• Nie Znaleziono Wyników

jfLdres IRedafecyi: IKIrałsrcATT-sl^ie-iFrzed.mieście, HSTr ©3.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "jfLdres IRedafecyi: IKIrałsrcATT-sl^ie-iFrzed.mieście, HSTr ©3."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

^ 3 7 . Warszawa, d. 14 Września 1890 r. T o m I X .

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W W arszawie: ro c zn ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: ro c z n ie „ 10

p ó łro c z n ie „ 6 P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią panowio:

A leksandrow icz J ., Bujwiil O., D eike K „ D ickstein 8., F lau ra M ., Jurk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram -

sztyk S., N atanson J . i P ra u ss St.

„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d r u k u w szp alcie alb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ie rw s z y r a z k o p . 7 '/»>

za sześć n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d alsze k o p . 5.

TYGODNIK P O P U LA R N Y , POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

jfLdres IRedafecyi: IKIrałsrcATT-sl^ie-iFrzed.mieście, H ST r ©3.

GAY- LUSSAC.

M ow a, w y g ło szo n a p rz e z p ro f. P. D e h e ra in a p o d ­ czas u ro c zy sto ś ci o d sło n ięc ia p o m n ik a G ay -L u ssa ca,

w L im o g e s, d n ia 11 S ie rp n ia 1690 roku.

Panow ie!

P om iędzy uczonym i, k tó rzy przyśw iecali F ra n c y i w początku bieżącego stulecia, G ay - L ussac w pierw szym stoi szeregu.

Zc czcią przechow ujem y jeg o pam ięć w M u ­ zeum: obok H aiiyego, ojca krystalografii, C uviera, tw órcy anatom ii porów naw czej, sław im y G ay-L ussaca, bespośredniego sp a d ­ kobiercę L avoisiera...

G ay-L u ssac u ro d z ił się o k ilk a kilo m e­

trów stąd, vr S a in t-L ć o n a rd , d. 6 G ru d n ia 1775 r. O jciec jeg o b y ł wysokim u rz ę d n i­

kiem ; skom prom itow any w okresie te r r o ­ ry z m u , p o d u p ad ł w latach następnych i z wielkim zaledw ie trudem udało mu się posłać syna do P ary ż a, aby się m ógł p rz y ­ gotow ać do założonej od niedaw na szkoły politechnicznej.

T ru d n o śc i w dostarczaniu zapasów ży­

wności czyniły położenie ówczesnych w ła­

ścicieli pensyjonatów n ad e r uciążliw em , Co chw ila zagrożeni niem ożnością dłuższe­

go wyżywienia sw ych uczniów, je d n i po d ru g ich zam ykali swe zakłady: G ay-L ussac w ielokrotnie zm ieniał swój p rzy tu łek , lecz nie należał do ludzi, k tó ry ch zrażają p ie r­

wsze przeszkody. W roku 1798 w stąpił do szkoły politechnicznej, gdzie się odznaczył;

um ieszczono go w oddziale d róg i mostów i b y ł jeszcze uczniem szkoły inżynierów , gd y szczęśliw a okoliczność rosstrzyg nęła o dalszem jeg o życiu. P ow róciw szy z E g ip ­ tu, B erth o llet znów podjął swe prace: p rz e ­ kształcił on szybko swą p racow nię i zw ró ­ cił się do szkoły dróg i mostów z prośbą o uczniów do pomocy w sw ych poszukiw a­

niach. W yznaczono G ay-Lussaca. Berthol*

j

let udziela m łodem u uczniow i poglądów na

| zajm ujące go spraw y, w skazuje m u do­

świadczenia, ja k ie w ykonać należy, aby dojść do przew idyw anych przezeń re z u lta ­ tów. U czeń zabiera się do pracy, zawczasu ciesząc się zapew ne, że u d a m u się stw ier­

dzić poglądy m istrza. Lecz oto dośw iad­

czenie nie o dpow iada jego życzeniom, prze*

| m aw ia przeciw z góry powziętej hipotezie.

P ie rw sz a ta praca, przecząca profesorow i,

czyż także zw róconą była przeciw ucznio-

(2)

578

WSZECHŚWIAT.

N r 37.

wi? B ynajm nićj. B erth o lle t, zdum iony p r a ­ wdziwie ścisłością, w niosków swego m ło d e­

go w spółpracow nika oraz czcią jeg o dla praw dy, pisze doń: „M łodzieńcze, p rz e ­ znaczeniem twem je s t oddać się n a u c e ”.

N ie długo czekać było trze b a n a ziszcze­

nie się tój przepow iedni. D n ia 11 m iesiąca P luvióse, ro k u X , d w udziestoczteroletni | G ay-L u ssac, uczniem jeszcze będąc szkoły dróg i mostów, czyta p rz ed p ierw szą klasą In sty tu tu pracę sw ą o rosszerzaniu się p a r i gazów. K ład z ie on w niój nacisk n a to, że m ierzyć należy zm iany objętości gazów nie inaczćj ja k po u przedniem uw oln ien iu ich od p a ry w odnćj; a om inąw szy w szelkie zakłócenia, ja k ie zaciem niały obserw acyje je g o p o p rzedników , p o zn a je G ay-L ussac, I że w szystkie gazy, pod d an e jednak ow em u podw yższeniu tem p eratu ry , rosszerzają się o je d n ak o w y u łam ek p ierw otnćj swój o b ję­

tości.

O d ra zu więc o d k ry w a G ay-L ussac nie odosobniony fa k t lecz ogólne praw o , k tó re ! potom ność n azw ała je g o im ieniem , podobnie ja k im ieniem M ario ttea (B oylea) ochrzczo­

no praw o, w ed łu g k tórego zm ieniają się

j

objętości gazów zależnie od ciśnień.

Nie zaw iedziono sie na m łodym uczonym ; m istrz się w nim p ra w d ziw y o b u d ził. B e r­

th o llet, d um ny ze swego ucznia, w p ro w a­

dza go do swego stow arzyszenia A rcueuil.

T u taj G ay - L ussac p oznaje A le k sa n d ra H u m b o ld ta, k tó ry , zapom niaw szy uszczy­

pliw ości, z ja k ą m łody uczony sk ry ty k o w a ł n iek tó re jeg o dośw iadczenia, w yciąga doń ręk ę i z byłym sw ym p rzeciw n ikiem zaw ie­

ra p rzyjaźń, k tó ra wraz z życiem dopiero zagasła. W ażne bardzo p y tan ie zajm ow ało podów czas w ielkiego podró żn ik a, H u m ­ boldta: czy w e w szystkich p u n k ta c h globu ziem skiego pow ietrze ma skład jedn ak o w y ? Zew sząd, gdzie ty lk o przejeżd żał, zb ierał H u m b o ld t próbki pow ietrza, lecz, niepew ny m etod badania, nie p rz y stą p ił do ich a n a ­ lizy. R adzi się przeto G ay-L ussaca, łączy się z nim i po dłu g ich d y skusyjach zdecy­

dow ano się użyć eudyjom etru. L ecz p osługi­

w anie się tym przyrządem w ym aga u p rz e ­ d nich studyjów ; trze b a dokład n ie wiedzieć, w ja k ic h objętościach łączą się ze sobą w o­

d ó r i tlen , ażeby ze zm niejszenia się o b ję­

tości gazu, po p rzejściu isk ry elektrycznćj

pi’zez pow ietrze z dodatkiem w odoru, sądzić o ilości tlen u w p o w ietrzu zaw artój.

T a p raca przygotow aw cza praw dziw ie je s t m istrzow ską; nie dostrzeżesz w niój nie­

pew ności i w ahania początkującego uczone­

go. P y ta n ie jasn o je s t postaw ione, dośw iad­

czenia pięknie opisane, a jed n ak że otrzy m a­

ne liczby nie prow adzą do żadnego p ro ste­

go rezultatu. P odobnie j a k L avoisier, tak

| też G ay - L ussac i H u m b o ld t z p oczątku zn a jd u ją tylk o, że dwie objętości w odoru j d la u tw o rzen ia wody łączą się z ilością tle ­ n u bliską jed nó j objętości; um ysł wszakże G ay-L ussaca, dzięki poprzednim j ego pracom n ad gazam i, przen ikn ięty je s t ideą, że p r a ­ w a rządzące gazam i m ają ścisłość m atem a­

tyczną. D y sk u tu je przeto nad rezultatam i, pozostałe jeszcze próbki an alizuje now ą m e­

to dą, od k ry w a drobne ilości tlenu, aż w re­

szcie, usunąw szy p rzyczyny mącące ścisłość dośw iadczenia, dochodzi do re zu ltatu w ca­

łej jeg o m ajestatycznej prostocie: dw ie o b ­ jęto ści w odoru łączą się ściśle z je d n ą obję­

tością tlen u d la utw orzenia dw u objętości p ary wodnój. T a idea prostoty stosunków , w edłu g k tó ry ch gazy łączą się ze sobą na zw iązki, należy do G ay-L ussaca; sam H u m ­ b oldt szczerze to w ypow iada. N ad er jest praw dopodobnem , że o d tąd (1 8 0 5 ) G ay- L ussac pow ziął m niem anie, że fa k t stw ier­

dzony dla w odoru i tlen u nie je s t odoso­

bniony, lecz zapewne dotyczy w szystkich ciał gazow ych; lecz dopiero w r. 1809 uo­

g ó ln ił to cudow ne spostrzeżenie.

M ając w ręk ach d o k ład n ą m etodę analizy, obadw aj przy jaciele badają p ró b k i pow ie­

trz a zebrane przez H u m b o ld ta i p rz ek o n y ­ w ają się, że we w szystkich m iejscach kuli ziem skiej pow ietrze jed n ak o w y posiada skład . Lecz czyż to samo da się powiedzieć o wysokich w arstw ach atm osfery? G ay- L ussac nie w aha się wzbić się w g órę b alo ­ nem , aby zebrać pow ietrze. B odźca do tój podróży pow ietrznej dodaje m u zresztą chęć spraw dzenia osobliw ych tw ierdzeń, głoszonych podówczas w Niem czech co do zm ian we własnościach m agnetycznych pi-zy podnoszeniu się w pow ietrzu. W pierw szój wycieczce, przedsięw ziętej z Biotem, dosię­

g a on 4000 m etrów ; w d rug iej sam wznosi

się do 7 000 m. P o p ra w ia błąd popełniony

przez fizyków niem ieckich, zb iera pow ie-

(3)

N r 37.

WSZECHŚWIAT.

579 trze z wyższych w arstw , zaraz n azaju trz

poddaje j e rozb io ro w i i znajduje, że skład jeg o je s t iden ty czn y z pow ietrzem n a po­

w ierzchni ziemi.

P o tę ż n y bodziec, dany chem ii przez L a- voisiera, a pow strzym any na chw ilę przez tragiczną jeg o śm ierć, nanow o odczuć się dał w początku wieku naszego. O dkrycia szybko po sobie następow ały. W r. 1807 H . D avy ro sk ład a zapomocą stosu galw a­

nicznego potaż i sodę gryzącą, lecz o trzy ­ m uje małe zaledw ie ilości m etalów alkalicz­

nych. L ecz chem ikom bardzo zależało na posiadaniu tych energicznych i osobliwych ciał, k tó re za p alają się w zetknięciu z wo­

dą. G ay-L ussac łączy się wówczas z The- nardem i w krótce dw u tym chem ikom fra n ­ cuskim udaje się w ytw orzyć znaczne ilości potasu i sodu przez ogrzew anie w bardzo wysokiój tem p eratu rze alkalijów w obecno­

ści żelaza. N ad er zajm ujący ten roskład nie m ógł być objaśniony wcześniej ja k po zbadaniu przez H . S ain te-C laire D evillea zjaw isk dysocyjacyi.

E nergiczne te ciała zostają spożytkow a­

ne i w zręcznych rękach potas w krótce s łu ­ ży do odkry cia boru w ydzielonego z kwasu bornego.

C odzienne obchodzenie się z ciałem ta- kiem ja k potas nie je s t bespiecznem ; dow ia­

d u je się o tem G ay-L ussac, niestety, na nie­

korzyść swoję, gdyż eksplozyja ra n i go w sposób bardzo groźny. Ze skrw aw ionem obliczem , oślepionego, z niem ałym trudem udaje się odciągnąć go ze szkoły politech ­ nicznej do dom u. P rz e z cały m iesiąc m y­

ślano, że w zrok ma n a zawsze ju ż stracony.

C hore oczy jeg o m ogły znosić jed y n ie słabe św iatełko małój lam pki nocnój, k tó rą posłu­

g iw ała się pani G ay-L ussac, ażeby czytać na głos mężowi.

O baw a pozostania ociem niałym w trz y ­ dziestym ro k u życia, podczas gdy czuje się przed sobą w ysokie pow ołanie naukow e, może doprow adzić do rospaczy. K to inny może w ątpiłby o przyszłości, lecz G ay-L ussac m ężnie staw ił czoło przeciw nościom . W y ­ trw ale, bez skargi, znosił cierp ien ia i pow o­

li przychodził do zdrow ia. L ecz słabość w zroku przez d łu g i czas jeszcze przypom i­

n ała m u okropn y w ypadek, którem u by ł uległ.

Z p ra c, k tó re uśw ietniły w spółdziałanie G ay-L ussaca z T henardem , należy wym ienić jeszcze rospraw ę o u tlenionym kw asie so l­

nym . W iadom o, że B erth o llet nietylko w prow adził ważne u doskonalenia w p rz e­

myśle blicharskim , w yzyskując własności bielące chloru, lecz od roku 1785 przy czy­

n ił się do u trw a le n ia przekonania, że gaz o d k ry ty przez Scheelego je s t zw iązkiem kw asu solnego z tlenem .

Cóż to za ciało połączone z tlenem , które ja k o pierw szy zw iązek d aje kwas solny, a następnie utleniony kwas solny? O to py­

tanie, od którego pracę swą rospoczęli G ay- L ussac i T h en ard . W idząc, że ro stw ó r chloru w wodzie w ydziela tlen natychm iast po w ystaw ieniu na w pływ św iatła słonecz­

nego, m ieli oni praw o przypuszczać, że p o d ­ dając u tlen io n y kw as solny d ziałaniu rozża­

rzonego węgla, otrzym ają z łatw ością d w u ­ tlen ek węgla, albo tlen ek węgla i kw as sol­

ny, lu b może naw et nieznany dotąd rodnik, w kw asie tym zaw arty . Lecz utleniony kwas solny opiera się działan iu rozżarzo ne­

go węgla: przechodzi on bez zm iany przez ru ry , w których w ystaw iony je s t na to po­

tężne red u k u jące (o dtleniające) działanie, nie m ożna przytem zebrać żadnego innego gazu. R ezu ltat ten, tak sprzeczny z p rz e ­ w idyw anym , o tw iera oczy obudw u chem i­

kom, praw dziw e św iatło rozjaśnia ich umysł'- owo dom niem ane ciało bardzo źle je st n a­

zw ane, nie je s t to ciało utlenione, to — p ie r­

w iastek. L ecz ja k ż e bronić tego poglądu przed B erth olletem , ja k ż e dowieść m u, że się m ylił, jak że , p ra cu jąc u niego, w A r- cueuil, jego odczynnikam i i przyrządam i, nag le zburzyć je d n ę z prac, n a których spo­

czyw ała sława tego m istrza?

Chwiejność, ja k ą przy tój sposobności w ykazali G ay-L ussac i T h en a rd , drogo b y ­ ła okupioną. W rospraw ie swój o kw asie solnym piszą ci uczeni: „W szystkie w łasno­

ści utlenionego kw asu solnego objaśnić się dają n ad e r łatw o p rzez przypuszczenie, że je st to ciało p ro ste”. L ecz bez w ątpienia, pomimo woli, oto co mówią dalój, zbijając w łasne zdanie: „Nie będziemy jednakże usi­

łow ali bronić tój hipotezy, albowiem zd aje nam się, że w łasności te jeszcze lepiój w y­

ja śn ić można, uw ażając utleniony kw as sol­

ny za ciało złożone”.

(4)

580

Pom im o tćj, w ątpliw ość budzącój formy, z jaką. hipotezę swą. w ypow iedzieli G ay- L ussac i T h e n a rd , znajd u je ona jed n ak ż e dostęp do innych um ysłów. C hem ik-prze- m ysłow iec, ogólnie nieznany, k tó reg o im ię nie zajaśniało w śród potom ności blaskiem , n a ja k i zasłużyło, C u ran d a u , w sposób n a­

d e r przekonyw ający w ykazuje, że z t. zw.

utlenionego kw asu solnego w ydobyć m ożna

* tlen nieinaczćj ja k tylko w obecności wody, że tlen ten pochodzi z wody rozłożonój, którój w odór łączy się z „ro d n ik ie m ” dla utw orzenia kw asu solnego.

W reszcie sir H . D avy d ostarcza a rg u m e n ­ tów ostatecznych n a p o p arcie poglądów G ay-L ussaca i T h en a rd a. N ie łączą go w ę­

zły p rz y ja źn i z B crtholletem ; bez ogródek ośw iadcza on, że u tleniony kw as solny je s t ciałem p rostem , n ad aje m u nazw ę chloru, k tó ra pozostała dotychczas i w ten sposób dzieli z G ay-L ussacem i T h en a rd em sławę, k tó ra całkow icie m ogłaby pozostać dla nich obudw u.

Z resztą dopiero w k ilk a la t późniój, w sku­

te k nowego odkry cia G ay-L ussaca, niezło- żoność ch lo ru ogólnie została przy jętą. F a ­ b ry k a n t saletry , nazw iskiem C ourtois, o d k ry ł nowe ciało w ługach pokry staliczn y ch po w ytraw ien iu popiołu t. zw. „v a re c h ”. B ra k m u było czasu n a oddanie się głębszym b a ­ daniom nad tem ciałem ; p oznaje on je d n a k , że z am onijakiem daje proszek silnie w ybu­

chający. L ecz późniój, zw ątp iw szy o m o­

żliw ości dalszego p row adzenia sw ych p oszu­

kiw ań, o d d aje to ciało C lóm entow i. T en przez dw a la ta m a je u siebie, nic z niem nierobiąc i o d d aje późniój H . D avyem u, gdy tenże w przejeźd zie baw i w P a ry ż u . L ecz gdy G ay -L u ssac d o w iad u je się o tym nierozw ażnym kroku, obaw iając się, że m o­

że znów ja k ie ważne odkry cie w ym knie się z F ra n c y i, bieg nie do C lóm enta, do C our- toisa, zbiera drobne re sztk i zachow anego jeszcze ciała i w kilk a tygodni późniój o g ła ­ sza w spaniałą rospraw ę, w którój dow odzi, że now a m a te ry ja je s t pierw iastk iem p o ­ dobnym do chloru i n ad aje jój nazw ę „ jo d ” z pow odu pięknój fijolkowój b arw y jój pary.

W tydzień późniój H . D avy ogłosił sw oję piękną prace, w któ ró j dochodzi do tych s a ­ mych co G a y -L u ssac w niosków . L ecz sła-

N r 37.

w a tego odkrycia pozostała p rzy tym osta­

tnim i przy F ran cy i.

K ilk a la t wcześnićj G ay-L ussac u zu p e ł­

n ił odkrycie, k tó re wTyłoniło się w rospra- w ic nad eud yjo m etryją, ogłoszonój razem z H um boldtem . W r. 1809 m ianowicie od ­ czytu je on w stow arzyszeniu A rc u eu il p r a ­ cę nad połączeniam i gazów, w którój w y k a­

zuje, że łączą się one zawsze w pro sty ch sto ­ sunkach objętościowych oraz że pow stające stąd zw iązki, ro sp atry w an e w stanie gazo­

wym, rów nież zn ajd ują się w prostym s to ­ su n k u do objętości części składow ych.

P ra w a te, noszące w nauce nazw ę praw G ay-Lussaca, w połączeniu z p ra w em tegoż uczonego o rosszerzaniu się gazów, oraz z praw em M ario ttea i praw em o stosunkach w ielokrotnych D alton a pozw oliły następnie A m adeuszow i A vogadro i Amp&reowi s tw o ­ rzyć arcyp ło dn e hipotezy, na k tóry ch g ru n ­ cie w yrosły w szystkie nasze obecne wiado­

m ości o gazach.

P ra w a te zupełnie oddzielne zajm ują m iejsce pośród nieśm iertelnych dzieł G ay- Lussaca. M ożnaby j e ty lk o p rzy ró w n ać do pam iętnćj jeg o p racy nad kwasem p ru ­ skim , w którym wielki ten mąż odsłania nam budow ę i własności cy jan u (cy an o g en e), tego azo tku w ęgla, k tó ry zachow ując się j a k pierw iastek, pierw szy stanow ił p rzyk ład złożonych rodników , którem i w następstw ie ta k często po sługiw ała się chem ija o rg a n i­

czna w celu w yjaśnienia budow y badanych p rzez siebie ciał zaw iłych.

P ra w a zw iązków gazow ych i b adania nad cyjanem nazaw sze u trw a liły w pam ięci ludzkićj imię G ay-L ussaca. W artość od­

k ry c ia m ierzy się jego płodnością. Otóż pow iedzieć tu m usim y, że p ra w a łączenia się gazów posłużyły za podstaw ę teoryi ato- m ow ćj, teoryi w artościowości pierw iastków i zw iązków , k tó re obecnie k ie ru ją chem i­

kam i i pozw alają im tw orzyć w p raco­

w niach całe legijony ciał now ych, coraz sil- niój usp raw ied liw iających św ietne zdanie p. B erthelota: „chem ija sam a stw arza p rz e d ­ m iot sw ych bad ań ”. B ez hipotezy zaś o z ło ­ żonych rod nik ach , których pierw szym p rz y ­ k ład em b y ł cyjan, klasyfikacyja now ych zw iązków byłab y niem ożliw ą, badanie ich niepodobne do ro zw ikłania; w b ra k u tój hipotezy m usielibyśm y się w yrzec p rz e n i­

W S Z E C nŚ W IAT

(5)

N r 37.

WSZKCnŚWIAT.

581 kania do tego cudow nie w ybujałego lasu,

ja k im je st obecnie chem ija organiczna.

G ay-L ussac niety lk o p rzy czy n ił się potęż­

nie do tego rozrostu, lecz nadto n akreślił szerokie gościńce, k tó re ułatwiają, nam dro­

gę wśród tych gęstw in.

Do prac tych chem icznych przybywają, n ad e r ważne ro sp raw y z fizyki, m ianowicie b ad a n ia nad prężnością, m ięszanin gazów i par, dalćj zastosow ania techniczne p ierw ­ szorzędnego znaczenia. Niem a może w prze­

m yśle substancyi w ażniejszej od kw asu siar- czanego; tan ia jeg o p ro d u k c y ja je s t w arun­

kiem pom yślności w ielu gałęzi przem ysłu.

W tym k ieru n k u wielce się przyczyniły udoskonalenia pom yślane i w ykonane przez G ay-L ussaca.

Ze w szystkich usług oddanych nauce j e ­ dną z n ajp rzedniejszy ch było w prow adze­

nie przez G ay-L nssaca m ierzenia objętości cieczy w wielu w ypadkach zam iast ich wa­

żenia. W ch lo rom etryi, w analizach alka- lim etrycznych w prow adzi! on w użycie pły­

ny m ianow ane; lecz zw łaszcza w analizie stopów m o n etarn y ch m etody jeg o , ścisłe i szybkie w w ykonaniu, zastąpiły w zupeł­

ności sposoby daw niój stosowane. U re g u ­ low ał on sposoby posługiw ania się alkoho­

lom etram i, służącem i do m ierzenia zaw ar­

tości alkoh olu w cieczach, podał ścisłe wska­

zówki do k alib ro w a n ia ty ch przyrządów , polecił w ykonać obliczenie tablic niezbę­

dnych do p o praw ek n a tem p eratu rę i w ten sposób dał w ręce w szystkich handlujących przyrządy zarów no w ierne ja k i dogodpe

w użyciu.

N iem niej płodną była jeg o praca nauczy*

cielska. P ie rw sz a część jego k a ry je ry n au ­ kowej całkow icie była poświęcona szkole politechnicznej; tu taj w ykonał n ajw spanial­

sze swe prace, tu taj też przyśw iecał wzorem swych ja sn y c h , ścisłych w ykładów , w któ­

rych g ard zi form am i krasomów czem i, będą- cemi jeszcze podówczas w użyciu, d ru k u jąc tylko praw dy i g ó ru ją c nad innem i jed y n ie doniosłością opisyw anych faktów . „Co za skrom ne zastrzeżenie w w ykładzie, gdy mo­

wa była, o jego w łasnych odkryciach, ja k iż zachw yt p rzy opisie odkryć innych uczo­

nych!” oto co mówi o nim jed en ze współ­

czesnych.

G ay-Lussac posiadał ową zim ną a silną wolę, k tó ra staw ia czoło najw iększym nie- bespieczeństwom , gdy chodzi o poważne zadanie naukow e. Dowodem tego jego p r a ­ ce nad potasem , nad kwasem pruskim , naj­

gw ałtow niejszą tru cizn ą, jego podróże p o ­ w ietrzne wówczas, kiedy posługiw anie się balonam i wcale jeszcze nie było upow sze­

chnione.

N ienaw idził tchórzostw a i zdrady; ten zim ny i ostrożny człow iek bez w ahania rzucał się tam, gdzie walczyć należało z te- mi występkami. W roku 1815, w kilka dni po drugiej R estauracyi, na jednem z posie­

dzeń odbyw ających się 'w szkole politechni­

cznej, pewien zapalony ro jalista zapytał, czy profesor ja k i dobrze znany ze swych przekonań wolnom yslnych podpisał d o d at­

kowy a k t „stu d n i”. G ay - Lussac, z ro z u ­ m iawszy chytrość i nieuczciwość tego p y ta ­ nia, odpow iada: „Niewiein, czy p. A rago podpisał ten akt, lecz oznajm iam , że ja go pod pisałem , sądząc, że wobec nieprzyjaciela wszyscy francuzi powinni być ze sobą po łą­

czeni”. Zam ilczano na to.

Z fak ultetu nauk, gdzie polecono mu z o r­

ganizow ać plan w ykład u fizyki, G ay-Lussac przeszedł w ro k u 1832 do M uzeum historyi natu raln ej. T u taj upłynęły m u ostatnie la ­ ta życia. O d ro k u 1831 do 1838 był w izbie deputow anym ; w roku 1839 wszedł do izby parów , gdzie był oczekiw any. B erth o llet, czując bliską śm ierć, k ilk a lat wcześniej ju ż p rzek azał mu swą szpadę parów F n in cy i, w skazując go jak o swego następcę.

W końcu ro k u 1849 zdrow ie G ay-L ussa­

ca niepokojące poczęło budzić obawy w k re ­ w nych jego i przyjaciołach. B ył on po d­

ówczas tutaj (w Lim oges); nakłoniono go do pow ro tu do P aryża. L ecz nie nastąpiło polepszenie zdrow ia. G ay-L u ssac zanadto przyw ykł do w yciągania z faktów n a j­

praw dopodobniejszych skutków , aby nie w idzieć bliskiego k resu swej choroby. Nie chciał on nic pozostaw ić nieskończonem i spalił T ra k ta t o filozofii chem icznej, k tó re­

go ukończyć nie mógł. Powoli opadł z sił i um arł 9 M aja 1850 roku.

M inęło lat czterdzieści; liczba tych, którzy

znali G ay-L ussaca, zm niejsza się z dniem

każdym . M istrz mój i przyjaciel F re m y jest

jed y n y m jego bespośrednim uczniem , k tó ry

(6)

WSZECHŚWIAT.

N r 37.

zachow ał śród nas w spom nienie n au ki Gay- Lussaca; czci on jeg o pam ięć. P rze z wiele la t w idyw ałem w M uzeum , w tój samój p ra ­ cow ni, k tó rą zajm ow ał G ay-L ussac, biust je g o na m iejscu honorow em . T o surow e oblicze w zbudza pow ażanie, g en iju sz złożył na niem swe piętno: w ierny to o braz cz ło ­ w ieka, k tó ry w żm udnej p ra cy szu k a je d y ­ nie szczytnego zadow olenia, ja k ie daje nam praw da, gdy pierw si ją oglądam y.

C zterdzieści lat m inęło, a je d n a k ż e gdy w ygłosiliście panow ie m yśl zb ieran ia s k ła ­ d ek na p om nik d la G ay-L ussaca, zn aleźli­

ście wszędzie pam ięć o nim , w szędzie sła­

wiono jeg o imię. Lecz je śli pam ięć ta na zawsze pozostanie w gro n ie ludzi n au k i, to dobrze, ab y sław a ta w idoczną b y ła dla w szystkich; potom ność pochw ali was za w zniesienie mu pom nika.

K ied y m iasto ja k ie w idziało n arodziny w ielkiego człow ieka, k tórego im ię p rz y w o ­ dzi n a pam ięć sam e tylko d o b re i wzniosłe czyny, m iasto to w inno tem u mężowi śpiżo- I wą pam iątkę. W id o k je j niechaj pobudza m łodych do czynu, niechaj podnosi serca, niech je ożyw ia szlachetnem i am bicyjam i.

D obrze, że na naszej ziem i francuskiej u n o ­ si się ponad nam i cały n aró d posągów ; d o ­ brze, że w te dnie, kiedy dław iąca pam ięć upad k u zgina nam głow y, m ożemy, p o d ­ niósłszy w zrok, w sław ie przeszłości czerpać nadzieję na przyszłość!

tłu m . M a ksym ilija n F laum .

k : o H j -A .-

P rz e d k ilk u tygodniam i pism a doniosły o próbach, ja k ie dokonano w arm ii f r a n c u ­ skiej z sucharam i, p rz y rząd zo n em i z o rze­

chów koli (B iscuit ac cćlćrateu r). S u ch ary te m ają posiadać znaczną silę odżyw czą d la organizm u i dopom agać do zachow an ia en erg ii żołnierza w czasie forsow nych m a r­

szów. . W a rto więc poznać bliżej orzechy koli. D aw niejsze opisy po dróżników zapo­

znały św iat z podobnie d ziałającym śro d ­ kiem , używ anym p rzez ludzi odbyw ających

długie piesze wycieczki z ciężaram i wśród g ó r A m eryki południow ej. Są to tak dziś dobrze znane w szystkim liście k rasn od rze- wu (E ryth ro x y lo n coca), mające obecnie tak w ielkie znaczenie w lecznictw ie z powodu zaw artej w nich kokainy, do k tó rej też otrzym yw ania służą.

J a k a w artość przyzn ana zostanie w k ra ­ ja c h cyw ilizow anych orzechom k oli — to

przyszłość pokaże. Są one wszakże od lat blisko ośmiu środkiem leczniczym , o n a u ­ kow o w ypróbow anem działaniu. W ojczy­

źnie swojój nasiona te od czasów niepam ięt­

n ych od dają usługi ja k o lek i stanow ią p rzedm io t w ielostronnego znaczenia w ży ­ ciu negra, z którem najściślej się zrosły.

Pow yższe też względy sk łan iają nas do sk re­

ślenia tej n o tatk i, do której m atery jału do­

starczy ła nam głów nie w yczerpująca mono- grafija p ió ra pp. E .H e c k la i F . S chlagden- haufena, pom ieszczona w J o u rn a l de P h arm . et de C him ie.

C hciw ie poszukiw ane p rzez mieszkańców A fry k i, orzechy koli do niezb yt jeszcze daw nego czasu n ad e r rzadk o przedostaw ały się do E u ro p y , a gdy przyw iezione zostały na okaz przez podróżników , tow arzyszy ły im zw ykle fantastyczne opisy, form alne le- giendy, podnoszące znaczenie koli do n ad ­ n a tu ra ln y ch rozm iarów , zaciem niające zu ­ p ełn ie stronę naukow ą kw estyi. R ów nież i pod w zględem botanicznym okazy p rz e d ­ staw iały pew ną różnorodność.

O statnie dopiero czasy, dzięki h an d lo ­ wi rosszerzającem u swe szranki w g łąb n ie ­ d ostępnych przedtem k ra jó w A fry k i, po­

zw oliły na gru n to w n iejsze poznanie g a tu n ­ ków orzechów i cech roślin je d o sta rc z a ją ­ cych i w yśw ietliły w iele szczegółów, w z u ­ pełnym d otąd zam ęcie pogrążonych. W zg lę­

dnie do plem ienia p ro d u k t tu opisyw any różną nosi nazw ę: kola, gu ru , om bene, n an - gue, kokkoroku. N auka zatrzy m ała sobie pierw sze z tych nazwisk.

K ola, ja k w spom nieliśm y, je s t nasieniem o niejednakow em pochodzeniu i różnym w yglądzie. Je d e n g atu n ek należy do S ter- culiaceae i stanow i „kolę p ra w d ziw ą”, d r u ­ g i pochodzi od G u ttiferae i p rzedstaw ia

„kolę fałszyw ą”. Nas zajm ie tu taj p ie rw ­ szy, drugi bowiem stanow i tylk o zafałszo­

w anie.

(7)

N r 37.

w s z e c h ś w i a t.

583 R oślina dostarczająca praw dziw ej koli

(C ola accum inata R ob. B row n., S terculia accum inata P a l. Beauv., Siphoniopsis mo- nolca K a rst., S te rcu lia verticillata Shum. et T honn., S tercu lia m acrocarpa Don.) jest pięknem drzew em , m ającem 10 — 20 m e­

trów wysokości, z ogólnego w yglądu do naszego kasztana podobnem , lecz od niego większem. P ie ń cylindryczny, prosty, o k o ­ rze grubój, szaraw ej, popękanej gdy d rz e ­ wo je s t starsze. G ałęzie ścieśnione, cy lin ­ dryczne, gład kie, zw ieszające się do ziemi, niem al jej dotykające, co wielce u łatw ia zbieranie owocu.

L iście owalne, zaostrzone, całobrzegie nie­

kiedy n a trzy klapy podzielone na końcach gałęzi i około kw iatów , 7 — 8 cm szerokie, 20 — 30 cm długie, z czego 8 —9 cm odcho­

dzi na ogonek. N erw acyja pierzasta.

K w iaty liczne, pom ięszano-płcio we, w pod - baldaszek w iechow aty ułożone. C ały kw iat po k ry ty w łoskam i. S zypulka kró tk a (15 mm), w ydłużająca się w kielich bez w yróż­

nienia, p ąk i kw iatow e o k rą g ła we, lub zu­

pełnie kuliste. K w iaty posiadają słabą woń w anilii, bespłatkow e. K ielich pięcio-dział- kowy, m iseczko w aty, 1 cm średnicy, żółto­

zielony, lub biały, z brzeżkiem p u rp u ro ­ wym.

P raw d z iw a kola rośnie dziko na całym zachodnim brzegu A fryki w granicach S ier- ra-L eone i K ongo.

o

N a brzegu wschodnim

o

ro ślin a ta nie je s t znaną, z w yjątkiem m iej­

scowości, gdzie została zaaklim atyzow ana przez anglików .

K o la z biegiem czasu została w prow a­

dzona do In d y j zachodnich, wysp oceanu Indyjskiego, S tanów Zjednoczonych, C ej­

lonu, A u stra lii, Z anzibaru. W sk u tek sta­

ra ń H e ck la rz ąd francuski zaaklim atyzo­

w ał kolę na A n ty llach , w K ajen n ie, Ko- chinchinie i w G abonie.

W e w szystkich ty ch miejscowościach kola rośnie na g runcie niskim , w ilgotnym , choć od stro n y S ierra-L eo n e spotykać się dają piękne d rzew a n a wysokości 200 — 300 m e­

tró w n ad poziom m orza; powyżej jed n ak 350 — 400 m etrów ju ż się nie znajduje.

Z biór nasion ko li zaczyna się w 4-ym lub 5-ym ro k u , ja k k o lw ie k nie bogaty. D opie­

ro około 10 go ro k u w ydajność staje się ob­

fitą; je d n o drzew o w tedy może dostarczyć

rocznie do 120 funtów angielskich (447609) nasion. D ziesięcioletnie drzew o daje rocz­

nie d w a zbiory i kw itnie praw ie ciągle, tak, że jednocześnie byw a po k ry te i kw iatem i owocem. K w ia t czerwcowy daje owoc w P aźd z ie rn ik u i L istopadzie, listopadow e i grud nio w e w M aju i C zerw cu. D o jrzałe owoce p rz y b ie rają barw ę żółto - b ru n atn ą i w tedy zaczynają się otw ierać, ukazując 1—5 do 15 różnej form y nasion, czerw o­

nych, lub białych, co wszakże nie pozostaje w zw iązku ze stanem dojrzałości. Nasiona w zględnie do rozw oju m ają różną wagę:

7, 25, 45 gram ów i sk ład ają się z 4 — 8 li­

ściem, różniących się m iędzy sobą w jed nem i tem samem nasieniu odcieniem b arw y (ja - sno-żółty do różow ego) pomimo zupełnej dojrzałości.

Z biór nasion odbyw a się p rzy wyłącznym udziale kobiet i z w ielką starannością.

P on iew aż w śród negrów cała w artość k o ­ li polega na jój świeżości, przeto w yłuskaw ­ szy nasiona i zdjąw szy z nich skórkę (co się łatw o uskutecznia), w ybierają okazy piękne, odrzucając zepsute, lub przez robaki uszko­

dzone. W tedy pakują w kosze specyjalnej form y, wyłożone liśćm i S tercu lia cordifolia, lu b h eteroph ylla i po napełnieniu n a k ry ­ w ają szczelnie tem iż liśćmi w celu zabes- pieczenia to w aru od w pływ u pow ietrza i tem p eratu ry . W tym stanie nasiona m o­

gą w ytrzym ać podróż jednom iesięczną bez najm niejszej krzyw dy. J e d y n ą ostrożnością je st zw ilżanie w odą liści w celu u trzym ania wilgoci. P rz y dłuższem przechow yw aniu koniecznem je s t przeb ieranie ziarn p rz y ­ n ajm niej co miesiąc, opłókiw anie wodą i za­

stępow anie stary ch liści nowemi. T a k o p a­

kow ane nasiona p rzesyłane są w górę rzek do G am bii lub G orei, będących głów nym rynkiem ich zbytu.

G dy ziarna zaczynają schnąć i m arszczyć się, kupcy k araw an suszą je do re szty na słońcu i m ielą. W tym stanie nasiona są niem niej po szukiw ane przez m ieszkańców w nętrza k ra ju . M ięszają oni ten proszek z m lekiem i m iodem i w ten sposób p rzy ­ rz ąd zają napój sm aczny, pożyw ny i podnie­

cający. W stanie wysuszonym i sp roszk o­

w anym kola przedostaje się do S udanu, n a ­

w et M aroka i innych krajów A fryki. W iel-

ka też ilość w ysyłaną bywa przez dom y

(8)

handlow e do B razy lii z portów , z których wywóz b y w a dozw olonym ; zauw ażyć bo­

wiem należy, że niektórzy w ład zcy są o ten p ro d u k t zazdrośni. K ola na rynk ach S ie rra - L eone sprzedaw aną byw a na m iarę. M iara m iejscow a m ieszcząca w sobie 45 k ilo g ra ­ mów sprzedaje się od 50 — 150 frank ów sto ­ sownie do pory i w arunków zbytu. W G am ­ bii cena w zrasta ju ż o 45 % , w G orei zaś sprzedają sztukę po 30 — 50 centym ów , a m ieszkańcy brzegów N ig ru p lącą po 5 franków za je d e n orzech '). G dy je d n a k koli z b rak n ie w skutek n iep rz y b y w an ia k a ­ raw an, za orzech koli d ają niew olnika.

W stronach odległych od m o rza nie je s t wcale rzadkością fa k t zam iany pro szk u koli na złoto przez kupców m ahom etańskicli.

B io rąc n a uw agę ten ogrom ny pokup, ła ­ tw o zrozum ieć wagę, ja k ą p rzy w iązu ją ludy A fry k i do koli, ze w zględu na niezliczone dobrodziejstw a, ja k ie na je j ] osiadacza spły w ają i to bynajm niej nie z pow odu jćj w artości spożyw czej, lecz głów nie d la z n a ­ czenia w życiu rodzinnem , tow arzyskiem i w stosunkach politycznych. Szczególnie u ludów , k tó ry ch kraj nie je s t ojczyzną koli, żadna tran z ak cy ja nie może być przepro- w adzouą bez je j udziału , jest więc spoży­

w aną zaraz n a m iejscu, lu b w form ie po­

d a rk u ofiarow yw an). G dy chodzi o zgodę plem ion, przew odniczący w ym ieniają kolę b iałą jak o znak pokoju, gdy idzie o wojnę nieprzy jaciel otrzym uje czerw oną. O św iad ­ czający się o rę k ę dziew czyny ofiaruje białą kolę je j m atce; odpow iedzią pom yślną je3 t w ręczenie narzeczonem u orzecha t6j samej barw y, — czerw ona je s t znakiem odmowy.

A gdy m ałżeństw o dochodzi do s k u tk u zna­

czny zapas koli m usi się zn a jd o w ać w śród podarków narzeczonego, pod k arą zerw ania.

T a k w ielką je s t w artość, przyw iązyw ana w głębi A fry k i do koli, że p o d arow anie k ilk u a naw et je d n eg o orzecha, byleby bia- łego, je s t uw ażanem za a k t w ysokiej g rz e ­ czności i p rz y ja zn y ch uczuć, w ielce ob o w ią­

zujących euro pejskiego p o d ró żn ik a. P o d w zględem relig ijn y m i p raw n y m znaczenie koli nie je s t niniejsze. N e g r p rzy sięg ający

584

') O rzech em n a z y w a m y z g o d n ie z u s ta lo n e m po- to c z n e m s ło w n ic tw e m tfcgo p r o d a k tu . J

kładzie rękę na koli, poczem ją spożywa.

P rzy jaciel kładzie ze czcią kilk a s^tuk n a­

sion n a zw łokach zm arłego przyjaciela, p ra ­ w dopodobnie w celu u łatw ien ia mu poza- światowój pielgrzym ki.

Żadnej zresztą dalszej podróży nie p rz ed ­ siębierze afrykanin, niezaopatrzy wszy się w kolę, k tó ra mu inny zastępuje pokarm . N akoniec m ahom etanin u trzy m u je, że kola je s t owocem pochodzenia boskiego, p rz y n ie ­

sionym przez samego proro ka. *

N asienie koli używ ane je s t wogóle, jak o środ ek pobudzający na dwa odm ienne sp o ­ soby, w zględnie do tego, czy je s t świeże, czy suszone. W stanie świeżym żuje się, w ysuszone słu ży za pokarm , choć m iesz­

kańcy A fry k i środkow ej żu ją i suchą kolę na podobieństw o tytuniu.

Sm ak nasienia je s t z początku słodki, n a ­ stępnie ściągający i wreszcie gorzki, co wy­

n ik a n atu ra ln ie z jeg o sk ład u chemicznego (glukoza, g arb n ik , pierw iastek gorzki, k o ­ feina i teobrom ina). G dy orzech w ysycha, go rzki sm ak ustępuje pow oli m iejsca sło d ­ ka wemu.

N egr woli żuć nasienie świeże, a n ad ­ to i n a liczbę liścieni baczną zw raca uwagę: im m niej je s t nasienie rozdzielone, tem więcej cenione. T a różnica budow y, zupełnie rozbiorem chem icznym niepo par- ta, odbija się wielce n a cenie w sprzedaży cząstkow ćj i na głów nych ry n k a ch h andlu.

Żucie koli m a Wzmacniać dziąsła i p rz e ­ wód pokarm ow y, ma rów nież oczyszczać wodę nieczystą (m ateryje kleiste, garbnik?) i popraw iać sm ak p otraw . T o też i e u ro ­ pejczycy zam ieszkujący A fry k ę przy sw a­

ja ją sobie użycie koli.

D zięki zaw artości kofeiny, kola łagodzi uczucie głodu i u łatw ia znoszenie trud ów podróży i pracy, dalej zapobiega chorobom żołądka, zgubnym w skw arnych k rajach i sprow adza odporność na Avpływy atm o­

sferyczne.

J e śli opis prób, dokonanych w arm ii fra n ­ cuskiej z 23 b atalijo n em strzelców a lg ie r­

skich, nie je s t przesadnym , to żołnierze ci, żyw ieni sucharam i z koli i wodą, odbyli po­

dobno bez w ysiłku forsow ny m arsz po 5 '/2 kilom etrów na godzinę i to px*zez 10 godzin z rzędu.

N r 37.

WSZECHŚWIAT.

(9)

WSZECHŚWIAT.

585 O pisy podróżników oraz skład chemicz- j

ny '), ju ż na pierw szy rz u t oka pow ażniej­

szy środek lek arsk i zw iastujący, skłoniły ludzi n auki do bliższego się nim zajęcia (A lbers, F a lk , Stulilm ann, G ubler, Lehm an, M arcliaud, P idou , T rousseau, D u jard in - Beaum etz).

D ośw iadczenia też w ypadły pomyślnie.

D u jardin -B eau m etz (Les nouvelles mddi- cations) uw aża kolę za d obry pokarm , a ze w zględu na zaw artość kofeiny i teobro­

m iny za lek, czynności serca w zm acniający.

D r M onnet po tw ierd za to w swój rospra- wic (D e la kola), przedm iotow i tem u poświę­

conej.

D r D aniel (D e la v aleu r n u tritiv e du ko­

la) a także D u jard in -B e au m etz i inni cenią kolę p rzy różnych form ach biegunki prze­

wlekłej.

Na tem ograniczam y stro n ę lekarską koli, fizyjologija bowiem tych nasion je st fizyjo- logiją daw niźj ju ż dobrze poznanej kofeiny, a kofeina jest, ja k w idzieliśm y, głów nym działającym składnikiem koli.

Z aw artość też kofeiny rosstrzyga kw esty- ją , dlaczego p okrew ne gatunki koli (Cola D u p a rq u etian a, Cola ficifolia, C ola h etero- phylla, C ola cordifolia, a zapew ne i S ter- culia tom entosa), niezaw icrające tej części składow ej, nie są przez ludy A fry k i poszu­

kiw ane.

Na zakończenie dodam y, że kola ja k o lek je s t w k ra ju naszym w użyciu od la t sześciu i stosuje się w postaci ty n k tu ry sp iry tu so ­ wej lu b wina.

K . Wenda.

N r 37.

') W y n ik ro z b io ru pp. Ile c k la i S c h la g d e n h a u - fen a, d o k o n a n e g o z n a s io n a m i w y su sz o n em i j e s t n a s tę p u ją c y :

W 100000 części:

K ofeiny. . . . 2,3 4 G T e o b ro m in y . . 0,023 T łu s z c z u . . . 0,585 G lu k o zy . . . 2,875

M ączk i . . . . 33,754

G u m y . . . . 3,040

C iał b ia łk o w y c h 6,701 i t . d.

B r o ń b e z p r o c h u .

Nowe w ynalazki na. polu balistyki żywo następu ją w czasach naszych jed n e po d ru ­ gich. N iedaw no dopiero rozbiegła się po świecic chw ała prochu bezdym nego ‘), a dziś już zw raca na siebie uw agę broń, w yrzuca­

jąca pociski zgoła bez prochu. W miejsce bowiem gazów, pow stających zc spalenia prochu, lub innych zw iązków chemicznych, odw ołuje się ona w prost do gazu sk ro p lo ­ nego.

W ynalascą nowej tój b ro n i je st p. P a w e ł G iffard, b ra t i w spółpracow nik H e n ry k a G iffarda, który zasłynął pracam i swemi nad kierow aniem balonów oraz w ynalazkiem in jek to ra do k otłów m achin parow ych. Sam P a w e ł G iffard niem niej zresztą, je st znany, jak o w ynalasca i k o n stru k to r m nóstw a p rzyrządó w , m ających na celu techniczne zastosow anie gazów, zagęszczonych olbrzy- miein ciśnieniem . T a k zw ana m achina j e ­ go do w y tw arzan ia p ow ietrza zimnego p o ­ wszechnie je s t używ ana w wielu k ra ja c h do przew ozu i k onserw acyi mięsa, a system jego p rz esy łan ia depesz za pośrednictw em ru r pneum atycznych p rz y ję ty został w P a ­ ryżu; na różne zaś inne swe w ynalazki uzy­

skał dwieście przeszło patentów . B udow a broni, o którćj tera z mówimy, je s t re z u lta ­ tem w ytrw ałych badań, k tó re go kosztow a­

ły trzydzieści pięć la t pracy i n ak ład u czte­

rech m ilijonów franków .

W zasadzie zresztą jestto tylko wzmożo­

na niejako daw n a w iatrów ka, która w yrzu­

cała swe pociski działaniem prężności p o ­ w ietrza, skupionego w kolbie. Tęż samę zasadę na w iększą skalę zastosow ał w swój arm acie pneum atycznej p. Z aliński w S ta ­ nach Z jednoczonych (ob. W szechśw iat z ro ­ ku 1887, str. 770); p. G iffard posunął się

wszakże dalej, bo w m iejsce gazu zgęszczo- nego użył gazu skroplonego. P ostacią ze­

w nętrzna strze lb a G iffarda (fig. 1) nie różni się widocznie od zw ykłej broni palnej: po­

siada kolbę jed n ak iej form y i lufę jed n a-

') O b. „ P ro c h sp a la ją c y sig b ez d y m u “ p rz e z

M. F la u m a (W sz e c h św ia t z r . b . s tr . 216).

(10)

586

WSZECHŚWIAT.

N r 37.

kiej długości; zb io rn ik zaś m etalow y, który tu zastępuje nab ój, um ieszczony je s t poni­

żaj lufy. Z aw iera on trz y sta k ro p el cieczy, otrzym anej przez skroplenie gazu, ale ja k i to je s t gaz, pow iedzieć nie um iem y. „L a N a tu rę ” w praw dzie podaje, że je stto s k ro ­ plony d w utlenek węgla, w „R ćvue Scien- tifique” wszakże czytam y, że sk ład tego gazu w ynalasca zachow uje w tajem nicy.

A by wywołać strz a ł w prow adza się kroplę tój cieczy ze z b io rn ik a do izby zam kniętej, posiadającej w ścianie p rzedniej otw ór, do

w sku tek zapalenia, lub ud erzenia ulega przeobrażeniom chem icznym . M ożnaby się dziwić, że pom ysł tak prosty daw no ju ż urzeczyw istniony nie został; wiemy w szak­

że, że aż do ostatnich czasów sk rap lan ie gazów było dośw iadczeniem naukow em j e ­ dynie i przed kilk u zaledw ie laty z p ra co ­ wni fizycznych i chem icznych przeszło do w arsztatów technicznych.

S trzelb a G iffarda, w edług typu p rz e d sta ­ wionego na rycinie, daw ać może trzy sta strza łó w na odległość trzy d ziestu m etrów;

którego przystaje pocisk. P rzep uszczanie zaś cieczy ze zb io rn ik a do powyższej izby dokonyw a się zapom ocą k lap k i, poruszanej naciskiem k u rk a i regulow anej krokiem śruby. Za naciskiem k u rk a k lap a się otw ie­

ra i przepuszcza kroplę cieczy, k tó ra w zet-

zb io rn ik je j bowiem m etalow y zaw iera sto gram ów cieczy, a trzecia część gram a wy­

w iera prężność dostateczną, aby k u lę fuzyi m yśliw skiej w yrzucić na p rzyto czo ną odle­

głość. G dy idzie o dosięgnięcie celu bliż­

szego, w ystarcza krop la m niejsza, z tej sa-

h ■

F ig , 2 i 3. M e c h a n iz m i n a b ó j s tr z e lb y G iffarda.

knięciu z pow ietrzem u latn ia się n a ty c h ­ m iast i w yrzuca g w ałto w n ie pocisk, w p ro ­ w adzony p rz ed każdym strza łe m przez otw ór, zn a jd u ją cy się z boku strzelby.

B udow a więc broni polega na zasadzie bardzo prostej. Jak ik o lw iek gaz, tlen, chlor, d w u tlen ek siark i, d w u tlen ek węgla, am oni- ja k , sk ro p lo n y działaniem zim na i znaczne­

go ciśnienia, skoro się znajdzie w zetk n ię­

ciu z pow ietrzem sw obodnem , w raca g w a ł­

tow nie do sta n u lotnego, staje się przeto źródłem obfitego w yw iązyw ania p ro d u k tó w gazow ych, j a k to się dzieje z prochem , gdy

mej przeto strzelby dać można 400 lub 500 strzałów kolejnych; natom iast, do strzałów na odległość w iększą trze b a k ro pel w ięk­

szych, m ożnaby zatem strzelić tylko 150 do 200 razy. W ielkość zaś k ro p li cieczy daje się oznaczyć zapom ocą szrub y, stanow iącej re g u la to r, k tó ry zatrzy m uje k u re k i niedo- zw ala m u otw ierać k lap k i więcej, aniżeli tego potrzeba wym aga.

G d y zbiorn ik zostaje w ypróżnionym , m o­

żna go odkręcić i zastąpić innym . Z b io r­

nik ten ma 17 centy m etrów długości przy

2 cm szerokości; w ty ln ej części zakończo*

(11)

N r 37.

ny je s t klap k ą I (fig. 3), k tó ra się w spiera o sprężynę i o p ły tę z kauczuku stw ardnia lego D, a za o patrzona je st n adto w pręcik F . G dy naciskam y k u re k , uderza on o ko­

niec E tego p ręcik a (fig. 2), k la p k a wtedy posuw a się ku przodow i, a p rzez przewód D uchodzi p ew na ilość gazu skroplonego.

Ciecz ulatn ia się natychm iast i w yrzuca p o ­ cisk, k tó ry przed strzałem w prow adzony został do lufy przez otw ór, znajdujący się obok k u rk a (fig. 1).

Do regu low an ia w ielkości k ro p li cieczy służy szruba A (fig. 2), o k tó rą uderza k u ­ rek; stosow nie więc do odległości, w jakiój się od niego zn a jd u je , dozw ala mu klapkę innićj albo więcćj spychać.

Rzecz oczyw ista, że do bro n i t^j zastoso­

wać można i system rew olw erow y, któryby w prow adzał kolejno szereg ładunków przed izbę, w którój się gaz skroplony ulatnia.

O statni z trzy stu strzałów rów nie jest silny, ja k pierw szy, a po w yczerpaniu wszystkićj cieczy trze b a tylko zbiornik opróżniony z a ­ stąpić pełnym , co się dokonyw a przez p ro ­ ste p rzyśrubo w anie. C ena cieczy na trz y ­ sta strzałów w ynosi zaledw ie dziesięć cen­

tymów.

P oniew aż now a ta strzelba nie w ytw arza zgoła dym u, lufa jćj nie ulega zanieczyszcze­

niu, po znacznćj n aw et liczbie strzałów k o ­ lejnych p ołyskuje ta k samo, ja k przed uży­

ciem. N ag łe u latn ian ie k ro p li cieczy, po­

c h łan ia ją c znaczną ilość ciepła, mogłoby się stać źródłem silnego oziębienia lufy, co by­

łoby zarów no szkodliw em , ja k zbytnie ro z ­ grzew anie się b ro n i zw ykłej; ub y tek ten w szakże ciepła w y n a g rad za się znów dosyć znacznem podniesieniem tem p eratu ry lufy, a to w sku tek ta rc ia pocisku o jój ściany.

H u k b ro n i bardzo je s t słaby, nie spraw ia łoskotu silniejszego, aniżeli otw ieranie bu­

telk i w ina szam pańskiego.

U sunięcie zupełne ognia i dym u, jak o też p otrzeby czyszczenia lufy, doskonała p re - cyzyja, olbrzym ia ilość en erg ii, skupiona w drobnćj objętości gazu skroplonego, w szystko to stanow i istotne zalety nowćj b roni. W h an d lu zn a jd u ją się ju ż fuzyje m yśliw skie, gład k ie i gw intow ane, kilku różnych k alib ró w , służące zarów no do k u l ja k i do szrutu. K a żd a bro ń posiada zbior­

n ik m etalow y, nabyw cy je d n a k zao p atry -

587 wać się mogą w dowolną ilość takich z b io r­

ników , naboje ich bowiem nie ulegają ż a ­ dnym szkodliw ym wpływom zew nętrznym i m ogą się przechow yw ać przez czas nieo­

graniczony.

W ynala8ca w ykończył ju ż także broń wo­

jenną, zarów no k arab in y dla piechoty, ja k i działa dla arty le ry i. A rm a ty Zalińskiego w yrzu cają pociski na odległość 3500 m e­

trów , a to działaniem ciśnienia 450 atm o­

sfer; p. G iffard zaś w działach sw oich w y ­ tw arza podobno ciśnienie 800 atm osfer. D o­

dać nam wszakże należy, że fabrykanci broni we F ran c y i z nieufnością przyjęli w ynalazek G iffarda i u trzy m ują, że nietyl- ko nie nada się on do broni w ojennej, ale naw et i m yśliw skiśj. Pom im o to izba h a n ­ dlow a w St. E tienne, któ re, ja k wiadomo, jest siedliskiem ważnych fa b ry k broni, p rzy ­ zn ała wynalascy w ielki m edal złoty. Is to ­ tną w artość now ćj balistyki, oczywiście, ocenić zdoła jed y n e doświadczenie.

T. li.

Z DZIEJÓW NAUKI.

W A G A M Ą DROŚCI.

(D o k o ń czen ie).

P o opisaniu wag w odnych i po p rz y to ­ czeniu treści dzieła, podaje a u to r tw ierd ze­

nia o środku ciężkości, a to w edług dw u pisarzów arabskich: A bu Sahl of K u h istan i Ib n al H aitham . T w ierdzen ia te w szakże, podane bez dowodów, nie przek raczają zgo­

ła zasad m echaniki greckićj. C zytam y więc tu, że ciało ciężkie je stto ciało, k tó re s k u t­

kiem w łasnśj siły porusza się k u środkow i św iata. S iła ta ciału u su n iętą być n ie mo­

że; ciało zatem, jeżeli nie je s t p o d trzy m y ­ wane, nie może spocząć n a żadnym innym punkcie, oprócz tego środka, a dopiero, gdy do p u n k tu tego dochodzi, zatrzym uje się i ru ch swój traci. P ojęcia podobne cechu­

ją całą m echanikę grecką i średniow ieczną i u stąp iły dopiero, gdy G alileusz, w p ro w a­

dziw szy zasadę bezw ładności, położył p o d ­

W SZECH ŚW IA T.

(12)

588

W SZECnŚW IAT.

N r 37.

staw y istotnej dynam iki; m echanika daw ­ niejsza o g ran iczała się w łaściw ie do s ta ty ­ ki, w szystko, co praw iono o ruchu ciał, było zgoła błędne. T a k np. osobliwem je s t tw ier­

dzenie A lkhaziniego o ru ch u c iał w cie­

czach; ru ch ten m ianow icie ma być pro- porcyjonalny do stopnia ciekłosci płynu, w środku więc najb ard ziej p ły n n y m ruch te n je s t najszybszy. T w ierd zen ia o u tracie ciężaru ciał w wodzie, o rów now adze ciał pływ ających, o tem , że ciccz w rów now adze pozostająca p rzy b iera postać k u listą i t. p.

podane są w ed łu g A rchim edesa i nie zaw ie­

ra ją żadnych szczegółów now ych. N a to ­ m iast rozdział następ n y , k tó ry zaw ierać ma tw ierd zen ia o ciężkości i lekkości w edług E uk lidesa, w yraża dokład n ie dw ie rzetelne zasady, że m ianow icie prędkość ciała m ie­

rzy się stosunkiem przestrzen i i czasu oraz, że ciężkość d ziała na ciało w stosunku p ro ­ stym jeg o m asy.

W rozdziale następnym zastanaw ia się bliżej A lk h azin i nad u tra tą ciężaru ciał w cieczach i tłum aczy, że u tra ta ta je s t tem większa, im gęstsza, czyli im cięższa je st ciecz. S tąd zaś w yprow adza słu szn y w nio­

sek, że i w pow ietrzu w inno ciało na cięża­

rze swym trac ić, a m ianow icie w pow ietrzu gęstszem więcej, aniżeli w rzadszem . W y ­ pływ a stąd, że gd y ciało ja k ie jk o lw ie k sub- stancyi przep ro w ad zo n e zostaje z pow ie­

trz a rzadszego do gęstszego, zm niejsza ono swój ciężar, n ato m iast zaś ciężar jeg o w z ra­

sta, g d y p rz ed o staje się z pow ietrza g ę st­

szego do rzadszego. P o n iew aż zaś autor rozum ie, że pow ietrze m a pew ien ciężar, starożytni bow iem ogień ty lk o uw ażali j a ­ ko bezw zględnie lek k i, w szelkiego ciężaru pozbawiony, wnosi stąd dalej, że pow ietrze je s t tem gęstsze, im bliżej środka św iata p rzyp ada. S tą d zaś samo przez się w y p ły ­ wa, że „ciężar ciała ciężkiego, k tó re w pe­

wnej oznaczonej odległości od śro d k a św ia ­ ta posiada ciężar znany, ulega zm ianie, sto­

sow nie do odległości od tego środka; tak m ianow icie, że g d y się ciało od niego od­

dala, ciężar je g o rośnie, w razie zaś p rz e­

ciw nym m aleje. D latego ciężar ciała zmie­

nia się w sto su n k u prostym jeg o odle­

głości od środka św iata".

W w ysłow ieniu tw ierd z en ia tego C hani- koff, p rzesad n y w ielbiciel n au k i arabskiej,

w idzi dowód, że arabow ie mieli ju ż pew ­ ne pojęcie o ciążeniu wzajem nem ciał, o za­

leżności, ja k a zachodzi m iędzy odległością ciał a ich wzajemnem przyciąganiem . P o ­ g ląd u tego podzielać niepodobna; niemó- wiąc ju ż o tem, że w edług A lkhaziniego ciężkość działa w stosunku prostym od le­

głości, a nie w stosunku odw rotnym jej kw ad rató w , bo przecież mówi on tu o zm ia­

nie ciężaru względnego ciał w p ow ietrzu, a nie o ich istotnym bezw zględnym ciężarze.

C iężar bezw zględny, podobnie ja k d la g re ­ ków i dla A lkhaziniego je s t w ielkością stałą, niezm ienną we wszelkich od środka odległościach; pojm uje on go jak o ciśnienie statyczne, które tłoczy ciała do śro d k a i tam dopiero schodzi do zera.

W rozdziale trzecim zn ajd ujem y opis naczynia, jak ieg o używ ał A lk hazini do oznaczania objętości ciał. B yło to naczynie u g óry o tw arte i z boku opatrzone zgiętą ru rą dla w ypływ u cieczy; gdy do naczynia w ypełnionego wodą w rzucono ciało, ob ję­

tość jeg o w yrów nyw ała objętości w y p c h n ię ­ tej wody, którą, z jój ciężaru obliczyć mo­

żna było. D o daje wszakże p rzytem A lk h a ­ zini, że p rzy rząd ten je s t niedogodny, wo­

da bowiem pozostaje często w wąskiej r u ­ rze i zw olna ty lk o kroplam i opada z niój na talerzy k w agi. W skazuje to, że au to r m iał zawsze na w zględzie ścisłość pom ia­

rów .

W dalszym znów rozdziale mówi A lk h a ­ zini o wodzie, jakiej używ ać należy przy dochodzeniu ciężarów w łaściw ych. P rz e ­ k o n ał się bowiem , że przy użyciu wody rozm aitego pochodzenia ciężar właściw y ciała badanego okazuje się różnym ; szcze­

gólnie wszakże wym ownym dowodem ści­

słości jego rob ó t je s t to, że znaną m u je s t zm iana ciężaru właściwego wody ze zm ia­

ną tem p eratu ry . P rzy tacza, że waga jego w skazuje m niejszy ciężar wody w lecie, an i­

żeli w zimie, a tym sposobem, mówi, w aga ta oceniać może ciepło wody w lecie i zi­

mie.

W końcu dzieła opisuje A lkhazini zasto­

sow anie swej w agi do w yznaczania linii

poziom ej oraz do w skazyw ania czasu. P ie r ­

wsze z tych zastosow ań rozum iem y łatw o,

dru g ie polega na tem, że n a ram ien iu d łu ­

giego drążk a zawiesza się zb io rn ik wody,

(13)

Nr 37.

WSZECHŚWIAT.

58!) z którego ona przez wąski otw ór w ciągu

24 godzin zw olna w ypływ a. Jeżeli zbior­

nik zrów now ażony je st przeciw w agą, to w m iarę u p ły w u wody będzie ona opadała, a tem samem m ierzyć będzie dokład n ie czas upłyniony. Rozum ie się w szakże, że od istotnćj dokładności sposób ten m ierzenia czasu je s t bardzo daleki, w m iarę bowiem obniżania się poziom u wody w naczyniu, szybkość jćj w yp ływ u słabnie; aż do czasu H uygbensa jed n ak ż e dokładniejszych ze g a­

rów nie posiadano.

T a k ą je st treść „K sięgi o wadze m ąd ro ­ ści”, k tó ra p otw ierdza jasn o , że podobnie ja k w astronom ii, tak też i w mechanice, arabow ie stali na g runcie n au k i greckićj i poza jć j obszary nie posunęli się istotnie;

ja k w pierw szej z tych nauk Ptolem eusza, tak w drugićj trzy m ali się w iernie A rchi- m edesa. Z nalazłszy się nagle wobec n auki greckićj, olśnieni jć j rozw ojem i wspania?

łością, uczeni arabscy nie ośm ielają się jćj krytykow ać, sta ra ją się j ą ty lk o poznać i zgłębić; dorów nać jed y n ie p rag n ą m i­

strzom g reck im ,ale nie myślą jeszcze o tem, by ich w yprzedzić. W szczególności zaś zależność ta od wzorów greckich widoczną je st w fizyce, arabow ie zajm ują się temiż sam em i tylko jć j działam i, n ad którem i p r a ­ cow ali i grecy, a m ianow icie optyką i m e­

chaniką, k tó re rozw inąć się m ogły na pod­

staw ie gieom etrycznćj; fizyka arabska tak samo, j a k i grecka, m ają c h a ra k te r p rz e ­ w ażnie m atem atyczny. W bystrości w szak­

że obserw acyi i w ścisłości pom iarów zajęli arabow ie stanow isko wyższe, aniżeli ich poprzednicy, o czem św iadczą ich dostrze­

żenia astronom iczne, oraz stara n n e ozna­

czania kątów załam an ia św iatła i ciężarów w łaściw ych. Z tego w zględu n iektórzy h i­

storycy n auk i przyznaw ali arabom zasługę w prow adzenia m etody dośw iadczalnej do fizyki; pogląd ten wszakże w ydaje się prze­

sadnym , chociaż bow iem dokładność po­

m iarów je s t niezbędnym w arunkiem każde­

go dośw iadczenia, nie stanow i to jed n ak jeszcze właściw ćj m etody dośw iadczalnej, k tó ra polega n a staw ianiu przyrodzie p ytań w edług obm yślonego p lan u i na zm uszaniu jć j do odpow iedzi stanow czych.

D zieło A lkhaziniego nie w yw arło zresztą w pływ u na dalszy rozw ój fizyki u arabów ,

pisane bowiem było w czasie, gdy n au k a ich do szybkiego ju ż chyliła się upadku; to też zapew ne je s t powodem , że księga o w a­

dze m ądrości niezn an ą była późniejszym fizykom aż do najnow szych czasów.

N a u k a arabów rów nie szybko zagasła, ja k nagle w ybujała. W iern i stróże nauki, u c h ro ­ nili ją od za g ła d y w ciągu pom roki średnio- wiecznćj, a spełniw szy swe zadanie, u stą ­ pili zupełnie, skoro E u ro p a ocuciła się i znów pieczę nad rozw ojem n auki p rzy jęła.

S. K.

Wiadomości bibliograficzne.

— x. John A. Bower. S c ien c e a p p lie d to w o r k C assel a n d Cn, Z im . L o n d o n , P a r is , N e w -Y o rk a n d M e lb o u rn e , 1890. C ena 1 sz y lin g .

J e s t to p o czątk o w y w y k ła d m e c h a n ik i p r a k t y ­ czn ej, o p a r ty n a p o d s ta w ie zasad fizyki. P o k r ó t ­ k im w s tę p ie j e s t w n im m o w a o m ia ra c h i m ie ­ rz e n iu , o cię żk o ści, o ru c h u , ta r c iu , m a s z y n a c h , 0 ró ż n y c h n a rz ę d z ia c h , u ż y w a n y c h w w a rs z ta c ie rz e m ie ś ln ik a , lu b w ż y ciu d o m o w em . W y k ła d je s t ja s n y , ściśle n a u k o w y , b a rd z o z a c ie k a w ia ją c y : a u to r je s t d o sk o n a ły m p o p u la ry z a to re m , ja k ty lu in n y c h p o ś ró d je g o ro d a k ó w . P ra g n ę lib y ś m y u j­

rz e ć tę k siążeczk ę w d o b ry m a ta n im p o lsk im p rz e k ła d z ie .

— x. Sir W. Thomson. M a th c m a tic a l a n d p h y si- c a l P a p e rs . Yol. I I I . K la s tic ity , H e a t, E le ctro -M a - g n e tism . L o n d o n , 1890.

W r . 1882 u k a z a ł się to m I z b io ro w eg o w y d a ­ n ia r o s p r a w s ir W . T h o m s o n a , w r . 1884 to m II.

T o m c z w a rty z o sta n ie p o św ięco n y o d c z y to m o d y ­ n a m ic e m o le k u la rn e j, m ia n y m w B a ltim o re , to m p ią ty w re sz cie z a m k n ie cało ść w y d a n ia .

N a to m o b e cn y s k ła d a się tr z y n a ś c ie r o s p r a w ,

z ro z m a ite m i d o d a tk a m i i p rz y p is a m i. R o sp ra w y

te m o żn a p o d z ie lić n a tr z y g ru p y . Do p ie rw sz e j

n a le ż ą d w a a r ty k u ły „ o s p rę ż y s to śc i11 i „o cieple*1,

p rz e d ru k o w a n e z „ E n c y c lo p e d ia B r ita n n ic a “ . Są

to a r ty k u ły d o ść w y c z e rp u ją c e , a t a k o ry g in a ln e

1 g łę b o k ie , j a k w szy stk o , co p isz e s ir W . T h o m ­

son. D o d ru g ie j g r u p y z aliczam y p ra c e z a n a l i ­

ty c z n e j te o r y i c ie p ła , z te o ry i s p rę ż y s to śc i, z h y ­

d ro d y n a m ik i, ro s p ra w y o sty g n ię c iu k u li z ie m sk iej,

o je d n o s ta jn o ś c i je j o b r o tu i t . d . T rz e c ia g r u p a

p r a c b u d z i n a jw ię k s z ą c ie k a w o ść i b e z w ą tp ie n ia

z w ró ci uw agę fizyków całej k u li z ie m s k ie j, (te m -

b a rd z ie j, że są tu p ra c e , u k a z u ją c e się w d r u k u

p o ra ź p ierw szy ; je d n a z n ic h ju ż w r. 1846 z a ­

p o w ie d z ia n ą została!). D o ty czą one ta k ic h zaga-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zanim mówić zaczniemy o warunkach, jakim przypisywać usiłowano tę zdolność oryjentowania się, przytoczę szereg przy ­ kładów, wziętych z życia zwierząt,

Poproś, aby sami pokonali pieszo drogę z domu do szkoły i zwrócili uwagę na możliwe zagrożenia, z jakimi może zetknąć się ich dziecko.. Szanse na

Naturalna w ydaje się więc próba modyfikacji sieci neuronowej realizującej algorytm Braitenberga w ten sposób, aby w sytuacji, gdy robot znajdzie się w pułapce,

Gdy jest więcej niż dwóch ratowników należy się zmieniać co 2 minuty, starając się, aby przerwy w resuscytacji były jak najkrótsze. Po odzyskaniu prawidłowego oddechu przez

tość ojczyzny pochodzi stąd, że to dzięki niej uczę się człowieczeństwa w sposób konkretny i niepowtarzalny. Arcytrafne jest zdanie Norwida o geniuszu muzyki Chopina,

wodowcowi, Jeśli zaś pomimo wszystko odnosić się będzie do tego powołania z pewną niechęcią, to te resztki moralnego oporu bardzo łatwo mogą być

Listy Prologmajedn ֒aprawdziw֒astruktur֒edanychjak֒ajestlista.Listajest sekwencj ֒aelement´ow,kt´oremog֒aby´catomami,b֒ad´zlistami.Listyzapisujemy

Schemat rozwiązywania modeli typu Inforum. Źródło: