• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2008, nr 2 (10)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2008, nr 2 (10)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pr­eta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 2 (10) czerwiec 2008

Ewa Janoszek szuka straconych opowieści 23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej Ks. Leszek Łysień o Homilii Zbigniewa Herberta Leszek Miłoszewski o Żydzie w Teatrze Polskim

Rela­cje

ISSN 1895–8834

(2)

Kazimierz Kopczyński

Malarstwo

(3)

Dworek gen. Józefa Hallera w Jurczycach, 1981, olej, płótno, 70x80 cm, własność prywatna

Dawnymi czasy nad Kamienicą, 1960, olej, płótno, 50x75 cm, własność prywatna

Dolina Chochołowska, 1975, olej, płótno, 80x100 cm, własność Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Na okładce:

Widok z ulicy Kołłątaja w Bielsku-Białej, 1979, olej, płótno, 80x100 cm, własność Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach

Jerzy Janota

(4)

Rok Zbigniewa Herberta 15 Rok Zbigniewa Herberta

Marek Bernacki

16 O Homilii Zbigniewa Herberta

Ks. Leszek Łysień

17 Homilia

Zbigniew Herbert

Galerie

19 Retrospektywa

Kazimierza Kopczyńskiego

Z Heleną Dobranowicz rozmawiał Zdzisław Niemiec

22 Wobec sztuki i życia

Aleksandra Giełdoń-Paszek

Folklor

25 Mieszczański strój żywiecki

Barbara Rosiek

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok III nr 2 (10) czerwiec 2008 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

033-822-05-93 (centrala) 033-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redaktor naczelna Małgorzata Słonka Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Projekt logo

Agata Tomiczek-Wołonciej Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski Nakład 1000 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Druk Drukarnia Times, Bielsko-Biała Wapienica Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

Okła­dka­/Wkła­dka­

Kazimierz Kopczyński – Malarstwo Ślady

1 W poszukiwaniu straconych opowieści

Ewa Janoszek

5 ...przypominam takie stare rzeczy

Z Kurtem Rosenbergiem rozmawiała Magdalena Legendź

8 Biblioteka i archiwum

Jacek Proszyk

Teatr

11 Dlaczego Rutka rzuciła kamieniem?

Leszek Miłoszewski

13 Żart Demiurga

Joanna Foryś

n­ter­pr­eta­cje Rela­cje

10. Bielska Zadymka Jazzowa: Molla Sylla Bogdan Chmura

Galeria

Wkła­dka­

23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

Teatr Lalek Banialuka: Przemiana Archiwum Banialuki

Zrealizowano w ramach Programu Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez

Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jazz

27 Zadymiło po raz dziesiąty!

Bogdan Chmura

Terapia sztuką

31 Szlachetne zdrowie

Renata Morawska

Horoskop

33 Bliźnięta, Rak, Lew

Teresa Sztwiertnia

34 Rozmaitości 36 Rekomendacje

Jacek Kubiena

(5)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W tym widmowym obrazie wyobrażałam sobie cha- sydów, choć teraz wiem, iż nie mogli wracać z postępo- wej synagogi przy Kazimierza Wielkiego, której szczątki spoczywają zmiażdżone pod asfaltem ulicy Krakowskiej.

Świat ortodoksów zaczynał się poniżej, tam gdzie rząd monotonnych jednopiętrowych domków, z żeliwnymi balkonami i żelazną zasadą symetrii tworzył kulisy ulicy 11 Listopada, tam gdzie Henryk Reich miał swoją paro- wą pralnię, którą nie wiedzieć czemu nazwał Pedanteria, i gdzie mieszkał mistyk, chasydzki rabin Aaron Halber- stamm, utrzymując swoją salę modlitw. Dom pod nume- rem 63. Szeroka brama przejazdowa zaprasza wręcz, by wejść do sieni i w podwórze, mieszczące nadal warsztaty pralni chemicznej, pośród których uchował się swoisty genius loci. [il. 1] W głębi czworobok placu zamyka pię-

Nigdy mi o nich nie opowiadano. O Żydach. Prawie nigdy, gdyż jedyna opowieść mojego dziadka, urodzonego niedaleko bial- skiej synagogi, mówiła o tym, jak Żydzi wracający w szabat z bóżnicy na Lipnickim Kopcu wypełniali całą szerokość ulicy Głów- nej, to był tłum, to była siła, przechodnie usuwali się, by przepuścić ten orszak. Tumult, gwar, podmuch rozwianych płaszczy – w dziecięcej wyobraźni widziałam ich pędzących w dół obok Köntzera i Grossa, by rozproszyć się w bramach i podwórzach niewysokich kamieniczek przy Hauptstrasse, Zipsergasse, Alznerstrasse. Tumult. I widma.

E w a J a n o s z e k

W

trowy podłużny budynek, który wydaje się posiadać zbyt wiele wejść, może dlatego początkowo umykają uwadze przerdzewiałe blaszane drzwi i dwa zakratowane okna.

[il. 2] Dwa rygle, kłódka i kraty bronią dostępu do tego pomieszczenia, w którym już dawno ucichły ekstatyczne modlitwy i śpiewy. Zaryglowany świat zamilkł.

Na fotografii rabbi Aaron Halberstamm mija bramę swego domu, w czarnym, długim płaszczu, z patriar- chalną białą brodą, starzec, który w zgodzie ze swoim imieniem podzielił los biblijnego kapłana, nieszczęśli- wego ojca, który przeżył własne dzieci. Mendel, Chaim i Chawa umarli wobec Pana. Jak głosi Księga Kapłańska (10,3). Aaron zamilkł. [il. 3]

Arnold Gross, syn Jakuba, nigdy nie odwiedził domu modlitw Halberstamma. Odstręczały go wręcz odgłosy

opowieści

Dr Ewa Janoszek – historyk sztuki, badaczka zagadnień związanych z historią i architekturą Bielska i Białej, współautor- ka monografii cmentarza ewangelickiego w Białej.

poszukiwaniu straconych

Brama przejazdowa budynku przy

ul. 11 Listopada 63 [il. 1]

(6)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e religijnej egzaltacji, dobijające się do okien jego kamie-

nicy z ortodoksyjnej modlitewni naprzeciw. Stał chwilę na balkonie, pod figurami półnagich herm podtrzymu- jących gzyms, po czym z trzaskiem zatrzasnął kwate- rę drzwi. Sam uważał się raczej za religijnego. Odwie- dzał synagogę przy ulicy Głównej, jego fundacje dawały wsparcie ubogim, nawet chrześcijanom, lecz ortodoksja wywoływała w nim wewnętrzną niechęć. Oto wschodnie barbarzyństwo dobija się do bram zachodu – pomyślał, handełesy, chałaciarze, cała ta biedota mówiąca kośla- wą mieszaniną języków... i zaraz zawstydził się tej my- śli, niegodnej filantropa. Szczycił się, że jego fabryka spi- rytusu uważana jest za jeden z piękniejszych budynków w mieście, wyróżnia się z daleka swoim schodkowym szczytem, niosącym coś z ducha domów spedycyjnych, kupieckich, bogatych miast północy. Poczucie stylu, to cenił sobie nad wyraz, umiarkowaną klasyczność, taką jaka wyzierała z elewacji jego trzech kamienic, połączo- nych skrzydłem z fabryką. [il. 4] Ojciec zaczynał interes w kilku małych budynkach, teraz on swoje trunki wy- syła do Francji, Niderlandów i Włoch. Rodzinny hotel Pod Czarnym Orłem zbudował na nowo, włączywszy się w ten sposób w szczególną licytację, pomiędzy kup- cem Feinerem a młynarzem Neumannem, który z nich wystawi bardziej okazały budynek na dwóch przeciw- ległych rogach Franzensplatz. W rezultacie tego wyści- gu obaj wznieśli prawie to samo, stąd też oglądać moż- na było dialog dwóch kopuł, wieńczących oba gmachy, niczym dwie zwrócone w swym kierunku głowy.

Dziś najwyższym punktem pozbawionej kopuły ka- mienicy Dawida Feinera przy ulicy 11 Listopada 41 jest półokrągły przyczółek przerwany kartuszem z wężem Eskulapa, jako jedyny ślad po istniejącej tu od począt- ku aptece Pod Białym Orłem. [il. 5] Dawno już z na- rożnego wnętrza ulotniła się woń egzotycznego skła- du towarów kolonialnych, wraz z nim zwietrzał zapach licznych sklepików korzennych, cynamonowych, imbi- rowych, półek pełnych flaszeczek różanych i ziołowych rosolisów, karafek z nalewkami połyskujących za kon- tuarem, gdzie stożkowe głowy cukru rozbijano na drob- ne kawałki, by ulicznym dzieciakom dać okruszek słod-

kiego, złotawego nieba. Zapachy starych sklepów istnieją tylko w wyobraźni.

Tak jak zapachy słów. A słowo Żydzi kojarzyło mi się zawsze z zapachem wiekowego drewna, jak we wnętrzach starych wiejskich kościołów. Może w jednym z nich po- kazano mi jakąś rzeźbę brodatych mężów w długich sza- tach, mówiąc: Zobacz, to są Żydzi. Oni ukrzyżowali Je- zusa. A mały chłopiec podchodził do nich z koszem bochenków cudownie rozmnożonych na malowidle, które musiałam widzieć jako pierwszy w życiu obraz, zanim jeszcze potrafiłam go nazwać.

Nigdy też nie opowiadano mi o cmentarzu leżącym niedaleko domu, w którym urodził się mój ojciec. Prze- cież chłopcy z „cygielajki” biegali wszędzie, od stawów na cegielni Rosta po niewielki ryneczek przy ulicy Granicz- nej, po drugiej stronie żydowskiego cmentarza, a jednak nie ma go we wspomnieniach. Tylko 200 metrów dzie- liło go od ulicy Lermontowa, która wiodła w kierunku cegielni, stąd okupacyjna nazwa Ziegeleistrasse, prze- zwana potem swojsko „cygielajką”. Nie mówiono, bo nie mówi się zbytnio o codzienności, o tym, co widać za oknem. Albo też nie mówiono, bo nie pytałam, potem było za późno, kiedy wszyscy odeszli. Więc u wylotu tej ulicy zaczyna się zwykle moja „podróż sentymentalna”.

Przechodząc obok bliźniaczych kamieniczek, których szereg od połowy lat 30. stoi po wschodniej stronie uli- cy, mimowolnie czuję stęchły zapach suteren, fajkowe- go tytoniu i gotowanego makaronu, niemal słyszę ury- wany zgrzyt maszyn z małej szlifierni kryształów pana Flocha. Tam, przy numerze 22, gdzie niegdyś był po- ziomkowy Vordergarten, ktoś teraz zrobił wjazd do ga- rażu... a 500 metrów dalej podobno było getto. I tego też mi nie opowiedziano.

Pan Mieczysław Peterek, który odszedł niedawno, pozostawił kiedyś w moich rękach zapiski, które jesz- cze raz przeczytałam w dniu jego śmierci. ...wylądowa- liśmy ostatecznie w malutkim mieszkanku na samym poddaszu w Białej (Bielitz-Ost) przy Ziegeleistrasse 31 – dziś Lermontowa. Wiem, to jest ostatni dom na tej ulicy, z wyrzeźbioną w tynku datą 1929 nad wejściem.

Pewnego dnia dotarła do nas wieść, że Niemcy utworzyli Dom modlitw Aarona

Halberstamma przy ulicy 11 Listopada 63b [il. 2]

Kamienice rodziny Gross przy ulicy 11 Listopada 80-86 [il. 4]

(7)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

niedaleko nas żydowskie getto. Ulokowali je w dość spo- rym, dwubramnym i dwupiętrowym budynku, zwanym przez miejscowych „konfirunkiem”. Czytając to, dopiero się o tym dowiedziałam. Do dziś istnieje ten dom na uli- cy Towarowej, wówczas noszącej nazwę Lerchenfeldweg – droga na Skowronkowe Pole, która w tragiczny sposób zadawała kłam swej nazwie, kończąc się szynami kole- jowych torów. Starsze bezimienne małżeństwo z getta, do którego autor wspomnień przedarł się po kryjomu, sprzedało mu narty. Potem pewnego upalnego dnia wi- dział pochód ludzki pędzony pod karabinami w stronę bialskiego dworca, „konfirunek” wtedy opustoszał. Zna- lazłam niedawno listę. Spis Żydów deportowanych 29 czerwca 1942 roku z ulic Lerchenfeldweg, Alznerstras- se, Herman Goeringstrasse... z Towarowej, Wyzwole- nia, 11 Listopada. Wśród nich starsze małżeństwo, Izaak Israel Ebel i Freide Sara Ebel, adres Lerchenfeldweg 18, nie wiem, może to byli oni?

Pewnego wrześniowego wieczora zadzwonił do mnie J.: Wiesz – mówił z przejęciem – wyszły napisy hebraj- skie na Cechowej, spod skutego tynku, tam robią teraz remont. Na razie zostawili, ale trzeba to zabezpieczyć, zdjęcia porobić. Pojechałam. Resztki starego tynku led- wo trzymały się ściany, na nich malowane czarną farbą wyraźnie odznaczały się trzy hebrajskie litery i resztki wyrazu „...taurati...” – z niemieckiego „Restauration”.

Restauracja koszerna – powiedział J., który zdążył już odczytać hebrajski napis. [il. 6] Rewelacja! Sprawdzi- łam w spisie adresowym z 1935 roku, pod tym nume- rem Sali Lazar rzeczywiście prowadziła restaurację. To cały czas było tak blisko, przechodziło się koło tego set- ki razy, wystarczyło tylko zdjąć wierzchnią warstwę. Ile jeszcze kryje się takich niespodzianek pod nawarstwie- niami tynków, jak wiele utraconych opowieści można by odzyskać? Wystarczy trochę odskrobać, a cały ten zagi- niony świat wychynie na powierzchnię.

Tam, na dawnej Bahnstrasse i Tempelstrasse, któ- ra tylko w nazwie przechowała wspomnienie pierwszej bielskiej synagogi, wchodziłam w każdą otwartą bramę, w każde dostępne podwórze, między oficyny i pod pię- trowe nawisy galerii, przypatrywałam się elewacjom i de- talom w poszukiwaniu śladów widocznych w architek- turze. I nie znalazłam. To wszystko jest tak bezlitośnie klasycyzujące, neorenesansowe, wielkomiejskie, wiedeń- skie i europejskie. Może jedynie wielkie łuki kamienicy przy ulicy Barlickiego (Bahnstrasse) nr 19 tchną jakimś orientalizmem, wszak tu spotykali się syjoniści z Hasza- charu. Naprzeciw stare hotele pozbawione już szyldów, Imperial z koszerną restau-

racją Sische Wachsmanna i dawny Nordbahn o mo- numentalnym wyrazie klasycznej elewacji z za- gadkowymi skrzynkami- latarniami nad gzymsem parteru. [il. 7] Pozostało- ści portierni za przeszklo- nymi drzwiami Grand Hotelu są jedynym świad- kiem jego przeszłości. Wy- tworny sklep Löwenberga na rogu 11 Listopada zaj- muje teraz restauracja Sfinks, która w niezamie- rzony i groteskowy spo- sób przypomina exodus z Egiptu.

Aaron Halberstamm (w środku) przed swoim domem przy ulicy 11 Listopada

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej [il. 3]

Pozostałości napisu

„Restauracja koszerna”

na elewacji budynku przy ul. Cechowej 8 [il. 6]

Dawny hotel Nordbahn przy ulicy N. Barlickiego 22 [il. 7]

(8)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Młody poeta Mendel Feinstadt przechodził właśnie obok domu towarowego Löwenberga, gdy uświadomił sobie, że może się nieco spóźnić. Do sali na Strzelnicy został jeszcze dobry kawałek, a wykład sławnego pisarza ma zacząć się o wpół do dziesiątej. Gdy tylko dowiedział się, że Bialik ma przyjechać do Bielska, postanowił, że musi tam pójść, musi zobaczyć człowieka, który otwo- rzył przed nim inny świat, inny od tego, który znał na co dzień, pracując w bialskiej tkalni Rabinowitza. W kie- szeni płaszcza ściskał tomik wierszy, ilustrowany na- strojową grafiką Josepha Budki, wydobywającą z czerni gwiaździste nieba, krzewy gorejące i zarysy starożytnych budowli. Urzeczony pięknem pradawnego języka sam próbował pisać. Kiedyś to wszystko opiszę, myślał, kiedyś, może już tam, w Erez Israel, w Palestynie. Gdy doszedł na miejsce, sala była szczelnie wypełniona, lecz jakimś cudem udało mu się jeszcze wcisnąć do środka. Gość już zaczął wykład, mówiąc: Bardzo żałuję, że nie mogę mó- wić do was po hebrajsku. To jest wasza wina, że zebrani tu nie rozumieją hebrajskiego... Mendel zawstydził się, on też kiedyś nie rozumiał, lecz teraz pilnie nadrabiał to zaniedbanie, musi przecież jakoś się tam porozumieć, kiedy już wreszcie wyjedzie... Był 24 października roku 1931. Trzy lata później ukończono dom.

Wdrap się na strychy. Przez dachy dziurawe ujrzysz niemego firmamentu skrawek...

Hebrajski poeta Chaim Nachmann Bialik nieświado- mie napisał wersy epitafium dla domu nazwanego swo- im imieniem. Na fotografii z 1939 roku budynek, pozba- wiony już dachu zmiecionego wybuchem, prześwituje skrawkiem firmamentu w wybitych oknach. Obok jesz- cze stoi ruina bielskiej synagogi, czekając na ostatecz- ne rozwiązanie – die Endlösung – kwestii swojego prze- trwania. Zostanie już na zawsze tajemnicą, czy autor tych zdjęć chciał ocalić wizerunki niedopalonych budowli, czy też był to jego gest tryumfu, tren zwycięzcy na świe- żych gruzach, pierwszych ofiarach września? Zaledwie pięć lat wcześniej, w miejscu ogrodu pomiędzy secesyj- ną kamienicą przy ulicy 3 Maja 9A a budynkiem syna- gogi powstał Żydowski Dom Ludowy, któremu nadano imię zmarłego w tym samym roku poety Chaima N. Bia- lika, poety przesyconych światłem pejzaży i przejmują- cych wizji końca pewnego świata. [il. 8]

O którym nigdy mi nie opowiadano.

Bielska synagoga i dom im.

Chaima N. Bialika na pocz- tówce z końca lat 30. XX w.

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej [il. 8]

Kamienica Dawida Feinera przy ulicy 11 Listopada 41 [il. 5]

Ewa Janoszek

(9)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Magdalena Legendź: Urodził się Pan w 1919 roku w Wa- dowicach, ale potem mieszkał w Bielsku-Białej.

Kurt Rosenberg: Moja rodzina pochodzi z Wadowic. Tam mieszkali Münzowie – dziadkowie ze strony mamy. Z ro- dziną mamy byłem związany, lubiłem tam jeździć. Ro- senbergowie też pochodzili z Galicji, z Białej. Mój ojciec, Herman Rosenberg, kapitan rezerwy Wojska Polskiego, zginął w Katyniu. Jego nazwisko widnieje na pamiątko- wej tablicy na żydowskim cmentarzu w Bielsku.

Przeprowadziliśmy się, kiedy po pierwszej wojnie świa- towej ojciec zakończył służbę w wojsku. Miałem może trzy, cztery lata. W Bielsku-Białej mieliśmy kolejno trzy mieszkania, we wszystkich byliśmy lokatorami. Z Bli- chowej przeprowadziliśmy się na 3 Maja. Na ostatnim, czwartym piętrze w dużym domu niedaleko ul. Sixta było nasze mieszkanko – małe i drogie. Dlatego prze- nieśliśmy się do Białej, do domu koło ratusza, gdzie mieszkała siostra ojca, Fryda. Naturalnie płaciliśmy jej.

Stamtąd przenieśliśmy się na Jagiellońską (obecnie 11 Li- stopada), gdzie na tyłach jednego domu, tuż za mostem – czyli w Bielsku – wzniesiono nowy budynek.

Fragmenty rozmów przeprowadzonych z Kurtem Rosenbergiem w Bielsku-Białej w 2004 roku

W Bielsku-Białej chodził Pan do szkoły.

Do szkoły zacząłem chodzić, gdy miałem pięć lat, a już wcześniej mieszkaliśmy na Blichowej (obecnie Partyzan- tów). Zacząłem w powszechnej szkole żydowskiej, gdzie uczono tylko w języku niemieckim. W domu się mówi- ło po polsku, więc po niemiecku nie umiałem. To była szkoła koedukacyjna. Żeby się dostać do gimnazjum, trzeba było zdać egzamin. Z żydowskiej szkoły do pol- skiego gimnazjum w Bielsku poszło trzech chłopców, reszta wstąpiła do gimnazjum niemieckiego. Żydów do- jeżdżających z okolicy, z Dziedzic, Czechowic, umiesz- czono razem w oddziale B. Do matury przystąpiło nas, Żydów, trzynastu. A jedynym nauczycielem żydowskie- go pochodzenia był w polskim gimnazjum profesor Filip Türk, wychowawca mojej klasy, polonista, który wykła- dał też propedeutykę filozofii.

Jakich miał Pan kolegów? Czy możliwe były przyjaźnie Żydów z Polakami, a może jako dzieci nie zwracaliście na to uwagi?

Przyjaźniłem się z żydowskimi chłopcami z mojej klasy – Jankiem i Wolfem. Ale moim dobrym kolegą był też

M a g d a l e n a L e g e n d ź

...przypominam takie stare rzeczy

Bielsko, ul. Główna, później Jagiellońska i 11 Listopada, widok w stronę Białej z początku XX w. (1906, H. Seibt, Meissen)

Tu mieściły się liczne eleganckie sklepy, cukiernie itp.

Z prawej „Towary modne i manufakturowe” Ignacego Löwenberga. Pod koniec lat 30.

XX w. przede wszystkim na tej ulicy rozegrały się

antyżydowskie zamieszki. Magdalena Legendź – teatrolog, zajmuje się krytyką teatralną, publi- cystyką, redagowaniem czasopism i książek.

(10)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e nie-Żyd, Zbyszek Czernelecki, katolik, odwiedzaliśmy się

w domach. Co robiliśmy? Dużo się jeździło na rowerze, grało w szachy, więcej niż teraz się czytało, kopało piłkę.

Mówi się, że dawniej w szkole panowała duża dyscy- plina, czy to prawda?

Normalna. Student gimnazjum i liceum nie mógł nale- żeć do pozaszkolnych organizacji ani chodzić po mie- ście w cywilnym ubraniu, chyba że w wakacje. Nosiliśmy obowiązkowe mundurki, spodnie z kolorowym lampa- sem, kurtkę i płaszcz. I numerek gimnazjum: 861. To było przestrzegane. Na przykład jeden uczeń z poboż- nej żydowskiej rodziny, w której z powodów religijnych nie do pomyślenia było takie umundurowanie, przebie- rał się w cukierni naprzeciwko szkoły. Tam zawsze wi- siał jego szkolny płaszcz i w nim wchodził do gmachu gimnazjum, a po lekcjach znów się w cywilny płaszcz przebierał.

Ta szkoła nie bardzo szanowała przekonania religijne uczniów. A czy Żydzi mogli świętować w soboty?

Nauka odbywała się też w soboty, ale trwała krócej. Były lekcje, ale nie pisało się zadań klasowych. W każdą so- botę po południu uczniowie żydowscy musieli pójść do bóżnicy. Tam spotykał się z nami nauczyciel religii, a je- śli się nie przyszło, miało się nieusprawiedliwione go- dziny. To był wymóg państwowych przepisów, podob- nie uczniowie katolicy czy ewangelicy musieli chodzić w niedziele na szkolne nabożeństwa.

Jak wspomina Pan maturę?

Na maturze ze względu na dobre wyniki byłem zwol- niony z matematyki i języka niemieckiego. Na egza- minie ustnym miałem tylko jeden przedmiot do zda- wania: język polski. Mieliśmy wspaniałego profesora, nazywał się Zygmunt Lubertowicz. Demokrata, pisał piękne wiersze i lubił góry. Na jednej z lekcji podszedł do mnie i pyta: „Słuchaj, co by cię interesowało, jaki te- mat maturalny?”. Odpowiedziałem, że czytałem dużo o Rzymie w literaturze polskiej i Wesele Wyspiańskie- go, które omawialiśmy w ósmej klasie. I takie pytania dostałem na maturze.

Jak wyglądało współżycie Żydów, Polaków i Niemców w czasach, gdy Pan mieszkał w Bielsku-Białej?

Współżycie, co to jest współżycie, co ty przez to rozu- miesz? To jest pytanie. Gdzie ono się kończy i gdzie za- czyna?

Skoro miał Pan kolegę katolika, to chyba znaczy, że współżycie było dobre?

Z nim – tak, ale z innymi nie. Katolicy też mogli do mnie odnosić się tak, a do innych Żydów inaczej.

Czy pamięta Pan antyżydowskie incydenty, które Pana osobiście dotyczyły?

Nie wiem już, w której klasie gimnazjalnej byłem wtedy, może w siódmej. Pamiętam, że szedłem ulicą do szkoły i po drodze mijałem antysemickie napisy naklejone na murach: „Jak lep na muchy, tak »Polska Karta« na Ży- dów” – to było takie pismo za kilka groszy. Albo „My mamy ulice, oni kamienice”. Hmm, przypominam takie stare rzeczy... Podszedłem do jednego i zerwałem. Wte- dy podszedł do mnie inny uczeń, syn pewnego adwo- kata, i uderzył mnie. To nie był koniec sprawy. Wycho- dziła w Bielsku żydowska gazeta „Jüdisches Volksblatt”, która później ukazywała się po polsku, jako „Tygodnik Żydowski”. W tym tygodniku opublikowano artykuł zatytułowany Gimnazjum uniwersytetem – bo na uni- wersytetach były w tym czasie antysemickie awantury.

Zostałem wezwany do dyrektora. I ten dyrektor, admi- nistracyjny, pyta mnie: „Wyście zerwali?”. „Nie, ja ze- rwałem” – odpowiedziałem. Nie wiem, chyba dostałem za to „odpowiednie obyczaje” [obniżoną ocenę z zacho- wania – przyp. red.], a w każdym razie bardziej niż o sa- mo zerwanie napisu chodziło o ten artykuł. Uczniom nie wolno było pisywać do gazet, a ja często pisywałem, ale akurat nie to. Później okazało się, że autorem był dyrek- tor bielskiej poczty.

Ale ten, który Pana uderzył, nie został ukarany?

Tego nie wiem. A może obu nam nic się nie stało?

Reprodukowane pocz- tówki pochodzą ze zbiorów

Marii i Wiesława Ćwikow- skich, opublikowanych w albumie Moniki Brody i Wiesława Ćwikowskiego Bielsko-Biała i okolice, historia pocztówką pisana (Bielsko-Biała 2002) oraz z albumu przygotowywa-

nego obecnie do druku

Jedna z pierwszych pocztówek, kamienice z lat 1902–1903 (b.d., B. Loinger, Biala)

W środkowym budynku, należącym do Juliusza Korna (brata architekta Karola Korna), mieścił się później na parterze dom towarowy Szymona Rosenberga, dziadka Kurta Rosenberga. Budynek po lewej to stary ratusz w Białej.

(11)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Jak to wyglądało w Pana klasie, czy koledzy zaczęli się gorzej do Pana odnosić?

Nie, tego nie było. Zadałaś mi wcześniej pytanie o współ- życie – teraz znalazłem przykład. Gdy byłem małym chłopcem, mieliśmy służącą Józię. Chodziła ze mną na spacery. I co ona robiła? Zabierała mnie do kościoła na nieszpory! Nasza rodzina nie była zbyt religijna, ma- musia zapalała świece w piątkowe wieczory i do tego ograniczało się żydowskie świętowanie. Nie znałem nie- których modlitw, a mój hebrajski był poniżej wszelkie- go poziomu. Wiem, że mamusi nie bardzo się podoba- ło to, co robiła Józia. Nie zabroniła jej, ale powiedziała:

„Wiesz, jak chcesz iść do kościoła, to powiedz, wtedy ja pójdę z Kurtem na spacer”.

Mieszkańcy Bielska żyli normalnie, tak jak ludzie żyją ze sobą w każdym innym mieście. Chodzili do tego, a nie innego sklepu, bo miał lepszy towar, bo sprzedawca był sympatyczny. Czy do lekarza, bo był dobry, jak żydow- ski lekarz Taub w Wadowicach, który biednych ludzi le- czył bezpłatnie. Nikt nikogo nie pytał, czy jest tej, czy innej religii.

Kiedy i jak to się zaczęło psuć? Gdy w Bielsku były zamieszki na tle narodowym, miał już Pan sporo lat, co Pan z tego czasu pamięta?

To było po śmierci Piłsudskiego, po 1935 roku. Jeden ko- lega wtedy powiedział: „No, umarł wasz wujek żydow- ski” – to mi się bardzo nie spodobało. Chodziło o sto- sunek do Żydów, że się może zmienić. Z pewnością do czasu, zanim w innych krajach europejskich doszedł do głosu hitleryzm, było i u nas dobrze. Potem, chyba w 1937 roku, w Bielsku doszło do rozbijania szyb, niszczenia ży- dowskich sklepów, także na Jagiellońskiej. Nam nic nie zniszczyli, bo mieszkaliśmy wtedy w oficynie. Zdaje się, że nie było nawet rannych, ale to i tak nie była żadna przyjemność. Wtedy zaczęły wychodzić antysemickie gazety. Zaczęło się pikietowanie żydowskich sklepów, pojawiło się hasło „nie kupuj u Żyda”. W Bielsku było tego jednak znacznie mniej niż w Kongresówce.

Co jeszcze wspomina Pan ze szkolnych czasów?

Pamiętam, że nie umiałem śpiewać. Śpiew mieliśmy w pierwszej, drugiej i trzeciej gimnazjalnej. Nauczy- ciel śpiewu, kiedy zbliżało się święto narodowe, szedł od jednej klasy do drugiej i kazał wybranym chłopcom zaśpiewać „do-re-mi...”. Moje śpiewanie mu się spodo- bało: „Do chóru” – zakomenderował i musiałem cho- dzić na te lekcje po lekcjach. Pamiętam, co mieliśmy śpiewać [śpiewa]: Witaj, majowa jutrzenko, / Naszej polskiej świeć krainie, / Lalala... / Polska nigdy nie zagi-

Kurt Rosenberg – ur. w 1919 r. w Wadowicach, uczestnik bi- twy o Monte Cassino, działacz włoskiej Polonii, publicysta, współpracownik czasopism polonijnych i żydowskich. Autor wspomnień opublikowanych pod tytułem Żyć, a nie przeżyć (PSIK editore – Castel Madama, [Roma] 1993). Książka opo- wiada o przygodach podczas przekraczania pięciu kolejnych zielonych granic przez K. Rosenberga i jego dwóch przyja- ciół oraz opisuje szlak wojenny, który przeszli z II Korpusem gen. W. Andersa.

nie! Tak, wtedy lepiej znałem słowa, ale znacznie gorzej śpiewałem [śpiewa]: Witaj, Maj, Trzeci Maj, / dla Pola- ków błogi raj!

Mieszka Pan na stałe we Włoszech, ale ma Pan polski paszport. Czy teraz czuje się Pan obywatelem Polski, a może Europy?

Tak, mam polski paszport, włoskiego nie mam. Może ktoś odpowiedziałby: obywatelem Europy. Ja nie bar- dzo, bo nie miałem tak wiele okazji, żeby poznać Euro- pę, a podczas wojny, kiedy trochę ją „zwiedzałem”, nie było to takie wesołe. Oczywiście do niektórych państw mam więcej sympatii, do innych mniej. Do Polski mam coś więcej niż sympatię; mam sympatię do Bielska, do Wadowic. Do dziś mam klucze od mojego wadowickie- go mieszkania.

?

Tekst nieautoryzowany

Państwowe Gimnazjum Polskie przy ul. Listopado- wej (obecnie LO im.

M. Kopernika), widok głównej, północno- -zachodniej części Budowa w Bielsku szkoły średniej z polskim językiem nauczania, konkurencyjnej w stosunku do szkolnictwa niemieckiego, była sprawą prestiżową i dlatego mocno wspieraną finansowo przez władze autonomicznego województwa śląskiego.

(12)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

J a c e k P r o s z y k

Biblioteka i archiwum

Żydów często określa się jako „naród księgi”, bo z Torą – Pięcioksięgiem Mojżeszowym związana jest ich tożsamość narodowa i religijna. Wszędzie na świecie, gdzie się pojawiali, tworzyli biblioteki. Początkowo zawierają- ce biblijne księgi historyczne, prorockie, psalmy i liczne komentarze oraz traktaty talmudyczne. Także Gmina Żydowska w Bielsku od pierwszych lat swojego istnienia posiadała bibliotekę świętych i religijnych tekstów.

Z biegiem czasu nabywano publikacje popularne, na- ukowe, wydania klasyków literatury. Ogromny wpływ na rozwój żydowskiej biblioteki w Bielsku miał kupiec, naukowiec, a nade wszystko bibliofil Salomon Joachim Halberstamm. Gromadził w swoim mieszkaniu przy ul.

Wzgórze 16 przez czterdzieści lat bibliotekę, na którą składały się głównie starodruki i manuskrypty. Sława Halberstamma i jego zbiorów była wielka, żeby to uzmy- słowić warto przytoczyć dwa fragmenty kazań pogrze- bowych wygłoszonych 26 marca 1900 roku nad jego gro- bem na cmentarzu żydowskim w Bielsku.

Rabin dr Marcus Steiner: Wystarczy jednak zapew- nić Was, iż żydowska literatura ostatniego półwiecza prawie nie wykazuje znaczniejszego dzieła, w którym nie znaleźlibyście, chwalebnie wymienionego, imienia Halberstamma. By wspomnieć tylko jedno, mianowi- cie jedno z największych. W monumentalnym dziele hi- storycznym, największego do naszych czasów historyka żydowskiego, w dwunastu znakomitych tomach historii żydowskiej Grätza, które lśnią niby dwanaście szlachet- nych kamieni dwunastu plemion Izraela na tarczy her- bowej żydowskiej nauki, we wszystkich znajdziecie wyry- te imię Halberstamma.

Rabin dr Natan Glaser: Jakże było interesujące prze- glądanie jego korespondencji, (...) były tam listy i karty o treści naukowej z Wrocławia, Berlina, Petersburga, Lon- dynu, Oxfordu itd., z wszystkich krain świata, także zza Oceanu. Zwracano się do niego ze wszystkich stron, przy- chodziły doń pytania, czerpano z niego, obfitego, niewy- czerpanego źródła wiedzy. (...) Albowiem był on chlubą społeczności żydowskiej, ozdobą tej Gminy, jej zaszczytem i dumą. Lecz zaszczyt przyniósł nie tylko Gminie, lecz tak- że i miastu, przez niego, przez jego światową sławę, mia- sto Bielsko stało się znane i sławne, ponieważ jak okiem sięgnąć, w krajowych i zagranicznych szkołach wyższych i uczelniach, w starym i nowym świecie znano Halber- stamma z Bielska. Był osobliwością tego miasta, i przy- bywano tutaj z daleka, by zobaczyć i poznać tego niezwy- kłego człowieka.

Po śmierci Salomona Joachima Halberstamma Gmi- na Żydowska w Bielsku powołała bibliotekę nazwa- ną jego imieniem. Księgozbiór powiększał się głównie przez darowizny Żydów bielskich. Niestety, wybuch dru- giej wojny światowej był katastrofą tak dla bielsko-bial- skich Żydów, jak i dla ich biblioteki. Zbiory zgromadzo- ne w budynku Żydowskiego Domu Kultury (Ludowego)

Jacek Proszyk – historyk, badacz zagadnień zwią- zanych z dziejami Żydów, współpracownik m.in.

Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, autor monografii Cmentarz Żydowski w Bielsku-Białej (2002).

Jehuda Lejb Wolf z Białej

(13)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

im. Chaima N. Bialika spłonęły razem z obiektem i po- bliską synagogą we wrześniu 1939 roku.

Od 1945 roku, kiedy Żydzi wrócili do Bielska i Bia- łej z tułaczki wojennej, przynosili do Komitetu Żydow- skiego, potem Kongregacji Wyznania Mojżeszowego i Gminy Wyznaniowej Żydowskiej oraz Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów, ocalałe przedwojenne modlitewniki oraz książki współczesne. Religijnie na- stawiona Kongregacja gromadziła głównie księgi o tym charakterze, a świeckie Towarzystwo książki popular- ne. Od piętnastu lat, od kiedy obydwie organizacje mają swoją siedzibę w tym samym obiekcie przy ulicy 3 Maja 7, utworzono jedną bibliotekę, a książki pieczętuje się tym samym wzorem stempla, którym posługiwała się przed- wojenna Gmina. Napis na pieczęci brzmi: Żyd.[owska]

Gmina Wyzn.[aniowa] Bibljoteka im. S. Halberstamma w Bielsku n/Śl.[ąsku].

Dziś biblioteka liczy około 700 pozycji dotyczących wyłącznie tematyki żydowskiej, z czego około 200 po- zycji to księgi święte i religijne w języku hebrajskim i aramejskim. Z wypożyczalni mogą korzystać wyłącz- nie członkowie bielskiej Gminy Żydowskiej. Natomiast na miejscu, w czytelni zasoby biblioteczne i archiwalne udostępniane są studentom i osobom zainteresowanym w każdy piątek od godziny 9 do 13.

Oprócz publikacji religijnych i współczesnych ksią- żek o judaizmie czy historii Żydów oraz regionalnych wydawnictw krajowych dotyczących problematyki ży- dowskiej na uwagę zasługują druki i publikacje poświę- cone historii Żydów w Bielsku-Białej i okolicach wydawa- ne poza granicami Polski. Pełną listę książek dostępnych w bibliotece znaleźć można na stronie internetowej Gmi- ny. Spośród najciekawszych, a mało znanych wymień- my choćby kilka: Krystyna Winecka Od Stanisławowa do Australii, Gerda Weissman Klein All but my life oraz The Hours After. Letters of Love and Longing in War’s Aftermath, H. Rufaisen-Schupper Pożegnanie Miłej 18,

Kurt Rosenberg Żyć, a nie przeżyć, Pola Wawer Poza get- tem i obozem, Eliezer Urbach, Edith Weigand Wyrwany z piekieł. Niewiarygodna odyseja Eliezera Urbacha, Mi- chael Berkowicz Vätererbe und zukunftshoffen oraz Der Stophenbau in den Psalmen und seine äußeren Kennze- ichen, Leon Zimmermann Wiersze i pamiętniki, Richard Moschkowitz Ich nenn mich einen deutschen Dichter.

Von Bielitz-Bielsko durch Sibirien nach Buchara. Verse und Zeichnungen, Halberstamm Rotenberg Menachem

Zwój Księgi Estery Fragment czasopisma

Żydowski Dom Ludowy im. Chaima N. Bialika, za nim synagoga

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej

(14)

0

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Beniamin Bencjon MUCAL ME-ESZ – czyli, kilka frag-

mentów z interpretacji i prawa, homilii i legend, wska- zówki na drogę chasydyzmu od naszego nauczyciela i rabi- na, wielkiego uczonego Aarona Halberstamma (...), Beno Richtmann Mój pamiętnik, Berta Lieberman Józefowicz Pamiętnik wojenny z 1939 roku. Cierpiałam, ale za co?

Że byłam..., Kitty Hart-Moxon Return to Auschwitz, Mo- ritz Aronsohn Die israelitische Kultusgemeinde in Bielitz 1865–1905, a także książki Józefa Kornbluma.

Warto wspomnieć o zakupionych niedawno publika- cjach Kazimiery Alberti Serce zwierzęce oraz Ghetto po- tępione. Powieść o duszy żydowskiej. Na szczególną uwa- gę zasługuje jednak komplet czasopisma pt. „Jüdisches Volksblatt – Tygodnik Żydowski – Pismo Śląskie” wy- dawanego przez społeczność żydowską w Bielsku w la- tach 1925–1939.

Oprócz zbiorów bibliotecznych bielska Gmina Wy- znaniowa Żydowska – jako jedyna gmina w Polsce – po- siada skatalogowane i uporządkowane archiwum, które jest udostępniane historykom i studentom. Akta w więk- szości dotyczą Bielska i Białej, jednak znajdują się tu in- formacje o Żydach z innych miejscowości, takich jak:

Cieszyn, Skoczów, Ustroń, Czechowice-Dziedzice, Wa- dowice, Kęty, Andrychów, Żywiec-Zabłocie, Milówka, Oświęcim, Drohobycz, Wschowa.

W zbiorach archiwalnych znajdziemy m.in.: licz- ne przedwojenne papiery firmowe i druki, prywat- ne dokumenty i fotografie (w tym bogate archiwa ro- dzin Jakuba i Edith Feilów, Maxa Metzendorfa, Juliusza i Violetty Güchnerów, Maksa i Estery Borgerów); szcząt- kowe akta z okresu II wojny światowej (w tym dotyczą- ce wyburzenia synagogi); fragmentarycznie zachowa- ne księgi metrykalne dla gmin w Bielsku i Białej; spis osób ocalałych z wojny i zarejestrowanych w Komi- tecie Żydowskim w Bielsku pomiędzy 11 marca 1945 a 13 marca 1951 r.; korespondencję osób prywatnych z Komitetem Żydowskim w Bielsku w sprawie poszu- kiwań krewnych ocalałych z Holocaustu; imienną listę z kwietnia 1945 więźniów KL Auschwitz znajdujących się pod opieką Komitetu Żydowskiego w Bielsku (z nu- merami obozowymi); relacje dotyczące ratowania Ży- dów przez Polaków w czasie okupacji; materiały do- tyczące cmentarzy żydowskich w Bielsku i Białej; akta likwidacji cmentarza żydowskiego w Białej; informacje o chasydach w Białej; akta dotyczące rabinów z Bielska i Białej; dokumenty dotyczące udziału bielskiego prze- mysłowca Edwarda Berenbaua w zakupie domu dla In- stytutu Literackiego w Maisons-Laffitte prowadzonego

przez Jerzego Giedroycia; informację o kibucach w Bia- łej, Bystrej i Dziedzicach; akta stowarzyszeń i organi- zacji (m.in.: Izraelickich Gmin Wyznaniowych w Lip- niku-Białej, Bielsku, Żywcu; Bractw Pogrzebowych Chewra Kadisza w Lipniku-Białej i Bielsku; korporacji syjonistycznej Emunah; Stowarzyszenia Humanitarne- go B’nei Brith Austria–Ezra Bielsko; Towarzystw Aha- was Thora, Haszachar, Hanoar, Marbizi Thora, Talmud Tora, Izraelickiego Kobiecego Związku Dobroczynne- go Bielsko). Wymieniając organizacje, nie można pomi- nąć bogatego materiału dokumentującego działalność towarzystw sportowych: Żydowskich Klubów Sporto- wych Hakoah i Makkabi oraz historii schroniska na Hali Boraczej. W zasobie znajdują się także sprawozdania Dy- rekcji Gimnazjum Państwowego im. Króla Władysława Jagiełły w Drohobyczu za lata 1932–1939, w publikacjach występuje nazwisko Brunona Schulza – nauczyciela ry- sunku i zajęć praktycznych.

Warto dodać, że Gmina Wyznaniowa Żydowska w Bielsku-Białej organizuje różnorodne spotkania, od- czyty, koncerty – niektóre są zamknięte, adresowane do jej członków, ale sporo jest też spotkań otwartych, na które może przyjść każdy. Zainteresowanym pole- camy wspomnianą już wcześniej stronę internetową:

www.gwz.republika.pl.

Stare modlitewniki w zbiorach Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej Pieczęć biblioteki używana również współcześnie

(15)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Gdyby polegać na dotychczasowych recenzjach, to wszelkie wątpliwości są nie na miejscu. Żyd zbiera opi- nie pochlebne i bardzo pochlebne, z czego należałoby się bezwarunkowo cieszyć, gdyby nie jedno „ale”. Wszyscy piszą o niezwykle ważnym temacie sztuki, a nikt, albo prawie nikt, nie zastanawia się nad tym, jaki kształt ar- tystyczny otrzymał ten temat. A przecież mamy do czy- nienia ze spektaklem teatralnym, a nie z wiecem poli- tycznym albo sesją historyczną w tajnym archiwum.

Ano właśnie – jesteśmy w teatrze, tymczasem bywa, że aktorzy ni stąd, ni zowąd muszą potoczną polszczy- znę zastępować jakby cytatami z demaskatorskich ksią- żek Jana Tomasza Grossa. Bywa też tak, że sztuka nagle zamienia się w ostrą polityczną satyrę, jak to ma miej- sce w brawurowym monologu Polaka obskuranta i żydo- żercy, który „tylko” powtarza, co mówią inni. To dziw- ne przeskakiwanie z konwencji w konwencję, z jednego języka w drugi, także kompletnie zaskakujące przemia- ny w zachowaniu postaci biorą się – jak sądzę – z pró- by pogodzenia przez autora i realizatorów spektaklu publicystyki ze sztuką. Publicystyka to w przypadku Żyda szlachetna, ale jednoznaczna, a prawdziwa sztu- ka zarówno oczywistości, jak i kompromisów nie zno- si. Ale po kolei.

Zacznijmy od głównego tematu sztuki. To polski an- tysemityzm od lat przedwojennych po współczesność.

Z tego tematu w sposób oczywisty wynika problem, sprowadzający się do pytań o przyczyny antysemity- zmu i sposoby zaradzenia temu zjawisku. Wielkie spra- wy, piekielnie trudne kwestie, a wszystko z woli autora

sztuki zamknięte w jakiejś przypadkowej szkolnej salce na polskiej prowincji, gdzie kilkoro zebranych w ocze- kiwaniu na ważnego gościa toczy związane z tą wizytą rozmowy. Ważnym gościem jest tytułowy Żyd, które- go na scenie w ogóle nie ma. Są natomiast owe oczeku- jące postacie. Wobec bylejakości miejsca i sytuacji, to

Dlaczego Rutka

rzuciła kamieniem?

L e s z e k M i ł o s z e w s k i

To duże ułatwienie, kiedy autor pisze sztukę z my- ślą o konkretnym teatrze. Przede wszystkim od razu wiadomo, że nie trafi ona do szuflady, a przy tym jest szansa, że w czasie prób uda się poprawić to i owo. To duża zaleta, kiedy spektakl jest „gorą- cy”, kiedy dotyczy budzących powszechne emo- cje spraw z czołówek gazet. Ale równocześnie to, co jest zaletą i ułatwieniem, bywa, że obraca się przeciwko sztuce. Niejednokrotnie „gorący”

temat skłania do doraźnej uproszczonej publicy- styki, a pisanie na zamówienie ogranicza inwencję i wrażliwość autora. Jak jest z Żydem, napisanym przez bielszczanina Artura Pałygę, a wystawio- nym przez Teatr Polski w Bielsku-Białej?

Leszek Miłoszewski – niegdyś dziennikarz, publicysta, recenzent, obecnie dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej.

(16)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e wyłącznie od nich, a zwłaszcza od tego, co i jak mówią,

jak wyglądają i jak się zachowują, zależy zarówno roz- wój akcji, jak i wymowa sztuki.

Kim są te postacie? Dyrektor szkoły – niezbyt roz- garnięty karierowicz; stara nauczycielka – sfrustro- wana działaczka dawnej opozycji, ze stertą szkolnych wypracowań; wuefista – prostak nieprzebierający w sło- wach; młoda anglistka – elegancka amatorka fitnessu;

wreszcie katecheta – swój chłop, specjalista od ogólni- ków i modnych gadżetów. To są postacie bardzo proste i jednoznaczne! Jeśli z ich rozmów i zachowań ma wyło- nić się obraz polskiego antysemityzmu, to musi być on tak samo płaski i trywialny jak owe postacie. To zestaw w sam raz do pysznej satyry na współczesnych Polaków albo dokładniej – jak oni sami siebie określają – na elitę kulturalno-umysłową kraju, której głównym zawodo- wym celem jest „poszukiwanie sponsorów”. W Żydzie Artur Pałyga jakby mimochodem przypomniał o tym, że zanim w bielskim teatrze wystawiona została jego pierwsza sztuka Testament Teodora Sixta, dał się poznać jako uważny obserwator otaczającej nas rzeczywistości, z furią tropiący zafałszowania i absurdy, szczególnie wy- czulony na osobliwości współczesnej polszczyzny. Re- portażysta i dramaturg – połączenie piękne, choć nie- bezpieczne, zwłaszcza na scenie, gdzie na ogół chodzi

o coś więcej aniżeli skrojenie rodzajowego obrazka czy satyryczną szarżę.

Żyd z założenia na pewno musiał być „czymś wię- cej”, choć na premierze w pierwszej części spektaklu po- dążał wyraźnie w kierunku ostrej satyry, wywołującej co chwila salwy śmiechu na widowni. W później oglą- danym spektaklu, po różnych korektach, już od począt- ku było poważniej, ale to i tak nie wystarczy, by w pełni uprawdopodobnić drugą część sztuki. W niej ci płascy i jednowymiarowi bohaterowie zaczynają zadawać mą- dre pytania, a ich losy układają się w ilustrowany przej- mującymi przykładami wykład na temat stosunków pol- sko-żydowskich. Niektórzy nawet przechodzą cudowną przemianę, a całość ma swą kulminację w zbiorowym rachunku sumienia, przebiegającym pod hasłem: „Musi być jasność i ciemność”.

Tak Żyd jest napisany, tak też wystawiony i zagra- ny. Zawieszony między światłem i mrokiem, śmiechem i płaczem, publicystyką i sztuką... Reżyser Robert Talar- czyk ogranicza swe ingerencje do minimum – stawia na aktorów i symboliczną grę świateł. Przy pomocy reflek- torów buduje klimat poszczególnych scen i pięknie puen- tuje całość, wydobywając z mroku tylko niektóre por- trety służące za scenografię. Samymi światłami nie jest jednak w stanie wzbogacić bohaterów i uwiarygodnić ich przeobrażeń. Nie są w stanie tego dokonać chyba również sami aktorzy, choć występują w doborowym składzie i każdy z nich tworzy zapadający w pamięć rodzajowy wizerunek swej postaci: Kazimierz Czapla – dobrodusz- nego dyrektora lawiranta, Jadwiga Grygierczyk – pokie- reszowanej przez życie nauczycielki, Katarzyna Skrzypek – atrakcyjnej egocentryczki wychowanej w III Rzeczy- pospolitej, Grzegorz Sikora – przysłowiowego wuefisty i Tomasz Lorek – katechety z ludzką twarzą.

Każdy z aktorów ma też w drugiej części swój mono- log, w którym ma szansę wyjść poza schemat właściwy dla obyczajowej satyry i choć trochę uczłowieczyć swą postać, ale przy opisanej konstrukcji sztuki to jak prze- skok z jednej skrajności w drugą, który w niczym nie tłumaczy gwałtownych przeobrażeń bohaterów i w naj- lepszym razie kończy się „wyskakującymi” z całości ak- torskimi etiudami. Tak jest ze wspomnianym na wstępie monologiem Polaka obskuranta, brawurowo zagranym przez Grzegorza Sikorę. To jeszcze jedno skierowanie sztuki w stronę ostrej satyry politycznej. Jakby dla od- miany w drugą stronę, ku wzbogaceniu swych postaci, ku problemom moralnym a nie politycznym – prowa- dzą monologi Katarzyny Skrzypek o tym, jak zachowu-

Na stronie poprzedniej:

Katarzyna Skrzypek i Kazimierz Czapla

Poniżej:

Tomasz Lorek i Grzegorz Sikora

Tomasz Wójcik

(17)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

ją się zwiedzający obóz koncentracyjny, i Jadwigi Gry- gierczyk o żydowskiej dziewczynce Rutce, która rzuciła w Polaka kamieniem. Zdaje się, że w tych opowiada- niach o drobnych ludzkich sprawach jest więcej prawdy o Polakach i Żydach aniżeli w publicystyce przybierają- cej kształt politycznej czy obyczajowej satyry. Z pewno- ścią też naprawdę głębokiej i uniwersalnej odpowiedzi na pytania: „dlaczego tak się działo?” i „jak temu zapo- biec?” nie znajdziemy, przywołując wyłącznie polityków i historyków. Wszak sama chęć zdobycia kamienic, bo- gactwa, dobrych posad, a także co najmniej przyzwole- nie Kościoła na traktowanie Żydów jak gorszych obywa- teli nie tłumaczą polskich morderstw i podłości.

W Żydzie bohaterowie, odkrywając ponurą prawdę o przeszłości, pytają: „Co robić?”. Zaraz też – jak to w dy- daktycznej opowieści – pada jednoznaczna odpowiedź:

„Mówić o tym!”. I tak się rzeczywiście dzieje: Jan Tomasz Gross, inni publicyści, Artur Pałyga, zespół Teatru Pol- skiego, dyskusje z wybitnymi osobami po spektaklach Żyda... Z pewnością chodzi nie tylko o odkrywanie bia- łych plam w naszej historii, ale też o zadośćuczynienie za wieloletnie kłamstwo. Z pewnością też w docieraniu do oczyszczającej prawdy nie wystarczą głosy publicystów i wypisy z Grossa. Mnie w teatrze – może nieco prze- kornie – bardziej od historycznych przypomnień inte- resuje na przykład, dlaczego mała Rutka rzuciła w ko- legę kamieniem?

J o a n n a F o r y ś

Żart Demiurga

Ciemność, wisząca na drucie żarówka i krąg wątłego światła, do tego melodyjny ragtime i diaboliczny śmiech. Światło migocze, gaśnie, zapa- da mrok... łoskot... oczekiwanie w napięciu, co dalej... Wtedy pojawia się dziwaczny człowieczek, lampą „czołówką” podświetlający niewielką przestrzeń wokół siebie, i wygłasza monolog brzmiący jak pseudofilo- zoficzne wywody.

Teatr Polski w Bielsku-Białej: Żyd Artura Pałygi. Reżyseria Robert Talarczyk, scenografia Michał Urban. Aktorzy: Jadwiga Grygierczyk, Katarzyna Skrzypek, Kazimierz Czapla, Tomasz Lorek, Grzegorz Sikora. Premiera 16 lutego 2008.

(18)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Ów człowieczek to Homo Faber (postać wzięta

przez twórcę spektaklu z Traktatu o manekinach Bru- nona Schulza), snujący rozważania na temat igraszek De- miurga ze stworzonym przez siebie światem i człowie- kiem. Pojawia się pytanie: jak daleko kreator może się posunąć w drwinie ze swojego dzieła? Ryszard Sypniew- ski jako Homo Faber sarkastycznym tonem wypowiedzi i przejaskrawioną egzaltacją przekonuje, że przerażają- co daleko... Dorzuca do tego swoje trzy grosze pseudo- kreatora, szydząc z ludzkiej natury uwielbiającej mate- rię. Choćby najbardziej tandetną, ale materię. Wszystkie elementy tego monologu znajdą w jakimś stopniu od- zwierciedlenie w fabule spektaklu. Takie wprowadze- nie do akcji wydaje się być istotne, ale jego sens można w pełni odczytać dopiero z perspektywy całego przed- stawienia.

Bohater Przemiany Franza Kafki to młody komi- wojażer – Gregor, niezadowolony ze swej nudnej egzy- stencji i pracy, która jest dla niego udręką. Choć marzy o wprowadzeniu zmian, trwa jednak przy swoim zaję- ciu ze względu na rodzinę, gdyż czuje się w obowiąz- ku zapewnić jej godny byt. Nieoczekiwanie przechodzi metamorfozę. Budząc się pewnego ranka, odkrywa, że jest robakiem. W spektaklu Aleksandra Maksymiaka przemianę Gregora sugeruje „wychodzenie”, a w zasa- dzie wyślizgiwanie się bohatera z ubrania i wczołganie pod łóżko, na którym zostaje już tylko usztywniona marynarka, jako metafora owego przeobrażenia. Kafka mocno akcentuje przemianę wewnętrzną bohatera, na- tomiast reżyser skupia się bardziej na zmianie otocze- nia w stosunku do odmieńca. A owo otoczenie, ta do- tąd kochająca Gregora rodzina jest przerażona. Gregor natomiast, pozostając w swoim pokoju, cierpi, nie może pojąć, co się z nim stało. To dla niego trudna do zaak- ceptowania sytuacja, przerasta go. Efektem jest izolacja, akcentowana przez padające pod drzwiami światło – je- den z niewielu elementów łączących bohatera ze świa- tem zewnętrznym.

W spektaklu oprócz owego światła funkcjonują inne jeszcze metafory, jak na przykład pojawiające się kolej- no trzy jabłka. Ten rekwizyt można odczytać na różne sposoby – jako symbol daru Gregora dla rodziny, któ- ra korzystała dotąd z owoców jego pracy; ale może też chodzić o symbol domowników, wśród których brak już miejsca dla przeobrażonego członka rodziny (stąd tylko trzy owoce). Ostatecznie bliscy mają już dość Gregora, co wyraźnie formułuje jego siostra, mówiąc: „powinien odejść”. I rzeczywiście on to rozumie, powoli wycofuje

się z życia i w końcu umiera, co symbolizuje rozwieszo- na jak na krzyżu marynarka.

W zrealizowanej przez Banialukę wersji Przemiany wydarzenia przenikają się w dwóch planach: bliskim – z pokojem Gregora, i dalszym – z pokojem rodziny. Przy czym ten drugi podzielony został dodatkowo – plan ak- torski jest zastępowany planem lalkowym. Takie rozwią- zanie pozwoliło na jednoczesne przedstawianie dwóch sytuacji, z perspektywy Gregora i z perspektywy rodzi- ny. To ciekawy, oryginalny zabieg, angażujący nieustan- nie uwagę widza, dynamizujący akcję.

Zastosowanie lalek wydaje się mieć inną jeszcze funkcję – pokazuje sztuczność zachowań ludzi, brak prawdziwych uczuć i nieumiejętność zrozumienia dru- giego, cierpiącego człowieka. W grze aktorów odtwarza- jących członków rodziny tę sztuczność podkreślają nie- naturalne gesty i zachowania. Taka kreacja jest mocno uzasadniona, pomaga oddać panujące w owym domu zasady, a szczególnie pozorowaną grzeczność. Najbar- dziej twórcza wydaje się natomiast rola Ryszarda Syp- niewskiego (Homo Faber, narrator), który zagrał nie- zwykle żywiołowo i sugestywnie. Już tembr jego głosu i sposób artykulacji podkreślały groteskowość lub dra- matyzm ludzkiego losu.

Przemiana to metaforyczny, wielowymiarowy spek- takl o samotności, izolacji jednostki w społeczeństwie, wyobcowaniu. To specyficzna, mroczna satyra na świat, w którym człowiek stanowi wartość dotąd, dopóki jest przydatny. To także refleksja na temat rodzinnych wię- zi, tak łatwo ulegających rozluźnieniu, a nawet rozpado- wi pod wpływem rozmaitych czynników. Można rów- nież odczytać Przemianę Aleksandra Maksymiaka na poziomie metafizycznym. I tu warto wrócić do począt- ku spektaklu. Jakże boleśnie Demiurg zadrwił z Grego- ra, jakże daleko posunął się w manipulowaniu jego lo- sem, bez logicznego uzasadnienia. Zmienił go w robaka, pozostawiając mu, o ironio!, ludzką świadomość... Jak to jest być w ciele poczwary, a mieć rozum i duszę czło- wieka? Oby to wiedział tylko Gregor...

Joanna Foryś

– polonistka, pisze recenzje literackie, teatralne, pracuje z uzdolnioną literacko młodzieżą.

Teatr Lalek Banialuka: Przemiana Franza Kafki. W adapta- cji wykorzystano fragmenty Traktatu o manekinach Brunona Schulza. Adaptacja, reżyseria i scenografia Aleksander Maksy- miak, muzyka Zbigniew Karnecki. Aktorzy: Małgorzata Bul- ska, Lucyna Sypniewska, Włodzimierz Pohl, Ryszard Sypniew- ski, Piotr Tomaszewski. Premiera 4 kwietnia 2008.

Na stronie poprzedniej:

Włodzimierz Pohl (Gregor) w Przemianie

Archiwum Banialuki

(19)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Gwiazda Herbert, niepowtarzalna i jedyna w kon- stelacji polskiej poezji, zgasła w 1998 roku. Dziesięć lat później Sejm RP ustanowił rok 2008 Rokiem Zbignie- wa Herberta, co zainspirowało Regionalny Ośrodek Do- skonalenia Nauczycieli WOM i Katedrę Polonistyki Aka- demii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej do zorganizowania spotkania dyskusyjnego poświęconego twórczości poety. Panel odbył się 26 lutego na Małej Sce- nie Teatru Polskiego. Ponadczterogodzinne „wywoływa- nie ducha poezji” Herberta miało na celu przypomnienie jego utworów, które zinterpretowali bielscy literaturo- znawcy, krytycy literaccy i poloniści. Każdy z zaproszo- nych gości miał za zadanie przygotować osobiste, nie- konwencjonalne odczytanie wybranego wiersza.

Prof. ATH Anna Węgrzyniak, polonistka i literaturo- znawca, zaczęła od przypomnienia symbolicznego zna- czenia wizerunku św. Jerzego, by później przeprowadzić błyskotliwą interpretację jednego z kanonicznych wier- szy Herberta Potwór Pana Cogito. Ks. dr Leszek Łysień (Homilia) w wystąpieniu, będącym popisem homiletycz- no-filozoficznej retoryki, skoncentrował się na kryty- ce takiego aspektu polskiego katolicyzmu, który znie- chęca ludzi poszukujących, wątpiących, niepokornych.

Krzysztof Płatek (Rovigo) w porywającej gawędzie lite- rackiej podzielił się wrażeniami z pobytu we włoskim miasteczku Rovigo, które kilka lat temu odwiedził tyl- ko po to, by skonfrontować rzeczywistość z poetyckim wizerunkiem nakreślonym w wierszu Herberta. Także pozostałe wypowiedzi – metodyczna „lekcja” poświę- cona wierszowi Pan Cogito o cnocie, z wykorzystaniem techniki multimedialnej, poprowadzona przez mgr Ewę Szymanek-Płaską, oraz erudycyjne studium dra Miro- sława Dzienia analizującego Herbertowski Kamyk w ka-

tegoriach ontologicznych – zyskały uznanie publiczno- ści, która tłumnie wypełniała widownię.

W części drugiej panelu Kamila Dzika, absolwentka polonistycznych studiów licencjackich ATH, dała eru- dycyjny popis semiotyczno-fenomenologicznej interpre- tacji mniej znanego tekstu poetyckiego Zbigniewa Her- berta Kropka, natomiast dr Michał Kopczyk w sposób przypominający momentami sokratejską metodę ma- jeutyczną wszedł w dialog z jednym z najważniejszych tekstów późnego Herberta pt. Do Ryszarda Krynickiego – list. Prof. ATH Stanisław Gębala, jak zwykle sarka- stycznie, w zaskakujących nieco skojarzeniach mówił o wierszu U wrót doliny, a dr Janusz Rodak przedsta- wił referat na temat Powrotu prokonsula, który wzbu- dził żywą reakcję widowni. Kolejna absolwentka biel- skiej polonistyki ATH, Ewelina Wierzbicka, zmierzyła się z ostatnim wierszem ostatniego tomu Herberta za- tytułowanym Tkanina.

Trwałym efektem panelu będzie przygotowywana do druku publikacja pt. „We mnie jest płomień który myśli”

– glosy do Herberta, obejmująca zarówno artykuły na- ukowe, jak i scenariusze lekcji polonistycznych poświę- cone poezji Zbigniewa Herberta.

W jednym z pierwszych wierszy, opubli- kowanych w połowie lat 50. X X wieku, Zbigniew Herbert pisał:

we mnie jest płomień który myśli i wiatr na pożar i na żagle

(Napis, z tomu Struna światła)

Dr Marek Bernacki – pracownik naukowy Katedry Polonistyki ATH;

zorganizował i poprowadził spotkanie poświęcone Zbigniewowi Herbertowi;

jest także redaktorem przygotowywanej do druku publikacji z panelowymi wystąpieniami.

Rok

Zbigniewa Herberta

M a r e k B e r n a c k i

Kuba Abrahamowicz czyta wiersze Zbigniewa Herberta

Barbara Adamek

(20)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Pierwszym jest tekst Henryka Elzenberga, zresztą du-

chowego mistrza i intelektualnego przewodnika poety, który w Kłopocie z istnieniem pisał: Chrystianizm, ten zorganizowany, masowy, ten, który był i jest siłą społecz- ną, to po prostu organizacja Wielkiego Odczepnego dla Absolutu. Mija się ze swym powołaniem religia, która aż tak zasadniczo uświęca ziemskość, która pozwala, na woj- nie, zanosić modły o zwycięstwo jednej ze stron walczą- cych jednakowo obojętnych na słuszność. (...) Może jed- nak jestem niesprawiedliwy. Bo czy to nie każda religia, gdy wejdzie w swoje stadium zorganizowania, jest taka?

I czy, biorąc „religie” w tym sensie i przeciwstawiając je mistycyzmom, nie należy powiedzieć ogólnie: „religie to organizacje odczepnego dla Absolutu?”.

Tekst drugi jest autorstwa Leszka Kołakowskiego:

Są racje, dla których potrzebujemy chrześcijaństwa, ale nie byle jakiego. Nie potrzebujemy chrześcijaństwa, które robi polityczne rewolucje, współpracuje z tzw. wyzwole- niem seksualnym, uświęca nasze wszystkie pożądliwości i wychwala przemoc. Dosyć jest sił na świecie, które tym wszystkim się zajmują bez pomocy chrześcijaństwa. Lu- dzie potrzebują chrześcijaństwa, które pomoże im wyjść poza bezpośrednie naciski życia, które ukaże im nieunik- nione granice losu ludzkiego i uzdolni do zgody na nie;

chrześcijaństwa, które uczy ich tej oto prostej prawdy, że jest nie tylko jutro, ale także pojutrze i że różnica między sukcesem a porażką rzadko jest wyraźna. Potrzebujemy chrześcijaństwa, które nie jest ani złote, ani purpurowe, ani czerwone, ale szare.

K s . L e s z e k Ł y s i e ń

O Homilii

Zbigniewa Herberta

Dwa teksty przychodzą mi na myśl, kiedy zagłę- biam się w kolejne warstwy semantyczne wiersza Zbigniewa Herberta zatytułowanego Homilia.

Homilia Herbertowska wyrasta z jakiegoś szczegól- nego doświadczenia poety. Nazwijmy to doświadcze- nie rozczarowaniem. Swojska, bliska przestrzeń, która inspirowała, otwierała nowe perspektywy, nagle stała się obca. Mówimy o przestrzeni Kościoła katolickiego.

Herbert znalazł się w przestrzeni sklerykalizowanej, przestrzeni Kościoła uproszczonego, masowego, me- chanicznie rytualnego, upolitycznionego. Herbert pi- sał o zapaści semantycznej postkomunistycznego spo- łeczeństwa polskiego: Ze społeczeństwem, które znajduje się w stanie ciężkiej zapaści semantycznej, można zrobić wszystko. Nagle okazuje się, że zapaść semantyczna ob- jęła również ten obszar ładu i sensu, jakim był Kościół.

Stąd pełna ironii konstatacja: jakiż dziwny ma ten ka- płan głosu organ / ani męski ani żeński ni anielski. Na- wet tam uprawia się zwyczajne wodolejstwo, spoza słów wyziera pustka, słowa tracą swoją nośność, a przecież

„Na początku było słowo”, „Słowo stało się ciałem”. Mo- dli się Herbert: Od słowa ciemnego chroń nas. Pisze: Sło- wo jednak musi powrócić do macierzystego portu – do znaczenia. (...) Nazywanie rzeczy i spraw ludzkich pro- wadzi do ich zrozumienia i osądu. Zwłaszcza po chaosie pojęć – poezja musi podjąć po ostatniej wojnie, po po- topie kłamstw, trud odbudowy moralnej świata, przez odbudowę wartości słowa. Musimy na nowo oddzielić zło od dobra, światło od ciemności. Poeta przypomi- na tutaj „tłustemu pasterzowi” o wadze słowa, o tym, że nie wolno słowa topić w bełkocie teologiczno-po- litycznym. Słowo winno uderzać, inspirować, prowa- dzić człowieka ku wielkości jemu właściwej, wreszcie otwierać na Boga.

Sklerykalizowany, instytucjonalny Kościół staje się nieprzezroczysty na Boga, uwikłany w ziemskie stra- tegie przetrwania, troszczy się już tylko o siebie (swój Ks. dr Leszek Łysień

– kapłan diecezji bielsko-żywieckiej, teolog i filozof, wykładowca metafizyki i filozofii Boga w Instytucie Teologicznym w Bielsku-Białej. Autor artykułów w czasopismach (m.in. „Bielsko-Żywieckie Studia Teologiczne”) oraz książek (m.in. Bóg, rozum, wiara, Wędrówki po metafizyce).

(21)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Z b i g n i e w H e r b e r t

Homilia

Na ambonie mówi tłusty pasterz i cień pada na kościelny mur a lud boży zasłuchany zapłakany płoną świece – blaski ikon – milczy chór płyną słowa nad głowami się unoszą jaki dziwny ma ten kapłan głosu organ ani żeński ani męski ni anielski

także woda z ust płynąca to nie Jordan

bo dla księdza – proszę księdza – to jest wszystko takie proste Pan Bóg stworzył muchę żeby ptaszek miał co jeść

Pan Bóg daje dzieci i na dzieci i na kościół prosta ręka – prosta ryba – prosta sieć

może tak należy mówić ludziom cichym ufającym obiecywać – deszcze łaski – światło – cud lecz są także tacy którzy wątpią niepokorni bądźmy szczerzy – to jest także boży lud proszę księdza – ja naprawdę Go szukałem i błądziłem w noc burzliwą pośród skał piłem piasek jadłem kamień i samotność tylko Krzyż płonący w górze trwał i czytałem Ojców Wschodu i Zachodu opis raju przesłodzony – zapis trwogi – i sądziłem że z kart książek Znak powstanie ale milczał – niepojęty Logos

pewnie ksiądz mnie nie pochowa w świętej ziemi – ziemia jest szeroka zasnę sam

i odejdę w dal – z Żydami odmieńcami bezszelestnie zwinę życia cały kram na ambonie mówi w kółko pasterz mówi do mnie – bracie mówi do mnie – ty ale ja naprawdę chcę się tylko zastrzec że go nie znam i że smutno mi

stan posiadania), o swoje przywileje, wpływy, posługu- jąc się stosowną do osiągnięcia tych celów retoryką (reto- ryką władzy, posiadania ostatecznej racji, swoistą ślepo- tą i próżnością besserwiseryzmu). Lansuje uproszczoną wizję człowieka, konstruując tanie teodycee (czy eklezjo- dycee), uzasadniające niezbywalność swoich własnych ziemsko-niebiańskich usług. Protestuje zatem Herbert przeciwko religii mechanicznego, bezmyślnego rytuału, religii instytucjonalnej ludzkiej, za bardzo ludzkiej, pew- nej, zbyt pewnej, religii łatwego, taniego pocieszania, zbyt łatwych usprawiedliwień i rozgrzeszeń, patrzącej przez palce na marną jakość moralną swoich przywódców, uwikłanych w przeróżne mezalianse z mrocznymi si- łami tego świata.

Kościół, jaki wyłania się z Homilii, jest ksenofobicz- ny, lękający się wszystkiego (co inne – ciągła obawa przed Żydami), co nie jest biernym potakiwaniem jego własnym ustaleniom, odrzuca od siebie poszukujących, niepokornych, myślących, stawiających niewygodne py- tania. Katolicyzm taką religią się staje, gdy nie potrafi towarzyszyć człowiekowi wątpiącemu, gdy kapłan od- grywa już tylko rolę funkcjonariusza kultu. Gdzie mają się w takim Kościele podziać niepokorni, ale i niespo- kojni, targani pytaniami palącymi, rozdzierani wątpie- niami, z bólem przedzierający się ku Transcendencji. Nie zaspokoją ich banały wychłodzonego i odchudzonego chrześcijaństwa, trywialnego, zaspokajającego masowe zapotrzebowanie na rytuał, odartego z wszelkiej drama- tyczności, niezwykłości, porywu, stosującego faryzej- ską frazeologię, kręcącego się wokół własnych interesów z „Ewangelią w tle”, chrześcijaństwa nadętych ceremo- nii relacjonowanych przez środki masowego przekazu, olbrzymich tonących w luksusie świątyń. Źle się czuje

Herbert, nie u siebie, w przestrzeni takiego Kościoła. Z tomu Rovigo, 1992

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak jak podróż Ellie do in- nej galaktyki według postronnych obser- watorów dzieje się wyłącznie w jej głowie, podobnie spektakl Macieja Podstawnego jest podróżą przez

To jeden z powodów, dla których Muzeum w Bielsku-Białej ogłosiło konkurs na pejzażowe przed- stawienia miasta, a że rok 2007 był Rokiem Wyspiań- skiego, inspiracją stała

Było ze mną jeszcze dwoje młodych ludzi. Tryp- tyk rzymski wyświetlano już od kilku tygodni, nic więc dziwnego, że widzów mało. Pierwsze ka- dry zupełnie mnie zdezorientowały.

Reżyser pojawił się osobiście w Cieszynie, gdzie odbył się również wernisaż jego malarstwa – jak widać, Słowak jest prawdziwym człowiekiem

Leszek Miłoszewski – niegdyś dziennikarz, publicysta, recen- zent, obecnie dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej... Jak zrozumieć dzisiejszego Świętego

Krąg Kobiet Studnia.. Gościłyśmy też trenerki rozwoju osobistego i wybrałyśmy się do pracowni ceramicznej Aleksandry Kimel. W otoczeniu fantazyjnych wyrobów z gliny

(Maciejowski: – Tam jest takie wzgórze obok uniwersytetu, na którym już stoi po- mnik Osieckiej, pomnik Niemena, pomnik Grotowskie- go. Czujesz się tam jak w raju arty-

Każdy z nich jest indywidualny i być może dlatego wernisaż okazał się tak dużym, w mojej opinii, sukcesem. W czasach, gdy malarstwo zanika, ustępując