•Na 1 (1283), W arszawa, dnia 6 stycznia 190? r. Tom XXVI.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAOKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENU M ERA TA „W SZ EC H SW 1A T A “ . W W a r s z a w ie : ro c z n ie rb , 8, k w a rta ln ie rb . 2.
Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : ro c z n ie rb . 10, p ó łr. rb . 5.
PRENUM EROW AĆ MOŻNA:
W R ed a k c y i W sz e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s i ę g a rn ia c h w k ra ju i za g ra n ic ą . R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i co d zie n n ie od g o d z i
n y 6 do 8 w ieczorem w lo k a lu re d a k c y i.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. T e l e f o n u 8 3 1 4 ,
OD R E D A K C Y I .
W sze c h św ia t rozpoczyna swój tom dwudziesty szósty pod wróżbami, jeżeli tiie lepszemi stanowczo, to przynajm niej nie t a k zastraszającemu, j a k b yw ało dotychczas.
P rzedew szy stk iem raz jeszcze z chlubą i radością przyp om ina w tej chwili te z a szczytne dla niego i w yjątkow o życzliw e zabiegi, których w y razem b y ła odezwa, podpisana przez w szystkich członków Wydziału M a tem atyczno-Przyrodniczego A k a demii U m iejętności w K rakowie, zwrócona do całego w ykształconego ogółu polskie
go i p rzedrukow ana w bardzo wielu organach naszej prasy. O dezwa ta niezmiernie podniosła nas n a duchu, pozwalając wierzyć, że je d n a k praca nasza musi mieć j a kieś znaczenie, musi by ć dla kogoś p rz y d a tn a i pożądana, kiedy za jej przedłuże
niem odzywają się glosy tak bardzo poważne i budzą tak szerokie echa. I oprócz tego objawu u znania dla naszej rob o ty o trzym aliśm y z wielu stron mniej głośne lecz nie mniej dla nas miłe dowody, ż e j e s t u nas niemało ludzi bardzo życzliw ych s p ra wom nauki i jej rozwój u w a ż a ją c y c h za pierw szorzędną sprawę narodową, k tó rz y na W szechśw iat p a tr z ą ja k o na w ażną w ty m względzie placów kę.
Z drugiej strony staje się rzeczą coraz bardziej widoczną, że czasy obecne, wogóle t a k pełne za m ę tu i niepokoju, dla ośw iaty u nas, a w szczególności — dla n au k ścisłych i przyrodniczych m ogą stać się początkiem nowego, pomyślniejszego okresu. W pro w a d ze n ie t y c h n auk do program ów szkolnych, skierowanie ku nim umysłów m łodzieży j e s t na p orządku dziennym, a jak k o lw ie k p raca pospieszna, nie
raz doryw cza może, około reform y naszego w ykształcenia, jak a z konieczności p r a k ty k u je się dzisiaj, niezawsze prowadzi sprawę odrazu na drogi najwłaściwsze, spo
dziewać się można, że raz rzucone nasiona wzejść m uszą w niedalekiej przyszłości.
2 W S 54E C HS \Vl A T H i T a k a j e s t bowiem w łaściw ość wszelkiego ziarna zdrowego, że minimum w arunków je g o rozwoju w ystarcza, a b y wydało m łodą roślinkę, u ju ż rzeczą j e s t pilnego ogro
dnika, żeby m ło dy pęd rozrósł się i rozw inął jaknajokazalej. D otychczas położenie było takie, że ani nasion rzu cać, ani, tem bardziej, czuwać nad w zrostem i rozwojem pędów nie było nam wolno.
Otóż dwie powyższe okoliczności: zwrócenie uwagi na d oty chczasow ą działal
ność W szech św iata, jakkolw iek z konieczności mało doniosłą, nierówną i skrępowaną, oraz wzmocnienie sta n o w isk a n au k p rzy ro d n icz y c h w kraju, dodają nam otuchy i w ia ry w przyszłość naszę. Nie żyw im y w y bu jały ch ambicyj, nie m am y prete n sy i do s ta w an ia na czele, ale pragniem y, j a k dotychczas, wiernie służyć społeczeństwu
av zakresie, k tó ry od p oczątku był naszym . Z n a jąc braki nasze i wady, pragniem y dołożyć wszelkich sta ra ń o coraz większe doskonalenie się we w szystkich kierun
kach. To dążenie je d n a k m oże się u rzeczyw istnić tylko wtedy, kiedy W y , P r z y ro d nicy polscy, raczycie nam dopomódz światłem i radami, w spółp raco w nictw em i po
parciem w szechstronnem . Do W a s więc z w racam y się z pełną ufnością, że w roz- poczynającem się dla W szechśw iata d rugiem ćw ierćw ieczu nie odmówicie te m u pis
m u dotychczasow ej swej życzliw ości i p racy .
P L A N K T O N W OD SŁ O D K IC H .
Badania n a d florą i fau n ą p la n k to n u stano w ią wogóle dorobek ostatn ich cza
sów. Zaledwie ku końcow i u b iegłego wie
k u zaczęto bliżej p o zn aw ać te organizmy, przy sto so w a n e do b iernego unoszenia się w wodzie a z a m ieszku jące zarówno m o
rza, j a k i zbiorniki wód słodkich.
P la n k to n morski stał się przedm iotem wcześniejszych poszukiw ań, niż słodko
wodny, a to ze w zg lęd u n a swe p r a k t y czne zastosowanie. Organizm am i, wcho-
dzącemi w jeg o skład, karmi się bardzo wiele stw orzeń morskich, czy to przez c a łe życie, j a k np. śledzie, czy p rz y n a j
mniej w okresie m łodocianym ; od p la n k to n u zależy istnienie m n ó stw a zw ierząt morskich, p o s ia d a jąc y c h ogrom ne z n a cz e nie ekonomiczne dla łudzi.
Z tego powodu badania p lan k to n u m or
skiego prędzej i łatw iej m ogły znaleść p o trz e b n e środki oraz p o p a rc ie rządów p a ń s tw nadm orskich, niż poszukiw ania n a d p lank ton em wód słodkich, któreg o bezpośrednie znaczenie p r a k ty c z n e nie j e s t ta k widoczne odrazu. To też b a d a
nia wód 'słodkich pod ty m w zględem za-
.się znacznie później i dotychczas jeszcze nie m o g ą poszczycić się ta k ą ilo
ścią zdobyczy naukow ych, jak tam te.
W każdym je d n a k razie i ich dorobek j e s t już dość poważny.
W niniejszym a rty k u le chcem y podać główniejsze właściwości p la n k to n u słod
kow odnego w edłu g pracy d-ra C. W essen- berg-Lunda ze stacyi słodkowodnej w L y u g b y (w Danii) *).
Oba planktony, zarówno morski jak i słodkow odny p rzedstaw iają ten sam typ i te n sam rodzaj przystosowań do biern e
go unoszenia się w wodzie. W ykazują jedn akże zarazem i wyraźne różnice.
P rzedew szystkiem p lankton morski jest znacznie bogatszy, składa się z setek i t y sięcy gatunków , których obfitość i różno
rodność przyg niata w prost badacza, pod
czas g d y w skład planktonu słodkow o
dnego wchodzą dziesiątki, a co najwyżej se tki g a tu n k ó w i mało je s t d a n y c h do p rzypuszczen ia, a b y dalsze bad an ia w y
kazały istnienie większej ich liczby.
P rz y te m w morzach znajdują się nic;
ty lk o poszczególne gatunk i, ale n a w e t
') N iem ieck i p rz e k ła d a r ty k u łu d - r a W . podał
„ P r o m e th e u s “ w n u m e r a c h 882—884 z r. 1906.
N o I W S ^K Ć H cŚW lAT
cało g rupy ustrojów, k tó ry c h niem a wcale w planktonie wód słodkich. W szy stk ie n atom iast g ru p y słodkowodne odnajdzie
my w plan k to n ie morskim, tylko z wiek- szem bogactwem i większą różnorodnością postaci.
Stosu nk o w e więc ubóstwo w gatunki stanowi pierw szą cechę c h a ra k te ry s ty czną plan k to n u słodkowodnego.
Do tego ubóstw a w g a tu n k i przyłącza się jeszcze zupełny brak istot więk
szych. N a powierzchni mórz lub tuż pod nią unosi się dużo stworzeń, m ający ch nieraz m e tr długości i więcej (jak różne m eduzy, żebropław y i t. p.), g d y wiel
kość1 ustrojów, w chod zący ch w skład planktonu słodkowodnego, mierzy się prze
ważnie co najwyżej na m ilim etry i tylko w yjątkow o dosięga c e n ty m etra. Tworzą go więc prawie wyłącznie ustroje m i
kroskopijnie małe.
Dalej w plan k to n ie morskim znajdu je
my olbrzymie ilości ja j oraz larw nietylko takich stworzeń, k tó re tu spędzają całe ży
cie, ale i takich, k tóre same w stanie doro
słym należą do fauny dna morskiego lub pobrzeżnej; ty lk o larwy ich lub ja ja uno
szą się w wodzie. Po odbyciu rozwoju i w szystkich przem ian opadają one na dno lub przenoszą się ku brzegom i tra cą zdolność do biernego unoszenia się w wodzie.
P la n k to n słodkow odny nie zawiera pra
wie wcale larw gatu nk ów z dna lub po- brzeży, a n a w e t bardzo niewiele znajduje się ich z je g o własnych ga tu n k ó w , jak np. niektórych dafnid (Cladooera) lub w i- dłonogów (Oopepoda). 1' znacznej liczby g a tu n k ó w p lank to nu tego cały rozwój od
b y w a się w ew n ątrz ustroju m atczynego.
W budowie organizmów obudwru p la n k tonów ważną różnicę stanowi również m atery ał, z którego by w a utworzony szkielet organizm ów plank to n ow y ch . Mia
nowicie w p lanktonie m orskim znajduje
my szkielety zarów no krzemionkowe jak i wapienne. W słodkowodnych zaś p rze ważnie krzem ionkow e, w apienne zdarzają się tylko w y jątk ow o i wogóle bardzo rzadko. To t e ż n a dnie mórz pow stają olbrzymie p o kłady, u tw orzo n e wyłącznie z opadłych sko rup ek różnych stw orzeń, I
n ależących do planktonu, ja k np. słynny muł globigerynowy. P ok ła d y w apienne, powstałe n a dnie wód słodkich, nie skła-
| dają się nigdy w całej masie ze szkiele-
! tów organizmów, które należały do plank-
; tonu, poważną ich część stanowią zawsze
; szczątki roślin lub zwierząt, które zamie- I szkiwały dno, a więc różnych wodoro-
! stów, m ięczaków i t. p.
W ażną różnicę wreszcie stanowi wielka jednostajność planktonu słodkowodnego,
j P la n k to n morski można podzielić na s tr e fy, odpowiadające mniej więcej strefom fauny, a zwłaszcza flory lądowej, chociaż odgraniczone mniej ostro. P la n k to n słod
ko w odny natom iast, o ile można sądzić z dotychczasow ych spostrzeżeń, zdaje się b y ć jed n a k o w y m na całym obszarze kuli ziemskiej od jednego bieguna do drugie- j go. Można w praw dzie zauważyć pewne ubożenie jeg o fauny i flory wT miarę p o suwania się ku biegunom; są to jednak tylko różnice ilościowe, nigdzie zaś nie udało się dotychczas w ykazać pew nych grup lub gatunków', k tó re b y były c h a ra k tery sty c z n e dla n iek tó ry ch obszarów.
Istnieje co p ra w d a w jeziorze Tanganji- k a pewien g a tu n e k m eduzy, nie s p o ty kany nigdzie indziej w wodach słodkich, ale wogóle cała fauna tego jeziora j e s t nadzwyczaj swoista i oryginalna, ta k że istnienie tej m eduzy nie stanowi szczegól
nej charaktery styki dla plan kto nu T an- ganjiki, lecz raczej dla całej fauny te g o jeziora. Trzeba zresztą przyznać, że w o góle plankton słodkowodny jezior zw ro
tnikow ych j e s t stosunkow o mało zbada- dany. Z tego jed n a k , co poznano d o tychczas, widzimy, że nie odznacza się on ani bogactw em ani różnorodnością form, i że plankton słodkow odny strefy um iarkowanej zdaje sic przewyższać go n aw et pod ty m względem. J e s t to ró wnież właściwość, k tó rą różni się on w y bitnie nietylko od flory i fauny morskiej ale ta k ż e i od lądowej.
Istnienie i różne c h a ra k te ry s ty c z n e w ła ściwości planktonu zależą, naturalnie, od w arunków życia, p a n ują c y c h w danem ś r o dowisku; ale z drugiej stro ny i sam plankton oddziaływ a na nie bardzo wyraźnie, w p ł y wając w ten sposób dodatnio lub ujemnie
4 WSZECHŚWIAT
n a bieg życia in n y c h stw orzeń wodnych.
Przedew szystkiem , od składu p la n k to nu w znacznej mierze zależy zawartość tych lub ow ych gazów w wodzie. Je ż e li plankton składa się głównie z organiz
mów zwierzęcych, to w oda będzie obfito
wała w bezwodnik węgłowy; wobec p rze wagi roślin będzie w niej więcej tlenu.
P rzekonano się ju ż dawniej, że najw ię- 1 ksżą ilość tle n u w oda m orska zawiera ;
t a m , gdzie p rzew aża plankton roślinny;
bezw odnika zaś węglowego, gdzie p la n k ton składa się głównie z organizmów zwierzęcych. W ostatnich czasach stw ie r
dzono tak i sam w p ływ i dla p lan k to n u słodkowodnego.
Niemniej w yraźnie p lankto n wpływa na oświetlenie głębi wody. Osłabia on mia
nowicie siłę światła, zaciemnia sobą wo
dę, nie pozw alając prom ieniom św ietlnym dochodzić ta k głęboko, j a k w zupełnie czystej wodzie. Św iatło zaś, tak samo, jak z aw arto ść ty c h lub owych gazów w wo
dzie w y w iera pierwszorzędny w pływ na życie w szystkich stw o rzeń w odnych.
A więc istnienie ich zależne jest w zna
cznej mierze od składu i c h a ra k te r u p la n k tonu.
W ostatnich czasach stwierdzono tę zależność dla jez io r s z w a jc a rsk ic h i c h a
rak te re m p la n k to n u w yjaśniono wędrówki p e ry o d y c z n e ryb, d ostrzeg an e w t y c h j e ziorach.
W iadomo ju ż oddawna, że niek tó re ry b y słodkow odne w jez io ra c h s z w a jc a r
skich o d b y w a ją p e ry o d y c z n e wędrówki, przenosząc się w jesieni ze sfery p o b rze żnej w głąb w ody, skąd w ra c ają dopiero w Jecie. W ędró w k i takie, w edług w szel
kiego praw dopodobieństw a, od b y w a ją się i w inny ch w ię k szy c h jezio rach . Badając p lankto n jezior szwajcarskich i zmiany, jak ie zachodzą w jego składzie, przeko- , nano się, że te w ędrów ki ryb pozostają w ścisłej zależności od zmian w skła
dzie plank to nu: p r z y c z y n ą ich j e s t m ia
nowicie nie te m p e r a t u r a wody lub eobądź innego, lecz stopień ośw ietlenia górnych w arstw wody, zawisły, jak wiadomo, w znacznej m ierze od stopnia rozwoju \ plankton u . P la n k to n zaś w naszy ch s z e rokościach uleg a w ahaniom w ciągu ro- j
ku pod w zględem obfitości składających go ustrojów, b y w a mianowicie znacznie uboższy w ilość osobników na wiosnę, niż w lecie i jesieni, a odpowiednio do tego i światło na wiosnę dochodzi głębiej niż w lecie lub jesieni. Od tych zmian w n a tężen iu światła zależą właśnie w ę dró w ki ryb.
P la n k to n nadaje również n i e r a z barwę wodzie. Wiadomo, że morze Czerwone otrzym ało nazwę od obecności w niem pew nych wodorostów tegoż koloru. Inne wodorosty barwią wodę na kolor błękitno- zielony, niebieskawy, żólto-brunatny lub żółtawy, szczególnie w yraźny wtedy, gdy zjawią się w większych ilościach.
W spom nieliśm y przed chwilą, że skład planktonu ulega ciągłym zmianom zależ
nie od pory roku. P rz ek o n a n o się za- pom ocą licznych badań, że tylko niektó
re organizm y znajd ują się w wadzie s ta le, obecność przeważnej ich większości związana j e s t ściśle z tą lub ową porą roku, kiedy ukazują się one najliczniej;
w pozostałych natom iast niem a ich w c a le albo też znajdują się w bardzo małej ilości.
W ystę p o w a n ie pewnego g a tu n k u w wo
dzie można wyrazić krzyw ą, której p o c z ąte k odpow iada chwili ukazania się tego g a tu n k u w małej liczbie okazów; n a jw y ż szy punkt — oznacza m axim um rozwoju;
a spadek krzywej stopniowe zmniejszenie się ilości osobników i wreszcie zupełne ich zniknięcie.
Jeżeli w ykreślimy tak ie krzyw e dla t e go sam ego gatu n k u , ale wziętego z ro z
m aitych jezior, to p rzekonam y się, że z a zwyczaj odznaczają się one uderzającą zgodnością. N ajw y ższe p u n k ty k rz y w y c h czyli maxitna pew nego g a tu n k u w róż
nych jeziorach w y p a d a ją prawie je d n o cześnie. Toż samo o trzym am y, jeśli n a kreślimy krzyw e dla jed n e g o jeziora, ale ( z różn ych lat. W id a ć z tego, że u k a z y
w a n ie się i znikanie różnych gatu nk ów , sk ła d a jąc y c h plankton, odbywa się z n a d z w y c z a jn ą prawidłowością.
Dr. W essenberg-Lund prze d staw ia w n a stępujący sposób zm iany, zachodzące w ciągu roku w składzie p lan k to n u je-
A 1? 1 5 zior obszaru nadbałtyckiego, i zależną od
nich zmianę w barw ie wody.
Plankto n ty c h jezior, j a k i wogóle wszelkich innych, nie odznacza się bo
gactw em fau n y i flory: składa się on głównie z kilku gatu n k ó w okrzemek(Dia- tomaeeae), kilku sinic (Schizophyceae) i jed nego wiciowca (Ceratium hirundi- nella). Od przewagi je d n y c h lub drugich zależy b a rw a wody.
N a wiosnę woda w jeziorach b y w a n a j
czystsza i nadzwyczaj uboga w org a
nizmy planktonowe, nie z d ążyły one bo wiem jeszcze rozwinąć się obficiej. N a j
szybciej rozwijają się, najprędzej do sięg a
ją m axim um okrzemki, które w maju, a czasami n a w e t ju ż w k w ie tniu zjaw ia
ją się w ta k olbrzymich ilościach, że n a dają wodzie barwę żółtawo brunatną.
W lecie n iek tó re jeziora zmieniają kolor na niebieskawo-zielonkawy, inne n a to miast pozostają i nadal żóitawo-brunatne- mi. Niebieskawa b a rw a zależy od obec
ności sinic, n a k tó re w te d y właśnie przy pa d a m aximum ; żółtaw o-brunatna nie p o chodzi ju ż wówczas od okrzemek, scho
dzą one bowiem w lecie z pola, ale od w iciow ca (Ceratium hirundinella), b ę d ą cego w ted y u szczytu rozwoju. W jesieni kolor żółtaw o-brunatny staje się znów po
wszechny, bo wtedy p rzy p ad a powtórne maximum okrzem ek. K u zimie, na k r ó t
ki czas przed utw o rzen iem się powłoki lodowej, w oda znów się oczyszcza, pew na atoli ilość drobnoustrojów zostaje w niej nawet i w ciągu zimy.
Jeziora niebiesko-zielonkawe okazują w cieple i ciche letnie wieczory zjawi
sko ta k zwanego „k w ia tu w o dy “ . Pole
ga ono n a wytworzeniu się na powierzch ni jeziora niebieskawo-zielonkawej w a r stwy, złożonej z sinic- które, będąc lżej
sze od wody, w znoszą się ku jej pow ierzch
ni i układają się na niej, gdy w iatr ucich
nie ku wieczorowi i ustanie falowanie wody.
P rz ek o n ano się, że letnia barwa j e zior pozostaje stałe z roku na rok nie
bieskawą lub żółtawą; jeżeli zaś czasem Jeziora żółtaw e zab arw ią się na niebiesko, to zdarza się to w yłącznie w bardzo cie płych latach . P rz ek o n a n o się dalej, że
I jeziora niebieskawe, pok ryw ające się co rok „kw iatem w o d y “, są zwykle bardzo
| płytkie i że tem peratu ra ich w lecie u trz y muje się dłuższy czas n a -f- 20° 0 ; p od czas gdy jeziora, k tó re nigdy nie m iew a
ją „kw iatu w o d y ”, odznaczają się w ięk szą głębokością i są chłodne, tem p e ra tu ra ich w lecie dochodzi co najw yżej do 18° C. i przy te m tylko na krótko.
Ten związek barw y jezior z ich tem p e raturą znajduje wyjaśnienie w w arunkach życiow ych zamieszkującego je planktonu.
N iebieskawa barwa, a zwłaszcza „kwiat w o d y ” m ogą być dostrzegane jedynie w jeziorach ciepłych, ponieważ sinice, wyw ołujące tę barwę, m ają maximum mniej więcej około 20° C. A więc barw a ta właściwa jest wyłącznie latu i cieplej
szym jeziorom. Maximmn okrzem ek le
ży znacznie niżej, między 6— 16° C. i dla
tego barw a żółtawa właściwa j e s t je z io rom chłodniejszym, a także wiośnie i j e sieni. W lecie jez io ra chłodniejsze, k t ó ry ch te m p e ra tu ra nie dochodzi do 20° C, nie m ogą przybrać koloru niebieskaw ego, ale barwią się i dalej na żółtawo od ob ec
ności wiciowców (Ceratium hirundinella), których m aximum w ypa d a około 18°,w te m p eraturze pośredniej między okrzem kam i a sinicami. W te n sposób widzimy, że barwa jez io r zależy ostatecznie od ich tem p e ra tu ry , ham ującej lub przyspiesza
jącej rozwój różnych organizmów p la n k tonu.
Przejdziemy teraz do żyw ienia się p la n k tonu i do dalszych je g o losów. Skład a
ją c e go organizmy zwierzęce, pozbaw io
ne przeważnie ruchów samodzielnych lub posiadające je co najw yżej w bardzo sła
bym stopniu, zdane są zupełnie na łaskę fal w odnych, i karmią się drobniejszemi ustrojami lub szczątkam i organicznemi, które im woda sama donosi. Nie wno
szą więc one nic nowego w swoje środo
wisko, j a k wogóle wszelkie organizmy zwierzęce; w yrabianiem związków o rg a nicznych zajmują się tu ta k samo, jak i wszędzie, organizmy roślinne. P ro d u k tem zaś ich życiowej ""działalności byw a tu przeważnie tłuszcz, szczególnie obficie nagro m adzający się u okrzemek, w p o
6 WSZECHŚWIAT
staci k u listy ch kropelek żółtawo-czerwo nej barwy.
Tłuszcz ten ma nadzw yczaj ważne zua- czerlie w odżywianiu się znacznej liczby organizmów planktonu, a tak ż e i wielu innych stw orzeń wodnych, k a rm ią c y c h się pośrednio lub bezpośrednio roślinami, w chodzącem i w skład p lan kto n u.
Okrzem ki między innemi stanow ią głów
ny pokarm wielu zw ierząt p lank to n o w y ch , szczególnie zaś drobniutkich raczków wi- dłonogieh (Copepoda).
T o też w ciele t y c h raczk ó w można za u w a ż y ć kropelki tłuszczu zupełnie t a kiego k ształtu i b arw y, ja k u okrzem ek.
Stwierdzono p rz y te m , że widłonogi za
w ierają najobficiej krople tłuszczu w 'cza
sie vnaxhnura rozwoju okrzem ek. Ścisła wiec ich zależność od okrzem ek i od tłuszczu w yrabianego przez nie, nie m o że ulegać najm niejszej wątpliwości. K acz
ki te same znowuż służą za p o k a rm in
nym w iększym raczkom , a tak ż e ryb o m i p tak o m w odn y m i z a o p atru je je w ten sposób w zapas tłuszczu. P rz e k o n a n o się między innemi, że tłuszcz, k tó ry m n ie k tó re ptaki wodne try s k a ją n a n a p a stn i
ków, pochodzi właśnie od ty ch raczków, znajdujących się w ich żołądku.
Tłuszcz, w y tw a rz a n y przez organizm y roślinne p la n k to n u , służy n ie ty lk o na p o karm dla bardzo wielu stw orzeń wodnych, od g ry w a 011 ważną rolę. i pod innemi względami.o v
Po śmierci żyjątek, zaw iera ją c y c h kro
pelki tłuszczu w swcm ciele, w y d o s ta ją się one częściowo nazew nątrz. wznoszą się k u powierzchni i rozpościerają się n a niej cienką w arstw ą, w y tw a rz a ją c tam m iejsca ciche i p ozbaw ione fal, wyraźnie odrzynające się od miejsc sąsiednich bez tłuszczu, falujących m ocniej lub słabiej.
T a k ie m iejsca w Sz w a jc ary i noszą c h a ra k te ry s ty c z n ą nazw ę :,plam oliwnych".
P odo b n ież wielce praw d o p o d o b n e m je s t przypuszczenie, że t e n tłuszcz p o c h o d z ą cy z planktonu, bierze również pewien udział w tw orzeniu się p ia n y u brzegów- W iadom o, że fale, u derzające, o brzegi, nie zawsze w y tw a rz ają ty le ż samo p i a n y : czasami, g d y w iatr je s t bardzo silny, nie m o żna je j praw ic wcale zau w aży ć, c z a
sami zaś wobec najłagodniejszego w ietrzy
ku tw orzą się jej olbrzymie kłęby. Zale
ży to niewątpliwie od obecności w wo
dzie jakiegoś ciała, k tó re ułatwia w y twarzanie się takich p ęcherzy kó w z. po
wietrzem. Tłuszcz zaś będzie nadawał się do teg o jaknajlepiej. Przypuszczenie to je s t tem prawdopodobniejsze, że piana ta k a sprawia istotnie wrażenie tłustej.
II. Ih/akoir.tki.
(Dokończenie nastąpi).
HENRYK POINCARE.
O F I Z Y C E D Z I S I E J S Z E J .
-Na doroeznem posiedzeniu p ublieznem Akadem ii paryskiej w dniu 17 gru d nia 1900 r. ił. Poincare wygłosił tra d y c y jn ą mowę. poświęconą c h a ra k te ry s ty c e bada- czów, zm arłych w ciągu ubiegłego roku, oraz z obrazow aniu zdobyczy, o siągniętych w ty m okresie czasu. W przem ów ieniu tem , któ re niczem nie przy p o m in a sza
blonowych w y s tą p ie ń tego rodzaju, roz
ległość w idnokręgów , w y tra w n o ś ć sądu, wreszcie w y tw o rn a forma literacka zło
żyły się na prawdziw ą ucztę duchową, której szczególnego u ro ku dodaje su b te l
na ironia m ów cy pod adresem b e z k ry ty c z n y c h e n tu z y a s tó w „najnow szych w y ników w ie d z y ”. Szczególnie cenne są uwagi, do ty cz ą c e F izyki, w k tó ry c h , p o mimo że są po w pla ta ne tylk o epizodycz
nie, z wielką p las ty k ą z ary sow ały się najważniejsze zagadnienia doby obecnej.
„Świat, pow iada Po incare, przedstaw ia nam się ja k o kolej obrazów zm ieniają
cych się a różnobarw nych, któ re zdają się następować; po sobie w sposób fanta
styczny. W szyscy fizycy wiedzą, że pod tem i przelotnem i pozorami k ry je się g ru nt niewzruszony, nie wszyscy je d n a k umieją grun t t e n odkryć. Jedn i, na podobień
stw o dziecka, uganiającego się za m o ty lem, c h w y ta ją się tego, co j e s t w zjaw is
ku chwilowe, nie rozróżniając rzeczy, k t ó re są wr niem wspólne z faktam i poprze dzającemi i następ u jącem i; inni zdają się być wpatrzeni w m yśl własną, i z a m y k a
N> 1 WSZECHŚWIAT 7 j ą oczy, g d y przyroda odważy się im za
przeczyć. F iz y k praw dziw y, jak im był Curie, nie p a trz y ani w głąb siebie, ani na powierzchnię rzeczy, lecz umie doj
rzeć to, co się pod niemi ukryw a.
Ciekaw y je s t p ogląd P oincarego na ro
lę m a te m a ty k i w badaniu fizycznem. „Ma
t e m a ty k a stanowi niekiedy przeszkodę a n a w e t niebezpieczeństwo, albowiem w skutek samejże ścisłości swego ję z y k a skłania nas do tego, że twierdzimy wię
cej, niż wiemy. P o trz e b a pew nego z m y słu subtelnego, aby umieć nią się posłu
giwać; ludzie, zm ysłem ty m obdarzeni, widzą w niej jed yn ie środek do wyraża
nia tej sy m etryi, j a k ą odczuwają w rze
czach ”,
Rad na su w a Poincarem u n astępujące refleksy e:
„Z ciała teg o w yb ieg ają nieustannie promienie, k tó re m ożnaby upodobnić do p o to k u ciałek n a e le k try z o w a n y c h niesły
chanie drobnych, ożywionych prędkościa
mi, prawie dorównywającem i prędkości światła. Ciałka te m ają być ta k lekkie, że rad mógłby je wydzielać przez m iliar
dy łat i nie stracić n a wadze w sposób dostrzeżony. N a p o tk a w s z y na swej dro
dze elektroskop, wyładow ują go, a ude
rzając w n iektó re ciała, w y w ołują ich świecenie, k tó re na pierwszy rzut oka zdaje się być wieczne, ponieważ źródło jego w yd a je się niew yczerpanem .
„Ciałka te poruszają się z prędkościa
mi, ja k ic h dotąd nie znaliśmy, a badanie ich ruchu objawia nam nową ja k ą ś me
chanikę, k tó ra w oczach n ie k tó ry c h en
tuzyastów zastąpi niebawem naszę biedną m echanikę starą, p r z y d a tn ą zaledwie dla naszych n ęd zny ch maszyn, p rzebiegają
cych co najwyżej 120 kilom etrów na go
dzinę lub dla ociężałych planet, posuw a
jących się zaledwie jak ie ś 1 000 razy p r ę dzej. A przed tą n ow ą m echaniką nic się ostać nie może. P o w ia d a ją nam przecież, że niem a ju ż m ateryi i że tó, co dotąd oznaczaliśmy te m mianem, j e s t ty lk o złu
dzeniem pochodzenia elektrycznego.
„Rzecz naturalna, że rad, k tó ry w y tw a rza światło, po w inien tak ż e wytwarzać ciepło, Ale Curie dowiódł, że w y tw a rz a on tego ciepła dużo. B y ła to niespo- ;
j dzianka nielada. Czyżbyśmy stali t u wo
bec ruchu wiecznego? Tw ierdząc tak, po-
| śpieszono się, być może, cokolwiek, sko- i ro obecnie pow iadają nam, że rad pow i
nien w yc z e rpa ć się w ciągu lat 1 200. Ale n a w e t w tem ośtatniem przypuszczeniu zawierałby on sto ty się c y razy więcej ciepła aniżeli węgiel. Wobec tego zaczę- j to szukać źródła ciepła w ew nętrznego glo-
| bu a n a w e t samego ciepła słonecznego w u k r y ty c h zapasach radu.
„Im dłużej badano nową substancyę, tem więcej napotykano faktów, k tó re zdawały się przeczyć wszystkiem u, co sądziliśmy, że wiemy o materyi. Widziano, j a k z sub- stancyi tej wyłaniają się tajemnicze ema- nacye, któ ry c h kolejne p rzem ian y zdaw a
ły się być przyczyną w y tw arzan ego cie
pła i które u kresu oparły się o hel, ów gaz bardzo lekki, o d k ry ty w słońcu na długo przedtem, zanim go n apotkano na ziemi. Czyżby więc ziściło się marzenie dawnych alchemików? Mamyż tu do czy
nienia z przeobrażaniem się pierwiastków?
Ci, k tó rzy obawiają się nowości, nie p o winni niepokoić się zbyt wcześnie. J e s t bowiem rzeczą prawdopodobną, że o s ta tecznie chemikom powiedzie się dziwne te zjawiska wtłoczyć w znane ram y;
w rzeczy samej, ta k czy inaczej, m ożna zawsze dojść do ładu, a jeżeli pierwiastki w myśl definicyi są tem, co pozostaje stałem we wszystkich przeobrażeniach, to muszą być koniec końców niewzruszo
ne. Bądź ja k bądź, są to reakćye, które różnią się bardzo od tych, ja k ie znaliśmy dotąd i w prowadzają w grę ilości energii wprost nieprawdopodobne. B y ć może, że pośpieszono się nieco z n iektórem i wnio
skami; niemniej przeto i tego, co z nich pozostanie, dość będzie do przew ró cen ia całej F iz y k i.”
tit. BouffaU .
O K WAŚŃ KM M LEK U' M IE CZN IK OW A.
Rzecz to, j a k sądzę, aż n azb yt znana, że bak tery e są stałymi m ieszkańcam i przew odu pokarm owego ozłowieką i zwie-
8 WSZECHŚWIAT .M> 1
rząt. W jam ie ustnej liczba ich jest ogromna, zm niejsza się w przełyk u , żo
łąd ku i dw unastnicy, poczem stopniowo wzrasta, im bardziej posu w am y się wzdłuż jelita cienkiego, aż dochodzi do t a k ol
brzym iej ilości w jelicie grubem , że pią
tą, czwartą, a niek ied y trz e c ią część m a
sy kału stan o w ią b a k te ry e.
I rozmaitość bakteryj j e s t wielka. D zie
je się to zwłaszcza w ja m ie ustnej do której wraz z powietrzem, p ok arm am i su- row em i i różnemi przed m iotam i dostaw ać się mogą, przeby w ać i rozm nażać wszel- | kie b a k te ry e. T em się tłum aczy, n a w ia sem mówiąc, dlaczego j a m a u s tn a sta n o wi tak często w ro ta różnych zakażeń.
Ślina bez p rze rw y spłókuje b a k te ry e i przenosi j e do przeły k u, a stąd do żo
łądka; to samo czynią k ęsy pokarmów- W żołądku og ro m n a większość połknię- i ty c h bakteryj w k ró tce ginie, albowiem k w a ś n y odczyn soku żołądkow ego n ie ty l
ko nie sprzyja rozwojowi, lecz wprost działa n a nie ja k o środek odkażający. P e w na wszakże liczba b a k te r y j u n ik a dzia
łania k w a s u solnego: są to bądź b a k te ry e wytrzym alsze, bądź zarodniki, bądź zresz
t ą n a w e t b a k te r y e n iew y trz y m a łe, ale k tó re albo zaraz przen ik ają do dwunastni- ( cy, j a k np. w p rzypadku, g d y do p u s te go ż ołądka w iejem y dużo wody, albo uni
k a ją zabójczego w pły w u kw asu solnego, bo t e n ostatni został nadm iern ie przez ten lub ów płyn rozcieńczony, albo wresz
cie k w aś solny poprostu nie może do
s tać się do b a k te ry j, bo tk w i ą one w źle i z żu ty ch, d u ży ch kęsach p okarm u.
Z żołądka b a k te r y e d o sta ją się do jeli- 1 t a cienkiego, k w as solny zostaje zoboję- ) tnio ny i pozornie nic ju ż nie stoi n a za
wadzie, by się one m o g ły rozwijać i roz
mnażać dowoli. A środowisko jest w y jątkow o podatne: ciepłe, zasadowe, obfitu
je w związki białkowe i w ęg lo w o dan y , soli n ieo rg an iczn ych w niem niebrak. T o też zarodniki kiełku ją, b a k te ry e dzielą się, drożdże p ączkują. Ale właśnie ta p o d a t
ność środo,wiska sprawia, że się w niem najbardziej ro zm nażają te g a tu n k i b a k te ryj, k tó re są najlepiej doń przy stoso w an e;
inne giną w k o n k u ren c y i życiow ej, w wal
ce o byt. Giną np. wszystkie b a k te r y e ,
ślinowe, wszystkie bakterye gnilne, aż nareszcie do jelita grubego dociera dwa, trzy gatunki, rzadziej kilka, a w y jątk ow o kilkanaście, a i te ostatnie t ra c ą życie w jelicie grubem.
Badając dokładnie zaw artość je lita c ie n k iego i grubego, spostrzegam y z łatw o ś
cią, że z początku liczba b a k te ryj nie je s t wielka ale za to ich rozm aitość n ie zmierna, a próby hodowlane w ykazują obfitość g atunków ; stopniowo liczba b a k te r y j wzrasta: pod m ikroskopem widzimy ich coraz więcej, ich kształty są ta k sa
mo rozmaite, ale poszczególnych g a tu n ków ukazuje się w hodow lach co raz mniej, aż wreszcie w kale gotow y m wi
dzim y niesłychane m nóstwo b a k te r y j, ale zdziwienie nas ogarnia, g d y się przeko
n y w am y, że z tego rojowiska wyhodować można stosunkow o niewiele b a k te ry j i to n ale ż ą cy c h zaledwie do kilku g a tu n k ó w Rzecz oczywista, cała reszta, to tru p y g a tu n k ó w nieprzystosowanych.
Nie p o trz e b a c h y b a dodawać, że p o wyższy opis dotyczę tylko człow ieka lub zwierzęcia zdrowego. W przypadkach choroby obraz może się zupełnie zmienić,- ale w to w daw ać się nie możemy.
Dokładne badania wykazały, że g a t u n kiem, biorącym przew agę niemal wyłącz-
| ną w przewodzie pokarm owym ludzkim i większej części zwierząt, j e s t t.. z. b. coli, albo laseczka okrężnicy; jedynie u nie-
j m o w ląt karm ion ych mlekiem przew agę o trzym uje b. lactis aerogenes, gatun ek zresztą do poprzedniego dość zbliżony, a dający się łatwo w y hodow ać z surow e
go mleka.
Zachodzi teraz p ytanie, jakie j e s t z na
czenie opisanego powyżej zjawiska, czy człowiekowi i zwierzętom dobrze je s t z b a k te ry a m i w jelicie, ja k ie są dobre, i a ja k ie złe strony ich obecności.
Otóż przedewszystkiem m usim y ustalić fakt, że człowiek nie może się ż a d n ą m i a rą uchronić od p rzedo staw ania ba kte ry j do przew odu pokarm ow ego, co więcej, obecność ich j e s t niew ątpliw ie p o ż y te c z na. D ow odzą tego bardzo ścisłe doświad
czenia nad rozwojem kurcząt świeżo w y k lu ty c h , k tó ry m dostarczano pow ietrza i p o k a rm u jałow ego, u któ ry c h więc prze-
Ko 1 WSZECHŚWIAT 9 -
wód p o k a rm o w y c h był również jało w y w poró w nan iu z rozwojem k u rcząt zw y
kłych, u k tó ry c h przewód pokarm ow y b y ł „ z a k a ż o n y ”; pierwsze były po kilku ty go d n ia c h nie tylko słabsze, mniejsze od drugich, ale n a w e t nie dały się u trz y m ać przy życiu. Podobnież w y p ad ły pró
by z świnkami morskiemi. Okazało się, że u noworodków ferm enty traw iące w y dzielają się zasłabo, by pokarm, zwłasz
cza białk o w y mógł być należycie stra
wiony. Otóż ferm entom p om agają b a k tery e gnilne, w ydzielające ze swej strony f erm en ty proteolityczne, dość zbliżone do ferm entów zwierzęcych.
F a k t e m jest, że zwłaszcza u zwierząt roślinożernych b a k te ry e biorą poważny udział w traw ieniu tru d n o straw n ych bia
łek roślinnych i to nietylko u zwierząt młodych, ale i u dorosłych. W szakże n a d m ierny rozwój bakteryj gnilnych grozi niebezpieczeństwem otrucia, albowiem oprócz ferm entów wydzielają one wogóle mato znane, a bardzo trujące związki i g d y b y nie laseczka okrężnicy, która mniej więcej w połowie jelita cienkiego zaczyna brać nad niemi górę, człowieko
wi i zw ierzętom groziłoby poważne nie
bezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo to gro
ziłoby zwłaszcza w tedy , g dyby się b a k te ry e gnilne d osta w ały w wielkiej ilości do jelita grubego, albowiem ta m wobec znacz
nie słabszego ruchu robaczkowego za
w artość porusza się wolniej i wsysanie p ły n ó w j e s t energiczniejsze, niż w jelicie cienkiem, a n a d to kał -nigdyby się w sk u te k silnego gnicia nie mógł utworzyć i w szyscy ludzie dotknięci byliby stale p rze w le k łą biegunką. Nie dzieje się to, z w yjątkiem p r zy p a d k ó w chorobowych, tylko dzięki laseczce okrężnicy.
A więc t a laseczka jest naszym p rzy jacielem? I t a k i nie. Tak. ponieważ u su
wa w jelicie spra w y gnilne, nie, ponie
waż j e s t to b a k te r y a chorobotwórcza.
T a o sta tn ia okoliczność w y m a g a roz
patrzenia. Nie ulega żadnej wątpliwości, że u zdrowego człow ieka dorosłego la
seczka okrężnicy nie wyw ołuje żadnych zaburzeń w przewodzie pokarm owym , ale w ystarcza przedostanie się jej do poblis
kich dróg żółciowych, by wywołać g r o ź
ną niekiedy chorobę; wystarcza już prze
dostanie się n a w e t do ściany je lita po
przez nabłonek śluzówki, a tembardziej poprzez samę ścianę jelita, by człowiek został zagrożony śmiercią. W ogó le nie
m a tak iego narządu, gdzieby laseczka okrężnicy nie w y w oływ ała chorób bardzo poważnych. Nie jest to więc towarzysz bezpieczny. 1 pierwsze jej zjawienie się w przewodzie pokarm ow ym , a naw et za
domowienie (człowiek bowiem musi się do niej przyzw yczaić, t a k j a k ona przy
zw yczaja się do człowieka), nie zawsze o dbyw a się bezkarnie. Pomijając nie
zmiernie rzadkie przypadki, g d y n ie m o wlę ginie w kilka dni po urodzeniu wsku
t e k tego, że nabłonek śluzówki nie został jeszcze całkowicie w ykształcony i lasecz
ka okrężnicy, przedostaw szy się przez ścianę jelita, w yw ołuje ogólne zakażenie, wspomnimy tu o nadzwyczaj pospolitych u niemowląt zaburzeniach w trawieniu, biegunkach i t. p. Nie ulega żadne.) wąt
pliwości, że owe zaburzenia są, choć nie zawsze ale niekiedy, wyrazem przystoso
w yw ania młodocianego ustroju do współ
życia z nieproszonym, a je d n a k niezbę
dnym gościem.
Gdy się owo współżycie ustali, zabu
rzenia powyższe znikają, pozostaje wszak
że jeszcze je d n a ujem na strona obecności laseczki okrężnicy. Rzecz w tem , że la
seczka ta w y tw a rz a wśród produktów swej przem iany znaczną ilość indolu i mniejszą skatolu, indol zaś i skatol są to związki tru ją c e i łatw o ulegają wessa- niu. Oczywiście, im zawartość je lita gru
bego dłużej w niem przebyw a, tem wię
cej tw orzy się indolu i skatolu i tem większa szansa otrucia. Na szczęście oba związki, zostają dość szybko w ustroju ludzkim zamienione na nietrujący kwas indolosiarkowy i skatolosiarkow y, które w postaci soli sodowych zostają w ydalo
ne przez nerki.
Cały te n ustęp trzeba było przytoczyć, by zrozumieć stanow isko Miecznikowa w tej sprawie. Zn ak o m ity biolog, p r z e ję t y głęboką w iarą w potęgę nauki, już od pewnego czasu zajm ow ał się t ą spra
wą, a wygłosił przy te m nader oryginalny pogląd. W e d łu g niego jelito grube je s t
10 WSZECHŚWIAT Aś 1
narządem zbytecznym, przechow ując bo- wiem tak długo kał i dając w ten s p o sób fiole do niezm iernego rozwoju lasecz
ki okrężnicy, sprawia, że do u stro ju do
staje się znaczna ilość trucizn, k tó re mu
szą ujem nie w pływ ać na rozm aite tkanki delikatne i pochłaniają niep otrzeb n ie pe
wną ilość energii ustroju celem swego zobojętnienia. Szkodliwe owo działanie przejaw ia się podług M iecznikowa w z b y t wczesnem w y stępo w an iu stw a rd n ie n ia tę tnic, tej praw dziw ej klęski ludzkości, a nadto w z b y t w czesnem w ystępo w an iu różny ch objaw ów starzenia. S tarzenie po
lega właśnie na sto pniow ym zaniku t k a nek szlachetnych pochodzenia n a b ło n k o wego (ekto- lub entoclermalnego) i na przewadze podrzędniejszej tk a n k i łącznej, j G dybyśm y umieli zw a lcz y ć n ad m iern e po. ! wstawanie trucizn b a k te r y jn y c h w jelicie, to tera samem u d ało by się n am oddalić okres starości i uczynić sarnę starość lżejszą. U sunąć je d n a k zupełnie b akteryj z przew odu po karm ow ego nie m ożem y;
w sz y stk ie usiłowania w ty m k ie ru n k u za- pom ocą środków od k a ż ają cy c h zrobiły najzupełniejsze fiasko, a zresztą, wobec tego, co powiedziano powyżej, rzeczą je s t bardzo w ątpliwą, czy by te usiłowania wyszły, na dobre. Możemy, co praw da, ograniczyć w p ły w trucizn b a k te r y jn y c h , o ile dołożym y starań, b y kał nie ulegał ! zastojowi w jelicie g ru bem , ale zupełnie usunąć ich działania nie m ożemy.
P ozostaw ał je d y n y sposób o d k ry c ia t a kiej bakteryi, k tó ra b y mogła, m nożąc się energicznie w przewodzie® pokarm ow ym , zagłuszyć wszystkie inne bakterye, a więc zastąpić miejsce laseczki okrężnicy, lecz k tó ra nie w yw ierałab y n a ustrój ludzki żadnego działania niepom yślnego. P o s z u k iw a n ia zostały uwieńczone w ynikiem pom yślnym .
B ak te ry ą t a k ą jest laseczka kw aśnego mleka bułgarskiego. Bakteryj m leka kw aś
nego j e s t w ogóle dużo. Śmiało można powiedzieć, że co kraj, naw et co prowin- cya, to inna b a k te r y a mleczna. W iększość tych b a k te ry j je s t do siebie j e d n a k mniej lub w ięcej zbliżona, ale są i b a k te r y e zu
pełnie odrębne. Bardzo np. o d rębn a jest b a k te ry a t. zw. m leka śluzowego, z k t ó
rego" w Holandyi robi się ser edamski a w Norwegii p ew n a ulubiona p otraw a narodowa. Odrębna je s t b a k te ry a linlandz- ka, dająca kwaśne mleko podobne do śm ietany. T ak samo odrębna je s t b a k te rya. bułgarska. J e s t t o duża laseczka, do
chodząca w pewnych w arunkach do wiel- i kości laseeznika wąglika; rozmnaża się najpomyślniej w tem p e ra tu rz e 35 — 40°, zarodników nie tworzy, rośnie z łatw o ścią na pospolitych pożyw kach, choć nie bardzo obficie. Ł a tw o się domyślić .mo
żna, że najodpowiedniejszym gruntem dla jej rozwoju jest mleko, w k tó re m też spraw ia zmiany bardzo poważne. / cu
kru m lecznego pow staje praw ie trzy razy więcej kw asu mlecznego niż pod w pły wem zw ykłych bakteryj mlecznych; k a zein ścina się, rzecz prosta, ale pod w pły- w.-m jakiegoś ferm entu proteolitycznego, w ydzielanego przez tę laseczkę, skrzep sernika jesl bardzo luźny i zapewne w sku
tek teg o nie w y c isk a serwatki; n aw et tłuszcz u lega niewielkie] przemianie w sku
te k obecności lipazy i staje się, tak jak sernik, znacznie strawniejszym. N a jc ie kawsze jednak, ze względów nas tu ob-
! chodzących, jest zachow anie się tej la- S sęczki w ludzkim przewodzie po karm o wym. J u ż na trzeci dzień po spożyciu takiego m leka, można laseczkę w yhodo
wać z kału bez trudu. Jeśli mleko to spożywam y co dzień, fo po dwu t y g o dniach la se c zk a okrężnicy ginie całkow i
cie, jej miejsce zajm uje laseczka bulgar-
’ ska i utrzym uje się w kale około trzech tygodni, choć n a w e t zarzucimy spoży
wanie mleka. Co za tem idzie, znika zupeł
nie pro d u k cy a indolu i skatolu, to też.
w moczu wcale nie można ich w y k ry ć . Zm ieniają się również własności kału; jest on wówczas nieco luźniejszy, jaśniejszy traci pospolity zap ac h i w y dalan y zosta
je bez porów nania łatwiej, a co w ażn iej
sza. w regularnych odstępach czasu.
P rz y c z y n ą przew agi laseczki bułgarskiej je s t obfitość wytw arzanego kwasu m lecz
nego. J e m u właśnie przypisać należy ową szczególną „własność odkażającą-”.
J a k ż e jed n a k wygląda . te o r y a Mieczni
kowa w świetle krytyki?
Nie ulega żadnej wątpliwości, że twier-
,Vfi t WSZECHŚWIAT 11
dzenie o zbytecznośei jelita grubego je s t dobre w teoryi, ale niemożliwe w p r a k ty ce. Musimy bowiem pamiętać, że w jeli
cie oieukiem zawartość jest, zawsze pły n
na i że właściwy k a ł tworzy się dopiero w jelicie grubem. Otóż w ty ch w a r u n kach najgorętszy, sądzę, zwolennik Mie
cznikowa. zgodziłby się ofiarować kilka, a może i więcej lat życia, by tylko nie być dotkn iętym przew lekłą biegunką.
Bardzo niepew ne jest twierdzenie, że p rzyczyną stw ardnienia tętnic je s t indol.
Nie przemawia dotąd za tem żaden do
wód bezpośredni, a ludzie narażają się dobrowolnie na tyle czynników szkodli
wych i na tyle otruć, że wymienię tu tylko alkohol, tytoń,, kawę i herbatę, że rzeczą zrozumiałą staje się niezmierna częstość tego cierpienia. To samo można powiedzieć o niew ątpliw ie zbyt wczesnem starzeniu się ludzi. Na zjawisko to wpły
wa zapew ne tyle czynników, tak mało j e s t ono jeszcze zbadane, że przypisywać i je głównie truciznom ba k te ry jn y m j e s t i rzeczą przesadną.
To też b ardzoby się mylił ten, ktoby sądził czy to ze słyszenia, czy z lichych a rtyk ułó w dziennikarskich, że mleko kwaś- j
ne Miecznikowa je s t jakim ś środkiem na odmłodzenie, jak im ś specyfikiem przeciw- ; ko starości i jej licznym dolegliwościom, ja- i kiemś p a n a ce u m n a choroby. Ostrzeżenie to j e s t konieczne wobec tego, że mleko to z łatw ością może się już dostać do rąk publiczności, tej samej publiczności, k t ó ra w sposób fenomenalnie, ł a t w y daje się ' brać na lep rozm aitym kuglarzom i oszu- ' storn, m ającym pozory tajemniczej n a u kowości. Ostrzeżenie to jest konieczne, I by złudne nadzieje nie doznawały zaw o du i by w skutek tego niewątpliw ie dzielny środek nie został zdyskredytow an y .
A środek to j e s t rzeczywiście dzielny wszędzie tam , gdzie może chodzić o pow- : strzymanie nadm iernego rozwoju bakteryj w jelicie. B a d a n ia ścisłe w yk a z a ły , że za
równo w razie nadm iernego rozwoju b a k teryj gnilnych, powodującego uporczyw e ;
biegunki, jak również w razie u p o rcz y wego zaparcia, k tó re prowadzi za s jb ą nadm iern y rozwój laseczki okrężnicy z wy- l dzieleniem niepożądanych bądź co bądź J
1 związków trujących, mleko kwaśne Miecz
nikowa „dezynfekując!” jelito, usuwa ob
jaw y niepożądane.
Nie możemy tu wchodzić w szczegóło
wy rozbiór wskazań leczniczych, bo to należy wyłącznie do lekarzy. Na jed no wszakże warto zwrócić uwagę. Wiadomo, j a k t. zw. zaparcie naw yk o w e jest rze
czą pospolitą; wiadomo, że pow oduje ono dość liczne a przykre objawy, wiadomo wreszcie, j a k ludzie lubią leczyć się sa mi i j a k sobie szkodzą pozornie nie w in
nemi środkami aptecznemi. Otóż w p rz y padkach zaparcia na w ykow ego można zu
pełnie śmiało bez zalecenia lekarza s p o żywać mleko Miecznikowa, nietylko b o wiem nie je s t ono „niezawodnem lekar
stwem aptecznem ”, ale j e s t wybornym środkiem pokarmowym, bardzo łatwo strawnym, choć zapew ne dla naszego pod
niebienia niezbyt smacznym.
Niezbyt smacznym dlatego, że ehoc zawiera, bez porównania więcej k w a s u mlecznego od naszego m leka kwaśnego, jed n a k je s t w sm aku bardzo mało kwaś
ne, a to dlatego, że luźny skrzep ser
nika nie wyciska z siebie serwatki; ś m i e
tan a praw ie wcale się nie zbiera; p o nieważ tłuszcz ulega p ew n em u rozkłado
wi, przeto zjawia się lekki przysm ak jol
ki, który p ;sząceum te słowa sprawia wrażenie przysm aku m le ka górskiego w Szwajcaryi. Całość jest dosyć mdlą.
Naturalnie, ponieważ smak jest, spraw ą czysto indywidualną, mogą mię tu łatwo spotkać zarzuty. W każdym razie nie są
dzę, by mleko M iecznikowa przyjęło się u nas jako środek pokarm o w y,
D - r .1. Z a m k o w a lei.
Z D Z IE J Ó W W IE D Z Y .
J a k wiadomo, L a g ra u g e przypisał Tor- ricellemu odkrycie zasady, że układ cięż
ki j e s t w równowadze w te d y , gdy wszel
kie przesunięcie przygotow ane zmusiłoby jego środek ciężkości do podniesienia się.
W je d n y m z ostatnich zeszytów Comptes