem oralizacja i de- m onizacja (Gen. 6,1— 7). N iew ielka garstk a lu dzi, bo tylko osiem dusz w chodzących w skład rodziny Noego, zachowało się w czystości du
chowej i m oralnej, i dzięki tem u znalazło łas
kę u Boga; w rezultacie zachow ani zostali oni od zagłady (Gen. 6,8— 18).
Po potopie h isto ria pow tarza się, znów n astęp uje podział w rodzinie Noego, gdyż za zniewagę, k tó rą Cham w yrządził sw em u ojcu potom stw o jego zostaje p rzek lęte (Gen. 9,20—
—26); potom stw o k tó re tw orzyło zalążek Bo
żych przeciw ników . P a n Bóg w późniejszym okresie —• z pokolenia Sema, syna Noego — obrał sobie A braham a, m ęża w ia ry i posłu
szeństw a, z k tó ry m zaw arł przym ierze, obda
row ując go specjalnym i błogosław ieństw am i i obietnicam i dotyczącym i jego potom stw a (Gen. 12,1— 3). Obiecane potom stw o A braham a postanow ił P a n Bóg uczynić odrębnym n aro dem, narodem św iętym to jest oddzielonym i osobliwym (Deut. 7,6— 8); narodem , k tó ry by kierow ał się odrębnym i praw am i i obyczajami, k tóry by stał na najw yższym poziomie ducho
w ym i m oralnym , oraz stanow ił w yłączną w łasność Bożą.
O drębność swojego wybranego' lu d u Pan Bóg szczególnie zaakcentow ał w czasach nie
woli egipskiej. Był to drugi z kolei kryty czny okres w histo rii ludzkości kiedy szatan znów znajdow ał się na najlepszej drodze do zlikw i
dow ania Bożego ludu, a ty m sam ym panow ał n ad usunięciem istniejącego podziału (Ex. 1,22.) P an Bóg jed n ak ty m razem obronę swojego lu d u w ziął w e w łasne ręce, i pokazał całem u św iatu ówczesnem u, że Jego lud — to Jego w yłączna w łasność i że on jest nietykalny.
Postanow ił więc wyzw olić Swój lud z domu niew oli — czyniąc w iele cudów, zsyłając znaki i plagi, k tó re spadły na Egipt i faraona — w i
dzialnego przedstaw iciela szatana. Plagi te n a
tom iast nie dotknęły Bożego lu d u w ybranego.
Postępując w ten sposób P a n Bóg uw yp u k lił i zaakcentow ał odrębność swojego ludu, a znak odkupienia, k tó ry położył m iędzy swoim ludem a ludem faraona (Ex. 8,23), stał się przez to najbardziej w yraźny. Z nakiem odkupienia b y ło to, że plagi i k a ry spadające na Egipt, nie dotknęły lu d u Bożego. Jed n ak że najb ard ziej w ym ow nym znakiem odkupienia stała się K rew B aranka, k tó rą P a n Bóg nakazał pokro
pić drzw i dom ów zam ieszkałych przez Jego lud. (Ex. 12,7.22).
W ty m czasie Bóg postanow ił zadać osta
teczny, druzgocący cios opornem u faraonow i, przez zesłanie śm ierci na w szystkich pierw o rodnych, w dom ach Egipcjan. I ta k się też stało (Ex. 12,12). Domy lu d u Bożego, zn a jd u jące się pod mocą ta k w ym ow nego znaku od
kupien ia ■—■ zn a ku krw i niew innego baranka
— zostały zachow ane przed straszną karą.
(Ex. 12,13). Do ty ch dom ów Anioł śm ierci nie m iał p raw a w stępu.
Dalsza histo ria lu d u w ybranego toczyła się ze zm iennym szczęściem; dobre czasy b y ły w tedy, gdy lud b ył blisko Boga, a położony przez Boga znak odkupienia było w idać w y raźnie; ale były także okresy, gdy lu d zapom niał o swoim posłannictw ie i szedł na kom pro
mis z narodam i ościennym i. Znak odkupienia staw ał się w tedy niew yraźny, a n aw et •—
wręcz niew idoczny. Lud Boży spraw ow ał się czasem gorzej od narodów pogańskich (2 K ron.
33,9). D latego też P a n Bóg k a ra ł najsrożej i doświadczał Swój lu d za niezachow yw anie odrębności: za m ieszanie się z obcym i n a ro dami, i za niedochow yw anie w ierności za
w artem u Przym ierzu. T ak w ygląda w ogrom nym skrócie h istoria ludu Bożego Starego Te
stam entu.
Gdy jed n a k „przyszło w ypełnienie czasu, posłał Bóg Syna sw ego” (Gal. 4,4), aby — w Nim i przez Niego —■ w ykonać Sw ą w ielką obietnicę daną człowiekowi: w ykonać swój p lan odkupienia ludzkości. P a n Bóg spełnił sw oją obietnicę: Posłał S yna swego. „Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie p rzy ję li”
(Jan 1,11), ani nie poznali (1 Kor. 2,8), lecz k a tegorycznie odrzucili (Jan 19,15). Na ty m w y darzeniu została na pew ien czas przerw ana, ale nie zakończona h isto ria b ib lijna lu d u w y branego. Dzięki przyjściu Syna Bożego na św iat, w ludzkim ciele, rozpoczął się now y okres w dziejach ludzkości. W iele w ydarzeń, któ re m iały m iejsce w m inionym okresie, zna
lazło swe odbicie w now ym czasie w sferze duchowej (1 Kor. 10,6. Rzym. 15,4). J a k w okresie starotestam entow ym P an Bóg trosz
czył się o to, by m ieć na ziemi swój św ięty lud, w ykupiony i oddzielony znakiem odkupie
nia od pozostałych narodów , ta k i w okresie now otestam entow ym P a n Bóg — przez K rew P ana Jezusa — w y kup ił sobie lud n a w łas
ność: „gorliw y, w dobrych uczynkach” (por.
Tyt. 2,14). W ykupił ten lud za w ysoką cenę;
nie srebrem lub złotem, lecz drogą K rw ią jako baranka niew innego i nieskalanego C hrystusa (1 Pt. 1,18.19). Słowa: „odkupił” lub „w y k u p ił”
są słow am i często w ystępującym i w Piśm ie Św iętym . M ówią one o tym , że przedm iot łub osoba stanow iąca obiekt odkupienia lub w y kupienia kiedyś była w łasnością osoby do
konującej a k tu odkupienia, lecz przez jakieś n iesp rzyjające okoliczności została zagarnięta i przyw łaszczona przez kogoś innego. H istorię odkupienia człowieka pięknie ilu stru je nam następujące opow iadanie o odkupionym o krę
ciku.
P ew ien chłopiec zbudow ał okręcik i p uś
cił go n a jezioro. W iatr uniósł go daleko na głębokie wody. Po kilk u dniach chłopiec zoba
czył swój okręcik na w ystaw ie sklepow ej i chcąc go odzyskać, m usiał odkupić go od sprzedaw cy — za w szystkie sw oje oszczędnoś
ci. W racając z radością do domu, m ów ił: „Mój okręciku, jesteś d w u kro tnie moim. Po p ierw sze, jesteś moim, bo cię zrobiłem ; po drugie jesteś m oim — bo cię odkupiłem ” . To jest obraz tego, co Bóg uczynił. Człowiek — jako Boże stw orzenie, stanow iące Jego w łasność — pognany w iatrem szatańskich pokus i w łas
nych pożądliwości (1 Mojż. 3,1— 6) — odpły
nął daleko od swego Stw órcy. D arm o się za
przedał w niew olę strasznego sa tra p y — sza
tan a (Izaj. 42,3). P an Bóg jed n ak odkupił czło
w ieka za cenę K rw i swego Jednorodzonego Syna. To jest zby t w ysoki okup, aby m iał zre
zygnować z posiadania człow ieka: posiadania Ciebie i m nie na własność, w yłączną własność.
Ja k w okresie starotestam entow ym , ta k i te raz Bóg chce, by Jego odkupieni stanow ili św ięty lud —■ oddzielony w yraźnym znakiem odkupienia; znakiem przynależności (2 Tym.
2,19). Chodzi M u o lud żyjący n a świecie, lecz n ie dla świeckich pożądliwości. Znak naszego o dkupienia pow inien być mocno zaakcento
w any przez nasze życie w olne od wszelkiego kom prom isu ze św iatem i światow ością. S ta
nowiąc Bożą odkupioną własność, pow inniśm y strzec się w szelkiego rodzaju upodobania się do św iata (Rzym. 12,1— 2). P ow inniśm y się zatem strzec przede w szystkim upodabniania się do św iata w sposobie nieczystego m yśle
nia, nieczystego m ów ienia i nieprzyzw oitego zachow ania, a także bezkrytycznego przyjm o
w ania różnych ekstraw aganckich (dziwacznych) m odnych fry zur, uczesań i ubiorów , często nieprzyzw oitych. P ow inniśm y żyć na świecie, lecz nie dla św iata. Nie znaczy oczywiście, byśm y nie m ieli spełniać naszych obowiązków obyw atelskich wobec państw a, w który m żyje
my, a któ re są ew angelicznym obowiązkiem każdego praw dziw ego biblijnego chrześcijani
na (1 P tr. 2,13— 17; Mt. 5,16). Pow inniśm y n a
tom iast oddzielać się od w szelkich dem oralizu
jących w pływ ów obniżających poziom naszego życia duchowego. Je d y n ie w ted y znak odku
pienia i naszej przynależności do Boga, będzie w idoczny i w yrazisty.
M iałem pew nego razu okazję obserwować targow isko w jedn ym z podhalańskich m iast, w którym odbyw ał się han del owocami. Na targow isku tym , w każdą w iosnę właściciele ow czarń uzupełniając stan liczebny swoich
stad, k u p u ją owce w ystaw ione n a sprzedaż, a czynią to w ten sposób, że idą przez targ o wisko, w y b ie ra ją owce, płacą żądaną cenę i zaraz też na głowie lub grzbiecie swojej owcy
— kolorową, niezm yw alną k red ą — robią swój znak własności. Znak ten głosi w szyst
kim, że tak a owca już jest kupiona, i stanow i własność now ego pasterza, k tó ry za nią za
płacił, pomimo tego, że zn a jd u je się ona jesz
cze n a targ o w isk u w śró d in n y ch niekupionych owiec. P o skończonym targ u pom ocnicy k u p u jącego, k tó rzy wiedzą, jakim znakiem są ozna
czone owce stanow iące w łasność ich gospoda
rza, idą, w y b ie ra ją je i oddzielają od pozosta
łych, i p rzyłączają do stada gospodarza.
Podobnie dzieje się jeszcze dziś w sferze duchow ej. P a n Jezu s jako dobry P asterz, k tó ry życie swoje daje za owce (Jan. 10,11) p rze
chodzi jeszcze dziś przez targow isko tego św iata i o dk u p u je owce, k tó re sobie zagarnął ten najw iększy n iep rzy jaciel Boga i ludzi, i kładzie na nich swój znak odkupienia.
A Ty czyją owcą jesteś? Ja k i znak jest położony n a tw oim sercu i życiu? Jeżeli jesz
cze n ie w iesz i jeszcze się nad ty m nie zasta
naw iałeś, uczyń to dziś, a jeśli stw ierdzisz i przekonasz że jeszcze nie jesteś owcą tego D obrego P asterza — Jezusa C hry stusa •—■
zw róć się z gorącą prośbą do Niego. On jesz
cze dziś chętnie naznaczy tw o je serce i życie swoim znakiem odkupienia, którego spełnił u m ierając za ciebie, n a K rzyżu Golgoty.
Od tej chw ili tw oim gorącym pragnieniem stanie się to, by lekkom yślnym postępow aniem n ie zmazać, lub n ie zbrudzić, tego Znaku. N a
dejdzie w k rótce dzień, gdy Sam P a n ze sw y
mi sługam i p rzy jdzie po sw oje owce oddzieli je, zgrom adzi i zabierze je do swojej wiecz
nej chw ały i radości (Mt. 25,31— 34). Zabierze jed n a k do siebie tylko te owce, któ re w iernie, i do końca, zachow ują w y raźny znak O dkupie
nia, złożony n a nich przez P a n a Jezu sa C h ry
stusa.
Tadeusz Żądło
W n i e b o w s t ą p i e n i e
„I w yw iódł ich aż do Betanii, a podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.
I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał się z nimi. A oni wrócili do Jeruzalemu z radością wielką, i byli zawsze w świątyni, chwaląc Bo
ga” (Ewang. w g św, Łukasza 24,50—53).
N iech dziś odejdą od nas w szystkie troski.
Niech m yśli o błogosławionej wieczności w y pełnią nasze serca. P rzeczy tan y tek st z E w an
gelii św. Łukasza jest krótki, ale w sposób ja s
ny i zwięzły opisuje w niebow stąpienie P a ń skie. Ew angelie św ięte p rzed staw iają różne fragm enty z życia Jezusa.
Oto P a n Jezus zn ajd u je się w dom u M arii i M arty. M aria usiadłszy u nóg P a n a słucha Jego nauki, M arta zaś k rząta się i troszczy, ażeby Go jak najlepiej ugościć. Wówczas J e zus zw raca jej uw agę m ów iąc: „M arto, ty troszczysz się o w iele rzeczy, ale M aria w y b ra ła cząstkę, k tó ra nie będzie jej o d jęta”.
W spom nijm y też o statnią w ieczerzę. J e zus siedzi z uczniam i przy stole. Uczniowie patrzą na Niego i słuchają Jego głosu. Jezus i uczniow ie przebyw ali razem przez około trz y lata. Był dla nich M istrzem , N auczycielem i Przyjacielem . Teraz m ów i o swoim odejściu.
Zapew ne uczniow ie w m yślach w spom inają, że Jego słowa i czyny zawsze niosły błogosła
w ieństw o. Błogosławione było Jego postępo
wanie, kiedy na chorych w kładał ręce i u z d ra w iał ich, grzesznikom odpuszczał grzechy, a ci staw ali się Jego naśladow cam i. Dzieło Jego w pełni w ykonało się, kied y n a K rzyżu Gol
goty przelał sw oją K rew za zbaw ienie grzesz
ników. Jezus zw yciężył śmierć, zm artw ych w stał i z błogosław ieństw em pokoju w yszedł z grobu. Ale zanim w rócił do Ojca, spotkał się ze swoimi uczniam i, okazał im sw oją miłość i błogosławił im. Lecz oto nadszedł czas rozłąki.
Uczniowie nie będą już m ieli P an a w pośrod
ku, jak daw niej, w latach w zajem nej społecz
ności. P io tr nie będzie ju ż mógł liczyć n a to1, że P a n w y ra tu je go z toni m orskiej. J a n już więcej nie położy n a piersi Jezu sa głowy swo
jej.
O dtąd nabierze m ocy Słowo w ypow iedzia
ne przez P a n a : „Błogosławieni, k tó rzy n ie w i
dzieli., a u w ierzy li”. Po odejściu swoim Jezus w róci dopiero w tedy, kiedy w ypełni się czas, ażeby zabrać Kościół.
Uczniow ie Jezu sa w yw odzili się z ludu, róż
ny był ich w iek, różny zakres działania i za
interesow ania. Lecz kiedy Jezus pow ołał ich do służby, stali się w szyscy jednom yślni w w ierze i miłości. O pow iedzieli się po stron ie Jezusa, poniew aż stał się dla nich najw yższym au tory tetem . T ak ja k kiedyś uczniowie, ta k i ty przyjd ź do Jezusa. P ojednanie z Bogiem możesz uzyskać tylko przez przyjęcie Jezusa jak o swojego Zbawiciela. On jest te n sam wczoraj i dziś. J e st w ielu ludzi, k tó rzy słyszą św iadectw o o Jezusie, ale Go nie p rzy jm u ją i nie naśladują. Lecz ty, drogi czytelniku, zm ień sw oje postępow anie. Niech P an Jezus stanie się od dziś P anem tw ojego życia. S tań się J e go w łasnością, w ted y Jego błogosław ieństw o nie odejdzie od ciebie. Pod Jego błogosławioną ręk ą staniesz się now ym człowiekiem. W ży
ciu tw oim będziesz m iał jasny i określony cel.
Tw oje serce w ypełni w iara, nadzieja i miłość do Boga i bliźnich. Przybliż się więc do Je z u sa i stań się Jego własnością.
Z przeczytanego te k stu dow iadujem y się, że uczniow ie pokłonili się Jezusow i. Aż dotąd On im służył, ale teraz objaw ił im chw ałę swoją. K iedy po zm artw ychw stan iu Jezus spotkał uczniów nad brzegiem jeziora G eneza
ret, P iotr upad ł do Jego nóg m ów iąc: „Panie, odejdź ode m nie, poniew aż jestem grzesznym człowiekiem ”, a Tom asz w ypow iedział słowa:
„P an mój i Bóg m ój” . Ich serca dotknęła J e go moc i dostojność. On stał się ich drogą i praw dą, i życiem. D la Jezu sa droga poniżenia i cierpienia ju ż m inęła. Nie m a już dla Niego śmierci. Jezu s zm artw ych w stał i zwyciężył śmierć. P rzed Nim otw orzyła się droga do do
m u Ojca. P rzed Nim otw orzyły się b ram y wiecznego' m iasta, aniołow ie dostroili h arfy , a całe niebo zaśpiew ało: „Tw oje jest królestw o i moc, i chw ała na w ieki w ieków ”.
Lecz zanim odszedł, pow iedział: „Gdzie J a będę, tam i słudzy m oi b ęd ą” . Jezus przyobie
cał: „Idę, ażebym przygotow ał w am m iejsce.
W dom u Ojca m ego w iele jest m ieszkań” . Drodzy Czytelnicy! Czym byłoby życie na ziemi, bez nadziei przyszłości i w spaniałej p erspektyw y przeb y w ania w Bożej chw ale w niebie? Pójdziem y za Jezusem , jesteśm y piel
grzym am i do niebieskiej ojczyzny. D ojdziem y tam, gdzie nie m a sm utku, żalu ani łez. Cie
szym y się, że tam w wieczności spotkam y się ze w szytkim i w ierny m i pojednanym i z Bogiem ludźmi. W niebow stąpienie P ań sk ie otw iera nam niebo i w zyw a nas do otw arcia pi’zed Bo
giem naszych serc. Cieszym y się, że Jezus C hrystus żyje i k ró lu je i że w Jego rękach jest nasza przyszłość i szczęście.
K iedy po raz pierw szy P an m ów ił ucz
niom o swoim odejściu, byli oni sm utni i za
wiedzeni. N ie zdaw ali sobie spraw y i nie ro zumieli, jak w ielkie błogosław ieństw o jest z tym związane. Lecz kiedy zrozum ieli, ich ser
ca w ypełniły się radością i pokojem .
Drogi C zytelniku! Niech św iadectw o o w niebow stąpieniu Jezu sa C h ry stu sa n ie bę
dzie dla ciebie tylko jeszcze jednym now ym kazaniem . Tu chodzi bowiem o tw o je naw ró
cenie i pojednanie się z Bogiem. Jeśli p rz y j
miesz Jezu sa jako swojego Zbawiciela, staniesz się Bożym dziecięciem, D uch Ś w ięty w ypełni tw oje serce pokojem i radością. Oprzyj się więc n a Jezusie, a n ie zaw iedziesz się. N ie za
pom nij, że Je m u jest dana m oc n a nieb ie i na ziemi. Być może, że czujesz się już słaby i zmęczony po tru d a c h i doświadczeniach.
Przy jdź więc do Jezusa, pow ierz swój los w Jego ręce i otw órz sw oje serce p rzed Nim.
Zdaj się n a Niego, a On cię uczyni m ocnym i pew nym siebie.
Uczniowie zaw sze grom adzili się tam , gdzie znajdow ało się w ielu obcych ludzi.
W szystkim opow iadali D obrą N ow inę o Jezusie C hrystusie. Ich pragn ieniem było, ażeby jak najw ięcej ludzi przyszło do poznania P raw d y i dow iedziało się, że Jezus jest praw dziw ym Zbaw icielem . Niech i naszą codzienną m odlit
w ą będzie prośba, ażeby P a n otw orzył nam u sta i dał szczere p ragnienie do zw iastow ania Jego św iętej Ew angelii otaczającym nas lu dziom.
Jezus żegnając się z uczniam i błogosławił ich, potem podniósł ręce i był niesiony w gó
rę do nieba. W krótce obłoki zak ry ły w niebo- w stępującego P a n a i uczniow ie w ięcej Go już nie zobaczyli. A teraz przybliżył się czas, że S yn Boży jako O blubieniec p rzyjdzie po swoją Oblubienicę, jako K ró l po swoich w ybaw io
nych. I w prow adzi nas, dzieci Boże, Kościół swój żyw y do chw ały Ojca. Tam spotka nas to, za czym tu na ziem i tęsk niliśm y i o co pro
siliśm y Boga Ojca. Tam zaśpiew am y razem ze w szystkim i św iątym i owe cudow ne H alle-
luja.
Drogi C zytelniku! Przybliż się i Ty do J e zusa. O tw órz sw oje serce przed Nim. Podaj M u sw oją dłoń. Poproś w m odlitw ie o p rze
baczenie grzechów. Podporządkuj się Jego w o
li i oddaj sw oje życie w Jego w ładanie. On p rzy jm u je cię z radością, a gdy w yp ełni się czas, w prow adzi do chw ały Ojca swego.
Kazimierz Muranty
Jak przezwyciężać oszczerstwa?
W liczbie w ielu pokus i napaści, ja k ie przychodzi się przezw yciężać chrześcijaninow i, intrygi, oszczer
stwa, k tó re tw o rzą potw arcy i ludzie złego języka, zajm u ją nie ostatnie m iejsce na tej ziemi. W idzim y to n a p rzykładzie życia Je z u sa C hrystusa, którego, gdy żył n a ziemi, faryzeusze ja k ja d o w ite żm ije k ąsali n a każdym kroku. W tym je s t m ocne potw ierdzenie tego, że żaden ch rześcijanin nie może obejść się bez osz
czerstw ze strony ludzi złego języka. Im w ięcej ch rze
ścijanin będzie d b ał o sw oje życie duchow e, o to, by było podobne do życia Je zu sa C hrystusa, im bardziej będzie chciał gorliw iej Mu służyć, tym b ardziej b ę
dzie go prześladow ał zły język ludzki. W idzim y to także n a przykładzie życia D aw ida, k tó ry w w ielu sw oich psalm ach skarży się n a oszczerców. Z ap raw d ę n ie m a ani jednego proroka, któryby n ie doznaw ał ran
od tru ją c y c h strzałów potw arców . „S trza łą śm ierteln ą je s t język ich, zdradę m ów i; usty sw em i o pokoju z przyjacielem sw ym m ówi, ale w sercu sw ym za k ła d a n a ń sidła sw oje” — skarży się p ro ro k Jerem iasz (9,8).
K ażde bogobojne serce pow inno się strzec oszczer
ców. J a k chory dech za raża innych sw oją trucizną, ta k i zjad liw y język potw arcy za tru w a tych, którzy go słuchają. N ikt nie je s t w olny od ataków b lu źn ier- ców. A poniew aż chrześcijaninow i n ie w olno1 w alczyć tą sam ą bronią, to> nie m a innej rady, ja k tylko szu
k an ie ochrony i pociechy w Słow ie Bożym. Pierw szym b alsam em d la serca chrześcijanina je s t Jezus C hry
stus i Jego św ięci naśladow cy. M yślm y o. P a n u n a szym, gdy n am u rą g a ją i n am złorzeczą. Bo przecież 7- tym spotkał się P a n Jezus, Nie m ą bow iem na
9