• Nie Znaleziono Wyników

JSfe 12,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JSfe 12,"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P fttiM JM E R A T A „ W 8 Z E C IIS W IA T A “ . W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8, k w artalnie rub.

2.

L

p r z e s y ł k ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10 , półrocznie rub. 5.

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we wszyst­

kich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

K o m ite t R e d a k c y jn y W s z e c h ś w ia ta stanow ią P a n o w ie : Czerwiński K., D eike K., D iekstein S.. Gismond J ., Flaum M., H o y er H. Jurkiew icz K., K ram sztyk S ., K w ietniewski W l., Lewiński J ., M orozew iczJ., N atanson J ., Okolski S., Strum pf E.,

T u r J ., W ey b erg Z., Zieliński Z.

R e d a k to r W sz e c h św ia ta p rz y jm u je ze sp ra w a m i re d a k c y jn e m i co d zien n ie o d g. 6 do 8 w iecz. w lo k a lu red ak cy i.

A d r e s E e d a k c y i : - P rz e d m ie ś c ie , IbT-r ©S.

KORONA SŁONECZNA.

Gdy podczas całkowitego zaćmienia słońca ostatni jego promień zostaje powstrzymany przez posuwający się księżyc, dokoła czarnej jego tarczy rozpościera się nagle wieniec promienisty, przypominający aureolę, otacza­

jącą głowy świętych na obrazach dawnych malarzy. Słynny ten blask, koroną słonecz­

ną zwany, który ukazuje się nam tylko pod­

czas krótkich chwil całkowitości zaćmienia, daje najtrudniejszą do rozwikłania z zaga­

dek słonecznych, i dla niego to głównie wy­

prawy astronomiczne rozbiegają się do naj­

dalszych okolic ziemi, skoro nadarza się tam sposobność obserwowania całkowitego za­

ćmienia słońca. W edług A raga zwrócił na nią uwagę dopiero Maraldi, siostrzeniec i pomocnik Oassiniego w Paryżu, w końcu wieku siedemnastego; prawdopodobnie jed­

nak znał ją już Galileusz, któremu p o raź pierwszy odsłoniły się tajemnice nieba, przez dawnych astronomów zgoła nieprzewidywa- ne. Halley obserwował koronę w r. 1711.

„Na kilka sekund, zanim słońce zupełnie zakryte zupełnie zostało, ukazał się dokoła słońca pierścień jaśniejący, szerokości jedne­

go digitus (cala), czyli dziesiątej części śred­

nicy księżyca; był blado-biały lub raczej

barwy perłowej, z pewnym odcieniem barw tęczowych, współśrodkowo z księżycem roz­

łożony”. Staranniejsze i dokładniejsze ob- serwacye czasów nowszych wykazały, że korona nie posiada przypisywanej jej postaci kołowej, ale ma zarys zupełnie nieregularny.

W lunetach zwykłych wydaje się potokiem światła mglistego lub mlecznego, na fotogra­

mach, zdjętych w ostatnich latach, przedsta­

wia się jakby utkaną ze smug i promieni, a niektóre z nich wybiegają daleko, ciągnąc się niekiedy na odległość kilku średnic sło­

necznych, co znaczy na setki tysięcy mil geo­

graficznych. U podstawy jest ona zawsze jaśniejsza, a z oddaleniem od brzegów ta r ­

czy księżyca blask jej wciąż słabnie. Dokąd sięga, powiedzieć tego niepodobna; śledzono ją już jednak na długości promienia księ­

życa, czyli czwartej części stopnia miary kątowej. Ju ż pierwsi obserwatorowie po­

znali, źe należy ona do słońca a nie do księ­

życa, postać jej bowiem i położenie nie ulega zmianie, gdy księżyc zwolna przed słońcem się przesuwa. Sąto więc może skrajne war­

stwy atmosfery słońca, a w takim razie mu­

szą brać udział w obrocie wirowym bryły sło­

necznej, co winno się zdradzić przesunięciem się linij widmowych.

W samej rzeczy zmianę taką w położeniu

tych linij dostrzegł Deslandres na fotogra­

(2)

178 WSZECHŚWIAT N r 12 mach, otrzymanych w Senegnlu d. 16 kwiet­

nia 1893 r. Linie H i K widma okazały się przesuniętemu w kierunku obrotu równi­

ka słońca, a z wielkości tego przesunięcia wypada, że w odpowiedniej okolicy korony szybkość jej ruchu wynosi 6,8 km na sekun­

dę. Inni jednak obserwatorowie zaprzeczyli temu dostrzeżeniu; dla rozstrzygnięcia tej kwestyi trzeba przy następnych zaćmieniach uwagę zwrócić na położenie głównej i naj­

bardziej charakterystycznej linii widma ko­

rony w zielonej jego części.

Światło korony pochodzi z różnych źródeł.

W części jest ono tylko odbitem światłem słonecznem, co jeszcze przed epoką analizy spektralnej wniósł Adam Prażmowski, gdy podczas zaćmienia całkowitego w Hiszpanii przekonał się, źe światło korony słonecznej jest częściowo spolaryzowane. W ystępują też w widmie korony, choć słabo, ciemne linie Fraunhofera, jak w widmie słonecz­

nem, co świadczyłoby również o częściowem pochodzeniu blasku korony od słońca, je d ­ nakże linie te zależą też może od światła, rozproszonego w naszej atmosferze ziemskiej, dostrzeżono je bowiem i przed czarną tarczą księżyca. Niezależnie wszakże od tego wid­

ma, czarnemi liniami poprzerywanego, wyda­

je też korona widmo ciągłe, a na jego tle kilka linij jasnych, z których najwybitniejszą jest linia zielona. Czy linia ta korony scho­

dzi się dokładnie z którąkolwiek linią czar­

ną widma słonecznego, stanowczo dotąd nie rozstrzygnięto. W edług oznaczeń dawniej­

szych przyjmowano długość fali jej światła 0,000531,70 mm, albo według używanego obecnie znakowania 0,531,70 ^ lub też 531,70 gdzie ji oznacza tysiączną, a jłjł milionową część milimetra; takiej długości fali odpowiada rzeczywiście linia ciemna w widmie słonecznem. Nieco odmienne wszakże rezultaty otrzym ał Campbell pod­

czas całkowitego zaćmienia słońca w In- dyach, w styczniu 1898 r. Posługiwał się potężnym aparatem spektralnym o sześciu pryzmatach, a spektroskop ten wykazał nie- jednakie położenie linii zielonej w widmie korony po obu stronach słońca. Po stronie wschodniej, w odległości 2 ' od brzegu słoń­

ca, położenie linii zielonej odpowiadało dłu­

gości fali 530,321 w odległości zaś V od brzegu zachodniego 530,332 jjlji.. Podobnyż

rezultat wypada i ze współczesnych obserwa- cyj Lockyera; pomiary Fowlera wydały dłu­

gość fali 530,37

Różnica w położeniu linii zielonej po obu stronach słońca wynosi więc, według Camp- bella, 0,11 [Ł|j.; gdyby ona była następstwem obrotu korony, dawałaby na szybkość tego ruchu 3,1 km w ciągu sekundy. Linia ta wszakże nie jest symetryczna zupełnie, a prawdopodobnie nie jest też pojedyńczą czyli jednobarwną, ale złożoną z kilku linij bardzo bliskich, które pochodzą z różnych miejsc korony, ulegających ruchom zawiłym i niezgodnym, które zakrywają powolny sto­

sunkowo obrót wirowy korony.

Ruchy te, dokonywające się wewnątrz ko­

rony, wiążą się zapewne z jej pochodzeniem.

Według najprostszej teoryi Schaeberlego bierze ona początek z wybuchów i protube- rancyj, które wznoszą rozdrobnioną sub- stancyą słoneczną do znacznej wysokości, skąd ona znów opada, częściowo przynaj­

mniej. Tłumaczenie takie wyjaśnia smugo­

wy ustrój korony, oraz długie jej promienie, które występują w tych właśnie okolicach słońca, gdzie protuberancye są najczęstsze, przecięciowo w odległości około 2 0 ° od równika słonecznego. Okolica najobfitszych protuberancyj nie jest zresztą zupełnie nie­

zmienna; gdy się rozpoczyna okres najwięk­

szego rozwoju plam, okolica ta przypada w szerokościach większych, po przejściu ma- ximum plam przesuwa się ku równikowi do szerokości mniejszych. Można więc wyobra­

zić sobie dokoła słońca pas północny i po­

łudniowy, z którego rozbiegają się promienie we wszystkich kierunkach od słońca, dla nas wszakże część ich tylko może być widoczna.

W pełnej długości dostrzegamy te tylko pro­

mienie, których podstawy w chwili całkowi­

tości zaćmienia przypadają właśnie na kra­

wędzi tarczy słonecznej. Promieni innych widzimy tylko części górne, na rozległości większej lub mniejszej, zależnie od tego, czy wznoszą się bliżej lub dalej od brzegów słońca. Promienie, wzbijające się pośrodku odwróconej od nas strony słońca pozostają dla nas zakryte, a nie widzimy także i pro­

mieni, wznoszących się ze środka strony ku

nam zwróconej, gasną bowiem na jasnem tle

słońca. W okolicach biegunowych słońca

plamy i protuberancye są zjawiskami rzad-

(3)

nie zasłużył się geologii na tem polu Dau- bree. Wodę i rozmaite minerały Daubree ogrzewał w zamkniętych rurkach szklanych.

W jednem doświadczeniu wewnętrzne w ar­

stwy szkła po tygodniu zamieniły się na białą sproszkowaną masę, w której zapomocą mikroskopu wykryto kwarc i wolastonit; kao­

lin z wodą źródła Plombi&res utworzył spat polny, samo szkło z tąź wodą—augit; obsy- dyan pod działaniem czystej wody w tempe­

raturze 400° zamienił się w trachit krysta­

liczny.

W zamkniętych rurach szklanych można wytworzyć tem peraturę dowolną, a para wo­

dy, niemając ujścia, podnosi ciśnienie. P o d ­ niesiona tem peratura i wysokie ciśnienie sąto warunki, mające dla reakcyj chemicznych znaczenie pierwszorzędne. Wiadomo, że kwas siarczany przestaje działać na węglan wapnia pod ciśnieniem 60 atmosfer, nato­

miast opiłki miedziane i siarka w proszku, poddane ciśnieniu 5000 atmosfer, w do­

świadczeniach Springa zamieniły się na krystaliczny siarek miedzi.

Głębokie warstwy ziemi, to laboratoryum olbrzymiej nieskrępowane warunkami ciśnie­

nia i tem peratury, o które w naszych p ra­

cowniach niełatwo; woda, cyrkulująca w tych warunkach, wywołuje zmiany, jakie dostrze­

gamy w doświadczeniach. To olbrzymie la­

boratoryum również nie jest skrępowane czasem w stosunku do źródeł gorących. N ie­

tylko istnieją źródła, znane w czasach staro­

żytnych, ale dotąd istnieją takie nawet, któ­

re działały w oddalonych epokach geologicz­

nych. Długowieczność źródeł jest ich cechą charakterystyczną.

Ogólny charakter działalności źródeł go­

rących w epokach dawnych był ten sam co i dzisiaj, a udział w kształtowaniu się sko­

rupy ziemskiej bardziej wielostronny i roz­

miary bardziej imponujące. Świadczą o tem ślady działania źródeł w postaci żył krusz­

cowych. Odróżniają się one od pokładów wybuchowych i osadowych. Szerokość ich rzadko przechodzi kilka metrów, długość mierzy się na dziesiątki kilometrów, a głę­

bokość—nieznana, bo jeżeli w głęboko­

ści 800—1000 m przerywa się wydobywanie kruszcu, to nie dlatego, że dosięgnięto końca żyły, ale że praca staje się zbyt uciążliwą i niekorzystną. Napotykamy żyły, również

jak źródła gorące, tam, gdzie pokłady u tra ­ ciły położenie poziome, ulegając wpływowi sił górotwórczych, a więc w miejscowościach górzystych. Żyły kruszcowe utworzyły się w szczelinach, powstałych przez pękanie sko­

rupy ziemskiej, co dało możność wydostania się wody z głębi; twarde części wydzieliły się z roztworu i osiadły. Poniekąd wszystkie źródła najstarszych epok można zaliczać do gorących, ponieważ ziemia posiadała więcej ciepła niż obecnie, a źe wulkanizm dawał znać o sobie częściej, mocniej wstrząsał zie­

mią niż dzisiaj, więc warunki były sprzyja­

jące tworzeniu się żył kruszcowych. Ze po­

wstały one z roztworu wodnego i w dodatku roztworu, przenikającego z głębi, dowodzi spółśrodkowość warstw, ich kolejne następ­

stwo i skład chemiczny niejednostajny w roz­

maitej głębokości.

Fakty z geologii współczesnej i doświad­

czenia pomagają do wyjaśnienia powstawa­

nia żył kruszcowych. W r. 1874 w Bourbon- ne-les-Bains wypompowano do dna wodę ze studni, urządzonej przez rzymian nad źród­

łem gorącem, a w rozmiękłem dnie znalezio­

no 5 000 medali bronzowych, trudnych do rozpoznania z powodu działania wody gorą­

cej w przeciągu wielu wieków. N a powierzch­

ni medali i w ich pobliżu utworzyły się roz­

maite minerały miedziane: chalkopiryt, filip- syt, tetraedryt i t. d.; tamże rury ołowiane dostarczyły materyału do utworzenia się ga­

leny. Wszystkie te minerały niczem nie róż­

nią się od znajdowanych w żyłach kruszco­

wych. Ogrzewając ciała najbardziej w źród­

łach rozpowszechnione do 200 ° pod ciśnie­

niem, Elie de Beaumont otrzymał rozmaite minerały : kwarc krystaliczny, spat żelazny, smitsonit, fluoryt, piryt i wiele innych. Że w tworzeniu się żył kruszcowych brały udział źródła gorące, dowodem jest głębo­

kość przeważnie wcale nam nieznana; z głę­

bokości 1000 m wydostają minerały, a w tych warstwach woda posiada tem peraturę dale­

ko wyższą niż na powierzchni.

Nazwaliśmy źródła gorące zjawiskiem te­

go rzędu, co i wulkany, w tem znaczeniu, że również jak ostatnie przynoszą na powierzch­

nię ziemi m ateryał różnorodny. Powstawa­

nie w oczach naszych grubych pokładów z osadów źródeł gorących jest słabem od­

zwierciedleniem tego procesu dawniej.

(4)

184 WSZECHŚWIAT Nr 12 W epokach dawnych kurczenie się sty g ­

nącej ziemi, wulkanizm, wstrząsały ziemią częściej i mocniej niż dzisiaj, skorupa jej pę­

kała, a powstające szczeliny ułatwiały ko­

m unikacją pomiędzy głębią a powierzchnią.

Część ciał, przedostających się w roztworze wodnym z wnętrza ziemi do góry, uwięzła w postaci żył, reszta wydostała się na po­

wierzchnię. Powstanie w wielu miejscach siarki, fosforytów, krzemieni, tak licznych w osadach kredowych, nie daje się wytłuma­

czyć inaczej, ja k przez działanie źródeł go­

rących. Niektóre złoża soli są tego samego pochodzenia. Zupełny brak w tych pokła­

dach resztek fauny morskiej, zabarwienie glin, wtrąconych w pokłady soli, tlenkiem żelaza, tą niezbędną częścią składową więk­

szości źródeł, wreszcie szczególne uwarstwie­

nie wykluczają zwykły udział morza w two­

rzeniu się soli, a przemawiają za powstaniem ze źródeł. Niektórzy badacze uważają po­

kłady soli w Galicyi za produkt działania źródeł; na calem Podkarpaciu podziśdzień przechowały się liczne solanki, przemawia­

jące na korzyść takiego mniemania.

W acław Jacuńśki.

D rzew o k aw o w e i jego u p raw a w A fryce.

Afryka nie produkuje tyle kawy, ile sama potrzebuje: K aplandya otrzymuje 6 milio­

nów funtów kawy głównie z Brazylii, tyleż otrzymuje Algierya, a E gipt prócz miliona funtów z Sudanu, otrzymuje około 7 milio­

nów funtów z innych części świata. Afryka posiada jednak olbrzymie przestrzenie, zdat­

ne do uprawy drzewa kawowego.

Różne gatunki drzewa kawowego stano­

wią razem rodzaj Coffea, należący do rodzi­

ny marzanowatych (Rubiaceae). Gatunków jest około 30, z tych połowa ma za ojczyznę Azyą, połowa Afrykę. Z tych wszystkich, dwa gatunki okazały się godnemi uprawy : Coffea arabica i C. liberica; inne bywają tu i owdzie hodowane, ale nie m ają wartości handlowej. Z azyatyckich gatunków próbo­

wano hodować C. bengalensis, ale drzewo to dało produkt małej wartości. Z a ojczyznę

drzewa C. arabica uważają kraj Kaffa w A bi­

synii południowej; niektórzy zaprzeczają tak ścisłemu ograniczeniu ojczyzny tej cennej rośliny, znaleziono ją bowiem dziko rosną­

cą w różnych miejscach Afryki środkowej i w Angola, choć co do tego ostatniego sta­

nowiska pewnem nie jest, czy drzewo jest dzikie lub tylko zdziczałe. Pewnem jest na­

tomiast, źe drzewo kawowe dostało się z Abi­

synii do A rabii, skąd rozpoczęło swoję wę­

drówkę naokoło ziemi. Tak ja k inne rośliny uprawne, drzewo kawowe występuje w róż­

nych odmianach, które się wytworzyły wsku­

tek zmian gleby i klimatu, wszakże odmiany te mają mało cech stałych.

Drzewo kawowe (gatunek arabski) ma ład ­ ny wygląd : cienki pień ma cienkie gałęzie, zupełnie poziomo wyrastające, albo trochę w dół spuszczone. W stanie dzikim docho­

dzi do 6 m wysokości. Liść ma podobieństwo do liścia lauru, jest eliptyczny, na końcu śpiczasty, ciemno-zielony, o górnej powierzch­

ni gładkiej i lśniącej; ma 7 do 10, a niekiedy 15 cm długości. Liście są parzyste, naprze­

ciwległe i mają krótkie ogonki. Kwiaty małe, białe, wonne, z kształtu i zapachu przypominają kwiaty jaśminu; wyrastają w ilości 4 do 16 w kątach liści. Owoce są z początku ciemno-zielone, potem, w mia­

rę dojrzewania, robią się żółte, jasno-czer- wone, nakoniec ciemno karmazynowe i wtedy są zupełnie dojrzałe.

Pod czerwoną skórką jagody drzewa k a­

wowego znajduje się soczysty, słodkawy, trochę lepki miękisz. W środku jagody znajdują się dwa ziarna, zwrócone do siebie płaskiemi bokami; każde z nich jest pokryte słomiasto - żółtą łupiną. Oprócz łupiny jest jeszcze na ziarnku, pod łupiną, pół­

przezroczysta delikatna jedwabista skórka.

Samo ziarno stanowi twarda rogowata masa, na płaskim boku ma ono rowek, wyłożony jedwabistą skórką. Bardzo często się zda­

rza, że w jagodzie jest tylko jedno ziarno, zwykle większe i o obu bokach zaokrąglo­

nych. Te ziarna wybierają się zwykle osobno i znane są w handlu pod nazwą kawy perło­

wej, a płacą za nie lepiej, niż za ziarna płas­

kie tego samego gatunku.

N a gatunek Coffea liberica zwrócono

uwagę wtedy, gdy choroba liści zaczęła

niszczyć plantacye na Jawie i wyspie Cey-

(5)

kiemi; jeżeli więc na fotogramach zaćmione­

go słońca widzimy w pobliżu biegunów krót­

kie promienie korony, sąto zapewne tylko górne krańce wybuchów materyi słoneczuej, które się wznoszą w szerokościach pośred­

nich słońca, a których części dolne przypa­

dają względem nas przed tarczą słoneczną, łub poza nią się kryją.

Obok takich mechanicznych teoryj korony inną ich kategoryą stanowią bypotezy elek­

tryczne lub elektromagnetyczne, które przyj­

mują, źe z okolic słońca przez plamy zajętych rozbiegają się promienisto działania elek­

tryczne, pobudzające świecenie górnych oko­

lic atmosfery słonecznej, czem się tłumaczy blask korony. E bert odtworzył nawet sztucz­

nie obraz korony zapomocą kuli metalowej, umieszczonej w naczyniu szklanem, napeł- nionem gazami rozrzedzonemi. Gdy w kuli wzbudzane były peryodyczne drgania elek­

tryczne, rozpościerał się dokoła jej gładkiej powierzchni wieniec świetlny, z niektórych zaś umyślnie startych jej punktów rozbiega­

ły się jaśniejące promienie w atmosferze gazu otaczającego. Gdy zewnątrz naczynia zbliżano ku niemu przewodnik, występowały promienie, ośmiokrotnie przechodzące śred­

nicę kuli.

Sztuczne wszakże naśladowanie wielkich zjawisk przyrody słabą tylko moc przekony­

wającą posiada, każda bowiem teorya łatwo podobne środki na poparcie swe powołać może. Pomimo licznych usiłowań i mozol­

nych zestawień statystycznych, bezpośrednio wpływu elektryczności słońca na zjawiska ziemskie wykazać nie zdołano, jest bowiem rzeczą bardzo jeszcze wątpliwą, czy zorze biegunowe i pozostające z niemi w związku niespokojne drgania igły magnesowej są w j a ­ kiejkolwiek zależności od obfitości plam na słońcu. Gdy wiemy teraz, źe działania elek­

tromagnetyczne rozbiegają się w postaci fal i posiadamy przyrządy, które obecność ich ujawniają, może zdołamy też uchwycić fale elektromagnetyczne, jeżeli zbiegają one ku nam od słońca wraz z promieniami światła.

D la wyjaśnienia natury korony słonecznej konieczną też jest dokładniejsza znajomość substancyj, składających wierzchnią powłokę słońca, a które teraz badać możemy zapo­

mocą spektroskopu jedynie podczas rzadkich i krótkotrwałych zaćmień całkowitych. W id­

mo ciągłe, jakie ona wydaje, świadczy, że zawiera ona w rozproszeniu cząstki stałe i rozżarzone; linie jasne pochodzą od skła­

dających ją gazów.

Gazy, których obecność w koronie sło­

necznej jasne te linie zdradzają, są nam nieznane, jakkolwiek nazwy już otrzymały, jak pierwiastek słoneczny hel (helium), który teraz dopiero na ziemi odkryto, gdy badania widmowe dawno go już w atmosferze sło­

necznej wskazały W szczególności pier­

wiastek, który wydaje najbardziej charakte­

rystyczną, zieloną linią widma korony 530,3 otrzymał nazwę coronium. Je stto prawdo­

podobnie gaz od wodoru lżejszy, skoro utrzy­

muje się w tak górnych warstwach atmo­

sfery słonecznej, a nie jest może i ziemi ob­

cym. Nasini bowiem widział tę liniią zielo­

ną w widmie gazów, wyrywających się z k ra­

teru Wezuwiusza. Czy rzeczywiście gaz ten mieści się w wybuchowych substancyach wul­

kanów, wyjaśnią to zapewne dalsze rozbiory chemiczne, które może wykryją i obecność na ziemi dwu innych jeszcze gazów korony, z których jeden, odpowiadający linii o dłu­

gości fali 557,07 jajł , nazwano aurorium, drugi zaś, z liniami jasnemi 500,705 i 495,902 [ ijj .—nebulum.

Protuberancye, które pierwotnie także tylko podczas zaćmienia całkowitego widzia­

no, nauczono się obserwować zapomocą spektroskopu w każdej chwili, a to przez silne przytłumienie blasku słońca. Starano się metodę tę zastosować i do korony, w ten sposób, źe z całego widma okolicy, bezpo­

średnio z brzegiem słońca sąsiadującej, rzu­

cano na płytę fotograficzną jedynie smugę, odpowiadającą jednej z linij korony, ale najbieglejsi nawet astrofizycy pewnych re­

zultatów drogą tą osięgnąć nie zdołali. Rów­

nież nieprzydatne okazały się w tym celu prowadzone obserwacye na wysokich górach, chociaż przypuszczano, że na czarnem tle, jakie daje niebo ze szczytów gór wysokich, korona widoczniej wybijać się będzie. Do dostrzeżeń takich blask korony jest widocz­

nie zbyt słaby, a jedynie tylko przy całko-

witem zaćmieniu jasność nieba przytłumiona

jest dostatecznie, by oczom naszym ukazał

się ten wieniec światła bladego. W roku

bieżącym przypada jedno tylko zaćmienie

całkowite słońca, dnia 28 maja, należy ono

(6)

180 WSZECHŚWIAT N r 12 wszakże do krótkotrwałych, słońce bowiem

przez dwie tylko minuty przez tarczę księ­

życa zupełnie zasłonięte będzie. Korzyst­

niejsze warunki dla dostrzeżeń nastręcza zaćmienie 17 maja, które dla miejsc, w naj- korzystniejszem znajdującycłTsię położeniu, trwać będzie 6 minut 34 sekund.

Z innego względu zaciekawia pytanie, dokąd sięgają^kresy korony słonecznej, wią­

że się to bowiem z kwestyą, czy przestrzeń wszechświata jest próżna bezwzględnie, czy też zajęta przez substancyą, chociaż niewy­

powiedzianie rozrzedzoną. Rzecz ta wszak­

że wymaga już oddzielnego rozpatrzenia.

8. K

Źródła gorące dawniej a dzisiaj.

Zjawiska geologiczne, obserwowane dzi­

siaj, odbywały się na ziemi w ciągu długiego jej życia nieustannie—jedne najzupełniej tak jak dzisiejsze, gdy przebieg innych, zależnie od odmiennych warunków, był inny, nieraz energiczniejszy i w skutki obfitszy.

Zjawiska dzisiejsze są kluczem do zrozu­

mienia dawnych, badanie zaś objawów życia ziemi w rozmaitych epokach pomnaża sumę faktów, wykazuje częstokroć warunki wcale niepodobne do obecnych i zbliża nas ku zrozu­

mieniu istoty i znaczenia zjawiska uważanego.

Sposób porównania je s t jedynym i n ajbar­

dziej owocnym w tych przypadkach, kiedy wszechstronne zbadanie jakiegoś czynnika jest dla nas teraz niedostępnem. Wybuch wulkanu np. dostarcza nam wielu cennych danych: poznajemy skład chemiczny produk­

tów wybuchowych, ich tem peraturę, okolicz­

ności, towarzyszące wybuchowi, stan atm o­

sfery,—ale znaczenie wulkanizmu w historyi ziemi, udział w kształtowaniu się skorupy ziemskiej można zrozumieć jedynie, badając dawne skały wybuchowe, ich rozkład, skład chemiczny, zmiany, wywoływane w pokładach sąsiednich.

Do kategoryi zjawisk, przypominających co do swych skutków wulkany,[należą źródła w tem znaczeniu, że również jak tam te, przynoszą na powierzchnię 1 ziemi z jej głębi m ateryał różnorodny. W oda jest czynnikiem

powszechnym, woda gorąca zarazem bardzo energicznym. Wymownym dowodem są śla­

dy dawnych źródeł gorących: żyły krusz­

cowe, grube pokłady w wielu miejscowo­

ściach soli, wapieni, wreszcie powstawanie licznych minerałów.

Źródła gorące z tem peraturą najrozmait­

szą, przechodzącą nieraz (gejzery Islandyi) 100 °, napotykamy, jak i wulkany, na całym obszarze globu ziemskiego, na rozmaitych szerokościach i wysokościach, pod równi­

kiem i w krajach podbiegunowych, na dnie oceanu i w górach, wysoko ponad linią śnież­

ną położonych. Śród lodowców, okrywa­

jących Grenlandyą prawie na całej prze­

strzeni, wydostają się z ziemi źródła o tem­

peraturze 42°, gejzery Islandyi otoczone są lodowcami, w Kordylierach na wysokości 4 000 m źródła stapiają śnieg wieczny. Roz­

mieszczenie źródeł gorących na całej kuli ziemskiej, zupełnie niezależne od warunków klimatycznych, rodzi myśl o ogólnej przy­

czynie ich tem peratury podniesionej.

Przyczyna zdaje się być dzisiaj dla nas jasną. J e st nią reszta ciepła, którego tak wie­

le posiadała niegdyś nasza planeta. W yjaś­

nienie stosunków cieplikowych skorupy ziem­

skiej, zwiększania się tem peratury z głębo­

kością jest zdobyczą naszego stulecia. Śród starożytnych były rozpowszechnione rozm ai­

te mniemania dziwaczne: jedni sądzili, źe promienie słoneczne są zdolne przenikać w głąb ziemi, inni—że wewnątrz ziemi w pieczarach powstają wiatry, które, ściera­

jąc się z sobą, wytwarzają ciepło; wodę zresztą, wydostającą się na powierzchnię w postaci źródeł, uważano za produkt prze­

miany ziemi. W pierwszej połowie w. X V II Descartes nazwał ziemię gwiazdą z po­

wierzchnią ostudzoną i stwardniałą. Myśl ta nie znalazła uznania i jeszcze w końcu wieku przeszłego tem peraturę głębokich warstw ziemi przypisywano spalaniu się siarki, węgla i t. p. Kiedy dowiedziano się o zależności tem peratury od prądu galwa­

nicznego, mniemano, że podstawy gór są roz­

lokowane w ten sposób, że pomiędzy niemi powstają prądy elektryczne, które podnoszą tem peraturę wody, przenikającej z po­

wierzchni. Hypoteza K anta i Laplacea wska­

zała drogę, którą należy kroczyć, a dokładne

pomiary, wykonane w kopalniach, przy przó-

(7)

bijaniu tuneli, w studniach artezyjskich, stwierdziły zależność tem peratury od głębo­

kości. Wpływ ciepła słonecznego na po­

wierzchnię ziemi zupełnie ustaje w głęboko­

ści 25 m , niżej tem peratura podnosi się o 1°

co 30 m. Taki stosunek dostrzegamy naj­

częściej, jednak w niektórych przypadkach, wskutek rozmaitych procesów chemicznych, w okolicach wulkanów wygasłych lub dotąd czynnych, stosunek powyższy zmienia się.

Wiercąc studnię artezyjską w Peszcie, zanotowano 74° w głębokości 970 m, co od­

powiada zwiększaniu się o l 9 co 13 m.

Ciepło ziemi udziela się przenikającej przez nią wodzie i jest przyczyną bardzo rozmaitej tem peratury źródeł. Do jakiego stopnia jest ogrzana p ara wodna, wydosta­

jąca się z wulkanu podczas wybuchu, świad­

czy tem peratura lawy, w której metal tak trudno topliwy,jak srebro, ulatnia się. W głę­

bi gejzerów woda jest w stanie przegrzanym.

Wreszcie tem peratura źródeł, wytryskujących z warstw powierzchownych, o głębokości, nie przechodzącej 25 m, je s t zwykle nieco wyż­

sza od średniej tem peratury danej miejsco­

wości i zmienia się w rozmaitych porach roku.

Temperaturę stałą posiadają tylko źródła, pochodzące z warstw głębszych; studnia arteryjska Grenelle w Paryżu, głęboka 548 m, od wielu lat niezmiennie zachowuje tem peraturę 27,4°. Ogólną przyczyną źró­

deł gorących jest ciepło ziemi, jednak w nie­

których przypadkach biorą udział inne czyn­

niki. W przeszłem stuleciu W erner upatry­

wał przyczynę źródeł gorących w spalaniu się węgla. Myśl ta nie jest pozbawiona słuszności. W pokładach węgla często znaj­

duje się piryt, czyli siarek żelaza, łatwo ule­

gający utlenianiu pod wpływem wody, zawie­

rającej tlen w roztworze; przy tej reakcyi wydziela się tak znaczna ilość ciepła, źe wę­

giel zapala się; pożar ogarnia znaczną prze­

strzeń i nieraz trwa długie lata. W zagłębiu węglowem Saarbrucken pożar trw ał 185 lat.

Wypadki palenia węgla wewnątrz ziemi są znane w wielu innych miejscowościach.

Wydzielające się ciepło ogrzewa wodę, k rą ­ żącą w pobliżu i często zamienia zwykłe źródła zimne na gorące. To samo da się powiedzieć o lawie wulkanicznej, stygnącej bardzo powoli. Potoki lawy z wierzchu twardnieją, a w głębi dziesiątki la t pozo-

j stają w stanie żarzenia się. Humboldt zna-

‘ lazł źródła, ogrzane do 54°, stykające się

i

z potokiem lawy wulkanu

J o y u I Io w

Meksy­

ku w 46 lat po wybuchu.

Wulkany obecnie czynne, wygasłe, nieraz

| skały wybuchowe, których wiek sięga epoki trzeciorzędowej, są początkiem gorących źró­

deł. Związek ten zauważono oddawna. Do­

wodów tyle, co miejscowości wulkanicznych.

Okolica Wezuwiusza, Etny, Owernia we F ra n ­ cyi,gdzie w epoce trzeciorzędowej działalność wulkanów była bardzo energiczna, wyspy Japońskie, Islandya prawie na całej prze­

strzeni okryta skałami wybuchowemi—skąd wytryskają najbardziej typowe źródła go­

rące—gejzery. Wyliczać wszystkich miej-

j

scowości niepodobna. Można powiedzieć bez przesady, źe niema okolicy wulkanicznej bez gorących źródeł. Takiego związku należy

| spodziewać się a p rio ri: źródła gorące po­

wstają tam, gdzie jest ułatwiona komunika- cya pomiędzy powierzchnią ziemi a jej wnę­

trzem; wulkanizm zaś jest najbardziej czyn­

ną siłą górotwórczą, wybuch wulkanu zazna­

cza się pękaniem skorupy ziemskiej i tworze­

niem się szczelin. Te ostatnie są kanałami, przez które woda z powierzchni przenika w głąb i ponownie wydostaje się na powierzch­

nię. Natomiast miejscowości z tektoniką niezawiłą, gdzie pokłady leżą poziomo, gorą­

cych źródeł zazwyczaj nie posiadają. Stosu­

je się to w zupełności do równiny polsko- litewskiej, pozbawionej źródeł gorących na całej przestrzeni; w Tatrach zaś najwymow­

niejszym u nas dowodem wulkanizmu i wpły­

wu sił górotwórczych na skorupę są źródła gorące, zwane cieplicami. Jaszczurówka np., położona o 4 hm na wschód od Zakopanego, na wysokości 908 m nad p. m. z tem pera­

turą 20,4° czyli o 15° wyższą od średniej rocznej tem peratury Zakopanego, wynoszącej około 5° ‘). Powstanie cieplicy u stóp T a tr tłumaczy się tem, że osady atmosferyczne, spadające na szczyty tatrzańskie, spływają na granicy zetknięcia się skał krystalicznych z osadowemi, przenikają w głąb, co ułatwia istnienie w wapieniach mnóstwa szpar i pie­

czar, ogrzewają się w głębokich warstwach

') D -r W ła d y sła w S z a jn o c h a : Ź ró d ła m in e­

raln e G alicyi. 1 8 9 1 .

(8)

182 WSZECHŚW IAT N r 12 i wydostają się na powierzchnię w postaci

źródła ciepłego.

W ydostające się z głębokich warstw źród­

ła, których wydajność dochodzi dziesiątków tysięcy metrów sześć, na dobę, są małą cząstką wód, nagromadzonych w głębi ziemi.

Trzy czwarte powierzchni ziemi są okryte wodą, jest ona częścią składową wielu po­

kładów i minerałów, przenika przez najcień­

sze szpary i jeżeli warunki terenu wewnątrz są odpowiednie, tworzy potoki—w warstwach głębszych gorące. Istnienie ich ujawnia wiercenie studni artezyjskich, częstokroć trzęsienie ziemi. Po trzęsieniu w Algie­

rze w 1856 r. z wielu miejsc wytrysnęły bardzo obfite źródła gorące. Obserwowano to samo i gdzieindziej. O nieustannem komunikowaniu się wód powierzchniowych z cyrkulującemi wewnątrz ziemi świadczy wpływ pór roku, tem peratury, ilości opadów atmosferycznych na wydajność źródeł. Z au­

ważono rip., źe wytryski gejzerów są najob­

fitsze po deszczu, że w miejscowościach gó­

rzystych z lodowcami długotrwałe ciepło zwiększa wydajność ź ró d e ł: wówczas lodow­

ce szybko topniejąc zasilają źródła.

Źródła gorące napotykamy na całej kuli ziemskiej, a rozpuszczone w nich związki che­

miczne są nadzwyczaj rozmaite. Analiza widmowa, zdolna odkryć najmniejsze ślady ciał chemicznych, wykazała obecność nawet najrzadszych pierwiastków i dzisiaj trudno wskazać elementy, którychby w źródłach nie znaleziono. Wysoka tem peratura jest wa­

runkiem niezbędnym większości reakcyj che­

micznych, a źe źródła gorące, wypływające z głębokich warstw ziemi, przechodzą przez różnorodne pokłady— działalność ich jest bardzo wielostronna, je s t ściśle związana z życiem naszej planety, a ślady tej działal­

ności znajdujemy w pokładach wszystkich

j

okresów.

K ilka następujących przykładów uwidocz­

ni wpływ źródeł gorących na kształtowanie się skorupy ziemskiej. Okolice Rzymu i cała Kam pania rzymska obfitują w źródła gorące wapienne; dawniej było ich bez porównania więcej. Gorąca woda, nasycona dwutlen­

kiem węgla, przedostając się z głębi, roz­

puszcza napotykany węglan wapnia, wypły­

wa na powierzchnię, gdzie tem peratura i ciś­

nienie są inne, kwas węglany wydziela się,

woda stygnie, a węglan wapnia osiada z roz­

tworu w postaci martwicy wapiennej, zwanej we Włoszech travertino. W długim okresie czasu w niektórych miejscach utworzyły się pokłady trawertynu grube na 100 w. Z m art­

wicy tej zbudowany cały Rzym starożytny i większa część dzisiejszego; do budowy ko­

ścioła ś. P io tra tegoż użyto materyału.

Gejzery Islandyi zawierają znaczną ilość krzemionki; wokoło nich utworzyły się całe wzgórza martwicy krzemionkowej, czyli gej­

zerytu. Sprudel Karlsbadzki z tem peratu­

rą 75° nieustannie „wrący” wskutek wydzie­

lania się dwutlenku węgla, zawiera tak znacz­

ną ilość węglanu wapnia, że przedmiot, za­

nurzony w źródle, wnet okrywa się warstwą aragonitu. Niektóre źródła w Pirenejach wynoszą na powierzchnię siarkę, źródła P a r­

my i Modeny—naftę, toskańskie suffioni—

kwas borny i siarczan amonu w dużych ilościach.

Pouczającym przykładem różnorodnej dzia­

łalności źródeł gorących jest Plombieres w Hiszpanii, źródło znane jeszcze z czasów rzymskich. Rzymianie, chętnie używający gorących źródeł w celach leczniczych, zbudo­

wali nad źródłem rezerwoar z betonu (mie­

szanina wapna i kawałków cegły). D ziała­

nie gorącej wody przez całe wieki, reakcye chemiczne pomiędzy solami rozpuszczonemi w wodzie a betonem zmieniły ten ostatni do niepoznania. Nietylko w najmniejszych szpa­

rach skrystalizowały się rozmaite minerały, przeważnie zeolity czyli krzemiany wodne, ale same cegły nawet uległy zupełnemu prze­

obrażeniu; można je wziąć raczej za skałę naturalną niż wyrób sztuczny o znanym składzie mineralogicznym i własnościach fizycznych. W wielu budowlach starożyt­

nych, podległych działaniu źródeł gorących, zauważono podobne zmiany i tworzenie się rozmaitych minerałów, zależnie od składu chemicznego soli, zawartych w wodzie. Two­

rzenie się minerałów w źródłach gorących jest zjawiskiem powszechnem. Przenikanie na kilka metrów w głąb źródeł daje nam mnóstwo ciekawych i ważnych dla mineralo­

gii i geologii faktów. Warstwy głębsze sko­

rupy ziemskiej, gdzie warunki tem peratury

i ciśnienia zupełnie inne niż na powierzchni,

są dla badań naszych niedostępne. Brak

obserwacyi zastępuje doświadczenie. Ogrom-

(9)

kiem p . t . : „ B u d o w a i rozw ój a n th e ro z o id ó w u . W a rs z a w a , 1 8 9 2 ).

O ogonia z a w ie ra ją j a j a , otoczone k o r ą lu b p o ­ w loką, zło żo n ą ze śru b o w ato skręconych k o m ó ­ r e k , p rzech o d z ą c y c h w w ierzch o łk u w t. zw.

„ k o ro n k ę ” . W m iejscach z e jśc ia się dw u k o ­ m ó re k k o ro n k i z k o m ó rk am i k o ry is tn ie ją s z p a r ­ k i, p ro w a d z ą c e , w ed łu g z d a n ia A. de B a ry e g o , do śro d k a całego n a rz ą d u , a z a te m i do ja ja , ta m ż e się z n a jd u ją c e g o .

Z w ra c a ją c się do w łaściw ego te m a tu re f e ra tu m ego, w inienem zazn aczy ć, że b a d a n ia w k ie rn u - k u w y jaśn ien ia procesów z a p ła d n ia n ia w ciągu k ilk u l a t o s ta tn ic h zn a la z ły licznych z w o le n n i­

ków . N iechcąc te ż być w yp rzed zo n y m p rz e z je d n e g o z n ich ośm ieliłem się, pom im o dość zn aczn y ch b ra k ó w w m ej p racy , opublikow ać ją , m a ją c z a m ia r u z u p e łn ić j ą p o d czas la ta , g dy m a te ry a ł b ęd zie p o tem u .

B y z b y tn io nie p rz e d łu ż a ć n in iejszeg o sp ra w o ­ zd a n ia p om inę m ilczeniem d a w n iejsze b a d a n ia , d o ty c z ą c e p rz e d s ta w io n e g o p rz e d m io tu , nie d la ich w a rto ś c i, lecz że n a innem m iejscu należne im i o b sz e rn e z n a jd ą u w zg lęd n ie n ie. P rz y s tę ­ p u ję w ięc w p ro s t do p ra c y p . B r. D ębskiego z r . 1 8 9 8 , z a ty tu ło w a n e j: „ W e ite re B eobachtun- g en an C h ara fra g ilis D e sv .” ,

M a c ie rz y sta k o m ó rk a p ąk o w ia, w edług b ad a ń p . D ęb sk ieg o , p o w sta je u C h a ra z w ierzchniej i n a js ta rs z e j z k o m ó re k , stan o w iący ch p o d staw ę A n th e rid iu m , w te n sp o só b , że w ów czas gdy n a ­ s tę p u je o d sz n u ro w a n ie m a c ie rz y ste j k o m ó rk i p le m n i od k o m ó rk i trz o n k a , ow a p o d staw o w a k o ­ m ó rk a w y d y m a się i n a sw em w ierzch o łk u o d ­ d z ie la to , co a u to r n azy w a „h alb liu sen fó rm ig e Z e lle “ . Z dw u ta k u tw o rz o n y c h k o m órek dolna d zieli się w k ró tce zapom ocą śc ia n k i rów noległej do p o p rz e d n ie j p rz e g ró d k i n a „ b a sa le In tern o - d ia lz e lle ” czy li „ S tie lz e lle ” , k o m ó rk ę trz o n o w ą oogonium i n a leżą cą p o n a d t ą o s ta tn ią „ K n o te n - z e lle ” , w ęzłow ą k o m ó rk ę , z k tó re j tw o rz y się k o ­ r a , o k ry w a ją c a ja j e .

O wa „ h a lb lin s e n fo rm in g e Z e lle " , ta k zw ana

„ E n d z e lle ” , p rz e d s ta w ia w łaściw ą m ac ie rz y stą k o m ó rk ę ja j k a . P o ło ż o n a p o d n ią „ K n o te n z e lle ” d zieli się w d a lsz y m ciąg u n a c e n tra ln ą i pięć obw odow ych k o m ó rek (C h a ra fra g ilis). „ E n d - z e lle ,, zaś w y d łu ż a się i p rz y b ie ra form ę z a o ­ k rą g lo n e g o n a g ó rz e cy lin d ra . N a stę p n ie , po zu p ełn e m z n ik n ię c iu w o d n iczek z p o śró d p ro to - p la z m a ty c z n e j z a w a rto ś c i ja jk a , p o c z y n a ją j e o b ra s ta ć n a d e r szy b k o ro s n ą c e k o m ó rk i k o ry . G dy te o sta tn ie z u p e łn ie j u ż zam k n ą w swym o b ręb ie j a j k o i k a ż d a z nich p o d zieli się na dw ie, je d n a n a d d r u g ą z n a jd u ją c e się k o m ó rk i, z k tó ry c h g ó rn e tw o rz ą w yżej w zm iankow aną k o ro n k ę , naów czas k o m ó rk a ja jo w a o d d z ie la od siebie n a dolnym sw ym k o ń c u je s z c z e m a le ń k ą ko m ó reczk ę, z w a n ą „ W e n d e z e lle ” .

W ta k im sta n ie , w ed łu g m ego zd an ia , o cz e k u ­ j e ja j k o n a z a p ła d n ia ją c y j e p lem n ik . D o t a ­ k ich j a k i] p . D ęb sk i w niosków co do ro zw o ju

p ąk o w ia doszedł i p. J e r z y G o etz, k tó re g o p ra c a z r. 1889 p. t . : „ U e b e r d ie E n tw ic k e lu n g d er E ik n o sp e b e i d en C h aracem ” , z d a je się, j e s t o s ta tn ią z pom iędzy tra k tu ją c y c h z a jm u ją c y nas p rz e d m io t, W y łu sz c z a ją c z d o b y te p rz e z e m nie fa k ty , ra z je s z c z e pow rócę do p ra c y ty lk o co w spom nianej, ta k że tu ta j b liżej nad n ią z a tr z y ­ m yw ać się n ie będę.

B a d a n ia m oje n a d is to tą p ro c e su z a p ła d n ia n ia u C h a ra fo e tid a ro zp o cząłem od te j chw ili r o z ­ w oju oogonium , g d y k o m ó rk a w ierzchołkow a, t. zw . E n d z e lle , o d d ziela od siebie W endezelle.

W sta d y u m tem , zgodnie z re z u lta ta m i, o trz y - m anem i p rz e z p p . D ębskiego i G o etza, obłoniona k o m ó rk a ja jo w a m a p o sta ć w y d łu żo n ą o w ie rz ­ c h o łk u zao k rą g lo n y m . B ło n a ja j a , szczelnie p rz y le g a ją c a do k o m ó re k k o ro n k i, p o z o sta w ia p o m ięd zy so b ą a p ro to p la z m a ty c z n ą tr e ś c ią k o ­ m ó rk i pew ną p rz e s trz e ń . P rz e s trz e ń t a d o p iero z bieg iem czasu , a m ianow icie po skończonym akcie z ap ło d n ien ia ja jk a , gdy w tem o statn iem z a czy n a w ytw arzać się m ącz k a, z o s ta je p rz e z n ią w ypełniona.

P ro to p la z m a k o m ó rk i ja jo w e j p rz e d s ta w ia b u ­ dow ę je d n o litą bez żad n y ch w odniczek i z ia r n i­

stości.

Co dotyczę całkow icie obłonionego te r a z j ą d ­ r a , to ono w ypełnione j e s t ach ro m a ty n o w ą d e li­

k a tn ą sia te c z k ą i zaw iera dw a ją d e r k a znacznej w ielkości.

D w a ją d e r k a j ą d r a j a j a w k ró tce z le w a ją się z sobą (czasem z lan ie się to n a stę p u je w o k re ­ sach p óźniejszych, gdy p le m n ik , an th ero zo id , j u ż z n a jd u je się w ja j k u ) , tw o rz ą c je d n ę całość, k tó re j k o n tu ry dość długo je s z c z e p o z w a la ją n a o k reślen ie m iejsca złąc zen ia się d w u tych elem entów . W y o d rę b n ia ją c a się w ów czas p lam - k a 'z a ro d k o w a („K iem fleck ^ , j a k G o etz, sto so w ­ nie do te rm in o lo g ii, w pro w ad zo n ej p rz e z de Ba- r y e g o , nazyw a w ierzch o łek j a j k a o odm iennej nieco od jeg o re s z ty b udow ie p ro to p la z m a ty c z - n e j) , tw o rz y pew nego ro d z a ju le jk o w a te w g łę ­ b ienie, p o n ad k tó re m b ło n k a, o k ry w a ją c a u p rz e d ­ nio c a łą k o m ó rk ę , u le g a ro zk ład o w i.

A n th ero zo id ó w p o d czas ich p rz e n ik a n ia p rz e z o tw o ry , p ro w ad zące do w n ę trz a ja jk a , lu b n aw et z n a jd u ją c y c h się w owej p rz e s trz e n i, o k tó re j w yżej w ym iankow alem , nie u d ało rai się z a o b se r­

w o w a ć —i to j e s t p ierw szy , a n a nieszczęście, j a k zobaczym y d a le j, i nie o sta tn i b ra k p ra c y m ojej.

N ajw c z e śn ie jsz y o kres p rz e n ik a n ia p lem n ik a do w n ę trz a oogonium p rz e d s ta w ie je d e n z p r e ­ p a ra tó w , g d z ie ju ż w o b ręb ię owej p la m k i z a ­ ro d k o w ej w idzim y a n th e ro z o id o d ość je s z c z e w y raźn y ch sp ira ln y c h s k rę ta c h ze słab o b a rw ią ­ cą się p ro to p la z m a ty c z n ą sfe rą n a k o ń cu , zw ró ­ conym k u śro d k o w i j a j k a . Składow ych części je g o w danym razie ro z ró ż n ić niem o g łem , g d y ż p r e p a r a t b y ł b arw io n y zap o m o c ą soli żela za i h em a to k sy lin y w ed łu g sp o so b u M . H eideji- h a in a .

P lem n ik p rz e n ik a n a s tę p n ie c o ra z głębiej

(10)

188 WSZECHŚWIAT N r 12 w ew nątrz j a j k a , o ta c z a go, ro z s z e rz a się i w re s z ­

cie o b e jm u je go zew sząd , sam on z a ś p rz y b ie ra form ę k u lis tą lu b w rz e c io n o w a tą . P o m ięd zy zan ik a ją c e m i s k rę ta m i a n te ro z o id u w y stę p u ją słab iej od n ich b a rw ią c e się d e lik a tn e n ite c z k i su b s ta n c y i a c h ro m a ty n o w e j. W te n sposób zm ieniony p lem n ik b a rd z o p rz y p o m in a d ro b n ą sw ą m a c ie rz y s tą k o m ó rk ę, z k tó re j w ziął p o c z ą ­ te k . Z b ieg iem czasu p o w lo k ą p ro to p la z m a ty c z - n a u le g a zan ik o w i w m n iejszy m lu b w iększym sto p n iu , a p o z o sta ła z le k k a ż ó łto -ró ż o w a r e s z fa w raz z tr e ś c ią o siln em k arm in o w em z a b arw ien iu (p rz y uży ciu sp o so b u F le m m in g a — sa fra n in y , fio­

le tu gencyanow ego i „ O ra n g e g " ) po su w a się n i ­ żej i zw y k le, lecz n ie z a w sz e , d ą ż y do p rz e c iw ­ n eg o k o ń ca j a j k a , b y z te j d o p ie ro s tro n y p r z e ­ n ik n ą ć do ją d r a , w te m m ie jsc u lu b te ż c ałk o w i­

cie w olnego od p o k ry w a ją c e j j e b ło n k i.

A ch ro m aty n o w a część j ą d r a , s k u p ia ją c a się w pew nej o d leg ło ści o d p o łą c z o n y c h ją d e r e k , p o sia d a d ość w idoczną b udow ę p ro m ie n istą . P le m n ik , alb o le p ie j, część je g o d o ty c h c z a s p o ­ z o s ta ła z b liż a się pow oli do ją d e r k a ją d r a k o ­ m ó rk i ja jo w e j i z niem n a s tę p n ie się łącz y w je d n ę całość o k o n tu ra c h p o c z ą tk o w o dość n ie re g u la rn y c h .

J a k j u ż w sp o m n iałem w y żej, p ro to p la z m a w ja j k u z u p e łn ie sform ow anem p o sia d a budow ę je d n o litą . K iedy z aś p lem n ik p rz e n ik n ą ł do k o ­ m ó rk i ja jo w e j, p o c z y n a w niej w y stęp o w ać d r o b ­ n a z ia r n is to ś ć , szczególniej w o k o lic a c h p r z y l e ­ g a ją c y c h do ją d r a . Z ia rn isto ść t a p rz y b ie ra z biegiem c z a su co ra z w ięk sze ro z m ia ry i p o ­ zw ala w o k re s a c h , b e z p o śre d n io p o p rz e d z a ją c y c h p rz e n ik a n ie p lem n ik a w g łą b j ą d r a ja j a , lu b też nieco p ó źn iej, n a ro z ró ż n ie n ie w y o d ręb n io n eg o k o ­ ła p ro to p la z m a ty c z n e g o o b u d o w ie ta k ie j, ja k ą p o czątk o w o m iała i r e s z ta p ro to p la z m y ja jk a . K oło to p o ło żo n e j e s t n a d n ie k o m ó rk i ja jo w e j i w k ró tc e z a n ik a . Z ia rn k a , p o ja w ia ją c e się w p ro to p la z m ie , p o c z ą tk o w o d ro b n e , p o w ię k sz a ją się n a s tę p n ie , z le w a ją się ze so b ą , a b e z p o ­ śred n io p o te m z p o śró d nich w y o d rę b n ia się m ąc z k a p o d p o sta c ią d ro b n y c h w rzecio n ek z wi- docznem w głębieniem p o ś ro d k u , n a obw odzie z aś z d e lik a tn e m i p o p rz e c z n e m i ży łk am i.

L e jk o w a te w yżłobienie „ p la m k a z a ro d k o w a ” zam y k a się p o d ó w czas p rz e z p ro to p la z m a ty c z - n ą m asę o c h a ra k te ry s ty c z n e j, p rz y p o m in a ją c e j p ia n k ę budow ie.

Z a p ło d n io n e ją d r o p o su w a się nieco k u g ó r ­ nem u k ońcow i j a j k a , k tó r e w ty m sta n ie , o ile się zd a je , p o zw ięk szen iu swej o b jęto ści, w ytw o­

rz e n iu n a k o m ó rk ach k o ry p ew n y ch u p ię k s z e ń i ostateczn em p ra w ie z a n ik u p la m k i z a ro d k o w e j, w k tó re j ta k ż e u k a z u ją się z ia r n k a m ą c z k i, p o ­ z o s ta je w sp o k o ju na d n ie w ód, a b y z n a sta n ie m c ie p ła i d n i sło n eczn y ch ro z p o c z ą ć k iełk o w an ie d la w y d an ia now ej ro ślin y . — C hciałbym je s z c z e ty lk o zw ró cić uw ag ę n a p ra c ę p. G o e tz a , a to d la ­ te g o , że z n a jd u je się o n a w p rz e c iw ie ń stw ie z re z u lta ta m i p rz e z e in n ie o trzy m an ern i. P r i m o :

n a p u n k c ie c z a su , k ie d y p rz e n ik a p lem n ik w j a j ­ k o . Z arów no te k s t p ra c y je g o , j a k i ry su n k i do niej załą czo n e d o w o d zą, że p rz e n ik a n ie to n a s tę p u je w ów czas d o p ie ro , gd y j u ż w ytw orzyła się m ączka. Z d an iem m ojem , p o tw ierd zo n em p rz e z s z e re g p re p a ra tó w , p rz e n ik a n ie elem en tu z a p ła d n ia ją c e g o do ja j k a odbyw a się d a le k o w cześ­

n iej, gdy je s z c z e w k o m ó rce ja jo w e j n iem a ani śla d u m ączk i, a naw et owej z ia rn isto śc i, o k tó re j w yżej w zm iankow ałem , a k tó r a p o p rz e d z a tw o ­ rz e n ie się m ączki. T w ierd zen ie G o etza tem w ięk­

szej z d a je się p o d leg ać w ątp liw o ści, że ś ro d o ­ w isk o , w ja k ie m zaobserw ow ał on p lem n ik , m niej p o d atn em j e s t do d alszeg o je g o p rz e n ik a n ia , niż p ro to p la z m a o k o n sy sten cy i, o d p o w ied n iejszej do p o d o b n eg o ro d z a ju ru ch ó w p lem n ik a. Secundo : z aró w n o fo rm a , j a k i p o ło żen ie zapłodnionego ją d r a , rysow anego to w śro d k u k om órki ja jo w e j, to w d o lnym je j k o ń cu , z u p e łn ie niezgodne są z tem , co w y k a z u ją p rz e k r o je p rz e z e m nie r o ­ b ione.

if. W.

SPRAWOZDANIE.

Edward S tru m p f: Z jakich części składa się roślina i do czego te części są je j potrzebne?

(z ry s u n k a m i). W a rsz a w a , 1 8 9 9 . S tr . 3 2 . J a k po m aco szem u j e s t u nas tra k to w a n a lite - r a 'u r a p o p u la rn o -n a u k o w a , n a jle p sz y dow ód w tem , że p o śró d lu d o w y ch w ydaw nictw p o p u ­ la rn y c h cała d z ie d z in a b o ta n ik i le ż a ła d o tą d p ra w ie z u p e łn ie odłogiem . O prócz k sią ż e c z k i p. D yakow skiego p . t. „ R o ślin y p o k a rm o w e ” , nie b y ło d o tą d żad n eg o in n eg o d z ie łk a , k tó re b y w sposób e le m e n ta rn ie p rz y s tę p n y z a z n a ja m ia ło z życiem ś w ia ta ro ślin n eg o . W o b ec te g o k sią ż k a n in ie js z a z a p e łn ia po części lu k ę w te j d z ie d z i­

n ie. Z n a jd u je m y tu k ró tk ą , lecz ja s n o w yłożoną odpow iedź n a p y ta n ie , uczynione w ty tu le . M ó ­ w iąc k o le jn o o k o rz e n iu , ło d y d ze, liśc iu , k w ia ­ ta c h , ow ocach i n asio n ach i tłu m a c z ą c budow ę ty c h części sk ład o w y ch k a ż d e j ro ślin y , a u to r w szęd zie w y jaśn ia je d n o c z e śn ie , do czego one s łu ż ą i d a je p rz e z to p o ję c ie ogólne o życiu r o ś ­ lin y ; głów ny je d n a k n acisk k ła d z ie n a m o rfo lo ­ g ią . W y k ła d tre ś c iw y i p rz y s tę p n y , ję z y k d o ­ b ry , a p o rz ą d n ie w ykonane ry s u n k i i d r u k w y­

ra ź n y p o d n o sz ą w a rto ść te j k sią ż e c z k i.

B . H.

KRONIKA NAUKOWA.

— Badania zjaw isk fotochemicznych, które

mogą być odwracane. „D z ia ła n ie chem iczne

ś w ia tła p o le g a w w iększości p rz y p a d k ó w n a tem ,

(11)

że p rz y s p ie sz a ono zjaw isk a chem iczne, z a ­ chodzące sam e p rz e z się. W pew nych ra z a c h je d n a k ż e w y w iera 0110 w pływ n a stan rów now agi ch em iczn ej, w ykonyw a p ra c ę T e p rz y p a d k i zjaw isk fotochem icznych, m ogących się o d w ra ­ cać, d o ty ch cz as a n i te o re ty c z n ie , ani d ośw iad­

czaln ie zu p ełn ie p raw ie nie by ły b ad a n e ; z a s łu ­ gują, zaś te m b a rd z ie j na uw agę, że stan o w ią fu rtk ę do p o z n a n ia stosunków , doty czący ch p rz e m iany euergii p ro m ien iu jącej na chem iczną. Ce­

chę c h a ra k te ry s ty c z n ą zjaw isk d ru g iej k a te g o ry i stan o w i to , że s ta n rów now agi, ustanow iony w ciem ności — w św ietle u le g a zm ianie; po u s t a ­ niu o św ietlen ia, po k ró tsz y m lu b dłuższym p rz e ­ ciąg u czasu , u k ła d w raca do sta n u pierw otnego.

Ś w iatło w ykonyw a w ięc p ra c ę chem iczną; p ra c ę tę obliczyć m ożem y ze zm iany k o n cen tracy i ciał o d d z ia ły w a ją c y c h , m ożem y więc te ż obliczyć p ra c ę św iatła. P o n iew aż z aś w ogóle dw a r o d z a ­ j e energii w te d y ty lk o p o z o s ta ją w rów now adze, sk o ro n atę ż e n ie je d n e j e n e rg ii zrów now ażone j e s t p rz e z o d p o w ied n ie n atęż en ie d ru g ie j, b a d a ­ nie p rz e to ró w n o w a g i fotochem icznej d a je m o ż­

ność stw ie rd z e n ia w sp ó łczy n n ik a n a tę ż e n ia e n e r­

gii p ro m ie n iu ją c e j” . W ty ch k ró tk ic h słow ach stre s z c z a się is to ta i d o niosłość zag ad n ien ia.

Z jaw isk o fotochem iczne, o b ran e za cel dośw iad­

czeń , p o le g a ło n a czern ien iu ch lo rk u i b ro m k u s r e b ra . F a k te m stw ierd zo n y m j e s t , ' że c z e rn ie ­ n ie to o dbyw a się w sk u te k o d szczep ien ia ch lo ru i b ro m u z ty c h zw iązków ; w iadom o ró w n ież, że c h lo r i b rom w ciem ności b ie lą znów z czern iale zw iązk i s r e b ra , czy li że s !osow nie do siły św ia ­ tła o raz do k o n c e n tra c y i w olnego c h lo ru i b ro m u , re a k c y a id z ie w ty m lu b o d w rotnym k ie ru n k u . D o św iad czen ia by ły w ykonyw ane w ta k i sposób, że w y staw ian o c h lo re k i b rom ek s r e b r a w z e ­ tk n ię c iu z ro z tw o re m ch lo ru lu b b ro m u n a św ia­

tło o ro z m a ity m sto p n iu n a tę ż e n ia : d la k ażd eg o n a tę ż e n ia św ia tła w yszukiw ano m inim um ko n cen ­ tr a c y i c h lo ru i b ro m u , k tó r a p o w s trz y m y w a ła czernienie. D o św iadczenia, w ty m k ie ru n k u d o ­ k o n an e, p o s ia d a ją d o tą d ze w zględu na tru d n o śc i e k sp e ry m e n ta ln e c h a ra k te r p ro w iz o ry c z n y i s t a ­ now ią w stęp do b a d a ń ścisłych w te j] bez^za- p rz e c z e n ia n a d e r in te re su ją c e j kw estyi. T em u te ż p rz y p isa ć n ależ y p o z o rn ą ic h niezgodność z w y m ag an ia m i te o ry i. D oniosłość ty c h sb ad ań p o le g a n a ściśle nau k o w em fo rm u ło w a n iu z a g a d ­ n ien ia i n a w sk a z a n iu m eto d y dośw iadczalnej do je g o ro z s trz y g n ię c ia .

(Z e itsc h r f. p h y sik . Chem. t. 3 0 , s tr. 6 2 8 — 6 8 0 ).

m . c.

*) Z n an y choć n iew y jaśn io n y d o tą d p rz y k ła d zja w is k te g o ro d z a ju sta n o w i s y n te z a w odanów w ęgla z d w u tle n k u w ęgla i w ody, d o k o n y w an a p o d w pływ em ś w ia tła w zielo n y ch k o m ó rk ach ro ślin n y ch .

— Badania fizyczno-chemiczne nad cyną.

W ro k u 18 5 1 O. L . E rd m a n n uczynił s p o s trz e ­ żen ie, że cyna w sta ry c h o rg an ach k ościoła w Cycu (Z eitz) u leg ła zm ianie budow y w ew n ętrz­

nej : p rzy czy n y szukać n ależ y , je g o zd an ie m , w częstych w s'rz ą śn ie n ia c h , ja k im m e ta l ten u le g a w ru ra c h organów . O d tą d w ielu badaczów zajm ow ało się t ą k w esty ą, w ażną z p rak ty czn eg o p u n k tu w idzenia, poniew aż zm ian a ta w pływ a na trw a ło ść w yrobów cynow ych. Z d arzy ło się n p., że p rz e d w ielu la ty p rzygotow ano w P e te rs b u rg u z n aczn ą ilość g uzików cynow ych do m undurów w ojskow ych; g u zik i te przechow yw ano d łu g i czas w m agazynie rządow ym , aż pew nego d n ia ko- m isya rew izy jn a z n a la z ła z a m ia st nich bezksz*ałt- ną ro z p a d łą na p ro s z e k m asę. P o d o b n y w y p a­

d ek z d a rz y ł się w ro k u 1 8 6 8 w tem że m ieście, k ied y zn aczna ilość s z ta b cyny ro z p a d ła się n a sz a ry p ro szek . W y p ad k i te p o b u d z iły wówczas F ritsc h e g o do z b a d a n ia naukow ego te j kw estyi;

uczo n y te n w padł o d ra z u n a dom ysł, że p rz y c z y ­ ny tych w ypadków szu k ać n ależ y w silnych m ro ­ z a c h , ja k ie podów czas p an o w ały w P e te r s b u rg u . W istocie u d a ło m u się w y k azać d ro g ą d o św ia d ­ czaln ą, że sztu czn e oziębienie p o w o d u je p rz e ­ m ianę odm ian y m e ta lic z n e j n a s z a r ą , o g rz e ­ w anie p rzem ian ę o d w ro tn ą. Z p u n k tu w idzenia now oczesnych te o ry j chem ii fizycznej p rzem ian ę tę z b a d a li E . Cohen i C. v an E ijk , słu szn ie u w a­

ż a ją c f a k t te n z a an alo g iczn y ze z n a n ą p r z e ­ m ian ą s ia rk i, z b a d a n ą p rz e z v a n ’t Hoffa. D la zm ian teg o ro d z a ju ciał sta ły c h , zw anych p r z e ­ z e ń „ u k ła d a m i zg ęszczo n em i” (sy stem es co n - denses) v a n ’t H off p o d ał te o r y ą o g ó ln ą : istn ie je p ew n a o k re ślo n a te m p e ra tu ra , niżej k tó re j i s t ­ nieć m oże je d n a o d m ian a, pow yżej — d ru g a ; t y l ­ ko w te m p e ra tu rz e p rzem ian y m ogą istn ie ć o b a c ia ła obok sieb ie. T a te m p e ra tu ra p rz e m ia n y w ynosi w ed łu g najnow szych b a d a ń 2 0 ° : niżej 2 0 ° b iała cyna zm ien ia się n a sz a rą , w yżej 2 0°

s z a r a na b ia łą ; s tą d w ynika, że cały z ap as cyny n a k u li ziem sk iej z n a jd u je się w ciąż p raw ie w sta n ie rów n o w ag i ch w iejn e j; je ż e li m im o to z m ia n a p o w y ższa nie d a je się zw ykle zauw ażyć, to dzieje się to d lateg o , że szybkość zm iany w p obliżu 2 0 ° j e s t b a rd z o n iezn a czn a. W pływ p rz y ś p ie sz a ją c y w yw iera p ro sz e k sz a re j cyny o ra z ro z tw ó r soli cyny.

(Z e itsc h r. f. p h y s. Chem . t. 3 0 , Btr. 601 — 62 7 ),

M. C.

— Tem p eratura oceanów. S łynny o c e a n o ­

g r a f , Jo h n M u r ra y , w m ow ie, w ypow iedzianej

w S to w arzy szen iu B ry ta ń sk ie m , p rz y ta c z a n a ­

stę p n e d an e, d o ty czą ce te m p e ra tu ry o ceanów .

W sz y s tk ie b a d a n ia w y k a z u ją , że, p o cząw szy od

głębokości 1 8 0 m , te m p e ra tu ra p o z o s ta je n ie ­

zm ienna lu b ty lk o p rz e d s ta w ia b a rd z o niezn aczn e

zm iany. M asę w ody, p o sia d a ją c ą te m p e ra tu rę

n iż sz ą niż 4 ,4 ° C, ocenia n a 9 2 ° /0 całej^m asy

w odnej. M asa w ody p o w ierzch o w n ej, o te m p e ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

kiedy władca zasiadł na tebańskim tronie w okolicznych górach pojawił się dziwny stwór który porywał ludzi i rzucał ich w przepaść miał twarz kobiety a z

Pewnym dramatem Schaffa okazało się to, że on postawił na budowę czegoś pozytywnego, ale budowę w ramach systemu, który miał w sobie, niestety, zako ­ dowane

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić

[r]

Następnie przejdę do rzeczy natury, a wyłożywszy Wam przyczynę wszystkich jej zmian, różnorodność jej jakości oraz czym dusza roślin i zwierząt różni się od naszej,

- dopóki nie mamy właściwej skali trudno jest usunać obserwacje odstające - może we właściwej skali te dane się symetryzują. - do chunka można dodać opcję warning=FALSE

Wariacją n–elementową bez powtórzeń ze zbioru m–elementowego nazywamy uporząd- kowany zbiór (n–wyrazowy ciąg) składający się z n różnych elementów wybranych z

Wykorzystuj¹c wzór na dyla- tacjê czasu (MT 06/06), stwierdzamy, ¿e jeœli po- ci¹g porusza siê z prêdkoœci¹ v, to czas zmie- rzony pomiêdzy zdarzeniami (wys³anie i