• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1981, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1981, nr 11"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

1 :;-

m m

M M

■tf&i

(2)

C HRZEŚ CI J ANI N

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1829 Nr 11., listopad 1981 r.

CHWILA SZCZEROŚCI...

ODKUPIENI PRZEZ KREW JEZUSA CHRYSTUSA

SPRAWA, KTÓRĄ N A K A ZA Ł PA N NASZE PTAKI

BÓG ŻYJE

HIOB — CZŁOWIEK W EDŁUG SERCA BOŻEGO (4)

JAK ZOSTAŁEM C H R Z E Ś C IJA ­ NINEM?

O PRZEBUDZENIU

SZUM ULEWNEGO DESZCZU LIST DO REDAKCJI

Miesięcznik „Chrześcijanin” wysyłany jest bezpłatnie; wydawanie jednak cza­

sopisma um ożliwia w yłącznie ofiarność Czytelników. Wszelkie ofiary na czaso­

pismo w kraju, prosimy kierow ać na konto Zjednoczonego Kościoła Ewange­

licznego: NBP Warszawa, XV Oddział Miejski, Nr 1153-10285-136, zaznaczając cel wpłaty na odwrocie blankietu. Ofiary wpłacane za granicą należy kierować na oprocentowane konto Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego Nr 1517/037874/

/099766 w Banku Polska Kasa Opieki SA, 1 Oddział w Warszawie, ul. Czackiego 21.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Ed­

ward Czajka (sekr. red., tel. 89-36-91), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Adm inistracji:

00-441 W arszawa 1, ul. Zagóm a 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych n ie zwraca się.

Indeks: 35462.

RSW , JRrasa-Ksiąaka-Ruch ”, War­

szawa, Smolna 10/12. Nalkł. 5500 egz.

Obj. 3 ark. Zam. 627. L-124.

Chwila szczerości...

Często Biblia przed sta w ia ludzi ,„ d w ó jka m i” lub „param i”. I ta k obok A bla pojaw ia się K ain, obok Jaku b a — E zaw , obok Jo m e g o — A chan, obok R u t — Orpa, obok D aw ida — S aul, itd. P rzy k ła d ó w dostarcza zarów no S ta ­ ry ja k i N o w y T estam ent. 1 p rzy sta ra n n iejszym w c zyta n iu się w Pism o Ś w ię te po jakim ś czasie zaczynamy rozumieć, dlaczego ta k się dzieje. Jest w ty m je d n a m yśl: Bóg daje rów ne szanse ka żd em u czło w ieko w i ale ludzie n iejed n a k o w o tra k tu ją Boga i Jego laskę. O ty m św iadczy A u to r Biblii, D uch Ś w ię ty , posługując się m .in. w y zn a n ie m św. Piotra: „Teraz p o jm u ję napraw dę, że Bóg nie ma w zg lęd u na osobę, lecz w k a ż d y m narodzie m iły m u je s t ten, kto się Go boi i sp ra w ied liw ie p o stę p u je” (Dz. 10, 34—35).

K a żd y w sw o im in d y w id u a ln y m ży ciu je st k o n fro n to w a n y z Osobą Jezusa C hrystusa. Ci, k tó rzy Go raz w ybrali, m a ją stró j w y b ó r p o tw ierdzać ciągle na nowo. O n je s t tego godzien! O n je s t P anem i Z ba w icielem ! On je st Bogiem ! Je d n a k że W szechm ogący nikogo nie zb a w ia i nie uśw ięca „na siłę”.

O n chce S w ó j p ełn y kszta łt, S w ó j p ełn y w y m ia r — odpow iadający Jego doskonalej m y śli i w o li — zrealizow ać n; k a żd y m człow ieku, lecz gdy lu ­ dzie odrzucają Go i odm aw iają M u praw a do siebie, to ich życie po­

zo rn ie pozostając bez zm ian, w rzeczyw istości zanuża się coraz bardziej w bezbożności i k r y sta lizu je się na stałe „na p ra w o ” lub „na lew o”.

W ty m zn a jd u je się odpow iedź, dlaczego kto ś został „w pisany w Pism o Ś w ię te ”, i je s t — A b lem , E noćhem , Józefem , R ut, D aw idem . J e st Je re­

m ia szem lub D anielem . Jest M a teuszem lub M arkiem , Ł u ka sze m lub Ja ­ n e m , Ze je st Jezusem ! C zy je s te ś m y na te j liście?

A ktoś in n y zn ó w dokonał w y b o ru przeciw nego, u tw ie rd ził się w n im na ­ stępnie, i zn o w u w yb ra ł to samo, i ta k dalej ... Dlatego gdy Pism o Św ięte go przedstaw ia, je s t on K ainem , Ism aelem , E zaw em , A chanem , Saulem, H am anem . A zdarza się, że w p ew n e j sy tu a cji Bóg m oże k om uś n a w e t w oczy w yrzu cić: „Jesteś szatanem !” (por. M t 16,23; Jan 6,70— 71). Jest to bo­

w ie m te n sam rodzaj i ta zależność! A m oże tu się zn a jd u je m y ?

Z b aw ienie polega na ty m , że będąc zro d zen i „z w ody i z Ducha” (Jan 3,3; Dz. 2,1 nast.) od d a jem y się n a szem u Panu i Z baw cy, Jezusowi. C h rystu ­ sow i, i w y b ó r ten ciągle na now o p o tw ierd za m y : id ziem y za N im , w a lczy­

m y i cierp im y z N im , ra d u je m y się z N im , p ra c u jem y z N im ; w s zy stk o w sw oim ży c iu w ią że m y z Nim ?

G dy B iblia m ó w i o służbie Bogu i o służbie ludziom , to ró w n ież w ty m p rzy p a d k u p rzedstaw ia lu d zi „po d w ó ch ” lub „po dw oje". W ięc m a m y np.:

Izaaka i Rebekę, M ojżesza i A arona, Jozuego i K oleba, D eborę i Baraka, D aw ida i Jonatana i im A w N o w y m T estam encie m a m y : A n d rze ja i S z y ­ m ona Piotra, J a k u b a i Jana, F ilipa i N atanaela, P aw ła i B arnabę, P ryscylę i A k w ilę (w ty m p rzy p a d ku — kobieta przed m ężczyzną, żona przed m ę ­ żem ; Biblia b yw a „dziw na” !).. C hodzi tu za p ew n e o to, że P an Jezus w y ­ syłał sw oich do pracy „po dw óch” (M k 6,7; Ł k 10,1; por. O bj 11,3 nast.:

K azn. Sal. 4,9—12) oraz te dw uosobow e zespoły, „pracujące p a ry” — to ja k ­ by sta ły obraz przed oczam i w ierzących, że m a ją Pana, że m a ją Zbawcę, że m a ją O blubieńca, i że W szechm ogący O jciec pragnie każdego ze sw oich w ierzących przygotow ać na O blubienicę dla Sw ego S yna (por. Obj. 19,7 nast.). C zy z n a jd u je m y tu siebie? N ie je ste śm y w ięc ani sam i, ani sa m o t­

ni — lecz n a le ży m y do Tego, k tó r y nas u m iło w a ł i w y d a ł sam ego siebie za nas! C hodzi b o w iem przede w s z y s tk im o to, żeby w ierzą c y szedł za B ogiem drogą do pełni zbaw ienia. N a ty m polega Jego pełna łaska!

B iblia zna ta k że złe pary; bo i słu d zy Złego „ m ałpując” K ościół działają zespołow o. N a te j liście m a m y : Bileam a i B alaka (IV M ojż. 22), M icheasza i m a tk ę (Sędz. 17) Heliegó i synów , A bsalom a i A ch ito fela (II Sam . 17), A ch a b a i Izeb e lę (I K ról. 21), A n n a sza i K aifasża, Fylogesa i H erm ogenesa (II T y m 1,15), H ym en eu sza i Filetosa (II T y m 2,17), Jannesa i Jam bresa (II T y m . 3,8) i in. A m o że z n a jd u je m y się na te j liś c ie ? L ecz i w ty m p rzy p a d k u je d n o je s t pew ne: D uch Ś w ię ty chce ż e b y śm y nie naśladow ali żadnego złego w zoru, i ż e b y ś m y zm ie rza li do jednego: „Przeto i m y [...]

zło ż y w s zy z siebie w s ze lk i ciężar i grzech k tó ry nas usidla, biegnijm y w y tr w a le w w yścig u , k tó r y je st p rze d nam i, patrząc na Jezusa, spraw cę i d o ko ń c zy cie la w ia r y ” (H ebr 12,1—2).

P ra ktyc zn a trudność sp o ty ka nas je d n a k że z tego pow odu, iż najczęściej ży cie lu d z k ie nie d zieli się kla syczn ie ńa „czarne” i „białe”, lecz, że jest dość „ rozm azane”. D latego ta k łatw o o p o m y łk ę i zw iedzenie. 1 dlatego m u s im y p am iętać o ciągłym trw a n iu w społeczności z Jezu sem C hrystusem ; m a m y ży ć z N im i ży w o w y zn a w a ć w m o d litw ie : „W yrw ie m n ie Pan ze w s zy stk ie g o złego i zachow a [...) J e m u niech będ zie chw ała na w ie k i w iekó w . A m e n ” (11 T y m 4,18). T y lk o w yznająca w iara odbiera zw ycięstw o z rą k Pana!

Z k im id zie sz „w parze"?

M. Kw.

2

(3)

Odkupieni przez krew Jezusa Chrystusa

Krew Jezusa Chrystusa ma moc omyć i oczyścić grzechy każdego zgubionego grzesz­

nika, Kto z nas jest w stanie zgłębić tę tajem ­ nicę? Z Pisma Świętego wiemy, że Duch Świę­

ty może dać zrozumienie i wyprowadzić we wszelką prawdę.

W śpiewnikach naszych posiadamy wiele pieśni mówiących o błogosławionej mocy krw i przelanej na K rzyżu Golgoty. Kto przyjął J e ­ zusa Chrystusa jako swojego osobistego Zba­

wiciela, ten może być pewnym, że jego grzechy zostały odpuszczone. Wybawienie i odpuszcze­

nie grzechów następuje przez krew Jezusa Chrystusa.

W księgach Starego Testam entu czytamy, że za grzechy ludu wybranego składane były ofiary zwierząt pierworodnych.

Najwyższy kapłan zabijał zwierzę przezna­

czone na ofiarę i krw ią zwierzęcia kropił przed­

mioty kultu. Przez rozlanie krw i niewinnego zwierzęcia, grzechy ludu zostały jakby odda­

lone od Bożego oblicza. My, lud Boży Nowego Testam entu spoglądamy na Golgotę. Pod osło­

ną przelanej tam krw i B aranka Bożego czuje­

my się bezpieczni.

Prorok Micheasz tak pisze: „Gdzie jest ta ­ ki Bóg jak Ty, przebaczający grzech i ofiaro­

wujący miłosierdzie”? Obietnice Boże zapowie­

dziane przez proroków starotestam entow ych w pełniły wypełniły się na Golgocie. Od momen­

tu, kiedy Jezus wypowiedział słowa: „Wyko­

nało się”, ułaskawiony grzesznik może stać się Bożym przyjacielem. Jezus Chrystus — Syn Boży wziął grzechy świata i poniósł je na Krzyż Golgoty. Zagadnienie to tru dn e jest do uchw y­

cenia rozumem. Dlatego wierzący przyjm uje to wiarą i wraz z autorem pieśni może zaśpie­

wać: „Jak błogo zbawionym być Twą, Panie, krwią! Już w trwodze nie muszę żyć, rzuciłem

j ą ” '-

Przebaczenia grzechów potrzebuje każdy tezłowiek bogaty i biedny, młody i stary. Z P i­

sma Świętego wiemy, że każdy człowiek ob­

ciążony jest dziedzictwem grzechu. Dziedzictwo grzechu nie jest tylko pojęciem teologicznym, lecz rzeczywistością. Już na początku Biblii na­

pisane są słowa: „Myśli i postępowanie czło­

wieka od początku tzn. od jego młodości są złe”. Najlepiej widoczne to na przykładzie m a­

łego dziecka. M atka często słuchając płaczu i krzyku dziecka zastanawia się, czy jest chore czy głodne? Lecz dziecko często płacze z nie-

„W k tó ry m m am y odkupienie przez k re w Jego, to je s t odpuszczenie grzechów ”.

(Koi. 1,14)

zadowolenia i złości. Kto je tego nauczył? Czy rodzice? Na pewno nie! Dziecko przyniosło to z sobą.

Jezus powiedział, że z serca pochodzą złe myśli, kłamstwo, nieuczciwość, złodziejstwo i wszystkie złe rzeczy. W Starym Testamencie przez usta proroka mówił Bóg: „I dam wam serca nowe, mięsiste, a serca kamienne odej­

mę”. Kamień jest tw ardy. Starsi ludzie pam ię­

tają daw nych kam ieniarzy pracujących przy budowie dróg i obrabiających kamienne kostki.

Pod zręcznym uderzeniem odryw ały się tw ar­

de, zbędne kaw ałki kamienia. Podobnie tw ar­

de, w znaczeniu duchowym jest ludzkie serce.

Ono bardzo przeciwstawia się Bogu.

Jak wiele tru du potrzeba, ażeby człowiek zmienił swoje postępowanie. Bóg jest długo cierpliwy. On w miłosierdziu Swoim bliski jest sercu każdego grzesznika naw et i w jego do­

świadczeniu. I Ty powinieneś odczuć, że Jezus stanął na Twojej drodze, ponieważ On cię m i­

łuje. On chce, ażebyś Mu służył i naśladował Go.

K amień jest zimny. Na pytanie: „Gdzie jest twój b rat Abel? — Kain odpowiedział: „Ja nie jestem stróżem brata mego”. Kain dawno już um arł, ale odpowiedź jest nadal aktualna.

Często widzimy, jak zimno i obojętnie prze­

chodzi człowiek obok potrzeb bliźniego.

Kamień jest m artw y. Z nadejściem wiosny wszystko budzi się do życia, rozwija się, zieleni i kwitnie. Lecz kam ień pozostaje bez życia. Po­

dobnie jest i w sercach wielu łudzi.

Pan Jezus ratu je z wielkiego niebezpie­

czeństwa. Otacza miłosierdziem i łaską, a do­

brocią Swoją chce nas doprowadzić do upamię- tania. Pomimo to, wiele serc pozostaje zimnych i obojętnych. A jak jest z Tobą, drogi czytel­

niku? Jeżeli oświeci nas światłość pochodząca z góry, w tedy możemy potwierdzić to, co kie­

dyś powiedział Apostoł Paweł: „Ja wiem, że we mnie nie mieszka nic dobrego”. Przykrym jest fakt, że człowiek w postępowaniu swoim nie znajduje nic dobrego. Przyczyną sm utku i zła w życiu każdego człowieka jest grzech, który te elem enty wnosi w serce człowieka.

Obok złych myśli dochodzą złe uczynki.

Duch Święty pobudza sumienie do zastanowie­

nia się. Przypomina, że zapłatą za grzech jest śmierć i wieczne potępienie. Łaska Boża spra­

wiła, że grzeszny człowiek może otrzymać prze­

3

(4)

baczenie grzechów, Nasze grzechy Jezus za­

niósł na K rzyż Golgoty. Za nasze winy i grze­

chy On cierpiał i um ierał na krzyżu. K to po­

jedna się z Bogiem, przyjm ie Jezusa jako swo­

jego Zbawiciela i uw ierzy w moc przelanej krw i na K rzyżu Golgoty, ten może żyć w po­

koju, a w przyszłości żyć będzie wiecznie w Bożej chwale. Uwierz więc Jezusowi i podpo­

rządkuj się Jego świętej woli a Boże błogosła­

wieństwo nigdy nie odejdzie od Ciebie!

Ubity i ukrzyżow any Jezus zm artw ych­

wstał i jest żywym Zbawicielem. Boża łaska uspraw iedliwiająca pokutujących grzeszników stała się ratunkiem i błogosławieństwem dla wielu. W każdym zakątku Ziemi, we wszyst­

kich krajach, wśród każdego narodu istnieją ułaskawieni grzesznicy — dzieci Boże, posia­

dające w ew nętrzny pokój i radość i pewność zbawienia.

Drogi Czytelniku! Jezus C hrystus może uspokoić i Twoje serce. I Ty możesz stać się

Bożym dziecięciem, jeśli wyznasz przed Nim swoje grzechy i przyjm iesz Go do serca. Wtedy On zaspokoi Twoje pragnienia. Przed obliczem Jego jesteśmy wszyscy jak otw arta księga. On widzi każdy nasz grzech, naw et ten najbardziej zakryty przed ludźmi. Lecz nieczyste serce człowieka może być oczyszczone, obciążone su­

mienie może stać się wolne i spokojne, jeśli przed Panem wyzna on swoje grzechy i po­

prosi o ich przebaczenie. Krew Jezusa Chrys­

tusa ma moc oczyścić każdy grzech i dlatego żaden grzesznik nie ugrzązł za głęboko, jeśli opamiętał się i przyjął Jezusa wiarą do swego serca. P rzyjm ij Go w iarą, módl się do Niego i zapam iętaj obietnicę Jego świętą, że tak Bóg świat umiłował, że Syna Swego jednorodzone- go dał, żeby każdy, kto Weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny.

Kazimierz Muranty

Sprawa, którą nakazał P a n

Izraelici o trzy m u ją łask ę od P a n a po b ałw o c h w al­

stw ie, 'którego dopuścili się, gdy M ojżesz ro zm aw iał z Bogiem, a te ra z d o w iad u ją się, że P a n p ra g n ie za­

m ieszkać w śród n ich w św iąty n i, k tó rą m a ją Je m u w ystaw ić (II Mojż. 25, 8). L ud iz ra e lsk i nie b y ł w stan ie żyć bez swojego Boga. K iedy Go je d n a k opu­

szczali było im źle i b ard z o odczuw ali b r a k Bożej obecności. P a n je d n a k p ra g n ą ł być z nim i i to aż na wieki. W ielka je st sp raw a, k tó rą n a k a z a ł P a n M oj­

żeszowi! M ieli zbudow ać „coś” d la W szechm ogącego, i to, co m ieli zbudow ać, m iało być godne P a n a p a ­ nów! P r o j e k t o d a w c ą te j Ś w iąty n i był sam P a n . M iał zostać w ybu d o w an y w sp an iały P rz y b y łs k jako m ieszkanie dla P a n a w edług w zoru, k tó ry u k a z a ­ no Mojżeszowi. Boży P rz y b y te k m ia ł być zbudow any na pustyni, i do jego w y k o n an ia nie m ożna było w ięc używ ać ludzi „ze św ia ta ” ; P rz y b y te k m ia ł być w y ­ k onany przez lud P an a, przez w ierzący ch w P an a.

M ożliwości ich b yły ograniczone; n ie było za dużo m a ­ te ria łu i narzędzi, je d n a k w szystko co było p o trz e b ­ ne do budow y z w ielk ą rad o śc ią zostało o fiarow ane przez lud na Dom Boży. S p raw a, k tó rą n a k a z a ł P an zaczęła p rzy b ie ra ć k ształty . P rzy stąp io n o do zbiórki o fiar — d a ru ofiarnego d la P an a. N ajkosztow niejsze rzeczy jak, złoto, srebro, drogie k am ienie, najlep sze drew no, skóry i oliw a — sk ła d an o n a o fiary dla P a ­ na. P rzecież zn ajd o w ali się na P u sty n i, ja k że je d n a k byli bogaci i najlep sze rzeczy, z tego bogactw a, od­

dali P an u , k tó ry w y p ro w ad ził ich z szponów „egip­

skiej śm ierci”. P ob u d zen i p rzez D ucha Bożego (por.

II Mojż. rozidz. 1), przynosili to, co najlepsze. K obiety

przynosiły n aszy jn ik i; k ażdy sk ła d a ł d a r o fiarn y ze złota P a n u (II Mojż. 35, 22).

W dziele budow y Dom u Bożego u k az an e są t a k ­ ż e k o b i e t y . T am , gdzie m ężczyzna nie p o tra fi w y ­ konać polecenia P an a, ta m p o trze b n a je st sp raw n a i d e lik ta n a kobieca dłoń. O ne przęd ły zasłony na p rzy k ry cie N am iotu Z grom adzenia sporządzone z ko ­ ziej sierści. P a n też pow ołał im ien n ie B esalela, k tó ­ ry został n ap iełn io n y D uchem Bożym, m ądrością, ro ­ zum em , p o znaniem i w szech stro n n ą zręcznością. Dla swego dzieła P a n p o tra fi przygotow ać odpow iednich ludzi, k tó rzy w Jego D uchu m ogą w ykonać p ra c ę do­

k ła d n ie w edług podanego w zoru. W procesie bu d o ­ w lan y m p o ja w ia ją się też in n i zręczni m ężowie, k tó ­ rzy z p o ry w u serca w y k o n u ją P ra c ę Bożą. J e s t to najzaszczy tn iejsza a zarazem najodipow iedzialniejsza praca, ja k ą człow iek może w ykonać n a te j ziem i: P r a ­ ca dla sam ego K ró la królów ! O ni też p rag n ę li aby P a n b y ł w śród nich, iż przy n o sili w ięcej niż trze b a było, ta k , że m usiano nakazać, ab y nie p rzynosili w ię­

cej. J a k ie m a ją ochotne serca! Z auw ażm y, że p rzy ­ noszą w szystko ze swego dorobku (II Mojż. 36, 6).

P rz y n ieśli n a w y k o n an ie N am io tu Z grom adzenia, na w szelką służbę w nim oraz na św ięte szaty.

W spaniałe dzieło lu d u Bożego zostało ukończone i w tedy otrzy m ali błogosław ieństw o M ojżesza, k tó ry o b e jrz a ł całość i stw ierdził, że w ykonano w szystko zgo­

dnie z tym , ja k n a k a z a ł P an (II Mojż. 39, 43). Oto P a n je st n a w łaściw y m m iejscu, w śród Swego L udu.

O błok z a k ry w a N am iot i C hw ała P a n a n a p e łn ia P rz y ­

4

(5)

bytek. U podobało się bow iem P a n u zam ieszkać w śród' tych, k tó ry ch sobie w y b ra ł, żeby byli Jego Ludem ! P a n to sp raw ił, że w dzień obłok u n o sił się n ad P rz y ­ b ytkiem , a w nocy p ło n ą ł ogień. W dzień i w nocy mogli Izraelici p a trz e ć i podziw iać w ielkość Bożą.

P a n z a w s z e j e s t n a s w y m m i e j s c u , aby strzec i prow adzić sw ój lud! P rz y b y tek , k tó ry został zbudow any dla P a n a n a P u sty n i S y n ajsk iej, b y ł ta k piękny, że b ardzo ogólnie b rzm ią słow a ok reśla ją ce go. Ta w sp an iała Ś w ią ty n ia p rez en to w ała się bardzo okazale n a P u sty n i, to był N ajp ięk n ie jsz y N am iot.

M ożna w iele w sp an iały c h n a u k duchow ych o d n a­

leźć w obrazie budow y P rz y b y tk u d la P a n a i o fia r­

ności Jego ludu. W dzisiejszych czasach n ie ste ty b y ­ w a tak , że m iejsce zgrom adzeń — Dom M odlitw y, jest b u d o w lą n a jb a rd z ie j za n ie d b a n ą przez w ie rz ą ­ cych. W iele ludzi nie p rz y k ła d a se rc a do m iejsca zgrom adzeń, w olą się w ytłum aczyć, że „ P a n n ie m ie ­ szka w b udow lach r ę k ą u czynionych”, i nie w iele o- f ia ru ją na b udow ę D om ów M odlitw y dla P ańskiego, przecież, L udu. [A uten ty czn y fak t, że zgrom adzenie ch rześcijańskie odbyw ało się w nędznie u rządzonej k u ­

chni, a obok sta ł p ię k n y dom w y b u d o w an y nie na m iejsce m odlitw y, lecz dla w łasnego w ygodnictw a;

niech to m obilizuje serca nasze do dbałości o Bożą sp raw ę; por. Agg. 1 rozdz.]. Dom M odlitw y zaw sze p ow inien w yróżniać się z w szy stk ich ch rz eśc ija ń sk ich dom ostw, gdyż je st szczególnie przeznaczony n a spo­

łeczne zgrom adzenia i p rze ży w an ie obecności sa m e­

go P an a. J e s t jeszcze w iele zborów , k tó re nie p o sia ­ d a ją Domów M odlitw y, a są i zan ied b an e; za cz n ij­

m y w ięc budow ę tego dzieła, a P a n na pew no nam będzie błogosław ił.

Z w róćm y jeszcze uw agę, że to co było przynoszo­

ne przeznaczono ta k że na służbę w N am iocie Z gro­

m adzenia. Kościół C h ry stu so w y m usi w y konyw ać swą służbę a także p ra c ę c h a ry ta ty w n ą i dlatego w in n iś­

m y oddaw ać P a n u d a ry i nie ok rad ać Jego sp ich le­

rza (por. M ai. 3, 8— 11).

K osztowności były ta k ż e uży te n a św ięte szaty, w k tó re m ia ł u b ie ra ć się k a p ła n pełniący służbę Bożą.

D zisiaj ludzie są przeciw ni u trz y m a n iu sług e w a n ­ gelii, co je st sprzeczne ze Słow em Bożym (Mt. 10, 10;

I Tym. 5, 18; I Kor. 9, 13—14) i na n ich trze b a ofia­

row yw ać aby cała służba dla P a n a m ogła być n a le ­ życie w ykon y w an a. P a ń sk a p ra c ą k u le je częstokroć dlatego, że ludzie nie w idzą p o trze b zboru, lecz d b a ­ ją tylko tro sk liw ie o sw e d o b ra m a teria ln e. Z au w a ż­

my, że ci, k tó rzy w yszli z E g ip tu d a ją hojnie. B rak ofiarności je st w ięc dow odem nie opuszczenia E gip­

tu (św iata), lub też p rzy w ią zy w an ia n a d m ie rn e j w agi do egipskich dóbr. „M iłość pieniędzy, to k orzeń w szel­

kiego zła” (I Tym . 6, 10). A sam P a n Jezus p ow ie­

dział, że „bardziej błogosław ioną rzeczą je st daw ać aniżeli b ra ć ” (Oz. Ap. 20, 35). S p ra w a ofiarności zatem je st sp raw ą, k tó rą n ak a za ł P an. Z w róćm y je d n a k uw agę na fa k t, że to sam P a n d a r o w a ł i m n o ­ w ą ł a s k ę , by złożyli Mu ofiary. S k ła d a ją P an u d a r o fiarn y po akcie straszliw ego b ałw o ch w alstw a, po u p rzed n im zrobieniu Złotego Cielca! J e s t w ty m t a ­ k a m yśl: to co n ajlep sze należy się n a pierw szym m iejscu P an u , k tó ry je st p raw d ziw y m Bogiem, w iecz­

nym, w ielkim i zbaw iającym .

W obrazie b u d o w an ia P rz y b y tk u dla P a n a m ożna ta k że zobaczyć b u d o w ę ż y c i a człow ieka w ierz ą­

cego. W szystko m a b y ł w edług w zoru, k tó ry P a n po­

dał; ca ła b udow a naszego duchow ego życia m a w zno­

sić się n a fu n d am e n cie niezm ien n ej n a u k i C h ry stu ­ sowej. M am y budow ać siebie sam ych w o parciu o

„n a jśw ię tsz ą w ia rę ” (Ju d a 20). To, co m am y użyć do budow y naszej św iątyni, m a być najkosztow niejsze.

Życie nasze m a podobać się Bogu. Dom duchow y m u ­ si być zbudow any z dobrego m a teria łu . Z auw ażyliśm y, że przeznaczono na budow ę P rz y b y tk u n ajk o szto w ­ niejsze rzeczy. N asza św ią ty n ia — nasze ciała są członkam i C h rystusow ym i, a ta k że św ią ty n ią D ucha Ś w iętego (por. I Kor. 6; 15, 19). Do b u d o w an ia n a ­ szego życia z B ogiem p o w in n iśm y oddać n ajk o szto w ­ niejsze rzeczy, k tó re posiadam y. J a k ie są te, k tó re od­

dajem y, zastanów m y się sami!

D rogo zo sta liśm y k u p ie n i i dlatego życie nasze m a być podobne do dro g ich rzeczy. Życie c h rz eśc ija n i­

na — to nie b y le co! N asze życie pow inno być. zbudo­

w ane na C hrystusie. Z acznijm y i b u d u jm y na Nim, u ży w ając do tego złota, sreb ra, drogich kam ieni.

N iech życie z P anem , k tó ry je st dobry, k o sztu je nas!

P a n Jezus za p ła cił za nasze zb aw ienie sw ą m ęczeńską śm iercią. My z w ielk iej w dzięczności o d d aw a jm y dla Jego służby to, co n ajk o szto w n iejsze: nasze życie, t a ­ lenty, gorliw ość, pieniądze — siebie sam ych. On m o­

że w ziąć ty lko takich, k tó rzy przychodzą do Niego dobrow olnie. N iech drzewo, siano i słom a raz n a zaw ­ sze zn ik n ą z naszego duchow ego p la cu budow y. B u ­ d u jąc n a P a n u Jezusie — doskonałym fu n d am en cie

— uży w ajm y doskonałych rzeczy; gdyż ty lk o one m a ją dla Niego w artość.

Ludwik Skworez

Wydawnictwa

1. John Stott — POSELSTWO LISTU DO GALACJAN, cena 30 zł

2. W. de Boor — PIERWSZY LIST DO KO­

RYNTIAN, cena 80 zł

3. W. de Boor — DZIEJE APOSTOLSKIE, ce­

na 100 zł

4. F. Berger — ROZMYŚLANIA BIBLIJNE, cena 60 zł

Zamówienia na literaturę należy kierować pod adresem: Zjednoczony Kościół Ewangeliczny, ul. Zagórna 10, 00-441 Warszawa.

5

(6)

N a s z e p t a k i

Z wielką tęsknotą oczekujemy w końcu zimy przylotu ptaków — zwiastunów wiosny.

Ogarnięci jakimś szczególnym uczuciem rado­

ści — towarzyszącym zapewne . od wieków mieszkańcom naszego kontynentu — witam y pierwsze „fortpoczty” szpaków, skowronków, jaskółek. Jeszcze pola zawiane często śnigiem, jeszcze nieraz ziąb przeniklyiwy, a już poja­

wiają się gromady ptaków powracających z da­

lekich krain, do których późną jesienią odle­

ciały stadami.

Kto odmierzył im czas odlotu? W jaki spo­

sób wytyczoną m ają trasę lotu i cel podróży?

Dlaczego ciemność nocy, zmienność pozycji słońca, czy gwiazd —; nie zmyli ich drogi? P y ­ tania te — sta w ia ł. sobie człowiek wszech cza­

sów i epok.

Dzisiejszy mieszkaniec Ziemi ■ —- znawca żeglugi morskiej, czy powietrznej wie, że bez odpowiednich przyrządów naw igacyjnych — naw et najtęższy mózg ISTOTY ROZUMNEJ

— nie sprosta zadaniu.

Jest późna jesień... Z rozległych mokradeł, po dziwnej i tajemniczej „naradzie” zryw a się stado bocianów — pozostawiając pobitego ce­

lowo chorego samotnika, aby nie był im cię­

żarem w podniebnym locie. Unoszą się ciężko w górę, a potem w wiadomym im kierunku — bezbłędnie docierają do niewiarygodnie od­

ległego celu.

Wszechmocny Bóg — Stwórca wszystkich istot żyjących dał im zmysł. Obdarzył in­

stynktem. Wyposażył — rzecz by można — w odpowiednie „instrum enty sterująco-naw iga- cyjne’, ustanowił im też „CZASY I PRAWA”, których ściśle wszystkie ptaki przestrzegają.

W odpowiednim czasie odlatują, w odpowied­

nim powracają do swoich gniazd dla zacho­

wania gatunku według „DANEGO IM PRA- WA”.

„Nawet bocian w przestworzach zna swój czas” — czytamy w proroctwie Jeremiasza, w rozdz. 8, wierszu 7-mym. „Synogarlica, jaskół- ła i żuraw przestrzegają pory swojego przylo­

tu ” — mówi Wszechmogący Bóg. „LECZ LUD MÓJ NIE CHCE ZNAC MOJEGO PRAWA”

(prawa Pana) — żali się TEN, który stworzył ptaki — zadziwiająco posłuszne JEGO PO- STANOWIENIOM I PRAWOM. Żali się, Ten, który stworzył także człowieka — istotę ro­

zumną, obdarzoną wieloma przymiotam i bo- skiej natury, KORONĘ SWOJEGO STWORZE- NIA, który nie tylko nie może — ze względu na takie, czy inne trudności, ALE WRĘCZ NIE CHCE ZNAC BOŻEGO PRAWA, k tó re 'je st dla człowieka tak, jak dla owych ptaków — ZBA- WIENNE.

Boże mój!,.. Jakie to przykre, bolesne, smutne...

Drogi C zytelniku! Kiedy na wiosnę, lub w jesieni — skierujesz swój wzrok na niebo

i ujrzysz przylatujące, czy odlatujące ptaki — posłuszne ustanowionym przez Boga prawom natury — zastanów się na chwilę i pomyśl...

Czy Bóg Stwórca nie w yrzekł gorzkiej praw ­ dy wobec całej ludzkości i przed tobą? Czy JEGO SŁOWA nie są pełne uzasadnionego żalu - wobec tych, których mimo wszystko miłuje i pragnie ich uratow ać i zbawić ?

A może i Ty tak,; jak JEGO NARÓD WY- BRANY — do którego to Słowo było przede wszystkim skierowane — nie tylko NIE MO- ŻESZ, ALE ŚWIADOMIE NIE CHCESZ znać PRAW SWOJEGO BOGA, które są dla ciebie zbawienne? A może w swojej pysze i zarozu­

miałości — niejednokrotnie to Boże Prawo — • świadomie i bez bo jaźni— złamałeś? Czy Boże Serce nie boleje nad Tobą, że Ty — Korona Jego Stworzenia, ISTOTA ROZUMNA, wypo- sażona praw ie we wszystkie przymioty natury swego Stworzyciela — nie chcesz być posłuszna Jego Słowu, które Cię do ZBAWIENIA pro­

wadzi? Dlaczego nie chcesz?

To pytanie postawiłby nam każdy odlatu- jący, cży przylatujący PTAK — nieme gtwo- rzenie. Nieprzestrzeganie przez ptactwo usta­

nowionego czasu odlotu — przypraw iłoby ich o niechybną śmierć.

Bóg nie będzie winien Twojej WIECZNEJ ŚMIERCI, jeśli zlekceważysz ustanowiony przez Niego CZAS TWEGO ZBAWIENIA W JEZU SIE CHRYSTUSIE.

Drogi Czytelniku! Kiedy znikną na hory­

zoncie przelatujące ptaki — zwróć swój wzrok jeszcze raz — wyżej — tam do góry. Usłuchaj głosu swojego Stwórcy, który Ci każe odlecieć z KRAINY ZIMNA, GŁODU I ŚMIERCI tego świata, do KRAINY WIECZNEGO ŻYCIA W CHRYSTUSIE JEZUSIE w szczęściu i rado­

ści. K ierunek, drogę i cel wskaże Ci wiecznie żywe Słowo — zaw arte w EWANGELII CHRY- STUSOWEJ.

Przelot PTAKÓW niechaj Ci nie da nigdy o tym zapomnieć.

L.S.D.

Kochany Ojcze w Jezusie Chrystusie, naszym Bracie i Panu! Nie odrzuć nikogo z nas! Nic pozwól nikomu z nas utonąć, zupełnie zginąć.

A przede wszystkim: nie pozwól nikomu z nas, aby o Tobie zapomniał, o Tobie przestał m yśleć!

Prosimy Cię, oświeć, pociesz, wzmocnij także naszych drogich i przyjaciół z bliska i z daleka.

(Karol Barth)

6

(7)

B ó g ż y j e !

T +

« « i i i

Świadectwo kosmonauty J. B. 'Irwina wygło­

szone 22 Hyca 1978 roku w Moskiewskim Zbo­

rze Ewangelicznych Chrześcijan Baptystów.

Jestem bardzo zadowolony, że mogę w ten wieczór być razem z wami. Uważam, że do­

stąpiłem szczególnego zaszczytu, iż mogę prze­

mawiać w tym znanym na całym świecie Zbo­

rze. Miłuję was wszystkich, ale Pan miłuje was bardziej: On um arł za was -na Golgocie.

Będę dzisiaj przemawiać jako człowiek, który miał możliwość udać się w daleką po­

dróż. Przeczytam fragm ent Słowa Bożego:

„I uczynił Bóg dwa wielkie światła: większe światło, aby rządziło dniem, i mniejsze światło, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy”. (1 Moj. 1,16).

Kiedy byłem małym chłopcem, bardzo się interesowałem Księżycem. Miałem jakąś dziw­

ną nadzieję, że na pewno tam kiedyś polecę.

Żałowałem potem, że tym pragnieniem podzie­

liłem się z rodziną i kolegami, ponieważ z tego powodu ze mnie żartowano. Przestałem więc o tym wspominać, ale w tajem nicy przed wszy­

stkim i wierzyłem i tęskniłem za tą podróżą.

Urodziłem się w rodzinie, w której ojciec i m atka znali Boga. Od swojej m atki dowie­

działem się o Jezusie Chrystusie, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Niezapomniany dzień w moim życiu zdarzył się wówczas, kiedy po raz pierwszy odwiedziłem ewangeliczno-bapty- styczny Zbór. Sam Bóg mówił do mnie: „Teraz kolej na ciebie. Chcę wejść do twojego życia i napełnić je sobą”. W tedy zwróciłem się do Zbawiciela i On na wieki wszedł do mojego serca. Nie wiedziałem, dokąd Pan mnie popro­

wadzi, ale chciałem tylko, żeby moja droga prowadziła wzwyż. Jednakże w moim życiu były także zahamowania. Bardzo lubiłem sa­

moloty i dlatego wstąpiłem do Powietrznej Floty USA. Z czasem przeżyłem trudne do­

świadczenie: latałem na różnych samolotach coraz wyżej i szybciej niż ktokolwiek, ale w tym samym czasie zaniedbałem życie duchowe.

Wkrótce przyszło niepowodzenie. Gdy leciałem z kolegą, zdarzyła się awaria. Samolot spadł, ale jakimś cudem nie rozbił się. Miałem zła- maną szczękę i obydwie nogi. P raw ą nogę chcieli mi amputować. Kiedy przyszedłem do

Panie, Ty któ ry ś stworzy! niebo i ziem ię,

i morze,

i wszystko, co w nich j e s t ...

7

(8)

siebie, to nie mogłem zrozumieć, jak to się mogło mi przydarzyć, wszak byłem dobrym pilotem. W tedy wspomniałem o Bogu i zaczą­

łem się modlić: „Panie, dlaczego podniosłeś mnie tak wysoko i tak nisko zrzuciłeś. Może Ty — pytałem w modlitwie — pragniesz cze­

goś mnie nauczyć?” Bardzo chciałem to zrozu­

mieć. Modliłem się także o swoje zdrowie.

I Bóg odpowiedział na moje modlitwy. Wyzdro­

wiałem i po czterech miesiącach wyszedłem ze szpitala.

Bardzo chciałem latać, ale trudno było otrzymać pozytywną decyzję w tej sprawie od dowództwa Pow ietrznej Floty. W końcu mi po­

zwolono. I znowu zacząłem latać.

Zaczęła się nowa era. Wasz rodak, Ju rij Gagarin, otworzył drogę w kosmos. Wkrótce i u nas pojawiła się możliwość lotu. Napisałem raport, w którym prosiłem o zaliczenie mnie do grona kosmonautów. Musiałem długo cze­

kać. Zostałem jednak przyjęty jako pierwszy z mojego rocznika. Musiałem uczyć się wielu nowych przedmiotów, musiałem dużo trenować.

Przygotowywałem swoje ciało, swój umysł i swoją duszę. Codziennie modliłem się, żeby Pan pomógł mi w realizacji tych zamiarów. Po pięciu latach, w czerwcu 1971 roku, wspólnie z D. R. Scottem i A. M. Wordenem, byłem go­

towy do lotu. Upływały godziny — m y ocze­

kiwaliśmy.

O statnie m inuty biegły szybko. I w końcu:

start! Odczuwaliśmy siłę, która wciskała nas w fotele. Zostawiliśmy Ziemię. Zaczynała się podróż na Księżyc. Mieliśmy nadzieję, że o nas modli się dużo ludzi, modlą się nasze rodziny i nasze dzieci. Jesteśm y wdzięczni wszystkim, którzy się w tedy o nas modlili.

Po wyjściu na okołoziemską orbitę, gdy nasz statek kosmiczny ustaw iony był paralel- nie do Ziemi, ujrzeliśm y w ilum inatorach na­

szą ojczystą planetę. Ona uroczyście i m aje­

statycznie poruszała się pod nami. Jej widok był zachwycający. Ziemia była oświetlona przez Słońce i na niej widzieliśmy poszczególne kon­

tynenty, kraje i wasz k raj. Mogliśmy odróżnić malowniczy obraz lądu, jasnobrunatne p usty­

nie i góry, sinozielone morza i oceany, białe chmury.

Kiedy wzięliśmy kurs na Księżyc, Ziemia zaczęła się zmieniać pod względem wielkości.

Na początku była ona jak arbuz, potem jak pomarańcza, a w końcu jak perła zawisła w bezkresnej przestrzeni. Trudno było sobie uświadomić, że jest to planeta, na której my żyjemy. Wszystko, co miłuję, o czym myślę i co przeżywam, znajdowało się tam na dole.

Rozmyślałem o tym, jak widzi Ziemię sam jej Stwórca.

Czym bardziej odlatywaliśm y od Ziemi, tym bardziej odczuwaliśmy obecność Bożą, Je ­ go bliskość i kontrolę. Po trzech ziemskich do­

bach mieliśmy w planie wyjście na powierz­

chnię Księżyca. W ykonałem to zadania wspól­

nie z D. R. Scottem, ponieważ A. M. Worden

Czego ja nie umiem, to Ty mnie nauczysz; cze­

go nie wiem, Tobie jest znane; gdy jestem za słaba, Ty możesz mnie wzmocnić; czego nie od­

najduję, to Ty mnie wyjaśniasz. Mój Zbowicie- łu, Ty będziesz stał po mojej stronie, więc pój­

dę tam, dokąd Ty sam będziesz mnie prowadził..

(Matka Ewa)

musiał kontynuować lot wokół Księżyca. Wy­

lądowaliśmy w rejonie górskiego łańcucha.

Z trzech stron okrążały nas góry, a z czwartej

— wschodniej — znajdowała się głęboka szcze­

lina, ogromny kanion. Pierwsze moje odczucie było związane z widokiem gór. Automatycznie przypom niały mi się słowa z Psalm u 121:

„Oczy moje wznoszę ku górom: skąd nadejdzie mi pomoc?” Góry były jasnobrunatne i przy­

ciągały nasz wzrok. Był przepiękny słoneczny poranek, ale nie tak zachwycający jak na Zie­

mi, ponieważ na Księżycu nie istnieje życie.

W ypełniając zadanie, wszędzie odczuwałem szczególną bliskość Boga i do Niego się modli­

łem. Mieliśmy w trakcie pracy trudności, ale Pan pomógł je przezwyciężyć. Istniała, jak bym to określił, bezpośrednia więź z Bogiem. Po trzech dniach udaliśm y się w pow rotną podróż i wiele rzeczy powtórzyło się w odwrotnej ko­

lejności. Wróciliśmy na Ziemię trochę wcze­

śniej niż przew idyw ał to program lotu. Różni­

ca ta powstała dlatego, że nie otworzył się trzeci spadochron. Nasza komora opuszczała się tylko na dwóch spadochronach prosto w ocean.

Wodowaliśmy szczęśliwie.

Teraz dziękuję mojemu Bogu za to, że mogłem przebywać na Księżycu i za to, że On pomógł nam szczęśliwie wrócić na Ziemię.

Chwała Jem u, że dał mi możliwość być Jego sługą i być waszym sługą. Na zakończenie chcę wszystkim powiedzieć: Bóg żyje! On na Księżycu jest taki sam, jak i na Ziemi. On wszędzie tam, gdzie będzie człowiek. On stwo­

rzył planetę, na której my żyjemy. Ziemia — to przeogrom ny statek kosmiczny.

Bóg m iłuje nas miłością wieczną, a tę m i­

łość objawił w swoim Synu, a naszym Panu, Jezusie Chrystusie. Z miłości do ludzi, Chrys­

tus um arł za każdego z nas. Tylko On przeba­

cza nam nasze grzechy i zmienia nasze serca.

On może wejść w życie każdego z nas i napeł­

nić je sobą. On daje zmęczonemu moc i czyni nas zwycięzcami śmierci. Sam Pan przygoto­

wuje nas do najdłuższej drogi. Przyjdzie czas, że i my udam y się w tę radosną podróż. Pan chce, żebyśmy byli tam, gdzie On.

opracował: Saturnin Lotta

(9)

Hiob — człowiek według serca Bożego (4)

„Jo b n a to odpow iedział: P ra w d a , jesteście potężni a z w am i już m ądrość zaginie ... I ja m am rozsądek ja k wy, (nie u stę p u ję w am w niczym). K om u te rz e ­ czy nieznane. Na d rw in y się b liźnim nara żam , gdy proszę, by Bóg się odezw ał. Z czystego, praw eg o się śm ieją. „W zgarda dla ginących” —- m yśli bezpieczny.

„P opchnąć tego, k tó rem u nogi się c h w ie ją” . Spokojne nam ioty złoczyńców, k to Boga g niew a te n dufny; Bóg szczęście w rę k ę m u daje. Z ap y taj zw ie rząt — pouczą.

I p ta k i w p o w ietrzu pow iedzą. Z ap y taj Ziemi, w y ­ jaśni; pouczą cię i ry b y w m orzu. K tóż b y z nich tego nie w iedział, że rę k a Ja h w e uczyniła w szystko: w J e ­ go rę k u — tch n ien ie życia i dusza każdego człow ieka.

Czyż ucho nie b a d a m owy, a sm ak nie k o sztu je p o ­ karm u ? Więc tylko u starcó w je st m ądrość, ro z tro p ­ ność, u w iekiem podeszłych? O n m a potęgę i rozum , rozsądek znać w jego planach. Gdy O n rozw ali, któż odbuduje, gdy zam knie, któż by otw orzył? G dy w ody w strzy m a — je st susza; zw olni je — ziem ię sp u sto ­ szy. U Niego zw ycięstw o i siła, m a w rę k u b łą d zą­

cych i kłam ców . R adców p rzy d a n ie m ąd ry ch , a sę ­ dziów w yzuje z rozsądku. K rólów pozbaw i ich w ła ­ dzy i szn u rem sk rę p u je im bidora. K apłanów pośle nierozw ażnych, pow ali n ajw ięk szy ch m ocarzy. Głos uzdolnionym odbierze, ro zsąd k u pozbaw i i starców , p og ard ą o k ry je szlachetnych, bo pas odepnie m oca­

rzom . G łębinom w ydrze ta jn ik i, ośw ietli odw ieczne ciemności, n aro d y pom noży i zgubi, ja k dow ódca ich prow adzi. R ządcom ziem odbierze rozsądek, po b ez­

drożach pozw oli im błąd zić”.

j oba 12,1—24.

Po niem iłosiernej, pozbaw ionej jakiegokolw iek w spółczucia m ow ie S o fara, p ełen żalu odpow iada Job:

„Z w ypow iedzi w aszych w y n ik a i ta k się w am w y d a ­ je, że w ra z z w am i przem inie w szelka m ądrość i ro z­

sądek. T ak je d n ak nie jest. Człow ieka chorego i p rz e ­ żyw ającego w ielkie dośw iadczenie zam iast pocieszać osądzacie, załam ujecie i jeszcze b ard z iej p rz y g n ia ta ­ cie”.

Z P ism a Św iętego w iem y, że Job był pobożnym i w postępow aniu sw oim w ierzącym i p rzy k ład n y m człowiekiem . B ardzo często ludzie pyszni, zazdrośni i nie m ający sobie nic do zarzucenia n ie lu b ią tak ich ludzi. Job, jako praw dziw ie w ierzący i p ra w y czło­

wiek, był zapew ne d obrym św iadectw em i św iatłem w postępow aniu dla w ielu ludzi. Lecz ja k to zw ykle byw a, był też zapew ne p rzedm iotem zazdrości, zaw iści i nieufności ze stro n y pysznych, dum nych i zazdros­

nych ludzi.

P a n Jezus w K azaniu n a Górze ta k pouczał w szy st­

kich Swoich naśladow ców : „W y jesteście św iatłością św iata: n ie może się u k ry ć m iasto położone n a górze.

Nie za p alają też św iecy i nie sta w ia ją jej pod k o r­

cem, lecz n a św ieczniku i św ieci w szystkim , którzy są w dom u. T ak niech się św ieci św iatłość w asza przed ludźm i”.

Za Bożym zezw oleniem przyszło je d n ak na Joba ciężkie dośw iadczenie. Z pierw szych rozdziałów K się­

gi w iem y, że n a jp ie rw Job stra c ił cały swój m a jątek ziemski. P otem w trag iczn y m w y p ad k u zginęły w szy­

stkie jego dzieci. Rozpacz i żal w ypełniły jego serce.

P otem przyszła ciężka fizyczna choroba, cierpienie i ca łkow ita izolacja od otaczającego go św iata. U tr a ­ cił w szystko, co p o siad ał i co czyniło go bogatym , r a ­ dosnym i szczęśliw ym n a te j ziemi.

Czy w ięc w ta k ie j sy tu a c ji m ożna tu m ówić o j a ­ kim ś p rzy k ład zie i św iatłości dla innych? Z p r a k ty ­ k i życia codziennego w iem y, że bardzo często ludzie w ierzący za ła m u ją się, gdy p rz y jd ą niepow odzenia, dośw iadczenia i różne niep rzy jem n e p rzy p a d k i loso­

we. Z ałam u je się ich w iara, m odlitw y i praw d ziw a społeczność z Bogiem. Pism o Ś w ięte poucza nas je d ­ nak , że m am y być dla św iata, to znaczy dla otacza­

jących nas ludzi, dobrym św iadectw em nie tylko w tedy, kiedy nam się dobrze powodzi, a P an nas p ro ­ w adzi drogą rad o ści i szczęścia, ale i w ówczas, kiedy przychodzą w szelkie przeciw ności i dośw iadczenia.

Człowiek p raw d ziw ie w ierzący może być dobrym p rz y ­ k ładem rów nież w poniżeniu i dośw iadczeniu. I w po ­ niżeniu może być św iatłością.

Słowo o św ietle, czy św iatłości w skazuje zawsze n a doskonały p rzy k ła d naszego Jezu sa C hrystusa. P a ­ m ię ta jm y , że P a n Jezus chodząc po ziemi, nauczał i dobrze czynił w szystkim otaczającym Go ludziom . A je d n ak znienaw idzono Go i odepchnięto. „Do Swej w łasności przyszedł, ale Go w łaśn i Jego nie p rz y ję li”.

P oniżył się i sta ł się sługą d la innych, ale odrzucano Go i poprow adzono drogą h ańby i w zgardy na w zgó­

rze T ru p ich Czaszek ■— na Golgotę. T am Go u k rz y ­ żowano. P rz ed te m biczow ano Jego plecy, pluto i bito Go w tw arz. Lecz On cierpiąc nikom u nie groził, ani nikogo nie nienaw idził, lecz przeciw nie, za p rz e śla ­ dow ców S w ych m odlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie w iedzą, co czynią”.

O fiara S yna Bożego raz dokonana n a krzyżu Gol­

goty je st o fiarą doskonałą. Jego k re w p rze lan a na krzyżu m a moc oczyścić każdy grzech. I dlatego na m iejscu C h rystusow ym zapraszam y i w ołam y: „ J e d ­ n ajcie się z B ogiem ”. P a n Jezus Słow em Swoim z a ­ p rasza w szystkich: „P rzyjdźcie sp raco w an i i obciąże­

ni, a J a w am sp raw ię odpocznienie”. Błogosław iony człowiek, k tó ry p rzy jm ie to zaproszenie i przy jm ie P a n a Je zu sa jako swojego osobistego Z baw iciela. Ten nie zginie n a wieki, ale życie w ieczne w Bożej chw ale sta n ie się jego udziałem .

B ardzo często zdarza się ta k , że cierpień i do­

św iadczeń innych ludzi n ie rozum iem y, poniew aż sam i tego nie dośw iadczyliśm y.

P ew n a sio stra m iłosierdzia, diakonisa, składała ta k ie św iadectw o: „Przez dw adzieścia pięć la t p rac o ­ w ałam w śród chorych w szpitalu, ale bardzo często należycie ich nie rozum iałam . Lecz kiedy sam a złożo­

n a zostałam ciężką chorobą w tedy lepiej zrozum iałam i rozum iem chorych, k tó ry m te ra z u słu g u ję”. Job od ­

(10)

pow iad ając przyjaciołom , pow iedział m iędzy innym i:

„Nie m usicie u d aw a d ń iać mi, że je st Bóg, k tó ry w szy­

stko uczynił. W iara w istnienie Boga, to rzecz oczy­

w ista. Istn ien ie B oga-S lw órcy p o tw ierd za każdy f r u ­ w ający ptak , czy p o ru sza jąc e się po ziem i zw ierzę, a w ogóle to sam a ziem ia i w szystko, co się n a niej znajduje, jest p o tw ierd zen iem istn ien ia Boga.

Job potw ierd za więc, że je st człow iekiem w ie rz ą ­ cym i bojącym się Boga, choć jego w ia ra i pobożność w ystaw ione zostały n a ciężką próbę. W sw ych p rz e ­ życiach Job p rzek o n ał się, że w n ajgorszych chw ilach życia, n ajle p si n a w e t p rzy ja cie le — zaw odzą. I to od­

krycie, dokonane w n ajw ięk sz y m u trap ien iu , p rz y b li­

żyło go do Boga. W ty m ciężkim dośw iadczeniu u tw ie r­

dziła się jego w ia ra w Boga. I od Niego postanow ił oczekiwać pomocy i ra tu n k u .

E w angelista M arek opisuje n am postać ślepego B artym eusza. B ył to nieszczęśliw y człow iek, bo do­

tk n ię ty ciężką chorobą. W sw ojej b eznadziejnej s y tu a ­ cji, siedział u b ra m m ia sta Je ry c h a i w yciągał ręk ę po jałm użnę. Ż aden le k arz nie był w stan ie go już uleczyć.

Lecz zapew ne ktoś "życzliwy pow iedział mu, że jest w Izraelu nauczyciel i niezró w n an y lekarz. B a r- tym eusz oczekiw ał w ięc z w ia rą na przyjście P a n a Jezusa. A kiedy Jezus p o ja w ił się i przechodził obok, nieszczęliśw y zaw ołał tak , ja k p o tra fił n ajle p ie j: „ J e ­ zusie, s y n u D aw ida. Z m iłuj się nad e m n ą ”. N ikt i nic nie było go w sta n ie zatrzym ać, on w ierzył, że tylko P a n Jezus może m u dopomóc. P a n Jezus u słyszał jego głos i k az ał go zaw ołać do Siebie. B artym eusz w stał, zrzucił płaszcz i przyszedł do Jezusa. W ówczas J e ­ zus z a p y ta ł go: „Co chcesz, ab y m ci uczynił? A ślepy odrzekł Mu: M istrzu, abym p rzejrzał. J a chcę być zdrów . T edy m u rzek ł Jezus: Idź, w ia ra tw o ja cię u zd ro w iła”.

O dzyskał w zrok i szedł za n im drogą. O braz n ie ­ w idom ego B arty m eu sza może być i Tw oim obrazem . I ty w sw oim dośw iadczeniu pow inieneś w stać, p o ­ konać i odrzucić w szystko, przybliżyć się do Jezusa i zawołać: P a n ie Jezu. Ty sam możesz m nie uzdrow ić i d arow ać p raw id ło w y w zrok, abym w idział cel, w io­

dący do życia wiecznego w Bożej chw ale. Bóg o b ja ­ w ił się w Synu Swoim, Jezu sie C hrystusie. W Nim objaw iła się m iłość Boża do każdego człow ieka, Job w sw oim dośw iadczeniu przy b liży ł się do Boga i p o ­ znał Go lepiej, aniżeli jego p rzyjaciele. Z au fał Mu i w ierzył, że dośw iadczenia jego są p ew nym tr u d ­ nym etapem w jego życiu, ale są one jego okresem przejściow ym . O n m iał nadzieję, a Bóg d a ro w a ł m u też w ielką w y trw a ło ść i cierpliw ość.

Z P ism a Ś w iętego w iem y, że w ty m „w szyst­

kim, któ rzy m iłu ją Boga, w szystkie rzeczy służą ku d o b rem u ”. We w szystkich sy tu a cjach życia zaufajm y więc naszem u P anu. On nas w żadnym dośw iadczeniu nie opuści, lecz doprow adzi do celu n a w e t i przez do ­ św iadczenia. P a n Bóg w iern y jest Sw oim obietnicom . Z achow ajm y w ięc w sercach naszych w iarę, a ona dopomoże n am w każdej sy tu a cji życia.

POCHWALA MĄDROŚCI

„Skąd w ięc pochodzi m ądrość i gdzie jest siedziba wiedzy? Z ak ry ta dla oczu żyjących, i ptak o m po ­ w ietrznym n ie znana. P odziem ie i śm ierć ośw iadcza­

ją: Nie doszło tu echo jej sław y. D roga tam Bogu w ia ­ dom a. On tylko zna jej siedzibę. On p rze n ik a krań ce

ziemi, bo w idzi w szystko, co je st pod pigbem; określił potęgę w ia tru , u sta lił granice wodzie. Gdy w y zn a­

czał p raw o deszczowi, a drogę w ytyczał piorunom , w tedy ją w idział i zm ierzył, w tenczas ją zbadał do­

kładnie. A do człow ieka pow iedział: B ojaźń Boża — zaiste m ądrością, ro ztropnością zaś zła u n ik n ie”.

Jo b a 28, 20—28.

Job często rozm yślał n ad trag e d ią, k tó ra dotknęła go osobiście i jego dom. Nie rozum iał drogi, k tó rą m u siał kroczyć, lecz m odlił się Bogu. Job m odlił się 0 m ądrość i św iatło pochodzące z góry. P rzyjaciele jego m ieli inne zrozum ienie aniżeli on i nie p o tra fili m u nic pomóc, an i go pocieszyć. W tej tru d n e j sy ­ tu a c ji sw ojego życia, Job w pełn i k o rzy sta ł z p rz y ­ w ileju m odlitw y. W m odlitw ie znajdow ał posilenie 1 pociechę.

P rzez m odlitw ę do jego duszy w p ad ł jakiś p ro ­ m ień m ądrości. Z rozum iał, że p raw d ziw ie dopomóc mu i pocieszyć go może tylko. Bóg. Jo b w sw ej sytuacji czuł się niezm iernie poniżony i upokorzony i dlatego oczekiw ał n a pom oc i p ra w d z ią pociechę. K to sw oją ufność i nadzieję p o k ład a w Bogu, te n nigdy się nie zaw iedzie.

P rzy jaciele Jo b a p rzyszli go pocieszyć, lecz kiedy w yczerp ali w szystkie sw oje arg u m en ty , p rze k o n ali się, że w zasadzie nic nie m ogą pomóc, an i zm ienić. Nie m ogą p rzekazać skutecznie pociech chorem u, któ rej przecież sam i nie posiad ają. Z apew ne i m y możemy się znaleźć w sy tu a c ji podobnej do sy tu a c ji przyjaciół Joba. O dw iedzam y bardzo często chorych lub zasm u­

conych, by nieść im pociechę. U sługa ta k a zgodnie z Bożą w olą w nosi błogosław ieństw o. Ale zdarza się i tak , że m y jesteśm y b ard z iej posileni przez tych k tó ry ch odw iedziliśm y, a to na sk u te k ich w iary, zw łaszcza tych, k tórzy szykują się do odejścia do wieczności.

P ism o Ś w ięte zaw iera słow a Bożej m ądrości. Do­

brze je st w ięc czytać, uczyć się i posilać Bożymi sło ­ w am i, za w arty m i w P iśm ie Ś w iętym . P rzez czytanie B iblii u tw ie rd z a się n asza w ia ra . Job z a p y tu je s k ą d ' pochodzi m ądrość i gdzie jest jej siedziba? I dalej m ówi: „Bóg p rze n ik a i w idzi w szystko” . „B ojaźń Bo­

ża — zaiste jest m ąd ro ścią”, czytam y dalej.

W p ierw szej części cytow anego 28 rozdziału, Job p rze d staw ia p rac ę lu d zk ą w kopalniach. L udzie k o ­ p ią żelazo, m iedź, poszu k u ją sre b ra i złota. Z doby­

w ają c te cenne rzeczy, poszu k u ją dalej, chcą zdobyć jeszcze w ięcej cennych skarbów , zak ry ty ch w ziemi.

Lecz dla zdobycia tych rzeczy p o trzeb n a jest w iedza i m ądrość. P o trz eb n a jest w ielk a um iejętność, zasto­

sow anie rozm aitych osiągnięć ludzkich. P ra c a w ko ­ p aln i pociąga też za sobą w iele kosztów i energii.

W ow ych czasach w ydobyw anie jakiejk o lw iek r u ­ dy z ziem i należało do najw ięk szy ch ludzkich osiąg­

nięć. Dziś zdum iew am y się n ad osiągnięciam i w n a ­ szych czasach. Z dajem y sobie sp raw ę z w ielkich p o ­ stępów , ja k ie osiągnęła ludzkość od czasów Joba.

Z dum iałby się Job, gdyby mógł dziś zobaczyć te w ie l­

kie now oczesne i w y d ajn e u rządzenia, zastosow ane w kopalniach. W w ielu rozm aitych dziedzinach życia, ludzkość posiada w spaniałe osiągnięcia.

O osiągnięciach ludzkich Jo b m ów ił z w ielkim u znaniem i sa ty sfak c ją. Job p o d k reśla jednak, że to nie może i nie pow inno być najw ażn iejsze i decydu­

jące w życiu człow ieka, że to nie może i nie po w in ­ no być n ajw ażn iejsze i decydujące w życiu człowieka.

Człowiek osiągnięciam i sw oim i nie zaspokoi sw ojej

10

(11)

duszy. I dlatgo osiągnięcia te- nie m ogą być p ra w ­ dziw ą Jego m ądrością. Job w iedział, że najw ięk sze skarby tego św ia ta i to, w szystko, co m yśl lu d zk a od­

kry ła i osiągnęła, nic m ogą człow ieka w jego n a j­

w iększej głębi zadow olić, poniew aż te w szystkie rz e ­ czy p rze jd ą i p rzem iną, ja k przem inie cały św iat ze sw ym i w szystkim i uciecham i i osiągnięciam i.

Człow iek saim może tylko przez pew ną, określoną liczbę la t cieszyć się ze sw oich zdobyczy. Lecz w szy ­ stko to z czasem p rzem in ie i w szelka m ądrość i osią­

gnięcia tego św ia ta nie zaspokoją tę sk n o ty ludzkiego serca. I dlatego chrześcijan ie z w dzięcznością p rz y j­

m ują słow a w ielkiego A ugustyna, k tó ry kiedyś p o ­ wiedział, że: „serce ludzkie pozostaje niespokojne ta k długo, dopóki się nie uspokoi w B ogu”. P rzyjaciele Joba uw ażali się za ludzi dośw iadczonych, pobożnych i praw dziw ie m ądrych. Lecz w tra k c ie rozm ów Job odkrył, że im b ra k u je tego głębokiego sp o jrzen ia i praw dziw ej m ądrości, d aro w an e j od Boga. I dlatego Job z całą św iadom ością m ógł im pow iedzieć: „W asze św iadectw a i wy ja śn ie n ia m nie nie p rze k o n u ją ani całkow itej p raw d y m i nie w y jaśn iają. Z całego serca, w edług m oich n ajlepszych chęci i w ia ry i w iedzy służyłem Bogu i szedłem drogą n a jb a rd z ie j p odoba­

jącą się Bogu. Całe m oje życie p ostaw iłem do Bożej dyspozycji. A w y te ra z m ów icie mi, że m oje całe życie było n iep raw id ło w e i p o k ry te grzechem , i d la ­ tego cierpię, że Bóg za m oje postępow anie dopuścił

na m nie tak ą. surow ą k arę. Ale ja w iem , że Bóg jest m iłosierny i łask aw y i za w szystkie niepraw ości n a ­ sze nie odpłaca n a m ”.

W sw ym dośw iadczeniu i bezradności Jo b w s ta ­ je i p y ta się, gdzie zn a jd u je się m ądrość, k tó ra p o in ­ form ow ałaby i w y jaśn iła zagadkę dośw iadczeń w je ­ go życiu. Istn ie ją ludzie, k tórzy w y jaśn ien ie sw ych trag e d ii i rozpaczy p ró b u ją znaleźć n a d ro d ze seansów sp irytystycznych lub u d a ją się po ra d ę do różnych w różek, czy w różbitów . Nie tędy je d n ak p row adzi droga człow ieka w ierzącego. P rzed tego ro d zaju p r a k ­ tykam i Bóg ostrzega przez Sw oje Słowo. „G rzech tw ój znajdzie ciebie” — czytam y. W sp irytyzm ie m am y do czynienia z dem onam i i w szelkiego ro d za ju ducham i zwodzącymi, podającym i się często za duchy u m a r­

łych. I dlatego w ielu ludzi podejm u jący ch tego r o ­ dzaju p rak ty k i, kończy swe życie sam obójstw em .

K iedy Job nie znalazł odpow iedzi w w y ja śn ie ­ niach przyjaciół, po dłuższym zastanow ieniu doszedł do przek o n an ia i po tw ie rd z ił to sw oim i słow am i, że tylko Bóig: zna- jego drogę, a p ra w d z iw a m ądrość je st od Boga. I dlatego Job ze czcią i bo jaźn ią zaczyna m ówić i w yrażać się o Bogu. Job przypom ina, że Bóg Sw oją m ądrość okazał w stw o rzen iu w szystkiego. „I w szy­

stko, co w idzim y i co nas otacza, jest m aleń k ą czą­

stk ą w ielkich dzieł Bożych”. P ra w d ę tę potw ierdza Salom on w swoich P rzypow ieściach (8,22—31). Myśli Joba w pełni w y ra ż a ją n am i o b ja w ia ją E w angelie Święte.

Ja k o ludzie p raw d ziw ie w ierzący wiem y, że w Jezusie C hrystusie są u k ry te sk a rb y m ądrości i po ­ znania Bożego. O n pow iedział: „P rzyjdźcie do M nie wszyscy spraco w an i i obciążeni a Ja w am spraw ię odpocznienie” . C złow iek w ierzący innych dróg m ą ­ drości szukać nie po trzeb u je. K iedy Job z w ia rą i z pokorą zw rócił się do Boga, jego serce pom im o w iel­

kich przeżyć, uspokoiło się w Nim. I tego od Jo b a w inniśm y się uczyć.

D rogi C zytelniku, Być może, że i Ty jesteś za­

łam any ciężkim i przeżyciam i. Lecz d aję Ci radę. P rz y ­ bliż się do Boga. Zw róć się do Niego ze sw oim i tro s ­ kam i. O n je d y n y rozum ie Cię w Tw ej biedzie i da Ci w yjście, k tó re uspokoi T w oje serce.

P ra w d z iw ą m ądrość znajdziesz w bojaźni Bożej L p o d p orządkow aniu się Jego św iętej woli. Bp jaźń Boża, to nie stra c h cielesny przed Bogiem, ale m i­

łość do Niego i n ienaw iść do grzechu. Niech łaskaw y i m iłosierny Bóg m ocą Swojego D ucha przew odzi nas w m iłości przez dośw iadczenie do życia w iecznego w Bożej chw ale.

DROGA JOBA PRZEZ DOŚWIADCZENIE

„G dy z b ram y m ia sta wyszedłem , zająłem m iejsce na placu. W idząc m nie, u su w ali się młodzi, starcy z m iejsc pow staw ali, książęta kończyli sw ą imowę, i ręce k ła d li n a ustach. S zlachetny głos się uciszał, do podniebienia język przyw ierał, ucho chw aliło m nie słysząc, a oko godziło się p atrz ąc (...) Bo rato w ałem biednego przed m ożnym , sierotę, co nie m iał pomocy.

N ędzarze sk ła d ali m i dzięki i serce w dow y ra d o w a ­ łem. Z dobiła m nie d otąd uczciwość, praw ość m i p ła sz­

czem, zaw ojem . N iew idom em u by łem oczam i, chorem u służyłem za nogi. (...) We łzach rozpływ a się dusza, zgnębiły m nie dni niedoli, nocą kości me ja k piec rozpalone, cierpienie m oje nie m ilknie. S uknia mocno do m nie p rzy w arła , szczelnie przylega tu n ik a (...) Czy p okładałem ufność w złocie lu b rzekłem bogactw u:

„N adziejo m o ja” ? Czym chlubił się z w ielkiej fo r­

tuny, czy w iele m oja rę k a zagarnęła? K to zechce m nie w ysłuchać? Oto podpis: „W szechm ocny odpow ie”. P rz e ­ ciw nik niech sk a rg ę napisze, n a grzbiecie sw ym ją poniosę, ja k koronę na głowę ja włożę. Z dam s p r a ­ w ozdanie z m ych kroków , przed Niego pójdę jak książę”.

Jo b a 29,7—15; 30,16—18; 31,24—25 i 35—37.

Z astan a w iają c się głęboko, Job w sw ej tru d n e j sy tu a cji doszedł do w niosku, że cokolw iek go spotkało w życiu, działo się za w olą Bożą.

Nie ślepy los był w ięc reżyserem jego szczęścia, a potem trag ed ii, k tó ra go spotkała. Z przeczytanych poprzednio rozdziałów w iem y, że n a jp ie rw życie u k ła ­ dało m u się dobrze i szczęśliwie, a p otem nagle p rz y ­ szło ciężkie dośw iadczenie, praw d ziw a tra g e d ia ży­

ciowa. Po głębokim zastanow ieniu Job p rz y ją ł to jako dośw iadczenie z Bożych rąk.

P rz y k ła d Jo b a może być dobrym w zorem dla każdego w ierzącego człowieka. Zaw sze w arto zasta n o ­ wić się n ad sw oim postępow aniem i stosunkiem do Boga.

Im biższa społeczność z Bogiem, ty m m niej w ie­

rzący człowiek popełnia błędów , a problem y i do­

św iadczenia, k tó re przychodzą sta ją się bardziej zro­

zum iałe i jasne

Job był początkow o człow iekiem bogatym . Nie m iał w ięc tro sk i kłopotów m aterialn y ch . N ajbardziej cenił sobie je d n ak sw oją rodzinę i w k ręgu rodzinnym czuł się n ajb a rd z ie j szczęśliwy. Dobrze jest, jeśli czło­

w iek w ierzący posiada u p orządkow ane życie ro d zin ­ ne. To je st niezw ykle w artościow e i błogosław ione

11

Cytaty

Powiązane dokumenty

John Stott: Poselstwo listu do Galacjan (komentarz) Werner de Boor: List I do Koryntian (komentarz) Werner de Boor: Dzieje Apostolskie (komentarz) Nowy Testament i

Ta m etoda „m isji przez osadnictw o” zaczęła się spraw dzać i szybko przynosić pozytyw ne rezultaty... Naszej delegacji przeznaczono większą część pierw szej

Jego dzieło m iłosierdzia stało się przy k ład em.. Jego w ia rą pocieszona była niezliczona ilość

M iasto znajdow ało, się poza zasięgiem działań w ojennych, i to głów nie zdecydow ało.. O, Panie, zn is zcz królestwo ciemności, poniew aż prześla dow anie

we (hieroglify), starzy Chaldejczycy klinowe, bardzo- stare jest pismo chińskie, około- 3000 la t temu zaczęło pojawiać się pismo greckie, a potem łacińskie,

nie przeznaczone jest dla w szystkich, w szyscy przeznaczeni są do zbaw ienia, łaska Boża jest nieograniczona.. Czas łaski, czas zbaw ienia jeszcze

Jego serce chce to, czego chce Bóg: czystości, spraw iedliw ości, świętości, miłości, pokoju.. dla Niego żałośnie

Być może – znów opieram się tylko na własnych przypuszczeniach – były takie przypadki, że nikogo owe osoby nie spotkały, ale przez miesiące, a później lata spędzone