• Nie Znaleziono Wyników

Praktyki przestrzenne Rusinów i Hucułów. Odbudowywanie miejsc etnicznych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Praktyki przestrzenne Rusinów i Hucułów. Odbudowywanie miejsc etnicznych"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Praktyki przestrzenne Rusinów i Hucułów.

Odbudowywanie miejsc etnicznych

Przedmiotem podejmowanych przez nas w niniejszej książce rozważań jest szeroko rozumiane zjawisko społecznego wytwarzania miejsc. Wiążemy ten proces z prze- strzenią społeczną i staramy się wykazać strategie ich organizowania w kontekście globalizacji, władzy i etniczności. W realizowanym projekcie koncentrowaliśmy się na małych, głównie wiejskich wspólnotach, cechujących się pewnym typem solidar- ności i należących do zdefi niowanych terytoriów etnicznych. Badania prowadziliśmy w wybranych miejscowościach Łemkowszczyzny i Huculszczyzny oraz w północno- -wschodniej Słowacji, zamieszkiwanej przez Rusinów. Przystępując do badań, spo- dziewaliśmy się znaleźć tam grupy wyróżniające się pewnym typem więzi świadczą- cych o bliskości, długotrwałych związkach i określonych granicach terytorialnych.

Ponadto wspólnoty te posiadać miały wyraźne granice symboliczne oddzielające ich od „obcych”, a terytorium powinno zasadniczo wpływać na reguły formowania się określonego typu więzi i na zasady konstruowania tożsamości. Możemy potwierdzić, że badane społeczności zachowały swoje podstawowe cechy wyróżniające je spośród innych wspólnot zamieszkujących określone terytorium. Zarówno mechanizmy auto- percepcji wspólnot, jak i ich zewnętrzna identyfi kacja zgodnie pozwalają wyodrębnić je przestrzennie. Terytorium, pomimo wielu wprowadzonych tam zmian, nie zatraci- ło swej podstawowej funkcji. Znacznie bardziej złożone wydają się kwestie związane z redefi niowaniem więzi, charakterem i naturą tożsamości. W toku badań ustaliliśmy, że globalizacja wprowadza nieodwracalne zmiany w charakterze istniejącej i etnicznie zdefi niowanej lokalności. Konieczność dostosowania się do nowoczesnych strategii zagospodarowania regionu musiała pociągać za sobą częściową rezygnację z ochrony terytorialnej tożsamości. Mimo tego w procesie włączania terytorium etnicznego do konstruowania miejsca ta terytorialna tożsamość jawi się jako społeczna rama wy- znaczająca punkty orientacyjne dla zbiorowych działań i wyobrażeń kulturowych.

Przestrzeń społeczną postrzegamy jako swoisty komunikat budowany na bazie re- lacji świata rzeczy i symboli, komunikat czyniący przestrzeń trwałą pamięcią społe- czeństw. Zarówno na Łemkowszczyźnie, jak i na Huculszczyźnie z łatwością dało się zauważyć obecność wyraźnych wzorów i praktyk przestrzennych wykorzystywanych

(2)

w organizacji etnicznych miejsc. Na Słowacji, w analizowanym przypadku, owe me- chanizmy i strategie zarządzania przestrzenią mają trochę inną naturę i przynoszą inne skutki, o czym będzie mowa w odpowiednim fragmencie tekstu.

Kolejny etap badań na Łemkowszczyźnie potwierdził, że Łemkowie w procesie utożsamiania wykorzystują kategorię terytorium w sposób szczególny. Często wystę- puje ona wyłącznie w odniesieniu do przeszłości. Mówiąc dzisiaj o Łemkowszczyźnie, mieszkańcy podkreślają redukcję jej symbolicznego znaczenia, co nie przeszkadza im wykorzystywać ją w budowaniu nowej „utowarowionej” etniczności. Pojawiają się też symptomy wprowadzania tam projektu obywatelskiej odpowiedzialności za przestrzeń i nowych reguł organizacji miejsc. Wiele rzeczy zmieniło się na Łemkow- szczyźnie, a jej mieszkańcy gotowi są owe zmiany legitymizować, nawet kosztem utra- ty częściowej kontroli nad terytorium.

Podobny w swym charakterze proces obserwujemy na Huculszczyźnie. Tam rów- nież w świadomości mieszkańców (ale też poza regionem) istnieje pamięć tej prze- strzeni nacechowanej etnicznością. Jest ona w narracjach często obecna i bogato przywoływana. Badania pokazują jednak, że jej znaczenie powoli zanika. Ma istotną moc symboliczną, lecz jej granice powoli się zacierają. Terytorium defi niuje Hucułów, choć nie w pełni przekłada się na kreacje tożsamości. Raczej funkcjonuje jako źródło odwołań, pewien zasób, z którego zainteresowani mogą czerpać treści potrzebne do tożsamościowych konstrukcji.

W kontekście poruszanych w książce problemów społecznego wytwarzania miejsc zajmę się w tym fragmencie kwestiami prawa do symbolicznego (ale nie tylko) zarzą- dzania etnicznym terytorium. Interesuje mnie, jak społeczności pamiętają i zapomi- nają o swojej ziemi i jak tworzy się poczucie symbolicznego posiadania terytorium, jakie strategie przyjmują grupy, by utrzymać przywilej decydowania o: ziemi, kraj- obrazie, architekturze czy symbolach wyznaczających granice wspólnot. Jak redefi - niowane jest miejsce w warunkach globalizacji? Zwracam zatem uwagę na kwestie organizacji wspólnotowości, z akcentem na kontynuację bądź rewitalizację więzi et- nicznych. Jak realizowane są tożsamości zbiorowe w relacji do przestrzeni, terytorium i miejsca? Interesuje mnie, na ile ich etniczne miejsce budowane jest przez fakt zajmo- wania konkretnego terytorium, a na ile jest to odwoływanie się do pamięci zbiorowej i ram społecznych ową pamięć organizujących. Jak wykorzystywane są zasoby kultu- rowe przez mieszkańców zajmujących tradycyjne etniczne terytoria? Czy wspólnoty są w dalszym ciągu konglomeratem miejsca, tożsamości i wzorów kulturowych (sfera materialna, interakcyjna i symboliczna)? Na ile ten wzór wspólnoty jest trwały, a na ile ulega przeobrażeniom?

Badane wspólnoty przypominają zapomniane mikroświaty. Ich lokalność po- strzegam jako zaprojektowaną przestrzeń z ustrukturalizowanym społecznie środo- wiskiem. Te gotowe i utrwalone projekty pozwalały kiedyś mieszkańcom lepiej się rozpoznawać. Uświadamiali sobie wtedy, kim są i jak powinni się zachowywać, oraz, co najważniejsze, jak realizować swoją tożsamość. Dzisiaj wypada uznać, że warun- kiem badania procesów wytwarzania i odtwarzania miejsc jest analiza działań i idei, które pozostawiają w miejscach swe ślady, odciskają się na ich społecznej organizacji, materialnej infrastrukturze, na wyobrażeniach ich dotyczących. Dokładniej rzecz uj-

(3)

mując, to specyfi czna historia dystrybucji praktyk i treści kulturowych występujących w danym miejscu decyduje o tym, jak jest ono społecznie i materialnie zorganizowane.

Wiemy, że lokalne praktyki i treści kulturowe pomagają w tworzeniu i wytwarzaniu miejsc. Działania i przekazy kulturowe występujące w lokalnej skali są tylko jednym z możliwych źródeł, zestawem narzędzi wykorzystywanym do tworzenia miejsc. Stu- diując miejsce, analizujemy wszelkie napotkane w nim praktyki i idee, niezależnie od tego, czy występują one tylko tam, czy też mają szerszy kontekst (por. Lubaś w niniej- szym tomie).

1. Huculszczyzna w konfrontacji z nowoczesnością

1

Huculi powszechnie znani są jako jedna z grup etnicznych zamieszkujących Karpaty.

Główna jej część osiedliła się na terytorium dzisiejszej Ukrainy, choć spotkać ich moż- na zarówno w Polsce, jak i w Rumunii (region Maramures). Na Ukrainie koncentrują się głównie w rejonach Werchowyny, Kosowa, Nadwirnej i Kołomyi. Huculszczyzna jest częścią historycznej Galicji. Ich osadnictwo w tym regionie datuje się od XIV wie- ku. Historycy i etnografowie ustalili, że Huculi obecnie zamieszkują 24 wsie tego rejo- nu, ale można ich też spotkać w okolicznych miasteczkach i miastach, jak np. w mieście Rahiw (Magocsi, Pop 2005: 207). Nie jest znane pochodzenie samej nazwy tej grupy.

Niektórzy wywodzą ją od starych nazw tureckich plemion czy rumuńskich rabusiów.

W etnografi i przez długi czas utrzymywało się stanowisko, że Huculi stanowią jedną z trzech, oprócz Łemków i Bojków, grup tworzących rusiński czy karpato-rusiński na- ród. Z czasem pojawiły się interpretacje wskazujące na istnienie dwóch zasadniczych grup rusińskich; Łemków/Rusnaków i Dolinian (tamże: 113–117). Nie rozstrzygając o trafności etnografi czno-historycznych kategoryzacji etnicznych tego regionu, Hu- cułów od dawna postrzegano jako wspólnotę wyróżniającą się spośród innych grup.

Sami członkowie tej wspólnoty tradycyjnie podkreślają swoją odrębność od in- nych grup rusińskich. Ta potrzeba wydzielenia swojej społeczności uwidacznia się na wielu płaszczyznach. Odróżniać ich miał przede wszystkim dialekt rusiński z do- mieszką słownictwa rumuńskiego. Do dzisiaj funkcjonuje on w mowie potocznej i jest dumnie przez mieszkańców regionu wskazywany jako wyróżnik ich grupy. Huculi podkreślali też, że są góralami i chrześcijanami. Obie te kategorie w dalszym ciągu stanowią istotny budulec ich granic symbolicznych. Zamieszkiwali (jak sami mówią:

od zawsze) w dolinach Prutu i Czeremoszu oraz na zboczach Czarnohory. Miejsca te stały się później częścią legendy o tych tajemniczym góralach i weszły w skład ukra- ińskiego mitu ojczyźnianego. Przypisywano im cechy ludów górskich, które to cechy uznawane są za atrakcyjny składnik narodowych narracji. Uważano ich za ludzi twar- dych i nieustępliwych. Izolowanie się od innych grup, choćby z racji zamieszkiwania trudno dostępnych terenów, nadawało im znamiona wyjątkowości. Wypasanie owiec i praca w lesie przy wyrębie drzew dodatkowo wyróżniały ich gospodarkę spośród

1 Poniższe kwestie dyskutowałem też w tekście Przestrzeń i pamięć społeczna wśród ukraińskich Hucułów w tomie pod red. S. Kapralskiego (Kapralski 2010).

(4)

innych grup tego regionu. W obrazie Hucułów podkreślano atrakcyjne i oryginalne stroje oraz groźny wygląd wzmacniany tradycyjnym wyposażeniem: siekierami, ciu- pagami i bronią, które nosili podczas wypasu owiec i pracy w lesie. Stąd już tylko krok do legend o huculskich zbójnikach, nie tylko łupiących bogatych, ale i walczących o swoje prawa ze zmieniającą się często władzą. Ten obraz niepokornego górala wo- jującego o niezależność dobrze wkomponował się we współczesną ukraińską narrację tożsamościową.

Odmienną tożsamość Hucułów opisywali już od XIX wieku polscy pisarze, mi- łośnicy gór i etnografowie: K. Wójcicki, J. Korzeniowski czy S. Vincenz. Ten ostatni najgłośniej rozsławił grupę, pisząc słynne etnografi cznie bogate dzieło Na wysokiej połoninie (Vincenz 1980, 1981). Jest to zresztą chyba jedyne systematycznie budowa- ne kompendium wiedzy o Hucułach i ich życiu. Można wręcz przypuszczać, że praca Vincenza stała się podstawą popularności tej wspólnoty wśród Polaków i Ukraińców, których w końcu niewielu w swych wędrówkach kiedykolwiek zapuściło się w rejon Żabiego i wschodnich Karpat. Żabie, które współcześnie nosi nazwę Werchowyna, tak jak dawniej pozostaje umowną stolicą Huculszczyzny. Już w czasach dominacji Austro- -Węgier mieszkało tam kilka tysięcy osób. Wielobarwne grupy przyciągały nie tylko okolicznych mieszkańców, załatwiających w gminie swoje sprawy, ale też turystów, którzy w swoich wędrówkach nie mogli tego miejsca ominąć. Najsłynniejsze jarmar- ki, w których brali udział Huculi, odbywały się w niedalekim Kosowie. Miasteczko to zresztą słynie do dzisiaj z handlu, i kiedy pytamy miejscowych o Hucułów w Karpatach, odsyłają nas właśnie na to targowisko huculskich wyrobów (Pollack 2007: 95–122).

Podczas analizy opracowań dotyczących Hucułów przede wszystkim rzuca się w oczy podkreślany peryferyjny charakter tej grupy, peryferyjny w bardzo szerokim rozumieniu tego pojęcia. Huculi zawsze znajdowali się na obrzeżach innych kultur i nigdy nie stali się, w świadomości innych, znaczącą wspólnotą, nawet na tle grup są- siedzkich. Próba uzyskania nawet minimalnej społecznej i politycznej podmiotowości z początków XX wieku umknęła uwadze badaczy. Wiemy jednak, że Huculi podjęli starania uzyskania niezależności – w 1920 roku zaistniała na krótko Republika Hu- culska. Wkrótce jednak została ona zlikwidowana, nie odgrywając praktycznie żadnej roli (Muszynka 1999). To, czego dowiadujemy się o grupie z literatury, utwierdza nas w przekonaniu o egzotyczności i tajemniczości tej wspólnoty. Najczęściej spotykamy wzmianki o jej historii i losach przy okazji opisów dotyczących Galicji, wojen i kon- fl iktów, jakie rozgrywały się w tym regionie. Peryferyjność Hucułów potwierdzana jest w wielu książkach o różnej tematyce, gdzie pojawiają się w barwnych ilustracjach jako dodatek do opisów innych grup i wydarzeń, które miały miejsce w Karpatach (Ząbek 2001; Ćwiklińska 1994; Olszański 2000). Gdyby ktoś dzisiaj chciał zebrać ma- teriały o Huculszczyźnie, to niewiele więcej dowiedziałby się z nich niż z literatu- ry tworzonej prawie sto lat temu. Możemy więc znaleźć dziewiętnastowieczne opisy przyrody wyróżniające i determinujące kulturę Hucułów, takie jak zagospodarowanie połonin, wyrąb lasów czy pasterstwo, przeczytać też o zwyczajach i legendach o ta- jemniczych zbójnikach. W literaturze polskiej istnieją też liczne odwołania do miejsc i wydarzeń podkreślających polskość tych ziem (Choroszy 1991). Nigdzie jednak nie natkniemy się na odniesienia do tożsamości tej wspólnoty. Nikt nie starał się zbadać,

(5)

co Huculi myślą o sobie i o swojej grupie, a nawet jeśli takie prace powstawały, to często miały one charakter głównie opisu etnografi cznego. Hucułów identyfi kuje się na podstawie obiektywnych cech wyróżniających ich spośród innych, ale nie bada się autopercepcji w grupie. Nie wiadomo, czy nie mają oni nic do powiedzenia na temat swojej tożsamości, czy też badaczom nie udawało się odczytać wskaźników ich iden- tyfi kacji, bardziej znaczących niż tylko zewnętrzne kulturowe granice symboliczne.

Trudno również wypowiadać się o huculskim etnosie, ponieważ badacze tego wątku nigdy nie zgłębili, a brak jest jednoznacznych wskaźników etnicznej tożsamości pro- dukowanych przez tę wspólnotę. Liderzy grupy starają się jednak przyciągnąć uwa- gę innych. Utworzono wiele organizacji, nie tylko o zasięgu lokalnym, ale i świato- wym, które stawiają sobie za cel głównie propagowanie huculskiej kultury. Huculi, jak wspominałem, zamieszkują również tereny poza swoim historycznym regionem, a spora ich grupa wraz z falami rusińskich migracji dotarła nawet do Kanady, gdzie działa Światowe Towarzystwo Hucułów.

W trakcie badań jako zasadne pojawiło się pytanie, na ile huculskość jest katego- rią wymyśloną przez aktorów „zewnętrznych”, kiedyś Polaków, poszukujących orygi- nalnych i wyjątkowych światów. Wydaje się bowiem, że owa huculskość, jaką znamy z literatury, jest efektem kreacji pisarzy i etnografów. Nigdy nie była mocno i rzetelnie przepracowana przez lokalnych aktorów. Dzisiaj możemy powiedzieć, że obserwuje- my proces zaprzęgnięcia huculskości w konstruowanie ukraińskości. Ta wyjątkowość Huculszczyzny służy do podbudowania narracji narodowej nowego państwa. Miesz- kańcy badanego regionu nie tworzą granicy pomiędzy swoimi ziemiami a Ukrainą (inaczej niż Łemkowie w Polsce, a nawet Rusini na Słowacji). Lokalna odrębność na- cechowana etnicznie podporządkowuje się działaniom narodowych konstruktorów tradycji ukraińskiej. Tak jak wykorzystuje się mit Kozaka, tak i Hucuł może być war- tością dodaną, ubarwiającą i wzbogacającą opowieść o ukraińskim ludzie.

1.1. Odtwarzanie huculskości

W gminie Jaremcza, gdzie prowadziliśmy badania, jest obecnie sześć wiosek hucul- skich, choć ta kwalifi kacja jest czysto umowna, bo rodziny Hucułów spotkać można prawie w każdej z miejscowości tego regionu. We wsiach dominuje tradycyjny typ zabudowy, wzdłuż drogi lokalnej; zasiedlone są one w dużej części przez nowych, przyjezdnych mieszkańców. Z roku na rok upodabniają się do małych miasteczek, zarówno pod względem typu zabudowy, jak i sposobu zagospodarowania przestrze- ni. Jedynie nieliczne osady zachowały swój „typowy” huculski charakter. Głównie te rozlokowane na wzgórzach tworzą tradycyjny huculski krajobraz. Sami mieszkańcy regionu uważają, że prawdziwi Huculi mieszkają już tylko na połoninach, w chat- kach rozsianych na zboczach gór. Ci, którzy zamieszkują niżej położone tereny, mó- wią o sobie: „My w Mikuliczynie też Hucuły, tylko nie ma tej tradycji”, „Ludzie widzą Hucułów jako osobliwość, siedzących w swoich górskich chatach”, „Werchowyna to takie huculskie, a tu Polanica to bardziej cywilizacja – tutaj więcej nowości jest, nowe bu- dynki”. Potwierdzają, że huculskość trzeba mieć w duszy, ale do tego potrzeba jeszcze tradycji i starych zwyczajów, a część z nich już nie potrafi temu wyzwaniu sprostać.

(6)

„Oni [Huculi – przyp. aut.] nie pracują tak jak my na państwowym czy prywatnym – oni mają swoje gospodarstwa”. W domyśle oznacza to, że na huculskość trzeba mieć czas i warunki, a nowoczesność zmusza do rezygnacji z tradycyjnego sposobu gospo- darowania czasem i przestrzenią.

Jeszcze kilkanaście lat temu ukraińskie wsie pustoszały, ponieważ ich mieszkańcy wyjeżdżali do miast lub emigrowali za granicę w poszukiwaniu pracy i lepszego życia.

Takie same procesy obserwowano na terenie Huculszczyzny. Z czasem jednak proces ten uległ spowolnieniu lub nawet zahamowaniu. Wieś stała się dla jej mieszkańców, ale też dla przybyszów z zewnątrz, miejscem atrakcyjnym do zagospodarowania. Jak zauważali rozmówcy: „Młodzi żenią się po wsiach między sobą i tu się budują. Dawniej chcieli wyjeżdżać, a teraz już nie”. Oczywiście wsie się zmieniają i podlegają transfor- macjom podobnym do tych w wielu różnych miejscach Europy Środkowo-Wschod- niej. I tam docierają procesy modernizacyjne, a wszędzie widać ślady postępującej globalizacji. Wieś huculska nie broni się przed nimi, a wręcz otwiera się na wszelkie nowinki. W tym kontekście zrozumiałe jest, że huculskość musi dopasować się do nowych warunków, a mieszkańcy regionu powinni redefi niować swoją lokalność. Tak jak gdzie indziej, i tutaj największym zwolennikiem zmian jest młodsze pokolenie.

„Są jeszcze starsi, którzy to trzymają, i młodsi też, choć to już inne pokolenie” – ze smutkiem komentują starsi mieszkańcy, mając na myśli zapominanie zwyczajów i tra- dycji. „Cywilizacja przyszła, częściej kupują chińskie niż huculskie, ale dbają, by mieć huculskie – zostały tradycja, pogrzeby i wesela. Materialnie mniej huculsko, ale w duszy huculsko”, pocieszają się niektórzy mieszkańcy. Z chęcią podają w rozmowach choć- by najmniej wyszukane przejawy zachowywania tradycyjnego wzoru kulturowego:

„Dziewczęta dają występy folklorystyczne, głównie na weselach czy Bukowelu, gdzie od- grywają tradycyjne wesela”. Charakterystycznym wskaźnikiem huculskości, zdaniem mieszkańców, pozostaje huculska architektura. Przysłuchując się ich argumentacji, można dojść do wniosku, że jest ona kluczem do zrozumienia rzeczywistości. Wyraża społeczny porządek i odzwierciedla hierarchię społeczną. Przywołuje stare wzory or- ganizacji przestrzeni, kulturę, i uruchamia odtwarzanie pamięci wspólnotowej. Temat ten znacznie szerzej omawia w niniejszej książce w swoim artykule Paweł Rojek.

Huculskość przypominana jest nie tylko w codziennym odtwarzaniu starych wzo- rów. Jest też przywoływana w trybie odświętnym i rytualnym. W regionie odbywa się coroczny festiwal huculskiej kultury, który przyciąga wielu miejscowych, ale, jak moż- na się domyślić, największą atrakcją jest on głównie dla turystów – zjeżdżają oni tu nie tylko w celu poszukiwania dzikiej przyrody i uprawiania górskiej turystyki. Poszukują też śladów huculskości, a ta coraz częściej prezentowana jest w formie uproszczonej i gotowej do sprzedaży dla zainteresowanych. Na Ukrainie panuje swoista moda na huculskość. Ma to związek nie tylko z popularnością grupy rozbudzoną w trakcie politycznych zmagań o niepodległość podczas pomarańczowej rewolucji. Huculi, podobnie jak górale w Polsce, stali się tu (choć zawsze byli popularni) najbardziej znanymi, barwnymi Ukraińcami przechowującymi ukraińskie idee wolności i nie- zależności. Każdy przejaw i oznaka huculskości jest w cenie, a najbardziej widoczne symbole tej grupy są adaptowane na wszystkie sposoby również poza sercem hucul- skiego regionu. „Ludzie z Iwano-Frankiwska ubierają się po huculsku i chcą tradycyj-

(7)

nych wesel”, „Chcą, by wszystko było tradycyjnie, po huculsku, stąd robią pierogi i szyją koszule” – opowiadali mieszkańcy Tatarowa i innych wsi, podkreślając z dumą zainte- resowanie ich kulturą. O ile „ukraińskie koszule” wyróżniają wszystkich mieszkańców Zachodniej Ukrainy, o tyle huculskie stroje robią różnicę wewnątrz tej społeczności.

Tak jak Huculi z książek Vincenza, tak i współcześni przywiązują do stroju szczególną wagę. „Ubrania przechodzą z pokolenia na pokolenie. Każda kobita chce mieć swoje wzory, więc je wyszywają. U mnie u babci jest sukienka jeszcze z czasów Austrii. Ona na to rok robiła u pana”. „Wyszywają sami koszule i mają po domach komplet stroju hucul- skiego; na huculskie wesela, a druhny i drużbowie to obowiązkowo na ludowo” – takich opowieści w wywiadach słyszeliśmy wiele. Huculi wciąż wyrabiają skóry i szyją ko- żuchy, i przede wszystkim wyszywają koszule. A to się dobrze sprzedaje, co widać na targu w Kosowie czy na górskiej przełęczy w drodze na Zakarpacie. I tak jak w Polsce każdy turysta będący na Podhalu chce kupić coś góralskiego, tak i tutaj jest w modzie zaopatrzyć się w coś huculskiego.

Huculi, jak sami o sobie mówią, wyróżniają się religijnością. Uważają, że zawsze tak było i to pozwoliło im przetrwać trudne czasy, jak nazywają okres komunizmu.

W samej Jaremczy są głównie cerkwie greckokatolickie i tylko jedna prawosławna. Na dowód, że są wyjątkowo religijną grupą, przywołują przykład wsi Dora, w której jest aż pięć cerkwi. Jeden z rozmówców tak opisywał kwestie huculskiej religijności: „Hu- culi to bardzo pobożni ludzie. Sowieci nie potrafi li zamknąć cerkwi w Dorze. W takich historycznych miejscach jak Dora, Mikuliczyn czy Worochta Sowieci się bali zamykać cerkwi. Ludzi przechodzili na prawosławie, ale cerkwi nie zamknęli. Myśmy mieli kon- takty z podziemną greckokatolicką cerkwią, to chodziliśmy po lasach, po domach. Ja wy- chowanym przy greckokatolickiej cerkwi w podziemiu. Księża byli miejscowi. Chrzcze- nie robiliśmy tylko w greckokatolickiej cerkwi. Więcej ludzi chodziło do prawosławnej, ale my chodziliśmy do tego. Ja pamiętam takiego mnicha, co niedawno umarł, miał 99 lat, to przez niego wyuczyłem się, a potem mój syn”. I dodawał: „W jednej tu wsi obok Jaremczy to ta wioska ma 20 księży, trzech biskupów greckokatolickich. Pięciu chłopców z Dory już skończyło Katolicki Uniwersytet w Lublinie. Przy tych kościołach to solid- nie, nie tylko religia, ale i wykształcenie zdobywali, i była szkoła pomocy gospodarzom i dzieciom. Mamy misjonarzy i dwa klasztory – to taka nowoczesna europejska cerkiew plus konserwatywna huculska. W obrębie gminy mamy sześć klasztorów. Cerkiew gre- ckokatolicka była bardzo patriotycznie nastawiona, taka na patriotyzm. Dzięki temu Ukraina odzyskała niepodległość, głównie dzięki Zachodniej Ukrainie, która pierwsza zaczęła walczyć o niepodległość”. Ale z religijnością tej grupy jest tak, jak w wielu in- nych miejscach na Ukrainie. Religijność często pozostaje w sferze deklaratywnej. Hu- culi sami zauważają, że „ludzie do cerkwi nie przychodzą, chyba że od święta”. Rzadko kiedy cerkwie zapełniają się wiernymi. Podobnie jak w innych częściach Zachodniej Ukrainy, jedynie początkowe lata po odzyskaniu niepodległości sprowadziły wier- nych do świątyń. Potrzeba manifestowania ukraińskości z czasem osłabła i zakończył się również pewien etap rozkwitu zachowań religijnych.

Kiedy pytamy, co jeszcze wyróżnia Hucułów spośród większości ukraińskiej, miej- scowi wskazują na różnice w języku. Co prawda w sferze publicznej dominuje język ukraiński, ale sami Huculi mówią, że między swoimi mówi się po huculsku. „Mowa

(8)

huculska nie wyróżnia się od ukraińskiej, ale trochę po naszemu jest inaczej”, „Najlepiej huculskiego posłuchać, jak babki kłócą się na bazarze albo jak w autobusie mówią po naszemu”, „Jak mówią po huculsku, to najlepiej pojechać do Werchowyny”. Obserwacje utwierdzają nas w przekonaniu, że huculskość to kwestia przeżywania, zepchnięta głównie w sferę prywatną, choć raczej z wyboru, a nie obawy czy nakazu.

W trakcie badań pytania o relacje huculsko-ukraińskie wywoływały u rozmów- ców zdziwienie. Najczęściej odpowiadano: „Huculi to Ukraińcy, ale to wolni ludzie, nie uznawali żadnej władzy – nigdy nie protestowali przeciw Ukrainie. Nie chcą się oddzielić, nie ma nastrojów politycznych”. Co najwyżej relacje te sprowadzano do róż- nic etnografi cznych: „Nie ma różnicy między Hucułami i Ukraińcami, my tylko mamy takie koszule”, mówili mieszkańcy Tatarowa. Huculi jednoznacznie utożsamiają się z Ukrainą, widząc wspólnotę losów w walce z Moskwą: „My tu na południu nie byli tak wymordowani przez sowiecki Związek Radziecki, jak była wymordowana Wielka Ukraina; głód, represje. Oni przyszli do nas w trzydziestym dziewiątym roku, a myśmy walczyli z nimi do 1962 roku. Myśmy mieli tyle inteligencji, która nie była zniszczona przez NKWD, chociaż była prześladowana”. Kiedy drążyłem sprawę w wywiadzie na temat etnicznej różnicy, usłyszałem: „Hucuł od Ukraińca różni się tym, czym góral od Polaka”, co zdaniem rozmówcy najlepiej oddawało ich relacje z Ukraińcami. Raczej podkreślano wspólne związki niż wyszczególniano różnice.

1.2. Bukowel, czyli nowoczesność w starym świecie

Bardzo interesującą kwestią w analizie zarządzania przestrzenią na Huculszczyźnie jest sprawa budowy tam ośrodka narciarskiego Bukowel. To wyrazisty przykład in- gerencji w tradycyjną przestrzeń wspólnoty etnicznej, który ilustruje wiele z poru- szanych w tej książce mechanizmów. Pokazuje siłę i naturę globalnego impact’u oraz reakcję lokalnych aktorów: zarówno władzy, jak i społeczności całkowicie nieprzy- gotowanej na kontakt z nowoczesnością. Uświadamia nam zagrożenia i szanse, jakie niesie nowoczesność. Ilustruje naturę i kondycję więzi etnicznych. Pozwala wreszcie dostrzec strategie, jakie przyjmuje społeczność w celu zachowania tradycyjnych wzo- rów organizacji przestrzeni.

Jak wiemy, tradycyjne sposoby gospodarki huculskiej sprowadzały się do wypasu owiec i pracy w lesie przy obróbce drewna. Obrazu aktywności grupy dopełniała praca na roli, głównie przy uprawie ziemniaków. Naturalne warunki wymuszały prowadze- nie gospodarki na małych poletkach, stąd rzadko kiedy spotkać można było Hucuła- -rolnika, uprawiającego kilka hektarów ziemi, za to często wyprawiano skóry i zajmo- wano się rękodzielnictwem. Kiedy znaczna część Ukrainy poddana została przymuso- wej kolektywizacji, Huculi potrafi li bronić swoich gospodarstw i nie pozwolili narzu- cić sobie kołchozów. Sami są z tego dumni i do dzisiaj podkreślają swoją niezależność i nieustępliwość: „Tu Sowieci nie zrobili kołchozów, tu o to walki szły do 1962 roku. Były wioski wysiedlone po 3–4 razy, ale ludzie wracali”. Opór wobec komunistycznej władzy wpisał się w wizerunek wolnych i hardych górali. Kiedy Ukraina walczyła o swoją nie- podległość na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, przywoływano te postawy i wpisywano tak rozumianą huculskość do kanonu kultury ukraińskiej.

(9)

Współcześnie huculskie gospodarstwa nie różnią się specjalnie od innych gospo- darstw w tej części Ukrainy. Pola uprawiają głównie starsi mieszkańcy, oni też dbają o swoje gospodarstwa rolne. Młodsi bardzo często łączą pracę na roli z zarobkowa- niem w państwowych czy prywatnych fi rmach. Trudno mówić o huculskiej gospodar- ce, choć wiele takich można jeszcze w górach spotkać. Jak mówił jeden z pracowni- ków gminy: „Dzisiejsze gospodarstwa huculskie mają różną wielkość. Mają po jednym i po pięć hektarów, ale są i tacy, którzy mają 15. Żyją nie tylko z ziemi, ale z lasów, turystyki. Ziemniaki, trawa, a zboża raczej nie. Przemysł drzewny, obróbka drzewa.

Przeróbka ropy, mamy swoje złoża (państwowe). Z owcami już troszkę upadło, bo były takie ciężkie przejścia, cena była niska. Teraz to przede wszystkim rozwija się turystyka, no, agroturystyka”.

W województwie iwano-frankiwskim gmina Jaremcza wyróżnia się spośród innych nie tylko tradycją i ładnym położeniem. Jest przede wszystkim dobrze za- rządzana i sprowadza wielu dużych inwestorów, również zagranicznych. Słynie też z dobrych kontaktów z prezydentem Juszczenką, co ponoć przekłada się na nowe in- westycje w regionie. „Mamy dobre kontakty przyjacielskie z prezydentem i jego mini- strami. Pierwszą noc po wyborach, po sylwestrze, byli w Jaremczy: prezydent Juszczen- ko i prezydent Saakaszwili. On ma sentyment do tego kraju” – chwalił urząd jeden z pracowników. Przedstawiciele władzy lokalnej podkreślają swój huculski rodowód, dowodząc, że pomaga im to lepiej rozumieć problemy miejscowych. Jednocześnie ten związek z huculskością legitymizuje poczynania władzy, a w grupie wywołuje przeko- nanie o posiadaniu pełnej kontroli nad przestrzenią. „Oni” są stąd, więc zapewne to, co robią, służyć ma wspólnocie oraz bronić kultury i tradycji, zdawali się przekazywać w rozmowach mieszkańcy tej gminy.

Dystrybutywna koncepcja kultury, którą w niniejszym tomie przywołujemy, wy- jaśnia, jak ludzkie sposoby myślenia i działania wykorzystywane są do kreacji miejsc etnicznych (Barth 2004). Można powiedzieć, że Huculi dysponują sentymentalnym archiwum w postaci kultury, które wykorzystują do osiągnięcia sukcesu w zagospo- darowaniu przestrzeni. Liderzy mają świadomość wartości swojego dziedzictwa, ale wiedzą też, że trzeba go przepracować. W ten sposób można pokazać innym, że na Ukrainie można osiągnąć sukces. Budując lokalność, wzmacniają ukraińskość i pań- stwowość. Jeśli liderzy i władze przyciągają inwestorów, to budują i przekształcają przestrzeń, a tym samym dają innym możliwości rozwoju. „Patriotyzm to próba wyka- zania, że miłość do ojczyzny polega na osiągnięciu sukcesu, np. gospodarczego. Buduje- my drogi, bogacimy się i mamy dobre relacje z sąsiadami” – mówił jeden z urzędników i dodawał: „Sami robiliśmy pierwsze kroki. Myśmy stworzyli warunki. Od 1998 roku za- częliśmy wprowadzać swoje programy. Jaremcza stała się marką dla całego wojewódz- twa. Forum Gospodarcze, jak w Krynicy, jest w Jaremczy. My chcemy pokazać, że może- my zarządzać, że jesteśmy gospodarzami. Chcemy przywrócić rekreacyjny charakter tej gminy, bo za Polaków i Austrii tak tu było”. Odtwarzanie starych sprawdzonych wzo- rów zagospodarowania terenu uznane zostało powszechnie za podstawową strategię rozwoju regionalnego. Kiedyś to właśnie turystyka była główną gałęzią gospodarki, a takie miejsca jak Jaremcza czy Worochta przyciągały wielu, podobnie jak Zakopane czy Krynica w Polsce. Walory krajobrazowe, czyste powietrze, szlaki wędrówkowe

(10)

uczyniły ten teren bardzo popularnym i chętnie odwiedzanym. Wybudowane po- nad sto lat temu połączenia kolejowe do dzisiaj stanowią niedościgniony wzór. Jeden z uruchamianych programów rozwoju gminy nawiązuje właśnie do starych polskich wzorów animowania ruchu turystycznego. Współcześnie gmina Jaremcza ma około 68 ha ziemi, z czego 87% to lasy. „My nie chcemy, by turystyka ruszyła w góry, a roz- wijała się tutaj, w dolinach, w małych miastach, i zostawiła nieskażoną przyrodę. Tego Hucuła, który mieszkał w górach, niech se tam mieszka. Cywilizacja do niego sama przyjdzie z dołu. Jak on tego zechce” – mówił mój informator z gminy.

Najciekawsza jednak z punktu widzenia naszej analizy jest sprawa budowy ośrod- ka narciarskiego Bukowel. Między Jaremczą a Worochtą, na stokach gór w lasach pań- stwowych wybudowano nowoczesny ośrodek narciarski. Od początku szokował on miejscowych i przyjezdnych rozmachem i nowoczesnością. Dziennikarze (również w Polsce) porównali go do alpejskiego kurortu. Zachowując proporcje, wypada się zgodzić, że na terenie Ukrainy to inwestycja dość niespodziewana. Zarówno styl, jak i wielkość ośrodka budzą podziw i zdziwienie. Nas, oczywiście, interesują okoliczno- ści i społeczne konsekwencje jego powstania. Choć charakter inwestycji wpisuje się w politykę regionu, to swoim rozmachem wywołuje zdziwienie i prowokuje liczne wątpliwości. Przede wszystkim w naturalnym środowisku stanowi widoczny wyłom.

Tak rozmiar inwestycji, jak i jej nowoczesność wyraźnie odbiegają od skromnych hu- culskich doświadczeń w tym zakresie. Bukowel tworzy duży kontrast z okolicznymi zabudowaniami. Turysta, który zjawia się tam po raz pierwszy, przeżywa szok archi- tektoniczny. Kiedy zobaczyłem masy betonu, olbrzymie maszyny budowlane i heli- kopter na lądowisku, pomyślałem, że wylądowałem w Tyrolu, a nie na biednej i cichej Huculszczyźnie. Eleganckie wnętrza hotelu, wyposażenia budynków, towary w skle- pach i menu w restauracji nie odbiegają od luksusowych ośrodków Włoch, Austrii czy Niemiec. Ceny utwierdziły mnie w przekonaniu, że chyba jednak pomyliłem regiony.

Oczywiście inwestycja ta wpłynęła na gospodarkę przestrzeni huculskiej. Choć władze zarzekają się, że jest ona neutralna dla środowiska, to prowadząc tam obser- wacje, trudno z tym stanowiskiem się zgodzić. Począwszy od argumentu władz, że budowa ta przeprowadzona została na ziemi niezagospodarowanej: „Nie wchodzili- śmy w wioski Hucułów. My robiliśmy Bukowel na terenach nadleśnictwa. To nie były tylko lasy, to głównie niepotrzebne bagna i łąki nieużytki”, mówili urzędnicy gminy.

Miejscowi podawali jednak w rozmowach kontrargumenty, mówiąc, że przecież pra- wie cała Huculszczyzna to góry, lasy i łąki, a wycięte hektary drzew nie ujdą nikomu na sucho. Najłatwiej przekonać się, że teren ośrodka narciarskiego tworzy przestrzeń ograniczoną i niejako wyjętą z całości, podejmując próbę dostania się tam. Najpierw trzeba sforsować szlaban zagradzający drogę wjazdową, potem przekonać strażników, że nie ma się niecnych zamiarów. Kiedy wejdziemy na teren ośrodka, napotkamy zu- pełnie nowy, inny sposób organizacji przestrzeni. Nie ma sensu nawet opisywać różnic w sposobie organizacji przestrzennej – taki ośrodek to jak miasteczko wybudowane w środku wsi. Przede wszystkim Bukowel odróżnia się architektonicznie, choć zadba- no o detale, by jak najlepiej wkomponować go w naturalne środowisko. Budowany był z kamienia i drewna, a architektonicznie nawiązuje do zabudowy góralskiej, choć raczej alpejskiej niż karpackiej. Na tle sąsiednich, biednych wsi huculskich wygląda

(11)

jak zamek i fabryka w jednym. Przytłacza rozmiarami i nowością. Trudno uznać, że ośrodek ten nie ingeruje w przestrzeń. Zauważono, że ingerencja w środowisko natu- ralne spowodowała liczne zmiany wywołujące niepokój miejscowej ludności. „Dużo lasów zniszczono, ta budowa zmieniła komunikację wodną, teraz zalewa pola i drogi, wylewają rzeki”. Choć zapewne zastosowano rozwiązanie chroniące przyrodę, to na- wet laikowi trudno sobie wyobrazić, by ta inwazja w przestrzeń pozostała bez konse- kwencji dla środowiska.

Wybudowanie ośrodka zmieniło też sytuację społeczną w tym huculskim rejonie.

Pojawił się potężny aktor rozdający karty i prowadzący grę o przestrzeń społeczną.

Wprowadził w ten tradycyjny i staroświecki świat nowe reguły zarządzania. W ciągu kilku lat zapomniany świat nagle otworzył się na nowych przybyszów. Ściągają tu już nie tylko miłośnicy przyrody i fani wędrówek po górach, ale pojawia się nowy, świa- towy turysta, który rozpycha się łokciami i żąda dla siebie odpowiednich warunków.

„Turyści głównie z Kijowa i z zagranicy”, jak oceniają miejscowi. Kiedy nadchodzi sezon zimowy, sznury luksusowych samochodów terenowych z przyciemnianymi szybami suną wiejskimi drogami do Bukowela, wywołując zdumienie i podziw miejscowych.

Zmienił się układ lokalnej gospodarki; została ona włączona w mechanizmy ryn- kowe, dotąd prawie tu nieobecne. Takie inwestycje jak Bukowel spowodowały między innymi wzrost cen ziemi. „W 1998 roku cena za ar ziemi wynosiła 100 dolarów, dzisiaj to już 2500 dolarów” – zdradził miejscowy wójt. Huculi skwapliwie wykorzystywa- li nadarzające się okazje do wzbogacenia – ziemie te miały dotąd dla nich głównie wartość sentymentalną, a biedne państwo nie dawało nadziei na poprawę sytuacji.

Zaczęto więc sprzedawać działki: „Niektórzy sprzedali ziemię i przepili, a inni zainwe- stowali w pokoje do wynajęcia”, „Ludzie sprzedali ziemię i wzbogacili się, kupili maszy- ny i sprzęt AGD” – opowiadali mieszkańcy Polanicy. Miejscowi, przy okazji, zaczęli sami rozwijać swój biznes. Inwestycja ta zaktywizowała wielu Hucułów, pozwalając im odkryć (głęboko dotąd skrywany) gen przedsiębiorczości. „Jak przyjechał biznes- men ze Wschodu i kupił tu ziemię i pobudował tu na Huculszczyźnie dom, to nie tylko dał pracę miejscowemu, ale i polityka jest taka, że to Wschód inwestuje na Ukrainie.

Razem się spotykają i rozmawiają”, opowiadał informator z Jaremczy. Nawiązywał do dyskutowanego na Ukrainie podziału kraju na Wschód i Zachód.

Na Huculszczyźnie wybudowano zatem wiele nowocześnie wyposażonych do- mów, które kontrastują z biedną wiejską zabudową. Raczkująca dotąd agroturystyka stała się dobrze prosperującą gałęzią lokalnej gospodarki. Gospodarze nie tylko wy- dzielają pokoje dla turystów, ale wprowadzają nowe standardy, dotąd tu niespotykane.

Pojawił się nawet nowy typ budownictwa, zwany potocznie „kotedżami”, czyli małe drewniane domki wczasowe dla turystów. Sam turysta przestał być traktowany jako niegroźny dziwak i intruz, a stał się dobrem przysparzającym dodatkowy dochód. To jeszcze nie taka skala, na jaką miejscowi mają apetyt, ale już wiele gospodarstw liczy zyski z turystyki w swoim domowym budżecie.

Po swoim pobycie na Huculszczyźnie, a mając wcześniejsze doświadczenia z nie- odległego rejonu, ze zdziwieniem przyznałem, że w moim obrazie ukraińskiej pro- wincji pojawiły się nowe kolory. Coraz więcej kolorów. Ludzie stali się bardziej opty- mistyczni i uśmiechnięci, a nowo powstałe budynki i inwestycje wskazują, że zaczął

(12)

zanikać wszechobecny pesymizm. Niby rozmówcy narzekają na wszystko, tak jak do- tychczas, ale narzekania te nie są już tak wiarygodne. Pan Stanisław mówi, co prawda, że bieda i trzeba ciężko pracować, ale też, jak wynika z rozmowy, przestał wyjeżdżać do pracy do Polski i Czech, założył własną fi rmę budowlaną i buduje domy dla Ukra- ińców na Ukrainie, ma zamówień na kilka miesięcy do przodu. Inni remontują stare domy, wyposażają w łazienki i odnawiają elewacje – wszystko po to, by zachęcić tury- stów. Urzędnik w Jaremczy narzeka na państwową biurokrację, ale przyznaje, że tyle inwestycji, ile jest obecnie realizowanych, nie było tu nigdy. Tego typu scen obserwuje się i notuje wiele, i choć to burzy wyobrażenia o stagnacji i biedzie na Ukrainie, to jednak zmusza do zastanowienia, że może coś się zmieniło, a jeśli tak, to należałoby się temu staranniej przyjrzeć.

Bukowel w pewnym sensie istnieje jednak poza lokalnością. Jego sprawy załatwia- ne są poza wsią, a problemy rozstrzyga się wprost w gminie albo w województwie.

Miejscowych trapi, że nie wiadomo, kto jest właścicielem ośrodka. „Nikt nas o nic nie pytał, nie wiadomo, kto to robi”, „Miejscowi o Bukowelu nic nie wiedzą: kto, skąd, dlaczego?”, „To zagraniczna inwestycja. Austriacy budują”, spekulują miejscowi. For- ma wprowadzenia tej inwestycji do huculskiej społeczności zapewne nie miała nic wspólnego ze standardami społeczeństwa obywatelskiego. Z rozmów niewiele można się dowiedzieć, ale prawdopodobnie inwestycja ta została „przywieziona w walizce”

i uruchomiono ją bez konsultacji z zainteresowaną społecznością. Istniało najprawdo- bodobniej tak dużo plusów przemawiających za jej rozpoczęciem, że pewnie nikomu nie przyszło do głowy kwestionować decyzję władz. Przecież to dodatkowe miejsca pracy, szansa na zarobek i chluba dla regionu. Dodatkowo miejscowa ludność nie jest zorganizowana i poza nielicznymi głosami nikt tematu publicznie nie podjął. Teraz, kiedy pojawia się sporo wątpliwości, niektórzy zaczynają narzekać, ale są przywoły- wani do porządku przez tych, którzy przy okazji skorzystali. Nie ma więc „zielonych”

protestujących przeciw dewastacji przyrody, nie ma Hucułów zaniepokojonych nisz- czeniem tradycji. Ci drudzy wręcz przeciwnie, podziwiają dbałość Bukowela o zacho- wanie huculskich tradycji. A ta ma się przejawiać w popularyzowaniu przez ośrodek huculskiej kultury i lokalnych zwyczajów serwowanych przyjezdnym za niewielką opłatą. Bukowel stara się zjednać miejscową ludność, wspomagając niektóre insty- tucje. „Bukowel ufundował ikonostas w cerkwi, wysyła turystów do pensjonatów, daje pieniądze na szkołę i podarunki. Pomagają rozwojowi wsi, przyciągają inwestorów”,

„Bukowel organizuje koncerty i imprezy huculskie” – wyliczali rozmówcy.

Wraz z postępującą budową pojawili się „nowi obcy”: pracownicy Bukowela oraz inwestorzy rozwijający swoje biznesy. Pracują tu głównie przyjezdni, ale jest też praca dla miejscowych, co łagodzi potencjalne napięcia. Tylko starzy Huculi dziwią się, że już nie wszystkich mieszkańców wsi rozpoznają. „Dawniej tylko swoi byli na wsiach, ale jak zaczęła się budowa Bukowela, to przyjechało wielu do pracy” – mówili. Niektóre z prowadzonych inwestycji, niejako „zachęcone” przykładem Bukowela, wciąż szo- kują, choć wydawało się, że sam ośrodek narciarski wyczerpał u miejscowych limit zdziwienia. Osobiście kiedy zobaczyłem zdjęcia budowanego w okolicy hotelu dla zamożnych turystów, to złapałem się za głowę. Proszę sobie wyobrazić niepozorny budynek na wzgórzu, zachowujący tradycyjną huculską stylistykę, a w środku luksu-

(13)

sowe pokoje w standardzie pięciogwiazdkowym. Marmurowe wanny w łazienkach wpuszczane w podłogę, a na ścianie plazmowe ekrany telewizorów. Obok wanny „tra- dycyjna huculska” skrzynia na ręczniki kąpielowe, a wokół liczne ludowe motywy zdobiące pomieszczenia mające zapewniać huculską atmosferę.

Pojawienie się „nowych obcych” stwarza nowe pola komunikacji, pojawiają się interakcje nowego rodzaju, zawiązują nowe stosunki społeczne. O podobnym sce- nariuszu pisaliśmy, analizując przypadek Łemkowszczyzny (Bukowski, Lubaś, No- wak 2006). Rezultaty takich kontaktów z „obcymi” wpływają, jak się okazało, dosyć istotnie na kondycję miejscowej wspólnoty. Pod wpływem zmian społeczno-struk- turalnych ostatnich lat przestrzeń podlega procesom zmiany i restrukturyzacji. Hu- culszczyzna jako przestrzeń etniczna oddaje pole miejscom, które zagarnięte przez różnych aktorów, modelowane są na określony wzór. W ten sposób postępuje frag- mentaryzacja przestrzeni. Wyróżniliśmy więc miejsca będące pod opieką „glokali”, którzy z impetem godnym aktorów ponowoczesności budują swoje siedliska. Mamy też miejsca zamknięte dla nowoczesności, gdzie, przynajmniej na pozór, czas nie in- geruje w przestrzeń. Obserwujemy prawie w całym regionie mechanizmy stylizacji etnicznej. Powstają hotele, pensjonaty i bary wyposażone w klarowny etniczny uni- form. Od architektonicznego, góralsko-huculskiego stylu aż po etniczne dania i mu- zykę serwowane turystom spragnionym jedzenia i huculskości. Kelnerki w strojach ludowych oraz elementy kulturowe stanowiące wyposażenie lokali dopełniają etnicz- nego wizerunku. Gospodarstwa agroturystyczne, dobrze zorganizowane i przygoto- wane pod turystów szukających odpoczynku w etnicznym środowisku, oferują po- znanie walorów krajobrazowych, ale też inne atrakcyjne formy wypoczynku: jazdę konną, wyciągi narciarskie, piesze wędrówki, polowania i atrakcje folklorystyczne.

Co istotne, dla procesu uspołecznienia tej przestrzeni fragmentacji uległy struktury więzi społecznych. Pojawienie się „obcych” wymusza redefi nicje sąsiedztwa i lokalno- ści. Nie tylko Huculi odpowiadają już za przestrzeń i nie tylko ich wzory obowiązują w procesie zarządzania przestrzenią. Tradycyjne wzory jej organizacji są wypierane przez nowe scenariusze. Nowi aktorzy, którzy pojawili się na tym terenie, wprowadza- ją nowe elementy organizacji terytorium, i organizację tę wykorzystują według no- wych reguł, często nieznanych starym mieszkańcom regionu. Symbolika etniczna też jest dla nich ważnym elementem zawłaszczania terytorium, ale używają jej w innym celu i w inny sposób, niż Huculi robili to dawniej. Znaczący wpływ na taki wizerunek terytorium huculskiego mają też relacje władzy i sposób administrowania tym ob- szarem. Przystępując do analizy wpływu globalizacji na społeczności lokalne, zakła- daliśmy, że gospodarowanie wyznaczonym obszarem jest pewną formą zbiorowego panowania nad terytorium. Sądziliśmy, że władze lokalne koncentrują rozproszone działania zmierzające do organizacji przestrzeni. Okazało się, inaczej niż na Łem- kowszczyźnie, że władza lokalna, mająca oparcie w strukturach nieformalnych tamtej społeczności oraz słabe państwo i jego instytucje sprzyjają wprowadzaniu nowych wzorów zawłaszczania przestrzeni.

(14)

2. Redefiniowanie lokalności na Łemkowszczyźnie

Kwestie waloryzacji i zawłaszczania przestrzeni na Łemkowszczyźnie poruszaliśmy już w naszej pierwszej książce o zarządzaniu przestrzenią (Bukowski, Lubaś, Nowak 2006). Pisałem wtedy o zjawisku zmagania się „globalnego z lokalnym”, postępującej redukcji semantycznej przestrzeni i nowych mechanizmach organizacji więzi wspól- notowych. W poniższej analizie odwołam się do nowego materiału badawczego z re- jonu gminy Uście Gorlickie2. W dużej mierze mógłbym powtórzyć opinie i diagnozę z cytowanego już opracowania, ale na potrzeby tego fragmentu analizy skupię się na wątku wprowadzanych zmian w regonie, oddając głos przede wszystkim swoim roz- mówcom. Liczne cytaty z przeprowadzonych wywiadów oraz uszczegółowione ko- mentarze dotyczące reorganizacji przestrzeni społecznej mają pokazać nowy proces uspołecznienia terytorium. Zwrócę pokrótce uwagę na charakter zmian i nowe reguły formowania miejsc etnicznych. Dowodzę, że owe zmiany sposobu zagospodarowania przestrzeni dotyczą jej szerokiego rozumienia, zarówno jako fi zycznej przestrzeni, jak i jako miejsca realizacji wszelakich więzi o lokalnym charakterze. To, co wydaje się dla tych rozważań istotne, to fakt, że zdecydowana większość mieszkańców regio- nu zauważa znaczące zmiany w swoim środowisku społecznym. Najczęściej dostrze- gano zmiany w infrastrukturze: ilości wybudowanych dróg, mostów czy budynków użyteczności publicznej. Wielu zauważało też zmiany o charakterze estetycznym:

w wyglądzie swoich i okolicznych miejscowości. Co ciekawe, poza tą warstwą zmian najłatwiejszych do uchwycenia, najlepiej widocznych, bo dotyczących aspektów fi - zycznego zagospodarowania terenu, podkreślano również przemiany w zachowa- niach i postawach mieszkańców, przy czym mniej mówiono o etnicznym charakterze relacji i zwracano uwagę na naturę nowych więzi budowanych na bazie współpracy i deliberacji. Rozmówcy stwierdzali, że da się zaobserwować zmianę jakości i stylów życia. Byli też tacy, którzy sugerowali pojawienie się symptomów o wiele głębszych zmian: w charakterze i mentalności mieszkańców. Wielokrotnie w wywiadach pod- kreślano zwiększające się poczucie wzajemnej tolerancji i wzrost zaufania społecz- nego. Piszę o tym z pewną ostrożnością, ponieważ z badawczego punktu widzenia niezmiernie trudno jest znaleźć jednoznaczne wskaźniki potwierdzające takie proce- sy. Jednak na poziomie deklaratywnym można było usłyszeć, że „coś się w ludziach zmienia”, a nasze obserwacje i przede wszystkim pogłębione wywiady z mieszkańca- mi dostarczają solidnych argumentów potwierdzających proces redefi niowania natu- ry i charakteru więzi w tej etnicznej wspólnocie.

Przytoczę kilka cytatów ilustrujących powyższe uwagi. Zacznijmy od przywoła- nia wypowiedzi przedstawiciela władzy lokalnej, który odpowiadał na pytanie: Co się zmieniło w ostatnim czasie na Łemkowszczyźnie? „(...) wszystkie siedem szkół i dwa nowe gimnazja wybudowane, sala gimnastyczna w Uściu wybudowana, rozpoczniemy w tym roku już budowę jeszcze sali gimnastycznej w Brunarach, gdzie jest piękny zespół przedszkolno-szkolno-gimnazjalny w Brunarach, to tu na tym odcinku jest gigantyczny

2 Część materiału badawczego zgromadziłem w ramach 6 Projektu Ramowego RECON: Recon- stituting Democracy in Europe.

(15)

postęp (...). No również sprawa dróg. Zostały poprawione drogi powiatowe, ale dużo wy- budowaliśmy dróg gminnych o nawierzchni asfaltowej, a możemy sobie pozwolić nawet w tej chwili na budowę dróg rolniczych o nawierzchni bitumicznej. To już wielki gest dla rolników i mamy kilka kilometrów drogi wybudowanej w Banicy, w Izbach, w tej chwili budujemy, kończymy budować tą drogę, która będzie łączyła Regetów przez Skwirtne, to jest asfalt, będzie do Hańczowej szła droga poza rzekę. Także z Regetowa będzie po- łączenie z Wysową, tam w Dolinie Łopacińskiego, ona, ta droga, będzie o nawierzchni bitumicznej. No to są, niespotykana sprawa, jak również zostały wybudowane mosty (...) [WUG].

To, co jest też zauważane i trochę niespotykane w tym rejonie, to znaczne zmiany w estetyce tych miejscowości. Może to jeszcze nie rewolucja, ale jak sami mieszkańcy zauważają, coraz milej i przyjemniej mieszka się w ich miejscowościach. „No to, to bardzo się poprawiło. I są kwiaty, chodniki teraz, drogi bardziej naprawiają, teraz nam będą ciągnąć wodociąg tam spod Kiczery (...)” [NUG]. „Chcą upiększać te domy, koło domów jest dużo opieki ładniej, no do-, te te te wszystkie, dojazdy do, jest, taki chyba to wszędzie obserwuje się, że do kościołów, do cmentarzy, że są dojazdy, parkingi porobio- ne, to wszystko tak. No jest to murowane się robi, ładniejsze, piękniejsze, chodniki i tak dalej (...)” [PUG].

Wójt gminy potwierdza, że inwestycje nie dotyczą tylko dróg i mostów – celem działań władz lokalnych jest też podnoszenie estetyki miejsc i stworzenie warunków rozwoju życia kulturalnego: „jakoś tak przykładam serca do tego, że chcemy ukwiecić zarówno Wysową, jak i Uście, no i na pozostałych wsiach, bo Gładyszów zrobiliśmy już ryneczek taki w Gładyszowie i jest chodnik z jednej strony, z drugiej strony. (...) jest ta świetlica, no to jest to przydatne, ponieważ jakieś te uroczystości kulturalne się odbywa- ją po wsiach, wesela, także mamy tu już w tej chwili dwie piękne świetlice w Gładyszo- wie z remizą, i w Śnietnicy śmy teraz oddali za trzy i pół miliona świetlicę z remizą. No to w Śnietnicy już jest na dwieście osób, można wesele robić i duże pomieszczenie takie świetlicowe, gdzie może być kawiarenka taka...” [WUG].

Jak wspomniałem, poza tymi „zewnętrznymi” oznakami zmian, mieszkańcy wsi tego regionu wskazywali na znacznie bardziej pogłębione procesy zmieniające posta- wy i charakter mieszkańców. Wśród czynników stymulujących owe procesy wymie- niali doświadczenia migracyjne (importowanie nowych treści, stylów życia, wartości [najczęściej wymieniana: tolerancja]), procesy uczenia się i konieczność adaptacji do nowych warunków ekonomiczno-społecznych, czy wreszcie zmiany pokolenio- we wypierające stare wzorce i postawy długo konserwujące wieś i jej mieszkańców.

„Znaczy się, zmieniło się na pewno, na lepsze. Ja myślę, że się zmieniło na lepsze, z tego względu, że, myślę że zmieniła się mentalność ludzka, inaczej, tutaj zwłaszcza w Wyso- wej. Z tego względu, że każdy zaczyna dbać o swoje otoczenie. (...). I myślę, że ten plus właśnie jest dla Wysowej, że każdy właśnie zaczyna dbać o to swoje otoczenie. Zaczęli ludzie myśleć o tym, że jednak można na tej turystyce coś zarobić. Nawet na tych dwóch, trzech pokojach, ale każdy się stara coś tam robić. Tak że myślę, że jest to plus. Ja myślę, że po prostu ludzie obserwują. Jeden od drugiego. Tak jak mówię, jak my zaczęliśmy pro- wadzić te pensjonaty, zaraz powstały jakieś tam kwatery prywatne, prawda? (...), nie ma co ukrywać, ludziom się wydawało, że jak już mieszkają w Wysowej, to im się wszystko

(16)

należy (...), kaszka manna powinna lecieć z nieba i, i tyle... przyszedł ten okres, kiedy, no niestety były zwolnienia z pracy i trzeba było myśleć też coś, z własnej inicjatywy coś zro- bić. I ja myślę, że, że po prostu ten kierunek taki właśnie w turystyce zobaczyli, że jest to, że jest to sensowne, że można coś takiego robić. Znaczy się myślę, że zmienił się stosunek różnych tych ludzi takiej odmiennej na przykład wiary, czy coś w tym rodzaju, jeden do drugiego. Ale jednak z czasem zaczęło się to praktycznie, te różnice takie, nawet w kwe- stii wiary, zaczęły się całkowicie zacierać. Już w tej chwili nikt nie myśli o tym: a, ten jest rzymokatolikiem, a ten jest prawosławny, a tamten jest jakiś tam inny. Też mamy tu i Jehowych przecież, i, i jakichś wyznawców, no chyba siedem wiar, chyba, Zielone Świąt- ki, siedem albo osiem wiar jest tutaj, w ogóle wyznań, tak, w Wysowej. I praktycznie już tego, to się zaciera, a wręcz nawet dochodzi do tego, że jak są te święta rzymokatolickie czy są święta prawosławne, każdy zaczyna tego przestrzegać. Po prostu nikt stara się...

stara się nie pracować, nie hałasować..., nie pracować na przykład głośno w tych dniach, nie hałasować, żeby po prostu nie zakłócać...” [MPW]. – Ale to też, skąd się to wzięło, kto ich tego nauczył? – „Trudno jest tak powiedzieć, czy ktoś nauczył. Chyba, ja myślę, że też, ludzie napływowi...” [MPW].

– Czy coś się zmieniło? – „Znaczy, co... tolerancja. Można powiedzieć, że nauczyli się tolerancji tutaj we Florynce ludzie. Też, wcześniej było różnie, było, bo tu nie mówię, że było zawsze cacy, nie, tak jak to się mówi. Bardziej tolerancyjni. Znaczy nie to, że...

kiedyś pokolenie ludzi było troszkę inne. Ci nowe pokolenie, tych młodych ludzi, jest całkiem inaczej odbierane czy tak, przeze mnie. Są bardziej tolerancyjni w stosunku do Łemków na przykład”. – Dlaczego są bardziej tolerancyjni? – Nie wiem, może ich szkoła nauczyła, nie wiem. Ciężko powiedzieć mi na ten temat. (...) Starsi już są różni.

Starsi są różni. Czy mówię na pewno z tego względu, że jednak szkoła uczy też tolerancji do innych narodów, ale też uczy, co uczy Polaków – wyjazdy za granicę. Oni wiedzą, jak tam tolerowani, czy w Niemczech, czy tak dalej, czy tak dalej. To może i, może i to uczy” [M35F].

Najgorsze zdanie o zmianach i postawach mieszkańców miał miejscowy pro- boszcz: „No bardziej no, no myślą, no ten chce dużo mieć, chce, chce, to za, może się to nie tyle, że zazdrość, ale ambicja przerasta czasami możliwości i to, to ze szkodliwością jest dla nich samych, bo, bo, bo się złoszczą na, na, na sąsiedzi na siebie, że ma więcej, że ma inaczej, że że to tamto, no, no, no, takie w tym miejscu na pewno. Ludzie są am- bitniejsi, na pewno myślenie, jedni jak dostaną i dobrze, no to chwalą Unię, a jak jest bieda, no to, to jeszcze gorzej, no bo nic, rozwaliło się, i spółdzielnia tu była, i, no, ośro- dek, co naprawiali te ciągniki, SKR-y, to wszystko, wszystko poszło, rozwalone”. – A czy zauważa ksiądz, że ludzie między sobą żyją lepiej, jakoś po sąsiedzku właśnie, czy tutaj jakieś są... – „Nie, nie ma. Bardziej samolubni”. – Czyli nic się tutaj nie zmieniło?

– „Nie, nie. Jeszcze gorzej, bo to dawniej na pewno żyli bardziej, bardziej towarzysko, i bardziej właśnie sąsiedzko, a dzisiaj to, to, to wszystko rozbiło się przez właśnie, przez może tak jak mówię, przez tą ambicję i przez to, że każdy dąży dla siebie i żeby miał więcej i tak dalej i tak dalej. Taka, taka niezdrowa ambicja” [PUG]. Takich opinii moż- na oczywiście przytoczyć sporo. Charakterystyczne jest jednak to, że nie sposób już przejść obojętnie wobec zmian zauważalnych nawet gołym okiem. Kiedy przypomi- nam sobie swoje badania na tym terenie kilkanaście lat temu, to nie mogę otrząsnąć

(17)

się ze zdziwienia, jak bardzo zmienił się sposób waloryzacji przestrzeni, zasady jej or- ganizacji, i wreszcie jak zmieniły się postawy mieszkańców. Wszystko to składa się na wytwarzanie nowego typu miejsc, w dużej mierze opartego na tradycyjnych wzorach i pamięci przeszłości, a jednocześnie inkorporującego wzory globalne.

Ciekawie też w tym kontekście wygląda kwestia postrzegania roli instytucji władzy szczebla lokalnego. Interesowało nas, jakie wzory liderowania obowiązują we wspól- notach tego typu i czy jest tam miejsce na deliberację? Badani podkreślali wysokie zaangażowanie władz i troskę o poprawienie jakości życia mieszkańców, doceniono ich starania i zaangażowanie w pozyskiwanie unijnych środków, ale też politykę za- rządzania regionem. Odnotowano wiele inicjatyw ze strony władz, które spotykały się z aprobatą mieszkańców regionu. Pojawiło się też w okolicznych miejscowościach wiele podmiotów społecznie aktywnych, podejmujących inicjatywy dotyczące roz- woju regionu (nawet jeśli miały one charakter prywatnych inwestycji niesłużących ogółowi). Problem badawczy polega na tym, że rozmówcy, jak usłyszą hasła: „władza”,

„kierowanie”, czy „zarządzanie”, natychmiast przywołują w rozmowie instytucje lokal- ne, ignorując wszelkie formy aktywności ludzi niezwiązanych z władzą, a aktywnych na przykład w stowarzyszeniach, lub „wolnych strzelców”. Stąd w wywiadach mowa głównie o wójcie i władzach wyższego szczebla. Co ciekawe, do tej pory temat władz i ich wkładu w rozwój miejscowości budził niechęć, a nawet prowokował złość miesz- kańców. Władzę łączono z etniczną rywalizacją i prawem do zarządzania terenem.

Teraz, choć już w łagodniejszej formie, również etykiety etniczne są istotne. Atmo- sferę relacji polsko-łemkowskich w kontekście władzy oddaje cytat dotyczący wójta:

„Co prawda jest Łemkiem (!), ale to jeden z lepszych, który dotychczas był”. Niemniej jednak wypada stwierdzić, że w badanej społeczności etniczni liderzy nie zajmują już tak dominującej pozycji w zarządzaniu lokalnością. Często są to demokratycznie wy- brane władze, aktywiści i samorządowcy. Etniczność zostaje przesunięta na plan dal- szy, a zwraca się uwagę przede wszystkim na aktywność i skuteczność liderów.

Nie potwierdza się teza o całkowitym zamrożeniu życia społecznego w badanym regionie. W wielu miejscowościach odnotowaliśmy pojawienie się lub „odmrożenie”

różnych form aktywności społecznej, mniej lub bardziej znaczących. Możemy mówić o animowaniu życia społecznego. Z perspektywy naszych problemów badawczych ciekawym wskaźnikiem społecznej aktywności mieszkańców jest ich zaangażowa- nie w sprawy wspólnotowe i w konstruowanie miejsc. Swoją lokalność zaczynają budować, a nie tylko konsumować sami mieszkańcy. Łemkowszczyzna jest już nie tylko pewnym zasobem, z którego można czerpać wzory organizacji, ale to tworzywo modelowania jakościowo nowej przestrzeni. Kultura, krajobraz, etniczność czy pa- mięć są teraz materiałami, które miejscowi starają się zagospodarować do kreowania tożsamości. Co istotne, proces ten wyraźnie różni się od wzoru z końca XX wieku, kiedy to na fali etnicznego ożywienia liderzy „wymyślali” tożsamość grup mniejszoś- ciowych. Kilku działaczy reprezentowało wspólnotę, stwarzając wrażenie masowego udziału grup w życiu kulturalnym. Współcześnie znacznie szersza (choć jeszcze nie- wystarczająco szeroka) jest podstawa tego zespołu działaczy. Do gry wreszcie włącza się młodzież, wprowadzając nowe cele kulturowe i innowacyjne formy aktywności.

Odnawiają swoją działalność też „stare” stowarzyszenia i organizacje: Koła Gospodyń

(18)

Wiejskich, zespoły muzyczne/taneczne itp. Prawie w każdej miejscowości od czasu do czasu „coś się dzieje” (od wspólnego/wioskowego grillowania, aż po różnego rodzaju celebracje). Fragment z wywiadu w Gładyszowie: „(...) to co my chcieli, to my wszystko.

Gładyszów, o widzi pan, ja mam kanał. My mamy kanał. Mamy oczyszczalnię ścieków.

Mamy telefony jako pierwsi z okolic. Mamy pierwsi jako internet. Mamy.... Ale w tam- tym okresie czasu jak my samiśmy budowali linię telefoniczną, żeby mieć telefony. Za wszystkim, za słupami, za kablami, za robotnikami samiśmy chodzili, komitet”. I jeszcze uwaga z tego samego wywiadu: „No, jak przywódca pokieruje całością mieszkańców, to wszyscy mieszkańcy będą za, prawda, jednym głosem mówili. Ale jak przywódca będzie tu ciągnął, tu ciągnął, tam ciągnął, to nic się nie dogadamy, w niczym, w niczym. A jak jeszcze będzie społeczeństwo poróżnione. Dużo zależy od władz samorządowych, dużo zależy” [M57G]. Kolejny cytat mógłby dowodzić, że mieszkańcy Łemkowszczyzny potrafi ą się zorganizować i prowadzą aktywne życie społeczne, ale takich wypowiedzi nie słyszeliśmy zbyt wiele. Jednak gwoli uczciwości badawczej i takie opisy towarzy- skiej aktywności się tam spotyka: „Jest Straż Ochotnicza. Koło Gospodyń Wiejskich dobrze działa, takie gładyszowskie słynne kobietki śpiewające, jeżdżące, nie tylko po terenie gminy, ale i na Słowację czasem są, zostają zapraszane. Organizowane są festyny w Gładyszowie takie wiejskie, dożynki i to nie ma różnicy, czy to taka wiara, czy taka wiara, wszyscy księża stają przy wieńcu, modlitwę odprawią, idziemy na świetlicę, ko- bitki żarcie przygotują, mężczyźni żeby tam nie szkodziło to co te, to jakąś tam przepłu- kankę, wodę mineralną, sodową, uderzającą do głowy też przygotują, no i – grajek, nie, posiedzą, pośpiewają (...). Nie, nie, nikt tu nie siedzi i nie biadoli. To znaczy są, którzy tacy, że spotkasz pan ten, że «a nic to, a nic to, a nic to, a nic to, a nic to». Jak będziesz siedział i narzekał, to z tego nic nie wynika. Nic! Trzeba czasem i popracować ostro.

A tak to przynajmniej, to jak jest organizowana taka impreza, to wtedy sąsiad z sąsia- dem se siądą, pogadają, sąsiad z sąsiadką, no i jest jak najbardziej. A ja pamiętam jako szkut, to co sobota, co sobota, a była zbieranina większa, jak Łemków wysiedlili, to tu nasiedlili innych i ta, była ta wielka zbieranina, no ale potrafi li w sobotę kobiety upiec placka, chopy zorganizować beczkę piwa, pięćdziesiątka, wbić pipetę, zapalić ognisko, kiełbasę upiec na tym ognisku, posiedzieć, pośpiewać, grajek pograć do północy, to tam wszystko zostawało, ino zabezpieczone było żarcie i w niedzielę po kościele resztę piwa się dopijało”. [M57G]. Wójt, jak sam przyznaje, jest szczególnie zadowolony z aktyw- ności i inicjatyw mieszkańców: „No, bardzo dużo, bardzo dużo jest takich inicjatyw, i to szczególnie, chyba mamy cztery, trzy Koła Gospodyń Wiejskich. I te panie to mi tu naciskają mocno. No na przykład taka, w Brunarach jest Koło Gospodyń Wiejskich, no i to trochę sposobem te panie przemyślały, bo był dawny SKR, fi lia tu była w Śnietnicy.

No i one, one, jak w Brunarach, no to uznali, że to jest ich. To nie jest tak, bo, bo był taki fundusz rozwoju rolnictwa i to wszyscy rolnicy płacili jakby ten haracz i ten sprzęt był kupowany za to, to Skarb Państwa pobierał i roz-, udzielał tej pomocy tym SKR-om dawnym. I one, no przejęły te budynki i wydzierżawiły, część sprzętu sprzedały i zupeł- nie, zupełnie dobrze wyremontowały świetlicę we wsi. No pewnie, że pomysłów trochę miały. I tych pieniędzy też trochę miały. Na przykład ja zrobiłem ściany i dach dałem, a one kupiły mi okna, no. To się mówiłem im, żeby się basta ni cho- licho te, bo mogą

(19)

inne wsie się upomnić, żeby był zwrot pieniędzy. Ale w tej Śnietnicy myśmy już postawili piękną remizę i tą świetlicę, także one mają, no, wie pan...” [WUG].

Jednym z istotniejszych aspektów budowania tożsamości miejsca w środowi- sku wielokulturowym jest komunikacja między grupami i ustalenie czytelnych za- sad kompetencyjnych w zawłaszczaniu przestrzeni. Nie będę opisywał natury tych kontaktów między grupami na Łemkowszczyźnie, przywołam jedynie głośny ostat- nio problem oznaczania terytorium. Dobrym jego wskaźnikiem, opisującym współ- czesne stosunki polsko-łemkowskie, a jednocześnie pokazującym walkę o dominację w przestrzeni społecznej, są postawy mieszkańców Łemkowszczyzny wobec kwestii nadawania nazw łemkowskich miejscowościom zamieszkanym przez tę grupę etnicz- ną. Od jakiegoś już czasu liderzy starają się przywrócić historyczne nazwy niektórym miejscowościom. Nie zawsze spotyka się to z przychylnością całej lokalnej społecz- ności i generuje różnego rodzaju konfl ikty. Tymi działaniami zainteresowały się me- dia, podgrzewając jeszcze atmosferę w regionie. W kilku miejscowościach odbyły się zebrania, podczas których deliberowano na tę okoliczność. Okazało się, że jest wie- le nieprzychylnych głosów odgrzebujących dodatkowo zadawnione międzyetniczne animozje. Tak było w Bielance czy Gładyszowie. Z perspektywy badanych tu zjawisk mamy do czynienia z kilkoma mechanizmami wymagającymi wyjaśnień. Z jednej strony owe wioskowe narady obrazują społeczne zaangażowanie w rozstrzygnięcie tych kwestii (deliberację). Przy okazji ujawniają (nie)tolerancyjne postawy. Poka- zują zaangażowanie i gotowość (lub jej brak) do podejmowania dialogu. Z drugiej strony wskazują na powierzchowność wypracowywanego przez lata kompromisu.

Uaktywniają pamięć zbiorową i skłaniają do poszukiwania w dyskusji argumentów z przeszłości. Ujawniają wagę modelu tradycyjno-etnicznego w defi niowaniu wspól- notowości. Obecny jest nawet wątek postępującej europeizacji, co dobrze oddaje cytat z jednej z rozmów: „(...) a niech Florynka ma nawet nazwę w dwóch językach, a niech nawet po angielsku, bo przecież jesteśmy w Europie!”. Oczywiście wątek ten wymaga osobnego potraktowania, ale dla zilustrowania sytuacji przytoczę kilka fragmentów wywiadów: „I to jest już, tacy sami jesteśmy my, jak i Polacy. To takim samym językiem obracamy w urzędach choćby, dzieci się uczą języka polskiego, teraz uczą, jest możliwość nauki języka łemkowskiego w szkołach. Tak że to mi się wydaje, że to jest takie śmiesz- ne, takie protesty przeciwko takiej nazwie, bo mi się wydaje, że ona może więcej pomóc jak zaszkodzić. No komu może zaszkodzić, w jaki sposób? No ja nie widzę żadnego tam problemu z taką nazwą, że tam Gładyszów będzie... będzie to będzie, nie będzie, to też będziemy żyć, jak żeśmy żyli, i, no ale jednak pokazało jednak to oblicze, stosunek Po- laków do nas w jakiś sposób. No bo, bo jednak my tam im nie bruździmy, szanujemy się wszyscy nawzajem, no ale takie, takie...” – No co z tym stosunkiem, bo pan powiedział, że dobrze żyjecie z Polakami, a tutaj teraz właśnie pan mówi, że, no że to głosowanie pokazało, że tak...? – „No to właśnie zebranie, że Polacy nie są tak, jak to mówią, do bólu szczerzy, nie. Mieszkają na naszych ziemiach, zajmują nasze mieszkania, domy, a z drugiej strony nie chcą uszanować nas jako Łemków, żeby nam już nic nie można było po prostu, ja wiem, mieć swojego. To w sumie są nasze ziemie, lasy nam odebrali, nie oddali tych lasów. No i, nie wiem, jak to to wytłumaczyć, ale mi się to to takie zacho- wanie troszkę... nie jestem zły na nich, bo nie wiem, do kogo mieć pretensje. Bo jednak

(20)

zebranie jest tajne, przy komisji, i nie wolno ma tutaj do kogoś tam mieć pretensje. Ale jak taki pan z Łodzi przyjechał, czy tyle co przyjechał, wprowadził się do Gładyszowa, chce z nami żyć i ma od razu jakieś pretensje przeciwko nam, no to co, odseparować się całkowicie chce, no to po co tu w ogóle przyjeżdżał. Jak chce nas uszanować, chce tutaj mieszkać, to niech troszkę, i bym przynajmniej cicho siedział, a nie, nie miał pretensji.

Bo jestem tak samo obcy on, jak każdy inny. A tu jest w sumie...” [M45G]. A z kolei jak Łemkowie Polaków widzą? – „Znaczy się, my żeśmy ich widzieli jako partnerów tutaj do współpracy, i dalej tak ich widzimy. Tam, no oni nie przeszkadzają, że oni tam są, że są, z nami mieszkają, z nami, no bo to jest normalne, taki kolej rzeczy, ta historia to wszystko zrobiła, że nas wymieszało i tu nie ma problemu. I małżeństwa są mieszane, i żenią się Polacy z Łemkami, Łemkowie z Polakami, i mnie się wydaje, że to nie ma takiego wielkiego tutaj znaczenia. Są takie jednostki faktycznie, jak ten na tym zebraniu, ten były policjant z Łodzi, którzy mieli wielkie pretensje [o nową nazwę – przyp. aut.]”.

– Komu zależy na tym, żeby były dwie nazwy? – „Łemkom tam mieszkającym, a Pola- cy powiedzieli „nie” i było głosowanie, i jednym głosem, Łemkowie wygrali Łemkowie, a Polacy tłumaczyli bezczelnie, przepraszam, ale to szczególnie Panie: «... że my nie chcemy, żeby na nasze dzieci wołali Rusini», a ja się pytam: «... A dlaczego na Rusinów mają aż wołać, że Rusini. Rusini są Rusinami czy Łemkami, wszystko jedno, jak zwał to zwał». Jak się pojedzie na Słowację, to tam się jest, tam mieszkają ci Rusini, i tam są dwie nazwy: słowacka i ruska. I nikomu tam nie przeszkadza. Dlaczego tak u nas prze- szkadza, to też nie wiem” [M76Ł]. „Choćby teraz były te konsultacje po wsiach odnośnie tych podwójnych tablic. To argumentacja tych ludzi, to, to poniżej pasa: nie i koniec, nie i koniec. No co to: nie? Jeśli ktoś występuje o to i jest taka możliwość, każdy ma się wypowiedzieć, a nie mówić „nie”, bo jemu się nie podoba. Jeśli jemu się nie podoba, to będzie głosowanie, referundum, odda swój głos. Ale nie wrzeszczeć, nie na siłę, jakieś takie dziwne wypowiedzi, co mnie bardzo zadziwiają, że, że no to jak tak, to trzeba brać swój, całe życie do reklamówki i wyprowadzać się. W imię czego? Co się będzie z tego tytułu działo? Nic się nie będzie działo. I najbardziej mnie martwi, że dalej księża rzymokatoliccy są szowinistami wysokiej klasy” [WUG]. Pozostawiam ten wątek z ba- dań do poszerzonej dyskusji w innym i pełniejszym opracowaniu. Tutaj podkreślę raz jeszcze, że problem wprowadzenia dwujęzycznych nazw miejscowości jest w moim odczuciu znakomitym wskaźnikiem badanych kwestii zachowań w sferze publicznej z uwzględnieniem roli deliberacji w procesie identyfi kacji zbiorowej. To jednocześnie dowód na wagę starań o legitymizowanie działań zmierzających do (nawet symbo- licznego) zarządzania terytorium.

Łemkowszczyzna jest przykładem jasno zdefi niowanej etnicznie przestrzeni spo- łecznej, która to przestrzeń redefi niuje reguły organizacji tożsamości lokalnej. Od- bywa się to poprzez negocjacje tradycyjnych wzorów z nacierającą nowoczesnością.

Gospodarze terenu, niejednolici etnicznie, przyjmują „nowych obcych” i wspólnie ustalają reguły zawłaszczania tej przestrzeni. Z jednej strony zauważalne są mechani- zmy obrony „starego” wzoru, ale siła i możliwości „nowego” wymuszają deliberację.

W dialog czynnie włączają się władze, organizując rozproszone projekty organizacji przestrzennej. W efekcie toczy się proces uzgadniania planu zagospodarowania prze- strzeni. Mówiąc językiem sportowej rywalizacji, zmagania tych graczy prowadzą do

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wybrano formułę stanowiska prezydium komisji stomato- logicznej WIL.Aby jednak nie zawracać sobie głowy zwoływaniem prezydium, ryzykiem, że się nie zbierze albo, nie daj Boże,

Lapbook jest „książką” tematyczną, którą tworzy się na dany temat i w której tworzeniu uczeń aktywnie uczestniczy.. Dzięki lapbookom uczniowie

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

Wykonawca zobowiązuje się do dysponowania odpowiednimi środkami technicznymi i organizacyjnymi, umożliwiającymi Wykonawcy spełnienie wymogów RODO (gwarantującymi ochronę

Wykonano je u 13-letniego chłopca uprawiającego sport (piłka nożna). Problem tkwił w odprowadzeniach przed- sercowych. To, co zwraca uwagę, to obraz typowy dla zespołu Brugadów

Osoba opóźniona umysłowo ma prawo do życia w obrębie swojej rodziny w dornu \rodziców zastępczych.. Może uczestniczyć we wszystkich