• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1946.03.17 nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1946.03.17 nr 11"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

- , « C rr? 8 i ł .

12 stron - ---

ODRODZENIE

Rok III

T Y G O D N I K

Kraków , dnia 17 marca 1946 r. Nr 11 (68)

K O N S T A N T Y G R Z Y B O W S K I

Paralele historyczne

1

„K ie re ń s z c z y z n a “ n ie je s t z ja w is k ie m R o s ji r o k u 1917. „K ie re ń s z c z y z n a “ je s t z ja w is k ie m p o w ta rz a ją c y m się w ep oka ch u s tro jo w y c h p rz e m ia n , w y m a g a ją c y c h d e c y z ji. Jest re ­ a k c ją lu d z i, k tó r z y w ta k ic h ep okach nie chcą się decydow ać. W s ta ro ż y tn o ś c i n a z y w a ­ ła się n a p rz y k ła d M a rc u s T u lliu s C ic e ro : nie chcę b y ć a n i z Cezarem , a n i z B ru tu s e m ; ten d r u g i go o d rz u c ił, następcy Cezara go z lik w i­

d o w a li. W p o czą tka ch e ry n o w o ż y tn e j n a z y ­ w a ła się w A n g lii „ d łu g i p a rla m e n t“ : n ie chcę a n i a b s o lu ty z m u S tu a rtó w , amî „ p ra w d z iw y c h lo w e lle r ó w “ s k ra jn e g o p u ry ta n iz m u , a n i C ro m w e lla : p ie rw s i — S tu a rto w ie n im p o g a r­

d z a li, d ru d z y — lo w e łle rz y — s p rz y m ie rz y li się z t y m trz e c im — C ro m w e lle m — p rz e c iw ów czesnej „k ie re ń s z c z y ź n ie “ , te n trz e c i zaś ro z p ę d z ił ją z la s k ą w ręce. W p o c z ą tk u e ry n o w o ż y tn e j „k ie re ń s z c z y z n a “ n a z y w a ła się ży- ro n d ą : n ie c h c ia ła an i B u rb o n ó w and Robes- p ie r r e ’a; p ie rw s i je j n ie n a w id z ili, dru g ie g o o n i — ów czesna „k ie re ń s z c z y z n a “ — w y s ła li na szafot, b y oddać rz ą d y ów czesnym s z a b ro w ­ n ik o m , k tó r z y się w te d y n a z y w a li B a rra s , czy T a llie n , czy F ouch é i k tó r z y to r o w a li drogę N a p o le o n o w i B o n a p a rte . P ote m p rz y s z e d ł n a j­

czystszy p rz e d s ta w ic ie l ty p u , K ie re ń s k i: ani c a ra t, a n i re w o lu c ja społeczna; d la p ie r w ­ szego b y ł z d ra jc ą , d la d ru g ie j h u m o ry s ty c z ­ n y m ka b o ty n e m .

„K ie re ń s z c z y z n a “ z ja w ia się zawsze w sy ­ tu a c ja c h , w k tó ry c h , trz e b a de cydo w ać; „a lb o - a lb o “ , ona m ó w i: „ a n i- a n i“ . B ra k d e c y z ji p o ­ k r y w a fra z e s a m i o „id e lo g ia c h “ . B r a k s iły p o - i . k r y w a frazesem o „ m y ś li“ . S iła bez m y ś li je s t zawsze g łu p o tą , ale m y ś l bez s iły je s t często b la g ą po dszytą k a b o ty n iz m e m .

2

T o o n i »kiere ńszczyzna“ k a ż d e j e p o ki prze- ło m u — k rz y c z ą „w o ln o ś ć “ , ale. nie chcą w i ­ dzieć, że często ż ąd ają w o ln o ś c i d la ty c h , k tó - r z y chcą w ła ś n ie w o ln o ść lik w id o w a ć . K r z y - c w » d e m o k ra c ja “ , ale n ie w id z ą , że żądają ró w n y c h p r a w d e m o k ra ty c z n y c h d la tych.

v 03Jzy chcą w ła ś n ie z lik w id o w a ć , p rz y po m o- Cy ^ych P raw , d e m o k ra c ję . K rz y c z ą „p re c z 7 ,CLnzura' “ al e n ie ’ w id z ą , że żąd ają w o ln o ś c i 0 c e n z u ry w ła ś n ie d la tych . k tó r z y — g d y b y r z ą d z ili — z lik w id o w a lib y w o lno ść p ra s y

* m yśli.

3

A lb o w ie m d e m o k ra c ja n ie polega n a ty m , ze w s z yscy są w o ln i. D e m o k ra c ja polega na ty m , że n i k t n ie może od e b ra ć w o ln o ś c i lu ­ dziom , k tó r z y chcą być w o ln i. T o n ie dem o­

k r a c ja , je ś li p rz y p a d k o w a w iększość jednego d n ia może p o s ta n o w ić , że od dziś je d e n będzie d e c y d o w a ł za w s z y s tk ic h . T o n ie d e m o k ra c ja , je ś li p rz y p a d k o w a w iększość jednego dn ia m oże od ebrać w o ln o ś ć p rz y p a d k o w e j m n ie j­

szości jedn ego d n ia i w s z y s tk im n a s tę p n y m ge ne racjo m . D e m o k ra c ja m a ta k ie samo p r a ­ w o , b y b ro n ić się p rz e c iw s w y m w ro g o m i l i ­ k w id a to ro m , ja k k a ż d y in n y system rząd ze­

n ia — cho ćby c i w ro g o w ie i , lik w id a to r z y re p re z e n to w a li dziś w iększość.

4

I o to s ta je m y p rz e d p o d s ta w o w y m zagad­

n ie n ie m k a ż d e j rod zące j się d e m o k ra c ji: ja k zachow ać w o lno ść, bez k tó r e j d e m o k ra c ja is tn ie ć n ie może, ja k je d n a k u n ie m o ż liw ić w ro g o m d e m o k ra c ji w y z y s k iw a n ie ^ w o ln o ści w t y m 'ce lu , b y w p rzyszło ści w o lno ść i demo»

k r a c ję z lik w id o w a ć .

S zczęśliw e k r a je , k tó re ju ż n ie z n a ją słow a

„ r e a k c ja “ , w k tó r y c h po d sta w o w e zasady w o ln o ś c i, d e k la ra c je p ra w d e m o k ra c ji, n ie są k w e s tio n o w a n e przez żadne pow ażne si y społeczne, w k tó r y c h w ro g o w ie ty c h zasad są t y lk o h u m o ry s ty c z n y m i M o sle ya m i. Te k r a je rhofeą ju ż sobie p o z w o lić na to, b y m ow ie, ja ś w ie tn y te o re ty k d e m o k ra c ji a n g ie ls k ie j, a r o ld L a s k y : „Z a k a z y nie p rz e k o n y w u ją n ik o ­ go. R e z u lta te m ic h je s t d o pro w ad zen ie m n ie j­

szości do a k tó w rozpaczy, a m as do z u p e łn e j a p a tii w spra w a ch p o lity c z n y c h . W iększość łu d z i, k tó r y m n ie p o z w a la się sw o bo dnie m y ­ śleć, p rz e s ta je w ogóle m yśleć. Ic h biern ość otacza w ła d z ę tą fa łs z y w ą a tm osfe rą z a u fa ­ n ia k tó r a m ilc z e n ie uw aża za zgodę. K a ż d y

rząd , k tó re g o p o d s ta w y n ie są k ry ty k o w a n e , nie zna n ig d y p ra w d z iw y c h uczuć, ja k ie jego . d zia ła ln o ść w y w o łu je u o b y w a te li. M y ś l p o ­ lity c z n a n ie może się n a ro d z ić w p u stce“ .

K r a je je d n a k , w k tó r y c h d e m o k ra c ja je st jeszcze m ło dą , w ą tłą ro ś lin ą , s to ją p rze d in ­ n y m d y le m a te m . W a lk a o w ła d z ę w d e m o k ra ­ c ji toc z y się. w e d le p e w n y c h re g u ł, je s t z tego p u n k tu w id z e n ia grą, a n ie w z a je m n y m a n a r­

c h ic z n y m niszczeniem się. W grze p o lity c z n e j, k tó r ą n a z y w a m y d e m o k ra c ją , re g u łą je s t p ra ­ w o każdego po glądu , k t ó r y z y s k a ł większość, do o b ję c ia w ła d z y w p a ń s tw ie . Jeże li w ię c je ­ den. z g ra c z y zap ow iad a, że po z y s k a n iu w ię k ­ szości n ie dopuści n ik o g o innego, albo też je ­ dnego z graczy, do z y s k a n ia w iększości i o b ­ ję c ia rz ą d ó w w p rzyszło ści — p o w in ie n -sam sobie p rz y p is a ć w in ę tego, że dó g ry n ie zo­

stanie-dopuszczony. G orzej, je ś li n ie z a p o w ia ­ d a ją c w y ra ź n ie , że w p rzyszło ści z ła m ie r e ­ g u ły g ry d e m o k ra ty c z n e j, p ró b u je w czasie g r y fałszow ać. W te d y p o w s ta je prze d dem o­

k r a c ją d y le m a t: a lbo będzie p a trz y ła ta k im graczom na palce, b y ic h n a stępn ie s k o m p ro ­ m ito w a ć w o be c w y b o rc ó w .-— ailbo też w y ­ k lu c z y ic h od razu .

P iej-wszej m e to d y p ró b o w a ła d e m o k ra c ja n ie m ie c k a i z a p ła c iła za to d ro go : fa łs z y w y gracz o b ją ł rz ą d y i z lik w id o w a ł n ie ty lk o de­

m o k ra c ję , ale w ogóle w s z e lk ie re g u ły c y w ili­

zo w a n e j g ry . D ru g ie g o ro z w ią z a n ia p ró b o w a ła C zechosłow acja, gd y za p o w ia d a ła , że każd y, k t o „zag raża .in te g ra ln o ś c i pa ń stw a , jego d«- m okn atyezn o- re p u b lik a ń s fe ie m u u s tro jo w i, lu b k o n s ty tu c ji“ będzie z g ry w y k lu c z o n y i po­

z b a w io n y m ożności u b ie g a n ia s:ię o władzę.

D e m o k ra c ja sz w a jc a rs k a zaś (r. 1939) u jm o ­ w a ła ten p u n k t w id z e n ia w na stę p u ją ce uza­

sa d n ie n ie : „ k to a ta k u je p a ń s tw o i k o n s ty tu ­ cję, p o z b a w ia się sam o c h ro n y p a ń s tw a i k o n ­ s ty tu c ji i s ta w ia się sam poza n o rm a ln ą o c h ro ­ n ą p ra w a “ .

5

■ C ro m w e ll b u d o w a ł p o c z ą tk i d e m o k ra c ji a n g ie ls k ie j k r w ią i te rro re m . T e rro ry s ty c z n a r e w o lu c y jn a d y k ta tu r a b y ła dla R p b e s p ie rre ’a je d y n ą drogą oca le nia r e p u b lik i i w o ln o ści.

„R e w o lu c ja je s t w o jn ą w o ln o ś c i p rz e c iw n ie p rz y ja c io ło m “ ; — m ó w ił, u p o d a b n ia ją c w ro g ó w w e w n ę trz n y c h 'do w ro g ó w z e w n ę trz ­ nych. I d o d a w a ł: „rz ą d k o n s ty tu c y jn y , n o r ­ m a ln y , dba' przede w s z y s tk im o w olnośp je d ­ n o s tk i, rz ą d r e w o lu c y jn y o w o ln o ś ć p u b lic z ­ ną... w ła d z a m u s i się b ro n ić p rz e c iw w s z e l­

k im fra k c jo m , k tó re ją a ta k u ją “ . T e rro re m p o ­ lity c z n y m i gospodarczym p o d m u ro w y w a ła d e m o k ra c ja a m e ry k a ń s k a swe z w y c ię s tw o nad k o ń s e rw a ty w n o -z i emda A s k im i s ta n a m i p o łu d n ia w w o jn ie do m o w e j. „Jeszcze żadne­

go zag ad nie nia w a lk i k la s o w e j n ie ro z w ią z y ­

w a n o w h is to r ii in a c z e j niiż prze m o cą “ — m ó ­ w i ł — i o d p o w ie d n io d z ia ła ł — L e n in .

A rów no cześnie w dzie ja c h ró s ł p ra w ie z a w ­ sze m it in n y . N ie C ro m w e ll, ale b e z k rw a w a

„s ła w n a re w o lu c ja “ 1688 r. u c h o d z iła za osta­

teczne z w y c ię s tw o w o ln o ś c i w A n g lii. N ie R o- bespierre, ale tw ó rc y d e k la r a c ji p r a w chodzą w s ła w ie tw ó rc ó w d e m o k ra c ji fra n c u s k ie j.

N ie w yn iszcza ją ce w ro g ó w dem okra tyczn eg o ro z w o ju rz ą d y po w o jn ie d o m o w e j, ale W a ­ s h in g to n (w czasie w o jn y do m o w e j b y łb y za­

pew ne po s tro m e p o łu d n ia ) i J e ffe rs o n uch o­

dzą za o jc ó w d e m o k ra c ji a m e ry k a ń s k ie j. L u d u p a ja się k r w ią , ale n ie lu b i k r w i i n ie lu b i w s p o m n ie ń tego u p o je n ia . Id z ie w godzinach d e c y d u ją c y c h za p rz y w ó d c ą g o to w y m na w szystko, ale ja k ż e często opuszcza go p rz e d ­ wcześnie, zm ęczony ja k lu d fra n c u s k i w d n ia c h T h e rm id o ra .

6

C h a ra k te ry z u ją c r e p u b lik ę a u s tria c k ą w r o ­ k u 1920, u ją ł O tto B a u e r je j s tr u k tu r ę p o łi- tyczno -sp «łe czną w o k re ś le n iu „ró w n o w a g a s ił k la s o w y c h “ , N ie b y ła ond d la nieg o k la s o ­ w y m p a ń s tw e m burżuaejd, gdyż k la s y m u s ia ­ ły w n ie j d z ie lić w ła d z ę p a ń s tw o w ą m ię d z y siebie. „Ż a d n a k la s a n ie m a dość s iły , b y rz ą ­ dzić in n y m i k la s a m i i dlatego w s z y s tk ie k la s y dzielą m ię d z y siebie i łą c z n ie w ła d z ę p a ń s tw o ­ w ą “ _ pis a ł. — „W s z y s tk ie k la s y n a ro d u m a ­ ją s w ó j u d z ia ł w e w ła d z y p a ń s tw o w e j, dzia­

ła ln o ś ć p a ń s tw a je s t rze czyw iście re z u lta te m Sił w s z y s tk ic h k la s n a ro d u “ .

J u ż w r. 1922 m u s ia ł z re w id o w a ć to o k re ­ ślenie: okazało się, że je ś li je d n a kla sa m a n a ­ d a l w s w e j d y s p o z y c ji de cydu jące s iły gospo­

darcze — p ró b u je i p ró b o w a ć m u s i n a ru szyć ró w n o w a g ę s ił k la s o w y c h . P ro to k ó ł ge new ski (pożyczka m ię d z y n a ro d o w a d la A u s tr ii) b y ł w oczach B a u e ra p ie rw s z ą p ró b ą odzyskania przez b u rż u a z ję p rz e w a g i p o lity c z n e j, drogą n a rz u c e n ia z z e w n ą trz p e w n y c h w a ru n k ó w fu n k c jo n o w a n ia pa ństw a . D lateg o p o w ró c ił on do b a rd z ie j m a rk s is to w s k ie j tezy: n ie ma m o w y o trw a ło ś c i d e m o k ra c ji i trw a ło ś c i r ó w ­ n o w a g i s ił k la s o w y c h , je ś li de cyd u ją ce ^o śro d - , k i ży c ia gospodarczego są w e w ła d a n iu je d n e j kla sy. Z tą k o re k ty w ą jego teza je s t i dziś a k tu a ln a . W społeczeństw ie W ie lo k la s o w y m je s t d e m o k ra c ja m o ż liw a ty lk o w te d y , je ś li nie ty lk o każd a kla s a m a fa k ty c z n ie u d z ia ł w e w ła d z y p a ń s tw o w e j, ale je ś li z lik w id o w a ­ no' ró w n ie ż w a r u n k i, w k tó r y c h je d n a kla s a może in n e p o z b a w ić tego u d z ia łu .

7

J a k je d n a k z lik w id o w a ć te w a ru n k i? A r a ­ czej — czy samo u p a ń s tw o w ie n ie w zg lę d n ie uspołecznienie d e c y d u ją c y c h gałęzi gospodar­

S targard (Starogród) na wschód od Szczecina. Szczyt jednego z mieszczańskich domów z X V I w . Interesujący przykład p rzen ikania'się renesansu, widocznego w falistych konturach

atty ki, z tra d y cy jn ym i fo rm am i gotyckim i, któ re na Pomorzu żyły w yjątkow o długo.

i

k i k a p ita lis ty c z n e j w y s ta rc z a d la ic h z lik w i­

do w ania? B y n a jm n ie j n ie k o m u n is ta , je d y n ie le w ic o w y a n g ie ls k i uczony, G. D. H . C ole p i­

sał jeszcze w r 1934: „n a c jo n a liz a c ja n ie je s t s ocjalizm em , gdyż p rz e d s ię b io rs tw a z n a c jo n a — lizow a ne , w p rz y p a d k u , g d y d a w n y m w ła ś c i­

c ie lo m p rz y z n a je ,się odszkodow anie, m ogą o- znaczać je d y n ie a d m in is tra c ję p u b lic z n ą u - sług,. k tó re w is to c ie p o zostały w łasno ścią p r y ­ w a tn ą . P rz e d s ię b io rs tw o z-naćjonalizow ane, k tó re p ła c i 5°/o od swego k a p ita łu na obsługę o b lig a c ji -dla w y w ła szczo n ych , n ic z y m się n ie ró ż n i od p rz e d s ię b io rs tw a eksp loatow anego przez je d n o s tk i p ry w a tn e , k tó re - p ła c i im p rz e c ię tn ie po 5 °/o d y w id e n d y od a k c ji“ .

C elem w y w ła s z c z e n ia p rz y p rz e jś c iu do u - s tr o ju częściowo socjalistyczn eg o n ie je s t za­

sp o ko je n ie b e zpo średn ich p o trz e b pa ń s tw a , lecz zła m an ie, w in te re s ie d e m o k ra c ji, p rz e ­ w a g i w ie lk ie g o k a p ita łu (cel p o lity c z n y ), p o d­

danie d e c y d u ją c y c h gałęzi życia gospodarcze­

go k ie ro w n ic tw u - i k o n t r o li ze s tro n y społe­

czeństw a (cel gospodarczy) i z m ia n a w p o ­ dziale dochodu społecznego (cel społeczny).

J e ś li w y w ła s z c z o n y k a p ita lis ta o trz y m u je za s w ó j m a ją te k pozycję, m a ją tk o w ą te j sam ej w a rto ś c i i d a ją cą te n sam dochód, to w is to ­ cie n ie n a s tą p i żadna, z m ia n a w p o d z ia le do­

cho du społecznego, może n ie n a s tą p ić żadna zm ia ną w p rze w a dze p o lity c z n e j w ie lk ie g o k a p ita łu .

8 )

R e fo rm a ro ln a z re a liz o w a ła cel p o lity c z n y i społeczny w y w ła s z c z a n ia . Na o d c in k u w ie j­

s k im zaszła zm ia na w zakre sie p rz e w a g i p o li­

tycznej' i p o d z ia łu dochodu społecznego. A le trze b a p a m ię ta ć o je d n y m . P rz e w ró t h itle ­ r o w s k i w N iem czech zosta ł d o k o n a n y p rz y pom ocy sojuszy ju n k r ó w , w ie lk ic h p rz e m y ­ s ło w c ó w i opłacanego przez je d n y c h i d ru g ic h dem agoga — fa s z y z u ją c y p rz e w ró t a u s tria c k i zosta ł d o k o n a n y przez sojusz d ro b n e j b u rż u a - z ji i mas c h ło p s k ic h , k tó r e z lik w id o w a ły w s p ó łu d z ia ł k la s y ro b o tn ic z e j w rządach. L i ­ k w id a c ja w ie lk ie g o k a p it a łu p ry w a tn e g o w spo łeczeństw ie w ie lo k la s o w y m zm n ie js z a p ra w d o p o d o b ie ń s tw o p rz e w ro tó w a n ty d e m o ­ k ra ty c z n y c h , ale go z u p e łn ie n ie usuw a. D o tego p o trz e b a w y c h o w a n ia s z e ro k ic h m as

•w d u c h u d e m o k ra ty c z n y m , a tego się n ie r o b i frazesem , to się d o k o n u je do piero w d łu g im okre sie p r a k t y k i d e m o k ra ty c z n e j.

9

U p ro g u p o ls k ie j d e m o k ra c ji s z la c h e c k ie j sto i w ie lk i „ t r y b u n lu d u szlacheckiego“ , J an Z a m o y s k i. Z k r a ju , rządzonego n a jp ie r w przez k r ó la ze w s p ó łu d z ia łe m m a g n a tó w , p o te m przez m a g n a tó w p rz y w s p ó łu d z ia le k ró la , u c z y n ił k r a j, w k tó r y m d e c y d u ją ­ c y m c z y n n ik ie m p o lity c z n y m b y ła m asa szla­

checka. W p ro w a d z ił n o w ą kla s ę społeczną w życie p o lity c z n e . A le na ty m się z a trz y ­ m ał. B y ł przede w s z y s tk im p o lity k ie m k la s o ­ w y m . W c h w ila c h d e c y d u ją c y c h u m ia ł w y jś ć poza ciasne in te re s y s w o je j k la s y . W codzien­

n y m .jed na k ż y c iu p a ń s tw o w y m n ie ro z u m ia ł, że he gem onia je d n ć j k la s y społecznej n ie je s t — n a w e t w ów czesnej epoce — tr w a le m o ż liw a , je ś li je s t z b y t w y ra ź n a i je ś li in n e k la s y n ie m a ją z a g w a rantow an eg o pew nego m in im u m p ra w . N ie ro z u m ia ł, że p r z y ta k ie j h e g e m o n ii pa ń stw o , w obec z b y t sła b e j p o d­

s ta w y w e w n ę trz n e j, nie. w y trz y m a dłu g o na­

cie k u z z e w n ą trz . Ze n ie ro z u m ia ł zag ad nie­

n ia chło p skie g o — to w te j epoce n ie b y ło w y ­ ją tk ie m , choć przecież w sąsiedniej S z w e c ji m ia ł s e jn iy z c h ło p s k im i po sła m i. A le n ie w i­

d z ia ł także zag ad nie nia m ieszczaństw a p o l­

skiego, choć b y ło ono w te d y i ostre i w y ra ź n e . U p ro g u d e m o k ra c ji d ru g ie j R zeczypospoli­

te j P o ls k ie j s to i w ie lk i tr y b u n lu d u c h ło p ­ skiego, W in c e n ty W itos. Ci, có c zynią z niego dziś w odza i szta n d a r dla a k tu a ln y c h haseł p o lity c z n y c h — -p o m n ie js z a ją jego ro lę dzie­

jo w ą . T y lk o z w ie lk im dziełem Jana Zam oy-- skiego m ożna p o ró w n a ć dzieło ży c ia W in c e n ­ tego W itosa. W p ro w a d z ił nową' kla sę społecz­

ną w życie p o lity c z n e P o ls k i i s ta ł się je j s y m ­ bolem . A le — ja k : Z a m o y s k i — b y ł p o lity k ie m k la s o w y m . U m ia ł- w zn ieść się na s ta n o w is k o po n a d kla so w e w m o m e n ta ch k ry ty c z n y c h , ze­

w n ę trz n y c h i w e w n ę trz n y c h , ale na codzie A b y ł p o lity k ie m je d n e j k la s y . Ci, co czynią

(2)

Str. 2 O D R O D Z E N I E Nr 11’

8 nieg o sztan daro w eg o c z ło w ie k a d e m o k ra c ji, n ie c z y ta ją m ó w i p is m W ince nteg o W itosa.

K o m p le k s c h ło p s k ie j k r z y w d y ta k się u niego z ró s ł ze sposobem u jm o w a n ia r o l i chłopa w p a ń s tw ie , że w id z ia ł niebezpieczeństw o te j k r z y w d y n a w e t tam , gdzie je j n ie b y ło , oce­

n ia ł Z je j p u n k tu w id z e n ia rzeczy i z ja w is k a , n ic z y m z n ią . n ie zw iązane. N iechęć do m ia s t i niechęć do ro b o tn ik a o d g ry w a ła u niego w X X w ie k u n ie ra z tę sam ą ro lę , co w X V I I w ie k u ' niechęć do „a b s o lu to m d o m in iu m “ .

J A N R E Y C H M A N

P rz y b ra ło to t y m o strzejszą fo rm ę , że rząd zą­

c y X X w ie k u b y li m n ie j m ą d rz y od rząd zą­

cych z p o c z ą tk u X V I I w ie k u . J an Z a m o y s k i poszedł w s e n a to ry i r z ą d z ił p a ń stw e m , rz ą ­ dzący X X w ie k u s ą d z ili, że N ie ś w ie ż czy O - ły k a re p re z e n tu ją tę sam ą s iłę p o lity c z n ą oo W ierzch osła w ice.

P rzed następcanai W incentego W ito s a s to i dziś najcięższe z zadań każdego r u c h u p o li­

tycznego w społeczeństw ie w ie lo k la s o w y m : ja k uzg od nić in te re s w ła s n e j k la s y z in te re s a ­

m i in n y c h ru c h ó w k la s o w y c h i in n y c h k la s społecznych. Z ada nie, k tó re p ie rw s z y s o c ja li­

s ty c z n y p re m ie r F ra n c ji, Le on B lu m , u ją ł w r . 1936 w la p id a rn e o k re ś le n ie : „n ie je ste m s o c ja lis ty c z n y m m ężem staniu, je s te m m ężem s ta n u s o c ja lis tą “ . P o trz e b u je m y niie c h ło p ­ s k ic h m ę ż ó w s tan u, ale m ężó w s ta n u c h ło ­ pó w . F a k t, że na stępcy Jan a Z am oyskieg o n ie ro z u m ie li po do b n e j s w e j f u n k c ji w X V I I w., k o s z to w a ł nas bardzo w ie le .

Konstanty Grzybowski

Stan i potrzeby wiedzy o powstaniu chochołowskim

P o w sta n ie cho cho łow skie , te n ta k c ie k a w y epizod w d z ie ja c h z bioro w eg o p o r y w il c h ło p ­ skiego w w a lk a c h o n iep odleg łość P o ls k i, n ie doczekało się jeszcze a n i na le żyte go o p ra ­ cow ania, a n i n a w e t sum iennego zba d a n ia ź ró ­ deł. B o n ie m ożna za w y s ta rc z a ją c ą h is to rię p o w s ta n ia uw ażać a n i ustępu, k t ó r y porusze­

n iu na P o d h a lu p o ś w ię c ił w sw e j książcę 0 1846 r o k u („G e s c h ic h te des p o ln is c h e n A u f - standes. w o m J a h r e . 1846“ , W iedeń, 1867) F r e ib e r r M o r iiz v. Sala, a n i s z k ic ó w o p o ­ w s ta n iu , o p ra c o w a n y c h przez obu E lia s z ó w : o jc a W ale reg o ( „ K a r t k a z d z ie jó w P o d ta trz a “ w p o z n a ń s k im „ D w u ty g o d n ik u d la k o b ie t“ , 1884, XV) i syna S ta n is ła w a („P o w s ta n ie cho­

c h o ło w s k ie “ , L w ó w , 1904), a n i a r t y k u lik u F r. B a n a s ia k a („P o ru s e ń s tw o ch o c h o ło w s k ie “ ,

„P o ls k a Z b r o jn a “ , 1933, 22—25 lu ty ) . D o cho­

d z i do tego tro c h ę w y d a n y c h p a m ię tn ik ó w czy w s p o m n ie ń , u s tę p y u L im a n o w s k ie g o czy S c h n u rr-P e p ło w s k ie g o - - i to w szystko.

O braz je s t to w ię c u r y w k o w y , n ie p e łn y i n ie d a ją c y p ra w d z iw e g o ; o b razu „p o ru s e ń s tw a “ . P ra w d z iw y , p o g łę b io n y ob raz p o w s ta n ia da­

ło b y d o p ie ro pe łn e w y z y s k a n ie całego' a p a ra tu na uko w eg o, a w ię c w s z y s tk ic h ź ró d e ł do p o ­ w s ta n ia .

J a k .się p rz e d s ta w ia zagad nie nie ź ró d e ł do p o w s ta n ia chochołow skiego? Do je d n e j g ru p y n a le ż a ły b y tu ź ró d ła ze s tro n y p o ls k ie j, a w ięc au te n ty c z n e p a m ię tn ik i u c z e s tn ik ó w oraz za­

pisan e czy za p ro to k o ło w a n e w s p o m n ie n ia spisane ju ż w pó ź n ie js z y c h czasach. Z p a ­ m ię tn ik ó w w y d a n e z o s ta ły p a m ię tn ik i je d n e ­ go z p rz y w ó d c ó w ru c h u J. K . A n d ru s ie w ic z a 1 to ta k jego w ła s n e p a m ię tn ik i, k tó r e u s c h y ł­

k u X I X w . z n a jd o w a ły się w p o s ia d a n iu A . S kąpskięgo w N o w y m Sączu, ja k i w s p o m n ie ­ n ia pędane Z,. K a c z k o w s k ie m u i prze z niego spisane, z n a jd u ją c e się w ów czas w B ib lio te c e , K a p p c rs w ils k ie j (k o p ia b y ła w „O s s o lin e u m “ ).

O ba w y d a ł St. E. R a d z ik o w s k i w e w s p o m n ia ­ n e j książce o p o w s ta n iu c h o ch o ło w skim . Z a ­ łą c z y ł ta m jeszcze szereg lis tó w ■ jednego z u c z e s tn ik ó w p o w s ta n ia J. Z ycha, o p is u ją c e ­ go ró w n ie ż p o w stan ie. P a m ię tn ik innego z n ó w Uczestnika, Józefa P ilc h a , .w yda ł z ręko pisu, użyczonego przez znanego organizatoB a r u ­ c h u lu d o w e g o B o le s ła w a W ysłoucha, F e lik s G w iż d ż w d o d a tk u lite r a c k im „ K u r ie r a L w o w ­ sk ie g o “ („N a z ie m i na sze j“ , n r. 10— 12 z 1909).

J e ś li chodzi o zeb ran ie d a nych u s tn y c h od lu d z i, k tó r z y b r a li u d z ia ł w p o w s ta n iu , to in ­ te re s o w a ł się n im i W a le ry Eliasz, m a la rz , ta ­ te r n ik i a u to r p rz e w o d n ik ó w po T a tra c h . E lia sz fń a lu ją c w la ta c h sie de m dzie siątych k o ś e ió ł w C h och oło w ie , z e b ra ł od d a w n y c h u c z e s tn ik ó w p o w s ta n ia sporo w iado m ości, k tó re w y z y s k a ł w s w y m szkicu ; z o s ta w ił też n o ta tk ę , k tó ra w ra z z m a te ria ła m i jego syna S ta n is ła w a z n a jd u je się dziś w z b io ra c h W.

P aryskieg o, zde po no w an ych w M u ze u m T a ­ trz a ń s k im w Zakopanem . I po tem n ie je d n o ­ k r o tn ie in te re s o w a n o się ustn ą tr a d y c ją ,o p o ­ w s ta n iu ; jeszcze po E lia s z u zna ny m iło ś n ik góralszczyzny, d r. D e m b o w s k i, z b ie ra ł od ż y ­ ją c y c h jeszcze w ów czas u c z e s tn ik ó w p o w s ta ­ n ia dane, k tó r e z o s ta w ił w p a ru lu ź n y c h , n ie ­ ra z na m a rg in e s ie ja k ie jś k o p e rty n a k re ś lo ­ n y c h n o ta tk a c h , z n a jd u ją c y c h się dziś w M u ­ zeum T a trz a ń s k im . N ie w ą tp liw ie zadaniem p rz y s z łe j in s ty tu c ji z e ś ro d k o w u ją c e j i o rg a -

T A D E U S Z H O L U J

P R Ó B A

O G N I A

P O W I E Ś Ć

STR. 2fl0 ZŁ. 140.—

D O N A B Y C I A

W E W S Z Y S T K I C H K S I Ę G A R N I A C H

S P Ó Ł D Z I E L N I A W Y D A W N I C Z A

» C Z Y T E L N I K .

n iz u ją c e j b a da nia n a u k o w e n a P o d h a lu — a ta k a in s ty tu c ja p r z y M u ze u m T a trz a ń s k im p o w in n a ja k n a js z y b c ie j po w stać — .b ę d z ie w s z y s tk ie te p rz e k a z y ź ró d ło w e i w s p o m n ie ­ n ia posegregować i poddać k r y ty c z n e j ana­

liz ie .

Do d ru g ie j g ru p y n a le ż a ły b y ź ró d ła u rz ę ­ dow e a u s tria c k ie ; na ty m p o lu poza Salą m a ło z ro b io n o a n ie c h y b n ie , p rz y szezegółowszych p o s z u k iw a n ia c h sporo b y 's ię jeszcze znalazło po p ro to k o ła c h , a k ta c h sądow ych, do niesie­

n ia c h szpiegow skich, w a k ta c h ro z m a ity c h u rzę d ó w ze L w o w a czy W ied nia .

A le p o w s ta n ie ch o ch o to w skie n ie w y ra ż a się sam ym ty lk o epizodem b o jo w y m , ty m i

„le s tro is glorie use s“ z 21, 22, 23 lu te g o 1846.

Te trz y d n i h is to ry c z n e b y ły t y lk o e p ilo giem , k o n s e k w e n c ją , o s ta tn im a k te m pew nego sta- h u , p e w n y c h n a s tro jó w , p e w n e j a k c ji. O ile sam prze b ie g p o w s ta n ia m n ie j w ię c e j zna m y, 0 ile p o tra fim y gef o d tw o rz y ć (poza d ro b n y m i szczegółam i w s z y s tk ie ź ró d ła m niej, w ię c e j są zgodne), o ty le , g d y chodzi o tło p o w s ta ­ n ia , i to ta k tło społeczno-gospodarcze ją k 1 podłoże o rg a n iz a c y jn e , je ste śm y w) d ż u n g li p ra w ie że n ie p rz e b y te j. C zy m ożem y dziś zdać spraw ę, ja k ie c z y n n ik i d z ia ła ły n a p o ­ staw ę cho chołow skiego chłop stw a? N a le ż a ło ­ b y b liż e j zbadać ic h ówczesny- stan gospodar­

czy, ja k w y g lą d a ło zag ad nie nie po dd ań stw a, co leżało u p o d s ta w s p o ró w ch o ch o ło w ia n z ba ro n e m B o ro w s k im ? W szak s to s u n k i te b y ły tego ro d z a ju , że ra z ju ż — w ła ta c h tr z y ­ d z iestych — d o p ro w a d z iły do o tw a rte g o b u n ­ tu , b u n tu , k t ó r y w ła d z e a u s tria c k ie łą c z y ły z ja k im iś w sp ó łc z e s n y m i ru c h a m i p o lity c z n y ­ m i p rz e c iw M o ska lo m , a k t ó r y k r w a w o był- s tłu m io n y przez ża n d a rm e rię . T a k samo w y ­ ja ś n ić Trzeba tło a n ta g o n iz m u ' c h o c h o ło w ia n ” czy eieh ow ian i Czarnego D u n a jc a , a n tago­

n iz m u w yra żo n e g o w z na ne j po dziś dzień , piosence; a n ta g o n iz m ten d o p ro w a d z ił do te­

go, że C z a rn y D u n a je c z n a la z ł się w 1846 r.

po s tro n ie r e a k c ji m e tte rn ic h o w s k ie j, podczas . g d y c h o c h o ło w ia n ie p o d n ie ś li szta n d a r naro-"

d o w e j re b e lii. W z w ią z k u z ty m w in n o się zbadać i s to s u n k i po w siach, k tó re b y n a jm n ie j n ie b y ły w tę d y obce ha sło m ra b a c ji. A lb o ­ w ie m p ra w d a o p a trio ty c z n y m p o ry w ie gó­

r a li odnosi się t y lk o do S kalnego P odhala z C h och oło w e m ; w s ie n a N o w ó ta rs z c z y ź n ie . w z ię ły u d z ia ł w n a p a d a n iu i ra b o w a n iu d w o ­ ró w . T a k samo i n a S k a ln y m P o d h a lu ob ok b o h a te rs tw a b y ły ja k i wszędzie w y p a d k i za­

ła m a n ia czy tc h ó rz o s tw a , ob ok p a trio ty z m u , nie b ra k b y ło i zap rzań stw a. G órale, k tó r z y z P o ro n in a m ie li iść do p o w sta n ia , p o rz u c ili b ro ń i u c ie k li. N ie b ra k ło też w y p a d k ó w de­

n u n c ja c ji. „ W ię lu z g ó ra ls tw a “ — m ó w i za­

p is k a W. E liasza — „w y d a w a ło u c z e s tn ik ó w ru c h u z tc h ó rz o s tw a lu b d la oca le nia sie b ie “ .

P rz e d s ta w ie n ie tego podłoża, n a k tó r e pa d ło na sie nie p ro p a g a n d y r e w o lu c y jn e j i w y ja ­ śnien ie przez to w ie lu do dziś d n ia n ie ja s n y c h ep izo d ó w „p o ru s e ń s tw a “ , ro z w ią z a n ie w ie lu jego zagadek — to je s t zad an ie przyszłego h is to ry k a .

A le ta k sam o trz e b a w y ja ś n ić — co ¿noże je s t n a jtru d n ie js z e — tło o rg a n iz a c y jn e p o ­ w stan ia . N ie w ą tp liw ie n a tr a fim y t u n a duże tru d n o ś c i. W szelkie ba da nie d z ie jó w s p is k ó w czy k o n s p ira c y j zawsze je s t u tru d n io n e , gdyż ś la d y 'p o n ic h celow o są żacierane, a k ty a rc h i­

w a ln e z fa łs z y w y c h zeznań lu b z b y t g o rliw y c h do niesień szpieg ow skich n ie od da ją p r a w d z i­

wego o b lic z a sieci o rg a n iz a c y jn e j, w szystko je s t za w ik ła n e , m y ln e i zaciem nione. A n ie ­ w ą tp liw ie ro la o rg a n iz a c ji je s t rów nie ż, d o ­ niosła . T ło społe czno-g osp od arcze' w y ja ś n ić może p o w s ta w a n ie n a s tro jó w — n ie może n a m tłu m a c z y ć m e c h a n iz m u samego w y b u c h u . W y b u c h b y ł d zie łe m is tn ie ją c e j o rg a n iz a c ji.

L u d zie , k tó r z y ją z a ło ż y li, b y li przecież o g n i­

w a m i ja k ie jś w ie lk ie j sieci, sieci o s z e ro k im zasięgu, z w ią z a n e j z k o ła m i d e m o k ra ty c z n y ­ m i w k r a ju i za gra nicą, z T o w a rz y s tw e m D e ­ m o k ra ty c z n y m , ze S to w a rzysze n ie m L u d u P olskiego. .

Z a g a d n ie n ie p o c z ą tk ó w p ro p a g a n d y de m o- k ra ty c z n o -re w o lu c y jn e j na P o d h a lu w p ie r w ­ szej p o ło w ie X I X w ie k u uszło ja k o ś uw adze h is to r y k ó w A przecież te m a t to obszerny i n a d z w y c z a j c ie k a w y . W iąże się on z p o b y ­ tem G oszczyńskiego n a P o d h a lu , k t ó r y b y ­ n a jm n ie j n ie d la sam ych t y lk o przeżyć a r t y ­ styczn ych ta k dłu g o t u p rz e b y w a ł; poza szu­

k a n ie m n a tc h n ie n ia do „S o b ó tk i“ z n a la z ł tu sporo irin y c h zajęć. C ie k a w a je s t też postać jego gospodarza, b. u c z e s tn ik a p o w s ta n ia l i ­ stopadowego, spiskow ca i d e m o k ra ty , A d o lfa T e tm a je ra , o k tó r y m G ille r m ó w i, że „z a k ła -

. d a ł on w ś ró d g ó ra li stow a rzyszen ie, k tó re g o c z ło n k o w ie n o s ili na z n a k k r z y ż y k i za k u p io n e w K a lw a r ii Z e b rz y d o w s k ie j“ ( I I I , 1870, 464).

W ogóle ówczesna p ro pa gan da w y k o r z y s ty ­ w a ła m o m e n ty re lig ijn e , p o s łu g iw a ła się o b ra z k a m i ś w ię ty m i, p ie ś n ia m i itd . T rzeba . ró w n ie ż śledzić ro lę ta k ic h a g en tó w o rg a n iz a ­

c ji , 'ja k b. p o w stań ca z 1831 r . J. S. (w z a p i­

skach D e m b o w skie g o : D ą b ro w s k L S z y m a ń s k i), k t ó r y m ie s z k a ł' w ś ró d g ó ra li i n ib y chodząc n a ż e b ry s z e rz y ł pro p a g a n d ę / re w o lu c y jn ą ; trz e b a w reszcfe o ś w ie tlić n ie z w y k le / c ie k a w ą postać samego’ G oslara, em isariu sza i jednego z g łó w n y c h o rg a n iz a to ró w s p is k u n a P od ha lu.

A c ie k a w a os&bi$tość A n d ru s ik ie w ic z a , t y ­ pow ego p rz e d s ta w ic ie la ów czesnej d ro b n e j’ i n ­ te lig e n c ji w ie js k ie j, o ś w ia to w c a i o rg a n iz a to ra , c a łk o w ic ie oddanego s p ra w ie w o ln o ś c i i de­

m o k ra c ji, znana ty lk o ze w s p o m n ie ń S t. E.

R a dziko w skiego (w jego książce o p o w s ta n iu ) i T y ro w ic z a (w „P o ls k im S ło w n ik u B io g r a fi­

c z n y m “ P A U ) czyż n ie z a s łu g u je n a s p e c ja l­

ną m on og rafię? A o s o b liw a fig u r a ks. G ło w a ­ ckiego, „S w ia to p e łk a “ , w ik a riu s z a z P o ro n i­

na, p o lih is to ra , b ib lio fila , s la w is ty m ów ącego w s z y s tk im i, ję z y k a m i- s ło w ia ń s k im , k o re s p o n ­ dującego z w ie lk im i u c z o n y m i s ło w ia ń s k im i?

T a ro la niższego k le r u (obok ks. G ło w a ckie g o

— ks. K m ie to w ic z , ks. J a n ic z a k z S za fla r) w p o w s ta n iu t e ż , z a s łu g u je n a szczególną uw agę, ta k samo, ja k u d z ia ł niższych u rz ę d ­ n ik ó w ce ln y c h (L e b ia o k i) czy leśnych, oo razem u z m y s ło w i n a m społeczne o b lic z e ’ p o ­ w s ta n ia — o d ru c h u c h ło p ó w , niższego klecću, d ro b n y c h o fic ja lis tó w , m a łe j in te lig e n c ji w ie js k ie j. T rze b a w ię c do trz e ć do w ie lu ź ró ­ deł a k c ji k o n s p ira c y jn e j, p ro to k o łó w , z a p i­

sek, czasem zeznań szpieg ow skich, a k t s.ądo-

w y c h iitp . ,

W reszcie póza tłe m ; poza o p ra c o w a n ie m f a k t u r y w y p a d k ó w , jeszcze je d n ą w a żn ą lu ­ k ę n a le ż y w y p e łn ić — o p ra c o w a n ie ep ilo g u , k o n s e k w e n c ji i s k u tk ó w „p o ru s e ń s tw a “ . E p i­

lo g — to m ęczeńska dro ga u c z e s tn ik ó w r u - ■ c hu po w s z y s tk ic h kaza m atach a u s tria c k ic h , z Czarnego D u n a jc a do N ow ego T a rg u , do N ow ego Sącza, T a rn o w a , L w o w a , K ra k o w a i G ra jg ó ry , dro ga s tan ow iąca je d n ą z k a r t m a r ty r o lo g ii p o ls k ie j. T u ju ż je s t nieco w ię ­ cej ź ró d e ł; o b o k sam ych g ó ra li sporo d o rz u ­ c ili i in n i ów cześni w ię ź n io w ie G ra jg ó ry (M u tk c w s k i, B og da ński, C z a p lic k i); Czesi do­

r z u c ili też coś niecoś do d zie jó w , m o ra w s k ie j k a za m a ty. E p ilo g u tego n ie m ożna p o m ija ć m ilc z e n ie m . U ta r ło się b o w ie m niesłuszne p rz e k o n a n ie o ła g o d n y c h m etod ach rz ą d ó w h a b s b u rs k ic h w Polsce, o ic h m ię k k im w o b e ę P o la k ó w p o s tę p o w a n iu w p o ró w n a n iu z in n y m i zab orca m i. T a k b y ło może po 1867 r.

A le je ś li ch o d zi o r o k 1846, to w a r to b y je ­ szcze dziś Ogłosić o p is y k a ź n i, to r tu r , w y r a f i­

n o w a n y c h m e to d znęcania się n a d nieszczę­

s n y m i u c z e s tn ik a m i cho chołow skiego ru c h u , ab y zrozu m ieć, że duch g e rm a ń s k i p rz e ja w ia ł się zawsze ta k samo, że „ła g o d n a “ ówczesna p ro ce d u ra ' śledcza czy sądow a w zu p e łn o ś c i d o ró w n y w a ła w sp ółcze snym m etod om h itle ­ ro w s k im . Z re s z tą n a w e t- ja k iś be z m y ś ln y chaos u p o d a b n ia ł 'h itle ro w s k ie , m e to d y do ta m ty c h . „ N ie k tó r z y “ — pisze w sw e j zapisce E lia s z — „c o całą k a m p a n ię cho cho łow ską o d b y li i dobrze N ie m c o m s k ó ry n a trz e p a li, po 11 m iesiącach lu b p o r o k u _ p o p o w ra c a li w o ln i, a n ie k tó rz y , co ty lk o b y li w te d y w Cho­

cho ło w ie , skazani b y li na d łu g ie la ta t w ie r ­ d zy“ .

W reszcie do s k u tk ó w p o w s ta n ia n a le ż y też i jego tra d y c ja . T o z n ó w osobny ro z d z ia ł do o d ro b ie n ia . Z b r o jn y p o r y w lu d u góralskięg-o w y c is n ą ł sw e p ię tn o n a tr a d y c ji całego P od­

hala, s ta ł się s k ła d o w ą częścią z b io ro w e j ś w ia ­ dom ości lu d u gó ralskieg o, źró d łe m , skąd czer- p a ł on swe s iły w n a jg o rs z y c h c h w ila c h n a ­ ro d o w y c h k lę s k czy u p a d k ó w . W y s ta rc z y w sp om n ieć o w y b itn ie , a n ty a u s tria c k im ob­

chodzie ro c z n ic y c h o c h o ło w s k ie j w C h och oło - .wie w r. 1913, o .w p ły w ie w s p o m n ie ń 1846 r.

na —- śm ieszną może w w y k o n a n iu , ale p ię k n ą w założe niu — ko n c e p c ję „k o n fe d e ra c ji cho­

c h o ło w s k ie j“ S ta n is ła w a E liasza R a d z ik o w ­ skiego z 1919 r., o echach w lite r a tu r z e ( T e t­

m a je ra „Z a syć k o “ , P a w ło w s k ie g o „ K u r n ia ­ w a “ ) czy m a la rs tw ie . Może i ten o d d z ia łe k O b ro n y N a ro d o w e j, k t ó r y na m oście c h o c h o ł ło w s k im prze z p a rę g o d z in " w s tr z y m y w a ł w 1839 r. n a ta rc ie n ie m ie c k ic h w o js k p a n c e r­

n ych , s iłę do w y tr w a n ia czerp ał też ze ś w ie ­ tla n y c h w s p o m n ie ń o b o h a te rs k im p o ry w ie sprzed stu la ty ? P rz y s z li h is to ry c y m a ją p ię k ­ ne pole do popisu.

Jan Reychman

JÓZEF MIŁOBĘDZKI

W IERSZE M A R Y N A R Z A

O Wiśle srebrnej

Po w ie lk ic h p ły w a m w odach, p o m orzach d a le k ic h , A le czasem ich u ro k sp ływ a jakoś p o m nie.

Z akochałem się w rzece, c h c ia łb y m w ró c ić d o rzeki, Do rzeki, która p ły n ie ku m nie falę w sp o m n ie ń . W b ie g a m na cichą p la żę — tak, ło W isła p ły n ie . A ch , upaść łam i leżeć w srebrnym , c ie p ły m piasku I u jrzeć ca łe życie na ba rw n ym obrazku,

W falistych św ia tło c ie n ia c h i szeptach w w ik lin ie . Rozdm uchać lała zapach i w la ło się w garnąć.

Niech praży c ia ło słońcem i niech w rękach p ło n ie . A g d y uśnie na piasku — zanurzać w eń d ło n ie I sypać p e łn ą garścią n a o k ó ł, ja k ziarno.

A g d y n o c ju ż znad rzeki resztki słońca p rzegna I w e lo n m g ły w ie c z o rn e j p rz y s ło n i ją p ię k n ie , W arszawa stanie za mną, nad W is łą u klę kn ie I w ieżam i k o ś c io łó w polską w ieś przeżegna.

Pp w ie lk ic h p ły w a m w o d a c h i dum am i m yślę...

Tęsknoty m ej n ie zm ogą m órz d a le k ic h czary, I z w o jn y , ja k ze szko ły, ch c ia łb y m zw iać na w a g a ry 1 p o d d a ć się te j rzece. I kochać się w W iśle.

Mój dom

M ó j do m ro d z in n y ! Ś rodek świata.

A p rze cie ż b y ł ja k każdy in n y : Dach z c e g ły . W og«5dku sałata.

Nie, opisać g o nie p o tra fię . N ie ma s łó w na łą k i poem at.

Takbym ch c ia ł m ieć chociaż je g o fo to g ra fię ! A nie mam.

P o ko je m iął zawsze p e łn e słońca,

A okna — z w id o k ie m na c a ły m ó j światek.

M o g łe m b a w ić się tam bez końca (w „ z ło d z ie i i w p o lic ja n fó w " lu b w sfafek).

I um iałem siadyw ać p rz e d p ro g ie m W tęsknej, p o ls k ie j zadum ie

I rozm aw iać so b ie z samym panem Bogiem . Szkoda, że dziś ju ż nie umiem .

A le d a w n o ju ż nie jestem d zie ckie m , W ię c nie m o g ę p ła k a ć p o nim.

O piachy, szare p ia ch y m azo w ie ckie ! O cudzie' m atczynych d ło n i!

Dziewczyna z koszem oliw ek

O liw k i, m ore le i arbuzy

Śm iejąc się, g n ie c ie m y na tw ych piersiach, Przez d z iu ry w kieszeniach m ej b lu z y Pali m nie tw o ja ojczyzna, Persja.

Podnieś p a le c ś ro d k o w y tw e j sto p y, P rzytkn ij d o ń ust c ie p ły c h w a rg ę d o ln ą — Biodram i spłyną w ło sy, ja k p o to p y , I ple ca m i, ja k pachnącą d ro g ą polną.

N ie k u p iłe m cję na jarm arku w iejskim , Lecz zerw ałem c ię ja k liść z ie lo n o -z ło fy , Jak ro zg ryzio n e , s ło d k ie orzeszki, K tóre ssie po m a ra ń czow y m otyl.

Nieskończona dal oceanu

Nieskończona dal oceanu, W -d ese n ia ch chm ur falująca, P ocieniow ana n iebem —

— je d y n a m oja p o cie ch a.

Nieskończona cłąl oceanu, Jak nieskończona tęsknota Zam yka się h o ryzo n te m ,

Do k tó re g o nie m ożna d o je ch ać.

Skok z trampoliny

W ch o d zisz na tra m p o lin ę i czujesz się ja k prze d ślubem —

G d y b y nie b y ło ci w styd, d rż a łb y ś ja k liść.

" i. wysoka wszystko jest inne

I czyha na twą zg u b ę,

M yślisz: — A m oże le p ie j nie trzeba mi b y ło iść?

Lecz w kró tce strach o d la tu je i stajesz się p e w ie n siebie,

W o lę swą m ierzysz na desce, co g n ie się p o d ło b ą i drży.

A w d o le m orze fa lu je , A w g ó rze jest b łę k it na n ie b ie ,

A m ię d z y m orzem i n iebem zaw isłeś i czyhasz ły.

Aż n o g i same się prężą I cofasz się kilka k ro k ó w . —

To tu p o t tw ych bosych stóp w y b u c h n ą ł na desce i zgasł.

0 p ra w d y, nieznane księżom, W z g a rd z o n e p rze z p ro ro k ó w ,

Że cia ła łu k w y p rę ż o n y zamyka przestrzeń i czas!

W yb u ch e m , w yrzu te m w przestrzeń, Ł ukiem ka żd e go m ięśnia,

Płonące w a rgi rozw ie ra p ę d u p a lą cy g łó d , A ż stajesz się śm iechem i dreszczem 1 spadasz p e łe n szczęścia

W c h ło d n ę ram iona w o d y —- pieszczotą g orących biódz.

(3)

M a r i a i a r o c h o w s k a

NIEMIECKI DZIEŃ1

P ie rw s z y N ie m ie c m ia ł zabandażow aną ca-

^ g ło w ę w ra z z oczam i. Ż ó łta w a b ie l b a n d a - Za p o d k re ś lo n a b y ła w ą s k ą k re s k ą s in a w y c h ust. W y g lą d a ł ja k k u k ie łk a z te a tru m a rio n e ­ tek, k t ó r e j ro z ta rg n io n y m a la rz n a m a lo w a ł ty lk o Usta, zap o m n ia w s z y o reszcie ry s ó w

■Pojękiwał cicho i k ie d y d r M a ro n , p e w n y s ie ­ bie P ozn an iak, p rz e m ó w ił do nieg o donośnie Po n ie m ie c k u , m y ś la ł, że siię z n a jd u je w n ie ­ m ie c k im s z p ita lu . Po z d ję c iu bandaża okazało ste, że m im o s k ó ry z d a rte j z czaszki, oczy m ia ł nienaruszone. Z jego o p o w ia d a n ia w y n ik a ło , że m ło d z iu tk i po w s ta n ie c , k t ó r y go z ra n ił, p rz e - ra zony tą o s k a lp o w a n ą w ła s n y m g ra n a te m głow ą , z a b a n d a ż o w a ł m u z tr o s k liw ą n ie u ­ dolnością całą czaszkę w ra z z oczo do łam i, ja k g d y b y n ie m ó g ł znieść' w id o k u te j czerw on o- k r w is te j s ie k a n in y w m ie js c u w ło só w .

Po ty m p ie rw s z y m zaczęto znosić ra n n y c h N ie m c ó w jedn ego po d ru g im . B y ły to w s z y s t­

k o s ta re c h ło p y z p u łk u b a w a rs k ie g o a ta k u ­ jącego M o k o tó w od s tro n y Służew a. W y c z u ­ lone ucho s a n ita riu s z k i U rs z u li p o zn a w a ło — z a n im się jeszcze o tw a r ły d r z w i z k o ry ta rz a n a salę o p a tru n k o w ą — kogo niosą. C y w iln e ­ go P olaka, ż o łn ie rz ą -p o w s ta ń c a , czy N iem ca Razem z c y w iln y m szły tłu m io n e szlochy r o ­ d ziny. P rz y p o w s ta ń c a c h b y ła g łu c h a cisza.

P rz y N ie m c a c h n ie s p o k o jn ie p o d n ie c o n e ; sze­

p ty c a łe j p ra w ie obsady s z p ita ln e j k o tło w a ły SIą za d rz w ia m i d łu g o jeszcze po zło żen iu rannego n a stole o p a tru n k o w y m .

D r u g i z k o le i N ie m ie c m ia ł fa ta ln ie s trz a ­ skane obie no gi. N a p rz e m ia n w y ł z b ó lu , albo

■Płakał o g ro m n y m i łz a m i, k tó r e s p ły w a ją c c ią ­ głe je d n y m i ty m sam ym ło ż y s k ie m , u tw o rz o -

° y m przez w g łę b ie n ie m u n d u ru , g ro m a d z iły się n ib y m a łe g o rz k ie je z io rk o w p rz y p a d k o ­ w e j fa łd z ie p o d o b o jc z y k ie m . K o ś c i po d u d zia p rz e b iw s z y skórę s te rc z a ły g ro ź n ie k u górze, a o d e rw a n e obie s to p y d y n d a ły popo d n im i, zaw ieszone t y lk o n a p ła ta c h s k ó ry , na g le bez­

sensowne w s w e j nie p o trze b n o ści. S iw ie ją c y ­ m i w ło s a m i i w y p u k ły m czołem p rz y p o m n ia ł sio strze U rs z u li je j pię kn e g o ojczym a. Tego je dyn ego na ś w ie c ie c z ło w ie k a , do k tó re g o P o tr a fiła czuć n ie n a w iś ć i n a w e t w y d a w a ło je j się, że m o g ła b y go zabić, g d y zaciskają c czerw one w a rg i, b ił je j m a tk ę . I te ra z n iesp o­

d z ie w a n ie s io s tra U rs z u la p rz e ję ta m ę k ą tego obcego c z ło w ie k a ze z m ia ż d ż o n y m i no gam i P rzebaczyła sw e m u o d le g łe m u o jc z y m o w i. O - s o b liw y m s k o ja rz e n ie m — z p o w o d u ja k ie g o ś n ieo kreślo ne go, a w sp óln eg o ty m d w o m m ęż­

czyznom g ry m a s u tw a r z y u le g ła n ie p rz e p a r­

te m u z łu d z e n iu , że m a do c z y n ie n ia z je d n y m i ty m s am ym c z ło w ie k ie m . I w o be c ty c h k r w a w y c h stóp w is z ą c y c h strasznie, a z a ra ­ zem j g d y b y k o m ic z n ie — s ta ły się n ie w a ż ­ ne w s z y s tk ie la ta z a tru te b ru ta ln o ś c ią o jc z y - m a, w s z y s tk ie ro z d z ie ra ją c e c ie rp ie n ia , k t ó r y - ob cych11]16 °!3^ z ie la ł m a tk ę i ją . W ś ró d tłu m u j j . , ,iU dzi n a o k o ło n ie j te n dotychczas n a j- b l iż s 'I6:) z n ^ a w id z » n y o jc z y m s ta ł się n a j- w w Zyrn Przez tę o k ro p n ą m ękę, k tó r a

rzeczy w c a le go n ie d o ty c z y ła . . . . . lech m u s io s tra da m o r fin y — p o w ie ­ d z ia ł d r M a ro n .

K ie d y on m a b a rd z o m a rn e tętno.

N o to n ie c h c ie rp i.

Rez c h w ili z a s ta n o w ie n ia s io s tra U rs z u la w s trz y k n ę ła ra n n e m u N ie m c o w i s w o ją p r y ­ w a tn ą a m p u łk ę c y b a lg in y , o s ta tn ią z p rz e -

<" d w y w a n y e h d o tą d z a p o b ie g liw ie i po s k n e r- n a w y p a d e k ja k ic h ś c ie rp ie ń po na d m ia - P onad m ia rę c ie r p ia ł n a s tę p n y N ie m ie c z m ie d n ic ą s trzaskan ą po s trz a łe m . M u s ia ł d łu ­ go czekać w k o r y ta r z u na noszach, bp s tó ł o - P a tru n k o w y z a ję ty b y ł przez je g o p o p rz e d n i­

ka. P o t la ł m u się z czoła, dysza ł z b ó lu i p o ­ ło ż o n y w re szcie n a stole n a ty c h m ia s t skonał, Pie doczekaw szy się n a w e t z d ję c ia p ro w iz o ­ rycznego o p a tru n k u . D łu g o po ś m ie rc i zacho­

w a ł k rw is to - c z e r s tw y k o lo r tw a rz y , a fa łd y tego tłu s te g o k a r k u z d a w a ły się drżeć jeszcze od tłu m io n y c h ję k ó w .

Ten d zie ń n a z y w a n o po te m w s z p ita lu d n ie m n ie m ie c k im , bo na noszach, z a m ia st co d z ie n n y c h ła c h m a n ó w p o w stań czych, z n o -.

szono be zustan nie ziełonoszare m u n d u r y n ie ­ m ie c k ie , o k ry w a ją c e do brze w y p a s io n e ciała.

R y ły to w s z y s tk o p rz y p a d k i cię żkie. R a n y szarpane i ś m ie rte ln e .

D z ie ń n ie m ie c k i ty m się też r ó ż n ił o d in ­ n ych , że b y ł w y ją tk o w o sp o k o jn y . Po ra n n y m

a ta k u ju ż a n i jednego n a lo tu , a n i jednego natarcia.

C z w a rte m u N ie m c o w i g ra n a t r o z w a lił k o ­ la no z a m ie n ia ją c je w k r w a w ą m iazgę, w y ­ m ieszaną z k a w a łk a m i chrzą ste k i kości Szczerbate usta pod c z a rn y m w ąsem w k o ń ­ s k ie j tw a rz y p o w ta rz a ły be zustan nie gorącz­

k o w e p y ta n ie : „ I s t m e in Fuss k a p u t? “ Jego głos b y ł ta k m o n o to n n y , że w brzę czen iu ro z ­ m ó w i pośpiechu ciężkiego o p a tru n k u n ie do­

c ie ra ł do św iado m ości obecnych. D o p ie ro k ie ­ d y N ie m ie c ro z s tro jo n y i o s ła b ły z b ó lu nie p a n u ją c n a d sobą r y k n ą ł h is te ry c z n ie po raz •)

• ) O p o w ia d a n ie w y ró ż n io n e na k o n k u r s ie Z w ią z ­ k u Z a w o d o w e g o L it e r a t ó w P o ls k ic h w K r a k o w ie .

o s ta tn i: „ I s t m e in Fuss k a p u t? “ — na g le o b u ­ dzo ny d r M a ro n o d p o w ie d z ia ł z w a h a n ie m , że ta k , że z n o g i ju ż n ic n ie będzie. N ie m ie c u s p o k o ił się n a ty c h m ia s t, ja k g d y b y to za­

pe w n ie n ie , ro z w ią z u ją c p o m y ś ln ie całą s p ra ­ wę, p rz y n io s ło m u u k o je n ie .

Jeszcze się n ie s k o ń c z y ł k o ro w ó d n ie m ie c ­ k ic h ra n n y c h , k ie d y ju ż m ożna b y ło w yczu ć w a tm osfe rze s z p ita la fe rm e n t w y w o ła n y przez sam ą ic h obecność. P ie rw s z y N ie m ie c b y ł jeszcze t y lk o sensacją, naokjoło k tó r e j s k u ­ p ia li się wszyscy. O s ta tn i b y ł ju ż p ro b le m e m , a m ię d z y n im i m ie ś c iła się cała sk a la s p ra w n ie n a w iś c i i s p ra w m iło s ie rd z ia , s p ra w c ie r­

p ie n ia i s p ra w ś m ie rc i. P rz y p ie rw s z y m od­

czucia b y ły jeszcze u w s z y s tk ic h m n ie j w ię ­ cej podobne. W ięc ochota p r z y jrz e n ia się te ­ m u p o k o n a n e m u w ro g o w i. W ię c t r y u m f, że to po ra z p ie rw s z y ju ż n ie p a n życia i ś m ie rci, ale p o k o rn y je nie c. W ięc du m a i czule p o łe c h ­ tana m iło ś ć w ła sn a . N a ty c h w s z y s tk ic h la ­ tach p o n iż e n ia w y ro s ła chęć „p o p is a n ia się“

prze d N iem cem , konieczność p o d k re ś le n ia prze d n im s w e j wyższości. W sz y s tk ie te uczucia podobne tro c h ę do w zruszeń tea­

tr a ln y c h i s tan ow iące po c z ą tk o w o ja k g d y ­ b y w s p ó ln e do bro całego pe rson elu , z u p ły ­ w e m godzin, w m ia rę p rz y b y w a ją c y c h coraz n o w y c h n ie m ie c k ic h tw a r z y — p u c h ły , n a b ie ­ r a ły w a g i, ró ż n ic o w a ły się w n a jd e lik a tn ie j­

sze odcienie. Is to ta n ie n a w iś c i do N iem ców , n ie n a w iś c i n a ra s ta ją c e j z r o k u n a ro k , n ie ­ n a w iś c i tłu m io n e j głęboko ze w ś c ie k ło ś c ią , to w s z y s tk o — z d a w a ło b y się — z u p e łn ie pro ste d a w n ie j, obecnie k o m p lik o w a ło się niesp o­

dziew anie.

Jeszcze po łożenie ty c h , k tó r z y n ie m ie li sta ­ le bezpośredniego k o n ta k tu z ra n n y m i, b y ło ła tw ie js z e . S a n ita riu sze , k tó r z y ic h p rz y n ie ­ ś li, le ka rze , k tó r z y z r o b ili o p a tru n e k , k u c h a r­

k i, k tó r e d la n ic h g o to w a ły , ci w szyscy o- c h ło n ę li p rę d k o po p ie rw s z y m w ra ż e n iu k r w a w ią c y c h k ik u tó w nóg, czy w y p a p ro s z o - n y c h b rz u c h ó w , w id o k ó w n a k a z u ją c y c h m y ­ śleć przede w s z y s tk im o n ie szczę śliw ym czło­

w ie k u , a p o te m o N iem cu. N ie m a ją c ic h je d ­ n a k stale prze d oczam i, m o g li s p o k o jn ie o d ­ d z ie lić sam ych lu d z i od ic h c ie rp ie ń i n ie n a - w id z ie ć po d a w n em u, po p ro s tu i bez k o m p ro ­ m isu.

G o rze j m ia ła się s p ra w a z p ie lę g n ia rk a m i, k tó re p e łn iły p rz y n ic h d y ż u ry . N iem ca, k t ó ­ r y z a b ija , N iem ca, k t ó r y k a tu je , n ie n a w id z i

M A L A R S T W O

się in s ty n k to w n ie . T r u d n ie j je s t o b ją ć tą n ie n a w iś c ią W szystkich N ie m c ó w , bo cza­

sem trz e b a się o b ro n ić prze d m y ś lą : „że może ten w ła ś n ie n ie je s t w in n y “ . A le ju ż bardzo tru d n o je s t n ie n a w id z ie ć kogoś, k to w y m io -- tu je k r w a w o w ła s n y m i k is z k a m i, k to p o s trz e ­ lo n y w p łu c o d u s i się, k to z ro zsze rzo n ym i ze s tra c h u ź re n ic a m i k o n a z u p ły w u k r w i, za sła b y, a b y się poruszyć.

P ie lę g n ia rk o m , k tó re w id z ia ły , że m ę k i i ś m ie rć : n ie m ie c k a są z u p e łn ie ..ta k ie same ja k k o n a n ie p o ls k ie , tru d n o b y ło w yzn aczyć w k a ż d y m z ty c h N ie m c ó w g ra n ic ę m ię d z y c ie rp ią c y m c z ło w ie k ie m a z n ie n a w id z o n y m w ro g ie m . W y d a w a ło się to ró w n ie n ie m o ż liw e ja k ro z k ro je n ie w łasne go serca n a d w ie p o ­ ło w y , z k tó r y c h je d n a n ie n a w id z i, d ru g a czuje lito ść. W d e c y d u ją c e j c h w ili swego życia, w c h w ili w ła s n e j ś m ie rc i P o la c y i N ie m c y s ta w a li się do siebie z a d z iw ia ją c o po do bn i, n ib y n o w o ro d k i, ja k g d y b y w ię z y c z ło w ie - czeństw»a łą c z y ły lu dzko ść n a js iln ie j w m o ­ m encie uro d ze n ia i w m om e ncie zgonu.

Całe społeczeństw o szpita ln e, żyją ce z a w ­ sze w n a p ię c iu o te m p e ra tu rz e k ilk a n a ś c ie sto p n i Celsjusza wyżsizej n iż każde in n e śro­

do w isko , n a p ię c iu ja kżeż s p rz y ja ją c y m s ta r­

cio m i niesnaskom , p o d z ie liło się te ra z zdecy­

d o w a n ie na dw a obozy. L in ią p o d z ia łu b y ł sto ­ sunek do ra n n y c h N iem ców . S p ra w a p o z o r­

n ie upraszczała się do dw óch z a rz u tó w c is k a ­ n y c h sobie w z a je m n ie . J e d n i b y li z d ra jc a m i, bo w s p ó łc z u li N iem com . D ru d z y b y li n ie lu d z ­ cy, bo n ie m ie li m iło s ie rd z ia . A le w g ru n c ie rzeczy dzia ło się tu ta j coś w ię c e j. T o b y ł z na­

n y k o n f lik t m ię d z y o d w ie c z n y m i, a zawsze n o w y m i p ro b le m a m i lu d zko ści. K łę b ił się, za­

p la ta ł i ro z p la ta ł p o w ik ła n y w ę zeł poglądó w , n a m ię tn o ś c i i w ie rz e ń . P o ję c ia d o b ra i zła, ro z u m u a uczucia, d u m y i p o k o ry , egoizm u i w yrzeczenia.

O s ta tn i z. p rz y n ie s io n y c h N ie m c ó w b y ł k a ­ p ita n e m . Jego b a rdzo d łu g ie n o g i w y s ta w a ły poza o s ta tn i szczebel d r a b in k i og ro d o w e j, p r o ­ w iz o ry c z n y c h noszy p o w stań czych, a blad a tw a rz i głęboko osadzone oczy k o n tra s to w a ły d z iw n ie z ic h ja s k ra w o z ie lo n y m la k ie re m . D ra b in k a ta p rz y w o d z iła u p o rc z y w ie n a m y ś l raczej ru c h liw e g o og rod niczka , k t ó r y s to ją c

■na n ie j n a d a je o lb rz y m im sek a to re m w y m y ­ ślne k s z ta łty d rz e w o m w p a rk u , gw iżdżąc p rz y M y m . w esoło — n iż b y m o g ła się k o ja rz y ć z tą p o n u rą i m ilc z ą c ą postacią. Bo r a n n y m il-

F R A N C U S K I E

Pamięci profesora "Aleksandra Osżackiego

czał i n ie p o ru s z a ją c głow ą , u w a ż n ie ro z g lą ­ d a ł silę d o o ko ła c ie m n y m i ź re n ic a m i bez b la ­ sku. B y ł p rz e c iw ie ń s tw e m in n y c h N ie m c ó w , k tó r z y je ś li n ie p ła k a li, czy n ie k rz y c z e li z b ó ­ lu , z a p e w n ia li g o r liw ie p o w s ta ń c ó w o s w e j n ie c h ę c i do re ż im u i H itle r a , o p rz y ja c ie ls k ic h u czu cia ch d la w a lc z ą c y c h P o la k ó w .

D y ż u r le k a r s k i m ia ł w te d y d r H a zia , m ło ­ d z iu tk i in te rn is ta . C h iru rg ia b y ła d la nieg o ta je m n ic z y m ś w ia te m n ie z n a n y c h sztuczek k u - g la rs k ie h , a n a w e t n a te re n ie s w o je j u k o c h a ­ n e j in te r n y c z u ł się często ja k stu d e n t, k t ó r y nie może sobie p rz y p o m n ie ć ja k ie jś f o r m u ły n a egzam inie. Z a a fe ro w a n y i n ie p e w n y og lą­

d a ł m a lu tk ą ra n k ę po p ra w e j s tro n ie > ę p k a n a ś n ia d y m i w p a d n ię ty m b rz u c h u n ie m ie c k ie ­ go o fic e ra . P ró b o w a ł sondować. W yszczerbio­

n y s z p ik u le c n a t r a f ił na op ór. N a m y ś la ł się, s k u b a ł k la p ę za szerokiego k itla , w re szcie z ro z ja ś n io n a tw a rz ą zad ecyd ow a ł, że ra n k a je s t p o w ie rz c h o w n a , po p ro s tu od rik o s z e tu ja k ie jś m a lu tk ie j części p o c is k u o o s ła b io n e j ju ż ' s ile uderzenia. N ie m ie c n ie z w ra c a ł n a j­

m n ie js z e j u w a g i na zab ie gi d o k to ra , ja k g d y b y ty c z y ły one n ie jego, ale kogoś z u p e łn ie obce­

go. B adaw cze je go oczy, o m ija ją c o b o ję tn ie postaci lu d z k ie , p rz e s u w a ły się u w a ż n ie po w s z y s tk ic h sprzętach p ro w iz o ry c z n e j i U bogiej s a li o p a tru n k o w e j. W reszcie z a trz y m a ły się d łu ż e j na sre b re m lś n ią c y m p u d le z n a rz ę d z ia ­ m i c h iru rg ic z n y m i. N iespo dziew a nie prz e m ó ­ w ił o p a n o w a n y m głosem : „P roszę md pokazać n a rz ę d z ia “ . S ło w a te z a b rz m ia ły ja k rozka z w p o p o łu d n io w e j ciszy.

D r H a z ia n ie ro z u m ia ł po n ie m ie c k u . P rze­

rw a w s z y z a le p ia n ie r a n k i ró ż o w ą w s tą ż k ą le u k o p la s tu p o p a trz y ł p y ta ją c o dookoła. S io­

s tra U rs z u la , a b s o lw e n tk a s z k o ły p ie lę g n ia r­

s k ie j w e W ie d n iu , m echanicznie, bez słow a o tw o rz y ła p u d ło i podsunęła je przed oczy N iem ca. W z ro k jego dług o szpe rał m ię d z y s k ą p y m i n a rz ę d z ia m i. N ie z n a la złszy tego cze­

go szukał, u p e w n ił siię jeszcze:

— To w szystko?

— T a k , w szystko.

— N ie m a cie b a k ó w la p a ra to m ijn y c h ")?

— N ie m am y.

— J a k ie op e ra cje ro b icie ?

— T y lk o n a jp ro s ts z e .— czasem a m p utacje,

— S io s tra je s t N ie m k ą ? — S io s tra U rs z u la p ra w ie czekała na to p y ta n ie s ta w ia n e je j p rę d z e j czy p ó ź n ie j w ro z m o w ie przez każdego N iem ca.

— N ie.

— Co ro b ic ie z ra n a m i brz u s z n y m i?

S io s tra U rs z u la ja k o ś n ie m o g ła w y k r z tu s ić tego, oo się samo przez się n a suw ało , że r a n n i w b rz u c h p o z b a w ie n i w ic h s z p ita lu m o ż liw o ­ ści o p e ra c ji są zasadniczo skaza ni na śmier-ć.

P o w ie d z ia ła ty lk o :

— N ic z n im i n ie m oże m y ro b ić . G d y n ie ­ m ie c c y żo łn ie rze p o d p a lili nasz s z p ita l w A le ­ ja ch U ja z d o w s k ic h ,n ie p o z w o lili n a m n ic w y ­ nieść. S p a liło się k ilk a szaf n a jn o w o c z e ś n ie j­

szych s z w e d z k ic h n a rzęd zi, a m a te ria łó w opa­

tru n k o w y c h i le k a r s tw za m ilio n y z ło ty c h . S ta rc z y ło b y n a c a ły ro k . E w a k u o w a n i tu t a j, p o sia d a m y t y lk o re s z tk i z a rd z e w ia ły c h n a rz ę ­ dzi p o zbieran e p rz y g o d n ie u le k a rz y .

— A ś ro d k i u ś m ie rz a ją c e m acie?

— Z ty m jeszcze n a jle p ie j, bo je d e n le k a rz ju ż tu n a M o k o to w ie d a ł na m całą s k rz y n k ę . A le in n y c h le k a r s tw a n i trochę . N ie m a m y s u ro w ic , n ie m a m y czym operow ać, n ie m a ­ m y czym o p a try w a ć , n ic n ie m a m y !

Z adysza nym sło w o m s io s try U rs z u li odpo­

w ie d z ia ł s p o k o jn ie p e w n y sie bie n ie m ie c k i głos:

— Z a s łu ż y liś c ie n a to i Dlaczego rozpoczę­

liś c ie p o w stan ie? N a ró d n ie m ie c k i je s t suro--, w y , ale zawsze s p ra w ie d liw y .

Z ro b iło się b a rdzo cicho. W oda w s te ry liz a - to r k u ze s trz y k a w k a m i, s to ją c y m n a m aszynce s p iry tu s o w e j, doszedłszy do m o m e n tu w rz e n ia zaczęła g w izda ć, syczeć i n ie s p o k o jn ie b u lg o ­ tać. P o m id o ry d o jrz e w a ją c e w p o p o łu d n io w y m

•'kw arze tu ż p o d ś c ia n a m i s a li o p e ra c y jn e j, opadając z k rz a k ó w na popękaną zie m ię p la ­ s k a ły m ię k k o i sennie. P od m uch ciepłego w ia ­ tru , niosąc że sobą w o ń g ro c h ó w k i z p o b lis k ie j k u c h n i s z p ita ln e j, w p a d ł n a salę i p o ru s z y ł Spocone k o s m y k i w ło s ó w na czole N iem ca. N a szybie b z y k a ła z d y c h a ją c a m ucha, tłu s ta t r u ­ p i a rk a. Z o g ró d k a p rz e d s z p ita le m d o la ty w a ły

głosy p rz e k o m a rz a ń h a rc e re k , z w ija ją c y c h bandaże p r z y p o m o cy p o w s ta ń c a -o z d ro w ie ń c a , Jasia bez nogi. S io s tra U rs z u la poczuła, ja k bardzo n ie n a w id z i tego Niem ca.

N agle gdzieś b liz iu tk o b u c h n ą ł s trz a ł k a r a ­ b in o w y i iyszyscy ja k g d y b y się o b u d z ili z n ie ­ przytom n eg o zam yślen ia. Z a w s ty d z e n i s w o im n ie o k re ś lo n y m za p a trz e n ie m s ta li się te ra z po­

d w ó jn ie r u c h liw i. P ie lę g n ia rk i r z u c iły się do ïtrz y k a w e k , d r H a z ia z a w o ła ł s a n ita riu s z y .

la p a r a ta m ijn e c z y li p o w ło k o w e — n a rz ę ­ dzia c h ir u r g ic z n e n ie z b ę d n e p r z y o p e ra c ja c h b rzu s z­

n y c h .

P A U L C É Z A N N E (1837— 1906) Człow iek z fa jk ą

Cytaty

Powiązane dokumenty

nia „Groteski“ cieszą się w ie lk im powodzeniem wśród młodzieży.. dow odząc

Ja, widzisz, metafizyczny analfabeta, ja znam tylko jedno słowo: konkret.. Z trudem znalazł Sylwester mieszkanie, ale na Pradze, ale nędzne,

mesa Montgomery Becka, który jeszcze przed Friedellem powiedział: „Ślepym jest kto nie widzi, że Ameryka — jeżeli nie już teraz, to w każdym razie

słow acja.. Na tropacn M onte Cassino. Trzeba sprostow ać błąd, k.. pro za poet.. Szy­. m

Jest mi niewypowiedzianie przykro, że nie mogę być obecnym na tym kongresie, gdzie dane by m i było spotkać tych ludzi dobrej woli, którzy nie lękając się

jąca się wiosna argentyńska wszystkich nabawiła kataru, Duhamelowi chrypką odjęła głos, ja obawiałem się grypy, mnie tym bardziej martwiło, że naza­.. ju trz

ska bardzo złożonego i bogatego, A jednak podjąć ją trzeba, jeśli to, co się Pt mówiło, jest wirnikiem długiego procesu poznawczego a nie przypadkową sumą

Rzecze: Spodobał mi się, bo prędko przebiera Pałcy, grając w skrzypice, aż serce umiera.. Szlachcic też