Erazm Kuźma
O sztuce rozmowy
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (9), 100-111
Erazm Kuźma
O s z t u c e r o z m o w y
T ekst poetycki w ydaje się n a j czystszą form ą m onologu; tego rodzaju m niem anie je s t dziś n a d e r pow szechne. Thom as S tearn s Eliot zakłada na przykład, że może pow staw ać poezja, w k tó re j sy tu acja rozm ow y nie istn ieje nie tylko w stru k tu rz e w ypow iedzi, ale obca jest także egzy ste n c ji w iersza. O trzy m ujem y wówczas tzw . po ezję pierw szego głośna, gdy „poeta mówi sam do siebie albo d o nikogo” i gdy „zadaje on sobie cały ten tru d nie w celu porozum ienia się z kim kolw iek, lecz żeby się w yzw olić z dolegliw ości” *. Do p e w n e go stopnia zbieżny z ty m i w yw odam i jest pogląd B achtina, k tó ry lirykę w idzi jako tere n aktyw ności słow a monologowego, rezerw u jąc słowa dialogowe raczej dla .powieści2. W spom niany przez Eliota G o tt frie d B enn sk ra jn ą m onologowość uw aża za cećhę specyficzną dla liry k i w spółczesnej. W p arze z tym
1 T. S. Eliot: T rzy głosy poezji. W: Szkice literackie. War szaw a 1963 Pax, s. 285, 287.
2 M. Bachtin: Problemy poetyki Dostojewskiego. Warszawa 1970 PIW, s. 275 i п.; idem: Słowo w powieści. W: Rosyj
ska szkoła stylistyki. Warszawa 1970 PIW, s. 278 i n. B i
blioteka Studiów Literackich pod red. H. Markiewicza. Pierwszy głos
101
idzie już bardzo p o p u larn y dzisiaj sąd o ograniczo nych m ożliw ościach k om unikacyjnych języka, co tym trw ale j osadza poezję w str*efie „pierw szego głcsu”. Nie tylko zresztą poezję. Inw azja form mo nologowych zagraża także tym gatunkom litera c kim, w który ch rozm ow a b yła dotychczas stru k tu rą podstaw ow ą — „pierw szy głos” opanow uje d ram a t; dialog w sztukadh Jonesco, P in te ra , u nas czasam i u Różewicza czy M rożka — p rzestał być w ym ianą inform acji m iędzy m ów iącym i podm iotam i. Stał się zbiorem autonom icznych powiadom ień.
Z drugiej je d n a k stro n y te n sam B achtin uważa, że sy tuacja rozm ow y je s t n a tu ra ln y m sposobem ist nien ia ję z y k a s; z kolei J. P. S a rtre sądzi, że ję zyk jest sposobem bycia dla in n eg o ” i takie jest jed y n ie u w aru nko w an ie w szelkiej mowy. Co więcej: dla m ówiącego nie je st jasn y sens jego w ypow ie dzi; dopiero „in n y ” n a d a je jej określone znaczenie. T ak więc nie ma języka poza sy tu acją rozm ow y 4. O statnio, w ychodząc z koncepcji p a ra g ra m u zapro ponow anej przez de S au ssu re’a i słow a dialogowego B achtina — sy tu a c ją rozm ow y objęto rów nież — czy może n aw et p rze d e w szystkim — lirykę. K ażdy tek st w spółczesny to dialog kodów, sw oiste „czyta- nio-p isan ie”, jako że u trw alo n y w nim został zapis le k tu r i polem ika z n im i5.
W arunkiem o k reślający m sy tu ację rozm ow y jest pojaw ienie się co najm n iej dwóch podm iotów, przy czym jed en z nich może być ty lk o ewokow any, nie uposażony językow o, bądź też co najm niej dwóch kodów bez ich upodm iotow ienia, a więc bez w yraź nie ujaw nionych podm iotów m ówiących, przy czym przez kod rozum iem nie tylko system językow y,
3 Bachtin: Problemy..., s. 277.
4 J. P. Sartre: L’être et le néant. Essai d’ontologie phé
noménologique. Paris 1950, s. 440—441.
5 J. Krisiteva: Le mot, le dialogue et le roman; Pour une
sémiologie des paragrammes. W: Semeiotiké. Recherches pour une sémanalyse. Paris -1969.
Inne głosy (inne ściany)
102
Zapośrednicze- nie podmiotów
lecz także system m yślow y. (Takie u stalen ie z ak re su sy tu a c ji rozm ow y je st szersze, niż się n a ogół p rz y jm u je w teo rii liryki, nie je st je d n a k n a jsz e r sze z możliwyc'h.)
A oito pró b a scihematu typologicznego sy tu acji dia logow ych w liry ce w spółczesnej.
A. S y tu acja rozm ow y pow stała w sk u tek ew okacji dru g iej osóby — bez językow ego jej uposażenia. U zew nętrznia się o na w form adh drugiej osoby licz by pojedynczej b ądź pierw szej liczby m nogiej, try bu rozkazującego, inw okacji. J e s t to jed n a z n a j starszy ch i n ajtrw alszy ch k o n stru k cji (głównie w liry c e m iłosnej). Istn ieje ta sy tu acja zarów no u poetów odw ołujących się do tra d y c ji (np. u J a ro sław a M arka Rym kiew icza czy S tan isław a G ro- Chowiaka), ja k i w tzw. poezji lingw istycznej (u T y m oteusza K arpow icza czy E dw arda B alcerzana). Dw ie są ciekaw sze odm iany Itej form y. W pierw szej istn ieje ja k b y inw okacja zw rotna: podm iot zw raca się do siebie samego, prow adzi rozm ow ę z sam ym sobą. Tak je s t b ard zo często w liry k a c h H eleny Raszki: ,,Sen, k tó ry ci się przyśnił, nie o tobie — innej p rze lo tn e j św iadczy zim ie” ; b yw a też tak w w ierszach K arpow icza (ale nie w jego liry k ach m iłosnych). F orm a ta je st w gruncie rzeczy próbą zapośredniczenia podm iotu bądź p rzez um ieszcze nie p o d m io tu -ad resata w czasie przeszłym , p rze ciw staw ionym czasow i teraźniejszem u podm iotu- -nadaw cy (tak w pow yższym w ierszu Raszki), bądź przez przeciw staw ienie podmiotu-nadaw*cy w cza sie teraźn iejszy m p ro jek to w i podm iotu-odbiorcy w czasie przyszłym ; tak na p rzykład u K arpow icza w w ierszu Do brzozy w yraźnie:
patrz wyraźniej choć najdowolniej ujęta brzoza wiatrem jeszcze nie wyczerpuje się w ruchu bieli
103
źle w idzi twoje oko na jasno
zbyt stale pomyślane od siekli ery
w zm ienności gałęzi m oże i zbyt białych ale n ie za czarno
W ydaje się, że ten typ w ierszy je s t sym ptom atycz n y dla współczesności: zdradza on świadomość ro z p adu osobowości, świadom ość dram atycznie w y ra żaną expressis verbis n a p rzy k ład w twórczości Ró żew icza i w ielu inn ych , także prozaików.
D ruga odm iana w y d a je się m arginalna: stanow i ją isto tn a w ypow iedź dialogowa, w której rep lik i d ru giego podm iotu obcięto, ale łatw o m ożna je z re k onstruow ać, np.: „P an i pozwoli, że ją do dom u odprow adzę... Co? P an i nie zaw iera na ulicy znajo m ości?” (J. Tuw im : C olloquium niedzielne na u li cy). Nie znalazłem tak iej o dm ian y w liryce współ czesnej; służy ona dziś raczej liryzow aniu prozy,
czego p rzy k ład em U padek Cam usa czy Sobie i pa ń stw u Brandysa.
B . Sy tuacja dialogu pow stała w skutek przytocze n ia w ypow iedzi co n ajm n iej jed n eg o z rozm ówców ukryty ch. W yrazistość tej sy tu acji zależy oczywiście od w ielu czynników : od teg o n a przykład, czy uczestnikiem rozm ow y je st podm iot liryczny czy ówże podm iot p rzy tacza jed y n ie cudzy dialog, czy przytoczenia d an e są w m owie zależnej czy nieza leżnej itd. Tę sytuację, szczególnie z podm iotem liry czn y m jako uczestnikiem , uw ażam za bardzo ch arak tery sty czn ą dla w spółczesnej poezji m orali- sty czn ej. P ojaw ia się ona p raw ie u w szystkich „zbu n tow any ch ”, służy bądź u jaw nieniu nicości podm iotu lirycznego przeciw staw ionego „w arto ściow em u” rozm ów cy (np. T. Różewicz: Rozm ow a z księciem — cz. 4), 'bądź zdem askow aniu rozm ów cy (A. B ursa: D ysku rs z poetą), ibądź kom prom ita c ji obu p a rtn e ró w (A. B ursa: Miłość).
Repliki obcięte
„Być” znaczy „mówić”
104
Rozmowy „lingwistów”
Szczególnie „zjad liw a” je s t odm iana będąca roz m ową o rozm ow ie: d e w a lu u je ona nie tylko p a r t nerów , ale sam p rzedm iot — rozm ow ę (m.in. Róże wicza Rozm ow a z księciem , J.'H arasy m o w icza Roz m ow a — Ma się pod jesień). W yraża jakb y jed e n z elem entów w spółczesnej św iadom ości językow ej: m ów ienie jest ty lk o u tw ierdzeniem się w istn ien iu (por. C zekając na Godota S. B ecketta), a nie w y m ianą inform acji. Być — to znaczy mówić. I w ko n sekw encji: n ik t nie p otrzeb u je poezji — prócz sa m ego p o ety (T. Różewicz).
Nieco in n y sens m a rozm ow a w E. B alcerzana Po ro zu m ien iu (Granica na m om ent):
niczego m ówię czasy są ciekaw e A jem u zaraz w mózgu zegar Asocjacja
niby słoneczny i w mróz i /w znaczeniu: radosny a nieustannie wskazówkami przesypuje piach ba: całe wydm y
ba mało: itruposze 'tych wydm I tak mu bije
w oczy
nie nie zegar m ów ię co w am czasy czasy A? aha zrozumiał to ha jest m u dźwięczne jak b jakby się wciąż odpędzał od zegarmistrzostwa
Ciekawe godzi się d grzebie w tym „ciekawe” i dogrzebuje się w nim cieczy ciekliw ości wód źródlanych
i znów są z jednej strony w znaczeniu: trzeźwiące w błysku mroźne ba: w krach
a jednocześnie z drugiej od tego grzebania morowe pełne bydła
co wam teraz już cierpnę strzeliło do głow y A jemu zaraz w myśli wycior pakuły i mózg ... i tej iskrzącej znaczeniami strzelaninie tym w yładowaniom
lamp kineskopowych słów nie w idać końca
105
W iersz ten ilu stru je typow ą dla poezji 'lingwistycz nej n iestabilność znaku, k tó ry ledw o w ypow iedzia ny — osypuje siię w ciągi sk ojarzeń sobie przeciw staw ne; na p rzy k ład w ty m w ypadku: czas — ze gar — zeg ar słoneczny — radość (zapewne z adide- acją do ch arakterystyczn ej sen ten cji na tego rod za ju urządzeniach: horas non num ero nisi serenas); z drugiej strony: czas — zegar — klepsydra — śm ierć — zasypyw anie oczu piaskiem. Ciąg skoja
rzeń w ystępuje w wypow iedzi przytoczonej, ale w łaśnie w niej trzeba widzieć p roblem atykę pod m iotu lirycznego całego tom u i — jak w poprzed nich p rzy kład ach — autoironię, au to k ry ty k ę: „w tej iskrzącej znaczeniam i strz e la n in ie ” podm iot w yłą cza się z czasu, z ruch u , z działania, z życia. Oczy wiście, opozycyjne ciągi skojarzeń są też swego ro d zaju dialogiem ; w y stęp u je więc on jak o zasada s tru k tu ra ln a na dwóch płaszczyznach: rozm owy i skojarzeń.
C. S y tu acja rozm owy pow stała w skutek w ypow ie dzi co n ajm n iej dwóch sam odzielnych podm iotów m ówiących. Ta ferm a jest bardzo częsta w tra d y cyjnej poezji, w liryce m iłosnej. P ojaw ia się ona i dzisiaj, rzad ko jed n ak jako w yraz harm onii p od m iotów (por. J. H arasym ow icz: Dialogi szczęśliwe bardzo — Cuda), częściej jak o przykład dysłiar- m onii (por. S. G rochow iak: R ozm ow a o poezji — M en uet z pogrzebaczem). Nowością w tej form ie, ch arak te ry sty c z n ą dla współczesności, jest stop niow e rozluźnianie naw iązań aż do pow stania „roz m owy głuchych” , co jest szczególnie w ym owne w liryce m iłosnej. R ozluźnienie naw iązań w ystępuje na przykład w Zielonej róży cz. II T. Różewicza, ale może ono m ieć uzasadnienie w ty m , że w iersz jest po p ro stu m onologiem rozbitym na p y tan ia i odpowiedzi, n ato m iast w iedza — a rączej niew ie dza podm iotów — okazuje się wspólna. Z kolei z e r wanie k o n tak tu dokonuje się na p rzy kład w w ier
Rozluźnianie nawiązań
106 Wewnętrzna sprzeczność czy konieczna opozycja? Wytłumianie związków syntagm atycz-nych
szu W. Szym borskiej N a w ie ży Babel (Sól) czy w R ozm ow ie I. Iredyńskiego:
Liście kochana jak kamienie ciężkie spadają na chodniki pośród trzasku iskier
Ach m iły ach m iły m oje oczy solą Moje palce głodne skóra ich napięta Zawsze kochana gonić nieuchwytne m ówić o liściach które krzeszą ogień
Moje palce głodne skóra ich napięta Sól m nie zasnuwa piekącą powłoką Na w ielkim bełcie wzajemnych zapewnień płynie kochana martwa ryba żądzy
Moje palce głodne skóra moja głodna Sól m nie opływa cienką strugą ognia Zawsze kochana gonić nieuchwytne m ówić o m iłościach które trwają zawsze
Mój m iły gdzie jesteś mój m iły
W iersze tego typu w y ra ż ają pow szechny dziś sąd, iż m iłość z isto ty sw ej je st w ew n ętrzn ie sprzeczna: to, co kobiece, nie je st do pogodzenia z tym , co m ęskie. R ozsadzają te dw a p ierw iastki opozycje: konk retn ości i ab strak cji, s ta ty k i i dynam iki, cie lesności i duchowości. Oczywiście, sąd ten nie je s t now y, now a jest form a jego w yrażania.
A nalizow any tu ta j w a ria n t sy tu a c ji dialogowej k om plikuje się w poezji lingw istycznej. Cechuje ją m aksym alna p arad y g m aty zacja substancji ję zykowej. Chcę przez to powiedzieć: w ytłum ione są zw iązki syntag m atyczne, zależnościowe, h ie ra r- chizujące, n a rzecz układów paradygm atycznych, k tó re znają ty lk o k o n ju n k cję i dysjunkcję. S y n ta g ma zakłada sub stancjalność, p ara d y g m at — ty lk o napięcie lub jego brak, a więc a b stra k cję 6.
D. S y tu a cja rozm ow y pow stała w sku tek zesta w ienia co n ajm n iej dw óch kodów, bez w yraźnego ew okow ania ich podmiotów7. Tę sy tu ację uw ażam
6 Por. A. J. Greimas: Du sens. Essais semiotiąues. Paris 1970 Seuil, s. 273 i n.
107
za n a jb ard ziej zn am ienn ą dla liryki dzisiejszej i n ajp ełn iej w yrażającą współczesność. Rozwija się ona ponad ak tu aln y m i szkołam i poetyckim i i ponad pokoleniam i jako znak czasu czy duch epoki (gdyby wrócić do koncepcji D iltheya).
N ajprostszym jej przyk ład em w ydaje się technika collage’u językowego, jaką stosuje niekiedy Róże wicz (Ś w ia t 1906 — Collage, F ragm enty z dw u dzie stolecia — Zielona róża). Podm iot (autor?) nie jest tu w żaden sposób uposażony językowo, ma jednak up raw nienia reżyserskie. Z estaw ia cy taty z gazet, k tóre toczą ze sobą „dialog”. Ta sy tu acja rozm ow y m a co n ajm n iej tro ja k ą funkcję: 'li) m aksym alnie d epersonalizuje podm iot (autora?), usuw a go poza tek st; 2) stw arzając pozór zupełnej przypadkow ości połączeń u łam ków pokazuje śm ietn ik k u ltu ry i cy w ilizacji; 3) d e m ask u je fałsz poezji, patosu, ze staw iając n a p rzy k ła d frag m en t w iersza m odernis tycznego z rek lam ą „zegara toaletow ego” , k tóry — ja k czytam y — gra „głośno, d elik atn ie i p rzy je m n ie ” pieśni narodow e, lub łącząc p atety czn ą odezwę do m łodzieży z ogłoszeniem m atry m onialnym „ro m a n ty k a ” : „(...) E w entu aln y m ajątek m ile w idzia
n y ”. ■
O wiele częstszą jed n ak jest sy tu acja dialogu ko dów, które tw orzą się w grze rozm aitych odw ołań do system u językow ego i jego zróżnicowań. Tego rod zaju sy tu a c ja może b yć głów nym założeniem poetyki, ja k to się dzieje isto tn ie w w ypadku „neo- k lasyków ”. U Jaro sław a M arka Rym kiew icza jest to dialog in w arian tó w i w ariantów , szczególnie w i doczny w jego liryce m iłosnej. O n sam zresztą w y jaśn ił zasadę i fu n k cję tego dialogu. Inną n ato m iast fu n k cję p ełn i dialog kodów w poeżji E rnesta B rylla: m oralistyczną, dem askatorską; kod renesan sowy dem askuje kod w spółczesny (Na lipę — F rasz ka na dzień dobry), kod w spółczesny dem askuje kod a n ty k u (tom T w arz nie odsłonięta) itd. Podob ną fun k cję pełni dialog kodów u Różewicza (por.
Dialogi cytatów
Kody demas kują kody
108
Aluzje dawniej i dziś
Napięcia w liryce roli
np. Spadanie, N on-stop-show s z T w arzy, K azim ierz P rzerw a -T etm a jer ż Regio).
N iezm iernie c h a ra k te ry sty c z n y je s t dialog kodów w yn ik ający z „n astaw ien ia na cudze słow o” w po ezji lingw istycznej, u B alcerzana — głównie na kod językow y, i to pisarzy współczesnych. J a k a jest fu n k cja tej sy tuacji rozm owy? Głównie chodzi tu o p arad y g m aty zację włożonej substancji, co d a je owo napięcie, „iskrzenie”, o k tó ry m m ówi B alcerzan. Nie jest jednak owo napięcie czy „iskrzenie” czystą grą; stanow i ono raczej form ę kom prom itacji i a u to - kom prom itacji. W tw órczości E. B alcerzana z całą pew nością działają dodatkow o p rzesłan k i teoretycz ne zgodne z poglądam i M. B achtina.
Oczywiście, analizow any tu ta j typ rozm ow y p oe tyckiej był rów nież daw n iej znany (ipor. np. K on rad G órski: J. S ło w a cki jako poeta aluzji literackiej). J e j pow szechność w poezji współczesnej (a ta k ż e w dram acie i prozie) w ym aga jed n ak próby w y jaśnień, k tóra znajdzie się na końcu tego szkicu. E. S y tu acja rozm ow y pow stała w skutek zderze nia kodu podm iotu m ów iącego z kodem au to ra w e w nętrznego. W tra d y c y jn e j poetyce opisow ej ta odm iana nazyw ała się liry k ą roli. P o w staje ona w tedy, gdy m iędzy fo rm aln y m sensem w ypow iedzi podm iotu a sensem całości u tw oru w y stęp u je oczy w ista sprzeczność. S y tu acja ta je s t c h a ra k te ry sty c z na dla dzisiejszej liry k i — jak o w yraz nieufności, ironii, dystan su . P ro sty m tego przykładem jest Po w rót prokonsula H e rb e rta czy — bardziej skom pliko w any — Tren Fortynbrasa; w tym drugim utw orze napięcie dialogowe o rganizuje się na dwóch pię trach : F o rty n b ra s — ew okow any H am let, F o rty n - bras i H am let — a u to r w ew nętrzny.
Analogiczne s tr u k tu ry odnajdujem y w liryce B al cerzana: rodzi je z n a tu ry rzeczy każdy pastisz, a jest ich u tego a u to ra niem ało.
Po pierw sze: w brew n iek tó ry m poglądom p rzy ta c zan ym n a w stępie, nie sy tuacja monologowa, lecz
dialogow a określa współczesną lirykę. Poezja dzi siejsza w yraża nieufność do głosu pierwszego, do głosu w ew nętrznego. J a k czytam y u H erberta, głos w ew n ętrzn y „nie mówi ani tak, ani n ie ” ; głos we w n ę trz n y bełkocze: „glu— glu (...) ga— go— gi (...) — m a — a ”. Z poezji Różewicza w ynikałoby znowu, że nie istnieje nic takiego, ja k głos w ew nętrzny: w poecie, w człow ieku b y tu je upiorne nic, a każdy wchodzi w owo nic i gospodaruje w nim ja k chce (K artoteka). B alcerzan p ro g ram u je sw oją poezję ja k o w ydobyw anie bogactw a z cudzych, w yczer p anych słów (Moje bogactwo — Granica za m om ent). U tra ta „pierw szego głosu” w poezji do złudzenia przypom ina owo słynne zniknięcie n arrato ra-b o g a w prozie. Głos pierw szy to jak b y głos „boga” w y pow iadającego m agiczną — więc praw dziw ą i nie podw ażalną — form u łę św iata i siebie; je s t głosem bezpośrednim , tak jak sytu acja rozm owy — zapo- średniczeniem .
P o drugie: nie je st jed n a k tak, by sy tu acja mono
logowa zanikła, co w ięcej: sytu acja rozm ow y poj- Rozmowa jako
m ow ana byw a dzisiaj jak o „grzecb” . P raw ie każdy Sr,zech z poetów przyn ależny ch do fo rm acji pokolenio
w ych, o k tó rych tu mowa, w yraża na swój spo sób tęsknotę do pierw szego głosu. „Oddam w szyst kie przenośne / za jed en w yraz / w yłuskany z piersi ja k żebro / za jed n o słow o / które mieści się w granicach m ojej skóry / ale nie jest to wi dać m ożliw e” — zw ierzał się w w ierszu Chciał b y m opisać Zbigniew H erb ert. Równie in tensyw nie p rag n ą tego ci, k tó rzy program ow o nastaw ieni są n a cudze słowo: T ym oteusz K arpow icz w wierszu K o t (Zna ki rów nania), E dw ard B alcerzan w w ier szach Oś czy Bezpośredniość (Granica za m om ent). Te same utw ory są p rzykładem w ierszy pow stałych w sy tuacji m onologow ej. Poezja współczesna po w tarza więc jak b y ro m an ty czny (w yim aginowany)
Łamanie SZyfrÓW
Paradoksy rozmów poetyck ich
d ram a t opozycji n a tu ra — k u ltu ra , jest poezją sen ty m e n ta ln ą w sen sie Schillerow skim .
H egem onia sy tu a c ji dialogow ych w prow adza isto t ne zm iany d o w spółczesnej poezji. Pozbaw ia ją cech tra d y c y jn ie uw ażanych za liryczne, zam azuje różnice m iędzy poezją a prozą. Jed n y m ze zn a m ien n y ch teg o rez u lta tó w jest gw ałtow ny rozw ój dłuższych form poetyckich; poem atu, tra k tatu . J e śli B achtin uw ażał słow o dialogowe za cechę po wieści, to te ra z m ożna b y powiedzieć, że w pro w a dzone do liry k i słowo to rozsadziło ją od w ew nątrz. S y tu acja rozm ow y jest w ew n ętrzn ie sprzeczna. J e śli bow iem zgodzim y się n a k ateg o rię teorety czną „ a u to r w e w n ętrzn y ” , to zgodzić się też trzeb a, że istn ie je on w sy tu acji rozm ow y n a przecięciu ko dów, p rzy czym — m ówi o ty m B achtin — poszcze gólne w ypow iedzi bądź kody mogą być w różnym o d daleniu od a u to ra w ew nętrznego. Tak czy ow ak — głos a u to ra w ew nętrznego jest głosem p ie rw szym, p ow stałym w sy tu a c ji m onologow ej i zaw sze da się sprow adzić do form uły: „jest tak a ta k ” — bez w zględu na to, czy owo „tak a ta k ” w yraża tw ierdzenie, przeczenie czy w ątpliw ość. Je śli zaś u p raw n io n e je s t p y tan ie o sens utw oru , to zawsze je st to próba złam ania szy fru au to ra w ew n ętrzn e go. Teza o sprow adzalności sy tu acji dialogowej do m onologowej pro w adzi do jeszcze innego w niosku: p arad y g m aty zacja w łożonej substancji, k tó ra w spół tw o rzy sy tu acje rozm ow y, p rzy odczytaniu au to ra w ew nętrznego — pow raca do syntagm y. Poszcze gólne w ypow iedzi czy k od y leksy kalizu ją się bo w iem i u k ład ają w szereg syntagm atyczny. Je d y n ą różnicą m iędzy sy tuacją m onologową a dialogową byłoby skom plikow anie szyfru, a sy tu a c ja dialogo w a pełn iłab y fu n k cję m etafory.
P ew ien typ sy tu a c ji dialogow ej om ów iony w tym szkicu, m ianow icie „dialog głuchych”, przypom ina sta ro ż y tn y „paradoks k łam c y ” : języ k p rzek azu je
111
nam inform ację, że nie może przekazać jak ich kolw iek inform acji.
Pow szechność „rozm ow y” we współczesnej poezji i parad oksy z nią zw iązane nie są w ynikiem czy sto im m anen tn y ch reg u ł rozw ojow ych sztuki sło wa. S tru k tu ry poetyckie są hom ologiczne do spo łecznych. P isał o ty m O rtega y G asset w szkicu Dehum anizacja sztuki; zagadnienie to roztrząsał Saridauer w S am obójstw ie M itrydatesa, przede w szystkim jed n ak — B achtin w książce o D osto jew skim . Równie m ocno podkreśla to Ju lia K riste- va w dziele już tu przyw oływ anym : twórczość po etycka stanow i d la niej nie ty lk o eksterioryzację ogólnej fu n k cji zbioru, jakim je st społeczeństwo, ale m a także sta tu s p rak ty k i społecznej.