• Nie Znaleziono Wyników

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 31 (29 lipca)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 31 (29 lipca)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

C e n a n in ie js z e g o n u m e r u 4 0 fe n

PRENUMERATA: w Warszawie kwartalnie 4 marki (za odnosze­

nie do domu dopłaca się 20 pfen. kwartalnie) z przesyłką po­

cztową kwartalnie 4 marki 50 fenigów.

O G ŁO SZE N IA : wiersz nonparelowy lub jego miejsce na 1-ej stronie przy tekście lub w tekście 2 marki; na I stronie okładk 1 marka 20 fen.; na 2-ej i 4-ej stronie okładki oraz przed tek stem 60 fen.; na 3-ej stronie okładki i ogłoszenia zwykłe 50 fen.

Kronika towarzyska, Nekrologi nadesłane po 1 marce 50 fen. za wiersz. /Aarginesy: l-stronie 20 marek, przy Nadesłanych 16 mar.

na ostatniej str. 14 mar. i wewnątrz 12 mar. Artykuły reklamowe 350 mar. za stronę.

Rok XI. N° 31 z dnia 29 lip c a 1916 Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT”. Warszawa, ulica Zgoda Ne 1.

Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.

Franc. Tow. Ubozpioczi/i na życia

L ’ U R B A I N E ”

Ulgi na wyp. nieed. do pracy F ilja dla K r. P. Marszałk. 138.

8857 Oddział miejski: ulica Moniuszki Nr. 2.

Binro Kijowskie: Kijów, ulica Kreszczatik Nr. 48.

Wilno, róg S-to Jerskiej I Kazańskiej Nr. 9

= =

5 Sierpnia 1864 roku.

(Ze wspomnień naocznego świadka).

Kiedy r.olk temu, w historycznym dniu 5 sierpnia 1915 roku, ipo ogłu­

szającym huku 'wysadzanych środko­

wych przęseł mostów warszawskich i po wyjściu wojsk rosyjskich na Pragę, stolica Polski ujrzała się na,- gle wyswobodzoną z wiekowego na­

jazdu wschodniego — nikt wówczas nie sięgnął myślą o lat pięćdziesiąt wstecz, by uświęcić wiekopomną da­

tę 5 sierpnia 1864 roku wspomnie­

niem patryotów, którzy owego dnia, jako członkowie ostatniego Rządu Narodowego-, orężną walkę o wyzwo­

lenie Poltslki, męczeńskim na stokach cytadeli warszawskiej przypłacili zgonem...

Wpatrzeni w olśniewającą zorzę lepszej, po wielu latach oczekiwania, przyszłości, oszołomieni widokiem załamania się rzekomej potęgi mo­

carstwa, za, groźne i nie do zwalcze­

nia liczebnością armii i środków ni­

szczycielskich przez Europę poczy­

tywanego, zapomnieliśmy na razie o tych, którzy wierząc w świętość swej sprawy, jako ostatni- na (poste­

runku wyzwoleńczym bojownicy -po­

wstania narodowego 1863 roku, dźwi­

gali na swych ibąrkach odpowiedzial­

ność za ijego ilOjSy, by przekazać na­

stępnym pokoleniom tradyicyę ofiar­

ności i poświęcenia się Ojczyźnie, tak podniosłą, jak podniosłym -był ideał, którego byli wyznawcami.

Pamiętała wszakże przed pół wie­

kiem o ilch niespożytych zasługach owa szara rzesza, w której oczach spełniał się 5 sierpnia 1864 roku akt męczeńskiej ofiary.

Upraszamy o wczesne nadsyła­

nie przedpłaty na kwartał lll-ci r. b. celem uniknięcia zwłoki

w wysyłaniu pisma.

Administracya „świata”.

i )

Było to niejako moralnym, od­

ruchowo przez pokolenie ówczesne adczuwanymobow-iązikiem—towarzy­

szyć -z -modlitwą w sercu i na ustach ostatniej pielgrzymce do krainy śmierci członkom Rządu Narodowego i uczestniczyć — jak s-ię uczestni­

czy przy pogrzebach drogich -nam osób—ich egzekucyi, o której władze rosyjskie uprzedniemi obwieszczenia­

mi miesźkańców nie zawiadomiły, lecz o której, niewiadomo jalką drogą w wilię tragicznego dnia błyskawicz­

nie się dowiedziano i do żałobnego po-chodu w okolicę cytadeli, naza­

jutrz, .ranną porą, podążyć postano­

wiono* 1.

Jiuż wieczorem 4 sierpnia świą­

tynie w dzielnicy staromiejskiej za­

pełniły tłumy ludu. Czujna policya domyślając się .powodu tak licznego gromadzenia się pobożnych w dzień nieświąteczny po kościołach, pode)- rzliwem okiem spoglądała na -zbie­

gowisko, lecz (przeszkód widocznych cichej owej -manifestacyi nie stawia­

ła. Otrzymała jedynie tajny rozkaz obsadzenia nazajutrz wczesnym ran­

kiem wszystkich ulic prowadzących od Zakroczymskiej, Bonifraterskiej i Muranowskiej do przeciwległego tej ostatniej ulicy stoku cytadeli i stłu­

mienia orężem wszelkich objawów możliwego -ze strony tłumów prote­

stu.

Zarządzenia owe -były bezcelo- wemi, wobec pełnego skupienia i go­

dności zachowania się mieszkańców, którzy w milczeniu, z iopus-zczonemi głowami, żegnając się znakiem kjtasgt

ża i szepcząc modlitwy za ko­

nających, na plac 'tracenia gromadnie ciągnęli.

-Na wylocie ulicy Muranowskiej, tuż pod szańcem wzniesionym iprzy drodze prowadzącej z twierdzy do miasta, widać -było długie rusztowa­

nie, a ma mieni-, po obu końcach dwa czarne słupy, -połączone u góry po­

przeczną, grubą belką, z której, w równych odstępach, ,z wkręconych w nią kotek żelaznych, zwisały cienkie sznury, zakończone pętlicami...

Rusztowanie otaczało, -gęsto woj­

sko z najeżonemi bagnetami, oraz policya, 'zmieszana -z wystrojonemi galowo i obficie udekorowanymi dy­

gnitarzami rosyjskimi, oraz kilkoma cywilnymi czynownikaimj w (cylin­

drach na głowie. Niektórzy -z nich z całą swobodą cynicznie palili papie­

rosy i gawędzili ze sobą, jakby na wyścigowym -znajdowali się torfie.

W -dość znacz nem od owego zbioro­

wiska -oddaleniu, liczny oddział ko­

zaków ina koniach, zwróconych łba­

mi ido t-tumów, trzymał -w 'ręku -zao­

strzone i migające w słońcu piki, go­

towe do ciosów Ina znak swego do­

wódcy.

Była godzina 10 ran-o. gdy nagle usłyszeliśmy warczenie bębnów, u- rywa-ne co chwila i ina nowo podej­

mowane. z szarpiącą nerwy jedno- stajnością...

Przypomniało mi się echo owej straszliwej muzyki — samych tylko bębnów, — która towarzyszyła, ma kilka mies-ięcy pr-zedtem pochodowi przez ulice -miasta w kierunku głó­

wniejszych jego -placów, skazanych na rozstrzelanie po zamachu na Ber­

ga kilku chłopaków, ujętych ze szty­

letami. I wtedy również przed każ­

dym wózkiem skazańca, na którym siedział i spowiednik kapucyn, kro­

czył oddział doboszów poprzedzany na czele przez ikata na. koniu, w -czer­

wonym płaszczu, i wysokim, z pla­

skiem,i brzegami, kapeluszu pilśnio­

wymi ina -gl-owie. Dobosze owi -w krót­

kich odstępach czasu, uderzali mia­

rowo pałeczkami w bębny. Korowód ów po odbytych egzekucyach powró­

cił 'w takimże piorządku do cytadeli;

tyd,ko na wóźku, już bez kapucyna, leżało drgające pod -ceratowa pła­

chtą, przy uderzaniu kół wózka o burk uliczny, ciało roz-

“Miicrowmy - ( C \

(2)

strzelanego i znaczyło pochód ślada­

mi krwi, ociekającej z wózka, na bruk, potęgując grozę strasznego wi­

doku. i i

Takie warczenie bębnów usły­

szeliśmy i 5 sierpnia 1864 roku, w chwili, gdy od stromy bramy cyta­

del, ukazał się oddział niebieskich żandarmów z ohnażonemi szablami, na wysokich, opasłych koniskach. a wśród nich korowód pięciu furmań- skich, od wywożenia śmieci miej' skich, wózków... Siedzieli na nich pochyleni, w zwykłych swych co­

dziennych tużurkach, skazańcy z krucyfiksami w rękach, modląc się w skupieniu. Przy każdym czuwał sę­

dziwy kapucyn-sipowiednik i odma wiał pacierze.

Korowód, poprzedzany przez u- derzających w bębny doboszów, podjechał pod rusztowanie i na dany furmanom przez jakiegoś oficera znak, przystanął. Na jego czele, na czarnym koniu jechał w płaszczu czerwonym i w czarnym pilśniowym cylindrze kat miejski, Diettwald. Pod szubienicą stało kilku jego pachoł­

ków. Żołnierze ująwszy skazańców pod ramiona, pomogli im zesiąść z wózków i ustawili w .jednym szere­

gu przed jakimś oficerem audytorya- tu palowego, który nałożywszy na nos binokle, rozpoczął: „po Ukazu Jewo lmperatorskawo Wieliczestwa"

czytanie długiego wyroku, rozmy­

ślnie wolno, z przestankami, w tra­

kcie czego, skazańcy, którym ów wy­

rok ibył znany, nie patrząc ma czyta­

jącego, stali spokojnie i zamieniał!

między sobą słowa pożegnania i sło­

wa modlitwy, zwrócone do Tego, w którego miłosierdzie głęboko wierzyli i Którego woli z rezygnacya ulegali.

* *

Zanim z 'Pietyzmem najgłębszym dla niewygasłej pamięci ofiarnych kierowników ostatniego .powstania narodowego odtworzę po upływie półwiecza chwilę ich męczeńskiego zgonu, będzie niewątpliwie dla ży- jąceg-o, a tak powierzchownie prze­

bieg i epilog owego powstania zna­

jącego pokolenia,, nieobojętnem — przypomnieć tutaj niektóre szczegó­

ły organizacyi Rządu Narodowego w jego ostatnim składzie.

Orgąnizazya ta ustaliła się do­

piero 10 października 1863 roku i przetrwała aż do ostatecznego upad­

ku powstania. Przed ową datą Rząd Narodowy tworzył organizacyę cen- tralna w Warszawie, a, prowincyo­

nalna w ośmiu b. województwach Królestwa. Od 10 października Rząd ów zastąpiła dyktatura w ręku Ro­

mualda Traugutta, obywatela powia­

tu kobryńskiego b. dowódcy oddzia­

łu powstańczego na Litwie, główne­

go kierownika sześciu wydziałów Rządu .Narodowego: spraw wewnę­

trznych, skarbu, wojny, spraw za­

granicznych, prasy i policyi. Do or-

gąnizacyi takiej należał i Naczelnik Miasta.

Organizacya prowincyonalna składała się z komisarzy pełnomo­

cnych, z cywilnych naczelników wo­

jewództw i z naczelników powiatu, miasta, oraz parafii.

Owe gałęzie organizacyi po­

wstańczej, działając każda w swojej sferze, łączyły się i porozumiewały ze sobą w taki sposób, iż Rząd Na­

rodowy mając swoje biuro, pod na­

zwą Expedytury, z naczelnikiem, se­

kretarzom i urzędnikami, za jego po­

średnictwem komunikował, gdzie na leży, wszelkie rozkazy, plakaty, bro­

szury i gazety, przeznaczone dla Warszawy i dla prowimcyi. W tym celu zbierano się prawię że codzien­

nie, w gmachu Szkoły Głównej, w au- dytoryum profesora doktora, Bene­

dykta Dybowskiego i tam, w owym Sekretaryacie, oddawano papiery ko­

mu wypadał-c.

Do przesyłek na prowincyę ko­

rzystano z usług speicyailnych kuryc- rów kobiecych. Z chwilą objęcia dy­

ktatury przez Traugutta, dyrektoro wie wydziałów przybywali osobiście do jego mieszkania, zajmowanego u pani Heleny Kirkorowej, przy ulicy Smolnej-Dolnej pod Nr. 1, i tam skła­

dali swoje raporty i odbierali roz­

kazy.

•W styczniu 1864 r. wskutek are­

sztowania przypadkowego ze zga­

szoną latarką ucz-nia gimnazyum na ulicy i odbytej przy aresztowanym rewizyi -znaleziono notatkę z wyka­

zem kilkunastu nazwisk. Obity chło­

piec z bólu zeznał, że wraca z zebra­

nia ;od Władysława Bogusławskiego.

Przedsięwzięto bezzwłocznie rewi- zyę u tego -ostatniego i tam dopiero natrafiono na wykaz szczegółowy kierowników Rządu Narodowego. U- zupełnily go następnie zeznania przy- aresztowanych funkeyonaryuszów władzy powstańczej: Karola. P rzy­

bylskiego i -Cezarego Morawskiego, ludzi słabego ducha, a silnego przy­

wiązania do życia, które, obciążają- cemi dawnych kolegów opowieścia­

mi Okupić pragnęli i — ku własne]

hańbie — okupili...

Pozostanie być może na zawsze tajemnicą sulmienia przewodniczące­

go w audytoryacie potowym, gene­

rała Taranowa, pobudka, jaką się kierował przy wyborze na karę śmierci pięciu jedynie podsądnych z pomiędzy aresztowanych w -począt­

kach roku 1864 członków o-rganiza cyi naczelnej powstańczej, piomimo, że z punktu widzenia prawa rosyj­

skiego, jaklkolwiekbądź, dalszy lub bliższy, udział w powstaniu, jedna­

kiej karze podlegał.

Wprawdzie taką karę zadekreto­

wano na razie przeciw wszystkim podówczas aresztowanym, lecz po zastosowaniu wyłącznie do wybra­

nych przez Taranowa pięciu człon­

ków Rządu, kary śmierci przez -po­

wieszenie, pozostałych podsądnych skazano na katorgę, dłuższa lub krót­

szą, lub też na osiedlenie.

Takiej „łaski" doznali: sędziwy mąż poetki Tomasz Unicki, b. kasyer Baraku Polskiego; Tomasz Burzyń­

ski, podpisar-z sądu policyi popra­

wczej; Afaryozi Dubiecki, nauczyciel szkoły powiatowej, znany badacz hi­

storyczny; August Kręćki, wycho­

waniec Gimnazyum Realnego, kolega mój szkolny, dotąd między nami ży jący, z poświęceniem opiece nad ko- legami-sybirakamj oddany; Koman Trankowski, również kolega mój z Gimnazyum Realnego (niedawno zmarły), obywatel ziemski; Edward Trzebiecki, aplikant sądu poprawcze­

go; Kazimierz Dariusz, archiwista;

Władysław Bogusławski, b. student uniwersytetu, znany pisarz, zmarły przed kilku laty; Gustaw Paprocki, mój krewny, wychowaniec Szkoły Głównej, towarzysz więzienny celi Romana Żulińskiego; Zygmunt Su­

miński, b. wychowaniec Szkoły Głó­

wnej, dziennikarz, również mój ko­

lega szkolny, nadto profesor idr. Be­

nedykt Dybowski.

Z wyjątkiem Tomasza Unickie­

go i prof. Dybowskiego, skazanych na ciężkie roboty w kopalniach, .po­

zostałych podsądnych skazano na ro­

boty w twierdzach syberyjskich.

Mniej ciężkim, lecz dotkliwszym karom zesłania do robót na fabrykach ulegli: ąptekarz Jan Muklanowicz, Helena Kirkorowa, Emilia ; Barbara panny Guzowskie i panna Wróblew­

ska.

Nieujęci członkowie Rządu, któ­

rzy jiuż przedtem zdołali przedostać się -za kordon, jak rap. budowniczy Janowski, oficer Gałęzowski, Stani­

sław Krzemiński (mój Zwierzchnik w Wydziale prasy narodowej tajnej Rządu Narodowego „zielono-świąt- kowego"), b. kleryk kościoła Święto­

jańskiego, późniejszy książę biskup krakowski i kardynał Albin Duna­

jewski, współredaktor „Kuryera Wi­

leńskiego Wacław Przybylski przy­

rodnik, nauczyciel gimnazyum Real­

nego Adolf Pieńkowski, -kleryk Artur Wołyński, późniejszy publicysta, wreszcie później dopiera aresztowa­

ny i powieszony naczelnik miasta, kolega mój, Alexander Waszkowski, na -ra/ie uniknęli sądu j wyroku -po­

towego. Już Po wydanym wyroku tegoż sądu, sprowadzono z Syberyi zesłanego poprzednio dyrektora Skar­

bu Rządu Narodowego, Henryka Wohla, zbadano go i skazano dodat­

kowo na długą katorgę.

DN. Alexander Kraushar.

2

(3)

Uroczyste otwarcie Rady Miejskiej stołecznego miasta Warszawy.

n ijk

1 iil ' Hlf OB

fen f f 1

(4)

Z pośród wybitnych Przedstawicieli pierwszej Rady Miejskiej st. m. Warszawy. (SeryalJD .

Dr. Józef Brudziński, przewodniczący Rady Miejskiej stołecznego

miasta Warszawy. Fot. Maryau Fuks. Inż. Z. Chmielewski, drugi burmistrz stołecznego miasta War­

szawy. Fot. M aryatt Fuks.

Pręgowski Piotr. PrUffer Józef. Inż. Rupiewicz. Rutkowski Jan. Wąsowicz Kazimierz.

Otwarcie Rady Miejskiej stolicy Polski.

Uroczysty dzień przeżyła W ar­

szawa. Na Ratuszu zasiadło przed­

stawicielstwo stolicy. W żmudnym procesie odzyskania własnej pań­

stwowości dokonany został pierwszy krok. Tak zrozumiała swoje posłan­

nictwo Rada Miejska, powołana zgo- dnem porozumieniem wszystkich stronnictw politycznych i ugrupowań społecznych. Deklaracya, którą w imieniu 84 radnych (nie podpisało się tylko dwóch socyalistów i czterech socyalistów żydowskich) odczyta!

dr. Leon Babiński (realista) jasno, śmiało i /mocno wyraża te aspiracye, za któremi dziś stoi cały Naród Pol­

ski :

Deklaracya ta brzmi, jak nastę­

puje :

„W chwili olbrzymiego napięcia wojny obecnej, która zwaliła na Na­

ród Polski brzemię klęsk materyal- nych, alę jednocześnie otworzyła przed nim widok odbudowania wła­

snego Państwa, powołany został do życia samorząd stołecznego miasta Warszawy.

Odczuwając powagę chwili hi­

storycznej tak wielkie w Narodzie budzącej nadzieję, my, pierwsza Ra­

da Miejska stolicy polskiej utworzo­

na w przeważnej większości swojej w drodze dobrowolnego, patryotyczne- go porozumienia się różnych warstw i odłamów społecznych oraz różnych ikienunków politycznych polskich, .składamy na pierwszem, uroczystem zabraniu naszem następujące oświad­

czenie: Do gospodarczej i kultural­

nej działalności powołani, sity i umie­

jętności nasze ku ternu wytężymy, aby gospodarstwo i kulturę W arsza­

wy w duchu narodowym i na podsta­

wie .równouprawnienia obywatelskie­

go podżwi/gnąć, aby klęski i ciężary, jakie wojna miastu przyniosła i jesz­

cze przynieść może—złagodzić, iprze- 4

(5)

Uroczyste otw arcie Rady Miejskiej.

Fot. M aryan Fuks.

Radny inż. R o g o w icz, czło n e k G rupy P racy N a ro d o w e j, w to w a rz y ­ stw ie inż. W ó jc ic k ie g o , id ą na p o sie d ze n ie Rady M ie js k ie j s to ­

łeczne go m ia sta W a rs z a w y Fot. Maryan Fuks.

Zebrana tłu m n ie p u b lic z n o ś ć o w a cyjn ie w ita przew o d n iczą ce g o Rady M ie js k ie j, Dr. J. B rudzińskiego.

Hr. H u tte n -C za p ski, k u ra to r U n iw e rsyte tu w a rsza w skie g o i ks. O l­

gierd C z a rto ry s k i, ud a ją się na pie rw sze p o sie dzen ie Rady M ie j­

s k ie j s to łe c z n e g o m iasta W arszawy. Fot. Maryan Fuks.

dewszystklem zaś, aby ludność ipira- cująca, tak ciężko przez wojnę dot­

kniętą, materyalnie i moralnie rato ­ wać. Te prace nasze pełnić będzie­

my w rozumieniu, że samorząd W ar­

szawy jest pierwszym krokiem do odbudowy państwa Polsikiego. Niepo­

dległe Państwo Polskie, wyposażone w organy i środki, niezależność jego

wyrażające i zabezpieczające — oto cel najwyższych, dawnych i óbecnych wysiłków Narodu Polskiego. Oto i nasz święty cel, do którego dążymy.

W przekonaniu, że wojna obecna cei ten ziści, składamy hołd wiernym synom Ojczyzny, którzy od półtora wieku przelewali i przelewają krew za ^wolność i Niepodległość Polski",

Okrzyki ..Niech Źyje Polska" wi­

tały to oświadczenie, z którem soli­

daryzuje się cala powszechność pol­

ska.

Warszawa przemówiła. W od­

powiedniej chwili, we właściwych warunkach, z należną godnością i spokojem.

5

(6)

„Gościnny Dwór“.

Dnia 22 b.'m. odbyło się otwarcie przebudowanego podług wymagań nowoczesnych Gościn­

nego Dworu. Obecni byli: pierwszy burmistrz miasta inż. Piotr Drzewiecki (1). inicyator tej przeróbki p. Stefan Laurysiewicz (2), pp.: Jerzy Meyer (3), Dr. Pollack (4), inż. Pucia­

ta (5), Król (6), Stanisław Hirszel (7), inż, Rupiewicz (8) pod którego kierunkiem prowa­

dzono roboty. Fol. M aryan Fuks.

„W ESELE”.

Opera Karola Rostworowskiego.

Ujęcie arcydzieła Wyspiańskiego w szaty muzyczne, wywołało kwestyę spor­

ną, czy wogóle utwory tego rodzaju mo­

gą być użyte, jako libretto do opery.

Powstały z tego powodu poglądy krańcowe i nieprzejednane; sprobójmy zbudować między niemi most — wza­

jemnego porozumienia .się.

'Nie widzCmy powodu1, dlaczego ja­

kiekolwiek bądź dzieło, posiadające wa­

runki życia scenicznego', nie dałoby się połączyć z muzyką.

Niezawodnie, że istotnej „akcyi" mo­

że być tam mniej lub więcej, zależnie więc od tego będzie można z mniejszą lub większą słusznością nazwać takie po­

łączenie — dramatem muzycznym.

Tam, gdzie jest mało „czynu" a wie­

le wynurzeń uczuciowych, można podob­

ny objaw nazwać — sceną liryczną; o- powiadamie sprowadza pierwiastek epicz- ny i zarówno liryka, jak i epos — łączą się wybornie z muzyką, chociaż w tym wypadku nie stanowią materyału odpo­

wiedniego do — opery, czyli ■— dramatu muzycznego.

Całkowicie niepodatnemi do łączenia się z muzyką okazują się pierwiastki czysto rozumowe, jak to: wszelka filozo­

fia, dowodzenia polityczne, ekonomiczne i wogóle —■ nauka ścisła.

„Wesele" Wyspiańskiego wiąże się- wprawdzie z ideami politycznemi i po­

glądami filozoficznemi, ponieważ jednak na tern tle rozwija się obfitość porywów

uczuciowych, wytwarzają się sytuacye i w pewnym stopniu — akcya sceniczna, wszystko to zatem stanowi materyal po­

datny do łączenia -się z muzyką.

Można stąd wyciągnąć wńfosek, że ubóstwo akcyi scenicznej w „Weselu"

czyni zeń materyal nie bardzo wdzięcz­

ny do „opery" w ścisłem znaczeniu, co jeszcze nie wychodzi na jedno, ażeby ilustracya muzyczna do „Wesela" była w zasadzie — artystycznym błędem.

Wszystko zależy od tego, jak się coś wykonywa. Talent i geniusz mogą walczyć zwycięzko .z najlogiczńiej1 wy- rozumowaną teoryą estetyczną a sama 'ich potęga twórcza staje się podstawą, wystarczającą do nowych teoryi.

Panu Karolowi Rostworowskiemu,

Na widowni z tygodnia.

CASEMENT, przewódca ruchu irlandzkiego, skaza­

ny na śmierć, w sprawie któ­

rego interweniował papież.

A. GRZYMAŁA - SIEDLE­

CKI, znany krytyk lite ra ­ cki, został kierownikiem teatrów miejs. w Krakowie.

Prof. dr. FR. ZOLL (młod­

szy), powołany na stano­

wisko wiceprezesa Rady szkolnej krajów, w Galicyi.

kompozytorowi muzyki w „Weselu", nic można odmówić talentu.

Wykazał on wiele zdrowej intuicyi

■scenicznej w łączeniu poszczególnych o- brazów; wyczuwa on dobrze miarę

„czasu", w stosowaniu różnych efektów', czyli, że jego muzyka nie tamuje biegu akcyi: unika on wszelkiej przesady i niewczesnych pomysłów, jest szczery, bezpretensyonalny i wyżej ponad swój wzrost — nie sięga. Publiczność z przy­

jemnością wysłuchuje .melodyi, płyną­

cych gładko, barwnie, uczuciowo.

W tein wszystkiem jednak uderzają pewnie typowe „naiwności", wynikające z niedokończonego wykształcenia fachowe­

go, jako .to: zbyt pospolite harmonie,brak wszelkiego kontrapunktu, ubóstwo w roz­

wijaniu tematów.

Niemniej „Wesele" powinno cieszyć się u nas powodzeniem. Po za wszyst­

kiem, co już dal Wyspiański, bardzo wiele uczyniła reżyserya „Teatru Pol­

skiego". Inscenizacya wyborna, kiero­

wnictwo muzyczne oddano w ręce kapel­

mistrza pierwszorzędnego, p. Zdzisława Birnbauma, który zretuszował harmonie i całość zinstrumentował.

Silnie też zainteresowano publicz­

ność dość znaczną liczbą wykonawców nowych, z których wszystkich niemal można uważać za powołanych, jeśli przy­

jąć zastrzeżenie, że niektórzy mają jesz­

cze przed sobą długą i gruntowną pracę w zakresie techniki-.

Do tych ostatnich w szczególności zaliczamy pana Stelmowskiego, który posiada niezwykle piękny i potężny glos tenorowy; wybornie przedstawił się tez tenor p. Janowski, dotychczas u nas nie­

znany, posiadający już wcale nieźle wy­

robioną emisyę. Dobrze popisała się p.

Leliwa; p. Remy wykazał glos silny o pięknej barwie i dobrej e-misyi. Z tru­

dnej roli poety dzielnie wywiązał się p.

Sarna. Wymieniamy jeszcze, j.ako do­

brze nam znanych’., pp. Stella d‘Arte, p. Mączewskiego, Munclingera-Adama, Szellera i wreszcie p. Brzezińskiego, któ­

ry w roli gospodarza prawdziwy święcił

tyuinf. /.. R.

%

(7)

„Ratujcie dzieci” .

Na wezwanie Gł. Rady Op. w okoli­

cy Skulska i Wilczyna dnia 11-go i 12-go czerwca r. b., Wielkde'j Kwesty ogólno­

krajowej p. t. „Ratujcie dzieci", urządzo­

no dwudniową sprzedaż kwiatka. Celern zainteresowania szerszych warstw ludu, dla którego forma kwesty kwiatkowej

■była dotychczas obcą — zarządzono ró­

wnież rozdawnictwo obrazków św. z pa- miątkowemi napisami: „Pamiątka Kwe­

sty Ogólnokrajowej. — W jedności siła".

W myśl Konstytucyi 3-<go maja, roczni­

cę 'której święciliśmy niedawno, organi­

zatorowie miejscowi sprawiedliwie za­

stosowali w doborze kwestarek i kwe­

starzy zasadę trójstanowości, co dało maksymalne wyniki moralne i materyal- ne (zebrano przez 2 dni 1,500 rb.). Kwe- starki, aby uniknąć wyróżnień, obrały o-

ibowiązująicy strój kujawski. O rg a n iza to ro w ie K w esty (w o b rę b ię p a ra fii S kulsk i W ilczyn) pod hasłem ,,R a tu jcie D zie-

tf. Sz. c i ” w o to c z e n iu k w e s ta re k i k w e s ta rz y .

Teatry warszawskie.

TEATR ROZMAITOŚCI. „Czerwony goździk", sztuka w trzech aktach E. Foel-

ders‘a.

„Czerwony goździk" mógłby być doskonałym nabytkiem dla „Grandę Gui- gnolu". Jest sztuką okropnie tragiczną.

Pokazuje baronów i hrabiów, którzy pia­

stują iwysokie urzędy państwowe. Ba­

ron zgrany, zrujnowany majątkowo, jest żonaty i żonę ma piękną. Hrabia popie­

ra barona, ratuje go od nędzy i umizga się do żony swego przyjaciela. Marietta nienawidzi obydwóch* 1. Zakocha się w swoim fryzyerze. Fryzyer ten 'jest so- cyalistą. Skradnie on z kasy barona no­

wą ustawę antistrajkową. Ogłosi w

„Przyjacielu Ludu" czy w innym „Glo­

sie sprawiedliwości". Karyera barona i ministra' hrabiego' wisi na włosku.

Policya wszczyna śledztwo.

Aresztują szofera i pannę do towa­

rzystwa, jako podejrzanych. Komisarz policyi wpada ma ślad, że to jednak ktoś inny popełnił kradzież papierów. Wtedy weźmie na siebie winę Marietta, gdyż przypuszcza, że złodziejem .jest jej uko­

chany fryzyer. Na tern nie kończy się jednak filma niespodzianek. Jeszcze wi­

dzimy, jak Marietta wydostaje tajemni­

cę spiskową ze swego fryzyera. Telefo­

Z żałobnej karty.

S T A N IS Ł A W G L E Z M E R , p r z e m y s ło w ie c , c z ło n e k R ad y P a ń s tw a w P io tro - g ro d z ie , fila n tr o p , z m a rł.

H E N R Y K Ś W IĘ C IC K I, w y ­ b itn y p o s e ł p o ls k i d o D u ­ my p io tr o g r o d z k ie j, z m a rł

na K a u k a z ie .

M A K S Y M IL . W Ę G R Z Y N , zn any a rty s ta d ram , b y ły re ż y s e r T e a tru P o ls k ie g o ,

z m a rł w M o s k w ie .

nuje ją mężowi. Mąż obstawił przedtem jednak wszystkie wyjścia ż domu dete­

ktywami. By ratować fryzyera, tonie Marietta -w jego ramionach. W trzecim akcie zrozumie on dopiero ten podstęp i udusi Mariettę.

Treść „Czerwonego goździka" nie należy do rzeczy tych, które mogą zain­

teresować widzów Teatru Rozmaitości.

'Poziom jej zaledwie zadawala niewybre­

dnych bywalców kinematograficznych.

Wogóle ostatnie premiery świadczą, że Zarząd Zrzeszenia nie przykłada zbytnio uwagi’ w celu utrzymania poziomu lite­

rackiego i artystycznego, szukając tyl­

ko takich sztuk, któreby mogły robie

„kasę". Żałować należy, że wystawia­

jąc tę z kiepska węgierską sztukę,

■włożono trud w rzecz zupełnie chybio­

ną. Aktorzy grali sprawnie. Na czoło wykonawców wysunęła się p. Szylling, której talent zajaśniał znów w całej peł­

ni. 'P. Junoszy-Stępow-skiemu kazano grać barona, co czynił z wielką umieję­

tnością. Ale czyż warto takiego artystę zaprzęgać do wykonywania tak nie­

wdzięcznych ról i w .takich sztuka cli!

Czy nie lepiej byłoby obudzić jego in- wencyę na kreacye w repertuarze po­

ważnym .i literackim wymaganiom od­

powiadającym?! Wystawa staranna.

TEATR LETNI. „Faun", komedya w 3-ch aktach E. Knoblaueha.

Karkołomne farsy francuskie nie za­

silają teraz podstawy repertuarowej Teatru Letniego. Szuka więc .reżyserya gorączkowo nowości i niekiedy udaje się jej uczynić wybór szczęśliwy. Z pomię­

dzy komedyi, które ostatniemi czasy widzieliśmy na scenie Teatru Letniego,

„Faun" należy do rzędu udatniejszych.

Opromieniony jest przytem ten nieziem­

ski stwór odrobiną poezyi. Treść ko­

medyi sprowadza się do fabuły:

Rozmiłowany sportsmen, koniarz, miody lord Stanley, przegra! na wyści­

gach ogromną sumę. Jest zrujnowany.

Jedno tylko pozostało wyjście z trudnej sytuacyi: rewolwer. Ody jednak ma za­

miar pr.zylo'żyć lufę do skroni, na weran­

dzie zachichotało, zaszeleścialo. Wnet zjawi się faun kosmaty. Pragnie on po­

znać życie ludzi. Chce być powolnym sługą Śtanley‘a. Zna tajemnicę wielką, która wydźiwignie z ruiny zgranego lor­

da. Ale też Faun przebrany za włoskie­

go księcia Silvaniego ułatwi Stanley‘owi zerwanie z narzeczoną, której nie kocha.

Połączy w uścisk miłosny dwie kochają­

ce się pary. P.o doświadczeniach dwóch aktów znienawidzi Faun ludzi i zaprag­

nie powrotu na łono przyrody. P. Kno- blauch wprowadził postać cyrkowego Fauna do swojej sztuki, by przez jego usta chłostać społeczeństwo angielskie, demaskować jego konwencyonalne kłam­

stwa i obłudy.

Podobną w pomyśle, choć zupełnie inną w tonie i ujęciu napisał sztukę St.

Krzywoszewski. Była ona rozwinięciem scenicznem noweli, jaka zjawiła się już w 1904 r. w petersburskim „Kraju" p. t.

„Przygoda poety". Nowela ta była tló- maczoiiia na francuski i na- niemiecki i zyskała sobie dużą poczytność.

Rolę tytułową grał p. Grabowski, wykazując 'wielką zwinność, lekkość i niezmordowanie. Umiał on przytem po­

stać cyrkowego Fauna owionąć senty­

mentem poezyi. Inne role grane były do­

brze. ale nie przyniosły zupełnie orygi­

nalnych kreacyi. Reżyserya nie wyka­

zała pomysłowości. E. C.

P O R A D I W S K A Z Ó W E K

w z a k r e s i e r a c y o n a ln e g o s t o s o w a n i a z a b ie g ó w k o s m e t y c z n y c h p r z e c i w : z m a r s z c z k o m , w ą g r o m , p i e g o m , o p a l e n i ź n i e , o r a z p i e l ę g n o w a n i a p i ę k ­ n y c h k s z t a ł t ó w c i a ł a , w ł o s ó w b r w i , r z ę s , r ą k , p a z n o g e i i t. p . u d z i e l a / / ’. P a s z k o w s k i, M a r­

s z a ł k o w s k a 113 m . 11. O d 1 0 — 12-ej.

S A L O N S ZT U K I ^ ™

r

Z

ycut

Z

erś

-

tokrzyska

A N T Y K W A R N IA

7

(8)

wy skazał go na karę niając następnie na katorgę na Karze. Po Rechniewski zamieszkał

Ś. p. Tadeusz Rechniewski.

Dn. 23 lipca odprowadził liczny or­

szak towarzyszów pracy na cmentarz Powązkowski zwłoki Tadeusza Re- chniewskiego. Zmarl on w 54 roku ży­

cia po przebyciu ciężkiej operacyi.

'Urodzony w 1862 r„ ukoń­

czy! w y d z ia ł prawny uniwer- s y t e t u petro- g r a d zkiego.

Jeszcze j a k o s tu d e n t, Re­

chniewski za­

czął brać czyn­

ny u d z i a ł w

■pantyi socyali- stycznej ,,'Pro- letaryat". W r.

1886 znalazł się na ławie oskar­

żonych w wiel­

kim p r o c e s i e

„Proletaryatu".

W y ro k sądo- śmierci, zamie- czternastoletnią odbyciu katorgi w Czycie, stąa następnie pozowolono mu przejechać do Irkucka. Podczas ruchu wolnościowego aresztowano go i uniknął kary śmierci jedynie dzięki zatargowi władz irkuckich z gen. Rennenkampfem, kazano mu jed­

nak opuścić Syberyę i wtedy'1, korzysta­

jąc z tego Rechniewski, przyjechał do Warszawy, gdzie odrazu zaczął brać czynny udział w Polskiej Partyi Socya- listycznej, a po jej rozłamie w t. zw.

„Lewicy". Od ruchu 1906 r. ,aż do cza­

sów przedwojennych redagował z wy­

trwałością tygodnik robotniczy, noszący kolejno inazwy: „Wiedza", „Nowe Ży­

cie", „Światło" i „Kuźnia", wydawany ze względów cenzuralnych w Wilnie, ale

■redagowany w Warszawie.

Rechniewski przyjmował też czyn­

ny udział w pracy kulturalno-oświatowej.

Dużo czasu i trudu poświęcił „Uniwersy­

tetowi dla wszystkich", oraz V Oddzia­

łowi Kultury Polskiej. Ostatnio był pre­

zesem Uniwersytetu Ludowego.

Jako bojownik haseł socyalistycz- nych należał do rzędu niezwykle konse­

kwentnych i z żelaznym charakterem jednostek. Był to jednak działacz wy­

łącznie podziemny. W pracy tej sterał życie i nie odczuwał już nowych powie­

wów i nowych wymagań chwili dziejo­

wej. Zapatrzony w program- walki klas i doktrynę marksizmu, dla Spraw ogól­

nonarodowych nie znajdował już miej­

sca w swoich wystąpieniach .publicznych.

Żelazna jego i nieugięta wola impo­

nowała otoczeniu. Ten człowiek cichy nawet w więzieniu nie traci! nigdy grun­

tu pod nogami. Prowadził dalej swoje dzieło uświadomienia klasowego. Cześć jego pamięci!

Ś. p. Zofia Kęczkowska.

W końcu czerwca w mieście rodzin- nem Kaliszu, zmarła dotknięta płucną chorobą ś. p.

Zofia Kęczkow­

ska. Obdarzona ta le n te m poe­

tyckim, o bardzo religijnym na­

stroju, w prze­

ciągu względnie krótkiego życia, gdyż zmarła w 37 roku, wydała kilka tomów po- ezyi, z których k a ż d e prawie słowo cechowa­

ła s z la c h e tn a myśl i uczucie.

Pierwsze prace --- _ i,~

swoje drukowała w miejscowej gazecie kaliskiej, której przez kilka lat stałą by­

ła współpracowniczką, następnie pracowa­

ła w Kuryerze Kaliskim. Ostatni wiersz na krótko przed skonem napisany, druko­

wała „Jednodniówka Kaliska”, wydana na

„Ratujcie dzieci’ .

i Alfreda Konara X

l 8

„ M ł o d o ś ć p a n n y M a n i”

powieść Rb. 2.00

„ J e s i e ń ” „ „ 1.60 Zło nabycia we wszystkich

księgarniach

S. p, Teofil Polaski,

od 9 łat emeryt, zmarl w Warszawie w d. 15 lipca r. b„ w 67 roku życia.

Zmarły należał do rzędu tych ludzi, którzy bez rozgłosu wiele czynili dobrego, to też wśród szerokiego koła tych wszystkich, z którymi łą­

czyły go sto­

sunki, czy to ko­

leżeńskie na po­

lu pracy, czy też blizkiej zna­

jomości, zyskał sobie szczerych i se rd e c z n y c h przyjaciół. Cześć jego pamięci!

NOWOŚĆ! NOWOŚĆ!

SI. Krzyiitoszewski

„ROZSTAJE”

K O M ED Y A W 3-ch A K T A C H . Do nabycia we wszystkich księgarniach.

( T ijT l 71 ST. G Ó R S K I E G O

11

U l a ł " JJPEWNY naWYN15ZCZENIE O D C IS K Ó W

FABRYKA WAG

Stanisława Księcia LubomirsBicgo

i (dawniej JULJUSZ SPERLING) Warszawa, Leszno JNś 90.

I poleca wagi wagonowe, wozowe, stołowe i dzie- I I siętne, uskutecznia reparacje takowych i przyjmu-

. je do ostemplowania.

P o le c a m y g o r ą c o S z a n o w n y m c z y te ln ik o m 92 le tn ią s ta r u s z k ę w d o w ę po u r z ę d n i k u , k tó r a w o b e c d z is ie js z y c h w a r u n k ó w z m u sz o n a b ła g a ć o p o ­ m o c b y n ie u m r z e ć z g ło d u . O f ia r y d l a s ta r u sz k i o d c ię te j o d r o d z in y

p r z y jm u je A d m in is tr a c y a „ Ś w ia t“ , Z g o d a 1.

Kamienie żółciowe

r o z p u s z c z a i le c z y

r a d y k a l n ie

H E P B R O Ł

P r o w i z o r a f a r m a c y i B R O N I S Ł A W A B O R K O W S K I E G O A p te k a S S -r ó w W . K o ś c iń s k ie g o , K a r m e lic k a Ns 2I.

F . W ię c k o w s k ie g o , M a rs z a łk o w s k a Ns 110.

i in n e a p te k i o ra z p ie r w s z o r z ę d n e s k ła d y a p te c z n e .

Polecamy gorąco

żowaną

szwaczkę, niezdolną do pracy od kilku lat. Łaskawe ofiary dla Walas, przyjmuje Redakcya

Skład Win i Restauracya

I. Lijewski i S-ka

Krakowskie - Przedm . JMe 8.

SPECYALNOŚĆs

Stare wina Węg. dla Chorych i Re­

konwalescentów, wszelkie gat. win zagranicznych oraz wina mszalne.

A n r n r n n n l p P f l m u Szan Czytelnikom zasługu- p u i c u c t l I ly jącą na poparcie szwaczkę, która je s t w ostatecznej nędzy niezdolna do pracy przymiera z głodu z matką staruszką. Ofiary dla Z. Swieźawskiej przyjmuje adm. „Św iata” .

O d p o w ie d zia ln y re d a k to r-w y d a w c a : C ze sła w P odw iński. K lis z e i druk w ykonane w Za kł. G ra t. Tow. AkC. S. O rg e lb ra n d a S -ów w W arszawie Za pozwoleniem niem ieckiej cenzury wojennej’.

8

Cytaty

Powiązane dokumenty

W dobie porozbiorowej zdarzyło się, niestety, aż po,trzykroć- iż episkopat polski przeciw przodującym polskim zwracał się albo raczej zwracany by­.. wał

Wydawało się, że za chwilę ten ogień, więziony pod skorupą ziemi, przedrze się wreszcie przez nią i bu­.. chnie w górę straszliwie jasnym

ogłoszenie przez Rząd Narodowy uwłaszczenia nie ,zrobiło powstania, tak jak się spo­. dziewano, ruchem ludowym, to

no pod broń. Jest to ubytek sił roboczych bardzo znaczny, a sposoby zaradzenia temu staną się palącą sprawą ekonomicz­.. ną w całej Europie. Jak wiadomo,

W jakici formie ułoży sie stosunek miasta do teatrów, dziś przewidzieć się nie da.. zaieżnetood przyszłych stosunków nietylko

System wyborczy polaków różni się dość znacznie od normal­.. nego, głównie co dp posłów Rady Państwa, niema u nas bowiem ani ziemstw, ani korporacyi

żyła i doprowadziła do wielkiego dnia 5 listopada, dnia pamiątkowego już w historyj naszej, bo dnia tego przed jedenastu laty odbył się w Warszawie narodowy

Szkoły też ustawiły się w szeregu.. Porządku przestrzegali