*
H
■Bll
„Błogosławiony ten, który czyta, i ci, któ
rzy słuchają słów proroctwa i zacho
w ują to, co w nim jest napisane; c z a s bowiem jest bliski”
(Obj. 1,3)
EWANGELIA— ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA— JEONOŚĆ — POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
C H R Z E Ś C I J A N I N Jam ż y c i a
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 1., styczeń 1981 r.
■
JA M JEST CHLEB ŻYCIA BÓG PRA GN IE DZIAŁAĆ...
DĄŻENIA ADONIASZA GDZIE JEST TW O JE SERCE?
NOWY WÓDZ
MUSICIE SIĘ NA NOWO NA RO D ZIĆ '
W ATCHMAN NEE (7) LUBIĘ TW OJEGO JEZU SA SPROSTOW ANIE
KRONIKA
M ie sięczn ik „ C h rz e ś c ija n in " w y s y ła n y je s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie je d n a k c z a so p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia rn o ść C z y te ln ik ó w . W szelkie o fia ry n a c z a so p ism o w k r a ju , p ro s im y k ie ro w a ć n a k o n to Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o : N B P W a rsz a w a , X V O d d z ia ł M ie jsk i, N r 1153-10285-136, z a z n a c z a ją c cel w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia ry w p ła c a n e za g ra n ic ą n a le ż y k ie ro w a ć n a o p ro c e n to w a n e k o n to Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o N r 1517/037874/
/9997G6 w B a n k u P o lsk a K a s a O p ie k i SA , I O d d ział w W a rsz a w ie , u l. C zack ieg o 21.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje K olegium : Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Mieczysław Kwiecień, Marian Suski, Ryszard Tom aszew
ski.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35462.
*1 I ..*33 .?'■ " : „’*> rv r I RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ”, W a r
szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5500 egz.
Obj. 3 ark. Z am. 1110. 0-56.
(Jan 6:35)
Lekko zastukał w m oje drzwi.
Do dziś pam iętam tam to spotkanie z n im w popołudniow ej ciszy.
O św iadczył m i, że chciałby bliżej poznać N aukę Chrystusa.
Rozpoczęliśm y dialog, a nie m oralizow anie.
Pow oli poznaw ałem praw dę o nim .
Rodzice, w szak m ają jed y n a k a — zapew nili m u w szystko , prócz jednego — poznania Chrystusa.
Po prostu m ieli in n y p u n k t w idzenia: nauka, praca, eksponowane stanow isko, błyskaw iczna kariera, dobrobyt m aterialny.
Nie było czasu na zajm ow anie się problem am i religijnym i.
Zresztą w dzisiejszym świecie?
Zupełnie w y sta rczy hum anizm , nauka, ku ltu ra — oczyw iście świecka.
W ychow any w ty m duchu m iał szeroki wachlarz zainteresow ań:
filozofia, literatura, sztuka.
B ył je d n y m z najlepszych uczniów liceum ogólnokształcącego.
Pedagodzy przepow iadali m u w spaniałą przyszłość.
A jed n a k id p e w n y m m om encie poczuł niedosyt.
Coś m u brakowało, o c zym nie pamiętomo w jego w ychow aniu.
Zaczął sam poszukiw ać.
G dy stał się pełnoletnim , m ógł ju ż sam o sobie decydować.
I tołaśnie w te d y zastukał w m oje białe drzw i, szukając tu odpo
w iedzi na sw oje w ątpliw ości.
W iedziałem , że ż y je au ten tyczn ą wiarą w C hrystusa, że pragnie zjednoczenia się z Jezusem . Odczuwał głód CH LEBA Ż Y C IA . Czy tylk o raz zaspokoił ten zasadniczy głód?
W szyscy pragniem y szczęścia w życiu, odczuw am y potrzebę pozna
nia p ra w d y dziś bardziej n iż k ie d y k o lw ie k dotąd.
M im o to p ró b u jem y nieraz zagłuszyć te n nasz w e w n ę trzn y nie
pokój, k tó ry i ta k powraca po p e w n y m czasie jeszcze bardziej spotęgoioany.
N iektó rzy dopiero złożeni chorobą p rzekonują się, że słu żyli fa ł
s z y w y m bogom.
A jeżeli brakuje ju ż czasu na korektę życia, na zm ianę drogi?
Dlaczego dziś sp o tyka się ty lu ludzi zrezygnow anych, zaw iedzio
nych i p rzeżyw ających poczucie bezsensu?
T o w a rzyszyłem m u p rzez p ew ien okres życia.
Z biegiem czasu poszarzały się jego zainteresow ania, w zrastały w ew n ętrzn e napięcia, narastały trudne problem y.
W ty c h tru d n y c h m om entach życia szukał zaw sze oparcia w głę
bokiej w ierze w Jezusa Chrystusa.
On bow iem pow iedział:
„Jam jest Chleb Życia. K to do M nie przychodzi, nie będzie łaknął, a kto w e M nie w ierzy,
nig d y pragnąć nie będzie.”
Bogdan Nowak
Bóg pragnie działać dzisiaj tak samo, jak kiedyś
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy w e mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i w iększe nad te czynić będzie, bo Ja idę do Ojca. I o cokolw iek prosić będziecie w im ieniu moim, to uczynię, aby O jciec był u w ielb io
ny w Synu. Jeśli o co prosić będziecie w im ieniu moim, spełnię to.” (Jn 14,12—14)
„A takie znaki będą tow arzyszyły tym, którzy u w ie
rzyli: w im ieniu moim dem ony w yganiać będą, no
w ym i językam i m ówić będą. Węże brać będą, a choć
by coś trującego w ypili, nie zaszkodzi im. Na cho
rych ręce kłaść będą, a ci w yzdrow ieją” (Mk.
16.17—18)
W jed n y m ze Z borów p rzeprow adzono trzy d n io w ą ew angelizację. Z ostali zaproszeni znajom i członków zboru,- w śród obecnych m ożna było dostrzec w iele m łodych tw arzy . J e d e n dzień ew an g elizacji został pośw ięcony n a u zd ro w ia n ie chorych. W szyscy w y czekiw ali, co też będzie się działo, w ja k i sposób Bóg będzie się ob jaw iał? Działo się b ardzo wiele.
Bóg okazyw ał w sp a n ia łe dow ody sw ej obecności.
Osoby, k tó re b yły zniew olone chorobą, zostały w cudow ny sposób uzdrow ione. P o ru sz ają cy m w szy st
kich obecnych był p rzy p a d ek m łodej siostry. N a jej ciele w y tw o rzy ł się now otw ór, ona sam a nie chciała do Siebie dopuścić te j m yśli, a l e ' je d n a k ta k było.
Ja k w iele innych, n a w ezw anie ew angelisty, w y stą p iła do przodu. W łaściw ie, to nie m ia ła w iary , iż coś się zm ieni. Je d n a k zm ieniło się i to bardzo dużo, została całkow icie uzdrow iona. S tało się to dzięki działalności Je zu sa C hrystusa.
T eksty, k tó re przeczytałem , u rze czy w istn iły się podczas przep ro w ad zo n ej ew angelizacji. S łow a te w ypow iedział Jezu s C h ry stu s i dzięki te m u m am y praw o w ierzyć w do k o n an e U zdrow ienia. To, o czym słyszym y, je st dalszym ciągiem d ziałalności Jezusa, gdy chodził w śród ludzi po ziemi. S toi za ty m ten sam D uch, D uch Św ięty.
Mocno trzy m am się słów z E w angelii J a n a 14, w.
16—17: „Ja prosić będę O jca i da w am innego P o cie
szyciela, aby był z w am i na w ieki. D ucha P ra w d y , którego św iat p rz y ją ć nie może, bo go , nie w idzi i nie zna; w y go znacie, bo p rze b y w a w śród w as i w w as będzie.” P ro śb a Je zu sa C h ry stu sa została w y słuchana w D zień P ięćdziesiąty. D uchem Ś w ię
tym n a p e łn ia n i są ciągle now i ludzie k o ch a ją cy Boga.
I w łaśnie w m ocy D ucha Św iętego dzieją się u z d ro w ienia.
Może ktoś zadać sobie p y ta n ie: w łaściw ie ja k i je st sens, cel, ty c h n ieb y w ały ch w y d arzeń ? Czy d zieje się to po to, aby m n iej było lu d zi chorych? Nie! Z ech
ciejm y odpow iedzieć sobie: dlaczego Je zu s C h ry stu s u zd ra w iał ludzi chorych, gdy chodził ja k o człow iek po ziemi? C zynił to tylk o z jed n eg o pow odu; p ra g nął w ielbić s w e g o O j c a . L udzie w idząc u zd ro w ienia, chw alili Boga, zdum iew ali się. M otyw w spół
czesnych cudów je st te n sam — w ielb ien ie Boga, w yw yższanie Go.
C hw ała Bogu, że Jezu s C h ry stu s czyni cuda. N iech P an będzie uw ielbiony, iż Z bory nie m uszą być m artw e, a ich członkow ie nie są ludźm i za w iedzie
my m i przez życie, oszukani przez los. T am , gdzie
działa Jezu s C h ry stu s, je st entu zjazm , je st życie pełne radości, p rz e ja w ia ją się d a ry D ucha Świętego.
M usim y tego chcieć, m ocno p rag n ąć. P rz ek o n a jm y się, że Jezu s n a p ra w d ę je st żywy. B ardzo n as b u d u je działan ie D ucha Ś w iętego w kościołach n a Z a chodzie, czy na W schodzie. D laczego poprzestajem y tylk o na tym ? Ja k ż e w iększe byłoby zbudow anie, gdyby moc Je zu sa C h ry stu sa p rz e ja w ia ła się w n a s z y c h , już nieco letn ich , Z borach. Zbory, k tó re te raz liczą po 80—100 członków , pow iększyłyby się k il
k ak ro tn ie.
Je zu s C h ry stu s sam pow iedział: „Z apraw dę, za
p raw d ę po w iad am w am : kto w ierzy w e m nie, ten ta k że dokonyw ać będzie uczynków , k tó re ja czynię i w iększe n ad te czynić będzie, bo J a idę do O jca”.
Czy w ierzysz, że to je st p ra w d ą ? P o p a trz ja k i m a my w sp an iały p rzy w ile j, m ożem y czynić rzeczy w ięk sze od tych, k tó re czynił sam P an. M ódl się, by Bóg w y b ra ł sobie ludzi, k tó ry ch będzie w sp an iale używ ał.
„I o cokolw iek prosić będziecie w im ien iu m oim , to uczynię, aby O jciec był uw ielb io n y w Synu. Jeśli o co prosić będziecie w im ien iu m oim spełnię to ”.
T rz y m a jm y się tego w iarą , u w aż ajm y to za niepod
w ażalną praw d ę.
M am odw agę pow iedzieć, iż ludziom nie w y starczą dziś ty k o sam e k azan ia, k tó re n a w e t głoszą, że Bóg p o tra fi uczynić w szystko. Są koniecznie potrzebni kaznodzieje, k tó rzy by m ogli poprzeć sw e w y p o w ia
dane słow a czynem , m ocą Bożą.
Czy to je st m ożliw e? C zytaliśm y w E w an g elii M arka:
„A ta k ie znaki będ ą tow arzyszyły tym , k tó rzy u w ie rzyli: w im ien iu m oim dem ony w y ganiać będą, no
w ym i językam i m ów ić będą. Węże b ra ć będą, a choć
by coś tru ją ceg o w ypili nie zaszkodzi im. Na cho
ry c h kłaść ręce będą, a ci w y zd ro w ieją.”
M yślę, że n ie przy p ad k o w o słow a te są um ieszczo
ne w B iblii. P a n dał n am moc, zw ycięstw o n ad d e
m onam i. W Jego im ien iu m am y m ożliw ość u w aln iać ludzi o p ętan y ch od złych duchów . K to otrzy m ał d ar m odlenia się now ym i językam i, niech się ra d u je , że uczynił m u to P an. N iech w szystkim m ów i, że Jezus czyni niezw ykłe rzeczy.
B ardzo m nie poruszyło św iadectw o b ra ta , k tó ry za E w angelię został sk a za n y n a dłu g o letn ią k a rę w ięzienia. W w ięzieniu postanow iono odebrać m u życie. O trzy m a ł do w ypicia bardzo silnie d ziała ją cą truciznę, po k tó re j spożyciu n a s tę p u je gw ałto w n a śm ierć. K u ogrom nem u zdziw ieniu prześladow ców , więzień, po w ypiciu tru c iz n y nie u m a rł. Z ostał d o k ładnie p rze b ad an y , nie w y k ry to żadnych ubocznych skutków . P a n go ochronił. P rześladow cy naw rócili się do Boga.
S łow a P a n a C h ry stu sa sta ły się rzeczyw istością w życiu tego człow ieka. Je zu s C h ry stu s okazał swą moc.
Ludzie niew ierzący pow inni być zdum ieni, w strz ą ś
nięci tym , co czyni Bóg.
B ardzo n as d e n e rw u ją osoby zainteresow ane, cho
dzące n a nab o żeń stw a od p rzy p a d k u do przypadku.
P rz y jd ą gdy je st zapow iedziany p rzy ja zd gościa z za
granicy, lub m a odbyć się jak ieś inne niezw ykłe w y darzenie. W łaściw ie ta k ie osoby tru d n o n a w e t tr a k
tow ać ja k o w ierzące. T am , gdzie p o tężnie działa Bóg, nie będzie to m iało m iejsca. T ak i człow iek a l b o u w i e r z y i sta n ie się p ra w d z iw y m chw alcą Je zu sa C hry stu sa, albo pójdzie i już n igdy w ięcej nie po
w róci, a to, co słyszał i o d rzu cił będzie n a jego osą
dzenie.
M yśl tę chcę poprzeć w iersz em z D ziejów A postol
skich 5:13: „Z p o stro n n y ch je d n a k n ik t nie ośm ielał się do n ic h p rzyłączać; a le lu d m ia ł ich w w ielkim pow ażaniu.”
W śród p ie rw o tn y c h ch rz e śc ija n działy się w ielkie rzeczy, k tó re w zbudzały lęk, a zarazem zdum ienie.
D rodzy, w szyscy ch y b a p otw ierdzą, że konieczne je st duchow e przeb u d zen ie n as sam ych, naszych Zbo
rów . P rz y jście Je zu sa C h ry stu sa, czy k to chce, czy nie chce i ta k n astąp i. N iezbędna je st n asza gotowość, nasze w z ra sta n ie w Bożą moc. Nie w iem y, co jeszcze nas czeka, co będziem y m usieli przeżyć? Bądźm y je d n a k św iadom i, że nie jesteśm y sam i. W iem y w Kogo uw ierzyliśm y. C hw ała Bogu, iż życie człow ieka wierzącego n ie je s t je d n ą w ielk ą niepew nością. Chcę w am pow iedzieć, że końcem naszej w ia ry je st Jezus C hrystus. A m en.
Leszek Sm iglewskl
Dążenia Adoniasza
„ W tedy A doniasz, sy n C haggity, chełpił się i m aw iał:
Ja zostaną królem . I sp ra w ił sobie w o z y i konie, i do
brał sobie św itą z piąćdziesiąciu m ążów . Jego ojciec n ig d y go nie ka rcił, m ów iąc: dlaczego ta k p o stę p u jesz? R ó w n ież i on b y ł bardzo u ro d ziw y a w e d łu g czasu urodzenia szed ł zaraz po A b sa lo m ie”.
(1 K s. K ról. 1, w . 5—6)
Ludzie na ogół są niecierpliw i, nie lu b ią czekać, i są niezadow oleni z życia. Często, żeby osiągnąć w ym arzony cel, sta w ia ją w szystko n a jed n ą k artę. P o stęp u jąc ta k n a w e t wówczas, kiedy zdają sobie spraw ę, że postępow anie ich jest złe i niezgodne z w olą Bożą. ■
W p rzeczytanym n a początku tekście jest m owa o człow ieku, k tó ry za w szelką cenę chciał być n astęp cą tro n u po k ró lu Dawidzie.
N azyw ał się Adoniasz ii b y ł jed n y m z licznych synów D aw ida. B ył b ra te m sław nego Salom o
na, lecz synem inn ej m atki.
A żeby zwrócić n a siebie uw agę, przygoto
w ał sobie i sw ojej 50-cioosobowej gw ardii specjalne pow ozy i zaprzęgi. Jego poddani b y li gotow i do działania na. każde jego skinienie.
On za w szelką cenę p rag n ą ł zdobyć p o p u lar
ność w śród narodu. C zytam y rów nież, że był człow iekim n ieprzeciętnej urody, k tó ry zw ra cał na siebie uwagę.
Jego ojciec, k ró l D aw id nie przeciw staw iał się jego poczynaniom- O bserw ow ał go ale m il
czał. Adoniasz w y ty czy ł sobie a m b itn y cel, dziedzictwo po ojcu. Uważał, że każde poczy
nanie przybliżające go do zam ierzonego celu jest właściwe. Poza ty m był bardzo zarozum ia
ły i pew ny siebie. O głaszał w szem i wobec, że na pew no będzie królem .
O poczynaniach b ra ta w iedział zapew ne - i w y typow any zgodnie z Bożą w olą Salomon.
Adoniasz przeceniał jed n a k sw oje możliwości.
M ilczenie ojca nie daw ało m u przecież żad
nych upraw nień, ani nie uspraw iedliw iało jego poczynań. Okazało się jednak, że w dążeniu do osiągnięcia k a rie ry znalazł sobie usłużnych zwolenników , k tó rz y pom agali m u w osiągnię
ciu postaw ionego sobie celu. J a k się potem okazało, nie b y li to w cale dobrzy przyjaciele.
W iadom o bowiem , że dobry przyjaciel nie nam aw ia do złego postępow ania. Fałszyw y n a
tom iast, złą drogę nazyw a bardzo dobrą. Ale fałszyw i przyjaciele po p ierają ta k długo, dopó
ki w ty m w idzą korzyść. Po stro n ie Adoniasza stan ął rów nież odpow iedzialny dowódca w o j
skowy Joab. Jako dośw iadczony oficer pow i
nien był raczej ostrzec m łodego księcia przed jego lekkom yślnym postępow aniem , k tó re m o
gło się skończyć dla niego tragicznie. Okazało się jednak, że tego nie uczynił. Po stronie A doniasza sta n ą ł ró w n ie ż . jeden z odpow ie
dzialnych kapłanów , k tó ry sw oją osobowością postanow ił nadać rangę takiem u postępow aniu Adoniasza, k tó re nie było jed n ak zgodne z w o
lą Bożą ii przyniosło rozerw anie i porażkę.Tego dośw iadczył Adoniasz.
A le zanim to nastąpiło, urządził on w ielki bal. Zaprosił na ucztę sym patyzujących z nim k apłanów i oficerów . P ra g n ął ich zdecydow a
nego poparcia, k tó reb y m u pomogło osiągnąć najw yższą w ładzę, to jest tro n k ró la Iz ra e l
skiego. Je d n a k A doniasz nie docenił będącego jeszcze na tro n ie sędziwego króla D aw ida, do którego należała ap robata i ostateczna decyzja.
M łody książę nie m iał zgody ojca dlatego też każde jego działanie w celu zdobycia tro n u powinno być skazane n a niepow odzenie. Tak też się stało. K ró l D aw id ogłosił, że jego p ra w nym n astępcą jest jego syn, Salom on (1 Król.
1,41). O ostatecznej decyzji D aw ida dowiedział się Adoniasz i jego zaproszeni n a ucztę goście.
Nad zgrom adzonym i zawisło nie tylko rozcza
row anie ale i groźba w ielkiego niebezpieczeń
stw a. W szystkie sta ra n ia i podjęte działania okazały się niepraw idłow e i upadły. W szystko od razu obróciło się przeciw ko Adoniaszowi.
G roziła m u k a ra za zorganizow anie rebelii.
N a szczęście było m iejsce, w k tó ry m przy
najm niej czasowo m ożna się było przed nią ochronić. B yła nim św iątynia jerozolim ska.
Adoniasz, w tej tru d n e j sy tu a c ji pozostał sam.
Sojusznicy i przy jaciele bardzo szybko go opu
ścili. Pośpieszyli, ażeby sw oją lojalność i goto
wość do służby zadeklarow ać now em u królow i.
Uznali, że jed y n ie w te n sposób m ogą się u ra tować przed jakim ikolw iek konsekw encjam i
za sw oją dotychczasow ą działalność. Ale- je d nocześnie podano do w iadom ości now e praw o, ustanow ione przez samego Salom ona mówiące, że k to się podporządkuje i okaże sw oją lo ja l
ność wobec nowego w ładcy, tem u nie spadnie z głow y ani jeden włos. K to zaś nie podporząd
k uje się te n zginie. W tak ie j sy tu a c ji Adoniasz wraz z in n y m i obiecał bezw zględne podporząd
kowanie się now em u w ładcy.
A le czy jego zapew nienie było szczere?
Z późniejszego jego postępow ania okazało się, że nie. P ra g n ie n ia osiągnięcia najw yższej w ła dzy pozostały w nim . Celu swego życia, k tó ry sam sobie w y tk n ął, nie m ógł zapomieć- G dy w późniejszym okresie, p rzy pom ocy niezgod
nych z praw em środków spróbow ał ponow nie sięgnąć po w ładzę, m usiał za . to zapłacić ży
ciem.
D rodzy Czytelnicy! Pow inniśm y być w dzięczni Bogu za to, co b ierzem y z Jego rąk.
On jest dla w szystkich w ładcą i najw yższym praw odaw cą. L ekcja z a w arta w postępow aniu Adoniasza m a n a m w szystkim w iele do pow ie
dzenia. Nie opłaci się być w życiu w yniosłym i zarozum iałym . C zytam y w Piśm ie Św iętym że „Bóg pysznym się sprzeciw ia, a pokornym łaskę d a je ” . (1 P io tr 5,5). Z agadnienie pokory jest dziś bardzo niepopularne.
D la nas zaw sze najlepszym przykładem jest sam P an Jezus. D latego ta k w ażną jest rzeczą raczej pytać się Go w naszych m o d lit
w ach: Panie czy to, co czynię jest zgodne z Tw oją wolą? Je śli nie, to w skaż m i m oje m iejsce w p rac y i w służbie dla Ciebie. Obo
wiązkiem każdego z nas jest należyte w ykony
w anie pow ierzonych n a m obowiązków, bez względu na jak im jesteśm y stanow isku. A le wszystko, co czynim y, w inno być zgodne z Bo
żą wolą.
P a n Bóg przez Sw oje Słowo u k azu je nam cel życia dla każdego człowieka. Ludzie n a ogół nie zw racają na to uw agi. W iele chce m ieć uz
nanie, w ładzę i cześć. J e d n a k życie bez Boga, to życie na bezdrożu. Liczenie się zaś z Bożą W szechobecnośaią — zawsze popłaca.
W królestw ie, n a którego czele sta n ą ł S a
lomon, Adoniasz m ógłby bez p roblem u zająć należyte m u m iejsce, zgodnie z jego u m ie ję t
nościami i m ożliw ościam i. M ógłby piastow ać właściwe inne stanow isko. A le jego am bicje były zbyt w ygórow ane. On sam chciał być w ładcą. To był błąd, za k tó ry m usiał zapłacić życiem. N ieuzasadniona w ałka n a polu św iec
kim, relig ijn y m czy duchow ym zawsze p rz y nosi niepow etow ane stra ty . K ażdy człow iek ma w życiu cel fi zadanie. Je śli nie k ie ru je się Bożą wolą, a po stęp u je w edług w łasnego u zn a
nia — w konsekw encji poniesie porażkę.
W szystko co czynim y, pow inno być zgod
ne z obow iązującym Bożym praw em . Nasze postępow anie pow inno prom ieniow ać na oto
czenie, przynosić ludziom pokój i chw ałę Bo
gu. Niech nam P a n w ty m dopomoże.
Kazimierz Muranty
G d z i e j e s t t w o j e s e r c e ?
Słowo Boże m ówi bardzo w iele o sercu człowieka. W yraz te n w y stę p u je w Biblii oko
ło 800 razy. B iblia p rzed staw ia serce jako oś
rodek życia uczuciowego, c e n tru m w rażeń i odruchów em ocjonalnych, w odróżnieniu od rozum u — ośrodka racjonalnego m yślenia.
Pomimo tego, iż w spółczesna anatom ia nie łączy uczuć człow ieka z jego sercem , te n b ib li
jny zw iązek często używ any jest w m owie po
tocznej. D oskonale w iem y, co to znaczy, że ktoś w sw ojej decyzji kierow ał się sercem , lub że kogoś poniosło jego serce.
N iektórzy sądzą, że w w ieku racjonalnego m yślenia m ów ienie o sercu i uczuciach jest anarchonizm em i że decydujące słowo w po
dejm ow aniu w szelkich kroków i decyzji n ale
ży do rozum u. J e st to pogląd niesłuszny, cał
kowicie sprzeczny z faktam i. C zynnik em ocjo
nalny odgryw a w podejm ow aniu decyzji i postępow aniu ludzi rolę bardzo isto tn ą d brak zrozum ienia tego fa k tu m oże m ieć dla życia człow ieka tragiczne skutki. P rz estrz e g a przed nim i Słowo Boże, zw racając uw agę n a zagro
żenie ze stro n y serca: „Najzdradliwsze jest ser
ce nade w szystko i najp rzew ro tn iejsze; któż je pozna?” (Jer. 17,9 BG). Chodzi o to, że serce d y k tu je w ym agania i żądania bez poddaw ania ich racjo n aln ej ocenie, bez w ażenia arg u m en tów „za” i „przeciw ” , bez trzeźw ej analizy sytuacji. I na ty m w łaśnie polega niebezpie
czeństwo kiero w an ia się uczuciam i, czyli pos
tępow ania za ra d ą w łasnego serca. W tak iej sytuacji, kied y serce zaczyna g w ałtem n a rz u cać jakieś żądanie, rozum często zepchnięty zostaje do ro li drugorzędnej, do uzasadniania w szelkim i sposobam i tego żądania serca, do grom adzenia w szelkich, naw et w ątpliw ych arg u m en tó w „za”, a przem ilczania, u k ryw ania i ignorow ania arg u m en tó w „przeciw ”, co w re zultacie prow adzi do podjęcia decyzji nieroz
sądnej i niew łaściw ej. B iblia dostarcza na to w ielu przykładów . „A gdy kobieta zobaczyła, że drzew o to m a owoce...miłe dla oczu i godne pożądania... zerw ała z niego owoc i jad ła ” (lM oj. 3,6). Rozum m usiał tu ta j ustąpić m iej-
„A sam Pan pokoju niech wam da pokój zaw
sze i wszędzie. P a n niechaj będzie z wami wszystkim i” (2 Tes. 3,16)
Nowych łask od Boga — w Nowym Roku 1981
— wszystkim Współpracownikom i Czytelnikom życzy
Redakcja
sca pożądliw ości oczu, co spowodowało upadek w grzech. Podobnie było z kochankam i Sam so- na, z grzechem A chana, z upadkiem D aw ida itd. G dyby ci ludzie k ierow ali się rozsądkiem , uniknęliby tragicznych błędów. Serce okazało się p rzew rotnym , zdradzieckim doradcą, k tó ry stał się przyczyną u p ad k u i niepow etow anych strat.
„A gdy P a n w idział, że w ielka je s t złość człowieka na ziemi, i że w szelkie jego m yśli oraz dążenia jego serca są ustaw icznie złe, żało
wał Pan, że uczynił człow ieka na ziem i i bolał nad ty m w sercu swoimi” (1 Moj. 6,56). To, co pierw otne było „bardzo do b re” (1 Moj. 1,31), uległo zepsuciu na s k u te k złych m y śli i dążeń serca ludzkiego. „Z serca bow iem pochodzą złe m yśli...” (Mat. 15,19).
Przym ierze, jakie Bóg zaw arł z człowie
kiem, dotyczyło tak że sfe ry uczuć człow ieka
— jego serca: ,,Będziesz te d y m iłow ał Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej d u szy sw ojej, i z całej siły sw o je j” (5 Moj. 6,5).
Zaangażow anie człow ieka w jakiejkolw iek spraw ie nie jest pełne, jeżeli nie o bejm uje za
angażow ania uczuciowego — zaangażow ania serca. Je śli człow iek nie m iłu je Boga sercem
— z głębi swoich uczuć, nie m iłu je Go wcale.
Bóg nieraz m iał pow ód do skargi na Swój lud z tego w łaśnie pow odu. Służono Mu z egoi
stycznych pobudek, pow ierzchow nie, bez p ra w dziwej m iłości do Niego: „ten 1-ud zbliża się do mnie swoim i ustam i i czci m nie ;swoimi w a rg a mi, a jego serce jest daleko ode mnie, tak że ich bo jaźń przede m ną jest w yuczonym p rze pisem ludzkim ” (Iz. 29,13). „Lecz oni nie słu chali i nie n akłonili swojego ucha, ale każdy postępował według oporu swojego złego serca”
(Jer. 11,8). Tak toczą się sp raw y po dzień dzi
siejszy. A pele Słow a Bożego i sług Bożych swoją, drogą, - a życie li postępow anie przew aża
jącej większości tzw . chrześcijan sw oją drogą.
Bóg jed n ak nigdy nie m iał zw yczaju ustęp o w ania i uginania się przed życzeniam i i p ra g nieniam i ogółu. Ci, któirzy „sercami swym i zwrócili się ku Egiptowi” (Oz. 7,39), polegli na pustyni. Tak samo poginą ci, k tó rz y dzisiaj udając, że n a śla d u ją Boga, zw iązani są uczu
ciowo ze św iatem i jego pożądliiwościami. Boży sąd nie om inie nikogo, gdyż P a n bada serca.
„Bóg nie p a trz y n a to, na co p a trz y człowiek.
Człowiek p a trz y na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce” (1 Sam . 16,7). Boga nie m ożna oszukać. K aznodzieja m ów i trochę z [ironią: „R aduj się, m łodzieńcze, w sw ojej młodości i bądź dobrej m yśli, póki jesteś m ło
dy, postępuj tak, jak każe ci serce, i używ aj, czego p rag n ą tw o je oczy, lecz wiedz, że za to wszystko pozwie cię Bóg na sąd ” (Kaz. 11,9).
Ludzie tego św iata nie m yślą o Bożym są
dzie, ani o Bożych w ym aganiach w stosunku do nich, lecz chodzą drogam i swego serca; fol
gują w szelkim zachciankom i p ragnieniom se r
ca. Piosenkarz Tom Jones śpiew a: „Tylko g łu piec łam ie w łasne serce” — i to jest hasłem dzisiejszego św iata. P o stęp u jąc w edług tej de
wizy, ludzie nie są w stan ie odmówić sobie
niczego, a n i zrezygnow ać z niczego, pomimo oczyw istych rac ji ro z u m o w y c h . S k u tk iem są rozerw ane m ałżeństw a, dzieci bez rodziców, ludzie złam ani psychicznie, zgorzkniali i o p ry skliw i i zrezygnow ani. Ludzie w iedzą dosko
nale, że p o stęp u ją niew łaściw ie, ale m uszą ro bić to, co robią, gdyż tego życzy sobie ich se r
ce. Są więc niew olnikam i swojego serca, sw o
ich uczuć i pożądliwości. Jako tacy, ludzie cii są niestateczni, niegodni zaufania, nieobliczal
ni, na niskim poziom ie m oralnym pod każdym względem . „Z serca bow iem pochodzą złe m yś
li, zabójstw a, cudzołóstw a, rozpusta, kradzieże, fałszyw e św iadectw a, b lu źn ie rstw a ” (Mat.
15,19). Kto chodzi drogam i swojego serca, nie postaw ił ta m y sw oim uczuciom, te n jest po
ten cjaln y m przestępcą w szystkich przykazań, choćby chwilow o żył w zględnie, m oralnie, n ig
dy bow iem nie w iadom o, czego w następnej ko
lejności zażyczy sobie jego serce, k tó ra z tych cech serca w yjdzie u niego n a św iatło dzienne.
Człowiek rozsądny nie może nie rozum ieć, że folgow anie sercu m usi prow adzić do zgub
nych skutków . D latego kto chce żyć rac jo n al
nie i być zrów now ażony, m usi koniecznie opa
now yw ać sferę swoich uczuć — sw oje serce.
Można stw ierdzić, że tylko głupiec folguje i ulega we w szystkim sw ojem u sercu. Z apano
w anie nad sercem w ym aga w yrzeczeń i sam o
zaparcia, ale przynosi w spaniały owoc. J e s t to tru d n a, ale opłacalna sztuka. Słowo Boże m ó
wi: „C zujniej niż w szystkiego innego strzeż swego serca” (Przyp. 4,23). K to opanow ał tę sztukę i u jarzm ił sw oje serce, jest zrów now a
żony, godny zaufania; m ożna być pew nym w jego życiun nie będzie p rzy k ry ch niespodzia
nek, słow em — jest człow iekiem w artościo
wym. „W ięcej w a rt jest cierpliw y niż bohater, a ten, kto opanow uje siebie samego (kto p a
nuje nad sercem swoim —. BG), w ięcej znaczy niż zdobyw ca m ia sta ” (Przyp. 16,32). Człowiek tak i nie jest aw an tu rn ik iem , lecz cechuje go spokój i um iar, nie robi zam ieszania, lecz w prow adza ład i parządek, nie niszczy, lecz buduje.
Człowiek, k tó ry p o dejm uje decyzję p ó jś
cia za C hrystusem , czyli kto chce być chrze- ścianinem , w inien być św iadom y tego, że jego serce w ty m m om encie raz na zawsze zostaje odsunięte od w ładzy i zniew olone pod posłu
szeństw o D ucha Bożego. Idąc za Jezusem , trzeba w iele razy pow iedzieć zdecydow ane
„nie!” sw em u sercu, trzeb a nieraz bezlitośnie zdeptać w łasne uczucia, kiedy są one sprzeczne z w ym aganiam i życia chrześcijańskiego, z Bo
żym Słowem, n a u k ą C hrystusa. Szatan zna właściwości serca ludzkiego i często p racuje w ykorzystując je. Ciągnie on człow ieka za se r
ce. Om otał serce A naniasza (Dz. 5,3), w sercu Judasza w zbudził zam ysł w ydania Jezusa (Jan 13,2), w y b iera słowo z serca (Łuk. 8,12), trz y ma zasłonę na sercu (2 Kor. 3,15). P rzed staw i on daną spraw ę w tak im św ietle, że człow ieko
wi w y d aje się, że w żadnym w ypadku z tej rzeczy nie da się zrezygnować, że jeśli tego nie zdobędzie, um rze. Tym czasem p raw d a jest
w ręcz odw rotna. S zatan jest ojcem kłam stw a.
Pójście za żądzą serca jest w tak im w ypadku zazw yczaj k a ta stro fą i doprow adza człow ieka do ru in y duchow ej, z któ rej podźw ignięcie się byw a niezm iernie tru d n e . N atom iast zdecydo
w ane sprzeciw ianie się w oli serca nie ty lk o nie pociąga za sobą niczego złego , ale sta je się w spaniałym zw ycięstw em , z którego życie czerpie długo błogosław ione skutki. ,,Błogo
sław iony m ąż, k tó ry w y trw a w próbie, bo gdy w y trzy m a próbę, w eźm ie w ieniec żywota, obiecany przez Boga tym , k tó rz y go m iłu ją ” (Jak. 1,12).
W arto więc przeciw staw ić się w łasnem u sercu, kiedy b u d u je się ono przeciw ko p ra w dzie i powiedzieć: „Panie, Ty wiesz, że ja tak bardzo chcę, ale dla Ciebie, dla Tw ojego im ie
nia ja jed n a k rezy g n u ję", albo: „Panie, Ty w i
dzisz, że ja ta k bardzo nie chcę, ale d la Ciebie, dla Twojego im ienia, ja jed n ak p o dejm uję się tego”. Nic nie zastąpi pokoju i radości w ew nę
trznej, jak ich doznaje człowiek, k tó ry w yrzekł się czegoś, lub uczynił coś dla C hrystusa w brew sw em u sercu. Je śli nie przeżyw asz w y raźnie na co dzień pokoju Bożego i radości w P anu, to zacznij w im ieniu Jezu sa sprze
ciwiać się sw ojem u sercu, a niebaw em o d k ry jesz, co to znaczy „w eselić się radością niew ys- łowioną i ch w aleb n ą” (1 P t. 1,8). M am y s ta nowczo za dużo k arłó w i m ięczaków ducho
w ych na sk u tek tego, że w ierzący zbyt często idą na kom prom isy ze sw oim i uczuciam i i jak ognia boją się sprzeciw ić sw ojem u sercu. L u dzie tacy k u le ją na obie strony, a ponadto gro
zi im niebezpieczeństw o u p ad k u w pow ażny grzech i pohańbienia przez to sp raw y Bożej.
Człowiek w ierzący nie jest jed n a k zdany na n ieu sta n n y k o n flik t ze swoim sercem . Odrodzenie duchow e człow ieka jest odrodze
niem całej osobowości ze w szystkim i jej ele
m entam i. „Lecz tak ie przym ierze zaw rę z do
mem izraelskim po ty ch dniach, m ów i Pan:
Złożę mój zakon w ich w n ę trz u i w ypiszę go na ich sercu. J a będę ich Bogiem, a oni będą moim lu d em ” (Jer. 31,33). „Ale te n jest Ż y dem, k tó ry jest nim w ew nętrznie, i to jest ob
rzezanie, k tó re jest obrzezaniem serca, w duchu, a nie w edług lite r y ” (Rzym. 2,29).
W w yniku tej operacji serce zostaje oczyszczo
ne przez w iarę (Dz. 15,9), zamieszkuje w nim Chrystus (Ef. 3,17), rządzi w nim Jego pokój (Kol. 3,15) i jest w nim rozlana miłość Boża (Rzym. 5,5). Na sk u te k tej przem ian y człowiek służy Bogu chętnie, dobrow olnie i spontanicz
nie, całe jego życie uczuciow e zaangażow ane jest po stronie Bożej. Jego serce chce to, czego chce Bóg: czystości, spraw iedliw ości, świętości, miłości, pokoju. Nie m a ko n flik tó w ani w alki w ew nętrznej. W praw dzie i w te d y serce może mieć dziw aczne w yskoki, w k tó ry c h przejaw i się jego przew rotność i zdradliw ość, toteż czuj
ność i konieczność pilnow ania go obow iązuje nadal, jednakże człow iek żyje dla Boga now ym życiem, w wolności i harm o n ii całej istoty.
Słowo Boże mówi: „gdzie jest sk arb tw ój
— tam będzie i serce tw oje” (Mat. 6,21). Nie
tru d n o rozpoznać, jakie rzeczy i sp raw y sta now ią najw yższe w artości dla danego człow ie
ka. Są to te rzeczy i spraw y, z k tó ry m i zw ią
zane są jego uczucia — jego serce. Ludzie nie widzą w praw dzie serc swoich bliźnich, ta k jak widzi je P a n Bóg, lecz „z obfitości serca m ów
ią usta” (Mat. 12,34). Często m ożna widzieć osoby, k tó re zak ład ają m askę pow agi relig ij
nej, g dy m ow a jest o Bogu i sp raw ach ducho
w ych, kiedy jed n ak rozm ow a zejdzie na sp ra w y sportu, pro g ram u telew izyjnego, pieniędzy, m ody, polityki, itp., nagle ożyw iają się, nagle m ają w iele do pow iedzenia, nagle żywo g esty
k u lu ją i są „sobą” . D otknięto spraw , którym i napełnione jest serce i serce podskoczyło, pow stał w nim rezonans, a usta dały o ty m św ia
dectwo.
Serce napełnione spraw am i tego św iata, spraw am i ziem skim i, nie może em ocjonować się tym , co jest w górze, i odw rotnie. Nie m ożna dwom panom służyć, nie może m iłow ać Boga i św iat jednocześnie (Mat. 6,24; 1 Ja n 2,15).
Łatwo spraw dzić sta n w łasnego serca, zbadać, czym ono jest w ypełnione, na co ono żywo re aguje, z czym jesteśm y uczuciowo związani.
Jeśli nasze życie chrześcijańskie nie dotarło jeszcze do sfe ry naszych uczuć, jeśli C hrystus nie zajął jeszcze naszego serca; to nasza droga za Nim będzie d la nas bardzo uciążliw a, a efe
k ty naszej s łu ż b y . dla Niego żałośnie ubogie.
Słowo Boże m ówi: „S y n u m ój, daj mi swoje serce, a tw o je oczy niechaj strzegą m oich dró g ” (Przyp. 23,26). Póki to nie nastąpi, czło
w iek będzie rozdw ojony i ro z d a rty w ew n ętrz
nie, a jego chrześcijaństw o pow ierzchow ne i nieprzekonujące.
Spraw a, o k tó rej tu ta j m ow a, jest bardzo w ażna w dzisiejszych czasach. T ragedią obec
nego ch rześcijań stw a są ludzie „bez serca”
(2 Tym. 3,3), „m iłu jący w ięcej rozkosze niż Boga” (w. 4), „k tó rzy p rzy b ie ra ją pozór poboż
ności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej m ocy” (w. 5). S erce tak ich ludzi związane jest z najró żn iejszy m i innym i rzeczam i, co Biblia nazyw a bałw ochw alstw em . Bóg bardzo zdecydow anie w y stęp u je przeciw ko ludziom , którzy „oddali swoje serca bałwanom” (Ezech.
14,3— 11). Praw dziw i chrześcijanie, zarów no pierw otni, jak i współcześni, b y li i są .entu
zjastam i C h rystusa i Jego nauki, całą sw ą oso
bowością p alili i p alą się dla sp ra w y Bożej.
Bóg szukał i szuka takich, k tó rzy n a w ra ca ją się do Niego „całym sercem" Mer. 24,7). Cała Biblia, cała histo ria Kościoła Bożego jest n ie
przerw an y m pasm em św iadectw o potężnych czynach, jakie Bóg w ykonał przez tych, którzy bez reszty oddali Mu sw oje serca. P ro sim y Go nieraz o Jego m ocne działanie w naszych cza
sach i w naszym otoczeniu, pozw ólm y Mu więc zdobyć nasze serca i zapanow ać nad nim i nie
podzielnie, a zobaczym y, co On w ted y będzie w stanie w ykonać. „A lbow iem oczy Pańskie p rz e p a tru ją w szystką ziem ię, aby dokazyw ał m ocy swej przy tych, k tó rz y przy nim stoją
sercem doskonałym” (2 K ran. 16,9 BG).
t
N o w y W ó d z
„M ojżesz, słu g a m ó j u m a rł, dlatego dlatego te ra z w sta ń i idź przez te n J o rd a n .” (Jozue 1,2)
T ek st nasz m ów i o w ielk im nieszczęściu, oto M o j
żesz u m a rł. K ażdy Iz ra e lita m ógł um rzeć, ale nie te n w ielki m ąż Boży. Był on w ięcej w a rt, niż ty siąc ludzi.
Żołnierze N apoleona n azy w ali swego w odza „dw ustu tysięczną a rm ią ”. N ad ali m u tę nazw ę, poniew aż uw ażali, iż w a r t był tyle, co dw ieście tysięcy zw y k łych żołnierzy. I M ojżesz był N apoleonem Izraela.
Był ich w odzem .
I oto czytam y: „M ojżesz u m a rł.” O n był tym , k tó ry rozpoczął w ielk ie dzieło w yzw olenia n aro d u . On był naocznym św iad k iem Boga, k tó ry o b ja w ił m u się w K rz a k u O gnistym , gdy był p asterze m u swego teścia. O n słyszał głos Boży w zy w ając y do w yzw ole
nia Izrae la z niew oli egipskiej. O n w alczył n iezm o r
dow anie z z a tw ard ziały m farao n e m , któ reg o pokonał i w yp ro w ad ził lu d na w olność. O n — pod k ie ro w nictw em Bożym — p rze p ro w ad z ił lu d przez Morze C zerw one. A gdy m dleli z pow odu p ra g n ie n ia na p u s
tyni, M ojżesz w yp ro w ad ził w odę ze skały. G dy z w ie l
ką siłą n a p a d li na nich w rogow ie i zdaw ało się, że klęska je st n ie u n ik n io n a , m o d litw a M ojżesza s p r a w iła zw ycięstwo.
T ak, M ojżesz był 'w szy stk im dla w yzw olonego ludu.
G dy odszedł od niego n a o k res czterdziestu dni, lud pow iedział: „U czyńm y sobie bogi, k tó re by szły przed nam i, bo nie w iem y, co się stało z M ojżeszem .” C hcie
li przez to pow iedzieć, że "Mojżesz z a stę p u je im Boga.
Niósł on ich n a sw ych szerokich b a rk a c h p raw ie przez pół w ieku. O dejście jego ró w n a ło się klęsce.
Izraelici m ogli popaść w rozpacz. B yłoby to n a tu ra l
nym zjaw iskiem . „M ojżesz u m arł! O n był w odzem , k tó ry m ia ł ich zaprow adzić do K an a a n u . L ecz on nie dożył tego m om entu. P ew nego d n ia o trzy m ał s ta nowczy rozkaz od Boga: „Idź do góry i u m rz y j!”
D latego pozostaw ił sw oje dzieło nie dokończone. O s
ta tn i rozdział jego księgi nigdy nie m ia ł być n apisany.
Jego w ielkie i szlach etn e serce p rze stało bić; życie opuściło go w chw ili, gdy sta ł u w ró t Ziem i O bie
canej. „M ojżesz u m a rł” zanim d o ta rł do K an a an u .
„Jeśli on nie mógł zaprow adzić n a s do Z iem i O bie
canej ■— m ów ili m iędzy sobą zapew ne sta rs i Iz ra e lici — to nie m a sensu, b y k to k o lw ie k z n a s p ró b o w ał tego dokonać; zrezygnujm y z te j w ęd ró w k i, po
w róćm y do E gip tu !”
Ileż to raz y po doznanej klęsce m ów im y za le w a ją c się łzam i: „Zycie już n igdy nie będzie m iało dla m nie sensu i u ro k u !” Izrae lic i m ogli z pow odzeniem zw a
lić w inę n a Boga, ja k to m y często czynim y tra c ą c kogoś lu b coś najw iększego i najdroższego w życiu.
S m utek z pow odu s tr a ty godny je st w spółczucia. Ale trag ed ią je st to, gdy — ja k w p rzy p a d k u M ojżesza — śm ierć doprow adza ludzi do rozpaczy lu b odstęp stw a od Boga. P ew n ej działaczce zborow ej zm arł m ąż. N ie
szczęście to ta k ją zniechęciło do Boga, że p rz e sta ła chodzić do Zboru.
Jed n ak ż e droga Boża je st doskonała. O to Jego bło
gosławione zaproszenie: „M ojżesz, sługa m ój, u m arł, dlatego te ra z w sta ń i idź...”. O próżnione m iejsce m usi być zajęte przez Jozuego. „M ojżesz u m a rł — m ów i człowiek o słabym sercu — to ja re z y g n u ję ”. „M oj
żesz u m a rł” — p ow iada odw ażny Jozue ■— „m uszę przyjąć na siebie now e ciężary. M uszę w alczyć w ięcej niż dotychczas, a to ze w zględu n a śm ierć M ojżesza”.
Bóg m ia ł ta k i p la n po śm ierci M ojżesza i ta k i ma d zisiaj: „...dlatego te ra z w sta ń i idź!”. Idź, bo Bóg m usi m ieć kogoś, k to popro w ad zi Jego lu d do obie
canego K a n a a n u . J e s t bard zo dużo spraw , k tó re Bóg p row adzi bez .naszej pomocy. O n doskonale k ie ru je całym św iatem . Bóg doskonale d a je sobie ra d ę z po ram i ro k u — ze słońcem i gw iazdam i. Lecz p o trze
buje n aszej pom ocy w ra to w a n iu ludzkości od zagła
dy grożącej jej ze stro n y grzechu. K iedy chce ro z
począć refo rm ację, k iedy chce obudzić śpiące dusze, kiedy chce zm ienić w o jn ę w pokój — to używ a do tych czynów ludzi. A le nie m a takiego człow ieka, k tó ry b yłby niezastąp io n y , bez w zględu na jego w iel
kość i zdolności. Bóg m oże za b rać sw ojego p rac o w nika do siebie i d alej k o n ty n u o w ać sw oje dzieło na ziemi. Na ogół jesteśm y sk łonni w ierzyć, że K ró les
two Boże uzależnione je st od te j lu b in n ej osoby, że tylko M ojżesz m oże dotrzeć do K a n a a n u . P rz y p u sz
cz an o -w sw oim czasie, że ty lk o E liasz w y p ełn i plan Boży i cel tego św iata. O kazało się jed n ak , że ci w ie l
cy ludzie p o trze b n i byli w sw oim czasie, lecz później m usieli odejść, ab y ich m iejsce m ogli zająć inni. To sam o odnosi się do całego K ościoła i każdego Zboru.
P ow tarzam jeszcze raz : n ie m a ludzi, k tó ry ch nie m ożna byłoby zastąpić. Z bór nie może um rzeć z po
w odu naszego odejścia, poniew aż „...bram y piekielne nie przem ogą go...”.
Bóg p o trze b u je ludzi, ludzie p o trze b u ją Boga, gdy idzie o ra to w a n ie tego św ia ta. A le człow iek n ie jest ta k w ażny, ja k Bóg. Je d n a k nie m ożem y m arn o w ać naszej en erg ii an i d n ia lu b godziny, oddając się bez
czynności. Ś w iat ten, pom im o sw ej w ielkości, nie m a rn u je an i je d n ej k ro p li w ody, a n i jednego ziarn k a piasku.
Jezu s C h ry stu s, po n a k a rm ie n iu pięciotysięcznej rzeszy n a p ustyni, k azał zebrać okruchy, ab y nic nie zginęło. P a m ię ta ją c o tym , że jesteśm y n a św iecie potrzebni, nie zapom nijm y, iż ktoś może n as zastąpić.
„I stało się po śm ierci M ojżesza, sługi P ańskiego, że m ów ił P a n do Jozuego”. Z tego w yn ik a, że Bóg przem aw iał po śm ierci M ojżesza. T ru d n o je st w to uw ierzyć, ale ta k było. Ł a tw ie j je st n am przyjąć, że Bóg p rze m aw ia ł do A b ra h a m a i M ojżesza. Tym cza
sem Bóg przem ów ił do Jozuego i p rze m aw ia do ludzi po dzień dzisiejszy. Bóg nie p rz e sta ł in tereso w ać się ludzkością z chw ilą śm ierci M ojżesza. O dw rotnie, d łu go po jego śm ierci przem aw iał. O n p rze m aw ia dzisiaj do tych, k tó ry c h serce je st o tw a rte na Jego słowa.
Bóg p rze m aw ia ł do Jozuego: „ J a k byłem z M ojże
szem, ta k będę z to b ą ”. C hciał przez to zapew nić go, że będzie w spółdziałał z nim ja k w spółdziałał z M oj
żeszem. Bóg będzie z n am i ja k b y ł z M ojżeszem , Jo- zuem , Ap. P aw łem , L u tre m , K alw in em , W esley’em, jeśli będziem y w alczyć o d o b rą i słuszną spraw ę. Bóg nie zap ew n iał Jozuego, że będzie ta k w ielk i ja k M oj
żesz. I Jozue ta k im nie był. A pom im o to w ypełnił sw oje zadanie. W prow adził lu d Boży do K an a an u .
Dzięki tem u, że Bóg obiecał z n im być, Jozue m iał odw agę iść naprzód. D latego i m y w in n iśm y iść n a