Marian Cieślak
Jeszcze o roli adwokata w
postępowaniu przygotowawczym
tudzież o stosunku teorii do praktyki
: (na marginesie uwag mec.
Rybczyńskiego)
Palestra 2/10-11(11), 32-36
MARIAN C IEŚLA K
J e s z c z e o roli ad w o k ata w postępowaniu
p rzy g o to w a w czy m tudzież o stosunku teorii
do praktyki
(na marginesie uwag mec. Rybczyńskiego)
Uwagi mec. Rybczyńskiego o tym, jak wygląda w praktyce udział •adwokatów w postępowaniu przygotowawczym, są z całą pewnością słu szne, a jeśli się weźmie pod uwagę bogate doświadczenie praktyczne Autora jako sędziego i adwokata, to trzeba je uznać za stwierdzenia dość autorytatywne.
Nie mógłbym natomiast zgodzić się z traktowaniem tych uwag jako for my polemiki z moim artykułem na temat roli adwokata w postępowaniu przygotowawczym („Palestra” nr 9 z 1958 r.). A tak właśnie mogą być zrozumiane te uwagi. Autor mówi bowiem wprost o przeciwstawieniu się „z punktu widzenia aktualnej praktyki adwokackiej” niektórym przy toczonym przeze mnie „wywodom i stwierdzeniom”, a następnie wspo mina o zastrzeżeniach, które budzi jakaś rzekomo moja teza „prawie w każdym adwokacie praktyku” .
W ydaje mi się, że podobne ujęcie może mimo woli wywołać niepo rozumienia, którym trzeba zapobiec w interesie zarówno czytelnika, jak i obu autorów.
Przede wszystkim gwoli ścisłości stwierdzić muszę, że nigdzie nie uży łem sformułowania, iż udział adwokata w postępowaniu przygotowaw czym jest duży. Wyrażenie takie byłoby dwuznaczne: niejasne byłoby mianowicie, czy chodzi o możliwości prawne, czy też o rzeczywistą prak tykę. A to są przecież rzeczy różne. I jeśli wywody moje mogły być istotnie przez kogokolwiek zrozumiane w podany wyżej sposób, to do brze się stało, że zwrócono na ten moment uwagę. Sprawa wymaga bowiem niezwłocznego wyjaśnienia.
N r 1 0 __ 11 R O L A A D W O K A T A W P O S T Ę P O W A N IU P R Z Y G O T O W A W C Z Y M 33
w postępow aniu przygotow aw czym było nic innego ja k w łaśnie ś w i a d o m o ś ć s t a n u r z e c z y opisanego przez mec. R ybczyńskiego. J a s n e je s t chyba, że przedm iotem opracow ań teoretycznych w dziedzinie
praw a p ow inny być przede w szystkim te odcinki zagadnień, n a k tó ry c h k u leje p rak ty k a . A że do nich należy zagadnienie poruszone w m oim a rty k u le , o tym św iadczą n ajlep iej uw agi m ec. R ybczyńskiego. N a to m ia st c e l e m m ojego a rty k u łu nie było opisyw anie p ra k ty k i (zakładałem , że sp ra w y te są aż nad to znane ad w o k ato m ), ale z b a d a n i e w s z e l k i c h m o ż l i w o ś c i p r a w n y c h , k tó re obow iązujące p rz e p isy o t w ie ra ją dla ad w o k ata w postępow aniu przygotow aw czym , z in te rp re to w anie ty ch przepisów (w dużej m ierze frag m entaryczny ch i nie zaw sze jasn y ch i dosko n ały ch ), w reszcie rozw iązanie nasuw ających się tu ta j w ątpliw ości zgodnie z in teresem w y m iaru spraw iedliw ości i g w a ra n cjam i obrony.
N apisałem w ięc o tym , co w św ietle obow iązujących przepisów b y ć m o ż e l ub b y ć p o w i n n o , choć w rzeczyw istości nie zaw sze m a m iejsce. Mec. R ybczyński napisał o tym , j a k p r a k t y c z n i e j e s t w r z e c z y w i s t o ś c i , chociaż być nie pow inno. Gdzież je s t w ięc pod sta w a do p rzeciw staw iania tych stanow isk? Obaj chyba m am y rac ję. Z tej p ro stej przyczyny, że m ó w i m y o r z e c z a c h r ó ż n y c h .
W eźm y podany przez m ec. R ybczyńskiego przykład. W yraziłem pogląd, że zezw olenie adw okatow i na p rzejrzen ie a k t postępow ania p rzy g o to waw czego p o w i n n o b y ć u d z i e l a n e w każdym w y pad ku, k ied y w zględy ta k ty k i procesow ej organów ścigania nie będą w ym agać ta jn o ści akt, że „nie należy n ato m iast fetyszyzow ać sam ej zasady tajn o śc i śledztw a (dochodzenia)”. I słuszności tego poglądu niepodobna c h y b a kw estionow ać. U jego podstaw leży założenie, że w szelka in te r p re ta c ja przepisów m usi m ieć jak iś ro zu m ny sens i że celem przepisów je s t s łu żenie określonym in tereso m społecznym . Je d n y m z^takich in te resó w je s t p o stu lat, żeby p rzestępca był w y k ry ty i należycie uk aran y . T em u w ła śnie p o stu lato w i odpow iadać m usi ta k ty k a organów ścigania — z zacho w aniem u staw ow ych g w aran cji obrony oskarżonego. W zględy ta k ty k i organów ścigania w y m agają często — może n aw et w zdecydow anej w ię kszości w ypadków — tajności postępow ania przygotow aw czego i d la te go zasada ta została w prow adzona do u staw y z m ożliwością w y ją tk u w postaci zgody odpow iedniego org an u na p rzejrzenie a k t przez s tro n ę lub je j p rzedstaw iciela procesowego. Je śli więc założym y ,‘że w d a n y m k o n k re tn y m w yp ad k u w zględy ta k ty k i organów ścigania nie w y m a g a ją t a j
3 M A R IA N C IE Ś L A K N r 10— U
ności ak t, to jakież w zględy procesow e, jak ie racje społeczne m ogłyby uzasadnić odm ow ę udzielenia stron ie a k t do wglądu?
Na to S zanow ny A u to r „K ilku uw ag (...)” stw ierdza, że nie m iał nigdy w sw ej p rak ty c e w ypadku, aby m u udzielono w p ro k u ra tu rz e a k t do w glądu przed zam knięciem postępow ania. W ierzę. N atu raln ie, zależy to w dużej m ierze od stanow iska k o n k retn e j p ro k u ra tu ry . D la p rzy k ła d u m ogę podać, że w sw ej — na pew no skrom niejszej — p rak ty c e m iałem trz y w ypadki, w k tó ry ch zezwolono m i na przestudiow anie a k t przed zam knięciem śledztw a bądź um orzeniem postępow ania. A le nie lic y tu jm y się pod ty m w zględem , ty m bardziej że trz y w ypadki — to też niew iele. Nie o to zresztą chodzi.
Chodzi o to — i to jest chyba oczyw iste — że m ec. R ybczyński m ów i nie o tym , co być powinno, ale o n i e w ł a ś c i w e j p r a k t y c e , a to nie ty lk o nie przeczy m oim wnioskom , ale nad aje im rum ieńców szcze gólnej aktualności.
Podobnie p rzed staw ia się spraw a inn y ch zagadnień przytoczonych p rze z A u tora „K ilku uw ag (...) ’’. S t a n o w i s k a n a s z e s ą z g o d n e i nie widzę p o d staw y do tw orzenia pozorów polem iki. C hyba że k w estio no w ałoby się słuszność m oich w niosków o tym , co pow inno być w p rak ty c e, ale w te d y trz e b a byłoby jasno sprecyzow ać tak i zarzu t i udow odnić, że stanow isko m oje je st błędne.
Jeszcze słów k ilk a o m otyw ach, k tó re skłoniły m nie do nap isan ia n i niejszej odpowiedzi. Chodzi mi nie ty lk o o to, że quasi-polem iczna form a uw ag m ec. Rybczyńskiego może ipso facto osłabić siłę m oich w niosków , choć nie m a m iędzy nam i żadnej rozbieżności. Chodzi ró w n ież o to, aby uw agi te nie p rzyczyniły się m i m o w o 1 i do pogłębienia dość często sp o ty k a n y c h (rów nież w środow isku adw okackim ) niep orozum ień na te m a t w zajem nego sto su nk u teo rii i p rak ty k i.
Otóż n ieraz spotkać m ożna przesąd, że oprócz tzw . „znajom ości te o re ty c z n e j” p raw a istn ieje tzw . „znajom ość p rak ty c zn a ”, k tó ra z p ierw szą nie m a nic w spólnego, i że wobec tego m ożna być doskonałym p ra k ty k ie m bez znajom ości teo rii i vice versa: do b ry m teo re ty k ie m bez znajom ości p ra k ty k i. Podobne w ierzenie je s t w ygodnym p rete k ste m do odcięcia się w ielu p ra k ty k ó w od w szelkich zainteresow ań teorety cznych i zask lep ie nia się w sw ej „w iedzy p ra k ty c z n e j”, k tó ra po bliższym zan alizo w aniu okazuje się po p ro stu zespołem — m n iej lub b ardziej u św iadom ionych — d y rek ty w , o p a rty c h na rozum ow aniu przez analogię (po rów nyw anie do w y p ad kó w podobnych z w łasnej lub cudzej p ra k ty k i), a poza ty m
N r 10— 11 R O L A A D W O K A T A W P O S T Ę P O W A N I U P R Z Y G O T O W A W C Z Y M 35
w dużej m ierze na in tuicji, k tó ra — pow iedzm y szczerze — je st rodza jem m agii; n iek tó ry m „ te o rety k o m ” zaś podobne założenie pozw ala u sp ra w iedliw ić b ra k dośw iadczenia prak ty czn eg o. K onsekw encją takiego s ta now iska je s t fety szy zacja orzeczeń Sądu N ajw yższego przez pow ażny odsetek p ra k ty k ó w i staw ianie ty ch orzeczeń nieledw ie na ró w ni z u sta wą. W ięcej naw et, m ożna się często spotkać z m ilczącą ap ro b atą błędnej p ra k ty k i, tak ja k gdyby tw orzyła o n a jakieś praw o zw yczajow e. N astę- p uje tu jak ieś niedopuszczalne zrów n anie sfe ry pow inności ze sferą rze czyw istości: z tego, c o j e s t , w n io sk u je się o tym , c o b y ć p o w i n n o . K tóż bard ziej od adw okatów ocenić p o tra fi absurdalność tej m etody. W iadom o przecież, jakie błędy zd arzają się w p rak ty ce, ja k urąga ona n iek ied y u staw ie. I nie m a w ty m nic dziwnego, skoro m ożliw ość błędu je s t nieodłączną tow arzyszką w szelkiego działania ludzkiego. Jakże więc to, co fakty czn ie dzieje się w p rak ty c e, m oże być w łaściw e dla tego, co być pow inno?
S p ra w a ta w iąże się ściśle z k w e stią roli adw okata w postępow aniu przygotow aw czym . W okresie, w k tó ry m n iek tó rzy „spece” od w y m iaru spraw iedliw ości robili, co mogli, b y upodobnić nasz proces k a rn y do procesu inkw izycyjnego, rozpanoszył się k u lt tajności. W ty m też okresie szczególnie m odny był pogląd, że w procesie przygotow aw czym adw okat nie m a nic do pow iedzenia. Pow oływ ano się p rzy ty m ch ętn ie na sw o istą „w y k ład n ię porów naw czą” : sko ro w Zw iązku R adzieckim udział obrońcy w postępow aniu przygotow aw czym je s t niedopuszczalny, to wo bec tego itd . Nie jest to jed n ak najw ażniejsze, że n iek tó rzy p ro k u rato rzy hołdow ali podobnym poglądom i w cielali je w życie, ale to, że zdarzają się p rzed staw iciele p alestry , k tó rzy ta k zżyli się z ty m sta n e m rzeczy, iż u w ażają w p ro st, że szan u jącem u się adw okatow i w ypada podjąć się obro ny dop iero z chw ilą w płynięcia a k tu oskarżenia do sądu. T ym też, być może, należy tłum aczyć, że sam o postaw ien ie prob lem u roli adw okata w p o stępo w an iu przygotow aw czym w y d aje się czym ś m ało życiow ym i „od erw an y m od p ra k ty k i” . A tym czasem u staw a d aje w ty m zakresie pew n e m ożliw ości, wobec czego to, czy odpow iednie p rzep isy będą p rze strzeg an e, czy też pozostaną m a rtw ą literą, zależy w p ew n y m stopniu rów n ież od sam ych adw okatów . Bo ciężar w alki o praw orządność spo czyw a ró w n ież na adw okaturze, chociaż do stosow ania p raw a pow ołane są o rg an y państw ow e, a nie adw okaci.
Z adan iem teo rii jest służba p rak ty c e. W ty m celu konieczna jest zna jom ość p ra k ty k i: jej problem ów , je j potrzeb, trudn o ści i... błędów. Bo
36 M A R IA N C IE Ś L A K N r 10— 11
i błędy p ra k ty k i są in stru k ty w n e: pozw alają poznać lepiej zagadnienie i znaleźć środ ki zaradcze. Pod w aru n k iem w szelako, że ocenia się je w łaśnie jak o błędy, a nie p rzeciw staw ia teo rii jako w y raz jak ow ejś m ą d rości p rak ty c zn e j.
Na zakończenie, z „ostrożności procesow ej”, p rag nę się zastrzec, że jestem ja k n a jd a lej od tego, by przypisyw ać w yżej w spom nianą błędną postaw ę m ec. R ybczyńskiem u, którego n aw et tru d n o m i nazw ać p rzeciw nikiem w tej ,,quasi-polem ice”, a to ze w zględu na b ra k p rzed m io tu sporu. Chodziło m i ty lk o o to, aby s ł u s z n e j e g o u w a g i o p r a k t y c e nie sta ły się (przez niepotrzeb n e przeciw staw ienie m oim poglą dom ) pożyw ką i arg u m en tem dla w spom nianych błędów.