• Nie Znaleziono Wyników

Z młodych lat Kazimierza Brodzińskiego : (pobyt w Sulikowie w r. 1814)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z młodych lat Kazimierza Brodzińskiego : (pobyt w Sulikowie w r. 1814)"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Bronisław Gubrynowicz

Z młodych lat Kazimierza

Brodzińskiego : (pobyt w Sulikowie w

r. 1814)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 9/1/4, 82-94

(2)

nie k ró la r. 1772 n ap isan y , i N iem cew icza dw ie p ieśn i n a R ze­ w uskiego i P otockiego (Szczęsnego) ; czy je d n a k i w iersz „N a sejm g ro d z ień sk i“ (str. 221 i 222) z p o d jego p ió ra w y s z e d ł? K ró tk o ścią i d o sa d n o śc ią sw oją, g roźbam i sa n sk iu lo ck iem i w re sz c ie raczej o d d a la się od m a n ie ry ro zw lek łej i spokojnej N iem cew icza.

N adm ieniam , że ręk o p is suski nr. 3 0 0 (znam go tylko z o p isu prof. C z u b k a ) , u z u p e łn ia znak o m icie ów p e te rsb u rsk i „M agazyn w ierszó w polskich... aż do r. 1 7 7 7 “, m ieszc zący tylko n a p ie rw ­ szych k a rta c h (1— 28) i n a k. 5 0 — 69 w ie rsz e p o lity c z n e (z a p lą ­ ta ł się tu i w iersz W . P otockiego n a Ż ydkiew icza), z re sz tą s ą ta m w iersze o b y czajo w e, fraszki, T a b a k a M inasow icza i i.

Berlin. A . Brückner.

Z młodych lat Kazimierza Brodzińskiego.1)

(Pobyt w Sulikowie w r. 1814).

B yło to w r. 1813 ; k rw a w a e p o p e ja N a p o le o ń sk a d o b ie g a ła końca. P rzy g asły ju ż p o ż a rn e łu n y M oskwy, w ie lk a a rm ia w ro z ­ sypce, a niezw y ciężo n y bóg w o jn y zgnębiony. B rodziński, u cz e stn ik ty ch z a p a só w gigantycznych, b ierz e je szcze u d z ia ł w w y p ra w ie po d Lipsk, gdzie ra n n y d o staje się do n iew o li p ru sk iej ; w k ró tc e w y p u szczo n y n a słow o h o n o ru spieszy do P o z n an ia, p o c zem p rz y ­ b y w a do K rak o w a.2) T u taj w chodzi n a p o w ró t w grono sw y ch d a ­ w n y ch zn ajo m y ch i p rz y ja c ió ł ; dom y p a ń s tw a L u k ań sk ich , M

ate-x) Zbierając od lat kilkunastu materyały do monografii o K. Brodzińskim, zgromadziłem szereg odpisów z autografów poety, w śród których, obok nieznanych poezyi, jest rów nież nader ciekawa kore­ spondencya z lat 1803— 1830; drobną jej cząstkę wydrukował p. Aleksander Łucki w „Przewodniku naukowym i literackim“ (Lwów, 1906). Zanim ukończę obszerną pracę o śpiewaku „W iesława“, p o ­ dać pragnę teraz kilka drobniejszych przyczynków, opartych prze­ ważnie na nieznanych dotychczas listach, mieszczących się w zb io ­ rach publicznych i prywatnych w Krakowie, Lwowie, Warszawie i Mińsku. Listy przytoczone w tym artykule są w Akademii U m ieję­ tności w Krakowie (rkp. nr. 1,353).

2) Jeszcze 3 grudnia 1813 r. wysyła Brodziński z Poznania list do braterstwa, do Krakowa więc m ógł przybyć najprędzej z koń­ cem tegoż miesiąca. Z listu tego warto przytoczyć ustęp, w którym pisze do siostry, ażeby synka „na poetę nie formowała — jest to stworzenie nieszczęśliwe same, nieznośne sobie i towarzystwu, roz­ kosze, które maluje, są tylko w piórze, ale nigdy w sercu jego nie postały, praca to najniewdzięczniejsza, doświadczyłem L go po sobie i takbym się chciał starać o rozw ód z Muzą, jak jaki nieszczęśliw y mąż z babą sekutnicą“. (Rkp Bibl. Jag. nr. 5,628).

(3)

Notatki. 83

ckich, H ab o w sk ich s to ją d la ń o tw a rte ; je szcze ściślejsze w ęzły p rzy jaź n i zad zie rżg a o n z A m brożym G rabow skim , p o d ó w czas w sp ó łp ra c o w n ik ie m w k się g a rn i G róblow skiej, p ró cz tego n a w ią ­ zuje b liższe sto su n k i w k o ła c h u n iw ersy te ck ich , a m ian o w icie z F elik sem S ło tw iń sk im , p ro fe so re m p ra w a n a tu ry i ekonom ii p o ­ litycznej w A k ad em ii Ja g ie llo ń sk ie j.1)

B rodzińskiego p o b y t w K rak o w ie n ie trw a je d n a k długo ; b ra k fu n d u sz ó w z m u s ił go z p o c zątk iem r. 1814 — p ra w d o p o d o ­ bnie w m a rc u — p rz e n ie ś ć się n a w ieś do S u lik o w a około Pilicy, do cio tk i ; sto su n k ó w p rz y ja c ie lsk ich p rz e cie ż nie zryw a, k o re sp o n ­ duje często z G ra b o w sk im i S łotw ińskim , a listy te p rzy n o szą n a d e r c ie k a w y m a te r y a ł do c h a ra k te ry s ty k i m łodego p o e ty -ż o łn ie - rza. W id zim y w n ich , ja k żyw o in te re su je się ó w czesnym ru c h e m lite ra c k im ; ciągle p ro s i o n o w e książki, o p rz e c z y ta n y c h w y d aje sądy, p ra g n ie z a ją ć się tłó m a c z e n ie m ja k ic h ś dzieł, sam pisze ró ­ w nież, n ie p rz y w ią z u ją c je d n a k w iększej w agi do sw y ch r o b ó t; o bok dzieł b e lle try sty c z n y c h stu d y u je p o w a ż n e d zieła z z a k resu filozofii — le k tu ra to d o ry w cza, bez p la n u , zn ać w niej je d y n ie g o rą c e p ra g n ie n ie B ro d ziń sk ieg o , ażeb y u z u p e łn ić i p o g łęb ić sw oje w y k sz ta łc e n ie . Z m ęczo n y tu ła c z k ą ż o łn ie rsk ą nie ła k n ie n ow in — „bo — ja k pisze do G rabow skiego w liście z d n ia 3 k w ie tn ia — j a te ra z ch cę być z u p e łn ie o w ą C h ry zalid ą i ja k p rzy jd zie czas, z u p e łn ie n o w o i n ie z n a jo m o , n a św ia t się p o k a z a ć “ . W tym że, p e łn y m h u m o ru , liście donosi sw em u p rz y jacielo w i, że p ie rw sz ą je g o m y ślą je s t w y p a ść się, bo w szyscy ludzie zg ad zają się, iż n a n ic czło w iek chudy. „Jeżeli — pisze dalej B rodziński — M ars źle tu c z y dzieci sw oje, k tó re się nie u m ią d o p om nieć, to ć i sa m a p an i m a tk a M inerw a n ie n a jle p ie j s t o ł u j e ... zate m gdy się i ta tak c h w a le b n e m u m e m u z a m ia ro w i sp rzeciw ia, p o d o b n o trz e b a jej b ęd zie p o d z ięk o w ać n a czas n ie jak i : d la tego kiedyś ty ta k dobry, że m i p o sy ła sz k siążki, ju ż m i nie daj tak ich , p rzy k tó ry c h b y to w iele m y śleć trz e b a i je ż e li chcesz, żebym się w y p a sł — tę ra d ę d a ła m i n a w e t m o ja d o b ra, p ię ć d z ie się c io le tn ia c io tk a .“ I w rz e ­ cz y w isto śc i książki, k tó re m i go o b d a rz a ł G rabow ski, lub o k tó re on je g o p ro sił, n ie zb y t w iele d a w a ły m a te ry a łu do ro z m y śla ń ; b y ły to p rz e w a ż n ie n a k ła d y k sięg arn i G róblow skiej. I ta k żąd ał te ra z B rodziński p rz y s ła n ia G eorgików W irg iliu sz a w p rze k ład zie J a c k a P rzy b y lsk ieg o i H. L egouvé’go p o e m a tu p. t. „Z alo ty k o b ie t“ w tłó m a c z e n iu J ó z e fa K ossakow skiego ; p rz e k ła d P rzybylskiego b y ł n o w o ś c ią w y d a w n iczą, L egouvé u k a z y w a ł się ju ż po ra z trzeci w d ru k u , p ie rw sz a e d y c y a w y szła w W a rs z a w ie w r. 1803. O prócz ty c h d w ó ch k siążek p r o s ił B rodziński o „w iersze K ocho w sk ieg o “ — p ra w d o d o b n ie L iry k i lub E p ig ra m m a ta z r. 1674 — i o ja k ie ś

*) S zereg szczegółów dokładniejszych o ów czesnych stosunkach tow arzyskich w K rakow ie przynoszą „W spom nienia A m brożego G ra­ b o w sk ie g o “, w ydał Stan. Estreicher. (K raków 1909, T. I.— II).

(4)

d zieło fra n c u sk ie do tłó m ac zen ia. R ó w n o c z e śn ie z ty m liste m o d ­ s y ła ł n ie z n a n e m i bliżej w y d a w n ic tw o p. t. „ E u th a n a s ia “ .

K ilk an aście dni później — 20. k w ie tn ia 1814 r. — śle znów B ro d ziń sk i drugi list do G rab o w sk ieg o , p rz e p la ta n y ż a rto b liw y m i w ierszam i, o d ź w ie rc ia d lają c y d o sk o n a le ó w czesn e u sp o so b ie n ie m łodego tu łacza. Z le k tu ry sw ej w y m ie n ia w nim dzieło : „O n a ­ u k a c h w y zw o lo n y ch w p o w sz e c h n o śc i i w szczególności, księgi d w ie od X. Ignacego W ło d k a n a p is a n e i do d ru k u p o d a n e “ (W R zym ie, 1780); n a jw ię k sz ą je d n a k w ag ę p rz y w ią z y w a ł do do­ danego p rz y tem że dziele „S ło w n ik a p o lskiego daw nego, czyli z e b ra n ia słó w d aw n y ch z a n ie d b a n y c h p o lsk ic h z ich tłó m a c z e n ie m “. B y ła to p r a c a rzeczy w iście n a d e r p o ż y te c z n a d la p rzy szłeg o hi­ s to ry k a lite ra tu ry polskiej. Ks. W ło d e k z e sta w ił w c a le su m ien n ie sło w n icze k w tym celu, „ab y ro z u m ie ć k siążk i i p is m a d a w n e . . . i a b y ty ch ż e słów , k tó re s ą szczerze po lsk ie, z a ż y w a ć czasem , ale w e d le p rz e stró g d a n y c h w księdze o ję z y k u p o lsk im “ . M a te ry a ł z e b ra ł a u to r z p ism : „W u y k a, S kargi, W yso ck ieg o , S zczerbińskiego, S a rn ick ieg o , Stoińskiego, U rsina, S e re n iu sz a , K lonow skiego, K nap- skiego, K ochanow skich, T w a rd o w sk ieg o etc., z d a w n y c h sło w n ik ó w i b e z im ien n y ch p isa rzó w , tu d zież z tłó m a c z ó w ró ż n y c h ksiąg ł a ­ cińskich, hiszp ań sk ich , fra n cu sk ich , w ło sk ic h n a p o ls k ie ...“ Z re s z tą list c a ły — p rzy to czo n y p oniżej — p e łe n h u m o ru i p ew n e j ru b a - szności żo łn iersk iej, je s t p o n ie k ą d u tw o re m literack im .

„Jeżeli nieustraszność — pisze Brodziński — owa cecha na­ rodow ości, jest w T w o jem sercu, przystąp do czytania, a przy cier­ pliw ości chrześcijańskiej kończ, a zarobisz na tem przynajmniej tyle, że masz rozlegle pole do popisania się z temi dwiema pierwszemi cnotami, a na dopełnienie wszelkich okropności zaczynam wier­ szami :

Nie tak prędko dyabeł rogiem, Kozak wym ownym batogiem, Umizgami baba stara

I teremtete huzara

Strwożonych ludzi odstrasza, Jak Poeci, władza wasza.

Znajdzie się człowiek, co w szędzie Na odw agę się zdobędzie !

Lecz przeczytać w iersze nudne, To prawdziwie rzeczy trudne.

Zdaje mi się, że to kanclerz Bakon pow iedział, iż największa część wizyt nic innego nie jest, jak tylko zładowanie ciężaru swego na kogoś innego, którego to ciężaru sami unieść nie możemy. Niechże się to mój panie Ambroży i do m ojego listu ściąga, zładuję na Ciebie cokolw iek ciężkich nudów moich, a Muza moja do tego bardzo zręczna :

(5)

N otatki. 85

Ale na te dziwne czasy I ona już ma grymasy ;

Jak gdzieś pójdzie, jak się schowa Przez tydzień nie być gotow a.

Ale to podobno dużo mając teraz dzieci do odwiedzania (na­ wet nieprawego łoża) nie ma czasu bywać tak często.

Wiele dziatek samemi zwykła zbywać fraszki, Nie czarą kastalskiej wody,

Już nosi teraz jak wprzódy,

Lecz często z prostą w odą zwykła nosić flaszki. Ten wiersz coś niebożę bardzo koślawy:

Dlatego też [czytelnik sprawiedliwy rzecze] Aż na ostatku za trzema się wlecze.

A jaki Zoil niesprawiedliwy gotów by się obruszyć i dow odzić z Homera i wszystkich pogańskich teologów , że Muzy nigdy z fla­ szkami nie chodzą:

Ale ród poetycki, możny w przywileje Z tego się śmieje —

i powiada:

Że gdy się zechce poecie,

Muza przyjść musi choćby i w kornecie. Bo poeta z kastalskiej gdy przypije czary, W taniec rymy zaprasza i rozdaje pary.

Że to czyni bardzo skoro,

Dziwnie się czasem pary z prędkością dobiorą. I tak Wenus musi z wołem

a Kupidynek z Aniołem,

Terpsychore z Niedźwiedziem

a Ganimedes ze śledziem, Achilles z księdzem Hilarym

a Helena z Źydkiem starym,1) Organista z którą Muzą, Adonis z Meduzą.

Nawet panie Ambroży, gdy w nagłej potrzebie, Z łysych gór czarownicę stawi obok Ciebie.

Zgoła nie ma nic na tym świecie, czegoby moc kadencyi p o ­ łączyć nie zdołała.

Trzy a się przeto kasują, Źe nie do taktu tańcują.

(6)

Ażeby m ógł z Kaźmierzem stać razem Ambroży, Musianoby przydomek dodać Kaźmierz Boży.

Więcby mi dla tej przyczyny wypadało świętym zostać, ale mnie to nie takby przyszło, jak memu szczęśliwem u Patronowi,

Źe do dwudziestego roku Nie dał się podbić pięknemu oku. Papież grzeczny, przyznać trzeba, Przesłał mu bilet do nieba. I jam też także tej sztuki dokazał;

Lecz po dwudziestu latach niema na to m ocy, I on, gdyby żył dłużej, pewno jednej nocy Wszystkieby dobre kreski pomazał. —

Już to widzę wyrok Boży, Padł na Cię, biedny Ambroży :

Tak, gdy piszę do Ciebie, Pegaz mnie unasza, Na w zór Pegaza św iętego Łukasza,

Źe nie dość na jednej ćwiartce,

Trzeba jeszcze myśleć i o drugiej kartce.

Niech Cię mazaniny nie obrażają. Pelisson powiadał, źe ma- kuły są muszkami Muzy; jabym mówił, że są plastrami pokaleczo­ nej — lepiej jednak nie podobać się oczom , niż gustowi. Zaostrzyć ostrzegam uwagę, bo ważne rzeczy i now e zamyślam Ci odkryć :

Pew no, że już żona męża, I mąż ściskał żonę swoją, Zwykli się chronić oręża Ci, którzy się miotły boją. Ten, kto raz utracił życie,

Nie głupi stracić go więcej. Para, gdy ma własne dzićcię, Zna się nad dziewięć miesięcy. Jeżeli ojciec ma syna,

Syn też bez ojca nie będzie: Twierdzą, że dąb ma żołędzie, A ow ocu nie ma trzcina. Kto małpie podobien z pyska, Mówią, że nie jest urodny. Kto z próżnego jé półmiska, Sądzę, iże wstanie głodny. Nie goły, kto jest bogaty; A nie bogaty, kto goły. Smutny, kto ponosi straty, Kto zyska, bywa wesoły.

(7)

Notatki. 87

W noszę, iże dzień być myśli, Kiedy ranna zorza świta. Głupi ten, kto głupstwa kryśli, Nieszczęśliwy, kto je czyta.1) Są i niestałe kobiety

Tak, jak niestałe poety: Dzisiaj jaka szumna oda, A jutro się bajka poda.

Dopiero na satyrę ostry ząb wyszczerzy, Już rozkwilonym głosem smutne treny szerzy. Czasem też Arkadyjski spodoba się wianek,

I chęć bierze do sielanek. Ale pomim o wiosny, strumienie i gaje, Jakże biedny w zór dzisiaj wieś poetom daje ! Oto świeża w nieszczęście Amarylla wpadła, Że wczoraj Kozakowi z krzyżem płaszcz ukradła, Filis Baszkierom dała już wierności dłonie ; Opuszcza czysty strumyk i kwieciste błonie.

Mirtyl w karczmie przy pieniach kijem się ozdobił ; Odważnie pił na kréski, jeszcze Źydka pobił.

Dafnis dostał kołtuna, a piękna Glicera Usmolona, z skopconych łachmanów wyziera. Śpi Tyrsys, na korytku wsparta nieco główka, Gdzie z zgniłej rury ciekąc, szmer daje gnojówka. N os ojczystą tabaką hojnie napełniony,

Harmonijne z sapaniem wyprowadza tony.

Tkliwe wiejskie sw obody — w tém Świnia przychodzi, I węchem koło twarzy miły sen przeszkodzi.

Pójdźmyż do tego, który rozbrat zrobił z światem : Ekonom, co jedynie sprzyjaźnił się z batem — Jak od Arkadyjskiego różni się on Pana, Nie jemu fletnia z wieńcem bywa poświęcana. Gardzi sypanym kwiatem i ogniem ofiary: Gąska, jajko i pieniądz, to u niego dary. Pan tamten z tkliwém sercem za Nimfami goni,

Tamten z śpiewem — ów z krzykiem i batogiem w dłoni. Tak to mój przyjacielu, wszystko na wsi przeciwne do siela­ nek: więc i tym pod ob n o trzeba tutaj dać pokój. Czytałem tutaj teraz „O naukach w yzw olonych w pow szechności i szczególn ości“ Księgi dwie przez Xdza Ignacego Włodka w Rzymie 1780. Edycya in quarto bardzo piękna. Nudny rozwlekłością, ale polszczyzna bar­ dzo dobra z przypiskami włoskiemi, greckiemi itd. N a j b a r d z i e j

г) Mój dobry Przyjacielu, jeszcze Ci nic nie posyłam z mojej pracy, bo jeszcze nic nie mam god n ego.

(8)

s z a c u j ę p r z y k o ń c u : S ł o w n i k p o l s k i d a w n y , c z y l i z e b r a n i e s ł ó w d a w n y c h , z a n i e d b a n y c h p o l s k i c h , z i c h t ł ó m a c z e n i e m , z 140 stronnic się składający, po dwie kolumny na każdej. Jeżeli Ci to dzieło nieznane, będę Ci się starał przysłużyć niem, bo Ty lepszy użytek z niego zrobisz.

Atalę1) chciałem Ci posłać po niemiecku, ale właściciel jej, są­ siad mój, nie m oże sobie dotychczas przypomnieć, za którą mu szafę wpadła. Leguwego i Georgiki odsyłam Ci z podziękow aniem (jeżeli Ci to podziękowanie potrzebne). Powiadam Ci szczerze, że tłóm a­ czenie Georgików bardzo mi się podoba. Chciej oddać Wn. Przybyl­ skiemu przyłączony list. Posyłam Ci jednę zwyczajną racyę w ierszów ; wybrałem, co mogłem, godnego Tw ojego gustu — i jeżeli mi przy­ ślesz bon, to Ci za każdą okazyą jednę taką racyą posłać ob ow ią­ zuję się. Nie chcę ja, żebyś się rozw odził nad krytyką, ale krótko

i szczerze napisał, co uchodzi przed Twoim gustem, a co nie. Jeżeli chcesz, to Ci będę łapał motyle, albo tak nazwane ćmy ; śmialiby się zapewnie myśliwi moi sąsiedzi z takiego polow ania; m oże też i Ty wolałbyś, bym Ci posłał ubitą przezemnie sarnę lub zająca, ale nie spodziewaj się tego. Co Ci najłatwiej, to mi po- ślej ; co Ci wpadnie do głow y, to wypędź do listu do mnie. Pro­ siłbym Cię bardzo o jakie poezye. Zresztą na Twojej chęci i m o­ żności polegam, a poleżawszy, wstaję do zrobienia Ci zgrabnego ukłonu luby mój Przyjacielu.

Do listu p rz y łą c z y ł B rodziński „ p ie rw sz ą r a c y ę w ie rs z ó w “ , a m ia n o w icie trzy b a jk i: „J e ż i c z a p l a “, „ S o w a “ i „ K o g u t y “ — z ty c h dw ie o sta tn ie d ru k o w a n e b y ły z p e w n e m i z m ian am i w „ P a ­ m iętn ik u w a rsz a w sk im “ (1815, tom I i III) — i w ie rs z e : „ D o m ę d r k a “, „ P r a c z k a “, „ C a ł u n e k “, „ Do w i e ś n i a k ó w “ i „ W i e c z ó r “. F o rm a lite ra c k a ty ch że u tw o ró w w y k a z u je b ez­ sp rzeczn ie p ew ien p o stęp w ro zw o ju tw ó rczo ści, w ięk szą sw o b o d ę lite ra c k ą i p o w o ln e o sw o b ad zan ie się z p ę tó w p se u d o k la sy c y z m u D la p rz y k ła d u p rz y ta c z am tu ta j n a jc h a ra k tery sty c z n ie jsz e .

PIERWSZA RACY A WIERSZÓW. D o M ę d r k a .

Oj wymknę ja się pow oli Kochany mędrku od ciebie; Bo już też mnie szyja boli Patrzeć z tobą po tém niebie. Pójdę sobie do Klarysy, Prędzej ja pojmę jej wdzięki, I w jej oczach dojrzę rysy Dzieła doskonałej ręki. *) Chateaubrianda.

(9)

Notatki.

Prawda, że jej wdzięki miną, A gwiazdy nad naszym grobem Nie zaraz jeszcze zaginą, Świecić będą nad jej globem. Ale i ja tu nie trwały;

A choćbym przed gwiazd obliczem Przedumał i wiek mój cały,

Mało pojmę — pójdę z niczem. Lepiej ja drogę odprawię, Gdy najbliższą zerwę różę, I z nią się dobrze ubawię, Nim się w ciemny grób położę.

С a ł u n e k.

Choćbym tu miał wołać w iecznie: Całunka trza mi koniecznie ; Nie ustąpię ani kroku Od danego raz wyroku.

Całus serca ściślej klei, Mocy dodaje nadziei,

Ożywia dawne płomienie I nagradza utęschnienie. On zawięzuje kochanie, Przezeń do serca dostanie ; On gasi płomień tlejący, 1 on odnawia gasnący.

On miejscem dwóch serc rozmowy, On pieczątką skrytej mowy,

On miłości radca tajny, On jest jej dochód zwyczajny. On jest słodki, on przyjemny, Zadany zaw sze wzajemny, On z tkliwej duszy pochodzi, On wzajemności dow odzi.

On miłości pierwszą stratą, Pierwszą próbą, pierwszą płatą, On jej nagrodą, jej wróżbą, Jej dziękczynieniem, jej prośbą. On jej hubką, jej krzesiwem, Jej zakładem, jej ogniwem ; On jej ojciec, on jej dziecię, On jej żywioł, on jej życie.

(10)

Jej obrządkiem, jej zwyczajem, Ceiem, wiarą, cnotą, rajem. Choćbym tu miał wołać w iecznie: Całunka trza mi koniecznie.

W i e c z ó r . Z czarnych gór

Zamków mur

Zakrył słońce przy zachodzie, Sam się otoczył w promienie, Zorza się dwoją w e w odzie I co długie rozw lókł cienie W złoty pas

Stroją las.

Umarł dzień — Jego cień

Od czarnych borów wychodzi I smutne pola zalega,

Do dom ów pasterzy młodzi Uciekają przed nim z brzega, Goniąc w przód

Wołki w bród. Liści tłum —

Smutny szum

Dają za wiatrem przebiegłym , Co się przez krzewy oddala, A flecik w polu rozległym Ledwo jeszcze słychać zdała, Jak wśród skał

Wdzięcznie grał. W pętach koń Wraca z błoń

D o wsi szlącej dym dokoła, Co poprzytykała chaty D o w yniosłego kościoła, Nad nim od zorzów oświaty Pysznie z blach

Błyszczy dach.

W następnym liście do Grabowskiego — z dnia 10 m aja — pisze Brodziński z radością, iż niedługo pokój zostanie zaw arty i dodaje ; „ogłaszam to tutaj w szystkim m ajow ym kwiatom , gajom i strumykom, tylko

Nie chce mi się zmieścić w e łbie, Źe nasz w ód z skończył na Elbie“.

(11)

N otatki. 91

P ro si dalej o p rz y sła n ie „k o c h a n e g o R eklew skiego P ie ń w iej­ sk ic h “ i o ja k ie ś n o w o ści do c z y ta n ia — cho ćb y i k sięd za T rzciń ­ skiego. W sp o m n ia n y ksiądz T rzciń sk i, b y ł to k an o n ik k rak o w sk i, k tó ry w y d a w a ł ro z m a ite n ie u d o ln e i n u d n e u tw o ry lite ra c k ie , ja k n. p. : „D ek ad a w ierszó w rz e te ln y c h n a h o n o r godnej sio stry b r a ­ c tw a m iło sie rd z ia “. . . lu b „D uch K sięgi n a tu ry p rzez p rz y ja c ie la n a u k o d c ie n io n y “ (1813), alb o „ P ie c z ę ć n a u s ta lek k o m y śln y ch d u ch ó w w y g o to w an a, a p rz e z a cn e j a rc h ik o n fra t. krak . n a w sk rz e ­ szenie p ie rw iastk o w e g o jej d u c h a k u d o b ru b liźnich i n a ro zk rzew religii bo sk iej p rzez p rz y ja c ie la p ra w d y i ludzkości z w y lew em s e rc a o fia ro w a n a “ (1814). D zieł T rzciń sk ieg o n ie p o s ła ł m u G ra ­ bow ski, ale o b d a rzy ł go b ro s z u ra m i p o lem icz n em i p ro fe so ró w A k a­ dem ii K rakow skiej i „K o ścio łem s ła w y “, p o em atem , u ło żo n y m w ierszem polskim przez Ignacego B ykow skiego, p o ru c z n ik a w ojsk ro sy jsk ic h (w W ilnie, 1799); ten „K o śció ł s ła w y “ n ie p o d o b a ł się B ro d ziń sk iem u , bo w liście z d n ia 23 m a ja , ostatnim , k tó ry w y sła ł do p rz y ja c ie la z S ulikow a, ta k się o n im w y r a ż a : „Czy j a p o g an in n ie d o b ry , czy zaślep io n y p rz ez ja k i cud, iż m i się w szystko zd aje, że to je s t k o śció ł n u d ó w ; d o b rz e c z y ta ć g łu p stw a, n a w e t k ied y się z n ic h m o żn a śm iać : a le tu ni śm iać, ni p ła k a ć , tylko gębę od u c h a do u c h a ro z d z ie rać , z ie w a ją c . Ju ż j a to b y ł daw niej coś takiego n a p isa ł o tem :

Autor ma rozum z cnotą, pow iem bez obawy, Autor, co wierszem kościół opisał nam sławy,

Chwalić, gdzie nie chcą pieścić, nie rzadkaż to cnota ? Opisać, co nie znamy, nie trudnaż robota?

W tym że sam y m liśc ie p isze, iż z s ie la n k a rz a sta je się s a ­ ty ry k ie m — a l e p i e j n u d z i ć s i e l a n k a m i , n i ż g n i e w a ć s a ­ t y r a m i ; dalej donosi, iż n ied łu g o w y jed zie do P o z n a n ia i u ży je w szelkiej tak ty k i w o jen n ej, a b y się n ie sp o tk ać z p o w ra c a ją c e m w o jsk iem z P a ry ż a , bo ch ce z a k o n s e rw o w a ć nogi i rę c e całe. Co z so b ą później zrobi, tego n ie w ie. „S to ję, ja k H erk u les n a d ro z - sta jn e m i drogi — to je s t n ie z p a łk ą w żylastej dłoni, ale z m a n - te lza k iem p o d c h u d ą p a c h ą , gdzie się u d a ć ? “ G dybym b y ł H e rk u ­ lesem , to b y m w ów czas g reck im k o m isa rz o m drogow ym p ro p o n o w a ł, a b y do rozkoszy i cn o ty nie b y ło ró ż n y c h dróg, ale je d n a — i Bóg z a p ła ć E p ik u ro w i i naszeg o w ie k u H elw ec y u sz o w i i t. d., że n a d p o łą c z e n ie m ty ch dróg p r a c o w a li... J e s t m o ją m y ślą (tylko się n ie śm iej) w o ja żo w ać, a n a jb a rd z ie j do S z w ajca ry i, żeby m o żn a n a d G enfem ja k ą sielan k ę zro b ić, b o tu ju ż m i się nie u d adzą. Ale to w o ja ż o w a ć , mój ko ch an y , z w ie rn ą su m k ą w kieszeni i pieszo, a ja k b y nogi zb o lały i k ra j m niej b y ł w a rt, żeby go pieszo z m ie­ rz y ć , p rzy siąść się gdzie. N a jb a rd z ie j c h c ia łb y m grób R o u ssa o d ­ w ied zić p iec h o tą, k tó ry ta k ż e ra d z i w sw o im Em ilu, że n a jle p ie j p ie szo w o ja ż o w a ć “... W ra z z liste m p rz e s y ła jeszcze G rab o w sk iem u , k tó re g o n a z y w a ż a rto b liw ie „ k się c ie m n a Z gn iłk ach i h ra b ią n a

(12)

P leśni, co ja k o p rzo d k ó w m a K ro m eró w i K o c h o w sk ic h “ , w darze dzieło ks. W ło d k a ; d o p y tu je się w reszcie o drugi to m lite r a tu ry B entkow skiego i koń czy dro b n y m w ierszykiem p. t. „ P o r y r o k u “ .

Cztery pory roku Są prawdziwe wzory Tw ojego wieku,

Człowieku.

Na w iosnę wszystko się śmieje, Że wrócą pogodne nieba, Nucą po polu nadzieje, Lecz zimą jeszcze żyć trzeba. W lecie już bogata niwa, Lecz przy pracy pot się leje, Słońce niestety dogrzéwa, Że człek czasem i szaleje. W jesieni wszystko bogato, Mniej ozdób, lecz więcej zysku, Ale zbierasz tylko na to, By ujść na zimę ucisku. W zimie po trudach i znoju Ukończywszy sw e kłopoty, W lubej zaciszy pokoju, Używa człek swej roboty. Cztery roku pory itd.

O prócz do A m brożego G rabow skiego p isy w a ł je sz c z e B rodziński z S u lik o w a do prof. J. P rzybylskiego i Fel. S ło tw iń sk ieg o . W e d łu g w sk azó w ek tego o statn ieg o p ro w a d z ił b y ł p e w n e stu d y a n a d filozofią śc isłą ; z z a c h o w a n y ch listów d o w iad u je m y się, że prof. S ło tw iń sk i p o s y ła ł m u książki n au k o w e, o k tó ry c h n a s tę p n ie B ro ­ dziński z d a w a ł sp raw ę. N ajciekaw szym je s t list B ro d ziń sk ieg o z 27 k w ie tn ia ; donosi w nim , iż o d sy ła k ilk a k sią ż e k a m ia n o ­ w icie 1) „ P ra w o n a tu r y “ — t. j. dzieło F ra n c . Al. Z e ille ra p. t. „ P ra w o n a tu ry p ry w a tn e w ję z y k u n iem ieck im n a p is a n e a p rzez F el. Słotw ińskiego n a języ k polski p rz eło ż o n e, te rm in o lo g ią ła c iń s k ą i n ie k tó rem i p raw n icze m i p rz y sło w ia m i p o m n o ż o n e “ (K raków , 1813) — 2) „ ro z p ra w ę S ło tw iń sk ieg o “ — n a jp ra w d o p o d o b n ie j b y ła to „R o z p ra w a o h isto ry i p ra w a n a tu ry i s y s te m a ta c h ró ż n y c h je g o p isa rz ó w “ (K raków , 1813) — 3) W e rk e v. S a la t“ —■ t. zn. ro z p ra w y ks. Ja k ó b a S a la fa , p ro fe so ra filozofii w L a n d sh u t, w y ­ z n a w c y teo ry i p o z n a n ia J a c o b i’ego ; w d zie ła c h sw o ic h ks. S ałat, ta k ja k Ja c o b i, w szystko sp ro w a d z a do u c z u c ia , n a w ra ż e n ia zm y ­ sło w e k ład zie b ard zo w ielki n acisk i tw ierdzi, w b re w K antow i, że ś w ia t ze w n ętrzn y m ożem y tylko z a p o m o c ą w ra ż e ń z m y sło w y ch p o zn aw ać. P ra w d o p o d o b n ie m ia ł B rodziński jeg o „R elig io n sp h ilo ­ s o p h ie “ (1810), „M o ralp h ilo so p h ie“ (1810) lub „ E rlä u te ru n g einig.

(13)

Notatki. 93

Hauptpunkte der P h ilosop h ie“ (1813) — 4) „Zeitkunde der reli­ giösen G efühle“ — i 5) „rozprawę ks. Jarońskiego“ — zapew ne dziełko p. t,. „Jakiej filozofii P olacy potrzebują“. (Kraków, 1810). Dalej w tym że liście dziękuje za chęć przysłania „Filozofii ks. Jarońskiego“, — t. j. w ła ściw ie przekładu dzieła G. E. W enzla p. t. „Elem enta philosophiae m ethodo critico adornata“, w ydanego przez ks. Jarońskiego w roku 1812, — bo ją posiada „darowaną od profesora Szum skiego w Poznaniu, w ielkiego autora tego w iel­ b iciela “. Na zapytanie prof. Słotw ińskiego, czy jego dzieła kto kupi, odpow iada Brodziński : „daremnie to i w spom inać i w ołać z N aruszew iczem

K ogoż to nie zadziwi, że jeszcze wiek głupi, Rzadko kto książki czyta, rzadko kto je kupi.

Ź r ó d ł a s p o k o j n o ś c i d u s z y 1) — pisze dalej Brodziński — gdy dokładniej przeczytam, dopiero będę m ógł donieść, ile mi się podoba. Z b i ó r w y r a z ó w s p o l s z c z o n y c h bardzo jest w sw o- jem miejscu i potrzebny. Jakżeby życzyć należało, gdyby się można doczekać słownika wszystkich słów do nauk i kunsztów, dotąd nie­ znanych nam, dawniejszych i nowych z objaśnieniami i tekstem ła­ cińskim, niemieckim i francuskim obok ! Ulżyłoby to wiele uczącym się, ustaliłoby już raz na zawsze, jedne tych słów używanie, stąd ubytek wielu zawiłości, sprzeczności i kłótni nawet literackich, często dla samych szczególnie źle użytych znaczeń słów się odbywających, a najwięcej ubogaciłoby nasz język, któremu tego tylko brakuje, co tak łatwo mieć może. Towarzystwo uczone nasze pracowało nad spolszczeniem trybuszona, lichtarza itd., a potrzebne do filozofii słowa leżały odłogiem ; i niechby lichtarz został jeszcze lichtarzem, ale czoł­ gać się i wikłać w naukach filozofii przez zaniedbanie tych p o­ trzebnych wykładów, to jest z prawdziwą szkodą dla kraju. Sądzę ja, że Szkoła Główna największe ma prawo do wypracowania ta­ kiego słownika.

Za rozprawę X. Jarońskiego bardzo jestem w dzięczen, boję się chwalić jej za to, że ją zrozumiałem bardzo łatwo, ale można p o­ w iedzieć, że pisana jest z czuciem, co tak rzadko widzę u filozofów, z gorliw ością dla kraju, a bez jego przesądów. Polacy są wszyscy gorliwi dla kraju, ale jak mało gorliwych bez przesądów, jak wiele takich nam potrzeba, i jak w iele jeszcze walczyć by im wypadało z własnym narodem.

Nie śmiem dawać zdania o dziele Sałata, a wyznam, że więcej szanuję autora jak dzieło, dlatego, że dzieło pięknemu tytułowi nie wiele odpowiada.

Jest to dzieło M. W . Voigta p. t. „Źródła spokojności du­ szy, które człowiek w swym ciasnym umyśle znajduje, dla w ew nę­ trznego zaspokojenia myślących lu d z i... tłóm aczone przez Fel. Sło­ tw ińskiego“ . (Kraków, 1814).

(14)

Zbijać trafnie zdania de la Rochefoucaulta, który nie bardzo prawodawczy ma w pływ na kulturę obyczajową, nie god n e tak obszernych uczonego roztrząsali.

W Z e i t k u n d e d e r r e l i g i ö s e n G e f ü h l e piękne zdają mi się być myśli, ale porozrzucane i tak nazwać się m ogącemi Epizo­ dami tak zeszpecone, że go trudno do końca doczytać ; zdarzenia czasowe i urzędow e bardzo są obojętne dla czytelnika. Chwalebny bardzo Autora zamiar, godny miłośnika mądrości i ludu, ale nie­ zmiernie trudny — połączyć ściślej Religią z Filozofią, te dwa ży­ wioły uszczęśliwienia duszy. — Na te dni piękne zabawiam się dosyć poezyą i jeżeli, Panie, śmie wstydliwa Muza wejść w progi Filozofa, tobym mu posłał jaki o w o c próżniackich moich g o d zin “.

W p rz y p isk u p ro si B rodziński o p rz y sła n ie „ P o rz ą d k u fizyczno- m o raln eg o K o łłą ta ja “ . W dniu 10 m a ja o trz y m a ł S ło tw iń sk i jeszcze je d e n list od niego, z k tó reg o n ajw a ż n ie jsz ą je s t w iadom ość, iż w y w czasy w iejskie k o ń c zą się i p o e ta m a n a d zie ję b y ć w przy szły m m iesiąc u w W arsz a w ie. W rzeczy w isto ści —■ ja k to o zn aczy ć m ożna n a p o d sta w ie p rz y p isk u w o sta tn im liście do G rabow skiego, iż „jedzie w s o b o tę “ — o p u śc ił B rodziński S u lik ó w d n ia 28 m a ja 1814 ro k u ; ta d a ta z am y k a okres jego tu ła c z k i m łodzieńczej. Z p rzy b y ciem do W a rsz a w y ro zp o c zy n a się n o w a ep o k a w życiu śp ie w a k a „ W ie s ła w a “ .

Lwów. Bronisław Gubrynowicz.

»Mowa o duchu klassyczności i romantyczności w e w zględzie

filozoficznym« (

1822

).

T y tu ł tej b ro sz u ry n ie ra z m u sia ł z a c ie k a w ia ć h isto ry k a lite ­ ra tu ry , k tó ry , p rz y p a trz y w sz y się choć z d alek a ro zw o jo w i w y o ­ b ra ż e ń o t. z. klasyczności i ro m a n ty cz n o ści w n a jw c ześn iejszy m i n ajm n iej zn anym o k resie ś c ie ra n ia się obu p rą d ó w , zro zu m iał, że w ła śn ie b ra k „w zględu filozoficznego“ b y ł p o w o d em zam ie sza­ n ia i z a m ę tu w z a p a try w a n iac h . Może w tej „M ow ie“ z a w a rła się w reszcie m y śl ja sn a , tw ó rcza, rz u c o n a w o d m ęt ro zb ieżn y ch d ą ż ­ n ości ?... D latego szu k an o od d aw n a tej rzad k iej b ro sz u ry ; sz u k a ł je j P. C hm ielow ski i inni k ry ty cy , o sta tn io zaś zw ró cił n a n ią u w ag ę prof. K a llen b ach w sw ych w y k ład ach .

N iestety, „M ow a w e w zględzie filozoficznym “ *), k tó rą p o z n a ­ łe m z od p isu jed y n eg o egzem plarza, zac h o w a n eg o w B ib lio tece ord. Z am ojskich w W a rsz a w ie (Nr. 337), z a c ie k aw ić m oże ra czej „\ve w zg lęd zie“... bibliograficznym .

]) Tytuł dokładny: M o w a o d u c h u k l a s s y c z n o ś c i i r o m a n ­ t y c z n o ś c i w e w z g l ę d z i e f i l o z o f i c z n y m przez I. S. K. W War­ szawie w drukarni Łątkiewicza przy ulicy Senatorskiej nr. 467.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ułamek rozszerzamy mnożąc jego licznik i mianownik przez liczbę różną od zera.. Każdy ułamek możemy rozszerzad na dowolnie

[r]

Tekst tych materyałów, o ile porównać mogłem, wydrukowany jest starannie; sprostować jednak trzeba, że nie tylko cztery listy Brodzińskiego z Szwajcaryi, tutaj

Wskazane tu podstawowe elementy skomplikowanej sytuacji decyzyjnej, w ja- kiej znajdują się dziś państwa członkowskie UE, powinny stanowić zasadniczy kon- tekst wyzwań,

An adaptable building includes all characteristics that enable it to keep its functional value during the technical life cycle in a sustainable and circular economic

W ydaje się, że tę funkcję uogólniającą i „intelektualizującą” pełnić może nie tylko łączenie w yrazów w pary przeciw staw ne znaczeniowo, ale i

„W bibliotece hrabiego ordynata Zam ojskiego znalazło się kilka ułom ków własnoręcznych prelekcyj uniwersyteckich, które dostały się tam razem z całym

However, the Finnish governance structures, especially the urban planning system is centralized, leaving little space for public participation, irrespective of the national Land