„\ó 4 9 (1236). W arszawa, d n ia 31 gru dn ia 1905 r. Tom XXIV,
T Y G O D N I K P O P D L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A UK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PR E N U M E R A T A „W SZ EC H ŚW IA TA W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8 . kw artalnie m b. 2.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5 .
Prenumerować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
AUGUST R IG H I.
ELEK TR Y ZA CY A CIA Ł W YSTAW IONYCH NA PR O M IEN IE
R A D U 1)
J a k wiadomo, ciała, na które padają pro
mienie pochodzące od substanbyi radyoakty- wnej, w ysyłając nowe promienie, zwane pro
m ieniam i wtórnemi, które, wedle poczynio
nych doświadczeń, posiadają po większej części tę samę budowę, co promienie katodo
we lub promienie (3, a więc powstają wskutek emisyi elektronów odjemnych.
Jeżeli za snbstancyę radyoaktyw ną weź
m iemy sól radu, k tó ra wysyła trzy gatunki promieni (a, (3 i y)i to działanie, o którem mowa, pochodzić będzie głównie z promieni (3, albowiem promienie a ulegają absorpcyi już w cienkich blaszkach lub paru centyme
trach powietrza; co zaś dotyczę promieni ? to działanie ich jest stosunkowo bardzo słabe, jeżeli nie postaram y się ich w yodrębnić przez osłabienie promieni (3 drogą absor- pcyi.
A zatem ciało, na które padają promienie, wystawione jest na dwa przeciwne rodzaje
*) Z referatów pierwszego m iędzynarodowego kongresu radyologicznego w Leodyum. Physika- lische Zeitschrift z dn. 9 listopada 1905.
elektryzacyi, ponieważ otrzym uje ono zfjed- nej strony ładunek odjemny wskutek pochła
niania promieni (3, z drugiej zaś strony ład u nek dodatni, wskutek wysyłania promieni wtórnych. Z tych dwu przyczyn skutek prze
ważający wywiera pierwsza, i dlatego dane ciało ładuje się odjemnie.
W ynik byłby wprost przeciwny, gdybyś
my, w miejscu promieni [3, użyli prom ieni y, promieni X, albo prom ieni pozafioletowych, a to z powodu, że prom ienie te nie przynoszą ze sobą ład un ku elektrycznego, aczkolwiek w ytw arzają także promienie wtórne.
W doświadczeniach nad prom ieniam i po- zafioletowemi ciało może być otoczone po^
wietrzem pod zwykłem ciśnieniem atmosfe- rycznem; natom iast, trzeba usunąć wszelki gaz, gdy chodzi o inne promienie, ponieważ te ostatnie jonizują gazy i czynią je przewo
dnikami. W obec tego ciało, które ma na- elektryzować się pod działaniem promieni radu, winno być umieszczone w próżni, jćżćli chcemy zm ierzyć prędkość, z jako się bno ładuje, i zbadać tą drogą emisyę w tórną elek
tronów, co jest właśnie głównym celem mo
ich obecnych poszukiwań.
P r z y r z ą d y . Naczynie szklane, w któ- reni powietrze jest o tyle rozrzedzone, że ciś
nienie nie przekracza jednej tysiącznej częś
ci m ilim etra; wewnątrz naczynie to wyłożo
ne jest siatką metalową, połączoną z ziemią.
770 W S Z E C H Ś W IA T JM» 49 W naczyniu tem substancya, którą zamie
rzam y zbadać, mieści się w postaci krążka, mierzącego około 5 cm w średnicy, połączo
nego z elektrom etrem kw adrantow ym . W ścianie, położonej naprzeciw ko krążka, znajduje się otwór, m ający około 2 cm w śre
dnicy, zasłonięty blaszką glinow ą, k tó ra do
skonale w ytrzym uje ciśnienie zewnętrzne, pomimo że grubość jej wynosi zaledwie 85 tysiącznych m ilim etra. Do tej blaszki przy
lega we w nętrzu naczynia m ała kapsla ebo
nitow a, zaw ierająca 15 mg czystego brom
ku rad u i zam knięta cienką blaszką mikową.
Odległość pom iędzy blaszką glinow ą a krąż
kiem wynosiła naogół 1 cm. G rube p ły ty ołowiane nie pozwalały prom ieniom przedo
staw ać się ani do elektrom etru, ani do d ru tu połączonego z blaszką (ten d ru t okolony był ru rk ą m etalową, połączoną z ziemią).
Poniew aż przew odnictw o powietrza, przez i które przechodzą prom ienie radu, je s t b a r
dzo znaczne naw et w razie, g d y ciśnienie nie dosięga jednej tysiącznej m ilim etra, przeto oznaczyłem tę zm ianę w różnicy potencyału elektrom etrycznego, ja k ą w ciągu sekundy w ytw arza jednoczesne działanie padających prom ieni (3 i w ysyłanych prom ieni w tór
nych.
Zaczynam od tego, że p ły tk i (i elektro- metr) ładuję do potencyału dodatniego, rów nego np. 0,4 w olta i m ierzę czas, potrzebny do tego, by płytkff doprowadzić do poten
cyału —0,4 wolta. Dzieląc OJi w olta przez czas powyższy, w yrażony w sekundach, otrzym uję z dostatecznem przybliżeniem zm ianę potencyału, przypadającą na sekun
dę. Mianowicie, przew odnictw o zjonizowa- nego pow ietrza przyśpieszyło zmianę poten
cyału pom iędzy 0,4 wolta a zerem i tym spo
sobem opóźniło o te samę m niej więcej w ar
tość zm ianę pom iędzy zerem a —0,4 wolta.
Jeżeli chcemy wziąć w rachubę różnicę potencyału zetknięcia pom iędzy krążkiem a ścianką, co n a ogół dozwolone nie jest, to m etoda powyższa w ym aga pewnej popraw ki.
Oczywiście, w takim razie należy brać poten- cyały początkowy i końcowy nie w tej samej odległości od zera ale w tej samej odległości od odchylenia odpow iadającego różnicy zet
knięcia. Mianowicie, jeśli krążek i ścianka m ają potencyał jednakow y, w tedy przew od
nictwo pow ietrza nie w yw iera żadnego wpły
w u, a tylko w chwili tej elektrom etr dozna
je odchylenia, które mierzy ściśle różnicę potencyału. Różnicę tę w przybliżeniu mo
żna oznaczyć zgóry, np. pozwalając radowi działać wtedy, gdy powietrze w naczyniu znajduje się pod ciśnieniem atmosferycznem.
W y n i k i . W kolumnie czwartej załą
czonej tablicy podane są w m illiwoltach zm iany potencyału, przypadające na sekun
dę, w ciałach, których ciężary atomowe mieszczą się w kolumnie drugiej. K olum na trzecia zawiera grubości odpowiednich k rąż
ków (w m ilim etrach)
Węgiel 12 10 — 53
Glin 27 5,9 46
Siarka 32 4 45
Żelazo 56 2 43
Nikiel 58 5 41
Miedź 63 2 40
Cynk 65 1,9 40
Srebro 108 2 33
Cyna 118 5,6 32
T ellur 125 2 27
P laty n a 195 0,1 (21)
Ołów 207 2 26
B izm ut 208 2 23
Jeżeli pominiemy platynę, której grubość j była, być może, niew ystarczająca do zatrzy
m ania wszystkich prom ieni (3, to widzimy, że emisya promieni w tórnych jest tem sil
niejsza, im wyższy jest ciężar atomowy da
nej substancyi. Nowe doświadczenia Mac Clellanda (Phil. Mag. lu ty 1905), wykonane w sposób odm ienny i dotyczące niektórych tylko z pomiędzy wyżej wymienionych sub- stancyj, dały ten sam wynik, bardzo ważny pod względem teoretycznym .
W doświadczeniach, które ja wykonałem, krążki były zawsze, z wyjątkiem platyno
wych, wystarczająco grube do zatrzym ania większej części prom ieni (3. Ł atw o zrozu
mieć, że, caeteris paribus, ładunek, który otrzym uje krążek, m usi maleć wraz ze zmniej
szaniem się grubości. Albowiem w tedy co
raz to większa ilość promieni (3, nie będąc zatrzym yw aną i nie w ytw arzając promieni w tórnych, przechodzić będzie przez płytkę.
T ak np. cienkie listki złote i glinowe nie otrzym ują ładunku w ilości znaczniejszej.
Skorzystałem z tej okoliczności w celu zbadania złych przewodników, jak np. siarki.
K rążek dielektryczny owinięty był cienkim
JS£ 49 W S Z E C H Ś W IA T 771 listkiem glinowym, który łączył się z elek-
trom etrem ; ten ostatni wykazywał wtedy odchylenie pod działaniem ładunków, zaw ar
tych w masie, całkiem tak, jakgdyby k rą żek był przewodnikiem. Mianowicie, o ile się zdaje, niepodobna zaprzeczyć temu, że w ew nątrz dielelektryku, który pochłania promienie p lub promienie katodowe, istnieje pewien rozkład elektryczności odjemnej.
W następującej tablicy podane są w milli- wroltach na sekundę zm iany potencyału, k tó re zaobserwowałem w krążkach rozmaitych izolatorów lub substancyj słabo przewodzą
cych; wszystkie te krążki były o tyle grube, że zatrzym yw ały mniej więcej zupełnie pa
dające promienie p.
Niektóre z pomiędzy substancyj, poddawa
nych tym doświadczeniom, umieszczałem po uprzedniem sproszkowaniu w bardzo cien
kiej kapsli glinowej o średnicy, równej 5 cni
G u m ila k a ...— 46
Ebonit... 40
P arafin a... 53
Selen i t ... 30
Szkło lustrzane . . . 50
L ó d ... 43
B a r y t y n ... 40
Kwas borowy (w proszku). . . 60
W ęglan litu ( i t e m ) ... 55
M eneginit (minerał ołowiu item) 31 Cynober ( i t e m ) ... 32
Siarczan kwaśny rtęci (drobne k ry ształk i) ... 29
A zotan srebra (item) . . . . 38
Jodek bizm utu (w proszku) . . 30 Z samego charakteru doświadczeń mych wynika, że pomienione liczby nie m ogą być nazbyt dokładne; nie można więc z nich w y
ciągnąć. np. wniosku, że ładunek cynobru je s t rzeczywiście większy aniżeli ładunek m eneginitu. Mimo to osiągnięte wyniki upoważniają nas do stwierdzenia, że 5 sub
stancyj umieszczonych w końcu tablicy, k tó re zawierają w sobie pierwiastki o wysokim ciężarze atomowym, ładują się stosunkowo słabo i przeto w ytw arzają promienie w tórne w większej ilości. Wobec tego należy przy
puszczać, że nąw et w cząsteczkach złożo
nych atom y zachow ują swą zdolność swoistą do w ytw arzania takich promieni.
(Physikalische Zeitschrift). Tłum. S. B.
Ś W IE C E N IE STAW ONOGÓW . Pod względem układniczym typ stawono-
j gów możemy podzielić na grom adę skoru
piaków, gr. pajęczaków, gr. wijów i owady.
| O narządach świecenia tych ostatnich
| W szechświat podał obszerniejsze wiadomo
ści zarówno co do ich histologicznej budo-
| wy, jak i fizyologii. U pajęczaków nie zdo
łano w żadnym rodzaju niezbicie stwierdzić świecenia. Podług Grimma, prawda, pe-
; wien skorpion na Cejlonie, naciśnięty, wy
dziela ciecz świecącą; Tilezius opowiada, że niektóre zwierzęta morskie podobne zdaje się, do wodnych roztoczów (Hydrachnidae) również są w stanie wysyłać światło. P ier
wsza obserwacya, zarówno ja k i druga nie zostały jednak przez nikogo później potw ier
dzone, wzbudzają więc wątpliwości. Pozo
staje nam zatem jedynie rozpatrzenie skoru
piaków i wijów. Zacznijmy od grom ady
! pierwszej jako bogatszej w formy świecące.
Skorupiaki (Crustacea).
Zanim przystąpim y do szczegółów, musi-
j my zwrócić uwagę na system atykę skoru- : piaków. Otóż budowa oczu i inne cechy anatomiczne pozwalają grom adę tę podzie
lić na 2 podgromady: E ntom ostraca i Tho- racostraca. Samo zaś zjawisko świecenia rozpatrzym y u widłonogów, jako przedsta
wicieli pierwszych, i szczętek, jako przedsta
wicieli drugich.
Świecenie skorupiaków fauny lądowej n a
leży, do rzadkości. Uaje się one zauważyć jedynie u olbrzymiej ilości form morskich.
Studer we wstępie do ekspedycyi „Gazelli“
zauważył, że wszystkie praw ie żyjące na po
wierzchni morza skorupiaki wysyłają świa
tło. „Pewnego wieczora—opowiada Perrier odbywający podróż na Talizm anie—całe m o
rze usiane było, jakb y gwiazdam i, świecące- mi punktam i; nabrano trochę wody i prze
konaliśmy się natychm iast, że świecące te gwiazdy są oczami niezliczonej ilości małych raczków, zapewne m łodych Mysis. Zwie
rzątka te w nocy pod mikroskopem oświe
tlają całe pole widzenia. Najdziwniejszem jest to jednak, że same oczy pozostają cie
mne, dokoła zaś są otoczone wieńcem pro
m ienistym i w ten sposób mogą roztaczać światło, nie przyjm ując innych promieni
I
772 W S Z E C H Ś W IA T JMÓ 49 prócz odbitych. W ten sposób oko może łą
czyć czynności organu świecącego i patrzą- cego“. Zjawisko świecenia m usi wywierać wrażenie praw dziw ie im ponujące; my, n a tu ralnie, nie jesteśm y go w stanie zaobserwo
wać, to też spostrzeżenia zawdzięczam y j e dynie m ieszkańcom krajów nadm orskich.
Pierwszym , który zauw ażył świecenie widło- nogów był F abricius (1780); zdaniem jego g atunek Oyclops brevicornis O. F. M. w ysy
ła światło, a siedliskiem tego ostatniego jest błyszczące oko zw ierzątka. Późniejsze ba
dania w ykazały jed n ak m ylność przypusz
czeń Fabriciusa, obserwowane bowiem prze
zeń świecenie należało zapewne, do jakie
goś g atu n k u rodzaju M etridia. N astęp
nie B aird w dw u artykułach (1830 r.) opi
sał 4 nieznane widłonogi, zdolne w ysy
łać światło, daje dość szczegółowy ich opis, z czego można wioskować, że m iał do czy
nienia z Corycaeus, którego świecenie ob
serwował również Dana. Z innych badań musim y jeszcze zauważyć obserwacye Meye- na (1832) i Giglioliego (1870) nad świece
niem niektórych g atunków Sapphirina, Boecka nad gatu nk am i M etridia, D ah la—
Pleurom m a, u których organem świecenia zdaniem uczonego tego, je s t uw ażany po
czątkowo przez Clausa za oko, osobliwy, leżący z jednej strony ciała guziczek b a r
wnikowy na piersi. Najszczegółowsze i n a j
bogatsze są jed n ak badania G iesbrechta („M ittheilungen uber Copepoden“), k tó ry po
święcił widłonogom ogrom ną i piękną mono
grafię. Gfi es brecht przez dłuższy czas za j
mował się rozpatryw aną kw estyą i przekonał się, że następujące widłonogi w ysyłają światło:
rodz. Centropagidae
Pleuromma abdominale Lubb.
„ graciie Claus Leuckartia flavicornis Claus Heterochaeta papilligera „ Oncaea couifera Giesbr.
rodz. Onćaeidae
Co zaś dotyczę opisyw anych przez Meyena i Gigliolego świecących g atunków S apphiri
na oraz poglądów D ana na samo zjawisko u Corycasus, to G iesbrecht nie potw ierdza poglądów swych poprzedników : nigdy nie udało m u się zauważyć w ysyłania św iatła u jakiegokolw iekbądź g a tu n k u wyżej wspo
m nianych rodzajów.
Poniew aż zwierzątka, w ysyłające światło, są niewielkie, trzeba je zwykle oglądać pod
mikroskopem. Światło można wywołać n a
ciskając szkiełko pokrywkowe lub też pod
nosząc tem peraturę (u Pleurom m a graciie występuje ono około 30° C.), w yparow u
jąc wodą lub dodając do niej destylowa
nej wody, amoniaku, sublim atu, alkoholu, gliceryny; skoro jednak dodam y soli kuchen
nej, soli kwasu octowego lub wogóle innej jakiej, natychm iast znika ono. Pobudzając w ten sposób zwierzątka gatunków rodz.
Centropagidae i oglądając je pod niewiel- kiem powiększeniem mikroskopowem, łatwo zauważyć można na ciele raczków niewielkie świecące plamki, w ysyłające niebieskawe lub zielonawe światło; w miejscach tych znajdu
ją się pewne gruczoły skórne, różniące się od pozostałych swą zielono żółtą barwą; w y
dzielona przez otwory gruczołów owych ciecz jest także zabarwiona. Światło naj
silniejsze jest przy otworach, niekiedy jednak ciecz bywa tak silnie wydzielana, że tworzy dość długi świecący pasek. U gatunków rodz. Centropagidae owe żółtozielone g ru czoły skórne są jedynem i organam i wydzie- lającem i światło; liczba ich oraz topografia dla każdego g a tu n k u jest odm ienna i stano
wi charakterystyczną jego cechę. Tak więc Pleurom m a abdominale np. posiada wogóle 18 organów świecenia rozmaitej wielkości stosownie do otworu, postaci, ta k ja k i zwy
kłe gruczoły skórne, po większej części grusz
ko watej. Trzy z n ic h - środkowy i dw a bo
czne — leżą na czole, dość blizko jeden od drugiego; następnie po parze w dwu rogach pierścienia odwłokowego i po parze z każdej strony w dyskalnej części ostatnie
go pierścienia odwłokowego i nakoniec po- jedyńczy gruczoł, leżący obok guziczka b a r
wnikowego 1-go pierścienia piersi i wreszcie z każdej strony po jednym gruczole na g ło
wie. Liczbami rozkład gruczołów, w ysyła
jących światło, u samców i samic są jed n a
kowe. To samo powiedzieć można o orga
nach świecenia Leuckartia flavicornis, ilość ich tednak nie jest tu ta k wielka ja k u ga
tunków Pleurom m a, wynosi bowiem 10 g ru czołów. U H eterochaeta papilligera znów organy świecenia są daleko słabiej ubarw io
ne, niż u wymienionych rodzajów, a ponie
waż pod działaniem am oniaku odbarwiają się i w czasie chw ytań szybko wypróżniają swą zawartość, badaczowi nastręczyła się
JMs 49 W S Z E C H Ś W IA T 773 wielka trudność obliczenia ich i zbadania. B u
dową swą też różnią się one: są to tak zw.
gruczoły „bliźniacze" (Zwilingsdriisen), skła- dające się z dwu wązkich, obok siebie leżą
cych, lecz wyraźnie odgraniczonych, m ają
cych jedno ujście gruczołów pojedynczych, posiadających jednakowe zupełnie własno
ści. Ilości tych gruczołów Giesbrecht nie może dokładnie oznaczyć, przypuszcza je dnak, że na każdego osobnika wypadnie nie mniej nąd 36.
Jeszcze odmienniejsze stosunki, zarówno pod względem budowy anatomicznej, jak i ilościowym widzimy u gat. Oncaea Conife- ra. W ygląd gruczołów jest nieprawidłowy, ( bardziej kulisty u gruczołów głowowych, w ydłużony — u narządów, leżących na od
włoku; wielkość ich zmienia się, stosownie do w ypełnienia cieczą, wogóle są one jednak znacznie większe od gruczołów świecących u Centropagidae. Sama wydzielina też jest innego rodzaju: w gruczołach tych ostatnich składa się ona z czystych zielonawo świecą
cych kropli, u Oncaea przedstaw ia ona m ę
tn ą masę, drobnoziarnistą, wysyłającą nie
bieskie światło. Organy świecenia są roz
rzucone u Oncaea po całej powierzchni ciała j w ogromnej ilości; na samej głowie samicy naliczono ich 30, tak że na całem ciele znaj
duje się ich niemniej, niż 70 (tyle bywa u sa
micy; u samca jest ich mniej, wygląd mają jednak tak i sam).
Gruczoły, wysyłające światło, są wypeł
nione, ja k ju ż to wyżej wspomnieliśmy, cie
czą, która, wydzielając się z gruczołów, wsku
tek stykania się z otaczającem środowiskiem, wysyła światło, jest więc m ateryą świecącą.
Zachowuje ona swe własności nietylko u ży
wych zwierząt, lecz nawet po ich śmierci:
w roztworze am oniaku np., około godziny, w glicerynie blizko 10 godzin, a u zwierząt, wysuszonych na pow ietrzu, można było wy
wołać światło naw et po 3 tygodniach, zwil
żywszy organy wodą. Giesbrecht przekonał się więc, że bodźce nie wywołują bezpośre
dnio światła, lecz opróżnianie gruczołów świecących, samo zaś światło występuje nie n a żywej zarodzi gruczołu, lecz na w ytw a
rzanej przezeń m artwej wydzielinie i że jest ono zjawiskiem towarzyszącem działaniu otaczającego środowiska na wydzielinę świe- ' cącą. Pow staje teraz pytanie, jak a część
składowa wody morskiej powoduje świece
nie. Pod wpływem amoniaku światło po
wstaje, od roztworów rozmaitych soli lub kwasów, np. kAvasu solnego, znika; badania jednak wykazały, że pierwszy pobudza gruczoł tylko do wydzielania cieczy, drugie zaś — pow strzym ują je. Tlen, również nie od
gryw a w danynujprzypadku wielkiej roli;
okazuje się więc, że jedynym warunkiem , bez którego nie można sobie wcale świece
nia wyobrazić, jest obecność i działanie wo
dy; z drugiej jednak strony okazało się, że jest ono zależnem również od koncentracyi rozpuszczonych w wodzie m ateryj: skoro przekracza ona pewne m asim um , światło znika. W oda jest jednak niezbędnym wa
runkiem. Możnaby przypuszczać, że ota
czające gruczoły bezbarwne również biorą w świeceniu pewien udział; okazuje się jednak, że wydzielina ich nie m a ze świece
niem nic wspólnego, choćby ztego ju ż wzglę
du, że u Oncaea conifera gruczoły bezbarwne znajdują się jedynie na nogach, gdzie wsku
tek swego swego położenia nie mogą dobrze współdziałać procesowi świecenia; organy zaś, wysyłające światło, są, jak wiemy, roz
rzucone po całem ciele. Stąd wynika, że świecenie widłonogów powstaje od zetknię
cia się wydzieliny z zaw artą w otaczającem środowisku wodą. Czy proces ten jest na
tu ry fizycznej czy chemicznej, rozstrzygnąć trudno; żadnego tworzenia się kryształów nie zauważono, wobec czego daleko, prawdo- podobniejszem jest przypuszczenie, że m a
my tu do czynienia z jakiem ś zjawiskiem chemicznem: wydzielina świecąca zawiera w sobie, być może, m ateryę, k tó ra na podo
bieństwo potasu metalicznego rozkłada wodę z w ytwarzaniem św iatła lub możliwem jest, że składa się ona z dwu m ateryj, które jed y nie po zetknięciu z w odą’są w stanie reago
wać, w ysyłając światło. Na pytania te do
tychczas nie mamy jednak żadnej rozstrzy
gającej odpowiedzi.
Co dotyczę znaczenia wysyłanego świa
tła, to możemy wypowiedzieć jedynie przy
puszczenia tylko. W danym przypadku nie można przypuszczać, by służyło ono w celach płciowych, ponieważ w ystępują u g a tu n ków, zupełnie pozbawionych oczu (Leuc- kartia, H eterochaeta i Oncaea), a przypusz
czenie (wypowiedziane przez F rienda dla
774 w s z e c h ś w i a t JM® 49 dżdżownic), że zwierzęta te mogą percypo-
waó wysyłane światło, rów nież nie w ytrzy
muje krytyki, ponieważ obserwowano świe
cenie u larw (naupliusów) i w pierwszych stadyach rozwoju. Daleko zrozum ialszym jest pogląd, że świecenie służy do odstrasza
nia innych, obdarzonych wzrokiem i^tot.
Zdaniem Dahla, m am y tu do czynienia z pra
wem naśladow nictw a (mimicry): ponieważ li
czne zwierzęta parzydełkowe, i skutkiem tego na pokarm niezdatne, w ysyłają światło, mo
głyby więc świecące raczki być za nie wzięte;
praw dopodobnem je s t również, że w yw ierają one pewien postrach; jeśli zaś niektóre zwie
rzęta — ja k naprz. ry by — przeciwnie, zo
stają przez św iatło zwabione, wówczas n a g ły zanik świecenia w prow adza je w błąd.
Cokolwiek inaczej przedstaw ia się budowa organów świecenia u E u phau siae (szczętki).
jako przedstaw icieli podgrom ady Thoraco- straca. Pierw szy obserw ował ich świecenie w 1829 r. J . V. Thom pson, a po nim cały szereg badaczów (Dana, Semper, Kroyer) zauważył, że u E uphausiae prócz zwykłych oczu szypułkow ych znajd u ją się z boku pier
si szczególne organy zmysłowe. Claus (1863), który pierwszy utw ory te szczegółowiej zba
dał i opisał je tak dokładnie, że żaden z póź
niejszych uczonych nie m ógł dorzucić nic praw ie nowego, był ta k zdziwiony budową narządów tych, przypom inającą budowę oczu, że nazwał je „oczami dodatkow em i"; pogląd ten zachował się aż do 1880 roku.
W ielkim krokiem naprzód z psychologicz
nego p u n k tu widzenia było odkrycie J . Mur- raya i G. O. Sarsa, że przypuszczalne oczy są to organy świecące, które w ysyłają intensyw ne fosforyzujące światło. Sarsow i udało się naw et dokładniej określić siedlisko światła, ponieważ wykazał, że fosforescencyę powo
duje zaw arte w środku kulistego organu charakterystyczne prążkow ane ciałko, zdo
łał on wydzielić takie ciało i obserwo
wać świecenie po operacyi naw et. K orzy
stając z m ateryałów dostarczonych przez Challengerow ską ekspedycyę, udało się w y
kazać, że pom iędzy eufauzyam i rodzaje E uphausia, Thysanopoda M. E dw ., Nycto- phanes Sars, Thysanvossa B ra n d t i Nema- toscelis Sars zaopatrzone są w cztery piersio
we (po jednej parze na podstaw ow ym człon
ku drugiej i ósmej p ary nóg piersiowych)
i w cztery nieparzyste, pomiędzy przedniemi param i nóg odwłokowych leżące organy świecenia. C harakterystycznem jest, że ro
dzajowi Bentheuphausia ze szczątkowemi oczami brak również i organów świecenia, a u najbardziej zboczonego rodzaju Eupha- siae, mianowicie u Stjdocheiron Sars istnieje ich trzy tylko (parzysty u podstaw y 8-ej pary nóg i nieparzysty na pierwszym pierścieniu odwłokowym). B adania Sarsa są bardzo wrażne pod tym względem, że objaśniły zn a
czenie w ykrytego przez Clausa, lecz fizyo- logicznie dlań niepojętego ciałka, leżącego w spodniej części oka w ram ce zabarwionej na kolor pomarańczowy. Sars wykazał, że mamy tu do czynienia z organam i świecenia, które ze wszystkich wyżej wymienionych gatunków (z w yjątkiem ślepego B entheupha
usia) są jednakow o mniej więcej zbudowane.
Są one zwykle stożkowatej postaci z osią bądź prostopadłą do podłużnej osi ciała zwierzęcia (u Euphausia), bądź — j ak u po
zostałych gatunków — stanowiącą z nią kąt blisko 45°; długości byw ają rozm aitej — od 0,2 — 0,4 mm, w przecięciu zaś wynoszą 0,12 — 0,2 mm. Zaokrąglona wewnętrzna powierzchnia organu otoczona jest grubym , składającym się z dwu połówek reflekto
rem. U bieguna owego reflektora, złożone
go z cieniutkich blaszek, nigdy w nim jednak nie można zauważyć pierwiastków kom órko
wych —utw orzona jest m ała szczelina, przez którą wchodzi nerw świecący. Nerw ten spostrzegł już Claus, lecz uważał go za jakieś naczynko krwionośne; późniejsze je d nak badania, jak również i ten fakt, że idzie on od leżącej powyżej organu świecenia kupki kom órek nerwowych, przekonały, że mamy tu do czynienia z nerwem, k tó ry bie
gnie aż do tak zwanego pęczka prążkow a
nego, koło którego leżą w nim owalne jąd ra nerwowe. U Stylocheiron i Nematoscelis roz- dw aja się on w bliskości ciała prążkow ane
go i wysyła w kierunku podłużnym liczne gałązki, przenikające w w ew nętrzne tkanki organu świecenia i łączące się ze sobą ana- stomozami. Owo ciałko prążkowane, do k tó
rego dochodzi nerw, stanowi najw ażniej
szą i najcharakterystyczniejszą część sk ła dową organu świecenia. N a poprzecznych przekrojach utw oru tego widać, że składa się on z wielkiej ilości promieniowo leżących
JM? 49 w s z e c h ś w i a t 775 blaszek, które mogą się dwudzielnie rozwi
dlać i zawierać między sobą krótsze jeszcze blaszki. Owe ciałka prążkowane odznacza
j ą się swą obojętnością względem odczynni
ków; podlegają nader słabemu zabarwieniu od barwników. Najwidoczniejszem jest ciał
ko prążkowane u Euphausia, gdzie przy dłu
gości 0,2 mm wypełnia wewnętrze organu;
u Styloclieiron i Nematoscelis jest już ono o połowę mniejsze. Co dotyczę dalszej bu dowy organu świecenia, to musimy zauwa
żyć, że przestrzeń pomiędzy reflektorem a opisanem wyżej ciałkiem prążkowanem w ypełniają liczne wyraźnie od siebie odgra
niczone komórki z kulistem i jądram i; pod ciś
nieniem przybierają one wielościenną postać, co jednak nie wyklucza, że mogą one niekiedy wysyłać nieprawidłowe wyrostki pomiędzy sąsiednie komórki; szczególniej bliżej ku ze
w nętrznem u brzegowi położone są w yciąg
nięte oraz zapatrzone w mniej lub więcej owalne jądra, ku komórkom tym przylega pokład, złożony z blaszek, niekiedy z jednej strony zwróconej ku oku — silniej rozwinię
ty. aniżeli z dimgiej (jak to m a miejsce nap.
u Stylocheiron i Nematoscelis). Zewnętrzną w końcu warstw ę organu świecenia stanowi na reflektorze w arstw a komórek barw niko
wych koloru czerwonego; barw nik ten jest nader czuły i nie można go w żaden sposób utrwalić; lecz z łatwością można i po konser- wacyi zauważyć wyraźne, drobnoziarniste, wielościenne z kulistem i jądram i komórki barwnikowe. Oto w ogólnych zarysach bu
dowa organów ocznych świecenia i podobną je s t do niej, choć cokolwiek bardziej złożoną anatom ia organów piersiowych i odwło
kowych. Charakterystyczną przedewszyst- kiem częścią składową tych ostatnich jest szczególnie jednolita, silnie załamująca światło soczewka, u niektórych rodzajów (Euphausia) bardziej kulista, u innych (Ne
matoscelis, Stylocheiron)—owalna. Pozatem z łatw ością możemy znaleść części homolo
giczne z wzrokowemi organam i. A więc w organach piersiowych i odwłokowych ist
nieje reflektor postaci półkuli, lecz nie skła
da się z dw u części, przez co nie zawiera w sobie szczeliny dla nerw u świecącego. Ten ostatni, biegnąc od odpowiedniego węzła brzusznego, rozdw aja się i wstępuje w organ świecenia przez otwory, utworzone przez re
flektor oraz złożone z blaszek przestrzenie mieszczące się z boków soczewki. Musimy też zauważyć, że organ ze wszech stron jest otoczony zatokam i krwionośnemi; wszelkie pozostałe części odpowiadają częściom świe
cącym organów oczu.
Niewielkie organy świecenia (0,1 mm — 0,16 mm) postaci kulistej, umieszczone na piersiach i odwłoku, tem się wyróżniają, że za pomocą mięśni są w stanie się poruszać, wskutek czego na konserw owanych egzemp
larzach ujście organów odwłokowych bywa zwrócone w najrozm aitszych kierunkach. Ta zdolność zmiany położenia jest — zdaniem Chuna („Leuchtorgan und Facettenauge") w związku ze szczególną postacią oka głębi
nowego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że nocą w wielkich głębiach Euphausiae są w stanie dzięki fosforescencyi organów świe
cenia obserwować wszystko, co się znajduje pod niemi lub z boków, a niekiedy przez uno
szenie odwłoku podczas pływ ania możliwem jest oświetlanie nawet znajdującej się przed zwierzęciem przestrzeni; nigdy natom iast nie mogą być rozjaśniane górne okolice.
Oto w najogólniejszych zarysach budowa anatomiczna oraz fizyologia organów świece
nia u skorupiaków. Łatw o zauważyć, że u widłonogów, przedstawicieli E ntom ostra- ca, organy te postaci gruczołu działają w sposób zrozumiały, wydzielając ciecz pe
wną; tej ostatniej nigdy jednak nie można zauważyć u organów świecenia Euphausiae (przedstawicieli Thoracostraca) — tu znów organy nie m ają wcale charakteru gruczołu, a budową do złudzenia przypom inają bu
dowę oczu. W tej samej więc gromadzie mamy pełniące jednakow ą funkcyę, lecz naj- rozmaiciej zbudowane organy. W pierw
szym rodzaju — budowy gruczołowej — m a
m y jeszcze wiele niedokładnych danych — mianowicie: jaki jest charakter wydzielanej cieczy, wpływ na nią gazów i t. p., lecz fizy
ologia organów świecenia u Euphausiae do
tychczas pozostaje najzupełniej niezbadaną.
Wije (Myriapoda).
Do dosyć rozpowszechnionych u nas zwie
rzątek należą wije czyli krocionogi, które otrzym ały swą nazwę w skutektego,że posia
dają wielką ilość nóg. Ciało wijów składa się z głowy oraz niczem nie różniących się
7 7 6 w s z e c h ś w i a t jYs 4 9
pom iędzy sobą pierścieni, a na każdym z tych ostatnich znajduje się p ara albo po dwie p a ry nóżek. Pod względem system atycznym podzielimy krocionogi na 2 rzędy, na zasa
dzie niektórych danych anatom icznych. Do pierwszego rzędu — D iplopoda lub Chilo- g n a th a —należą zw ierzątka, złożonej z ogrom
nej ilości (ok. 100) pierścieni, z których każ
dy znów pow stał przez zlanie się dw u pier
ścieni; tem się tłum aczy, że na każdym p ier
ścieniu osadzone są 2 p a ry nóżek, a w wew
nętrznej budowie jego zauw ażyć m ożna 2 pary dychawek, węzłów nerw ow ych oraz dw u rurek sercowych. U przedstaw icieli rzędu tego zjawisko w ydzielania św iatła nie występuje; pewnem u gatunkow i rodzaju j J u lu s przypisyw ano tę własność, późniejsze jed n ak badania nie potw ierdziły tego, tak że rozstrzygających danych pod tym względem
"nie posiadam y. Z zupełną, niezaprzeczoną pewnością obserwowano świecenie jedynie u wijów z rodziny Geophilidae, należącej do drugiego rzędu — Chilopoda, które w prze
ciwieństwie do wyżej wym ienionego rzędu posiadają nieparzyste ujścia organów płcio
wych i w ykluw ają się z jaj z pełną ilością pierścieni i kończyn. Otóż, w edług wielu uczonych, do świecących gatunków z rodzi
ny G eophilidae należą: Orya barbarica G erv., S tigm ato g aster subterraneus, Scolioplanes crassipes C. Koch, O rphnaeus brevilabiatus Newp., a naw et dwa g a tu n k i rodzaju Geo- philus, mianowicie w edług Macea—G. sim- plex Gerv. i G. longicorois Leach. Istnieje też, dotychczas nie potw ierdzona jeszcze wzmianka, o tem , jakoby i z innej rodziny (Scolopendrida) pewien g atu n ek m iał w ysy
łać światło (Scolopendra m orsitans).
Do najlepiej zbadanych należy Sciopla- nes crassipes; nad licznemi jego egzem plarza
mi obu płci pracow ał Dubois. M ateryał ze
brany był w okolicy H eidelbergu. U swobo
dnie biegających osobników Dubois w cie
płą bezksiężycową noc m ógł zauważyć świe
cenie z ogrom ną łatw ością. Św iatło, wysy
łane przez te wije, było jeszcze w odległości .10 krokow widoczne i do tego stopnia jasne, że m ożna było rozróżnić godzinę na zegarku kieszonkowym. Św iatło m iało odcień zielo
ny, ja k ” fosfor, i w ystępowało z dw u źró
deł: z ciała samego zwierzęcia oraz z licz
nych punkcików , leżących nader blizko sie
bie, lecz nie zlewających się, punkcików, któ re nieraz na przestrzeni wielu centym etrów pozostawiały wije podczas swego ruchu.
Punkciki te g asły jeden po drugim , żaden jednak nie świecił ponad 10 — 20 sekund.
Dubois umieścił jedno zwierzątko na papierze i mógł za pomocą silnej lupy przekonać się, że wypuszczona przez wija świecąca m aterya składa się z m aleńkich mniej lub więcej nie
praw idłowych bryłek, m ających wygląd sklejonych jakąś cieczą ziarneczek piasku.
Badacz ten przekonał się również, że zwie
rzątko świeci na całem swem ciele, z w y jąt
kiem głowy; skoro światło opada cokolwiek, można je najdogodniej obserwować z pod spodu ciała na linii, która swem położeniem i długością odpowiada kanałow i traw ieńco
wemu. Stąd też Dubois przypuszcza, że sub- stancya świecąca w ystępuje jako wydzielina w nabłonkow ych kom órkach kiszki. Praw da, że na ostatniej stronie pierścienia odwłoko- [ wego, istnieją szczeliny, być może naw et uj
ścia gruczołów świecących — jednak twier-
! dzić tego nie można, świecenie bowiem je- 5 steśm y w stanie obserwować na całem ciele, chociaż nawet, zdaniem Duboisa, śladów wyr dzieliny dostrzedz nie można.
Późniejsze jednak badania Macego, a szcze
gólniej R . B lancharda w E l K a n ta ra i M.
! J. G azaguairea w Nemours nad Orya b ar
barica potw ierdziły przypuszczenie, że szcze
liny są otworam i gruczołów, przez które w y
dziela się żółtawa ciecz lepka, m ająca swoi- I sty zapach, nierozpuszczalna w alkoholu
i szybko w ysychająca na powietrzu.
Dubois starał się sprawdzić twierdzenia wspom nianych uczonych, ponieważ jednak nie m iał m ateryału, zmuszony był udać się do A lgieru i tam prowadził badania nad tąż samą Orya barbarica. Udało m u się nietylko potwierdzić badania Gazaguairea, lecz przy pomocy m ikroskopu, z którego ten ostatni nie korzystał, m ógł dać bliższe szczegóły teo
ryi isto ty fotogenezy.
Otóż u Orya barbarica substancya świecą
ca byw a wydzielona przez specyalne organy i można ją zbierać naw et w czystym stanie.
Tw orzy się ona w jednokom órkowych pod
skórnych gruczołach, 0,08—0,1 mm długich i 0,05 — 0,06 szerokich. Na przekrojach, b ar
wionych błękitem m etylowym lub hemato- ksyliną, można rozróżnić w zarodzi gruczo-
JSTo 49 W S Z E C H Ś W IA T 777 łowej liczne kuliste lub owalne krople, które i
znajdują się również w wydzielanej cieczy, krople te nie barw ią się na czarno od kwasu osmowego; 'od zetknięcia z powietrzem tw o
rzą, się pośrodku nich silniej załamujące świa
tło punkciki, które stają się wkrótce centra- 1 mi kryształów , a właściwie grup kryształów . W oczach więc badacza wydzielana substan- cya protoplazm atyczna przechodzi w stan krystaliczny, wytwarzając przytem światło;
po kilku m inutach otrzym ujem y wspania
łe kryształy w postaci długich pryzm atycz
nych igieł lub paproci. W wydzielanej m a
tery i można więc rozróżnić dwa stany: jeden
—ciekły, drugi —gdy ciecz, przez zetknięcie się z powietrzem i w odą—ten ostatni w aru
nek również jest koniecznym — przechodzi w stan kryształów .
W końcu wypada nadmienić, że wydzieli
na jest kwaśna, co jeszcze bardziej przema
wia za hypotezą prof. Radziszewskiego, we
dług której świecenie powstaje jedynie wsku
tek powolnego utleniania w środowisku al- kalicznem.
Stefan Sterling.
ZN A CZEN IE O WODNI W PROCESACH TERATOLOGICZN YCH.
Od czasu gdy tw órca teratologii nowocze
snej — Stefan Geoffroy Saint-H ilaire po
dał zasadę, że wszystkie anomalie i potw or
ności rozwojowe sprowadzić można do jedne
go procesu zasadniczego—wstrzym ania roz
woju (,,arret de developpem ent“)—jednocze
śnie stało się możliwem naukowe, ścisłe do
chodzenie przyczyn przypadków poszczegól
nych owego procesu powszechnego. W po
łowie pierwszej wieku ubiegłego nie mogło być, oczywiście, mowy o subtelnościach te- ratogenetycznych, embryologia bowiem sa
m a spoczywała jeszcze w kolebce. Z konie
czności zatrzym ać się musiano na zjawiskach najbardziej grubych, dotykalnych, na przy
czynach, które się pod oczy same nasuwały.
To też przyczyną najw ażniejszą zboczeń roz
wojowych m iały być, podług S. Geoffroy Saint-H ilairea — wpływy często mechanicz
nej natury, w strząśnienia lub nacisk jednych okolic płodu n a inne lub błon płodowych na płód. K ilka przypadków prostego zbiegu I
okoliczności: zniekształceń płodu i wadliwie rozwiniętych błon płodowych ustaliły ową I teoryę ,,mechaniczną“ , k tóra — „jak każde tłum aczenie proste zjawisk złożonych1' x) — przetrw ała bardzo długo i naw et obecnie je
szcze cieszy się znacznem powodzeniem.
Sam Geoffroy ojciec tłum aczył np. po- i wstanie anencefalii (brak mózgowia u pło
du)—przez ucisk łożyska na czaszkę płodu.
W pół wieku później wielki Dareste zwró
cił się raczej ku owodni (amnios), i jej zn ie
kształcenia i niedorozwoje czynił odpowie- dzialnemi za znaczną większość potworno- i ści; chociaż autor ten skądinąd zrozumiał ca
łą wyłączność teoryi ,,am niotycznej“ i w je- dnem miejscu swojej „Teratogenii doświad
czalnej14 robi nader słuszną uwagę, że te sa
me przyczyny, które wywołują niedorozwój owodni m ogą działać i bezpośrednio na cia
ło zarodka (1. c. str. 357)...
Po Darescie, pomimo protestów H erm ana Pola i Stanisław a W aryńskiego, którzy wy
chodzili z punktu widzenia, że owodnia „ra czej osłania ciało zarodka, niż może m uszko- dzić“—większość badaczów skłania się i do
tąd w kierunku uznaw ania ucisku owodni za przyczynę zasadniczą potworności. Z na
der ostrą i niepozbawioną znacznej dozy do
wcipu k ry ty k ą tej teoryi „mechanicznej “ w ystąpił w r. b. znany teratolog francuski E t. Rabaud w swojej wyżej cytowanej pracy.
Rozprawia się on krótko z teoryą Geofroya, przypisującą pow stanie anencefalii uciskowi łożyska, wykazując, że ucisk ten jest zjaw i
skiem wtórnem, a początki samego procesu teratogenetycznego są daleko wcześniejsze od epoki, w której ucisk ten mieć może miej
sce. Zresztą przypadki podobne należą ra czej do dziedziny patologii, niż teratologii, albowiem ,,potw ory" dotknięte anencefalią, a raczej pseudencefalią — są chore, lecz nie anormalne, i przedstaw iają rezultat menin- gitu płodowego.
Co dotyczę ucisku, wywieranego przez owodnię, R abaud mógł zebrać w tej mierze m ateryał niezwykle obfity z własnych swych badań nad rozwojem anorm alnym kurczęcia.
Zrosty owodni w przypadkach cyclocefalii
Ł) E t. Rabaud: „L ’ammos et les productions congenitalesu. Archives generales de Medeciue, 1905.
778 w s z e c h ś w i a t JSJg 49 zarodkowej zdarzają się niekiedy, lecz pod
ich wpływem nie zachodzi żadna zm iana kierunku rozwoju lecz poprostu zlokalizowane wstrzym anie w zrostu zarodka, poczem nastę
puje miejscowe bujanie tk an k i łącznej, lecz niema to żadnego znaczenia ściśle teratoge- netycznego. Tw orzy się deform acya lecz przecież „deform acya nie jest anomalią!'*
Co dotyczę ucisku o w odni anorm alnej, powodującego uwięzienie części zarodka i ich miejscową atrofię lub poprostu am putacyę, to m am y tu również do czynienia ze zjaw i
skiem n atu ry patologicznej, a nie teratolo- gicznej, a zresztą zawsze m ającem nader ograniczone pole działania i nie sięgającem głęboko w istotę procesów rozwojowych, nie
zm ieniającem ich c h arak teru i kierunku.
W reszcie wiele typów potworności, k tó rych przyczyny D areste u p a try w a ł w uci
sku owodni, ja k Omfalocefalia, Cyclocefa- lia, Exencefalia, Spina-bifida, Sym elia it.p .—
m a do siebie to właśnie, że dotknięte niem i zarodki zaopatrzone są praw ie zawsze w owo- dnię bardzo szeroką. W reszcie wiele z ty c h potw orności (np. Cyclocefalia) tw orzyć się zaczyna bardzo wcześnie — zanim owodnia uform ow ać się zdąży... Pozatem R abaud przytacza przypadki, kiedy w bardzo ciasnej owodni, pozornie potw orne zarodki okazały się podczas badania dokładnego (na przekro
jach )—zupełnie norm alnem i, „naśladującem i potw ory".
R ozpatrując poszczególne przypadki, w których podejrzewać m ożna było udział te- ratogenetyczny owodni, R abaud w ykazuje—
szczególniej na licznych przypadkach Cyclo- cefalii, bardzo typow ych, a przez au to ra po
raź pierw szy we w czesnych stadyach zbada
n ych—że udział owodni w pow staw aniu p o tworności rzeczyw istych je s t niezm iernie ograniczony. R ola jej ogranicza się najw y
żej do deform acyi miejscowej, ściśle o grani
czonej, danego zaczątka lub narządu, lecz nigdy wpływ m echaniczny nie zmienia kie
ru n k u różnicowań em bryonalnych lub biegu w zrostu zarodka.
A więc teorya m echaniczna w pływ u tera- tologicznego owodni je s t błędna w samej swej zasadzie. Z resztą wszakże u bezowo- dniowców: ryb i płazów n apotykam y też sa
me typy potworności, które znane nam są u owodniowców i łożyskowych. Niekiedy |
możemy u zarodków bezowodniowców wy-
; wołać doświadczalnie zboczenia charaktery-
! styczne dla zarodków potw ornych kręgow-
| ców wyższych... W skazuje to dowodnie, że udział owodni w pow staw aniu tych potw or
ności odrzucony musi być nieodwołalnie.
Jeżeli aż dotychczas przypisyw ano owo
dni znaczenie tak w ybitne w procesach tera- tologicznych—to, zdaniem Rabauda, złożyć to należy na karb... głębokiej nieznajomości
| znaczenia ogólnego zjawisk embryologicz- nych. „G dy tylko na człowieka patrzeć bę
dziemy, mówi o n —względna wartość zjawisk zmienia się zasadniczo: dodatkowe wydaje się istotnem , i dochodzimy wreszcie do tego, i że odrzucam y możliwość bezpośredniego wpływu czynników zew nętrznych na ustrój zarodka. Podnoszenie do dogm atu pierw ot
nego zasadniczego znaczenia owodni w tw o rzeniu się zboczeń — oznacza brak analizy, z którego płynie wciąż stale powtarzające się pomieszanie pojęć przypadkowej zbieżno
ści i stałej korelacyi".
| K ry ty k a R abanda je s t nader ostra, lecz I wyznać to należy, słuszna bezwzględnie.
B rak znajomości m ateryału porównawczego wiele zaszkodził pracom teratologów, bada
jących zboczenia płodów ludzkich, ta k samo jak brak znajomości podstaw embryologii odejm uje połowę wartości pracom takim , ja k
| np. rozpraw y teratologów -w eterynarzy z Lu- j gdunu, dość w danym razie przytoczyć słu szną ich teoryę „koncentracyi11 w sprawie pow staw ania potworów złożonych! (Porów.
W szechświat Nr. 40 r. b., str. 628).
J a n Tur.
CZY K A TA L A ZA J E S T ENZYMEM UTLENIAJĄ CY M ?.
W ostatnim num erze W szechświata w a r
tykule dr. F ra n k a „Oksydazy czyli ferm enty utleniające" znajdujem y zdanie „Istnieją je szcze inne ferm enty utleniające, które nie m ogą w prost przenosić tlenu, ale działając na wodę utlenioną, rozporządzają tlenem in statu nascendi; z ty ch ferm entów znane są:
k a ta laz a “... Pogląd taki, jakkolw iek rozpo
wszechniony obecnie w podręcznikach, jest jednak błędny, ja k to w czasach ostatnich stw ierdzone zostało.
■N? 49 W S Z E C H Ś W I A T 779 Pierw szy Loew w roku 1901 dowiódł, że
rozkład wody utlenionej odbywa się pod wpływem oddzielnego enzymu, który nazwał katalazą. Z różnych organów roślinnych w y odrębnił ten badacz dwa rodzaje katalazy, a i p; pierwsza rozpuszcza się w stałych al
kaliach i rozkłada się na p katalazę rozpusz
czalną w wodzie. Loew wypowiedział też pogląd, że katalaza poza rozkładem wody utlenionej działa również jako enzym utle
niający. Roztw ory, zdaniem jego, czystej P-katalazy utleniały hydrochinon. Badania jed n a k p. Shaffera i B uxtona ogłoszone w roku bieżącym, dowiodły, że wyciągi z róż
nych tkanek norm alnych i patologicznych często bardzo nie utleniają hydrochinonu a jednocześnie bardzo energicznie rozkładają wodę utlenioną. Wobec tego pow stała kwe- stya. czy tlen wydzielany w tych warunkach istnieje w stanie molekularnym, czy atom o
wym t. j. in statu nascendi.
W roku zeszłym jeszcze Liebermann, ba
dając różnice i podobieństwa zachodzące mię
dzy enzymami organicznem i a nieorganiczne- mi, dowiódł, że podczas rozkładu wody utle
nionej przez platynę koloidalną można w y
kryć w roztworze obecność tlenu czynnego, t. j. tlenu in statu nascendi. Odwrotnie w w y
ciągach roślinnych i zwierzęcych silnie bar
dzo rozkładających nadtlenek wodoru, nie m ógł wspom niany autor zauważyć obecności takiego tlenu atomowego. Istnieje przeto różnica między działaniem katalazy a ferm en
tów nieorganicznych — różnica mająca, jak zobaczymy wielkie znaczenie fizyologiczne.
W łaśnie w jednym z ostatnich zeszytów
„A m erican jo u rn al of P hysiologyli znajduje
m y bardzo ciekawą pod tym względem roz
praw ę p. Shaffera, którą można streścić w ten sposób, że katalaza chroni naw et róż
ne substancye od wpływu utleniającego wo
dy utlenionej. Jeżeli do roztworu kwasu moczowego dodam y wody utlenionej, to ta ostatnia rozkładając się z wydzieleniem tlenu in statu nascendi, utleni powoli wszystek kwas moczowy. Jeżeli jednak do kwasu mo
czowego prócz wody utlenionej dodamy k ata
lazy, to kwas nie będzie utleniony. Dla ilustracyi tych faktów pozwolę sobie przyto
czyć opis jedn ego z doświadczeń p. Shaffera.
Drobno posiekana świeża w ątroba rozdzielo
na, została na 4 części A, B; C, D po 145 g
w każdej. K w as moczowy rozpuszczony w w ęglanie litowym został dodany w ilości 0,645 g do każdej z tych porcyj. C i D pod
dano działaniu wysokiej tem peratury w celu zniszczenia katalazy, znajdującej się, jak j wiadomo, w wątrobie w ilości bardzo znacz-
! nej. W szystkie cztery porcye zostały umie-
| szczone w term ostacie o temp. 38°; do B i D dodawano w ciągu siedmiu dni codzień 30 cm3 wody utlenionej. Po ukończeniu do-
| świadczenia w naczyniu A, zawierającem tylko w ątrobę i kw. moczowy znaleziono 0,423 g kwasu moczowego; w B, zawieraj ą- cem wątrobę, kwas moczowy i H 20 2 znale
ziono 0,505; w 0 z w ątrobą gotow aną zna
leziono 0,346 g kwasu moczowego i wreszcie w D gdzie była w ątroba gotow ana i H 20 2 kwasu moczowego nie znaleziono wcale. P o dobne wyniki otrzym ano w wielu innych do-
| świadczeniach z kwasem moczowym i z ksan- tyną. Jakież znaczenie dla spraw życio
wych posiada katalaza tak bardzo rozpo
wszechniona w świecie isto t żywych? Wobec tych faktów odpowiedź nie jest rzeczą tru d ną. Z badań Loewa wiadomo, że woda u tle
niona tworzy się ustawicznie podczas złożo
nych procesów utlenienia wewnątrz-kom ór- kowego; ponieważ zaś wiadomo, że wywiera ona bardzo szkodliwy wpływ na istoty żywe (wszak bywa nawet używana jako środek antyseptyczny), trzeba było więc zrobić p rzy puszczenie, że katalaza służy właśnie do usu
wania tworzącej się w ody utlenionej. Jeżeli jednak katalaza działa jedynie katalitycznie, t. j. przyspiesza tylko sam przez się zacho
dzący rozkład wody utlenionej, to właściwie trudno było zrozumieć znaczenie tego enzy
mu, tembardziej, że własności toksyczne nad
tlenku wodoru polegają właśnie na jego zdol
ności utleniającej. Dopiero w świetle do
świadczeń p. Shaffera spraw a jasną się staje:
katalaza nie tylko przyspiesza rozpad wody utlenionej, ale zmienia przebieg reakcyi; za
m iast tlenu in statu nascendi pow staje odra
zu tlen m olekularny, nie utleniający energi
cznie. A więc katalazy nawet pośrednio za
liczyć nie można do kategoryi oksydaz.
Ja n Sosnowski