Alina Brodzka
"Nadrzymski wśród współczesnych",
Zbigniew Żabicki, red. nauk. Samuel
Sandler, Wrocław 1956, Zakład im.
Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej
Akademii Nauk, Instytut Badań
Literackich PAN... : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 47/3, 285-291
macza E. Gâspéra, kartą tytułow ą węgierskiego wydania Sonetów (1895) oraz kartą tytu łow ą w ęgierskiego wydania wyboru utworów M ickiewicza (1950). Dziełko zaopatrzono w krótkie streszczenie polskie i francuskie. Jako załącz nik dodano przedruk wspom nianego już opisu uroczystości nad grobem M ickiew icza w Paryżu. Opis zaw iera m. in. przem ówienie w ygłoszone wówczas w im ieniu em igracji w ęgierskiej przez byłego ministra rządu rewolucyjnego z r. 1849, D aniela Irânyi.
B ibliografia K ozocsy stanow i w łaściw ie dopiero m ateriał do zagadnienia szerszego, jakim jest k w estia kultu M ickiewicza na Węgrzech. Skromna przedm owa Kozoscy to raczej krótka rekapitulacja niż rozwinięcie poruszo nego tu tem atu. N ie zawiera ona zupełnie podsumowania wniosków. Autor pisze np. po prostu: „Wiek X X kontynuow ał na Węgrzech kult M ickiewicza“. Czy było tak rzeczyw iście w całym tym okresie? Czy nie jest wym ow na po pularność M ickiewicza w w. X IX i — właśnie! — zanik tej popularności w pierw szej poł. w ieku XX ? Czy nic nie m ówi fakt, że — pomijając dwa przekłady w p iśm ie V i g i 1 i a (1939) — do wojny nie pojawił się a n i j e d e n przekład M ickiewicza, podczas gdy równocześnie ukazywały się po węgiersku, przy w ydatnym poparciu obu rządów, utwory F. A. Ossendowskie- go czy J. K adena-B androw skiego? Problem związków popularności Mickie wicza na W ęgrzech z panującym i tam prądami politycznym i i ideologią, który próbowałem już poruszyć w recenzji z poprzedniego wydania biblio grafii K ozoscy ( N o w a K u l t u r a , I, 1950, nr 24), nie został zatem wyczer pany i w dalszym ciągu zasługuje na opracowanie.
Praca K ozocsy jest w ięc cennym materiałem, na którego kanw ie mogą być dopiero sn ute dalsze rozważania. Warto np. uzupełnić ją od razu przypom nieniem artykułu T. Csorby (Mickiewicz na Węgrzech. K a m e n a , [Lublin] X X II, 1955, nr 10/11), w ęgierskiego artysty-m alarza i działacza na polu zbliżenia kulturalnego polsko-w ęgierskiego. Poza znanymi Kozocsy fak tam i Csorba podaje nieco danych o pozostałym w rękopisie przekładzie
Pana Tadeusza przez E. Kovâcs-K aropa oraz o sw oich własnych próbach
przekładów, również dotąd nie wydanych. A rtykuł dopełnia autor w spo m nieniam i, m. in. o tym, jak wykładając w r. 1949 historię literatury po wszechnej w Akadem ii Sztuk Pięknych w Budapeszcie, korzystał z Litera
tu ry słow iań skiej M ickiewicza. Wspomnienia te wzbogacają ‘ w ięc o jeszcze
jeden przyczynek dzieje kultu M ickiewicza na W ęgrzech2.
Jan Reychman
Z b i g n i e w Ż a b i c k i , NARZYMSKI WŚRÓD WSPÓŁCZESNYCH. Red. nauk. S a m u e l S a n d l e r . Wrocław 1956. Zakład im. Ossolińskich — W ydawnictw o Polskiej Akadem ii Nauk, s. 186, 2 nlb. Instytut Badań Lite rackich PAN. S t u d i a H i s t o r y c z n o l i t e r a c k i e pod red. J a n a K o t t a . T. 28.
Dwa są najw ażniejsze w alory pracy Zbigniewa Żabickiego o Józefie Na- rzymskim: przynosi ona rzetelny i przekonywający wizerunek życiowy i pi
2 N ależy tu jeszcze odnotować publikację ostatnią: E. К o v â c s , Odgłosy
sarski w ychow anka lew icy Czerwonych, człow ieka przynależnego w każdym calu do generacji, o której losach zadecydowały wydarzenia okresu p ow sta nia styczniowego, oraz — dzięki powyższem u — wzbogaca badania nad ży ciem literackim kraju lat sześćdziesiątych i siedem dziesiątych.
Oba te osiągnięcia autora warunkują się, rzecz prosta, wzajem nie. Bar dzo niesłuszne byłoby traktowanie tem atyki pracy Żabickiego jedynie jako zamkniętej m onografii „średniego“ pisarza; rów nie niesłuszne byłoby za liczenie jej w yłącznie do niezbędnych przyczynków, uzupełniających studia nad całokształtem literatury krajowej.
Jeśli naw et pełny obraz drogi Narzymskiego — będący przecież koniecz nym elem entem pracy o charakterze monograficznym — głębiej zainteresuje tylko specjalistów okresu, to jednak nowy wizerunek tego pisarza ria pew no ocaleje przed złożeniem w archiwach literatury. N ie będzie zm artwienia, jeśli do o g ó l n e j świadomości kulturalnej nie przesączą się drobiazgowe roz ważania nad niektórym i utworam i lirycznym i i dramatycznymi — te w yko rzysta z pożytkiem historia literatury. A le jeśli do ogółu dotrze nowy i traf ny portret szlacheckiego „czerwieńca“, jeśli rozpowszechni się jeden z n ie licznych zachowanych autentyków powieściow ych z 1863 r. — Ojczym, w raz z doskonałą analizą Żabickiego, jeśli wejdą w obieg now e interpretacje ciekawych dramatów Narzymskiego — to pierw szy walor pracy zostanie społecznie zweryfikowany.
Drugi natomiast, owa furtka otwarta na tereny tak pięknie spenetrow a ne przez historyków i w spółczesnych nam powieściopisarzy, a tak ubogie w nowe opracowania literackie, budzi przede w szystkim wzrastające zaintere sow anie dalszymi, odnowionymi faktami. M yślę, że taki w łaśnie był zamiar autora: pokazać, że bez uwznioślenia i paczenia rangi pisarzy w ychow anych przez powstanie można znaleźć w ich dorobku utwory ciekawe, w arte n ie tylko wspom nienia, ale i emocji, żyw e i pasjonujące sw ym autentyzm em , napięciem moralnym i m łodzieńczym patosem. N ie szkodzi, że na ogół b ę dziemy tu m ieli do czynienia z autorami jednej książki, która „się liczy“. I to za dużo — niekiedy odnajdziemy tylko zbiorek, może naw et tylko jeden wiersz. Wydaje się jednak, że warto ich szukać. Nie po to, aby w ydaw ać okolicznościowe antologie złych w ierszy czy „na siłę“ wskrzeszać n ieczytel ną prozę. Na nie w yrok zapadł już dawno i apelacja byłaby bezskutecz na. A le są wśród zapomnianych książki żywe.
Żabicki przekonał nas, że niepełna byłaby historia literatury popo wstaniowej bez Ojczyma, w łaśnie dlatego, że jest to utwór, który angażuje, odtrąca ironiczną pobłażliwość — mimo dziesiątki bezspornych m ankamen tów. N ie trzeba bynajm niej estetycznego otępienia, by w tej książce, o staro modnej często fakturze, dojrzeć szansę nowoczesnej i pasjonującej powieści o polityce i miłości, powieści przy tym niesłychanie polskiej, nie tylko w realiach historycznych, ale i w znakomicie uchwyconych typach postaw psychicznych.
Przywrócenie literackiego obyw atelstw a O jcz ym o w i zachęca jednak do dalszych postulatów: trudno np. historię literatury postyczniowej uznać za pełną bez tragedii Leonarda Sowińskiego Na Ukrainie, która w moim osobi stym przekonaniu jest utworem znamionującym najwyższą odwagę i dociek liw ość moralną spośród w szystkich obrachunków powstańczych. Być może,
w w ielu w ypadkach wskrzeszania pisarzy zapomnianych obszerniejsze mono grafie nie okażą się niezbędne. A le niew ątpliw ie potrzeba takich prac ist nieje, i także w tym zakresie książka Żabickiego jest mocnym argumentem.
*
Nazw anie książki N arzy m ski w śród współcze snych pracą o zakroju i w ar tościach m onograficznych znajduje w tekście pełne pokrycie, choć sam autor skromnie u chylił się od tego zobowiązującego podtytułu. Nagłów ek taki czy inny jest jednak kw estią formalną, natomiast zapowiedzi zawarte w uwagach w stępnych m ają n iew ątpliw ie ambicje monograficzne i — trzeba to podkre ślić — bardzo rozsądne w selekcji i rozplanowaniu zadań badawczych dotyczą cych pisarza nie najwyższej miary. A kcentuję to mocno na m arginesie uwag szczegółowych, bowiem w ydaje m i się, że w łaśnie ów rozsądny i jasny układ, umiar i rzetelność ocen, um iejętne w ypunktowanie spraw najbardziej istotnych dla osoby pisarza i problem atyki okresu decydują o w ierzytel ności książki Żabickiego.
Koncepcja pracy jest dobrze przemyślana: następujące po uwagach w stępnych trzy rozdziały (Lata konspiracji, Początki twórczości, Po klęsce
powstańczej) obejmują całokształt problem atyki biograficznej w oparciu
0 trafnie w yselekcjonow any zarys wydarzeń historycznych, a jednocześnie om awiają .część dorobku pisarskiego Narzymskiego; tu w ykreślone zostają m iejsce i ranga pisarza na m apie literackiej lat sześćdziesiątych i siedem dziesiątych. W osobnych rozdziałach w ydzielone zostały analizy najlepszych utworów: przede w szystkim Ojczym a oraz najbardziej znanych dramatów —
Epidemii i Pozytyw n y ch . Układ ten w ydaje się trafny.
Tyle o kompozycji — przejrzystej i przekonywającej. Dalszym w a lorem om awianej pracy jest sum ienne w ypełnienie wspom nianych zapowiedzi badawczych, w ysuniętych w uwagach wstępnych. Te z nich, które dotyczą sam ego pisarza, sform ułowane polem icznie w stosunku do poprzednich jego biografów i jedynego monografisty (Zygmunt Tem pka-Nowakowski), ujmują, jak sądzę, wyczerpująco istotną problem atykę twórczości Narzymskiego 1 uzyskują w dalszych rozdziałach pełne rozwiązanie. Główne zadanie w ba daniach nad sw ym bohaterem w idzi Żabicki w zgłębieniu pisarskich kon sekw encji dramatu ideowego towarzysza lew icy Czerwonych, który po k lę sce powstańczej łam ać się m usiał z rozpaczliwym poczuciem zagłady w szyst kich, z trudem zdobytych, przekonań, rachub i nadziei. Autor słusznie pisze: „Uważne prześledzenie dziejów tego dramatu, w ykazanie w szystkich mo m entów regresu i ponownych zryw ów protestu może się stać wskazówką w badaniach twórczości pokrew nych Narzymskiemu pisarzy — Asnyka, Bałuc kiego, czy Lama“ (s. 15). A na innym m iejscu dorzuca garść dalszych imion, m niej lub bardziej trw ale zachowanych w naszej pamięci.
Jednocześnie na tle owego dramatu pragnie autor rozpatrzyć problem, który uważa za kluczow y dla ambicji pisarskich Narzymskiego, podobnie zresztą jak dla jego w ybitnego rówieśnika, A pollona Korzeniowskiego. Jest nim dążenie „do wprowadzenia na karty powieści i na deski sceny proble m atyki politycznej, problem atyki dotyczącej niepodległego bytu narodu“ (s. 7). Jak dążenia te uświadam iać się będą sam em u twórcy, co ostoi się z nich pod ciężarem popowstaniowej depresji, a w reszcie w jakim kształcie prze
jawią się one w jego twórczości — oto głów na problem atyka badawcza skon centrowana w okół postaci Narzymskiego. Tymi torami podążą zatem dalsze rozważania autora, poprzedzone ciekaw ym obrazem edukacji ideowej m ło dego karmazyna, którego urzec m iała warszawska ulica i determ inacja re wolucyjnych „czerwonych“ przyjaciół.
Bardziej otwarta m usiała z konieczności pozostać zapowiedź następna, związana z toczącą się w pierwszym dziesięcioleciu popow staniow ym „zacię tą walką m iędzy ofensyw ą ideologiczną liberalizm u a tradycją dem okratycz ną, która — zepchnięta na pozycje obronne — często nie poddawała się na ciskowi dominującej ideologii“ (s. 10). Tu, rzecz prosta, w ramach jednej książki o wyczerpaniu m ateriału nie mogło być mowy. Dużą zasługą autora jest jednak w ytyczenie tej niezbędnej perspektyw y badań, trafna ocena cha rakteru konfliktów drążących literaturę popow staniową oraz w łaściw y dobór przykładów beletrystycznych i czasopiśm ienniezych, tych ostatnich zwłaszcza — często zupełnie dotąd nie wykorzystanych.
Bezpodstawne byłyby zatem zarzuty niew ym ienienia tego lub ow ego u tw o ru na prawach przykładu, zestaw ienia czy wspom nienia. W obfitym archi wum wzgardzonych przez krytykę imion Żabicki dokonał koniecznego i roz sądnego wyboru. Jedno tylko imię, którego brak, powinno było się tu zjawić: w spom niany poprzednio Sowiński jako autor Na Ukrainie. Ojczym,
Starzy i młodzi, Przebudzeni nie są n a j ś m i e l s z y m i obrachunkami powstania; są r ó w n i e ś m i a ł e jak ów najniesłuszniej zapom niany utwór, sięgający do samego rdzenia najboleśniejszej i w gruncie rzeczy nierozw ią- zalnej w ówczesnych warunkach — po opadnięciu fali rewolucyjnej w Rosji — tragedii. Jego autor m iał dość odwagi, by nie odwrócić m yśli i sum ienia od strasznej repetycji 1846 roku, nie utracił ow ego wzroku w ew nętrznego, który zdolny jest odróżnić historycznych w inow ajców , wrogów zaciętych w e własnym narodzie, od przeciwników, na których zem stę składały się setki lat okrutnej i bezkarnej przemocy. I choć sugerowana w utworze perspektyw a rozw ią zania jest fałszywa, to jednak nie osłabia ona żadnej z racji tragicznie prze ciw staw ionych sobie sił: powstańczej i chłopskiej. W ychowanek dem okra tycznego Kijowa, towarzysz w alki Korzeniowskiego, Sow iński sprostał p i sarskiemu zadaniu w mierze najwyższej, na jaką pozw alało doświadczenie h i storyczne zam knięte datą powstania. Dalej pójść m ieli w ówczas już tylko ludzie pokroju W róblewskiego i Dąbrowskiego.
Kapryśna tylko z pozorów, logika faktów historycznych niem al rów no cześnie przem ówić kazała trzem świadkom rewolucji z trzech różnych tere nów: autorowi O jczyma z ziem i m ław skiej, gdzie obcy sobie, jeśli nie wrodzy, stawali polski chłop i polski pan; Bałuckiem u z zachodniej Galicji, już objętej splotem ukraińsko-polskiego dramatu; a w reszcie trzeciemu — z ruskie.j Pilawy, z samego „jądra ciem ności“. Gdy po w ielu latach, po zelżeniu cenzury, dołączy się do nich głos świadka z Litwy, i ten przypomni groźny obrachu nek, jaki spłacać m usieli synowie za w iny ojców. Otóż bez tego obrachunku obraz autentycznych św iadectw powstania w literaturze jest niepełny. Bez niego także nie ustalim y ostatecznie m iejsca Ojczyma.
N aw iasem dodać można, że bez w zględu na różnice strukturalne odpo w iednie zestaw ienie problem atyki Ojczym a i Na Ukrainie, porównanie nie których kreacji charakterologicznych (np. M ścisław Sęp — Artur, H enryk —
Maksym z postaci pierwszoplanowych, biała szlachta w sw ych najbardziej charakterystycznych przedstaw icielach etc.) czy konkretnych elem entów sytu acyjnych (np. obu znakomitych scen uwłaszczenia) rzucić by mogło dodatko we św iatło na analizę Ojczym a • zawartą w książce Żabickiego. Zestawienie takie w całej pełni potwierdzi podstaw owe tezy interpretacyjne autora i przy niesie uzupełniającą niejako w eryfikację trafności widzenia przez Narzym- skiego kluczowych problem ów ideow ych i wiarygodności kreacji psycholo gicznych.
Na m arginesie rozdziału o Ojczymie, którego analiza w ydaje mi się w y jątkow o subtelna i trafna (m. in. św ietne uchw ycenie „dwustopniowości“ za wartej w nim krytyki: Artura wobec ogółu szlacheckiego i H enryka-plebejusza wobec Artura; następnie w nioski uznające ten rodzaj powieści za gruntowniej anty feudalny niż bojowa pow ieść pozytywistyczna) — zgłosić bym chciała jedynie pew ne zastrzeżenie szczegółowe. Jak wspom niałam poprzednio, autor pracy przekonywająco rozróżnił w ielo warstwo wość i wielostopniowość zam ani
festow anej w powieści krytyki szlachetczyzny — od jej przejawów najbar dziej zewnętrznych i brutalnych aż do cieniutkiej tkanki klim atu ducho wego, nawyków m yślow ych, trudno uchwytnych odruchów i gestów. W toku tych rozważań dochodzi autor do przekonania, że dla Artura Karlińskiego „sam udział w w alce jest [...] przede w szystkim gestem “ (s. 107). Takie jest również zdanie plebejusza — przyjaciela niepoprawnego karmazyna; Henryk powiada wprost: „Powiesz, żeś gotów zginąć dla sprawy... och! w ielkie rzeczy! [...] I jakżeż my się w yjarzm ić możemy, gdy każdy, każdy z was rozdarty na połowę, pół tylko duszy oddaje ojczyźnie, a pół chowa dla siebie, na w łasny użytek!“ (s. 107— 108). Żabicki wyprowadza stąd następującą kon kluzję: „W tej ludowej ocenie, w ypow iedzianej ustami Henryka, w ykryte zostało najbardziej istotne ograniczenie »najlepszych spośród szlachty«: n i e- z d o l n o ś ć d o b e z k o m p r o m i s o w e g o , c a ł k o w i t e g o o d d a n i a s i ę s p r a w i e s p o ł e c z n e j i n a r o d o w e j . Skom plikowane i zatarte już zw iązki między egotyzm em szlacheckiego bohatera a egoistycznym cha rakterem klasy, która go wydała, zostają w ten sposób wyprowadzone na św iatło dzienne przez człowieka z ludu, który w powieści Narzymskiego jest jedynym spraw iedliwym sędzią rozgrywających się wydarzeń“ (s. 108).
W stosunku do bohatera O jczym a jest to osąd najzupełniej słuszny. Ale czy można tak dalece go uogólnić, by czynić zeń p o d s t a w o w y wyróżnik ograniczeń „najlepszych spośród szlachty?“ Czyżby istotnie na tym polegał tragizm tych, którzy w latach sześćdziesiątych „przychodzili z daleka“ — by użyć słynnego określenia Vaillant-Couturiera? To byłoby zbyt proste; diagno za nie trafia w sedno sprawy. Weźmy pod uwagę najpierw m ożliwość skrajną. N aw et w tym wypadku, gdyby istotnie w ielu z nich szło do w alki bez nadziei zw ycięstw a, jak powiada Henryk — „by zginąć“, to i wówczas nie zawsze wolno nam traktować tę decyzję tylko jako dowód „oddania ojczyźnie pół duszy“, jako gest m alowniczy, nieodpowiedzialny, poetyczny... Realna sytuacja historyczna powstańców w styczniu 1863 (a nie 2 lata wcześniej!) każe oględ niej oceniać ew entualne przyczyny takiej samobójczej postawy. Tym ostroż niejsze jednak powinny być sądy, że powyższa m otywacja akcesu do po w stania nie była jedyna ani n aw et przeważająca. Że w wyniku pewnych antecedencji historycznych i przyczyn aktualnych los w ielu spośród
szych“ ukształtow ał się jednakowo tragicznie, mimo różnic w indyw idual nych pobudkach ich postępowania — to zagadnienie inne i nic nie m ające w spólnego z oceną moralną poszczególnych postaci. Weźmy pierw szy z brze gu przykład, poświadczony w tragedii Sowińskiego. Czy ci pow stańcy na Ukrainie, którzy z okrzykiem: „Z ludem w alczyć nie będziem y!“ — ginęli z rąk chłopów katowanych przez szlacheckich „ojców“ — czy ci szlachcice też byli połowiczni w swym oddaniu?
Być może, nie do w ytrzebienia są pew ne cechy psychiki ukształtowanej przez środowisko, z którym się zerwało, ale którego naw yki nieuchw ytnie wsączają się w atm osferę duchową, w klim at myśli. Być może, komplikują one, a nawet mącą obraz służby istotnym wym ogom „sprawy“, m oże ją nawet m odyfikują — w pew nym stopniu, w granicach indywidualnej św iado mości. A le jakie stąd wnioski? Najwyżej powiedzieć można, że tym trudniej dla indyw iduów obciążonych dodatkowym balastem „polskiej ponurości“, niepotrzebnego, szarpiącego cierpiętnictwa, jakże przenikliw ie w ysondow a nego później przez autora Urody życia i Ludzi bezdomnych. A le w czasach, 0 których mówimy, w dniach powstania, te w ew nętrzne konflikty niektórych czerwieńców ani „sprawy“ nie paczyły, ani służby dla niej nie ograniczały. To nie o „pół duszy dla siebie“ chodziło; jeżeli w duszy tej był jakiś nieład 1 walka, to w całej, ale na prawach indyw idualnych kosztów rewolucji. Tego prawa do kosztów nie odmawiamy sobie, dlaczego mamy go odmówić szlacheckim z pochodzenia bohaterom 1863 roku? Powtarzam , że m yślę jedy nie o tych, których autor w yróżnił m ianem „najlepszych“, a w ięc terminem m ającym określony i znany sens historyczny.
Uwaga powyższa jest w stosunku do rozdziału o O jczym ie oczyw istą dy gresją. Zastrzegłam się od razu, że n ie o sąd nad Arturem w niej chodzi. Póki pozostajemy na gruncie interpretacji uczynków i m yśli bohatera tej powieści, Żabicki ma najzupełniejszą rację. A le nie należy słusznego sądu szczegółowego uogólniać. Co zrobimy ze Stefanem Bobrowskim , z niektórymi bohaterami Sowińskiego, z lirycznym „ja“ Toastu Świdzińskiego, n ie mówiąc już o szeregach ludzi, których zapisała historia, nie literatura?
Jedną jeszcze sprawę chciałabym krótko podnieść na m arginesie następ nego z kolei — i ostatniego — rozdziału analitycznego książki o Narzymskim. Wydaje się, że w łaśnie z okazji Epidemii i P ozytyw n y ch , mimo iż są to utwory uznane i od dawna zaszeregowane w historii literatury, czyhały na autora dodatkowe trudności. Nie jest rzeczą łatwą racjonalnie i przekonyw a jąco uzasadnić obiektyw ne i indywidualne warunki, które sprawiły, że w mi nimalnym odstępie czasow ym powstać m ogły utwory tak różne, jak Ojczym i wspom niane dramaty. A le „klucz“ m etodologiczny zaprezentowany w uwa gach w stępnych okazał się dobrze zastosowany i na tym, mniej niż poprzednie efektownym , terenie. Myślę, że to nie najm niejsza zaleta pracy Żabickiego: uczciwą, wolną od najdrobniejszych śladów szminki apologetycznej, analizą ostatnich zrywów protestu pokonanego czerwieńca potw ierdził w ysoki poziom i w ierzytelność swej pracy.
W zakończeniu nie obędzie się bez pretensji, choć nie do autora w praw dzie, lecz do w ydaw nictw a: trudno pojąć przyczynę tak niskiego nakładu (1000 egz.!) książki, która niew ątpliw ie liczyć może na w ielu odbiorców.
Ossolineum w ydało Narzymskiego ze zwykłą wzorową starannością ed y torską i graficzną, wraz z autorem zaopatrzyło pracę w ciekaw e i dobrze dobrane ilustracje. Do tekstu zakradło się jednak — jak się w ydaje — pew ne nieporozumienie. Na stronie 107 czytamy: „śmierć — rzecz k o m i c z n a i ciekaw a“ — zam iast, jak sądzę, „konieczna“. Wynika ono ze zbytecznej chyba wierności w stosunku do niedbałego wydania O jczym a z r. 1873 (Po znań, s. 132), skąd przepisano powyższy cytat. Sądzę, że dodatkowym argu m entem pozw alającym w uzasadnionych wypadkach na rozumową korektę nie tylko pewnych liter, ale naw et całych wyrazów, jest fakt, iż w e w spo mnianym w ydaniu poznańskim spotykam y się z różnicą imion... jednego z czołowych bohaterów. M ianowicie H e n r y k nosi w początkowej partii tekstu imię P a w e ł . Autor pracy sprzeczność tę oczywiście usunął, może w ięc i do w spom nianego cytatu należałoby wprowadzić korektę. O drobiazgu tym zadecydują, rzecz prosta, autor i wydawcy.
Bardzo byłoby dobrze, gdyby nową edycję pracy o Narzymskim poprze dziło oczekiwane i potrzebne w ydanie Ojczyma z mądrą i ciekawą analizą Żabickiego.