• Nie Znaleziono Wyników

Zagłada i profanacje

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zagłada i profanacje"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Przemysław Czapliński

Zagłada i profanacje

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (118), 199-213

2009

(2)

Stanowiska

Przemysław CZAPLIŃSKI

Zagłada i profanacje

Czy niedoszła ofiara H o lo k au stu m oże okazać się człow iekiem złym? Podłym? Czy m oże być rasistą? Źle wychowywać swoje dzieci? Znęcać się n a d n im i psy­ chicznie? Okłam yw ać swoich bliskich? Czy potom kow ie niedoszłych ofiar Z agła­ dy m ogą posuw ać się do zb ro d n i w ojennych? Życie podpow iada, że tak. O fiaram i Z agłady zostaw ali ludzie nie ze w zględu na przym ioty m oralne, lecz ze w zględu na przynależność rasową. A skoro Żydów nie w ybierano w edług kryteriów szla­ chetności, więc na inicjaln e p y tan ia trzeba odpow iedzieć tw ierdząco: niedoszła ofiara Z agłady m oże okazać się człow iekiem m o raln ie złym.

Ale czy p rzedstaw ienie człow ieka, który kiedyś u n ik n ą ł Zagłady, a wiele lat później sam w yrządza krzyw dę, m a jakikolw iek zw iązek z Zagładą? A ta Z agłada - czy m a jakiś zw iązek z nam i?

Wirus Auschwitz

W ro k u 1995 izraelsko-holenderski artysta R am K atzir otrzym ał propozycję urządzenia wystawy w U trechcie. K iedy pojaw ił się na m iejscu, stw ierdził, że b u ­ dynek przyszłej ekspozycji m ieści się przy tej samej ulicy, p rzy której w latach 1942-1945 znajdow ała się siedziba holenderskiej p a rtii nazistow skiej. Ku zdziw ie­ n iu K atzira ani b u d y n k i, ani ulica nie nosiły żadnych znaków przeszłości. Z tego zd u m ien ia zrodził się szczególny pom ysł „w ędrującej in sta la c ji” znanej o dtąd jako Your coloring book.

A rtysta odw iedził z n ią w la ta c h 1996-1998 jeszcze sześć m iast: Jerozolim ę, E nschede, W ilno, Kraków, B erlin i A m sterdam . W każdym z m iast pow tarzał p o ­ dobny scenariusz, choć dostosowywał go do lokalnych w arunków . Z apraszał uczest­ ników, by p okolorow ali lub u zu p e łn ili ry su n k i w specjalnie przygotow anych k sią­

66

1

(3)

2

0

0

żeczkach. P lansze te różniły się znacznie: jedne artysta zapełnił k o n tu ra m i w ielu postaci, inne pozostaw ił n ie m al puste, um ożliw iając w te n sposób sam odzielne zakom ponow anie całej strony. N a jednej z k art „pełnych” w idzim y kilkuosobow ą rodzinę: babcia, rodzice i trójka dzieci siedzą przy stole w p astoralnej scenerii - ojciec rozm aw ia z babcią, chłopiec baw i się drew nianym konikiem , dziew czynka rysuje, a m atka niańczy najm łodsze dziecko. R ysunek te n prowokow ał skrajnie odm ienne realizacje. U czestnik instalacji w U trechcie pokolorował wszystkie twarze i ręce na brązowo, chcąc w te n sposób dowieść, że wszyscy ludzie - bez w zględu na kolor skóry - są tacy sam i. Z kolei uczestnik in stala cji b erliń sk iej pozostaw ił rysu­ n ek bez in g eren cji kolorystycznych, decydując się dodać w szystkim postaciom h itlerow ski w ąsik. G roteskow y w izerunek, na którym naw et dzieci i kobiety u p o ­ d ab n iają się do fü h re ra , sugeruje coś dokładnie przeciw nego niż idea poprzednia: tam m ieliśm y do czynienia z dziecinnym antyrasizm em , tu ktoś sugeruje, że w sercu m ieszczańskiego życia rodzinnego czai się faszyzm , k tóry pow odował, iż czułość dla „sw oich” m ogła iść w parze z najgorszym okrucieństw em wobec „obcych” .

N a in n y m ry su n k u w idzim y k o n tu r p ostaci ucięty nieco powyżej pasa; sylwet­ ka - tego jesteśm y p raw ie pew ni - należy do mężczyzny, w skazują na to oficerskie buty, raczej wojskowe spodnie, m ary n ark a i m a n k iet koszuli; m ężczyzna w czu­ łym geście wyciąga rękę do sarenki. I znow u - w ykończenia były bardzo różne. W Jerozolim ie uczestnik dom alow ał nogom m o n stru a ln y tułów, przekształcając m ężczyznę w M in o tau ra, który pochyla się n a d sarenką, jakby poprzez te n gest usiłował odzyskać swoją lu d zk ą tożsam ość; w K rakow ie ktoś - nie bacząc na ofi­ cerskie b u ty - pom alow ał spodnie w n iebieskie pasy, uzyskując w te n sposób sen­ ty m e n ta ln y obraz obozowego w ięźnia dzielącego się czym ś (uczuciam i? pożyw ie­ niem ?) ze zw ie rzątk iem ; w B e rlin ie u c z e stn ik p om alow ał lu d z k ą sylw etkę na ciem nobrązow o, zaś na ciele sarenki um ieścił słowo „ D e u tsc h lan d ”, chcąc w ten sposób zobrazow ać naiw ność (niewinność?) Niem ców, którzy jedli H itlerow i z ręki.

Isto ta k o n ce p tu K atzira polegała na tym , by działan ia, do któ ry ch zaprosił uczestników , zostały u trzym ane „na g ranicy m iędzy dziecięcą niew innością i roz­ m yślną m an ip u lacją. W idz m a wejść w n ie u p rzed zo n ą percepcję dziecięcą, ale nie pozw ala m u na to dorosła w iedza” 1. „D ziecko” chce koloram i przekonać świat do braterstw a, dorosły wie, że z b raterstw a w ykluczono m iliony. A rtysta z pełn ą p re ­ m edytacją rozsiew ał zatem znaki, które nie pozw alały trw ać po stro n ie n ie w in n o ­ ści, lecz resztę wykonywała w yobraźnia uczestnika. N ik t przecież nie kazał w i­ dzom malować obozów, choć tru d n o było oprzeć się ta k iem u skojarzeniu: instalacja b erliń sk a odbyw ała się na przy k ład w sali upodobnionej do barakow ego w nętrza, z p rostym dłu g im stołem i surow ym i m etalow ym i la m p am i oraz k red k a m i w sta­ w ionym i do kubków. W yglądało to tak, jakby uczestnicy m ieli za chw ilę usiąść do głodowego posiłku.

N a p lan szach do kolorow ania znajdow ały się strony p rzedrukow ane z a u te n ­ tycznych antysem ickich książeczek dla dzieci publikow anych w N iem czech w la ­

(4)

tach 30., konturow e w ersje zdjęć z A uschw itz, rep ro d u k cje stro n z przedw ojen­ nych elem e n ta rz y ... R óżny sto p ień zakom ponow ania strony nie sugerow ał jed­ nak, że obcujem y ze św iatem „do u z u p e łn ie n ia ”, czyli z rzeczyw istością, która z a ­ k r y w a s w o j e p r a w d z i w e o b l i c z e . Katzir umożliwiał uczestnikom spotkań raczej odkrycie ś w i a t a p u s t y c h k o n t u r ó w , w którym każdy elem ent m oże po słu ­ żyć tw orzeniu dobrych w ięzi bądź budow ie obozów zagłady. W tym świecie każda idea, każda koncepcja antropologiczna, każda in tu icja etyczna m oże przem ienić się w legitym izację masowej zbrodni. W p u sty m świecie w szystko m oże odsyłać do norm aln o ści bądź, przeciw nie, odsłaniać tkw iące w norm aln o ści w aru n k i p rze­ prow adzenia H olokaustu.

M ożna pow iedzieć, że K atzir zaraził naszą w yobraźnię podejrzliw ością. U m iesz­ czając nas w odpow iednim k ontekście, nakierow ał nasze skojarzenia k u Z agładzie jako n ie jasn em u , lecz n ie u su w aln e m u i w szędzie obecnem u kontekstow i w spół­ czesności. O debrał n am w te n sposób niew inność - polityczną, historyczną, socjo­ logiczną - która objawia się po d postacią przem ożnego p rag n ie n ia, by gdzieś ist­ n iał skraw ek egzystencji w olny od Zagłady. „W ędrująca in stala cja” prow adzi do zrozum ienia, że takiego obszaru - takiej p rze strzen i szczęśliwej nieśw iadom ości zakorzenionej w no rm aln y m świecie - nie m a. Skoro Z agłada w yłoniła się z życia ro dzinnego i szkolnego, z elem en tarzy i gazet, z rozm ów tow arzyskich i wieców pu b liczn y ch , z zabaw ek i p rzed m io tó w codziennego użytku, to n orm alność, do której w racam y po w ystawie, nie jest już niew inna i no rm aln a. Po w yjściu ze spo­ tk a n ia patrzym y n ieu fn ie na przeszłość i na teraźniejszość. Za spraw ą pokoloro­ w ania k siążeczki d ośw iadczanie rzeczyw istości zostało zainfekow ane w iru sem A uschw itz.

W irus A uschw itz - czyli idea organizow ania społeczeństw a przy użyciu m aso­ wej śm ierci - p rzedostaje się do społecznego system u kom unikacyjnego. System m usi „zapam iętać” w irusa przem ocy, by z n im walczyć. Jednakże w aru n k iem fu n k ­ cjonow ania system u jest sam oodróżnienie się od w irusa, to zaś okazuje się już niem ożliw e - nasza norm alność składa się bow iem z tego sam ego m a teria łu . W i­ ru s A uschw itz nie atak u je zatem z zew nętrz; praw dziw y atak spełnia się w b ez­ bronnej autoprezentacji: k olorujem y scenki z przedszkoli, dom u rodzinnego, ży­ cia publicznego, rozum iejąc, że w irus jest podstawową substancją norm alnego życia.

„mniej więcej o Holokauście”

Ale, pow tórzę wyjściowe p ytanie, jaki to m a zw iązek z Zagładą? P roblem w ca­ le nie ogranicza się do dzieła K atzira. Jak i bow iem zw iązek z Z agładą m a, na p rzy ­ kład, seria zdjęć D avida L evin th ala M ein K a m p f (pow stałych w la tac h 1994-1996)? Albo w ykonany przez Zdzisław a L iberę kom plet klocków nazw any LEG O . Obóz koncentracyjny (1997)? F ilm R oberta B enigniego Życie jest piękne (1998), powieść M arka B ieńczyka Tworki (1999), powieść graficzna A rta Speigelm ana M aus (1986, 1991), poem at dram atyczny Utwór o M atce i Ojczyźnie Bożeny K eff (2008), film A riego F olm ana Walc z Bashirem (2008)?

2

0

1

(5)

2

0

2

P roblem w ydaje się niełatw y. D zieła te odśw ieżają ek sp resję Zagłady, zy sk u ­ ją o p in ię d o k o n ań w ybitnych, w prow adzają do sz tu k i poholokaustow ej w sp an ia­ łe innow acje, lecz zarazem ich referen cje są m ocno n ie jasn e. Tw órcy tych dzieł u ro d z ili się po w ojnie - n ie k tó rz y tu ż po, in n i w iele lat później (np. L ib e ra - 1959; A ri F o lm an - 1962; R am K atz ir - 1969). Jeśli h isto ria ro d z in n a łączy ich z Z agładą, to w tym sensie, iż są dziećm i ocaleńców z Z agłady lu b naw et dziećm i dzieci Zagłady: nie k o rzy stają z w łasnych dośw iadczeń, lecz p ró b u ją up o rać się z w łasną p o stp a m ię cią , a w ięc tym bag ażem H o lo k au stu , k tó ry - m im o b ra k u przeżyć - osadziła w ich in d y w id u aln ej p am ięc i k u ltu ra społeczna i k o m u n ik a ­ cja ro d zin n a . Są p rze sią k n ię c i Z agładą, choć n ig d y się z n ią nie ze tk n ę li. N ig d y fizycznie nie byli przez n ią zagrożeni, a p rzecież w jakiś sposób p rz e d n ią się b ro n ią.

D o n ie jasn y ch refe re n c ji bio g raficzn y ch dochodzą - w tym p rz y p a d k u k lu ­ czowe - zakłócenia referen cy jn e sam ych dzieł. R am K atzir sięgnął po m a te ria ły eduk acy jn e sp rze d II w ojny; L ev in th a l sfotografow ał scenki w ojenne i holokau- stowe za inscenizow ane p rzy u życiu żołnierzyków ; L ib e ra skonstruow ał k o m p let klocków pozw alających sam o d zieln ie baw ić się w obóz ko n cen tracy jn y ; B enigni ukazał obóz bliższy m o d ern isty czn ej fabryce u p o d o b n io n ej do za m k u n iż rz e ­ czyw istego „k a c e tu ”2; B ieńczyk w swojej pow ieści nie n ap isał an i jednego z d a ­ n ia, któ re odkryw ałoby jakąś p raw dę o Z agładzie - a naw et całk iem celowo p o ­ zw olił, by jego b o h a te r p a trz y ł na św iat Z agłady przez p ry zm a t stereotypow ych w yobrażeń o Ż y d ac h ... K rótko m ów iąc, z p u n k tu w idzenia poznaw czego w szyst­ kie te dzieła niew iele m a ją na te m a t Z agłady do pow iedzenia - niew iele odkryw ­ czego. Ich w artość d o k u m e n tac y jn a jest n ik ła , by nie pow iedzieć: żadna. T rudno w yobrazić sobie, b y M ausa m ożna było w ykorzystać jako m a te ria ł dow odow y w spraw ie o rk ie stry w A uschw itz. Jeszcze tru d n ie j p om yśleć, że k to ś m ógłby w chodzić w spór z klo ck am i Lego, aby udow odnić, że arty sta p o p ełn ił m e ry to ­ ryczny błąd.

K łopot z ty m i d zieła m i polega więc na tym , że p rzyw ołują Z agładę w sposób oczywisty, a za raze m niejasny. M ów ią o n ie j, ale n ie tylk o o niej i n ie p rzed e w szystkim o niej. N ie są - by posłużyć się ro zró żn ie n ie m A n k ersm ita - e k sp re­ sją dośw iadczenia H o lo k au stu , lecz ek sp resją dotyczącą H o lo k a u s tu 3. D obrym n apro w ad zen iem na sens p rzem ieszczenia rep rez en ta cji m oże być twórczość C h ri­ stian a B oltanskiego. Ten fra n c u sk i arty sta żydow skiego p o ch o d z en ia, u ro d zo n y

Im re K ertész u zn ał to za m ankam ent: „B ram a pokazanego w film ie obozu ta k m niej więcej p rzypom ina praw dziw ą bram ę obozu w B irkenau, jak w film ie F elliniego A statek p łyn ie ok ręt p rzypom ina praw dziw y o k ręt z czasów m onarchii austro-w ęgierskiej” (Język na w y gnaniu, przeł. E. Sobolewska, E. C ygielska, W.A.B., W arszaw a 2004, s. 126).

F. A n k e rsm it Pam iętając H olocaust: żałoba i m elancholia, w: Pamięć, etyka i historia. A nglo-am erykańska teoria historiografii la t dziewięćdziesiątych (Antologia p rzekła d ó w ),

red. E. D om ańskiej, W ydaw nictw o P oznańskie, P oznań 2002, s. 183. 2

(6)

w sie rp n iu 1944 ro k u w P aryżu, opublikow ał w połow ie lat 70. X X w ieku dwie serie zdjęć - Comic Sketches (1974) i M odel Images (1975). „K om iczne ry su n k i” u k ła d a ły się w sekw encje sy tu a cy jn e z cudzej n o rm aln o ści: w izyta u le k arza , pierw sza k o m u n ia , sp o tk a n ie z dziew czyną na p la ż y ... B o ltan sk i używał w te n sposób fo tografii jako sposobu na „w ym azanie i z a p o m n ie n ie w łasnego d ziec iń ­ stw a”4, k tó re było n azn aczo n e p am ięc ią Z agłady („mój ojciec był ta k i okropny, m oja m a tk a tak a o k ro p n a ”). F otografie nie p rze d staw ia ły za te m Zagłady, lecz odsyłały do niej jako do n ie p rz e k ra c z a ln e j, lecz n iew idocznej ra m y p ow ojen­ n ych dośw iadczeń.

Pom im o b ra k u bezpośredniego odniesienia artysta stw ierdził, że cała jego sztu­ ka jest „m niej więcej o H olokauście”. S próbujm y potraktow ać to dziw ne zdanie z n ie p ełn ą powagą, licząc na to, że m niej więcej pow ażne szukanie im p lik ac ji p rzy­ niesie m niej więcej pow ażne rezultaty. Im p lik acje p rzedstaw iają się chyba n a stę ­ pująco. B oltanski m ówi, po pierw sze, że treści, któ ry ch do tej pory w sztuce po ­ święconej H olokaustow i było więcej, on sam w prow adza m niej, czyli że jest u niego „m niej [tego, co stanow iło d otąd holokaustow e] w ięcej” . O prócz zm ian y do m i­ n an ty sygnalizuje też artysta m glisty p ak t referencyjny; o dniesienie jego dzieła do Zagłady jest na tyle n iejasne i nieprecyzyjne, że m ożna o n im stwierdzić: „pow iedz­ my, że m am y w tym dziele do czynienia z Z ag ład ą” . Po trzecie w reszcie, w zd a n iu tym tkw i w yraz niepew ności sam ego artysty; zam iast precyzji w nazyw aniu zaw ar­ tości czy celu dzieła tw órca daje do zrozum ienia, że nie wie, czy jego dzieło jest „m n iej” czy „więcej” o Zagładzie. M oże m niej, m oże więcej.

U jm ując rzecz inaczej, B oltanski zasygnalizow ał - oczywiście cały czas p am ię­ ta m o ludyczności jego stw ierdzenia i ludycznym trybie w łasnych dociekań - zm ia­ nę trze ch relacji: m iędzy jego w łasnym dziełem i sztuką nieco w cześniejszą, m ię­ dzy dziełem i Z agładą, w reszcie m iędzy dziełem i autorem . P odejrzenie, że we w szystkich tych relacjach H olokaust istnieje „m niej lub w ięcej”, oznacza, że Z a­ głada jest wszędzie. N ajbardziej niepokojące pow inno jed n ak wydawać się to, że nie m ożem y określić, czy Z agłady w tych w szystkich p rze d staw ie n ia ch jest n a ­ reszcie m niej niż kiedyś, czy w brew naszym n adziejom jed n ak więcej.

Prolongata Zagłady

W szystkie w ym ienione dzieła nie czynią z historycznego H o lo k au stu głów ne­ go p rze d m io tu p rzedstaw ienia. Jednakże, co w ydaje się ciekaw ym novum w ko n ­ tekście sztuki w cześniejszej, p roblem atyczność p rzedstaw ienia u B oltanskiego jest w ynikiem niem ożności, a w dziełach K atzira - n a d m ia ru rep rezen tacji. F otogra­ fik ew okuje Z agładę, rysow nik ją przedstaw ia.

4 A n In terview w ith Christian B o lta n ski - P aul Bradley, Christian Esche and N icola W hite,

w: C hristian B oltanski: L o st (Glasgow: CCA ), s. 3-4; cyt. za: E. van A lpen Z a b a w a w H olokaust, przel. K. B ojarska, „ L ite ra tu ra na Św iecie” 2004 n r 1-2, s. 217. K olejne

dwa cytaty rów nież pochodzą z tego wyw iadu.

2

0

(7)

2

0

4

Sztuka spod znaku niew yrażalności Z agłady o parta była na p rze k o n an iu o on- tologicznej niekw estionow alności i epistem ologicznej nieuchw ytności H olokau­ stu. W m yśleniu tym Z agłada była najm ocniejszym z X X -w iecznych w ydarzeń albo zgoła jedynym w ydarzeniem w h isto rii X X w ieku, a zarazem zjaw iskiem n ie d o ­ stępnym p o z n a n iu i nazw aniu. P rzedstaw ianie Z agłady było więc zarazem n ie ­ m ożliw e i n iepożądane. Jednakże dzieła, k tóre zaczęły pojaw iać się w la tac h 90. m inionego stulecia, św iadczą o zm ian ie nastaw ienia. Z agłada pozostaje w n ic h w ydarzeniem niepodw ażalnym , lecz autorzy nie p odtrzy m u ją prześw iadczenia o jej n ieprzedstaw ialności.

M ożna by jed n ak pow iedzieć, że dzieła te przedstaw iają „m niej więcej Z agła­ d ę”, więc nie zażegnują kryzysu rep rezen tacji. W ydaje się, że spraw ę m ożna ująć inaczej. Pojaw iająca się w tych tekstach reprezentacja ukazuje zarażenie p ierw iast­ k am i H olokaustow ym i całej biologicznej i społecznej m a te rii życia. W te n sposób dokonują one p rolongaty Z agłady - w podw ójnym sensie tego określenia. Po p ierw ­ sze, odsłaniając zarażalność życia pozagładowego sam ą Z agładą, dzieła owe oferu­ ją n am w arunkow e odroczenie, m ów ią bow iem , że to, co kiedyś się stało, było n ie ­ pojętym p rzejściem od n orm alności do ludobójstw a, więc żałosna jest sztuka, która usiłow ałaby występować w roli p rzestrogi czy n ap o m n ien ia, p odobnie jak b ezsil­ na i niesk u teczn a będzie sztuka, która spróbuje zredukow ać sam ą siebie do zawo­ łania „N igdy więcej A uschw itz” . Po drugie, p rolongata przebiega w k ie ru n k u p rze­ ciw nym i oznacza p rze d łu że n ie Zagłady, jej rozciągnięcie na w szystkie w aru n k i pow ojennego życia. P rolongata Zagłady, charakteryzow ana tu ta j jako m etaforycz­ ne określenie pew nej strateg ii artystycznej, polega więc na o d sła n ia n iu życia jako nośnika H olokaustu.

Z arażenie pow ojennego życia Z agładą polega na tym - by odwołać się do spo­ sobu, w jaki Z ygm unt B aum an przeczytał C anettiego - że H olokaust przełożył się w życiu zbiorow ym na gloryfikację a k tu przeżycia. „Takie k ry te riu m sukcesu za­ początkow ało k u lt przeżytnika i wyniosło na p iedestał p rzeżytniczą postawę. P rzyj­ m ujący tę postaw ę - b ije na alarm C a n etti - «chcą przeżyć swych w spółczesnych», gotow i są «zabić, żeby przeżyć innych». «Chcą przeżyć, aby in n i ich n ie przeżyli»”5. W książce Eliasa C anettiego Masa i w ładza, książce, do której B aum an naw ią­ zuje, zn a jd u je się rozdział zatytułow any Ten, który przeżył. W rozdziale autor p rzy­ p om ina m iędzy in n y m i dziw ne obyczaje cesarza D om icjana.

Pewnego raz u cesarz urząd ził „śm iertelny b a n k ie t”, zaaranżow any tak, by go­ ście sądzili, że n ad ch o d zi ich śm ierć. K azał ich w prow adzić do pom ieszczenia, w którym ściany i sufit były pom alow ane na czarno; obok m iejsca przygotow ane­ go dla każdego gościa znajdow ała się płyta nagrobna z jego nazw iskiem ; służba - w ym alowana niczym u p io ry - roznosiła potraw y rozpoznaw alne jako ofiary dla duchów zm arłych:

Z. B aum an Ś w ia t naw iedzony, w: Zagłada. Współczesne problem y rozum ienia i p rzed sta w ia n ia , red. P. C zap liń sk i, E. D om ańska, W ydaw nictw o „Poznańskie S tu d ia P olonistyczne”, P oznań 2009, s. 18.

(8)

N ieu stan n e p rzerażenie, w którym cesarz utrzym yw ał swoich gości, kazało im z am ilk ­ nąć. M ów ił tylko on, a tem atem była śm ierć i zabijanie. W yglądało to tak, jakby oni um arli, a tylko on pozostał przy życiu. Podczas uczty zrów nał ze sobą w szystkie swoje ofiary, gdyż tak im i goście m u sieli się sobie wydaw ać.6

W trak cie przyjęcia następow ało zatem u p io rn e odw rócenie. Z asadniczo m oż­ na orzec o kim ś, że przeżył, gdy m ija śm iertelne zagrożenie - tu ta j n ato m iast ce­ sarz przeżył, zan im n adchodziła śm ierć. Przy ta k im odw róceniu goście byli p rze­ b ra n i nie za zm arłych, lecz w łaśnie za żywych, poniew aż cesarz dawał im odczuć, że ich życie to jedynie sen, który p rzy trafił się zm arłym . W tym śnie zm arli, odgry­ w ający ucztę, w czasie której u d ają żywych, słyszą m ono to n n y głos bez końca m ó ­ w iący o śm ierci.

W ydaje się, że om aw iane dzieła - fotografie L evinthala, książeczki K atzira, Tworki czy Maus - w ytw arzają podobną sytuację. W świecie, w którym życie - i prze­ życie - m a najw iększą w artość, opow ieści te są jak aranżacje D om icjana, p o n ie­ waż zrów nują słuchaczy w grozie niejasnego sta n u śm ierci, z którego nie m a już pow rotu do pełnego życia. Pełne życie, życie praw dziw e, przysługuje bow iem tyl­ ko tem u , kto przeżył praw dziw ą śm ierć - śm ierć absolutną. Jeśli Z agłada była jedyną praw dziw ą śm iercią, to jedynym praw dziw ym ocalonym m oże być n ie d o ­ szła ofiara H o lokaustu, zaś wszyscy, którzy słuchają jej opowieści, są p ó łtru p a m i p rze b ra n y m i za żywych. W k o n fro n tacji z tym , k tóry przeżył, żywi to ci, którzy jeszcze nie obudzili się z w łasnej śm ierci. Ale z drugiej strony, poniew aż Zagłada była czym ś więcej n iż śm iercią, więc wszyscy, którzy ją przeżyli, i wszyscy, którzy żyją po niej, są z a d łu ż en i w Z agładzie - i żyją życiem pożyczonym od nicości. W szyscy są zatem gośćm i na uczcie, z której cesarz zniknął. Skądś dochodzi głos odczytujący nazw iska ofiar Zagłady.

„jak rasistowska karykatura starego Zyda-skąpca”

W tym dziw nym zaciem nionym p o koju przez p ięćdziesiąt lat po w ojnie roz­ brzm iew ał n ie lu d zk i głos - dochodzący znikąd, nienależący do istoty żywej, roz­ brzm iew ający we w szystkich językach, lecz we w szystkich językach przechodzący w niezro zu m iały bełkot - głos w ym ieniający po kolei m iejsca kaźni, nazw iska zgła­ dzonych i m etody zabijania. O d pewnego czasu, m niej więcej od lat 90. XX w ieku, głos ów m iesza się z in n y m - opow iadającym o życiu. O życiu, które ofiary w iodły p rze d Z agładą, o życiu, które m ogłyby wieść, gdyby nie Z agłada, o życiu, którego nie m ogą unieść potom kow ie ofiar, w reszcie o niem ożliw ym , najpow szechniej p o ­ żądanym i n ajbardziej podejrzanym życiu zbiorowym.

Aby zrozum ieć to życie, trzeba było jeszcze raz wypow iedzieć ta m tą śm ierć. Stąd, jak sądzę, bierze się istotna zm iana w o d n iesien iu do H olokaustu pojaw iają­ ca się w sztuce lat 90. X X w ieku. W cześniejsza sztuka dotycząca Z agłady nie p rze d ­

E. C an etti M asa i w ła d za , przeł. E. Borg i M. Przybyłow ska, w stęp L. B udrecki,

C zytelnik, W arszaw a 1996, s. 266.

2

0

(9)

2

0

6

staw iała niew yrażalnego, lecz unaoczniała niem ożność p rzed staw ien ia7. O d pew ­ nego czasu m am y do czynienia z w yrażaniem tego, co b ędąc niepojm ow alne, m oże być przedstaw ione.

Z m iana nadchodziła powoli. D ziś m oże się wydawać niem al eksplozją, ro sn ą­ cą lawiną tekstów, które łam ią zakaz przedstaw iania. Jak im i ścieżkam i artyści doszli do tej zm iany? Co takiego uw arunkow ało liczne dzieła, w któ ry ch ta b u zostało przekroczone? W ydaje się, że szczeliną, przez któ rą sączy się rep rezen tacja, jest akt p ro fa n ac ji Zagłady.

N ie chciałbym poprzestać w u zasadnieniu owej profanacji na - doskonale prze­ widywalnych - głosach oburzenia, którym i zareagowano na książeczki Ram a K atzira, klocki lego Libery, kom edię Benigniego, Łaskawych L ittella czy film T arantino B ę­ karty wojny. M ożna bez większego kłopotu ułożyć sporą antologię wypowiedzi, w k tó­ rych w ym ienione dzieła nazyw ano niestosow nym i, obrazoburczym i czy św ięto­ kradczym i. N ie są to jednak m ateriały w ystarczające, skoro teksty te doczekały się również czegoś przeciw nego - uznania, podziw u, a także dziesiątków pow ażnych in terpretacji. M oje rozum ienie profanacji abstrahuje od aktów recepcji i uwzględ­ nia szczególną kontekstow ą grę świętości i skalania. N ie o to więc chodzi, że ktoś odczuł kom iks czy poem at dram atyczny jako obrazę świętości, lecz o to, jak owe dzieła uw ęw nętrzniły skalanie, w prow adzając profanację do gry tekstowej i um iesz­ czając ją na różnych poziom ach kom unikacji.

P rzykładow o w pow ieści graficznej S piegelm ana n arrato r, czyli A rtie, załam a­ ny po kolejnej rozm ow ie z ojcem , zwierza się M ali, drugiej żonie Vladka: „Jeśli chodzi o książkę, n a d któ rą pracu ję, jedna rzecz m nie niepokoi. O n [ojciec] jest, w pew ien sposób, jak rasistow ska k ary k a tu ra starego Ż yda-skąpca” 8. Przy innej o k azji d o ch o d z i do scysji m ię d zy V lad k iem i F ra n ç o ise , n arz e c z o n ą A rtiego: Françoise, jadąc z V ladkiem ze sklepu, zabrała do sam ochodu M urzyna; kiedy go już w ysadzili, V ladek stw ierdza, że przez cały czas m u siał pilnow ać zakupów , bo M u rzy n i krad n ą. F rançoise odpow iada, że to jest m yślenie rasistow skie i że V la­ dek po stęp u je wobec M urzyna tak, jak N iem cy wobec Żydów. V ladek, p ełen obu­ rzenia, m ówi, że nie m ożna porównywać Żydów ze „S zw arcam i”, bo Ż ydzi to m ą­ dry naród. V ladek, n iedoszła ofiara Zagłady, jest rasistą, choć jego rasizm przejaw ia się w niegroźnej form ie dyskrym inacji obyczajowej.

W ażny w ydaje się przecież nie form at rasiz m u Żyda, lecz sam fakt, że u p rz e ­ dzenie to zostało nazw ane i zaśw iadczone. V ladek - p odobnie zresztą jak Rosa z opow iadania C y n th i O zick The Shaw l 9 - jest postacią po d w ielom a w zględam i

Takie określenie - w n aw iązaniu do L yotarda - zaproponow ał Law rence L. L anger

(H olocaust Testimonies. The R u in s o f M em ory, Yale U niv ersity Press, N ew H aven 1991, s. 5).

A. Spiegelm an M aus. Opowieść ocalałego, cz. 1: M ó j ojciec krw a w i historią,

W ydaw nictw o Post, K raków 2001, s. 133.

O zbieżności tej - zob. L.L. L an g er D w a głosy: C yn th ia O zick i A rt. Spiegelm an, przeł. J. M ikos, „ L ite ra tu ra na Św iecie” 2004 n r 1-2, s. 99: „Rosa jest niesym patyczna, 7

(10)

odstręczającą. W prow adzenie kom p ro m itu jący ch cech c h a ra k te ru ojca p e łn i p rze­ cież isto tn ą funkcję zderzenia etyk. Jed n ą z n ic h określa Zagłada. Sytuow any w jej kontekście V ladek m a swoje zasady: w jego etyce nie m ieści się solidaryzm , w spół­ czucie, równościowe p atrz en ie na ludzi, um iejętność p oddania, dostrzeżenie i prze­ kroczenie w łasnych uprzedzeń. V ladek, uw ażający człowieka za istotę racjonalnie egoistyczną, nie ceni altru izm u , a własne odruchy em ocjonalne - na p rzykład obrzy­ dzenie do C zarnych - tra k tu je jako racjo n aln ie uzasadnione. Ojciec A rtiego jest więc żywym dow odem na to, że cierp ien ie wcale n ie uszlach etn ia - uw rażliw ia n ato m ia st na w łasne krzywdy; dośw iadczenie zła n ie czyni lepszym , w yostrza zaś troskę o siebie i znieczula na drugiego człow ieka. G dybyśm y ch cieli uznać A u­ schw itz za najsilniejsze p o tw ierdzenie konieczności budow ania w ięzi m iędzyludz­ kich na em patii, to V ladek byłby jeszcze silniejszym ośm ieszeniem tej oświece­ niowej idei.

V ladek jest ocaleńcem i w swoje życie w cielił zasady ocaleńca - czyli pogląd, że ci, którzy przeżyli, m ają więcej praw od tych, którzy zm arli, i tych, k tórzy p ró ­ by śm ierci nie przeszli. D latego naznaczył dzieciństw o swojego syna tra u m ą Z a­ głady. Maus rozpoczyna się od zn am iennej rem in iscen cji z dzieciństw a A rtiego, gdy chłopiec m iał dziesięć lat: podczas zabaw y z przyjaciółm i przew rócił się, a oni zostaw ili go samego. K iedy A rtie przybiega do ojca z płaczem i skargą na p rzy ja­ ciół, V ladek odpow iada: „Ty ich zam knij razem na tydzień do jednego pokoju, bez żadnego j e d z e n i a . To ty W T E D Y dopiero będziesz w idzieć, jakie oni są p rzy ja­ ciele!” 10. Tak w ygląda m odelow a pedagogika zabijan ia w rażliw ości dziecka: ojciec u znaje, że A uschw itz był dośw iadczeniem absolutnym , m ia rą człow ieczeństw a, więc wszystko, co przytrafia się chłopcu, będzie odnoszone do tam tej m iary. A skoro A rtie nie m oże przeżyć obozu, wobec tego żadne z jego dośw iadczeń nie będzie w artościow e.

N a tym w łaśnie zasadza się zd erzenie etyk: z jednej strony absolutyzow any przez ojca A uschw itz jako m ia ra wszechrzeczy, z drugiej - etyka em p atii i rów no­ ści reprezentow ana przez b liskich, których V ladek po dom ow em u terroryzuje. N a skali absolutnej, w yznaczanej przez obóz jako sacrum, negatyw ne cechy ch a ra k te ­ ru V ladka, czyli okrucieństw o, psychiczne znęcanie się n a d b lisk im i, rasizm i cho­ robliw e skąpstw o, są w łaśnie p rofanacjam i. Z apobiegają one świeckiej sakralizacji, jaką k u ltu ra poholokaustow a zinstytucjonalizow ała i skupiła na ocalałych.

Ale na tym nie kończą się zad an ia profanacji.

potrafi się p ask u d n ie zachować, czasem w ręcz odstręczająco, gdy słyszym y jej w ypow iedzi pod adresem Żydów, jed n ak p rzed całkow itym po tęp ien iem chroni ją w naszych oczach jej obraz jako m atk i, która u trac iła dziecko. C horobliw e skąpstw o V ladka S piegelm ana, to, jak m an ip u lu je uczuciam i syna i żony, jego oburzające u p rzed zen ia wobec czarnych A m erykanów w skazują w oczyw isty sposób, że obozowe p rzejścia - odnosi się to w równej m ierze do Rosy - nie nauczyły go wiele, jeśli chodzi o życzliwość i w ielkoduszność wobec in n y c h ”.

(11)

2

0

8

„niewyrażalnych rzeczy [. .. ] nie ma!”

Utwór o M atce i Ojczyźnie Bożeny Keff11 to skrzyżowanie opery, trag e d ii i ora­ to riu m . Z m ieszane głosy N a rra to rk i, M e ter i C h ó ru opow iadają o życiu m atk i, któ ra ocalała z Zagłady, i życiu jej córki, k tó rą M atka uw ięziła w swoim cierp ie­ niu. Z tego w zględu książkę uznać m ożna za - w ybitną i zu p e łn ie nieoczekiw aną w swym kształcie - polską w ersję Maus A rta Spiegelm ana. N ie o naśladow nictw o w tym p o ró w n an iu chodzi an i o podobieństw o formy, lecz o kluczow ą dla obojga autorów w alkę dziecka-artysty z potężnym dośw iadczeniem historycznym re p re ­ zentow anym przez rodziców. W alkę o w łasną tożsam ość, o praw o do osobnego ży­ cia, o wyjście z m auzoleum Zagłady, w któ ry m rodzice u rzą d zili dzieciom m iesz­ kanko z p rzy tu ln ą pryczą.

M atka z k siążki Keff jest ocaleńcem z Zagłady. Przeżyła, więc jej cierpienie jest niew ątpliw e, jej zadom ow ienie w h isto rii niekw estionow ane, jej legitym acja do istn ien ia - niepodw ażalna. U rodziła córkę przeciw nicości i Zagładzie, więc dziecko, od m ien n ie niż M atka, nie m a praw a do cierp ien ia, nie m a swojego m ie j­ sca w h isto rii i nie m a swojego praw a do osobnego istn ien ia. M atka dośw iadczyła żydowskiego „u p a d k u poniżej ludzkiego” (s. 9), czyli wie, że m ożna zredukow ać człow ieka do sam ego ciała, i dlatego dogląda swojej córki, kontro lu jąc jej cieles­ ność i nieśw iadom ie red u k u ją c jej tożsam ość do w ym iaru m ięsnego. M atka, u ro ­ dziw szy córkę, dała jej istn ien ie, więc córka p ow inna w iedzieć, że zaw dzięcza w szystko M atce i że do końca życia pow inna spłacać ów niered u k o w aln y i niespła- calny dług. K ażdy wybór życiowy córki będzie czym ś m niej w ażnym od dośw iad­ czenia Z agłady tkw iącego w b iografii m atk i. K ażda p róba usam o d zieln ien ia b ę­ dzie przez M atkę traktow ana jako ciąg dalszy Zagłady, jako dobijanie M atki, dlatego M atka powie córce: „Ty jesteś jak A dolf H itler, k tóry także / Z m ien ił m oje życie w stepy sam otności” (s. 27). C órka toczy więc nie po p ro stu w alkę o osobność, lecz o coś n iep o m ie rn ie w ażniejszego - o życie, którego sens nie będzie pożyczką za­ ciągniętą u m atki.

C órka (Kora, K orusia, Usia) szuka w yzwolenia p rzede w szystkim poprzez sztu­ kę. Staje się poetką, dla której „niew yrażalnych rzeczy [...] nie m a!” (s. 10). A p o ­ niew aż rzeczyw istość, któ rą m a w yrazić, jest k łębkiem sprzeczności, więc sięga po sprzeczne środki w yrazu: słowa w zniosłe i w ulgarne („Pierdol się, hieno!”, s. 39; „udław się egotyczna ślepa krety n k o / gw ałcicielko pizdo!”, s. 47), sztukę wysoką (oratorium , tragedia, m it) i p o p u la rn ą (sentym entalne opowieści o czarnych n ie ­ w olnikach; film R idleya Scota Obcy, L ara C roft, Władca pierścieni). Szuka w sparcia w dyskursach em ancypacyjnych (ruch „S olidarności”, fem inizm ). W szystko wy­ daje się jed n ak połow iczne, bo więź m iędzy m a tk ą i córką jest splątana z ty lu w ąt­ ków h istorycznych i socjologicznych, że każdej kon cep cji ogólnej um yka jakaś cząstka tego splotu. F em in izm nie uw zględnia stosowanej przez m a tk i przem ocy („Zapew ne / Jest zło w p atriarch acie. Lecz są też jego m arginesy, / sfery m a

(12)

chalne. P atria rc h at to najogólniejsza definicja niew oli. / To jej głów ny p atrix , a po bokach m a trix ”, s. 67), „S olidarność” zaś b ro n iła polskości, katolicyzm u i p atriar- chalizm u , więc nie ujm ie się za żydow skim dzieckiem -dziew czyną, skoro „C hłop m a tu być chłopem , synem , k tó ry rzą d zi żoną-m atką / O bcy m a być żydem i w p o d ­ ziem iach k n u ć ” (s. 31).

W ięź m iędzy m atk ą i córką jest w ięzieniem . Co gorsza, kiedy z zew nątrz tego w ięzienia - czyli od strony polskiego życia publicznego - dochodzą głosy antyse­ m ickie, m u r ulega w zm ocnieniu, bo antysem ityzm odnaw ia tożsam ość obu ko ­ b ie t, tym sam ym zacieśniając łączącą je więź. N ieoczekiw anie jed n ak stą d w łaśnie w yłania się ratu n e k . T kw i on nie w ostatecznym zerw aniu relacji przez córkę, lecz w o p am iętan iu m atk i, która, dostrzegłszy naw rót antysem ityzm u w Polsce, mówi: „Wierz m i, m oże czasem za dużo gadałam , lecz i za wiele przeży łam ” (s. 61). N a pierw szy sygnał sk ru ch y ze strony m atk i, pierw szy przejaw rozsądku i krytycy­ zm u, córka odpow iada: „m uszę pow iedzieć, że człow iekiem jesteś przyzw oitym ” (s. 61).

W tym m om encie buntow nicze zaw ołanie „niew yrażalnych rzeczy [ . ] n ie m a!” zm ienia swój adres. N ie dotyczy już w yłącznie C órki, dla której oznaczało ono w iarę w m ożliwość nazw ania w łasnej sytuacji. K iedy M atka dopuszcza C órkę do konfidencji, czyli fo rm u łu je uzasad n ien ie w łasnej postawy, złam an ie niew yrażal- ności m usi odnieść się rów nież do Zagłady. M usi, poniew aż K orusia postrzegała swoją relację z M eter jako sta n traum atycznego oblężenia, trw ającego naw et po d ­ czas nieobecności M atki. Tym sam ym C órka, definiując swoje dzieciństw o, okreś­ liła w aru n k i postępow ania M a tk i - uw ięzionej w tra u m ie Zagłady.

W tym m om encie w szystko, czym M atka prześladow ała córkę, n ab iera ch a ra k ­ te ru pozagładow ego św iadectwa. M ożna zobaczyć, z czego to św iadectwo się skła­ da: M atka m a poczucie, jakby została w ydrążona od środka i jakby jej w nętrze w ypełniała tru p ia treść („odbija m i się tru p e m a potem znów p u sty m ”, s. 9); oca­ lona kosztem innych, żyje nie m ogąc an i odzyskać poczucia sensu w łasnego życia, an i poradzić sobie z dziedzictw em zm arłych; dośw iadczywszy niegdyś rzeczyw i­ stości, w której w szystko było zagrożeniem , posługuje się językiem skargi, która u jm u je teraźniejszość jako to ta ln ą opresję; w iedząc, że kondycję Żydów określił w czasie Z agłady „upadek poniżej ludzkiego”, nie p o trafi odzyskać „ludzkiego” - w szystko, co czyni (na p rzy k ła d założenie rodziny, urodzenie dziecka) jest próbą przeciw staw ienia się tru p ie j przeszłości, więc staje się po ch o d n ą n i c o ś c i . Po­ wtórzmy: dopóki córka szukała niezależności, dopóty m atczyne w spom nienia z cza­ sów Z agłady były przez córkę dośw iadczane jako n arzędzie domowej k o n tro li, ję­ zyk opresji, form a sym bolicznej przem ocy skierow ana na u zależnienie „có ru si”. D opiero pierw sze ustępstw o ze strony córki przyw raca n arz ek an io m m a tk i ch a­ ra k te r w yznania.

D zięki p rzy z n an iu m atce przyzw oitości córka w reszcie znalazła drogę do au ­ to n o m ii nieopartej na nienaw iści. O dkryła, że w o d n iesien iu do w szystkich w spól­ not - rod zin n ej, narodow ej czy ogólnoludzkiej - jej „przeznaczeniem jest obcość / i bliskość” (s. 72). K orusia zawsze więc będzie pilnow ała, aby bliskość wobec róż­

2

0

(13)

2

1

0

nych w spólnot nie stała się w ięzieniem . To w ażne, poniew aż czeka ją kolejna p ró ­ ba. O to podczas w izyty w p rzychodni lekarskiej w ysłuchuje polskiej m owy n ie n a ­ wiści. W sw obodnych rozm ow ach, jakie ludzie prow adzą w poczekalni, k ró lu ją antysem ickie patrio ty czn e b rednie: „G dyby ich tylu nie było, gdyby n ie rządzili n am i, / Inaczej te n kraj by w yglądał. / Czy nasze em erytury / Byłyby takie śm iesz­ ne? Czy byłoby bezrobocie?” (s. 77); „pow inni przepraszać za swoje zdrady, / Za krew na m acę, za żydokom unę, za ubecję i za k ap italizm , / Za tych pederastów , którzy n am tu ta j / Po m ieście przez białych lu d z i zbudow anym p a ra d u ją / Z ty ł­ k am i jak paw iany!” (s. 78); „Jedni żydzi Polskę opluw ają, / in n i dają im za to noble i ordery. Jak M iłoszow i, te m u niby to poecie, / który ta k w ielbił pederastów i żydków, i jak tej S zym borskiej!”; „Żydzi pedały! I Żydówy lesby, i fem in istk i ży- d zia n k i” (s. 77). Ten chór głosów świadczy, że polską w spólnotę ojczyźnianą spaja ksenofobia.

W książce Keff o dpow iednikiem nienaw iści Polaków do Żydów jest nienaw iść córki do m a tk i - w jednym i d ru g im p rzy p a d k u tożsam ość jest konstytuow ana przez silną odrazę. Córce udało się przezwyciężyć nienaw iść, co rozum ieć m ożna dwojako: raz - jako opowieść o tym , że sam o uw olnienie się od złych uczuć jest m ożliwe, dwa - jako u kazanie w aru n k u owego przezw yciężenia. W aru n k iem tym jest w łaśnie profanacja - p ełne w ypow iedzenie, w ykrzyczenie, w yrażenie n ienaw i­ ści przy użyciu w szystkich dostępnych sobie środków ekspresji. W ta k im akcie ekspresyjnego oczyszczenia n astęp u je profanacja ofiary, która staje się obiektem słownej napaści. Ale po tym akcie n ik t - ofiary Zagłady, ofiary ofiar Zagłady, nosi­ ciele antysem ityzm u - nie jest już zup ełn ie czysty. Profanacja, choć m u si zranić ofiary Z agłady bąd ź jej zinstytucjonalizow ane sacrum, w raca rykoszetem do p rofa­ nującego: m a on teraz możliwość oczyszczenia się ze złu d zeń własnej ofiarniczej świętości.

Złamane zakazy

S próbuję podsum ow ać. O m aw iane przeze m n ie dzieła w iążą się z Z agładą, odnoszą się do niej, tra k tu ją ją jak k ontekst, jednakże ich w artość d o k u m e n tarn a jest niew ielka. Z agłada bywa w n ic h n ie jed n o k ro tn ie in stru m en talizo w an a, jed­ n akże ich pojaw ienie się uznaję za jeden z w arunków odnaw iania obecności H olo­ k a u stu w żywej k o m u n ik a cji społecznej. Bez n aru szan ia reguł stosowności - które ożywają poprzez w ykluczenie H olokaustow ego k ic z u 12 i politycznej in stru m e n ta ­ 12 D obrym przykładem niem ożności precyzyjnego u stanow ienie definicji

H olokaustow ego kiczu jest - sk ą d in ąd ciekaw y - arty k u ł Lisy S altzm an A w angarda i kicz ra z jeszcze. O etyce reprezentacji (przeł. K. Bojarska, „L itera tu ra na Św iecie” 2004 n r 1-2, s. 204), w którym au to rk a pró b u je przeszczepić awangardow e rozu m ien ie kiczu na estetykę Zagłady. Pisze Saltzm an: „Kicz jest łatwy, sen ty m en taln y i kom ercyjny. W p ołączeniu z p rzedstaw ianiem histo rii tran sfo rm u je jej trau m aty czn e dośw iadczenia w fikcyjne m elodram aty, nadaje katastrofom w ym iar katarktyczny. K icz u n ik a refleksji i bolesnej k onfrontacji

(14)

liz a c ji13 - ekspresja Z agłady zam ien iłab y się z języka m artw ych w język m artwy. Pytając o sposób istn ien ia H o lo k au stu dziś, dzieła te ponaw iają spór o sam ą wyra- żalność Z agłady i stają po stronie rep rez en ta cji przem ieszczonej. W konsekw encji przesuw ają one nasze m yślenie - z obaw p rzed repetycją Z agłady („N igdy więcej A uschw itz”) ku obawom p rze d repetycją estetyczną Zagłady, a więc ograniczanym przez w ym óg stosowności (autentyczności, d o kum entarności) zbiorem form do­ puszczalnych. W prow adzając nowe form y estetyczne, fu n d u ją n am pew ien p a ra ­ doks: kw estionując dotychczasow e środki w yrażania, d okonują p rolongaty Z agła­ dy, a więc ro zp len iają jej zn ak i ta m - w dziecięcych klockach i kolorow ankach, w figurkach żołnierzyków i w kom iksach - gdzie do tej pory królow ało niepow aż­ ne życie, w olne co praw da od doniosłych spraw, lecz także i od p odejrzeń o kola­ borację z m asow ym m ordem . W te n sposób autorzy uśw iadam iają, że we w spół­ czesnym świecie nasze postaw y k sz tałtu je estetyka, nie zaś ideologia, że nasze ciała nasączone są b arw am i i k o n tu ram i, któ re dużo skuteczniej k ie ru ją p o stęp k am i niż etyczne deklaracje. N ie istn ieją form y n iew inne, choć nie istn ieją też - sam o­ czynnie złe.

Sięgając po nowe środki w yrazu - kom edię, zabaw ki, kom iks, g atu n k i p o p u ­ la rn e - om aw iane dzieła d okonują pro fan acji estetycznej. N iestosow ność w n ich się przejaw iająca polega na ta k im p rzed staw ien iu H olo k au stu , które uderza w p a ­ m ięć ofiar (Keff), odbiera ich cierp ien io m m iarę najw yższą (Spiegelm an), w ypo­ w iada w ydarzenia Z agłady w języku form n isk ich (Libera, K atzir) lub przenosi wysoki język Zagłady do opowieści o cierpieniach niem ających z Zagładą nic w spól­ nego. P rofanacja estetyczna w spółgra z profanacją etyczną, objaw iającą się poprzez zra n ien ie ofiary. Takie podejście kw estionuje - to znaczy wycofuje z obszaru pew ­ ników i przen o si do obszaru w ątp ien ia - p rzek o n an ie o m ożliw ości usytuow ania Z agłady w roli sacrum i ufundow ania w op arciu o n ią m oralnego porządku.

U zasad n ien iem dla pro fan acji staje się zderzenie etyk. W jego ram ach docho­ dzi do k o n fro n tacji przeżyć holokaustow ych z innym cierp ien iem (lub innym do­

w ym aganych przez k u ltu rę aw angardow ą i zastęp u je ją przyjem nością ciągłego zaspokojenia. K icz w p ołączeniu z p rzedstaw ianiem h isto rii, h isto rii faszyzm u, H o lokaustu, ludobójstw a czyni tę histo rię zbyt zrozum iałą, przysw ajalną, łatw ą do k o n su m p cji”. Bliższe jest m i stanow isko F ran k a A n k ersm ita (Pamiętając

H o lo c a u st...), piszącego o kiczu jako sztuce zdolnej wytworzyć więź m iędzy ludźm i, którzy nie przeżyli H olokaustu.

13 Zob. I. K ertész J ę z y k na w y g n a n iu: „O w iele częściej H olo k au st o d b iera się jego d epozytariuszom i czyni z niego tan i towar. Albo zam ien ia w in sty tu c ję, wokół której tw orzy się m o ralno-polityczny rytuał, w ypracow uje - najczęściej fałszywy - język, uczy o pinię p u b lic zn ą słów, które autom atycznie kojarzą się słuchaczom i czytelnikom z H olokaustem : najróżniejszym i sposobam i doprow adza się zatem do alienacji pojęć zw iązanych z H olokaustem [...]. U kształtow ał się obozowy

konform izm , n aro d ził się H olo k au st sentym entalny, pow stał kanon H olokaustu, tab u zw iązane z H olokaustem i ry tu aln y św iat języka, pow stał gotowy do spożycia

(15)

2

1

2

św iadczeniem ), które z sam ą Z agładą niew iele m a wspólnego; k o nfrontacja do­ św iadczeń nie prow adzi do u n iew ażnienia daw nych cierp ień ofiar Zagłady, lecz w prow adza w horyzont poholokaustow y inne cierp ien ie jako wyzwanie. W rez u l­ tacie - po p rzeczy tan iu Mausa czy Utworu o M atce i Ojczyźnie - nie pytam y, jak em patyzow ać z ofiarą H olokaustu, lecz o to, czy ofiara H olokaustu p o trafi nie p rzy­ sparzać c ierp ień innym b ąd ź czy u m ie w spółodczuw ać z kim ś, czyje cierpienie wypływa z innego źródła. Z derzenie etyk prow adzi dalej do odw rócenia dotych­ czasowych relacji: zam iast pytać, jak pow inniśm y rozum ieć Z agładę i cierpienia ludzi, którzy przez n ią przeszli, pytam y, czy Z agłada pozw ala ocalonem u ro zu ­ m ieć cudze dośw iadczenia. D opiero od tego pytania - niczym spraw d zian u - m oż­ liwy jest pow rót do dośw iadczeń holokaustow ych.

Ale pow rót n astęp u je naw et wtedy, gdy okazuje się, że ofiara Z agłady n ie jest zdolna do w spółodczuw ania. Z agłada tkw i więc niejako w tym sam ym m iejscu - jako w ydarzenie, którego ocaleniec n igdy do końca nie przysw oi, jako rozszcze­ p ione Ja, któ re n igdy n ie osiągnie spoistości, jako poczucie utraty, któ re n igdy n ie zostanie przepracow ane. Powrót do Z agłady m ożna w o d n iesien iu do tych dzieł rozum ieć jako podejm ow aną przez n arrato ró w decyzję, by m im o w szystko poznać św iadectwo - to znaczy, by zaryzykować pogrążenie się w Z agładzie, by za p rzep a­ ścić szansę uw olnienia się od niej. Owocem zm ienionego w idzenia rzeczyw istości - tego, które odsłania trw ałość Z agłady pół w ieku po jej zakończeniu, tego, które nagle odkrywa zw iązek m iędzy książeczkam i dla dzieci i H olokaustem - nie jest jed n ak nowa w spólnota p am ięci (to złu d zen ie pierw szych d ekad po w ojnie), lecz doraźna w spólnota zdolności uzn an ia, że cierp ien ie w łasne n ie jest w yłączne, zaś cudze - nie jest niew ażne.

Sztuka profanującego zderzenia (jednostkowej niestosow ności) nie prow adzi do d esakralizacji Zagłady, lecz do ponow nego jej odzyskania - poprzez odsłonię­ cie m ożliwości jej utraty. Tracim y Zagładę, gdy społeczna kom unikacja przekształca się w ry tu aln e repetycje stosow nych przedstaw ień, rzekom o niepodległych p o li­ tycznym zaw łaszczeniom i rzekom o sk rajn ie różnych od kiczow atych sp ek tak li o zw ycięskich w artościach14. W ta k im kontekście profanacja jest w aru n k ie m w pro­ w adzania form estetycznych pozw alających n ie u sta n n ie pytać, czy Z agłada jest sacrum. Aby p y ta n iu nadać postać dzieła, trzeba złam ać zakaz.

14 I. K ertész pisze: „ [...] na m iano kiczu zasługuje każdy utw ór, k tóry im plicite nie mówi o długotrw ałych etycznych konsekw encjach A uschw itz, który zakłada, że C złow iek p isany w ielką literą, a w raz z nim cała id ea h u m an iz m u - wyszły z A uschw itz n iez ran io n e ”. Z now u jed n ak wydaje się, że su b stan cjaln ie pojęty kicz nie trafia w sedno, skoro m ożna w yobrazić sobie dzieło kiczow ate, a przecież mówiące o „długotrw ałych etycznych konsekw encjach A uschw itz” (Język na w y gnaniu, s. 125). M ocniej niż przez kicz, refleksja o Z agładzie jest zagrożona zbyt łatw ym o d g ran iczan iem sztuki wysokiej od kiczowatej.

(16)

Abstract

Przemysław CZAPLIŃSKI

Adam Mickiewicz University (Poznań)

The Shoah and Profanations

The author discusses the issue o f impropriety/irrelevance in works on the Holocaust, appearing within the frame o f acute confrontation o f the sufferings o f w ould-be victims to the Shoah with sufferings o f another sort. A meeting o f tw o harmed and vulnerable beings leads, through profanation, to a renewed language o f the Holocaust and post-Holocaust ethics which has to confine an alien's torm ent. Considered is also a break o f the ban on presenting the Shoah as a problem o f a future culture, as it appears in the works discussed.

21

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

El enchus cleri

wać się do organizm u nie tylko drogą pokarm ow ą, lecz także i oddechową, następnie ulega kum ulacji we w szystkich tkankach (również i w tk an ce kostnej),

Lecz w krótce istnienie siły życiowej coraz silniej staw ało się zachw ianem , a sztuczne w roku 1828 otrzym anie m ocznika przez W ohlera, pierw sza synteza

szcza się we w nętrze rośliny, a następnie, do środka się dostawszy, powoli rośnie dalej 1 z zarażonego się posuwa miejsca, bakte- ry je, gdy zabrnąć zrazu do

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz ocenach oddziaływania na środowisko (Dz.U.Nr 199, 2008r,

Osoby stawiające się do kwalifikacji wojskowej, które z ważnych przyczyn nie mogą stawić się w wyznaczonym terminie i miejscu są obowiązane zawiadomić o tym fakcie Wydział Spraw