• Nie Znaleziono Wyników

"Historia prasy polskiej t. 1-2", pod red. J. Łojka, Warszawa 1976 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Historia prasy polskiej t. 1-2", pod red. J. Łojka, Warszawa 1976 : [recenzja]"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

RECEN ZJE

3 9 9

chrztu przez któreś z królestw a, a dziewczynki otrzym yw ały im ię królowej. Znany jest przypadek zaangażowania się Ludwiki Marii w spór m iędzy Michałem K a­

zimierzem Radziw iłłem a Lukrecją Marią Strozzi, w dow ą po Ludwiku Aleksandrze Radziwille, secundo voto Kopciową, w którym królowa poparła dawną dworkę Cecylii R enaty, co poważnie zniechęciło do niej potężnego Radziwiłła. N ie poru­

szyła autorka jeszcze jednego ważnego problemu — dziedziczenia funkcji dwor­

skich przez poszczególne rody i związku osobowego dworu króla z dworem kró­

lowej.

Do dwóch ostatnich rozdziałów pracy też można m ieć kilka zastrzeżeń.

Dlaczego w podrozdziale „M ężowskie rezydencje Francuzek z dworu królow ej”

uwzględniono tylko pięć przykładów, przez co zam ieszczona w pracy mapa (s. 7 9) nie jest kompletna. N iechęć do Francuzów w ynikała nie tylko z faktu, iż „uwa­

żano ich za sprzedawczyków, karierowiczów i zdrajców” (s. 89), ale także stąd, że w latach sześćdziesiątych XVII w., gdy w Rzeczypospolitej wyraźnie nasilała się walka z różnowiercami, na dworze królewskim francuscy i niem ieccy pro­

testanci żyli dostatnio, a naw et zdobywali sobie zw olenników wśród Polaków.

Ilustracją tego stanu b ył przebieg sejm iku m azow ieckiego w dniu 19 lutego 1665 r., na którym szlachta, dowiedziaw szy się, że „tu w m ieście [Warszawie]

niedawno Francuz jeden Beno, katoliczkę dobrą w ziąw szy za żonę nam ów ił ją na swoje odszczepieństwo, nam ówił potem i dziewkę — —” głośno domagała się wpisania do konstytucji artykułu „żeby dysydentów sam ych znosić i choć się król jmć bez serw itorów różnych narodów nie obejdzie, żeby przecie dysydentom serwitoraty nie służyły. Na to się w szystka hołota m azowiecka ozwała, głos podniósłszy: ścinać tych poganinów, co to bluźnią N ajśw iętszej Panience” 6.

Recenzowana praca jest prawie dokładnym powtórzeniem dysertacji doktor­

skiej autorki, brak w niej jedynie 8 tabel stanowiących ilustrację do związków Francuzów z W arszawą, z dworem i stosunków francusko-polskich. Autorka zrezygnowała także z zam ieszczenia rozbudowanego aparatu przypisów, przez co praca zyskała charakter zarysu popularyzatorskiego, obliczonego na szerokiego odbiorcę.

W sumie stw ierdzić należy, iż praca Bożeny Fabiani n ie stanow i w yczerpu­

jącej, gruntownej m onografii dworu Ludwiki Marii, a raczej tylko pierwszą jej próbę, w której na baczną uw agę historyka zasługuje podjęcie rekonstrukcji jego składu osobowego — n iezw ykle cenne dzięki w ykorzystaniu w arszawskich ksiąg parafialnych.

A n d rze j Rachuba

Historia p ra sy polskiej, pod red. J. Ł o j k a, t. I: Prasa polska w latach 1661—1864, t. II: Prasa polska w latach 1864—1918, PAN, Instytut Badań Literackich Pracownia H istorii C zasopiśm iennictwa Polskiego, PWN, W arszawa 1976, s. 414, 360.

W ielkie i potrzebne przedsięwzięcia naukowe, podejm owane z konieczności w zespołach, są też na ogół kłopotliw e i niewdzięczne. Praw dziw e zgranie w szyst­

kich współpracow ników rzadko kiedy daje się osiągnąć; im bardziej zaś pio­

nierską jest podjęta praca, tym łatwiej o potknięcia, które zaraz w ychw yci k ry­

tyka. Redakcja tomu może pocieszać się, że owoc jej trudu, jakkolw iek niedosko­

nały, zostanie i tak rozchw ytany i spożytkowany.

6 A G A D , A rc h iw u m R a d z iw iłłó w dz. V, n r 10033: S z c z ę sn y M o rsz ty n d o B o g u sła w a R a d ziw iłła, W a rsz a w a 22 lu te g o 1655.

(3)

4 0 0

Że obszerniejszy zarys dziejów prasy polskiej był od dawna potrzebny ogó­

łow i historyków nowożytnych, tego nie trzeba dowodzić. Że do jego opracowania była powołana Pracownia D ziejów Czasopiśm iennictwa Polskiego IBL, to rozumie się samo przez się. Że dwa pierwsze tomy owej próbnej syntezy ukazały w siedem nastym roku istnienia placówki, to też nie zdaje się term inem nadto wydłużonym. Tom trzeci zbiorowego dzieła, sięgający roku 1944, podobno się w y ­ kańcza; na czwarty i najtrudniejszy w ypadnie zapewne poczekać.

Szmat dziejów, sięgający od początków prasy polskiej aż po koniec doby rozbiorowej opracowało dziesięciu autorów *. W iększość ich rozporządzała już m o­

nograficznym dorobkiem w zakresie historii czasopiśm iennictwa, ale też każdy m usiał choć trochę rozszerzyć znaną sobie tem atykę, ażeby sprostać nałożonemu zadaniu. Lwią część zadania: od „Merkuriusza” (1661) po „Gazetę Narodową w Zakroczymiu” (1831) w ziął na siebie redaktor całości J. Ł o j e k . Zabór rosyjski opracowali E. T o m a s z e w s k i , Z. K m i e c i k i A. G a r l i c k a ; Galicję — I. H o m o l a i J. M y ś l i ń s k i ; ' zabór pruski — W. J a k ó b c z y k i T. C i e ś ­ l a k ; em igrację — S. K a l e m b k a i A. P a c z k o w s k i . W sumie na czasy przedrozbiorowe przypada 7,T°/o objętości obu tomów, na odcinek 1795—1864 — 49°/o, na okres popow staniow y — 43,3°/o. Okres 1815— 1918 w rozbiciu na zabory daje następujące stosunki: zabór rosyjski 45%, austriacki 21°/», pruski 10%, emigracja 24°/o. Proporcje te nie dziwią, jakkolw iek pow inny martwić: stan naszej wiedzy o Galicji, a zwłaszcza o Poznańskiem, w ciąż nie nadąża za rozwojem badań nad Polską Centralną.

W rozważaniach niniejszych m uszę niestety pominąć odcinek przedrozbiorowy, który przeczytałem z zainteresow aniem , ale którego nie umiem ocenić kompe­

tentnie. Wiek X IX został rozbity na dwa tomy, ale z odmiennym i cezurami dla każdej z dzielnic Polski: 1858 dla P ozn ańskiego2, 1864 dla Królestwa, 1866 dla Galicji, 1870 dla Śląska, Pomorza i Mazur, 1878 dla emigracji. Te rozbieżności dałyby się uzasadnić, choć osobiście zaliczyłbym galicyjskie „Ognisko” (1865) i „Hasło” (1866), om ówione w tom ie I, już do okresu popowstaniowego. Przyznał­

bym za to rację W. Jakóbczykowi, który om ów ienie sw e prasy poznańskiej zaczął cd r. 1815, mimo iż J. Łojek o 150 stron w cześniej już raz om ówił okres 1815—30.

Natomiast historię prasy W ielkiej Emigracji zam knąłbym w tomie I na roku 1870.

S. Kalembka w swym krótkim rozdziałku: „Schyłek prasy em igracyjnej po r. 1870”

zapuszcza się aż do I w ojny św iatow ej, podczas gdy jego kontynuator A. Pacz­

kowski zaczyna i tak sw ój rozdział w tom ie II od r. 1871. R ównież o „Echu z Polski” (Nowy York 1864—5) m ówią obaj autorzy, i to nie zawsze zgodnie z sobą. Paczkow ski zajm uje się nie tylko pism am i polskimi, wychodzącym i w Ameryce i na zachodzie Europy, ale także w ydaw anym i w Berlinie, Wiedniu i w Cesarstwie Rosyjskim , m im o że te organy są bliżej powiązane z czasopiś­

m iennictwem krajow ym niż ze sprawam i em igracji zarobkowej. W rezultacie petersburski „Kraj” został om ówiony dwukrotnie: II 38—40, 253; podobnie „Dzien­

nik K ijow ski” i „Dziennik Petersburski”: II 98— 100, 254—7; podobnie „Kurier Polski”, w ydaw any w Wiedniu: II 167 i 265. „Gazetę Robotniczą” om ówił naprzód E. Cieślak, gdy po r. 1901 ukazywała się w K atow icach, II 211, zaś wcześniejsze jej berlińskie dzieje od r. 1891 znajdujemy u A. Paczkow skiego, II 262. Historia prasy polskiej w czasie I w ojny św iatow ej, tak ściśle powiązana i warta porów ny­

wania, znalazła się w rozbiciu w rozdziałach J. M yślińskiego (Galicja), Z. K m ie­

cika (Królestwo do 1915), A. Garlickiej (K rólestwo pod okupacją niemiecko- austriacką) tudzież A^ Paczkow skiego (Rosja, W iedeń, Europa zachodnia).

1 J e d e n a s t y je s t a u t o r b ib lio g ra fii, A n d r z e j N o t k o w s k i .

2 P o m y łk o w o w ię c t r a f i ł a d o to m u I i l u s t r a c j a 74, s t r o n y ty tu ło w e j „ D z ie n n ik a P o z n a ń ­ s k ie g o ” z 1863 r.

(4)

RECENZJE

Cieszyniacy zaprotestują zapewne przeciwko zam ieszczeniu dw u poświęconych prasie cieszyńskiej paragrafów (I 246, II 172) w rozdziałach zatytułowanych: Prasa polska w Galicji, do której przecie Cieszyn nie należał. Albo w ięc trzeba zm ienić tytuły rozdziałów na: Prasa w zaborze austriackim , albo — co zdaje m i się bardziej uzasadnione — om ów ić sprawy cieszyńskie łącznie ze Śląskiem pruskim, jako że prasę obu tych regionów łączyło w iele podobieństw, a naw et zw iązków personalnych. Form alnie rzecz biorąc, nie należy też do G alicji prasa w olnego miasta Krakowa.

Krótka przedmowa J. Łojka w tom ie I nie określa bliżej, jak chce rozumieć zamieszczone w tytu le hasło: Prasa polska. Samo p ojęcie prasy, zwłaszcza w jej początkach, było cokolw iek płynne. Autor zaczyna narrację I 11 od nieperiodycz­

nych gazetek drukowanych, niżej zaś, I 19, wspom ina o „gazetach pisanych”, tak charakterystycznych dla XVIII wieku. Z chw ilą jednak ukazania się pierw ­ szych gazet drukowanych i periodycznych (chociażby efem eryd) przestaje in tere­

sować się tym i w stępnym i formami, z których w yłon iła się w ła śc iw i prasa, a które przecież w spółistniały z nią dosyć długo. W ydaje m i się, iż „gazetom pisanym” należało się w tym opracowaniu chociażby parę stron — tym w ięcej, że w dalszych częściach pracy uwzględniono kilka takich w ydaw nictw , p ow iela­

nych ręcznie: „Wesz” (Kraków 1835), „Dziennik Em igracji” (Szumią 1850), „Głos Więźnia” Warszawa 1879), Trafiła też do tom u w ydaw ana w Hotelu Lambert

„Correspondance du Nord—Est”, która jakkolw iek drukowana i periodyczna, nie była gazetą, ale biuletynem agencyjnym.

W sposób m ilczący w yłączono z pojęcia prasy w szystk ie roczniki, chociaż zdaje mi się rzeczą umowną, czy periodyczność ma się zaczynać od dwunastu, od sześciu, czy dopiero od trzech m iesięcy. Upomniałbym się jednak o pom inięte całkow icie tzw. noworoczniki, które form alnie periodycznym i nie były, m imo że ukazywały się, niekiedy przez parę lat z rzędu, pod tym sam ym , lub innym tytułem , jako dzieło tej samej grupy autorów. W pierwszej połow ie X IX w ieku noworoczniki były ważną i cenną nam iastką czasopisma literackiego, niektóre spośród nich, jak „M elitele” i „Ziewonia”, znalazły trw ałe m iejsce w dziejach kultury pol­

skiej — i zupełne ich przem ilczenie, tylko z powodu braku numeru bieżącego, wydaje m i się krzywdzące. To samo tyczy się kalendarzy, w ydaw nictw jak najbardziej periodycznych i spełniających różnorodne funkcje, podjęte następnie przez prasę, aż po w iek X X . Kalendarze polskie zasługują, to pew ne, na oddzielne opracowanie, lecz jakaś wzm ianka o nich należała się i przy p r a sie 3.

Co oznacza zam ieszczony w tytule przymiotnik: Prasa polska? Z treści obu tomów można w yciągnąć wniosek, że dzieło zajm uje się prasą wydaw aną na ziemiach polskich, w dow olnych językach, jak rów nież w ydaw aną przez Polaków poza Polską, w języku polskim, lub in n y m 4. Zasady tej nie przestrzega się konsekwentnie. Łojek uwzględnia prasę niem iecką, w ydaw aną w zaborze pruskim przed 1830 r., ale Jakóbczyk i Cieślak pom ijają ją całkow icie, chociaż w ym ieniają

„gadzinówki”, w ychodzące w języku polskim za pieniądze rządowe. W sposób wystarczający om ówiono prasę niem iecką w ydaw aną w W arszawie, Krakowie i Lwowie, a także rosyjską w W arszawie. Znacznie słabiej w ygląda om ów ienie prasy żydow skiej, zwłaszcza w arszaw skiej (niespełna stroniczka) — są tu luki i niedokładności. O prasie ukraińskiej w e L w ow ie jest 13 w ierszy w tom ie I i nieco w ięcej niż strona w tom ie II. Albo należało stw ierdzić, że prasa ukraińska

3 I l u s t r a c j a 79 w to m ie I I p r z e d s ta w ia je d n a k s t r o n ą ty tu ło w ą „ K a le n d a rz a d la w s z y st­

k ic h ” z 1899 r .

4 E . C i e ś l a k m im o c h o d e m w s p o m in a (I 263) o p is m a c h „ p r z y n a le ż n y c h d o h is to r ii p r a s y p o ls k ie j z r a c j i u k a z y w a n ia się w ję z y k u p o ls k im l u b r e p r e z e n to w a n ia in te r e s ó w lu d n o śc i p o ls k ie j” . N ie k tó r e p is m a o m a w ia n e w d z ie le n ie m ie sz c z ą s ię w t e j d e f in ic ji.

(5)

402 RECENZJE

w ogóle nas nie interesuje, albo uwzględnić ją w szerszym zakresie, jako część składow ą publicystyki lw ow skiej, bez której i polska prasa wychodząca w e Lw o­

w ie trudna jest do scharakteryzowania.

Jak dalece wyczerpujące jest om awiane opracowanie? Wolno, jak się zdaje, zakładać, że powinna była znaleźć się w nim chociażby krótka wzm ianka o każ­

dym czasopiśmie polskim. Za sprawdzian służyć mogą zam ieszczone w obu to­

mach, bardzo staranne indeksy tytułów prasowych. Są jednak luki w indeksach;

porównując np. indeks tomu I z podobnym indeksem tytu łów czasopism w cennej m onografii J. Łojka, „Studia nad prasą i opinią publiczną w K rólestw ie Polskim 1815—1830”, stw ierdzam y, że opracowanie syntetyczne, pióra tegoż samego autora, uboższe jest od opracowania monograficznego o kilkanaście pozycji. Można by się o to nie spierać, gdyby wśród czasopism pom iniętych nie znalazły się także

„Astrea” i „Themis Polska”, jak rów nież w iększość organów pozawarszawskich.

Nawiasem m ówiąc, w rozdziale dotyczącym K sięstw a W arszawskiego nie w spom ­ niano nawet o „Korespondencji w materiach obraz kraju rozjaśniających”, choć dokumenty te, tak ważne dla poznania ideologii polskiej lewicy, drukowały się w dodatku do „Gazety W arszawskiej” 1807 roku. W dalszej części tomu I została przeoczona „Jutrzenka”, w arszaw ski organ „Polaków w yznania m ojżeszow ego”

z lat 1861—62, w yjątkow e św iadectw o polsko-żydow skiego zbliżenia. Biorąc z kolei do ręki indeks tomu II porównałem go z indeksam i tytułów czasopism w dwóch w ydaw nictw ach pamiętnikarskich: L. K rzyw ickiego i B. Limanowskiego.

W ten sposób w ykryłem w dziele „Prasa polska” brak około trzydziestu tytułów.

N iektóre są zapewne m niejszego znaczenia, ale są wśród pom iniętych, tak głośne jak antysem icka „Rola” J. Jeleńskiego, jak nielegalne „Gawędy Robotnicze” (War­

szawa 1881, na powielaczu) jak „Tygodnik Pow szechny” (Warszawa 1891), pierwsze w Polsce legalne pismo socjalistyczne, jak zasłużony „Korespondent Płocki”, jak

„Tydzień” J. I. K raszew skiego (Drezno 1870), jak „Polnische Blätter” (Berlin 1915), redagowane z nerwem przez W. Feldmana. Paryski „Bulletin Polonais” z lat 1875—1914, tak cenny przy kwerendach biograficznych, został w zm iankowany, ale w yłącznie w tom ie I.

Minimum inform acji, jakich oczekujem y od historyka czasopiśmiennictwa, obejmuje m iejsce i czas ukazywania się om awianego organu, skład redakcji, obję­

tość, układ i zawartość, oblicze ideologiczne. W miarę m ożności spodziew am y się także danych o budżecie, nakładzie i kolportażu pisma. Bardzo w iele m ateriałów tego typu znajdujem y w om awianych dwóch tomach. Z uznaniem i podziwem trzeba pokw itować um iejętność poszczególnych autorów w ustalaniu nakładów, dochodów i deficytów bardzo w ielu dzienników i periodyków, w różnych m om en­

tach ich egzystencji. Dane te zostały gdzieniegdzie ujęte tabelarycznie, co uczyniło przejrzystym obraz rozwoju czasopiśm iennictwa poszczególnych dzielnic. Oczy­

wiście korzystając z tych tablic nie należy nadm iernie sugerować się liczbami;

tak np. mnogość tytu łów nie zawsze świadczy o bujnym rozwoju prasy, jeżeli wchodzą w grę efem erydy. Jedna „Biblioteka W arszawska”, wychodząca lat 70, w ięcej znaczy, aniżeli sześć kolejnych „Pam iętników W arszawskich”, z których żaden nie przetrwał dłużej niż lat kilka. Nie o w szystkich też czasopismach do­

w iadujem y się w szystkiego, co istotne; niekiedy nie sprawdzono naw et rzeczy ' stosunkowo prostych, jak objętość pism a i w ysokość prenumeraty. N iew iele do­

wiadujem y się o ogłoszeniach, ich rodzaju, ilości i cenie, nie dosyć, szczególnie w tomie I, o bazie technicznej drukarni. Zwłaszcza zaś brak obserwacji o zapleczu m aterialnym prasy codziennej i tygodniowej, np. o jej powiązaniu w Warszawie z firm am i drukarskimi i księgarskimi, podczas gdy galicyjska i poznańska prasa żyła głów nie z subsydiów ziem iańskich. Są wzm ianki o cenzurze, ale nie dosyć konkretne; warto było ukazać na przykładach, jak redaktorzy um ieli om ijać jej

(6)

RECENZJE

4 0 3

zakazy i jak publiczność uczyła się czytać m iędzy wierszami. Można spierać się oczywiście o rozm iary m iejsca poświęconego tym, a nie innym pozycjom. Kmiecik np. rozpisuje się o „Kurierze W arszawskim ” i „Słow ie”, zaś z „Kurierem Poran­

nym”, bardziej może oryginalnym dziennikiem , załatw ia się w kilkunastu w ier­

szach. Rozdział o prasie galicyjskiej okresu powstania styczniowego (I 240) na­

leżało zacząć od om ówienia „Głosu”, jako najw cześniejszego z powstających w ów ­ czas czasopism, którego śladem idą: „Dziennik P olsk i”, „Gazeta Narodowa” itd.

W tom ie I 240 n. mamy kolejność odwrotną.

Ze spraw pom niejszych: Abramowicz, rodowity Polak (I 127), m iał na im ię Ignacy nie Iwan, b ył zaś oberpolicm ajstrem, nie policm ajstrem . Imprezę prasową Henryka R zew uskiego z 1851 r. (I 128 n.) oceniać trzeba na tle „Mieszanin oby­

czajowych” Jarosza Bejły, w cześniejszych o dziesięciolecie. Zaszargały one tak dalece opinie o redaktorze, że przesądzały z góry o fiasku jego dziennika. Historię tzw. „wojny żydow skiej”, opowiedzianą (I 145 n.) za K. Bartoszewiczem, należałoby skonfrontować z ustaleniam i A. Eisenbacha. Za m it uznać .należy rzekome w pływ y żydowskiej burżuazji w sferach rządowych W arszawy i Petersburga. Skoro E. Tom aszewski wspom ina o petersburskiej pentarchii (I 163), powinien by w y ­ liczyć jej pięciu uczestników; należał do niej, obok zacytowanych Grabowskiego, Hołowińskiego, Przecław skiego i Rzewuskiego także Ludwik Sztyrmer. Jakże można mówić o osłabnięciu represji na ziem iach litew sko-ruskich po powstaniu listo­

padowym (I 157) gdy nasilają się one, w związku z konarszczyzną, w łaśnie pod koniec lat trzydziestych! Nie był to również okres „osłabienia pozycji caratu”

(I 159) — apogeum jego m iędzynarodowego znaczenia przypada na lata 1833—1851.

„Roczniki Gospodarstwa K rajow ego” (I 179) zdobyły sobie mocną podstawę f i­

nansową, odkąd abonowali je z urzędu członkowie Towarzystwa Rolniczego.

0 „Zwiastunie Ew angielickim ” (tamże) należało powiedzieć, że b ył to organ gm iny ewangelicko-augsburskiej. Prasa tajna pojaw iła się przed w ybuchem powstania styczniowego nie „na tle powszechnego rozczarowania społeczeństwa Królestwa, gdy zawiodły nadzieje na oczekiwane reform y w ew nętrzne” (I 187) — ale jako wtórny już etap potężniejącego ruchu narodowego, kiedy spiskowcom przestały już wystarczać w ydaw ane dorywczo ulotki. Z ulotkam i też należy powiązać omówienie galicyjskiej „prasy dla ludu” 1848 roku (I 227). Ó wczesne periodyczne wydawnictwa stanow iły tylko drobny fragm ent m asowej akcji ulotkowej. Kra­

kowski „Czas” przetrw ał okres reakcji nie dzięki „rozbudowanej stronie inform a­

cyjnej, w ysokiem u poziom owi artykułów ”, itd. (I 232), a dzięki swej konserw a­

tywnej orientacji. Niżej (I 244) należałoby dokładniej określić zygzakowatą lin ię

„Czasu” w okresie powstania styczniowego. Zaliczony do „młodych” Dzierzkowski (I 236) m iał w om awianym tu czasie lat 47. „Gazeta Narodowa” zdobyła sobie popularność (I 241) przede w szystkim afirm owaną tendencją niepodległościową.

Platon Kostecki, typow y gente Ruthenus natione Polonus nie da się zaliczyć do Ukraińców (tamże). Krakowskiej „Kroniki” z lat 1863—4 nie można nazywać

„zachowawczą”, stała bowiem na lewo od „Czasu” (I 245) „Echo M iast Polskich”

(I 319) znaczną część rozważań poświęcało k w estii żydowskiej. „Wojnow” to pseudonim Sazonowa — w tekście (I 326) W ojnow i Sazonow w ystępują jako dwie różne osoby. „Przegląd Rzeczy Polskich”, jak m i się wydaje, został zam knięty przez policję francuską (I 535) w łaśnie w następstw ie wybuchu powstania. Być może polska prasa em igracyjna po 1864 r. była bogatsza od upadającej w ówczas rosyjskiej (I 339). To nie zm ienia faktu, iż żaden z polskich organów na zachodzie nie m ógł równać się z „Kołokołem” pod względem dziennikarskiego poziomu 1 rozgłosu. Brukselska „Polska”, „Ephemerides Polonaises” i „La Pologne”, w y ­ dawane w latach 1863—4, (I 342—3) należą jeszcze do okresu powstania stycznio­

wego i pasowałyby raczej do poprzedniego paragrafu.

(7)

4 0 4 RECENZJE

„Wytworny lokal” Kuriera W arszawskiego na pierwszym piętrze domu Kra­

kow skie Przedm ieście 44! Dom nosił numer 40, była to obskurna rudera, zajęta w całości przez „Kurier” i ciągnąca się długimi oficynam i od Krakowskiego ku Skarpie. „Wieś i D wór”, „WTieś Ilustrow ana” (II 8 6) to snobistyczne czasopisma, przeznaczone dla ziem iaństwa. Nie „Rolnik i Hodowca” (II 101), lecz „Jeździec i Hodowca”. Tamże na s. 111 czytamy, że „w porównaniu z 1904 r. globalny nakład dzienników warszaw skich w 1909 r. znacznie się obniżył”. Lecz zamieszczona po­

wyżej tabelka m ówi coś w ręcz przeciwnego. Spolszczenie U niw ersytetu K rakow­

skiego nastąpiło w latach 1861—70, lw ow skiego zaś w latach 1867—71 (II 115).

Anachroniczna jest (tamże) nazwa obozu „liberałowie—demokraci”. Wchodzące w grę ugrupowanie galicyjskie wolno nam zaliczać do liberałów, lecz oni sami określali się jako demokraci, zaś podwójnej nazwy nikt nie używał. Przesadą jest też twierdzenie, jakoby' galicyjska endecja wygrała w ybory 1907 r. (tamże), uzyska­

ła bowiem 16 m andatów na 105 — co prawda w ięcej niż konserw atyści. Gdy mowa o austriackim prawie prasowym (I 117), warto było przypom nieć obyczaj „immu- nizow ania” skonfiskow anych artykułów , poprzez sym boliczne składanie egzem pla­

rza na trybunie parlam entu w Wiedniu. Pozw alało to na przejście do porządku nad każdą konfiskatą. Przem ilczany został w tym tomie znakomity założyciel

„Słowa Polskiego”, Stanisław Szczepanowski.

Kraków liczył w 1910 r. „przeszło 90% ludności p olskiej” (II 134) tylko dla­

tego, że statystyka austriacka nie znała narodowości żydowskiej i w iększość Ży­

dów w pisyw ała w ankietach narodowość polską. Do w yznania mojżeszowego przyznawało się w tym że 1910 roku 22,3°/o m ieszkańców Krakowa. „Centrum” — to nie „skrajny odłam podolaków” (II 142), ale grupa stojąca na pół drogi między skrajną prawicą a endecją. Tamże twierdzenie, że prasa demokratyczna „repre­

zentowała dobry poziom w zakresie felietonu kulturalnego” budzi lekką w ątp li­

wość, gdy przypomnimy sobie słynny felieton Prokescha w „Nowej Reform ie”

0 premierze „W esela”.

Sporo nazw isk przekręconych w druku trafiło w zniekształconej form ie także do indeksu: w tom ie I Nieszkoć, zam iast Nieszokoć, Lacanssade zam iast Lacau- ssade, Peddnéja zam iast Pechm éja, Czarniecki zam iast Czernicki. W tom ie II Alfred Szczepanowski zam iast Szczepański, Lenartow icz zam iast Lorentowicz, Nie- m ojow ski zam iast Niem ojew ski. N ie „Koloniarz w G alicji” Dobrzańskiego (II 12) lecz „Koroniarz w G alicji” Lama. Tamże Kazimierz, nie Adam Chłędowski.

W spominając o upadku tego czy innego pism a autorzy starali się zwykle określić jego przyczynę: brak poczytności, lub inne trudności finansow e, niedobry klim at polityczny, szykany cenzury itp. N iekiedy są to w yłącznie przypuszczenia, n ie poparte przekazem źródłowym. W tych w ypadkach lepiej w strzym yw ać się z hipotezami, gdyż o zw inięciu czasopisma decydow ać m ogły najróżniejsze oko­

liczności, których ślad nie zaw sze się dochował. Na ogół w tekście naszym opis przeważa nad refleksją: autorowie charakteryzują kolejne dzienniki, tygodniki 1 m iesięczniki, m niej m iejsca poświęcają uwagom ogólnym. W yjątek stanowi pogłębiony rozdział J. M yślińskiego o prasie polskiej w Galicji autonomicznej — trafiają się tu jednak powtórzenia pomiędzy dwoma działam i, z których jeden klasyfikuje prasę w edług typologii, drugi zaś — w edług kierunków politycznych.

U M yślińskiego znalazł się też m ały akapit (II 176) porównujący kierunki roz­

woju prasy w poszczególnych zaborach. Brak porównawczego elem entu jest chyba głów nym niedostatkieih dzieła, które powinno by nam też ukazać rozwój prasy polskiej na tle jej wspćłczes-nego rozwoju w państw ach zaborczych, w innych krajach ujarzm ionych, a także na zachodzie Europy. Szłoby tu nie tylko o prze­

siedzenie zapożyczeń, ale też o zorientow anie się, czy polskie dziennikarstwo da­

wało sobie lepiej, gorzej, a może inaczej, radę z problemami, które występowały

(8)

RECENZJE 405

w krajach sąsiednich. Podsum owania takiej pracy zespołowej powinny by się zna­

leźć w zakończeniu każdego tomu, lecz zakończeń tych w ogóle brak. Może przy­

niesie je tom III lub IV?

W ydawnictwo n ie poskąpiło ilustracji — na wkładkach poza tekstem , zn aj­

dujemy dobre, czytelne facsim ilia 224 stron tytułow ych dzienników i periodyków.

Jest to ozdoba tekstu, która m ogłaby go też wzbogacić, gdyby autorowie w spółpra­

cowali ściślej z ilustratoram i. Charakteryzując układ czasopisma, czcionkę, w i­

nietę itp. autor m ógłby przecie odwoływać się do ilustracji i na odwrót: podpis pod ilustracją nie m usi ograniczać się do powtórzenia nazwy i daty czasopisma (i tak widocznej na zdjęciu), lecz m oże rów nież w skazyw ać na jakieś jego cha­

rakterystyczne cechy 5. N ie szkodziłoby m.in., w m iarę m ożliwości, w skazanie autora figurującego na zdjęciu artykułu, zwłaszcza jeżeli wchodzi w grę w ybitny dzien­

nikarz. Te i podobne rady może dadzą się zużytkować przy następnym wydaniu książki. Zw ażywszy niski nakład 3000 egzem plarzy, reedycja ulepszona i popra­

wiona okaże się potrzebna już niedługo. Książka na pewno znajdzie pilnych czytelników. Od autorów i naczelnego redaktora będą oczekiwali jeszcze dodatko­

wego w ysiłku, który uczyni z niniejszej syntezy narzędzie pracy w pełni n ie­

zawodne.

Stefan K ieniew icz

Peter D. M c C l e l l a n d , Causal Explanation and Model Building in History, Economics and N ew Economic History, Cornell U niversity Press, Ithaca and London 1975, s. 290.

W końcu lat pięćdziesiątych dziejami gospodarczym i Stanów Zjednoczonych zaczęli interesow ać się ekonom iści, w ykształceni w konstruowaniu sform alizowa­

nych m odeli i stosow aniu metod ilościowych. Dało to początek kierunkowi po­

szukiwań, znanem u obecnie pod nazwą „nowej historii gospodarczej” albo „klio- m etrii”. Zaznaczyć wypada, że ekonomiści ci b yli przede w szystkim reprezen­

tantami kierunku neoklasycznego, charakteryzującego się m iędzy innym i znacz­

nym stopniem form alizacji i m atem atyzacji rozważań. Takiej w łaśnie ekonomii naucza się na am erykańskich uniw ersytetach, a z drugiej strony tylko wów czas, gdy twierdzenia mają postać sform alizowaną (tzn. równań lub układów rów ­ nań) można się kusić o próby ich kw antyfikacji. Jednak ograniczenie ekonomii neoklasycznej polega na tym , że jej aparat pojęciow y da się z powodzeniem (jak dotąd) stosow ać jedynie do gospodarki, w której dominującą rolę pełnią stosunki rynkowe.

Autor om awianej książki, starając się przedstaw ić narzędzia nowej historii gospodarczej, a zw łaszcza ośw ietlić jej założenia ukryte i zwrócić uwagę na ogra­

niczenia nie dające się uniknąć, stanął przed trudnościam i m etodologicznym i o ogólniejszym charakterze. W rezultacie próby ich przezwyciężenia powstała książka, w której w prawdzie nowa historia gospodarcza pełni rolę kluczową, lecz która stała się rodzajem rozprawy poświęconej m etodologii historii w ogóle. W pięciu rozdziałach om awia M c C l e l l a n d kolejno ogólne k w estie związane

? modelami, teoriam i i w yjaśnianiem przyczynowym ; w yjaśnienia przyczynowe w historii; w yjaśnienia przyczynowe i konstrukcję m odeli w ekonomii; rozumo­

wania · kontrfaktyczne w historii, ekonomii i nowej historii gospodarczej i w resz­

cie w yjaśnienia przyczynowe w nowej historii gospodarczej.

W szelkie w yjaśnienia, zdaniem McClellanda, zaw sze polegają na takim upo­

rządkowaniu faktów emiprycznych, by były one zgodne z jakąś ogólnie pojętą

5 Do o b o w ią z k ó w w y d a w n ic tw a n a le ż a ło p r z y k a ż d y m f a c s im ile z a m ie sz c z e n ie s k a li.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Analiza treści H istorii teologii prowadzi dość łatwo do wniosku, iż opracowujący ją autorzy pozytywnie wczuli się w inspiracje ostatniego Soboru, według którego teologia

We therefore investigated the association of thyroid-stimulating hormone and free thyroxine (FT4) with MRI-derived total intracranial volume, brain tissue volumes and diffusion

instytuty życia zakonnego, instytuty świeckie, życie eremic- kie, stan dziewic oraz stowarzyszenia życia apostolskiego.. W rozdziale tym poświę­ cono również nieco

Conveniently, when a quantum computation requires cal- culating the expectation values of a set of Pauli operators, symmetry verification may be performed via post-processing of

Inicjatywa ta została na nowo podjęta podczas piątego zjazdu, który odbył się w dniach 13-15 maja 2008 roku w Krasnobrodzie i zrealizowana podczas Zjazdu Założycielskiego

w kierunku prze iwlegªego brzegu, a nastpnie przeby¢ pieszo wzdªu» rzeki reszt drogi. Sztywne koªo o promieniu R to zy si bez po±lizgu po poziomej

Porównanie różnego typu źródeł i rozmaitych dóbr na tym sam ym terenie może nas znacznie zbliżyć do poznania prawdy o w si staropolskiej. Brakuje trochę w

Z punktu widzenia w artości źródłowej nagrobka nie bez znaczenia jest, czy w ystępuje na nim pom ­ nik cenionego artysty, czy też stanow i on prosty grób