• Nie Znaleziono Wyników

Adres rESed-eiłsrcyl: Krakowskie-Przedmieście, USTr SS.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres rESed-eiłsrcyl: Krakowskie-Przedmieście, USTr SS."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

•M 3 9 . Warszawa, d. 26 Września 1886 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRE N U M ER A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie :

rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2

Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą :

rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata ! i we w szystkich k sięg arn ia ch w k ra ju i zagranicą.

K om itet R ed a k cy jn y

stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J . N atanson,

D r J. S iem iradzki i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 ’/2,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

Adres rESed-eiłsrcyl: Krakowskie-Przedmieście, U S T r SS.

P iec S tronga do otrzym yw ania gazu wodnego.

(2)

610

WSZECHŚWIAT.

Ni- 39.

GAZ W O D N Y

n a p is a ł Sin..

G dyby zebrać w szystkie objaw y w pływ u, ja k i człow iek w yw iera na p rzyrodę, kto wie, czy nie zaciążyłoby na nim imię nisz­

czyciela. Złączone lądy rozdzielił, p rz ek o ­ p ał góry, w ygubił różne zw ierząt gatu n k i, w ykarczow ał lasy. D ostał się także do po d­

ziem nych globu tajników i w y d a rł stam tąd w szystko, co chciwości jego po trzebnem się zdało. A ż podszept dbałości o losy d alek ie­

go potom stw a n asu n ął m u pytan ie — ,,a co będzie w przyszłości, kiedy tych skarbów zabraknie?*'

T ak ie p ytanie było rzeczyw iście zadane, a m iało na w zględzie je d e n z prod u k tó w najw ażniejszych, ja k ie dziś znam y wogóle, m ianow icie zaś wTęgiel kam ienny. A n glicy w iedzą ściśle, na ile lat w ystarczą pokłady, z n a jd u jące się na ich wyspie. Czemże ogrze­

j ą się ich przyszli potom kow ie, czem pod­

sycą ru c h m aszyn i statków parow ych? Czy może czeka ich sm utna konieczność z a p rz e ­ stania wszelkiej działalności, z użyciem cie- pfa połączonćj, a więc wszelkićj wogóle działalności tecbnicznćj?

P odobnćj ostateczności obaw iać się ju ż dzisiaj nie mamy pow odu. E lek try c zn o ść w przyszłości potrafi bezw ątpienia k o rz y st­

nie zastąpić parę. E lek try czn o ść posłuży także i zam iast m ateryjałów opalow ych.

A dostanie się ona zadarm o, bo człow iek przetw orzy w nią potężne ru ch y n a tu ry — p rąd y pow ietrza i wody.

A le takie nadzieje opierać na elek try cz­

ności zaczęto od niedaw na, a trw alszą p o d ­ staw ę znalazły one, rzec m ożna, dopiero w ostatnich k ilk u latach. O d daw niejszych zaś czasów d atu je obaw a w yczerpania m a­

tery ja łó w opałow ych w zw ykłem znaczeniu, słow a i oglądanie się przeto na w szystkie stron y, czy nie dałyby się zastąpić przez n o ­ we jak ieś zasoby.

Z resztą nietylko obaw a o przyszłość p o ­ budza do poszukiw ania. Dzisiejsze p o trze­

by przem ysłu są tak rozm aite, że jed n y m rodzajem opału zadow olnić się nie może.

R óżne g atunki węgla kopalnego posiadają w praw dzie bardzo rozm aite własności o pa­

łowe — je d n e palą się płom ieniem , inne ty l­

ko żarzą; je d n e dają dużo dym u albo popio­

łu, inne niewiele; to je d n a k jeszcze nie w y ­ starcza. W pew nych razach posługiw ać się trzeba płom ieniem bardzo gorącym , ale któ ­ ry wcale nie unosi w sobie cząstek dym u ani popiołu. P oszu kiw an ie zatem skiero­

wane być musi k u w ynalezieniu jak iejś m a- teryi nie węglistej i wogóle w składzie swym od dotychczasowych rodzajów opału całk o­

wicie odm iennój.

Najobfitszym i najdostępniejszym m ate- ry jałem , ja k i m ożnaby zużytkow ać w tym celu jest... woda, a jak k o lw iek w w yrażeniu tem je st pozorne przeciw ieństw o, bo wszak­

że woda zawsze uchodzi za antytezę ognia, to je d n a k wszyscy, choćby najpow ierzcho­

wniej tylko z nau kam i przyrodzonem i obe­

znani, wiedzą, że przeciwieństwo to w rze­

czy saniej je s t tylko pozorne. W oda w p ra w ­ dzie sam a się nie pali, ale w skład je j w cho­

dzi wodór, ciało nadzw yczaj .palne, zadanie więc zużytkow ania wody ja k o -m a te ry ja łu opałow ego sprow adza się do sposobów ła ­ twego w ydobycia z niśj wodoru.

Jeżeli m am y wydobyć jak iś pierw iastek z jeg o związku, to otw orem przed nam i sto­

j ą do w yboru dwie drogi: Możemy albo dany zw iązek rozłożyć, rozdzielić na p ie r­

w iastki, z któ rych się składa, albo też — za­

stąpić w owym zw iązku pożądany przez nas p ierw iastek czemś innem .

R oskład zw iązków chemicznych następ u­

j e w takim razie, kiedy siły, utrzym ujące je w całości, zostaną zniesione. Siły te, w e ­ d łu g wszystkiego co o nich wiemy, działają pom iędzy atom am i pierw iastków , w skład zw iązku wchodzących, a d ziałają tylko do­

póty', dopóki wzajem ne odległości atomów są bardzo małe. O ddalając atom y, zry w a­

my pom iędzy niem i zw iązek czyli osięgam y ro sk ład chemiczny, a oddalenie takie nastą­

pić może pod wpływem ciepła albo prądu

elektrycznego. Zw iązki u legają roskłado-

wi pod wpływem ciepła z rozm aitą łatw o ­

ścią, tak, że m ożnaby ułożyć cały szereg m a-

tery j, poczynając od takich, które ju ż przy

zw ykłem cieple naszych m ieszkań rozdzie-

(3)

N r 39.

WSZECHŚWIAT.

611 łają się na swe pierw iastki, aż (lo takich,

które w ytrzym ują najw yższe tem peratury, ja k ie w ytw orzyć um iemy, bez roskładu.

Otóż woda należy do związków bardzo trw a ­ łych, to je s t znosi nader wysokie tem pera­

tu ry , a nadto, roskładając się, daje dwa cia­

ła gazowe (w odór i tlen), które bardzo ła ­ two łączą się napo w rót ze sobą, ja k ty lk o przyjm ą tem peraturę cokolw iek niższą od tej, jakiej użyć trzeba do rozłożenia wody.

W praktyce trudności rozłożenia wody za­

pomocą ciepła w zrastają do takich rozm ia­

rów, że m yślić naw et nie można o zastoso­

waniach przem ysłow ych w odoru otrzym a­

nego tą drogą. P ozostaje sposób drugi — rozłożenie wody zapomocą prądu i można w yrazić dzisiaj nieśm iałe przypuszczenie, że daleka przyszłość z niego skorzystać potrafi.

Tym czasowo je d n a k sposoby otrzym yw ania prądów , dostatecznie silnych do rozłożenia wody, są jeszcze zadrogie.

P oniew aż innych sposobów rozłożenia wo­

dy na je j pierw iastki ju ż nie znam y, pozo­

staje przeto zw rócić się do zjaw isk zastąpie­

nia w odoru przez inne ciała. Zasada tych zjaw isk je s t prosta: W oda składa się z wo­

doru i tlenu, jeżeli znajdziem y ciało, które- by z tlenem łatw iej łączyło się aniżeli wo­

dór i ciało owo we właściw ych w arunkach zetkniem y z wodą, to tlen opuści wodór, po­

łączy się z ciałem użytem , a wodór wydzieli się w stanie wolnym. W taki sposób działa wiele m etali na wodę, przyczem tw orzą się tlenki owych m etali i wodór; w taki też sposób otrzym ują zawsze w odór w praco­

wniach chem icznych. Ja k ie zaś znacze­

nie posiadają wspom niane „w łaściwe wa- ’

j

ru n k i”, możemy widzieć z tego, że przy cał-

j

kowitem podobieństwie działania praw ie w szystkich m etali na wodę, jed n e z nich wy-

j

dzielają w odór z czystej wody i przy zwy-

j

czajnem ju ż cieple; inne działają na zimno tylko na wodę zakw aszoną albo zalkalizo- w aną, a z czystą w odą w chodzą w działanie tylko przy wyższej tem peraturze; nakoniec i i wysokość tem peratury, p rzy jak iej działa­

nie się odbywa, dla różnych m etali je s t roz­

maita.

W podobny sposób ja k pew ne m etale, dzia­

ła też na wodę i węgiel. Zjaw isko odbyw a | się przy tem peraturze bardzo wysokiej, a p roduktam i jeg o są wodór, tlenek węgla I

I

i dw utlenek węgla '), wszystkie trzy ciała gazowe. Z nich w odór i tlen ek węgla są palne, d w utlenek w ęgla zaś nie pali się, a nawet, znajdu jąc się w m ięszaninie p al­

nych gazów bardzo niekorzystnie w pływ a na ich palność. D w utlenek w ęgla je s t j e ­ dnak ciałem , które z m ięszaniny gazowej stosunkowo łatw o może być usunięte, ponie­

waż, jak o zw iązek kwasow y łączy się bar­

dzo chętnie, z zasadam i, tw orząc przytem nielotne sole. T ak więc, przeprow adzając silnie ogrzaną parę wodną nad rozżarzone- mi do białości węglami, otrzym ujem y gaz,

| który, po usunięciu zeń dw utlenku węgla j zapomocą np. wapna, składać się ju ż będzie tylko z wodoru i tlenku węgla. O ba te osta­

tnie ciała p alą się nieświecącym ale bardzo { gorącym płom ieniem , przyczem produktem

| spalenia wodoru je st woda, a tlenek węgla

| paląc się przechodzi w dw utlenek węgla.

I W idocznie zatem płom ień tej m ięszaniny nie I może dawać dym u ani sadzy, a po jej sp a­

leniu się nie pozostaje ani śladu popiołu.—

| Płom ień tej mięszaniny je s t niesłychanie go­

rący, dlatego, że głów ną je j część składow ą stanow i wodór. W iadom o zaś, że jeśli przez spalenie danej wagi w ęgla możemy ogrzać

| do w rzenia pew ną określoną liczbę funtów wody, to tak aż sama waga wodoru, spalając się, ogrzeje do w rzenia przeszło cztery rifzy większą liczbę funtów wody.

Zaznaczone wyższości m ięszaniny gazo­

wej, zwanej krótko gazem wodnym, nie wy­

kluczają bynajm niej stron ujem nych. P o ­ m ijam stronę ekonom iczną, która spraw ia, że ogrzew anie zapom ocą gazu wodnego je st 0 wiele kosztow niejsze niż zapomocą węgla 1 zastosowane być może chyba w razach wy­

jątkow ych, a chcę wspomnieć ty lk o o tem, że jedn a z części składow ych tego gazu, a mianowicie tlenek węgla, należy do n aj­

straszniejszych trucizn, ja k ie wogóle z n a ­ my. Je s t on gazem bezbarw nym i nie po­

siada żadnej woni, nie daje się zatem odróż­

nić od pow ietrza i nic nas nie ostrzega o j e ­ go obecności, gdy zaś ciężar jego właściwy praw ie zupełnie je st rów ny ciężarowi po-

*) Skład ilościowy tej m ięszaniny nie je s t stały.

W przybliżeniu w ypada on z rów nania:

4 H j0 -j-3 C = 3 H + 2 C 0 -t-C 0 2

(4)

612

WSZECHŚWIAT.

N r 39.

w ietrzą, m ięsza się z niem bardzo łatw o i szybko we w szystkie strony roschoclzi.

A znow u co do w odoru, to ten w praw dzie nie tru je , ale, ja k o najlżejszy ze w szystkich gazów, je s t o tyle subtelną, m ateryją, że przechow yw ać i rosprow adzać go m ożna tylko p rzy użyciu przyrządó w doskonale szczelnych. P rz e n ik a on łatw o nietylk o przez najm niejsze, niedostrzeżone otw ory, ale i przez pory w szystkich ciał, z w y ją t­

kiem chyba jednego szkła. S ku tkiem tego gaz wodny może być w yrabiany tylko do natychm iastow ego zużypia i to o ile m ożno­

ści na miejscu.

T ru ją c y tlenek w ęgla może być z m ięsza- niny usunięty, przynajm niej do pew nego stopnia, p rz y samem w yrabianiu gazu w o­

dnego. J e s t on ciałem , mogącem się palić, m ogącem innem i słow y łączyć się z tlenem , a tlen znow u, połączony z w odorem , sta n o ­ wi wodę. Otóż, raz jeszcze odw ołując się do „w łaściw ych w aru n k ó w ”, możemy z m ię- szaniny tlenku w ęgla z p a rą w odną o trzy ­ m ać w odór i d w u tlen ek w ęgla *). N ależy tylko w tym celu m ięszaninę gazów ogrzać do odpow iedniej tem p eratu ry . W tym osta­

tnim razie gaz w odny składa się tylko z w o­

doru i d w u tlenku węgla, a ten ostatni zapo­

mocą w apna łatw o może być usunięty.

G az w odny nie je s t w ynalazkiem nowym . Jeszcze w 1832 roku, po pierw szych ściślej­

szych badaniach F a ra d a y a n ad gazam i p al- nem i, pow stającem i p rzy suchój dystylacyi m ateryjałów opałow ych, niejaki L oew e o trzy m a ł gaz wodny i p róbow ał jeg o tech ­ nicznych zastosowań. Sam a re ak cy ja po­

m iędzy p arą w odną a rozżarzonym w ęglem znana była pierw ej jeszcze T h en a rd o w i starszem u. G illard , Jo b a rt, Y erver, S elli- gue i inni pom iędzy 1832 a 1856 rokiem u si­

łow ali zastosow ać gaz w odny do ośw ietla­

nia, poniew aż zaś sam on pali się nieśw ie- cącym, ja k wiemy, płom ieniem , w zm acniali je g o św iatło, m ięszając go z param i lotnych ciał palnych, np. olejków naftow ych, albo um ieszczali w tym płom ieniu siatkę z d ru tu platynow ego, k tó ra ogrzana do białości, d a ­ w ała m ocne św iatło. P ró b y b y ły robione

' ) h2o+ c o= h2+ c o3.

na w ielką skalę — nietylko wielkie zakłady przem ysłow e, np. sław ny Christofle i spół­

k a w P a ry ż u ale i dzielnice miast, a naw et całe m iasta, ja k B altim ora w S tanach Z je­

dnoczonych, ośw ietlały się gazem wodnyin.

O becnie je d n a k św iatło elektryczne odjęło znaczenie tym usiłow aniom , a gaz wodny może być tylko trak to w a n y ja k o opał.

Do najgorliw szych dzisiaj orędow ników gazu wodnego należy am erykanin S trong, kiero w nik oświetlenia a-azoweeo w B alti- O o m orze. J e s t on w ynalascą pieca n ad e r od­

pow iedniej konstrukcyi, przedstaw ionego na pierw szej stronicy niniejszego num eru. Z le­

wej strony rysu nk u widzim y tu kom orę n a ­ pełnioną koksem lub antracytem i k tó ra no­

si nazw ę generatora; z dołu wchodzi do tej kom ory silny p rą d pow ietrza z miechów, ożyw ia palenie się węgla i kieru je płom ień do następnych części pieca ja k w skazują strzałki. D w ie dalsze kom ory są zap ełn io ­ ne cegłam i ogniotrW ałemi, ułożonetni ażu­

rowo, tak, że pom iędzy niemi odbyw a się sw obodne krążenie płom ienia i gorących g a­

zów i zapew nia ogrzanie tych cegieł do n a­

d er wysokiej tem peratu ry . K iedy ju ż cały piec je s t bardzo silnie rospalony, wtedy do ostatnićj kom ory (praw a strona rysunku) z gó­

ry wpuszcza się p rą d p ary w odnej. Kozgrze- wa się ona bardzo silnie w zetknięciu z ros- palonem i cegłam i i, dążąc w k ieru n k u od­

w rotny m od wskazanego przez strzałki, przybyw a do generatora. W spółcześnie z puszczeniem p ary w praw ia się w ru ch p rz y rzą d um ieszczony w górnej części gene­

rato ra, podobny do t. zw. kosza w m łynach, k tó ry w rzuca de środka drobny m iał w ęglo­

wy. P a ra , ogrzana do 1000 blisko stopni, spotyka się z tym m iałem, a wszczynające się tu taj działanie chemiczne zostaje d o p ro ­

wadzone do końca p rzy przejściu gazów przez w arstw ę rozżarzonego węgla. O sta­

tecznie gotowy gaz wodny uchodzi z dolnej części generato ra i udaje się przez odpo­

w iednie ru ry do zbiorników . D ziałanie pie­

ca S tro ng a jest, j a k widzim y, przei-ywane.

Istn ie ją inne jeszcze p rzy rządy do w yra­

biania gazu wodnego — wspom nim y o pie­

cu D ow sona, k tó ry pozw ala na n iep rzerw a­

ne otrzym yw anie gazu. Nareszcie przypo­

m nim y czytelnikom , że n a 31 str. bieżącego

tom u W szechśw iata mieliśm y sposobność

(5)

N r 39. ■

WSZECHŚWIAT.

613 w spom nienia o przyrządzie pp. H em berta |

i H enryego , którzy spraw ie gazu wodnego i nadają, now e znaczenie przez usiłow anie ! otrzym ania z niego zupełnie! czystego wo­

doru.

S Ł Ó W KILKA

O SK O R P IJO N IE

P R Z E Z

J a n a ;S;ztolcmana.

■ W N r 24 W szechśw iata z roku zeszłego pan T. Szpadkow ski podał swe bardzo su­

m ienne i ciekawe spostrzeżenia nad ta ra n ­ tulą, i skorpijonem kaukaskim . Nie od rze­

czy może będzie uzupełnić ten interesujący a rty k u ł mojemi w łasnem i obserwacyjam i, ja k ie na pobliskim rodzaju skorpijona ame­

rykańskiego udało mi się zrobić dorywczo podczas mej podróżniczej k ary jery .

K ilk a rodzajów skoi-pijona zamieszkuje stały ląd Południow ej A m eiyki, trzym ając się przew ażnie okolic suchych, jałow ych, a przedew szystkiem — gorących. W K or- dylijeracli P e ru wij ańskich granica rozmiesz­

czenia skorpijonów rosciąga się do wysoko­

ści 6000 stóp nad poziomem morza, gdzie właśnie kończy się k u ltu ra bananów i trzci­

ny cukrow ej, a zaczyna strefa um iarkow a­

na pszenicy i kartofli.

N ajpospoliciej spotykałem skorpijony na pom orzu P e ru i E k w ad o ru południow ego w okolicach zupełnie jało w y ch lub bardzo mało w ilgotnych. N aw et w śród pustynio­

wych skał i piasków pobrzeża p er u w ijań- skiego, gdzie oprócz pewnej T illandsii nie- masz żadnego przed staw iciela flox-y, skor- pijon trafia się , często pod kępam i wspo­

m nianej dopiero co rośliny. P a ją k i i m ałe owady, ja k ie się tam trafiają, służą mu wi­

dać za pożyw ienie. W lasach bardzo w il­

gotnych skorpijonów albo wcale niema, albo są bardzo rzadkie.

P ospolitym je st skorpijon w okolicach ekw adorskiego p o rtu G uayaąuil, gdzie trz y ­ m a się przew ażnie po domach, k ry jąc się |

dniem po strzechach z liścia trzcinowego, lub w szparach i pod domowemi statkam i.

Nocną dopiero porą wybiega na łow y i ty l­

ko w yjątkow o w dzień go m ożna spotkać.

D otychczas jeszcze nie została, ja k się zdaje, rosstrzygniętą kw estyja, czy ukłócie sko rp ijo n a może być śm iertelne dla czło­

wieka, gdyż nie posiadam y faktów auten ­ tycznych o śmierci człow ieka od zakłócia przez skorpijona, pomimo często słyszanych tu i owdzie opowiadań. Doświadczenia, ro ­ bione przez n atu ralistę R edi, a głów nie przez

| M aupertuis, dały rezultaty nadzwyczaj nie- ' jednostajne. I t a k M aupertuis w ystaw ił na ukłócie skorpijona (Scorpio occitanus) psa, który w śród ciągłych wom itów zakończył

! życie w pięć godzin potem. Lecz gdy n a ­ stępnie ro b ił doświadczenie n a sześciu in ­ nych psach, żaden z nich nie daw ał n aj-

; m niejszych oznak choroby, a naw et ku ry , silnie przez skorpijony pokłóte, przeszły tę próbę szczęśliwie. P rzy pu szczać więc moż­

na, że chyba indyw idualny stan zdrow ia pierw szego psa poddanego doświadczeniu przyczynił się do sprow adzenia śmierci.

B ardzo też je s t praw dopodobnem , żc ros- kładająca energija skorpijonow ego ja d u

| zm ienia się okolicami i że naw et osobniki jednego i tego samego gatu nku nie wszę­

dzie są jednakow o jad ow ite. I tak np. w e­

dług opowiadań mieszkańców pom orzą ek­

wadorskiego skorpijony wyspy P u n a w uj-

j

ściu rzeki G uayas zadają bardzo często

! śm iertelne ukłócie, gdy w sąsiednim G ua- yaąuilu, odległym od P u n a o cztery godzi­

ny jazd y parowcem, nigdy od ukłócia sk or­

pijona w ypadków śm ierci nie byw a, pom i­

mo, że obie okolice są zam ieszkane przez ten sam g atunek, należący ja k się zdaje do ro ­ dzaju Telegonus (praw dopodobnie Telego-

| nus vittatus). Podobny w ypadek cytuje ta k ­ że A ristoteles co do skorpijonów A zyi Mniejszój ').

W czasie moich w ędrów ek po A m eryce Południow ej raz tylko jed en byłem zakłóty przez skorpijona. a poniew aż następstw a te­

go zakłócia były odm ienne, aniżeli w wy-

') Patrz: Nouvelle suitę ii Buffon. H isto iro n a tu r,

des Insectes p ar M. W alckenaer, tom IIJ, str. 27.

(6)

614

w s z e c h ś w i a t .

N r 39.

padku, ja k i się panu S zpadkow skiem u na K au kazie zdarzy ł, przytoczę c a ły ia k t szcze­

gółowo, gdyż w idocznie ja d y różnych g a­

tunków rozm aicie działają..

W roku 1884 w racałem z całorocznej w y­

p ra w y na wschód do G uayaquilu. P o d ró ż moja kończyła się przejazdem koleją żelaz­

ną z Chimbo do Y aguachi. Noc nas zasko­

czyła w Chobo, gdzie do w agonu wsiadło wrielu pasażerów z prostego ludu, każdy z p arą sakw i tłom oczkam i. W idocznie k tó ­ ryś z nich przyniósł ze sobą skorp ijona.

F ak tem je st, że poczułem na szyi jak ieg o ś owada, a chcąc go zgarnąć, sięgnąłem ręką;

lecz zaledw iem go dotknął, zostałem silnie zakłóty we w skazujący palec prawój ręki.

B ól był nadzw yczaj dolegliw y, a p rzy św ie­

tle la ta rn i spraw dzić m ogłem , że pozór za- kłótego m iejsca był taki ja k oparzeliny od pokrzyw y: niew ielka biała p lam ka, otoczo­

na wkoło czerw oną przestrzenią. R ęka j e ­ d nak nie puchła.

W kw ad ran s lub 20 m inut po ukłóciu za­

cząłem doznaw ać w całem podniebieniu i j ę ­ zyku dziw nego uczucia, identycznego z tem uczuciem, ja k ie pojaw ia się u nas p rzy opa­

rzen iu ust gorącą h e rb a tą lu b bulijonem . T rw ało to z godzinę czasu. K ra jo w c y tw ierdzą, że u wielu osób zakłócie sk o rp i­

jo n a sprow adza kilkogodzinny p araliż ję z y ­ ka. B ól w palcu po p aru godzinach osłabł, trw a ł jed n ak do dnia następnego.

S korpijony posiadają n a drugim pierście­

niu odw łoka g rzebykow aty organ p arzy sty, przym ocow any na spodniej (brzu szn ej) s tro ­ nie ciała. Znaczenie tego o rganu nie je s t dotychczas wiadome uczonym . B aron W a l- cken aer ') przypuszcza, że je s t on w zw iąz­

k u z reprod ukcyją. P odam tu zdanie k r a ­ jow ców , którego nie udało mi się spraw dzić

illa b ra k u żywego egzem plarza skorp ijona.

T w ierd zą oni pow szechnie, że jeże li o b e r­

wiem y ten organ, pozbaw iam y stw orzenie możności zakłócia, gdyż ogon (odw łok) w te­

dy staje się zupełnie bezw ładnym . Jeśliby k tó ry z przyrodników m iał potem u sposo­

bność, możeby sp ra w d ził i w y k ry ł, ja k i

') Loc. cit. str. 20.

zw iązek istnieje pomiędzy tym zagadkow ym organem i m ięśniam i ogona.

--- -V

S Z K I C E Z E Z J A Z D U BRITISH ASSOCIATION.

przez

ZE. i 3STa,ta.rLSorLÓ-w.

(Ci%g dalszy).

P rzechodzim y teraz do sekcyi chemicz­

nej, gdyż śpieszno nam pow iadom ić w p aru słow ach czytelnika o niezw ykłym , naw skroś angielskim odczyńcie, ja k im W . C rookes za­

g aił posiedzenie tej sekcyi. „A ddress” Croo- kesa należy uważać, zdaniem w ielu człon­

ków Z jazdu, za doniosły k ro k naprzód w kw estyi jedności m ateryi. C zy tak je s t w istocie, przyszłość pokaże; wszakże odda- w na nie zdarzyło nam się słyszeć tylu śm ia­

ły ch naraz myśli, spekulacyj tak daleko id ą­

cych i tak pobudzających do m yślenia, ja k w ygłoszone przez Crookesa.

Czem są pierw iastki? zap y tał na wstępie Crookes. P od ręczniki nasze dają nam o kre­

ślenie niew ątpliw ie tym czasowe i niezada- w alniające: mówiąc, że są to ciała, któ ry ch nie zdołano rozłożyć, nie biorą one za p od ­ staw ę określenia żadnej właściwości tego, co m a być określonem , lecz tylko ograniczo­

ność środków , którem i' rosporządzam y. Są one tylko w yznaniem naszej słabości.

W szyscy w yczekują, m ówił C rookes, od­

krycia jeżeli ju ż nie roskładalności, to p rz y ­ najm niej złożoności pierw iastków : odkrycie to j e s t w „pow ietrzu n a u k i”, przyjść musi i przyjdzie. Ciekawem i cytatam i z prelek- cyj F ara d ay a, z dzieł H e rb e rta Spencera, z odczytów Stokesa, B rodiego i G raham a, p re le g en t tezy te p op ierał i rozw ijał.

G dyby pierw iastki były w istocie osobno stojącem i, niczem niezw iązanem i, absolutnie prostem i i p ry m o rd y jaln ie różnem i od sie­

bie ciałam i, wówczas nie m ogłyby istnieć pom iędzy ich własnościami zw iązki ta k g łę­

bokie, ja k ie w ykazała peryjodyczna klasy-

fikacyja N ew landsa, L. M eyera i M endele-

(7)

N r 39.

WSZECHŚWIAT.

615 jew a. Czy nie rozw inęły się one raczej

z pew nych uprzednich form m ateryi drogą, ew olucyi, podobnie ja k zdaniem współcze­

snej bijologii, niezliczone form y roślinne i zwierzęce rozw inęły się z niew ielu form początkow ych; „czy nie zostały zbudow ane one, jed en z drugiego (są słow a dra G lad- stonea, znanego z badań chemiczno-optycz- nych) kolejno w edłu g pewnego p lanu ogól­

nego?” o

Myśl nasza przedew szystkiem zw raca się tu k u dobrze znanej hypotezie P ro u ta, w e­

d łu g której wszystkie p ierw iastki składają się z wodoru. W p raw d zie ciężary atom o­

we pierw iastków nie są dokładnem i wielo- krotnem i ciężaru atom owego wodoru; wszak­

że zadziw iającą je st bliskość wszystkich cię­

żarów atom owych do w ielokrotności połowy ciężaru atom owego wodoru. P . C iarkę w A m eryce pow tórzył w ostatnich czasach rach u n k i, dotyczące ciężarów atomowych i otrzym ał liczby niezm iernie bliskie do wy­

m agań hypotezy P ro u ta , w ten sposób zmo­

dyfikow anej. „Rospocząłem moję pracę, po­

w iada on, z silnem przeciw ko niój uprzedze­

niem: lecz fakty, które napotkałem zm usiły m nie do rozw ażania jó j z najw iększym sza­

cunkiem ”. Crookes idzie jeszcze dalój i przy­

puszcza, że pierw iastkiem , m ającym ciężar atom ow y */2> j es^ helium , ów hypotetyczny pierw iastek, k tó ry praw dopodobnie istnieć musi na słońcu. O bok bowiem c h a rak tery ­ stycznych dla w odoru linij spektralnych C, F i H , w yskoki słoneczne okazują jeszcze lin iją D 3, której nie posiada widmo żadnego ciała n a naszćj ziemi; zdaniem Lockyera, zarów no j a k belgijskiego uczonego Spee, linij a D 3 należy do helium i wszystko wska­

zuje, że cząsteczka helium je s t niezm iernie prostego składu w porów naniu z cząstecz­

kam i naszych pierw iastków .

Parę* słów poświęcił następnie Crookes w zmiance o p racy C arnelleya, którćj myśl przew odnia polega na tem, że pierw iastki zachow ują się zupełnie podobnie do rodni­

ków organicznych, składających się załom ów w ęgla i w odoru i że praw dopodobnie wszy­

stkie pierw iastki prócz w odoru, złożone są z dw u ciał A i B, k tórych ciężary atomowe C arnelley znajduje: 12 i —2. Ciało A by­

łoby węglem, ciało zaś B o odjem nym cię­

żarze atom owym C arnelley uważa za eter

świetlny. N ikiel i kobalt, rodium i rute- nium i t. p. g rup y praw ie dokładnie rów ­ nych co do ciężaru atomowego pierw iastków C arnelley uw aża w prost za ciała izom ery­

czne.

Idąc za prof. Em . Reynoldsem , Crookes w nowy sposób w yraził myśli, leżące w k la ­ syfikacji M endelejew a i nadał im w wyso­

kim stopniu zajm ującą interpretacyją. W eź­

my krzyw ą, k tóra wyobraża kolejne oscy- lacyje ciała, wahającego się w ośrodku, staw iającym opór: kolejne w ahania tój k rzy ­ wej będą coraz mniój rozległe; biorąc za oś rzędnych oś ciężarów atom ow ych, ustawm y p ierw iastki na kolejnych gałęziach krzy- wój. O trzym am y pierw sze w ahnięcie po­

czynające się od w odoru, przez beryl i bor idące do węgla; na węglu w ahadło osięgnę- ło maximum odchylenia i rospoczyna się oscylacyja pow rotna, przez azot, tlen i fluor prow adząca do położenia rów now agi; tu mamy znów przekroczenie linii rów now agi w stronę odw rotną, otrzym ujem y sod, m a­

gnez, glin i krzem , na którym w ahadło się zatrzym uje i przez fosfor, siarkę i chlor po­

suw a się znów w k ierun ku pierw otnym it. d.

Im bliżćj środkow ćj lin ii rów now agi, tem w artościow ość pierw iastku je st mniejszą;

pierw iastk i najbliższe do położenia rów no­

w agi są jednow artościow e, podczas gdy p u n ­ kty zw rotu odpow iadają czterow artościo- wym.

K on stru kcyja taka wszelako nietylko je s t zręcznem i ciekawem przedstaw ieniem fa k ­ tów, podniesionych ju ż przez M endelejew a, M eyera i Newlandsa, lecz prow adzi Croo- kesa do dalszych wniosków o n atu rz e p ier­

wiastków. Sięgnijm y myślą, m ów ił p re le­

gent, do tych przedgieologicznych czasów, kiedy jeszcze nie b y ła utw orzoną ziemia, ani słońce ściągniętem; kiedy cała przestrzeń była w ypełniona pierw iastkow ym pewnym stanem m ateryi, czemś analogicznem do protoplazm y w świecie organicznym (C roo­

kes nazywa- to protylem ); wystawm y sobie naszą początkow ąm gław icę jak o wielkie mo­

rze rospalonego proty lu . W ystaw m y sobie, że nasza p oprzednia krzyw a wahadłowa przedstaw ia istotny bieg rzeczy, ja k i się wówczas rospoczął: daje ona historyją ko­

lejnego stw arzania pierw iastków . J a k w ru ­

chu zw ykłego w ahadła siła ciężkości sp ro ­

(8)

616

WSZECHŚWIAT.

N r 39.

w adza w ahadło wciąż pionowo na dół, ta k też ciągłe oziębianie się m asy protylow ój, mogło na dół sprow adzić w ielkie w ahadło kosmiczne. W m iarę ja k sp ad ała tem p era­

tu ra , tw orzyły się coraz bardziej ciężkie, coraz bardziej skom plikow ane pierw iastki.

P rzeszedłszy p rzez pierw sze zupełne w ah­

nięcie, które zaw iera w ym ienione przez nas powyżej pierw iastki, C rookes za trzy m ał się na chw ilę, by się rozejrzeć w tem, co ju ż dokonane. „U tw orzyliśm y ju ż , mówił, p ie r­

w iastki wody, am o n ijak u , d w u tlen k u w ę­

gla, pow ietrza, roślin i zw ierząt; m am y ju ż fosfor dla mózgu, sól dla m orza, glinę dla ziemi, m etale alkaliczne i ciężkie, z ich w ę­

glanam i, boranam i, azotanam i, ch lo rk a­

mi, siarczanam i, fosforanam i, k rz em ian a­

mi i fluorkam i, coby ju ż w ystarczyło dla całego św iata istot, niew iele różnych od żyjących na ziemi. C opraw da, pod w zglę­

dem kości, b rak fosforanu w apnia d ałby się uczuwać. Lecz zato j a k szczęśliwy b y ł­

by to świat! N ie byłoby ani srebrnych ani złotych monet, ani żelaza na m aszyny, ani p laty n y dla chem ików, ani drutów m iedzia­

nych d la telegrafu, ani cyn ku do b atery j, ani rtęci do pomp, ani, niestety, ziem rz a d ­ kich do analizow ania!” *).

T a k ą w ogólnych i n ad e r n iew y starcza ją­

cych zarysach je s t hypoteza „chemicznej ew olucyi” pierw iastków , ja k ą rzu cił C ro o ­ kes św iatu naukow em u. Ś w iat ten p rz y ­ zw yczaił się słyszeć od badacza an g ielsk ie­

go poglądy, w yryw ające się poza obszary zw ykłych hypotez i śm iało szybujące do dziedzin niespraw dzonej, praw ie fa n ta sty c z­

nej spekulacyi. N iew ątpliw ie spekulacyje C rookesa biegną zbyt daleko w obecnym stanie nauki; ale, zdaniem naszem , p o b u d za­

ją one tak bardzo do p racy um ysłow ej, sk ie­

row ują um ysły chem ików , łatw o zatap iające się w grom adzeniu prostych faktów , d o z a ­ gadnień tak doniosłych i głębokich i w spo­

sób ta k po ryw ający, że pochopność w nio­

skow ań C rookesa, n ag an n a m oże m etodo lo­

gicznie, prak ty czn ie dobre owoce n auce przynieść tylko może.

M ieliśm y przyjem ność słyszenia zdania C rookesa o własnej jego hypotezie, w yrażo­

nego w sposób pryw atny. Nie spodziew am się wcale, m ówił mniej więcej C rookes, by myśli moje przyjęto; wiem także, że nie ką one niczem więcej, ja k niedoskonałą, bardzo ogólną tylko i nieścisłą próbą. A le p rz y ­ puszczam , że badania sk ieru ją się ku wrszyr- stkim stronom tego zagadnienia i sądzę, że pojęcie p ierw iastk u stopniowo pocznie tra ­ cić trw a łą podstaw ę, na jak iej je st oparte.

Z czasem powiem y sobie, gdy coraz nowe przybyw ać będą pierw iastki ależ za wie­

le ju ż je st tych pierw iastków ! A w tedy kw estyja, czy owe ciała są istotnie „pier­

w iastkam i” nie będzie kw estyją chemiczną, ani fizyczną, ale raczej gram atyczną; będzie p ro stą kw estyją nazwy.

C rookes m ówił spokojnie, ale z pew ną si­

łą przekonania, charak terysty czn ą dla um y ­ słów przekonanych o słuszności tego, czego bronią. Nie j e s t to m łody ju ż człowiek, lecz raczej je s t w pełni sw ych sił i pięknej swej działalności; spokojny, pow ażny, za­

m yślony w yraz jego tw arzy spraw ia p raw ­ dziw ie przyjem ne wrażenie.

Pozw olim y sobie tu w yprzedzić chro no ­ logiczny p orządek naszego spraw ozdania, ab y wspom nieć o innym odczycie C rookesa, w ypow iedzianym na piątem zebraniu sekcyi chemicznej: treścią tego w ykładu były wspo­

m niane ju ż badania nad y ttriu m . P rzy g o to ­ w yw anie różnych p rep arató w tego „pierw ia­

s tk u ” (których widma okazały różnice sta­

nowcze, tak, że pięć różnych od siebie widm zdołano otrzym ać) odbyw ało się przez che­

m iczne frakcyjonow anie: istota tego postę­

pow ania polega n a niezupełnem strącan iu kolejnych p reparató w , tak, aby stopniowo oddzielać od siebie mało tylko różniące się ciała, będące w rostw orze. K u niem ałem u zdziw ieniu obecnych, C rookes oświadczył, że m etoda, ja k ą się posługiw ał w tem fra k - cyjonow aniu, nie je s t jego m etodą, lecz n a­

leży się profesorow i Stokes. O becny na posiedzeniu w ielki m atem atyk pośpieszył oświadczyć, że m ało będąc kom petentnym

‘) Z badań Crookesa nad w idm em y ttriu m w yni-

’) Crookes przez p arę la t u biegłych p raco w ał wie- : kac się zdaje obecność w y ttriu m pięciu aż nowych

le nad ch em iją y ttriu m , sam arium i t. d. 1 pierw iastków .

(9)

N r 39.

w s z e c h ś w i a t.

G17 w przedm iotach czysto chemicznych, roz­

ważał tylko zagadnienie frakcyjonow ania z czysto teoretycznego p u n k tu widzenia i na mocy m atem atycznej analizy, ja k ą p rz e p ro ­ w adził, po d d ał Crookesow i myśli, prow a­

dzące do najszybszego oddzielenia ciał zmię- szanych w możliwie krótkim szeregu opera- cyj. R ozum ow anie Stokesa było stosunko­

wo bardzo proste i z pouczającego tego p rz y k ład u m atem atycznego rozw ażania za­

gadnień chemicy m ogli raz jeszcze się prze­

konać, że bez pom ocy analitycznej żadna nauka ścisłą stać się nie może.

T rzeci dzień zjazdu, a dru g i pracy w sek- cyjach rospoczął się od dyskusyi nad odróż­

nianiem kolorów przed połączonem i sekcy- jam i fizyko-m atem atyczną i bijologiczną.

P o krótkiej przem ow ie prof. D arw ina, przew odniczącego, lord R ayleigh, nazw any w tem zagajeniu przedstaw icielem i następ­

cą w ielkiego M axw ella, otw orzył rospraw y.

F izycznie — światło o pew nym określonym w spółczynniku załam ania, t. j. o pewnój określonej długości fali je s t zupełnie nieros- kładalnem ; a je d n a k m ożna sztucznie z trzech podstaw ow ych barw utw orzyć św ia­

tło, którego zabarw ienie dla oka nieuzbro­

jonego w niczem nie będzie się różniło od barw y św iatła z określonego miejsca widma, t. j . prostego i nieroskładalnego. Idzie te­

raz przedew szystkiem o zanalizow anie, na czem polega własność oka odróżniania barw;

pod tym względem je s t to zadanie czysto fizyjologiczne. Z fizycznego p u n k tu widze­

nia m ożna jeszcze tylko odróżniać barw y z dom ięszką białego koloru od czystych od­

cieni spektralnych. P o R ayleighu zabrał głos d r K onig z B erlin a i skreślił przede­

wszystkiem ze zw ykłą system atycznością niem ieckich pracow ników historyją i lite ra ­ tu rę przedm iotu. Zdaniem d ra K oniga moż­

n a w ytłum aczyć odróżnianie barw zapomo­

cą hypotezy, że każdy elem ent pow ierzchni siatków ki składa się z trzech osobnych sk ła­

dników', z których każdy p rz y podrażnieniu w yw ołuje w rażenie jednego z trzech podsta­

wowych kolorów . D alsze ustępy tej mowy dotyczą obserwacyj nad oczami rozm aitych osób, do tkniętych mniejszem lub większem znieczuleniem oka n a w pływ barw . Są n a­

wet osoby, które zupełnie kolorów nie roz­

różniają.

D r M ichał F o ster rozw ażał przedm iot z fizyjologicznego p u n k tu widzenia, głównie zaś z czysto medycznego, podając za przy ­ czynę daltonizm u palenie tytoniu.

Posiedzenie, które się zaczęło przy prze­

pełnionej po brzegi sali, zakończyło się p o ­ śród pustych ław ek i nie wydało rezultatów spodziew anych. W śród ogólnego śmiechu ośw iadczył na końcu prof. H aycraft, że „nie je s t po dyskusyi m ędrszym niż był p oprze­

dnio i nie sądzi, aby ktokolw iek nim by ł”.

Ze zgrom adzeniam i T ow arzystw a bry- tańskiego w B irm ingham ie są stale związa­

ne wystawy miejscowego przem ysłu. W ro ­ k u obecnym pomimo ograniczenia, orzeka­

jącego, że wystawionemi mogą być tylko przedm ioty, w yrabiane w prom ieniu 15-mi- lowym od miasta, liczba deklaracyj była tak znaczną, że kom itet w idział się zm uszonym odrzucić z powodu braku miejsca znaczną liczbę ofert firm drugorzędnych.

U rządzenie w ystaw y odznacza się tym zmysłem praktycznym , k tó ry cechuje ang li­

ków. W ystaw y, że tak powiemy, sklepowe, m ało zajm ują miejsca i obok nich anglik przechodzi obojętnie. G re at attraction n a­

tom iast stanow ią m niejsze i większe w arsz­

ta ty i fabryki na m ałą skalę, k tó ry ch p eda­

gogiczne znaczenie zasługuje na najw iększą uwagę. Jednym rzutem oka m ożna objąć kolejne stany, przez które przechodzi mate- ryjał, zanim z surowego p ro d u k tu nie wy­

niknie przedm iot skończony.

Oto fab ry ka zegarków . O bok siebie stoi piętnaście maszyn, poruszanych przez elek- trom otor i sypie dziesiątki kółek i kół zęba­

tych najrozm aitszych form i wielkości; obok części te są składane n a zupełne p rzyrządy.

O k ro k dalej rob otn ik ze zdum iew ającą w praw ą nacina od ręki pilniki, w yrabiają się gwoździe, szczotki, buty, papierosy, cygara, maty, koszyki, kapelusze, łańcuszki, ostro­

gi, dyw any, pozłacają i niklują, toczą, kują, d ru k u ją, a naw et odlew ająsię dosyć znaczne surowcowe przedm ioty.

Szczególniej są interesujące m aszyny, przeznaczone nie d la fabryk, lecz dla w ar­

sztatów rzem ieślniczych. O bok liczny ch

(10)

W S Z E C H Ś W IA T .

N r 39.

gazow ych m otorów , służących do po rusza­

nia tego rodzaju m aszyn, ogólną zw raca na siebie uw agę Spiela m aszynka naftow a.

D ziała ona z zupełną regularnością, i ja k za­

p ew n ia w ystaw ca z zupełnem bespieczeń- stw em . O bok niej ustaw iono cztery m a­

szynki, które z odpow iedniej blachy wyci­

nają, gną i w ykończają doskonale pióra sta­

lowe. W innem m iejscu p rzed zdum ionym widzem pow stają z okrągłego k aw ałk a bla­

chy „B ritan n ia” p rzez w ytłoczenie lub w y­

gięcie na to k arn i, kubki, im bryki, filiżanki i t. p. Szereg ten z łatw ością m ożnaby po­

większyć, sądzę je d n a k , że i z powyższego spisu można mieć pojęcie, c z e m je s t w ysta­

wa w A nglii. Samo połączenie w ystaw y ze zjazdem naukow ym , należy bez w ątpien ia uw ażać za fak t bardzo charaktery sty czn y . W tym k ra ju p rzem ysł i n a u k a idą rę k a w ręk ę i naczelne stanow isko, k tó re p rz e ­ m ysł angielski zajm uje, zaw dzięcza on nie w m ałym stopniu angielskiej nauce. W ce­

lach w ystaw y leży „zebranie ciekaw ych przedm iotów i m anipulacyj, zarów no w dzie­

d zin ie chemii j a k i m echaniki, któ reb y m o ­ gły n aprow adzić na dalsze sposoby zastoso­

w ania nauki do potrzeb p ra k ty c z n y c h ”.

W y staw a je s t ośw ietlona elektrycznie z a ­ pom ocą lam p łu kow ych i żarow ych o ogól­

nej sum ie około 70000 świec.

N a galeryjach um ieszczono zbiory, ch a­

ra k tery zu jące faunę i florę najbliższych oko­

lic B irm ingham u, rysunki, tablice s ta ty s ty ­ czne i t. p, N akoniec pokaźne miejsce z a j­

m uje sala balowa, w której w d rugim dniu zjazdu m iało miejsce w spaniałe „conversa- zione”, po naszem u ra u t, specyficznie z resz­

tą angielskie, gdyż połączone ze zgrzytem kół i łoskotem miotów.

W czw artym dniu zjazdu „business” (p ra ­ ca w sekcyjach) u stą p iła miejsca rozryw ce.

U rządzono 16 ekskursyj, podczas k tórych zw iedzano fabryk i, pałace i p a rk i okoliczne.

A ry sto k ra cy ja angielska z najw yższą g o ­ ścinnością podejm ow ała wszędzie uczestni­

ków zjazdu.

D rug ie ogólne posiedzenie zjazdu pośw ię­

cone zostało odczytow i prof. R iick era o „bań­

kach m y dlan ych”. P o ogólnym w stępie o zjaw iskach w cienkich w arstw ach w ystę­

pujących, prof. liu c k e r streścił w łasne sw o- I

je świeże badania nad tym przedm iotem , w których są zaw arte pom iary grubości b a­

niek i studyja n ad kohezyją w arstew ek i n a ­ pięciami w nich w ystępującem u P ro f. R u- ck er bad ał w arstew ki sto razy cieńsze ód kiedykolw iek obserw ow anych.

O dczyt, jak ko lw iek interesujący, zaw ierał niepotrzebnie ustępy, obliczone na poklask osób niekom petentnych i nie w y w arł n a ko­

łach naukow ych pożądanego w rażenia. T r u ­ dno je s t copraw da przem aw iać z miejsca, z którego w ypow iedziane były takie m i­

strzow skie odczyty, ja k „on m olecules”

(o cząsteczkach) przez Cl. M axw ella. Dzi- wnem się też w ydaje, że k ated rę przy podo­

bnej okazyi powierzono mało znanem u czło­

w iekow i.

Spom iędzy licznych rospraw , czytanych na posiedzeniach sekcyi technicznej w zbu­

dził pow szechny interes kom unikat Sw ana, w ynalascy lam pki żarow ej, dotyczący lam ­ py bespieczeństw a d la górników .

Skuteczność lam py Davyego, k tó ra ucho­

dziła przez trzy czw arte stulecia za zupełnie ochronną, została w ostatnich latach wobec k ilk u n astu strasznych k a ta stro f poddaną wątpliwości. Ja k k o lw ie k rosstrzygnięcie kwesty i, czy w ybuch je s t skutkiem nie­

ostrożności robotników , czy też wadliwój b u ­ dow y p rzyrządu , je s t najczęściej bardzo tru - dnem , zdaje się być je d n a k pew nem , że w ostatnich k ilku w ypadkach tej drugiej okoliczności przypisać należy winę. P rz e d ­ m iot ten poruszany był naw et w p arlam en ­ cie i w yw ołał zaofiarow anie przez pewnego filantropa 5000 rs. tytułem n agro dy za lam ­ pę, k tó rąb y czterej sędziowie, wysadzeni z pośród najw ybitniejszych instytucyj n a u ­ kow ych, uznali za wzorową. Z osiem dzie­

sięciu modeli, przedstaw ionych tój kom isyi, ani je d e n nie o trzym ał nagrody.

N iew ątpliw ie należy szukać rozw iązania i zadania w jedynej formie lam py, k tó ra mo­

że być herm etycznie od otoczenia oddzielo­

ną, t. j. w lam pie elektrycznej żarow ej. P o ­ dobne p rzy rząd y zaczął w yrabiać ju ż przed k ilk u laty paryski m echanik T rouve, k tó ry osadził n a pudełku , zaw ierającem kilk a ele­

m entów o dw uchrom ianie p otasu, m ałą

lam pkę elektryczną. N iezależnie je d n a k od

tego, że koszt takiego p rz y rząd u był bardzo

(11)

N r 39.

WSZECHŚWIAT.

619 wysoki, niezm ierną stanow iły trudność ma-

nipulacyje z kwasam i, nieprzyjem ne i kosz­

tow ne.

P o p raw k a w prow adzona przez wynalascę angielskiego, niepow ołującego się zresztą n a pom ysł Trouvógo, zasadza się n a'zastą- pieniu stosu o dw uchrom ianie potasu przez cztery elem enty w tórne, pomieszczone w o- krągłem drew nianem niew ielkiem pudełku w ten sposób, że przy wszelkich położeniach p rz y rząd u lam pa świeci i kwas się nie w y­

lewa. T y p większy waży 4,5 fu n ta i daje 2,5 do 2 świec w przeciągu 12 godzin; typ m niejszy 1 świecę przez 14 godzin. "Robo­

tn ik przy wyjściu z kopalni oddaje swoję lam pę do specyjalnego w arsztatu, w którym zapomocą prądu od maszyn dynam oelektry- cznych ak um ulator zostaje zregenerow any.

O ile p rz y rzą d y okażą się trw ałe, co je s t wątpliwem , o tyle usuną zapew ne w k ró t­

kim czasie z użycia, bez względu n a cenę, dotychczasow e la ta rk i siatkowe.

{dok. nast.)

NOWE W YBUCH!

W U L K A N I C Z N E

NA NOWEJ ZELANDYI.

K ap o rt urzędow y D y rektora Służby Gieologiczaej Nowej Z elandyi d ra H ectora,

przełożył T 7 \7 \ . . 1.

(Ciąg dalszy).

I I . Kratery. W idziane przez jezioro Ro- torua, dnia 13 b. m. z p u n k tu , w którym d roga do T a u ra n g a w ynurza się z zarośli, pasmo gór T a ra we ra w ydaw ało się, jak g d y - by zupełnie było straciło swe poprzednie charakterystyczne kształty. G łęboka szczer­

ba, dzieląca północny w ierzchołek W ahan- ga od środkowego R uaw ahia, zupełnie p ra ­ wie znikła, strom e zaś i u rw iste boki góry złagodzone zostały przez znaczne nagrom a­

dzenie m ateryj, w yrzuconych z otworów w ulkanicznych, składających się z kam ieni i popiołu szarej barw y. W zdłuż brzegu pasm a gór, widać było siedem rozm aitych

| punktów , ziejących parę, w postaci spłasz­

czonych ostrokręgow ych stosów ciemno za- I barw ionych szczątków, które w przerw ach w yrzucały ogromne masy pary zabarw ionej na czerw ono dzięki stałym ciałom , które się podnosiły na wysokość 200 do 500 stóp.

W cztery dni później ta sama miejscowość, rospatry w an a ze wschodu, przedstaw iała się tak samo; lecz ostrokręg na w ierzchołku R uaw ah ia w yrzucał widocznie z większą szybkością niż inne i d o tarł do bocznych ostrokręgów , które tym sposobem przyjęły postać podobną do R angitoto blisko A u- cklandu.

W ciągu dw u jasn y ch nocy przyglądałem się wybuchowi z owych kraterów , mogąc je dobrze odróżniać dzięki silnem u binokular- nem u teleskopowi; nigdy jed n ak nie w idzia-

| łem, aby podnoszące się chm ury p ary były oświetlone z dołu przez rospaloną pow ierz-

! chnię law y w ew nątrz k ra te ru i nie udało mi się zauważyć żadnego objaw u wylew ania się lawy bądź z owych otworów, bądź ze szczelin w bokach góry. Można przytem dodać, że wzdłuż wschodniej strony wspo­

m nianych ostrokręgow ych k raterów lin ija szczeliny, wyrzucającej kłęby pary, mogła być ju ż dokładnie widzianą. L in ija ta szcze­

liny je s t ukośnie położona, w skutek czego, idąc w zdłuż boków góry, podnosiła się w kieru n k u od północy ku południow i, nie tak je d n a k znacznie, aby można było zak re­

ślić dla nićj kierunek, któryby stanow ił dalszy ciąg wielkiej szczeliny, znajdującej się na południe od T araw era; właściwym dla niej kierunkiem je s t ten, któryśm y ozna­

czyli na planie (w poprzedzającym num e­

rze) przez A —C. P o d tą to lin iją szczeli­

ny na wschodnim boku góry potw orzyły się owe wielkie tarasow ate pokłady pum ekso­

wego piasku i gdyby wybuch wzniósł się do stopnia w yrzucania law y, co z innych po­

wodów poczytuję za rzecz ledw ie praw do­

podobną, to oto w łaśnie z tej szczeliny la- waby się sączyła.

III. Wielka szczelina. Jestto najw ażniej­

sza i naj charakterystyczniej sza cecha osta­

tniego w ybuchu i główne zarazem źródło klęski (BD na planie). D obry, lecz przez parę znacznie przyciemniony, widok zdjęty został z pagórka T e-H ape-o-T oroa na wy­

sokości 23C0 stóp przez p. P a rk ę dnia 14

(12)

620

w s z e c h ś w i a t.

N r 39.

b. m., tak i sam zdjąłem ja następnego dnia.

j

Szczelina zdaje się rospoczynać, ja k o w ąska

j

szpara na północnym końcu, a kończy w ielką j rosp adliną, znajdującą się na południow ym końcu góry T araw era. R ospadlina ta je s t n a j­

ciekawszą ze wszystkiego rzeczą. Nie p rz ed ­ staw ia ona w głębienia z boku góry, lecz w ygląda jak g d y b y część góry, m ająca do 2000 stóp w zdłuż, 500 wszerz i 300 w głąb, została zerw ana, pozostaw iając po sobie sk a ­ listą poszarpaną przepaść, z której p a ra raz poraź bucha olbrzym iem i kłębam i. W sch o - : dn ia stro n a tój rospad lin y m ieniła się ja sn e - mi barw am i, zapew ne dzięki n ag rom adzeniu pew nych substancyj m ineralnych, p ra w d o ­ podobnie chlorku żelaza (?). N iektórzy św iad­

kowie 'wybuchu w spom inają tak że o siarce, lecz tru d n o przypuścić obecność tćj osta­

tniej wobec tak n agłych w ypadków w ulka- j nicznycli.

O trzym any przezem nie w idok owej p o łu ­ dniow ej rospadliny był znacznie zaciem nio­

ny przez ogrom ne m asy pary, k tó re się w y­

dobyw ały z now o utw orzonych w m iejscu, gdzie je s t R otom ahana, fum aroli. Ze w scho­

dniej pochyłości T e-H ap e -o -T o ro a p a trz y - ’ liśmy prosto w szczelinę i, o ile dojrzyć m o-

j

głem , zauw ażyłem , że g ra n ic zy ła on a ze { wschodniej strony niem al natychm iast z n ie ­ tk n iętą ziem ią i że ciągnęła się od ro sp a d li­

ny T araw era do niew ielkiego łańcucha gór jezio ra O karo, przecinając tym sposobem R o tom akariri czyli Zim ne jezio ro , jezio ro R otom ahana i dolinę, idącą stąd na p o łu ­ dnie. Co się zaś tyczy zachodniój strony, ta posiada n ad e r niep raw id ło w e k ształty i ulegała ustaw icznym zm ianom w skutek za­

p ad ania się jój strom ych ścian, gdy w zgórza ciągle się w yw racały pod w pływ em d ziała­

nia siedm iu silnych gejzerów , k tó re w n ie­

praw idłow ych odstępach czasu w y rzu cały na 600 do 800 stóp ponad poziom znaczne ilości wrącój w ody z kam ieniam i i błotem .

T y lk o zapom ocą chw ilow ych w ejrzeń przez przypadkow e p rzerw y w kłębach p a ­ ry m ożna było pow ziąć ja k ie k o lw ie k w yo­

brażenie o n a tu rz e dna ow ej w ielkiej szcze­

liny. P rze d sta w iało się nam ono, ja k o zajęte przez w ielkie p rzestrzenie, w ypełnione bło ­ tem , które tak silnie gotow ało się i k ipiało, że spraw iało w rażenie pły n n ej substancyi.

K ału że te oddzielone b y ły je d n a od d ru g iej

stosunkowo tw ard ym gruntem i w niektó­

rych razach, szczególnie zaś ze wschodniej strony szczeliny, w yglądały one ja k kałuże wody z pokrytem i sitowiem brzegam i; lecz trud ność oznaczenia wzajem nej ich o d 'sie­

bie odległości, j a k rów nież głębokości z p o ­ w odu unoszących się chm u r pary , czyniła obserw acyje n ad e r niepew nem i.

Najw iększym z błotnistych gejzerów był ten, k tó ry działał w m iejscu, zajętem p rz ed ­ tem przez T aras Różowy, najciekaw szym j e ­ dnak był gejzer, położony na południe od tego ostatniego w odległości jednój mili, k tó ­ ry w brew innym gejzerom , w ytrysk ał nie z dna, lecz z dość wysokiego g ru n tu na za­

chodniej stronie szczeliny i który, w yrzuca­

ją c szczątki w ukośnym kieru n k u , utw orzył stopniowo ostrokręgow y wał, m ający k ilk a ­ set stóp wysokości (góra H a zard na planie).

P o łu dn io w y koniec szczeliny posiada kształt półkolisty i z podstaw y jego biją w ytryski, silnie buchające parą; nic je d n a k nie w ska­

zuje, aby w dalszyih ciągu zn ajd ow ała się ja k a rosp ad lin a, szczelina albo szpara, ja k rów nież tru d n o było stw ierdzić, czy szczeli­

na u tw o rz y ła się w skutek nierów nego ruchu otaczającej ją ziemi, czy też raczej pow stała w sku tek usunięcia się m ateryjałów , które przedtem zajm ow ały je j przestrzeń. K ie­

ru n e k szczeliny, o ile m ożna było zdać sobie z niego spraw ę, przedstaw ia liniją z półno­

cy na wschód n achyloną na 50°, k tó ra j e ­ dnocześnie je s t ogólną lin iją k ieru n k u , mo­

gącą połączyć w szystkie najczynniejsze g e j­

zery pom iędzy T on g ariro i B iałą W yspą (W b ite Island).

(d. c. n.)

K B O N f K A N A U K O W A .

FIZY KA .

— S p o s trz e ż e n ia nad rad y jo m e tre m Crookesa.

Tan C anestrini w ykonał mnóstwo doświadczeń z tym cie­

kaw ym przyrządem , któ re w znacznej części są po­

w tórzeniem dośw iadczeń ju ż daw niej robionych.

Tym razem jed n ak robiono je p rz y ta k rozm aitych w arunkach, że w zbudzają one szczególne zajęcie.

T a k np. przeprow adzał a u to r swój m ły n ek św ietlny,

odznaczający się niezm iern ą czułością, przez r o z ­

m a ite odcinki w idm a i p rzy każdej barw ie o kreślał

długość czasu p o trzeb n ą d la jednego całkow itego

(13)

N r 39.

WSZECHŚWIAT.

obrotu. Okazało się, że w ultraczerw onej barw ie długość ta w ynosi 10,3, w fijoletowej 17,2 sekund, Szybkość obrotu przy tem m alała stopniowo p o ­ cząwszy od ultraczerw onej aż do ultrafijoletow ej.

W te n sposób p ro sty ten przyrządzik jest w ygodnym środkiem do pokazania całem u au d ytoryjum podziału ciepła w w idm ie. Również w yraźnie daje się zde- m onstrow ać praw o zm niejszania się ciepła wraz z oddalaniem od źró d ła ciepła i dużo innych jeszcze zjawisk cieplikow ych. P. C anestrini w reszcie wy­

pow iada nad zieję, że uda się rad y jo m etr ta k zmo­

dyfikować, że da się on zastosować do ścisłych m ie­

rzeń. Ale i dziś już w skrom nych gabinetach fizy­

cznych dla pow yższych celów staje się on p o żąd a­

nym nabytkiem .

M . F I .

CHEM1JA.

— O rg a n ic z n a a n a liz a p ie rw ia s tk o w a ,

Do zadań najczęściej przez chem ików rozw iązyw anych należy oznaczenie procentow ej zaw artości węgla, wodoru i azotu w danej substancyi. Z adanie to dotychczas rozw iązyw anem być mogło ty lk o przez w ykonanie dwu oddzielnych analiz, z których w pierw szej ozna­

czano węgiel i wodór w postaci dw utlenku węgla i wody przez spalanie su b stan cy i z tlennikiem m ie­

dzi, w drugiej zaś oznaczano azot objętościowo (lub jako am onijak). Poniew aż p rzy objętościowem ozna­

czaniu azotu koniecznem było uprzednie w yparcie pow ietrza z a p aratu analitycznego, co osięgano przy pomocy dw utlenku węgla, nie można więc było obu- dwu analiz połączyć z sobą, jakkolw iek o pierają się one na tej sam ej zasadzie, gdyż dw utlenek węgla w łaśnie pow inien być oznaczony. Lecz połączenie obudw u ty c h analiz w je d n ę staje się możliwem, je ­ żeli użyć takiego gazu w ypierającego pow ietrze, k tó ry b y pozostał bez w pływ u na ap araty absorbu­

jące wodę i dw utlenek w ęgla, a sam po odpowie- dniem pochłonięciu nie w pływ ałby już na pozorne pow iększenie objętości azotu. Okazuje się, że gazem ty m może b y ć tlen, a pp. Paw eł Jan n asch i W iktor M eyer w następ u jący sposób analizę na te j m etodzie o p a rtą w ykonyw ają. Po uw olnieniu od pow ietrza ru ry , w której spalenie się odbyw a, przez ogrzew a­

nie m ięszaniny n adm anganianu potasu i dw uchro­

m ianu potasu i w ypełnieniu je j czystym tlenem , spala się substancyją z tlennikiem m iedzi. W o­

d a poch łan ia się przez chlorek w apnia, dw utle­

nek węgla przez potaż, a m ięszanina tlen u i azotu p rzeprow adza się do k o lb k i zaw ierającej chlorek chrom u. Ten o statn i zatrzym uje tlen i uw olniony azot może być m ierzony. T ak więc w razie p o trz e ­ by m ożna w jednej analizie oznaczyć węgiel, wodór i azot. (Ber. d. deut. chem . Gesel. i N aturw . R und­

schau).

i ł . F I.

— Leukom ainy.

N azw ą t ą oznacza p. A. G autier szereg związków organicznych n atu ry zasadowej, pochodzenia zwierzęcego, tem różniących się od ptomaiD, że pow stają one w ciele zw ierzęeem przy w arunkach norm alnych, podczas życia i będących produktam i roskładu ciał białkow ych. (S tąd ich nazw a od w yrazu greckiego „leukom a11 = białko).

L eukom ainy znajdują się w nieznacznej tylko ilo ­ ści w ciele, gdyż bezustannie zostają roskładane działaniem tlenu krw i, a w części w ydalane w w y­

dzielinach ciała. Gdy następuje chwilowe opóźnie­

nie w ich w ydalaniu lub roskładzie, skupiają się one w ciele i powodują, w edług zdania G autiera, najroz­

m aitsze zjaw iska chorobliw e.

D otychczas znano następujące zasadowe substan- cyje w ciele zwierzęeem : kreatynę, karninę, cholinę, neurynę i betainę.

G uareschi i Mosso, którzy badali w yciągi mięsne, znaleźli w n ich m etylohydantoinę (C4 Hf) N-> 0 2), cia­

ło, należące do pochodnych m ocznika. G autier zaś z ekstraktów tak ich o trzy m ał w nieznacznej, co- praw da, ilości ciało n a tu ry ptom ainow ej, o w łasno­

ściach tru ją c y c h . B adając zaś am erykański ek­

s tra k t m ięsny udało m u się z w ielkich jego ilości otrzym ać i zanalizować k ilk a nieznanych d o ty ch ­ czas ciał o w łasnościach alkaloidów. O trzym ał w ten sposób k san to k reaty n in ę (C5 Hio N 4 O) jak o żółtą, k ry stalizu jącą w blaszkach, substancyją, następnie k ruzokreatyninę (C5 Hs O), am fikreatyninę (C9 H 19 N; 0 4), pseudoksantynę (C4 H5 N 5 O) i dwie jeszcze inne zasady, k tó ry c h drobna ilość nie w y­

starczy ła do bliższego ich zbadania. W szystkie te m atery je m ają podobne, lecz słabsze działanie, ja k alkaloidy tru p ie , otrzym ane już wcześniej przez G autiera; pow odują one wymioty, biegunkę, zmęcze­

nie, senność. W końcu zaznacza jeszcze autor, że obok pto m ain i leukom ain znajdują się w ciele i od­

chodach jeszcze inne substancyje o tru jący ch w ła­

snościach, niezasadowej n a tu ry , k tó ry c h zbadanie powinno przynieść obfite owoce dla m edycyny p rzy ­ szłości.

M . F I.

M INERALOGU A.

— M a ld o m e tr, m ikro skop ow y in strum ent pom ocniczy d la m ineralo gów .

Jolly w D ublinie nazwę powyższą (pochodzącą od greckiego w yrazu m eldo — topić) n ad aje obm yślonem u przez siebie instrum entow i, który m a służyć przy b ad an ia ch m ikroskopow ych do przybliżonego określenia p u n k tu topliw ości m i­

nerałów lub do obserw ow ania zachow ania się m i­

nerałów pod wpływem w ysokich te m p e ra tu r. Skła­

d a on się z w stążeczki platynow ej sz e ro k e j na 2 mm ta k urządzonej, że może być p rzesu w an ąp o d ’szkłem przedm iotow em m ikroskopu. W stążka ta ^umoco­

w ana pom iędzy dw iem a m osiężnem i klam ram i, leży

n ad m ałem w yżłobieniem w płytce ebonitow ej, m a ­

jącej 4 cm średnicy. Z klam ram i połączone są d ruty

b atery i galw anicznej złożonej z trzech elem entów

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cztery proste, z któ- ych żadne trzy nie przechodzą przez j e ­ den punkt, przecinają się w sześciu różnych punktach, które można nają się prócz tego prócz

runkowego, jeśli się opiera na prawie n atu ry , które wymaga spółbytności lub następstw a rzeczonych wrażeń; przeciwnie spółbytność i kolejność przypadkowa

stają przezeń pochłonięte, gdy tymczasem wszystkie inne promienie światła słonecznego przechodzą przez ten roztwór swobodnie. Dla naszego oka jest zupełnie

P y ta n ia , odnoszące się do deszczu, dały powód do d ług ich dyskusyj, pow tarzają­.. cych się na każdym

-A.dres Ked-alsrcyi: K rakow skie-Przedm

gu doświadczeń osobistych i w ogólności akkom odacyja doskonali się dopiero przez ciągłe ćwiczenie.. P óki bowiem przedm ioty wszystkie przedstaw iają się

jącego opór rosszerzaniu się gazu, część zaś, w wieloatom owych cząsteczkach, służy do spotęgowania ruchu atomów w cząsteczce. L ekk ie więc atomy, skupiając

527 najm niej czyste pow ietrze lądowe, a w skutek tego.. pow ierzchnia w odna dostatecznej szerokości