E W A N G E L IA -Ż Y C IE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Dum M odlitwy w Kołobrzegu
C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 9., w rzesień 1981 r.
a
ZAW ÓD: RODZICE JA K ORŁY
BOM JA PAŃ, TW ÓJ LEKARZ KREW PRZYM IERZA
WATCHMAN NEE (9) WSTAŃMY I BUDUJM Y CZY ZANIEŚĆ IM DOBRĄ NOW INĘ?
JA K ZOSTAŁEM CH RZEŚCIJANINEM ? KRO N IK A
M iesięcznik „C h rześcijanin ” w y sy ła n y je s t b ezp łatnie; w y d a w a n ie jed n ak cza sopism a u m o żliw ia w y łą czn ie ofiarn ość C zyteln ik ów . W szelk ie o fia ry na cza so pism o w kraju, p ro sim y k iero w a ć na konto Z jed n oczon ego K o śc io ła E w a n g e
liczn ego: N BP W arszaw a, XV Oddział M iejski, Nr 1153-10285-136, zaznaczając c e l w p ła ty n a od w rocie b la n k ie tu . O fiary w płacane za granicą n a le ż y k ierow ać na o p ro cen to w a n e k o n to Z jed n oczon ego K ościoła E w a n g eliczn eg o N r 1517/037874/
/S99766 w B anku P olsk a K asa O pieki SA, I Oddział w W arszaw ie, ul. C zackiego 21.
W ydaw ca: P rezydium Rady Z jedno
czonego Kościoła Ew angelicznego w PRL. R edaguje K o leg iu m : E d
w ard Czajko (sekr. red., t e l . 29-36-91), M ieczysław K w iecień, M a ria n Suski, Ryszard Tom aszewski.
Adres R edakcji i A d m in is tra c ji:
(»0-441 W arszaw a 1, ul. Z agórna 10.
Telefon: 29-53-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zw raca się.
In d e k s: 35462.
RSW „'Prńs.a-Książika-R.uch”, W a r
szaw a, S m olna 10/12. H aiki. 5500 egz.
Obj. 3 ark. Z am. 536. L-127.
Zawód: rodzice
W 1978 ro ku I n s t y t u t W y d a w n i c z y P A X w y d a l ksią żkę, w tłum ac zeniu z francuskiego, autorstiva M oniq ue G ueneau pod ta k im właśnie ty tu łem :
„Zawód: ro dzice”. Zachęcając do jej przeczytania, pragnąłbym podać na t y m m iejs c u (przy b r a k u a kurat natchnienia na co m iesięczny felieton!) dłu zs zy fra g m e n t tej książki m ó w ią c y o roli poszczególnych członków ro
dziny:
„Jest sprawą istotną, aby w rodzinie w ielopok oleniow ej ka ż d y starał się robić to, co do niego należy. „Dobrzy” dziadkowie, kochają w i elk ą m i łością sw oje w n u k i, ale spraw ę ich w y ch o w a n ia niech pozostawią w ł a s n y m dzieciom. Nie p o w inni k r y t y k o w a ć rodziców, n a w e t jeżeli ich postępo
wanie uw a ż a ją n ie k ie d y za z b y t surowe. Niech nie ryw a liz u ją o uczucia dziecka z dzia d k a m i z drugiej str ony i rodzicami. N ormalni rodzice ta kże w i n n i się cieszyć, kie d y widzą, że .ich dzieci darzą d ziadków uczuciem.
Charakter w z a je m n y c h s to s u n kó w zależy od tego, czy rodzina m ies zka w j e d n y m mieście, czy nie. N a j tru d n ie jsza jest rola dzia d k ó w m ies z ka ją cych z m ło d ym i. Istnieje ryzyk o , że w m n ie j s z y m lub w i ę k s z y m stopniu p rzejm ą rolę rodziców, tym, bardziej że p ra w d ziw i rodzice często z niej rezyg n u ją zaw ierzają c bez oporów ich dośw iadczeniu. Wspólne m ie s z k a nie w ie lu pokoleń rzadko kie d y przynosi dobre rezultaty. W ym a g a to w y jątkow ego t a k t u z obu stron, a szczególnie dzia dków. W naszych czasach w ielu młodych, którzy z b y t wcześnie się pobierają, m usi m ieszkać u je d nych czy drugich rodziców, albo czasami trochę u jednych, trochę u d r u gich. Jeżeli do tego młoda kobieta pracuje zawodowo, dziećm i opiekuje się m a m a albo teściowa. Ona w ięc staje się rzeczyw istą m a tk ą dzieci w ciągu całego dnia i nie m oże rozstać się z tą rolą, ki e d y córka wraca do domu-. Młoda kobieta natomżast nie chce ze s w e j pozycji zrezygnować.
Powstają napięcia, jakich p rzy innej organizacji można by było uniknąć, n a w e t jeżeli m u s ie lib y ś m y zrezygnow ać z czegoś, co o b ie kty w n ie jest ważne.
W ta k ie j w ła ś n ie s y tu a c ji z n a jd u je się p a n i T., 24 la ta . ■ J e s t od d w ó c h la t m ę ż a tk ą , m ą ż j e s t k ilk a la t od n iej s ta rs z y . R o d z in a m o g ła b y ży ć z p e n s ji m ę ż a w e w z g lę d n y m d o b ro b y c ie , a le p a n i T. n ie z a m ie rz a p o rz u c ić p ra c y . J e s t n a u c z y c ie lk ą je ż d ż ą c ą n a z a s tę p s tw a w ró ż n y c h d z ie ln ic a c h i z a le ż n ie od o k o liczn o ści m a c z a sa m i d o p rz e b y c ia 15 k m , i to p rz y n ie n a jle p s z e j k o m u n ik a c ji. M łode m a łż e ń stw o p o c z ą tk o w o m ie sz k a ło u ro d z ic ó w p a n a T., a le p a n i T. c z u ła się ta m obco. M łodzi w y n a ję li m ie sz k a n ie , a le p o k ilk u m ie sią c a c h p rz e p ro w a d z ili się do ro d z ic ó w p a n i T ., g d y ż p ie n ią d z e , ja k ie p ła c ili za czynsz, w o le li p rz e z n a c z y ć n a in n e cele. G dy p rz y sz ło n a św ia t d zieck o , p a n i T. o p ie k ę n a d n im p o w ie rz y ła m a tc e . O na sa m a p o k o n y w a ła c z te ry r a z y d z ie n n ie d y s ta n s 13 k m o d d o m u d o sz k o ły . D zieck o p ła k a ło c z a sa m i w n o c y b u d z ą c c a ły dom . W w y n ik u z m ę c z e n ia i b r a k u czasu p a n i T. n ie b y ła w s ta n ie z a ją ć się d o m e m . J e j s to s u n k i z m a tk ą u k ła d a ły się tr o c h ę na ta k ie j sa m e j z a sa d z ie j a k w te d y , k ie d y b y ła m a łą . M ąż c ie rp ia ł z p o w o d u te g o b r a k u sa m o d z ie ln o śc i i w o la ł z a m ie s z k a ć u w ła s n y c h ro d zicó w . P o c z ą tk o w o p o ja w ia ły Się z a d ra ż n ie n ia , p o te m w y b u c h a ły k łó tn ie , w re sz c ie d o sz ło do p o w a ż n y c h k o n f lik tó w . PO d w ó c h la ta c h m a łż e ń stw o z n a la z ło s ię n a p r o g u ro z k ła d u . F a k t, że m łodzi w y b r a li m ie sz k a n ie z ro d z ic a m i, św ia d c z y , że z a ró w n o je d n o , ja k i d ru g ie b y ło u c z u ciow o n ie d o jrz a łe , co w k a ż d e j s y tu a c ji sta n o w i p o w a ż n e z a g ro ż e n ie d la ró w n o w a g i m a łż e ń s tw a .
Mądre postę powanie polegałoby na odroczeniu m a łż e ń s tw a albo na z m u szeniu m ło d yc h do samodzielnego m ieszkania . O dm ow a pom ocy ze strony rodziców oddałaby im n a jw ię k s z ą przysługę. Istn ie ją je d n a k dziadkowie grający p o z y ty w n ą rolę w d o m u swoich dzieci. C złow iek w podeszłym w i e k u , ■ schorowany, osam otniony przez w d o w ień s tw o , bardzo m ło d y m po
maga. Dla w s z y s t k ic h jest uosobieniem mądrości, pobłażliwości i te j d o broci, jak a ch a r a kteryz u je osoby, którym, życio w e doświadczenie pozwoliło kieroioać się sercem. T a ki dziadek czy babcia rzadko kied y bezpośrednio p o k azują w n u k o m sw oją władzę, a za to łagodzą k o n flik ty , w y słu ch u ją skarg, pozbaw ia ją w y d a rzen ia ich dram atycznego napięcia. Dziadek może p rzyczynić się do konsolidacji m a łże ń stw a i prom ieniow ać ciepłem na całą rodzinę. Lata pozw ala ją m u na opowiadanie historii, anegdot w z ię tych ja k b y z bajek. T y m i p o ety c kim i obrazami zapełnia u m y s ł y w n u k ó w , a oni zachow ują ich cudow ne w s p o m n ien ie na całe życie. Poznają więc urok dzieciństroa, czego b yć m oże rodzice z b r a k u czasu nie daliby im do
cenić. Tę p o z y ty w n ą rolę mogą grać dziadkowie, k t ó r z y naw et nie m ie s z kają ra ze m z dziećmi, ale obecni są tą obecnością, na którą nie m a w p ł y w u geograficzne oddalenie.
Nie w szystkie je d n a k starsze osoby cechuje podobna dobroć. Iluż to z n a m y zgorzknia łych, egoistycznych, zło śln oych starców, k tó rzy ty lko żądają i w ym agają . Szczególnie grozi to kobietom, które całe życie b y ł y z cze
goś niezadowolone, nie potrafiły dawać. Zaw sze przeszkadzały in n y m , a u s c h yłk u życia m a ją w sobie p r a w d z iw y jad. Mogą naruszyć rów nowagę całego otoczenia bez żadnej dla siebie korzyści, przynieść znaczne szkody dzieciom” (C)
2
J a k o r ł y
Pism o Św ięte dla lepszego zrozum ienia n iek tórych p raw d uży w a w ie lu różnych porów n a ń i przenośni. Je d n y m z n ich je s t w y stęp u jący n a k a rta c h S tareg o i Nowego’ T estam en tu przykład orła. P an m ów ił do lu d u w y b ra n e g o :
„... nosiłem w as n a skrzydłach orlich i p rzy w iodłem w as do siebie” (2 M-o-jż. 19,4). Swego czasu Izraelici1 cierpieli pod jarzm em n arzu co nym im przez faraona, w ładcę E giptu, ale P a n Bóg ulitow ał się n ad nim i. Pirzez sw ego sługę, Mojżesza, obiecał im, ż-e w yprow adzi ich z n ie woli ii w prow adzi do ziemi opływ ającej w m le
ko i m iód. I P a n ich w ybaw ił. N ajp ierw przez krew B aranka Paschalnego, k tó rą pokropili nadproża sw ych dom ów, u chronił ich od sądu, który dotknął w szystkich pierw orodnych w Egipcie. P otem w yzw alając ich z niew oli p rze
prow adził przez Morzie Czerwone, tak, że n a drugim brzegu, ju ż jako w olny lud, mogli za
śpiew ać p ieśń u w ielbienia Bogu.
Faraon i jego lud są d la nas biblijnym obrazem zdepraw ow anego św iata. P an Jezus i dziś uw alnia grzeszników iz m ocy grzechu przez moc sw ej krw i, przelanej n a k rzyżu Gol
goty. Z aprasza do p o jed n a n ia z Bogiem każ
dego człow ieka. Ale to jeszcze nie w szystko.
C zytaliśm y: „...nosiłem w as n a skrzydłach orlich i przyw iodłem w as d o siebie”. 1 Kor.
1,9 m ówi: „W ierny jest Bóg, k tó ry w as po
w ołał do społeczności S y n a swego Jezusa C hrystusa, P a n a naszego” . W P ieśniach Salo
m ona (6,3) czytam y: „Ja jestem miłego mego, a On jest m ó j”. Czy i tw oim prag n ien iem jest bliska społeczność z Ojcem i z Synem ? W V Mojż. 32,11-12 je s t pow iedziane, że ta k jak orzeł pobudza do lo tu sw oje młode, unosi się nad sw ym i pisklętam i, rozpościera sw oje skrzydła, bierze n a nie m łode i niesie je n a lotkach swoich, ta k P a n sam prow adził swój lud.
Pew ien człow iek stu diow ał życie orłów w Alpach szw ajcarskich, a sw oje obserw acje opublikow ał. Pisze on, że orły b u d u ją sw oje gniazda w ysoko w szczelinach skał. B u d u ją je n ajp ierw z gałązek, potem kładą słomę, siano i w yścielają to puchem ze sw oich piór. G niaz
do jest w ygodne i ciepłe, a sam iec i sam ica dostarczają dostateczną ilość pożyw ienia. Ale kiedy m łode podrosną, to m uszą sobie same szukać pożyw ienia, ale p rzed tem jeszcze m u szą nauczyć się fruw ać. Pew nego dnia sam ica zaczyna być niezw ykle energiczna i w yrzuca z gniazda słomę i siano. G niazdo p rzestaje być m iękkie i wygodne. Ale n a tym n ie koniec.
Powoli zaczyna przesuw ać m łode :na brzeg gniazda tak, że zaczynają bojaźliw ie m achać skrzydełkam i, a w reszcie tra c ą bezpieczny g ru n t. I ta k zaczynają fruw ać. S ta ry orzeł w tym czasie fru w a ponad sw oim i m łodym i i je obserw uje. A kiedy widzi, że nie w y trzy m u ją i tra c ą wysokość, w tedy p o dfruw a pod nich, rozszerza sw oje sk rzydła tak, że n a n ich sia
dają, ażeby odpocząć. Lecz s ta ry orzeł nie n ie sie ich n a daw ne m iejsce do- gniazda, lecz fru nie z nim i wyżej i tam n a w ysokości próba la ta n ia zaczyna się n a nowo. K iedy młode przeżyw ają znow u kryzys podfruw a, rozszerza im znow u sw oje skrzy dał, g w aran tu jąc im bez
pieczeństwo.
W ierzący Boży lud, w yprow adzony z n ie
w oli grzechu zn ajduje się zawsze pod Bożą opieką. P rzy p ad ek nie decyduje w życiu w ie
rzącego człow ieka. N ikt z nas n ie lubi niepo
wodzeń, czy doświadczeń, a jeśli nas to spoty
ka, to- jest n am p rzy k ro i często narzekam y n,a swój los. Piismo Św ięte przypom ina nam jednak, że P a n wie, co czyni, i że w dośw iad
czeniu bliski je s t sw ojem u ludowi. Jego oczy w idzą swoich w ybranych, a Jego mocne-, skrzy
dła są blisko, by nieść pom oc w dośw iadcze
niu. Ap. P aw eł w 1 Kor. 10,13 ta k pisze: „...
Bóg jest w ie rn y i nie dopuści, abyście byli kuszeni pomad siły wasze, On daje- też i w y jś
cie- z pokuszenia, abyście je mogli znieść” . W Psalm ie (105,5) czytam y, że P an moż-e nasycić dobrem tw oje życie i ja k u orła -od
nowić młodość tw oją. Orzeł może żyć ponad sto lat. A le kiedy dochodzi do- sześćdziesięciu lat, to zaczyna przeżyw ać pow ażny kryzys, k tó ry p rzejaw ia się w sposób n astęp u jący : -orzeł zaczyna być słaby i w ygląda n a to, że jest chory. J-ego dziób sta je się n iesp raw n y tak, że l-edwie go otw iera, ażeby z-d-obyć pożyw ie
nie dla siebie. Lecz po -pewnym -czasie -o-rzeł jak b y ożył n a nowo. Zaczyna nagl-e energicz
nie- fru w ać i jakby z jak ąś p a sją uderza z ca
łej siły dziobem w skałę. W tedy jakieś poro
w ate łuski -odpadają z -dzioba. Dziób staje się znów sp ra w n y i o-stry, znów -szeroko się otw ie
ra. N astępnie -orzeł pióram i sw ym i zaczyna mocno- -o-cierać -się o- -skały aż -d-o- krw i tak, że stare p ió ra -odpadają i w y ra s ta ją nowe. I ta k odm łodzony żyć m oże dalsze pięćdziesiąt lat.
C zytelniku, i w ierzący człow iek m-o-że dojść do takiego -stanu, że nic go- już w życiu n ie cieszy, a w szystko w idzi w czarnych b a r
w ach. C-o może być -przyczyną takiego- sta n u wierzącego- przecież człowieka-? Czy zakłócone zostało- życie m odlitw y ? Gzy pokarm ducho
w y płynący ze Słow a Bożego- zaczął -być n ie
doceniany? Czy jakiś u k ry ty grzech lub inna przeszkoda sta n ę ła na drodze praw dziw ej spo
łeczności z Bogiem? Zm obilizuj swe siły i sw o
ją wolę, ażeby się przeciw staw ić ty m przesz
kodom zabierającym radość ze -społeczności z Bogiem. Postanów s-obi-e w sercu swoim, że już ani jednego d n ia w ięcej bez społeczności z Jezusem żyć n ie będzi-eisz. P an J-ezus pow ie
dział -(Mat. 18,8-9), że lepiej w ejść chrom ym lub niew idom ym -do- życia wiecznego- w Bożej -chwale, aniżeli -całkowicie spraw nym o-siągnąć w ieczne potępienie. N ależy iść -prz-ez -całe swe życie drogą podobającą się Bogu, z w iarą w sercu i w Bożym św ietle. A kiedy popa-dliś-
3
m y w grzech, to A postoł J a n (1 J a n 1,9) ta k n am rad zi: „Jeśli w yznajem y grzechy swoje, w iern y je s t Bóg i' sp raw ied liw y i odpuści nam grzechy, i oczyści n as od w szelkiej niep raw o ś
c i”. P raw d ziw ą radość i pokój możesiz znaleźć ty lk o w Bogu. A p ro ro k Izajasz ta k nas pocie
sza (Izaj. 40,31): „Lecz ci, k tó rzy u-fają P anu, n a b ie ra ją siły, w zb ijają się w górę n a sk rz y d łach ja k orły, biegną, a nie m dleją, idą, a nie u s ta ją ”.
Drogi Czytelniku, sam Bóg d a je przez usta m ęża Bożego i proroka obietnicę dla tych, k tó
Bom ja Pan,
Od m om entu naw rócenia się i otrzym ania Ducha Św iętego fascynow ałem się (i n ad al to czynię) le k tu rą Nowego T estam entu. W ędro
w ałem m oim i m yślam i po w ioskach i m ia
steczkach P a le sty n y w raz z Jezusem C h ry stu sem i oglądałem w w yobraźni te niezliczone rzesze ludzkie, uszczęśliw ione przez S yna Bo
żego. P odniecająca radość n ap ełniała m oje se r
ce, gdy w yobrażałem sobie w ydarzenie z B ar- tym euszem , w dow ą z N aim i inne sytuacje.
T ragedia ty ch ludzi p rzy tłaczała m nie a radość po jej usunięciu w yzw alała radość i w dzięcz
ność dla M istrza. K roczyłem w ielokrotnie r a zem z Nim, obserw ując jak w yciągają się Jego ręce i d o tykają sparaliżow anych, ślepych i t r ę dow atych i ja k wszędzie tam gdzie On się po
jaw ił zm ieniały się sytu acje: znikały choroby, a łzy nieszczęścia ustępow ały m iejsca łzom radości. W ykrzykiw ałem w uniesieniu: — O, jak to w spaniałe! I zawsze w ted y po tej „gó
rze przem ien ien ia” nachodziła m nie reflek sja:
— Dlaczego dziś je s t to nieosiągalne? Dlaczego dziś nasze chrześcijaństw o to w głów nej m ie
rze teoria bez p ra k ty k i. P o tra fim y przecież przekazyw ać w iele fak tó w z życia i działalno
ści P a n a Jezu sa i Apostołów, p o tra fim y roz
czulać się nad tra g e d ią tam ty c h ludzi i cieszyć się, że Jezus w ydostał ich z ty c h n ie sp rz y ja ją cych okoliczności. M ówim y zw ykle w tedy:
„Oni m ieli szczęście, że żyli za dni P a n a J e zusa”.
Rozczulając się w ty m naszym w spółczu
ciu nad ludźm i sprzed w ieków ro n im y łzy m i
łości, ale w ty m sam ym czasie bardzo często będąc zapatrzeni w stecz nie p rz y jm u je m y do wiadom ości faktu, że żyjem y w otoczeniu lu dzi nie m niej dośw iadczonych i nieszczęśli
wych. Ludzie ci n a rów ni z tam ty m i oczekują pomocy, z tą tylko różnicą, że nie m ają szczę
ścia żyć za dni P an a Jezusa i dlatego pomoc nie n astęp u je.
P rzem yślenia tego ro d zaju często błądziły po m ojej głowie, pam iętałem , że przecież Bóg nie m a w zględu na osoby, tą sam ą miłością, ty m sam ym w spółczuciem i litością, k tó rą d a
rzył dw a tysiące lat tem u m ieszkańców P a les
rzy ufają, n a Niego oczekują. W ty m w ezw a
n iu je s t coś z tej obietnicy zaw artej w w ielu m iejscach P ism a Św iętego zachęcającej do go
towości opuszczenia tej ziemi n a w ezw anie n a szego Pana, aby w ejść z Nim do niebiańskiej chw ały i tam przebyw ać ,z Nim n a zawsze.
Czyś gotów m ieć z Nim społeczność? On chce ci w tw ojej w ierze i w ierności błogosławić i dodać now ych sił. Miej z Nim społeczność zawsze.
Kazimierz Muranty
twój lekarz
ty n y darzy i nas, ludzi m ieszkających u „kresu w ieków ”. Dlaczego w ięc oni byli uzdraw iani, uw alniani, m ogli dotykać szat P an a Jezusa, dlaczego oni m ieli przyw ilej aby Jego ręce do
ty k ały ich, a nam pozostało tylko w spom nie
nie?
Przez wiele m iesięcy szukałem odpowiedzi na stronicach Nowego T estam en tu i doszedłem do p ew nych wniosków, k tó re także potem za
stosow ałem w p raktyce, i z k tórym i chciałbym podzielić się z C zytelnikam i w k ilk u a rty k u łach n a łam ach „C hrześcijanina”.
P a n Jezus w ielokrotnie podkreślał, że przyszedł na ziem ię nie po to aby w ypełniać sw oją wolę, ale przyszedł czynić i mówić ty l
ko to, co Ojciec M u nakazał mówić i czynić (por. J a n 5,19.30; 8,28; 12,49.50; 14,10). Może
m y więc bezsprzecznie stw ierdzić, że cała dzia
łalność i nauczanie P a n a Jezu sa b y ły zgodne z wolą Ojca — Boga i nigdy nie w ychodziły poza ra m y w oli Bożej.
Na czym polegała ta zgodna z wolą Boga Ojca działalność Jego Syna, P a n a Jezusa C hrystusa?
Po pierw sze — n a nauczaniu,
Po drugie — n a głoszeniu ewangelii, Po trzecie — n a uzdraw ianiu z w szyst
kich rodzajów chorób i niem ocy oraz na w ygania
n iu dem onów i uw aln ia
niu z ich opresji (Mat.
4,23— 24; 9,35; 15,30— 31).
Identyczne by ły rów nież Jego in stru k cje tak dla d w unastu ja k i siedem dziesięciu dwóch, gdy w ysłał ich na p rac ę m isyjną. Oni rów nież m ieli nauczać, głosić ew angelię oraz uzdraw iać chorych (Łuk. 9,1— 2; 10,1— 12.19).
A potem po zm artw y ch w stan iu w stosun
ku do w szystkich sw oich sług w yraźnie sp re cyzował Sw oje polecenia:
— głoście ew angelię (Mk. 16,15)
— czyńcie uczniam i (nauczajcie (Mt. 28, 18— 20)
— dem ony w yganiajcie i uzdraw iajcie przez w kładanie rą k (Mk. 16,17— 18).
B ardziej szczegółowa analiza ty ch poleceń p rzekonuje nas, że zm artw y ch w stały P a n nie zm ienił nic z tego, co przed ukrzyżow aniem Sam czynił, a następ n ie polecił dw u n astu i sie
dem dziesięciu dwom.
Tak jak głoszenie ew angelii i nauczanie dotyczy w szystkich g en e ra c ji aż do końca hi
storii, ta k rów nież uzdraw ianie i w yganianie demonów w inno 'być p rak ty k o w a n e aż do k oń
ca. B yłoby błędem tw ierdzić, że głoszenie ew angelii i nauczanie dotyczy w szystkich w ie
ków, n atom iast uzdraw ianie i uw alnianie ty l
ko okresu apostolskiego lub jeszcze jakiegoś innego.
Nie słyszałem jeszcze żadnego ew angelisty, któryby stw ierdził, że głosi n iepełną ew angelię.
W szyscy m am y aspiracje być głosicielam i p e ł
nej ew angelii, ale w m oim pojęciu głoszenie pełnej ew angelii to nie tylko relacjonow anie tego, co P a n Jezus głosił, ale i działanie jak działał Jezus i A postołow ie. K toś pow iedział:
„Sam a d o k try n a o zbaw ieniu bez faktycznych zbawień lub koncepcja uzdrow ień bez uzdro
w ień jest tylko p u sty m frazesem ”.
E w angelista Ł ukasz relacjo n u je uw ięzie
nie J a n a C hrzciciela i przybycie jego w y słan ników do P a n a Jezusa z zapytaniem : „Czy Ty jesteś tym , k tó ry m a przyjść, czy też innego oczekiwać m am y ? ” Odpowiedź Jezu sa była n a stępująca: „Idźcie i oznajm ijcie Janow i, coście widzieli i słyszeli: Ślepi odzyskują w zrok, chro
mi chodzą, trędow aci zostają oczyszczeni, a głusi słyszą, u m arli są w skrzeszani, ubogim opow iadana jest ew an g elia” (Łuk. 7,20— 21).
U zdrowieńcze a k ty P a n a Jezusa m iały więc być sam e w sobie gw aran tem dla Jana, że w nauczaniu i życiu Jezu sa objaw iała się obecność Boga. Jezu s nie p rzekonyw ał Ja n a 0 Swoim M esjaństw ie długim i i zaw iłym i w y wodami, nie pow oływ ał się n aw et n a sta ro te - stam entow e p raw d y ale posłużył się jako a r gum entem aktam i, k tó ry c h dokonyw ał.
W spółcześni Jezusow i ludzie byli zaszoko
w ani i zaskoczeni sposobem Jego zw iastow a
nia, poniew aż kontrastow ało ono w sposób za
sadniczy z nauczaniem nauczonych w Piśm ie.
Na czym polegała ta różnica? Uczeni w Piśm ie uw ażali się za ekspertów , znaw ców zagadnień zw iązanych z Zakonem i S ta ry m T estam entem , prow adzili w synagogach długie i jałow e, po
zbawione życia, D ucha i m ocy dyskusje i po
lem iki nad tra d y c ją i postanow ieniam i s ta r szych. To co czynili było zw ykłym w ykonyw a
niem zawodu, m echanicznym pow tarzaniem rytuałów ; nie angażow ały się w to ich uczucia, ich serce. G dy przyszedł Jezus, Jego zw iasto
wanie pełne było ognia miłości, a u to ry te tu 1 mocy. W Jego usłudze była pełnia Jego współczucia, kom pletne, całkow ite zaangażow a
nie się całej Jego osobowości. Zw iastow anie Jezusa, to była m ow a nieba, to były rzeki wo- dy żywej.
Podobnie p rze jaw y m ocy Bożej m anifesto
w ały się przez Apostołów i by ły dla uczonych religijnych ludzi w owym czasie dowodem nie do obalenia, że ci ludzie „...byli z Jezu sem ” . P a trz y li na uzdrow ionego człow ieka i nie w ie
dzieli co powiedzieć m im o złości, k tó ra za
w ładnęła ich sercem (por. Dz.Ap. 4,14). W ogó
le, to w stęp do D ziejów A postolskich rozpo
czyna się od stw ierdzenia, że a u to r trzeciej Ew angelii, Łukasz, pisząc ją m iał za cel pod
kreślić w pierw szej oklejności „...co Jezus czy
n ił” (Dz. Ap. 1,1).
Biorąc te i inne m iejsca Nowego T esta
m en tu za podstaw ę uw ażam , że obecne chrześ
cijaństw o z p raktycznego przeszło w sferę teorii. Większość bowiem sług Bożych, tak S ta rego jak i Nowego T estam entu, nie ogranicza
ła się tylko do przekazyw ania oczyw istych praw d Bożych ale zw iastow anie ich było je szcze uw ierzytelniane, potw ierdzane p rzez p rze jaw y Bożej m ocy. W śród aktów m ocy głosili Boże poselstw o Mojżesz, Eliasz, Elizeusz, P io tr i Paw eł, a n aw et praw dziw ość S yna Bożego była p otw ierdzana przez „...znaki i cuda” (Dz.
Ap. 2,22). W ten sposób Bóg daw ał do zrozu
m ienia, że On stoi za tym i, k tórzy zw iastują w Jego Im ieniu.
Nie chciałbym zastanaw iać się nad n a u czaniem i ew angelizow aniem , ale chciałbym podzielić się kilkom a uw agam i odnośnie służby uzdraw iania. Nie dlatego, abym był jakim ś ek sp ertem w tej dziedzinie, ale dlatego, że w naszym Zborze od ro k u regularnie, raz w m ie
siącu, odbyw ają się specjalne nabożeństw a uzdrow ieńcze i zdobyliśm y już pew ne dośw iad
czenie, a także podczas każdej ew angelizacji jak ą prow adzę, pośw ięcam choć jedno nabo
żeństwo tem u tem atow i. Nie w szyscy oczy
wiście, k tórzy przychodzą na te nabożeństw a są uzdraw iani, ale też w iele zostało uzdrow io
nych.
P odstaw ow ym problem em nieodłącznie to
w arzyszącym m odlitw om za chorym i, jest w ątpliw ość chorych ludzi w to, czy jest wolą Bożą, aby byli uzdrow ieni. Rozw ażm y ten p ro blem zanim będziem y rozw ażać inne.
W ola Boża jest poznaw ana w różnoraki sposób, m iędzy innym i przez Słowo Boże, cha
ra k te r Boga, c h a ra k te r działalności Jezusa oraz przez w ew nętrzne objaw ienie Ducha Świętego.
Biorąc pod uw agę Słowo Boże, jest rzeczą oczywistą, że uzdrow ienie ciała przew ija się w nim od początku do końca. Już p a triarc h a A braham m odlił się o uzdrow ienie ciała Abi- rnelecha, króla G eraru (1 Mojż. 20,17). Potem gdy naród Izraelski w yszedł z Egiptu, Bóg oświadczył sw ojem u narodow i: „...bom ja Pan, twój le k a rz ”. P salm ista D aw id m ówi: „On od
puszcza w szystkie w iny tw oje, leczy w szystkie choroby tw o je ” (Ps. 103,3). Now y T estam ent swoim i opisam i uzdrow ień dopełnia niezaprze
czalną praw dę o ozdrow ieńczej woli W szech
mogącego.
Bóg jest źródłem życia i dlatego wobec choroby niszczącej życie m a przeciw ne stan o wisko. W iele rzeczy stw orzonych przez Boga m ają sam e w sobie uzdrow ieńczą moc i przez to określają także c h a ra k te r Stw órcy. Posiada lecznicze w łaściw ości słońce, woda, m inerały, zioła itd.
P rzez w iele la t po naw róceniu m iałem n ie
w łaściw e m niem anie o Bogu. W ytw orzyłem je sobie na sk u te k w ielu sp raw przypisyw anych Bogu, a o k tó ry c h słyszałem od dzieciństw a.
N asłuchałem się w ielu opow iadań o ty m jak
to Bóg p o karał kogoś tam , bo zabił go piorun.
Innym razem pożoga b y ła aktem zem sty Bo
ga, jeszcze innym razem choroba lub inna tr a gedia. W m ojej w yobraźni w ytw orzył się obraz Boga nieprzyjaznego, tajem niczego, groźnego, surow ego bez m iłosierdzia, a n aw et w ręcz sa
dysty. Dziś rozum iem kto m alow ał ta k i obraz Boga w m oim um yśle, bo przecież Bóg, k tó re go zaprezentow ał, p rzedstaw ił P a n Jezus jest zupełnie inny.
Michał Hydzik
ZWYCIĘSKIE ŻYCIE L U D U BOŻEGO
Krew Przymierza
„Wtedy Mojżesz spisał w szystkie słow a Pana, a w staw szy w cześnie rano, zbudow ał ołtarz u stóp góry i postaw ił dwanaście pomników dla dw unas
tu plemion izraelskich. Polecił też m łodzieńcom z sy nów izraelskich złożyć ofiarę dla Pana. Potem w ziął Mojżesz połowę krw i i w ylał do czaszy, a drugą po
łow ę w ylał na ołtarz. N astępnie w ziął K sięgę Przy
mierza i głośno przeczytał ludowi, ten zaś rzekł:
Wszystko co powiedział Pan uczynim y i będziemy posłuszni. Wziął też Mojżesz krew i pokropił lud, mówiąc: Oto krew przymierza, które Pan zawarł z w am i na podstawie w szystkich tych słów. I w stą pił Mojżesz i Aaron, Nadab i Ahibu oraz siedem dziesięciu ze starszych Izraela na górę. I ujrzeli Boga Izraela, a pod jego stopami jakby twór z płyt sza
firowych, błękitny jak samo niebo. Lecz na najprzed
niejszych z synów izraelskich nie w yciągnął swojej ręki; mogli w ięc oglądać Boga, a potem jedli i pili”.
„Bo jeśli krew kozłów i w ołów oraz popiół z jało
wic przy pokropieniu uśw ięcają skalanych i przy
wracają cielesną czystość. O ileż bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha w iecznego ofiarował samego siebie Bogu, oczyści sum ienie nasze od m ar
twych uczynków, abyśm y m ogli służyć Bogu Ż yw e
m u”. (II Mojż. 24,4-11; Hebr. 9,13-14).
Bóg z m iłości sw ojej do n a ro d u w y b ra n e go nadal prow adził Izraelitów do „ziem i p rze ślicznej” (Dan. 8,13). P a n pragnie, aby Jego Lud był zw ycięski i u g ru n to w an y n a Bożym Słowie. Lud, k tó ry w yszedł z E g ip tu m iał być godny tej nazw y „Boży L ud”, bo Bóg chce że
by n a ziem i, k tó ra była zam ieszkiw ana już przez w iele narodów n iepoddanych Bogu, był szczególny, w yróżniony N aród Boży, k tó ry n a Jego Słowo poszedł za Nim. Bożym zam iarem było osiedlenie Izraelitów w K anaanie, jed n a k ziem ia ta była z a ję ta przez ludy, k tó re lekce
w ażyły Boga i zajm ow ały m iejsce w ziemi. (II Mojż. 23,33). P a n daje sw ojem u ludow i p rze
w odnika, k tóry m a w prow adzić lud do Ziemi O biecanej. Cel — Boża K ra in a b y ła jeszcze
daleko przed nim i, je d n a k A nioł P ański n ie
stru d zen ie tow arzyszył im i prow adził. Lud No
wego T estam en tu także m a sw ojego przew od
n ik a — P a n a Jezu sa C hrystusa, którego ślada
mi m am y chodzić (I P t 2,21). On sam poszedł przygotow ać n a m m iejsce i On też w eźm ie nas do Siebie (Jan 14,2). On je s t pew nym P rz e w odnikiem . K to za N im kroczy, nigdy nie m o
że zbłądzić ma drodze do Bożego K rólestw a. On jest S praw cą zbaw ienia w iecznego i n a Niego m am y patrzeć (Hebr. 12,2) czyniąc to, co n a k a zuje sw em u w y b ran em u ludow i już przed za
łożeniem św ia ta (Efez. 1,4). W drodze do K a- naamu w ażną rolę odgryw ał Mojżesz. O n żyje Bogiem, Jego K rólestw em . J e s t rzeczą n ie zw ykle w ażną abyśm y mogli śladem M ojżesza budow ać z ra n a P a n u ołtarz — czytając Jego Słowo, rozm yślając o Nim i m odląc się. M amy być zw ycięskim ludem i czy nim będziem y przez cały dzień zależeć będzie od naszego pod
dania się P a n u już od samego rana. M y rów nież m am y budow ać ołtarz P anu! Mojżesz po
staw ił także dw anaście pom ników , jest to w y raz pam ięci w odza o całym ludzie, żadne ple
m ię nie zostało zapom niane. W naszej m od
litw ie nie m ożem y pom ijać nikogo z Bożego Ludu, k tó ry jest n am znany i bliski przez P a na Jezusa. K ażdy, kto jest n am drogi, pow inien m ieć pom nik w naszym życiu m odlitew nym . W tedy pom niki były robione z kam ienia, czyli trw ałego m a te ria łu ; z a w a rta jest w tym myśl, że m am y trw ać w m odlitw ach! Mojżesz też dbał o p racę w społeczności synów izraelskich i d aje ją now em u pokoleniu. On dostrzega lu dzi m łodych i angażuje ich do pracy dla Pana.
Potrzeba, aby troska M ojżesza jako wodza lu du, przeszła rów nież n a tych, którym pow ie
rzono pieczę nad now otestam entow ym i zbo
ram i, żeby praca, której jest ta k dużo, mogła być w ykonyw ana także przez m łodych ludzi; on wziął połowę krw i i w ylał połowę na ołtarz i w lał do czaszy z zam iarem pokropienia ludu.
6
K rew została w części ofiaro w an a Bogu, a częś
ciowo został n ią pokropiony lud.
P a n Jezus (z jed n ej strony) ofiarow ał siebie Sam ego Bogu (Hebr. 9,14), z drugiej znów stro n y odkupił tą sam ą k rw ią w ierzący lud (I P t 1,18-19). Bo bez ro zlania krw i, ,nie m a odpuszczenia (Hebr. 9,22); nie m ogłoby więc być też zaw arte Przym ierze Synajskie.
D opiero gdy została rozlana k re w i lud zos
tał n ią pokropiony, część zaś w ylano n a ołtarz, nastąpiło po jed n an ie z Bogiem i w ted y przed staw iciele Izraelitów mogli w stąpić n a czele z M ojżeszem n a górę. P rzed Bogiem n ie m ożna stanąć bez rozlania krwi,; je s t to w iążące za
równo- w S ta ry m ja k i w N ow ym Testam encie.
Niebo i Boże K rólestw o tylko- przez K rew zos
taje o tw arte dla ludzi. P rzedniej szym ,z synów izraelskich d an e było oglądać Boga, byli godni dostąpić wielkiego- w yróżnienia, ale byli też do tego w y brani i po-wołani. P odkreślone je s t tu taj, iż oglądali Boga. P a n Jezus C hrystus po
w iedział, iż „Boga n ik t nig d y n ie w idział, 1-ecz jednorodzony Bóg (J-ezus C hrystus), k tó ry jest na łonie Ojca, objaw ił Go. B iblia też w y ra ź nie stw ierdza, iż to- Jezus Chrystus- jest -obra
zem Boga niew idzialnego (Kol. 1,15). Z tego w ynika, iż oglądali P a n a Jezusa, k tó ry jest ob
razem Boga, k tó ry je s t Synem Bożym. On to na S y n aju objaw ił Boga. P rzed n ięjsi z Izraela mogli oglądać coś z bogactw a Bożego K róles
twa. W sym bolice biblijnej oddane to- zostało- jako- „najkosztow niejsze rzeczy” jak ie dane jest n am -ogarnąć naszym ludzkim rozum em . Jednakże Bóg przygotow ał coś znaczniej p ięk niejszego tym,, którzy kroczą do Bożej K rain y (I Kor. 2,9). Oglądali Boga, jed li też i p ili przed Panem . Byli w bliskiej społeczności z Nim.
Pan nie pozostaw ił ich głodnym i 1 sp ragniony
mi. Boże Królestwo- — to życie obfite, które daje sam P a n (Ja n 10,10).
P an Jezus mówi, iż ciało Jego jest p ra w dziwym pokarm em , a k rew Jego- praw dziw ym napojem (Jan 6,55). Dzięki Jego śm ierci n a wzgórzu Golgoty, m ożem y się karm ić ducho
wo- Nim sam ym — Jego -osobą, charakterem , Słowem; Jego- życiem, Nim Sam ym . On jest praw dziw ym napojem , k tó ry gasi pragnienie znękanej grzecham i duszy. Jeg o k rew oczysz
cza z grzechów (I J a n a 1,7). M ojżesz m iał jed
n ak przyjść jesz-cze bliżej P ana. P a n w pełni akceptuje M ojżesza i jego- w staw ienniczą służ
bę. On b ył pośrednikiem m iędzy P anem a lu dem. W N ow ym Testamencie- jed y n y m pośred
nikiem je s t P an Jezus Chrystus- (I Tym. 2,5).
I tak, ja k chw ała P ań sk a o k ry ła górę Synaj, tak i dzisiaj jed y n ie prze-z Golgotę P a n o k ry wa lud Sw oją chwałą. Obecność Boża to w a
rzyszyła w staw ienniczej służbie Mojżesza. T e
raz funkcję tę pełni ustaw icznie Sam P a n J e zus C hrystus, orędując za nam i (Hebr. 7,25).
K rew potrzebna była do- zaw arcia przym ierza z Bogiem tam n a pustyni. Izraelici zlekcew a
żyli jed n ak je, mimo, iż P a n p rag n ą ł by P rz y m ierze to um ocnić (III Mo-jż. 26,9). Je d n ak Izrael porzucił przym ierze (I Król. 19,10). P an zaś w sw ojej miłości dał obietnicę nowego wiecznego P rzym ierza (Iz-aj. 61,8). Nowe P rz y
m ierze m iało być inne, niż to n a pu sty n i Sy
naj (J-e-r. 31,31-34). P a n p rag n ie za wsz-elką ce
nę, aby Jego- Lud. był w pełni zwycięski. On nie izolow ał isię od lu d z i; przeciw nie, On szu
ka w yjścia i p ra g n ie zaw ładnąć sercem czło
wieka. P rag n ie też Sw oje Sł-o-wo złożyć w ich w n ętrzu i w pisać n a sercach ludźi. Przym ierze S ynajskie było przym ierzem zew nętrznym , ce
rem onialnym . P a n chciał dać P rzym ierze No
we, tak ie które m ogłoby poruszyć duchow ą istotę człow ieka. Przym ierze to wiąże się z -od
puszczeniem grzechów (Jer. 31,34; Rzym.
11,27). Mógł tego- -dokonać tylko- P an J-e-z-us Chrystus-. On Sam stał się poręczycielem no
wego, lepszego P rzym ierza (Hebr. 7,22). To Przym ierze z Wiązane było- z w ylaniem Jego krw i i stało się P rzym ierzem W iecznym (Hebr.
13,20). Nie potrzeba zatem ju ż innego-, gdyż P rzym ierze które zapew nił Pan, Jezus C hrystus jest zw iązane z J-ego o fia rą raz- n,a zawsze (Hebr. 9,28). Nowe P rzym ierze je s t P rzym ie
rzem w e K rw i P ańskiej (I Kor. 11,25). U św ia
dam iam y sobie to zawsze, gdy obchodzim y W ieczerzę Pańiską, k tó ra jest św ięta i przezna
czona tylko- dla Jego- lu d u — czego obraz, m a
m y w II Mo-jż. 29,33, por. E-zdr. 6,20-21). P rz y m ierze No-we zost-ało- dokonane przez śm ierć P an a a później przypieczętow ane Jego zw y
cięskim 'zm artw ychw staniem . Mojżesz pokro
pił lu d krw ią c-ieląt, m y n ato m ia st zo-staliśmy pokropieni k rw ią Jezu sa (I Pt, 1,2). Staro-testa
m entow y pro ro k Z achariasz zw iastow ał, iż za cenę krw i -zostaną w ypuszczeni n a wolność w ięźniow ie (Zach. 9,11). P a n Jezus w yzw olił tych, k tórzy d-o Niego przyszli z grz-e-chów (Obj. 1,5). P roroctw o Zachariasz-owe -stało- się rea ln e przez posłuszeństw o P a n a Jezusa (Fiłp.
2,8). Jego m ęczeńska śm ierć n a K rzyżu daje wyzw olenie — w ażny czynnik w życi-u każde
go człowieka. Ten kt-o jest niew olnikiem nie jest w pełni człow iekiem i j-eg-o- życie jest ty l
ko- w egetacją. P raw dziw y człow iek — to- -czło
w iek w-o-lny. W olny -od grzechów, które P an zniw eczył n a krzyżu (Kol. 2,14; I J a n a 3,8-9).
W-o-lny o d strach u przed śm iercią (Hebr. 2,15).
Nie-wola — t-o straszna rzecz. C h ry stu s daje wolność i t-o- je s t cudow ne! K rew P a n a daje także pokój (Kol. 1,20), co jest ta k w ażne szczególnie w czasach niepokoju i w ojen. Nasz P a n cierpiał, by uśw ięcił lud w łasną krw ią;
bez J-ego- krw i nie byłoby możli-woś-ci dostępu do- B-oga. U św ięcenie życia, a więc zw ycięskie życie, daje J-ego- K re w ! Bez uśw ięcenia n ik t nie u jrz y P an a (Hebr. 12,14). W ejście do św ią
tyni um ożliw ia ty lk o Jego- K rew (Hebr. 10,19).
Bez K rw i P a n a Jezusa, k tó ra je s t droższa niż złoto, n ik t nie w ejdzie do- Bożego K rólestw a.
Lud izraelski był pokropiony k rw ią P rzym ie
rza, m iał zatem prow adzić zw ycięskie życie i podążać do Ziem i O biecanej. Je d n a k ich krnąbrność i -odstępstwo d-o- Bożych Słów były przyczyną nieszczęść i upadków . W N-o-wym P rzym ierzu, ustanow ionym przez P a n a Je zu sa C hrystusa, jest n am dana możliwość zw y
cięskiego- życia, które nierozerw alnie j-eist złą
czone z C hrystusem . Zw ycięskie życie je s t i dla Ciebie. Drogi Przyjacielu! P rzystąp więc dzi
siaj z ufn ą odw agą do tro n u łaski (He-br. 4,16) oddaj swe życie P a n u Jezusow i, On Ciebie ta k że przyjm ie i oczyści Sw oją K rw ią! Bóg do
chow uje P rzy m ierza (Dan. 9,4), poniew aż p ra g nie zbaw ienia każdego człow ieka (II P t. 3,9).
Pokropienie Jeg o k rw ią zapew ni rów nież to bie Ż yw ot W ieczny. Lud Boży, k tó reg o oczyś
ciła k re w R ana od m artw y c h uczyników , m a
więc prow adzić zw ycięskie życie. Jeśli idziesz za P anem a b rak Ci zwycięskiego- życia n a co dzień i ciągle borykasz się z grzechem — zau
faj -całkowicie P a n u Jezus-owi! Wiedz, iż zw y
cięstwo- je s t przez KREW BARANKA — P an a Jezusa C hrystusa (Obj. 12,11).
Ludwik Skworcz
W atch m an N ee (9)
Pew nego ra z u C h a rity i W atchm an Nee zostali zaproszeni na h e rb a tę do pew n ej pani. Podczas r-oiz- nio-wy w ręczono im, zaginioną n a początku w ojny, Biblię — p rez en t ślubny W atchm ana. H isto ria tej Biblii była dość niezw ykła.
W odległej Irla n d ii p rze m aw ia ł kiedyś n a n a b o żeństw ie -misjonarz będący w iele la t w C hinach.
W sw oim k azaniu pow iedział, że m ógłby lepiej w y jaśnić określony fra g m e n t P ism a Św iętego, gdyby m iał B iblię w języku chińskim . I był b ardzo zdziw io
ny, kiedy dostarczono m u pożądany egzem plarz P ism a Świętego. Z nalazł go jakiś angielski żołnierz, k tó ry pełnił służbę w C hinach. Zw rócił o n uw agę n a k ró t
ką -sentencję po angielsku, zapisaną n a w ew n ętrz n ej okładce: „C zytanie tej K sięgi n ak ło n i cię do p o rzu cenia grzechu, grzech n ato m ia st będzie oię sk ła n ia ł do odrzucenia tej Księgi?’. Ż ołnierz za trzy m a ł Biblię, jako p am iątk ę iz Chin. W te n sposób za w ędrow ała r a zem z nim do Irla n d ii, a sta m tą d dostarczono ją do S zanghaju, i po w ielu przygodach pow róciła do rą k w łaściciela.
POROZUMIENIE Z RODZICAMI
Peaee L in (Lin H uo-ping) m a tk a W atchm ana cią
g le była n iestru d zo n ą ew angelistiką ak ty w n ie d z ia ła ją cą w ram ach K ościoła m etodystycznego. P ośw ięciła się służbie w śród kobiet. N adal je d n ak troszczyła się o sw oje dorosłe już dzieci, a jej sta n n apięcia i obaw o los W atchm ana nie opuścił jej. C iągle nie p o tra fiła zaakceptow ać tej dziw nej jego o d r ę b n o ś c i , któ rą dostrzegała w poglądach i pobożności syna.
P ozostaw iając w ięc n a jsta rsz ą córkę w H ongkongu, z k tó rą m ieszkała, u d ała się do S zanghaju.
Podczas nabożeństw a była po p ro stu je d n ą z sióstr, lecz w dom u d alej p rz e ja w ia ła c h a ra k te r w szech w ład nej m atk i. Je d n a k jej w izyta w niosła now e elem enty w dotychczasow e st-osunki m iędzy nią i synem . Z a a k ceptow ała go i odrębność jego poglądów , on z kolei serdeczniej odniósł się w-o-bec po staw y m atki, w obec jej niepoham ow anej zaborczości. W izyta m a tk i zapo
czątkow ała etap zrozum ienia m iędzy rodzicam i i sy
nem. W czerw cu 1940 ro k u do jednego z przyjaciół napisał: „Czasem odnosim y w rażenie, że urodziliśm y się w nieodpow iedniej rodzinie. Lecz to Bóg zdecy
dował, czyim i dziećm i być mam y. Pew no Józef w o lał by innych braci niż ci, k tó ry ch m iał; lecz jednak w końcu pow ied ział: «Bóg w ysłał m nie przed wam i, aby w as zachow ać przy życiu» (por. I Mojż 45,5).
Nasze życie zaplanow ano w całości, nie zaś dopiero od chw ili naszego -nawrócenia. Bóg chce nas p rzygo
tow ać do realizacji sw oich celów.”
W niedzielę, 7 g ru d n ia 1941 roku, Japończycy za
atak o w ali P e a rl H arb o u r, rozpoczynając w ojnę z alian tam i. N astępnego d n ia o godzinie 8 ran o w błyskaw icznej ak c ji zatopili w szystkie am ery k ań sk ie i an gielskie o k ręty w o jen n e zacum ow ane w W hagpoo.
K rótko potem , 18 X II 1941 roku, zm arł na a tak serca ojciec W atchm ana. Zdążył on jeszcze udać się do H-onkongu, by zająć się pogrzebem . Było to na tydzień przed opanow aniem m ia sta prizez siły japońskie. Ni W eng-hsiu odszedł do P ana, jako Jego własność, w w ieku 64 lat.
N A CZELE FIRMY FARMACEUTYCZNEJ
Gdy kaznodzieja przebudze-niowy osiąga cel, zosta
w ia owoc sw ojej p rac y Bogu i innym w spółpracow nikom , i ra d u ją c się z w olności zdąża dalej. Lecz p rac a W. Nee polegała na zakładaniu coraz to no wych Zborów i um acn ian iu w w ierze już kostnie
jących. Było to za d an ie w yjątk o w o tru d n e, ty m b a r dziej, że w ypadło m u żyć w czasie p rzew rotów p o li
tycznych i w ojny. Szczególnie je d n ak zajm ow ała go jed n a spraw a: los w ielu m łodych m isjonarzy („apo
stołow ie”), któ rzy pośw ięcili się zupełnie zw iastow a
niu E w angelii i w iern ie trw a li przy P an u , niczego nie uzależniając od sp ra w m aterialn y ch . T roska więc 0 ich los legła ja k w ielki ciężar n a b ark a ch W. Nee.
1 chociaż tw ierdził: „M usim y tnie w ypuszczać pługa z ręki, gdy ścieram y łzy z tw arzy, i na ty m polega chrześcijań stw o ”, to przecie z bólem w sercu pisał do jednego z przyjaciół: „S praw y kościelne mocno m nie p rzytłaczają. T eraz nie przeżyw am radości, ale p rac u ję w dalszym ciągu, m ając całkow ite zaufanie do P a n a .”
Dzieło ew angelizacji prow adzone przez „Małe S tad k o ” było od początku o p arte n a dobrow alnych ofiarach chrześcijan, ;na „dziesięcinie”. N ikt oczywi
ście nie był przym uszany do sk ład an ia „dziesięciny”, lecz w szyscy byli w ychow yw ani w duchu ofiarności i w spółodpow iedzialności za dzieło Boże, dlatego „dzie
sięcinę” d aw an o na znak z u p e ł n e g o u z a l e ż n i e n i a s i ę od Boga. W ten sposób w szystkie Kościoły utrzy m y w ały siebie i w spom agały p r a c u ją cych w te re n ie p raw ie 200 m isjonarzy. W d-ziele po
mocy w spółdziałali ta k że indyw id u aln i chrześcijanie.
Było to je d n ak przedm iotem spe-cjalneij tro sk i W atch
m a n a Nee, ponadto on sam w sp ie ra ł p raw ie 40 w spółpracow ników . F undusz przeznaczony na dzieło ew angelizacji był adm in istro w an y przez trzech do
św iadczonych starszych pracow ników i W atchm ana Nee. W ielu z m isjonarzy założyło już w łasne rodziny, byli rozrzuceni po całym -kraju i tru d n o było dotrzeć