• Nie Znaleziono Wyników

Praca w szwalni w podobozie Ravensbrück w Königsberg in Neumark - Anna Jelinowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Praca w szwalni w podobozie Ravensbrück w Königsberg in Neumark - Anna Jelinowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ANNA JELINOWSKA

ur. 1924; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Niemcy, II wojna światowa

Słowa kluczowe Niemcy, II wojna światowa, okupacja niemiecka, obóz koncentracyjny w Ravensbrück, podobóz Ravensbrück w Königsberg in Neumark, warunki obozowe, współwięźniarki, praca w szwalni, kuchnia obozowa

Praca w szwalni w podobozie Ravensbrück w Königsberg in Neumark To była szwalnia, tak można by powiedzieć. W ogóle to, że ja zostałam tam mianowana kierowniczką, to było jakieś zupełne nieporozumienie. Przyjechałyśmy 19 października do tego obozu i do końca miesiąca wszystkich wysyłali na te prace ziemne. 1 listopada był wielki apel, który trwał cały dzień i w tym dniu nastąpiła taka jakby organizacja już pewnych jednostek czy komórek organizacyjnych w obrębie obozu. Komendantka, przechodząc przed frontem [zgromadzonych na apelu], wypytywała, kto zna niemiecki. Tam były więźniarki bardzo różnych nacji. No i między innymi ja też właśnie wtedy wystąpiłam i powiedziałam, że znam niemiecki. I ona wtedy mnie odstawiła na bok. Potem przydzieliła do mnie grupkę na ogół starszych kobiet, w tej grupce były dwie Niemki i jedna Austriaczka. One dlatego były więźniarkami, że ich mężowie byli Żydami, i za przestępstwo, które się nazywało Rassenschande , czyli pohańbienie rasy, one były zesłane do obozu koncentracyjnego i tam się znalazły. Była jedna Polka też w tej grupie. Ja przypuszczam, że chodziło [tej komendantce] o to, że nie chciała na taką pozycję żadnej z tych Niemek powołać, właśnie ze względu na to, że Rassenschande uważała za tak wielką hańbę, że nie chciała żadnej takiej funkcji im dać.

Co myśmy tam robiły? Robiłyśmy różne rzeczy, to było raczej szycie niż krawiectwo w pełnym tego słowa znaczeniu, jakieś łatanie [też]. Ta Polka, która też była przydzielona do tej naszej szwalni, pani Osiecka z Bydgoszczy, doskonale znała się na szyciu. Tak że jak trzeba było coś takiego trudniejszego, to ona to robiła, tak że to wszystko wychodziło dobrze. Ja tam żadnego fachowego nadzoru nad tą pracą nie sprawowałam, natomiast byłam odpowiedzialna za to, że jak przynieśli coś tam do połatania, do zaszycia [i powiedzieli, że] to ma być w takim terminie [zrobione], to to musiało być w takim terminie zrobione, ale z tym nie było żadnych problemów, bo myśmy wszystkie rozumiały, że przecież jeżeli się nie wywiążemy, to albo nie

(2)

dostaniemy jedzenia, albo jakieś takie będą w stosunku do nas kary [zastosowane].

Nie miałyśmy tam w gruncie rzeczy dużo roboty. Były takie sytuacje, kiedy udawałyśmy, że jeszcze coś robimy, podczas kiedy już wszystko było zrobione.

Zupełnie taką niezwykłą osobą była ta Austriaczka. To była starsza pani. Wiem, że ona już była dobrze siwa, dość tęga, bardzo wesoła, pełna humoru, życia. I właśnie jak były takie okresy luzu w tej pracy, ona opowiadała kawały, śmiała się, wchodziła na stół i tańczyła kankana, co oczywiście wywoływało wśród nas wielki zachwyt i śmiech. Ale to było możliwe wtedy, kiedy te wszystkie nadzorczynie były z tymi kolumnami, które pracowały poza obozem. Zawsze trzeba było uważać, patrzeć przez okno, czy się ktoś nie zbliża.

W tym czasie to dużo nam dawało to sąsiedztwo z kuchnią, dlatego że tam zawsze się starały te kucharki, też więźniarki, coś jeszcze dodatkowo nam podrzucić, jak zostawało trochę zupy. Właściwie jedyny posiłek gorący, jaki był, to była zupa i kawa z żołędzi. Zupy były bardzo dziwne, przeważnie z obierzyn ziemniaczanych i do tych obierzyn było dodawane trochę albo brukwi, albo jarmużu. Jedyny taki posiłek szczególny był na Boże Narodzenie. Polegał na tym, że dostałyśmy po dwa ziemniaki ugotowane w mundurkach.

Data i miejsce nagrania 2005-05-14, Puławy

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje mi się, że to było gdzieś koło godziny siódmej rano, kiedy trzeba było wyjść na apel, bo dzień zaczynał się od apelu.. Były wezwania, tak jak wspominałam, apel

Najgorszym przeżyciem [w obozie] było to, jak już zostały ewakuowane te nasze więźniarki i myśmy zostały z tego szpitalika, wtedy się rozegrała taka dramatyczna scena, kiedy

Wiele osób chorowało, ale tam było tyle powodów po temu, żeby chorować, bo i to, że się marzło przy tych robotach na zewnątrz, przecież ubranka tośmy miały

Ludzi oczywiście spędzono wbrew ich woli do tej izby i była taka sytuacja patowa, że oni się zaparli, że nie będą podpisywać, a ci się zaparli, że muszą podpisać, no i w

Mężczyźni tego nie wykonują, bo to jest bardziej takie precyzyjne i boją się tej roboty dokładnej.. I właśnie dlatego mi zazdrościli, ale ja sobie robiłam i na Zielonej jak

Ale oprócz tego, że była taka, że tak powiem, rutynowa praca, to często było tak, że z takich czy innych powodów któraś z innych urzędniczek zatrudnionych nie była w

Później, jak już zostało utworzone getto, było znacznie mniej Żydów na ulicach, dlatego że oni byli zamknięci w gettach, tam były zorganizowane jakieś takie różne zakłady,

Warunki były okropne, to były hale kolejowe, więc cementowa podłoga, szyny biegnące wzdłuż tej podłogi i na tej podłodze każdy na czym miał, [siedział], jak sobie