• Nie Znaleziono Wyników

i^.dres IRed-alccyi: ^śZra.lso^rslsie-Frzed.raaieście, :fcTr SQ.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "i^.dres IRed-alccyi: ^śZra.lso^rslsie-Frzed.raaieście, :fcTr SQ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV°. 4 5 . Warszawa, d. 6 Listopada 1887 r. T o m V I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. C hałubiński, J . Aleksandrow icz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K w ietniew ską J . N atanson, Dr J . S iem iradzki i mag. A. Ślusarski._______

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treśó m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Za 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za pierw szy ra z kop. 7>/j»

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

i^.dres IRed-alccyi: ^śZra.lso^rslsie-Frzed.raaieście, :fcTr SQ.

PRENUMERATA „W SZECHSW IATA.“

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

YII TOM

Corocznie o tćj samćj porze ze stronic W szechśw iata słyszyć się daje głos w ołają­

cy n a puszczy. I corocznie ten sam rezu l­

tat: ani usilność w ydawców zdw ajająca się z każdym now ym tomem, ani naw oływ ania prasy, ani w zrastająca nieustannie w k ra ju liczba osób, k tó ry ch n ajbardziej bespośre- dnim obowiązkiem je s t popieranie naszśj działalności — nic nie okazuje p rz y ch y ln e­

go w pływ u na losy Pam iętnika. Owszem — im więcej zyskujem y teoretycznego u zn a­

nia i w ym ow nych utyskiw ań nad naszem niepowodzeniem , tem mniój P am iętn ik F i- zyjograficzny znajduje nabyw ców. Ogół, o ile nam i zajm ow ać się raczy, mówi nam:

„W iem, że jesteście potrzebni i spełniacie to, co do was należy. P ochw ał wam za to nie szczędzę. T o dosyć. Nie żądajcież, że­

by moje współczucie przestąpiło granice czczych i niekosztow nych słów ek”. W olno więc nam skonać z nędzy w usługach nie­

sionych ogółowi. Zaszczyt to w ielki i nie dla każdego przystępny. M y je d n a k nie pożądam y w awrzynów męczeństwa, my chcemy żyć — i, co ważniejsza — żyć m u ­ simy.

Zaczęliśmy w ydaw ać P am iętn ik F izy jo - graficzny w szczerem przekonaniu, że byt jeg o będzie tak trw ały , ja k miłość naszego społeczeństw a do rzeczy sw ojskich i że n a ­ w et u trw a la ć się będzie w m iarę tego, ja k z k a rt tego w ydaw nictw a ogół coraz lepiój poznaw ać będzie naszę przyrodę. N ieste­

ty, siódmy rok doświadczenia prow adzi nas do najsm utniejszego wniosku, że owa osła­

wiona miłość rzeczy sw ojskich, chociaż nie­

którzy zarzu t z nićj nam czynią, je s t tylko urojeniem . W ybuchnąć chw ilow ym p ło ­ mieniem, olśnić wielkim a k rótk otrw ałym efektem jeszczeż ona p o trafi— ale na m rów ­ czą codzienną pracę, na tru d bez sławy j e ­ steśmy jeszcze zamali. —• Zresztą, coż kogo obchodzić może garstk a pedantów , którzy słuchają w iatrów , grzebią w ziemi, albo zbierają badyle i muchy:' P ow iadają, że gdzieś tam n a ś wiecie uczeni przepow iada^

ją pogodę kupcom i rolnikom a p rzem y­

słowców uczą wyciągać korzyści z bogactw

ziemi. M y je d n a k gardzim y takiem i po-

(2)

706 W SZECHŚW IAT. N r 45.

ziomemi rzeczam i — dla nas są. w zniosłe m arzenia.

Są u nas w k ra ju insty tu cy je, które p o ­ mimo k ilk u n astu la t swego istnienia nie p o ­ staw iły ani jed n eg o k ro k u n a właściwej swój drodze; są stow arzyszenia, o których m glistym celu to tylko w iadom o, że on n i­

gdy dopiętym nie będzie; są w reszcie bada­

nia nad tajem niczym w pływ em wody pod­

ziemnej na czarodziejską laskę w ręku n a ­ tchnionego p ro ro k a, albo nad innem i cza- rodziejskiem i rzeczami: tym dobrze się w ie­

dzie, dostępują głośnego itznania i św ie­

tnych m ateryjalnych powodzeń. A le b a ­ d ania fizyj ograficzne ani błyskotliw ą nie posługują się reklam ą, ani opieki m ożnych nie potrafiły sobie w yrobić. Grdybyż to jeszcze P am iętn ik Fizyjogx-aficzny żądał j a ­ kichś ofiar — może zw róciłby na siebie czyjęś w spółczującą uwagę... T ak , j a k je s t w rzeczyw istości, my chcem y tylko, żeby ogół roskupił corocznie k ilk aset egzem pla­

rzy dużej i ozdobnej książki, k tó rą sprzeda­

jem y za bardzo niską cenę.

K siążka ta mówi o k ra ju i mówi rzeczy najw ażniejsze, a treść jój je s t w ynikiem p o ­ szukiw ań bardzo pracow itych i n ieraz b a r­

dzo kosztow nych. Gdzieidziój takie książ­

ki są w ydaw ane przez tow arzystw a uczo­

nych, zostające pod opieką rządu, a więc u trzym yw ane kosztem k ra ju . Nasze grono w ydaw nicze ani z form y nie je st akadem iją i być nią nie może, ani p reten sy i nie m a do ogółu o po d atk i na sw oje utrzym anie. G d y ­ byśm y stanow ili tow arzystw o naukow e, to członkow ie wnosićby m usieli roczne w k ład ­ ki, bezw ątpienia przew yższające cenę p re- nu m eracy jn ą P am iętn ik a, a p rzy wysokiej cyfrze, ja k ą w budżetach to w arzystw sta­

now ią w ydatki na u trzy m an ie zarządu i koszty ad m in istra c y jn e , bez kw estyi nie m ogliby za swe w k ład k i otrzym yw ać pu- blikacyi rów nie kosztow nie w ydanój. T y m ­ czasem w ydaw cy i w spółpracow nicy P a ­ m iętnika F izyj ograficznego nietylko darm o oddają swe prace, ale n ieraz jeszcze p rz y ­ k ła d a ją z własnej kieszeni na d ru k i na ilu - stracyje swych rospraw . G dyby nie to, w ydrukow anie siedm iu tom ów P a m ię tn ik a byłoby w prost niem ożebne, bo wszakże n a każdy z tych tomów w ydać w ypadło p rz y ­ najm niej około trzech tysięcy ru b li.

Do ostatniego roku trzym aliśm y się jesz­

cze jak o tak o w łasnem i ofiarami, K asa po­

mocy im. M ianowskiego przeznaczała na rzecz P am iętn ik a dochód z w łasnych n a ­ szych odczytów , no •— i sprzedaw aliśm y przeciętn ie do pięciuset egzem plarzy. A le z biegiem czasu i ofiarność pustych kieszeni w yczerpać się musi, i w salach odczyto­

wych coraz częściój echo roznosi głos pre- leg ien ta po pustej przestrzeni, bo na odczy­

ty m inęła ju ż moda, i współcześnie liczba nierosprzedanych egzem plarzy P am iętn ik a z każdym now ym tomem staje się coraz bardziej przestraszająca, a każdy tom nastę- , pny, bogatszy w treść i ilu stracy je od p o ­ p rzedn ich , więcej nas kosztuje. Doszło ju ż do tego, że n a tom V II ‘) zapisało się zale­

dw ie 30 osób i tru d n o przypuszczać, żeby ich więcój się znalazło p rzed bliskiem tego tom u w ydaniem . Bez przesady — położe­

nie nasze je st rospaczliwe.

P rz e d kilkom a laty pytaliśm y sami siebie, czy w arto w ydaw ać P am iętn ik F izyjog ra- ficzny? J u ż w tedy odpow iedź na to p y ta­

nie była dla nas niew ątpliw a — łatw o do­

m yślić się, ja k ona brzmi dzisiaj. Dziś j e ­ dn ak położenie nasze o tyle się zmieniło, że, gdybyśm y n aw et chcieli, niew olno nam od­

stąpić. P ew ien szereg faktów dokonanych n arzuca nam tw a rd ą konieczność w y trw a ­ nia. Za naszem bowiem przyczynieniem u tw o rz y ły się w k ra ju stacyje m eteorologi­

czne i zostały podjęte praw idłow e badania w działach fenologii i florystyki. D la tych cennych początków przyszłej znajom ości naszej ziemi m usim y mieć jak ieś archiw um i P a m ię tn ik F izyjograficzny, kiedy raz ju ż p rz y ją ł tak ie znaczenie, w ychodzić musi corocznie, pod groźbą u p ad k u stacyj me­

teorologicznych i — co gorsza — pod g ro ź ­ bą zniknięcia tej odrobiny zam iłow ania do p rac fizyjograficznych, ja k a zrodziła się śród ogółu za jeg o usiłowaniem .

W zeszłorocznym 50 num erze W szech­

św iata, w sp raw ie tego pism a, zwróciliśm y do czytelników prośbę o ratu n ek . Im ien ­ nie w ykazaliśm y stany i pow ołania, których przedstaw icieli mam y praw o oczekiwać na liście naszych pren um erato rów . O dezw a

') T reść, ro zm iary i ilu stracy je tom u VII-go ob.

w ogłoszeniach.

(3)

N r 45. WSZECHŚWIAT. 707 przyniosła pożądany skutek i liczba p re n u ­

m eratorów W szechśw iata pow iększyła się z n a czn ie.— Czyż je d n a k tylko takiem i spo­

soby, przykrem i dla naszćj osobistćj dumy, dobijać się mam y tego, co nam się z praw a należy, to je s t możności istnienia? Czyż nigdy nie rozbudzi się u nas samodzielne poczucie obowiązków narodow ych?

Czy wobec tego wszystkiego możemy m y- ślić o w ydaniu tom u V II I w roku p rz y ­ szłym? M usimy — dla pow odów wyż^j w skazanych, ale nie możemy, dopóki nie

otrzym am y od ogółu w otum zaufania w p o ­ staci p rzy najm niej 500 podpisów na p rzy ­ szłoroczną prenum eratę Pam iętnika F izy jo - graficzne^o. O

MORZE MARTWE.

Miejsce biblijnćj katastrofy sodom skićj, morze M artw e, zw ane przez arabów mo­

rzem Lota, należy do ciekaw ych zjaw isk gieologicznych. Dwie ściany skał w ulkani­

cznych odgradzają je w raz z całą doliną J o rd a n u od m orza, przez co jezioro M artw e tw orzy basen zupełnie zam knięty, a tak g łę ­ boki, że poziom jezio ra leży o 400 m etrów niżój od poziomu m orza Śródziem nego, z którem nie łączyło się nigdy, a o 1179 metrów niż^j od Jerozolim y. W oda w niem nadzw yczaj je s t słona, a tak gęsta, że czło­

wiek pływ a po jć j pow ierzchni ja k korek, nie będąc w stanie w nićj się zanurzyć.

O kolica dzika, posępna, jało w a, lecz m alo­

wnicza, zieleni się skąpem i pastw iskam i na gruncie przesiąkłym solą i gipsem.

M orze M artw e je s t najw iększem i najniż- szem z trzech „m órz” (u arabów każde j e ­ zioro je s t morzem ) głębokiój doliny J o r d a ­ nu, ciągnącej się od wielkiego H erm onu do m orza Cerw onego, na p rzestrzeni, w yno­

szącej około 300 kilom etrów , a zwanój przez arabów nadbrzeżnych G hor. N ajw yżćj le­

ży n a północy, praw ie na poziomie m orza

Śródziem nego, jezioro B ah r-el-H u leh , dalój

jezioro T yberyjadzkie czyli B ah r-T ab ari-

M o r z e M a r t w e .

(4)

708 W SZECHŚW IAT. N r 45.

je h , ju ż o 194 m etry niżej, w reszcie m orze M artw e, m ające obecnie około 24 mil k w a ­ dratow ych powierzchni; daw niej je d n a k by­

ło ono znacznie większe, ja k wnosić m ożna z rozległych pokładów napływ ow ych na je ­ go brzegach.

P oniew aż pokłady sk ał w apiennych, ja k ie napotykam y, ja d ą c od strony J e r o ­ zolim y do ujścia J o rd a n u , leżą poziomo, gorące zaś źródła m ineralne w Z ara, C al- lirh o e i Em m aus łącznie ze skałam i trac h i- tow em i i bazaltow em i dow odzą ożywio­

nej niegdyś czynności w ulkanicznej w tój okolicy, dolina J o rd a n u przedstaw ia nam pas lądu, k tó ry się zapadł praw dopodobnie jednocześnie z podniesieniem się pasm a G hor. Z burzenie Sodomy i utw orzenie się olbrzym iego je z io ra w tem m iejscu było skutkiem tego zjaw iska, ta k samo ja k po­

w stało w ielkie jezioro M itsu-U m i na wy­

spie N ipon w ciągu jed n ej nocy w ro k u 286 przed C hrystusem , w czasie w ybuchu n a j­

większego w ulkanu Japonii, Fusino-Y am y.

Oczywiście, jezioro to m usiało z p oczątku mieć wodę słodką, w skutek je d n a k b ra k u odpływ u i silnego p arow ania wody, silniej­

szego naw et od je j dopływ u, otrzym ując p rzytem znaczne ilości soli m ineralnych z okolicznych źródeł gorących, z czasem coraz silniej przesiąkało solą, a w p rzy szło ­ ści, bezw ątpienia, po w yschnięciu stanie się pokładem soli kam iennej, ja k przylegający do jeg o brzegu D żebel-U sdum . W m iarę przesolenia wody jeziornej i życie w szelkie zam rzeć wreszcie musiało, skąd nazw a M ar­

tw ego m orza tem u osobliwemu zbiornikow i wody się dostała. O prócz soli w wodzie m orza M artw ego pływ aj ą kaw ałki asfaltu, w któ ry ch odkryto w łókna roślinne, ja k o dow ód ich organicznego pochodzenia: p ojaw iły się one rów nież za pośrednictw em źródeł gorących, przepływ ających przez obfite w dolinie J o r ­ dan u p o k ład y w ęgla brunatnego.

G łębokość je z io ra w środku wynosi 180 sążni,— najgłębsze miejsce w północnej jeg o części, pom iędzy A in-T erabeli i ujściem strum ienia Z erka-M ain — 218 sążni, n a j­

m niejsza głębokość —

2

sążnie na południe półw yspu L iza n (ję z y k ). S m ak wody g o rz ­ ki i oleisty; przejrzystość, w skutek przesy­

cenia substancyjam i m ineralnem i, niew iel­

ka; barw a pow ierzchni zw ykle pięknie sza­

firow a, niekiedy przybiera lekki odcień zie­

lonkaw y.

S k ła d wody w rozm aitych częściach m o­

rz a i w różnych porach ro k u n iejedn ostaj­

ny, stosownie do większego lub mniejszego roscieńczenia solanki przez słodkie wody ] J o rd a n u lub w ody deszczowe. W okolicy

! je z io ra znajdujem y rozległe po kład y n a ­ pływ ów jeziornych, złożone z w arstew ek piaskow ca i soli kam iennej z licznemi k ry - L ształam i gipsu i an h id ry tu ; pokłady te do-

j

chodzą do

1 0 0

m etrow ej wysokości, co prze-

j

m aw ia za znacznie wyższym daw niej pozio­

m em jezio ra M artw ego.

Sole zaw arte w wodzie jezio ra różnią się zarów no swym składem i stosunkiem ilo­

ściowym od soli wody m orskiej, natom iast zg adzają się z chem icznym składem okoli­

cznych źródeł m ineralnych, stw ierdzając w ten sposób przypuszczenie gieologów o pochodzeniu mięjscowem soli m orza M ar­

twego i brak u jak iejk o lw iek łączności tegoż jezio ra z m orzem Sródziem nem czy też Czer-

wonem w czasach ubiegłych.

Gęstość wody m orza M artw ego wynosi w niek tó ry ch m iejscach 1,230, a naw et 1,250; ilość soli je s t w niej dwa razy większą niż w m orzu Śródziem nem ; ch lo rk u m agne­

zu je s t w niej więcej aniżeli ch lo rk u sodu;

u d erzającą jest rów nież obfitość brom u, w y ­ nosząca

1

— 7 gram ów w

1

kilogram ie wo­

dy, natom iast jo d u , tak charakterystyczne­

go dla wód oceanu, niem a w niój zupełnie.

Co więcej, ilość brom u zw iększa się w g łę­

bi jezio ra, co dozw ala przypuszać, że źró­

dła m ineralne biją dziś jeszcze z dna je z io ­ ra. W niektórych m iejscach z wody wy­

dziela się woń p rz y k ra , przypom inająca m ięszaninę węglow odorów lotnych z siar­

kow odorem .

R easum ując to, cośmy wyżej powiedzieli, w ypada, że m orze M artw e je s t daw nem j e ­ ziorem wody sło dk iej, zajm ującem kotlinę utw orzoną w skutek zapadnięcia się części lądu, następnie zaś zmienionem pod w pły­

wem czynników w ulkanicznych, odegryw a- jący c h znaczną rolę w tój okolicy w niezbyt

odległych stosunkow o czasach.

J . S.

(5)

N r 45. W SZECHŚW IAT. 709

PEŁNOŚĆ

K W I A T Ó W .

Skłonność niektórych roślin do pom naża-

j

nia — pod wpływem zm ienionych w arun ­ ków rośnięcia—ilości płatk ó w swoich k w ia­

tów dawno ju ż zw róciła na siebie uwagę ogrodników . Ju ż na długi czas przed n a ­ szą, erą. hodowali, ja k się zdaje, chińczycy i japończycy „pełne k w ia ty ”; hodow la p e ł­

nych róż jest też niem niej daw na, B ieber- stein bowiem znajd y w ał na K aukazie pełne centyfolije naw et dziko kw itnące. Jap o n ija dostarczyła nam jednego z najpiękniejszych krzew ów z pełnem i kw iatam i, K e rria ja p o ­ n k a D. C. K artagińczycy znali pełne k w iaty g ranatu, hodowali bowiem bezpest- kow ą odm ianę ja b łe k granatow ych.

Podczas, kiedy m iłośnicy kw iatów i ogro­

dnicy coraz bardziej lubow ali się w „peł­

n y c h ” kw iatach, botanicy po większej czę­

ści w yrażali pogardę dla hodow li takich form. U w ażali oni za niegodne p raw d zi­

wej nauki zajęcie się tem i formami, w i­

dzieli bowiem w nich tylko dziw otw ory.

T a pogarda trw a ła , dopóki czysta system a­

tyka, t. j. oznaczanie i klasyfikacyj a roślin w edług oznak wyłącznie zew nętrznych, b y ­ ła kierunkiem górującym . P e łn e kw iaty były system atykom bardzo często wcale nie na rękę, w skutek bowiem zm ian, zachodzą­

cych stąd w kw iatach, cechy gatunkow e, a naw et i rodzajow e bardzo często się za­

cierają. T ak np. L inneuszow ski rodzaj

„rum ianek” (M atricaria) różni się od „ ja ­ stru n a ” (C hrysanthem um ) jed y n ie tern, że w pierw szym osadnik (torus) się w ydrąża, w ostatnim pozostaje pełnym . P ełn a for­

ma m atecznika (C hrysanthem um p a rth e - nium ) posiada wszakże też w ydrążony osa­

dnik i zupełnie konsekw entnie zaliczają, go ogrodnicy do rum ianków ; ta k samo M atri­

caria exim ia ogrodników .

N iechęć botaników do zajęcia się k w ia­

tam i pełnem i m iała jeszcze i inny, bardziej praktyczny powód. O grody botaniczne trw o ­ niły (niektóre i teraz jeszcze trw onią) b ar­

dzo w iele pieniędzy i sił roboczych na

j w prow adzanie modnych nowości kw iato­

wych i ogrodniczych zabaw ek. Jednakże z druglój strony znaleźli się ju ż oddaw na

j

mężowie, ja k Batsch, M oąuin-T andon, G oe­

the, k tó rzy pojęli olbrzym ie znaczenie p e ł­

nych kw iatów dla nauki o uczłonkow aniu i porządku rozw ijania się organów roślin ­ nych. Bez bliższej znajomości zjaw iska pełnienia kw iatów G oethe nie m ógłby chy­

ba stworzyć swojej nauki o m etam orfozach roślin, do której pierw szą pobudkę d ała mu rozmowa z Batschem . C oraz bardziej p rz e­

bijały sobie drogę pojęcia o zasadniczym planie ustroju roślinnego, o prostych o rg a ­ nach pierw otnych, z których rozw inęły się wszystkie nieskończenie rozm aite form y o r­

ganów, ja k ie obecnie u wyższych roślin w i­

dzimy.

Schleiden, rozw ażając tę kw estyją ze sta­

now iska ściśle naukow ego i posiłkując się metodą rozwojową, doszedł do wniosku, że prototypam i wszystkich organów wyższych roślin są organy osiowe i organy liściowe.

Później okazało się, że i to uogólnienie nie je st we w szystkich wypadkach w ystarczają­

ce, pierw otny, zasadniczy plan budow y m u­

si być jeszcze ogólniejszy, jeszcze prostszy.

Cóż właściwie pojm ują pod pełnieniem kwiatów? Jeżeli chcemy dać możliwie n a j­

ogólniejszą, obejm ującą wszystkie poszcze­

gólne w ypadki, odpowiedź, musimy pow ie­

dzieć: P ełnien ie kw iatów jestto pom nożenie albo powiększenie tych delikatnych, często­

kroć jask raw o zabarw ionych, liściowych okółków kw iatów , które w pojęciu ogółu stanow ią k w iat właściwy.

Zjawisko to powstaje w sposób dw ojaki, albo przez proste powiększenie się ilości

j

i znaczny ro zrost płatków , albo też przez przeobrażenie się pew nych organów k w ia­

towych, bądź należących do system u płcio­

wego, bądź do kielicha, przykw iatków lub nawret sąsiednich liści.

Ze istotnie pom nożenie się ilości płatków ma miejsce, o tem każdy z łatw ością sam przekonać się może; w tym celu należy ty l­

ko wyjść na wiosnę na ja k ą łąk ę leśną, ze­

brać z tuzin egzem plarzy zawilca (A nem o- ne nem orosa) i porów nać je pom iędzy sobą.

W iększa część będzie w praw dzie posiadała

pięć płatków , niew ątpliw ie wszakże znajdą

się pom iędzy niem i sześcio-, siedmio-, ośmio-,

(6)

710 W SZECHŚW IAT. N r 45.

dziewięcio-, a naw et i dw unasto-płatkow e egzem plarze. N adto w śród zebranych kw ia­

tów znajdą się też egzem plarze o p łatk ach w iększych daleko, piękniej zabarw ionych i bardziej rzucających się w oczy, niż u in ­ nych. M am y już tutaj początek pełnienia, a m onstrualnością, dziw otw orem nazw ać t e ­ go w szak nie można.

P rz y k ła d y p rzeobrażania się w p ła tk i części kw iatow ych, leżących na w ew nątrz albo na zew n ątrz k orony, spotkać też m oż­

na zupełnie n orm alnie i w dość znacznej n a ­ w et ilości u dzikorosnących roślin. T a k np. p rzy k w iatk i (bracteae), bananow atych (M usaceae), paciorecznika (C anna), zapyl- cow atych (B rom eliaceae) są ta k delikatne, duże i pięknie zabarw ione, że profan bierze je zawsze za „k w iat”. K ielich ciem iernika (H elleb o ru s) jest podczas k w itn ien ia d ale­

ko większy i piękniejszy od korony; ta k sa­

mo u to jad u (A conitum ), ostróżki (D elphi- nium ), u niek tórych p ieprzow atych (P ap a- veraceae) i dym nicow atych (Fum ariaceae).

U kosaćca (Iris) w szystkie trz y ła ty znam ie­

nia p rz y b ie rają k sz ta łt p łatków ; jeszcze w y­

raźniej m a to samo miejsce u paciorecznika (C anna), gdzie się one p rz ek ształciły w dw u- w argow ą koronę.

N ie m am y p raw a uw ażać p rz eo b ra żan ia [ się tego za przypadkow ą m onstrualność;

przeciw nie, je stto zjaw isko u w ielu gatu n - j ków, rodzajów , a naw et i całych rodzin z u ­ pełnie norm alne. G dyby botanicy trochę

j

wcześniej za b rali się byli do studyjow ania [ porów naw czej organologii różnych g ru p roślinnych, n igdyby nie doszli do takich fałszyw ych poglądów. D aw niej p rz ek ształ­

cenia zachodzące w kw iatach badano b a r­

dziej ze strony m orfologicznej, zew nętrznej, m niej zw racano uw agę n a przyczyny ich pow staw ania. A le m etoda tak a nie we w szystkich w ypadkach je s t dostateczna. B a­

danie rozw oju, stadyjów pośrednich, musi p rzyjść w pom oc i w w ielu w ypadkach ty l­

ko p rzy tej pomocy m ożna dojść do ros- strzygających kw estyją w yników . W tym k ieru n k u wszakże m ało wogóle dotychczas robiono; w dzięczność należy się też G oeblo- wi, że zbadał dla wielu rodzin h isto ry ją ro z­

w oju pełnienia kw iatów .

N ajw cześniej i najbardziej zw róciły na siebie uw agę badaczów, n atu ra ln ie , te p eł­

ne kw iaty, k tó re najdaw niej są znane, ja k np. róża. P ełn e tulipan y poraź pierw szy opisuje dopiero R . J . C am erarius 1797 r.

O d czasów L inneusza panow ał w nauce po gląd, że pełnienie kw iatów polega na p rzeo brażan iu się pręcików w p łatki, co je s t ja k n a jz u p e łn ie j słuszne np. dla tu lip a ­ na, m aku. P rzy tem L inneusz odróżniał flos m u ltip licatus, w którym pozostały je s z ­ cze nie przeobrażone pręciki, od flos plenus, w k tó ry m wszystkie pręciki przekształciły się w płatk i. A le L inneuszow skie obja­

śnienie nie w ystarcza; częstokroć inne zu ­ pełnie o rgany p rzyjm u ją udział p rzy p e ł­

nieniu. P. A . D e C andolle odróżnia trzy k ateg o ry je pełności: flores petaloidei, m ulti- plicati i p erm u tati.

D o pierwszój zalicza on te w ypadki, gdzie w szystkie albo przynajm niej n iektóre części kw iatów p odlegają płatkow em u przeo b ra­

żeniu. T a k np. u dzw onka (C am panula m edium ) i p ierw io sn k a (P rim u la calycan- them a) kielich, u hortensy i (H y d ran g ea hortensis) przyk w iatki, u róż — pręciki, u niek tórych w ietrznicow atych i niekiedy u m aku —owocki (carpellum ).

D ru g ą kateg o ry ją przedstaw iają te w y­

padki, gdzie ilość okółków albo ilość człon­

ków każdego okółka się zw iększa. P rz y ­ k ład y pierw szego zn ajdujem y u wielu je - dnoliścieniow ych (M onocotyledoneae), u bie­

lu n ia (D atu ra), u wielu goździków (D ian- thus); p rz y k ła d y ostatniego u pierw iosn­

ków (P rim u la), co Goebel też potw ierdza.

F lo s p erm utatu s, w reszcie,pow staje w sku­

tek zw yrodnienia pręcików lub owocków, a raczój dzięki ich zw yrodnieniu powstać może. P ro ces ten częściowo zupełnie n o r­

m alnie odbyw a się u w ielu dzikorosnących roślin. T a k np. w yradzają się pylniki w prom ieniow ych kw iatk ach tych roślin z rodziny złożonych, k tó re stanow ią L i n ­ neuszow skie „P o lygam ia superflua”; oszczę­

dzony w ten sposób m atery ja ł daje n iek tó ­ rym Senecionideae i A steroideae możność rozw inięcia dużych kw iatków języ czko ­ wych. U chabru (C entaurea) kw iatki p ro ­ mieniowe są zupełnie bespłciow e i „k w ia t”

w sku tek tego m a możność lepszego rozw i­

nięcia się; podobny stan rzeczy zn ajd ujem y

u k aliny (m ianow icie u hodow anej w o g ro ­

dach odm iany Y ibu rn um O pulus, znanej

(7)

N r 45. W SZECHŚW IAT. 711 powszechnie pod nazwą, „boule de neige”).

W pełnych złożonych, ja k np. gieorginije (D ahlia), wszystkie albo praw ie w szystkie kw iatk i w głów ce są bespłciow e, dlatego też może się u nich rozw inąć w spaniała k o ­ rona. W ścisłym zw iązku z tern znajduje się i wcześniejsze roskw itanie pełnych kw ia­

tów, niż zw yczajnych,np. u w ątrobnicy (H e- patica) i śnieguły (G alan th u s) — albowiem m atery ja ły zapasowe, jeżeli ap a rat płciowy się nie rozw ija, od samego początku są do rosporządzenia okryw kw iatow ych, m iano­

wicie korony.

Z a rty k u łu prof. E . H alliera tłum . Ju lija n Steinhaus.

I P R Ó B Y K O L O N I Z A C Y J N E

W A F R Y C E .

(Ciąg dalszy).

Y.

Osady francuskie i włoskie.

Starszem i kolonijam i francuzów w A fry ­ ce zajmiem y się o tyle tylko, o ile w n a­

szych czasach albo je rosszerzono, albo z re ­ organizow ano.— A lgier zajęli francuzi do­

piero w ro k u 1830, ale położenie jego w pobliżu F ran c y i i nad m orzem Sródziem - nem, po wsze czasy najw iększą z wszystkich m órz odgryw ającem ro lę w historyi, n ad a­

ło A lgierow i większe, niż innym kolonijom francuskim znaczenie. K ied y zaś w now ­ szym czasie konstelacyja państw eu ro p ej­

skich skazała F ra n c y ją na ro lę bierną w po­

lityce, zajęła się ona tem czynniej swetni kolonijam i. \Y roku 1880 w y d ał prezydent Gróvy orędzie reorganizacyjne, rosszerzono też zaraz potem granice A lgieru, w kracza­

ją c n a południe aż do S ahary i rospoczyna- ją c w alkę z dzikiem i plem ionam i T uareg, którzy ju ż nie jednego podróżnika z ra b o ­ w ali i zam ordowali.

O bszar A lgieru składa się z trzech re g i- jonów . N adbrzeżny zw any tell, ma glebę urodzajną, nadającą się do intensyw nego rolnictw a; warzywem tu hodow anem zao­

p a tru ją F ran c y ją i Niemcy południow e. N a płaskow zgórzach A tlasu, przepełnionych

j

szotami, hodują przew ażnie bydło, na su-

j

chych miejscach rośnie tu traw a alfa, w y­

wożona do F ra n c y i na fabrykacyją papieru;

w trzecim regijonie sąsiadującym z S aharą je s t k u ltu ra możebna tylko przy pomocy

studzien artezyjskich.

Ludność A lg ie ru składa się z tubylczych kabylów , arabów i europejczyków ; kabyla- mi nazyw ają francuzi w szystkich k rajow - I ców, niearabskiego pochodzenia, są to po­

tom kowie różnorodnych mieszkańców A f-

j

ry ki przed inw azyją arabską, byli oni da­

wniej chrześcijanam i, arabow ie zm usili ich

i

do przyjęcia islam u, którem u jed n ak ż e ty l­

ko przym usow o hołdują. A rabow ie znęca-

| li się przez długie wieki nad kabylam i, cho-

j

ciaż ci m oralnością i urządzeniem społecz- nem przew yższają swych daw nych ciemięs- ców: kabylow ie tru d n ią się rolnictw em , a ra ­ bowie najchętniój prow adzą życie koczują-

| ce. Rządow i francuskiem u czynią zarzut,

j

że nie o parł się dotąd przew ażnie na k aby - lach, którzy byliby go daleko wierniej po­

pierali, niż fanatyczni arabow ie, zawsze jeszcze pałający nienaw iścią do europejczy­

ków. Ci ostatni stanow ią m ałą tylko cząst­

kę ludności A lgieru, a i z nich nie wszyscy są francuzam i, lecz dużo tam hiszpanów , włochów i niemców. F ran c u zi u trzym ują bowiem w A lgierze ja k o załogę wojskową tak zw ane legije cudzoziemców, a w ysłużo­

nym legijonistom nadają własność, jeżeli m ają chęć na stałe osiedlić się w A lgierze.

W taki sposób pew nie i niejeden z naszych rodaków , któ rzy niegdyś licznie zaciągali się do legij cudzoziem skich, został koloni­

stą algierskim .

Rosszerzywszy koloniją algierską daleko na południe, zajm owali się francuzi p ro je­

ktem otw orzenia drogi handlow ej, a później pobudow ania kolei żelaznej z A lg ieru do T im buktu; w tym celu by ł w S aharze z po­

lecenia rządu czynnym porucznik P alat, aż znalazł w przeszłym ro k u śm ierć z ręki dzikich tuaregów .

B ardzo ważne następstw a dla A lgieru

(8)

712 w s z e c h ś w i a t . N r 45.

i F ran cy i m iało w roku 1881 rosszerzenie p ro te k to ra tu na T unezyją, gdzie i włosi chętnieby się byli usadow ili, bo T unis leży p raw ie na tem samem m iejscu, skąd n ie­

gdyś K a rta g in a k rólow ała n ad morzami.

K to posiada T unis, je s t niejako panem cie­

śniny łączącej w schodnią połow ę m orza Śródziem nego z zachodnią.

Pow iedzieliśm y na innem m iejscu, że Se- negam bija je s t n ajstarszą ko lo n iją francuską w A fryce, bo założoną ju ż w ro k u 1697; d a­

wniej rosszerzała się ona powoli, dopiero w ostatnich latach przekonali się francuzi, że ta ko lo n ija może mieć w ielką przyszłość i zaczęli z w ię k sz ą energiją rosszerzać jej granice n a wschód, aby jak n ajb liżej dostać się do T im buktu i zapew nić sobie rów no­

cześnie z zachodu i z południa zw iązek z tem naj ważniejszem ogniskiem handlow em A f­

ry k i północno-zachodnićj. P ośpiech i ener- g ija była tu tem więcćj nakazane, p onie­

waż i anglicy posiadający ju ż od dłuższego czasu ujście N igru, posuw ali swe panow anie coraz dalćj n ad tą rzeką i jój głów nym do­

pływ em Benuem , a naw et i niem cy k rz ą ­ tali się, aby w tych okolicach coś pozy­

skać.

W ro k u 1880 w ysłał rząd francuski k ap i­

tana G allieni z w ielką świtą i pod arunkam i do A hinada, su łtan a państw a Segu (Segu je s t jednem z m ahom etańskich państw zw a­

nych F ellata), aby A hm adow i zapropon ow ał p ro te k to ra t francuski. G allieni został w pra - wdzie złupionym przez dziki szczep Ban- b arra, stracił w ielu ludzi i całą św ietną w y­

praw ę, mimo to dostał się do su łtan a A h- m ada i zaw arł z nim pożądaną ugodę, przez co posiadłość francuska nad Senegalem ros- szerzyła się aż do górnego N igru. N atych­

m iast przenieśli francuzi n a N ig er kano- n ierkę, m ającą pośredniczyć pom iędzy T im ­ bu k tu i koloniją francuską.

Tym czasem i anglicy nie próżnow ali i bez najm niejszego rozgłosu posunęli swe pan o ­ wanie nad B enuem aż do Jo li (Yola), a nad N igrem do Gogo: tym czasowo zajęli oni tylko brzegi tych rzek, bo szło im przede- wszystkiem o zagarnięcie głów nój drogi handlow ej pom iędzy m orzem i k rajam i fel- latów. Z Gogo do T im b u k tu bliżćj, niż ze stacyi francuskiej w sułtanacie Segu, rzecz więc ciekawa, czy francuzi zdołają sprostać I

anglikom w posuw aniu etapów ku tem u m iastu. D la u łatw ien ia kom unikacyi po­

m iędzy górnym N igrem i Senegalem ma stanąć kolśj żelazna.

S tolicą Senegam bii je s t St. Louis, leżące na wyspie o dwie mile od ujścia Senegalu, z 15000 mieszkańców i znacznym handlem . K o m u n ik acy ja pom iędzy St. Louis a u j­

ściem Senegalu, k tórym spław iają tow ary z głębi k ra ju , je st n ader tru d n a, o kręty m u­

szą, chcąc się dostać na Senegal, p rz ep ły ­ wać ław icę piaszczystą, zm ieniającą wie­

cznie położenie i rozległość. Jeżeli to p rz e ­ płynięcie dla parow ców je s t tru dn e, staje się ono d la żaglowców wręcz niemożebne, skoro w miesiącach Styczniu, L utym i M a r­

cu stan wody się zm niejszy; o kręty za n u rza­

ją c e się w wodę głębićj niż na

1 2

stóp, nigdy do S enegalu nie mogą dopłynąć. Oprócz ław ic, straszliw e bałw any pow rotne tam ują żeglugę nadbrzeżną. C odzień rano muszą stern icy z St. L ouis w ytykać drogę przez b ary je rę piaszczystą, a głębokość wody trz e ­ ba m ierzyć długiem i żerdziam i, bo zw yczaj­

nej sondy dla silnych prądów użyć nie moż­

na; g u b e rn a to r w St. L ouis o trzym uje k il­

ka razy dziennie ra p o rty o stanie ław icy i ogłasza je dla u ży tk u żeglarzy.

R zeka Senegal rów nież w ielkie staw ia że­

gludze zapory; podczas okresu suszy w ięk­

sze statk i mogą posuwać się tylko do M a- fou, w czasie deszczów aż do B akel i M edi- ne, cały dalszy tra n sp o rt tow arów u sk u te­

czniają m ałe łodzie zwane pirogam i. W y ­ wóz sk ład a się ze złota, drzew a hebanow e­

go, indyga, piór strusich, baw ełny, żelaza, kości słoniow ej, a głów nie z g u taperk i, któ­

rej rocznie do trzech m ilijonów kilogram ów ek sp o rtu ją.

G ien e rał F aid h erb e, od ro ku 1852—1865 g u b ern ato r Senegam bii, wielkie około u lep ­ szenia stosunków kom unikacyjnych położył zasługi, p rzy sam ym przy ląd k u Zielonym założył on osadę D a k e r i rospoczął tam bu­

dowy po rtu, k tó ry je s t obecnie na ukończe­

niu, a da schronienie najw iększym okrętom ; z stolicą St. L ouis je s t D a k er połączony k o ­ leją żelazną.

G leba Senegam bii je s t urodzajna, ale k li­

mat dla europejczyków niezdrow y, b aw ią­

cy tam więc kupcy francuscy starają się

w ja k n a jk ró tsz y m czasie zbogacić i pow ró-

(9)

N r 45.

cić do ojczyzny; wogóle białych w Sene­

gam bii je s t niewielu, a pom iędzy niem i znaczna część urzędników i wojska.

N ad zatoką gw inejską m ają francuzi jesz­

cze kilka innych osad, podobnie j a k anglicy i niemcy; osady te m ają m niejsze, poczęści nieoznaczone jeszcze rozległości, nie bę­

dziemy ich więc szczegółowo wym ieniali.

Pom ijam y rów nież tam tejsze kolonije p o r­

tugalskie i hiszpańskie, gdyż nie jesteśm y w stanie zanotow ać ja k ie jk o lw ie k w now ­ szym czasie pow stałej zm iany.

O K ongu francuskiem była ju ż mowa, po­

zostają więc jeszcze dwie kolonije francu­

skie, je d n a na M adagaskarze, d ru g a przy cieśninie B ab el M andeb.— M adagaskar od­

k ry ł w roku 1506 A ulao Gonęalves i n a ­ zw ał go San Lourenęo; wybrzeża tej w y­

spy są płaskie, bez dogodnych przystani, dlatego om ijały ją okręty płynące do Indyj i była przez długi czas nieznaną. W n o ­ wszym czasie zwriedził ją w latach 1877—78 d r R u tenberg w różnych k ierunkach i zo­

stał zabitym przy B eraw i, po nim baw ili na M adagaskarze: d r H illeran d , d r K e ller i inni, a na podstaw ie ich opisów znam y dziś dokładnie topograficzne i klim atyczne stosunki M adagaskaru.

O d dosyć daw na zajęli w praw dzie fran ­ cuzi najw iększe w yspy około M adagaskaru, ja k R eunion, St. M arie, Nossi Bó i K om ory, jednakże na samym M adagaskarze u trw alili swój w pływ dopiero w skutek wojny z ple­

m ieniem H ow a, ukończonej pokojem 17 G ru ­ dnia 1885 r. Na własność zajęli francuzi tylko kilka m niejszych okolic, reszta pozo­

stała własnością panującego plem ienia H o- wasów, ale pod protekcyją F ran c y i. Ho- wasi są pochodzenia m alajskiego i zam iesz­

k u ją całe w schodnie wybrzeże, którego k l i ­ mat, bogata fauna i flora przypom inają o j­

czyznę m alajów , wyspy australsko-azyja- tyckie. R eszta plem ion, pochodzenia afry ­ kańskiego, zam ieszkuje płaskow zgórza za­

chodniego brzegu, suche i m iejscam i zupeł­

nie pozbawione wegietacyi; plem iona m u­

rzyńskie są pod zw ierzchnictw em H ow a- sów. F ran c u zi posiadają więc pośrednio p ro tek to ra t nad całą wyspą, k tó ra je st zna­

cznie większą niż F ran c y ja , ale ma tylko trzy m ilijony mieszkańców.

Co do wielkości zajętych obszarów posia-

713 dłości francuskie nad Bab el M andeb są ze w szystkich najmniejsze, bo obejm ują tylko jed n ę znaczniejszą osadę O bok i część w y­

brzeża zatoki T adżury; znaczenie ich pole­

ga głów nie na bliskości ważnej cieśniny m orskiej, przez którą prow adzi droga do In d y j, dlatego też i anglicy zajęli w je j środku wyspę P erim , a w pobliżu miasto portow e A d en, włosi zaś z tych samych po­

wodów usadowili się na północ cieśniny Bab el M andeb nad przystanią Assab i na wysepce M assaua.

O bok stał się w roku 1862 koloniją fra n ­ cuską, około jeg o urządzenia zasłużył się podróżnik francuski P . Soleillet podczas swych podróży nad zatoką T ad ż u rą i w k ró ­ lestw ie abisyńskiem Szoa, a śród tych zajęć naukow ych u m arł on w A fryce we W rz e ­ śniu 1886 roku. Oprócz w yłuszczonych celów politycznych Obok ma w ażny cel h an ­ dlowy, do niego chcą bowiem francuzi skie­

row ać handel z Szoą i z m iastem H a ra r, ogniskiem handlow em w k ra ja c h gallasów.

K ra je gallasów należą do n aju ro d z ajn iej­

szych w A fryce, stąd też. miasto H a ra r p ro ­ wadzi znaczny handel, jego ludność wynosi 38000 m ieszkańców a roczny bilans han d lo ­ wy dochodzi do 30 m ilijonów franków , w dniach targow ych grom adzi się np. w H a - rarze około 400 0 gallasów. A le i Szoa, niegdyś część Abissynii, od X V I stulecia samodzielne królestw o, je st bogata w różne płody przydatne na wywóz, ja k kaw a i kość słoniowa, w k tó rą się szoańczycy za o p atru ­ ją na sw ych w ypraw ach w ojennych; dowóz

europejski składa się z broni i ubiorów.

P odróżnicy u trzy m u ją n aw et, że klim at Szoy i A bisynii wogóle jest bardzo zdrow y i zbliżony do włoskiego, europejczycy mo­

gliby się tam n a stałe osiedlać.

Niedaw no odkryli francuzi w pobliżu swego w ybrzeża n ad T adżurą bogate po­

kłady soli przy jezio rze B ahr Assal, oddalo- nem na 17 km od brzegu; krajow cy ju ż da­

wno tam sól w ydobyw ali i rozw ozili po ca­

łej północno-w schodniej A fryce. W ydoby­

wanie je s t nadzwyczaj łatwe, żeby zaś tę sól tanio dostawiać do brzegu, potrzebna jest k ró tk a kolej żelazna, dla której teren nie przedstaw ia żadnych trudności. D a ­ wniejsze pom iary półko wnika C hristop hera w ykazały, że A ssal leży o 174 m poniżej

W S Z E C H Ś W I A T .

(10)

714 N r 45.

pow ierzchni m orza, byłaby to po brzegach m orza M artw ego najgłębsza depresyja na ziemi. P ono w ne b adania i pom iary je z io ra A ssab prow adzi z polecenia rz ąd u inżynier Sunis.

P ierw sza koloniją w łoska w A fryce i w ła­

ściwie jed y n a ko lo n iją tego państw a p o ­ w stała nad zatok ą Aasab; zak upiona w ro ­ ku 1869 przez tow arzystw o żeglugi p arow śj R ubattin o od rz ąd u egipskiego, w r. 1882 uzn an ą została przez rz ąd włoski za jeg o własność. N ad okolicam i n a północ od A ssab p rz y ję li włosi tylko p ro tek to ra t, M assaua zaś i w yspy D ah lak są je d y n ie a d ­ m inistrow ane przez rząd włoski, poniew aż należą do E gip tu . R ząd egipski za p ro te­

stow ał w praw dzie przeciw tem u sam ow ol­

nem u w zięciu w adm inistracyją jego w ła­

sności, ale pro test nie odniósł skutku; je st- t.o zresztą ta sama form a zajęcia, jak ićj użyli anglicy na C yprze, a au stry jacy w B o ­ śni i H ercogow inie.

J a k francuzi ta k i włosi, oprócz polity cz­

nego celu, m ieli przy zak ład an iu kolonii głów nie h an d el z A bisyniją n a oku, p ier-

j

wsi jednakże więcój w tym względzie m ają powodzenia. M assaua je s t w praw dzie n a j- | bliższym portem A bisynii północnej, ale ta nie je s t tak bogata, ja k południow a, skąd

J

do kolonij francuskich najbliższa droga, A ssab leży dalej n a południe, ale i on n ie­

m a w edług znaw ców przyszłości. Do nie­

pow odzenia włochów przyczyn ia się nie­

m ało ich stosunek do abisyńczyków , k tó ry p rzed niedaw nym czasem naw et w w e­

w nętrzn ej polityce W łoch ważną o d egrał rolę.

Nie podobało się abisyńczykom , że włosi stali się panam i w ybrzeża i chcieli im się narzu cić za pośredników w h an d lu z E u r o ­ pą, być też może, że i inne pań stw a n ie­

sprzy jające włochom w płynęły na abisyń­

czyków; w S tyczn iu r. b. uderzyli oni pod dow ództw em R as A lu li znienacka na od ­ dział w łoski, po dążający w sile 540 ludzi na odsiecz zagrożonej forteczce S aati. S iły abisyńskie m iały w ynosić około 8000 ludzi, oddział więc włoski został praw ie cały w pień w ycięty mimo dzielnej obrony, bo, ja k opow iada k ap itan M ich e lin i, je d e n z n ie­

w ielu u rato w an y ch , sami abisyńczycy p rz y ­ znali z podziwem , że włosi stali, ja k b y

w ziemię wrośli, opierając się „jak u p arte w ielbłądy , których z miejsca nie można r u ­ szy ć” . K lęska włochów zachw iała całą ieh kolonizacyją, bo przyszłość kolonii nad m o­

rzem C zerw onem polega n a dobrych sto­

sun kach z A bisyniją.

O prócz zajść politycznych m ają kolonije włoskie, a p raw ie tak samo i francuskie, dw ie in ne trudności do pokonania: b arb a­

rzyńskie usposobienie plem ion m ieszkają­

cych pom iędzy brzegiem i A bisyniją, oraz k lim a t w ybrzeża. Jak ie trudności n apo ty ­ ka podróżny u tych plem ion, w ynika ju ż stąd , że włosi przez jedenaście la t nie szczę­

dzili ofiar, aby zbadać k ra je leżące na wschód i południe od A bisynii, a jed n ak celu nie dopięli. W roku 1876 w ysłali oni w ielką w ypraw ę naukow ą pod dowódz­

tw em m arkiza A n tin o ri i odtąd coraz nowi w ystępow ali tam pracow nicy, a wielka ich część poległa z rą k dzikich mieszkańców.

Jeszcze przed w łocham i poległ w roku 1875 niedaleko jezio ra A ssal sław ny p o ­ dróżnik, a ówczesny g u b ern ato r egipski w M assaua, M unzinger, szw ajcar, z całym oddziałem wojskowym ; dalej na północ zgi­

n ęli włosi, G iulietti w ro k u 1881, a B ianchi w r. 1884, in ny podróżnik, k ap itan Cecchi w trącony został przez królow ę k ra ik u G e­

ra do więzienia i tylko królow i Szoy, Me- nilekow i I I zaw dzięcza swe uw olnienie.

M enilek w ystępow ał ju ż daw niej zab or­

czo, uw ięzienie Cecchiego dało pożądany powód do zaw ojow ania n ietylko G ery, ale i w ielu in ny ch państew ek na południe od

i

Szoy leżących, niedaw no zaś doszła do E u ­ ro p y wiadomość, że zdobył on także miasto H a r a r i złu p ił j e podobno do szczętu, a na tro n ie H a ra ru chce osadzić oddanego sobie naczelnika. Chociaż przez to handel tego em poryjum znacznie ucierpi, spodziew ają się z drugiej stro ny , że rosszerzenie p a n o ­ w ania abisyńczyków nad dzikiem i szezepa-

| mi gallasów poskrom i je i odda kom uni- kacyi handlow ćj i badaniom naukow ym

| w ielkie przysług i.

K lim a t południow ej części wybrzeża nad m orzem C zerw onem je s t gorący i suchy, deszcze p ad ają nadzw yczaj rzadko i krótko, dopiero wyżej wznoszące się k raje abisyń­

skie i gallasów m ają opady atm osferyczne

przez ro k cały. F ran cu ski O bok ma naj-

(11)

N r 45. WSZECHŚWIAT. 715 więcej wody słodkiej, więcej naw et niż a n ­

gielski A den i włoski Assab, ale nie dosyć, żeby m ógł w nią, zaopatryw ać reg u larn ie okręty płynące do In d y j, ziemia zaś w oko­

licy O boka je st nieurodzajna. W ysokość tem p eratu ry nie została dotąd system aty­

cznie zbadana; po dróżnik au stry jac k i P au- litschke, k tó ry zw iedził w ro k u 1885 okoli­

cę pom iędzy brzegiem i H a rarem , zanoto­

w ał wysokość term om etru n a wybrzeżu, w południe, w Styczniu 30°—32° C, latem podnosi się tem peratu ra bezw ątpienia zn a­

cznie wyżej.

Skończyw szy p rzegląd kolonij francu­

skich i włoskich, zapiszem y jeszcze n a j­

nowszy nab ytek w tych okolicach; w P a ź ­ dzierniku m ianow icie 1886 ro k u zajęli a n ­ glicy na własność w yspę S okotrę p rzy p rzy ­ lądku G uardafui, zam ieszkałą przez

1 2 0 0 0

arabów i sław ną ze sw ych aloesów.

(dok. nast.).

D r N adm orski.

CZERWONE ZABARWIENIE

Z A C H O D Z Ą C E G O S Ł O Ń C A .

P isząc niedaw no o udziale p y łu w o b ja­

wach elektrycznych atm osfery (W szec h ­ św iat z r. b. str. 658), wspomnieliśmy, że i zjaw iska barw ne w górnych w arstw ach a t­

m osfery przez p y ł są powodowane. W szcze­

gólności, co się tyczy czerw onego zabarw ie­

n ia słońca, gdy ono się blisko poziomu z n a j­

duje, tłum aczą to bardzo w yraźnie teorety­

czne badania lorda R ay leig h a i dośw iad­

czenia kap itan a A bneya. G dy m ianowicie prom ienie słoneczne przechodzą przez ciecz bezbarw ną lub gaz bezbarw ny, w którym zawieszone są cząsteczki tak drobne, że w y­

m iary ich zestawiać można z długością fal św iatła, to prom ienie przez podobne środki m ętne przechodzą tem łatwiej, im znaczniej­

sze są długości ich fal. P rom ienie przeto czerw one, które polegają n a falach n ajd łu ż­

szych, przeb iegają je w stosunku najw yż­

szym, niebieskie natom iast u legają p rz e­

w ażnie odbiciu i rosproszeniu. Szczegól­

niej przekonyw ające są niektóre dośw iad­

czenia A bneya. Prom ienie słoneczne p rz e­

chodzące przez szczelinę pi-zepuszczają się przez pryzm at i w ydają na zasłonie widmo;

następnie um ieszcza się przed szczeliną ros- tw ó r wodny podsiarczanu sodu, do którego kroplam i dopuszcza się kw as solny; tym sposobem siark a wydziela się w postaci n ad ­ zwyczaj drobnych cząsteczek, skąd ciecz otrzym uje w ejrzenie mętne, mleczne.- W te ­ dy, w m iarę ja k zm ętnienie w zrasta, niknie n ajpierw koniec fijoletowy widm a, n astę­

pnie część jeg o niebieska, zielona i t. d., aż wreszcie gaśnie i barw a czerwona. D o ­ świadczenie to łatw o daje się wykonać, a podobnąż ciecz m ętną można też o trzy ­ mać, w prow adzając zw olna do wody ros- tw ór alkoholowy m astyksu; m astyks bowiem je st w wodzie nierospuszczalny i w ydziela się także w drobniutkich cząsteczkach. Do doświadczeń tych posługiw ał się naw et A bney dym em tytuniow ym .

G rubość w arstw y takiego środka m ętne­

go ma oczywiście w pływ na ilość przecho­

dzących prom ieni czyli na jasność różnych części widm a, — ilość wszakże gasnących prom ieni nie je s t do grubości w arstw y p ro - porcyjonalną. Zachodzi tu mianowicie p r a ­ wo podobne, ja k i przy zw ykłem pochła­

nianiu św iatła; jeżeli, dajm y, w arstw a g ru ­ bości

1

cm zm niejsza jasność pewnój oko­

licy widma do % , to w arstw a

2

cm p rz e ­ puszcza tylko '/o, a w arstw a 3 cm tylko 'A i jasności pierw o tn ej. Możemy tu sobie w y ­ obrażać, że przy w arstw ie n a

2

cm grubej ju ż pierw szy centym etr zm niejsza natężenie do 'l3, a przechodząca dalej ta trzecia część św iatła przez dru g i centym etr znow u w tym ­ że samym osłabia się stosunku, w ogólności przeto pozostaje tylko '/o pierw otnego n a ­ tężenia światła.

Zasady te obejm ują wyjaśnienie czerw o­

nego blasku słońca, przy jego wschodzie lub zachodzie. W iadom o dobrze, że atm osfera w ypełniona je s t drobnem i cząsteczkam i p y ­ łu, pęcherzykam i wodnemi lub też za ro d ­ kam i organicznem u m aleńkie te ciałka nie m ogą się z pod działania siły ciężkości u su ­ nąć, dlatego w w arstw ach dolnych pow ie­

trz a są one obfitsze, aniżeli w górnych. G dy

słońce je s t blisko poziomu, prom ienie jego

(12)

716 W SZECHŚW IAT. N r 45.

przebiegają, dłuższą drogę w atm osferze i to właśnie przez w arstw y dolne, obfitujące najw ięcej w drobne cząsteczki; prom ienie zatem czerw one słabiej u leg ają rosprasza- niu aniżeli niebieskie, p rz ed zierają się przez pow ietrze łatw iej i n adają słońcu zab arw ie­

nie czerw one. P odobnież i w zim ie słońce, z powrodu niższego swego na niebie stan o ­ w iska i p rz y po w ietrzu w ogólności silniej zamąconem, nadsyła nam stosunkow o więcej prom ieni czerw onych a m niej niebieskich, aniżeli w lecie.

P o tw ie rd za to zestaw ienie obserw acyj, dokonanych przez k ap itan a A bney w p ra ­ cow ni jego w S outh K e nsing ton w lecie i w zimie, z obserw acyjam i prow adzonem i na szczycie Riffel w S zw ajcaryi, w znoszą­

cym się do wysokości

2

500 m. W p ra ­ cowni, dokąd przybyw ały prom ienie po przejściu w arstw dolnych pow ietrza, w szyst­

kie części składow e św iatła słonecznego były osłabione, ale w stosunku zgo ła innym w zim ie aniżeli w lecie. W porze p o łu ­ dniowej m ianow icie 21 L ip ca skład św iatła słonecznego w pracow ni okazał, w p o ró ­ w naniu ze składem św iatła słonecznego na górze Riffel 15 W rześnia,

‘/ 2

prom ieni fijo- letow ych,

3/ 4

zielonych i

l o / 2 0

czerw onych;

w dniu zaś 23 G ru d n ia w pracow ni o trzy ­ m ano zaledw ie

' / 1 0

część prom ieni fijoleto- wych,

1/ 3

zielonych a 3/ i czerw onych tych ilości, ja k ie św iatło słoneczne zaw ierało na górze. O kazuje to, o ile uboższem je st w prom ienie fijoletow e św iatło zimowe w po­

rów naniu z letniem .

P rom ienie niebieskie św iatła słonecznego ro sp raszają się silniej aniżeli czerw one, ale to m a miejsce, ja k w idzieliśm y, głów nie w w arstw ach dolnych atm osfery; stąd to pochodzi, że w górach niebo ma zab arw ie­

nie p raw ie ciem nobłękitne, co m u n ad aje w ejrzenie bardziej ponure, aniżeli z po­

w ierzchni ziem i. W krajo b razach górskich dalśj cień je s t czarniejszy, aniżeli w okoli­

cach niższych, o d g ranicza się daleko ostrzej od m iejsc św iatłem słonecznem oblanych;

cień ten bowiem ośw ietlony być może je d y ­ nie przez św iatło odbite od przedm iotów otaczających, gdy bliżćj pow ierzchni ziemi, gdzie nie dochodzą bespośrednie prom ienie słoneczne, w dziera się obficie św iatło ros- proszone, co łagodzi sprzeczność m iędzy

cieniem a jasnością. O koliczność ta należy do względów optycznych, na k tóre m alarze uw agę zw racać winni.

T. R .

SPRAWOZDANIE.

R. Zuber. Skaty wybuchowe z okolic Krzeszowa.

A u to r uw aża zgodnie ze zdaniem R om era i A ltha skały krzeszow ickie za należące do epoki perm - skiej ')• S kala w M iękini leży na łu p k u w ęglo­

w ym , w stro p ie zaś m a m artw ice porfirowe, a d a ­ lej w apień tryjasow y i ju rajsk i. W Zalasie obna­

żenie n ie je s t dość w yraźnem —w spągu łu p k i wę­

glowe, w stropie ju ra . Na Tenczyńskiej górze Z am kow ej m elafir p rzeb ił łupki węglowe. Z me- lafiru sk ład a się rów nież pasm o wzgórz pom iędzy R egulicam i, Kwaczałą, i Alwerniją,. — W arstw a m elafiru leży n a piaskach, k tó re d r Z. do perm - skiej form acyi zalicza. W Porębie m elafir po k ry ­ w ają m artw ice. Pod względem petrograficznym skały krzeszow ickie należą do dw u typów : porfi­

r u syjenitow ego (Zalas, M ięk in ia2) i melafiru (Ten- c z y n , R eg u lice, K w aezała, A lw ernija, P oręba).

A nalizy chem iczne dały rezu ltaty następujące:

Zalas. M iękinia. T enczynek. Poręba.

i. ir.

S k ała świeża, Skała zw ietrza- zielonkowo- ła, szara, z czer- szara w onem i p lam ­

k am i

C. wł. 2,G6 C.w. 2,68 C.w. 2,79 C.w.2,78 SiO, — 59,82 - 68,45 — 65,82 — 54,93 — 50,63 A12Ó3 — 17,89 — 12,40 — 15,94 — 17,73 — 15,59 F e 20 3 — 4,43 — 4,20 — 5,06 — 13,55 — 10,37 CaO — 3,81 — 1,53 — 1,65 — 4,85 — 6,62 MgO — 1,74 — 0,67 — ślady — 0,80 — 3,03 MnO — śla d y — ślady m ocny ślad 2,92 K 20 — 6,21 — 5,91 — 6,17 — 2,89 — 4,98 N a20 — 4,27 — 4,36 - 3,54 — 4,94 — 4,96 w ody — 2,01 — 1,24 — 1,85 — 0,96 —

100,18 98,76 100,03 100,15 99,10 W porfirze Nr II z Zalasu i z Migkini p rodukty ro sk ład u skał zwykłe: kw arc, opal (podług autora k ao lin ) h em aty t, lim onit.

J . S.

') D r Bieniasz m niem a przeciw nie, że skały te p rzeciu ają skały try jaso w e, a są slarszem i od b ru ­ n atn ej ju ry (R ospr. i sprawozd. A kad. Um. t. X II, str. 231 i 238;.

2) i R ybna. (Przyp. spr.).

(13)

N r 45. w s z e c h ś w i a t . 717

K B G H fK A H A tIK G W A ,

FIZY KA .

— Okonit — jestto nazw a nowej substancyi cdo- sobniającej, którą, sig obecnie silnie zajm u ją w Ame­

ryce. Używano jej już daw no na tk a n in y nieprze­

m akalne, lubo po długiem w ystaw ieniu na działa­

nie w ody, w reszcie ją przepuszcza. P. J. J. 0.

Sm ith z Passaic (New - Jersey ) zbadał bliżej te n m a te ry ja t i otrzym ał po w ielu usiłow aniach p ro ­ d u k t zupełnie nieprzem akalny, k tó ry je s t zarazem dobrym izolatorem elektryczności. Skład okonitu je s t tajem nicą w ynalascy, w iadom o jed n ak , że za­

wiera 0,38 kauczuku i 0,62 węglowodorów n a tu ­ raln y ch , oraz tlenków i krzem ianów . Otacza się nim d ru ty w postaci pochwy; opór jego e le k try ­ czny m aleje w raz z te m p e ra tu rą , ale jeszcze w te m ­ p eratu rach stosunkow o wysokich dosyć je s t zna­

czny. (Rev. Scient.).

T. II.

FIZYKA KULI Z IE M SK IE J.

— Gęstość ziem i. W spom inaliśm y niedaw no o no- w em oznaczeniu gęstości ziem i przez W ilfinga, w astroflzycznem o bserw atoryjum w Potsdam ie.

Z najdujem y teraz w iadomość, że podobneż b ad a­

nia prow adzą obecnie K onig i R ic h a rtz w jednej z kazam at w Spandau w edług m eto d y , którą uw a­

żać m ożna za zm ienioną nieco m etodę Jollyego.

N a jed n em z ram ion wagi zawieszone są dwa t a ­ lerze tak , że pom iędzy niem i um ieszczoną być może znaczna b ry ła ołowiana. Jed en i te n sam ciężarek um ieszcza się naprzem ian n a talerzy k u górnym i dolnym: w pierw szym razie w pływ m a­

sy ołowiu w spółdziała z przyciąganiem ziemi, w drugim razie działa w kierunku przeciw nym , różnica oba objawów pozwala ocenić przyciąganie tej b ry ły ołow ianej, k tó rej ciężar je s t znany, a da­

ne te, w sposób w iadom y, pozw alają masę ziemi obliczyć. B adania te dotąd ukończone nie zostały.

S. K.

METEOROLOGIJA.

— Ruch cyklonów. J a k wiadomo, z n an y a stro ­ nom francuski F aye, w brew poglądom ogółu m e­

teorologów, u trzy m u je, że trą b y , to rn a d y i cyklo­

ny ch arak tery zu ją się ruch em zstępującym , nie zaś w stępującym . K w estyją tę porusza on często na posiedzeniach ak ad em ii nauk, a o statn io m iał też sposobność k ilk ak ro tn ie o n ią p o trącać. Do­

wodzi on, że to pozornie tylko w ydaje się św iad­

kom naocznym , jak o b y w oda w tr ą b ie wznosiła się w górę, w iru jąc w m glistej rurze; że to je s t rzecz niem ożliwa, ab y r u r a z m gły je d y n ie utw o­

rzona m ogła w przejściu przez jezioro pompować tysiące to n wody, pociągać ją w szybkim swym ru c h u i z ładunkiem ty m biedź rów nie prędko ja k poprzednio. T rą b a otoczona m głą nieprzezroczy­

stą nie dozwala nic widzieć, co się w je j w nętrzu dzieje, w oda zaś nie wznosi się w górę ku chm u­

rom , ale przeciwnie, je st gw ałtow nie w około t r ą ­ by rozlew ana. Z łudzenie to, w edług p. F aye p o ­ chodzi stąd, że obserw ator odnosi do w nętrza t r ą ­ by ruchy, które rzeczyw iście są zew nętrzne w zglę­

dem niej. T ak samo gdy szrubę pionową, w spar­

tą na podstaw ie poziomej, szybko obracam y, w y ­ daje się, jak b y jej skręty ciągle się wysuwały;

skręcony pręcik szklany, ożywiony ruchem o bro­

towym, m a zupełnie w ejrzenie w ypływ ającej wo­

dy. Dosyć wszakże um ieścić d robny znaczek na którym kolw iek skręcie, aby się przekonać, że tu zachodzi tylko obrót, a nie przesuw anie. P rz y ­ czyna tego złudzenia zresztą je s t prosta, każdy półskręt przed n i p rzy obrocie szruby zastępuje się p ó łsk rętsm tylnym , k tó ry p rzypada nieco wyżej;

półskręty tedy, w idziane zosobna i razem , m ają pozór wznoszenia się w górę.

Dla odtw orzenia sztucznego tr ą b y zbudow ał pan Colladon p rzy rząd , składający się z walca w ypeł­

nionego wodą, w której zanurzone je st koło o ło ­ patk ach poziom ych; skoro koło to zostaje w pra­

wione w obrót, ru ch pyłu, umieszczonego na dnie naczynia, w ykazuje, że w osi w alca istnieje ru c h w stępujący z lekkim obrotem . P. Colladon w no­

si stąd, że trą b y posiadają istotnie ru ch w stępu­

jący-

P. Faye, uznając pomysłowość dośw iadczenia te ­ go, przytacza jed n ak , że p. Bezold, d y re k to r ob­

serw atoryjum meteorologicznego berlińskiego w sze­

regu ciekawych dośw iadczeń w ytw orzył przeciw ­ nie ru ch zstępujący w k ierunku o s i,— je d n ak o ­ woż ani je d e n ani d rugi z ty ch e k sp ery m en tato ­ rów nie zdołał urzeczyw istnić trą b y , której ko­

nieczny w arunek stanow i przesuw anie s'ę z m iej- ca na m iejsce, zatem ru ch , którego w gabinecie fizycznym urzeczyw istnić nie można. T eoryją zaś swoję, mówi F aye, o p arł on na objaw ach rzeczy­

wiście zachodzących w atm osferze i dających się zaobserwow ać w p rą d a c h wody. T rą b y i cyklo­

n y w irują przy posuw aniu się; bez złudzenia wi­

dzim y, że schodzą aż do pow ierzchni ziemi i w y­

w ierają na n ią swe działanie, a te o ry ja zupełnego cyklonu, poruszającego się w p rądzie, który go w y ­ tw orzył, w raz ze wszystkiemi dodatkam i, jak ie się w koło niego tw orzą, daje klucz do całej m eteoro­

logii, zwanej dynam iczną.

Doświadczenia zresztą zarówno Colladona, ja k i podane niedaw no w piśm ie naszem W cyhera (str. 321 r . b ) kw estyi wirów zgoła n ie rosstrzy- gają, a p. Boillot, zm ieniw szy nieco urządzenie ty ch aparatów , otrzym ał zapomocą nich w iry z s tę ­ pujące. W przyrządzie Colladona w ystarcza opu­

szczenie koła łopatkow ego na dno naczynia n a p e ł­

nionego wodą, której pow ierzchnię pokryw a się w arstw ą lżejszej od niej cieczy, oliwą lub alkoho­

lem zabarw ionym ; ciecz zabarw iona schodzi w te­

dy w postaci trą b y rzeczyw istej, z częścią węższą zwróconą ku dołowi. Gdy koło znajduje się w śro d ­ ku zbiornika, tw orzą się dwie trą b y , je d n a scho­

dząca, druga wznosząca się w górę, któ re się ł ą ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bardzo intuicyjny interfejs operator- maszyna, który oferuje wszystkie możliwości obsługi maszyny, ponieważ zawiera możliwość regulacji parametrów cięcia z tego samego

W ełna ma nadto tę zaletę, że wodę, ustawicznie w postaci potu przez skórę występującą, zwolna tylko więzi, odbierając ciału do ewaporacyi potrzebne

ze schematem układu do wpisywania nazw elementów układu lub jego funkcji oraz wyjaśnia, dlaczego oddychamy przez nos, co to jest smog, które zmysły pozwolą nam określić kiedy

które pow stają przez uginanie prom ieni, przechodzących przez wyższe w arstw y obłoczków, osięgają przy pew nej odległości tych w arstw najw iększą jasność,

59 The development of corporate tourism in Poland in the period of 2009–2014..

Kiedy rodzice przenieśli się do Lublina.. Gdzieś w 1925 czy

Wiązania σ (sp 2 ) są „zlokalizowane” i tworzą sztywny szkielet, natomiast elektrony tworzące wiązania π są zdelokalizowane.. Funkcje te odpowiadają falom biegnącym

Wykazanie nieprawdziwości poglądu w rodzaju: skoro metal składa się z jednej części ziemi i jednej części ognia, a złoto składa się z jednej części ziemi i dwóch części