JV°. 4 5 . Warszawa, d. 6 Listopada 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. C hałubiński, J . Aleksandrow icz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K w ietniew ską J . N atanson, Dr J . S iem iradzki i mag. A. Ślusarski._______
„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treśó m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za pierw szy ra z kop. 7>/j»
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
i^.dres IRed-alccyi: ^śZra.lso^rslsie-Frzed.raaieście, :fcTr SQ.
PRENUMERATA „W SZECHSW IATA.“
W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
YII TOM
Corocznie o tćj samćj porze ze stronic W szechśw iata słyszyć się daje głos w ołają
cy n a puszczy. I corocznie ten sam rezu l
tat: ani usilność w ydawców zdw ajająca się z każdym now ym tomem, ani naw oływ ania prasy, ani w zrastająca nieustannie w k ra ju liczba osób, k tó ry ch n ajbardziej bespośre- dnim obowiązkiem je s t popieranie naszśj działalności — nic nie okazuje p rz y ch y ln e
go w pływ u na losy Pam iętnika. Owszem — im więcej zyskujem y teoretycznego u zn a
nia i w ym ow nych utyskiw ań nad naszem niepowodzeniem , tem mniój P am iętn ik F i- zyjograficzny znajduje nabyw ców. Ogół, o ile nam i zajm ow ać się raczy, mówi nam:
„W iem, że jesteście potrzebni i spełniacie to, co do was należy. P ochw ał wam za to nie szczędzę. T o dosyć. Nie żądajcież, że
by moje współczucie przestąpiło granice czczych i niekosztow nych słów ek”. W olno więc nam skonać z nędzy w usługach nie
sionych ogółowi. Zaszczyt to w ielki i nie dla każdego przystępny. M y je d n a k nie pożądam y w awrzynów męczeństwa, my chcemy żyć — i, co ważniejsza — żyć m u simy.
Zaczęliśmy w ydaw ać P am iętn ik F izy jo - graficzny w szczerem przekonaniu, że byt jeg o będzie tak trw ały , ja k miłość naszego społeczeństw a do rzeczy sw ojskich i że n a w et u trw a la ć się będzie w m iarę tego, ja k z k a rt tego w ydaw nictw a ogół coraz lepiój poznaw ać będzie naszę przyrodę. N ieste
ty, siódmy rok doświadczenia prow adzi nas do najsm utniejszego wniosku, że owa osła
wiona miłość rzeczy sw ojskich, chociaż nie
którzy zarzu t z nićj nam czynią, je s t tylko urojeniem . W ybuchnąć chw ilow ym p ło mieniem, olśnić wielkim a k rótk otrw ałym efektem jeszczeż ona p o trafi— ale na m rów czą codzienną pracę, na tru d bez sławy j e steśmy jeszcze zamali. —• Zresztą, coż kogo obchodzić może garstk a pedantów , którzy słuchają w iatrów , grzebią w ziemi, albo zbierają badyle i muchy:' P ow iadają, że gdzieś tam n a ś wiecie uczeni przepow iada^
ją pogodę kupcom i rolnikom a p rzem y
słowców uczą wyciągać korzyści z bogactw
ziemi. M y je d n a k gardzim y takiem i po-
706 W SZECHŚW IAT. N r 45.
ziomemi rzeczam i — dla nas są. w zniosłe m arzenia.
Są u nas w k ra ju insty tu cy je, które p o mimo k ilk u n astu la t swego istnienia nie p o staw iły ani jed n eg o k ro k u n a właściwej swój drodze; są stow arzyszenia, o których m glistym celu to tylko w iadom o, że on n i
gdy dopiętym nie będzie; są w reszcie bada
nia nad tajem niczym w pływ em wody pod
ziemnej na czarodziejską laskę w ręku n a tchnionego p ro ro k a, albo nad innem i cza- rodziejskiem i rzeczami: tym dobrze się w ie
dzie, dostępują głośnego itznania i św ie
tnych m ateryjalnych powodzeń. A le b a d ania fizyj ograficzne ani błyskotliw ą nie posługują się reklam ą, ani opieki m ożnych nie potrafiły sobie w yrobić. Grdybyż to jeszcze P am iętn ik Fizyjogx-aficzny żądał j a kichś ofiar — może zw róciłby na siebie czyjęś w spółczującą uwagę... T ak , j a k je s t w rzeczyw istości, my chcem y tylko, żeby ogół roskupił corocznie k ilk aset egzem pla
rzy dużej i ozdobnej książki, k tó rą sprzeda
jem y za bardzo niską cenę.
K siążka ta mówi o k ra ju i mówi rzeczy najw ażniejsze, a treść jój je s t w ynikiem p o szukiw ań bardzo pracow itych i n ieraz b a r
dzo kosztow nych. Gdzieidziój takie książ
ki są w ydaw ane przez tow arzystw a uczo
nych, zostające pod opieką rządu, a więc u trzym yw ane kosztem k ra ju . Nasze grono w ydaw nicze ani z form y nie je st akadem iją i być nią nie może, ani p reten sy i nie m a do ogółu o po d atk i na sw oje utrzym anie. G d y byśm y stanow ili tow arzystw o naukow e, to członkow ie wnosićby m usieli roczne w k ład ki, bezw ątpienia przew yższające cenę p re- nu m eracy jn ą P am iętn ik a, a p rzy wysokiej cyfrze, ja k ą w budżetach to w arzystw sta
now ią w ydatki na u trzy m an ie zarządu i koszty ad m in istra c y jn e , bez kw estyi nie m ogliby za swe w k ład k i otrzym yw ać pu- blikacyi rów nie kosztow nie w ydanój. T y m czasem w ydaw cy i w spółpracow nicy P a m iętnika F izyj ograficznego nietylko darm o oddają swe prace, ale n ieraz jeszcze p rz y k ła d a ją z własnej kieszeni na d ru k i na ilu - stracyje swych rospraw . G dyby nie to, w ydrukow anie siedm iu tom ów P a m ię tn ik a byłoby w prost niem ożebne, bo wszakże n a każdy z tych tomów w ydać w ypadło p rz y najm niej około trzech tysięcy ru b li.
Do ostatniego roku trzym aliśm y się jesz
cze jak o tak o w łasnem i ofiarami, K asa po
mocy im. M ianowskiego przeznaczała na rzecz P am iętn ik a dochód z w łasnych n a szych odczytów , no •— i sprzedaw aliśm y przeciętn ie do pięciuset egzem plarzy. A le z biegiem czasu i ofiarność pustych kieszeni w yczerpać się musi, i w salach odczyto
wych coraz częściój echo roznosi głos pre- leg ien ta po pustej przestrzeni, bo na odczy
ty m inęła ju ż moda, i współcześnie liczba nierosprzedanych egzem plarzy P am iętn ik a z każdym now ym tomem staje się coraz bardziej przestraszająca, a każdy tom nastę- , pny, bogatszy w treść i ilu stracy je od p o p rzedn ich , więcej nas kosztuje. Doszło ju ż do tego, że n a tom V II ‘) zapisało się zale
dw ie 30 osób i tru d n o przypuszczać, żeby ich więcój się znalazło p rzed bliskiem tego tom u w ydaniem . Bez przesady — położe
nie nasze je st rospaczliwe.
P rz e d kilkom a laty pytaliśm y sami siebie, czy w arto w ydaw ać P am iętn ik F izyjog ra- ficzny? J u ż w tedy odpow iedź na to p y ta
nie była dla nas niew ątpliw a — łatw o do
m yślić się, ja k ona brzmi dzisiaj. Dziś j e dn ak położenie nasze o tyle się zmieniło, że, gdybyśm y n aw et chcieli, niew olno nam od
stąpić. P ew ien szereg faktów dokonanych n arzuca nam tw a rd ą konieczność w y trw a nia. Za naszem bowiem przyczynieniem u tw o rz y ły się w k ra ju stacyje m eteorologi
czne i zostały podjęte praw idłow e badania w działach fenologii i florystyki. D la tych cennych początków przyszłej znajom ości naszej ziemi m usim y mieć jak ieś archiw um i P a m ię tn ik F izyjograficzny, kiedy raz ju ż p rz y ją ł tak ie znaczenie, w ychodzić musi corocznie, pod groźbą u p ad k u stacyj me
teorologicznych i — co gorsza — pod g ro ź bą zniknięcia tej odrobiny zam iłow ania do p rac fizyjograficznych, ja k a zrodziła się śród ogółu za jeg o usiłowaniem .
W zeszłorocznym 50 num erze W szech
św iata, w sp raw ie tego pism a, zwróciliśm y do czytelników prośbę o ratu n ek . Im ien nie w ykazaliśm y stany i pow ołania, których przedstaw icieli mam y praw o oczekiwać na liście naszych pren um erato rów . O dezw a
') T reść, ro zm iary i ilu stracy je tom u VII-go ob.
w ogłoszeniach.
N r 45. WSZECHŚWIAT. 707 przyniosła pożądany skutek i liczba p re n u
m eratorów W szechśw iata pow iększyła się z n a czn ie.— Czyż je d n a k tylko takiem i spo
soby, przykrem i dla naszćj osobistćj dumy, dobijać się mam y tego, co nam się z praw a należy, to je s t możności istnienia? Czyż nigdy nie rozbudzi się u nas samodzielne poczucie obowiązków narodow ych?
Czy wobec tego wszystkiego możemy m y- ślić o w ydaniu tom u V II I w roku p rz y szłym? M usimy — dla pow odów wyż^j w skazanych, ale nie możemy, dopóki nie
otrzym am y od ogółu w otum zaufania w p o staci p rzy najm niej 500 podpisów na p rzy szłoroczną prenum eratę Pam iętnika F izy jo - graficzne^o. O
MORZE MARTWE.
Miejsce biblijnćj katastrofy sodom skićj, morze M artw e, zw ane przez arabów mo
rzem Lota, należy do ciekaw ych zjaw isk gieologicznych. Dwie ściany skał w ulkani
cznych odgradzają je w raz z całą doliną J o rd a n u od m orza, przez co jezioro M artw e tw orzy basen zupełnie zam knięty, a tak g łę boki, że poziom jezio ra leży o 400 m etrów niżój od poziomu m orza Śródziem nego, z którem nie łączyło się nigdy, a o 1179 metrów niż^j od Jerozolim y. W oda w niem nadzw yczaj je s t słona, a tak gęsta, że czło
wiek pływ a po jć j pow ierzchni ja k korek, nie będąc w stanie w nićj się zanurzyć.
O kolica dzika, posępna, jało w a, lecz m alo
wnicza, zieleni się skąpem i pastw iskam i na gruncie przesiąkłym solą i gipsem.
M orze M artw e je s t najw iększem i najniż- szem z trzech „m órz” (u arabów każde j e zioro je s t morzem ) głębokiój doliny J o r d a nu, ciągnącej się od wielkiego H erm onu do m orza Cerw onego, na p rzestrzeni, w yno
szącej około 300 kilom etrów , a zwanój przez arabów nadbrzeżnych G hor. N ajw yżćj le
ży n a północy, praw ie na poziomie m orza
Śródziem nego, jezioro B ah r-el-H u leh , dalój
jezioro T yberyjadzkie czyli B ah r-T ab ari-
M o r z e M a r t w e .
708 W SZECHŚW IAT. N r 45.
je h , ju ż o 194 m etry niżej, w reszcie m orze M artw e, m ające obecnie około 24 mil k w a dratow ych powierzchni; daw niej je d n a k by
ło ono znacznie większe, ja k wnosić m ożna z rozległych pokładów napływ ow ych na je go brzegach.
P oniew aż pokłady sk ał w apiennych, ja k ie napotykam y, ja d ą c od strony J e r o zolim y do ujścia J o rd a n u , leżą poziomo, gorące zaś źródła m ineralne w Z ara, C al- lirh o e i Em m aus łącznie ze skałam i trac h i- tow em i i bazaltow em i dow odzą ożywio
nej niegdyś czynności w ulkanicznej w tój okolicy, dolina J o rd a n u przedstaw ia nam pas lądu, k tó ry się zapadł praw dopodobnie jednocześnie z podniesieniem się pasm a G hor. Z burzenie Sodomy i utw orzenie się olbrzym iego je z io ra w tem m iejscu było skutkiem tego zjaw iska, ta k samo ja k po
w stało w ielkie jezioro M itsu-U m i na wy
spie N ipon w ciągu jed n ej nocy w ro k u 286 przed C hrystusem , w czasie w ybuchu n a j
większego w ulkanu Japonii, Fusino-Y am y.
Oczywiście, jezioro to m usiało z p oczątku mieć wodę słodką, w skutek je d n a k b ra k u odpływ u i silnego p arow ania wody, silniej
szego naw et od je j dopływ u, otrzym ując p rzytem znaczne ilości soli m ineralnych z okolicznych źródeł gorących, z czasem coraz silniej przesiąkało solą, a w p rzy szło ści, bezw ątpienia, po w yschnięciu stanie się pokładem soli kam iennej, ja k przylegający do jeg o brzegu D żebel-U sdum . W m iarę przesolenia wody jeziornej i życie w szelkie zam rzeć wreszcie musiało, skąd nazw a M ar
tw ego m orza tem u osobliwemu zbiornikow i wody się dostała. O prócz soli w wodzie m orza M artw ego pływ aj ą kaw ałki asfaltu, w któ ry ch odkryto w łókna roślinne, ja k o dow ód ich organicznego pochodzenia: p ojaw iły się one rów nież za pośrednictw em źródeł gorących, przepływ ających przez obfite w dolinie J o r dan u p o k ład y w ęgla brunatnego.
G łębokość je z io ra w środku wynosi 180 sążni,— najgłębsze miejsce w północnej jeg o części, pom iędzy A in-T erabeli i ujściem strum ienia Z erka-M ain — 218 sążni, n a j
m niejsza głębokość —
2sążnie na południe półw yspu L iza n (ję z y k ). S m ak wody g o rz ki i oleisty; przejrzystość, w skutek przesy
cenia substancyjam i m ineralnem i, niew iel
ka; barw a pow ierzchni zw ykle pięknie sza
firow a, niekiedy przybiera lekki odcień zie
lonkaw y.
S k ła d wody w rozm aitych częściach m o
rz a i w różnych porach ro k u n iejedn ostaj
ny, stosownie do większego lub mniejszego roscieńczenia solanki przez słodkie wody ] J o rd a n u lub w ody deszczowe. W okolicy
! je z io ra znajdujem y rozległe po kład y n a pływ ów jeziornych, złożone z w arstew ek piaskow ca i soli kam iennej z licznemi k ry - L ształam i gipsu i an h id ry tu ; pokłady te do-
j
chodzą do
1 0 0m etrow ej wysokości, co prze-
j
m aw ia za znacznie wyższym daw niej pozio
m em jezio ra M artw ego.
Sole zaw arte w wodzie jezio ra różnią się zarów no swym składem i stosunkiem ilo
ściowym od soli wody m orskiej, natom iast zg adzają się z chem icznym składem okoli
cznych źródeł m ineralnych, stw ierdzając w ten sposób przypuszczenie gieologów o pochodzeniu mięjscowem soli m orza M ar
twego i brak u jak iejk o lw iek łączności tegoż jezio ra z m orzem Sródziem nem czy też Czer-
wonem w czasach ubiegłych.
Gęstość wody m orza M artw ego wynosi w niek tó ry ch m iejscach 1,230, a naw et 1,250; ilość soli je s t w niej dwa razy większą niż w m orzu Śródziem nem ; ch lo rk u m agne
zu je s t w niej więcej aniżeli ch lo rk u sodu;
u d erzającą jest rów nież obfitość brom u, w y nosząca
1— 7 gram ów w
1kilogram ie wo
dy, natom iast jo d u , tak charakterystyczne
go dla wód oceanu, niem a w niój zupełnie.
Co więcej, ilość brom u zw iększa się w g łę
bi jezio ra, co dozw ala przypuszać, że źró
dła m ineralne biją dziś jeszcze z dna je z io ra. W niektórych m iejscach z wody wy
dziela się woń p rz y k ra , przypom inająca m ięszaninę węglow odorów lotnych z siar
kow odorem .
R easum ując to, cośmy wyżej powiedzieli, w ypada, że m orze M artw e je s t daw nem j e ziorem wody sło dk iej, zajm ującem kotlinę utw orzoną w skutek zapadnięcia się części lądu, następnie zaś zmienionem pod w pły
wem czynników w ulkanicznych, odegryw a- jący c h znaczną rolę w tój okolicy w niezbyt
odległych stosunkow o czasach.
J . S.
N r 45. W SZECHŚW IAT. 709
PEŁNOŚĆ
K W I A T Ó W .
Skłonność niektórych roślin do pom naża-
jnia — pod wpływem zm ienionych w arun ków rośnięcia—ilości płatk ó w swoich k w ia
tów dawno ju ż zw róciła na siebie uwagę ogrodników . Ju ż na długi czas przed n a szą, erą. hodowali, ja k się zdaje, chińczycy i japończycy „pełne k w ia ty ”; hodow la p e ł
nych róż jest też niem niej daw na, B ieber- stein bowiem znajd y w ał na K aukazie pełne centyfolije naw et dziko kw itnące. Jap o n ija dostarczyła nam jednego z najpiękniejszych krzew ów z pełnem i kw iatam i, K e rria ja p o n k a D. C. K artagińczycy znali pełne k w iaty g ranatu, hodowali bowiem bezpest- kow ą odm ianę ja b łe k granatow ych.
Podczas, kiedy m iłośnicy kw iatów i ogro
dnicy coraz bardziej lubow ali się w „peł
n y c h ” kw iatach, botanicy po większej czę
ści w yrażali pogardę dla hodow li takich form. U w ażali oni za niegodne p raw d zi
wej nauki zajęcie się tem i formami, w i
dzieli bowiem w nich tylko dziw otw ory.
T a pogarda trw a ła , dopóki czysta system a
tyka, t. j. oznaczanie i klasyfikacyj a roślin w edług oznak wyłącznie zew nętrznych, b y ła kierunkiem górującym . P e łn e kw iaty były system atykom bardzo często wcale nie na rękę, w skutek bowiem zm ian, zachodzą
cych stąd w kw iatach, cechy gatunkow e, a naw et i rodzajow e bardzo często się za
cierają. T ak np. L inneuszow ski rodzaj
„rum ianek” (M atricaria) różni się od „ ja stru n a ” (C hrysanthem um ) jed y n ie tern, że w pierw szym osadnik (torus) się w ydrąża, w ostatnim pozostaje pełnym . P ełn a for
ma m atecznika (C hrysanthem um p a rth e - nium ) posiada wszakże też w ydrążony osa
dnik i zupełnie konsekw entnie zaliczają, go ogrodnicy do rum ianków ; ta k samo M atri
caria exim ia ogrodników .
N iechęć botaników do zajęcia się k w ia
tam i pełnem i m iała jeszcze i inny, bardziej praktyczny powód. O grody botaniczne trw o niły (niektóre i teraz jeszcze trw onią) b ar
dzo w iele pieniędzy i sił roboczych na
j w prow adzanie modnych nowości kw iato
wych i ogrodniczych zabaw ek. Jednakże z druglój strony znaleźli się ju ż oddaw na
j
mężowie, ja k Batsch, M oąuin-T andon, G oe
the, k tó rzy pojęli olbrzym ie znaczenie p e ł
nych kw iatów dla nauki o uczłonkow aniu i porządku rozw ijania się organów roślin nych. Bez bliższej znajomości zjaw iska pełnienia kw iatów G oethe nie m ógłby chy
ba stworzyć swojej nauki o m etam orfozach roślin, do której pierw szą pobudkę d ała mu rozmowa z Batschem . C oraz bardziej p rz e
bijały sobie drogę pojęcia o zasadniczym planie ustroju roślinnego, o prostych o rg a nach pierw otnych, z których rozw inęły się wszystkie nieskończenie rozm aite form y o r
ganów, ja k ie obecnie u wyższych roślin w i
dzimy.
Schleiden, rozw ażając tę kw estyją ze sta
now iska ściśle naukow ego i posiłkując się metodą rozwojową, doszedł do wniosku, że prototypam i wszystkich organów wyższych roślin są organy osiowe i organy liściowe.
Później okazało się, że i to uogólnienie nie je st we w szystkich wypadkach w ystarczają
ce, pierw otny, zasadniczy plan budow y m u
si być jeszcze ogólniejszy, jeszcze prostszy.
Cóż właściwie pojm ują pod pełnieniem kwiatów? Jeżeli chcemy dać możliwie n a j
ogólniejszą, obejm ującą wszystkie poszcze
gólne w ypadki, odpowiedź, musimy pow ie
dzieć: P ełnien ie kw iatów jestto pom nożenie albo powiększenie tych delikatnych, często
kroć jask raw o zabarw ionych, liściowych okółków kw iatów , które w pojęciu ogółu stanow ią k w iat właściwy.
Zjawisko to powstaje w sposób dw ojaki, albo przez proste powiększenie się ilości
j
i znaczny ro zrost płatków , albo też przez przeobrażenie się pew nych organów k w ia
towych, bądź należących do system u płcio
wego, bądź do kielicha, przykw iatków lub nawret sąsiednich liści.
Ze istotnie pom nożenie się ilości płatków ma miejsce, o tem każdy z łatw ością sam przekonać się może; w tym celu należy ty l
ko wyjść na wiosnę na ja k ą łąk ę leśną, ze
brać z tuzin egzem plarzy zawilca (A nem o- ne nem orosa) i porów nać je pom iędzy sobą.
W iększa część będzie w praw dzie posiadała
pięć płatków , niew ątpliw ie wszakże znajdą
się pom iędzy niem i sześcio-, siedmio-, ośmio-,
710 W SZECHŚW IAT. N r 45.
dziewięcio-, a naw et i dw unasto-płatkow e egzem plarze. N adto w śród zebranych kw ia
tów znajdą się też egzem plarze o p łatk ach w iększych daleko, piękniej zabarw ionych i bardziej rzucających się w oczy, niż u in nych. M am y już tutaj początek pełnienia, a m onstrualnością, dziw otw orem nazw ać t e go w szak nie można.
P rz y k ła d y p rzeobrażania się w p ła tk i części kw iatow ych, leżących na w ew nątrz albo na zew n ątrz k orony, spotkać też m oż
na zupełnie n orm alnie i w dość znacznej n a w et ilości u dzikorosnących roślin. T a k np. p rzy k w iatk i (bracteae), bananow atych (M usaceae), paciorecznika (C anna), zapyl- cow atych (B rom eliaceae) są ta k delikatne, duże i pięknie zabarw ione, że profan bierze je zawsze za „k w iat”. K ielich ciem iernika (H elleb o ru s) jest podczas k w itn ien ia d ale
ko większy i piękniejszy od korony; ta k sa
mo u to jad u (A conitum ), ostróżki (D elphi- nium ), u niek tórych p ieprzow atych (P ap a- veraceae) i dym nicow atych (Fum ariaceae).
U kosaćca (Iris) w szystkie trz y ła ty znam ie
nia p rz y b ie rają k sz ta łt p łatków ; jeszcze w y
raźniej m a to samo miejsce u paciorecznika (C anna), gdzie się one p rz ek ształciły w dw u- w argow ą koronę.
N ie m am y p raw a uw ażać p rz eo b ra żan ia [ się tego za przypadkow ą m onstrualność;
przeciw nie, je stto zjaw isko u w ielu gatu n - j ków, rodzajów , a naw et i całych rodzin z u pełnie norm alne. G dyby botanicy trochę
jwcześniej za b rali się byli do studyjow ania [ porów naw czej organologii różnych g ru p roślinnych, n igdyby nie doszli do takich fałszyw ych poglądów. D aw niej p rz ek ształ
cenia zachodzące w kw iatach badano b a r
dziej ze strony m orfologicznej, zew nętrznej, m niej zw racano uw agę n a przyczyny ich pow staw ania. A le m etoda tak a nie we w szystkich w ypadkach je s t dostateczna. B a
danie rozw oju, stadyjów pośrednich, musi p rzyjść w pom oc i w w ielu w ypadkach ty l
ko p rzy tej pomocy m ożna dojść do ros- strzygających kw estyją w yników . W tym k ieru n k u wszakże m ało wogóle dotychczas robiono; w dzięczność należy się też G oeblo- wi, że zbadał dla wielu rodzin h isto ry ją ro z
w oju pełnienia kw iatów .
N ajw cześniej i najbardziej zw róciły na siebie uw agę badaczów, n atu ra ln ie , te p eł
ne kw iaty, k tó re najdaw niej są znane, ja k np. róża. P ełn e tulipan y poraź pierw szy opisuje dopiero R . J . C am erarius 1797 r.
O d czasów L inneusza panow ał w nauce po gląd, że pełnienie kw iatów polega na p rzeo brażan iu się pręcików w p łatki, co je s t ja k n a jz u p e łn ie j słuszne np. dla tu lip a na, m aku. P rzy tem L inneusz odróżniał flos m u ltip licatus, w którym pozostały je s z cze nie przeobrażone pręciki, od flos plenus, w k tó ry m wszystkie pręciki przekształciły się w płatk i. A le L inneuszow skie obja
śnienie nie w ystarcza; częstokroć inne zu pełnie o rgany p rzyjm u ją udział p rzy p e ł
nieniu. P. A . D e C andolle odróżnia trzy k ateg o ry je pełności: flores petaloidei, m ulti- plicati i p erm u tati.
D o pierwszój zalicza on te w ypadki, gdzie w szystkie albo przynajm niej n iektóre części kw iatów p odlegają płatkow em u przeo b ra
żeniu. T a k np. u dzw onka (C am panula m edium ) i p ierw io sn k a (P rim u la calycan- them a) kielich, u hortensy i (H y d ran g ea hortensis) przyk w iatki, u róż — pręciki, u niek tórych w ietrznicow atych i niekiedy u m aku —owocki (carpellum ).
D ru g ą kateg o ry ją przedstaw iają te w y
padki, gdzie ilość okółków albo ilość człon
ków każdego okółka się zw iększa. P rz y k ład y pierw szego zn ajdujem y u wielu je - dnoliścieniow ych (M onocotyledoneae), u bie
lu n ia (D atu ra), u wielu goździków (D ian- thus); p rz y k ła d y ostatniego u pierw iosn
ków (P rim u la), co Goebel też potw ierdza.
F lo s p erm utatu s, w reszcie,pow staje w sku
tek zw yrodnienia pręcików lub owocków, a raczój dzięki ich zw yrodnieniu powstać może. P ro ces ten częściowo zupełnie n o r
m alnie odbyw a się u w ielu dzikorosnących roślin. T a k np. w yradzają się pylniki w prom ieniow ych kw iatk ach tych roślin z rodziny złożonych, k tó re stanow ią L i n neuszow skie „P o lygam ia superflua”; oszczę
dzony w ten sposób m atery ja ł daje n iek tó rym Senecionideae i A steroideae możność rozw inięcia dużych kw iatków języ czko wych. U chabru (C entaurea) kw iatki p ro mieniowe są zupełnie bespłciow e i „k w ia t”
w sku tek tego m a możność lepszego rozw i
nięcia się; podobny stan rzeczy zn ajd ujem y
u k aliny (m ianow icie u hodow anej w o g ro
dach odm iany Y ibu rn um O pulus, znanej
N r 45. W SZECHŚW IAT. 711 powszechnie pod nazwą, „boule de neige”).
W pełnych złożonych, ja k np. gieorginije (D ahlia), wszystkie albo praw ie w szystkie kw iatk i w głów ce są bespłciow e, dlatego też może się u nich rozw inąć w spaniała k o rona. W ścisłym zw iązku z tern znajduje się i wcześniejsze roskw itanie pełnych kw ia
tów, niż zw yczajnych,np. u w ątrobnicy (H e- patica) i śnieguły (G alan th u s) — albowiem m atery ja ły zapasowe, jeżeli ap a rat płciowy się nie rozw ija, od samego początku są do rosporządzenia okryw kw iatow ych, m iano
wicie korony.
Z a rty k u łu prof. E . H alliera tłum . Ju lija n Steinhaus.
I P R Ó B Y K O L O N I Z A C Y J N E
W A F R Y C E .
(Ciąg dalszy).
Y.
Osady francuskie i włoskie.
Starszem i kolonijam i francuzów w A fry ce zajmiem y się o tyle tylko, o ile w n a
szych czasach albo je rosszerzono, albo z re organizow ano.— A lgier zajęli francuzi do
piero w ro k u 1830, ale położenie jego w pobliżu F ran c y i i nad m orzem Sródziem - nem, po wsze czasy najw iększą z wszystkich m órz odgryw ającem ro lę w historyi, n ad a
ło A lgierow i większe, niż innym kolonijom francuskim znaczenie. K ied y zaś w now szym czasie konstelacyja państw eu ro p ej
skich skazała F ra n c y ją na ro lę bierną w po
lityce, zajęła się ona tem czynniej swetni kolonijam i. \Y roku 1880 w y d ał prezydent Gróvy orędzie reorganizacyjne, rosszerzono też zaraz potem granice A lgieru, w kracza
ją c n a południe aż do S ahary i rospoczyna- ją c w alkę z dzikiem i plem ionam i T uareg, którzy ju ż nie jednego podróżnika z ra b o w ali i zam ordowali.
O bszar A lgieru składa się z trzech re g i- jonów . N adbrzeżny zw any tell, ma glebę urodzajną, nadającą się do intensyw nego rolnictw a; warzywem tu hodow anem zao
p a tru ją F ran c y ją i Niemcy południow e. N a płaskow zgórzach A tlasu, przepełnionych
j
szotami, hodują przew ażnie bydło, na su-
j
chych miejscach rośnie tu traw a alfa, w y
wożona do F ra n c y i na fabrykacyją papieru;
w trzecim regijonie sąsiadującym z S aharą je s t k u ltu ra możebna tylko przy pomocy
studzien artezyjskich.
Ludność A lg ie ru składa się z tubylczych kabylów , arabów i europejczyków ; kabyla- mi nazyw ają francuzi w szystkich k rajow - I ców, niearabskiego pochodzenia, są to po
tom kowie różnorodnych mieszkańców A f-
j
ry ki przed inw azyją arabską, byli oni da
wniej chrześcijanam i, arabow ie zm usili ich
i
do przyjęcia islam u, którem u jed n ak ż e ty l
ko przym usow o hołdują. A rabow ie znęca-
| li się przez długie wieki nad kabylam i, cho-
j
ciaż ci m oralnością i urządzeniem społecz- nem przew yższają swych daw nych ciemięs- ców: kabylow ie tru d n ią się rolnictw em , a ra bowie najchętniój prow adzą życie koczują-
| ce. Rządow i francuskiem u czynią zarzut,
j
że nie o parł się dotąd przew ażnie na k aby - lach, którzy byliby go daleko wierniej po
pierali, niż fanatyczni arabow ie, zawsze jeszcze pałający nienaw iścią do europejczy
ków. Ci ostatni stanow ią m ałą tylko cząst
kę ludności A lgieru, a i z nich nie wszyscy są francuzam i, lecz dużo tam hiszpanów , włochów i niemców. F ran c u zi u trzym ują bowiem w A lgierze ja k o załogę wojskową tak zw ane legije cudzoziemców, a w ysłużo
nym legijonistom nadają własność, jeżeli m ają chęć na stałe osiedlić się w A lgierze.
W taki sposób pew nie i niejeden z naszych rodaków , któ rzy niegdyś licznie zaciągali się do legij cudzoziem skich, został koloni
stą algierskim .
Rosszerzywszy koloniją algierską daleko na południe, zajm owali się francuzi p ro je
ktem otw orzenia drogi handlow ej, a później pobudow ania kolei żelaznej z A lg ieru do T im buktu; w tym celu by ł w S aharze z po
lecenia rządu czynnym porucznik P alat, aż znalazł w przeszłym ro k u śm ierć z ręki dzikich tuaregów .
B ardzo ważne następstw a dla A lgieru
712 w s z e c h ś w i a t . N r 45.
i F ran cy i m iało w roku 1881 rosszerzenie p ro te k to ra tu na T unezyją, gdzie i włosi chętnieby się byli usadow ili, bo T unis leży p raw ie na tem samem m iejscu, skąd n ie
gdyś K a rta g in a k rólow ała n ad morzami.
K to posiada T unis, je s t niejako panem cie
śniny łączącej w schodnią połow ę m orza Śródziem nego z zachodnią.
Pow iedzieliśm y na innem m iejscu, że Se- negam bija je s t n ajstarszą ko lo n iją francuską w A fryce, bo założoną ju ż w ro k u 1697; d a
wniej rosszerzała się ona powoli, dopiero w ostatnich latach przekonali się francuzi, że ta ko lo n ija może mieć w ielką przyszłość i zaczęli z w ię k sz ą energiją rosszerzać jej granice n a wschód, aby jak n ajb liżej dostać się do T im buktu i zapew nić sobie rów no
cześnie z zachodu i z południa zw iązek z tem naj ważniejszem ogniskiem handlow em A f
ry k i północno-zachodnićj. P ośpiech i ener- g ija była tu tem więcćj nakazane, p onie
waż i anglicy posiadający ju ż od dłuższego czasu ujście N igru, posuw ali swe panow anie coraz dalćj n ad tą rzeką i jój głów nym do
pływ em Benuem , a naw et i niem cy k rz ą tali się, aby w tych okolicach coś pozy
skać.
W ro k u 1880 w ysłał rząd francuski k ap i
tana G allieni z w ielką świtą i pod arunkam i do A hinada, su łtan a państw a Segu (Segu je s t jednem z m ahom etańskich państw zw a
nych F ellata), aby A hm adow i zapropon ow ał p ro te k to ra t francuski. G allieni został w pra - wdzie złupionym przez dziki szczep Ban- b arra, stracił w ielu ludzi i całą św ietną w y
praw ę, mimo to dostał się do su łtan a A h- m ada i zaw arł z nim pożądaną ugodę, przez co posiadłość francuska nad Senegalem ros- szerzyła się aż do górnego N igru. N atych
m iast przenieśli francuzi n a N ig er kano- n ierkę, m ającą pośredniczyć pom iędzy T im bu k tu i koloniją francuską.
Tym czasem i anglicy nie próżnow ali i bez najm niejszego rozgłosu posunęli swe pan o wanie nad B enuem aż do Jo li (Yola), a nad N igrem do Gogo: tym czasowo zajęli oni tylko brzegi tych rzek, bo szło im przede- wszystkiem o zagarnięcie głów nój drogi handlow ej pom iędzy m orzem i k rajam i fel- latów. Z Gogo do T im b u k tu bliżćj, niż ze stacyi francuskiej w sułtanacie Segu, rzecz więc ciekawa, czy francuzi zdołają sprostać I
anglikom w posuw aniu etapów ku tem u m iastu. D la u łatw ien ia kom unikacyi po
m iędzy górnym N igrem i Senegalem ma stanąć kolśj żelazna.
S tolicą Senegam bii je s t St. Louis, leżące na wyspie o dwie mile od ujścia Senegalu, z 15000 mieszkańców i znacznym handlem . K o m u n ik acy ja pom iędzy St. Louis a u j
ściem Senegalu, k tórym spław iają tow ary z głębi k ra ju , je st n ader tru d n a, o kręty m u
szą, chcąc się dostać na Senegal, p rz ep ły wać ław icę piaszczystą, zm ieniającą wie
cznie położenie i rozległość. Jeżeli to p rz e płynięcie dla parow ców je s t tru dn e, staje się ono d la żaglowców wręcz niemożebne, skoro w miesiącach Styczniu, L utym i M a r
cu stan wody się zm niejszy; o kręty za n u rza
ją c e się w wodę głębićj niż na
1 2stóp, nigdy do S enegalu nie mogą dopłynąć. Oprócz ław ic, straszliw e bałw any pow rotne tam ują żeglugę nadbrzeżną. C odzień rano muszą stern icy z St. L ouis w ytykać drogę przez b ary je rę piaszczystą, a głębokość wody trz e ba m ierzyć długiem i żerdziam i, bo zw yczaj
nej sondy dla silnych prądów użyć nie moż
na; g u b e rn a to r w St. L ouis o trzym uje k il
ka razy dziennie ra p o rty o stanie ław icy i ogłasza je dla u ży tk u żeglarzy.
R zeka Senegal rów nież w ielkie staw ia że
gludze zapory; podczas okresu suszy w ięk
sze statk i mogą posuwać się tylko do M a- fou, w czasie deszczów aż do B akel i M edi- ne, cały dalszy tra n sp o rt tow arów u sk u te
czniają m ałe łodzie zwane pirogam i. W y wóz sk ład a się ze złota, drzew a hebanow e
go, indyga, piór strusich, baw ełny, żelaza, kości słoniow ej, a głów nie z g u taperk i, któ
rej rocznie do trzech m ilijonów kilogram ów ek sp o rtu ją.
G ien e rał F aid h erb e, od ro ku 1852—1865 g u b ern ato r Senegam bii, wielkie około u lep szenia stosunków kom unikacyjnych położył zasługi, p rzy sam ym przy ląd k u Zielonym założył on osadę D a k e r i rospoczął tam bu
dowy po rtu, k tó ry je s t obecnie na ukończe
niu, a da schronienie najw iększym okrętom ; z stolicą St. L ouis je s t D a k er połączony k o leją żelazną.
G leba Senegam bii je s t urodzajna, ale k li
mat dla europejczyków niezdrow y, b aw ią
cy tam więc kupcy francuscy starają się
w ja k n a jk ró tsz y m czasie zbogacić i pow ró-
N r 45.
cić do ojczyzny; wogóle białych w Sene
gam bii je s t niewielu, a pom iędzy niem i znaczna część urzędników i wojska.
N ad zatoką gw inejską m ają francuzi jesz
cze kilka innych osad, podobnie j a k anglicy i niemcy; osady te m ają m niejsze, poczęści nieoznaczone jeszcze rozległości, nie bę
dziemy ich więc szczegółowo wym ieniali.
Pom ijam y rów nież tam tejsze kolonije p o r
tugalskie i hiszpańskie, gdyż nie jesteśm y w stanie zanotow ać ja k ie jk o lw ie k w now szym czasie pow stałej zm iany.
O K ongu francuskiem była ju ż mowa, po
zostają więc jeszcze dwie kolonije francu
skie, je d n a na M adagaskarze, d ru g a przy cieśninie B ab el M andeb.— M adagaskar od
k ry ł w roku 1506 A ulao Gonęalves i n a zw ał go San Lourenęo; wybrzeża tej w y
spy są płaskie, bez dogodnych przystani, dlatego om ijały ją okręty płynące do Indyj i była przez długi czas nieznaną. W n o wszym czasie zwriedził ją w latach 1877—78 d r R u tenberg w różnych k ierunkach i zo
stał zabitym przy B eraw i, po nim baw ili na M adagaskarze: d r H illeran d , d r K e ller i inni, a na podstaw ie ich opisów znam y dziś dokładnie topograficzne i klim atyczne stosunki M adagaskaru.
O d dosyć daw na zajęli w praw dzie fran cuzi najw iększe w yspy około M adagaskaru, ja k R eunion, St. M arie, Nossi Bó i K om ory, jednakże na samym M adagaskarze u trw alili swój w pływ dopiero w skutek wojny z ple
m ieniem H ow a, ukończonej pokojem 17 G ru dnia 1885 r. Na własność zajęli francuzi tylko kilka m niejszych okolic, reszta pozo
stała własnością panującego plem ienia H o- wasów, ale pod protekcyją F ran c y i. Ho- wasi są pochodzenia m alajskiego i zam iesz
k u ją całe w schodnie wybrzeże, którego k l i mat, bogata fauna i flora przypom inają o j
czyznę m alajów , wyspy australsko-azyja- tyckie. R eszta plem ion, pochodzenia afry kańskiego, zam ieszkuje płaskow zgórza za
chodniego brzegu, suche i m iejscam i zupeł
nie pozbawione wegietacyi; plem iona m u
rzyńskie są pod zw ierzchnictw em H ow a- sów. F ran c u zi posiadają więc pośrednio p ro tek to ra t nad całą wyspą, k tó ra je st zna
cznie większą niż F ran c y ja , ale ma tylko trzy m ilijony mieszkańców.
Co do wielkości zajętych obszarów posia-
713 dłości francuskie nad Bab el M andeb są ze w szystkich najmniejsze, bo obejm ują tylko jed n ę znaczniejszą osadę O bok i część w y
brzeża zatoki T adżury; znaczenie ich pole
ga głów nie na bliskości ważnej cieśniny m orskiej, przez którą prow adzi droga do In d y j, dlatego też i anglicy zajęli w je j środku wyspę P erim , a w pobliżu miasto portow e A d en, włosi zaś z tych samych po
wodów usadowili się na północ cieśniny Bab el M andeb nad przystanią Assab i na wysepce M assaua.
O bok stał się w roku 1862 koloniją fra n cuską, około jeg o urządzenia zasłużył się podróżnik francuski P . Soleillet podczas swych podróży nad zatoką T ad ż u rą i w k ró lestw ie abisyńskiem Szoa, a śród tych zajęć naukow ych u m arł on w A fryce we W rz e śniu 1886 roku. Oprócz w yłuszczonych celów politycznych Obok ma w ażny cel h an dlowy, do niego chcą bowiem francuzi skie
row ać handel z Szoą i z m iastem H a ra r, ogniskiem handlow em w k ra ja c h gallasów.
K ra je gallasów należą do n aju ro d z ajn iej
szych w A fryce, stąd też. miasto H a ra r p ro wadzi znaczny handel, jego ludność wynosi 38000 m ieszkańców a roczny bilans han d lo wy dochodzi do 30 m ilijonów franków , w dniach targow ych grom adzi się np. w H a - rarze około 400 0 gallasów. A le i Szoa, niegdyś część Abissynii, od X V I stulecia samodzielne królestw o, je st bogata w różne płody przydatne na wywóz, ja k kaw a i kość słoniowa, w k tó rą się szoańczycy za o p atru ją na sw ych w ypraw ach w ojennych; dowóz
europejski składa się z broni i ubiorów.
P odróżnicy u trzy m u ją n aw et, że klim at Szoy i A bisynii wogóle jest bardzo zdrow y i zbliżony do włoskiego, europejczycy mo
gliby się tam n a stałe osiedlać.
Niedaw no odkryli francuzi w pobliżu swego w ybrzeża n ad T adżurą bogate po
kłady soli przy jezio rze B ahr Assal, oddalo- nem na 17 km od brzegu; krajow cy ju ż da
wno tam sól w ydobyw ali i rozw ozili po ca
łej północno-w schodniej A fryce. W ydoby
wanie je s t nadzwyczaj łatwe, żeby zaś tę sól tanio dostawiać do brzegu, potrzebna jest k ró tk a kolej żelazna, dla której teren nie przedstaw ia żadnych trudności. D a wniejsze pom iary półko wnika C hristop hera w ykazały, że A ssal leży o 174 m poniżej
W S Z E C H Ś W I A T .
714 N r 45.
pow ierzchni m orza, byłaby to po brzegach m orza M artw ego najgłębsza depresyja na ziemi. P ono w ne b adania i pom iary je z io ra A ssab prow adzi z polecenia rz ąd u inżynier Sunis.
P ierw sza koloniją w łoska w A fryce i w ła
ściwie jed y n a ko lo n iją tego państw a p o w stała nad zatok ą Aasab; zak upiona w ro ku 1869 przez tow arzystw o żeglugi p arow śj R ubattin o od rz ąd u egipskiego, w r. 1882 uzn an ą została przez rz ąd włoski za jeg o własność. N ad okolicam i n a północ od A ssab p rz y ję li włosi tylko p ro tek to ra t, M assaua zaś i w yspy D ah lak są je d y n ie a d m inistrow ane przez rząd włoski, poniew aż należą do E gip tu . R ząd egipski za p ro te
stow ał w praw dzie przeciw tem u sam ow ol
nem u w zięciu w adm inistracyją jego w ła
sności, ale pro test nie odniósł skutku; je st- t.o zresztą ta sama form a zajęcia, jak ićj użyli anglicy na C yprze, a au stry jacy w B o śni i H ercogow inie.
J a k francuzi ta k i włosi, oprócz polity cz
nego celu, m ieli przy zak ład an iu kolonii głów nie h an d el z A bisyniją n a oku, p ier-
jwsi jednakże więcój w tym względzie m ają powodzenia. M assaua je s t w praw dzie n a j- | bliższym portem A bisynii północnej, ale ta nie je s t tak bogata, ja k południow a, skąd
Jdo kolonij francuskich najbliższa droga, A ssab leży dalej n a południe, ale i on n ie
m a w edług znaw ców przyszłości. Do nie
pow odzenia włochów przyczyn ia się nie
m ało ich stosunek do abisyńczyków , k tó ry p rzed niedaw nym czasem naw et w w e
w nętrzn ej polityce W łoch ważną o d egrał rolę.
Nie podobało się abisyńczykom , że włosi stali się panam i w ybrzeża i chcieli im się narzu cić za pośredników w h an d lu z E u r o pą, być też może, że i inne pań stw a n ie
sprzy jające włochom w płynęły na abisyń
czyków; w S tyczn iu r. b. uderzyli oni pod dow ództw em R as A lu li znienacka na od dział w łoski, po dążający w sile 540 ludzi na odsiecz zagrożonej forteczce S aati. S iły abisyńskie m iały w ynosić około 8000 ludzi, oddział więc włoski został praw ie cały w pień w ycięty mimo dzielnej obrony, bo, ja k opow iada k ap itan M ich e lin i, je d e n z n ie
w ielu u rato w an y ch , sami abisyńczycy p rz y znali z podziwem , że włosi stali, ja k b y
w ziemię wrośli, opierając się „jak u p arte w ielbłądy , których z miejsca nie można r u szy ć” . K lęska włochów zachw iała całą ieh kolonizacyją, bo przyszłość kolonii nad m o
rzem C zerw onem polega n a dobrych sto
sun kach z A bisyniją.
O prócz zajść politycznych m ają kolonije włoskie, a p raw ie tak samo i francuskie, dw ie in ne trudności do pokonania: b arb a
rzyńskie usposobienie plem ion m ieszkają
cych pom iędzy brzegiem i A bisyniją, oraz k lim a t w ybrzeża. Jak ie trudności n apo ty ka podróżny u tych plem ion, w ynika ju ż stąd , że włosi przez jedenaście la t nie szczę
dzili ofiar, aby zbadać k ra je leżące na wschód i południe od A bisynii, a jed n ak celu nie dopięli. W roku 1876 w ysłali oni w ielką w ypraw ę naukow ą pod dowódz
tw em m arkiza A n tin o ri i odtąd coraz nowi w ystępow ali tam pracow nicy, a wielka ich część poległa z rą k dzikich mieszkańców.
Jeszcze przed w łocham i poległ w roku 1875 niedaleko jezio ra A ssal sław ny p o dróżnik, a ówczesny g u b ern ato r egipski w M assaua, M unzinger, szw ajcar, z całym oddziałem wojskowym ; dalej na północ zgi
n ęli włosi, G iulietti w ro k u 1881, a B ianchi w r. 1884, in ny podróżnik, k ap itan Cecchi w trącony został przez królow ę k ra ik u G e
ra do więzienia i tylko królow i Szoy, Me- nilekow i I I zaw dzięcza swe uw olnienie.
M enilek w ystępow ał ju ż daw niej zab or
czo, uw ięzienie Cecchiego dało pożądany powód do zaw ojow ania n ietylko G ery, ale i w ielu in ny ch państew ek na południe od
i