• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Dziatwy 1927.10.27, R. 1, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Dziatwy 1927.10.27, R. 1, nr 7"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Jfg 7 Czwartek dnia 27 października 1927 Rok 8

i imjstolt mystlidi Wiytli i na Oió laiasiay.

We wtorek, dnia 1 listopada przypada uroczystość Wszyst­

kich Świętych. Wszyscy w dniu tym winni modlić się do Orę­

downików : „Wszyscy ówięci Pańscy, módlcie się za nami*1!

Słuszną jest rzeczą, abyśmy do Świętych Pańskich się mo­

dlili. Oni sami z własnej mocy nie mogą nam wprawdzie łask udzielać. Ale ponieważ są w niebie, tak blisko tronu Boskiego i Pan Bóg ich bardzo kocha, przeto wyjednywają nam tem ła-.

lwiej dobrodziejstwa, które ntm są potrzebne.

A przecież każdemu z ludzi potrzeba tak wiele łask i da­

rów, aby zaznać choć odrobinę szczęścia na ziemi, a kiedyś dojść tam, gdzie Święci Pańscy vz obliczu majestatu Bożego wiecznych używają radości. Potrzebne nam życie i zdrowie; każdy pra­

gnąłby być wolnym od trosk, nieszczęść i kłopotów; należy żyć religijnie i cnotliwie. A co do dziatek, to nie mogą się obyć bez posłuszeństwa wobec Rodziców, bez pilności i wytrwałości w naukach, aby im się w szkole dobrze działo, aby robiły po­

stępy w naukach i wyrosły na zacnych ludzi i dobrych Polaków.

W modlitwach tych chodzi o uproszenie łaski i opieki dla żywych. Ale i o zmarłych pamiętać nam należy. Dlatego wzywa Was dziś Kochane Dziatki, Opiekun do modlitwy zadu­

szę zmarłych, którym poświęcona jest środa 2 listopada, jako dzień zaduszny.

Oto nie ma zapewne nikogo na świecie, któryby nie opła­

kiwał straty jakiejś drogiej sercu osoby, jednym zabrała śmierć matkę, innym ojca, innym brata, siostrę, krewnych lub przyjaciół.

A obowiązkiem naszym jest pamiętać o duszach zmarłych i modlić się o wieczną dla nich szczęśliwość. Niejednej duszy­

czce modlitwą naszą skrócimy męki czyśćcowe i przyspieszymy wejście do Królestwa wiecznej szczęśliwości. A tam one się nam za naszą pomoc odwdzięczą i też przyczynią się za nami, aby modły nasze i prośby były wysłuchane.

(2)

- 26 -

Mianowicie pamiętajcie, Kochane Dziatki, pomodlić się za dusze zmarłych, które znikąd pomocy nie mają, to jest, o któ­

rych zupełnie zapomniano. Również westchnijcie za spokój dusz naszych bohaterów, królów i hetmanów polskich, oraz tylu i tylu poległych na pobojowiskach polskich w obronie Wiary św. i Ojczyzny lub straconych, albo zmarłych na Sybirze i w ciemnicach więziennych.

Dzczera modlitwa dobrych dziatek jest najskuteczniejszą.

To też modlitwa Wasza sprawi wielką ulgę duszom zmarłych, potrzebującym pomocy, a one odwdzięczając się Wam za to, przyczynią się potem za Wami, aby Pan Bóg Wszechmogący wysłuchał prędzej próśb Waszych i hojnie Wam teraz i w ca- łem życiu błogosławił.

A teraz, Kochane Dziatki, kończy i serdecznie Was pozdrawia

Wasz Opiekun.

Hej na groby!

Hej! na groby — Bracia mili, Spieszmy dzisiaj wraz!

Jęki dzwonów w owej chwili Już wołają nas!

Do tych mogił, do cmentarzy, Gdzie Ojcowie śpią,

Do miejsc świętych — do ołtarzy, Przesiąkniętych {łzą.

Złóżmy wieńce — złóżmy żale Tam, gdzie drogi grób, Ciche modły wznośmy stale Dziś u Boga stóp.

By duszyczki braci śpiących, Zwołał miły dzwon.

Do niebieskich gmachów lśniących Tam, przed Boga tron!

Pies Aras.

W pewnym domu był pies dosyć wielki, który się wabił Aras. Opowiem wam o nim prawdziwe zdarzenie.

Raz przed wieczorem uśpiła mamka najmniejsze dziecię i wybiegła z pokoju do ogrodu. Przy łóżeczku został .sam tyl­

ko Aras.

Może po kwadransie uczuła mamka, że ją z tyłu pociągnę­

ło coś za suknię. Ogląda się czemprędzej, patrzy, a tu Aras trzyma ją zębami mocno za sukienkę.

Z początku myślała, że pies zrobił to tylko dla zabawki, chciała go więc odpędzić od siebie. Aras jednak nie dał się ruszyć z miejsca. Okazywał przytem niespokojność. Wnet za­

czął szczekać i skomleć, potem natarczywie przesuwać się koło mamki, jakby jej chciał powiedzieć:

— Proszę cię, chodź ze mną, chodź natychmiast do domu Mamka zrozumiała wreszcie żądanie Arasa i domyśliła się, że ją ciągnie do domu. Zwróciła się zaraz w tę stronę, aby się

przekonać, co się tam stało?...

Aras z radością machał ogonem, szczekał głośno i wesoło

(3)

- 27 -

sk ak ał o k o ło m arrk i tak , że n ieraz n ie m o g ła k ro k iem p o stąp ić n ap rzó d . D o p iero gdy sp o strzeg ł, że m am k a z p ew no ścią zm ie­

rza k u d o m o w i, p rzestał szczek ać i szed ł sp o k o jn ie p rzed n ią d o sam eg o d o m u , czasem ty lk o sp o g ląd ając za sieb ie, czy m am ­ k a id zie za nim .

W szed łszy d o d o m u , A ras n ap rzó d w y b ieg ł n a sch o d y . M am k a o tw o rzy ła d rzw i do p o k o ju d ziecin n eg o i n ie b ez zd zi­

w ien ia zo b aczy ła, że m ała d ziecin a w cale n ie zasn ęła, g d y o d e szła o d n iej, lecz, że sied zi w łó żeczk u i p łacze, cała czerw o n a

n a tw arzy . _ ,r ,

D ziecin a b o w iem o b u d ziw szy się n aty ch m iast po o d ejściu m am k i z p o k o ju , zo b aczy ła się sam ą i d lateg o zaczęła rzew n ie p łakać. U sły szał to A ras, k tó ry w p o b liżu łó żeczk a leżał na tap czan ie i zaraz w y b ieg ł z p o k o ju , b y w y szuk ać m am kę i sp ro ­ w ad zić ją do d ziecięcia.

Ż le zro b iła m am k a, iż o d eszła cd d zieck a, ale k tó ż n ie p o ­ ch w ali A rasa, k tó ry się tak p ięk n ie p rzy słu ży ł m rłej d ziecin ie?

G d y d ziecin a p o d ro sła i o p o w ied zian o jej o tern zd arzen iu p o lu b iła jeszcze b ard ziej A rasa i n iejed en d o b ry k ęsek , czy to ch leb a, czy k iełb asy d aw ało d zieck o A raso w i, jak o n ag ro d ę.

N A S Z K Ą C IK

K o ch ane d ziatk i, k ilk a razy p i­

sałem ju ż d o w as w sp raw ie p isan ia liścik ó w . O tóż m ało jest d zieci, k tó­

re p iszą d o FO p iek u n a“. D ziś oto p o d a ę jed yn y liścik, k tó ry n ad esłała H elen a G rzeg o rczy k z L u d o w ic.

„O piekun* cieszy się b ard zo, że o trzy ­ m ał liścik od d zieci, k tó re zn ajd u ją się d o p iero 5 lat w P o lsce.

W p raw d zie n ad eszły ro zw iąza­

n ie zag ad ek ale p o m im o ro zw iąza­

n ia — an i słó w eczk a w ięcej.

P iszcie D ziatk i d o „O p iek u n a", o tern co się d zieje u w as w szk o le, w dom u, w e w io sce — co w am n aj­

lepiej p o d o b a się z „O p iek u n a D zia­

tw y*. T em atu do p isan ia ch y b a n ie zab rak n ie.

„O P IE K U N *.

Ludowiec,

dn. 20. X . 27 r.

P ierw szy raz o śm ielam się n ap isać d o k o ch an eg o „O p ie ­ k u n a D ziatw y ”. B ardzo się u- cieszy łam jak o d eb raliśm y tak i śliczn y d o d atek do „G ło su W ą­

b rzeskieg o ". Ja i m o ja sio­

strzyczk a K larcia u p ro siły śm y

m am u się, ażeb y n am zaab o n o ­ w ała „G łos W ąb rzesk i”, b o nam sie b ard zo p o d o b a. Ja liczę lat 13 i ch o d zę d ru g i ro k d o szk o­

ły i to do czw arteg o o d d ziału.

M y jesteśm y ju ż p ięć lat w P o l­

sce, b o p rzed tem m ieszk aliśm y w N iem czech . Ja m am jeszcze d w ie sio stry i jed n eg o b raci­

szk a, k tóry sk o ń czy ł 5 lat, ja jestem n ajstarszą z ro d zeń stw a.

Ż y czę O p iek u n o w i w szy stk ieg o d o b reg o

Z p o w ażan iem H elen a G rzeg o rczy k z sio strzy czk ą K larcią. •

’ Z Ł O T E M Y Ś L I

B óg w y p o ży cza czło w iek o w i ży cie, ale go n ie d aje n a w ła­

sn o ść.

M yśl d o b ra w n ieszczęściu jest p o ło w ą szczęścia.

B ez p iln o ści i ćw iczenia p ra­

ca n ie m a p o w o d zen ia.

(4)

- 28 -

Okręt „Nadzieja" i jego mechanik.

BAJKA III.

Wśród tych ostatnich byl mąż pewien, który od lat naj­

młodszych walczył zawzięcie z tyranami Polopolisu i marzył wbrew oczywistości o zbudowaniu „Nadziei*, któraby wyzwoliła jego współobywateli z niewoli wrogów i przywiodła na wyspy Szczęśliwe. Był on jednym z pierwszych, którzy plany okrętu układali, a potem jego budowę przeprowadzili. Trapił się też bardzo, widząc, jak „Nadzieja** błąka się po pustyni wodnej, da­

leka od wysp szczęśliwych, a narażona na burze i szturmy mor­

skie. Postanowił też, że za wszelką cenę musi ją uratować.

Człowiek ten był mechanikiem okrętowym i miał pieczę nad machiną parową i kotłownią. Powziął plan śmiały i ryzyko­

wny, aby „Nadzieję" uratować. Niezgoda wśród pasażerów i za­

ciętość wzajemna były tak wielkie, że ani żadna mądra rada, ani p< rswazja nie znajdowały do ich rozpalonych głów przy­

stępu. Postanowił więc narzucić im swoją wolę siłą.

Porozumiawszy się z palaczami okrętowemi i częścią zało gi, która go bardzo kochała, znając go jeszcze z czasów walki z tyranami Polopolis, dokonał pewnego pięknego majowego po­

ranka zupełnego przewrotu na okręcie. Usunął siłą wybrhnego przez podróżnych kapitana i sternika, a na ich miejsce postawił swoich, ślepo mu posłusznych stronników, którzy na jego roz­

kaz skierowali okręt w kierunku południowym, gdzie miały się znajdować wyspy Szczęśliwe.

Statek drgnął pod gwałtownym zwrotem steru ujętego w krzepkie dłonie i popłynął z wolna na południe. Wśród pasaże­

rów, dokonany siłą zamach wywołał z początku ogromne obu­

rzenie i gwałtowne protesty, ale mechanik miał na swe usługi sikawki parowe, które wkrótce rozproszyły i uśmierzyły nieza­

dowolonych demonstrantów. Pasażerowie „Nadziei przyzwy­

czajeni do samowoli tyranów w Polopolisie, poczuwszy nad so­

bą silną wolę mechanika spokornieli i poddali się swemu losowi.

„Nadzieja** żeglowała coraz pomyślniej na południe. I by­

łoby wszystko dobrze, bo i załoga i podróżni widzieli, że niego­

ścinny zimny ocean Północny zmienia się stopniowo na łagod­

niejsze i cieplejsze morza,* a w dali hen gdzieś tam na południu majączeją jakieś niewyraźne kontury lądów, może właśnie tych poszukiwanych wysp Szczęśliwych. Byłoby więc zapewne wszystko skończyło się szczęśliwie, ale mechanik, uniesiony po­

wodzeniem i chwalbą swych stronników stracił poczucie rzeczy­

wistości i trzeźwy sąd i pozwolił się unieść swemu bujnemu temperamentowi.

Widział on przez długi czas podróży, jak nagromadzona w kotle para nie idzie całkowicie do maszyny, lecz w dużej czę­

ści ucieka przez szpary i nieszczelności kotła, przez słabo do­

ciśniętą klapę bezpieczeństwa.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stach i Wiernuś byli przyjaciółmi, gdzie się tylko chłopiec ruszył, pies szedł zaraz za nim, czy w ogrodzie, czy w polu na przechadzce nie opuszczał go nigdy, a jeśli

Przynosi swoje dzieci, sierotkę daje na miejsce swoje i cieszy się myślą rozkoszną, jak jej dzieciom będzie tu dobrze spać.. Lecz ledwie dzieci macochy tam się

szcząc się oto, co dzieje się w głębi krajów misyjnych — w Nor- wegji, Szwecji, Danji, Finlandji, części Niemiec, Albanji, Jugo- sławji, Bułgarji, Rumunji, Rosji,

żnych okrętu zacierała się pamięć twardych i ciężkich czasów niewoli na lądzie, natomiast trudy i niewygody podróży coraz więcej dawały się im we znaki i coraz

Gdy wyszłam zamąż, postanowiłam sobie koniecznie, by przynajmniej moja córka nie została podobnież upośledzoną. — Kiedy zaś umiała już dobrze czytać i widziała

Wraca z boju z Turkami Krzysztof Strzemski, lecz dworu starego już niema, niema matki ukochanej.. Nie wita go nikt z radością, nie spieszy ni-kt, by

„Opiekun“był zawsze w Waszym domu. A ponieważ może się to stać tylko wtedy, jeżeli „Głos Wąbrzeski&#34; w nim będzie, przeto proście o zaabonowanie zawczasu tej

sać liścik d) Kochanego Opiekuna Ucieszyłam się bardzo, gdy zobaczy­. łam mój liścik w