• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 5, nr 17 (23 kwietnia 1933)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 5, nr 17 (23 kwietnia 1933)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

„Humor — to zdrowie". W arszawa, dnia 23 kwietnia 1933 r. Cena numeru

2#

gr-

Wielkanocnym zwyczajem

renol“ , „K ataraktosan", „Katarom entoboroantipika- taraktosan“ i m yślicie moi państwo że to co p o ­ mogło?...

W łaśnie, że tak. Pomogło. K atar przeszedł... z pra­

wej dziurki nosa do lewej, a mój biedny nosek przy­

brał w ielkość i kolor buraka.

M ieszkanie moje zmieniło się w strych do w iesza­

nia bielizny. W isiały: chusteczki, ręczniki, koszule, serw etki i w iele innych mniej lub w ięcej p rz y z w o i­

tych części garderoby. Chcąc zapomnieć o mojej cho­

robie, w ybrałem się do kina, na komiczną komedję

„Flip i Flap". W szyscy się pokładali ze śmiechu, ty l­

ko ja jeden na całej widowni zalew ałem się łzami.

Początkow o, t. j, na wstępie kataru, po każdem ki­

chnięciu, siostra i rodzice mówili mi: „Na zdrowie!", lecz już pierwszego dnia w szyscy ochrypli.

Obecnie nic mnie już nie bawi: Kino, teatr, dan­

cing, znajomi, brydż, kobiety, siedzę smutny i zasta­

nawiam się, czem będę w ycierał sobie nos, ponieważ w domu zabrakło już bielizny. Dziś już jest trzy dni.

Uważam, że fundacja Nobla powinna przeznaczyć nagrodę z m edycyny temu, kto raz już wreszcie w y ­ najdzie radykalny środek przeciw ko katarowi. Jedną mam tylko pociechę, że święta spędziłem uczynnie i nie mogę, tak jak w szyscy dokoła, narzekać na brak wrażeń i ciszę świąteczną.

VF tramwaju, na linji europejskiej: minister Beck do Daladiera:

— Uwaga, za chwilą będzie trochę huku, to łobu- zerja podłożyła na szyny petardę.

FELJETON POŚWIĄTECZNY.

Będąc w czasie świąt u kuzynów, spotkałem tam daleką krewnę, która, jak zdążyłem zauw ażyć, bar­

dzo wyładniała. Po podw ieczorku odseparowaliśmy się od starszej generacji i przeszliśmy do saloniku.

Jako kuzyn, mając ku temu prawo... niechcący po­

całowałem jasnowłosą kuzynkę, przyczem okazało się, że całow ała się już ona przedtem z n au czycie­

lem swego braciszka, który utrzym yw ał bliższe sto­

sunki ze swą sublokatorką, ta zaś spotykała się co w ieczór z pewnym korespondentem, a ten zdradzał ją z jakąś tancerką, która miała katar, zw yk ły w io­

senny katarek.

I dlatego, że temu łotrow i nie w ystarczyła jedna sublokatorka, a sublokatorce nauczyciel, a nauczycie­

lowi — moja kuzynka, ja muszę cały dzień chodzić z załzawionem i oczyma, kichać (jak trąba) i co chwi­

lę zmieniać chusteczkę, która, po jednorazowem uży­

ciu, w yglądała jak koronka.

Cała bielizna moich rodziców poszła już na marne, Zaczęło się od chusteczek. O kazały się za małe, wziąłem ręćzniki. Również za małe. Zabrałem się w ów czas do prześcieradeł i to mi dopiero troszkę ulżyło. Z nosa mego lało się jak z motopompy. B ra­

łem „K atarol“ , „M entorin", „Boromentol", „A ntipi-

NAGRODA NAUKOW A M. ST. W A RSZA W Y, CZYLI TU GUT, PANIE T HU GUTT.

Podobno pan poseł Thugutt po otrzymaniu nagrody naukowej m. st. Warszawy rzekł: — Tu gut!

(2)

2

Nr. 17

"O >>

'2 * co O

N C U

$ »-cd

O £ _

° § O

•§ £CU

>"O rt J ?»d

(3-0 e ■S-"

-§ g c E -N

«r n ~<

“ 2 S ' —> O

H - . 2 a> o 5

e fM

CM PO 05

PO 05

O Os5 N

>

H U J CU S O

„GORGONJADA".

PLO TK O JA D A . (Moja pani, moja pani),..

1.

Ponoć A x e r w ubikacji, Na kolejkę zmuszon czekać, Rzekł, że nie wie z jakiej racji Lux się łasi zamiast szczekać, Moja pani, moja pani!,..

2.

R zekł Oleś do R ybarskiego,

„Podobno mówił Pieracki, Do m arszałka T rąm pczyńskie-

go,

„ Ja d ła — karto flan e p la c k i11...

Moja pani, moja pani!...

3.

A znów pijąc z swoją świtą, Scm W ieniaw a do Konsula Szepnął wieść niesam ow itą:

„Seledynowa koszula'*.., Moja pani, moja pani!...

4.

Konsul śle depesz bez liku, D rogą ściśle urzędow ą,

Pytając w yższych czynników :

„Czy Staś był dojrzały płciow o?

Moja pani, moja pani!...

5.

Ełga K ern w pobożnej złości, H ypersprytu dała próbkę, P ytając całej ludzkości:

„K to w pokoju zrobił k...“

Moja pani, moja pani!...

6.

A M arjanek z „D etek ty w a"

W ym yślił m odlitw ę now ą:

„Daj mi Boziu dobrotliw a, Co rok ta k ą G orgonow ą!"

Moja pani, moja pani!...

NA WYSTAW IE.

M alarz Pędzelkiew icz p r z y ­ nosi na w ystaw ę swój najnow ­ szy obraz.

— Oto mój obraz! N azw a;

„Zw ycięstw o".

ślicznie. A le dlaczego przedstaw ia pan zw ycięstw o w postaci k o b iety ?

— W obec tego odpow iedz mi pan z laski swojej, czy pan ma żonę?

— Nie, jestem zaręczony.

No to jak się pan ożeni, zrozumie pan.

STRASZNIE.

— Moja żona jest chora.

— S trasznie?

Nie, strasznie jest w te - r< kiedy jest zdrow a.

DANE ZLECENIE.

Szef biura, w ychodząc na m iasto, pow ierzył nadzór nad in­

teresam i w biurze, swemu u rzę­

dnikowi. W róciw szy z m iasta, pyta:

— J cóż, p an ie S., byli jacy in­

teresan ci i dali panu jakie zlece­

nie?

A jakże, panie szefie, byli dw aj panow ie, dali mi zlecenie:

„ręce do góry", a potem zabrali całą kasę.

DŁUGI TERMIN.

— Czy mogę pom ówić z p.

dyrektorem ?

Proszę, niech pan wejdzie.

Czy mogę w ejść do niego?

I owszem, jak tylko w yj­

dzie?

— A kiedyż on wyjdzie?

—■ Za cztery lata.

PRAKTYCZNA MAMUSIA.

Dlaczego nie kupi pani swem u synkowi ban an a?

_ Ach, wie pani, on chce je mieć tylko po to, by móc rzucać mi pod nogi skórki. Udaję więc, że się potykam o leżącą skórkę,’

jego to bawi, a ja zaoszczędzę pieniądze i uniknę n iep o trze b n e ­ go w ydatku.

NATRĘTNY.

— Kiedyż ja w reszcie odbio- rę mój dług od ciebie?

— Drogi przyjacielu, ty mi przypom inasz mego m ałego sio­

strzeńca, kóry rów nież tyle n a ­ raz py tań zadaje, na które nie mogę odpow iedzieć.

PYSKACZE.

Moc jest w świecie osobników, C zęsto z dość głośnem nazw i­

skiem, K tórzy k ażdą rzecz po trafią Lecz... n iestety tylko pyskiem .

Taki pan o w szystkiem gada, Z w szechw iedzącym jasnym

błyskiem , T rudną spraw ę w net

tozstrzygnie, Lecz... n ieste ty tylko pyskiem ! Czas w ielki byłoby skończyć, Ze szkodliwym tym w ypryskiem ,

I stanow isk nie pow ierzać Ludziom, — co są mocni...

pyskiem ! W SZKOLE.

— M ieliście zrobić na dzi­

siaj zadanie z dw iem a niew ia- domemi, ale mam w rażenie, że robiliście je z dw iem a znajo­

memu

Ż Ó Ł T A M U C H A

WICEK I WACEK.

W czoraj byłem w śpitolu w arjatów .

~ Lo zbadania, czy odw ie­

dzić krew nych?

— Tylko lo poznania warjo- tów i uśw iadczyłem samych w ielkich ludzi. Je d e n ci robiuł M usoliniego, bel ci W iluś, i b a ­ tiuszka car, i R asputin, a n a ­ w et w idziołem Sanojce,

— A nie w idziołeś jakij n a ­ szej łosobistości?

A no był ci jeden w arjot, co chcioł udaw ać jakigoś do­

stojnika państw ow ego, tylko n a­

zw iska nie baczę, ale mu inne w arjoty odradzili, żeby ze sie ­ bie nie robiuł w arjota.

— o—

Te, W icek, co te jojka som tak ie m ałe?

' A cóż ty sobie myślisz, że moja ku ra bendzie sobie psuć zadek za osim groszy?!

PODRÓŻ.

Pan Z etkow ski spotyka pana Pantofelka.

J a k pan św ietnie w ygląda zauw aża pan Zetkow ski.

~ Tak, ta k a podróż św ietnie działa na zdrow ie.

J a k to pan w yjeżdżał?

J a nie, ale moja żona.

WPADŁ W OKO.

W ie pan, mojej żonie w padł pyłek w oko. M usialem z nią iść do doktora. K osztow a­

ło mnie to dziesięć złotych,

— To głupstw o. Mojej żonie w padło w oko futro. K o sz to w a ­ ło mnie to tysiąc złotych.

(3)

Nr. 17 Ż Ó Ł T A M U C H A 3

G dyby pakt czterech doszedł do skutku, Liga narodów o k aza­

łab y się w tedy tak potrzebna, jak dziura w moście. Trzeba b ę ­ dzie w ów czas budę zamknąć!

A le wyłoni się w tedy pytanie, po kiego djabła ją wogóle k ie ­ dykolw iek otwierano?

Uczonemu żydkow i Einsteino­

wi rząd Hitlera skonfiskował 20 tysięcy marek. Jest to copraw- da namacalne potwierdzenie jego teorji o — „względności", ale djablo kosztowne!

To też — uczony Einstein jest

zachwycony, a — żyd Einstein jest w ściekły!

Rada miejska zabroniła, prze - wożenia psów tramwajami! A zbankrutowany magistrat chciał właśnie psami załatać choć jed ­ dziurę w swym budżecie.

Jest też niepocieszony i z z a ­ zdrością p atrzy na hyclów, my śląc:

Szczęśliw cy! im wolno psy wozić!

A m eryka obecnie mało zaj­

muje się bigosem politycznym Europy, bardziej bowiem zaj muje ją własne — piwo!

PRZEPIS.

,,Do czynnej służby w armji nadają się mężczyźni, któ rzy m a­

ją kategorję A, Natomiast w yżsi oficerowie muszą mieć prócz tego koniecznie kategorję Re- B e“ .

O CZEM KTO MYŚLI?

Hitler — o „korytarzu" i o ż y ­ dach.

Żydzi — o Hitlerze.

Mac Donald — o pakcie czte ­ rech.

A m eryka — o piwie.

Japończycy — o Chińczykach.

Chińczycy — o Japończykach.

Mussolini — o swym genjuszu.

Kiepura — o tem samem.

Sow iety — o bezbożnictwie.

Polacy — o radosnej twórczości i jej skutkach.

Polki — o Gorgonowej.

Liga Narodów — o wszystkiem i o niczem.

HITLER NA NALEWKACH;

Pan M oryc Pomidor budzi się o północy z przeraźliwym w rza ­ skiem.

Co ciebie jest? — pyta wytraszona małżonka.

— Uj! mnie się śnił ten ganef, ten pogrom szczyk Hitler!

— Tfu! niech jego djabeł z ła ­ pie! przez niego ja m uszę., zmieniać pościel!

Chwalić Boga, bez te parę tygodni zarobiło się trochę grosza: żydów woziłem! Niby tych wypęd- ków z Niemiec, co to ich hyćlerow ce na zbity łeb wyrzuciły,

O! przyjechało do nas tego gałgaństwa! co pociąg od Berlina, to same mośki!

Bo to, gadają, co ino w onych Niemcach jakiego żydowinę śwaby sprały i natłukły, tak w te pędy leciał se do naszego konsula, to i wizę, za darmochę dostał i — jak gadają — jeszcze podobnoć po czty- rysta marków im na ryło dawali, żeby się żydy m ia­

ły za co we W arsiaw ie zabawić.

I do inszych miastów tyż pojechały te niekrzcone i tak się po całej Polsce porozłaziły, jako, że niby u nas jest taka tolerancyja dla żydków, choćta między temi wypędkam y kupa jest takich, co swo­

jego czasu od nas przede wojskiem, albo kremina- łem za granicę uciekło! a teraz, jak ich hyclerow ce wygnały, to gdzież żyd y m iały iść? wiadomo, że nigdzie, ino do Polski! a niby jeszcze, że ich sanacyja sama do nas pięknie miała zapraszać.

A le nie można powiedzieć, com se zarobił niez­

gorzej i inne dorożkarze i szofery tyż!

— Co sze należy? — pyta się taki śwabski staro- zaJkonny.

— T rzy złote — powiadam — bo z bagażem!

A jak nie chciały dać, to ja zaraz:

— Nie da jęta, takie, owakie! — powiadam — to was zara do kumisarjatu, na policyjom wiozę! '

Uj! na co na policyjom ?! co szę pan ciska?

masz pan trzy złote i sza!

Wiadomo, ceregielów z żydami nie robiłem.

A jeden, co miasta widać nie znał, każę mi się z Głównego na M arszałkow ske, numer sto, zawieść.

Tom juchę, z godzinę dokoluśka obwoził, aże nad W isłę! śtyry złote wybulił, niby że kurs daleki.

A najwięcej, to na Nalewki, do swojaków, zajeż­

dżały. Do jednej kamienicy, tom aż trzy rodziny w o ­ ził; spotykam kiedyś pana Pyrtasa, niby dozorcę z tego domu, a on do mnie:

— A leś nam pan śpekulantnych żydków nazwo- ził! Już się, bez tych parę dni do swych geszeftów zabrały! Jedna — powiada — - w esoły domek se już otwarła, jensze znów, to się z paseramy, to z komu- nistamy zwąchały, a jeden — powiada — to się w i­

dać za ostro do świndlów zabrał, bo już, niebora- cek — siedzi!

Wiadomo, żydy nie zginą, a że ich jeszcze bebesy okrutnie pretegują, to im lepiej będzie jak naszemu narodowi.

Jeden woźny, to mi nawet gadał, że mają naszych, co któren niebłagonadiożny — z posadów wylew ać, żeby dla onych przybłędów żydowskich miejsce zrobić.

A ! niech ich ta pierony! niedowiarków zatraco­

nych! chyba zaw sze tak nie będzie i przyjdą p rze­

cie caszy, że jeszcze m ośków z powrotem będę w y ­ woził!

Kobyłę podetnę, z biczyska strzelę i hajda z ży ­ dami na dworzec!

Jak biedny jestem, za półdarmobym toto w y ­ woził. I jeszcze trzy z pieprzem i trzy czyste bym w ypił za ich zdrowie, żeby się prędzej wynieśli gdzie pieprz rośnie i ze sobą z połow ę naszych żydków w e świat zabrali.

Ino, żeby takie caszy najrychlej nastali, bo, póki co, to nas bez ten czas te nowe żydy z bebechami zjedzą razem z mojom kobyłom, czego i wam K o ­ chane Czytelniki życzę.

(4)

4 Ż Ó Ł T A M U C U A Nr. 17

£

ZPOWODUŚWTWIELKIEJNOCY NINIEJSZY NUMERŻÓŁTEJMUCHY11 WYCHODZI ZOPÓŹNIENIEM

KRONIKA FILMOWA AGENCJI „2OLTEJ PIECHY

(Przegląd tygodnia)

QW

PU

HARPAGON W NIEBIE.

Skąpiec umarł. Przybył do bram niebios i z; pukał.

Otworzył mu Piotr i zapytał:

— Co dobrego uczyniłeś na świecie?

— Dałem żebrakowi dwa grosze.

Otworzył Piotr księgi i spraw­

dził. Uczynek ten był zaksięgo­

wany.

— Dałem innemu biedakowi dwa grosze.

I ten czyn był zanotowany,

— Mów dalej, jakie jeszcze dobrodziejstwo uczyniłeś?

—■ Trzeciemu biedakowi kale­

ce dałem dwa grosze. Ale to już wszystko. Wpuście mnie!

Na to Piotr do głównego bu­

chaltera:

— Zwróć mu te sześć groszy i niech idzie do djabła!...

AKT 1.

Klub rzeźników.

„Klub rzeźników“ pragnie do­

konać wiwisekcji Europy.

AK T II.

Abecadło niemieckie.

Drugi z projektowanych okrę­

tów: pancernik B został spusz­

czony na wodę.

AKT III.

Nowy włościanin.

Pułk. Sławek dostał od swych wielbicieli z woj. lubelskiego za­

grodę włościańską.

AKT IV.

„Rada wojenna".

Żydzi tworzą radę wojenną dla obrony swych interesów. Jest tylko pewna trudność, co będzie, gdy wojna wypadnie w... sobotę.

Jeden z pionierów proponuje, ażeby na ten dzień wynająć...

chłopów.

PRZYSŁOWIE

Z KOMENTARZEM.

„Wstrzymaj się człeku z bólami, Aż zjedzie doktór z lekami"...

To przysłowie choć powstało, Przed dawnemi dosyć czasy, Jednak dobrze przewidziało, Leczenie przez „Chore Kasy".

A kto wstrzymać się nie w stanie, Gdy zasłabnie w dzień, czy

w nocy, Nie ma czasu na czekanie, Umrze snadnie bez pomocy.

A gdy przyjdzie stamtąd pomoc, Z myślą, że cię uratuje

Łykniesz sobie jakiś proszek, I ten — wreszcie cię otruje!

KĄCIK PRASY KRAJOWEJ.

Zagłębie Dąbrowskiego. Gdy by P°se{ D<&rowski miał syna: „Syn sze — I. K- C, POMYSŁOWY INKASENT.

Wiepszower szuka posady.

Z wielkim trudem udaje mu się wkręcić do firmy „Ogonkie- wicz i S-ka".

— No dobrze' — mówi szef—

zgadzam się wziąć pana na. pró­

bę. Niech pan pójdzie do firmy

„Wisełką i Syn" i zainkasuje 1000 zł. Od roku chodzą tam n a ­ si inkasenci i nie mogą nic wy­

dostać. Jeżeli przyniesie pan te 1000 zł. zostaje pan natychmiast zaangażonwany.

Wobec tego, idę, panie szefie.

Po godzinie wraca rozpromie­

niony Wiepszower do szefa.

— No i co, zainkasował pan?

— Proszę oto pieniądze!

— Jest pan zaangażowany.

Ale niech mi pan powie jak pan to zrobił?

— Bardzo proste. Przyszed­

łem i powiedziałem, że jeżeli nie zapłaci, powiem wszystkim wie­

rzycielom...

— 2e nie zapłacił?

— Nie, że zapłacił...

MIĘDZY PRZYJACIÓŁKAMI.

— Wiesz, jestem zdania, że kobiety nie powinny chodzić s a ­ me do kawiarni,

— A to dlaczego?

— No, bo muszą same płacić za siebie.

PRZED WYSTAWĄ FOTOGRAFA.

— Spójrz Karolku, ta pani z bukietem róż, to fotcgrafja mo­

jej ciotki.

— A to dopiero- coś nadzwy­

czajnego. Fotografja mego bra­

ta jest porozklejana na murach miasta, przyczem jest podpis:

1000 zł. nagrody.

(5)

Nr. 17 Z O L T A M U C U A 5

F E IU S

LIST OTWARTY DO

ADOLFA HITLERA.

Z N A R 0W 10N Y KONIK.

Cl c—I.

o

<! CD

Cl 3 P3 C3 Ś S B O 5 ’ sj f“t“ en

O

5

ż

rN ts o 3

Bajecznie p iękny i klaw y A dolfku! W ybierasz się ponoć do Rzymu, z w izytka do swe<5o p ro te k to ra i kolegi d y k tato ra?

Ślicznie! przejażdżka bardzo miła, ale czy to się opłaci?!

Bo żebyście obaj na łbach naw et staw ali, z rewizji tr a k ta ­ tów b ę d ą nici, a z ,,k o ry tarza guzik z pętelką.

Że na nasze Pom orze masz ap etyt, to wiemy, ale, A dolfku kochany, przysłow ie polskie mówi:

„Nie dla psa kiełbasa!"

Trudno. Obejdź się sm a­

kiem, a ta podróż do Rzym u też na djabła Ci się przyda. Co n a j­

wyżej d adzą Ci tam całą furę m .rccaroni i włoskiej oliwy, p o ­ czerń brzuszek Cię — nieboże — rozboli i to będą jedyne skutki tej politycznej podróży; mało zresztą efektow ne.

P rzestań więc, A dolfku z a ­ w racać sobie głowę „ k o ry ta ­ rzem ", siedź cicho w B erlinie i pij piwo, jakiego sobie i w szy­

stkim szwabom już naw aźyłeś, tylko pilnuj się, by Cl żydy i ko- kom uniści nie w rzucili kiedy do Twej bom by piw a —- bom by z dynamitem! Jeszcze Ci c y fe r­

b lat zeszpecą i nie mógłbyś s ta ­ w ać do konkursów piękności.

Ot, najlepiej wycofaj się z c a ­ łego interesu.

Bo, w łaściw ie, po jakiego dja­

bła masz być tak i — w ojow ni­

czy? to nie przy stało na —- p o ­ kojowego' m alarza!

Rzuć więc cały ten b a n k ru tu ­ jący interes i w racaj do swego fachu.

D y k ta tu ra to bardzo n iep e w ­ ny interes i na k ró tk ą m etę.

W eź się, Adolfku, do pendzla, maluj pokoje ,,na perłow o ze

szlaczkiem ", bo udaw aniem Bi­

sm arcka daleko nie zajedziesz!

A tym czasem trzym aj się c ie ­ pła i posłuchaj dobrej rady, k tó ­ rą Ci daje

Felek Moczymorda.

OSZCZĘDNY.

NA POŻEGNANIE.

Piani M iller żegna się z mężem przed wyjazdem . G dy mąż znaj­

duje się już w drzw iach, żona go strofuje:

— N atanie, pam iętaj, żebyś w drodze nie pozw alał sobie na żadne świństw a...

•— Co za św iństw a? — udaje pan M iller głupiego.

— M am na myśli dziew czyn­

ki, złe prow adzenie.

— Daj spokój — krzyw i się N atan z niecierpliw ością — g łu ­ pia, kto ma dó tego głowę...

33 W g

>

•s

Na ulicy spotykają się dwaj znajomi.

— A, kopę lat drogiego pana nie widziałem . Co słychać? W i­

dzę, że pan doskonale w ygląda że pan ma prześliczne i orygi­

nalne palto. Czy to angielski ma- te rja ł?

— Nie proszę pana. To palto mnie nie kosztuje ani grosza. N a ­ pisałem do kilkunastu firm k ra ­ wieckich z prośbą o przysłanie mi pró b ek m aterjałów palto- wych, a z otrzym anych k a w a ł­

ków żona uszyła mi to okrycie.

W tej chwili przychodzę do cie­

bie, kochanie, za małą godzinkę już będę...

T 33

N tn

03 o

B CCN B 3 B

3

3

5-

B 2 « 2 « O c—.

B P?

3 W

bS

(6)

6

C Z A S O D N O W IĆ P R E N U M E R A T Ę K W A R T A L N Ą

KRAKOWIACZKI POLITYCZNE.

N a D alekim W schodzie Nieźle się kotłuje, W ięc żó łtaw y Chińczyk Nieco źle się czuje.

W wielkiej też bojaźńi ,,M ocne“ są Sow iety N ietyle o państw o Co o w łasne grzbiety...

*

Na loterji ,,miljon“

Podobno w ygrali Trzej ludzie z Zagłębia I — nie zbzikowali!...

Do W arszaw y naw et T rójca ich już kroczy, By ujrzeli gracze Ich na w łasne oczy...

*

Przeszły św ięta, przeszły, I znikły kiełbasy, — Ludzie n arzek ają Znów ma ciężkie czasy.

K ażdy z W as mi pew nie P rzyzna trochę racji, 2e św ięta codziennie T rw ają u — Sanacji...

* S ytuacja ciężka I to nie są bajki,

Czego nam dow odzą . Rozpaczliw e strajki.

Choć mu nie przestaję Tego persw adow ać, Je d n a k mój żołądek N iechce zastrajkow ać.

* T em at rozbrojenia, W sposób groteskow y, Bez p rz e rw y w ałkują, Różne tęp e głowy.

W ięc, gdy się nie zmieni Ten stan konjunktury, Będzie rozbrojenie Lecz... na św ięty Jury!

* Sesja parlam en tu Z ostała zam knięta I posłow ie m ają D ługotrw ałe św ięta.

—• Bodaj to być posłem, W zdycha ktoś tam szczerze,

— Bo się nie pracuje, A dyjety bierze.

* Były św ięta, były Szynki i frykasy!

A le już m inęły

Te tak dobre czasy...

F a k t u mnie niejeden N abierze tw ierdzenia, — N iedobrze jest leżeć W łóżku z przejedzenia...

Ż Ó Ł T A M U C H A

PRAKTYCZNY K LIJEN T.

Do składu aptecznego w K a­

czym Dołku przychodzi pewien pan i prosi o proszek na owady.

— J a k ą ilość m am dać tego proszku? —- p yta aptekarz.

— Niewielką, proszę za 10 groszy.

— Czy w pudełeczku, — pyta aptekarz.

— Nie trzeba ani w pudełecz­

ku, ani w papierku, odpowiada kupujący, — proszę mi wsypać odrazu... za kołnierz.

Ta św inka je s t bardzo m ądra ile razy pokażą je j butelką, natych­

m iast zw ija ogon w korkociąg.

NASZA MŁODZIEŻ.

— J a k ci nie w styd, Janku, przynosić do domu tak ie złe św iadectw o. Pom yśl tylko, co będzie, jeśli zostaniesz na drugi rok w klasie i o cały rok dłużej będziesz m usiał chodzić do sz k o ­ ły.

—• O to byłoby bardzo pięknie, tatusiu, o cały później będę bezrobotnym .

Nr. 17

P. Sęp: p rzytaczam uryw ek Pańskiego listu: ,,— przesyłam w yczyny mojego fenom enalnego tale n tu do um ieszczenia... ku rozpaczy czytelników , lub w k o ­ szu — ku ich pożytkow i".

Szanow ny Sępie, staram y się jak możemy; czytelnicy o trz y ­ mali przydział: ku rozpaczy i ku pożytkow i, zresztą proszę p rze j­

rzeć num er w ielkanocny.

Prosim y o w spółpracę.

P. M. O. Warszawa. Tyle z a ­ strzeżeń w ta k krótkim liściku, a próbek talen tu tak., mało, że nie będzie m ożna załatw ić s p ra ­ wy za pośrednictw em papieru.

Chcem y Cię, o m istrzu, ujrzeć!

Kochany Panie Marjanie w Bałciszkach. Zrobione, ale pod m aleńkim w arunkiem : zostań Pan korespondentem , darm o nic niem a na świecie! P ow odze­

nia ■— i... czekam y.

P. Leon Neon: Część m aterja- łu zużytkow aliśm y i to w spo­

sób... przyzw oity.

1) D obrych rzeczy — jaknaj- więcej, całą kupę!

2) Ód poniedziałku — do s ,- bo ty (niedziela też!).

3) W szystko, co zasługuje na napiętnow anie: draństw a, ła j­

d actw a wszelkiego gatunku i t.

p. kw iatuszki.

4) Tutaj nas pan dotknął!...

H onorarjum ?... T akie w stydliw e słowo... lepiej napisać! List w y ­ słany.

PORÓWNANIA.

Gdzie „czerw oniak" — tam jest bajka.

A gdzie student — zgniłe jajka.

Gdzie O aza — tam W ieniaw a.

A gdzie on jest — tam zabaw a.

Gdzie dziew ica — tam bachory.

A gdzie są radni — siana wory.

Gdzie jest forsa— tam w re życie.

A gdzie H itler — m ordobicie.

Gdzie są śluby — tam rozw ody A gdzie Bebe — tam i brody.

Gdzie jest sejm —- tam wielki zam ęt A gdzie G enew a — straszny la ­ m ent Gdzie jest p a rtja — trm cynicy Gdzie m inistry — pułkow nicy.

Gdzie w ypadek— głupców koło, Gdzie Żółta M ucha — tam w e­

soło.

(7)

N r. 17 Ż Ó Ł T A M U C H A 7

W P O R Ę SIĘ Z O R JE N T O W A Ł .

— ■ J a k s ły s z a łe m , n ie m ie s z k a p a n już w ię c e j u p a ń s tw a I? D la ­ cz e g o , c z y n ie p o d o b a ło się p a ­ n u u n ic h ?

— A c h , nie, b a r d z o m i b y ło ta m d o b rz e i w y g o d n ie , c z te r y m ie s ią c e w s z a k u n ic h m ie s z k a ­ łe m , g d y w te m d o w ie d z ia łe m się,

że w m ie s z k a n iu n ie m a m ł a ­ z ie n k i.

D O M Y ŚL N A .

— J a k a ta m le c i ła d n a a e ro - p la n a — w y k r z y k u je s łu ż ą c a K a sia , w y g lą d a ją c p r z e z o k n o .

— N ie a e r o p la n a ty lk o a e r o ­ p la n .

— A s k ą d p a n i w id z i z t a k d a le k a , że to on, a n ie o n a ?

ZR O Z U M IA Ł E .

— C z y n ie o b a w ia się p a n o w ła m a n ie do p a ń s k ie g o p r z e d ­ s ię b io r s tw a ?

— N ie, mój b u c h a lte r śpi ta m .

— N o ta k , a le n o c ą ? K O M U B Y NIE ŻYCZYŁ.

— N ie ż y c z y łb y m te g o , co mi się d zisiaj z d a rz y ło , n a jg o rs z e ­ m u w ro g o w i.

— C o się p a n u z d a r z y ło ?

•— W y g ra łe m g łó w n y los n a lo te rji.

d ę?

P O W Ó D .

C zy m a pian w d o m u w in - T a k , a le n ie u ż y w a m jej.

A to d la c z e g o , cz y o b a ­ w ia się p a n :

— N ie, p a r te r z e .

a le m ie s z k a m n a

G O R G O N O W A . L u d z ie c h y b a p o s z a le li,

W s z ę d z ie s ły c h a ć s p o ró w sło w a , C zy je s t w in n a , c z y n ie w in n a — O s k a r ż o n a G o rg o n o w a .

P r a s a s p r a w ę ro z d m u c h u je , D ą ć w m ie c h s e n s a c ji g o to w a , L e c z p o tę p ić te n f a k t tr z e b a , B o s e n s a c ja to n ie z d ro w a ! Z a b iła , cz y n ie z a b iła ...

T o je s t ty lk o s ą d u s p ra w ą , Z a w r a c a n ie g ło w y w p ra s ie , B a rd z o g łu p ią je s t z a b a w ą .

D W A C H A R A K T E R Y . B y li d w a j b r a c i a : P ie r w s z y m a rz y ł, g d y p a t r z y ł g o łe m o k ie m n a g w ia z d y , a d ru g i m a ­ rz y ł, g d y r z u c a ł o k ie m n a g o łe g w ia z d y ...

M A R Z E N IA D Z IE W IC Y K R A K O W S K IE J.

— C z e g o b y ś n a jb a r d z ie j p r a ­ g n ę ła , Z o siu ?

—■ D o s ta ć b ile t n a r o z p r a w ę G o rg o n o w e j.

L A T A J Ą C A R O D Z IN A .

— S ły s z a łe ś , t a z b z ik o w a n a P e m p k o w ic z ó w n a u c z y się p o ­ d o b n o lo tn ic tw a ?

— N o, to już t e r a z C ała r o ­ d z in a la ta !

— J a k t o ?

A n o t a t a la ta u s ta w ic z n ie za g o tó w k ą , m a m a la ta p o k o ­ m in k a c h , c ó r e c z k a la ta n a a e r o ­ p la n ie , b r a c is z e k la ta z a s p ó d ­ n ic z k a m i, a n a w e t s t a r a c io tk a m a l a ta ją c ą n e r k ę !

fts i© IR

MO . .

K IE P SK I M A J S T E R . Im ć W a le r y to je s t m a js te r, K tó r y c ią g le g n ie c ie k la js te r I nim s k le ja ć u siłu je

B. B., co się ro z la tu je .

W c ią ż się k r z ą ta , p a n ie d zie B y n a r o b ić d u ż o k le ju , C o m a s p o ić ja k c e m e n ty T e n ie s fo rn e re g im e n ty . A le tu się rz e c z w y ła n ia I k a ż d y je s t te g o z d a n ia , Że te j p r a c y g ó ra c a ła P s u n a b u d ę się n ie z d a ła .

iu,

? s-w s

I

d

s

U

w , . o

£*<•■»

o. 0! 8S

" r tN s, C. o

S' « S

® BP (t

= I n N K 1 X O o N >

3 l-

P>_ O -c w o 3- C z

«■-j, g 2. n

r >

K. n h

3 * ,

C i

3.

N 2

o N

o; p o

B I S Ł S

— P a n ie M o n ie k , ja k i a m e r y k a ń s k i r e ż y s e r f ilm o ­ w y je s t z d a n ie m p a ń s k ie m n a jle p s z y ?

— C e c il B. d e M ille. T o je s t p o p r o s tu a m e r y k a ń s k i L e j t e s !

— C o to je st, p a n ie A je r ta n c : n ie je, n ie p ije , a c h o ­ d zi i b ije ?

— W isz p a n , że n i m a m p o ję c ia !

— N ie w isz p a n ? T o h itle r o w ie c n a d jecie!

*

— K u b u c h n a , d la c z e g o g n ie w a s z się z P e lik a n e r e m ?

— B o o n je s t g lo b a ln y chr.m uś! N ie d a w n o n a z w a ł m n ie p u b lic z n ie s ta r y m b ek on em !!!

Z PRZYCZYN. NIEZALEŻNYCH Ol) REDAKCJI, NU­

MER NINIEJSZY „ŻÓŁTEJ MUCHY", JAKO PO- SWIĄTECZNY, Z,OSTAŁ OPÓŹNIONY.

„MYŚL NARODOWA"

tygodnik pośw ięcony k u ltu rze twórczości polskiej pod re d a k c ją : * Z. WASILEWSKIEGO I J. REMBIELIŃSKIEGO

CENA Z DOSTAWĄ

W K R A J U : rocznie zgóry . . . zł. 32.—

półrocznie k w artaln ie

OO, ct T3 (o

o Ł P- r ' p g o h j 2 cos

1 g j b -

•-<J l-J Q, O

r> p N * O i 5 N

2 . f - p - S '■ 5 o

I s b : p S . » 'ń

"O N 13 JT

£.« 3 3

“ p p — ■

K y) p

O- 03 N O H .

3 S

^5. pj o C ŁR ca.

17.

9.- K onto czekowe na P. K. O. Nr. 3.105.

N tt

•—• 03 - O- O *-< 03 O N r-ł- o p g s.

o or o.

(8)

8 Ż Ó Ł T A M U C H A Nr, 17

<

N en P

<

O en UJ

RÓŻNICA.

— Pan nie jest w cale taki głupi na jakiego pan wygląda.

— T ak. I to jest w łaśnie ta zasadnicza różnica m iędzy nam.i

U CHOREGO.

—- P ro s z ę , panie doktorze, śmiało... otw arcie... jak mnie p an dziś znajduje?

— Czy mogę mówić o tw a r­

cie?

— A proszę.

— C horoba p ań sk a dziwnie oddziałała na pam ięć...

— Nie czuję żadnego p rz y tę ­ pienia pam ięci.

— Owszem... Ju ż trzeci raz wychodzę bez honorarjum .

POLOWANIE NA AN IO ŁKA POKOJU.

■Hitler: Ciekaw ym czy wpadnie?!...

•M £» O' W in M Z O ó o

hJ w

I-I o Jd

U W N Q _| -bjw

» 6*c

1 *

o

g

kJ 'o

■ l " f l

o -I

£ <

.2 ■-

<0 O 'o

•OD "et 8 2

Ol >s 3O

* &

® o 3 2

" i nS

.2 §

Pu O Pu

T ak ni z teg o ni owego, Pan Ja n spotkał Ignacego.

Idąc dziś p o Nowym Świecie I nie poznał go, czy w iecie?

Ja k iś elegancki m łodzian,

N ajszykow niej w św iecie odziani

— Nie poznałem ! Co now ego?

— Nic, w racam od Czapińskiego.

St. Czapiński, W arszawa, ul. M arszałkowska 145.

REKLAMACJE GAZETOWE w myśl przepisów Minister­

stwa Poczt i Telegrafów, dotyczące nieotrzymanyc.h pism, są doręczane bezpłatnie, o ile są wysyłane jako karta poczto­

wa lub pismo w niezaklejonej kopercie i t. p. z widocznym napisem „Reklamacja gazetowa".

ADMINISTRACJA.

POLECAMY:

f a b r y k ę

K A P E L U S Z Y

filcowych, słom kowych i galanteryjnych

W A C Ł A W A S Z U L C A

pod dyrekcją b, wł. firmy

„M. Reczyński"— Czesława Małeckiego

W arszawa, Chmielna 15. — Telefon 307-76, Przyjmującą w szelkie przeróbki.

HOCKI — KLOCKI.

W tajem niczeni opow iadają, że H itler, jako m alarz, lubow ał się w kolarze czerwonym . Jasnem staje się więc, czem u tak gęsto krew się leje po ulicach B erli­

na i czem u ta k ostro w zięto się do „czerw onych".

*

W ięźniow ie brzescy zgłosili kasację do Sądu- N aj­

wyższego, m otyw ując ją słowam i roty: „Nie damy po-brześć mowy" naszych obrońców...

*

Po ostatniem ban k ru ctw ie saraochodow em mina F orda skw aśniała. Przyjaciele byłego p o te n ta ta tłu ­ m aczą to założeniem przez F o rd a fabryki... octu.

*

Pew ien k lijent zaskarżył kupca z N alew ek do s ą ­ du. W spom niany klijent nabył m ianow icie dnia 1 kw ietnia tow ar strasznie lichy, k tó ry zachw alany był przez kupca, jako prima... Na rozpraw ie sądowej kupiec w ytłum aczył, że pow iedział prima, zapom niał

zaś dodać aprilis,..

ZŁOTA 7 róg M arszałkowskiej

Polski Przem ysł Meblowy „S T Y L “

Ja k tanio można kupić za gotówkę.

CENY:

SYPIALNIA

dąb jasny skromna 10 sz-t. 600, ,, ,, wykw. **10 mahoń wykwintny 10 jesion., orzech wykw. 10 palmowa luksusowa 10 STOŁOWY

dąb skromny ,, wykwintny orzech wykwintny

,, b. wykw.

GABINET dąb skromny

,, wykwintny orzech wykwintny

b. wykw.

1415 15 15

SALON

stylowy złocony i mah. 1200.—

mahoń empire 10 szt. 600.—

800.— czeczot 10 ,, 450.—

1100.— mahoń ciemny 10 ,, 350.—

KLUBOWY KOMPLET 1250

1800. Skóra kozłowa 900.—

,, wołowa I 75O.r-

,, barania 550M—

gobelin 400.— .

1250.- KREDENSÓW wybór od 150;—

1800.— STOŁÓW rozsuwanych od 50.—

KRZESŁA kryte skórą od 15.—

SZAFY 2 drzwiowe z lustr. 250.—

BIBLJOTEKI oszklone 90—

BIURKA szafkowe 120 — TAPCZANY różne od 100—

450.- 800.—

475 — 750—

1000.

1500.

Do każdego przedmiotu firma doręcza list gwarancyjny.

P re n u m e ra ta : (z p rzesyłką): miesięcznie zł. 1.00, k w a rta ln ie 2.50, półrocznie zł. 4.50. rocznie J . 8.00.

Zagranicą 100% drożej. Konto w P. K. O. Nr. 27455. ______________________ _ Ceny ogłoszeń: C ała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. '/a — 150 zł. '/t 75 zł. j/ą 40 zł. Marg. 50 zł.

R edakcja i A dm inistracja (poniedziałki i czwartki od 12 do 2 p.p.). W arszawa, W arecka 11. Tel. 291 16.

R ed ak to r: Stanisław Kaczmarski

Należność pocztowa uiszczona ryczałtem

Wydawcy: Stan. Kaczmarski i Marjan Zawistowski

S-ka, Warecka 15 Zakl Druk F W yszyński

Cytaty

Powiązane dokumenty

Następnego- dnia kom ornik dokonał zajęcia na p o ­ zostałych gratach pana Licytatow icza, term in egze­.. kucji został

czyli o tern, co się przytrafiło generałowi Zarzyckiemu w Sejmie, gdy ruszył...*. Uprzejmieprosimyszanownychprenumeratorów&#34;uregulowaniezaległej prenumeraty, gdyż

Wojownicze mowy Hitlera, Hitler Francji wciąż urąga, Jawnie śliną się zapienia, By nie ściągnął na się drąga I to w przeddzień rozbrojenia.. Akt

krą, uczy się pić, więc Na całym świecie jest tylko dwuch pełnowartościowych nauczycieli: — jeden to ja, a drugi — Wieniawa, chociaż i on przy mnie.. —

biorstwem wszak jest tera, więc powinny jak przy­. stało, dać dochodów kupę

wania indywidualnego u pierwszorzędnego peda- , M 2* Pytanie: — Mam piętnastoletniego syna, który w ostatnich czasach nie tylko opuścił się w nauce, ale stał

Sprobójcie tylko powiedzieć, nie, a ja wnet zgodę zaprowadzę, jak się

W Tybecie kurs się zmienił, przyszli ludzie nowi O marsowych obliczach, ekstraideowi,.. Dygnitarze, co wszystko robią w myśl rozkazów, Tajemniczo, stanowczo,