• Nie Znaleziono Wyników

"Śluby panieńskie" jako ogniwo w rozwoju "komedii miłości" : (Molière - Marivaux - Fredro - Musset)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Śluby panieńskie" jako ogniwo w rozwoju "komedii miłości" : (Molière - Marivaux - Fredro - Musset)"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Bolesław Kielski

"Śluby panieńskie" jako ogniwo w

rozwoju "komedii miłości" : (Molière

- Marivaux - Fredro - Musset)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/3, 47-60

(2)

BOLESŁAW K IELSK I

„ŚLUBY PA N IE Ń SK IE “ JA K O OGNIWO W ROZW OJU „KOMEDII M IŁOŚCI“

(MOLIÈRE — MARIVAUX — FREDRO — MUSSET)

W ygląda to na paradoks — mówić o „kom edii“ miłości. Zw łasz­ cza gdy m am y na m yśli miłość głęboką, poważną, pojm ow aną n a j­ częściej jako źródło szczęścia lub nieszczęścia (zależnie od okolicz­ ności), nie zaś jako źródło komizmu. Dwa te jej aspekty, szczęśliwy i nieszczęśliwy, znajdow ały najczęściej swój w yraz w poezji, a z nimi oczywiście także odpowiadające im stany psychiczne, łącznie z wszelkiego rodzaju tęsknotam i i pragnieniam i, jak ie mieścić się mogą m iędzy obydwom a biegunam i: szczęścia i nieszczęścia. Może naw et miłość nieszczęśliw a częściej niż miłość szczęśliwa (bo to ,,poetyczniejsze“) była przedm iotem natch nien ia jej piewców. Je śli­ by przebiec szybko w pam ięci arcydzieła, w których uczucie to od­ gryw a dom inującą rolę, to czyż nie n asuw ają się na m yśl przede w szystkim Rom eo i Julia, Faust, Dziadów część IV, Atala, Jocelyn,

Les N uits i ty le innych utworów, gdzie miłość praw dziw a u rasta

omal że do rozm iarów jednej z najgroźniejszych sił kosmicznych?. Podobnie w życiu. Jeśli spotykam y sytuacje kom iczne w ypły­ w ające z miłości, to najczęściej wówczas, gdy niekoniecznie zasłu­ guje ona na to m iano w całej jego sile i dostojeństw ie. Komizm miłości pow ażnej, głębokiej — czyż to więc istotnie nie sprzeczność, nie paradoks? I czy wobec tego, cośmy powiedzieli, poważna, głę­ boka miłość może być tw orzyw em dla tego gatunku poezji, którego istotą na w skroś jest komizm, a więc komedii?

A jed n ak tak! Nie sięgając dalej wstecz, już u M oliera spoty­ kam y utw ory poświęcone wyłącznie miłości i jej stronom delikatnie komicznym. W ym ieńm y dla przykładu komedie: Le dépit am oureux oraz La princesse d’Elide. W pierw szej tra k tu je on znany m otyw „dąsów m iłosnych“, który m niejednokrotnie będzie urozm aicał sceny m iłosne sw ych sztuk, wnosząc w ten sposób do nich

(3)

pier-w iastek kom izmu. W drugiej pier-w ystępu je m o ty pier-w bronienia się przed miłością, m otyw zapow iadający głów ny tem a t późniejszej „kom edii m iłości“ (M arivaux, F redro, M usset). G rupa wyżej w skazanych ko­ m edii M oliera obejm uje jed n ak bodaj najsłabsze jego utw ory. Można by w praw dzie zaliczyć tu jeszcze Szko łę m ężów , ale w sztuce tej p u n k t ciężkości przesuw a się już n a nieco inne zagadnienie tem atyczne; ty m bardziej w Szk o le żon.

Główne kom edie M oliera stanow ią pod w ielu w zględam i odrębną grupę, gru p ę jego arcydzieł. W praw dzie i tu w y stęp ują kochanko­ wie, najczęściej jed n a k nie w roli czołowych bohaterów , lecz jako postaci raczej drugoplanow e. C h a ra k te r i role am antów są w tych kom ediach n iem al stereotypow e, konw encjonalne. K ochające się p ary chcą się połączyć — to bodaj wszystko, co m ówi o nich poeta, a poza ty m dow iadujem y się jeszcze o przeszkodach, n a jak ie n a tra fia ją oni w dążeniu do w zajem nego szczęścia, k tó re m ożna osiągnąć poprzez m ałżeństw o. Źródło zaś tych przeszkód tkw i w głów nych b o h aterach utw orów , w ich charakterach , a raczej wadach, jak ie w cielają: zazdrośnik, skąpiec, świętoszek, dorobkie­ wicz i inni. I u F re d ry żyw y jeszcze jest ten schem at, choć poeta nasz już go znacznie zm odyfikow ał (np. w Zem ście — żeby ograni­ czyć się do tego tylko arcydzieła).

N orm alny więc ty p kom edii M oliera n ie jest w łaściw ie typem „kom edii m iłości“. A le pośród zasadniczego ty p u arcydzieł tego p o ten tata kom edii now ożytnej spotykam y wszakże w y jątk i odstę­ pujące od p rzy jęteg o przezeń schem atu. Nie m ówiąc o Szkole żon,

Don Juanie i innych, należy przede w szystkim zw rócić uw agę na M izantropa, u tw ó r osobliwy pod niejed n y m względem. Stanow i on

także w rozw oju „kom edii m iłości“, w ściślejszym tego słowa zna­ czeniu, w ażną pozycję. Nie tylk o przez to, że sam głów ny bohater, Alcest, je st am antem . I że sam przez swój c h a ra k te r i m entalność stoi n a przeszkodzie sw em u szczęściu, w yolbrzym iając słabości ludzkie, żądając bezw zględnie ideału. Lecz przede w szystkim dla­ tego, że tem u m izantropow i los każe kochać kokietkę, nie zepsutą w praw dzie, ale nieco lekkom yślną, rad ą widzieć trochę zam ieszania pośród w ielbicieli. I cóż się dzieje? A lcest nie p o trafi być więcej w yrozum iały dla swej ukochanej niż dla innych ludzi, choć w g ru n ­ cie rzeczy ona go kocha. W spółczując mu, w idz nie p rzestaje m im o to uśm iechać się, bo kochanek sta je się nieco śm ieszny przez sw oje n ad m iern e p reten sje. Śm ieszna je s t jednak jego sytuacja, nie zaś jego uczucie.

(4)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E “ — „ K O M E D I A M I Ł O Ś C I “ 4 9

I oto w ten sposób w litera tu rz e francuskiej pod piórem genial­ nego tw órcy kom edii charakterow ej rodzi się coś, co nie przestając być kom edią charakterów , m oże być zakw alifikow ane jak o „ko­ m edia m iłości“ w w ielkim stylu. Nie ulega jednocześnie wątpliwości, że ta w yjątkow a poniekąd kom edia M oliera, odbiegająca od n o r­ m alnej, przy jętej przezeń stru k tu ry , jest zarazem najw iększym jego arcydziełem .

W łaściwy tw órca „kom edii m iłości“, M arivaux, nie naw iązał jednak, ja k się zdaje, do M izantropa i nie z niego w ydedukow ał swój now y system . Raczej należałoby przypuszczać, że pun k tem wyjścia, o ile chodzi o filiację, były dlań kom edie M olierowskie pierw szej grupy, a zwłaszcza La princesse d’Elide. Ale gdy ta M olierowska kom edia bynajm niej, jak zaznaczyliśmy, nie je st a rcy ­ dziełem, M arivaux zdołał tę odm ianę podnieść na w yżyny przed­ tem n ie znane i stw orzyć oryginalny, wysoce artystyczny ty p „ko­ m edii m iłości“. Dużo w praw dzie pozostało jeszcze u au to ra Igra­

szek tra fu i m iłości z m olierow skich rekw izytów (m. in. rola słu ­

żących), ale sam a koncepcja, samo ujęcie uczucia jako tem atu kom edii oraz przeprow adzenie sceniczne w ydają się być niezależne od pierw ow zoru M olierowskiego.

Jak aż to koncepcja? Polskim byw alcom te a tru nie je st ona zupełnie obca, nieobca bow iem im jest wyżej w ym ieniona sztuka, uw ażana za najw y bitniejszy i najbardziej charakterystyczny u tw ó r te a tra ln y M arivaux. Co kom edia ta, a przez to i zasadniczy typ kom edii jej autora, m a istotnie wspólnego z M izantropem , to to, że — po pierw sze — kochankowie zajęli już bezsprzecznie stano­ wisko głów nych bohaterów , a po w tóre — przestali być p a rą ko­ chanków konw encjonalnych, jaką byw ali w innych utw orach Mo­ liera. A le M arivaux poszedł jeszcze dalej. Chcąc skupić się, zre­ zygnował z tego, co stanow i istotę kom edii charakteró w (tj. z m a­ low idła postaci tzw. charakterystycznych), aby oddać się ty m głęb­ szem u studium objaw ów samej miłości — w św ietle delikatnego komizmu. K ochankow ie stając się u niego bohateram i sztuk ko­ m ediowych pozbaw ieni są wszelkich innych rysów charak tery sty cz­

nych. A lcest M oliera, kreow any przez autora przede w szystkim

na m izantropa, jest kochankiem i m izantropem w jednej osobie. Bohaterow ie M arivaux są w zasadzie niczym innym ja k tylko kochankam i, któ rych stro n a m oralna sprow adza się do jednej cechy, cechy konw encjonalnej uczciwości. Przez to stają się nie­ w ątpliw ie postaciam i nieco abstrakcyjnym i, jak by królikam i

(5)

w iadczalnym i jednego tylko zagadnienia psychologicznego, k tó re n ajb ard ziej i niem al w yłącznie poetę in teresuje. A to, co in teresu je M arivaux w miłości, to przede w szystkim jej geneza i rozwój, a n astępnie kolizje, w ja k ie m oże ona wchodzić z in ny m i uczuciam i czy in teresam i człow ieka, a przed e w szystkim z najrozm aitszym i form am i jego m iłości w łasnej, jak p rag nien ie szczęścia osobistego, am bicja itd. M arivaux w prow adza na scenę przyszłych p a rtn e ró w m iłości w m omencie, gdy się jeszcze nie znają, albo też — jeśli się już znają — nie zbliżyli się jeszcze na ty le do siebie, by miłość na dobre już zakiełkow ała. Chodzi więc o narodziny m iłości i dal­ sze jej fazy rozw ijające się poprzez sytuacje, k tó rych istotę sta ­ now ią drobne kolizje.

Jakiegoż rodzaju są te kolizje i jak ie ich źródło? J u ż M olierow­ ski A lcest mógł był dojść do przekonania, że w m iłości trzeba być ostrożnym . Jeśli w y snu ł ten wniosek, uczynił to zbyt późno. Bardziej doświadczeni okazali się b ohaterow ie (a tak że bohaterki) te a tru M arivaux, choć i oni w końcu przyznać m uszą, że zw y­ cięstwo zawsze je s t po stro n ie tej przem ożnej siły, k tó ra zwie się miłością. Z anim jed n ak dojdą do tego wniosku, odnoszą się do p roblem u uczucia i m ałżeństw a w właściw y sposób. Najczęściej są usposobieni k rytycznie; są dziećmi w ieku i k u ltu ry w yrafino ­ w anej. K ryty cy zm ten p ły n ie z obserw acji otaczającego świata, w któ rym spotykali się z p rzy kład am i niew ierności czy nieszczę­ śliwego pożycia znajom ych par, a niekiedy i z w łasnego dośw iad­ czenia (La surprise de l’amour). I le k tu ra nie je st bez w pływ u na urobienie ich opinii. Z darza się też, że asp iran t m iłości gotów je s t dać się porw ać uczuciu i zdecydow ać się na m ałżeństw o, ale nie jest pew ny, czy p a rtn e rk a pokocha go rów nie szczerze. A byw a i tak, że bohaterow ie, zanim jeszcze się poznali, p o stan aw iają na przekór w oli opiekunów n ie m yśleć o m ałżeństw ie, a raczej przeciw ­ działać ich zam iarom (Les serm ents indiscrets). N aw et gdy przycho­ dzi do poznania, to choć serca ich poczynają bić żyw iej, nie chcą odstąpić od sw ych „przysiąg“, bo im am bicja na to nie pozwala ze w zględu na sytuację, jak a się w ytw orzyła. Oczywiście „mag­ netyzm serca“ m im o to robi swoje.

K ochankow ie M arivaux nie w alczą tedy z zew nętrznym i tru d ­ nościam i i przeszkodam i, jak to najczęściej byw a u M oliera, gdzie przeszkody te, jak zaznaczyliśm y, p iętrzą się ze stro n y głównych bohaterów (skąpego ojca, zazdrosnego opiekuna, am bitnego dorob­ kiewicza itd.). P rzeciw nikiem ich je st w łasny krytycyzm , nieufność

(6)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E “ — „ K O M E D I A M I Ł O Ś C I ' 5 1

lu b dum a połączona z obawą, czy w „grze m iłości“ przypadnie im w udziale w ygrana, czy też poniosą niepow etow aną stratę. Na­ tom iast ze strony rodziców lu b opiekunów, o ile ich m ają, nie tylko nie doznają trudności, lecz przeciw nie — opiekunow ie ci są z reguły niem al in icjatoram i i poplecznikam i przyszłego zw iązku swoich dzieci. Te jed n ak nie kw apią się bynajm niej do m ałżeństw a, lecz p róbują w p ierw różnych sposobów przekonania się, czy nie padli ofiarą niepew nego losu.

Sposoby, do jakich się uciekają, są źródłem sytuacji zapra­ w ionych sw oistym kom izmem . G ra się więc „kom edia m iłości“, sym patyczna, bo o p arta nie n a w yrachow aniu m aterialnym , ale na podkładzie uczucia, niem niej jednak ryzykow na nieco, n a szczęś­ cie kończąca się pom yślnie, czasem dzięki przypadkow i, czasem dzięki tra fn y m posunięciom p a rtn e ra (np. obudzenie stru n y zaz­ drości itp.) czy dzięki pom ysłom jego służącego. W ten sposób rozw ijające się sytuacje są najczęściej m ało zróżnicowane, albo raczej zróżnicow ane w sposób subtelny, bo i akcja w danym w y­ padku m usi być bardzo delikatna. Nic też dziwnego, że W olter mógł powiedzieć o M arivaux, iż „autor ten waży m usze ja ja na pajęczej w adze“, a specyficzny ten system i rodzaj kom izm u naz­ wano m arivaudage. W całości biorąc, kom edia M arivaux daje nam w nikliw y obraz w ew nętrznych przejść m iłosnych w sercach w g ru n ­ cie rzeczy w rażliw ych, pragnących głębszego uczucia i może d la te ­ go takich ostrożnych, lecz przez zbytnią ostrożność popadających w sytuacje budzące wesołość.

N ajsłabszą stro n ą te a tru M arivaux było to, że — jak zazna­ czyliśm y — bohaterow ie jego, poza sw ym ch arakterem kochanków i prócz rysów z ch arak terem ty m związanych, z reg uły nie w y k a­ zują żadnych innych cech szczególnych, skutkiem czego robią w rażenie poniekąd abstrakcji. Są to figury przew ażnie z ówczes­ nego św iata arystokratycznego, dobrze wychow ane, tow arzysko niem al identyczne; poruszają się w edług przyjętego savo ir-vivre’u, trochę sztucznie przez to, że reprezen tu ją — przynajm niej z zew­ n ą trz — m niej więcej jednakow y tem peram ent, ten sam stopień k u ltu ry , ten sam typ obyczajowy. P ew ne urozm aicenie pod tym w zględem wnoszą w łaściw ie tylko służący, bodajże nieco więcej zindyw idualizow ani, różni od środow iska przez k o n tra st sposobu bycia, lu b in ne epizodyczne postaci (zwłaszcza ze sfery w ieśnia­ czej). Św iat M arivaux jest niew ątpliw ie interesujący głównie przez

(7)

to, że p rzedstaw iane procesy psychologiczne m ają c h arak ter ogól­ noludzki. Poza ty m je s t troch ę spłow iały, szablonowy.

T rzeba było silniejszego podm uchu rew olucji, a potem rew o­ lucji sam ej, społecznej i literack iej, ab y w prow adzić do „komedii m iłości“ większe bogactw o postaci i ich ch arakteryzacji, większą rozm aitość sy tu acji i ich m otyw ów , słow em — w iększe bogactwo ilościowe i jakościow e elem entów stru k tu ra ln y ch . O ile chodzi o kom edię w ogóle, rew olucja dokonyw a się w pew nej m ierze pod piórem B eau m arch ais’go, n ie je st to jed n ak rew olucja w dziedzi­ nie „kom edii m iłości“ w ściślejszym tego słow a znaczeniu. Ta ostatnia ulega pow olniejszej ewolucji, w ydając współcześnie nie­ m al z M arivaux odm ianę w postaci tzw . „kom edii rzew n ej“ (co­ m édie larm oyante). N a dobre odm ładza się ona, w form ie odświeżo­ nej i bogatszej, choć może m niej „pajęczynow ej“, dopiero w okre­ sie rom antyzm u. Rzecz szczególna, postęp ten dokonyw a się nie­ m al jednocześnie w Polsce i we F rancji; w Polsce n aw et nieco wcześniej niż w ojczyźnie M arivaux.

Tym, k tó ry czerpiąc do pew nego stopnia n atchnienie z M ari­ vaux, głów nie jed n ak z w łasnych przeżyć, posunął rozwój „kom edii m iłości“ naprzód, b ył a u to r Ś lu b ó w panieńskich. N iew ątpliw ie uznać trzeba M arivaux, obok M oliera, za drugiego wielkiego m istrza, który dostarczył sporo pobudek naszem u w ielkiem u kom ediopisa­ rzowi (na trzecim m iejscu dopiero postaw ić należy Goldoniego). Dowodzą tego n ie tylko słabsze utw ory, jak G w ałtu, co się dzieje oraz P rzyja ciele, ale przede w szystkim może w zm iankow ane wyżej arcydzieło naszej poezji. C h arak tery styczn a jest p rzy ty m okolicz­ ność, że w ym ienione trzy kom edie należą do tego samego okresu twórczości F re d ry (1826— 1827), okresu, w k tó ry m osobiste p rze­ życia poety pociągały go do uw ażnej le k tu ry dzieł tw órcy „komedii m iłości“ *.

1 Zagadnienie stosunku utworów F r e d r y , zwłaszcza Ślubów panieńskich, do teatru M a r i v a u x czeka jeszcze na sw ego badacza. Na zależność G w ał­ tu, co się d zie je ! od tego komediopisarza zwróciłem uwagę w rozprawie O w p ły ­ w ie M oliera na rozw ój kom edii polskiej (Kraków 1906). Temat ten rozwinął później W ładysław G ü n t h e r (Ze studiów nad tw órczością Fredry. B i b l i o ­ t e k a W a r s z a w s k a , 1913, t. 1, s. 37 i n.). Edward P o r ę b o w i c z (re­ cenzja z książki Ignacego C h r z a n o w s k i e g o O komediach Aleksandra

Fredry. Kraków 1917 ( P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , XV, 1917, s. 361 i n.). — Literatura francuska. W wyd. zbiorowym: W ielka literatura powszechna. War­ szawa 1933, s. 393) dopatrywał się w Przyjaciołach pewnych związków z ko­ medią Les fausses confidences. Eugeniusz K u c h a r s k i (Fredro a komedia

(8)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E “ — „ K O M E D IA M I Ł O Ś C I “

5 3

Po tym, co powiedzieliśm y wyżej o typie kom edii M arivaux, oraz wobec różnych szczegółowych punktów styczności m iędzy jego teatrem a niektórym i kom ediam i F redry, pew ien stosunek zależ­ ności naszego kom ediopisarza od autora Les serm ents indiscrets w ydaje się być więcej niż praw dopodobny. Zależność ta nie ubli­ ża naszem u poecie. Nie m a n a świecie arcydzieła niezależnego; dowodem tego u tw o ry najw iększych pisarzy: Szekspira, Moliera, Goethego, M ickiewicza, Słowackiego i w ielu innych. Cechą geniu­ szu poetyckiego je st to, że nie naśladuje, lecz stw arza now ą w g ru n ­ cie rzeczy, oryginalną koncepcję na tle w łasnych przeżyć, posługu­ jąc się sam odzielnie, jako zaczynem do jej ukształtow ania, zdoby­ czami swoich w ielkich poprzedników. Rzeczą historyków lite ra tu ry jest odróżnić i oddzielić obydwie te w arstw y, zbadać i ocenić iloś­ ciowy i jakościow y ich stosunek w zajem ny.

Co łączy Ś lu b y panieńskie z teatrem M arivaux? Tylko pokrótce spraw ę tę m ożem y tu ta j poruszyć. P u nktów styczności jest sporo. Przede w szystkim Ś lu b y panieńskie są ,,kom edią m iłości“ w sty lu M arivaux. P om ijając już to, że F redro przysw oił tu sobie pew ne

„procédés“ M arivaux, jakie różnią te a tr tego kom ediopisarza od

norm alnego ty p u kom edii Moliera, a więc w ysunięcie kochanków na pierw sze miejsce, oraz inny stosunek do nich ich opiekunów, podkreślić trzeba, że w Ślubach panieńskich chodzi również, podob­ nie jak u M arivaux, o przedstaw ienie genezy i rozw oju miłości, i to u osób krytycznie, a n aw et opornie zrazu nastaw ionych na przyjęcie tego uczucia, a cóż dopiero m ałżeństw a (motyw „p rzy­ siąg“ naszkicow any z lekka przez M arivaux w Les serm ents indis­

crets został przy ty m przez F red rę rozw inięty). M otorem psycho­

logicznym, k tó ry w pływ a na zmianę stanow iska opornych, jest tu i tam „m agnetyzm serca“, czynnikiem opóźniającym zaś — miłość w łasna w różnych postaciach, jak np. zaangażowana am bicja; spo­ soby i środki zew nętrzne akcji podobne (np. budzenie uczucia zaz­ drości przez sugerow anie, iż kocha się inną osobę, przy czym pisa­ nie listu lu b inne podobne sposoby należą do rekw izytów nierzadko używ anych przez M arivaux).

Schem at ogólny jest więc niem al identyczny. I nie tylko sche­ mat, inaczej — ram y, ale i pew ne m otyw y w ram ach tych po-obca. Stosunek do komedii włoskiej. Kraków 1921, s. 47 i n.) wskazuje raczej na niejakie pokrewieństwo z Goldonim (moim zdaniem, jedno nie wy kłącza drugiego). O możliwości wpływu Marivaux na Ś luby panieńskie wspomina także C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 67—68 i 85.

(9)

mieszczone. D odajm y i to, że kom izm w Ślubach panieńskich, jak u M arivaux, w znacznej m ierze w ynika z sy tu a c ji zarów no zasadni­ czej (wyjściowej), jak i z szeregu następnych, które z niej pow sta­ ją, przy czym sy tu acje te odzw ierciedlają lub pow odują wolno postępujące p rzem iany duchow e bohaterów .

W ram ach w spólnych niejako, charaktery styczn ych dla danej odm iany gatu n k u , pom ieścił F red ro obraz stylow o odpowiedni, ale przecież odm ienny. Bogatsza jest galeria postaci. K ad ry l m iłosny składa się tu, z w yłączeniem trad y cy jn ej p a ry służących, z dw u par, rów norzędnych niem al, psychologicznie zróżnicow anych, u k a ­ zujących k o n tra sty zdecydow ane i interesu jące. K ochankow ie stają się pod piórem F re d ry znów postaciam i charakterystycznym i, p rze­ s ta ją graniczyć z abstrakcjam i, odrębność ich zaś je st swoista, inna niż u M oliera, bardziej stonow ana z ich charakterem . J e s t to duży k ro k naprzód w sto su n ku do francuskiego au to ra kom edii m iłosnej. F re d ro uczynił ten k ro k już w kom edii Przyjaciele, w prow adzając ch arak tery sty czn e fig u ry barona Antenackiego, W torkiew icza, Sm a­ kosza, K rupkow skiego. I opiekunow ie, postaci drugoplanow e, są sylw etkam i ch arak tery sty czn ie bardziej w yrazistym i. Sy tu acje rów ­ nież bardziej zdecydow ane, akcja żywsza, n ie nasuw ająca uw ag k ry ty czn y ch w rod zaju pow iedzenia W oltera. F red ro nie przepro­ w adza może drobiazgow o analizy w ahań i flu k tu a cji uczuć, ale k reśląc w yraziście psychologiczną linię ich rozw oju, nad aje im bardziej n a tu ra ln y rum ieniec życia. W ogóle u tw ó r naszego ko­ m ediopisarza kip i życiem, m ieni się barw n ym i koloram i. D odajm y jeszcze, że odrzucony je s t całkow icie zm urszały a p a ra t techniczny w postaci sp ry tn y ch służących kieru jący ch akcją. In icjaty w ę i kie­ ru n ek działania o bejm uje sam głów ny bohater, którego dzięki tem u n ie m ożna żadną m iarą posądzić o m arionetkow ość.

Podnoszono nieraz, zwłaszcza w zw iązku ze Śluba m i panieński­

m i, że w kom edii F re d ry unosi się dziw ny jakiś czar poezji. I słusz­

nie. Trzeba jed n ak porozum ieć się co do tego poglądu. W yrazy „poezja“ i „po eta“ m ają co n ajm niej po dw a znaczenia. Chodzi tu z jednej stro n y o zdolność k rea c ji w określonej dziedzinie (zwa­ nej poezją — znaczenie ogólne), z drugiej zaś — o pew ną di f f e­

rentia specif ica, cechującą n iektórych poetów, ich postaw ę wobec

św iata, jak rów nież atm osferę, jak ą w prow adzają do swego utw oru. Chodzi o specyficzne ujęcie trakto w anego przedm iotu. To ujęcie inn e jest u M oliera, a n a w e t u M arivaux, a inne u F re d ry (mówimy ciągle o „kom edii m iłości“). U tam ty ch ścisła obserw acja i analiza,

(10)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E " — „ K O M E D I A M I Ł O Ś C I “

5 5

okraszona u M arivaux su b teln ym esprit, u F re d ry —■ ujęcie prostsze, bardziej bezpośrednie, choć niem niej praw dziw e, nie pozbawione przy tym żywej sym patii dla przedstaw ianych postaci, k tó re rów nież odznaczają się w iększą bezpośredniością, większą jak by beztroską i naturalnością, w iększą szczerością uczucia, w iększym zarazem zapałem, a m niejszym rozum ow aniem czy esprit. Oto z grubsza owa „poezja“ (znaczenie węższe), jak a stanow i istotnie bodaj czy nie najw ażniejsze, a w każdym razie oryginalne wzbogacenie „komedii m iłości“ w prow adzone przez Fredrę, wzbogacenie jednocześnie tak harm onizujące z ch arak terem kom edii om awianego typu.

A tło obyczajowe! Jeszcze co p raw da jest to salon, ale salon, gdzie ety k ieta n ie była nigdy zbyt sztyw na, a teraz dopuszcza niejeden w ybryk, k tóry w ram ach ścisłej kom edii M arivaux, re p re ­ zentującej pod względem uczuciowym galanterie précieuse, zakra­ wałby n a skandal. Dość wspom nieć o Guciu, niby konkurencie, w y ­ krad ającym się nocą i w racającym nad ranem przez okno. T em pera­ m enty bardziej zdecydow ane w kroczyły już n a scenę, wnosząc rysy swobodniejszego obyczaju.

A by dopełnić listy wzbogaceń, trzeba by jeszcze scharakteryzo­ wać ind y w idu aln y s ty l językow y F red ry, o w iele barw niejszy niż finezyjny, lecz ab strak cy jny sty l M arivaux. Ale to by nas za daleko zaprow adziło. Biorąc rzecz w całości, stw ierdzić trzeba, że ty p kom edii M arivaux, nie tracąc cech zasadniczych, uległ n a gruncie polskim niem al radykalnej odmianie. Nic z a te m ,Ślub om panieńskim nie szkodzi, że m ają w sw ym rodzie obcego protoplastę, skoro ojciec nad ał im p iętno rasow e dzięki sile swych właściwości. Coś podobnego, tylko jakb y à rebours, stało się z m uzyką Szopena.

A oto teraz przychodzi Musset. Kom edie jego, przypom inające

genre M arivaux, sięgają la t 1832— 1833 i ciągną się poza rok 1850.

Do najw ażniejszych należą m. in. Nie igra się z miłością (On ne

badine pas avec Vamour) i Nie trzeba się zarzekać (Il ne fa u t jurer de rien). Pierw sza z nich pochodzi z r. 1833, druga z 1836. Obie

są więc młodsze o la t p arę od arcydzieła F red ry . (Nawet biorąc datę pierwszego przedstaw ienia Ślubów , p rio ry te tu F red ry nie da się zaprzeczyć.) Obie też zw racają uw agę tym, że obok związku z tea tre m M arivaux w ykazują znaczne analogie ze Ś lubam i panień­

skim i 2.

2 Na analogie zachodzące między II ne fau t ju rer de rien a Ślubam i panieńskim i wskazał W ładysław F o l k i e r s k i (Fredro a Francja. Kraków 1927, s. 15 i n. R o z p r a w y W y d z i a ł u F i l o l o g i c z n e g o P A U . T. 62,

(11)

Podobieństw a dotyczą nie tylk o ogólnego ty p u kom edii (co jest najw ażniejsze), ale tak że pew nych m otyw ów , a naw et drobniej­ szych szczegółów. Znaczne analogie m iędzy M ussetem a F re d rą tak p rzejęły Boya-Żeleńskiego, iż gotów by ł za G rzym ałą-Siedleckim nazw ać te a tr F re d ry raczej m ussetow skim niż m o liero w sk im 3. P aradoksalne to, choć nie pozbawione pew nych podstaw tw ierdze­ nie należy sprow adzić do w łaściw ej m iary. Obok szeregu kom edii 0 ty p ie par excellence m olierow skim , nie m ającym nic wspólnego ani z M arivaux, ani z M ussetem , je st w rep e rtu a rze F redrow skim kilka kom edii zależnych — ja k w idzieliśm y — od M arivaux, ale b ynajm niej nie od M usseta. Raczej przypuszczać by m ożna zależ­ ność tego ostatniego od F re d ry 4. M ożna by zatem kom edię M usseta nazw ać kom edią fredrow ską, a nie odw rotnie, gdyby nie to, że jed n a i dru g a posiadają poza ty m sw e cechy odrębne.

Tak czy inaczej nie m a w ątpliw ości, że kom edia m ussetow ska rep re z en tu je dalszy e ta p ew olucji ,,kom edii m iłości“, wywodzącej się z te a tru M arivaux. (Nie w yłącza to in ny ch w pływ ów na nią, np. w pływ u Szekspira.) Ogniwo zaś pośrednie m iędzy te a tra m i obu kom ediopisarzy, jeśli nie genetycznie, to typologicznie i chrono­ logicznie, stanow ią Ś lu b y panieńskie. Ogniwo jak b y przypadkow e 1 jedyne, bo łańcuch sw ych „kom edii m iłości“ M usset k o n ty n u ­ ować będzie pisząc n astęp n ie szereg swoich „comédies et proverbes“, gdy tym czasem F re d ro w dalszych sw oich arcydziełach (Pan Jowial-

ski, Zem sta, D ożyw ocie) naw rócił do ty p u kom edii m olierow skiej 5.

T rzeba też pam iętać, że prócz ty p u kom edii dającego w yw ieść się z M arivaux, lub p rzy n ajm n iej z te a tre m jego związać, M usset u p ra ­ w iał jeszcze inny ty p „kom edii m iłości“, o drębny od om awianego. (Już pierw szy u tw ó r dram atyczny M usseta, Les m arrons du feu, rodzaj tragikom edii rom antycznej, nosi ten odrębny charakter.)

Jeżeli m iędzy M ariv au x a M ussetem znalazło się polskie ogniwo, to jakaż tego przyczyna? Zależność M usseta od F re d ry w ydaje nr 1); podobieństwa w On ne badine pas avec Vamour dopatrywał się pier­ w szy Tadeusz B o y - Ż e l e ń s k i (O brachunki fredrow skie. Warszawa 1934, s. 90).

3 B o y - Ż e l e ń s k i , op. cit., s. 97 i n.

4 Tak też uczynił F o l k i e r s k i (op. cit., s. 15 i n.) przytaczając nie­ które dane obiektywne.

5 Pew nego osadu traktowania m iłości à la Marivaux można by się do­ patrzeć i w Panu Jow ialskim , głów nie w tym, że w komedii tej jednym z m omentów strukturalnych jest również proces rozwoju miłości.

(12)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E “ — „ K O M E D I A M I Ł O Ś C I “

5 7

się mimo wszystko w ątpliw a. Raczej p rzyjąć należy pogląd Boya- Żeleńskiego, k tó ry pisze:

trzeba by raczej trochę [...] marksizmu [...]. Te same warunki społeczne tworzą tę samą nadbudowę moralną, te same wady i cnoty; dlatego i chło­ pak lekkoduch, i ciepły stryjaszek, i mama, i panny, i cały dwór tyle mają cech podobnych u Fredry i u Musseta ®.

Z tym poglądem nie kłóci się jed n ak bynajm niej pogląd przez nas tu w ysunięty, że źródłem analogii może być także wspólny wzór (w znaczeniu pomocniczego środka natchnienia) i że w danym w ypadku był nim M arivaux. Stąd rów nież wywodzą się podobień­ stwa. S próbujm y naszkicować stosunek M usseta jako kom edio­ pisarza do obu poprzedników, francuskiego i polskiego, w skazując, na czym polegają te podobieństw a i na czym polegała u niego ewo­ lucja — wspólnego w szystkim trzem — typu komedii. P róbę tę uczynim y głównie przy pomocy danych, jakich dostarczyć nam może II ne fa u t ju rer de rien, bo ta kom edia obchodzi nas tu p rze­ de w szystkim 7.

P om ijając to, że kochankowie są głównym i bohateram i, spośród cech podstaw ow ych w spólnych M arivaux, Fredrze i M ussetowi podkreślić trzeba przede w szystkim m otyw narodzin i rozw oju uczucia miłości, popieranego przez opiekunów snujących p ro jek ty m ałżeństw a swych pupilów . Również i m otyw krytycznego zrazu nastaw ienia przyszłych narzeczonych (lub jednego z nich) co do owych projektów , a naw et — wyw ołane m. in. w pływ em lek tu ­ ry — oporne ich stanow isko wobec planów m atrym onialnych spo­ tykam y u w szystkich trzech w ym ienionych kom ediopisarzy. Z kolei działanie bohatera zm ierzające do w ypróbow ania rzeczyw istych uczuć p a rtn e rk i drogą budzenia zazdrości (zob. Les serm ents indis­

crets, On ne badine pas avec l’amour i in.), a w reszcie ,,m agne­

tyzm serca“, k tó ry mimo wszystko odnosi zwycięstwo — to dalsze wspólne m otyw y. Zespół tych m otyw ów stanow i pewien schem at, pow tarzający się niejednokrotnie w „kom edii m iłości“ om aw ianej trójcy, a wyw odzący się z M arivaux.

Wiadomo, że schem aty sta ją się częstokroć m odne, są p rzy j­ mowane lub przerabiane, i w ten sposób dają początek jak by p rą ­ dom. W iem y już, jak ie m odyfikacje, w ariacje i wzbogacenia w pro­

6 B o y - Ż e l e ń s k i , op. cit., s. 95.

7 M utatis m utandis podobne dane można znaleźć i w innych komediach

(13)

w adził do tego schem atu Fredro. Jak że przedstaw ia się ta spraw a u M usseta?

W odniesieniu do M ariv aux M usset dzieli z F re d rą m niej w ię­ cej w szystkie te zdobycze, jak ie zrealizow ał nasz kom ediopisarz w Ślubach panieńskich w stosunku do swego poprzednika. A więc większe bogactw o i zindyw idualizow anie figur, większe urozm ai­ cenie sy tu acji i rysów obyczajowych, in tensyfikację kom izmu, większą barw ność w ekspresji, a także — last not least — nasycenie atm osfery n ieu ch w y tn y m czarem poezji. W ty m w szystkim M usset spotyka się z F re d rą i stąd n ie da się zaprzeczyć, że pew ne ko­ m edie F re d ry i M usseta należą do jednego typu. Ale M usset po­ szedł dalej. T rud n o n am tu ta j przeprow adzać analizę porów naw czą całości te a tru M usseta z niew ielką g ru p ą utw orów F re d ry w sty lu M arivaux-M usset. O graniczyć się znów m usim y do wniosków, jakie dadzą się w ysnuć z porów nania, choćby pobieżnego, kom edii II ne

fa u t ju re r de rien ze Ś lu b a m i panieńskim i.

Otóż skonstatow ać n a jp ie rw m usim y, iż M usset w prow adza większe jeszcze niż F red ro zróżnicow anie p rzedstaw ianych postaci. Jeśli chodzi o ry sy in dyw idualne, to nie ty lko W alentyn posiada ich więcej niż G ustaw , a Cecylia więcej niż Aniela, ale n aw et posta­ ci drugoplanow e, jak s try j V an Buck (pendant do Radosta) i Ba­ ronow a (pen d a nt do D obrójskiej), są bardziej zróżnicow ane od ana­ logicznych postaci F re d ry , nie m ów iąc już o K apelanie i Ober­ żyście, k tó rzy odpow iedników sw ych m usieliby poszukać w innych utw orach F re d ry . P raw d a, iż galeria kochanków jest w naszej k o ­ m edii bogaciej reprezentow ana, tak że ostatecznie bilans portreto w y obu sztuk p rzed staw iałb y p ew ną rów now agę, nie zapom inajm y je d ­ nak i o in n y ch w y b itn y ch „kom ediach m iłości“ M usseta, gdy ty m ­ czasem F re d ro dał nam w łaściw ie ty lko jedno arcydzieło w tym zakresie.

Pozostając w obrębie po rów nania jednej sztuki francuskiego poety z arcydziełem naszego te a tru , bądź co bądź wcześniejszym , wypada' nam skonstatow ać dalsze wzbogacenia, jakie M usset w pro­ w adza do „kom edii m iłości“. J e d n e z nich. są w ynikiem jego oso­ bistego tale n tu , in n e w iążą się z ch a ra k te re m epoki i jej stylu. Co praw da, nie zawsze m ożna przeprow adzać ścisłą granicę m iędzy tym i dw om a źródłam i n atchnienia, nie będziem y więc ich ściśle oddzielać.

Z p u n k tu w idzenia „k ieru nk ów “ lub „prąd ó w “ czy „stylów “ ogólniejszych „kom edie m iłości“ M arivaux, F re d ry i M usseta p rzed­

(14)

„ Ś L U B Y P A N I E Ń S K I E “ — „ K O M E D I A M IŁ O Ś C I'

5 9

staw iają trzy etapy, podobnie jak z p un ktu widzenia uzdolnień indyw idualnych ich autorów . M arivaux, ze swoim racjonalistycz­ nym choć w nikliw ym ujęciem oraz abstrak cy jn y m nieco, dowcip­ nym, lecz m ało barw nym wysłowieniem , rep rezen tuje w komedii kierunek powściągliwego i racjonalistycznego klasycyzm u fra n ­ cuskiego X V III w., w k tó ry m indyw idualność i żywsze uczucie za­ czynają dopiero upom inać się o sw oje praw a. W Ślubach panień­

skich dw ie te pozycje są ju ż praw ie zdobyte: postaci tam w ystępu­

jące są już ludźm i z k rw i i kości; savoir-vivre nie narzuca zbyt sztyw nych szablonów obyczajowych, a reguły nie k ręp u ją zbytnio poetyki. J e st to przedśw it rom antyzm u. J a k wiadom o z prac E u­ geniusza K ucharskiego, Fredro, choć tkw ił jeszcze w najlepszych trad ycjach klasycyzm u, n ie b y ł nieczuły na nowe prądy, nie stał się jednak pro zelitą now ego kierunku, zachow ał um iar i równowagę. Musset, podobnie jak w innych rodzajach poezji, tak i w kom edii okazuje się w całej pełni rom antykiem , a jego „kom edia m iłości“ — w pełni rom antyczną. Nie trzeba przy tym term inu tego brać w y­ łącznie za synonim m arzycielstw a i m arzycielskich nastrojów . W ro ­ m antyzm ie w y stęp u ją najrozm aitsze pierw iastki, tw orząc mozaikę nader urozm aiconą i zaw ierającą w ew nętrzne sprzeczności. M usset sam z usposobienia był indyw idualnością pełną sprzeczności; czułość i m arzycielskość (liryzm) kojarzyły się w nim i w jego poezji w przedziw ny sposób z ironią graniczącą niekiedy z cynizmem. Nie brak u niego — obok górnych wzlotów — także rysów zapow ia­ dających nowoczesny realizm ; zresztą rom antyzm przez sw oją te n ­ dencję do indyw idualizow ania, a w związku z ty m do w prow a­ dzania kolo rytu lokalnego, k tó ry jest niczym innym jak in d y w idu a­ lizowaniem środowisk, zaw ierał już tendencje do realizm u.

Na tle tej m ieszaniny pierw iastków toczy się w alka z wszelką banalnością, a więc i prud erią. A stąd, w zw iązku z podkładem silnie uczuciowym rom antyzm u, pow staje skłonność do przesady. Nic dziwnego, że M usset w kom edii o tak charak terystyczn y m ty ­ tule jak Nie trzeba się niczego zarzekać nie zarzeka się również i przesady. Dość wspom nieć o sposobie zjaw ienia się bohatera w do­ m u swej dom niem anej narzeczonej, p rzyrów naniu jej m atk i do chorągiew ki n a dachu, o sposobie udania się na rendez-vous pa­ nienki z „dobrego dom u“, i w arunkach, w jakich się ono odbywa, żeby skonstatow ać, że jesteśm y w świecie przygód rom antycz­ nych.

(15)

A jeszcze jeden rys rom antyczny. W alen tyn jest poniekąd wcie­ leniem au to ra i, tak ja k on, w ytw orem swej epoki. W tym zna­ czeniu kom edia M usseta jest subiektyw na, jak był subiektyw ny cały rom antyzm . Można i w G ustaw ie z kom edii F red ry dopatryw ać się subiektyw izm u autora, ale to już w znacznie m niejszym sto p­ niu. W alentyn rep re z en tu je zresztą nie tylko samego autora, ale i cały kieru nek rom antyczny. To sam o jakieś rozdarcie w ew nętrzne: zdolność do w zniosłych uczuć i skłonność do cynizm u, subtelność i jask raw a nieom al przesada. I ta szeroka skala nastrojów , to p rze ­ dziw ne skojarzenie k o n trastó w i an tytez w duchu rom antyzm u, zwłaszcza francuskiego, mieszczące w sobie czułość i tkliw ą uczu­ ciowość obok gryzącej ironii i satyry, to nowość w kom edii, szcze­ gólnie w „kom edii m iłości“, skład ająca się w swej oryginalnej kom ­ binacji różnorodnych pierw iastk ów na stw orzoną przez M usseta pełn ą uroku całość. To nic, że niekiedy spotykam y się z przesadą; ponad w szystkim i sprzecznym i p ierw iastkam i dom inuje w jego ko­ m edii dziw ny jak iś czar poezji. J a k już napom knęliśm y, dzieli on go w znacznej m ierze z naszym F red rą. Ale u polskiego kom edio­ pisarza czar te n jest bardziej stonow any z całą atm osferą, jak ą tchnie jego arcydzieło, i z niej niejako w ypływ a. U M usseta chodziło o rzecz trud n iejszą: o pogodzenie, zharm onizow anie sprzecznych pierw iastków . E sprit i bon goût français, spotęgow ane geniuszem poety, dokonały tego niezw ykłego zadania i u rato w ały jego kom e­ dię od w y kolejenia się w zw ykłą farsę. (W zorami poniekąd mogli tu być Szekspir i Byron.) N ajśm ielsze sy tuacje um ie te n fra n ­ cuski ro m an ty k przedstaw ić tak finezyjnie, z takim w dziękiem — żeby nie powiedzieć: n aiw ny m uśm iechem — że o nic gniew ać się nań nie można. R om antyk podał ręk ę francuskiem u klasycyzmowi.

N iektóre zad atk i ty ch now ych zdobyczy „kom edii m iłości“ w y­ stęp u ją w pew nej m ierze już w utw orze F red ry , ale w pełnym rozw inięciu i now ym u g ru p o w an iu z jaw iają się dopiero u M usseta. Jeśli więc „kom edia m iłości“ francuskiego p o ety p rzedstaw ia dal­ szą fazę tego gatunku, to zaszczyt poprzedzenia tej fazy i przygo­ tow ania jej (jeśli nie przyczynow ego, to faktycznego) p rzypada kom ediopisarzow i polskiem u, a z nim — lite ra tu rz e polskiej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Rada Stanu ma ustalić, jaki stosunek ma być podległych jej organizacyi do niej, ale nie zjazd tych organizacyi, które rzekomo »oddają się całkowicie na rozkazy Rady Stanu«.. W

mających na celu wzajemne zacieśnienie kontaktów między inżynierami i technikami Polski i Czechosłowacji dodać jeszcze należy ścisłą współpracę NOT i SIA

Jest prawo ogólnie znane, że tylko wtedy można, nie łudząc się, postępować naprzód i osiągnąć cel podróży, o ile się znajduje na dobrej właściwej

  Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca .. Co się tak czai, tak układa snadnie, By zyskać ufność i zdradzić po chwili... Lecz

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

A. 1729 Dominica Palmarum sicu tc die 10 Aprilis praesente gd, Konarzewski, gubernatore Pinczoviensi62 et aliis praesentibus nobilibus et civibus huius civitatis

chow yw ał swą zdolność rozm nażania się, natom iast p rzy bespośredniem działaniu prom ieni zdolność ta znacznie się zm niej­.. szyła po czterech tygodniach,