„ humor — to zdrowie". W arszaw a, dnia 5 m arca 1933 roku. Cena num eru
20
gr.10
R ok
V
£ / ---
Przegląd tygodnia — w krzywem zwierciadle
W AŻNIEJSZA ROBOTA: Jam nie student, panie „władza", niech mnie pan nie odprowadza, pójdę sam, zawiany krzyw
kę!... Czy mnie bierzesz pan za świnkę, co z protestem na kuperku latała po uniwerku?! Swe czynności niech pan
skraca, w Gdańskim porcie — czeka praca!
ODJAZD „FLOTY" RZECZNEJ: Pod Modlinem Kazuń le
ży, pod Kazuniem Wisła bieży i tej Wisły wartkie siły bao- nową kasę zmyły... Głoszą plotki, że na flotę pewien płatnik miał ochotę, hulał... dawał... sercem całem, skończyło się —
kryminałem!
WYDATEK NA TRUMNY: W magistracie chłodno, głodno, czyżby na psy zeszło Grodno? Urzędnikom jeść dać trzeba nie obejdą się bez chleba! Raczcie przyjąć mądry morał:
umrą _ w kogo będziesz orał? popuść im ściśnięte pasy, prezydencie Brien de Lassy!
EXPOSE BUDŻETOWE: Prezydencie, bądźże zdrowy, za twój budżet kryzysowy!... głosi wszak przysłowie siarę, wszy
stko dobre, ale w miarę! auta... światło... tełełony... lu
dzie... teatry... miljony... Jeśliś z tego kaszę zwarzył, czernie będziesz pan włodarzył?!
2 Ż Ó Ł T A M U C H A Ne 10
Uprzejmieprosimyszanownychprenumeratoróweuregulowaniezaległej prenumeraty, gdyż wprzeciwnymraziezmuszeni będziemywstizymać wysyłkę dalszych numerów. Administracja„Żółtej Muchy1'.
A rty k u ł w stępny
Tak się już jakoś dziwnie plecie, Że choć chcę pisać wieści inne, Ciągle mnie jedno... w dołku gniecie, A Bóg wie, co jest temu winne!
I chociaż chciałbym, to nie mogę, Bo żółcią pluje mi atrament,
W sejmową wciąż mi chlapie drogę, I mąci uczuć mych firmament.
Więc ciągle stają przed oczyma Postacie puste i słomiane,
Każda się ręką klamki trzyma, _ Drugą zaś — robi „nową zmianę"...
I tak niejeden, raz za razem W yczynia pełno wrzawy, krzyki, Że nic nie puści w życiu płazem, Bo to ich — „program polityki"!
Młodzieży serca przeinaczy, Dziadków skaptuje na swą stronę, Zobaczą wszyscy co „on" znaczy I jaką praw swych ma obronę...
Z katedry — zrobią barykadę, Opornych zgniotą bez apelu, A później urżną nam „Brygadę , No i tak — dopną swego celu.
Rezultat będzie później taki, Pełen emocji i sensacji, Że sanacyjne szkolne żaki, Zostaną znowu, przy swej racji!
ZMIANA NA LEPSZE
O wszelkich nowościach czytamy z ochotą. Przemyśl i knpiectwo —;
stanęło na nogi! Dawniej samochodem, a teraz — piechotą, łażą ct szczęśliwcy dzisiaj, panie drogi!
HOCKI - KLOCKI
Moda na Bug, skłoniła posła Sanojcę do zmiany nazwiska na Bug-ojca.
*
Zreformowane przysłowie o zredukowanych sanatorach: „De mortuis nil, nisi b e b e .
*
Poseł Wiślicki nie oponuje przeciwko skróceniu czasu prze
mawiania w sejmie. Rękoma wszak nikt mu nie zebrania mó
wić. *
Wobec ograniczenia czasu przemówień posłów w sejmie, doszło do- tego, że posłowie opo
zycyjni n i e d y s k u t u j ą z rządem, lecz z... zegarkiem, (w ręce).
*
Z powodu zachwianego stanu wielu domów handlowych w Warszawie, Komisarjat Rządu wydał nakaz, by żadne ciężaro
we wozy nie przejeżdżały ulica
mi miasta.
*
Ford zbankrutował, jest to bezwątpienia jedna z najwięk
szych katastrof samochodowych w ostatnich czasach.
*
W swoim czasie urzędnicy na
szego magistratu narzekali na z im n o , panujące w salach, (o- szczędność na opale). Obecnie, w przededniu ogłoszenia „list redukcyjnych" zrobiło się im
g o r ą c o .
*
W związku z nominacją am
basadora Patka, będziemy o- trzymywali komunikaty krajowe Pata i zagraniczne Patka.
*
Hitler „siedzi" już „w gabine
cie", narzeka jednak, że potrze
bny mu jest do kompletu „kory
tarz", a będzie miał całkowicie urządzone mieszkanie, do które
go dostarczono mu również u- meblowanie, obecnie nadchodzi
• pora na „obicie"; możemy się podjąć bezpłatnej dostawy.
ZYGZAKI SEJMOWE.
W dekretach sejmowych po
słowie z Bloku bardzo rzadko przemawiają.
A jeśli już nawet występują, to też nie z a b i e r a j ą gło
su, lecz... czas.
Podczas debaty sejmowej nad ustawą o zniesieniu autonO' mji, posłom z Koła Żydowskie
go" poprostu r ę c e... nie opada
ły. *
Podobno jakiś wynalazca za
proponował Marszałkowi Sejmu wprowadzenie l i c z n i k ó w dla jeszcze ściślejszego ograni
czenia czasu przemówień.
UCIESZYŁ SIĘ.
Włamywacz (celując z rewolweru do zbudzonego pana domu, który przera
żony chciał wyskoczyć z łóżka): — Pst.„ leżeć cicho, nie ruszać się, ina”
czej trup,., my szukamy pieniędzy!
Pan domu: — Co pieniędzy, na- prawdę? ależ chłopcy kochani, chęt nie z wami też szukać będę.
SPOSÓB NA MYSZY.
—■ Mężusiu, bądź tak dobry i kup m>
parę łapek na myszy.
— Co znów? — zdziwił się małżo
nek, toż dopiero przedwczoraj sześć sztuk ci kupiłem, czyżby się już wszy
stkie popsuły?
—■ Ach nie, — wyjaśnia żonka, ale żadna nie jest wolna, są w nich my
szy.
Ni! 10 Ż Ó Ł T A M U C H A 3 LOTNA KSIĘGARNIA.
Skąd publika forsy bierze?
Nieraz dziwię ja się szczerze, Bezrobotni wszyscy prawie, A wesoło je w Warszawie...
Tu jest właśnie wielka stuka...
Ten kantuje, ów oszuka, Do ,,opieki“ tamten puka, Lub w kieszeni cudzej szuka!
I tak w kółko człek handluje, Trochę przytem oszukuje, Troszkę sprzeda, troszkę wmani,
Bo inaczej — to do bani!
Spójrz; u Trzaski, Michalskiego, Lub u Arcta, u Wendego,
Czy kto nie kupuje czego?
Nie zobaczysz psa zdechłego!
Panie, dzisiaj nikt nie głupi...
(Proszę, niech pan książkę kupi!) Sama nowość się utrafia,
Jest najnowsza... pernografja!
Jestem filja Gebethnera, Oddział lotny, jak cholera, Gdy zobaczę polikiera, Wnet się nogi za pas zbiera!
PODEJRZANA KUROPATWA.
Toto je st zap ro szo n y Ho jednego ze sw ych znajom ych na polow anie n a k u ro p atw y . I oto sto i z fuzją w d r ż ą cych d ło n ia c h i ro zg ląd a się w około;
p rzeg ap ił k u ro p a tw ę , k tó r a z b e z c z e l
nym spokojem p rz e le c ia ła tuż k o ło nie- g°-
— D laczego u licha nie strz e la sz ? w oła zap erzo n y przyjaciel,
— Hm... bo w idzisz, ona mi coś za w olno fruw a, —■ odpow iada Tolo.
—■ T em lepiej, łatw iej m ożna tr a fić! — Tolo p o trz ą sa głow ą z p o w ą t
piew aniem ; —• M nie się te n w olny lot w ydaje coś podejrzanym .
— Co p rzez to rozum iesz?, — p y ta zdum iony przyjaciel.
— M oże ta k u ro p a tw a je st już n ie zupełnie św ieża.
NAJWIĘKSZY KŁOPOT.
W szk o le g o sp o d a rstw a dom ow ego by ły obznajm iane z obow iązkam i g o sp o d a rstw a dom ow ego n a w e t najm ło d sze dziew czynki. A w ięc z w y ch o w a
niem dzieci, p ra c ą m atk i p odczas d u żego p ra n ia i t. d.
— Pow iedz mi, M ichasiu, — p y ta n au czy cielk a, — co 'tw ej m atce w go
sp o d a rstw ie dom ow em sp ra w ia n a j
w ięcej p ra c y ?
— Michasia (bez w ahania): — T a tuś, pro szę pani!
JAPOŃSKIE KŁOPOTY MAMUSI LIGI.
Oj te moje dziatki!... nabroją,
3 potem się jeszcze obrażają!
USPRAWIEDLIWIONE OPÓŹNIENIE NASZEJ KOLEJKI PODJAZDOWEJ.
Naczelnik stacji (do m aszynisty, k tó ry p ro w ad ził pociąg): — No p rzecie w reszcie jesteście, bójcie się Boga, p o ciąg praw ie p u sty i całe p ó ł godziny o późnienia?
M aszynista: — B odaj ich połam ało...
łobuzy, gałgany W y o b raź pan sobie, gdy p rzejeżdżaliśm y p rzez las, p rz y w iązali o sta tn i w agon do drzew a...
MŁODA GOSPODYNI.
— A ch, m ężusiu, zo staw iłeś drzw i od kuchni otw arte, w ia tr p o p rz e w ra cał k a rtk i w mojej) książce k u c h a r
skiej i oto te ra z nie pam iętam , co z a częłam gotow ać!
NOWOCZESNE DZIECI.
Adaś (płacząc rzew nie): — A w ięc Zosiu, nie w ysłuchasz mej p ro śb y ?,. W tak im razie, jak ty lk o do ro sn ę, z a strz e lę się.
K O M P L E T Y Z R O K U 1 93 1 i 1 9 3 2
WICEK I WACEK
Wisz Wicek, byłem ci ja kiedyś windziarzem w ho
telu. Jechałem ci raz z gościem na szóste piętro, a że nudno było, jak po rycynie, pytam się;
— Bardzo szanownego' pana dobrodzieja przepra
szam, czy pan nie zgubił dziesięciozłotówki.
Gość mi powiada; Tak, zgubiłem. Znalazłeś ją?
_ A ja w śmiech i mu w te słowa; Ja nie znala
złem, ale pan dobrodziej jest już ósmym panem, któ
ry przyznaje się do zguby.
*
Słuchaj Wicek jaką ci wczoraj hecę miałem; cho
dzi mój synek po podwórku i kurzy papierosa. Aż tu sąsiadka nasza, Kunegunda Klaps, zwraca mu inteli
gentnie uwagę:
_ Smarkaczu, odłóż tego papierosa, bo poskarżę
się twojej mamusi. _
A wisz Wicek, co on na to? — Uspokoj się pani, bo się panu Klapsowi poskarżę, że pani zaczepia obcych mężczyzn...
A to morowo jej powiedział.
Ale już późno. Do zobaczenia i usłyszenia za ty
dzień w „Żółtej Musze".
H mokrej Ameryce
Ł g£-3 o ro
ROOSEWELT DO HOOVERA: Pij, pij, pij bracie, pij!...
(na nutę znanej piosenki).
o 'I-I P W . - N TO w N - 3 n 3 o g - g OO. °
G. cr po
2 zr
O a o
' ” 3
• p
o <Zi N
Ch
.2 «
cd
w
Nowa „Z.U,P.-a"
Nową kaszę znów się warzy, Coś nowego- w głowach chlupie:
Wsadzać wszędzie komisarzy, Już z nich jeden siedzi
w Z. U. P-ie Lecz się pono na to krzywi Bezrobotnych liczna grupa,
Bo niebardzo jest pożywna Komisarska owa „Z.U,P-a".
WYJĄTEK Z LISTU WIE
ŚNIAKA do syna w mieście...
...i przez pana Jana przesy
łamy ci 20 złotych, które ci ma
ma posyła bez mojej wiedzy, a Marysię do posług, która przy- jedzie do miasta na karej klacz
ce. Możesz na niej jeździć, lecz jej zbytnio nie zamęczać, oraz pamiętaj synu, byś mi wstydu nie robił i dobrze się uczył, gdyż inaczej niczem nie zosta
niesz, jak tylko osłem, ja zaś pozostaję twój
Ojciec,
ZŁOTE MYŚLI.
— Najlepiej smakuje pieczona kacz
ka, gdy je się ją we dwoje, np. dzisiaj będę jadł pieczoną kaczuszkę, bę
dziemy również en deux: to znaczy ja i... kaczka.
MIĘDZY KOLEGAMI.
—- Wiesz co, Władek się żeni.
—■ Jakże się może żenić, gdy jest chory...
—- To też właśnie, zgubi nas wszyst
kich.
PRZYSŁOWIA PRZESTAŁY BYĆ MĄDROŚCIĄ NARODÓW...
„Kto rano wstaje, Temu Pan Bóg daje",
Jest w te-m pewnie prawdy trocha — Ale bywa też inaczej,
Niejednego znam ja śpiocha, Któremu nie brak kołaczy.
Inny zaś wstać się nie leni, Co dnia się przed świtem zrywa, Lecz wciąż płótno ma w kieszeni, Fortuny mu nie przybywa!
SŁOWNIK HUMORYSTYCZNY (ciąg dalszy).
J.
JADŁO — inaczej trucizna, jad.
JAW N Y — mieszkaniec wyspy JERZYNA — ukochana
TTTnr - Jerzyka.
JUBILER — obchodzący jubi
leusz pracy społecznej.
JUTRZNIA — kobieta, żyjąca lepszem „jutrem".
JEDYNAK — zwolennik BB„
głosujący na jedynkę.
KADENCJA KALKULOW AĆ KAN A LJA
K.
- żona Kadena Bandrowskiego.
fabrykować kalkę, kobieta, czysz
cząca kanały.
KANONIER — postępujący w myśl utartych kanonów.
KANCIARZ — wyznawca nauki
DnTT? Kanta
KAPCIE — dzieci kapcana.
KAPELAN — inaczej dyrygent, kierujący kapelą,
(c. d. n.).
Życzliwy kelner.
Gość (oburzony): Kelner, ta pieczeń, to podeszew! całkiem nie nadaje się do jedzenia!
Kelner: To samo i ja pomyśla
łem, panie dobrodzieju, nie chciałem tylko o tern mówić, ażeby nie psuć panu apetytu.
PROJEKTOWANE ZM IANY BUDŻETU.
s meje po obno plan przeniesienia na stanowisko premiera Pry stora, min. spr. zagr. Becka. Premjer Prysior, dowiedziawszy się o tern, po
biegł na skargą do Dziadka ż bekiem...
niebezpieczna k a t a r y n k a
.
Prasa donosi, że Hitler zastrzegł sobie bezpośredni nadzór nad
niemieckiem radjem.
„ZGODA" SEJMOWA.
— Jest pan głupcem! — A pan draniem!
— A pan zato jesteś osłem-!...
W taki sposób „rozmawiali"
Jeden poseł, z drugim posłem.
A za chwilę — rękoczyny!
Na wymyślań płynąc fali, Rozgniewani, tocząc pianę, Za czupryny się porwali.
A wtem rozkaz słychać z góry A by „sprzeczce" pokój dali, Więc się „całkiem pogodzili".
Choć... zębami zazgrzytali.
Ns 10 Ż Ó Ł T A M U C H A 5
KRONIKA FILMOWA AGENCJI „ŻOŁFEJ MUCHY"
(Przegląd tygodnia)
AKT II.
Skąd idzie bieda...
Dlaczego jest w Polsce T ak a w ielka bieda?
— Bo jeden ssie w szystko, A drugiem u nie da.
AKT III.
Oj ta Żółta Muszka!
Czasem utnie m uszka, A ż w łeb k u zachrupie, Usiadła na głowie — Trudno ciąć po., plecach.
AKT IV.
W ykresy graficzne, E kłiptyczny w ykres Zbyt „tęgiego" nosa, Po B rześciu i spraw ie P o s ł a W . W i t o s a . KRAKOWIACZKI
POLITYCZNE.
M asę bezrobotnych Ma zatrudnić Bebe, — G dyż poznało ono Ogólną potrzebę,
J a k z tem kiedyś będzie — Życie nam okaże, —
K tóre z tą „tw órczością"
Nie chodzi już w parze.
Spisek w Jugosław ji * Zrobił dość hałasu, No i w ładzom spraw ił Sporo am barasu.
Lecz zato II Duci I Dołłfuss poczuli, Że lepiej pilnować Swych czarnych koszuli.
* Pogłoski okropne
Biegną na wieś z m iasta, — Bo nowy podatek
Ma uchwalić „kasta".
Czy nie lepiej będzie, J a k myślicie „drodzy", — Nonsensy przytrzym ać Troszeczkę na wodzy.
AKT I.
W ogródku dziadunia.
W ogródku dziadunia R osną sobie kw iatki, Obcym w stęp w zbroniony, Nie pchajcie się dziatki.
G daczą w ciąż i gdaczą Na sejmowej grzędzie:
M aluczko, m aluczko, A już lepiej będzie.
Lecz to nam otuchy W cale nie przysporzy, Bo w szyscy czujem y — Że coraz to gorzej!
P. Casus: S zanow na Pani, p ięk n e to i w zniosie, gdy k to m a siln ą w iarę w e w łasne siły, trz e b a w ięc w reszcie i w innych w zbudzić to p rzek o n an ie.. Mój B oże, jeśli P an i w idzi tyle rzeczy złych, to prosim y — daj nam choć jed n ą — -dobrą!... A lbo, poco ta k ie o stre ż ą
d an ie: jed n ą rzecz, n a d a ją c ą się w re s z cie do... d ru k u . C zekam y!
P. dr. M. D obre rzeczy ch ętn ie d r u kujemy... N atu raln ie, p łacim y i to go- tów -ką! W ogóle, n ad sy łan e nam u- tw ory, d zielim y n a dw ie grupy: na u- tw o ry w łasn e i utw ory... niew łasne; te ostatnie, jako fałszow any tow ar, bez litości — pakujem y do kosza.
P R Z E W ID U JĄ C A .
P ani do m ęża: J a k ci się A dasiu p o doba n asza now a słu ż ą c a ?
Pan: — N adzw yczajnie!...
Pani: — S p o d ziew ałam się tego! t o te ż zgóry w ym ów iłam jej służbę!...
W Y R O Z U M IA Ł A K U C H A R K A .
P an i (godząc now ą k u ch ark ę): — C zem u n ie p o k ażecie mi sw ojej k s ią żeczki słu żb o w ej?
K ucharka: — Ł ask aw a pani, czynię to tylko p rzez w zgląd na d aw n y ch m o
ich chlebodaw ców , nie mogę p rzecież ta k ich blam ow ać, że co dw a ty g o d nie zm ieniają k ucharki!
„WALUTA OBIEGOWA".
Pani Kohn zban k ru to w ała i to na fest, tak „morowo", Łka do swoich w ierzycieli: ,,— niemam forsy, płacę
głow ą”.
Na to w ielka ich grom ada, jak stado lwów zaryczała:
— Co nam' po twej głupiej głow ie? — Zapłać inną częścią... ciała!
W szak przysłow ie przecież głosi, że: kto nie ma srebra, miedzi, Ten swe długi regulow ać musi tem , na czem się siedzi!
PRZYSŁOWIE O DŁUGACH.
Dobro Państw a jest praktycznym w ynalazkiem i długo m ożna je eksploatow ać.
H. S Z Y M A L A
WARSZAWA CHMIELNA 10 WAnECKA 11 TEŁ 759-53 TEL. 291-16
Pościel, w yp raw y ślubne i n ie m o w lę c e , kapy, fira n k i, kilim y, la lk i a rtystyczne, poduszki salonow e, wzory:
p ie rze , puch, w a ta , w ło sie
D o s t a w y d l a in s ty tw c y j.
F irm a istn ie je od 1 9 0 9 r.
Konto P. K. O . 1 8 2 5 9 .
N- C_ps
O '<
po Co 3 Cl S O Ć5
$ N
&
g g PT N
O Oty Cu
3
N *3
ca tn
O
*
cs wN
CS
3 i 5 >
c &
r 3
CS
3
i
es <
IT .3 es
Ww
6 Ż Ó Ł T A M U C H A Ni! 10
SKRZYNKI DOPRZESYŁEKPOCZTOWYCHwszelkichwymiarów, drewnianei pudełkatekturowepocenachnajniż szych. Hurti detal.Odsprzedawcomwysoki rabat.Warszawa, WareckaNr. 5wpodwórzu.
MONIEK
MÓWI PRZEZ TEIEEÓN...
Państwo słyszeli coś podobne
go? Wracam dosłownie ze sali sądowej i to z powodu oskar
żony. O co? sze pitam, pewnie nie o Brześć, lecz broń Boże z innego przyczyny!
Państwo przypominają sobie tego faktu, jak panna Fajden- gangówna złapała mnie bezpod
stawnie w sieni pociemku za szyję? Mówiłem wam o tem w zeszłym tygodniu! To teraz ona również bezpodstawnie skarży
mnie, że jej zawróciłem w gło
wie (gdzie Krym, gdzie Rzym) i że jestem zmuszony się ożenić.
Kto kogo uwiódł: czy ja jej, czy ona mi, się pitam? Kto zga
sił świeczki a potem wołał: „U j!
ja się boje, bo ciemno!" ja, czy ona?
Siedzę więc na te twarde, oskarżone ławę i czekam... przy
chodzi adwokat, niesie wielką tekę z aktami i wielką w alizę: — co pan tam ma w te walizę — się pytam, jakiś korpus deli- ktus czy co? a może jakieś towa
ry od komisowej sprzedaży, (bo teraz to każdy sobie dorabia, jak może), a on do' mnie: — panie oskarżony, ja w tej walizie mam swoją togę adwokacką.
— To pan mecenasu zawsze tak z tem walizem lata po całe W arszawę?
— Co mam zrobić? — mówi mi ten cnotoobrońca — sama pójdzie za mną latać? W szyscy adwokaci tak robią!
-— Chwała Bogu — mówię — że pan mecenasu nie potrzebuje też nosić ze sobą do sądu ten ciężki pulpiter i stołek, ładnie by się pan ubrał, co?
A ten łobuz mi na to: — cze
kaj pan, będziesz się wyśmiewał za... chwileczkę!...
Kiedy stanąłem przed spra
wiedliwym stołem, to widzę, są dwa napisy: z jednej strony:
miejsce dla oskarżonego, a z dru
giej — dla poszkodowanego1, to ja myślę sobie, gdzie stanąć?
jestem przecież trochę poszko
dowany i troszkę więcej oskar
żony. Rozstawiam przeto szero
ko nogi (nawet to było trochę za szeroko, bo stół był długi) i stanąłem sobie trochę tu i trosz
kę... tam!
— Panie!... Zapłaciłem przez to 25 zł. kary za nieprzyzwoite pozycje w obliczu sądu. A po
tem, jak ten adwokat zaczął ga
dać... gadać... i gadać... to ja mu też mówię, że niestety, się na to nie zgadzam i nie muszę być ukarany, a wprost przeciwnie...
— Co, może panu dać za to nagrodę, order, co? woła ten hugonędznik.
— Panie Wysoki Sędzio, spra
wa o której mowa, już została załatwioną w odnośnym ustępie.
W tedy nie mogłem wytrzymać absolutnie: — pan się myła, pa- RECEPTA NA TARAPATY.
Czytajcie łapczywie kupcy!
Kto jestem? drobny kupiec, dzisiaj rzec można: głu
piec, bo głupim jest ten przecie, kogo zbyt nędza gnie
cie. Towaru mam pod pułap, ale klijenta ułap i spro- bój, by coś kupił... narzeka, żeś go złupił, że teraz wszystko tanie, że taniej „to“ dostanie, gdyż dziś jest era taka, że w koszu, u chłopaka pół ceny to kosztu
je, więc niech mnie... pocałuje!
I tak dokoła — Bartek, czy piątek, wtorek, czwar
tek, czy w środę, czy w sobotę... plunąć na tę robotę!
Ale odwrotna strona, to rzeknę kwitnie ona: Coś płacić ciągle trzeba, podatki — wielkie nieba!... Na
kazy, weksle, chryje; że ledwie człek już żyje!
Szczęśliwi są na świecie... czytamy wszak w gaze
cie. Ot, mieć tak obcą kasę i sobie na okrasę, codzien
nie wyrównanie, na długi swe brać... panie!
A jaką kasę pytasz? czy gazet pan nie czytasz?...
ot choćby gdzieś — z baonu!... czy to jest złego tonu mieć zawsze na... kolację, odwiedzać restauracje, mieć młode przyjaciółki i forsy pół beczółki?...
No, wtedy, wy... klijenci!... Niechże was wszyscy świeci!... Pokazał bym wam rogi... Nie wpuszczać w moje progi krwiopijców tych i drani, precz za drzwi! ani... ani,., albo ty, inkasencie, gdzie robiłbyś
,,zajęcie"? zrobiłbym z ciebie — lenia, płaciłbym bez wytchnienia, zatkałbym wszyskie dziury, na sześć lat panie — z góry!... a potem nie żal wcale, posiedzieć, . w kryminale!
" fabryka k a p e l u s z y ”
f i l c o w y c h , s ł o m k o w y c h i g a l a n t e r y j n y c h
WACŁAWA SZULCA
współpracowniKa firm
A. BERNARD1N SUCR FANFAN et STAGI W PARYŻU CHMIELNA 15 WABSZAWA TELEFON 307-76.
N» 10 Ż Ó Ł T A M U C H A 7 nie adw okat, rzucam sarko-
tycznie, to mogło być zała tw io ne tylko w sieni, ale niestety, nie było.
— P okaż pan świadki, że nie było ?
— J a w sądzie panu nic nie mogę pokazać, bo znów zapłacę karę!...
I na ostatku, to ja proszę p a ń stw a, dostałem poczw órnego w yroku, a m ianow icie: k a rę w sądzie, k o sz ty , pieniężne, mam się ożenić, i... teściow ę. W yo
braźcie państw o sobie: czte-ro- k ro t-n e k a rę za jeden i to b a r dzo w ątpliw y raz; k a ż d y ma swój... Brześć!
Żegnam z przykrością M oniek.
MIĘDZY MAŁŻONKAMI.
Między małżonkami następuje zwy
kła wymiana słów. On był tym razem specjalnie złośliwy.
—■ Życzyłbym ci — mówi — aby ja
kikolwiek bałwan, idjota, przed na
szym ślubem, złożył ci ofertę.
— Nie bój się, uczynił to! — odci
na ona.
— No to powinien też był się i oże
nić z tobą!
— Również to uczynił! — ona mu na to.
DZIADEK ŚPIEWA.
W szędy bajom ludzie, że dna sięgnął kryzys, Że w net bandzie dobrze, zniknie
gw ałt i wyzysk, A dziś jasnem jest, jak w e dnie, Że to byli — puste brednie,
Byli puste brednie!
Że tam bidakow i nie dostaje chleba, To o ta k i drobiazg m artw ić się
nie trzeba, Bo’ w szak d y g n itarskie „tuzy"
Majom zaw sze swoje „luzy", Majom swoje „luzy!".
Som takie, co forsę pcbajom zagranice,
Niechże banki naszom poznajom m ennicę, A choć w k raju b ra k m onety, K artelistów stać na fety,
Cięgiem stać na fety!
f choć nima forsy, choć je w szyćko w nędzy, Na różne „placów ki" cięgiem
trz a piniędzy, Nic ich od jazd nie uchroni, Choć grosz w kraju grosza goni,
Choć grosz grosza goni!
Nic dziwnego potem , że nam b ra k gotówki, Że piniędzy nima naw et na,..
galówki, Że w brew wróżbom, jak z
granitu, Pół miljona dyficytu,
Tyla dyficytu!
NA BALU.
Pan. (który na balu maskowym za
mówił sobie na kolację rybę, zwraca się do swego sąsiada):
—■ Czy pan też lubi ryby?
— Nie.
—• A śledzi też nie?
— Śledzie owszem ale zawsze na...
drugi dzień.
W iej-W sfawialshB m ów i . Zdaje mi się, panie tego... że jestem kasjerem ... w baonie m o
stow ym w Ka... ka... zaniu ppa- clrogi! Forsa jest, w ódzia jest, i rzeka też jest, bo mi troszkę...
mokro!
Ale to przejdzie.
W ypłaciłem wczoraj sobie z a liczkę na pensję i poszliśmy...
dlaczego' poszliśm y?
Bo i M arysia była też. A co to nie stać mnie na M arysię?
Zagubi się potem jakie u rz ę dowe rachunki i już... pokrycie będzie.
Je d n ak ż e robi mi się trochę smutno, że może być z tego cien
ki koniec... No, poprostu k rym i
nał!
Tak, na jakieś 24 godziny to- bym się n aw et zaraz zgodził, bo to człek by się w yspał trochę i garderobę przyprow adził do porządku. Tu na ulicy mogą przecie okraść... b o m ówią ppa- nie dro-o-gi, że okraść złodzieja, to już trz e b a być fajnym ło b u zem...
A ppotem pójdę do n a rz e c zo nej i wezmę jej jaki brylantow y pierścionek... i znów będzie na wódkę...
— Co, że może się potem z rozpaczy zastrzelić?
— Niech się strzela, moja w i
na?... przecie jej pozw olenia na broń nie dałem !
Najgorzej jest jednak z tym p o w rotem do domu.
Nigdy nie mogę trafić do dziurki... No, kluczem!
Raz ci ppanie szturcham i szturcham z pół godziny, aż w y
szła do sieni sąsiad k a i p yta się co ja tu m ajstruję?
— Ppani droga, mówię — nie mogę trafić do dziurki.
— Czekaj pan, pomogę panu, ona na to, a potem mówi, że z a m iast klucza to tk am w zam ek cygaro, w ięc jakże m ożna cyga
rem otw orzyć drzwi...
M usiałem, choroba, widocznie w ted y przez pom yłkę klucz w y
palić...
A le mi... niedobrze... br...
CIEKAWA STATYSTYKA.
W kawiarni siedzą dwaj kupcy i czy
tają .gazety,
— Czytam — mówi jeden z nich — ciekawą statystykę dzisiejszych cięż
kich czasów: według tej statystyki tylko każdy szósty klijent jest kupu
jącym.
- Tak, ja mam pecha, — odpowia
da drugi — w moim sklepie było dzi
siaj tylko. . pięciu klijentów
8 Ż Ó Ł T A M U C H A Na 10
Skrwawione serca...
T a n g o na c z a s ie I
Tyle chciałem dzisiaj Wam powiedzieć, Takich bardzo ważkich dla Was słów, Ale milczę, skąd dziś mogę wiedzieć, Czy powrócą lepsze czasy znów!
Tyle chciałem dzisiaj Wam powiedzieć I raptem ze szpalt zczezły słowa te, Choć męki znoszę, o jedno proszę, I jedno Wam powiedzieć chcę
Refrain: Skrwawione serce, gdy wyczuć umie, Że jest dziś w Polsce tyle biedy w tłumie.
Ja jeszcze czekam i patrzę choć zdaleka, Bo wiem, że przyjdzie czas,
Lecz przedtem djabli wezmą nas!
II.
Pamiętacie, dawniej gdy nie było Takiej nędzy w ciągu długich dni, Czasem zda się, że to mi się śniło, Ktoś bajkę opowiadał mi..,
Pamiętacie teraz, jak to było?
Wszak zapomnieć trudno, co nie było złe.
Gdy ból zżera dusze i cierpieć muszę, Pamiętam tylko wtedy, że:
Refrain: Skrwawione serce, gdy wyczuć umie, Że jest dziś w Polsce tyle biedy w tłumie.
Ja jeszcze czekam i patrzę choć zdaleka, Bo wiem, że przyjdzie czas,
Gdy djabli wezmą całkiem nas!
W iadom ości z W arszaw y!
Kupiec za Żelazną Bramą i jego
„obrotne" ręce.
O FATALNYM STANIE FINANSÓW MIEJSKICH.
Kolumna Zygmunta (Słomińskiego) zaczyna się chwiać...
ZŁOTA 7 róg Marszałkowskiej
CENY:
SYPIALNIA
dąb jasny skrom na J „ w ykw intna m ahoń wykw intny jesion., orzech wykw.
palm ow a luksusowa STOŁOWY
dąb skrom ny
„ w ykwintny orzech w ykwintny
„ bardzo wykw.
GABINET dąb skrom ny
„ w ykw intny orzech w ykwintny
„ bardzo wykw.
SALON
y „STYL“
za gotów kę.
stylowy złocony i mah.
m ahoń em pire 10 szt.
c.zeczot 10 „
m ahoń ciemny 10 „ 1200—
600—
450—
350—
10 szt. 600—
10 „ 8 0 0 .- KLUBOWY KOMPLET
10 „ 1100— Skóra kozłowa 900—
10 „ 1250— „ wolowa 1 750—
10 „ 1800— „ barania 550—
14 „ 450—
„ gobelin
KREDENSÓW wybór od
400—
150—
15 15
„ 850— STOŁÓW rozsuw anych od 50—
„ 1250— KRZESŁA kryte skóra, od 15—
15 „ 1800— SZAFY 2 drzw iow e z lustram i 250—
6 8
„ 475—
„ 750—
BIBLIOTEKI oszklone BIURKA szalkowe TAPCZANY różno od
90—
120—
100—
8 „ 1000— Do każdego przedm iotu firm a 8 „ 1500— dołącza list gwarancyjny.
Prenumerata: (z przesyłką): miesięcznie zł. 1.00, kwartalnie 2.50, półrocznie zł. 4.50. rocznie zł. 8.00- Zagranicą 100% drożej. Konto w P. K, O. Nr. 27455,
Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. V2 — 150 zł. 1/i — 75 zł. Ys — 40 zł. Marg. — 50 zł.
Redakcja i Administracja (poniedziałki i czwartki od 12 do 2 p.p.) Redaktor: Stanisław Kaczmarski
Warszawa, Warecka 11. Teł. 291-16.
Należność pocztowa uiszczona ryczałtem.
u Wydawcy: Stan, Kaczmarski i Mar{an Zawistowski
Zakł. Druk. F. Wyszyński i S-ka, Warecka 15.