,N°. 1 4 . Warszawa, d. 3 Kwietnia 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK P O P U LA R N Y , POŚWIĘCONY NAUKOM P RZYROD NIC ZYM .
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanow ią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniewski, J. N atanson,
D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślosarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść ma jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/jj
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
^ d r e s IRed-alccyi: K rakow skie-P rzedm ieście, USTr ee .
Ś. p. THOF1L ŻEPRAW SKI.
210 W SZ E C H ŚW IA T. N r 14.
TEOFIL ZEBRAWSKI.
Chow ano w K rakow ie dnia 8 L utego r. b.
męża, nad którego trumną, słusznie p ow ie
dział prezes akadem ii, M ajer:
„Teofila Z ebraw skiego nigdy nie w idzia
no tam , gdzie w alczono frazesam i, zawsze zaś on był pierw szy tam, gdzie pracą, isto tną, trzeba było n ad łożyć”.
U ro dzon y d. 5 K w ietnia 1800 r. w W o j
niczu w rodzinie szlacheckiej, Teofil S zelu- ta-Z ebraw ski kształcił się naprzód w liceum krakow skiem , następnie studyjow ał na u n i
wersytecie Jagielońskim , lecz w roku 1821 przeszedł do szkoły górniczej w K ielcach, po ukończeniu którój w stąpił do w ojska polskiego, ja k o kon d u k to r kw aterm istrzow - stw a, czyli, ja k dziś mówimy, sztabu giene- ralnego. B ra ł udział w różnych pracach inżynierskich, a w szczególności gieodezyj- nych, odnoszących się do W isły od W arsza
wy do T orunia, do l>uga od U ściługa do ujścia, nakoniec do okolicy m iędzy W iliją, Św iętą i I-iokiją. Za wojenne zasługi o trzy m ał stopień kapitana kw aterm istrzow stw a i krzyż y irtu ti m ilitari.
W końcu ro k u 1831 kap itan Z ebraw ski zasiadł znów na ław ach szkolnych w un i
w ersytecie Jagielońskim , a w ro ku 1832 po zdaniu egzam inów uzyskał stopień doktora filozofii. W spisie w ykładów uniw ersytec
kich na r. a. 1832 — 3 znajdujem y zapo
wiedź, że d r Z ebraw ski prow adzić będzie k u rs gieodezyi i topografii. W roku jed n ak następnym i dalszych tak ten k u rs, ja k i to nazw isko ju ż się w spisach w ykładów nie pojaw iają. P o ustąpieniu z u n iw ersytetu w r. 1842 K a ro la Ilu b eg o , ubiegał się Że
b ra wski o w akującą k ated rę m atem atyki elem entarn ej. P ro fesu rę otrzym ał ówcze
sny a d ju n k t obserw atoryjum astronom icz
nego, J a n K a n ty Steczkow ski, znany au to r później ogłoszonych podręczników m atem a
tycznych i astronom ii p opularnej, k tóry ju ż od r. 1833 w ykładał na uniw ersytecie nie
które działy m atem atyki. Z ebraw ski zaś objął w r. 1842 urząd inspek to ra kom uni- kacyj wodnych wolnego m iasta K ra k o w a
| i jeg o okręgu. P o miejscowej zawierusze w r. 1846 w yjechał do Belgii, gdzie z zam i
łow aniem szperał w archiw ach, oraz stu dy jo w a ł arch itek tu rę, czem się także zajm o
w ał w pow rotnej podróży do K rakow a, w r. 1848, gdzie objął ponownie swój urząd, którego ostatecznie pozbawiono go podczas germ anizacyi w r. 1853.
W k ró tce po powrocie do K rakow a, w ro ku 1849, u zy sk ał patent na budowniczego, tak, że po stracie urzędu m iał przed sobą in ne pole prak tyczne otw arte. Jednocze
śnie je d n a k Z ebraw ski rospoczyna pracę na innych polach, ja k zaraz zobaczymy, bardzo od siebie dalekich, a swe badania tak pro
wadzi, że spis chronologicznie ułożonych je g o ro spraw i dzieł przedstaw ia dziw ną m ięszaninę. M im o to, każda jeg o praca jest pow ażna, dzięki sum ienności wielkiej w je j przeprow adzeniu, widocznem u poznaniu o d pow iedniej lite ratu ry , oraz nieszczędzeniu sobie zachodów z wyjaśnieniem szczegółów, N aogół biorąc, jeg o praca w k ieru nk u ar- cheologiczno-historycznym je st może cen
niejsza od działalności n a p o ili m atem atycz- no-technicznem i zoologicznem. Słusznie też przy tw orzeniu akadem ii um iejętności w K rak o w ie w ybrano go na członka w y
działu filologicznego, lecz w krótce sam Ze
braw ski ze ś. p. Skoblem przem ienili w i działy, w skutek czego Zebraw ski przeszedł do w ydziału m atem atyczno-przyrodniczego.
Szczegół ten najlepiej może ch araktery zuje różnostronną Zebraw skiego działalność.
A b y o nićj dać pojęcie, przejrzym y ją pobieżnie w edług działów, pod które podcią
gnąć j ą można.
J a k o arch itek t, Zebraw ski był bardzo czynny ta k w K rakow ie ja k i w okolicy'.
N ajw ażniejszem pod tym względem jego dziełem , bezwrątpienia, jest odbudow anie, po w ielkim pożarze K rak o w a w r. 1850, sta ro żytnego kościoła dom inikanów , zniszczone
go wówczas zupełnie. D zięki głównie fun
duszowi, udzielonem u przez hr. A ugustow ą P oto cką, pod opieką tow arzystw a naukow e
go troskliw ie tę piękną św iątynią z gruzów w zniesiono, a całą robotą kierow ał Z eb raw ski drobiazgow o, pedantycznie niem al. Z a
znaczyć tu należy, że szpecący j ą dziś w iel
ki o łtarz pow stał ju ż później, niezależnie od Zebraw skiego. P ię k n e ^ i m ają być w ysta-
N r 14. w s z e c h ś w i a t. . 211 wionę przezeń kościoły g otyck ie, jed en
w U strobnśj, przy wejściu do doliny K ro sna, drugi w Ju rk o w ie pod W iślica. B ył czynnym pom ocnikiem profesora L epkow - skiego przy porządkow aniu grobów k rólew skich na W aw elu, b ra ł u d ział gorliw y w od
nowieniu sławnego o łtarza wielkiego w ko
ściele M aryjackim , oraz kierow ał restaura- cyją o łtarza św. J a n a w kościele św. F lo - ryjana, któ ry to o łtarz ma być rów nież d łu ta W ita Stwosza. T u należy wspomnieć 0 czynnym jeg o udziale 40-letnim w kom i
tecie opieki m ogiłą K ościuszki i k ilk u n asto letnim w komisy i plantacy jn ej. Do budo
w nictw a należą dwie jeg o prace: „Odpo
wiedź na uwagi p. E d. Stehlika, dotyczące obecnój budow y kościoła św. T ró jcy (dom i
nikanów ) w K ra k o w ie” (K raków , 18155) 1 „W iadomość o ołtarzu św. J a n a C hrzcicie
la, dziele W ita Stw osza” (Cieszyn, 1870, a poniem iecku w r. 1881 w M ittheilungen centralnój komisyi konserw atorskiej w W ie dniu).
Ze studyjów sw ych inżynierskich wydał:
„O moście wiszącym pom ysłu Teofila Że- braw skiego” (K raków , 1841, 8-vo, str. 41 z tabl.). W rospraw ie tćj Zebraw ski p ro je k tu je i oblicza most, połączony z dwiema param i łuków , opierających się na słupach, w ystaw ionych na brzegach rzeki, tak, że z każdej strony mostu zn ajd u ją się dwa łu - ki, z których jed en je st w górę, a drugi na dół wygięty w ten sposób, że każdy z nich przedstaw ia tak zw aną liniją łańcuchową, a w obu końcach te dw a łuki są z sobą spo
jone na owych słupach n a brzegach rzeki.
N adto ogłosił rzecz „O przyczynach w yko
lejania pociągów na drogach żelaznycli i środkach zapobiegania tem u” (Roczniki towarz. nauk. krak., 1850). T u miejsce na wzmiankę o jego mapach: okręgu wolnego miasta K ra k o w a (1833, 1843), m iasta K ra kow a (1836), zdrojow isk lekarskich w G ali- cyi i B ukow inie (1862). C hyba również tu zaznaczym y jeg o pom ysły „N arząd do p rę d kiego ogrzew ania wody m ineralnej do p i
cia” (K raków , 1860, odbitka z C zasu), któ
ry według autora wspom nienia o Z ebraw - skim w Kłosach (z r. b. N r 1131) ma być dotąd używ any w Czechach i w G alicyi.
Jeszcze w peryjodzie między rokiem 1832 a 1842, pod w pływ em E streich era, profeso-
! ra nauk przyrodniczych na uniw ersytecie Jagielońskim , Zebraw ski zn alazł czas na studyja w kierunku zoologicznym. O trzy -
j mawszy zaś w darze, po śmierci E streich e-
| ra, od jego rodziny cenny zbiór owadów, zdeterm inow ał go i starannie powiększał przez czas długi. Owocem tych system a
tycznych zajęć było naprzód dzieło „O w a
dy łuskoskrzydłe czyli m otylow ate okolic K rakow a, zebrał i w edług własnego uk ład u opisał...” (K raków , 1860, nakł. lir. W łodz.
Dzieduszyckiego, 8-vo, str. 354 i 12 tablic), a następnie dopełnienia: „Spis owadów łu- skoskrzydłych z okolic K rakow a“ , „Pierw - szv“ i „D rugi dodatek do spisu owadów m o- tylow atych z okolic K ra k o w a ” (w S praw o
zdaniach komisyi fizyjograficznej z lat 1867, 1868 i 1878). P ró cz tego ogłosił: „O cety- nówce jo d lan ce” (K raków , 1858) i „O bo
brach” (K raków , 1864).
P race m atem atyczne Zebraw ski ogłosił następujące: „K ilka zadań z gieom etryi wy- kreślnój z przykładem zastosow ania po
wierzchni wichrow atych w ciesiołce” (K ra ków , 1847, 8-vo, str. 19 i 4 tablice). Ros-
| praw ka ta je s t owocem sum iennego prze- studyjow ania znanej gieom etryi w ykreślnej Sapalskiego, do której kilku ustępów Że- braw ski podaje tu pew ne popraw ki lub uzupełniające wyjaśnienia, a prócz tego za
stanaw ia się nad niezw ykłem wiązaniem l ścian drew nianych w niektórych domach [ przedm ieścia K ow na, zwanego Słobodą i wy
jaśn ia je w zw iązku z jedny m z rozważa
nych uprzednio w tej rospraw ce zadań. „Po-
| czątkowe wiadomości z gieom etryi dla p ra ktycznego użytku. Czę^ć I. P la n im e try ja ” (K raków , 1849, 16-o, str. 85 i 6 tablic fig.) nie odznaczają się niczem szczególnem, co- by je zalecać mogło do takiego użytku, ja k i m iał na myśli autor. W y kład , a raczej opis figur, suchy, bez wszelkiej pomysłowości.—
| „Nowe rozw iązanie podziału k ąta na trzy rów ne części” (Roczniki t. n. k., 1862 i od- [ bitka: str. 16 i 3 tablice; także: „Nouvelle solution de problóm e de la trisection d ’un an g le”, K raków , tegoż roku). Sposób po- ' dany tu przez Zebrawskiego rozw iązania tego sławnego zadania polega na tem, że z jakiegokolw iek punktu na jedn ym z ra mion kąta danego BAC, np. z p u nktu na
| ram ieniu AB, jak o środka, zakreślam y koło
212 W SZECH ŚW IAT.
styczne (lo drugiego ram ienia A C , n astę
pnie do tego kola prow adzim y taką. styczną., żeby jej odcinek m iędzy p u n k tam i przecię
cia się jej z ram ieniem A B w punkcie E i z przedłużeniem ram ienia C A w punkcie F był podzielony przez p u n k t styczności na połowy, wówczas k ą t F E A je st trzecią czę
ścią k ąta B A C , ja k to łatw o udowodnić.
Z ebraw ski podaje sposób kreślenia owćj sty cznej do kola, jak o też konsekw entnie w y
snuw a myśl p rz y rząd u , n ad e r prostego, k tó ry m ógłby służyć do dzielenia kątów j a kichkolw iek wielkości na trz y rów ne części.
D o historyi nau k ścisłych odnoszą się dw ie prace Zebraw skiego. Jed n a , „W iado
mość o A dam ie K ochańskim i pism ach jego m atem atycznych” (R oczniki t. n. k , 1862 i odbitka str. 11 i 1 tablica), je st poświęco
na wspom nieniu tego je z u ity , profesora w kolegijach w M oguncyi (1659), we F lo - rencyi (1667), w P ra d z e (1670), a następnie b ib lijo tek arza Ja n a I I I w W arszaw ie, zm ar
łego m iędzy 1690 a 1696 r., jak o też w yli
czeniu jego pism, z których M irab ilia chro- nom etrica zajm uje dziew iątą księgę T ech
niki K a sp ra Schotta (1687), a osiem było pom ieszczonych w A cta eru d ito ru m lipskich (1682, 1685, 1686). Szczegółowiej Ż ebraw - ski zastanaw ia się nad je d n ą z nich, zaw ie
rającą rozw iązanie przybliżone znanego za
dania o odcinku prostej, przedstaw iającym długość okręgu koła (ze ścisłością do 0,0001 prom ienia). W iadom ość o tem rozw iązaniu je s t dość rospow szechniona: p rzytacza je M ontucla; jest ono także podane w podrę
czniku szkolnym D aw idow a do nauki gieo
m etryi. — D rugą z tego zakresu pracą Z e braw skiego są „U w agi n ad rospraw ą p ro fesora Maxim. C urtze w przedm iocie piso
w ni im ienia i narodowości W itka, autora optyki z X I I I w iek u ”. (Rospi-aw y w ydzia
łu filolog. a k a d t um. w K rakow ie, t. V I, 1878 i o d bitka str. 11, oraz: „Q uelques mots au su je t de la note de M axim ilian K u rtz e sur 1’o rth o g ra p h ie du nom et de la p atrie de V itełio“ w czasopiśmie rzym skiem B ulle- tino di bibliografia e di storia delle scienze m atem atiche e fisiche, 1879). Podobnie ja k szanow ny d r L. W itu sk i w znakom itej swój monografii: O życiu i dziele optycznem Vi- tellona (Poznań, 1870), Z ebraw ski stanow czo odrzuca domysł, jak o b y au to r owej g ło
śnej optyki m iał się Ciołkiem nazyw ać (czasby ju ż także historykom lite ratu ry pol
skiej przestać to błędne przypuszczenie wciąż powtarzać!), poddaje k rytyce domysł C urtzego, jak o b y imię W itelo było niem iec- kiem zdrobnieniem W ito albo W ido i staw ia sw oję hipotezę, że któryś z przepisyw aczy m ylnie p rzeczy tał gockiemi literam i napi
sany w yraz W itek , biorąc gockie k za lo, a późniejsi to zachowali; popiera zaś ją p rzy toczeniam i z dokum entów łacińskich X I I I w iek u imion: B enek (B enedykt), Stasek, B lasek, Y ithco, W itek, W ithek, D ersek i t. d.
N ajbliższem prac poprzednich je s t mo
zolne opracow anie przez Zebraw skiego bi
b lio g ra fii m atem atycznej i fizycznej. P ie rw szą przezeń ogłoszoną p racą wogóle była broszura: „D opełnienie daw nej biblijografii p o lsk iej” (K rak ów , 1838, 12-o, str. 28);
w niój wylicza 120 wydaw nictw lekarskich i o lekarzach, w eterynai-yjnych, p rzy ro d n i
czych, gospodarskich i technologicznych, które przez biblijografów niewspom niane lub niedostatecznie były opisane. S k u p u ją c przez długie lata w ydaw nictw a m atem a
tyczne, astronom iczne i fizyczne, zeb rał b a r
dzo poważny księgozbiór specyjalny, który przed k ilk u n astu laty sprzedał hr. Jano w i D ziałyńskiem u, d la w cielenia do zbiorów K ó rn ick ich. P rze g lą d ając zaś biblijoteki i archiw a, w ertu jąc różne dzieła, troskliw ie zb ierał m atery jały do biblijografii polskiej tych przedm iotów . W r. 1873, na obchód 400-nój rocznicy uro dzin K op ernika, w spo
m niany D ziałyński w ydał owoc tej kłopo
tliw ej pracy Zebraw skiego: „B iblijografijii piśm iennictw a polskiego z działu m atem a
ty k i i fizyki oraz ich zastosow ań” (K rak ów , 1873, 8-vo, str. 617 i 5 podobizn tytułów ).
W zeszłym zaś rok u obecny właściciel K ó r
nika, h r. W ład y sła w Zam ojski, ogłosił jego
„D odatki do biblijografii piśm iennictw a i t. d .” (K rak ów , 1886, 8-o, str. 155 i je d n a podobizna). A u to r zebrał tu wiadomości o w ydaw nictw ach do końca 1830 r., z póź
niejszych d ruk ów pom ieszczając te tylko, któ re do owych z p rzed ro k u 1830 się odno
szą. P ośród 3245 num erów , które ta bibli- jo g ra fija obejm uje (rękopisów, książek, bro
szur, kalendarzy , ważniejszych artykułów w pism ach zbiorow ych) znajdują się wpraw-
N r 14. 213 dzie obce, ale są to albo takie, k tóre u nas
były czy to kopijow ane, czy też przedruk o
w ywane, służąc przy w ykładzie w dawnych szkołach, alboteż takie, które m ają bespo- średni związek z temi pracam i polaków , obok których są przytoczone. Można za
rzucać nieprzejrzystość układow i tego dzie
ła, w ytykać, że niejednego au to ra prace nie są wszystkie obok siebie pomieszczone, lub, że nie je s t choć przy pomocy odsyłań ta w ada usunięta, dostrzedz pewne opuszcze
nia, może zresztą biblijograf z powołania m ógłby fachowe zaznaczyć usterki, w każ
dym je d n a k i-azie długo ta biblijografija p o ważne usługi świadczyć będzie. Dobrze, że lite ratu ra nasza posiadła tak pożyteczną książkę podręczną.
Nie naszą je s t rzeczą zastanaw iać się nad działalnością Zebraw skiego w innych jesz
cze dziedzinach, w k tórych poważne bardzo ślady swój sum iennej pracy pozostaw ił. D la uzupełnienia je d n a k ch arak tery sty k i tego badacza wielostronnego choć k ilk u słowy o nich wspomnieć musimy, posiłkując się ogłoszonemi ju ż jeg o biografijam i.
Zebraw ski bierze udział w w ypracow aniu przez tow arzystw o naukow e krakow skie:
„W skazówek do badań i poszukiw ań a r cheologicznych” (1850), jed zie w ysłany przez tę instytucyją po w ydobyty pod I iu - siatynem posąg Św iatow ida i ogłasza „W ia
domość o bożyszczu słowiańskiem znalezio- nem w Zbruczu 1848 r . ” (R ocznik t. n. k., 1851). W tymże roku 1851 w Biblijotece warszawskiej pomieszczono arty k u ł: „Dzie
ło p. Y ossberg o chorągw iach krzyżackich.”
Późniój ogłasza: „W iadomości num izm aty
czne” (K raków , 1857) i „Spis cząstkowy ry - ( cin polskich” (K raków , 1858). W r. 1865 rospoczyna wydawnictwo: „Nasze za b y tk i”, zeszyt I, o pieczęciach daw nej P olski i L i twy, na które mimo jego istotnój w artości, j nie m ógł znaleść nakładcy; zeszyt II, o pie- j częciach, daw nych kościołach i rozmaitości, j w ydał w r. 1871; zeszyt III, podobno daw no I przygotow any, pozostał w rękopisie. W resz- j cie w tym dziale pod tytułem „Teofil, ka- ! płan i zakonnik. O sztukach rozm aitych j ksiąg tro je ” (w ydaw nictw o akad., 1880) j ogłasza p rzek ład zabytku: A rtiu m schedula Teophili monachi.
Zajm ow ała także Zebraw skiego lite ra tu ra
piękna; z czasów jego młodości śladów w tym k ierunku w praw dzie nie zostało. D o piero w r. 1875 ogłasza w K rakow ie „ P ie śni O ssyjana,” przekład z angielskiego te k stu M acphersona. Nadto w skutek zachęty hr. A leksan dra Przeździeckiego, z notat, pozostawionych przez W iszniewskiego, o p ra cow ał tom I X jeg o L itera tu ry , a w tomie X podał skorow idz do całego dzieła (K raków , 1857).
Przeździecki wezwał Zebrawskiego także do kom itetu wydawniczego dzieł Długosza.
Ja k o ż Zebraw ski opracow ał „B an deria”
i „C leinodia,” a co ważniejsza, p odjął się ogromnój pracy i znakomicie ją m iał w yko
nać, ułożenia indeksu z objaśnieniam i tak do dziejów D ługosza, ja k i jeg o L iber bene- ficiorum. S praw dzał tu nazw iska i nazwy miejscowości z różnych rękopisów, oznaczył te, które przestały istnieć lub zm ieniły m ia
no, cenne przytem czyniąc wyjaśnienia. Te indeksy wyszły w r. 1864. — T u chyba za
znaczyć należy jeg o „Mapę dawnój dyjecc- zyi krakowskiej według spisów synodalnych i wizyt biskupich z czasu 1621 — 1750,”
(K raków , 1881) i „Mapę zgrom adzeń za
konnych dawnój dyjec. krak. w edług spi
sów....” (K raków , 1881).
Nielconiec na tem. Zebrawskiego obcho-O dziła żywo gram atyka polska i słownik j ę zyka polskiego. W r. 1876 ogłosił: „ G ra m atykę praktyczną języ k a polskiego” (K ra ków ), a w roku 1883 akadem ija krakow ska
| w ydała jego „Słow nik wyrazów technicz
nych, tyczących się budow nictw a” (8 vo, j str. 433, drzew orytów 100), obejm ujący wy
razy polskie z dołączeniem niem ieckich i francuskich, oraz w yjaśniających pojęcia uw ag dość szczegółowych. — Prócz tego ogłosił rzecz: „P otrzeba, w ątek i układ sło
w nika polskiego” (K raków , 1882), a w osta
tnich latach p racow ał gorliw ie nad rozw i
nięciem i uzupełnieniem słow nika Lindego, ku czemu już bardzo liczne m ateryjały, t. j.
wyciągi i zestawienia, przygotow ał.
W ym ienione prace tylko część działalno
ści pożytecznej Zebrawskiego przedstaw ia
ją. Dodaćby trzeba udział jeg o bardzo czyn
ny, a zawsze chętny, w różnych tow arzy
stwach i kom isyjach miejscowych. Zawsze gotów do pracy, o zaszczyty i odznaczenia nie ubiegał się. G dy mu niedaw no propo-
214 W SZ E C H ŚW IA T. N r 14.
now ano uczczenie jeg o zasług ju b ile u sz o wym obchodem, odpow iedział: „w szystkie moje rocznice pięćdziesiąte daw no ju ż p rz e żyłem; muszę obchodzenie jubileuszów po
zostawić m łodszym .“
M. A . Baraniecki.
G N I A Z D O
(SPINACHIA YULGARIS. FLEM).
W iadom o powszechnie, że pew na liczba ry b pielęgnuje dość starann ie złożoną przez siebie ikrę; jed n e ryby strzegą ik ry złożonćj
15 — 18 cm długości i odznacza się ciałem mocno wydłużonem, wrzeciono watego k ształ
tu, pyszczek posiada spiczasty, ogon bardzo długi, oczy duże. Piętnaście prom ieni w ol
nych, ostrych, zastępuje pierwszą płetw ę grzbietow ą, d ru g a zaś płetw a grzbietow a i podogonow a są położone ponad sobą, w p o łow ie długości ciała. G rzb iet ciała ma zie- lon o-b ru natny , boki żółtawe; obiedwie stro n y głow y, pokryw y skrzelowe, podgardle i b rzuch srebrzysto-białe, z przodu drugiój p łetw y grzbietow ej i podogonowój ciemna plam a. Zam ieszkuje on morze Północne i B ałtyckie; pierw sze je s t właściwą ojczy
zną tej rybki, skąd jed n ak dochodzi na p o łu d n ie aż do zatoki G askońskićj; w pływ a także do niektórych rzek.
C iern ik m orski buduje swoje gniazdo w pasie traw y m orskiej, n a parę stóp pod wodą; używ a do budow y różnych roślin, ro -
oddzielnie, inne znoszą ją do gniazd w róż
ny sposób zbudow anych, a budow ą ich i p il
nowaniem zw ykle zajm ują się samce. O d j dość daw na poznano sposób budow ania gniazda ciernik a zw yczajnego czyli kacik a (G asterosteus aculeatus), bo ju ż J a n H a ll 1829 r. obserw ow ał je dokładnie, a nastę
pnie przez B radleya i Costea (1844) zostało opisane i narysow ane.
C iernik nasz buduje gniazdko z d elik at
nych korzonków w łókienkow atych i innych części roślin w odnych i umieszcza je zw y
kle na dnie wód stojących w rnałem zagłę
bieniu.
W odm ienny sposób buduje gniazdo cier
nik m orski (S pinachia vulgaris Flem .), k tó ry je s t najw iększym z cierników , dochodzi
’) N stu ifo rse h e r N r 9, 1?86 r. Erełim T hieile- ben wyd. 2-e, t. 8, str. 83.
snących w danój miejscowości, ja k traw y m orski ćj (Z ostera m arina), m orszczyny pę- cherzow atej (F ucus vesiculosus), zielenic różnych (C onfervae) i t. p., niekiedy naw et liści roślin lądow ych, k tó re w padły do wo
dy. Z m ateryjałów wspom nianych cier
nik ten b uduje gniazdo mniej więcćj ku li
ste, o średnicy 5 — 8 cm, poprzeszy wane w różnych kierunkach nitkam i srebrzysto- białem i i zaw iesza je na roślinach w odnych, albo też przyczepia do pali wzm acniających b rz eg lub podpierających pom osty, służące do w yłado w yw ania tow arów w portach.
G niazda ciernika m orskiego w zatoce K iel spotykać można od początku M aja do dru g iej połow y Czerwca. W każde gniazd
ko sam iczki sk ład ają ja jk a czyli ik rę w m a
sach zaw ierających 150 — 200 sztuk; ja jk a w części są pozlepiane pom iędzy sobą, w części zaś mieszczą się pom iędzy cząstka- j mi roślin, wcho lżących w skład gniazda.
N r 14. W SZECHŚW IAT. 215 Samiec obwija gniazdko o we mi nitkam i
i zbliża ku sobie masy ja je k , jeżeli te leżą w pewnem oddaleniu od głównej masy w bliskości gniazda. O dstraszony, pow raca po pew nym czasie i strzeże gniazda. F . H eincke złow ił (w zatoce K iel) samca strze
gącego gniazdo, przyw iązał mu nitkę kolo
rową do ogona, ażeby go naznaczyć i uczy
nić widocznym i w odległości 500 kroków od gniazda puścił napow rót do wody. W go
dzinę później znajdow ał się ten samiec przy gnieździe, popraw iając je i pilnując dalej.
N itki, którem i samiec obw ija i spaja cząstki gniazda, posiadają średnicę 0,12 — 0,13 mm-, pod m ikroskopem okazują się utw orzone z podłużnych pasemek, złożonych z bardzo cieniutkich niteczek.
Ja k i organ w ydziela te nitki, dokładnie nie było wiadomo. W ed łu g F . Ileinckego wychodzą one z pęcherza moczowego. P o szukiw ania M oebiusa nad tym przedm iotem wykazały, że pęcherz moczowy i tylny k o niec nerek w czasie w ydzielania owej masy były u samca ciernika daleko większe niż u samicy, a budowTa m ikroskopow a w ykaza
ła, że nabłonek kanalików nerkow ych wy
dziela ową substancyją, służącą do przędze
nia nitek. W ytw orzone w delikatnych k a
nalikach moczowych cienkie nitki śluzu łą czą się w grube pasm a w przew odach wspólnych czyli zbierających i w moczo- wodach.
Substancyja, z której w ytw arza się ta szczególna przędza, zbiera się w pęcherzu moczowym ja k o śluz przezroczysty, biały, lepki i okazuje następujące własności.
W wodzie zimnej tak słodkiej jakoteż i m orskiej nie rospuszcza się, również jest nierospuszczalna w wodzie letniej i alkoho lu, w których to płynach staje się masą b ia
łą, nieprzezroczystą.
P rz y paleniu w ydaje woń spalonego ro
gu. O grzew ana z kwasem solnym stężo
nym, zabarw ia się na kolor fijoletowy i ros
puszcza się w nim; kw as azotny z a b a rw ia ją na kolor żółty lecz jój nie rospuszcza. O d jodu zabarw ia się na kolor brunatny. Go
tow ana z kwasem octowym nie rospuszcza się, p rzy gotow aniu zaś z potażem gryzą
cym zabarw ia się na kolor żółty, staje się przezroczystą i rospuszcza się. Od gorące
go azotanu rtęci p rzy jm uje ko lo r czerwono-
brunatny. Gotowana z wodą barytow ą za
barw ia się na żółto i rospuszcza się w niej.
G otow ana z wodą w apienną zabarw ia się na kolor słabo-żółtawy, ale się w niej nie rospuszcza. W ed łu g tych wszystkich w ła
sności zbliża się ta masa do m ucyny, k tórą E ichw ald znalazł w śluzie ślim aka w innico- wego (H elix pomacia), od którój jed n ak ró ż ni się nierospuszczalnością w wodzie w a
piennej.
Moebius utrzym uje, że podczas dojrzew a
nia nasienia w jąd ra ch , końcowa część kisz
ki, sąsiadująca z jąd ram i u ciernika m or
skiego, znajduje się w stanie przerostu i że powiększenie nei-ek, w porze ta rła tych ryb, je st niezawodnie zjaw iskiem norm alnem i zostaje w ścisłym związku z wydzielaniem śluzu, używ anego do budowy gniazda. Ros- szerzony koniec tylny n erek ciśnie zapewne nadzwyczaj silnie na ścianki brzucha, w sku
tek tego ciśnienia ryba może z łatwością w yrzucać śluz. D otykając zaś uciskanem miejscem obcych przedm iotów , jest ona w stanie przyklejać śluz i wyciągać go w nitki.
G dy w czasie godowym samiec razem z samiczką pędzi życie i ja jk a złożone w ma
sy na roślinach wodnych zapladnia, zn a jd u je najdogodniejszą sposobność pozbycia się
cisnącego na ścianki brzuszne śluzu, któ ry wyciąga się w nici służące do budowy gniazda.
A . Slosarski.
ROZWÓJ ZMYSŁÓW D DZIECKA.
O bszar wiedzy przyrodniczej, na którym fizyjologija ściśle styka się z psychologiją, tak mało dotychczas je s t zbadanym , że z a ledwie słabe posiadam y pojęcie o zjaw iskach odnoszących się do funkcyj mózgowych.
W ostatnich dopiero latach, dzięki wielu wybitnym pracom w tym kierunku, ośmie
lamy się psychologiją zaliczać do rzędu I nauk przyrodniczych, a zupełnem u zag ar
nięciu jój do tego szeregu stoi jedy nie na przeszkodzie brak ścisłych m etod badania zjaw isk psychicznych. B yć może, że w d al
szym rozw oju psychologii m etody te zdoby
te będą. i pozyskam y sposoby ilościowego m ierzenia tych zjaw isk, co ostatecznie upo
ważni do um ieszczenia psychologii obok fi- zyjologii w szeregu ścisłych n a u k p rz y ro dniczych. T ru d n o przew idzieć, kiedy się to stanie. Tym czasem je d n a k należy po
stępować d ro g ą n ajn atu raln iejszą, drogą, j a k ą w szystkie n auki w pierw szych okresach swego istnienia idą, m ianowicie zbierać ma- te ry ja ł, k tó ry dać może rękojm ię, że stanie się trw ałym g runtem dla gm achu przyszłej psychologii fizycznej. J a k zaś praw dziw ie cennym m atery jał ten się okazać mo
że, p rz y k ła d tego zam ierzam czytelnikow i przedstaw ić.
Znakom ity współczesny fizyjolog niemiec
ki, W . P rey e r, podczas trzech pierw szych lat życia syna swego robił nad nim spostrze
żenia i doświadczenia dotyczące rozw oju zm ysłów m owy i osobowości. O ile się z d a je, je stto je d n a z pierw szych prób, w kt ór ej ścisłość podobnego badania ta k daleko za
chodzi. Ze w zględu zaś na niezm iernie cie
kaw e rezultaty, otrzym ane p rz y badaniu, pozw olę j e sobie tu w streszczeniu p rzy toczyć.
R ospocznijm y od wzroku. W pięć mi
nu t po urodzeniu odbieranie w rażenia św ia
tła nie jest bardzo żywem; ale przed koń
cem jeszcze pierw szego dnia dziecko ju ż z pewnością ujm uje różnice jeg o natężenia i doznaje przyjem nego uczucia na widok św iatła. D rugiego dnia dziecko zam knęło oczy, gdy nagłe zbliżono świecę. W pierw szych ju ż godzinach życia istnieją odruchy źrenicy, a św iatło, padając na oczy śpiącego dziecka, w yw ołuje lekkie ru c h y lub drżenia powiek. W rażliw ość więc na światło, lub, je śli chcemy w yrażać się ściślej, czynność mózgowa, przem ieniająca podrażnienie n er
wów w zrokow ych na wrażenie, istnieje od samego urodzenia, a odruchy źrenicy są odziedziczone a nie nabyte.
Niem niej ciekaw e są dośw iadczenia P re - yera tyczące się zdolności odróżniania barw.
Zdaje się w ątpliw ości nie ulegać, że jeszcze w niem ow lęctw ie dziecko odróżnia barw y.
T rudność je d n a k obserw acyj nie pozwala nam w tym w ypadku wyjść poza obręb do
mysłów i hipotez. D ośw iadczenia P re y e ra n ad tym przedm iotem rospoczęły się od koń-
216
ca d rugiego roku życia dziecka. P olegały one na tem, że ek sperym entator pow tarzał w ielokrotnie dziecku w yrazy: czerw ony i zielony, pokazując mu jednocześnie je d n a kow ego k ształtu karton y na czerwono i zie
lono pom alowane. Następnie polecał dziec
ku odróżniać k arto n czerw ony lub zielony.
G dy dośw iadczenia w tym czasie nie dały żadnych rezultatów , p rzerw ał je P re y e r i rospoczął j e pow tórnie 758-go dnia w 25-m m iesiącu. P o k ilk u dniach odpowiedzi okazały się zupełnie dokładne: dziecko do
brze odróżniało barw ę czerw oną od zielonej i k ojarzyło niew ątpliw ie wrażenie barw y z w yrazem barwie odpow iadającym . W ów czas dołączono jeszcze barw ę żółtą; dziecko często mięszało kolor zielony z żółtym , w 110-ym tygodniu barw a żółta najłatw iej była rospoznaw aną, t. j . p rzy j^ j w ybiera
niu om yłki były najrzadsze. N astępnie do
dano do powyższych jeszcze kolor niebieski, a po krótkim czasie re zu ltat był taki, że barw ą najlepiej rospoznaw aną była żółta, po k tó rej kolejno następow ały: zielona, nie
bieska i czerwona.
P o dołączeniu fijoletu najłatw iej wyróż- niającem i się były barw y: żółta, zielona i fi- joletow a, a po nich dopiero następow ały czerw ona i niebieska. Żółta pozostaw ała zawsze na czele. W dw a tygodnie później, po dodaniu k arto n u szarego do powyższych, żółta barw a zachow uje swe miejsce naczel
ne, niebieska — ostatnie. W 34-ym miesią
cu, po dołączeniu kolorów: brunatnego, czarnego, różow ego i pomarańczowego, sto
sunek odpow iedzi m ylnych (do 100 ogólnej ilości) był następujący: 3,3 d la barw y żółtej;
9,2 dla bru natnej; przeciętnie 14 dla czer
w onej, fijoletowej i czarnej: 27 dla różowej;
32 d la pom arańczow ej; 48 i 55 dla szarej i zielonej; 71 dla niebieskiej. B arw a zielo
na dzięki roślinności bardzo rospowszech- niona, praw ie że nie je s t odróżnianą. P rey e r przypuszcza, że w ydaje się ona dziecku sza
rą. O gólny stąd da się wyciągnąć wniosek, że podczas drugiego i pewnej części trzecie
go ro k u życia dziecko z trudnością jeszcze rozróżnia barw y, polegające na mniejszej liczbie drgań. Zgadza się to z doświadcze
niam i daw niejszem i.
R uch oczu przez dość długi czas je s t nie- j sym etrycznym . P od tym względem, jak
N r 14.
W SZE CH ŚW IAT.
N r 14. W SZECHŚW IAT. 217 wiadomo, dw a przeciw ne sobie istnieją po
glądy. E m piryści tw ierdzą, że ruchy oby
dw u oczu stają się sym etrycznem i dopiero przez ćwiczenie, przez dośw iadczenie osobi
ste. W ed łu g zaś natyw istów zdolność w y
konyw ania tych ruchów je s t odziedziczoną i dziecko na świat ją z sobą przynosi. D o św iadczenia P re y e ra stanowczo przem aw ia
ją za zdaniem pierwszem . Podczas dwu pierw szych miesięcy ruchy niesym etryczne
swym w zrokiem wedle woli, rzucając nim z jednego przedm iotu na drugi.
Przystosow yw anie oka do w idzenia zda- leka i zbliska je s t rezultatem m echanizm u, który udziela się dziecku dziedzicznie. W y stępuje ono. w samym początku życia. Nie- mnićj jed n ak odruch ten wymaga długiego ćwiczenia, aby widzenie było zupełnie w y
raźne w razie prędkich zmian odległości.
P rzy by w a tu jeszcze naturaln ie konieczność
K arta nieba na Kwiecień (do str. 222).
są nadzwyczaj częste; dziecko więc zwolna dopiero nabyw a pewności w skierow yw aniu swego w zroku w edług woli. Możemy po
wiedzieć, że widząc, nie zawsze dostrzega ono przedm iot obrany, poniew aż, aby to ostatnie miało miejsce, trzeba, aby obadw a oczy były ku obranem u m iejscu skierow a
ne. D opiero pod koniec drugiego miesiąca swego życia syn P rey e ra począł kierow ać j
percepcyi trzech wymiarów przestrzeni, lecz ta ostatnia n abyw a się dopiero znacznie późnićj; wymaga ona bowiem całego szere
gu doświadczeń osobistych i w ogólności akkom odacyja doskonali się dopiero przez ciągłe ćwiczenie. Czy dzieci lepićj widzą zdaleka, czy zbliska — trud no wogóle po
wiedzieć. P re y e r mniema, że jed no i d r u gie ma wpływ n a rozwój psychiczny dzieci I
i silnie powstaje przeciw ko rospow szechnio- nemu zwyczajowi zajm ow ania dzieci ro b o tam i delikatnem i, w ym agającem i p atrzen ia zbliska. O ko bow iem p rzytem nab iera szko
dliw ych naw yknień, a h afty w ykonyw ane przez dzieci są. bezw ątpienia przyczyną w ielu przyp adków krótkow zroczności, nie- rnówiąc ju ż o zboczeniach i skrzyw ieniach kości, w ynikających rów nież z podobnych robótek.
K iedyż, zapytajm y, poczyna dziecko zd a
wać sobie spraw ę z przedm iotów postrzega
nych? Nie może to n atu ra ln ie zachodzić w tedy dopiero, gdy widzenie je st j u ż j a - snem. P óki bowiem przedm ioty wszystkie przedstaw iają się dziecku w postaci różno
barw nych plam mniej więcej położonych w jednej i tej samej odległości, póty oczy
wiście o interp retacy i tych obrazów nie mo
że być mowy. W tym w zględzie dziecko znajduje się w położeniu mniej korzystnem aniżeli człowiek ociem niały od urodzenia po wykonanej nad nim operacyi, k tóra mu wzi-ok zw róciła; ten ostatni bowiem uprzednio przy pomocy zm ysłu dotyku zdobył ju ż pe
wien zasób wiadomości, k tó re u łatw ią mu oryjentow anie się w uzyskanem polu wi
dzenia. W szóstym miesiącu syn P re y e ra doskonale pojm uje znaczenie przy jazn y ch znaków daw anych mu przez ojca głową.
Również, widząc tw arz ojca w zw ierciedle, ogląda o ry g in ał i obraz, ja k g d y b y je po ró wnywał. K ażde obce oblicze robi na nim w rażenie czegoś mu nieznanego; każda szka
tu łk a podobna do tej, w której się przecho
w uje m ączka do karm ienia go, w zbudza j e go zaciekaw ienie. Lecz w wieku tym b a r
dzo też często pow tarzają się om yłki przy zdaw aniu sobie spraw y ze spostrzeganych przedm iotów . P iętnastego m iesiąca dziecko chw yta zapaloną świecę, czego je d n a k nie pow tarza po jednokrotnem bolesnem do
św iadczeniu. W siedem nastym miesiącu sta ra się zatrzym ać w ręku dym tytuniow y.
B ardzo niedostateczne je s t też jeszcze po
czucie odległości, które dopiero nabyte zo
staje przez współczesne ćwiczenie w zroku i dotyku.
Do ciekawych wniosków dojść można, po- row nyw ając zdolności w zrokow e dziecka ze zdolnościami now onarodzonych zw ierząt.
Doświadczenia ze zw ierzętam i daw niej ju ż 218
prow adzone były przez S paldinga i Romane- sa, P re y e r je pow tórzył. W y n ik a z nich, że zw ierzę, na św iat przyszedłszy, nieskończe
nie lepiej je st rozw inięte aniżeli człowiek.
M łode kurczę w kilka godzin po urodzeniu uw ija się ju ż zdoskonałąprecyzy ją,co dow o- dzi w yraźnego w idzenia i sądzenia o odle
głościach; rów nież doskonałe stosunkowo rozw inięcie w zroku w tak wczesnej dobie żyTcia okazują prosięta i kozy. I nietylko organy zm ysłów u nowonarodzonych zwie
rz ą t lepiej są rozw inięte aniżeli u człowie
ka, ale i mózg zw ierząt w tym okresie o ka
zu je się doskonalszym od mózgu dziecka;
lecz gdy zw ierzę przynosi z sobą na świat praw ie wszystko, co w ciągu całego swego życia um ieć będzie, dziecko ma zdolności swe w stanie zarodkow ym , utajonym . W ła dze zm ysłowe i um ysłowe do swego rozw i
nięcia w ym agają znacznego czasu i długiej osobistej działalności. Dlaczegóż tak jest?
Z daje się, że dlatego, że działalność ludzka je s t bardzo w ielostronną. Podczas życia osobnikowego rosprasza się ona w n ajro z
m aitszych kieru nk ach, niezatrzym ując się długo na jed n y m punkcie i dla tćj właśnie przyczyny nie może eię w ytw orzyć pam ięć dziedziczna w oddzielnych czynnościach.
P ies daje nam doskonały p rzyk ład tego, 0 ile łatw iej stw orzyć pam ięć dziedziczną u zw ierząt niż u ludzi. C ały bagaż d zie
dziczny, przynoszony z sobą na św iat przez człow ieka, je s t niezm iernie lekki. Stanow i go tylko kilk a odruchów preegzystujących.
R eszta znajdu je się w stanie zarodkow ym 1 w ym aga długotrw ałego ćwiczenia. R o dzaj ludzki żyje w sposób zbyt urozm aico
ny, tętnem zanadto żywem, aby ujaw nić się w nim m ogła zdolność tw orzenia trw ałych w spom nień dziedzicznych.
(Dok. nast.)
M aksym ilijan Flaum . N r 14.
ENERG1JA CHEMICZNA
ŚWIATŁA SŁONECZNEGO.
D ziałan ia chem iczne św iatła, ujaw niające się zarów no w w yw oływ aniu przez nie połą
W SZE C H ŚW IA T.
N r 14. W SZECHŚW IAT.
czeń ja k i roskładów chemicznych, a prze- dewszystkiem w podtrzym yw aniu życia ro ślinnego, dawno ju ż zw róciły uwagę b ad a
czy. P rzyrządy, za pomocą których m ierzo
ną być może energija chem iczna św iatła sło
necznego i innych ognisk sztucznych, zowią się fotom etram i chemicznem i albo „aktyno- m etram i“ . Jed e n z najdaw niejszych foto
m etrów tego rod zaju (F izeau i F oucault) składa się z soczewki, k tó ra skupia prom ie
nie św ietlne na p ły ty fotograficzne; m iarę chemicznego natężenia różnych św iateł sta
nowi tu w zględne zabarw ienie obrazów, otrzym anych po oznaczonym czasie w ysta
wienia tćj p ły ty na działanie badanego św ia
tła. A ktyn om etr E . B ecquerela posługuje się dw iem a płytam i dagerotypow em i, które, po przygotow aniu ich w ciemności, zanu
rz ają się w wodę zakw aszoną i łączą z ob
wodem galw anom etru. Jeżeli je d n a z tych płyTt wystawioną będzie na światło, to n a stępuje roskład w arstw y wrażliw ej (chlor
ku i brom ku sreb ra) i w ytw arza się prąd galw aniczny, k tó ry odchyla igłę galw ano
m etru w stosunku do pochłoniętej energii chemicznej. Zasadę m etody nowszej B un- sena i Roscoe stanow i reakcyja odm ienna, a mianowicie m ięszanina rów nych objętości chloru i wodoru: gazy te łączą się na chlo
row odór pod wpływem św iatła, a zm niej
szenie ich objętości pierw otnej przez rospu- szczenie w wodzie, w pew nych odstępach czasu, m ierzy wielkość energii przeobrażonej.
W szystkie te aktynom etry wszakże wy
m agają biegłej i żm udnej obsługi i nie n a dają się przeto do spostrzeżeń ciągłych w meteorologii praktycznej. To też fizycy usiłow ali niejednokrotnie obmyślić prostszą metodę pom iarów, p rzy której skutek che
miczny działania słońca, oddzielony od sk u t
ków jego cieplikowych, sum ow ałby się przez dzień cały w różnych porach roku. P om ię
dzy innem i, p. D uclaux przeprow adził n ie
daw no szereg doświadczeń, które ro kują pomyślne rozw iązanie owego zadania, tak doniosłego dla studyjów klim atologicznych i rolniczych. P rz y rz ą d p. D uclaux składa się z naczyń płaskich i odkrytych, o objęto
ści jednakow ej, k tóre napełnione są rostw o- rem kw asu szczawiowego (3 g na 1 litr wo
dy). P rz y w spółudziale tlenu pow ietrza i pod wpływem św iatła, kwas szczawiowy
roskłada się na wodę i na dw utlenek węgla, a postępujący ubytek kw asu może być ozna
czony z łatw ością zapomocą cieczy m iano
wanej np. wodanu wapnia. Z doświadczeń p. D uclaux w ynika, że reakcyja postępuje praw idłow o i niezależnie od rozgrzew ania się rostw orów , czyli od działania ciepliko
wego prom ieni padających. Odczynnik, pomimo swego roskładu, zachowuje zawsze swę bezbarwność i przezroczystość, oraz pochłania jednakow o prom ienie św ietlne i chemiczne widm a słonecznego. Stąd wnio
skuje p. D uclaux, że ubytek kwasu szcza
wiowego w danym odstępie czasu jest ści
śle pro porcyjonalny do pochłoniętej energii chemicznej, t. j . stanow ić może je j m iarę
P rzygotow anie rostw oru wym aga jed n ak zachow ania pew nych ostrożności, bez k tó rych rezu ltaty pom iarów współczesnych po
rów nyw ać się m iędzy sobą nie dadzą. I tak np., przy innych w arunkach jednakow ych, rostw ór świeżo przygotow any roskłada się o wiele pow olniej, aniżeli taki sam rdstw or, który przez kilk a miesięcy przechow any był w ciemności. Co dziwniejsza, rostw ór stężony kw asu szczawiowego zyskuje w ra
żliwość największą nietylko p r z e z dłuższy pobyt w ciemności, ale też i przez w ysta
wienie w ciągu kilku godzin na słońce-, lia- ówczas nie traci on tej wrażliwości n a j
większej, naw et po większem roscieńczeniu przez wodę — co stanowi przeto łatw y spo
sób przygotow ania cieczy norm alnych, j e dnakow ej czułości. P . D uclaux zaznacza jeszcze inną niepraw idłow ość, k tó ra zależy praw dopodobnie również od pow olnych zmian cząsteczkow ych kw asu szczawiowe
go. Jeżeli wystawim y równocześnie na światło szereg rostw orów jednakow ych, z których jed en podlegać będzie działaniu przez dzień cały, inne zaś działaniu przery wanemu co godzina, to roskład w naczyniu pierw szem będzie bez porów nania większy, niż sum a roskładów we w szystkich innych naczyniach.
Dowodzi to, że prom ienie św iatła, powo
dujące reakcyją chemiczną, nie działają od
raził i natychm iastow o, lecz skupiają na
przód swę energiją przez pew ien czas „m ar
tw y”; zjaw isko to zaznaczone ju ż było po
przednio przez Bunsena i Roscoego, którzy je nazw ali „indukcyją foto-chem iczną.”
220 w s z e c h ś w i a t . N r 14.
K ończę to spraw ozdanie k ilk u uw agam i ogólniejszemi. W szystkie nasze pom iary energii chemicznćj św iatła są w zględne czy
li zależne zupełnie od odczynnika, którym się posługujem y. R ezu ltaty liczbowe moż
na porów nyw ać m iędzy sobą. o tyle tylko, 0 ile stosujem y odczynnik jednakow y dla porów nania św iateł różnych swem natęże
niem , ale o w zględnie rów nym składzie wi
dm a. A lbow iem , każda oddzielna reakcy ja chem iczna zużywa i pochłania fale eteru różnćj długości i to w stosunku niejedna
kowym .
F izycy odróżniają, w praw dzie, w widmie św ietlnem , fale eteru o w zględnie nniłćj częstości na 1" (czerw one i ultraczerw one), które zowią cieplikowemi, od fal średnich (optycznie najjaśniejszych) i od fal che
micznych czyli aktynicznych (fijoletow ych 1 u ltrafio leto w y c h ), które są w zględnie najkrótsze i najczęstsze.
Pow yższe je d n a k odróżnienie należy ro zum ieć w yłącznie w znaczeniu podm ioto- wcm t. j. zupełnie względnem . P rom ień m onochrom atyczny, jednój barw y i często- | ści, skupia swę en erg iją cieplikow ą, opty- j czną i chemiczną w jed n em i tem samem, przedm iotow o identycznem d rg a n iu eteru;
odosobnić lub zm niejszyć je d n ę jeg o w ła
ściwość niezależnie od dw u innych je s t rzeczą niem ożliwą. S k u tk i działania tej energii m echanicznej mogą je d n a k obja
wiać się inaczej na term om etrze, aniżeli na' oku lub na odczynniku chemicznym, a te różnice będą w ydatne ta k samo dla jednego prom ienia ja k i dla prom ieni róż
nej częstości.
U w agi te o w zględnem znaczeniu po
m iarów energii słonecznćj jiie zm niejszają zresztą bynajm niej doniosłości prak ty czn ej . tych badań, zw iązanych bespośrednio z po
znaniem w arunków naszego istnienia or
ganicznego.
A . H.
S P R A W O Z D A N I A .
A. M Łomnicki. Słodkow odny utw ór trzeciorzę
dn y n a Podolu g a lic y js k im . S praw ozdania Komi-
syi Fizyjograficznej A kadem ii U m iejętności w K ra kowie. Tom XX, str. 43 — 119, tab . 1—3.
N a Podolu galicyjskiem w w apieniu słodkow o
dnym , należącym do środkowego m ijocenu, znalazł a u to r: Brzuchopełzów (G astropoda) 52 gatunki, po
m iędzy niem i 3 ) nowych; Małżów (L am ellibran- ch ia ta ) 5 gatunków , pomiędzy niem i 3 nowe; Mał- żoraczka (.Cypris) 1 nowy gatunek. N adto w p ia skach i żw irach łożących pod w apieniam i znalazł au to r: zęby -1 gatunków Ż arłaczy (Selachoidei), M ał
żów (L am ellib ran ch iata) 8 gat., pomiędzy niem i 2 nowe, 1 nowy g atunek gąbki. W szystkie nowe ga
tu n k i staran n ie są opisane.
A. W.
Z. Fiszer. S tacyja zoologiczna w Neapolu i p ły w ające la b o rato ry ja. Kosmos (lwowski), rok X I, str. 103 — 115.
A u to r podaje dokładny opis h isto ry i pow stania i urządzenia stacy i zoologicznej w Neapolu, za któ
r ą należy się wieczna wdzięczność oraz najgorętsze p o p arcie je j założycielowi d-rowi Dohrnowi. W resz
cie a u to r w spom ina o projekcie d ra D ohrna założe
nie pływ ającego iab o rato ry ju m m orskiego, a. i r .
A K A D E M IJA UMIEJĘTNOŚCI
W K R A K O W IE .
Posiedzenie w ydziału m atem atyczno - p rzy ro d n i
czego odbyło się d. 21 M arca, pod przew odnictw em prezesa d ra M ajera. Prof. d r Rostafiński zdał sp ra
wę: a) z p racy p, Teisseyrego pod ty t. „Proplanili- tes nov. gen.“ , b ) z pracy d ra A. Zalewskiego pod ty tu łe m .,C lathoxosphaera spiryfera, nowy rodzaj grzyba i h isto ry ja jeg o rozw oju.11 Odesłano obie- dw ie rospraw y do kom itetu w ydaw n:czegj. Prof.
d r C ybulski w yłożył rzecz „O sam opoddaw aniu u osób h y p n o ty zo w an y ch '1 i objaśniał swój w ykład dośw iadczeniam i. N a posiedzeniu adm inistracyj- n em przew odniczący w ym ienił nazw iska kandyda- j tów , przedstaw ionych na członków A kadem ii Umie- I jętu o ści.
Posiedzenie kom isyi antropologicznej odbyło się d n ia 11 M arca r. b., pod przew odnictw em dra J. Ma
je ra ; sek retarz kom isyi d r k o p ern ick i zaw iadam ia zeb ran y ch , że d ru k tom u XI Z bioru wiadomości do an tro p o lo g ii krajow ej już się rospoczął od jego czę
ści etnograficznej. N astępnie podaje do wiadomo
ści, że in stru k cy ja co do spostrzeżeń nad objaw am i