• Nie Znaleziono Wyników

OD REDAKCYI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "OD REDAKCYI."

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

•Na 1 (1283), W arszawa, dnia 6 stycznia 190? r. Tom XXVI.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAOKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENU M ERA TA „W SZ EC H SW 1A T A “ . W W a r s z a w ie : ro c z n ie rb , 8, k w a rta ln ie rb . 2.

Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : ro c z n ie rb . 10, p ó łr. rb . 5.

PRENUM EROW AĆ MOŻNA:

W R ed a k c y i W sz e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s i ę ­ g a rn ia c h w k ra ju i za g ra n ic ą . R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i co d zie n n ie od g o d z i­

n y 6 do 8 w ieczorem w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. T e l e f o n u 8 3 1 4 ,

OD R E D A K C Y I .

W sze c h św ia t rozpoczyna swój tom dwudziesty szósty pod wróżbami, jeżeli tiie lepszemi stanowczo, to przynajm niej nie t a k zastraszającemu, j a k b yw ało dotychczas.

P rzedew szy stk iem raz jeszcze z chlubą i radością przyp om ina w tej chwili te z a ­ szczytne dla niego i w yjątkow o życzliw e zabiegi, których w y razem b y ła odezwa, podpisana przez w szystkich członków Wydziału M a tem atyczno-Przyrodniczego A k a ­ demii U m iejętności w K rakowie, zwrócona do całego w ykształconego ogółu polskie­

go i p rzedrukow ana w bardzo wielu organach naszej prasy. O dezwa ta niezmiernie podniosła nas n a duchu, pozwalając wierzyć, że je d n a k praca nasza musi mieć j a ­ kieś znaczenie, musi by ć dla kogoś p rz y d a tn a i pożądana, kiedy za jej przedłuże­

niem odzywają się glosy tak bardzo poważne i budzą tak szerokie echa. I oprócz tego objawu u znania dla naszej rob o ty o trzym aliśm y z wielu stron mniej głośne lecz nie mniej dla nas miłe dowody, ż e j e s t u nas niemało ludzi bardzo życzliw ych s p ra ­ wom nauki i jej rozwój u w a ż a ją c y c h za pierw szorzędną sprawę narodową, k tó rz y na W szechśw iat p a tr z ą ja k o na w ażną w ty m względzie placów kę.

Z drugiej strony staje się rzeczą coraz bardziej widoczną, że czasy obecne, wogóle t a k pełne za m ę tu i niepokoju, dla ośw iaty u nas, a w szczególności — dla n au k ścisłych i przyrodniczych m ogą stać się początkiem nowego, pomyślniejszego okresu. W pro w a d ze n ie t y c h n auk do program ów szkolnych, skierowanie ku nim umysłów m łodzieży j e s t na p orządku dziennym, a jak k o lw ie k p raca pospieszna, nie­

raz doryw cza może, około reform y naszego w ykształcenia, jak a z konieczności p r a k ­ ty k u je się dzisiaj, niezawsze prowadzi sprawę odrazu na drogi najwłaściwsze, spo­

dziewać się można, że raz rzucone nasiona wzejść m uszą w niedalekiej przyszłości.

(2)

2 W S 54E C HS \Vl A T H i T a k a j e s t bowiem w łaściw ość wszelkiego ziarna zdrowego, że minimum w arunków je g o rozwoju w ystarcza, a b y wydało m łodą roślinkę, u ju ż rzeczą j e s t pilnego ogro­

dnika, żeby m ło dy pęd rozrósł się i rozw inął jaknajokazalej. D otychczas położenie było takie, że ani nasion rzu cać, ani, tem bardziej, czuwać nad w zrostem i rozwojem pędów nie było nam wolno.

Otóż dwie powyższe okoliczności: zwrócenie uwagi na d oty chczasow ą działal­

ność W szech św iata, jakkolw iek z konieczności mało doniosłą, nierówną i skrępowaną, oraz wzmocnienie sta n o w isk a n au k p rzy ro d n icz y c h w kraju, dodają nam otuchy i w ia ­ ry w przyszłość naszę. Nie żyw im y w y bu jały ch ambicyj, nie m am y prete n sy i do s ta w an ia na czele, ale pragniem y, j a k dotychczas, wiernie służyć społeczeństwu

av zakresie, k tó ry od p oczątku był naszym . Z n a jąc braki nasze i wady, pragniem y dołożyć wszelkich sta ra ń o coraz większe doskonalenie się we w szystkich kierun­

kach. To dążenie je d n a k m oże się u rzeczyw istnić tylko wtedy, kiedy W y , P r z y ro d ­ nicy polscy, raczycie nam dopomódz światłem i radami, w spółp raco w nictw em i po­

parciem w szechstronnem . Do W a s więc z w racam y się z pełną ufnością, że w roz- poczynającem się dla W szechśw iata d rugiem ćw ierćw ieczu nie odmówicie te m u pis­

m u dotychczasow ej swej życzliw ości i p racy .

P L A N K T O N W OD SŁ O D K IC H .

Badania n a d florą i fau n ą p la n k to n u stano w ią wogóle dorobek ostatn ich cza­

sów. Zaledwie ku końcow i u b iegłego wie­

k u zaczęto bliżej p o zn aw ać te organizmy, przy sto so w a n e do b iernego unoszenia się w wodzie a z a m ieszku jące zarówno m o­

rza, j a k i zbiorniki wód słodkich.

P la n k to n morski stał się przedm iotem wcześniejszych poszukiw ań, niż słodko­

wodny, a to ze w zg lęd u n a swe p r a k t y ­ czne zastosowanie. Organizm am i, wcho-

dzącemi w jeg o skład, karmi się bardzo wiele stw orzeń morskich, czy to przez c a ­ łe życie, j a k np. śledzie, czy p rz y n a j­

mniej w okresie m łodocianym ; od p la n k ­ to n u zależy istnienie m n ó stw a zw ierząt morskich, p o s ia d a jąc y c h ogrom ne z n a cz e ­ nie ekonomiczne dla łudzi.

Z tego powodu badania p lan k to n u m or­

skiego prędzej i łatw iej m ogły znaleść p o trz e b n e środki oraz p o p a rc ie rządów p a ń s tw nadm orskich, niż poszukiw ania n a d p lank ton em wód słodkich, któreg o bezpośrednie znaczenie p r a k ty c z n e nie j e s t ta k widoczne odrazu. To też b a d a ­

nia wód 'słodkich pod ty m w zględem za-

.się znacznie później i dotychczas jeszcze nie m o g ą poszczycić się ta k ą ilo­

ścią zdobyczy naukow ych, jak tam te.

W każdym je d n a k razie i ich dorobek j e s t już dość poważny.

W niniejszym a rty k u le chcem y podać główniejsze właściwości p la n k to n u słod­

kow odnego w edłu g pracy d-ra C. W essen- berg-Lunda ze stacyi słodkowodnej w L y u g b y (w Danii) *).

Oba planktony, zarówno morski jak i słodkow odny p rzedstaw iają ten sam typ i te n sam rodzaj przystosowań do biern e­

go unoszenia się w wodzie. W ykazują jedn akże zarazem i wyraźne różnice.

P rzedew szystkiem p lankton morski jest znacznie bogatszy, składa się z setek i t y ­ sięcy gatunków , których obfitość i różno­

rodność przyg niata w prost badacza, pod­

czas g d y w skład planktonu słodkow o­

dnego wchodzą dziesiątki, a co najwyżej se tki g a tu n k ó w i mało je s t d a n y c h do p rzypuszczen ia, a b y dalsze bad an ia w y­

kazały istnienie większej ich liczby.

P rz y te m w morzach znajdują się nic;

ty lk o poszczególne gatunk i, ale n a w e t

') N iem ieck i p rz e k ła d a r ty k u łu d - r a W . podał

„ P r o m e th e u s “ w n u m e r a c h 882—884 z r. 1906.

(3)

N o I W S ^K Ć H cŚW lAT

cało g rupy ustrojów, k tó ry c h niem a wcale w planktonie wód słodkich. W szy stk ie n atom iast g ru p y słodkowodne odnajdzie­

my w plan k to n ie morskim, tylko z wiek- szem bogactwem i większą różnorodnością postaci.

Stosu nk o w e więc ubóstwo w gatunki stanowi pierw szą cechę c h a ra k te ry s ty ­ czną plan k to n u słodkowodnego.

Do tego ubóstw a w g a tu n k i przyłącza się jeszcze zupełny brak istot więk­

szych. N a powierzchni mórz lub tuż pod nią unosi się dużo stworzeń, m ający ch nieraz m e tr długości i więcej (jak różne m eduzy, żebropław y i t. p.), g d y wiel­

kość1 ustrojów, w chod zący ch w skład planktonu słodkowodnego, mierzy się prze­

ważnie co najwyżej na m ilim etry i tylko w yjątkow o dosięga c e n ty m etra. Tworzą go więc prawie wyłącznie ustroje m i­

kroskopijnie małe.

Dalej w plan k to n ie morskim znajdu je­

my olbrzymie ilości ja j oraz larw nietylko takich stworzeń, k tó re tu spędzają całe ży­

cie, ale i takich, k tóre same w stanie doro­

słym należą do fauny dna morskiego lub pobrzeżnej; ty lk o larwy ich lub ja ja uno­

szą się w wodzie. Po odbyciu rozwoju i w szystkich przem ian opadają one na dno lub przenoszą się ku brzegom i tra ­ cą zdolność do biernego unoszenia się w wodzie.

P la n k to n słodkow odny nie zawiera pra­

wie wcale larw gatu nk ów z dna lub po- brzeży, a n a w e t bardzo niewiele znajduje się ich z je g o własnych ga tu n k ó w , jak np. niektórych dafnid (Cladooera) lub w i- dłonogów (Oopepoda). 1' znacznej liczby g a tu n k ó w p lank to nu tego cały rozwój od­

b y w a się w ew n ątrz ustroju m atczynego.

W budowie organizmów obudwru p la n k ­ tonów ważną różnicę stanowi również m atery ał, z którego by w a utworzony szkielet organizm ów plank to n ow y ch . Mia­

nowicie w p lanktonie m orskim znajduje­

my szkielety zarów no krzemionkowe jak i wapienne. W słodkowodnych zaś p rze ­ ważnie krzem ionkow e, w apienne zdarzają się tylko w y jątk ow o i wogóle bardzo rzadko. To t e ż n a dnie mórz pow stają olbrzymie p o kłady, u tw orzo n e wyłącznie z opadłych sko rup ek różnych stw orzeń, I

n ależących do planktonu, ja k np. słynny muł globigerynowy. P ok ła d y w apienne, powstałe n a dnie wód słodkich, nie skła-

| dają się nigdy w całej masie ze szkiele-

! tów organizmów, które należały do plank-

; tonu, poważną ich część stanowią zawsze

; szczątki roślin lub zwierząt, które zamie- I szkiwały dno, a więc różnych wodoro-

! stów, m ięczaków i t. p.

W ażną różnicę wreszcie stanowi wielka jednostajność planktonu słodkowodnego,

j P la n k to n morski można podzielić na s tr e ­ fy, odpowiadające mniej więcej strefom fauny, a zwłaszcza flory lądowej, chociaż odgraniczone mniej ostro. P la n k to n słod­

ko w odny natom iast, o ile można sądzić z dotychczasow ych spostrzeżeń, zdaje się b y ć jed n a k o w y m na całym obszarze kuli ziemskiej od jednego bieguna do drugie- j go. Można w praw dzie zauważyć pewne ubożenie jeg o fauny i flory wT miarę p o ­ suwania się ku biegunom; są to jednak tylko różnice ilościowe, nigdzie zaś nie udało się dotychczas w ykazać pew nych grup lub gatunków', k tó re b y były c h a ra ­ k tery sty c z n e dla n iek tó ry ch obszarów.

Istnieje co p ra w d a w jeziorze Tanganji- k a pewien g a tu n e k m eduzy, nie s p o ty ­ kany nigdzie indziej w wodach słodkich, ale wogóle cała fauna tego jeziora j e s t nadzwyczaj swoista i oryginalna, ta k że istnienie tej m eduzy nie stanowi szczegól­

nej charaktery styki dla plan kto nu T an- ganjiki, lecz raczej dla całej fauny te g o jeziora. Trzeba zresztą przyznać, że w o ­ góle plankton słodkowodny jezior zw ro­

tnikow ych j e s t stosunkow o mało zbada- dany. Z tego jed n a k , co poznano d o ­ tychczas, widzimy, że nie odznacza się on ani bogactw em ani różnorodnością form, i że plankton słodkow odny strefy um iarkowanej zdaje sic przewyższać go n aw et pod ty m względem. J e s t to ró ­ wnież właściwość, k tó rą różni się on w y ­ bitnie nietylko od flory i fauny morskiej ale ta k ż e i od lądowej.

Istnienie i różne c h a ra k te ry s ty c z n e w ła ­ ściwości planktonu zależą, naturalnie, od w arunków życia, p a n ują c y c h w danem ś r o ­ dowisku; ale z drugiej stro ny i sam plankton oddziaływ a na nie bardzo wyraźnie, w p ł y ­ wając w ten sposób dodatnio lub ujemnie

(4)

4 WSZECHŚWIAT

n a bieg życia in n y c h stw orzeń wodnych.

Przedew szystkiem , od składu p la n k to ­ nu w znacznej mierze zależy zawartość tych lub ow ych gazów w wodzie. Je ż e li plankton składa się głównie z organiz­

mów zwierzęcych, to w oda będzie obfito­

wała w bezwodnik węgłowy; wobec p rze ­ wagi roślin będzie w niej więcej tlenu.

P rzekonano się ju ż dawniej, że najw ię- 1 ksżą ilość tle n u w oda m orska zawiera ;

t a m , gdzie p rzew aża plankton roślinny;

bezw odnika zaś węglowego, gdzie p la n k ­ ton składa się głównie z organizmów zwierzęcych. W ostatnich czasach stw ie r­

dzono tak i sam w p ływ i dla p lan k to n u słodkowodnego.

Niemniej w yraźnie p lankto n wpływa na oświetlenie głębi wody. Osłabia on mia­

nowicie siłę światła, zaciemnia sobą wo­

dę, nie pozw alając prom ieniom św ietlnym dochodzić ta k głęboko, j a k w zupełnie czystej wodzie. Św iatło zaś, tak samo, jak z aw arto ść ty c h lub owych gazów w wo­

dzie w y w iera pierwszorzędny w pływ na życie w szystkich stw o rzeń w odnych.

A więc istnienie ich zależne jest w zna­

cznej mierze od składu i c h a ra k te r u p la n k ­ tonu.

W ostatnich czasach stwierdzono tę zależność dla jez io r s z w a jc a rsk ic h i c h a­

rak te re m p la n k to n u w yjaśniono wędrówki p e ry o d y c z n e ryb, d ostrzeg an e w t y c h j e ­ ziorach.

W iadomo ju ż oddawna, że niek tó re ry b y słodkow odne w jez io ra c h s z w a jc a r­

skich o d b y w a ją p e ry o d y c z n e wędrówki, przenosząc się w jesieni ze sfery p o b rze ­ żnej w głąb w ody, skąd w ra c ają dopiero w Jecie. W ędró w k i takie, w edług w szel­

kiego praw dopodobieństw a, od b y w a ją się i w inny ch w ię k szy c h jezio rach . Badając p lankto n jezior szwajcarskich i zmiany, jak ie zachodzą w jego składzie, przeko- , nano się, że te w ędrów ki ryb pozostają w ścisłej zależności od zmian w skła­

dzie plank to nu: p r z y c z y n ą ich j e s t m ia­

nowicie nie te m p e r a t u r a wody lub eobądź innego, lecz stopień ośw ietlenia górnych w arstw wody, zawisły, jak wiadomo, w znacznej m ierze od stopnia rozwoju \ plankton u . P la n k to n zaś w naszy ch s z e ­ rokościach uleg a w ahaniom w ciągu ro- j

ku pod w zględem obfitości składających go ustrojów, b y w a mianowicie znacznie uboższy w ilość osobników na wiosnę, niż w lecie i jesieni, a odpowiednio do tego i światło na wiosnę dochodzi głębiej niż w lecie lub jesieni. Od tych zmian w n a ­ tężen iu światła zależą właśnie w ę dró w ­ ki ryb.

P la n k to n nadaje również n i e r a z barwę wodzie. Wiadomo, że morze Czerwone otrzym ało nazwę od obecności w niem pew nych wodorostów tegoż koloru. Inne wodorosty barwią wodę na kolor błękitno- zielony, niebieskawy, żólto-brunatny lub żółtawy, szczególnie w yraźny wtedy, gdy zjawią się w większych ilościach.

W spom nieliśm y przed chwilą, że skład planktonu ulega ciągłym zmianom zależ­

nie od pory roku. P rz ek o n a n o się za- pom ocą licznych badań, że tylko niektó­

re organizm y znajd ują się w wadzie s ta ­ le, obecność przeważnej ich większości związana j e s t ściśle z tą lub ową porą roku, kiedy ukazują się one najliczniej;

w pozostałych natom iast niem a ich w c a ­ le albo też znajdują się w bardzo małej ilości.

W ystę p o w a n ie pewnego g a tu n k u w wo­

dzie można wyrazić krzyw ą, której p o ­ c z ąte k odpow iada chwili ukazania się tego g a tu n k u w małej liczbie okazów; n a jw y ż ­ szy punkt — oznacza m axim um rozwoju;

a spadek krzywej stopniowe zmniejszenie się ilości osobników i wreszcie zupełne ich zniknięcie.

Jeżeli w ykreślimy tak ie krzyw e dla t e ­ go sam ego gatu n k u , ale wziętego z ro z­

m aitych jezior, to p rzekonam y się, że z a ­ zwyczaj odznaczają się one uderzającą zgodnością. N ajw y ższe p u n k ty k rz y w y c h czyli maxitna pew nego g a tu n k u w róż­

nych jeziorach w y p a d a ją prawie je d n o ­ cześnie. Toż samo o trzym am y, jeśli n a ­ kreślimy krzyw e dla jed n e g o jeziora, ale ( z różn ych lat. W id a ć z tego, że u k a z y ­

w a n ie się i znikanie różnych gatu nk ów , sk ła d a jąc y c h plankton, odbywa się z n a d ­ z w y c z a jn ą prawidłowością.

Dr. W essenberg-Lund prze d staw ia w n a ­ stępujący sposób zm iany, zachodzące w ciągu roku w składzie p lan k to n u je-

(5)

A 1? 1 5 zior obszaru nadbałtyckiego, i zależną od

nich zmianę w barw ie wody.

Plankto n ty c h jezior, j a k i wogóle wszelkich innych, nie odznacza się bo­

gactw em fau n y i flory: składa się on głównie z kilku gatu n k ó w okrzemek(Dia- tomaeeae), kilku sinic (Schizophyceae) i jed nego wiciowca (Ceratium hirundi- nella). Od przewagi je d n y c h lub drugich zależy b a rw a wody.

N a wiosnę woda w jeziorach b y w a n a j­

czystsza i nadzwyczaj uboga w org a­

nizmy planktonowe, nie z d ążyły one bo ­ wiem jeszcze rozwinąć się obficiej. N a j­

szybciej rozwijają się, najprędzej do sięg a­

ją m axim um okrzemki, które w maju, a czasami n a w e t ju ż w k w ie tniu zjaw ia­

ją się w ta k olbrzymich ilościach, że n a ­ dają wodzie barwę żółtawo brunatną.

W lecie n iek tó re jeziora zmieniają kolor na niebieskawo-zielonkawy, inne n a to ­ miast pozostają i nadal żóitawo-brunatne- mi. Niebieskawa b a rw a zależy od obec­

ności sinic, n a k tó re w te d y właśnie przy ­ pa d a m aximum ; żółtaw o-brunatna nie p o ­ chodzi ju ż wówczas od okrzemek, scho­

dzą one bowiem w lecie z pola, ale od w iciow ca (Ceratium hirundinella), b ę d ą ­ cego w ted y u szczytu rozwoju. W jesieni kolor żółtaw o-brunatny staje się znów po­

wszechny, bo wtedy p rzy p ad a powtórne maximum okrzem ek. K u zimie, na k r ó t­

ki czas przed utw o rzen iem się powłoki lodowej, w oda znów się oczyszcza, pew na atoli ilość drobnoustrojów zostaje w niej nawet i w ciągu zimy.

Jeziora niebiesko-zielonkawe okazują w cieple i ciche letnie wieczory zjawi­

sko ta k zwanego „k w ia tu w o dy “ . Pole­

ga ono n a wytworzeniu się na powierzch ni jeziora niebieskawo-zielonkawej w a r ­ stwy, złożonej z sinic- które, będąc lżej­

sze od wody, w znoszą się ku jej pow ierzch­

ni i układają się na niej, gdy w iatr ucich­

nie ku wieczorowi i ustanie falowanie wody.

P rz ek o n ano się, że letnia barwa j e ­ zior pozostaje stałe z roku na rok nie­

bieskawą lub żółtawą; jeżeli zaś czasem Jeziora żółtaw e zab arw ią się na niebiesko, to zdarza się to w yłącznie w bardzo cie ­ płych latach . P rz ek o n a n o się dalej, że

I jeziora niebieskawe, pok ryw ające się co rok „kw iatem w o d y “, są zwykle bardzo

| płytkie i że tem peratu ra ich w lecie u trz y ­ muje się dłuższy czas n a -f- 20° 0 ; p od ­ czas gdy jeziora, k tó re nigdy nie m iew a­

ją „kw iatu w o d y ”, odznaczają się w ięk ­ szą głębokością i są chłodne, tem p e ra tu ­ ra ich w lecie dochodzi co najw yżej do 18° C. i przy te m tylko na krótko.

Ten związek barw y jezior z ich tem p e ­ raturą znajduje wyjaśnienie w w arunkach życiow ych zamieszkującego je planktonu.

N iebieskawa barwa, a zwłaszcza „kwiat w o d y ” m ogą być dostrzegane jedynie w jeziorach ciepłych, ponieważ sinice, wyw ołujące tę barwę, m ają maximum mniej więcej około 20° C. A więc barw a ta właściwa jest wyłącznie latu i cieplej­

szym jeziorom. Maximmn okrzem ek le­

ży znacznie niżej, między 6— 16° C. i dla­

tego barw a żółtawa właściwa j e s t je z io ­ rom chłodniejszym, a także wiośnie i j e ­ sieni. W lecie jez io ra chłodniejsze, k t ó ­ ry ch te m p e ra tu ra nie dochodzi do 20° C, nie m ogą przybrać koloru niebieskaw ego, ale barwią się i dalej na żółtawo od ob ec­

ności wiciowców (Ceratium hirundinella), których m aximum w ypa d a około 18°,w te m ­ p eraturze pośredniej między okrzem kam i a sinicami. W te n sposób widzimy, że barwa jez io r zależy ostatecznie od ich tem p e ra tu ry , ham ującej lub przyspiesza­

jącej rozwój różnych organizmów p la n k ­ tonu.

Przejdziemy teraz do żyw ienia się p la n k ­ tonu i do dalszych je g o losów. Skład a­

ją c e go organizmy zwierzęce, pozbaw io­

ne przeważnie ruchów samodzielnych lub posiadające je co najw yżej w bardzo sła­

bym stopniu, zdane są zupełnie na łaskę fal w odnych, i karmią się drobniejszemi ustrojami lub szczątkam i organicznemi, które im woda sama donosi. Nie wno­

szą więc one nic nowego w swoje środo­

wisko, j a k wogóle wszelkie organizmy zwierzęce; w yrabianiem związków o rg a ­ nicznych zajmują się tu ta k samo, jak i wszędzie, organizmy roślinne. P ro d u k ­ tem zaś ich życiowej ""działalności byw a tu przeważnie tłuszcz, szczególnie obficie nagro m adzający się u okrzemek, w p o­

(6)

6 WSZECHŚWIAT

staci k u listy ch kropelek żółtawo-czerwo nej barwy.

Tłuszcz ten ma nadzw yczaj ważne zua- czerlie w odżywianiu się znacznej liczby organizmów planktonu, a tak ż e i wielu innych stw orzeń wodnych, k a rm ią c y c h się pośrednio lub bezpośrednio roślinami, w chodzącem i w skład p lan kto n u.

Okrzem ki między innemi stanow ią głów­

ny pokarm wielu zw ierząt p lank to n o w y ch , szczególnie zaś drobniutkich raczków wi- dłonogieh (Copepoda).

T o też w ciele t y c h raczk ó w można za u w a ż y ć kropelki tłuszczu zupełnie t a ­ kiego k ształtu i b arw y, ja k u okrzem ek.

Stwierdzono p rz y te m , że widłonogi za­

w ierają najobficiej krople tłuszczu w 'cza­

sie vnaxhnura rozwoju okrzem ek. Ścisła wiec ich zależność od okrzem ek i od tłuszczu w yrabianego przez nie, nie m o ­ że ulegać najm niejszej wątpliwości. K acz­

ki te same znowuż służą za p o k a rm in­

nym w iększym raczkom , a tak ż e ryb o m i p tak o m w odn y m i z a o p atru je je w ten sposób w zapas tłuszczu. P rz e k o n a n o się między innemi, że tłuszcz, k tó ry m n ie ­ k tó re ptaki wodne try s k a ją n a n a p a stn i­

ków, pochodzi właśnie od ty ch raczków, znajdujących się w ich żołądku.

Tłuszcz, w y tw a rz a n y przez organizm y roślinne p la n k to n u , służy n ie ty lk o na p o ­ karm dla bardzo wielu stw orzeń wodnych, od g ry w a 011 ważną rolę. i pod innemi względami.o v

Po śmierci żyjątek, zaw iera ją c y c h kro­

pelki tłuszczu w swcm ciele, w y d o s ta ją się one częściowo nazew nątrz. wznoszą się k u powierzchni i rozpościerają się n a niej cienką w arstw ą, w y tw a rz a ją c tam m iejsca ciche i p ozbaw ione fal, wyraźnie odrzynające się od miejsc sąsiednich bez tłuszczu, falujących m ocniej lub słabiej.

T a k ie m iejsca w Sz w a jc ary i noszą c h a ­ ra k te ry s ty c z n ą nazw ę :,plam oliwnych".

P odo b n ież wielce praw d o p o d o b n e m je s t przypuszczenie, że t e n tłuszcz p o c h o d z ą ­ cy z planktonu, bierze również pewien udział w tw orzeniu się p ia n y u brzegów- W iadom o, że fale, u derzające, o brzegi, nie zawsze w y tw a rz ają ty le ż samo p i a n y : czasami, g d y w iatr je s t bardzo silny, nie m o żna je j praw ic wcale zau w aży ć, c z a ­

sami zaś wobec najłagodniejszego w ietrzy­

ku tw orzą się jej olbrzymie kłęby. Zale­

ży to niewątpliwie od obecności w wo­

dzie jakiegoś ciała, k tó re ułatwia w y ­ twarzanie się takich p ęcherzy kó w z. po­

wietrzem. Tłuszcz zaś będzie nadawał się do teg o jaknajlepiej. Przypuszczenie to je s t tem prawdopodobniejsze, że piana ta k a sprawia istotnie wrażenie tłustej.

II. Ih/akoir.tki.

(Dokończenie nastąpi).

HENRYK POINCARE.

O F I Z Y C E D Z I S I E J S Z E J .

-Na doroeznem posiedzeniu p ublieznem Akadem ii paryskiej w dniu 17 gru d nia 1900 r. ił. Poincare wygłosił tra d y c y jn ą mowę. poświęconą c h a ra k te ry s ty c e bada- czów, zm arłych w ciągu ubiegłego roku, oraz z obrazow aniu zdobyczy, o siągniętych w ty m okresie czasu. W przem ów ieniu tem , któ re niczem nie przy p o m in a sza­

blonowych w y s tą p ie ń tego rodzaju, roz­

ległość w idnokręgów , w y tra w n o ś ć sądu, wreszcie w y tw o rn a forma literacka zło­

żyły się na prawdziw ą ucztę duchową, której szczególnego u ro ku dodaje su b te l­

na ironia m ów cy pod adresem b e z k ry ­ ty c z n y c h e n tu z y a s tó w „najnow szych w y ­ ników w ie d z y ”. Szczególnie cenne są uwagi, do ty cz ą c e F izyki, w k tó ry c h , p o ­ mimo że są po w pla ta ne tylk o epizodycz­

nie, z wielką p las ty k ą z ary sow ały się najważniejsze zagadnienia doby obecnej.

„Świat, pow iada Po incare, przedstaw ia nam się ja k o kolej obrazów zm ieniają­

cych się a różnobarw nych, któ re zdają się następować; po sobie w sposób fanta­

styczny. W szyscy fizycy wiedzą, że pod tem i przelotnem i pozorami k ry je się g ru nt niewzruszony, nie wszyscy je d n a k umieją grun t t e n odkryć. Jedn i, na podobień­

stw o dziecka, uganiającego się za m o ty ­ lem, c h w y ta ją się tego, co j e s t w zjaw is­

ku chwilowe, nie rozróżniając rzeczy, k t ó ­ re są wr niem wspólne z faktam i poprze dzającemi i następ u jącem i; inni zdają się być wpatrzeni w m yśl własną, i z a m y k a ­

(7)

N> 1 WSZECHŚWIAT 7 j ą oczy, g d y przyroda odważy się im za­

przeczyć. F iz y k praw dziw y, jak im był Curie, nie p a trz y ani w głąb siebie, ani na powierzchnię rzeczy, lecz umie doj­

rzeć to, co się pod niemi ukryw a.

Ciekaw y je s t p ogląd P oincarego na ro­

lę m a te m a ty k i w badaniu fizycznem. „Ma­

t e m a ty k a stanowi niekiedy przeszkodę a n a w e t niebezpieczeństwo, albowiem w skutek samejże ścisłości swego ję z y k a skłania nas do tego, że twierdzimy wię­

cej, niż wiemy. P o trz e b a pew nego z m y ­ słu subtelnego, aby umieć nią się posłu­

giwać; ludzie, zm ysłem ty m obdarzeni, widzą w niej jed yn ie środek do wyraża­

nia tej sy m etryi, j a k ą odczuwają w rze­

czach ”,

Rad na su w a Poincarem u n astępujące refleksy e:

„Z ciała teg o w yb ieg ają nieustannie promienie, k tó re m ożnaby upodobnić do p o to k u ciałek n a e le k try z o w a n y c h niesły­

chanie drobnych, ożywionych prędkościa­

mi, prawie dorównywającem i prędkości światła. Ciałka te m ają być ta k lekkie, że rad mógłby je wydzielać przez m iliar­

dy łat i nie stracić n a wadze w sposób dostrzeżony. N a p o tk a w s z y na swej dro­

dze elektroskop, wyładow ują go, a ude­

rzając w n iektó re ciała, w y w ołują ich świecenie, k tó re na pierwszy rzut oka zdaje się być wieczne, ponieważ źródło jego w yd a je się niew yczerpanem .

„Ciałka te poruszają się z prędkościa­

mi, ja k ic h dotąd nie znaliśmy, a badanie ich ruchu objawia nam nową ja k ą ś me­

chanikę, k tó ra w oczach n ie k tó ry c h en­

tuzyastów zastąpi niebawem naszę biedną m echanikę starą, p r z y d a tn ą zaledwie dla naszych n ęd zny ch maszyn, p rzebiegają­

cych co najwyżej 120 kilom etrów na go­

dzinę lub dla ociężałych planet, posuw a­

jących się zaledwie jak ie ś 1 000 razy p r ę ­ dzej. A przed tą n ow ą m echaniką nic się ostać nie może. P o w ia d a ją nam przecież, że niem a ju ż m ateryi i że tó, co dotąd oznaczaliśmy te m mianem, j e s t ty lk o złu­

dzeniem pochodzenia elektrycznego.

„Rzecz naturalna, że rad, k tó ry w y tw a ­ rza światło, po w inien tak ż e wytwarzać ciepło, Ale Curie dowiódł, że w y tw a rz a on tego ciepła dużo. B y ła to niespo- ;

j dzianka nielada. Czyżbyśmy stali t u wo­

bec ruchu wiecznego? Tw ierdząc tak, po-

| śpieszono się, być może, cokolwiek, sko- i ro obecnie pow iadają nam, że rad pow i­

nien w yc z e rpa ć się w ciągu lat 1 200. Ale n a w e t w tem ośtatniem przypuszczeniu zawierałby on sto ty się c y razy więcej ciepła aniżeli węgiel. Wobec tego zaczę- j to szukać źródła ciepła w ew nętrznego glo-

| bu a n a w e t samego ciepła słonecznego w u k r y ty c h zapasach radu.

„Im dłużej badano nową substancyę, tem więcej napotykano faktów, k tó re zdawały się przeczyć wszystkiem u, co sądziliśmy, że wiemy o materyi. Widziano, j a k z sub- stancyi tej wyłaniają się tajemnicze ema- nacye, któ ry c h kolejne p rzem ian y zdaw a­

ły się być przyczyną w y tw arzan ego cie­

pła i które u kresu oparły się o hel, ów gaz bardzo lekki, o d k ry ty w słońcu na długo przedtem, zanim go n apotkano na ziemi. Czyżby więc ziściło się marzenie dawnych alchemików? Mamyż tu do czy­

nienia z przeobrażaniem się pierwiastków?

Ci, k tó rzy obawiają się nowości, nie p o ­ winni niepokoić się zbyt wcześnie. J e s t bowiem rzeczą prawdopodobną, że o s ta ­ tecznie chemikom powiedzie się dziwne te zjawiska wtłoczyć w znane ram y;

w rzeczy samej, ta k czy inaczej, m ożna zawsze dojść do ładu, a jeżeli pierwiastki w myśl definicyi są tem, co pozostaje stałem we wszystkich przeobrażeniach, to muszą być koniec końców niewzruszo­

ne. Bądź ja k bądź, są to reakćye, które różnią się bardzo od tych, ja k ie znaliśmy dotąd i w prowadzają w grę ilości energii wprost nieprawdopodobne. B y ć może, że pośpieszono się nieco z n iektórem i wnio­

skami; niemniej przeto i tego, co z nich pozostanie, dość będzie do przew ró cen ia całej F iz y k i.”

tit. BouffaU .

O K WAŚŃ KM M LEK U' M IE CZN IK OW A.

Rzecz to, j a k sądzę, aż n azb yt znana, że bak tery e są stałymi m ieszkańcam i przew odu pokarm owego ozłowieką i zwie-

(8)

8 WSZECHŚWIAT .M> 1

rząt. W jam ie ustnej liczba ich jest ogromna, zm niejsza się w przełyk u , żo­

łąd ku i dw unastnicy, poczem stopniowo wzrasta, im bardziej posu w am y się wzdłuż jelita cienkiego, aż dochodzi do t a k ol­

brzym iej ilości w jelicie grubem , że pią­

tą, czwartą, a niek ied y trz e c ią część m a­

sy kału stan o w ią b a k te ry e.

I rozmaitość bakteryj j e s t wielka. D zie­

je się to zwłaszcza w ja m ie ustnej do której wraz z powietrzem, p ok arm am i su- row em i i różnemi przed m iotam i dostaw ać się mogą, przeby w ać i rozm nażać wszel- | kie b a k te ry e. T em się tłum aczy, n a w ia ­ sem mówiąc, dlaczego j a m a u s tn a sta n o ­ wi tak często w ro ta różnych zakażeń.

Ślina bez p rze rw y spłókuje b a k te ry e i przenosi j e do przeły k u, a stąd do żo­

łądka; to samo czynią k ęsy pokarmów- W żołądku og ro m n a większość połknię- i ty c h bakteryj w k ró tce ginie, albowiem k w a ś n y odczyn soku żołądkow ego n ie ty l­

ko nie sprzyja rozwojowi, lecz wprost działa n a nie ja k o środek odkażający. P e ­ w na wszakże liczba b a k te r y j u n ik a dzia­

łania k w a s u solnego: są to bądź b a k te ry e wytrzym alsze, bądź zarodniki, bądź zresz­

t ą n a w e t b a k te r y e n iew y trz y m a łe, ale k tó re albo zaraz przen ik ają do dwunastni- ( cy, j a k np. w p rzypadku, g d y do p u s te ­ go ż ołądka w iejem y dużo wody, albo uni­

k a ją zabójczego w pły w u kw asu solnego, bo t e n ostatni został nadm iern ie przez ten lub ów płyn rozcieńczony, albo wresz­

cie k w aś solny poprostu nie może do­

s tać się do b a k te ry j, bo tk w i ą one w źle i z żu ty ch, d u ży ch kęsach p okarm u.

Z żołądka b a k te r y e d o sta ją się do jeli- 1 t a cienkiego, k w as solny zostaje zoboję- ) tnio ny i pozornie nic ju ż nie stoi n a za­

wadzie, by się one m o g ły rozwijać i roz­

mnażać dowoli. A środowisko jest w y ­ jątkow o podatne: ciepłe, zasadowe, obfitu­

je w związki białkowe i w ęg lo w o dan y , soli n ieo rg an iczn ych w niem niebrak. T o też zarodniki kiełku ją, b a k te ry e dzielą się, drożdże p ączkują. Ale właśnie ta p o d a t­

ność środo,wiska sprawia, że się w niem najbardziej ro zm nażają te g a tu n k i b a k te ryj, k tó re są najlepiej doń przy stoso w an e;

inne giną w k o n k u ren c y i życiow ej, w wal­

ce o byt. Giną np. wszystkie b a k te r y e ,

ślinowe, wszystkie bakterye gnilne, aż nareszcie do jelita grubego dociera dwa, trzy gatunki, rzadziej kilka, a w y jątk ow o kilkanaście, a i te ostatnie t ra c ą życie w jelicie grubem.

Badając dokładnie zaw artość je lita c ie n ­ k iego i grubego, spostrzegam y z łatw o ś­

cią, że z początku liczba b a k te ryj nie je s t wielka ale za to ich rozm aitość n ie ­ zmierna, a próby hodowlane w ykazują obfitość g atunków ; stopniowo liczba b a k ­ te r y j wzrasta: pod m ikroskopem widzimy ich coraz więcej, ich kształty są ta k sa­

mo rozmaite, ale poszczególnych g a tu n ­ ków ukazuje się w hodow lach co raz mniej, aż wreszcie w kale gotow y m wi­

dzim y niesłychane m nóstwo b a k te r y j, ale zdziwienie nas ogarnia, g d y się przeko­

n y w am y, że z tego rojowiska wyhodować można stosunkow o niewiele b a k te ry j i to n ale ż ą cy c h zaledwie do kilku g a tu n k ó w Rzecz oczywista, cała reszta, to tru p y g a tu n k ó w nieprzystosowanych.

Nie p o trz e b a c h y b a dodawać, że p o ­ wyższy opis dotyczę tylko człow ieka lub zwierzęcia zdrowego. W przypadkach choroby obraz może się zupełnie zmienić,- ale w to w daw ać się nie możemy.

Dokładne badania wykazały, że g a t u n ­ kiem, biorącym przew agę niemal wyłącz-

| ną w przewodzie pokarm owym ludzkim i większej części zwierząt, j e s t t.. z. b. coli, albo laseczka okrężnicy; jedynie u nie-

j m o w ląt karm ion ych mlekiem przew agę o trzym uje b. lactis aerogenes, gatun ek zresztą do poprzedniego dość zbliżony, a dający się łatwo w y hodow ać z surow e­

go mleka.

Zachodzi teraz p ytanie, jakie j e s t z na­

czenie opisanego powyżej zjawiska, czy człowiekowi i zwierzętom dobrze je s t z b a k te ry a m i w jelicie, ja k ie są dobre, i a ja k ie złe strony ich obecności.

Otóż przedewszystkiem m usim y ustalić fakt, że człowiek nie może się ż a d n ą m i a ­ rą uchronić od p rzedo staw ania ba kte ry j do przew odu pokarm ow ego, co więcej, obecność ich j e s t niew ątpliw ie p o ż y te c z ­ na. D ow odzą tego bardzo ścisłe doświad­

czenia nad rozwojem kurcząt świeżo w y ­ k lu ty c h , k tó ry m dostarczano pow ietrza i p o k a rm u jałow ego, u któ ry c h więc prze-

(9)

Ko 1 WSZECHŚWIAT 9 -

wód p o k a rm o w y c h był również jało w y w poró w nan iu z rozwojem k u rcząt zw y­

kłych, u k tó ry c h przewód pokarm ow y b y ł „ z a k a ż o n y ”; pierwsze były po kilku ty go d n ia c h nie tylko słabsze, mniejsze od drugich, ale n a w e t nie dały się u trz y ­ m ać przy życiu. Podobnież w y p ad ły pró­

by z świnkami morskiemi. Okazało się, że u noworodków ferm enty traw iące w y ­ dzielają się zasłabo, by pokarm, zwłasz­

cza białk o w y mógł być należycie stra­

wiony. Otóż ferm entom p om agają b a k ­ tery e gnilne, w ydzielające ze swej strony f erm en ty proteolityczne, dość zbliżone do ferm entów zwierzęcych.

F a k t e m jest, że zwłaszcza u zwierząt roślinożernych b a k te ry e biorą poważny udział w traw ieniu tru d n o straw n ych bia­

łek roślinnych i to nietylko u zwierząt młodych, ale i u dorosłych. W szakże n a d ­ m ierny rozwój bakteryj gnilnych grozi niebezpieczeństwem otrucia, albowiem oprócz ferm entów wydzielają one wogóle mato znane, a bardzo trujące związki i g d y b y nie laseczka okrężnicy, która mniej więcej w połowie jelita cienkiego zaczyna brać nad niemi górę, człowieko­

wi i zw ierzętom groziłoby poważne nie­

bezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo to gro­

ziłoby zwłaszcza w tedy , g dyby się b a k te ­ ry e gnilne d osta w ały w wielkiej ilości do jelita grubego, albowiem ta m wobec znacz­

nie słabszego ruchu robaczkowego za­

w artość porusza się wolniej i wsysanie p ły n ó w j e s t energiczniejsze, niż w jelicie cienkiem, a n a d to kał -nigdyby się w sk u ­ te k silnego gnicia nie mógł utworzyć i w szyscy ludzie dotknięci byliby stale p rze w le k łą biegunką. Nie dzieje się to, z w yjątkiem p r zy p a d k ó w chorobowych, tylko dzięki laseczce okrężnicy.

A więc t a laseczka jest naszym p rzy ­ jacielem? I t a k i nie. Tak. ponieważ u su­

wa w jelicie spra w y gnilne, nie, ponie­

waż j e s t to b a k te r y a chorobotwórcza.

T a o sta tn ia okoliczność w y m a g a roz­

patrzenia. Nie ulega żadnej wątpliwości, że u zdrowego człow ieka dorosłego la­

seczka okrężnicy nie wyw ołuje żadnych zaburzeń w przewodzie pokarm owym , ale w ystarcza przedostanie się jej do poblis­

kich dróg żółciowych, by wywołać g r o ź ­

ną niekiedy chorobę; wystarcza już prze­

dostanie się n a w e t do ściany je lita po­

przez nabłonek śluzówki, a tembardziej poprzez samę ścianę jelita, by człowiek został zagrożony śmiercią. W ogó le nie­

m a tak iego narządu, gdzieby laseczka okrężnicy nie w y w oływ ała chorób bardzo poważnych. Nie jest to więc towarzysz bezpieczny. 1 pierwsze jej zjawienie się w przewodzie pokarm ow ym , a naw et za­

domowienie (człowiek bowiem musi się do niej przyzw yczaić, t a k j a k ona przy­

zw yczaja się do człowieka), nie zawsze o dbyw a się bezkarnie. Pomijając nie­

zmiernie rzadkie przypadki, g d y n ie m o ­ wlę ginie w kilka dni po urodzeniu wsku­

t e k tego, że nabłonek śluzówki nie został jeszcze całkowicie w ykształcony i lasecz­

ka okrężnicy, przedostaw szy się przez ścianę jelita, w yw ołuje ogólne zakażenie, wspomnimy tu o nadzwyczaj pospolitych u niemowląt zaburzeniach w trawieniu, biegunkach i t. p. Nie ulega żadne.) wąt­

pliwości, że owe zaburzenia są, choć nie zawsze ale niekiedy, wyrazem przystoso­

w yw ania młodocianego ustroju do współ­

życia z nieproszonym, a je d n a k niezbę­

dnym gościem.

Gdy się owo współżycie ustali, zabu­

rzenia powyższe znikają, pozostaje wszak­

że jeszcze je d n a ujem na strona obecności laseczki okrężnicy. Rzecz w tem , że la­

seczka ta w y tw a rz a wśród produktów swej przem iany znaczną ilość indolu i mniejszą skatolu, indol zaś i skatol są to związki tru ją c e i łatw o ulegają wessa- niu. Oczywiście, im zawartość je lita gru­

bego dłużej w niem przebyw a, tem wię­

cej tw orzy się indolu i skatolu i tem większa szansa otrucia. Na szczęście oba związki, zostają dość szybko w ustroju ludzkim zamienione na nietrujący kwas indolosiarkowy i skatolosiarkow y, które w postaci soli sodowych zostają w ydalo­

ne przez nerki.

Cały te n ustęp trzeba było przytoczyć, by zrozumieć stanow isko Miecznikowa w tej sprawie. Zn ak o m ity biolog, p r z e ­ ję t y głęboką w iarą w potęgę nauki, już od pewnego czasu zajm ow ał się t ą spra­

wą, a wygłosił przy te m nader oryginalny pogląd. W e d łu g niego jelito grube je s t

(10)

10 WSZECHŚWIAT Aś 1

narządem zbytecznym, przechow ując bo- wiem tak długo kał i dając w ten s p o ­ sób fiole do niezm iernego rozwoju lasecz­

ki okrężnicy, sprawia, że do u stro ju do­

staje się znaczna ilość trucizn, k tó re mu­

szą ujem nie w pływ ać na rozm aite tkanki delikatne i pochłaniają niep otrzeb n ie pe­

wną ilość energii ustroju celem swego zobojętnienia. Szkodliwe owo działanie przejaw ia się podług M iecznikowa w z b y t wczesnem w y stępo w an iu stw a rd n ie n ia tę ­ tnic, tej praw dziw ej klęski ludzkości, a nadto w z b y t w czesnem w ystępo w an iu różny ch objaw ów starzenia. S tarzenie po­

lega właśnie na sto pniow ym zaniku t k a ­ nek szlachetnych pochodzenia n a b ło n k o ­ wego (ekto- lub entoclermalnego) i na przewadze podrzędniejszej tk a n k i łącznej, j G dybyśm y umieli zw a lcz y ć n ad m iern e po. ! wstawanie trucizn b a k te r y jn y c h w jelicie, to tera samem u d ało by się n am oddalić okres starości i uczynić sarnę starość lżejszą. U sunąć je d n a k zupełnie b akteryj z przew odu po karm ow ego nie m ożem y;

w sz y stk ie usiłowania w ty m k ie ru n k u za- pom ocą środków od k a ż ają cy c h zrobiły najzupełniejsze fiasko, a zresztą, wobec tego, co powiedziano powyżej, rzeczą je s t bardzo w ątpliwą, czy by te usiłowania wyszły, na dobre. Możemy, co praw da, ograniczyć w p ły w trucizn b a k te r y jn y c h , o ile dołożym y starań, b y kał nie ulegał ! zastojowi w jelicie g ru bem , ale zupełnie usunąć ich działania nie m ożemy.

P ozostaw ał je d y n y sposób o d k ry c ia t a ­ kiej bakteryi, k tó ra b y mogła, m nożąc się energicznie w przewodzie® pokarm ow ym , zagłuszyć wszystkie inne bakterye, a więc zastąpić miejsce laseczki okrężnicy, lecz k tó ra nie w yw ierałab y n a ustrój ludzki żadnego działania niepom yślnego. P o s z u ­ k iw a n ia zostały uwieńczone w ynikiem pom yślnym .

B ak te ry ą t a k ą jest laseczka kw aśnego mleka bułgarskiego. Bakteryj m leka kw aś­

nego j e s t w ogóle dużo. Śmiało można powiedzieć, że co kraj, naw et co prowin- cya, to inna b a k te r y a mleczna. W iększość tych b a k te ry j je s t do siebie j e d n a k mniej lub w ięcej zbliżona, ale są i b a k te r y e zu­

pełnie odrębne. Bardzo np. o d rębn a jest b a k te ry a t. zw. m leka śluzowego, z k t ó ­

rego" w Holandyi robi się ser edamski a w Norwegii p ew n a ulubiona p otraw a narodowa. Odrębna je s t b a k te ry a linlandz- ka, dająca kwaśne mleko podobne do śm ietany. T ak samo odrębna je s t b a k te ­ rya. bułgarska. J e s t t o duża laseczka, do­

chodząca w pewnych w arunkach do wiel- i kości laseeznika wąglika; rozmnaża się najpomyślniej w tem p e ra tu rz e 35 — 40°, zarodników nie tworzy, rośnie z łatw o ­ ścią na pospolitych pożyw kach, choć nie bardzo obficie. Ł a tw o się domyślić .mo­

żna, że najodpowiedniejszym gruntem dla jej rozwoju jest mleko, w k tó re m też spraw ia zmiany bardzo poważne. / cu­

kru m lecznego pow staje praw ie trzy razy więcej kw asu mlecznego niż pod w pły ­ wem zw ykłych bakteryj mlecznych; k a ­ zein ścina się, rzecz prosta, ale pod w pły- w.-m jakiegoś ferm entu proteolitycznego, w ydzielanego przez tę laseczkę, skrzep sernika jesl bardzo luźny i zapewne w sku­

tek teg o nie w y c isk a serwatki; n aw et tłuszcz u lega niewielkie] przemianie w sku­

te k obecności lipazy i staje się, tak jak sernik, znacznie strawniejszym. N a jc ie ­ kawsze jednak, ze względów nas tu ob-

! chodzących, jest zachow anie się tej la- S sęczki w ludzkim przewodzie po karm o ­ wym. J u ż na trzeci dzień po spożyciu takiego m leka, można laseczkę w yhodo­

wać z kału bez trudu. Jeśli mleko to spożywam y co dzień, fo po dwu t y g o ­ dniach la se c zk a okrężnicy ginie całkow i­

cie, jej miejsce zajm uje laseczka bulgar-

’ ska i utrzym uje się w kale około trzech tygodni, choć n a w e t zarzucimy spoży­

wanie mleka. Co za tem idzie, znika zupeł­

nie pro d u k cy a indolu i skatolu, to też.

w moczu wcale nie można ich w y k ry ć . Zm ieniają się również własności kału; jest on wówczas nieco luźniejszy, jaśniejszy traci pospolity zap ac h i w y dalan y zosta­

je bez porów nania łatwiej, a co w ażn iej­

sza. w regularnych odstępach czasu.

P rz y c z y n ą przew agi laseczki bułgarskiej je s t obfitość wytw arzanego kwasu m lecz­

nego. J e m u właśnie przypisać należy ową szczególną „własność odkażającą-”.

J a k ż e jed n a k wygląda . te o r y a Mieczni­

kowa w świetle krytyki?

Nie ulega żadnej wątpliwości, że twier-

(11)

,Vfi t WSZECHŚWIAT 11

dzenie o zbytecznośei jelita grubego je s t dobre w teoryi, ale niemożliwe w p r a k ty ­ ce. Musimy bowiem pamiętać, że w jeli­

cie oieukiem zawartość jest, zawsze pły n­

na i że właściwy k a ł tworzy się dopiero w jelicie grubem. Otóż w ty ch w a r u n ­ kach najgorętszy, sądzę, zwolennik Mie­

cznikowa. zgodziłby się ofiarować kilka, a może i więcej lat życia, by tylko nie być dotkn iętym przew lekłą biegunką.

Bardzo niepew ne jest twierdzenie, że p rzyczyną stw ardnienia tętnic je s t indol.

Nie przemawia dotąd za tem żaden do­

wód bezpośredni, a ludzie narażają się dobrowolnie na tyle czynników szkodli­

wych i na tyle otruć, że wymienię tu tylko alkohol, tytoń,, kawę i herbatę, że rzeczą zrozumiałą staje się niezmierna częstość tego cierpienia. To samo można powiedzieć o niew ątpliw ie zbyt wczesnem starzeniu się ludzi. Na zjawisko to wpły­

wa zapew ne tyle czynników, tak mało j e s t ono jeszcze zbadane, że przypisywać i je głównie truciznom ba k te ry jn y m j e s t i rzeczą przesadną.

To też b ardzoby się mylił ten, ktoby sądził czy to ze słyszenia, czy z lichych a rtyk ułó w dziennikarskich, że mleko kwaś- j

ne Miecznikowa je s t jakim ś środkiem na odmłodzenie, jak im ś specyfikiem przeciw- ; ko starości i jej licznym dolegliwościom, ja- i kiemś p a n a ce u m n a choroby. Ostrzeżenie to j e s t konieczne wobec tego, że mleko to z łatw ością może się już dostać do rąk publiczności, tej samej publiczności, k t ó ­ ra w sposób fenomenalnie, ł a t w y daje się ' brać na lep rozm aitym kuglarzom i oszu- ' storn, m ającym pozory tajemniczej n a u ­ kowości. Ostrzeżenie to jest konieczne, I by złudne nadzieje nie doznawały zaw o ­ du i by w skutek tego niewątpliw ie dzielny środek nie został zdyskredytow an y .

A środek to j e s t rzeczywiście dzielny wszędzie tam , gdzie może chodzić o pow- : strzymanie nadm iernego rozwoju bakteryj w jelicie. B a d a n ia ścisłe w yk a z a ły , że za­

równo w razie nadm iernego rozwoju b a k ­ teryj gnilnych, powodującego uporczyw e ;

biegunki, jak również w razie u p o rcz y ­ wego zaparcia, k tó re prowadzi za s jb ą nadm iern y rozwój laseczki okrężnicy z wy- l dzieleniem niepożądanych bądź co bądź J

1 związków trujących, mleko kwaśne Miecz­

nikowa „dezynfekując!” jelito, usuwa ob­

jaw y niepożądane.

Nie możemy tu wchodzić w szczegóło­

wy rozbiór wskazań leczniczych, bo to należy wyłącznie do lekarzy. Na jed no wszakże warto zwrócić uwagę. Wiadomo, j a k t. zw. zaparcie naw yk o w e jest rze­

czą pospolitą; wiadomo, że pow oduje ono dość liczne a przykre objawy, wiadomo wreszcie, j a k ludzie lubią leczyć się sa ­ mi i j a k sobie szkodzą pozornie nie w in­

nemi środkami aptecznemi. Otóż w p rz y ­ padkach zaparcia na w ykow ego można zu­

pełnie śmiało bez zalecenia lekarza s p o ­ żywać mleko Miecznikowa, nietylko b o ­ wiem nie je s t ono „niezawodnem lekar­

stwem aptecznem ”, ale j e s t wybornym środkiem pokarmowym, bardzo łatwo strawnym, choć zapew ne dla naszego pod­

niebienia niezbyt smacznym.

Niezbyt smacznym dlatego, że ehoc zawiera, bez porównania więcej k w a s u mlecznego od naszego m leka kwaśnego, jed n a k je s t w sm aku bardzo mało kwaś­

ne, a to dlatego, że luźny skrzep ser­

nika nie wyciska z siebie serwatki; ś m i e ­

tan a praw ie wcale się nie zbiera; p o ­ nieważ tłuszcz ulega p ew n em u rozkłado­

wi, przeto zjawia się lekki przysm ak jol­

ki, który p ;sząceum te słowa sprawia wrażenie przysm aku m le ka górskiego w Szwajcaryi. Całość jest dosyć mdlą.

Naturalnie, ponieważ smak jest, spraw ą czysto indywidualną, mogą mię tu łatwo spotkać zarzuty. W każdym razie nie są­

dzę, by mleko M iecznikowa przyjęło się u nas jako środek pokarm o w y,

D - r .1. Z a m k o w a lei.

Z D Z IE J Ó W W IE D Z Y .

J a k wiadomo, L a g ra u g e przypisał Tor- ricellemu odkrycie zasady, że układ cięż­

ki j e s t w równowadze w te d y , gdy wszel­

kie przesunięcie przygotow ane zmusiłoby jego środek ciężkości do podniesienia się.

W je d n y m z ostatnich zeszytów Comptes

Cytaty

Powiązane dokumenty

• Uzależnienie od hazardu nie pojawia się nagle – to długi proces oswajania się z graniem i uczenia się regulowania swoich emocji za pomocą gry.. • Hazard to nie tylko granie

W poezji Ficowskiego występują w kontekście tego, co można by nazwać geologią przyszłej eksterminacji, paleontologią i entomologią (z pełnymi łacińskimi nazwami) przyszłej

W związku z przedłużającym się czasem kwarantanny proszę karty pracy z tamtego tygodnia ( jeśli dana klasa miała takie zlecone) przesłać do mnie na maila do środy tj.. do

jeszcze zaangażować Święty Mikołaj, aby w takim samym czasie zdążyły. przygotować

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

w iastki, k tó re z wodorem łączą się atom na atom otrzym ują nazw isko jednow artościo- wych, te pierw iastki, których pojedyncze atom y przyłączają po dw a

ziarn pszenicy, ile w ypadnie przez ciągle podw ajanie n a 64 polach szachownicy, poczynając od jednego ziarn a na pierw szem polu... U stro je tak ie pozostają

Ssaki to zwierzęta stałocieplne, które żyją na wszystkich kontynentach.. Ciała ssaków pokryte są włosami wyrastającymi