• Nie Znaleziono Wyników

Z tajemnic rękopisu "Dziadów" drezdeńskich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z tajemnic rękopisu "Dziadów" drezdeńskich"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Romuald Kłosiewicz

Z tajemnic rękopisu "Dziadów"

drezdeńskich

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 50/1, 177-185

(2)

Z TA JE M N IC R Ę K O P ISU „DZIAD ÓW “ D REZD EŃSK ICH K siądz P io tr z D ziadów d rezdeńskich je st ty m b o h aterem Mic­ kiew iczow skim , w okół któ reg o jed n i tw orzą legendę — niebiań ski m it n iepo kalan ej św iętości, pokory potężnej i potęgi pokornej, in n i zaś u siłu ją go za w szelką cenę odm itologizować. W obec ta k zasadni­ czej rozbieżności stan o w isk należy uznać, że „braciszek P io tr “ je s t postacią zagadkow ą.

Rękopis dzieła, k tó ry pom ógł rozw iązać niejedną dręczącą b a ­ daczy tajem n icę, ty m razem kom plikuje sp raw ę niepo m iernie. W głów nej m ierze przyczynia się do tego fa k tu scena, k tó ra w w e r­ sji obecnej m a ja k n a jm n ie j w spólnego z osobą K siędza P io tra : ro z­ m owa diabełków przed W id ze n ie m Senatora.

Z upełnie przy p ad ko w a w stosunku do rozw ażań obecnych lek ­ tu ra te j sceny w au to g rafie tzw . szczątkow ym III cz. Dziadów p rz y ­ niosła w ynik, k tóreg o się najm n iej spodziew ałem . Je st bow iem rzeczą pew ną, że m im o rozbieżności in te rp re ta c y jn y c h K siądz P io tr posiada w śród badaczy i czytelników rep u ta cję ustalo ną i n ie ­ zachw ianą. Toteż le k tu ra w ym ienionej scenki, w k tó re j obok d ia ­ błów w y stęp u je postać* nie różniąca się od nich, postać nazw ana im ieniem P io tr, w p raw iła m nie w zdum ienie i zakłopotanie. Od ew entualnego z arzu tu egzaltacji n ajsk u teczn iej się uw olnię c y tu ­ jąc ową scenę w jej dosłow nym brzm ieniu rękopiśm iennym . O to ona:

SENATORA SEN Dwaj diabieł (Zasnąłeś bratku — leż Zasypiaj cicho le ż ) 1

1 W nawiasach umieszczono słow a przekreślone przez poetę. C ytuję tu z w szelkim i odstępstw am i od w spółczesnej ortografii, natom iast posługując się cytatem w w yw odach w łasnych, modernizuję go.

(3)

178 R O M U A L D K Ł O SIE W ICZ

Drug (Syp mu na oczy) Kręci się niechce spać Musze tak długo stać Łajdaku cicho leż Czy go tam kole jeż

/

Drugi Syp mu na oczy mak.

Piotr

Zasnął w padnę jak zw ierz Drugi

Jako (na myszkę) na w róbla ptak Obadwa

D uszę przez rózgi w lec Wężami smagać piec

Trzeci Wara — Dwaj Coś ty za kmotr Trzeci Belzebu Pierwszy no i cóż

Zw ierzyny mi nie płosz Piotr

Wszakże gdy zaśnie łotr Do mnie należy sen.

Belzebub Na widok naszych scen Na widok przyszłych kar, Jak uirzy cień i zar, Przypom ni jutro sen Może poprawi się Jeszcze daleko zgon.

Pierw szy Pozw ól zabawić się

(Gdy) Co ty o niego drżysz Gdy poprawi się on Ja każę święcić się I w ezm ę w rękę krzyż

Belzebub

Jak zbyt nastraszysz raz Gotów przypom nieć sen

(4)

Gotów oszukać nas i w yrw ać się nam z rąk

P ierw szy Patrztu

(fratra) braciszek ten (Będzież on spał bez mąk?) T en mój kochany syn Będzież on spał bez mąk.

(Będę go m ęczył sam) Co robić w iem ja sam Belzebub

Łotrze a znasz mój czyn Od cara zwierzchność mam.

Piot(r)er

Pardon — cóż każesz Waść Belzebub

Możesz na duszę w paść Możesz ją (bić) truć i siec Smagać chłostać i piec

Możesz ją pychą dąć A jutro w hańbę pchnąć

Tylko nie w spom nij [?] zbyt A le (o piekle) cyt

My lećm y — fit fit fit ulatu je (Diabeł pierwszy)

Wezmij duszę do łap Lekko jak kotek m ysz ale o p iek le cyt

P ierw szy Więc ja za sw oje cap Ha jak już ty drżysz My lecim

fit fit fit o d l a t u j ą 2

Zacytow any rękopis w skazuje, że jego n a jb ard ziej zagadkow e frag m en ty , a m ianow icie te, w k tó ry c h w y stę p u je ów n iezw yk ły P io tr, n ajzw yczajniej w św iecie uszły uw agi tekstologów . P r z y ­ n ajm n iej, jak dotychczas, n ik t się tą sp ra w ą n ie zajm ow ał, a ko ­ nieczność jej w y jaśn ien ia je st b ezapelacyjna.

Na początek ustalić trzeb a p ew ne fa k ty zasadnicze i bezsporne. E w en tu aln i polem iści m ogą w ysunąć pod ad resem niniejszej lek cji rękopiśm iennego fra g m en tu sc. 6 z a rz u ty n astępu jące: 1) nie

1 Autograf brulionu jest w kraju nieosiągalny, ale fotokopię jego udo­ stępnił mi prof. S. P i g o ń, za co składam m u na tym m iejscu w yrazy po­ dziękowania.

(5)

180 R O M U A L D K Ł O SIE W ICZ

„ P io tr“, ale ,,Pierw [szy]“ czy coś w ty m rod zaju ; 2) isto tn ie „ P io tr“, ale n ap isan y om yłkow o w n iezw ykłym ferw o rze poety ck im .

W w y p ad k u pierw szym polem iści zdecydow anie nie m ielib y r a ­ cji. W cyto w an ym tekście diab eł „ P ierw szy “ w y stę p u je c z te ry ra z y i w żadn y m z tych w y pad k ó w nie je st oznaczony sk ró to w o jak o „ P ie rw “ . R eplika „P ierw szego “ sąsiaduje bezpośrednio z rep lik ą „ P io tra “ — są to zatem różne osoby d ram a tu . G rafologiczna analiza porów naw cza w szystkich „ P io tró w “ w y stęp ujący ch w bru lio n ie szczątkow ym d ra m a tu w y k a z u je ich n iew ątp liw e podobieństw o. W y­ raża się ono b ard zo ty p o w y m u M ickiewicza sposobem łączenia t z r, podczas gdy lite ry r i w przew ażnie nie są łączone w ogóle. L ek cja „ P io tr“ je st nie do zakw estionow ania.

B ardziej kłopotliw e b y ło b y odpieranie zarzu tó w zw olenników om yłki. T rzy m ają oni w zan ad rzu a rg u m e n t w postaci listu M ickie­ wicza do Józefa G rabow skiego, k tó re m u p oeta pisze:

S tałem się Schreibmaschiną i przez całe te k ilka tygodni pióra z ręki nie w yp u szczam 3.

W obec takiego ośw iadczenia m ożliw ość popełn ien ia om yłki je s t w ielce praw dopodobna. U trzy m y w an ie te j hipotezy s ta je się jednak niebezpieczne, jeśli wziąć pod uwagę, że m u siałb y się M ickiewicz om ylić t r z y r a z y i to w bardzo k ró tk im tekście. T ru d n o poza ty m przypuszczać, aby krążąc m yślą w okół wzniosłego W idzenia ojca b e rn a rd y n a pisał g roteskow y dialog sk rz a tó w p iekielnych.

N ieprzekonani oponenci m uszą wziąć pod uw agę jeszcze jeden a rg u m e n t. Im ię P io tr po raz trzeci uży te w dialogu n apisan e je st w w ielce c h a ra k te ry sty c z n y sposób. M ianow icie: p ierw o tn ie było „ P io tr“ , następn ie r zostało p rzez poetę w ykreślone, zaś po sk reśle­ niu w dalszym ciągu dopisane er. O trzym aliśm y ostatecznie „Pio- t e r “ . P rześledzenie zm ian pow yższych w kłada nam do rę k i nie byle jak i oręż: świadczą one dow odnie, że M ickiewicz pisał im ię „ P io tr“ z p ełną świadom ością, a nie w zap am iętan iu poetyckim , że za­ sta n a w ia ł się: „ P io tr“ czy „ P io te r“ , a zatem n a tc h n ien ie ko ntrolo ­ w ane było w całej pełni św iadom ością. „ P io tr“ więc nie je s t w ty m w y p ad k u intru zem , k tó ry przeprasza, że om yłkow o znalazł się w niew łaściw ej scenie...

F u n d a m en t pod przyszłe rozw ażania został położony. O kazuje się jed n ak , że łatw iej położyć fu n d am e n t niż zbudow ać na nim gmach. T rud n o ści piętrzą się od sam ego początku. S tw a rza je zarów no w ie­

(6)

lo letnia tra d y c ja in te rp re ta c y jn a dotycząca osoby K siędza P io tra, ja k i jego pozycja w obecnym , ostateczn y m k ształcie d ram a tu . Je st bow iem rzeczą więcej niż pew ną, że g dyby k to ś w chw ili obecnej zaczął rozgłaszać poglądy o tożsam ości K siędza P io tra z diabłem (choćby najpoczciw szym ), opinia p ubliczna u zn ałab y go za niepo­ czytalnego. Jed n ak że opinia publiczna m u si b yć bardziej pow ściągli­ w a w sw ych sądach, gdy przedm iotem rozw ażań je s t brulion „szcząt­ ko w y “ Dziadów drezdeńskich. W ty m n a jp ie rw o tn ie jsz y m rzucie d ra m a tu dw oistość postaci P io tra je st fa k te m i w ty m sam ym sto p ­ n iu zdum iew a, co pobudza do u p o rczyw ych poszukiw ań praw dy . Tą p raw d ą je s t pierw sza m yśl — im puls tw órczy, k tó ry pow ił d ra ­ m at. Tą p raw d ą jest odpowiedź na p y tan ie : k im był P io tr w p ie r­ w otnym rzucie d ram a tu ?

„W szelka praw d a leży na dnie s tu d n i“ . K ażdy, k to sądzi pochop­ nie i w w a ru n k ach tru d n y c h , d esperacko „goni w p iętk ę “, niczego na dnie stu d n i nie zobaczy. Idźm y więc k ro k za krokiem , uw ażnie się dookoła rozglądając.

J e s t spraw ą pierw szorzędnego znaczenia u w ażne odczytanie rę ­ kopisu. Rozpoczyna się on licznym i sk reślen iam i. E fekt jest taki, że w łaściw ie nie bardzo w iem y, k to w ypow iada pierw szą kw estię, zaczynającą się słow am i:

K ręci się, nie chce spać

M am y w szelkie p raw o przypuszczać, że n ie je st to chór pie­ kielny, bo przem aw iający posługuje się p ierw szą osobą liczby p o je­ dynczej, i że napis „D w aj d iab ieł“ je st po p ro stu p o d ty tu łem scenki. „Syp m u na oczy“ — ta propozycja „D ru gieg o“ została początkow o skreślona i ponow iona tu ż po om aw ianej k w estii. Z atem au to rem kom entarza „K ręci się“ z pew nością nie je s t „D ru g i“ . Pozostaje Piotr, ale i jego nie m ożem y posądzać o au to rstw o , nasuw a się bo­ w iem logiczne pytan ie: skoro je st „ D ru g i“ , to gdzież się podział „P ierw szy “ ? I dlaczego w b rew u ta rty m i w ielow iekow ym zw ycza­ jom scenę rozpoczyna „D ru g i“, n a to m ia st „ P ierw sz y “ zjaw ia się jak deus ex machina dopiero gdzieś w połow ie scenki? Bez w ątp ie­ nia P io tr nie je s t „P ierw szy m “, bo w ypo w iedzi ich ze sobą sąsia­ dują, zatem dialog rozpoczyna albo P io tr, alb o „ P ierw szy “ . Je śli przyjm iem y hipotezę roboczą, że dialog rozpoczyna P io tr, to dla­ czego następny „m ów ca“ w y stęp u je ja k o „ D ru g i“ ? Bo P io tr je s t w łaśnie „P ierw szy “ ? Ależ przed chw ilą u dow odniliśm y coś w ręcz odwrotnego! A utorem kw estii: „K ręci się, nie chce spać“ — je s t

(7)

182 R O M U A L D K ŁO SIE W IC /S

„ P ierw sz y “ i zw yczajnie, przez pośpiech lub nieuw agę, nie zostało to w y ra ź n ie zaznaczone, w prow adzając do rozw ażań naszych n ie­ p o trz e b n y zam ęt. Do m o m entu lapid arn ej in te rw e n c ji B elzebuba („W ara!“) rozm aw iają zatem trz y osoby, a nie dwie. W św ietle- ty m zastan aw iająca je s t zapow iedź d u etu :

Duszę przez rózgi w lec, Wężami smagać, piec!

— oznaczona słow em „O badw a“ . Co to znow u za „O badw a“ , skoro je s t ich trzech? P o pro stu , P io tr w ty m duecie nie bierze udziału, a ty lk o „O badw a“ , tzn . „D w aj d iab ieł“ . W niosek stąd, że P io tr w y­ łączony je s t niejako ze społeczności d iab elsk iej. W św ietle naszej dotychczasow ej w iedzy o K siędzu P io trz e fa k t ten w cale n ie jest zaskakujący.

P o chóralnej d e k la rac ji „O bydw óch“ nieoczekiw anie w pada „T rzeci“. J e s t to oczywiście diabeł, zatem jego k olejn y n u m e r by ­ n a jm n ie j n ie budzi w ątpliw ości. W d alszym ciągu sceny w y stępu je on pod sw oim p o p u larn y m nazw iskiem B elzebub. Anonim owość „P ierw szego “ i „D rugiego“ je s t w ty m sam y m stopniu konsek­ w en tn a, co w ystępow anie czw artej osoby dialogu pod im ieniem P io tr.

J e s t więc ów P io tr ind yw id uum „p ozapiekielnym “ . W yróżnio­ n y został przede w szy stk im form alnie. Ale czy tylko? Przyznać trzeba, że jego k w estie stylisty cznie nie różnią się zbytnio od po­ zostałych. Pow iedzenie P io tra:

Zasnął, w padnę jak zw ierz

— nie je s t pow iedzeniem w yszukanym i nie rzuca na auto ra d odatniego św iatła. Z astan aw ia jed n a k zestaw ienie treści jego k w estii z innym i. Z nam ien ny jest zw łaszcza podział ról. D iabły przede w szystkim działają na S en ato ra fizycznie („Czy go tam kole jeż?“) oraz ro ztaczają w izje — p ro je k ty sennych jego u d rę­ czeń. W adzą się z B elzebubem li ty lk o w dziedzinie p r o j e k ­ t ó w . N atom iast niezaprzeczalną dom eną P io tra jest d z i a ł a n i e . U derzająca je st jego w ypow iedź:

Wszakże, gdy zaśnie łotr, Do m nie należy sen.

Dlaczegóż „do m n ie “, a nie „do n a s“ ? P o raz drugi d aje się on poznać jako in d y w id u u m działające oddzielnie i inaczej niż pozostałe. C h a ra k te ry sty c zn y jest ró w n ież d ram aty czn y

(8)

„kon-f lik t“ te j scenki. B elzebub, niezadow olony ze zb y t rad y k a ln y ch p ro je k tó w „P ierw szeg o “, w ykłada na stół sw oją k a rtę atu tow ą:

Od cara zwierzchność mam!

R ad y k ał „ P ierw sz y “ m ilk n ie spłoszony, n a to m ia st P io tr zacho­ w u je się ja k p raw d ziw y d y p lo m ata francuski:

Pardon — cóż każesz Waść?

B elzebub m u wów czas radzi, B elzebub go ostrzega, B elzebub zw raca się w yłącznie do niego. P rzeprow adziw szy k ró tk i w y k ład na te m a t dopuszczalnego zak resu m ąk, w ygłasza w ielkopańskie (jak p rzy stało na carskiego p len ip o ten ta): „M y lećm y “ — i odla­ tu je z godnością: „fit, fit, f it “ . Jeszcze jedno czułe sp o jrzen ie na p eten ta, jeszcze je d n a próba pazu ró w i z nieco m niejszą godnością o d latują: „ P ierw sz y “ i „D ru g i“ .

N a polu b itw y został P io tr. Zgodnie z rad a m i i przestro gam i w ielkiego w y słan n ik a zaczyna działać. Od tej chw ili sen należy ty lk o do niego.

T echnika nocnych udręczeń n ak azu je bezpośrednią obecność dręczycieli p rzy ziem skiej powłoce ofiary. W czystopisie d ra m a tu „czu w ają“ : „ P ierw sz y “ i „ D ru g i“, w p ierw o tn ej n a to m ia st w e rsji to w arzystw o to u la tn ia się (dosłownie) i u stę p u je m iejsca te m u dziw n em u P io tro w i.

Jeśli uznam y, że obecność P io tra w te j scenie dodaje jej sw ego ro d zaju p ik an te rii, to zarazem jego późniejsza nieobecność s ta ­ w ia tę scenę na płaszczyźnie „ n o rm a ln y c h “ scen fan tastyczny ch. Nie, stanow czo stw ierd zić trzeb a, że P io tr w y stę p u ją c y w om a­ w ian ym dialogu n ie je s t postacią przyp adkow ą i ja k o postać ob­ m yślony b ył n a d e r precy zy jn ie i konsekw entnie. J a k ie p rzyczyny spraw iły, że poeta zrezygnow ał z tej p ik a n tn e j w ielce postaci? Odpow iedź może się obracać jed y n ie w sferze dom ysłów . Być może, że w ciągu ow ych trzech leg en darnych d n i drezdeńskich, kied y to „leżąc na sto le “ tw o rzy ł z w ielkim zapałem W idzenie K siędza P io tra, scenę, k tó ra w d ram acie odgryw a ta k w ielką i za­ sadniczą rolę, k tó ra w ynosi P io tra na p ied estał w ielkości i św ię­ tości, dalsze p lan y k o n ty n u ac ji d ra m a tu zaczął rad y k aln ie przeo­ brażać. G igantyczna moc w izji P io tr ow ej, k tó ra — być może — w y try sn ęła w w yob raźni poety niespodziew anie, rozsadzać zaczęła dotychczasow ą koncepcję tej postaci. R ezygnacja poety z owego dziw acznego P io tra b y ła po p ro stu koniecznością, ó w „czarn y P io tru ś “, nie w yrzucony d e fin ity w n ie z d ram a tu , zacząłby n ie ­ chybnie trząść tro n em , n a k tó ry m tak niedaw no jeszcze osiadł

(9)

184 R O M U A L D K Ł O SIE W ICZ

ksiądz — jego im ien n ik . P io tr p rzestał w ięc istnieć i w szelk i po n im ślad zaginął.

D ysponujem y, n ieste ty , zb y t m ałą ilością faktów , aby m óc k o n ­ k re tn ie i bezspornie o dtw orzyć rolę, jak ą te j postaci M ickiew icz w p ierw o tn y m rzucie d ra m a tu przeznaczył. Tych kilk a scen zacho­ w an y ch w „szczątko w y m “ b rulionie Dziadów n ie m oże s p ra w y ro zstrzy gn ąć do końca. Istn ie ją jed n a k fa k ty rzucające się w oczy i godne zastanow ienia. W e w spom nianym brulio n ie m am y n ie­ w ątp liw ie d w ó c h P io tró w : księdza i nie-księdza. K siądz w y stę ­ p u je w salonie w ileńskim Nowosilcowa i spełnia dok ładn ie dzi­ siejszą sw o ją rolę, nie-ksiądz w y stęp u je ty lk o w dialogu d iab el­ skim i nigdzie w ięcej. N asuw a się logiczne py tan ie: czy b y ła to w bru lio n o w y m kształcie d ra m a tu j e d n a dramatis persona w y ­ stę p u ją ca pod dw om a postaciam i, a więc — zgodnie z m ożliw oś­ ciam i p o ety k i ro m an ty czn ej — jak iś m ate rią liz u ją c y się duch, czy też dw ie od ręb ne osoby, tzn. ksiądz i diab ełek o ty m sam ym im ieniu?

Rozw ażm y hipotezę p i e r w s z ą . W ynika z niej, że postać P io tra raz b yła księdzem , a raz nie, choć de facto b y ła zupełnie kim ś innym . P o stać ta — zgodnie ze sw oim m etafizycznym pocho­ dzeniem — obdarzona je s t d arem profetycznym , co u ja w n ia się w salonie Now osilcow a, gdy p rzy b iera ona m a te ria ln ą postać księdza-dobroczyńcy. D ziałalność księdza w salonie S en ato ra je s t tego ro d zaju, że nie przeszkadza m u ona być kim ś in n y m w inn ej scenie d ra m a tu . D ręczyciel S enato ra m oże być przecież obrońcą jego ofiary i jed e n d ru g ie m u nie przeszkadza, a kon sekw encja istn ieje . R ozum ow anie powyższe z łatw ością obaliłby ten, kto udow odniłby, że w śród zaginionych scen b ru lio n u „szczątkow ego“ znajdow ało się W idzen ie K siędza P io tra. J e st to scena tak jed n o ­ znacznie św iadcząca o je j bohaterze, posiada ona dla d ra m a tu tak p ry n cy p ialn e znaczenie, że w szelka dw oistość Księdza P io tra , jego w ystęp ow an ie w p o d ejrzany ch okolicznościach zdruzgotałyb y w spa­ n iałą koncepcję M ickiew icza. W takim kontekście w izja Księdza P io tra b y łab y sk o m p ro m itow an a doszczętnie choćby tym , że w d a­ je się on w p o d ejrzan e sp ra w k i n a tu ry zaw odow ej „sług p iek ieł“ . N ie m a je d n a k W idzenia K siędza P io tra w au tog rafie „szczątko­ w y m “, n a to m ia st istn ie ją św iadectw a, n a k tó ry ch podstaw ie -osą­ dzić m ożna, że W idzenie je s t genetycznie w tó rn e w sto sunk u do a u to g rafu „szczątkow ego“ . Z chw ilą nap isan ia W idzenia m odyfi­ k acja d aw n y ch pom ysłów s ta ła się koniecznością, a P io tr p rzestał

(10)

być postacią dw oistą i został na stałe księdzem . R ealizacja nowej koncepcji pociągnęła za sobą dalsze zm iany, k tó re b y ły w yrazem d o jrzew ania najdoskonalszej form y d ra m a tu . Nie bez ra c ji w ielu badaczy zw raca uw agę na g roteskow y c h a ra k te r sceny egzor- cyzm ów . K siądz P io tr w yciskający z poczciwego d iab ełka w iado­ m ości n a tu ry teologicznej, przed k tó rą to p ro ce d u rą atak o w an y śm iesznie i rozpaczliw ie się broni, z pew nością nie m a tej po­ w agi i d ostojeństw a, k tó re m ieć pow inien w św ietle Widzenia. Z dum ienie ogarnia na m yśl, że tak i w y tra w n y i św ię ty ksiądz nie wie, co grzesznikow i przyniosłoby ulgę w cierp ieniach duszy i ja ­ ką należy m u nieść pomoc. Być może, że są to w łaśnie owe „cie­ niów cienie“ daw nych a zarzuconych pom ysłów .

W szystkie te fa k ty św iadczą raz jeszcze na rzecz hipotezy, że P io tr w p ierw otn ym pom yśle poety b y ł osobą fan ta sty c z n ą pod różn ym i postaciam i w ystępu jącą. M iała to być postać żyw a i szla­ chetna, bo u d ręk ę złym, a pociechę i ra tu n e k d o b ry m czyniąca. Jeśli w eźm iem y pod u w agę obecną k o n stru k c ję i w ym ow ę d ra ­ m atu, rezy gn acja poety z ty ch pom ysłów je s t zu pełnie zrozum iała. H ipoteza d r u g a , zakładająca w ystęp ow anie w w e rs ji pierw szej d ra m a tu dw óch różnych i niezależnych od siebie P io tró w : księ­ dza i diabła, m a zbyt m ało szans u trz y m a n ia się i bliższe zajm o­ w anie się nią byłoby po p rostu s tr a tą czasu. W y starczy stw ie r­ dzić, że przy tak im w sp ółistn ien iu żaden z nich nie zyskuje, a obaj tracą, że w prow adzają do d ram a tu za/nieszanie godne lepszej s p ra w y i że m ożliw ość pom ylenia ich przez czy teln ik a by łab y w ielce praw dopodobna.

*

R ozw ażania n iniejsze m iały p u n k t w yjścia dosyć niepozorny: nie zauw ażone dotychczas przez badaczy im ię uczestnika sc. 6 w au tog rafie „szczątkow ym “ Dziadów d rezd eńsk ich. O bow iązkiem m oim było w yciągnięcie w niosków z tego fa k tu . W szystko, co zostało tu ta j pow iedziane, nie m a b y n a jm n ie j na celu rzucania jakichkolw iek cieni na szlachetn ą p ostać K siędza P io tra z osta­ tecznej red ak cji Dziadów. Chodziło tu raczej o w y śledzenie m ale ń ­ kiej cząstki ty ch m yśli poety, k tó re w ielki d ra m a t stw o rzy ły i do­ prow adziły do w ielkości. Chodziło także o u k azan ie p raw d y, że w ielki ten gm ach poetycki nie w zrastał h a rm o n ijn ie i stopniowo. P oeta wznosił i w zniesione b u rzy ł w je d n e j chw ili, aby n a jego gruzach zrealizow ać koncepcję doskonalszą, k tó ra przychodziła nieoczekiw anie dla sam ego poety i p rzy ćm iew ała sw y m blaskiem w szystkie poprzednie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Liczne bulle i encykliki papieży, skie row ane przeciw ko m asonerii, określają zdecydow ane stanow isko, obow iązujące katolików w obec tej konspiracji m ięd zy

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

Ojciec rodziny lub przewodniczący mówi: Módlmy się: Boże, źródło życia, napełnij nasze serca paschalną radością i podobnie jak dałeś nam pokarm pochodzący z ziemi,

Podaj nazwę kategorii znaczeniowej rzeczowników pochodnych, do której należy rzeczownik czytelniczka i podkreśl jego formant, a następnie za pomocą tego samego formantu

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

Aleksandra Kusińska, Mieszkanka DPS Dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Strzelcach Opolskich oraz kierownik i mieszkańcy strzelec- kiego Domu składają serdeczne podziękowania

Nadmierna dawka może wywołać bóle głowy, reakcje alergiczne, nerwowość, bezsenność, zaburzenia rytmu serca, biegunkę i inne.. Transporter kwasów tłuszczowych do

nych i kurczeniu się tektury porgamiin odstaje od oprawy, nadym a się i fałduje, i' tworzy ja k gdyby luźną membranę.. Obok tych pergam inow ych opraw,