• Nie Znaleziono Wyników

BADANIA WOODA NAD FLUORESCENCYĄ PARY SODU.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "BADANIA WOODA NAD FLUORESCENCYĄ PARY SODU."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

N® 8 (1342). W arszaw a, dnia 23 lutego 1908 r. Tom XXVII

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M

PRENUM ERATA „W SZECHŚW IATA*1.

W W arszawie: rocznie rb. 8, kw artalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, pólr. rb. 5.

PRENUMEROW AĆ M OŻNA:

W Redakcyi „W szechśw iata" i we wszystkich księ­

garniach w kraju i za granicą.

Redaktor „W szechśw iata" przyjmuje ze sprawam i redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A N°. 3 2 . T e l e f o n u 8 3 -1 4 .

BADANIA WOODA NAD FLU O R ESC EN C Y Ą PARY SODU.

„Prof. Row land rzekł kiedyś, że cząst­

ka m ateryi jest daleko bardziej skompli­

kowana niż fortepian. W przeważnej ilości przypadków byliśm y tylko w sta­

nie uderzać w całą klawiaturę odrazu, w przypadku sodu w ydaje się możliwem w danej chwili uderzać w jeden klawisz.

Badanie widm fluorescencyi innych par bez wątpienia przyczyni się bardzo do wyjaśnienia tajemnicy promieniowania cząstek" — oto jak R . W . W ood kończy pierw szą sw ą rozpraw ę o fluorescencyi p ary sodowej '). Zanim znaczenie tych słów stanie się dla czytelnika zupełnie zrozumiałem, uspraw iedliw im y porówna­

nie sławnego Row landa, który użył go mówiąc o cząsteczce żelaza. Porównanie takie, napozór ciężkie i niesmaczne, nie je st pozbawione treści głębszej: w wid­

mie żelaza w edług najnowszych badań

*) Philosophical Magazine s. 6, t. 10, 1905, str. 513;

s. 6, t. 12, 1906, str. 499. Badania te ujęte są w je- dnę całość w Physik. Zeitschrift 1906, str. 873.

znajduje się około 10 000 linij, z których każda analogiczna jest z pewnym tonem przez cząstkę wydawanym . Jasnem jest tedy, że swym skomplikowanym mecha­

nizmem cząsteczka ta przewyższa nawet fortepian.

Znane nam rodzaje promieniowania możemy podzielić na dwie grupy zasad­

niczo różne: 1) promieniowanie czysto termiczne, zależne od temperatury ciała i podlegające prawom Kirchhoffa i 2) t. zw.

luminescencyę, w yw oływ aną przez inne rodzaje energii, jak: w yładow ania elek­

tryczne, procesy chemiczne, działanie św iatła, krystalizacya i t. d. Do tej dru­

giej kategoryi należy właśnie fluorescen- cya i fosforescencya, zwane też fotolu- minescencyą. (Pierw sza bierze nazwę od minerału fluorytu, druga od fosforu).

Fluorescencya jest zjawiskiem łatwem i przyjemnem do obserwow ania; wiele ciał zupełnie pospolitych fluoryzuje silnie i czaruje poprostu cudnemi barwam i o ła­

godnych, miłych dla oka tonach: tak np.

w yciąg z kory kasztana (końskiego) oka­

zuje fluorescencyę błękitną, roztwór fluo- resceiny, często w id yw an y w wielkich czarach na wystaw ach aptecznych— zie­

loną, w yciąg chlorofilu—czerwoną i t. d.

N iesłychaną rozmaitość dają tu różne

(2)

114 W S Z E C H Ś W IA T N° 8

barwniki z grom ady aromatycznej. W w a ­ runkach zw ykłych do obserwow ania fluo- rescencyi najlepiej jest użyć św iatła sło­

necznego; otrzymując widmo zapomocą pryzmatu, z łatw ością stw ierdzić można istnienie nadfiołkowej części; w ogóle bo­

wiem najsilniej wzbudzają fluorescencyę bardziej łam liwe części widma, a więc—

nadfiołkowa, fiołkow a i niebieska.

Nie będzie może zbytecznem zauważyć, że w szystkie te rzeczy, które obecnie znaleźć można w każdym podręczniku elementarnym i które w yd ają się nam zupełnie oczywistemi, przez długi czas nie b yły takiemi. Stokes p ierw szy w y ­ jaśnił, że w procesie fluorescencyi dane

ciało pochłania pew ne rodzaje promie­

niowania a na ich miejsce w y sy ła inne, od nich różne. Uczony angielski podał też regułę, że promienie wzbudzone są mniej łam liwe, niż wzbudzające; czyli, że dane ciało, pochłaniając np. niebieską część widma, może w y syłać promienie czerwone, żółte, zielone, lecz nigdy w y ­ syłać nie będzie fiołkow ych lub nadfioł- kow ych. R eg u ła ta, stwierdzona w ty­

siącach p r z } ? p a d k ó w , uchodziła przez czas długi za praw o bezwzględne. Lommel p ierw szy od krył ciała, które od niej od­

stępują, a późniejsze spostrzeżenia in­

nych uczonych dow iodły istnienia no­

w ych, choć nielicznych w yjątków . Piękne badania W ooda, o których m owa w ni­

niejszym artykule, rzucają na tę kw estyę jask raw e św iatło.

Mechanizm różnych rodzajów lumine- scencyi stanowi zagadkę. W m yśl po­

glądów obecnie panujących mamy tu do czynieniu z elektronami drgającemi. J a ­ kim jednak sposobem następuje zamiana promieni świetlnych o pewnej częstości drgań na promienie o częstości drgań innej? C zy mamy tu do czynienia z dw o­

ma rodzajami elektronów: odbieraczami i w ysyłaczam i? Ja k są związane ze so­

bą dwa te gatunki i czy różne elektrony tegoż gatunku nie są zależne jeden od drugiego? Jak i jest stosunek tych elek­

tronów do ow ych innych, których drga­

nia pow odują charakterystyczne dla da­

nego ciała widmo em isyi i absorpcyi?

C zy promienie katodalne i promienie ka­

nałowe, które też w yw ołują żyw ą fluo- roscencyę, działają na te same części me­

chanizmu elektronowego, co i światło?

Oto szereg pytań, które się same przez się tłoczą do głow y. Nie brak spekula- cyj teoretycznych na ten temat; słabą ich stronę stanowi brak należytych pod­

staw . N iew ątpliwie, należy sobie w y o ­ brażać atom jako utw ór elektronowy bar­

dzo złożony: poza tem nic pewnego nie wiemy. N ie ulega też wątpliwości, że mechanizm ten jest zależny od sił mię- dzyatomowych i m iędzycząsteczkowych, bo zjaw iska fluorescencyi i fosforescencyi zmieniają się w raz ze składem chemicz­

nym ciał i z ich stanem skupienia.

Zjaw isko fluorescencyi zazwyczaj ba­

dano dawniej, że się tak wyrazim y, r y ­ czałtem. Dane ciało poddawano działa­

niu św iatła białego lub też w najlep- szjmi razie— jednej jakiejś części widma, np. niebieskiej, fioletowej i notowano mniej lub więcej ogólnikowo obserwo­

waną barw ę. Z asłu gą W ooda jest to, że użył w swych badaniach św iatła zu­

pełnie jednobarw nego, jakiem są linie w ysyłane przez metale, a było to rzeczą trudną technicznie. Nie mniejszą trud­

ność pow odow ał i sam w ybór ciała, któ­

rego fluorescencyę badano; w wyborze kierow ano się tem, że para sodu należy do ciał w yjątkow ych, które dają widmo fluorescencyi, składające się z ostrych linij. Zazw yczaj bowiem, badając spek­

tralnie światło ciał fluoryzujących, do­

strzegam y w widmie pasma szerokie o rozpływ ających się konturach.

Fluorescencyę p ary sodowej w ykryli W iedemann i Schmidt; można ją obser­

w ow ać tylko w naczyniach doskonale wypom powanych. W zw ykłych w arun­

kach, t. j. kiedy ogrzewam y kaw ałek sodu, znajdujący się w wypompowanej kolbce szklanej, spostrzeżenia już po kil­

ku minutach stają się niemożliwe, gdyż sód w podniesionej temperaturze ener­

gicznie działa na szkło. Z drugiej zaś strony, chcąc dokonać dokładnej analizy św iatła fluorescencyi zapomocą potęż­

nych przyrządów' spektralnych, trzeba być przygotow anym na zdjęcia fotogra­

ficzne, trw ające nieraz po 24 godziny.

(3)

N= 8 W SZE C H SW 1A T 115

To też pierwszem zadaniem Wooda było zastąpienie naczyń szklanych, których używali W iedemann i Schmidt, przez rury metalowe, zaopatrzone tylko na koń­

cach w szklane okienka. Okazało się, że najodpowiedniejszemi są ru ry stalowe (bez szwu). W taką rurę długości 75 cm i o średnicy 8 cm (ob. R na rys. 1-szym) Wood w staw ia inną, mniejszą, również stalową rurkę, którą z boków zamykają dwa stalowe krążki z otworami 0, i 02;

przez ostatnie światło swobodnie może przechodzić. Do mniejszej rurki stalo­

wej nalew a się przed doświadczeniem nieco roztopionego sodu metalicznego, wstaw ia się ją do środka i przym oco­

wuje płytki szklane P, i P2 zapomocą laku.

Z przj^rządu wypom ­ powuje się powietrze;

ogrzew ając potem rurę palnikiem Bunsenow- skim, wypełniam y parą sodu przestrzeń pomię­

dzy krążkami stalowe- mi zawartą. W tem u- rządzeniu jednorazow e napełnienie rury w y ­ starczy na godzin sto, gdyż przez małe otw or­

ki w krążkach stalo­

w ych para sodu bar­

dzo wolno dyfunduje.

Badano następujące własności optyczne o- trzymanej w ten spo­

sób pary sod ow ej: jej absorpcyę, ma­

gnetyczne skręcanie płaszczyzny polary- zacyi i różne widm a fluorescencyi, które się otrzymuje, pobudzając ją do św iece­

nia bądź przez użycie św iatła białego, bądź jednobarw nego, bądź też promieni katodalnych. Znaleziono co następuje:

W widmie ciągłem para sodowa daje szereg wązkich linij pochłaniania; ich ilość jest zdumiewająco wielka. W obrę­

bie zielonkawo-niebieskiej części widma (długość fali od 4600— 5700 jednostek Augstroem a) prążków takich je st około 1500. K ażdy prążek taki, jak wiemy, od­

powiadać ma elektronowi o określonej częstości drgań. W p ływ tego elektronu

na przebieg zjawisk optycznych szcze­

gólnie jest uderzający w razie badania magneto-optycznych własności danego ciała '). G azy umieszczone w polu mag- netycznem posiadają własność skręcania płaszczyzny polaryzacyi; to skręcanie jest jednak tak słabe, że w zwykłych warunkach nie daje się dostrzedz. Jeżeli jednak dany gaz posiada prążki absorp- cyi, to kąt skręcania dla promieni św ietl­

nych, odpowiadających częstością drgań swych drganiom elektronu, jest tak w iel­

ki, że już używ ając najgrubszych sposo­

bów obserwacyi, mianowicie nikoli skrzy­

żowanych, zjawisko skręcania wyraźnie zaobserwujemy: dość powiedzieć, że bio-

Rys. i.

L —rurka kwarcowa, w której powstaje łuk świetlny; S ,, S a i C S 2—przy­

rząd spektralny, dający szereg barw nych obrazów rurki; H—rura stalowa, zamknięta płytkami szklanemi px i p2\ Oj i 0 2—krążki stalowe, między któremi znajduje się sod (Na); M —spektroskop o trzech pryzmatach P i, A i P 3, służący do analizy św iatła fluorescencyi; S 3—soczewka kon­

centrująca światło w szparze spektroskopu [ss)\ K — kaseta fotograficzna.

rąc do doświadczenia dostatecznie gęstą parę sodową, W ood obserwował nie­

dawno kąty skręcania, wynoszące tysiąc stopni przeszło. Otóż ciekaw ą jest rze­

czą, że to zjawisko dają nie w szystkie prążki absorpcyi. Na ogólną liczbę 1500 tylko 60 własność tę posiadało. Oczywi- stem jest, że mamy tu do czynienia z ja ­ kimś odrębnym rodzajem elektronów.

T e właśnie prążki absorpcyi, w p ły w a ­ jące na zjaw iska elektrooptyczne, i pod innym względem godne są uw agi. O ka­

zuje się, że między niemi a liniami wid-

ł) Obacz artykuł „Z dziedziny elektrooptyki“ w N° 49 W szechświata z r. 1907, str. 775.

(4)

116 W S Z E C H S W lA T

ma fluorescencyi istnieje jak iś ścisły zwią- zok, chociaż punkt ten nie je st jeszcze zupełnie w yjaśniony. W yłuszczym y tę kw estyę niżej, a tymczasem opiszem y, w jak i sposób W ood badał widmo fluo­

rescencyi i do jakich musiał się uciec sposobów, aby otrzymać św iatło jedno­

barwne wielkiej intensywności.

Na rys. 1-szym przedstaw iony jest sche­

matycznie (z opuszczeniem mniej istot­

nych części) przyrząd oryginalnie przez W ooda skonstruow any. Na pierw szy rzut oka przyrząd ten w yd a się może nieco złożonym, lecz w ystarczy zrozumieć jego ideę, a szczegóły nie będą przedstaw iały najm niejszych trudności. S ą tu trzy za­

sadnicze części: aparat ośw ietlający parę sodu światłem jednorodnem, rura zaw ie­

rająca sód i spektroskop, słu żący do ana­

lizy św iatła fluorescencyi. Do oświetle­

nia W ood u żyw a lampy łukowej (L); jest to jednak w większości przypadków nie z w y k ły łuk V olty m iędzy elektrodami węglowem i, ale łuk m iędzy elektrodami z amalgamatu, zaw arty w rurce kw arco­

wej. T e lampy rtęciow e znalazły ostat­

nio ogromne zastosowanie, nie tyle je d ­ nak w życiu codziennem, ile w bada­

niach naukow ych. Szerszem u ich roz­

powszechnieniu stoi na przeszkodzie to, że lampy w ypełnione amalgamatem są nietrw ałe, sama zaś rtęć nie daje w cale czerwonych promieni, wskutek czego w św ietle tem człowiek przybiera nie­

miły, niemal trupi w ygląd . Pow racając do łuku świetlnego, który pow staje w ru r­

ce L , zauw ażym y, że znajduje się on w o- gnisku soczew ki S u która łącznie z so­

czewką S3 i pryzmatem wypełnionym siarczkiem w ę g la stanow i przyrząd spek­

tralny, rozkładający św iatło, przez lampę łukow ą w ysyłan e, na b arw y poszcze­

gólne. W eźm y przykład konkretny: daj­

my na to, że łuk pow staje między elek­

trodami z amalgamatu kadmu. W ów czas lampa łukow a w y syła ć będzie między innemi promienie odpow iadające liniom kadmu. W rezultacie nasz przyrząd spektralny da nam widmo, skład ają­

ce się z czerwonego, zielonego i kilku niebieskich obrazów rurki L ; ponieważ dyspersya siarczku w ęgla jest bardzo

silna, przeto obrazy owe będą oddzie­

lone jeden od drugiego znacznemi od­

stępami, tak, że po odpowiedniem usta­

wieniu pryzmatu przez otwór 0, w pier­

wszym krążku stalowym wewnątrz rury R przejdzie do jej wnętrza tylko śwdatło ściśle jednobarw ne. Po odpowiedniem skierowaniu biegu promieni światło to, przeszedłszy przez pierw szy otwór, zo­

stanie zatrzymane przez drugi krążek stalow y. W następstwie tego przyrząd spektralny M, służący do analizy światła fluorescencyi nie będzie zupełnie odbie­

rał promieni idących od lampy łukowej.

Natomiast skoro tylko sód zacznie fluo­

ryzować, soczew ka S3, umieszczona z bo­

ku, zbierze to światło i rzuci je na szpa­

rę (na rys. — sz). Patrząc gołem okiem z boku też się widzi doskonale jasną plamę św iatła przez sód w ysyłanego, plama ta szczególnie jest wyraźna, kiedy się drugą płytkę szklaną zakryje czar- nem suknem. Spektroskop M zamknięty jest w pudle drewnianem; składa się on z trzech wielkich pryzmatów P1; P i i P3;

w li jest kaseta fotograficzna. Można też zastąpić spektroskop siatką dyfrak­

cyjną, która posiada silniejszą odeń dys- persyę.

K iedy po wielu próbach i ciągłem do­

skonaleniu poszczególnych części przy­

rząd ten został skonstruowany, W ood poznał następujące ciekaw e dane. W ra­

zie użycia św iatła jednobarwnego para sodowa nie na każde pobudzenie daje oddźwięk. T ylko niektóre linie zdolne są w yw o łać fluorescencyę. Widmo tej ostatniej składa się w ów czas również z pojedyńczych linij, rozrzuconych mniej w ięcej regularnie po całem widmie.

Reguła Stokesa zawodzi tu zupełnie, o czem przekonamy się najlepiej z fig. 2, odtwarzającej kilka widm fluorescencyi przez W ooda otrzymanych; niektóre li­

nie oznaczono strzałkami; są to te w łaś­

nie, których użyto do wzbudzenia fluo­

rescencyi. Literą a oznaczone je st w id­

mo, otrzymane wobec oświetlenia pary sodowej zielonemi liniami miedzi; b— od­

pow iada fluorescencyi wzbudzonej zapo- mocą jednej z linij Zn (długość fali — 4811 A ); zaś c— zielonkawo-niebieskiej li­

(5)

N ° 8 W S Z E C H Ś W IA T 117

część w idm a

nii Bi (4724 A). Najdobitniej zaprzecza regule Stokesa widmo a: zielone linie wzbudzają fluorescencyę żółtą i niebie­

ską. Dośw iadczenie dowodzi, że między liniami fluorescencyi, odpowiadającemi pobudzeniu zapomocą św iatła jednobarw ­ nego, istnieje pewien związek wew nętrz­

ni7! jeżeli obierzemy za bodziec którąkol­

w iek z linij do tego szeregu należących, to zawsze otrzymamy to samo widmo fluorescencyi; może się jedynie okazać brak kilku linij. T ak np. linia srebra 5207 A jest identyczna z jedną z linij widma fluorescencyi, które daje Cd/4800;

wzbudzając fluorescencyę tą w łaśnie li­

nią srebra, otrzymuje się to samo w id­

mo fluorescencyi, które odpowiada linii Cd/4800.

W razie użycia św iatła białe­

go, np. słonecznego, otrzymuje się „widmo fluorescencyi złożo­

ne"; mnogość linij je st wów czas nadzwj^czajna; o ile wnosić moż­

na z poszukiw ań dotychczaso­

wych, poszczególne bodźce su ­ mują się tutaj: widma fluorescen­

cyi proste układają się jedno obok drugiego. B y ć może je d ­ nak, że użycie silniejszej dysper- syi i bardziej różnorodnych źró­

deł św iatła w ykaże tu pewne od­

chylenie.

Nasuwa się teraz pj^tanie, w jakim związku są te widma fluorescencyi z prąż­

kami absorpcyi, które okazuje para sodu.

Zauw ażyliśm y już w yżej, że z pomiędzy 1500 prążków absorpcyi tylko 60 posiada w łasność anomalnego skręcania magne­

tycznego płaszczyzny polaryzacyi; oczy- wistem jest przeto, że na te prążki W ood przedewszystkiem zw rócił uwagę. W y ­ siłki jego, aby znaleźć w układzie tych prążków absorpcyi pewną praw idłow ość, zostały poniekąd uwieńczone powodze­

niem. Zauw ażył on, że można podzielić te linie na pięć grup takich, że odstępy w długościach fali pomiędzy poszczegól- nemi ogniwami tej samej grupy są stałe.

Będzie to zrozumialsze z przykładu.

W poniższej tabliczce czytelnik znaj­

dzie długości fali linij do pierwszej seryi należących.

S e ry a 1-sza.

X (długość fali A ^ — różnica

w jednostkach w długości

Angstroema *) fal

5119,34

... 39,56 5079,78

39,13 5040,65

39,08 5001,57

38,72 4962,85

... 38,53 4924,32

W innych seryach brakuje czasem Woo- dowi linii; wówczas uzupełnia on śmia­

ło braki; oprócz tego dla sześciu linij widma skręcania magnetycznego w ukła-

niebieska zielona żółta

linia D

Rys. 2.

dzie tym niema w cale miejsca. T o ugru­

powanie linij nie jest jednak całkiem sztuczne; kryje się tu jakaś głębsza treść fizyczna. T ak bowiem, wzbudzając w id­

mo fluorescencyi zapomocą zielonej linii ołowiu ( X = 5001), otrzymujemy właśnie w szystkie linie wyżej wypisane, odpo­

wiadające prążkom absorpcyi, przez W ooda do seryi pierwszej zaliczonym.

Kto nie zna z w łasnego doświadczenia trudności eksperymeatalnych, jakie spo­

tyka się w badaniach podobnych, ten nie będzie mógł należycie ocenić zasługi Wooda,' Jedna też okoliczność zw raca na siebie uw agę: uczony ten oprócz w iel­

kiej dozy pom ysłowości, cierpliwości i energii rozporządzał też w badaniach

*) Jednostka Angstroema rów na się jednej dziesię- ciomilionowej milimetra.

(6)

118 W S Z E C H S W IA T N ° 8

sw ych ogromnemi środkami m ateryalne- mi. Posiada on obfity zapas soczew ek achromatycznych szklanych i kw arcow o- fluorytow ych, pryzm atów, siatek dyfrak- cyjnych i t. p.; nie żałuje też sobie pie­

niędzy na koszty oświetlenia. Lam py kw arcow e, napełnione amalgamatem, kosztują po 30 dolarów sztuka i po 30 godzinach są nie do użycia; aby zaś otrzymać widmo fluorescencyi na kliszy, trzeba 8 godzin ekspozycyi. A ileż klisz się psuje w próbach przedwstępnych!

T o też w Europie niew ielu uczonych m ogłoby sobie pozwolić na takie do­

świadczenia.

W yszczególnim }' jeszcze różne rodza­

je bodźców, których W ood u żyw ał do otrzymania fluorescencyi. P rzed ew szyst­

kiem posługiw ał się swem i lampami kwarcowem i, napełnionemi amalgamatem kadmu, cynku lub talu; dalej łukiem Vol- ty między elektrodami bizmutowemi', mie- dzianemi, ołowianem}, — łukiem między elektrodami węglow em i, w których w y ­ drążeniu znajdow ały się sole baru i litu,—

światłem w ielkiej rurki G eisslerow skiej, wypełnionej helem; stosow ał również, jako bodziec, promienie katodalne i w resz­

cie ośw ietlał parę sodu światłem sodo­

wemu Ten ostatni sposób wzbudza szcze­

gólne zainteresowanie; w tych w aru n ­ kach para sodu fluoryzuje na żółto, a ba­

danie widm owe przekonyw a, że mamy tu do czynienia z temi samemi liniami, których użyliśm y do oświetlenia. W ood n azyw a to zjaw isko „promieniowaniem rezonansowem ."

W artykule niniejszym podaliśm y tyl­

ko najw ażniejsze w yniki badań fizyka am erykańskiego. R ozp raw y orj^ginalne, pisane, nawiasem mówiąc, dość nieprzej­

rzyście, zawierają jeszcze setki drobnych szczegółów faktycznych, m nóstwo spo­

strzeżeń interesujących i ich tłumaczeń hypotetycznych; je st tu jeszcze bez w ąt­

pienia dużo punktów ciemnych. W każ­

dym razie niepodobna zaprzeczyć, że zdo­

byte przez W ooda dane doświadczalne muszą się stać podstaw ą w szelkiej p rzy­

szłej teoryi prom ieniowania i że otw ie­

rają się tu płodne dziedziny badania.

Pew no, że przerażającym jest dotychczas

ten chaos faktów; lecz dzieje wiedzy, a szczególniej może dzieje optyki, dodają nam pod tym względem otuchy. W szak dla um ysłów tak potężnych, ja k Newton i H uygens, zjawisko polaryzacyi światła stanowiło jeszcze traw iącą zagadkę.

W szak jeszcze sto lat temu genialnego w skrzesiciela teoryi falowej światła, T o ­ masza Younga, nawiedzało zwątpienie co do podstaw ow ych założeń jego optyki, gdy w idział przed sobą piętrzący się gmach zgoła niezrozumiałych faktów.

W liście do sir D aw ida B re w ste ra ') pisze on co następuje: „Co dotyczę mych w łasnych zasadniczych hypotez o natu­

rze św iatła, to coraz mniej zadowolenia znajduję w nich, im więcej i więcej po­

znaję faktów w rodzaju tych, które od­

k ry ł p. Malus: gdyż, choć nie są one z faktami temi niezgodne, lecz z pewno­

ścią nie pomagają nam bynajmniej do ich wytłum aczenia". Zwątpienie to było nieuzasadnione: wkrótce Fresnel genial­

nym zwrotem myśli przeszkody usunął, a dziś ten całokształt faktów dla zw yk ­ łego naw et umysłu najmniejszych do zrozumienia nie przedstaw ia trudności.

S i. Landau.

AMITOZA I KARYOKINEZA.

(Dokończenie).

K w estya, jakie w p ły w y warunkują po­

w staw anie płci, t. j. co spraw ia, że raz rodzi się osobnik płci męskiej, drugim zaś razem z tych samych rodziców i, po­

zornie przynajmniej, w tych samych w a­

runkach — osobnik płci żeńskiej, nie zo­

stała. dotychczas wyjaśniona. W ilson pró­

buje tłumaczyć ją na podstawie teoryi indywidualności chromosomów. Zau w a­

żył on mianowicie, że u pszczół w cza­

sie owogenezy, t. j. tworzenia się jajka z komórek jajnika, podczas ostatniego podziału, który ma dać już doskonałe jaje, do jednych komórek jajowych do­

staje się chromosomów jedenaście, do

') Th. Young, Miscellaneous W orks, t. I str. 361.

(7)

JS ° 8 W S Z E C H Ś W IA T 119

innych zaś dwanaście. WTidział dalej, że w komórkach tkanek u samców jest chro-' mosomów dwanaście, u samic natomiast liczba ich w ynosi tylko jedenaście. Na tej zasadzie sądzi, że ten dwunasty, jak W ilson go nazyw a, akcesoryczny chro­

mosom w yw ołuje pow staw anie płci mę­

skiej, że jest on w ięc przenośnikiem cech płci męskiej. W reszcie teorya indyw i­

dualności chromosomów najlepiej tłuma­

czy fakt obserw ow any, opisany przez Boveriego. Badacz ten zauw ażył miano­

wicie, że u larw Ditiscus marginalis ją ­ dra niektórych komórek zachowują swoje chromosomy w całości, w innych zaś część chromosomu zostaje odrzucona i rozpuszczona w plazmie komórkowej. Na podstawie dalszych badań Boveri do­

szedł do wniosku, że chromosomy zacho­

w ują się w całości w komórkach, które mają dać w przyszłości elementy płcio­

we. Natomiast chromosomy jąd er przy­

szłych komórek tkankowych odrzucają części zawierające te cechy, które danej tkanki nie charakteryzują, zachowują na­

tomiast tylko części zawierające cechy dla dane) tkanki charakterystyczne.

Stojąc na gruncie teoryi indywidual­

ności chromosomów, oczyw iście trudno jest przyjąć, aby podział bezpośredni, w którym, ja k wiem y, jądro dzieli się na 2 części, nie ulegające żadnym zmia­

nom w swej strukturze wewnętrznej, mógł doprowadzić do w ytw orzenia ko­

mórek, zdolnych do funkcyj normalnych.

Ziegler zastanaw iając się nad tą kwe- styą, mówi: „Już a priori jest rzeczą ma­

ło prawdopodobną, ab y jądra, powstałe drogą podziału amitotycznego, b y ły kie­

dykolw iek zdolne dzielić się karyokine- tycznie, gdyż w razie podziału bezpo­

średniego chromatyna zostaje rozdzielo­

na między jądra potomne w ilościach zu­

pełnie dowolnych, wobec tego w ięc po­

dział karyokinetyczny, który ma przecież na celu rów ny podział substancyj chro- m atynowych, nie m iałby teraz żadnej wartości i b yłb y zupełnie niezrozum iały.“

Stojąc na tem samem stanowisku, vom Rath przypuszcza, że amitoza może za­

chodzić tylko w komórkach dojrzałych i że prowadzi bezpośrednio do degenara-

cyi. W raz z Zieglerem w yłącza on rówT- nież możliwość karyokinezy po amitozie.

Jednakow oż badania ostatnich lat, prze- dewszystkiem zaś doświadczenia Gerasi- mowa nad spirogyrą, w p łyn ęły na mo- dyfikacyę tego sądu. Gerasim ow miano­

wicie poddaw ał spirogyrę działaniu bar­

dzo niskiej temperatury przez pewien czas i otrzym yw ał w komórkach dzielą­

cych się przeważnie amitotyczny podział jąder.

Opierając się na jego badaniach, S tra s­

burger, a za nim W ilso n 1) w ypow iedział zdanie, że amitoza jest podziałem filoge­

netycznie starszym i że teraz jeszcze może ona w ystępow ać niekiedy w ko­

mórkach tkanek w warunkach nienor­

malnych.

W ciąż jednak uporczyw ie powtarzało się zdanie, że po amitozie karyokineza je st niemożliwą. To skłoniło wielu ba- daczów do powtórzenia doświadczenia Gerasim owa. Pośród wielu najwcześniej zajął się tym przedmiotem Nathanson 2), który prowadził swoje doświadczenia również nad wstążnicą (Spirogyrą orbi- cularis) z tą tylko różnicą, że poddawał ją działaniu wody, zawierającej w sobie 0/5% eteru. Roślina po przebyciu 5—6 godzin w wodzie z 0,5% eteru w yk azy­

wała praw ie jedynie amitotyczny podział komórek; jednakże po przemyciu jej i przeniesieniu do warunków normalnych komórki jej dzieliły się dalej drogą po­

działu karyokinetycznego. A b y jeszcze dokładniej przekonać się, że po amitozie karyokineza jest możliwa, Nathanson izo­

low ał komórki, których powstanie drogą podziału amitotycznego zostało dostatecz­

nie stwierdzone i przenosił je w warunki normalne. Z tych komórek otrzymał na­

stępnie normalne nici śpirogyry. Prócz Sp iro g yry Nathanson używ ał w sw o­

ich doświadczeniach i Closterium, tu jednak komórki dzielące się amitotycznie obumierały, autor ten wszakże sądzi, że śmierć ich była niezależna od podziału amitotycznego, a tylko te same warunki

') Wilson: The Celi. 1900.

2) Al. Nathanson: Physiologische Untersuchungen uber artiitotische Kerntheilung. Jahrbiicher f. wissen- schaftliche Botanik. Tom 35. 1900.

(8)

120

W S Z E C H Ś W IA T JV° 8

zewnętrzne, które w y w o ły w a ły amitozę, p ow odow ały zarazem śm ierć organizmu.

Rów nież nie pow iodły mu się badania nad tkankami roślin wyższjrch, tem nie­

mniej jednak sądzi, że przynajmniej u sp iro g yry amitoza może dać normalne komórki embryonalne.

Z zakresu doświadczeń nad podziałem komórkowym tkanek roślin w yższych mamy badania M assarta ’) nad zabliź­

nianiem ran u topól i rozpraw ę W asie- lew skiego 2) o w p ływ ie hydratu chloralu na komórki korzenia Viciae fabse. Mas- sart przekonał się, że komórki stojące u brzegu rany, pow stałej np. przez roz­

szczepienie, dzielą się bardzo szybko, przyczem podział przebiega drogą ami- totyczną.

W asielew ski poddaw ał korzeń Vicise fabse działaniu hydratu chloralu przez przeciąg kilku godzin (od 1 — 55). N astęp­

nie jedne korzenie bezpośrednio po w y ­ jęciu z narkotyku utrw alał, inne nato­

miast przem ywał wodą i przenosił w w a­

runki normalne. Przekonał się wtedy, że, w miarę dłuższego przebywania w nar­

kotyku, coraz liczniejsze komórki dzieliły się amitotycznie, tak, że w reszcie po 24 godzinnym pobycie w hydracie chloralu,—

karyokineza ustąpiła praw ie zupełnie na rzecz amitozy. D łu ższy jednak niż 24 pobyt w hydracie chloralu działał na tkanki korzenia zabójczo. Chcąc się prze­

konać, czy po amitozie karyokineza na­

stąpić może, czy też przeciwnie, komórki, które raz podziałow i bezpośredniemu podległy, do dalszej funkcyi są niezdolne, W asielew ski utrw alał korzenie, które, po pobycie przez pew ien czas w hydra­

cie chloralu, zostały następnie przemyte i jakiś czas ż y ły jeszcze dalej w w aru n­

kach normalnych. Rozum ow ał on tak, że jeśli komórki pochodzące z podziału amitotycznego nie są zdolne do podziału pośredniego— karyokinetycznego, to będą na przekrojach m iały kształt w orkow aty

*) M assart: La cicatrisation chee les vegetaux. Me moires courants publ. p ar l’Ac. Royale de Belgiąue 1. 57. 1898.

3) W . v. W asielewski: Theoretische und experimen- telle Beitrage zur Kenntnis der Amitose. Jahresberichte f. wissenschaftliche Botanik. 1903. Tom 38 i 39.

lub też będą obrośnięte komórkami, jak punkty martwe, że wreszcie korzeń spo­

twornieje. T ego wszystkiego W asielew ­ ski nie zauważył, przeciwnie spotykał liczne i zupełnie typowe karyokinezy, sądzi on więc, że jest uprawniony do wniosku, iż karyokineza po amitozie na­

stąpić może.

Drugim ciekawym wynikiem pracy Wa- sielew skiego, aczkolwiek tylko pośrednio dotyczącym poruszanego tutaj tematu, jest fakt obserwow ania dw ojakiego prze­

biegu podziału bezpośredniego. W pierw ­ szym przypadku jądro w prost dzieli się przez przewężenie (W asielew ski nazyw a ten podział dyatmezą) lub też jądro w y ­ dłuża się, a zaw artość jego zbiera się na dwu jego biegunach, tak, że jądro przybiera kształt hantli. W 2 wypadkach W asielew ski obserw ow ał nawet podział chromatyczny na chromosomy, nie było jednak ani wrzecionka karyokinetyczne­

go, ani też chromosomy nie dzieliły się wzdłużnie. T ę modyfikacyę podziału bez­

pośredniego W asielew ski nazyw a dya- spazą i sądzi, że ona jest formą przej­

ściow ą od amitozy do karyokinezy.

C iekaw y jest również fakt przezeń ob­

serw ow an y, że amitozy w ystępują za­

zwyczaj w tkankach gniazdami; sądzi w ięc, że działa tu pewne zarażenie, czy też w p ły w pewnej pobudki twórczej.

W pływ narkotyków na podział komó­

rek w organizmach państwa zwierzęcego badał H aecker '). ja k o objektu do do­

świadczeń używ ał samiczek Cyclops bre- vicornis. Sam iczka tego skorupiaka ma po obu stronach ciała kieszenie, w któ­

rych przechowuje jaja. T aką samiczkę H aecker poddawał kilkogodzinnemu dzia­

łaniu 5% eteru. Następnie jednę kieszeń w ycin ał i utrw alał natychmiast, samiczkę zaś z drugą kieszenią przenosił do św ie­

żej wody, następnie kiedy już nie pozo­

staw ało w jej zachowaniu ani śladu znar- kotyzowania, drugą kieszeń w ycinał i utrw alał. N a skrawkach pochodzących z kieszeni bezpośrednio po znarkotyzo- waniu utrwalonej, obserwow ał liczne ko-

') Haecker: Mitosen ins Gefolge amiiosenahnlicher Yorgange. (Anatomischer Anzeiger t. 17. 1900 r.).

(9)

JSf2 8 W S Z E C H Ś W IA T 121

mórki dzielące się, i to dzielące się spo­

sobem amitotycznym. Natomiast skrawki, pochodzące z kieszeni, która po wyjęciu z narkotyku znajdowała się jakiś czas w wodzie, przyczem samiczka, do której ta kieszeń należała, nie okazyw ała już ani śladu znarkotyzowania, przedstaw iały liczne karyokinezy, przytem amitoza zu pełnie nie była widoczna. Z tej pracy w ynika, że również i w komórkach tka­

nek zwierzęcych narkotyki powodują w y ­ stępowanie podziału bezpośredniego, który jednak z usunięciem przyczyn w y ­ wołujących go ustępuje na rzecz karyo­

kinezy.

Że nietylko narkotyki mogą w y w o ły­

wać podział bezpośredni, przekonywają nas postrzeżenia Sh ibaty '). Zauw ażył on mianowicie, że na korzeniach Podo- carpus tworzą się czasem bulwki. Bulw- ki te powstają wówczas, kiedy Podocar- pus zostaje zarażony pewnym gatunkiem grzyba (Mycorrhiza), który żyje z nim w symbiozie. Shibata utrw alał te bulw ­ ki i na przekrojach obserw ow ał bardzo intensywny podział komórek, i to jedy­

nie tylko podział bezpośredni. Szybko mnożące się komórki miały za zadanie zasym ilować syinbionty. Z chwilą, kiedy to nastąpiło, bulwka się degenerowała.

Tu w ięc amitoza została w yw ołana po­

trzebą pośpieszniejszego podziału komó­

rek, wskutek wzmożonej asym ilacyi i tak też tę kw estyę tłumaczy Shibata. S p o ­ strzeżenia jego w 'ty m kierunku nie są odosobnione, gdyż już niejednokrotnie obserwowane b y ły i dawniej amitozy w komórkach narządów wystaw ionych na wzmożoną czy to asym ilacyę, czy też sekrecyę.

W pracach dotychczas wymienionych amitoza w ystępow ała zazwyczaj pod wpływem zmienionych warunków ze­

wnętrznych. B y ły więc one ważne o tyle, że pozw oliły rozstrzygnąć, że po amito- zie karyókineza i wogóle normalne funk- cyonowanie komórki jest nadal możliwe.

Lecz literatura naszego przedmiotu do­

*) Shibata: Cytologische Studien uber die endotro- phen Mycorrhisen. (Jahresberiehte f. wissenschaftliche Botanik r. 1906).

starcza nam danych, że amitoza może 'przebiegać i w warunkach zupełnie nor­

malnych i że podlegają jej nawet jądra komórek organów rozrodczych.

Z badań dawnych w tym kierunku mogę zacytow ać pracę Mevesa ’), który w mosznie Salamandrae maculatae obser­

w ow ał w miesiącach zimowych wielkie komórki o dużych płaciastych jądrach.

Kom órek takich nie spotykał już potem w miesiącach letnich; ponieważ jednak nie widział tu żadnych procesów histoli- tycznych, sądził więc, że muszą tu za­

chodzić jakieś zmiany. W ynikiem przed­

siębranej obserw acyi było, że rzeczyw i­

ście z początkiem wiosny jądro cofało sw oje wypustki i przyjm owało.norm alny kształt okrągły. Jednocześnie obok ją ­ dra w komórkach moszny salam andry zwykłe leżące słabo barwne, o szklistym połysku ciało, zwane sferą atrakcyjną, mające w wyżej opisanych komórkach kształt rozproszonych ziarn, skupia się obecnie w jedno ciało, które obrączką opasuje jądro i przewęża je na dwa ją ­ dra potomne. Widzimy w ięc podział ami- totyczny w śród komórek tak ważnych organów, jakiemi są organy rozrodcze.

Podział amitotyczny jest zjawiskiem dość częstem w rozwoju zwierząt jedno­

komórkowych: przytem występuje już to jako typow a amitoza, już też jako jedna

z licznych form pośrednich.

Ciekaw ych faktów dostarcza nam w tym kierunku badanie Schaudinna nad Eime- ria Schubergii 2).

W iem y, że u w szystkich kokcidiów odbywa się przemiana pokoleń, która przebiega w ten sposób, że zarodniki okrywają się twardą błoną, tworząc t. z.

spory. W ewnątrz takiej spory plazma i jądro dzieli się na kilka części; błona pęka i powstałe w sporze nieobłonione sporozoity wydostają się na zewnątrz i dostają się do komórek gospodarza, w którym pasorzytują. Tu taki sporo- zoit rośnie, w ypełnia całą komórkę go-

') Meves: Ueber amitotiscbe Kernteilung in den Sper- matogonien und Verhalten der A ttractionssphare bei der- selben (Anat. Anzeiger. Bd. 9. 1891).

2) Schaudinn: Untersuchungen uber den Generations- wechsel bei Coccidien. 1900 r.

(10)

122 W S Z E C H Ś W IA T

spodarza i dzieli się na kilkanaście, a nie­

raz więcej części t. zw. schizontów, z któ­

rych jedne zamieniają się na m akroga- roety, inne zaś na mikrogamety. N astę­

puje kopulacya. Makrogamet zapłodniony dzieli się i daje znowu spory.

Otóż w razie takiego cyklu rozw ojo­

wego udawało się Schaudinnowi nieraz spostrzegać podział, będący już to typow ą amitozą, już też ja k ą ś formą przejściow ą.

T ak podczas pow staw ania schizontów ze sporozoitów specyalnie zróżnicowana część jąd ra, t. zw. karyosom , ciało leżące w ew nątrz jąd ra i silnie św iatło łamiące, w ydłuża się, na obu biegunach je g o zaś gromadzi się chromatyna w postaci nie­

regularnych niteczek. Karyosom prze­

w ęża się i pozostaje na dwu biegunach komórki, otoczony zbitą chromatyną, ko­

mórka się dzieli. K ied y schizonty roz­

padają się na mikrogamety, to podział jąd er odbyw a się w p rost przez rozpad tychże na kilka części, które otaczają się plazmą. W reszcie makrogam et zapło­

dniony dzieli się rów nież drogą typow ej dyatmezy.

Najobfitszego i zarazem n ajciekaw sze­

go m ateryału dostarcza nam badacz ame­

rykański Cbild w kilku sw ych rozpra­

wach z lat 1906 i - 1907. Badając cyto­

logicznie robaka z rzędu Cestoda, Mo- niezia expansa i M. planissima, pasorzy- tującego w ow cy, spostrzegł, że komórki jego, mnożące się bardzo sz3^bko, pow sta­

ją przeważnie drogą podziału amitotycz- nego. T o skłoniło go do zbadania po­

działu komórek w gonadach męskich i żeńskich.

O rgany rozrodcze rozw ijają się u tego robaka stosunkowo późno. Pierw szym śladem ich pow staw ania je st szybki po­

dział jąder w komórkach, leżących w li­

nii środkow ej segmentu, bliżej ku stro­

nie grzbietnej. C a ły ten podział, który prowadzi do w ytw orzenia w ielojądrow e- go syncytium, przebiega drogą amitozy.

T o syncytium otacza się od zewnątrz błoną, w ytw arza się v a s deferens, albo vagina, zaczyna się pow staw anie produk­

tów płciow ych zaw sze jeszcze drogą po­

działu amitotycznego. K aryokineza w y ­ stępuje przez ca ły ten czas bardzo rzad- |

ko. Nawet, jak sądzi Child, podczas tworzenia jaj nie w ystępuje ona wcale.

W każdym razie pierw sze podziały bez- wątpienia przebiegają amitotycznie, a je ­ dnak dają niet3dko komórki do funkcyj normalnych zdolne, ale jeszcze komórki, mogące produkować osobniki normalne.

Zachęcony temi pon^ślnem i wynikami, jakie dały mu jego badania nad Monie- zia, Child rozszerzył je na inne zwierzęta do różnych grup należące. Rezultatem tych badań jest rozprawa, która w yszła w 11 i 12 zeszycie Anatomischer Anzei- ger z 1907 r o k u 1). Z rozpraw y tej w y ­ nika, że amitoza nie jest bynajmniej po­

działem tak rzadkim, że przeciwnie spo­

tkać ją można w e wszystkich grupach zwierząt tak w tkankach doskonałych, jak również w rozwoju embryonalnym.

Z pomiędzy Ccelentherata Child obserw o­

w ał podział amitotyczny w komórkach tw orzących się hydrantów u T ubularia mesembryanthemum i w tworzących się wałkach u Corym orpha palma.

W typie Verm es, Robaków , amitoza w y ­ stępuje bardzo często u zwierząt do róż­

nych rzędów należących. Z pomiędzy Plathelminthów—Płazińców u Planaria maculata już Bardeen ob serw ow ał ami- tozę w tkankach regenerujących. Child odcinał planaryi część połyku. W idział, że komórki w części pozostałej cofały się wstecz w rozwoju, przybierając cha­

rakter komórek embryonalnych; a potem m nożyły się szybko i to wyłącznie drogą amitotyczną. Child obserw ow ał również amitozę w komórkach innych tkanek, jak np. w komórkach mięśni; w reszcie ko­

mórki, ganglion głow ow y stanowiące, po­

w staw ały także drogą podziału amito­

tycznego.

Podobnie jak u Moniezia z rzędu C e ­ stoda —■ u tasiemców Child obserw ow ał tworzenie się testis, t. j. narządu płcio­

w ego męskiego, na drodze podziału bez­

pośredniego jąd er u Pneumonoeces me- dioplexus, należącego do rzędu Trema- toda—W irków .

•) C. M. Child: Amitosis as a Factor in normal and regulatory Growth. Anatomischer Anzeiger, tom XXX, zesz. 11 i 12, 1907 r.

(11)

N° 8 W S Z E C H Ś W IA T 123

U Arenicola cristata należącej do rzędu Annelida (robaki—pierścienice) Child w i­

dział, że oogonia tworzą się drogą ami- totycznego podziału komórek ovariów.

W jaju zapłodnionem tylko podział na 2 blastomerony jest podziałem karyokine- tycznym; poczem następuje podział ami­

totyczny. Zatrzymanie w brózdkowaniu jest znowu zwiastunem, że po amitozie następuje z powrotem karyokineza. Ż ar­

nik, opisując w 1905 rozwój Amphioxus lanceolatus, w yraża sw oje zdziwienie, że w komórkach „nie znajdował zazwyczaj zupełnie mitozy.“ T o skłoniło Childa do zbadania cytologicznego procesów roz­

woju u Amphioxus lanceolatus. Przeko­

nał się, że u larw y 12 mm podział ko­

mórkowy przebiega praw ie wyłącznie drogą amitotyczną. T ak spostrzegał ami- tozy w system ie nerwowym , aparacie oddechowym i przew odzie pokarmowym.

T yp ow e amitozy w idział również u 13 mm larw y Sąu alu s acanthias w rurce nerw o­

wej, kubku wzrokowym , soczewce i na­

czyniach krwionośnych. Zarodek owcy o 13 segmentach mięśniowych w yk azy­

w ał również liczne amitozy, które w y ­ stępow ały przeważnie w komórkach o nieznacznej ilości protoplazmy.

Przedstaw iając wyniki ogólne swej pracy, Child w ypow iada zdanie, że ami­

toza nie jest bynajmniej zjawiskiem tak rządkiem, jak dotychczas badacze sądzili.

Że nie była dotychczas obserwowana objaśnia się tem, że zachodzi przeważnie w komórkach tkanek, gdzie histologowie nie zw racali na podział jąd ra tak bacz­

nej uw agi, opierając się na spostrzeże­

niach em bryologów, którzy widzieli ka- ryokinezę zaw sze w jądrach komórek tworzących się tkanek.

Poza tem amitoza jest tak mało w y ­ bitnym podziałem i zachodzi przeważnie w tak małych komórkach, że przeoczenie jej jest rzeczą bardzo łatw ą. Child, opie­

rając się na sw ych badaniach, w yp ow ia­

da dalej zdanie, że amitoza występuje zazw yczaj w komórkach stosunkowo ma­

łych, w protoplazmę ubogich, a przezna­

czonych do intensywnej pracy już to asy- milacyjnej już też sekrecyjnej. I na tem polega zasadnicza różnica między ami-

tozą a karyokinezą. Karyokinezę cechuje 'cykliczność procesów, to też w ystąpić ona może tylko wtedy, jeżeli między je d ­ nym a drugim podziałem jądra jest dość czasu, aby mogły się w yzw olić w szyst­

kie procesy, których skutkiem je st w resz­

cie ten podział. Amitoza natomiast w y ­ stępuje tam zawsze, gdzie jest ciągłe za­

potrzebowanie św ieżego materyału ko­

m órkowego, gdzie, jak się w yraża Child, jest ciągły głód, gdzie więc o żadnych cyklicznych procesach w substancyi ją ­ drowej m owy być nie może.

Prace Childa i innych badaczów stw ier­

dzają zatem ostatecznie, że rozwój ami­

totyczny nie powoduje bynajmniej dege- neracyi komórek, że przeciwnie w ystę­

puje w ów czas, kiedy komórka znajduje się w stadyum najintensywniejszej pracy.

A le najbardziej zasadnicze znaczenie mają badania, które w ykazały amitotyczny po­

dział komórek, elementy płciowe dać ma­

jących. Jeżeli te komórki, w których naj- bardziejby chodziło o jednostajne podzie­

lenie między nie substancyi chromatyno- wej, mającej być, w postaci chromoso­

mów, przenosicielką cech dziedzicznych, jeżeli więc te komórki mogą powstać drogą amitotycznego podziału, jak to w i­

dzimy u Moniezia lub u Arenicola, to widocznie tak dokładny podział sub- stancyj jądrow ych nie jest potrzebny do tego, aby powstało indywiduum do osob­

nika macierzystego podobne. A więc, co za tem idzie, teorya indywidualności chromosomów i przypisyw anie im tak wielkiego znaczenia w kw estyi dziedzi­

czenia w następstwie stwierdzenia czę­

stego zachodzenia amitozy zostało mocno zakwestyonowane.

Ja d w ig a Młodowska.

AKADEMIA UMIEJĘTNOŚCI.

Posiedzenie wydziału matematyczno = przyrod=

niczego dnia 7 stycznia 1908 r.

(Dokończenie).

Czł. H. H oyer przedstawia pracę p. K . Stołyhw y z W arszaw y p. t.: „Czaszka z N owosiółki jako dowód istnienia kształ­

(12)

124 W S Z E C H S W IA T Jfc 8

tów pokrewnych z H. primigenius w okre­

sie historycznym ” .

Autor, na podstawie badań, dokona­

nych nad scytyjską czaszką z Nowosiółki, według- metody prof. G. Schw albego, oraz na podstawie zestawienia rezultatów otrzy­

manych z rezultatami badań nad H. p ri­

migenius (grupa: Sp y-N ean d ertal-K rap i- na) dochodzi do wniosku, że kształty po­

krewne H. primigenius istnieją nietylko w starszym okresie dyluwialnym, jak twierdzi prof. G. Schw albe, lecz i w cza­

sach późniejszych.

. Czł. W . K ulczyński przedstawia w ła ­ sną pracę p. t.: „Fragm enta arachnolo- gica, V I ” .

Z materyałów na Cyprze i w P a le sty ­ nie, przez prof. dr. Cecconiego zebranych i do opracowania oddanych, p. K u lczyń ­ ski opisuje jako nowe gatunki i odmiany:

Filistata annulipes, H arpactes Cecconii, Zodarium Thonii Nosek var. cypria, Z.

granulatum, Z. reticulatum, Hoplopholcus Cecconii, Mesiotelus cyprius, Tegenaria dentifera, Tarentula brevispina, tudzież nieznanego samca, należącego praw do­

podobnie do gatunku Gnaphosa Barroi- sii E . Sim. Dla gatunków: D rassodes mo- rosus Cambr., Laches B lackw alłii Cambr., Lephthyphantes albuloides Cambr., L.

congener Cambr., O xyptila rigida Cambr., X ysticu s Tristram ii Cambr., Cedicus fla- vipes E. Sim., L y c o sa atomaria C. L . K och , Tarentula Sim onii Thor., autor dodaje szczeg_óły w dawniejszych opisach pominięte lub mylnie przedstawione.

W reszcie, zauważywszy w typowym g a ­ tunku rodzaju Holocnemus (H. rivulatus Forsk.) narząd do w ydaw ania głosu, zło­

żony z fałdów na szczękorożach i zęba na udowej części głaszczków, autor od­

dziela od tego rodzaju gatunki nie posia­

dające tego przyrządu: H, Forskalii Thor., H. labyrinthi K ulcz, i H. Cecconii n. sp., jako osobny rodzaj: Hoplopholcus.

Czł. S. Zaremba przedstawia własną pracę p. t.: „O całkowaniu równania bi- h ar m o n i j n ego ” .

Rozw ażając sprawę całkow ania równa­

nia biharmonijnego, a więc równania o cząstkowych pochodnych rzędu 4-go i postaci następującej:

< ) X i'2 Ó X j2

i, j = l

gdzie n oznacza liczbę całkowitą, która równać się może jednej z liczb 2 albo autor podnosi, że znane metody całko­

wania tego równania wyjątkow o tylko nadają się do rachunków liczbowych i podaje metodę nową, która pozwala osię-

gnąć cel we wszystkich tych przypadkach, w których jesteśm y w możności liczbowo rozwiązać zagadnienie Dirichleta.

Czł. K . K ostaneeki przedstawia pracę p. A . Bochenka p. t.: „O centralnych za­

kończeniach nerwu w zrokow ego” .

Autor zbadał metodą degeneracyjną M archiego 7 mózgów królików, którym poprzednio (przed 14—50 dniami) wyko­

nano operacyę evisceratio bulbi. Prócz włókien obfitych, jakie przez nerw wzro­

kowy dochodziły do corpus ąuadrigemi- num posterius, do corpus geniculatum laterale i do pulvinar thalami, w ystępo­

w ały jeszcze na wszystkich badanych móz­

gach dwie drogi z nerwem wzrokowym złączone. Jedną drogą był t. zw. tractus peduncularis transversus, druga zaś oka­

zała się dotychczas zupełnie nieznana.

T a ostatnia biegnie początkowo w tył na samej powierzchni podstawowej części mózgu, później zawija się do boku i ku górze, przebija pedunculus cerebri i koń­

czy się w tylnej części corpus subthala- micum s. Luysii. Autor zastanawia się w dalszym ciągu nad homologią obu do­

datkowych dróg nerwu wzrokowego zwie­

rząt ssących i zwierząt kręgowych niż­

szych. Zdaniem autora nowo opisane pa­

semko mózgu królika należy homologi- zować z pasmem zwanem tract. basalis nervi optici niższych kręgowców. Co do pasma, zwanego w mózgu królika tractus peduncularis transversus, autor przypusz­

cza, że może ono odpowiadać pasmu zwa­

nemu u niższych kręgowców tractus n.

optici ad ganglion istlimi.

Czł. M. R acib orski nadsyła komunikat p. t.: „Zahamowanie wzrostu ruchowego u Basidiobolus ranarum”.

W rozprawie „O wzroście krokowym komórki” . (Buli. Int. de l’A cad. de Sc.

de Cracovie, 1907) autor opisał na stro­

nie 926 doświadczenia, w których hodowle palmetki pozbawione zdolności wydłuża­

nia się, otrzym yw ały tę zdolność po przy­

kryciu wielkiemi szkiełkami przykrywko­

wemu A utor przypisał to zjawisko bra­

kowi tlenu pod przykrywkami. Tłuma­

czenie autora, jak wykazały dalsze bada­

nia nad wpływem podniet metalicznych i alkaloidów na wzrost, o których autor później poda wiadomość, było błędne, co już obecnie autor pragnie sprostować.

Przykryw ki, krótko przed użyciem w y­

myte mieszaniną kwasu siarczanego i chromowego, nie w yw oływ ały żywego wzrostu ruchowego, przyczyną jego w w y ­ padkach dodatnich była alkaliczność szkła w użytych przykrywkach.

P rzyczyną zahamowania wzrostu rucho­

wego w hodowlach, wT których źródłem

(13)

•Ni: 8 W S Z E C H S W lA T

azotu b y ły sole amonowe (w przeciwień­

stwie do hodowli z azotanami), czego w badaniach dawniejszych bliżej autor nie badał, była rosnąca kwasota pożywki.

Usunięcie jej wywołuje wzrost ruchowy.

W ywołują go więc węglany sodu, wap­

nia, magnezu, amoniak, tlenek wapnia i magnezu, magnez i cynk sproszkowany, etyłamin, nikotyna.

K om isya fizyograftczna odbyła dnia 13 listopada 1907 r. posiedzenie naukowe pod przewodnictwem radcy dworu prof.

d- ra F. Kreutza.

Dr. K . W ójcik przedstawił stosunki, w jakich, w . ostatnich czasach, znalezio­

no w Staruni resztki mamuta i nosorożca dyluwialnego (Rhinocer.os tichorrhinus?) z zachowaną skórą, i wspomniał o zna­

czeniu, jakie te i inne znalezione w S ta ­ runi szczątki organiczne mieć mogą dia chronologicznego porównania utworów dyluwialnych pozalodowcowych z lodow- cowemi, W dłuższej dyskusyi, w której, oprócz prelegenta, zabierali głos prze­

wodniczący tudzież pp. J. M. Bocheński, | dr. W . K iecki, dr. J. Morozewicz, dr.

M. P. Rudzki i dr. W. Szajnocha, rozpa­

trywano między innemi potrzebę dalszych poszukiwań w Staruni i kroki, które dla umożebnienia takich poszukiwań podjąć- by należało.

Sekretarz zawiadamia, że dnia 14 gru­

dnia 1907 r. odbyło się posiedzenie admi­

nistracyjne K om isyi fizyograiicznej pod przewodnictwem radcy dworu prof. d-ra F. Kreutza.

Przewodniczący, radca dworu prof. dr.

F. Kreutz, powitał obecnego poraź pierw­

szy na posiedzeniu K om isyi p. d-ra A , Berezow skiego, poczem wspomniał o stra­

cie, jaką kom isya poniosła w roku ubie­

głym przez śmierć członków: ś. p. prof.

W ł. Lubomęskiego, J. Niedziałkowskiego i M aryi Twardowskiej. Obecni uczcili pamięć zmarłych przez powstanie.

P o odczytaniu i przyjęciu protokułów z posiedzeń komisyi w dniu 19 marca i 13 listopada r. 1907, przewodniczący podał do wiadomości, co ze strony Akadem ii Umiejętności zrobione zostało w sprawie w ykopalisk w Staruni i dalszych tamże po­

szukiwań. W spomniawszy protokuł z ostat­

niego posiedzenia, p. starszy radca B o ­ cheński oświadczył, że podług ostatnich, otrzymanych przez niego wiadomości, szczątki mamuta i nosorożca w Staruni znalezione zostały nie w warstwie, jak sądzono, lecz w szczelinie, wypełnionej iłem i żwirem. Ze względu na zamierzo­

ne dalsze poszukiwania w Staruni pożą­

dane byłoby zbadanie tej szczeliny, co obecnie, g d y roboty .górnicze w szybie

zostały przerwane, dałoby się łatwiej ,przeprowadzić niż po ponownern ich roz­

poczęciu. Po dłuższej dyskusyi, w któ­

rej zabierali głos: przewodniczący, pp.:

Bocheński, prof. dr. Janczewski, prof. dr.

Morozewicz, S. Stobiecki, F. Vetulani i dr. K . Wójcik, na wniosek p. Stobiec­

kiego uchwalono w preliminarz wydat­

ków komisyi stałych i niezbędnych na r. 1908 wstawić kwotę 500 k. na wstępne poszukiwania w Staruni i poszukiwania te polecić p. d-rowi Wójcikowi.

Przyjęto następujący preliminarz w y­

datków stałych i koniecznych na r. 1908:

I. W ydawnictwo sprawozdań

k o m i s y i ... 4000 k.

I I . Potrzeby sekcyj:

a) S ekcya meteorologiczna:

1. Przygotowanie do druku otrzymanych przez sekcyę

spostrzeżeń i korekta druk. 480 „ 2. Rem uneracya p. Hannowi

za robienie spostrzeżeń w

Bochni ... 72 „ 3. Rem uneracya zastępcy prze­

wodniczącego sekcyi w ro­

bieniu pomiarów magne­

tycznych ... 80 „ 4 P o s ł u g a ... 28 „ 5. Porto, druki, drobne w y­

datki ... 68 „ b) Sekcya geologiczna:

1. Zasiłek na przygotowawcze

poszukiwania w Staruni . 500 „ c) Sekcya rolnicza:

1. Rem uneracya za rozbiory

gleb ... 600 „

I I I . K oszt urządzenia i utrzy­

mania Muzeum:

1. Potrzeby muzealne . . . 300 „ 2. Zakupno skrzynek na zielnik 45 „ 3. Transport zbiorów . . . 200 „ 4. Rem uneracya zastępcy ku­

stosza ... 800 „ 5. Rem uneracye pomocników

kustosza . . . 1580 ,.

6. P o s ł u g a ... 80 „

I V . Rem uneracya sekretarza K o ­

misyi ...600 „ Suma wydatków 9425 k.

W końcu posiedzenia przyjęto propo­

nowanego prżez Sekcyę geologiczną kan­

dydata na spółpraco wnika K om isyi, p.d-ra W iktora Kuźniara.

Na posiedzeniu ściślejszem W ydziału zatwierdzono wybór d-ra W iktora K u ź­

niara na spółpracownika K om isyi fizyo- graficznej, oraz rozważano i załatwiono szereg innych spraw natury administra­

cyjnej, przedstawionych przez sekretarza.

(14)

126 W S Z E C H S W IA T N2 8

Kronika naukoua.

— Komety, oczekiwane w r. 1908.

W Ns 392 czasopisma „O bservatory “ W . Lynn podaje trochę szczegółów o kome­

tach, których powrotu możemy oczekiwać w roku bieżącym. Pierw szą z wym ienio­

nych komet, jest odkryta w grudniu 1900 przez Giacobiniego, który określił czas jej obiegu na siedem lat. K om eta odkryta d. 4 października 1881 przez Denninga ma okres 8,8-letni. W r. 1890 i 1898— 9 po­

łożenie jej nie nadawało się do obserw a­

cyi, istnieje więc możliwość ponownego jej odkrycia w początkach r. b. K aż d y powrót komety Enckego od czasu uzna­

nia jej za peryodyczną w r. 1819 b ył ob­

serwowany, a i obecnie została ona już dostrzeżona przez prof. M axa W olfa.

K om eta, odkryta 27 listopada 1869 r. przez Tem pela i uznana za peryodyczną w r.

1880 przez Sw ifta, powinna się ukazać w lecie. Czas jej obiegu ma wynosić trochę więcej niż 5l/2 lat. Obserwowano ją w r. 1891, a nie zauważono jej ani w r. 1897 ani też w r. 1903.

(Naturę 16. I 08).

W . W .

— Oznaczenie siły świetlnej księ=

życa zapomocą fotometru selenowego.

Grudniowy zeszyt czasopisma Astrophy- sical Journal zawiera ciekawe dane o pró­

bach pomiaru siły św iatła księżycow ego w różnych jego fazach zapomocą foto­

metru, którego część głów ną stanowi ko­

mórka selenowa.

Śwuatło księżyca b yło porównywane przez pp. Stebbinsa i Brow na ze św ia­

tłem św iecy, palącei się w ściśle okre­

ślonych warunkach. Otrzymane dane licz­

bowe b yły przeliczane według pewnej metody dla uwzględnienia pochłaniania atm osferycznego i t. p. zjawisk, m ających w pływ na wyniki pomiarów. D la siły świetlnej księżyca w pełni badacze p o­

dają wielkość 0,209 św iecy normalnej.

Różne zastosowywane komórki selenowe daw ały różne wyniki, średnia zaś siła św iatła w yraża się liczbą 0,23 św. norm., co zbliża się do wielkości, przyjętej przez Mullera na podstawie obserw acyj wzro­

kowych. Z badań i pomiarów wynika, że księżyc w pełni daje około dziewięciu razy tyle światła co księżyc w kwadrze.

Okazało się również, że księżyc jaśniej świeci w okresie od pierwszej kw adry do pełni niż od pełni do trzeciej kwadry.

Spostrzeżenia, dokonywane podczas cał­

kowitego zaćmienia księżyca w d. 24 lip- ca 1907 r. ustalają chwilę zniknięcia ostat­

niego promienia na god. 16 m. 23, g d y z obliczeń w Am erican Ephemeris chwila ta wypada na god. 16 m. 24.

Różnice w otrzymywanych wartościach badacze przypisują temu, że zastosowy­

wane komórki selenowe są niejednakowo wrażliwe na barw y światła, polecają więc ten punkt szczególnej uwadze obserw a­

torów.

(Naturę 16. I, 08.)

W . W .

— Związek pomiędzy ściśliwością a napięciem powierzchniowem. Pp. Th.

R ich ard s i H. Mathews na zasadzie zba­

danych przez siebie współczynników ści­

śliwości i napięcia powierzchniowego licz­

nych ciał organicznych podają wzór na­

stępujący:

P. Y4|3= c o n s t . , gdzie (3—współ, ściśliwo­

ści, y—współ, napięcia powierzchni.

P raca ta jest zapowiedzią ogłoszenia—

i tymczasowem ogłoszeniem— szeregu ści­

słych pomiarów stałych fizycznych ciał.

Zauważymy przy tej sposobności, że w e­

dług R am saya i Shieldsa istnieje zwią­

zek pomiędzy stanem molekularnym ciała, a jego napięciem powierzchniowem. P rzy­

pominamy jednocześnie, że pr. R ichards (Ns 2 „W szechśw iata" ref.) odkrył zależ­

ność pomiędzy ściśliwością a ciężarem atomowym. B y ć może, że istnieje zwią­

zek pomiędzy temi trzema własnościami.

Zeitschrift fUr ph. Chemie LXI (4) 1908.

A . W.

— Historya kompasu u Arabów. B a r­

dzo mało wiedziano dotychczas o histo- ryi kompasu u A rabów . Ciekawy przy­

czynek do tej kwestyi daje E. Wiedemann w „Berichte der deutschen physikal. Ge- sellsch aft” (1907, zeszyt 24). W ynika z nie­

go, że z początkiem wieku 13-go A rabo­

wie znali już magnesowanie zapomocą pocierania, i używali kompasów w postaci ryb, w których wnętrzu znajdowała się ig ła magnesowa. W razie potrzeby rzu­

cano rybę do misy z wodą a ona głow ą w skazyw ała północ; takich ryb magne­

tycznych używali też do tłumaczenia snów—w jaki wszakże sposób, niewiado­

mo. W jednem piśmie (al gazari) znaj­

duje się przepis następującego doświad­

czenia: sporządzenie ryb y i ptaka z drze­

w a wypełnionego solą; w ptaku ma się znajdować kamień magnesowy, w rybie igła magnesowa; rybę i ptaka wrzuca się do wody; gdy się sól rozpuści ptak unie­

sie rybę na powierzchnię.

J . L,. S .

— Kolor św iatła lamp żarowych był oznaczany fotometrycznie zapomocą szkieł różnobarwnych. Przyjm ując, że zwykła w ęglow a lampa żarowa zarówno pod

Cytaty

Powiązane dokumenty

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

NNiiee pprrzzyy-- jjęęttoo uucchhwwaałł ddoottyycczząąccyycchh sspprraaww oossoo-- bboowwyycchh,, m m..iinn..:: pprrzzyyzznnaanniiaa pprraaww wwyykkoonnyywwaanniiaa

Uprzejmie informujemy, iż w roku szkolnym 2005/2006 w środy o 16 00 w Insty- tucie Fizyki UJ odbywać się będą wykłady i pokazy dla młodzieży szkół średnich, jak również

Wykreśl wyrazy, które nie powinny znaleźć się w zdaniu.. Mama przyniosła do domu

Poprawa odbywać będzie się na dotychczasowych zasadach (wskazanych w Harmonogramie) przy czym forma zaliczenia może ulec zmianie

„człowiek nie może zorganizować ziemi bez Boga”, sprawdzać się bowiem zaczyna coś przeciwnego: człowiek nie tylko organizuje ziemię bez Boga, lecz ta jego

Wyrażenie znajdujące się wewnątrz znacznika &lt;pattern&gt; jest prostym wyrażeniem regularnym języka AIML, jest więc pisane w całości wielkimi literami i może zawierać