„Humor — to zdrow ie1. Warszawa, dnia 19 lutego 1933 roku. Cena numeru
20
gr-No o
Rok V
Numer DOSWlecOUU ..GRIiBYN KANTOM"
ANTEK K LAW ISZ (zachwycony)i śliczna statystyka, panie Komendancie, jakem Antek - Klawisz, ludzie mają głowy, jak widać z afisza — siedzi kant na kancie, poważny dorobek — chociaż tygodniowy! Nie
ma w Polsce biedy, są u ludzi krocie, nie grozi Policji: kryzys, bezrobocie!
KOMENDANT GŁÓWNY P. P. JAG RYM - M ALESZEW SKl (myśląc o Ameryce): Cudze chwalicie — swego nie znacie, sami nie wiecie — co nosindacie!
SYMBOLE
Na tle symboli św iat dziś dostał bzika, N adzw yczaj m odna w szędzie sym bolika, K ażdy się nad tern nasam przod mozoli, A żeby zacząć dzieło — od symbo i.
N ap rzykład ZUPO, zgadnij co to człecze?
W ięc konia z rzędem temu, k to do_ ^ ^ ± ,e ’ Kto z czego SPADa, co to znaczy PASTA, N anróżno m ęczysz głowę sw ą i basta.
A dalej znow u P A T (bez Patachona), Potem KaKaO (ze śmiechu się kona)...
Są tak że ZASPy, KOPy oraz DOKi, Na odgadnięcie ich słabe widoki,
T ak tajem nicze są te trz y litery!
(Gorzej, gdy symbol będzie m iał ich —- cztery..
Bo są też PU PPy, choć to nie przezw iska!) Aż w reszcie svm bol w k ra d ł się i w nazw iska...
CU
N ap rzy k ład w Niem cźech: dziw nie się ta k zdarza, 2e H w nazw iskach w odzów się pow tarza:
H indenburg, H itler, H ugenberg (cholera), A na czw artego w eź — H ohenzollera!
Zaś u nas w Polsce na P w szystko jedzie.
M arszałek, P rem jer P rystor, P atek , w przedzie, (Ale nie m ieszać: P oseł P rag ier — P utek, Bo z tej odm iany byłby inny skutek...) Nie koniec na tern, to ledw ie połowa, Najw ażniejszego w zbiorze Brak jest słowa, Oto do czego myśl się w szystkich zw raca, N ależy dodać w ielkie słow o: PRACA!
'O£J-t
o
o 3s
Go
o
G£ OG
G . N >
°° 'O .§ s
CO 3
O G
ł -CU^JO
o >>
‘ S N G ^ 2
’ o G N " O
co>>
£
H O C K I -
Po otrzym aniu godności k a n clerza H itler k rzy k n ą ł do von P apena: W on Papen.
Do sejmu w płynął p ro je k t rz ą dowy o prasie, zao strzający cen zurę pism opozycyjnych. W ido
cznie sanacja czuje się silnie p rzyciśnięta p r a s ą .
Dyr. Szyffman, po zerw aniu um ow y z „K ab aretem k o m i
ków ", m iał pow iedzieć: najgo
rzej to z b a n d ą zaczynać.
Im m niejszą m a ko b ieta n ó ż kę, na tern w iększą żyje s t o p ę.
W zw iązku z w ykryciem a fe ry Paw łow skiego w ZASPie, obecnie .interpretuje się Z. A. S.
P, jako Z akład A fer S p ekulanta Paw łow skiego.
N ajw iększem nieszczęściem Polski jest chorow anie na... spe
cjalistów.
W zw iązku z rozpoczynają
cą się apelacją spraw y brzeskiej, kom plet sędziow ski, celem d o konania wizji lokalnej, ma w y jechać do Buk(g)aresztu.
K L O C K I
Ludzie, coraz to więcej grają w bridżą, poniew aż pragną przyzw yczaić się do licytacji...
— P an ie Fajd'engang, te r a z sie ro d z ą ty tk o m ąd re dzieci.
— Nie przesądzam !
— Słuchaj p an , w czoraj m ój M oniek sz e d ł mi ośw iadczyć' ta tę : — p o w ia d a ja sie nigdy niie ożenię.
— D laczego? p y tam sie.
— Z pow o d u nie chce m ieć .d zieci — sz k o ła m usi um rzeć!
T ak i łobuz.
*
— To je s t nic, mój Lopuś, to on w czoraj mówi do sw oje n a rzeczo n e ta k :
— T y S ału ń cia, to masz nóżki jak saren k a. O na się ucieszy ła z tego kom plim entu i sie p y ta : — Co Lopuś, ta k ie zgrabne te n ó ż k i?
A on łobuz pow iada: że zgrabne, to nie pow iem , ale b a r dzo w ło ch ate !
*
— P anie F ajdengang, to te ż jeszcze nic, mój n ajstarszy syn sie p o sz e d ł ożenić, to jemu mówi p rzy szła teścio w a: P anie Z byszek, mam nadzieje że p an uszczęśliw isz moją- k o c h a n ą có
ruchnę, co? 1 o on mówi: k o ch an a mamo, już to zrobiłem w, z e szłym tygodniu...
— T ak ie czasy!
NA DZIADY
K obieta jest, jak indyjska faj
ka pokoju: przechodzi z rą k do rąk, z ust do ust.
W D orpacie założono klub ó-stopow ych drągali. C złonko
wie tego klubu są nadzw yczaj p raktyczni: p ap iero sy zapalają
o uliczne lata rn ie gazowe...
^afeiEsraaKaaitasEm-aessaraaass^aHE^aiieKfs
TR O SK LIW I RODZICE.
—- Mój m ąż życzy sobie, ażeb y syn nasz z o sta ł k u p cem , ja ze sw ej strony p rag n ę by studjów ał.
—■ A ch ło p iec?
— On sam n ab ił so b ie głow ę s c e n ą i gw ałtem chce zo stać ak to rem .
—- To ok ro p n e, a ileż on m a la t?
— C ztery!
A M A T O R MUZYKI.
P o licjan t (do „w lanego" gościa, k tó ry usiłuje w yjąć z ch odnika o k rąg łą p ły tę żela zn ą od kanalizacji): P anie, pan ie, poco p an w łazi d o k a n a łu ? !
— Ja,... ja chciałbym za b ra ć tę p ły tk ę i sp ró b o w ać ją n a p atefonie...
co?...
musi być „ktoś" przedni!... Że Paw łow ski w Z.A.S.P.ie ,,robił", że się sław ą przyozdobił, że do forsy zbyt był skory.,. beczy k to ? — biedne aktory!
Nr. 8 Ż Ó Ł T A M U C H A 3 ,,K alinow e44 tram w aje
W czoraj posiedzenie było w M a gistracie, Same „płynne" spraw y p o d d a no debacie, A więc o kanałach, o wodzie
szły baje, Zaś dużo zm artw ienia p rzy n io sły tram w aje.
Naliczono długów coś ze dw a miljony, Nie będziesz więc człecze zniż
k ą zaskoczony, Musisz za bilety nadał drogo
z płacić, Jeśli ńa chodzenie czasu nie
chcesz tra c ić .,, Dawniej po W arszaw ie szły
tram w aje konne, Nie nazbyt pospieszne i nie n a zbyt wonne, Dziś „Kiiknow e W ozy“ choć
Wielkie niestety m iastu dały kłopot, nam — drogie bilety.
SŁOWNIK HUMORYSTYCZ
NY JĘZ. POLSKIEGO.
(Ciąg dalszy).
GOŚCINA— gospodyni, chętnie przyjm ująch gości.
GOŚCINIEC — gościnny gospo
darz.
G O TOW A Ć — pisać gotyckiem i literam i.
GRABIĆ — trudnić się grabar- stwem.
G RAFIK A — córka grafa.
G R A JC A R E K — początkujący gracz w bridża.
GRAM ATYKA — odw ażanie tow aru w gram ach.
GRANICA — kobieta, grająca na instrum encie.
G RA TK A — ta, k tó ra sprzedaje' graty.
G R A C JA — rodzaj żeński od grat.
GRENADYNA — żona grena- G R O TESK A — m ie s z k a n k a ''11' groty.
GAPIĆ SIĘ — jeździć na gapę.
GRYPS — chory na grypę.
GORZEĆ — pić gorzałkę.
GENIA — rodzaj żeński od genjusz.
. GRZECHOTKA — inaczej g rze
sznica.
G W A R D JA — p lo tk ark a, k o bieta, k tó ra w iele gwarzy.
GORSZYĆ — w yrabiać gorsy.
(C. d. n.).
W SĄDZIE
SĘD ZIA : A więc zanim tej pani w y ciągnęliście p ien iąd ze z woreczika, w przód zaczepiliście ją, żebrząc?
— M a się wi, P rześw ietn y Sądzie.
P rzecież d ep o zy tu u mnie nie zo staw i
ła, bo nie jezdem mecenasem P arzy ń - skim! Skądżebym inaczej w iedział, że ma forsę i że w arto się fatygow ać?
CIĘŻKI WARUNEK.
— No i cóż Jasiu , o b ejrzałeś już c a łą książeczk ę z obrazkam i, k tó r ą d o sta łe ś n a im ieniny?
— Je sz c z e nie.
— A dlaczego to, p rzecież to już ty le dni upłynęło.
— A le m am usia pow iedziała, że w przó d m uszę um yć rączk i.
Łańcuch „K an tów 66
Je d n o ak tó w k a w 4-ch odsłonach.
Odsłona I.
(Ulica, gazeciarz, m ały kanciarz, tłum,, rw etes, błoto).
G azeciarz: K urjer wieczo....!
Mały kanciarz: Te, dawaj gazetę, prędko! (płaci sta rą m onetą dziesięciohalerzow ą i w skakuje szybko do tram w aju).
G azeciarz (spostrzega się p o chwili): Psia mać, dał mi austrjacki pieniądz!
Odsłona II.
(Lokal, krzyw y stolik, dw a odrapane krzesełk a, m a
ły kanciarz i średni kanciarz).
Mały kanciarz (czyta gazetę): W oźny za kaucją...
stała pensja... od zaraz... chciałbym ... i t. d.
Średni k anciarz (kończąc rozm owę): A więc złoży pan 600 zł. i zgłosi się jutro rano do p rac y na ul. Zgo
da pod Nr. 95 do firmy B-cia Bujda i S-ka.
N azajutrz, Mały kanciarz (szukając napróżno Nr.
95): A to d rań , łobuz! oszust!
Odsłona III.
(Elegancki gabinet, fotele klubow e, średni k anciarz, w ielki kanciarz, służąca).
Średni kanciarz: A więc panie m ecenasie s k ła dam tu panu depozyt w sam ych tysiączkach... i t. d.
M acenas Warzyński: Dobrze, spraw a załatw iona zgłosi się p an za tydzień...
Po tygodniu Średni kanciarz (dzwoni do drzwi):
Gdzie m ecenas?
S łużąca: Niema p an a w domu.
Średni kanciarz (w tłaczając się do pokoju): To ja poczekam , m am czas. J a mu pokażę... (służąca w y chodzi z pokoju, w zruszając ram ionam i).
Po dw óch godzinach czekania: Gdzie jest w łaści
wie m ecenas?
Służąca: M ówiłam , że go niem a w domu.
Średni kanciarz: W ięc gdzież jest u djabła?!
Służąca: Siedzi w krym inale.
Średni kanciarz: O rety! n a b ra ł mnie ten w ielki kanciarz! (wybiega).
Odsłona IV.
(K orytarz sądowy, ad w o k at W arzyński czeka ,,w asyście" na rozpoczęcie spraw y).
Gazeciarz (w padając): N adzw yczajny doda...! A fe
ra słynnego adw okata...!
Adwokat W arzyński (nerw ow o do asysty): Panie posterunkow y, pozw ól mi p an kupić gazetę.
Te, chłopak... daj tutaj, m asz 50 gir. (do siebie: psia krew ostatnie), dawaj resztę...
Gazeciarz: Proszę gazetę, reszty zaraz przyniosę, tylko rozm ienię, bo nim am drobnych (wybiega, chuchając na 50 g r.): F ra je ra złapałem , na p o czątek dobre i to, będzie za w czorajsze dziesięć halerzy!
K urtyna — Koniec.
K O M P L E T Y Z R O K U 1 93 1 i 1 9 3 2
&
C5
£ p N O ~ N- g 5 O S 70 C/3» Oaj o p o
OrH. N NO
i - ©
.2 **
c3 , tó fi W o
• w o w 5-
s «s
<B .
q, “ «j
£ 3
a d »
>.:•:. SB
§ o ?
83
g C3 S
OÓ & *
.2 ® '52 ’2 £o O
DZIADUŚ ŚPIEWA
p Sg .. <J'«J
*w..±- u a £
© 23!
g C Ł w.S«V -
3 * ©
S ® 2 cd* P--J.ixp o *■»
£X),£
£*>*!
T3 ; bej
’3 <
o!
Pan żył z pożyczek, a żyd z spe kulacji, Napróżno- dziadek w kieszeń;
nie sukoł, K urzył trabuco!
T e ra n a sta ły jensze obyczaje, D ziad nie popije, ani sie nie naje.
N aw et urzendnik ty lk o na pierw szego, Pali cienkiego!
Za to jest w ielko dziadów dy- m okracja, Piniąndz mo tylko mnijszościo-
wo nacja.
Albo san ato r na K artele chciwy, B rzenozy grosiwy!
Syćkim sie ludziom pom iszały szyki, O dkąd narodem rządzom p u ł
kownik!, W ielkie je państw o i w ielkie
p a ra d y : D ziadek i dziady.
Ludkow ie wsiowe, jak i m iejskie łyki:
Syćko tanieje w ta k t jednej m u
zyki, Je d en się kryzys, pal go sycćy
djabli, Nie boji siabli!
Żeby otw orzyć fabrykę oleju I w k a ż d ą głowę cyknąć panie
dzieju To by niejedna w ym ondrzałą
fizys I znik b y Kryzys!
Amen.
OJ TEN KRYZYS.
K upiec: J u ż d o p ra w d y sam się nie mogę w yznać w m oich w łasn y ch in te resach . B ędę chyba zm uszony u dać się d o jakiego b iu ra w yw iadow czego, ażeb y z e b ra ć inform acje o sam ym so
bie...
KRAKOWIACZKI
Dudni w oda dudni W cem brow anej studni, Dudni w całej prasie, P roces odbyw a się!
Odbyw a, odbywa, Ale dusza żyw a
Nie w idna na sali, Co też będzie dalej?!
* Złodziej na złodzieju, Złodziejem pogania, W ięc nasza policja Dużo ma działania.
Pilnuje, uważa,
Staje wciąż w obronie, A jaki rezultat,
P atrz — na pierw szej stronie.
*
Żył w W arszaw ie Turek, Co sprzedaw ał buły, Ale na dziew czynki Za bardzo był czuły...
M iast pilnow ać ciasta, D ochrapał się winy, No i będzie siedział, Za — lubieżne czyny.
-£ * 2 •£ s cao »-
>3 f-< ,_, 5 -Sp4 o -P >,
P o
. . N zś
<-> S
§ .||
S-5-1
Przegląd ubiegłego tygodnia
— H itler w alczy bez rozejm u, oto ro zw iązan ie sejmu na p o rz ą d k u d zien n y m sto i, (jak te n fa c e t szybko broi!).
L ecz ciekaw e, H in d en b u rg a w ciąż po p leca ch figlarz sz tu r- ga, ciągnij z ognia, mój k o chany, r ę k ą w ła sn ą m e kasztan y !
A jak przyjdzie co d o czego, gdy n a b ro i w iele złego, w te dy siąd zie „unisonio” , by... k o w ala pow ieszono,
— W p ism ach od d e s k i d o d esk i, w szędzie ty lk o p ro c e s b rz e sk i: co to będzie, ja k to b ę d z ie ? , na fo telach kto, zasiąd zie?, k to oskarża, k to „ich " b ro n i? Ilu b ra k ło , jacy „o n i"? i ta k d a lej i ta k dalej, groźna chm ura o stro w ali, b ę d ą grzm oty, że aż m iło i... bez d e sz c z u się skończyło!
SC
©ba
©
© 03 S) 03 cd
£ I
• rHI , CC o fX ES
a =*
! s
ź b»
3 ©
2 S
* ®o- S o «!
ZHARDZIAŁ...
— T atusiu, a W icek to się wcale nie chce te ra ze mnom bawić...
— D laczego?
— A bo ta k zhardział, jak mu d o k tó r pedział, że m a angielskom chorobę.
Nr. 8 Ż Ó Ł T A M U C H A 5
KRONIKA FILMOWA A6ENCJI „ŻÓŁTEJ MIJCIIY“
(Przegląd tygodnia)
ROZWIJA SIĘ...
P ew na dość korpulentna i pulchna pani, obdarzona ładnym sopranem , pragnąc zdobyć en gagem ent, została p rz e d sta w io ną dyrektorow i jednego z n a szych tea trz y k ó w rewjowych.
Po zaśpiew aniu p aru piose
nek, d y rek to r rzetkł:
— Hm, ma pani rzeczyw iście obszerny rep ertu ar.
D eb iu tan tk a zarum ieniła się i w ielce w zruszona tch n ęła w stronę d y rektora:
— To stąd, że wiele i często śpiewam , dzięki tem u człow iek ta k się rozwija.,.
Akt I.
Adwokat Parzyński się sparzył,,.
M ecenasie, m ecenasie, Na co pan u to p rzyda sie!
Stw ierdziłeś to po niew czasie, Gdyś zobaczył dno w swej kasie.
Czy to jest sprzeniew ierzenie, Czy też zw ykłe przyw łaszczenie, Dość że spuchły ci kieszenie,
Za coś dostał na — ,,siedzenie"!
Akt II.
Sprawozdanie z procesu brzeskiego.
Co tam w idać na ek ra n ie?
P u stą salę, drogi panie, P uste ław y, p u sty stołek I drzem iący w drzw iach p a c h o
łek.
O skarżonych p u sta k rata, Na lek arstw o —■ adw okata,
Niema w idzów — braknie łezki, T ak w ygląda — proces brzeski!
Akt. III, Zwiał im krążownik.
Krzyczą, w rzeszczą i złorzeczą, gdyż nie otoczyli pieczą Złej załogi krążow nika,
K tóry tera z gdzieś tam bryka.
Parlam encie holenderski,
O k rę t — to nie proszek perski, Co rozpyla się dowołi;
Sypcie mu na ogon soli!
Akt IV.
»,Historyczne" jaja na głowie profesora.
Na dziedzińcu U niw erka S p o tk a ła go poniew ierka, Zgniłe jaja m iał na głowie, W całym czynu tego słowie.
Choć w ykazał w ielki zapał, Żadnego spraw cy nie złapał, Za co? jak m ówią przytom ni:
Był przeciw ny ąutonomji!
—• Czy to ty chłopcze przychodzi
łeś do Redakcji przed dwoma tygod
niami z prośbą o przyjęcie jako goń
ca?
—• Tak parnie redachtorze, to' ja!
— Ależ, ja ci wtedy mówiłem, że potrzebuję starszego chłopca, czemu zawracasz mi więc głowę?
— Bo ja prze pana redachtora, je
stem teraz już trochę starszy.
Kanciarze
Że dziś czas jest nie galanty, Więc ludziska robią kanty.
Ten na złoto, ów na krocie, Dużo ludzi siedzi w błocie.
Kant kantowi nie jest równy;
Więc warunek kantu główny:
Jak kantować to na krocie, Będziesz chodził cały w złocie, Nikt nie powie złego słowa, I nikt także ciię nie „schowa"
Lecz powiedzą: mądra głową!
Nie tak będzie, gdy kant mały:
Sądy będą cię szukały I posadzą na Pawiaku, mówiąc: teraz siedź pętaku!
Mały Kazio idąc ulicą obok ojca, spostrzegł oficera obwieszonego nie
zliczoną ilością medali:
—- Tatusiu czemu ten pan wszyst
kie swoje pieniądze przyszył na bluz
ce, czyżby zgubił woreczek do pie
niędzy?
Praktycznapomocwzałatwianiusprawbieżących. Adresywładz, instytucyj, stowarzyszeń, firm. Bezpłatnapomocprawna. Ulgi wteatrachi kinach. Towszystkodaci INFORMATORKIESZONKOWYp. n. „M, ST. WARSZAWA",NabyćmożnawAdministracjityg. „ŻółtaMucha", Warszawa, Warecka11. NależnośćnakontoP. K. O.Nr. 27.455. Cena 75groszy.
9 f r i
a
a
to
W ICEK I W A C EK
£
aW
05?«i
£
C3%»
U!
Sedko^
O 0Q UJ N
3 /
0M
— Te, W icek, jaka je różnica m iędzy Fordem a S zew ro letk ą?
— Pojedź głupi Szew roletem ta k daleko, jak się tylko da, a p otem w róć Fordem do domu, to zobaczysz.
« --- ....---
— W isz W acek, osiem lat chodziłem do M ańki, a gdym się jej w czoraj w reszcie ośw iad
czył, to wisz co mi p ed ziała?
— N o ? '
—- Boże — peda — ta k ci ło
-aO
o£
sj ,
c/jO
S-lh£
o
rJlN
*
oa S3'a o
’c•- -.5 -a
•S3
a
05o
• f—ł o,
na mnie nagle spadło — jak K o
m isarz R ządow y do ZUPu,
— A wisz W icuś, znow u jest p a ru adw okatów bezrobotnych w iency.
— Bez co?
. — A no te osław ione p asły łopozycyjne, co siedziały w Brześciu, wym ówiły im posadę, niby że już poszli na całkow itom ugodę w e sądzie.
__ ?
— Pedziały, że sie w cale nie bedom bronić! poco im adw oka- ty, nie?
P R A W IE W IDZIAŁ.
•— P anie, w czo raj p ra w ie że w id zia
łem p a ń sk ie sk rad zio n e auto.
— D laczego p ra w ie ?
— J a k i b y i num er tego au ta, 87.462?
— No ta k , zgadza się! w ięc?
— No w ięc, ja w idziałem auto num er 87463.
PA N K A PR A L MA R A C JĘ . K ap ral (do o ch o tn ik a - inteligenta]:
kim jeste śc ie w cyw ilu?
O chotnik: A rty atą-m alarzem , s p e cjalność: b a ta lista .
K ap ral: A ha, to ście d la te g o w stąpili do w o jsk a ? W y ofermo, ■ sądzicie, że my tu d ia was specjalnie rozpocznie- m y n ow ą w ojnę?!
„Zajęcle“
H um oreska.
P an a H ieronim a L icytatow icza stanow czo p rz e śla dow ał pech, licytacje i zajęcia m nożyły się z dnia na dzień. Był .w łaśnie czw artek , godzina dw unasta, sie
dział w sklepie i grał w b rid ża ze swoimi eikspedjenta- mi. K lijenta n aw et na lek arstw o nie było widać, pierw szy z ekspecłjentów, F ra n e k Ruchliwy, ro zp o czął licytację.
— M ógłbyś też pan zająć miejsce na krześle, a nie w iercić się ciągle, jak fryga — zw rócił F rankow i uw agę p. Hieronim .
— -Pan szef, by tylko o zajęciach mówił. N aw et, jeżeli m amy dzień w olny od kom ornika.
— Co, arogancko się pan do mnie, odzyw asz? Od ju tra szukaj pan sobie nowego zajęcia, w ym aw iam pan u posadę!
— D obrze, odsapnął F ran ek , ale zab rak n ie p. sze
fowi czw artej rę k i do bridża, Nie ocenia pan szef mojej osoby...
—- J a m am ocenić. Ju ż kom ornik najlepiej w sz y st
ko ocenił!
K łótnia sta w ała się z chwili na chwilę ostrzejsza, doszło do rękoczynów , jeden z ekspedjentów p rz y prow adził p rzedstaw iciela w ładzy.
P osterunkow y: — Spokój panow ie. P rzystępuję do opisu...
Pan H ieronim (ocierając p o t z czoła): Znów k om or
nik, ostatnie kilka k aw ałk ó w to w aru chce mi opisać...
P osterunkow y: — J a tylko samo zajście opisuję.
Drzwi, w iodące do sklepu p an a H ieronim a, u c h y
Pani! O. C, O strów .
1) W ierszy n ie pisze się na bibułce.
2) B ibułka służy d o innego celu.
3) Z eszytu pisanego na b ibułce — nie otrzymałem..
4) P roszę o coś d o b reg o i n ie na b i
bułce.
P an u M P y ta pan jaki je st n ak ład
„Żółtej M uchy"? O ile się n ie m ylę, to 68.257 egzem plarzy. A ilość p re n u m era to ró w ? — P anie drogi, czy jest wogóle k to ś w W arszaw ie, k to m e czyta „Żółtej M uchy"? P roszę w ziąć u rzędow y sp is ludności, i liczbę tam w ym ienioną pom nożyć przez dw a.
(D latego p rz e z d w a, że pisuno nasze k ażdy czy ta conajm niej d w a razy).
JE S Z C Z E G O R ZEJ.
S ędzia: J a k w idać z aktów , to o s k a r
żony już raz s ta w a ł p rz e d sądem za złe tra k to w a n ie teściow ej. Czy b y ł p an w ó w czas u k a ra n y ?
O skarżony: T ak, panie sędzio, ale nie przez sąd...
liły się, w szedł m ężczyzna w średnim w ieku. Eks- pendjenci prześcigają się w uprzejm ości.
AA
— N ajlepszy to w ar angielski... jaśnie pan sobie życzy.;, h rabia N akiw alski zam ów ił sobie przed chw ilą 5 m etrów ... sprzedajem y do stu m etrów dzien
nie tego tow aru...
— Serdecznie dziękuję za inform acje. „Klijenl."
cedzi sylabę za sylabą: s-t-o m -e-t-r-ó-w d-z-i-e-n- n-i-e...
Ż Ó Ł T A M U C H A 7 Nr. 8
— Czołem, cześć!
__ Co now ego? W racam e- w entualnie z balu. J a k się bawi- łem ?
— Zna - ko - my - cie! L uksu
sowo! Trochę mi tylko z d e n er
w ow ała jedna panna; jak ona leciała na mnie, uj!... szkoda tylko, że cały czas paliła p a p ie rosy! Pow iadam państw u, jeden za drugim... to ja jej mówię:
droga panno Sybilło, ja mam celloidow y kołnierzyk, co b ę dzie?,.. poleci pani w ołać straż pożarną, co? — Dziękuję!
A le najgorzej, to iak w raca- łem do domu. W ystraszające!
W m oich oczach rozjechał jeden gość samochód... no tak , sam o
chód rozjechał jeden gość!
M nie natu raln ie kazali lecieć i zaw iadom ić żonę, to ja lecę i w alę, pow iadam państw u, dosłow nie walę we drzwi!
A ona się pyta, k to to ta k w a li z tam te stronę drzw i?!
To ja! Otwóż pani, bo m ęża rozjechał samochód!
A ona pow iada: oj, tak sie ze- straszyłam okropnie, m yślałam że znów egzekutor!
— K ochana żona, co?
No, ale żegnam , się spieszę!
•— D okąd? na rozpraw ę b rz e sk ą się spieszę, jestem k o re s
pondent!
— Co już nie trz e b a ? niem a tam nikogo?
— A gdzie się podział pan W itos, w siąkł? Czy on szpilecz
k a ? Co znaczy niem a nikogo?
J a — tam będę!
Czeszcz!
Moniek.
NASI W OJACY.
— Panie feapral, jak tylko swoje od
służę, zaraz jadę do Chin, bo tylko tam te ra je okazja do zrobienia k a rie ry wojskowej.
_ ?
— Można przecie zostać niezna
nym żołnierzem, nie?
Pan L icytatow icz i ekspedjenci bledną, m ają przed sobą urzędnika podatkow ego, ,
U rzędnik podatkow y: Panie Licytatow icz, za u k ry w anie p rze d S karbem w ielkości państkiego docho
du, spotka pana zasłużona k ara. Ju tro odw iedzi pana
kom ornik. .. , . . . .
Następnego- dnia kom ornik dokonał zajęcia na p o zostałych gratach pana Licytatow icza, term in egze
kucji został wyznaczony.
❖
N adszedł dzień licytacji, pan Hieronim odchodził od zmysłów. J a k ustrzec się przed licytacją!
W reszcie — mam! — mam!
__ Co zm artw ienie? zap y tał jeden z ekspedjentów . __ Nie, pomysł! W ejdę w „ k o n ta k t" z kom orni
kiem i ten odłoży egzekucję!
J a k z procy w ystrzelony pom knął p. L icytatow icz na ulicę K om orniczą, po kilku m inutach stał przed drzw iam i, na któ ry ch w idniała tabliczka:
PIO TR Ł A PA JT IS kom ornik
Zadzwonił, w drzw iach uk azała si^ opasła jejmość.
__j a chciałem z panem Łapajtisem ... w ykrztusił z siebie p. Hieronim,
— Pan Łapajtis jest zajęty...
Pan Hieronim L icytatow icz pogwizdując w yszedł na ulice. Egzekucji dziś napew no nie będzie miał.
P ana Ł apajtisa przecież zajęto...
W „ZACHĘCIE11
— Je st też co oglądać... pod żadnym obrazkiem niema dowcipu.
ŁOBUZ.
Nauczycielka; (w czasie fotograficz
nego zdjęcia grupy szkolnej, tlom aczy dzieciom):
— Fotografja z czasów szkolnych jest piękną pam iątką, spojrzysz np. i powiesz: patrzcie, to ten-W ładek, dzi
siaj ma sklep i jest bogaty, a tutaj J a sio, jest teraz duży i został ofice
rem...
— Jaś: (podchwytując): tak psze p a
ni, a tutaj w środku nasza pani, sta re już babsko, dawno nie żyje...
EgHsaEEHSSSsaessHKaaBmsaasKEEffiass^iBaE
R ozm ów ki K ra k o w sk ie
— Ferdek, po kiego licha świ- cisz te świeczkę?
— Ano, bo.ci łażę po sanato- rach, coby upatrzyć godnego na ojca naszygo K rakowa, po przy- zydencie Belinie. Byłem na W a
welu, u legunów, u ryzyrw istych oficerów i w R adzie M iejski, ale nic mi sie nie udaje.
— S zkoła p łan etn ik u twoji fastrygi, bo choćbyś calom ełek- stryke wyświcił, nic dobrygo nie najdziesz.
— W ierze, co m am robić?
C heba sam k an dydow ać?
• — G adoj zdrów, cheba na pu- cybuta...
— Nie śpasuje, przecie tyź m am kw alifikacje. Do Strzylca należę, na skąpie jeżdże nie go- rzyj od Beliny, a z podpisaniem pap iera urzędow ego jakoś też dam rad e i nic poskąpię.
—- I ta k nie chyci, bo ni masz destyngow anej mowy.
— Do luftu z destylow anom mowom, tero z trza tylko „draniow ać" i trzym ać fason.
~ Lepi sobie dej spokój, bo K raków mioł ci już w iniorza ) i ułana **}, ale k in d ra krakow skiego d o tąd jeszcze nie świadczył.
*) Fedorowicz,' **)' płk,, Belina.
KRZYNKI OOPRZESYŁEKPOCZTOWYCHwszelkichwymiarów, drewnianei pudełkatekturowepocenachnajniższych. Hurti dlal.Odspizedawcomwysoki rata).Warszawa, WareckaNr.5wpodwórzu,
Echa z Ha
ka DB-iady
Kulig narciarski z pochodniami
__P anie a rty sto , co p an tu ro b i ta ki b ru d n y i nieogolony?
— C zekam !
—• N a co pan czeka ta k długo?
— N a forsę. D yr. P aw ło w sk i zro b ił z nam i um ow ę, k tó re j § 11 brzm i, że gaże w y p łaci po p o k ry c iu kosztów p ro w ad zen ia t e a t r u .. w ięc sied zę i cze
kam na o brachunek.
— A leż panie drogi, P aw ło w sk i też
„siedzi", to te ż mimo, że p a n m a czas, to jed n ak m yślę, iż p rz y tym czekaniu b ro d ą p a n u u ro śn ie aż... do ziem i.
O D PO W IED N IE M IE JS C E . K upiec; (w R ed ak cji K u rjera W a r
szaw skiego): C hciałbym d a ć ogłoszenie o sp rz e d a ż y w ina, lecz d o p ra w d y nie w iem w jakim dziale ra d z iła b y mi p a ni to ogłoszenie zam ieścić?
P a n ie n k a w okienku: A może w r u bryce: M ieszane.
IN DY W ID UA LNE ZA PA TRY W A N IE.
M ała J a d z ia (na k o n c e rc ie d o b ro czynnym): M am usiu czem u te n pan ciągle jeszcze gra na fo rte p ia n ie ? P rzecież on już to dob rze umie...
TA TU Ś SIĘ W SY PAŁ.
—• W iesz m am usiu, d a ła m ogłosze
nie do gazety, że p oszukuję in te re s u jącego to w arzysza, celem odbyw ania w spólnych w ycieczek...
— A ch, ja k m ożna, nieznajom ego osobnika?!... No i cóż otrzy m ałaś ja k ą o dpow iedź?
— O trzym ałam o fertę od... tatu sia.
W SPÓŁCZEŚNIE...
— B yłam na b a lu m askow ym i p r o szę sobie w y obrazić, że cały w ieczór tań cz y łam ,ze sw ym byłym m ężem , nic o tern n ie w iedząc...
— J a k ż e się sta ło , że p an i n ie p o z n a ła go z a ra z ?
— A ch, w ie pani, ja -tego czło w ie
k a w ogóle m oże ze trz y razy w id zia
łam w życiu.
ŻLE ZROZUM IAŁA.
P an i do now ej słu żącej: — P rz e d e - w szystkiem musisz so b ie z a p am iętać jed n ą rz e c z K asiu, że ja nie mogę w i
dzieć ani k ru szy n k i k u rzu na m eblach.
K asia: A to ciekaw e, p ro szę p a n iu si, bo i ja niedow idzę, jestem ró w nież tro ch ę ślepaw a!
D Z IE S IE JS Z A MŁODZIEŻ.
O jciec: Gdy byłem w tw oim w ieku, rum ieniły się jeszcze m łode panienki, gdy im się coś nieodpow iedniego rze- kło...
Syn: No, to ojciec im m usiał mówić
„bycze" rzeczy!
PRZEZ S W O JE OKULARY!
T akiem okiem spogląda n a p rz e c h o dniów św ieżo upieczony p o dporucznik:
— To w szy stk o p rzecież tylko r e - kruty!
Prenumerata: (z przesyłką): miesięcznie zł. 1.00, kwartalnie 2.50, półrocznie zł. 4.50. rocznie zł. 8.00- Zagranicą 100% drożej. Konto w P. K. O. Nr. 27455.________________________
Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. Uż— 150 zł. '/« 75 zł. 40 zł. Marg. 50 zł.
Redakcja i Administracja (poniedziałki i czwartki od 12 do 2 p.p.). Warszawa, Warecka 11. Tel. 291-16.
Redaktor: Stanisław Kaczmarski WydTwcy: Stan. Kaczmarski i Marjan Zawistowski
N ależność p o c z to w a uiszczona ry czałtem . Zakł. D ruk, F. W yszyński i S-ka, W a re c k a 15.