• Nie Znaleziono Wyników

Profesor z Komborni

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Profesor z Komborni"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Uniwersytet Jagielloński

Profesor z Komborni

1

Na początek przywołajmy kilka najważniejszych informacji o życiu profesora Sta- nisława Pigonia. Urodził się w dniu 27 września 1885 roku w Komborni, w rodzinie chłopskiej. Ojciec, oprócz uprawy ziemi, trudnił się także kowalstwem, stolarką, a na- wet naprawą zegarków i rusznikarstwem. Matka była nie tylko gospodynią domową, ale i – jak pisał po latach autor Z Komborni w świat – „zawołaną prządką”. Troje rodzeństwa Stanisława zmarło w wieku niemowlęcym. Spośród pięciorga, które przeżyło ten wiek, troje: Albina, Karolina i Ignacy zostało na wsi (w Komborni i we wsiach sąsiednich), Feliks zginął na froncie I wojny światowej, Aniela zaś – wspierana przez Stanisława – została działaczką harcerską i instruktorką wychowania fi zycznego. Edukację szkolną rozpoczął Stanisław w rodzinnej Komborni (3 klasy szkoły ludowej), kontynuował zaś w Korczynie (3 klasy) i Jaśle (8 lat gimnazjum). W 1906 roku, po uzyskaniu świadectwa maturalnego, wpisał się w poczet studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. W czasie ośmiu semestrów studiów słuchał wykładów znakomitych profesorów: Stanisława Tar- nowskiego, Mariana Zdziechowskiego, Kazimierza Morawskiego, Stefana Pawlickiego, Józefa Tretiaka, Maurycego Straszewskiego, Jana Łosia, Leona Sternbacha, Wilhelma Creizenacha, Tadeusza Grabowskiego, Stanisława Windakiewicza i wreszcie Ignacego Chrzanowskiego, którego do końca życia Profesor uważał za swego mistrza. W roku akademickim 1906/07 Pigoń odbył jednoroczną służbę wojskową w armii austriackiej.

Co jednak ważniejsze, nawiązał przyjaźń z kolegami, którym bliskie były ideały wy- znawane przez niego. Wszyscy znaleźli się w założonym pod patronatem Wincentego Lustosławskiego stowarzyszeniu „Eleusis”.

Po ukończeniu studiów Stanisław Pigoń przez kilka lat nauczał w prywatnej szkole średniej noszącej nazwę: Polskie Ognisko Wychowawcze na Wsi mieszczące się w pod- krakowskim Prokocimiu. W 1913 roku ożenił się z Heleną Dulowską. Na początku na- stępnego roku – po uroczystej promocji doktorskiej (doktorat uzyskał u prof. Ignacego Chrzanowskiego na podstawie rozprawy: O „Księgach narodu i pielgrzymstwa polskie- go”) zdał egzamin nauczycielski. Po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 roku powołany został do służby w armii austriackiej. Walczył kolejno na trzech frontach:

(2)

francuskim, rosyjskim i włoskim. Jesienią 1918 roku, po zakończeniu działań wojsko- wych na froncie włoskim, powrócił ze swą baterią artyleryjską do kraju, by udać się natychmiast do Galicji Wschodniej i wziąć udział – już jako żołnierz wojska polskiego – w walkach o Lwów i Przemyśl, ale także na Śląsku Cieszyńskim i nad Stochodem. Po powrocie z wojska jesienią 1919 roku otrzymał stanowisko płatnego docenta, a następ- nie zastępcy profesora w nowo powstałym Uniwersytecie Poznańskim, łącząc tę pracę z pracą nauczyciela języka polskiego w Gimnazjum im. św. Marii Magdaleny. Latem 1920 roku, w obliczu zagrożenia Polski ze strony bolszewickiej Rosji, jako ochotnik powrócił w szeregi wojska polskiego. Wziął udział w bitwie warszawskiej, a także w tzw.

ofensywie wrześniowej. Powrócił do cywila w listopadzie 1920 roku.

Zanim to nastąpiło, jeszcze w październiku 1920 roku, Rada Wydziału Humani- stycznego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie zaproponowała Mu objęcie kie- rownictwa katedry historii literatury polskiej (po Józefi e Kallenbachu, który prze- niósł się do Krakowa). Zgodził się na przejście na Uniwersytet Stefana Batorego pod warunkiem, iż wcześniej przeprowadzi habilitację. Kolokwium habilitacyjne odbyło się w marcu 1921 roku na UJ (podstawą przewodu był tom: Z epoki Mickiewicza).

W miesiąc później, w kwietniu 1921 roku, przeniósł się do Wilna. Pracował na Uni- wersytecie Stefana Batorego przez dziesięć lat, do końca marca 1931 roku, zapisując trwałą i bogatą kartę w życiu naukowym i literackim miasta nad Wilią. O wysokiej Jego pozycji na uczelni świadczy między innymi fakt powierzenia Mu w styczniu 1927 roku urzędu rektora Uniwersytetu Stefana Batorego po Marianie Zdziechow- skim (urząd ten sprawował do października 1928 roku; potem, w roku akademickim 1928/29, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, pełnił urząd prorektora uniwersytetu).

W kwietniu 1931 roku Pigoń powrócił na stałe do Krakowa. Na Uniwersytecie Jagiellońskim objął kierownictwo katedry historii literatury polskiej po zmarłym Jó- zefi e Kallenbachu (jak pisał po latach, głównym argumentem, który miał zaważyć na Jego decyzji o przeniesieniu się do Krakowa były... zbiory Biblioteki Jagiellońskiej!).

W czasie trzydziestu lat pracy na UJ przeżył wiele dramatycznych chwil. Okres wojny i okupacji opisał w dniu 4 marca 1946 roku w dokumencie pt. Moja działalność naukowa i nauczycielska podczas wojny 1939–1945 r., sporządzonym – na co wszyst- ko wskazuje – na żądanie ówczesnych władz uczelni. Pigoń w dokumencie tym nie koloryzował swej biografi i. W sposób suchy, wręcz kronikarski, przedstawił w nim bieg życia w ciągu sześciu lat wojny i okupacji. Przypomniał między innymi o aresz- towaniu go przez Gestapo w dniu 6 listopada 1939 roku w grupie 183 uczonych i wy- wiezieniu do Sachsenhausen koło Oranienburga. Po powrocie z obozu koncentra- cyjnego, wiosną 1940 roku podjął pracę jako robotnik rolny w miejscowości Borek koło Skawiny. Zimę 1940/1941 spędził w Krakowie. Wiosną 1941 roku wyjechał na dłuższy pobyt do Komborni. Już jesienią tego roku podjął jednak – indywidualnie – tajne nauczanie studentów UJ. W roku następnym stał się jednym z profesorów powołanej do życia struktury tajnego Uniwersytetu Jagiellońskiego1.

1 Kopia tego dokumentu znajduje się w Archiwum UJ (sygn. s II 619). Dokument ten nigdy nie został ogłoszony drukiem, a godzien tego, stanowi bowiem interesujący przyczynek do biografi i Uczonego. Pisał więc Pigoń:

(3)

W okresie po drugiej wojnie światowej przyszło Profesorowi przeżywać niejed- no upokorzenie i niejedną krzywdę. Wprawdzie natychmiast po ucieczce Niemców z Krakowa, bowiem już w dniu 20 stycznia 1945 roku – wspólnie z Kazimierzem Wyką i Józefem Spytkowskim, przy współpracy z Tadeuszem Ulewiczem – zaczął or- ganizować „od podstaw” studia polonistyczne. Dość szybko miał się jednak przeko- nać, że władze PRL uczynią wszystko, aby usunąć Go w cień, ograniczyć Jego wpływ na bieg życia uczelni. Z dniem 1 stycznia 1953 roku został pozbawiony kierownic- twa Katedry Historii Literatury Polskiej na UJ (na rzecz Wacława Kubackiego). „Na pocieszenie” pozostawiono Mu kierownictwo skromnego Zakładu Literatury Staro- polskiej! Na tym stanowisku pozostał do dnia 1 października 1960 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę.

W cztery lata później, 24 listopada 1964 roku, odbyła się w auli Collegium No- vum UJ wspaniała uroczystość odnowienia doktoratu Uczonego. Uroczystość ta była symbolicznym pożegnaniem się Profesora z Uczelnią, której progi przekroczył w 1906 roku. Zmarł w dniu 18 grudnia 1968 roku. W trzy dni później, 21 grudnia, odbył się Jego pogrzeb na Cmentarzu Rakowickim. Zgodnie z życzeniem wyrażo- nym przed śmiercią, w czasie pogrzebu nie było żadnych mów. Jedynie w czasie

Wybuch wojny zastał mię w Krakowie. Po opuszczeniu miasta przez władze wojskowe udałem się – jako kapitan w st. sp. pieszo na wschód, licząc, że czy to w Tarnowie czy w Sandomierzu znajdę możność zaciągnięcia się w szeregi armii. Ostatecznie w Rozwadowie zastało mię załamanie się państwa polskiego. Powróciłem więc na październik do Krakowa, licząc, że znajdę możność podjęcia działalności uniwersyteckiej. W rezultacie zostałem razem z kolegami zaaresztowany przez gestapo i wywieziony najpierw do Wrocławia, potem do Oranienburga, skąd wróciłem z początkiem lutego 1940 r. z pozyskaną tam ciężką chorobą serca. Z wiosną t.r. wyjechałem na wieś w okolice Skawiny, gdzie do jesieni pracowałem jako robotnik rolny na cudzym 5-morgowym gospodarstwie.

Na zimę 1940/41 zostałem w Krakowie, aby się leczyć. W r. 1941 z wiosną rozpocząłem tajne nauczanie na poziomie uniwersyteckim, najpierw w paroosobowych kompletach, złożonych z zachowanych niedobitków mego przedwojennego audytorium. W r. 1942 tajne nauczanie w Krakowie zostało ujęte w regularny tryb; trudziłem się więc nim w mnożących się coraz więcej kompletach aż po styczeń 1945. Pracy zarobkowej ani w urzędach niemieckich ani w spółdzielniach się nie podjąłem, korzystałem natomiast z zapomóg Rady Głównej Opiekuń- czej i z chudych zasiłków udzielanych mi z tytułu udziału w tajnym nauczaniu. Przez cały czas usiłowałem pracować literacko i naukowo. Napisałem pamiętnik młodości pt. „Z Komborni w świat” (obecnie ogłoszony drukiem, Kraków 1946, Spółdzielnia Wydawnicza „Wieś”), kilka rozpraw historycznoliterackich, które weszły do przygotowanego całkowicie tomu pt. „Wśród twórców”.Wreszcie przygotowałem dużą, 3-tomową publikację pt. „Wybór pisarzy ludowych”, której tom I, zawierający wstępny „Zarys nowszej literatury ludowej” ukaże się także niebawem w druku nakładem Ossolineum. Praca nad tym dziełem nastręczyła szczególnie wiele trudności, z tego głównie powodu, że nie mając prawa wstępu do „Staatsbibliothek”, chyłkiem jedynie z wielkim trudem mogłem korzystać z księgozbioru Biblioteki Jagiellońskiej, co zawdzięczam uprzedzającej uprzejmości polskiego personelu tej Biblioteki. Korzystając z uprzejmości prof. Semkowicza przestudiowałem również dość dokładnie zbiory archiwalne krzeszowickie i wilanowskie, wydobywając z nich sporo materiału historycznoliterackiego.

Obok własnej pracy naukowej usiłowałem także podtrzymać pracę zespołową. Przy pomocy kolegów mianowicie udało się podtrzymać działalność Komisji Historii Literatury Pol[skiej] Akad[emii] Umiej[ętności], oczywiście konspiracyjnie. Komisja ta odbyła w l. 1942–44 sześć posiedzeń naukowych z referatami, których streszczenia po- mieścił „wojenny” zeszyt Sprawozdań P.A.U. Jeden wreszcie odczyt wygłosiłem w warsz[awskim] Tow[arzystwie]

Liter[ackim] im. A. Mickiewicza. Posunąłem także dość daleko prace redakcyjne, zmierzające do publikacji zbio- rowego wydawnictwa seryjnego pt. „Biblioteka Pisarzy Ludowych”. Założenia wytyczne tego wydawnictwa ogło- siłem jako osobną rozprawę w czasop[iśmie] „Kultura i Oświata” (1945, nr 3–4), a kilka początkowych tomów serii, przygotowanych przez różnych współpracowników, czeka na pomyślną chwilę druku. Stanisław Pigoń, prof.

Uniw[ersytetu] Jag[iellońskiego].

(4)

nabożeństwa żałobnego w kolegiacie św. Anny przemówił ówczesny metropolita Krakowa, arcybiskup Karol Wojtyła, który przewodniczył uroczystości pogrzebo- wej Stanisława Pigonia2.

2

O działalności naukowej Stanisława Pigonia napisano wiele. Jego dorobek w za- kresie badań nad romantyzmem omówiła przed laty trójka autorów: Zofi a Stefanow- ska, Rościsław Skręt oraz Mieczysław Piszczkowski. Nie czas i miejsce, aby szczegó- łowo referować wnioski tych autorów. Warto jednak przypomnieć, odwołując się do tomu wspomnień Uczonego Z Komborni w świat, że serdeczne związki z romanty- zmem, a przede wszystkim z Mickiewiczem zadzierzgnął On jeszcze w szkole ludowej w Komborni, kiedy to jako dziesięcioletni uczeń szkoły ludowej otrzymał „nagrodę pilności” w postaci wydanego przez „Macierz Polską” egzemplarza Pana Tadeusza.

Przez całe dojrzałe życie Mickiewicz był też najważniejszym dla naszego Uczonego pisarzem. Spinająca Jego żywot naukowy klamra jest w tym wypadku symbolicznym potwierdzeniem tej konstatacji: doktorat otrzymał w 1911 roku na postawie rozprawy o Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego, śmierć zaś przyszła po Niego w czasie, gdy przygotowywał kolejną rozprawę o części III Dziadów! Nieprzypadkowo też jed- nemu z tomów swoich studiów nadał tytuł: Zawsze o Nim. Profesor nie ograniczył się jednak tylko do Mickiewicza. W liczącej grubo ponad 1200 pozycji bibliografi i Jego prac znajdują się studia poświęcone Juliuszowi Słowackiemu i Aleksandrowi Fredrze, Cyprianowi Norwidowi i Sewerynowi Goszczyńskiemu, Antoniemu Malczewskiemu czy też Andrzejowi Towiańskiemu. Dość przypadkowe i nieliczne są szkice Pigonia poświęcone Zygmuntowi Krasińskiemu, choć należy odnotować, że przygotował On do druku tom listów poety do ojca. Znacznie więcej serca okazywał Pigoń pomniej- szym przedstawicielom naszego romantyzmu, takim jak Tomasz Zan, Jan Czeczot, Ignacy Domeyko, Michał Grabowski, Roman Zmorski, Jan Nepomucen Rembowski, Narcyza Żmichowska, Bronisław Trentowski, Ludwik Sztyrmer, Konstanty Gaszyń- ski, Gustaw Ehrenberg czy Leonard Sowiński. O zainteresowaniach Pigonia Młodą Polską pisał przed laty Henryk Markiewicz. Wiadomo więc, że sporo uwagi poświęcił Profesor Stanisławowi Wyspiańskiemu (kilka studiów o Weselu, ale także o Klątwie, Legionie i o Wyzwoleniu). Pisał Pigoń o Stanisławie Brzozowskim i Karolu Hubercie Rostworowskim, najwięcej wszakże uwagi poświęcił Władysławowi Orkanowi. Przy- gotował też cenną monografi ę tego twórcy, zresztą jedyną, na jaką się zdobył. Podjął też niemały trud jako edytor jego dzieł. Znamienne, że Pigoń – syn chłopski tylko marginalnie zajął się Kasprowiczem i Reymontem. W okresie powojennym wiele czasu poświęcił natomiast Żeromskiemu. Podjął nie tylko trud wydania pism tego

2 Trumnę ze zwłokami Stanisława Pigonia w 1970 roku przeniesiono do grobowca na Cmentarzu Salwa- torskim. W tym grobowcu spoczywają także doczesne szczątki małżonki Uczonego, Heleny Pigoniowej, jego siostry Anieli, córki Janiny, a także syna Krzysztofa.

(5)

autora, ale także ogłosił kilka pięknych o nim rozpraw (np. o Róży, o Syzyfowych pra- cach, a przede wszystkim będące wielką przygodą intelektualną dla piszącego – nie- gdysiejszego studenta polonistyki studium pt. Rzeźba wyrazu u Żeromskiego). Zebrał także ogromną spuściznę epistolarną autora Przedwiośnia. Jan Okoń opisał przed laty Pigoniowe spotkania ze staropolszczyzną. Wprawdzie dorobek Pigonia z tej epoki nie jest zbyt obfi ty, warto jednak pamiętać o Jego rozprawie o pijarskim teatrze konwik- towym w Rzeszowie, o cennym tekście z 1930 roku pt. Jan Kochanowski w sądach romantyków czy wreszcie o monografi cznym opracowaniu Historii o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z Wilkowiecka. Przez wiele lat Profesor zajmo- wał się piśmiennictwem ludowym. Jak przypomniała przed laty Jadwiga Kucianka, ten dzisiaj zepchnięty na boczny tor ważny dział polskiego piśmiennictwa intereso- wał naszego Uczonego od czasów, gdy redagował miesięcznik elsów „Iskra”. Dorobek naukowy Jego w tym zakresie jest niemały. Współtworzą go między innymi książka z 1939 roku pt. Na drogach i manowcach kultury ludowej, ogłoszony drukiem w 1946 Zarys nowszej literatury ludowej (przed rokiem 1920), a także ogłoszona drukiem w 1947 dwutomowa antologia pt. Wybór pisarzy ludowych. Bezsprzecznie największą jednak wartość w tym wypadku posiada pamiętnik Pigonia pt. Z Komborni w świat (1957), książka, we wstępie do której pisał Franciszek Bujak, iż „jest ona dowodem, że ówczesna młodzież wiejska wnosiła w życie narodu wartości pozytywne, opar- te na rzetelnej pracy, i przekonuje, że nie groziło Polsce zerwanie ciągłości rozwoju historycznego, że jej droga szła dalej i pójdzie dalej, jeżeli tego tworzywa starczy dla nadchodzących pokoleń”3.

Przywołując dorobek Pigonia z zakresu piśmiennictwa ludowego nie wolno zapo- minać, że rozpoczęte przez Niego dzieło, kontynuowane przez Józefa Spytkowskie- go, czyli opracowanie pełnej kartoteki dawnych pisarzy ludowych zostało zarzucone w trudnych latach pięćdziesiątych i do dziś nie zostało ukończone. Wątpić też należy, czy kiedykolwiek zostanie podjęte, zniknęły bowiem wraz ze śmiercią chłopów-pisa- rzy ich archiwa4.

3

Rozdział II pamiętnika Z Komborni w świat Stanisław Pigoń zatytułował Mój dom.

Rozpoczął go od słów: „Drzewa genealogiczne na wsi nie rosną zbyt bujnie i nie są rosochate. Dwie, trzy gałązki u góry żywe, reszta od dołu schnie rychło i opada w dół wspólny niepamięci. Sam pień ginie też w nieprzejrzanym mroku przeszłości. Jakże- by inaczej być mogło! Cóż stąd, gdyby nawet kroniki lat dawnych nie milczały, jak milczą, o chłopach, gdyby nawet istniały jakieś zapiski historyczne komborskie, pro-

3 F. Bujak, Przedmowa: S. Pigoń, Z Komborni w świat. Wspomnienia młodości, Warszawa 1983, s. 68.

4 W zbiorach Biblioteki Wydziału Polonistyki UJ znajdowała się przed laty w szczątkowej postaci owa kartoteka. Niestety, nikt nie podjął trudu jej dopełnienia, o niej samej zaś słuch zaginął. Należy tu jedynie przypomnieć, że prace nad kartoteką współczesnych pisarzy ludowych podjęto przed laty w Instytucie Filolo- gii Polskiej Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Wyników kwerend nie ogłoszono jednak drukiem.

(6)

wadzone przez stulecia? Cóż by tam skrzętny kronikarz zanotował? Że żył, że umarł taki a taki laboriosus, pracowity. Że tu czy tam gospodarował. Że tyle a tyle lat się tru- dził. I koniec. Bo też właściwie – po cóż więcej? Ten ofi cjalny staropolski epitet chło- pa starczy za historię”5. Dla zilustrowania swojej tezy o „pracowitości” „nieznanych z imienia rolników” przywołuje Pigoń historię biednego sąsiada z Komborni, który całymi tygodniami woził taczkami ziemię na leżący nad brzegiem potoku nieużytek, aż „z urwiska zrobił kawałek roli równy, zdatny na pastwisko czy nawet pod uprawę.

Przejdą dwa-trzy pokolenia, a nikt nie będzie pamiętał, czyj pot rosił tę ziemię, czy- im trudem stała się użyteczna? Jest, to rzecz główna”6. Gdy spoglądamy na olbrzymi dorobek naukowy Pigonia, przychodzi na myśl tylko ów staropolski epitet przydany w dawnych wiekach chłopom, a będący w użyciu jeszcze na początku XX wieku: la- boriosus7. W rzeczy samej Pigoń – wielki humanista i uczony, był nade wszystko czło- wiekiem niezwykłej pracowitości. Przekonuje o tym bibliografi a Jego prac, ale także jakże bogate Jego zbiory rękopiśmienne, złożone w Bibliotece Jagiellońskiej. To był rzeczywiście człowiek „pracowity”. Warto tu przypomnieć, że w 1920 roku spróbo- wał On nawet wyjaśnić ów fenomen „pracowitości”. Dowodził więc, że „Pracowitość wszelka wywodzi się albo z temperamentu, albo z charakteru. W pierwszym wypad- ku jest po prostu łaską, uprzywilejowaniem z natury, nie zasługą; nie w ludzkiej mocy ją spowodować. Gigantyczna pracowitość Lelewela czy Kraszewskiego – była właśnie tego typu, była fenomenalnym darem natury. Drugi typ pracowitości opiera się o wy- robiony, wykuty i zahartowany charakter moralny jednostki, jest rezultatem woli, więc w ostatecznej instancji – dziełem wychowania. Wyrobienie kultury pracowitości jest, kto wie, czy nie najważniejszym zadaniem szkoły średniej i wyższej”8. Trudno tu orzekać, czy zastosowana przez autora typologia „pracowitości” jest prawdziwa.

Na pewno jest jednak interesującą propozycją wyjaśnienia samego zjawiska. Jeśli jest prawdziwą, Pigonia pracowitość należałoby zaliczyć zapewne do drugiego typu, ale jest w tej Jego pracowitości także wiele z pierwszego typu, która miałaby być „łaską, uprzywilejowaniem z natury”. Jakkolwiek było, jedno jest pewne: Stanisław Pigoń był – jak to napisał swego czasu Wiktor Weintraub – „żarliwym apostołem pracy”9. Tej pracy, do której szacunek wyniósł z rodzinnego domu. Tej pracy, którą traktował z miłością. Praca ta nie stanowiła „przekleństwa”. To była praca wykonywana z po- wagą. Z taką samą, z jaką Jego ojciec wykonywał orkę na polu. To był swoisty rodzaj służby dla polskiej kultury, dla polskiej literatury. Pięknie i obrazowo przedstawił Pigoń tę swoją służbę na polu nauki w przedmowie do tomu pt. Miłe życia drobiazgi.

Tom ów nosi podtytuł Pokłosie. Ale znaczenie owego słowa nie ma nic wspólnego z dzisiejszym („pokłosie sesji naukowej”, „pokłosie zjazdu”...). W tekście swoim Pi- goń przypomniał dawny zwyczaj zbierania przez chłopskie dzieci kłosów zboża na

5 S. Pigoń, Z Komborni w świat, s. 125.

6 Tamże, s. 126.

7 Wielu autorów potwierdza, że jeszcze przed I wojną światową ogłaszający z ambony zapowiedzi księża przy szlachcicu dodawali epitet „urodzony”, zaś przy chłopie: „laboriosus”.

8 S. Pigoń, O inicjatywę wydawniczą, w: Książka zbiorowa ku uczczeniu pierwszej rocznicy istnienia Uni- wersytetu Poznańskiego, red. T. Grabowski, Poznań 1920, s. 37.

9 W. Weintraub, Stanisław Pigoń (1885–1968), „Kultura” (Paryż) 1969, nr 7/8, s. 129–159.

(7)

ściernisku. Zebrane kłosy dzieci młóciły i mieliły w żarnach. Z pozyskanej mąki go- spodyni wypiekała chleb dla wędrownych żebraków. Pigoń w przedmowie do swojej książki dodaje: „We własnej też praktyce naukowej starałem się nie żywić obojętności dla żadnego kłoska, nawet dla jego ułomka, choćby niepozornego, z chęcią schylałem się po każdy napotkany. Nie chciałem tracić z uwagi i pamięci tego bochenka, na któ- ry złożą się kiedyś uzbierane drobne ziarna i który komuś potrzebującemu może się kiedyś przyda. Miałem to sobie za powinność w stosunku do całego rozległego łanu naszej pracy dziejowej, nikomu przecież nie obojętnego”10. Każdy, kto staje przed do- robkiem tego Uczonego musi zadać sobie pytanie: kiedy ten człowiek tego dokonał?

Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno wiązało się to z poświęcaniem pracy naukowej każdej chwili. Ale nade wszystko wiązało się z Jego umiłowaniem pracy.

Profesor traktował pracę naukową jako wielką intelektualną przygodę. Ale o wiele bardziej – jako swój obowiązek wobec narodowej kultury, wobec Ojczyzny. Tu tkwi, jak się zdaje, prawdziwe źródło fenomenu, który wolno nazwać „Pigoń laboriosus”.

4

W dniu 1 września 1908 roku Stanisław Pigoń, ówczesny student UJ, podjął służbę w wojsku austriackim, w tzw. „szkole jednorocznych”. Odbywał ją w forcie Dłubnia pod Krakowem. Służbę tę zakończył w dniu 31 sierpnia 1909 r. w stopniu podchorą- żego. Gdy wybuchła I wojna światowa, w dniu 1 sierpnia 1914 roku został powoła- ny do wojska i skierowany na front zachodni. Jak pisał w ogłoszonych w 1937 roku Kartkach z pamiętnika (1914), najpierw przyszło Mu walczyć – jako austriackiemu

„sprzymierzeńcowi” wojsk niemieckich – przeciw Belgom, potem przeciw Francu- zom (w okolicach Verdun). Pozostawał na tym froncie najprawdopodobniej do prze- łomu lat 1915/1916, uzyskując stopień podporucznika. W 1916 roku przerzucono Go wraz z baterią moździerzy na front wołyński, do walki z Rosjanami (dosłużył się wówczas stopnia porucznika). Jesienią tego roku znalazł się na froncie austriacko- włoskim w Styrii. Z chwilą zakończenia działań wojennych powrócił ze swoją baterią

„w pełnej dyscyplinie wojskowej” do kraju. Od połowy listopada 1918 aż do końca sierpnia 1919 roku służył w wojsku polskim. Brał udział w walkach o Lwów, Przemyśl, walczył na Śląsku Cieszyńskim, a także nad Stochodem (jako dowódca pociągu pan- cernego „Hallerczyk”). Z chwilą, gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, w dniu 20 maja 1920 roku zgłosił się jako ochotnik do wojska polskiego i podjął służbę w ba- onie zapasowym pierwszego pułku wojsk kolejowych, jako dowódca pociągu pancer- nego „Bartosz Głowacki”. Do cywila powrócił w dniu 14 listopada 1920 roku. Po bli- sko dwudziestu latach, gdy wybuchła II wojna światowa, Profesor – liczący wówczas 54 lata! – opuścił Kraków i wraz z synem Andrzejem udał się na wschód, z gorącą wolą wstąpienia do wojska. Niestety, klęska armii polskiej w „blitzkrieg” sprawiła, że powrócił do Krakowa, by tu, w nowych warunkach, po roku podjąć równie nie-

10 S. Pigoń, Miłe życia drobiazgi. Pokłosie, Warszawa 1964, s. 7.

(8)

bezpieczną jak na froncie wojennym pracę: na tajnych kompletach uniwersyteckich.

Gdy upadło Powstanie Warszawskie i w Krakowie pojawiła się spora gromada wypę- dzonych ze stolicy warszawiaków, Pigoń pospieszył im z pomocą, przygarniając pod swój dach bezdomnego, rannego studenta warszawskiego, a innym warszawiakom organizując konkretną pomoc materialną11.

Przywołano tu fakty z życia Pigonia nie po to, aby rekonstruować bieg Jego życia, choć byłoby to zadanie na pewno pasjonujące. Wszak, jak łatwo obliczyć, spędził on w wojsku łącznie 80 miesięcy, z tego – na wojennych frontach 68 miesięcy (5 lat i osiem miesięcy!). Miał w tym czasie okazję do dobrego rozeznania się w sprawach militarnych. W czasie I wojny światowej miał świadomość, że przychodzi Mu uczest- niczyć w niesprawiedliwej wojnie. W pamiętniku z 1914 roku pisał zatem z niekła- maną odrazą o niemieckich zbrodniach wojennych, współczując zarazem Belgom, którzy wszak bronili swojej niepodległości. Przypominając epizod z gromadką bel- gijskich partyzantów skazanych przez Niemców na śmierć, pisał: „o cześć ich pamię- ci upominać się będą pokolenia następne, jak my się upominamy o cześć zarosłych już mogił powstańczych 1863 r.”12. Inaczej traktował wojnę polsko-bolszewicką: to była wojna o wolną Polskę. W pamiętniku z pobytu w Sachsenhausen wspominał natomiast o cichym bohaterstwie starych profesorów krakowskich, którym Niemcy zgotowali tak okrutny los.

Ale nie o wojenne doświadczenia Profesora tutaj chodzi. Pragniemy zwrócić uwa- gę na istnienie w osobowości Pigonia czegoś, co można byłoby nazwać duchem żoł- nierskim. Nie jest tu najważniejsza sprawa postawy Profesora „na co dzień”, choć także i w tym tkwiła jakaś pamięć o latach spędzonych w wojsku, na frontach wo- jennych. Chodzi o Jego żołnierskie wręcz poczucie „obowiązku”. Zaprawiony od dzieciństwa do trudnych warunków życia, w wojsku „odbył właściwy swój egzamin dojrzałości”. W pamiętniku Z Komborni w świat pisał o rocznej służbie w wojsku austriackim (1908/09) dodając: „Służbie wojskowej zawdzięczam dużo w swym roz- woju duchowym. Dobrze skojarzyła mi się ona z przysługą kursów robotniczych.

Tu i tam zdobyłem pewną konsolidację wewnętrzną, wyzbyłem się rozwichrzenia i jakiegoś rozmazania uczuciowego i umysłowego. [...] Twardy rygor wojskowy, by- towanie w środowisku obojętnym, nierzadko wrogim, a zawsze obcesowym, działały w tym kierunku na charakter, wyrabiały panowanie nad sobą, sprawność fi zyczną, sztukę rozkazu. W ten sposób uzyskiwałem pożądaną dyscyplinę instynktów i idei”13. Wolno sądzić, że na ostateczne ukształtowanie jego charakteru wpłynęły w niemałym stopniu lata spędzone na frontach wojen. To wówczas do cech, które zdobył jeszcze w czasie studiów i jednorocznej służby wojskowej, dołączył jedną podstawową: od- wagę. Wówczas ukształtował w sobie wewnętrzną siłę, która sprawiała, że nie tchórzył, nie cofał się w popłochu przed niebezpieczeństwami, ale z rozwagą i konsekwencją

11 Por. wspomnienie Jerzego Pelca ogłoszone drukiem, w: Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszaw- skiego, Warszawa 1961, s. 108 passim.

12 S. Pigoń, Kartki z pamiętnika (1914), Kraków 1937, s. 7.

13 S. Pigoń, Z Komborni w świat, s. 238–239.

(9)

stawiał czoła wyzwaniom14. Ta Jego siła wewnętrzna, którą nazwać trzeba męstwem, sprawiała, że nawet przeciwnicy czuli przed Nim respekt. Oczywiście, zdarzali się wy- najęci pismacy, jak ci z 1945 roku, którzy gotowi byli obrzucić Go błotem i wyzwiska- mi. Ale to byli tchórzliwi najemnicy, których niemało w każdej epoce15. Prawdziwi przeciwnicy mimo wszystko nie odważyli się na bezpośredni atak. Szukali pozorów, które miały uprawomocnić ich decyzje. Klasycznym przykładem może być w tym wy- padku epizod z przełomu 1952/53 roku, kiedy to ówczesna minister oświaty, Eugenia Krassowska, uznała, iż należy zdecydowanie pomniejszyć oddziaływanie Profesora na środowisko naukowe. Postanowiła zatem odwołać Go z funkcji kierownika Ka- tedry Historii Literatury Polskiej UJ, którą kierował od 1931 roku i którą odbudował

„z gruzów” w 1945 roku. Nie uczyniła tego jednak otwarcie. Wymyśliła koncepcję przekształcenia owej Katedry w tzw. Katedrę Zespołową. Dzięki temu mogła wpro- wadzić do Uniwersytetu Jagiellońskiego „swojego” człowieka, jakim był prof. Wacław Kubacki z Poznania. Prof. Pigoniowi powierzyła natomiast Zakład Literatury Staro- polskiej, w ten sposób zachowując pozory „restrukturyzacji” krakowskiej polonistyki.

Cel osiągnęła okrężną drogą, na proste rozwiązanie nie starczyło jej bowiem odwagi.

Dowody męstwa i po żołniersku (w tym dobrym tego słowa pojęciu) pojmowa- nego obowiązku dawał Pigoń nie tylko w życiu codziennym. Dostarczał wielu takich dowodów przede wszystkim w swojej pracy naukowej, a głównie – pracy edytorskiej.

Trzeba było bowiem mieć dużo odwagi, aby podejmować się tak wielkich zadań, jak krytyczne edycje dzieł Mickiewicza czy Fredry, jak wydanie dzieł zbiorowych Że- romskiego czy Orkana, a nawet – prac wielkich Jego poprzedników: Stanisława Tar- nowskiego, Ignacego Chrzanowskiego czy Stefana Kołaczkowskiego. Pigoń wiedział, że wydanie dzieł zbiorowych klasyków polskiej literatury to obowiązek starszego po- kolenia historyków tejże literatury wobec następców. Co więcej, wiedział, że z tego obowiązku nikt tego pokolenia nie może zwolnić, bo był to obowiązek wobec polskiej kultury, wobec Ojczyzny. Wszystko wskazuje też na to, że Profesor pojmował swoją pracę naukową i edytorską jako „służbę”, a nie jako mniej czy bardziej przypadkowe zajęcie, które daje środki utrzymania Jemu i Jego rodzinie. Tak postrzegał sprawy pracy naukowej od czasów młodości. W 1920 roku, gdy na mapie Europy na nowo pojawiła się Polska, za jedną z najważniejszych kwestii Pigoń uznał sprawę „świado- mego natężenia tempa życia [...] w zakresie twórczości naukowej”16. Dowodził więc, że „należałoby tworzyć prywatne, nieduże, ale ruchliwe spółki wydawnicze dla po- szczególnych gałęzi prac naukowych. Zarządy powierzać ludziom przedsiębiorczym,

14 W końcowych partiach pamiętnika pisze Pigoń: „Niewątpliwie nie najuboższe w doznania miałem życie. Jak powiada poeta: ‘nie nagłaskał mię nikt po głowie, nie piłem ptasiego mleka’ [trawestacja wiersza W. Broniewskiego Mannlicher – F.Z.]; bywałem na wozie i – daleko częściej – pod wozem, los nie szczędził mi emocji wcale urozmaiconych. Co prawda, nierzadko sam go nieoględnie wyzywałem, samochcąc kładłem głowę pod Ewangelię. Tak mi się już jakoś składało w życiu, że nie umiałem, a nawet nie lubiłem, ani płynąć z wiatrem, ani też chyłkiem wymykać się napotkanym trudom i kłopotom” (S. Pigoń, Z Komborni w świat, s. 282).

15 Aluzja do nagonki prasowej, jaką rozpętano w 1945 roku w prasie „reżimowej” na Uniwersytet Jagiel- loński i jego profesorów, w tym – na Stanisława Pigonia.

16 S. Pigoń, O inicjatywę wydawniczą, s. 37.

(10)

zorientowanym w dzisiejszych i jutrzejszych potrzebach kulturalnych, mającym dar odkrywania źródeł, – choć one pod ziemią, – trafi ania na właściwe zdolności i posia- dającym też nie byle jaką umiejętność wymożenia na ludziach odpowiednich podjęć.

Ludzi takich mamy zaś na szczęście dość dużo”17. Słowa te wypowiadał nie „uczony gabinetowy”, ale człowiek, któremu głęboko na sercu leżała sprawa przyszłości pol- skiej nauki, kształtu polskiej kultury. Człowiek, który czuł obywatelską współodpo- wiedzialność za przyszłość Ojczyzny.

5

Jesienią 1906 roku, w kilka zaledwie tygodni po przybyciu na studia do Krako- wa, Stanisław Pigoń wstąpił do założonego przez Wincentego Lutosławskiego stowa- rzyszenia „Eleusis”. Okoliczności swego związania się z tym stowarzyszeniem opisał Profesor w pamiętniku Z Komborni w świat. Organizacja powstała w 1903 roku z ini- cjatywy Wincentego Lutosławskiego. Była to organizacja, która zakładała ambitny cel odrodzenia moralno-narodowego młodzieży polskiej. Pigoń pisze w swym pamięt- niku, że przyszedł do „Eleusis” w czasie, gdy wpływ Lutosławskiego na stowarzysze- nie znacznie już osłabł, gdy sami studenci przejęli stery stowarzyszenia. Zasadnicze założenia ideowe grupy pozostały wszakże te same. Pisał Profesor: „Zasady wytyczne zostały na ogół te same co w roku 1903: kształcenie woli i charakteru już to przez ćwi- czenia psychofi zyczne, już też – w wyższym stopniu – przez kulturę religijną, przez rygor ascetyczny, walkę z namiętnościami na drodze poczwórnej wstrzemięźliwości, przez wytrwałość w modlitwie, posty, przez codzienną komunię świętą, czujne co wieczór obrachunki z sumieniem itp. Nie odstraszał nas ten rygoryzm etyczno-re- ligijny; w gromadce naszej panował wysoki nastrój”18. Sprawy dramatu religijnego, jaki przeżywał w tym czasie młody Pigoń opisał i zanalizował w pięknym studium Czesław Kłak, nie ma zatem potrzeby podejmowania tego wątku w tym miejscu19. Tu chcielibyśmy zwrócić uwagę na inny „spadek”, jaki Profesor odziedziczył po „Eleu- sis”: na „kodeks etyczny”, którym się kierował w życiu społecznym, akademickim, ale i rodzinnym, domowym przez całe bodaj dojrzałe życie. Oczywiście, jest to kodeks oparty na etyce chrześcijańskiej. Ale wolno też spojrzeć na niego jako na Jego własny dorobek, własny „dekalog”, którym starał się kierować w życiu.

Stanisław Pigoń nie napisał swojego kodeksu wartości akademickich czy dobrych obyczajów20. Taki „kodeks” jednak posiadał. Wystarczy sięgnąć do Jego wystąpień

17 Tamże, s. 42.

18 S. Pigoń, Z Komborni w świat, s. 226.

19 Cz. Kłak, Pigoniowe „niebo w płomieniach”, w: tegoż, Stanisław Pigoń. Szkice do portretu, Rzeszów 1993, s. 35–62.

20 W ostatnich latach, gdy w Polsce zaszły wielkie zmiany w życiu politycznym i społecznym, gdy jednym z naczelnych haseł apostołów nowego porządku stał się „wolny rynek”, dały o sobie znać rozliczne schorzenia, które znacząco wpłynęły na obniżenie standardów życia w świecie akademickim. Wieloetatowość, zanik kry- tyki, kradzieże naukowe (plagiaty), pozorowanie pracy naukowej, lekceważenie dydaktyki – to tylko niektóre

(11)

w sprawach nauki jako rektora Uniwersytetu Stefana Batorego, czy też przypomnieć Jego wystąpienia w dyskusji nad reformą szkolnictwa wyższego w Polsce w latach trzydziestych, a wreszcie – Jego wspomnienia z Sachsenhausen i innych, zebranych w tomiku Z przędziwa pamięci, aby przekonać się, na jak twardych zasadach opierał On swój kodeks etyczny.

Jedną z naczelnych zasad owego kodeksu było umiłowanie prawdy. Zamiast ob- szernego wywodu odwołajmy się tu do omówionego swego czasu przez Czesława Kłaka przykładu z korespondencji Uczonego z Marią Danilewiczową. W 1960 roku w londyńskich „Wiadomościach”, w numerze wydanym na święta Bożego Narodze- nia, ukazał się Dziennik paryski z r. 1853 r. Zofi i Komierowskiej, w którym autorka obrzuciła błotem ludzi Wielkiej Emigracji, w tym Mickiewicza. Pigoń natychmiast – za pośrednictwem Marii Danilewiczowej – postanowił zbadać, czy mamy w tym wypadku do czynienia z dokumentem prawdziwym, czy z falsyfi katem. W rzeczy samej wkrótce okazało się, że jest to falsyfi kat. Sprawa mimo wszystko komplikowała się, za publikacją Dziennika Komierowskiej stała bowiem darzona wielkim szacun- kiem także przez naszego Uczonego Maria Czapska. Mimo to Profesor podjął wy- zwanie: wysłał do „Wiadomości” – via Danilewiczowa – artykuł, w którym dowodnie ukazał fałszerstwo dokumentu. Wprawdzie miał obiekcje, nie chciał bowiem urazić p. Czapskiej, z drugiej strony chodziło jednak o prawdę naukową. Jak pisał w jednym z listów do Danilewiczowej, „Przykro będzie burzyć legendę, ale trudno”21.

W „kodeksie” Pigonia ważne miejsce zajmowały takie sprawy, jak powściągliwość w wydawaniu sądów, granicząca niekiedy wręcz z ascezą. Gdy przyszło Mu relacjo- nować pobyt w Sachsenhausen, nie zdecydował się na przywoływanie rozlicznych wydarzeń, opisów cierpień uwięzionych profesorów. Wierny sobie, stworzył suchą, chciałoby się rzec – surową, pełną skromności relację. Nawet wobec Niemców zdo- był się na wielkoduszność. Jak pisał w pięknym tekście Michał Głowiński, „skromna

z grzechów środowiska akademickiego. Niszczącym środowisko wynaturzeniom postanowiono w ostatnich latach wydać wojnę. Senaty poszczególnych uczelni, a także inne instytucje i korporacje akademickie zaczę- ły uchwalać „kodeksy wartości” jako prawo obowiązujące daną społeczność. W dokumentach tych można znaleźć zalecenia i wskazówki, w jaki sposób winien postępować nauczyciel akademicki w pracy naukowej, a także w działalności na uczelni. Jedne z nich, jak na przykład Akademicki kodeks wartości UJ przypominają, że podstawowym obowiązkiem każdego uczonego jest służba prawdzie, że winien on kierować się w swym postępowaniu badawczym i dydaktycznym odpowiedzialnością, życzliwością, sprawiedliwością, rzetelnością, tolerancją, lojalnością, samodzielnością, uczciwością, godnością, że winien pamiętać o tym, iż wolność jest jednym z najważniejszych praw uczonego, ale że nie wolno jej nadużywać. Inne dokumenty, jak na przykład Dobre obyczaje w nauce przypominają, że pracownika nauki obowiązują zasady etyki ogólnoludzkiej, po czym sprawę rozwijają zagadnienia dobrych obyczajów w nauce w kilkudziesięciu paragrafach (por.: Dobre obyczaje w nauce. Zbiór zasad i wytycznych, oprac. Komitet Etyki w Nauce przy Prezydium PAN, Warszawa 1994;

Kodeks etyki nauczycielskiej, oprac. przez Polskie Towarzystwo Nauczycieli, Ząbki 1997; Akademicki kodeks wartości. Przyjęty na posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego 23 czerwca 2003 roku, Kraków 2003;

Dobra praktyka badań naukowych. Rekomendacje, oprac. przez Zespół Etyki w Nauce przy Ministrze Na- uki i Informatyzacji. Zaakceptowane przez Komitet Badań Naukowych IV kadencji, Warszawa 2004; Kodeks

„Dobre praktyki w szkołach wyższych”, oprac. przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz Fundację Rektorów Polskich, Wrocław 2007).

21 M. Danilewiczowa, S. Pigoń, Dialog korespondencyjny (1958–1968), do druku przygotował, wstępem i komentarzem opatrzył Cz. Kłak, Rzeszów 1996, s. 193.

(12)

relacja Stanisława Pigonia [o »nocy« okupacyjnej] rozbrzmiewa wyjątkowo czysto, przywraca ona pamiętnikarstwu okupacyjnemu jego utraconą godność, nie czyni go narzędziem mitologii społecznej, usiłuje tylko w sposób analityczny i zobiektywizo- wany oddać właściwości i budowę świata koncentracyjnego”22.

Nie sposób nie wskazać tu na inny aspekt Pigoniowego „kodeksu”: na rzetelność.

Każdy, kto weźmie do ręki taką czy inną pracę tego autora przekona się, że każda jego teza podparta jest solidnym dowodem. Najczęściej – źródłowym. Bo Profesor był w sposób szczególny przywiązany do badań źródłowych. To była jego broń, przy pomocy której – gdy trzeba było – zwalczał tezy tych, którzy chcąc zaistnieć na rynku czytelniczym, gotowi byli popełnić niejedną „niegodziwość” (słynny spór z „odbrą- zawiaczem” naszej literatury, Tadeuszem Żeleńskim Boyem).

Nie czas i miejsce, aby szerzej rozwodzić się tu nad wszystkimi aspektami kodeksu Pigonia – badacza i edytora. Na pewno można byłoby przywołać tu setki dowodów Jego wielkiej życzliwości, szczególnie wobec młodszych, o jego prawości. A jakże nie wspomnieć o autentycznej godności, z jaką „uprawiał” swój zagon historycznolite- racki. Była to godność, o jakiej mówił swego czasu w Weselu Gospodarz:

– Już lat dziesięć pośród siedzę, sąsiadujemy o miedzę.

Kiedy sieje, orze, miele, taka godność, takie wzięcie;

co czyni, to czyni święcie;

godność, rozwaga, pojęcie.

A jak modli się w kościele, taka godność, to przejęcie;

bardzo wiele, wiele z Piasta;

chłop potęgą jest i basta!23

Wszystko wskazuje na to, że słowa te, bez niebezpieczeństwa nadużycia, można odnieść do Profesora: on tak właśnie, po piastowsku, z godnością, traktował swój zawód historyka literatury i kultury polskiej. To pojęcie pracy-obowiązku wyniósł z rodzinnej zagrody w Komborni. I tę wartość zachował na całe życie. Co więcej – tę wartość starał się przez całe życie przekazywać swoim uczniom.

22 M. Głowiński, Stanisława Pigonia relacja o Sachsenhausen, w: Stanisław Pigoń. Człowiek i dzieło, s. 124.

23 S. Wyspiański, Wesele, w: tegoż, Dzieła zebrane, Kraków 1958, t. 4, s. 51.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Licząc się z nierealnością koegzystencji zabytków z postępem technicznym, postanowiono za sprawą Ottona Fritschego, profesora fraiberskiej Akadem ii Gómiczetj,

Tezę tę autorka

Jego auto­ rem jest dominikanin, doktor teologii Marian z Jaślisk, później określany jako Jaślicki, profestor teologii w Busku, Podkamieniu, Lwowie i Kijow

blocklists and abuse data also typically produce crude metrics which count the number of abuse incidents at various levels, for instance, around IP addresses and networks (c.

Obszarem zainteresowań w zakresie energetyki rozproszonej znacznej liczby respondentów (67%) jest organizacja lokalnych rynków energii, również 67% chce rozwijać źródła

Dent.. Malocclusion is conducive to plaque retention. It also hampers cleaning of the interdental spaces and reduces access to them during professional hygien- ic procedures.

16 Z.. potwierdzają dotychczasowych przypuszczeń o elementarności materii. Od­ krycie zjawiska „płynu kwantowego” dowodzi niezbicie faktu, że tzw. materia nie ma

The results suggest that a model may be inadequate despite good performance with respect to multiple calibration objectives and that increasing model complexity, if