Roman Pilat
Nieznane listy Brodzińskiego z
czasów szkolnych
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 5/1/4, 332-352
M A T E R Y A Ł Y .
JCieznane lisig Brodzińskiego z czasów szkolnych.
P ierw sza m łodość B rodziń skiego j e s t do w yjaśnienia jego póź n iejszej d ziałalności literackiej niezm iernie w ażną epoką — można śm iało p o w ied zie ć, o w iele w a żn iejsz ą , n iż u w ielu innych pisarzy. P rzy czy n a tego jasna : Brodziński rozw ijał s i ę , jak wiadomo, wśród bardzo ciężkich i w yjątk ow ych stosunków i praw ie w szy stk o sam sobie z a w d zię cz a ł, dojrzewał n iesłych an ie sz y b k o , mało w y n ió sł ze szkół, do których ch od ził w m łodości, a natom iast głów n ie sam k sz ta łc ił i w yrab iał się czytaniem i pochłanianiem k sią ż e k , jak ie mu w pad ły pod rękę — b y ł autodydaktą w pełnem słow a tego znaczeniu ; w y k ształcen ie jego nie szło z w y k ły m , utartym try b em , lecz zw iązane b y ło śc iśle z kolejami jego życia. Dodajmy, że ten sam te r e n , na. którym się w pierw szej m łodości w y ra b ia ł, b y ł in n y , n iż miejsce, w którem później d ziałał: urodził się w G alicyi, pod rządem au strya- c k im , wśród napół zniemczonej atm osfery, a d ziałał później jako pisarz i poeta w samem ogn isk u u m ysłow ego i literackiego życia p olskiego — w W arszaw ie (od końca 18 1 4 lub początku 1815 r.). Cała jego późniejsza czynność literacka pod względem charakteru w y o b r a że ń , dążenia i kierunku ma swój początek i głów n e sw oje
źródło w tych lic z n y c h , różnorodnych czynnikach zew nętrznych
z okresu pierw szej m łodości i je st nadzw yczaj śc iśle z nimi związana. Bardzo w ażn y i cenny m ateryał do zbadania tych czynników podał sam Brodziński w swoim pam iętniku („W spom nienia mojej m łod ości“ . P rzegląd naukowy tom X I. W arszaw a 1844 Orędownik n aukow y. Tom V . i V I. Poznań 1844. i 1845.) [Por. K . B rod ziń sk ieg o „W spom nienia mojej m łodości“ i inne u ryw ki autograficzne w y d a ł i w stępem opatrzył prof. Jó zef Tretiak. W Krakowie 19 0 1 . Zob. Br. G u b ryn ow icz, Pam iętnik literack i. T. I. 1902. str. 169.].
M ateryały. 3 3 3
P ozostał także po aim dzienniczek, który p isał w pierwszej młodości, zapisując w nim swoje u w agi i wrażenia ; m iał go w ręku biograf je g o , Pranciszek Salezy D m ochowski („O życiu i pismach K. B ro
d ziń sk iego“, B iblioteka w arszaw ska t. I I I . 1870. s. 221. ) , ale
zaledwie kilka luźnych urywków z niego podał (s. 227.) in., a cenny autograf gd zieś się zatracił (z rąk Dm ochowskiego m iał go K rasze w sk i [por. Pism a K azim irza B rodzińskiego. W ydanie zupełne J . I. K raszew skiego. Tom. I. Poznań 1872. s. V.] co się z nim potem s t a ło , niewiadomo). Niektóre szczegóły, odnoszące się do pobytu w gim nazyum tarnowskiem 1 7 9 9 — 1804., odszukał Z d zisław H ordyń- sk i („B rod zińsk iego lata szkoln e“ K w artalnik h istoryczny. R . II.
L w ów 1888. s. 1.). Do tego znanego juź m ateryału , objaśnia-
jącego czasy pierwszej m łodości Brodzińskiego, pozwalam sobie dodać now y, n iew y zy sk a n y dotąd, a n iew ątpliw ie bardzo cenny — 12 listó w B rodzińskiego z czasów studenckich.
Zbiór ten listó w otrzymałem już dawniej od jednego z moich znajomych i zrobiłem z nich dokładne odpisy. A u ten tyczn ość ich nie może podlegać najmniejszej w ątpliw ości. Podpisuje się na nich Brodziński, pisane są z Tarnowa, datowane są r. 1807 — 1809, k iedy uczęszczał do szk oły w Tarnowie, a adresowane są do brata Andrzeja, a wreszcie ton tych listów odpowiada zupełnie młodocianemu wiekowd autora, k ilk un astoletniego chłopca, ucznia gim nazyalnego. Jako ma- teryał nie są one wprawdzie obfite w nowe szczegóły z życia Bro d ziń sk ieg o , ale rzucają zato bardzo ciekawe św iatło na stan jeg o duchowy, na rozwój u m ysłow y młodego chłopca, stosunki jego lite rackie z bratem Andrzejem i Reklew skim , k ształcenie się jego i le kturę w ow ych czasach i wreszcie na pierwsze próby poetyckie (gd yż
w listach ty ch znajdują się także wiersze Brodzińskiego). Obok
„W spom nień“ jest to n ajw ażniejszy m ateryał do młodości Brodziń sk iego. „W spom nienia“ dają barwny, zupełny obraz m łodości, ale pisane są w późniejszym w ie k u , z pamięci — lis ty są wprawdzie fragm en taryczn e, k r ó tk ie , ale w spółczesne ; są to dokumenty jakb y z barwą c h w ili, z wonią atmosfery, zw łaszcza wobec zagubienia „d zienn iczka“ jed yn y m ateryał zupełnie w spółczesny.
Roman P iła t *).
*) C enne te m a te r y a ły — tem cen n iejsze, że o r y g in a ły lis tó w w s k u te k n ie d b a ło ści w ła ś c ic ie la sp ło n ę ły — podajem y tu z te k i p ośm iertnej ś. p. P rof. R . P iła ta . W stęp, pow yżej p od any, je s t u ry w k ie m z n o ta tek , jia pod s ta w ie k tó ry ch ś. p. P rofesor o m a w ia ł tę k w e s ty ę n a jednem z sem in a ry ó w d la h is to r y i lite r a tu r y polskiej przed r. 1900. O dpisy lis tó w wTraz z n o ta - ta m i ś. p. P ro feso ra zn ajd u ją się o becn ie w zbiorze ręk op isów B ib lio te k i Z. N . I. O ssoliń sk ich w e L w o w ie pod 1. in w. 4601. Co się sposob u w y d a n ia ty c z y , z a u w a ż a m y , źe pod ano je tu w ie r n ie , zm ien ia ją c ty lk o p is o w n ię ; k la m r y k w a d r a to w e m ieszczą n a sze u z u p ełn ien ia i u w a g i. L is ty n in ie jsz e łą cz ą się częścio w o z św ieżo przez p. A leksan dra Ł u ck ieg o o g ło sz o n y m i „ L ista m i K . B rod ziń sk iego do stry jeczn ej sio stry , S z c z ę sn e j“ (z rkp. B ib lio te k i U n iw e r s y te tu J a g ie llo ń sk ie g o p. 1. 6628.). P or. P rzew o d n ik n a u k o w y i litera ck i. Tom X X X I V . L w ó w 1906. s. 6 2 8 —644. i 733—747.3 3 4 M ateryały.
1.
D nia dzisiejszego L u tego 1807. Ten lis t pow inien b yć dawno posłany ; teraz m i się nie chciało posłać innego, tylko ten.
K ochany Bracie !
Tak to zaczynam y, a grzech w ie kto kończy. Ileż m y sobie obiecyw ań nie robili w naszych odezwach do siebie. N ic z tego. — Ja w in n iejszy — odebrałem jeszcze przeszłego roku list, od K ozłow
sk iego A tte s ta tu m 1) p rzew ieleb ne, (które poszło na o g ień , a ja
do S yn taxis chodzę. B ó g mu zapłać za jego zaświadczenie), od Pędra- ckiej książkę K rasickiego, za której przysłanie w ielce ci w dzięczen jestem . Słyszałem , żeś p isał do Stryjaszka Dobr., że ci się nie najle
piej powodzi w K rakow ie, źe się [ci], u których jesteś, brzydko na cię patrzą. Bieda, to prawda, ale cóż robić. Bądź temu losow i posłuszny ; on może cię na tej łódce w iedzie przez straszne odm ęty i bałwanom każe chw iać twoją łódką. N ie przerywaj go jeszcze — w szak on może za tą skałą, za tym bagnem otworzy dla ciebie przyjemną łąkę ; tam ci sama Muza, (która go uprosi o to) poda ci białą ręką twTą lutnię — ty się z nią przyw itasz, a poznawszy się z nią znowu, w e źm iecie się za ręce i skocznym i tany k w iaty na łące pognieciesz. A le wtem, jak, znowu, piękna K lorynna, w yskoczy, tam, gd zie z krzaków przysłucha się Tobie, pójdzie z zapałem do krzaku róży, tam jej narwie i w ien iec z niej zrobiw szy, przyskoczy ze śm iechem do Ciebie i skrępuje Cię mocno sw ym i różanymi kajdany — na ted y bieda znowu, n iestety, bo z tego już się ciężko otrząsnąć — ale nie , ona może tak czuła będzie — poproś jej, a ona z tobą piosneczkę za śp iew a: T o c z a s t w o j e j o c h ł o d y — a los zdała na to w siędzie — i z w as się nieco uśm iechać będzie.
M arzy mi się — przyszedłem z im ienin sw ojego kolegi. — Przecię ci się i teraz los nieco m usi uśmiechać, masz tam zapewne przyjaciół, (bo on, g d y kogo wśród burzy zostaw i, dręczy go może su m ienie i prowadzi za rękę P ocieszyciela lub Nadzieję), a R ek lew sk i osobliw ie. Ach, Boże, gd ybym m ógł z wami się k ied y trzeci znajdo wać. Już w iosna z[a] górką — skowronek się w podróż w ybiera — ach, cóż za pociecha dla w as — jak w y, wiem , rozmawiacie o n ie j2) [wT] czasie zabaw. — Pójdziecie w miłym poranku nad brzeg przyje mnej W isły , tam śpiew ać b ęd ziecie; on , przyjaciel twój hoży, młodą chabinkę urw aw szy, pokazować ci będzie, jak pałaszem i skakać ocho czo, jak nacierając na nieprzyjaciela. — Potem pójdziecie nad brzeg w ody, tam nogi wasze ochłodzicie. — O s z c z ę śliw i, w szak to może te same krople po palcach w aszych p łynąć b ę d ą , któremi wojow nik
b B oię się k r y ty k i, o m v lile m się. [P rzy p ise k B rod ziń sk iego]. 2j N ad tem u w a g a B . 3P. : p o e z y i.
M ateryały. 3 3 5
polski uznojony, tam, po strasznej wojennej pracy, ręce swoje um ywał ; o, szanujcie tę wodę — jak ona dobroczynną dla niego. N ie m yślę ja i teraz, żebyś ty taki, jak mi donosisz, rozbrat z twą poezyą uczy n ił. N ie tak to, jak tu w idzę, (choć to w niew ielkim m ieście), n iestała żona z mężem się rozwodzi. Bo tu Muza na obuch końcach sw eg o łańcucha z lilij tak rycerski w ęzeł zrobić potrafi, źe go ani odwiązać nie można, i przerżnąć żelazem trochę nie miło.
D onoszę ci, jeżeli jeszcze nie w iesz : Skibiński jest w W iedn iu , Z ajkow ski Kasp[er] w e Lw ow ie.
Jeżeli ci potrzeba będzie pieniędzy, napisz do mnie w iele ci p otrzeb a, a , ja w ygraw szy na lo t e r y i, przyślę ci pewnie z części i dla H on ory1), ale jak nie napiszesz, upewniam nic nie weźmiesz.
B yw ają tu k o m ed y e, chociaż aktorzy nie tęd zy ale antreprener zuch ; grają i po polsku, a tenże b y ł aktorem u W . B ogusław sk iego, w ięc jego różne, tłumaczone, śliczne sztuki grywają. Rzadko chodzę... bo... mi się — — —
P oczciw e Szczęsniątko dwa razy juź do mnie pisało, bez pocztę
n a w e t, a ty ....g .
Z
Roźenkiem jeszczem się tu nie w idział w Tarnow ie, bo mknę od niego, bo kiepściary l...e. Jeżdżą tu z Krakowa często Jordan W innicki, chociażbyś też przez nich p isał do mnie, zre flektowałem się, to być nie m oże2).
Zbieraj też tam książki różne, a g d y się będziem y w idzieć, bę- dziem przerzucać, ty moje, ja twoje, bo ja także mam nieco. Proszę cię nie pokazuj tego listu Siostruni, boby mi, wiem, źe z krokiewki, z gło w y odjęto; może i t y t o powiesz, ej co tam. Cóż ci tu jesz c z e ? Mam tu słow nik pożyczony [z] dobremi słowami polskiem i, tego ci potrzeba: V ergin iss mein nicht, po pol. oźanka.
Zmiłuj się, pisz też do mnie — oh, jak ja to dawno w yglądam , m yślę zaw sze o Tobie, łażę na pocztę nic, ej poczekaj. R eklewskiem u, jeżeli to b y ć może , najpowinniejszy mój ukłon oświadcz odemnie, i skarby mi drogie przyślij, proszę cię o kawałki jakie z dzieł jego, lub twoich nowych mi przyślij ; och, gd yb yś w iedział jak drogo cenię poezyę — z n ią , g d y mi choć burza g r o z i, jabym zawsze żartował. Bądź zdrów, pamiętaj — zmiłuj się — o mnie , poczciwcze Bracie, poetą czy przyjacielem , nie zapom nij, źe tylko w twoje ślady iść
pragnę.
Brodziński.
2
.Dnia 29. Märtz 1807. Kochany Bracie !
L ist Twój pod dniem 2. lutego pisany odebrałem 8. Marca. Tak to zazwyczaj, mój kochany, że słabość nasza, czyli też kłam stwo
*) N a bok u u w a g a R . P .: s i o s t r a .
2) [O statn ie zd anie c a łe przekreślone. Co się m iejsc w y k rop k ow an ych ty c z y , m a m y w rażen ie, że b y ły zep su te w ory g in a le, ch oć odp is n ic o tem n ie m ów i].
3 3 6 M ateryały.
innych , często nas biednych ludzi o sm utek p row ad zi, co je st do brego. — R zekłem nieraz o tobie: Czas, tw ardy lo s ie , b y juź pod tw ym i łańcuchy odpoczął ; złorzeczyłem mu, lecz on śm iał się pod ten czas z mej ludzkiej słabości, Ciebie w esołości za rękę prowadzić ka zał. Z litow ał się n ad em n ą, ty ś mi lis t napisał, którego pół roku blizko w ygląd ałem . — Czuły b y łe m , (ale się pochwalę) na fałszyw e o T ob ie d o n ie sie n ia , lecz ta czułość nie w iem w czem ma więcej mocy, czyli w czułości, sm utku, czyli radości. Lecz naturalnie wiem , źe moje serce w ięcej czułość w y ższy ła w e s e la , nad czułość sm utku; tak, więcej czułem w esela w przyjemnej w iośnie, jak sm utku w ostrej zimie i dalej, źe czułość sm utku, nadzieja, jak matka troskliw a, moje serce, choć po cierniach, prowadziła, jednakże lubą mi za górką łączkę u kazyw ała i nie uważałem na kaleczące n ogi, lecz potem nikła i na dzieja, znikła i trw oga; jak źle bez pierw szego, tak dobrze bez dru g ie g o ; ale m nie nie twój lis t na taką drogę wprowadził, gd zie trw oga poszła w czarną m ogiłę, a nadzieja jak wierna służebnica , zostaw i w szy mi drogi b uk iet w esela, w stąpiła na obłok n ie b ie s k i, a ciebie, jako jej hołd oddającego i w zyw ającego czułego kochanka, za srogim losem, co ci dziewczę na łoże choroby u łożył, pocieszać biegła. W sty d cię tu może zarum ieni — m łody brat w ie o tem, o czem w iedzieć nie p ow in ien 1) — N ie s te ty ! poznałem ja i tę czułość, a tę w yznaw iać jej, jako dopiero pępkowi róży zapachu , czas nie pozwala. Lecz oto w id zi ona, że na tej samej odnodze starsza już swem rumianem lis t kiem cieszy oko i wonią poi, tak młoda zgina się na jej łono, i w ci chej n ocy rozw inie się... i rumieni się. Tak jest, nie boję cię się tu o łajanie, że czuję to, żeś się tr o s k a ł, g d y ci przedmiot chorow ał ; mamże ją, jak juź n ieczuły, gościa tego, z domku mojego w yprosić? N ie — ale tylk o zabawiam się z nim sk rom n ie, nie dlatego, bym cn oty n ie psuł, lecz bym czuł, źe choć ja jeszcze nie mogę, ludzie mają to , co j a k , gd zie S cy t na północ marznie, je s t m iły prom yk słoneczny.
Tu dowiedziałem się, że jedziesz do Lwow a ; także mię sm utek okropny przejął, lecz widziałem korzyści stąd twoje, a dla pogody, która ma potem z tego w yniknąć, parę łez tylko dozw oliły mi upu ścić. — Mój Boże, kiedyż się zobaczem — kiedyż mi k sięg ę drogą tw ych przyjaciół pokażesz, k ied yż tw e pism a czytać będę — k ied yż m i w moich b łęd y poprawisz — k ied y poczciw ość tw ych przyjaciół
opowiesz. — N asze rozmowy, którem sobie zakładał m ieć z tobą
zn ik ły. N ieste ty , lecz na cóż to ci przypom inam , to krótkie w esele moje, dłuższe tw oje będzie na ted y.
N ie zapomnij na to, uczyń mi, proszę, może się będziem y w idzieć; jeż eli będziesz przejeżdżał tu, a w ypadnie ci w stąpić do mnie, pozbie
raj w ierszy tw oich różnych, a oddasz mi. O, jakżeb y mi smutno b yło, g d y b y ś tu p rzejechał, a ja Cię nie w id z ia ł, stąpałbym na te koleje,
M ateryały. 3 3 7
gd zie brat jec h a ł, a ja, co o nim zawsze m yślę, w idzieć go nie
mogłem .
Twoje p i e ś n i , osobliw ie ta krotka twoja nieznośnie mi się p o dobała. — Co mam przepisanego i ja posełam ci teź. — Może po w iesz: nie pilnuje nauk, a tego robię, przepraszam, dostałem eminen- cyą. Posełam ci o b r a z e k , powiesz pusta głowa, ale zważ proszę, tylk o
m inę sm utną ow ego chłopięcia ; j e s t to pastei'z Gessnera , k tó
remu ptak z pod kapelusza w yleciał. T r a g e d y i staraj się odebrać, twój rękopism , bo ja m ojego nie mam ; nie pamiętam gdzie mi się podział. J eżeli się nie będziem y już widzieć, przynajmniej albo w W ojniczu lub w Tarnowie, jeżeli w W ojniczu m ógłbyś zostawić, choć u Lam elego, papiery do mnie, a jeżeli w Tarnowie, Boże daj ; o kiedyż ten czas przyjdzie. P oczciw y konsyliarz Marysler umarł; łz y poczciwych przyjaciół tak uprawiły grób jego, źe, g d y B ó g po w oła go z grobu, kłos jeg o plonu do niebios się wzniesie. W oliń sk iego złapano na granicy do L egionów uciekającego, nieborak w ka maszach. Szczęsna 3 razy do mnie pisała. O P óźn ie mówią, źe po szed ł do L egionów ; może to bajka, lecz to nie bajka, że jestem Twój brat cię kochający
K. Brodziński.
3.
Dnia 18-go Lipca 1807 : N ajukochańszy B racie!
Dzisiaj Twój lis t od Ż yda odebrałem ; szczęśliwym , m ogę odpi sać, ale, n iestety, jak oszczędne szczęście g ęste p łoty grodzi do jeg o zagrody : ledw ie moment mam czasu pisania do ciebie, wierzaj nie są w yk ręty ; dopiero na samym wsiadanym go oddawcy piszę, dość mam m iejsca i czasu na szczere ucałowanie Ciebie, ale mało posłać ci, co lubisz.
Srogibyś był, Bracie, jeżeli, nadgradzając sobie za to, i ty b y ś m i tak odpłacił. Okazya jed zie dalej, za Lwów, jadąc przezeń, odda Ci list, powracając w stąpi (i sam proś) do Ciebie, piszźe i przyślij,
zmiłuj s i ę , co m ożesz ; bądź pewny, ja będę m ieć pewną okazyę,
ale aźe podczas w akacyi ; tam prawie zbiór dla Ciebie pisany pew- nieć poślę: będzie tam mój przyjaciel, student, dajźe mi na to twój za d a tek , droższy nad mój cały kapitał. — Zbrodniarz, znasz go, w spokojnym, przy mojej lutni, zakątku napadł na mnie z swoją na w ałą ; przypisy wała mi m iłostki z Felisią, i, co może być, dokazywała ; tak się tym wrzaskiem lutnia spłoszyła, że mi z tydzień nic nie gra jąc, spozieęa z zadumieniem na drogę odejścia nawały. Ona to nawet, n iestety , Dobrodzieja podburza ; on jej w ierzy ; wolałbym pracować
3 3 8 M ateryały.
na drugie tyle, co zabrała i dać jej to, chcąc jej tem mój spokój za p łacić ; niech m i go nie b ie r z e , ale niech broi ; t y mnie k ochasz, słońce i w śród naw ały na n ieb ie św ieci, i ja cię kocham
Brodziński.
D o Szczęsnej pisz, bardzo prosi.
Z poczty czyś odebrał i przez K ozłow skiego?
[Na drugiej stronie adres] :
A . M onsieur M onsieur A ndrée B ro dziński, mon le plus grand chère frère, w L w ow ie, u Św iętego A n toniego.4.
D nia 17. W rześnia 1807. W ojnicz. K ochany Braciszku !
T y le oczekiw any lis t twój dopiero dnia 16. W rześnia odebrałem, w którym , n ieste ty , donosisz, źe juź dawno lis t mi przez d iligens po sła łeś ; patrz ja k d łu gi przeciąg czasu, k ied y twój list, donoszący 0 pierw szym , ju ż m iesiąc ja k p isany ; jakże dawniej m usi b yć tam ten, którego dotąd n ie odebrałem i w szelka juź prawie odebrania go zg a sła nadzieja. B y łem z W oroszem na poczcie, d opytyw aliśm y się ko niecznie. B e z b o ż n i, nieczule tylko odpowiedzi d a w a li, źe nic niemasz 1 nie w idzieli. Może to pieniądze w inny, niechby je w zięli, bezbożni, a drogie mi tw oje w yrazy oddali. A le, zmiłuj się, lis t ten przepaść n ie może, pytaj się na poczcie. O, pieniądze te mi ty le zm artwienia p rzyn iosły, a to dlatego, źe przed profesorem, tak dobrym, za nie- poczciw ego będę u znanym ; on bowiem pojedzie gd zieś na w ie ś , po dobno, i nie będ zie o tym przypadku w iedział, a tak za niepoczciw ego mię poczyta, zw łaszcza, że mu tego powiedzieć nie miałem sposobności, o coby b y ł zapewne, jako poczciw y, nic nie m ówił. J eżeli listu tego·
nie odbierzesz z poczty, zupełną nadgrodę za oczekiwania moje mi
p rzyn iesiesz ! Proszę c i ę , powtórz to, co w nim było ; nic, co pamię tasz, nie opuść ; każda bowiem litera twoja setną mi słodycz przy
nosi. J a pisałem trzy lis ty do ciebie, jed en dawno , zaraz po two-
jem pisaniu bez pocztę z P i e ś n i a m i i B a j k a m i . D ru gi przez K ozłow sk iego, tam tejszego słuchacza nauk, także z niektórem i i trzeci, który wiem , żeś czytał. Ja tu teraz czytam także k siążki, Kniaźnina poezye ;
o B oże! g d y b y m m ó g ł, dałbym mu połowę jeszcze mojego życia,
przez k tórenby czas jeszcze tkliw ością czułych i poczciw ych serca
rozrzewniać potrafił. T yle lat, n iestety, po pogrzebie Ojczyzny naszej mało podobno co pisał, a dawno n i c , tk liw y na ty le żalów po oj czyźnie zw aryow ał, gd zie dotychczas żyje w tym sta n ie! Jakżebym się rozrzewnił, w idząc tak nieszczęśliw ego tego, co nam ty le skar bów zostaw ił. Jak ieg o ź nie będzie godzien nagrobku !
3 3 9
Hagedorna, TJza, W ielanda dzieła, z w ielką także rozkoszą czy tałem, ale W ielanda dwa tylko tomy, a je s t 24 podobno ; Sąd osta teczn y.
Z rozkazu stryjaszka D . sp ieszyć się m uszę z odpisem na d ili gen s, przyślij attesta tw oje, które do Forum N.[obilium] potrzebne są i kon trakt na pół roku, zgodzony w e L w ow ie i to jak najpilniej. Za od pisem twoim ja ci dopiero poślę co do k rytyk i ; odpisz które lis ty odebrałeś odemnie, którego nie, bo, coby w tym było, coś go nie ode brał, posłałbym ci na nowo. Ja tu do Krakowa może pojadę na dzień ; ej, książki nowe, żeby to można kupować. K lasę z em inencyą miałem. Z twojej roboty, proszę cię, nie czekaj długo aż do druku pójdzie, ty li czas czek am , poślij co możesz ,· słodkoby mi to prawda b yło w szystk o nowe w druku czytać, ale przez ten czas m ógłbym wziąć wzór z twoich, m ógłbym też co utw orzyć ; i mazur twój zachw ycający naśladow ać odważyłem się. Kniaźnina niektóre w ypiski czytałem tu naszej sio stru n i1); patrz jak tkliw a, nad czułym w estchnieniem Filona, nad dwiema lipami z przeciwnych brzegów, rozpłakała się. W zięła g u st prawdziwie teraz do tk liw ych tylko pieśni i sm utnych. Prośbę moją o ja k i w yjątek z Hamsa[?] powtarzam ci.
Ej, bądź zdrów i w esół, za innym czasem więcej Ci pisać będę ; jak tylk o twój odbiorę, drugiego dnia piszę. Twój , Ciebie kocha jący brat
Kaz. Brodziński.
P eter Berejta [Bereiter?], zatrudniony ogrodem, tym czasem Cię pozdrawia.
Ściskam Cię serdecznie, b yłbym pisał, alem się nierychło do w iedział, iźeK azim irek pisze do Ciebie, w ięc całuję Cię najserdeczniej, kochany brat
P. Brodziński.
5.
W ojnicz. Dobrodziej. D nia 12. Października 1807.
K ochany Braciszku !
M yślę s o b ie , źe niemasz na św iecie niecierpliw szego w oczeki waniu listów , jak ja, a przecież n ig d y prawie dojść mię, zw łaszcza twój, nie może. K ied y też juź po dwochkrotnem pisaniu do Ciebie, po odebraniu listu od Ciebie, przez tego Jegom ości, żadnego odpisa nia nie mam! — Twój lis t z powinszowaniami, 6. datowany, p rzy b y ł
12
. października, z których dowiedziałem się, żeś jeszcze n ie odebrał.x)
Nad tem uwaga R. P. : s i o s t r a w W o j n i c z u m i e s z k a .3 4 0
Pytaj źe się w ięc na poczcie o 2 lis ty : jed en przezemnie i F elisię p i sany, zdaje mi się na końcu sam ym sierpnia lub początku w rześnia, drugi w parę dni potem przez samą W . D ąbską, w pew nym in tere sie stryjaszka , L am ellego i mnie , w których to obuch donoszę Ci, iź i tego z pieniędzm i przez d iligen s nie odebrałem. Stryjaszek , źe nie odpisuje ci, nie j e s t w domu, lis t twój na w ychodnem odebrał, jed yn ie koniecznie i jak najprędzej m ożna, bo na ciebie czekam y
z podaniem do Forum ; gd y b y śm y późno p o d a li, b y ły b y nierychło pieniądze i przez to m oźebyśm y do szkół nierychło pojechali i przy ślij przez d iligen s attesta i kontrakt półroczny stołu w e L w ow ie, lubo t y się nie kontraktow ał, ale zm yślij go. — D onieś mi, dużo też dzieła K arpińskiego k osztują przeszłorocznie z kupfersztychem , może go tu pew ny kupi.
Zm iłujże się, odpisuj jak najprędzej, ja już nie wiem co pisać, żalami Cię na moje nieszczęsne oczekiwania listu nie śm iem trudzić,
ale g d y b y ś w ied ział jak i m am , co tyd zień b yś p isyw ał do mnie. —
Lecz bądź zdrów, w olę ci co z pod tegotygod n iow ego pędzla posłać. Z trw ogą poważyłem w proste K oxolanki niektóre Zimorowicza pójść, na w esele i tak chciałem zan u cić1). T y będziesz jako god ow y w eselnik, sądź :
H ej, ty ogródeczku m ały, W ydaj mi róże,
N iech J asia skroń b ia łą 2) N iem i obłożę.
Lecz słońce poszło za lasy, L ubek nie kleszcze, A Jaś ty le czasy N ie idzie jeszcze.
Ej, Jasiu , coś mnie ty spraw ił, | twojem i słow y, T y łeś mi sm utku nabawił, j do mojej głow y.
Czy w wieczór, czy w e św it ran[n]y, | i w każdej dobie M yślę, o kochany, | tylko o tobie.
Już te róże n ie zw iędnieją | na mym zagonie, W sz y stk ie przyodzieją, ) Jasiu , tw e skronie. Już to teraz w każdej ciszy, | Jasiu, za ciebie, P ie śn i moje s ły s z y | nasz B ó g na niebie.
Lecz, och , g d y b y ś ty m nie zdradził | przez tw ą pustotę, B ó g b y ci poradził | za m nie sierotę.
A le cóźby mi na św iecie | zem sta pomogła, Jabym i tak przecie j juź żyć nie m ogła. Darujźe mu, Boże, w inę, | jeżeli on srogi,
1) Na boku u w a g a R . P. : por, R oks. B. Zim or. [Proceryna] (Tur. 142.). M ało rem in isc en cy i w tr e śc i : w ie c e i w sp o so b ie tr a k to w a n ia .
M ateryały 8 4 1
Juz broń mię dziewczynę | od śmierci drogi. Ach, pocóź te łz y daremne | z mych oczu cieką? Id źcie precz, nikczemne j w stronę daleką.
W szak to ju z mój Jasio bieży, | juź je s t przy lesie I k oszyk ma św ieży, | oj, coś mi niesie.
Sroga Kleona siąść mi kazała Na łódkę, usłaną w róże, I ona ze mną w siąść miała, Oszukała mnie, (mój Boże !).
Pchnęła mnie w łódce w morze obszerne A sama stoi u brzegu,
Juź innym w ianki plecie misterne. Ja w morskim utonę biegu.
W y , co na równe łodzie w sia d a cie, Mijajcie brzegi K leony,
W y tego błędu jeszcze nie znacie, Jak i tam nurt niespłyniony.
Z U t z a , w o l n i e j t ł ó m . 0 w y, przyjemne arkadyjskie kraje, W y , żyzne n iw y pasterzy cnotliw ych, K ęd y pod mirtem, co liści nie zdaje, Jed yn ie sław a zdobi serca tkliw ych. Tubym ja w esół, mą pasterską laską Chciał pasać trz o d ę, po łąkach, kochaną ;
T o m iłości, obdarz mię tw ą ła s k ą ,
K ied y mi jej tu nędznemu nie dano. Tu po pastersku, ochoczo i wiernie, Żyłbym ja w sercu D orydy, jedynem , A źb y mi ona rzekła m iłosiernie, A bym jej wiecznym został Selaminom. Jakim że się snem moje serce trudzi 1 nad uśniętym rozumem się chlubi; N iestety, sm utny juź się rozum oudzi, Sercu się śn i precz i sen taki lubi.
Chowaj też, proszę Cię, niemiecką książkę o literaturze polskiej
bym ja ją m ógł czytać i cieszyć się. Ż ebyś napisał do Maja o parę
egzem plarzy dla Szczęsny i m nie, zrobiłby to m oże, jabym tu
okazyi dostał. Może zakończę w radości, moje dzieła nie w yjd ą p ier wej, jak też tak na filozofii rok drugi będę. Czułość, jako do g o sp o
-b N a -boku u w a g a R . P . : D er S ch ä fer I I . str. 159. [P or. I. P . U z , S ä m m tlic h e p o e tisch e W erk e. II. T h. W ien 1790. s. 40.].
3 4 2 M ateryały.
darza m ych kwiatów , do poczciw ego, do kochanego b r a ta , w tob ie
najwięcej każe mi nucić, lecz teraz mój pędzel nie śm ie się porwać na obraz tk liw ości tw ojej.
Zadaj mi też różne w iersze.
D onieś co to w R ocznikach T ow arzystw a W arsz.
6
.
D nia 15-go 10-bris 1 8 0 7 . Do F e lisi pisz, je s t jeszcze w W ojniczu.
N ajukochańszy B racie !
Ze tak nierychło piszę, masz szczerą w ym ów kę ; jeżeli źle o m nie nie m yślisz, w ierzyć jej będziesz; oto w ygotow ałem lis t do C iebie, miałem go posłać przez pew nego Żyda, który m iał jechać do L w ow a, m iał przyjść do m nie po n iego i nie p rzyszed ł; zaczem go znalazłem , w szystk ich prawie Z ydow obszedłszy, juź go dyabli w zięli, a jesz cz e dałem b esty i 6 czeskich, miarkuj sobie sześć czeskich ! ! Posyłam Ci co m ogę p i e ś n i , o w ięcej nie bardzo mię śm iało napastuj, bo przy znam Ci się, żem dużo pobłądził, obiecując ci zawsze mój zbiór dzieł, i starałem się w ięc obietnicę w ypełn ić, ale skoro zabrałem się do prze pisyw ania, mało co godnego przepisu, a tem bardziej tw ojego czyta nia, bo co tylko z pod gorącego pióra w ylałem , śm iałem sobie pod chlebiać, że Ci czytaniem tego nadzieję robić mogę. Może się będziesz gn iew ał na mnie, ale niebardziejźebyś się gn iew ał i spraw iedliw ie, g d yb ym Cię nudami zarzucił i zabrałbym czas, przez k tórybyś jaką tk liw ą piosneczkę z r o b ił, nad którąby czuły czyteln ik w estchnął, a ty nad mojemi arkuszami sto razy b yś m usiał ziew nąć i zasnąć przy nudnym gościu ; jeżeli mi co przybędzie, albo co p opraw ię, to Cię upewniam, że Cię literka z tego nie m inie ; żal m i , żem Cię za wiódł, ale gorzej znudzić. P i e ś ń d o T y r s y s a osądziłem b yć godną tw ego czytania i nie wiem czyli w stęp do niej nie j e s t za ostry,
w którym wadę błądzącego przyjaciela w y ty k a m , ale beztego n ie
b y ła b y pieśń.
S tół i stancyę jeszcze w tym m iejscu m am y; co ci^ tycze su - kień, w ziąłem na ugodę sukna dla obydw óch, dobrego, u Żyda, kaza łem zrobić porządnie i pięknie, m usieli zapłacić — bodaj to zucho wato na św iecie.
Stryjaszek D b. się o to nie gn iew ał, a kto in szy nic g n iew em nie zrobi ; co zaś z resztą bieda, choćby się co może zarobiło i to le dwie 3 R yn s. na m iesiąc ; trzebaby się zaprzedać, żeby n ie sobie, ty lk o komu żyć i kawałka czasu nie m ieć dla siebie. O ten lis t na d ili- gen sie, zmiłuj się, pytaj się ; w szy scy mówią, że tam się trzeba pytać ;
M ateryały. 3 4 3
bo ten za lekcyę, dalibóg, źe codzień prawie do mnie chodzi, ja teź aż dwie godziny na dzień pracuję, żeby mu oddać, ale jeż elib y to b yło , b yłob y jeszcze lepiej. P oczciw y twój Paw lus b y ł tu u mnie i powiedział, g d y b y mu b y ł koń n ie zachorował, b y łb y zboczył ze sw ej drogi do Lw ow a um yślnie do Ciebie. W ierzaj mi, bardzo m ię to rozrzewniło, słysząc przyjaciela tak troskliw ie m ówiącego o Tobie ; mnie, (mój Boże, na co tak nie zasłużyłem ) w yp y ty w a ł się koniecznie co mi potrzeba, łubom się w ym ów ił, przysłał mi i tak, chociaż baga telę, ale ja k to jeg o cnotę dowiodło. Jakże ja biedny, jeżeli on mię za takiego jeszcze trzyma, jak dawniej byłem . N ie m ogłem mu mo je g o przywiązania w yjaw ić, a jak to mnie srodze bolało. Twój wyraz
w poprzedzającym liście, źe, jeżeli Ci szczęście posłuży, sprowadzisz m ię do L w ow a, zaw sze mi w m yśli sto i, chociaż mi się niepodo bnym zdaje; znam twoją czułość ku mnie s t ą d , ale jeszcze bardziej tw ój stan ; może on b y ł tylko dla napełnienia listu pociechą dla mnie, a ja to sobie mam za prawdę. A le, jeżeli tak jest, n igdyb ym tego n ie zniósł, żeby to b yło za twoją pracę ; ani Ci opisyw ać potrzeba, jakb ym ja b y ł szczęśliw y. Proszę cię w ięc donieś mi o tem , jakkol w iek w ypadnie, zawsze z jednakiem sercem p rzyjm ę, bo się dowiem ja k e ś mię chciał pocieszyć. M ogłobyli to zaś b yć w tym roku 1808, b yłob y lepiej, bo, cobym miał za stół półroczny dać 3 0 0 złotych, w ziąłbym je raczej do Lwowa, a na przyszły rok Forum powiedziało, że nie da pieniędzy. Odpisz jak najprędzej ; jeżeli nie będziesz m iał czasu przynajmniej t o , żeś odebrał li s t , bobym b y ł niespokojny. Ja będę m iał w krótce okazyę do Ciebie pewną. Student tam także do P o ety k i stąd jedzie, nagotuj mi w ięcej posłać, co masz, Hanna[?] ka w a łk i, może życie Kniaźnina i k rytykę na dawniejsze kaw ałki moje.
Bądź zdrów, brat kochający Cię
Kaś. Brodziński.
Piotruś cię całuje. Zmiłuj się, pisz zaraz.
7.
D nia 9 -go K w ietnia 1808. Tarnów. Kochany Bracie !
Żyję jeszcze, a żyję , żebym się dziw ił nad twoją tkliw ością i abym b y ł posłuszny przeznaczeniu, aby mię taż twoja tkliw ość sm u ciła. K iedy, napisaw szy w tym czasie kilka do ciebie listów , ob iecy w ałem sobie odpisu na nie, a ja taki lis t odbieram. W tenczas, mój Boże, k ied y ja ku lw ow skiem u codzień w ychodził gościńcu, w yziera łem listu od Ciebie, T y ś m yślał, źe ja nie żyję, g d y ja tak głośno na rzekał. N ie m yśl, Bracie, fałszyw ie przybrana wym ówka : pytaj się na
3 4 4
poczcie, je ś li cię nie doszły lis ty moje do Ciebie ; odbierzesz ich kilka * ostatni raz niedawno pisałem przez Żyda, a potem zaraz niedługo na pocztę ; obydwóch, (widzę z twojego listu ) nie odebrałeś. Czyliź mnie narzekać nie potrzeba b yło, g d y ja od sam ego października r. p. nie odebrałem listu od Ciebie, aźe przez chłopa od S t[Sl ?]ężowiczo- wej, na k tóry Ci w ten sam dzień odpisałem . Czemu lepiej nie b y łe ś sta ły w tem mniemaniu, źe ja nie żyję, niż, że zapomniałem o T ob ie? M ały moment zapom nienia o tobie pew nym b y łb y znakiem, źe ja nie żyję. Zmiłuj się, kochany Bracie, odpiszźe mi, (jeżeli nie masz czasu, choć kilka słów ) na ten mój lis t zaraz, i g d y b y można, w ten sam dzień , na pocztę , ażeby się przeraźliw y sm utek za mną nie b łąkał, donoszący mi, źe ty tak o mnie m yślisz i donieś mi które lis ty od zaczętego szkolnego roku odemnie odebrałeś ; najm niejsza zw łoka tego nieznośną b y mi b y ła . D onosiłem ci, w tam tejszym liście, jak mi ka załeś, o naszym losie ; powtarzam ci, żeśm y małoco dotychczas dostali, dopiero się spodziew am y, i Tobie — nie zwodzę cię — niezadługo posłane będ zie; najpewniej w początkach maja. A le w id zisz, mój bra cie, jak sobie po ojcowsku los ze mną postąpił ; twój lis t przez d ili gen s i pieniądze dopiero przed dwoma niedzielam i dostałem . M ógłźe on w pożądańszy czas przyjść do mnie, jak w ten czas takiej tę sknoty listu od Ciebie ? Juź ci dawno powinność w sercu w dzięczność w yryła, wprzód, niżeli je odebrałem, niech ci teraz pióro w yryje i da ruj, że B rat bratu donośnym głosem nie umie dziękować ; w iesz, coś za słu ż y ł, ja w iem , co winienem . — Z zadanych tw oich w ierszy nic nie zrobiłem jeszcze ; examen dopiero skończyłem (miałem em inencyą pierwszą) ; daj Boże, aby płocha i prosta moja muza na twój rozkaz co zagrała ; wykonam tylko twój rozkaz, ale to nie zdołam, coby ma- terya, jaką zadałeś, w ym agała. N a d g r o b e k t e j n i e s z c z ę ś l i w e j M ł o d z i a n c e nie m ogę zrobić dali B ó g E l e g i ą . T e m u , co n a g r o b k i s t a w i a ł , zrobiłem, ale mi się nie podoba i nie posełam ci go. P i e ś n i c z u ł e m u i n i e c z u ł e m u , ja też także zrobiłem, nie pierwej jednak ci je poszlę, aźe mi ty twoje, abym ci pierwej w ziął zw ycięztw o. Teraz ci posełam E l e g i ę s y n a w d o m u o j c o w s k i m ; poznasz, że tu nie w moim domu pisałem , inne tam w cale okoliczności ; je st to stan m ego jed nego przyjaciela i ja im ieniem jeg o to śpiew ałem . N iepełną je s t i trzeba ją przerabiać. O innych donieś mi sam zdanie. Mam tu lis t do Cie
bie od Lam elego, ale, że je s t za w ielki, na pocztę go nie m ogę po- sełać ; w ięcejb y zaciężył, jak mój cały list. P i e ś ń d o K o c h a n k i w li ście przez d iligen s, jak po schodach, coraz do w yższej piękności wpro wadza, Ż a l e z a ś d o M i e s i ą c a , g d y b y nie tak piękne b y ły i nie tak rozrzewniały, god neby b y ły nagany, jako b rata, źe taką m yśl do siebie przystosow ałeś; nie m yśl tego, bracie, ja podobniejszy do tego, nie chciałbym sobie jednak, dumając przy m iesiącu, sm utku przyczy niać. F elisia je s t w Szącu [sic]. Powtarzam moją prośbę jak naju- siln y — B rat kochający cię
Kazimierz Brodziński.
3 4 5
8
.
D nia 14-go Maja 1808. Kochany Bracie !
Trzeci list w tym miesiącu piszę do C ie b ie , a jeszcze może i tak za niedbałego m iany jestem u Ciebie; pytaj się o moje lis ty do Ciebie na pocztę ; przynajmniej chociaż ostatni odbierzesz, bo daw niejsze poodsełano mi. J e s t tam W . Stadnicki, w e Lw ow ie, ma także lis ty do Ciebie i mój. — W yekspensow ałem się w m ych listach ; nie mam ci co posłać, prócz b a j k i jed nej; przyszlij też ty mnie co przecie ; przez pół roku musiało ci przecie co dużo przybyć, osobliw ie w maiku teraźniejszym , żniw ie liryków . Co przez tęź samę okazyę mi nie będziesz m ógł, w ygotu j na potem, będę miał może znowu niedługo okazyę do Ciebie. Do F elisi pisz teraz. O książkach ci znowu nic nie wspominam — g d y b y ś w iedział kto tem u w inien, źe dotych czas z innemi mojemi są zatrzymane, nie gn iew ałb yś się na mnie ; wierz prawdzie, nie zginą pewnie. —
P rzyślij mi też S i e l a n k ę D u n a j u , tę moję z k rytyką £ej panny, jeżeli nie masz czasu, to ja ci sam ją przepiszę i poślę. G dybyś też m ógł do przeczytania tylk o posłać mi w yjątków K ropińskiegof?]1), k tó reś mi na drodze, przejeżdżając, czytał, i co innego, ręczę ci na co tylko b yć m o że, żebym ci za 2 najdalej niedziel w szystk o odesłał, bardzo mało znam K arpińskiego, z tego, coś czytał, niektóre tylko mi s ię piękności snują na m yśli.
Całuję cię po nieskończone razy, kochający cię Brat
Kazimirz Brodziński.
Godzienbym też za d ługi post mój obszernego listu od Ciebie. DO N A D Z IE I.
Oto brzmi jeszcze słodkie śpiewanie Tych, coć w św iątyn i każdego grali, Coć pow iesili wianek na ścianie,
W eseli, bo coś dostali. Nadziejo, i ja, twój juź poddany, Cześćbym ci złożył z mej słabej liry ;
Sierota idę do ciebie, ranny Strzałami mojej Temiry.
Jednak tobie juź w szystk o śpiewano, Jak iegoś ci w ięc głosu dobędę?
W sz y stk ie ci k w iaty z naszych niw dano ; Jakiż ci w ianek w ić będę?
3 4 6 M ateryały.
A le Ternira mi w ianek zrobi ; Nadziejo, w ielk i skarb ci powieszę, Zobaczysz ja k ci ołtarz ozdobię,
Ja się też z czegoś u c ie s z ę !1)
9.
D nia 18-go Marca 1809. K ochany Bracie !
Przecież odebrałem tw oje w yrazy, których z jaką niecierpliw o ścią oczekiwałem nie sp odziew ałb yś się n ig d y , jak z tw ego listu po znaję. — Cierpieć niew in nie tak się przyzw yczaiłem , ja k się przy zw yczaiłem w szystk im , rzucającym na mnie p ociski , odpuszczać ; ale tak cierpieć od Ciebie je s t mi nieznośna; jeż eli ci jed yn ie czułość, i za straszenie mnie tylko, prowadziła rękę w Tw oich wyrazach, żałuję, że cię los zaw odny do tego przyw iódł; jeżeli prawdziw ie, co piszesz, m yślisz o twoim Bracie, boję się, źe mi nadal najm niejsze podejrzenie twoje serce odbierze. Odebrałem lis t twój od Skow rońskiego z burą na 3 b itych ćwiartkach, a łagod n iejszy, obszerny na pół ćw iartce ; dłuższą ci zabawą b yło zasmucać mię niew innie, ale żałowałeś czasu na lis t drugi, w którym byś m ię rozw eselił ; wolno tobie b yło niesłusznie w innym m ię robić, a m nie zakazałeś uniew innić się ; jestem ci posłu szny, a p osłuszn y tak, jak w ięzień męką posłuszny byw a ; radbym się w strzym ać od okazania Ci żalu praw dziw ego, bo w yrazy, donosisz mi, są tylk o obłudne ; ob y tylko obłudną b y ła moja skarga, gd ybym nie czuł tego, co ci m uszę w yrażać! Co mi jed nak ty sam zarzucasz, daruj, że Ci odpowiem na to. W W ojniczu prawie rok, teraz na W ielkanoc, jak nie byłem . N ik t mi nie doniósł, że naw et b y ł D ąbski w W ojniczu, a tem bardziej, źe jed zie do L w ow a; ty mi jednak za dajesz, iż się w idziałem z nim przed wyjazdem. Od Ciebie lis t osta tn i przez P arczew skiego, po którym 1. sty cz n ia wraz ze Służew skim odebrałem ; na oba ci, ja k mi k azałeś, na ręce S łuźew sk iego odpisa łem , a proszę cię, niech mię on sam zaśw iadczy ; w iele ci przed s ty czniem pisałem , nie śm iem ci juź donosić. D nia 12. m arca, w n ie dzielę, pisałem ci znowu, który przecie powinieneś odebrać, z prośbą o twoje w yrazy, a najbardziej o doniesieniu mi , jak najprędszym , w zględem p. Parczew skiego, g d zie stoi i czyli pieniądze, od rodziców mu posłane, odebrał? co, jeżeli jeszcze nie n a p isa łeś, proszę cię, jak najprędzej donieś. — Gdy L eśn iew icz z Tarnowa w yjeżd żał, nie tylko ja, ale n ik t o tem nie w ied ział. O Twojej L i n d o r z e przeraża
mi?» g d y domyślam, jak ie t y masz, w zględem tej, m yśli o mnie.
Na boku uwaga B.. P . : O s t r o s k r y t y k o w a ł A n d . Zo b . 1 i s t z 15. c z e r w c a .
M ateryały.
347
Jed en aście razy przecie b yć nie może, abyś o nię p isa ł, g d y jede n aście tw oich narachuję listó w w ypadnie data, w której nie m yślałeś
może jeszcze o L i n d o r z e ; to w iem , że ci ją 3 razy, a teraz
czw arty posłałem — L i n d o r ę w Wojniczu jeszcze odebrałem, którę mi zabrał do Redłowa Gałecki, k iedy ją raz tylk o przeczytałem i je szcze jej nie miałem ; g d y ś pierw szy raz o nię p is a ł, zapom niałem na n ią ; a b yło bajką, gd ym doniósł, że ja nie odebrałem , ale nie obłudną, którą nie w iedząc popełniłem . K ażesz mi o w sz y stk ic h okolicznościach donieść ; donosiłem w iernie k ilka razy, lubo nie ob szern ie; lepiej jednak m ilczeć, k ied y niema co dobrego donieść. Ja od Forum, ani od stryjaszk a, jak i ty, żadnej pomocy n ie mam ; P iotru ś w łaśn ie ma exam en; b y łb y p isał do Ciebie ; pierwej [najpiszę ja do Ciebie i on ze mną. Honorasia dotąd w K ra k o w ie, a W łoso- w iczow ie w niczym nie zaspokojeni. Co się tycze F elisi, je st w W oj niczu ; o Pacew iczu ja mniej wiem, jak ty.
Z moich w ierszy bardzo mało ci posełam i mało mam nowości ; p rzyczyn y dow iesz się z listu , przed kilku dniami ci posłanego ; w iosn y najniecierpliw y oczekuję ; g d y mi w esołość ze zdrowiem powróci, będę cię m iał czym poczęstować, a n ie powątpiew aj o mojej ku Tobie przychylności ; nie mam ci jej , prawda, czym okazać, ale także pew nego dowodu nieprzyw iązania mojego, n ig d y nie w yszukasz. Proszę cię [o] jak najprędsze w ysku teczn ien ie prośby w zględem Parczew skiego. Całuję cię jak najczulej twój kochający cię Brat
Brodziński.
P isz do mnie : w domu Z ajączkow skiego nr. 63, albo do Poe ty k i ; a nie posądzaj mię przecież, że nie mam na pocztę.
10
.
D nia 19 Marca 8 0 9 . Ten lis t sp óźn ił się z oddaniem na pocztę do 23. Ma.
K ochany Bracie ! N ie dla ciebie te pieniądze, nie. —
D ziw ne okoliczności dają mi czw arty lis t raz po raz p isać do C iebie ; wczora jeden, d ziś drugi lis t idzie do Ciebie. D ziś także rano odebrałem pisanie twoje, pod dniem 15-go t. m .; nie masz się w ięc co dziw ić, źe mój lis t prędko cię doszedł; twój także praw ie ja k mój, trzy dni b y ł w drodze; tak mi może uw ierzysz, że data
w moim liście b yła prawdziw a, naw et z kalendarza w y ję ta 1). Otóż ci
J) Na boku uwaga R. P .: K o r e s p o n d e n c y a u r y w a ł a s i ę ; p o c z t a ; c z w a r t y .
348
się dobrym d osyć dowodem w yeksplikow ałem ; co się tycze odpisu na lis t 1-go S ty czn ia , jeż eli mi zaręczeniem na p rzyw iązanie braterskie
n ie u w ierzysz, dow ieść ci tej prawdy inaczej nie mogę. S łużew sk i
zaśw iad czy mię ; dwa lis ty dałem mu juź do Ciebie, jeden we waka- cye, przed odebraniem lis tu od P a r c z e w sk ie g o , w którym ci ty lk o N a g r o b e k W i a n k o w i posłałem; donieś lub upominaj mu się o to, a ja się n ie zaw styd zę, chyba tego, źe mi nie w ierzysz ; wolę nie w iem co n iem iłego sły s z e ć , ja k strofow ania mię o kłam stw a. W sty d ziłem się , ja k b y ca ły św ia t na m nie p atrzył, czy ta ją c, źe w yrazów moich n ie zrozum iałeś, chociaż cicho lis t twój i na osobności czytałem , a n i czym mi się zd aw ały przed zadaniem kłam stw a.
L is t twój przez P arczew skiego 4. w rześnia b y ł ostatn i, op rócz 1-go S ty czn ia , w P aździerniku i Grudniu pisanego od Ciebie ża d n ego nie w id ziałem , a w iele to razy po odebraniu d zieł H annaf?]1), W io sn y i t d. pisałem , naw et ci nie donoszę, bobyś mię n ielitościw ym
kłam cą nazwał. A ch , Boże, jakież to nudy z temi tłum aczeniam i się
[
Omińmy ju ż, Braciszku, w szy stk o i nie p isujm y więcej o tem ; w i e r s z e , co b y ły w ty ch w sz y stk ic h lis t a c h , poślę ci w jednym zbiorze,
lecz m nie się strata już nie nadgrodzi. L i n d o r ę przez lis t
Skow rońskiego m usiałeś ju ż od eb rać, a ja zaraz po skończonym exam in ie na tę solenną Majową korespondencyę gotować się będę ; moje, Ż ero m sk ieg o , (od którego nic jeszcze nie mam) i Parczew sk ieg o p ierw iastk i ci p o s z lę , a korespondencya n asza, g d y się poczta poprawiła, często trw ać będzie. Franco nie pisuj do mnie, na ek sp en s cię w yciągn ąłem tym i listam i naraz p o sła n y m i, w sz y stk a
w
in teresie Parczew skiego, który, źe mu w szy stk o spraw isz, m iarkujepo Tobie. O S tryjaszk u prawda, źe mi n ic nie sukursuje i jeżeli s ię bez tego obejść mogę, [to] z dobrodziejstwa Parczew skich. P en sya moja belferow ska 100 zł. w yn osi ; dzieci 5 sw yw olnych ; czasu utrata w ielk a i zg r y zo ta ; co S tryj m yśli z nami nadal, w ied zieć nie mogę. N a P iotru sia on im ieniem Forum n ak ład a2), o Honorusi i F elisi w tam tym ci liście doniosłem. Chełm oński , g d y na początek K w ietn ia po- jedzie, nie zastan ie mię w Tarnowie; m uszę się na w ieś, na Św ięta,
w lec z dziećm i ; niechże w ięc do Parczew skich ten skarb, (nie je s t ob łu d n y w yraz) zaniesie, którzy w domu P . K arkuszew skich, g d zie n ieg d y ś sta ł R uprecht, m ieszkają; oni m i go odeślą na w ieś. — Że mię do Lw ow a m y ślisz sprow adzić, to mi najbardziej tkw i w sercu, a ja ci na to aż na końcu odpisuję ; oto nie wiem skąd zacząć, w y razić ci rozrzew nienie moje na to i d zięki na twoje ku mnie p rzy w ią za n ie ; boję się , abym w tym u n iesien iu nie sta ł ci się niezrozu m iałym znowu. T y tylko takim sposobem okazałbyś przykład m i ło ści b ra ter sk ie j, którejbym b y ł tylk o przedm iotem ; mam i ja k ęs chleba w ręku, (lubo ty razem na chleb i na sław ę zarobisz) ; przy zw yczaiłem się do uczenia dzieci ; zdałem kurs na to ; mam dobre za
*) N a bok u u w a g a R . P .: H e u m a ? H a i m a ? H a i n a ? 2) N a d tem d o p isek [te k sto w y ?] R . P . : i j e w y d a j e.
M ateryały. 3 4 9
św iadczenie i abym m ógł ty le zarobić, abyś ty po tak d ługiej twojej pracy o d p o czą ł, a ja ci w niej w iernie dopom agał ! N iesm utne to są w yrazy; gd yb yśm y b y li bogaci przez cóżbyśm y okazali to p rzy w iązan ie do siebie ? N ie śmiem ci w ięcej pisać, pozdrawiam cię jako brat ci n ajp rzych yln iejszy
K . Brodziński.
P osyłam na twoje ręce 50 R y n . P. Parczewskiem u ; chciej mu je sam z listem oddać ; odpisz, g d y odbierzesz i niech sam P. P a r czew sk i odpisze, (proś go). Mamie D., która go bardzo prosi, aby, bez w ierszów, jed yn ie tylko potrzeby sw oje w yrażał po prostu, niech do n iesie czy zdrowszy.
Za tyd zień będę m iał okazyę do Lwowa ; co będę m ógł poślę.
[ Przypisek na górze].
Daruj, źe na twoje ręce pesełam y, nie śm iałem się w ym ów ić P arczew skiej.[Przypisek na drugiej stronie
,na górze].
Trzeci czy czw arty dzień, jak Skowrońskiem u lis t do Ciebie dałem, a on go jeszcze nie dał na pocztę ; patrz jak to źle na cudze ręce pisać.11
.
N. I. D nia 22. K w ietn ia 809. Tarnów.
N ajukochańszy B raciszku !
D nia 19. t. m. p rzyb ył do Tarnowa twój przyjaciel i wieczo rem oddał mi twoją pakę. Cały ten wieczór zeszedł mi na, pamiętnej dla mnie, z nim rozmowie i na przeczytaniu tego, co mi p rzy sła łe ś. Boję ci się za to -wszystko dziękować, bobym ci n ig d y nie p odzię kow ał d osyć. N ie wiem co wybrać na p och w a łę, w szy stk o mi do p ierw szeństw a staje. D o P s a czuję ja, że to z serca p isałeś, a czuję tem bardziej z mowy poczciwego Chełmońskiego. Za pochw ałę do m nie dziękuję ci — pytasz się co ze mnie będzie? nie w iem czym w ięcej nad tobie wdzięcznym , od którego to m am , żem na tę po chw ałę za słu ży ł. A nie nazywaj mnie małym, bo w yższy od ciebie — Chełm oński powiadał *). D u m a d o m n i e będzie to droga p am ią tka, za którą nie znać czy li co w in ien eś K lopstokow i ; już ja dawno m yślałem sobie podobną pam iątkę z r o b ić , osobliw ie Sielankę Naru szew icza miałem sobie za wzór w ziąć do tego ; wolę się teraz, u ła tw i w sz y się, twojego ch w ycić sposobu, i mój Parczesio już zaczął po swojemu. Patrzaj ! do Bajek G-ellerta ; tylko dwa dni, przy szkolnych obowiązkach (i jeszcze z P a n e g i r y k i e m na Wojciecha, profesora naszego im ieniny m usiałem się gotow ać) miałem. To mi możesz ta k ie proste tłum aczenie darować ; chyba że na co się sp ieszyłem ? ale
3 5 0 M ateryały.
ok azyi nie spodziew am się rychło, a tę mając pewną, chciałem ż ą daniu twemu koniecznie zadosyć u czyn ić; sz cz ęśliw ie mi się d osyć niektóre pow iodły ; nad niektórych poprawą może w ięcej, niż nad ro botą trzeba się zabaw ić. P o d r ó ż n y c h opuściłem , bo tam trzeba od mieniać, a czasu niema. Grellerta przed k ilk u m iesiącam i ten sam tom ik czytałem i d ru gi : L is ty . J ak i to człow iek b y ł poczciw y ! znać
z
tych dwóch k siążek, że nie tylk o mała sław a jego w Polszczę, alei najw iększa nie p och w aliłab y go dosyć. Proszę Cię bardzo za n im , (co tobie kto potem zrobi) zrób przedmowę o nim literack ą na jego pochwałę, przed tem i tłum aczonem i bajkami ; dzieła j e g o , daj nam Boże doczekać, m uszą mieć Polacy. M o w y d o M ł o d z i e ń c ó w o r ę ż n y c h N a u k a c h ju ż mają dawno przełożone. — Ja ci mojego z b i o r u teraz żadnym sposobem w ygotow ać nie mogłem. P i e ś n i mam 9 arkuszy p rzepisanych, lecz ci je razem poślę, bo te już praw ie w szy stk ie w i d ziałeś. B a j k i , chociaż nie w sz y stk ie posełam ci, abym ci za tłu m a czen ie trochę n adgrodził. L i s t ó w jeszcze nic nie w id ziałeś, nie w s z y stk ie godne tego. E p i g r a m [y] i N a d g r.[obki] w szy stk ie. Za to poseła ci mój K arolek P arczew ski swoje pierw iastk i pod s ą d , który mi da nych od ciebie k rytyk i pochwał, choć on tak i poczciw y, zazdrości. J e s t to chłopak 1 6 -ty dopiero rok mający i niedawno su n ął się na H elikon. Proszę Cię, chwal go gd zie z a słu ż y ł i gań g d zie trzeba, ani b yś poznał, jak on na to je st czu ły i nie c z y t a 1)... listu , n ie z pochleb stw a go chwalę. Ofiaruj dla niego parę godzin a dużą mu ofiarę p rzyn iesiesz! Twój Chełm oński opowiadał mi twój stan i tk liw ie go słu ch ałem ; w idzę, źe przeciwko naukom, które sam mi daw ałeś w l i stach, ty pobłąd ziłeś, abym n ie b y ł każdemu otw arty. A ciebie ci, którym się otw arłeś, zdradzili cię! Trzebaź, żeby ja ci to, co wiem , z ciebie pow tarzał ? Popraw się, a żal mi mówić ci popraw się, g d y
tylko hojnością i szczerością b łą d z is z , strofow ał cię o to Chełm oń
sk i, a nie czy się cieszyć, cz y sm ucić nad tobą.
P osełam co można z m o i c h i n n y c h k a w a ł k ó w i k siążek dw ie. G en lis bardzo piękna ! — B a j e k ty ch tłum aczonych kompozy- turę posełam, bo ani sposób przepisyw ać. D ojdziesz tam przecie końca, po numerach oznaczonych, w szy stk ieg o . Za to zacząłem foliał pisać, który mnie nie sław y, ale czytelnikom dużo pożytku zrobić może. Są to m a x y m y i n a u k i k r ó t k i e , pod tytu łam i sw ym i i każdą m ateryą u ryw ki z różnych autorów składają, krótka nauka najw ięcej n au czy2) . — J e s t to dla mnie bardzo lekką w w olnych chw ilach r o z rywką. K siążk ę Grellerta ci odsełam, miałem ją zostaw ić i tłum aczyć rozm yślniej, ale tobie potrzebną będzie do poprawy. P arczew scy w ie dzą trochę o ieh syn ie, ale nie odemnie. — Ż yczę ci szczęśliw ej w iosny, a na w iosnę dobrego żniw a, bo poeci na w iosn ę żniw o mają. Pozdraw iam cię, brat twój cię kochający
K. Brodziński.
*) T u u w a g a ß . P .: w y d a r t e .M ateryały. 3 5 L
12
.
Czytaj kopertę. Dnia. 15. Czerwca z Tarnowa [1 8 0 9 ] *).
D rogi B raciszku !
W czoraj dary Twoje odebrałem , bogaczby mi n ig d y w ięcej nie m ógł posłać ; złorzeczyłem nocy, źe mi broniła w szy stk ieg o czytać, ale tego żałowałem , bo mi tym w eselszy spraw iła ranek. L is t twój juź nas k ilk un astu czytało, ja się cieszył, inni się rzew n ili, że n ie są braćmi twojemi ; mam tu jednego najdroższego przyjaciela, Żerom skiego, który przed pół rokiem najmniejszej rzeczy o poezyi ; teg o tak napowiodłem (chciałem tak drugiego, jak ty u szczęśliw ić), iż te raz w spółw zdycha ze mną za czytaniem K arpińskiego, N iem cew icza i t. d. i co w ięk sza w ziął się do lutni, tak, iźbyś się dopiero zd zi w ił nad jego postąpieniem w tej rzeczy ; ale cóż , ź e , prócz tego, co mu po kryjomu wziąłem , nic mi pokazać nie chce. N ielito ściw y ! poślę ja ci potem jego k a w a łk i, ach ! jak mnie to, bracie, ciesz y . C o r k a d o m a c o c h y , czego ja nie mogłem, zrobił, nie czytałem tego. Z nim, to ja czytuję twoje lis ty ; on ich, z niem niejszą radością, jak ja odbiera, a l i s t o u ż y c i u p o e z y i b y ł to dla nas obuch, i obaj, źe tak powiem , jak dzieci ojca, p rzedsięw zięliśm y sobie Ciebie w tej m ierze słu ch ać. Gdybym nie znał dawniej poezyi , to je st nie w ie d ział nic o niej, bo jej nie znam, m usiałbym się z tego listu w niej się zakochać, g d y ś w n ią tak pięknie cnotę w y stro ił ; ju źeś mnie, Bracie, przez przykład nad jej drogę prowadził, a gdzieżbym ja n ie szed ł za tobą? szedłbym , gd y b y ś mi kazał, przez najostrzejsze cier n ie iść za nią, a jakże nie powinienem, kiedy mi drogę przez gaje chłodne i wonne k w iaty torujesz? Może się niejeden od straszył od cnoty, g d y mu tę drogę do niej ciernistą malowano — i ubogą ją zwano, jak g d y b y oni zbogacić m ogli. — Za jeden lis t dziękow ać i n ie um iem ; a cóż, g d y ich ty le jeszcze następnie. Odpisuję ci na każdy krótko. Najpierwej : listu 15. kw ietnia, n iestety , nie odebrałem, a próżno prosiłem o n iego. W pośród bukietu tego znalazło się ziele, co mię zasm uciło. — Co w listach moich dwóch odesłanych było, nie wiem, gdym m iał okazyę przez Stadnieckiego, już b y ły po targane ; co w iersze to ci już posłane, które w nich b y ły . L i n d o r y , O ś w i a d c z e n i a m i ł o ś c i ani widziałem ; w iele mnie to twoich listów przepadło! Pow innoby ci się juź na drugi taki, jak w y s z ły , zbiór w ierszy uzbierać — w ydaj ; tak podobno K arpiński robił, a aże za 5 albo 6-tym tomikiem popraw i zbierz w jedną edycyę, bo g d y b y ś zaw sze pow tarzał,byłob y to uciążliw e literatom. L i s t t w ó j o u ż y c i u p o e z y i w w ięcej rękach, jak żądasz, będzie; bądź pewien i nie pow i nieneś mnie tak prosić o to — P elisia go przepisze. — Jeszcze ża den lis t twój nie b y ł do mnie, bez zostaw ienia mię w ciekaw ości ; w dobrym możesz mię nadzieją częstow ać, ale w z ły m , a jeszcze
3 5 2 M ateryały.
0 tob ie, nie czyń mi tego. I teraz mi nam ieniłeś o jakim ś p rzyp a dku tw oich, a nie p ow ied ziałeś go ; na co to było ; lepiej b yło nie w spom inać; daruj, Bracie, źe to pierw sze źle robisz. Co się tycze Fo · rum, codzień spodziew am y się rezolucyi i bądź już pew ny o tym m iesiącu, i sam Weiman p ow ied ział ; my także nic nie dostali i za stó ł nie zapłacono; jaką m y tu od gospodarstw a biedę mamy. P. B e tty tu jeszcze nie przyjechał. Na pieśń O N a d z i e i , przyznam ci s i ę , nie spodziew ałem się takiej n agany ; ale m y się to fa łszy w ie w czym kochamy, acz uznaję sp raw iedliw ie, i w domu ojcowskim także nie, 1 w iersz w ydaje się w ym uszony, ale, źs mnie najmniej czasu i m yśli kosztow ał, donieś mi czy nie może nic być z n iego. N ie wiem n ic
dotąd, cz y li odebrałeś jeszcze przeszłego roku lis t mój, z m ałym
m o i m z b i o r e m , b yło tam z 10 sexternikôw . Co się tycze fran cu szczyzn y, nie w sty d ź się, chyba F elisi ; ja tylko 4 m iesiące się u c z y łem ; d aw n y mój profesor już n ie uczy, a in n y chce 5 R. na m iesiąc ; sam, jak mogę, powtarzam sobie, ale nie m ogę dać rady. A że F e lisia w ięcej m oźeby um iała od ciebie, na cóż nad nią ten punkt honoru ; pozwól jej, bo ją kochasz, niech taź kobieta p ierw szeństw o ma ; g o d n a
każda kobieta, a tem bardziej ona, tej ofiary. Pociechę zu p ełn ą b y ś
nam rad sp raw ić? Bądź tak, jak daw niej, czuły, a inne p ięk szy d ła w szelk iej sztu k i za małe, przeciw cnoty, z którą się od urodzenia p o kazać m ogłeś; a dla mnie, małoż mi m asz do pokazania, m ówienia i t d . My w tym razie bardziej z F elisią, jak ty , chociażeś nim je st, po filozofsku m yślim y i śm iejemy się z tego w yrazu : „w id zieć mię n ie będziecie, g d y się nie będę m iał z czym pokazać“, źe tak w ysoko, obok cn oty i przyw iązania ku nam, tak wysoko obok sz tu k i p r z e w yższasz. Mam jeszcze prośbę jedną do Ciebie; chciej to u czyn ić, co brat radzi ; masz s ty l i czułość, te do listó w najbardziej potrzebne, w iesz do czego to zmierza? Zrób sob ie k się g ę dużą i w niej sp isu j lis ty do tych przyjaciół więcej wypracowane ; niekoniecznie, żeb y z a raz do druku sz ły , miej ich . W każdym narodzie najw yżsi m ędrcy m ieli swoje lis t y spisane, i dużo ich czy ta łem , n ie b y ły przecież o w ażn ych interesach, ale tylko źartobliw ością i czu łością idą w rząd najpiękniejszej literatury. To ci miałem pierwej p isa ć , a jakże n ie mam dopiero prosić po odebraniu tego lis tu od ciebie. N ie zaw iedź, bracie, mojej nadziei, źe z tego co b ęd zie; ręczę c i , źe nie b ęd ziesz tego żałow ał. Są, którzy się tylk o przez takie lis ty w sła w ili. P o g g iu s, Bem bus, L ongolius, L ip siu s i których w ięcej nie pamiętam, a p o lsk i o ry g in a ł jeszcze żaden podobno tak i nie w yszed ł ; K rasick i nie j e s t w tym rodzaju — oni naśladow ali P lin iu sza. N ie śmiem cię juź, po w ypracow aniu się twoim o prędki odpis p rosić, ale c ó ż , k ied y s ię w strzym ać od tego nie m ogę; jak b ędziesz p is a ł, adresuj na W o-
rosa ; prędko i pew niej dojdzie, bo tu do niego od Teonheima co ty
-dzień lis ty pew nie i w czas dochodzą.
Twój Brat kochający cię