• Nie Znaleziono Wyników

Odpowiedź miłoszologom

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odpowiedź miłoszologom"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Henryk Markiewicz

Odpowiedź miłoszologom

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 199-205

(2)

O d p o w ie d ź m iłoszologom

Cieszę się z zainteresow ania, jakie wywołał mój artykuł, d ziękuję za odpow ie­ dzi na m oje p y tan ia i w ątpliw ości in te rp re tac y jn e, odpow iedzi, które zarazem - jak sądzę - w zbogaciły dotychczasow ą w iedzę o Traktacie moralnym, w ielokrotnie zresztą w ykraczając poza kw estie przeze m nie poruszone. D zięk u ję także za po łą­ czenie rzeczowości i k u rtu a z ji w polem ice z d in o zau rem literaturoznaw stw a, ja­ kim stał się m ów iący te słowa.

Cel swój osiągnąłem , skoro prof. F iu t, najb ard ziej zasłużony i k o m p e ten tn y w tym gronie badacz M iłosza pow iada, że m oja próba „h erm en eu ty k i negatyw nej” uw idoczniła m u „jak dalece - znacznie b ardziej niż sąd ził” - Traktat to „utwór in te le k tu a ln ie niezborny, zagadkow y i pow ik łan y ” . P odobnie w ypow iedzieli się in n i uczestnicy dyskusji: prof. Z ach przyznaje, że „zbyt w iele zdań [Traktatu] nie w ytrzym uje próby logicznej spójności”, d r T isc h n er podziela znaczną część m oich zastrzeżeń, d r L ubelska nie przeczy, że są w n im „m iejsca n ie ro z u m ie n ia ” . Quo

erat demonstrandum - jak pisano w po d ręczn ik ach geom etrii. I do tych k ilk u zdań

m ógłbym m oją odpow iedź ograniczyć.

Ale cytując zdanie prof. F iu ta, w yrw ałem je z obszerniejszego ko n tek stu , który jednoznaczność treści tego zdania obala, a to sam o dotyczy przytoczonych o pinii prof. Z ach i d r L ubelskiej. D latego konieczna w ydaje m i się odpow iedź dłuższa. N aw iązuję w niej p rzede w szystkim do te k stu prof. F iu ta, bo p o lem izuje on na froncie najszerszym . W plotę jed n ak w m oją odpow iedź rów nież uw agi o arg u m e n ­ tach pozostałych autorów.

Z n acie Państw o zapew ne h isto ry jk ę o kobiecie, k tó ra oskarżona o k rad z ież garnka, ta k się w sądzie b roniła: „Po pierw sze - nie pożyczyłam żadnego garnka, po drugie, kiedy go w zięłam , był już dziurawy, po trzecie oddałam garnek w stanie

(3)

2

0

0

O p in ie

Otóż erystyka prof. F iu ta - niech m i te n żart w ybaczy - do takiej obrony jest trochę podobna. „Po pierw sze” - m ów i on - M arkiew icz tylko udaje naiw nego, jego zn ak i za pytania są tylko pozorow ane, w rzeczyw istości w szystko rozum ie. Ale skoro M arkiew icz dom aga się w yjaśnień, on, prof. F iu t cierpliw ie w ytłum aczy to, co w łaściwie tłu m aczeń nie p o trzeb u je, bo łatw e jest do zrozum ienia.

Czy rzeczywiście? Zgoda na to, że pojaw ienie się powojów na pow ojennych ru in a c h oznacza pozór norm alności. Ale już nie przyszłoby m i do głowy, by łączyć zw ątpienie rozm ów cy Poety w pow ojenne odrodzenie litości ak u ra t z sow ietyzacją znacznej części E uropy. N ie sądzę też, by ów rozm ówca był rozczarow any b rak iem litości dla zb ro d n iarzy w ojennych, czy też b rak ie m litości dla ofiar ze strony ja­ kichś oprawców, jak się dom yśla dr L ubelska. Tak czy inaczej - ro zrzu t sem an­ tyczny tych m ik ro in te rp re ta c ji dowodzi, że sens owej litości nie jest jasny i m ia ­ łem powody, b y o niego pytać.

W ręcz n iezro zu m iałe jest w yjaśnienie prof. F iu ta, że Poeta woli Tukidydesa niż H erodota, bo w ojny G recji z Persją uw ażał za figurę k o n fro n tacji Z achodu ze Z w iązkiem R adzieckim . Przecież o tych w ojnach p isał w łaśnie odrzucony przez M iłosza H erodot, a nie Tukidydes!

Przy okazji: w ątpliw ości co do znaczenia p rzym iotnika „m oralny” w tytule Trak­

tatu w ysunęła G orczyńska, nie ja; tylko dla p o rzą d k u szczegół te n p rzy p o m n ia­

łem. Prof. Z ach lekceważąc a u to in te rp retację M iłosza, tw ierdzi, że p rzy m io tn ik te n n iesie k ilka znaczeń, a zarazem „należy do zaw iłości, o których nie zawsze m ożna i n ie zawsze trzeba dyskutow ać”. W ydaw ałoby się, że jeśli taka w ielopię­ trow a zawiłość w ystępuje w ty tu le utw oru, to nie tylko m ożna, ale trzeba n a d nią się zastanow ić. Ja sam zresztą jej nigdy nie dostrzegałem - sądziłem , że ty tu ł M i­ łosza skonstruow any jest podobnie jak na przy k ład ty tu ły Traktat polityczny i Trak­

tat teologiczno-polityczny S pinozy i po p ro stu oznacza, że mowa tu będzie o m o ral­

ności.

W racając do w ypow iedzi prof. F iuta: tw ierdzi on, że na m oje kłopoty i n ie p o ­ w odzenia in te rp re tac y jn e odpow iedział w ystarczająco „katalogiem w łasnych su­ gestii i prób le k tu ry ”, celowo (?) ograniczając się do początkow ych fragm entów p o em atu (w. 1-80). K atalog to jednak niepełny. Porów nując nasze teksty, łatwo dostrzec, że w iele m oich p y ta ń dotyczących tego seg m en tu Traktatu prof. F iu t m ilczkiem p om inął. I tak jed n ak wykazał w iększą tolerancję dla m oich kłopotów in te rp re tac y jn y ch niż d r L ubelska. A podyktycznie „oddala” ona w ogóle potrzebę tego rod zaju u staleń sem antycznych, lokując m nie p rzy okazji w tow arzystw ie Irzy­ kowskiego, k tó ry rzekom o także zadaw ał utw orom p y ta n ia niestosow ne i celowo k o n fu n d u jące rozmówców. Co do ko n fu zji (słow nik wyrazów obcych poucza, że oznacza ona „zm ieszanie, zak ło p o ta n ie”), to nie w ydaje m i się, by m oi dyskutanci jej ulegli, a porów nanie z Irzykow skim poczytuję sobie za wysoką pochw ałę.

„Po d ru g ie” prof. F iu ta wygląda tak: są w Traktacie rzeczyw iście m iejsca tr u d ­ ne, ale i one m ożna w yjaśnić. Zobaczmy, jak on to robi na p rzykładzie frag m en tu o grabarzu. Pow iada, że chodzi tu n ie tyle o jakiegoś stalinow skiego zbira, ile o k o ­ m unistycznego polityka-ideologa, który rozpraw ia się z m artw ym w edług niego

(4)

dziedzictw em kulturow ym . Z tym m ożna się zgodzić. Prof. F iu t n ie w yjaśnia jed­ nak, jak rozum ieć dalsze wersy, które m ów ią, że ów g rabarz oczekuje jakiejś św iet­ lanej przyszłości, i to w dobrej w ierze, skoro to oczekiw anie nazw ane jest „złudze­ n ie m ”. Poeta - pow tarzam - persw aduje tu w pierw szej osobie liczby m nogiej (więc jakby m ówiąc o w spólnocie, do której sam też należy), by tych złudzeń n ie ro z p ra ­ szać. Czy więc są to złudzenia i grabarza, i owej wspólnoty, czy też tylko złudzenia sam ego grabarza? I dlaczego nie należy ich rozpraszać?

N ie p rzek o n u je F iutow ska in te rp re tac ja ostatniego zdania poem atu. W zaklę­ ciu „Idźm y w spokoju ludzie p ro ści” - m ów i on - zaw iera się p o stu lat, by zacho­ wać w ew nętrzny spokój i prostotę serca, w o parciu o w iarę w nadzm ysłow y m o ral­ ny porządek, zwycięstwo równow agi um ysłu, n ie u ch ro n n ą klęskę filozoficznych i ideologicznych toksyn. (Podobnie, lecz ostrożniej form ułuje d r T ischner: d opa­ tru je się w zakończeniu rozpaczliw ego w ezw ania do przeciw staw ienia się złu lub p rzynajm niej - do „czynnego jego u n ik a n ia ” - oksym oron nieco m glisty).

Ale M iłosz w yraźnie tw ierdzi, że w Traktacie nie w prow adzał żadnych elem en­ tów m etafizycznych1, a inne w ym ienione p rze d chw ilą siły obronne zostały w praw ­ dzie we w cześniejszym fragm encie p o em atu nazw ane, ale w jego zakończeniu - jakby przygniecione owym „jąd rem ciem ności”, które w yskakuje tu nagle, niby

infernum ex machina, uniew ażniając u p rzed n ie zapew nienia. („I w ynik będzie cał­

kiem różny, / Że w końcu dobry ta k załóżm y”). I jeśli prof. F iu t pyta o m oje w łas­ ne w rażenia z pierw szej le k tu ry Traktatu, to pow iem , że od początku (i do dzisiaj) zdaw ało m i się, że zakończenie p o em atu m a ta k i oto m niej więcej sens: „My, lu ­ dzie prości, idziem y w przyszłość w naiw nym spokoju ducha - nieśw iadom i tego, że czeka nas zag ład a”. (Teraz przychodzi m i na myśl, że m oże słowa „jądro ciem ­ ności” w ypow iada głos inny, nienależący do „ludzi p ro sty ch ” i nie podzielający ich optym izm u). U m ieszczenie w o statn im w ierszu, w najm ocniejszej pozycji, jako p o in ty utw oru, tych w łaśnie słów „jądro ciem ności” nadaje m u wydźw ięk skrajnie pesym istyczny; żadnego św iatła w tym tu n e lu nie w idać - tylko nadjeżdżający katastroficzny pociąg... Jeżeli M iłosz - jak potem w yjaśniał - chciał czytelnikom zasugerow ać, że trzeba w stąpić w jądro ciem ności, żeby n astąp iło odrodzenie - to ośm ielam się tw ierdzić, że nie udało m u się tego z a m ia ru zrealizow ać.

Jeśli chodzi o w yjaśnienia prof. Z ach - sugestia, że kokon jest nie tylko zasło­ ną, ale wręcz „łożyskiem ” wykluw ającej się form y (motyla?), należy, w edług jej w łasnego określenia do „sfery a rb itra ln y ch sk o jarzeń ”. Jeśli naw et skojarzenie to byłoby trafne, nie usuw a ono sprzeczności m iędzy zaleceniem , by kokon ów u su ­ wać, celem bezpośredniego d otarcia do „poczw arki niety k aln y ch zd a rz e ń ” (tzn. „rzeczyw istości surow ej” - jak tłu m aczy M iłosz2), a tw ierdzeniem , że jest ona do­ stępna tylko p o średnio poprzez przędzę owego kokonu.

1 P o k o c h a ć sprzeczność. Z C ze s ła w e m M iło sz e m r o z m a w ia ją A le k s a n d e r F i u t i A n d r z e j

F r a n a s z e k , w: C z . M iło s z T r a k ta t m o ra ln y. T r a k ta t p o e ty c k i, p r z y p . A . F iu t,

W y d a w n ic tw o L ite r a c k ie , K r a k ó w 1 9 9 6 , s. 18.

2 T a m ż e , s. 17.

20

(5)

20

2

O p in ie

N ie trafia też do m n ie proponow ana przez prof. Z ach w ykładnia „m ądrości ru ch o m e j” jako w iedzy p raktycznej, w jakim ś sensie intu icy jn ej, n ie im plikującej bynajm niej relatyw izm u. Tekst p o em atu niczym na ową praktyczność nie n a p ro ­ w adza, a ruchom ość eksplikuje M iłosz inaczej - jako „historyczną zm ienność w za­ leżności od cyw ilizacji” . Czyż więc nie jest to historyczny relatyw izm lub - m ó­ wiąc dzisiejszym żargonem - k o ntekstualizm ? A dalej: w jakim sensie w iedza p ro ­ w adząca do owej m ądrości jest „niby m u zyczna”, w jakim sensie m ądrość przez nią osiągnięta jest „wielką styczną” 3, w swej ruchom ości porów nyw alną z homo

sapiens, w jakim sensie te n homo sapiens jest w swej ruchom ości „m istrzow ski” - na

to w szystko b ra k odpow iedzi.

W tym m iejscu chciałbym odnieść się także do n iektórych uwag dra T isc h n e­ ra. Jeśli chodzi o fragm ent o schizofrenikach - nie um iem doczytać się w n im w ia­ ry, że koniec świata jest efektem gniew u Bożego, co m iałoby dow odzić, że chodzi tu o przek o n an ia „człowieka prostego” . O fragm ent, dotyczący tych, którzy służą złu, nie będę się spierał, skoro d r T isch n er sam dostrzega w n im n ie d o sta tk i i n ie­ spójności. O dystansie Balzaka do lu d z k ich m as M iłosz m ów i w Legendach rzeczy­

wistości, nie w Traktacie. N ato m iast w yjaśnienie „żartu etruskiego” jest przekony­

wające. M ożna tylko zastanaw iać się, czy o rientacja na czytelnika dysponującego tak ezoteryczną w iedzą o E tru sk ac h jest skuteczną taktyką poetycką.

„Po trze cie” prof. F iu ta o parte jest na takiej oto tezie: utw ór poetycki m a p ra ­ wo być niezrozum iały, niejasność stanow i jego in te g raln ą właściwość, nie należy w yjaśniać do końca m etafor i obrazów, dom agać się jasności i konsekw encji. Tu odpow iedź zapożyczam z w dzięcznością od prof. Zach, która p rzypom niała opi­ nię M iłosza o Liście noworocznym A udena - że „taka poezja m oże być pociągana p rze d try b u n ał ro z u m u ” i w niej „każde zdan ie m u si się logicznie, nie tylko arty­ stycznie tłum aczyć”4). Owa o p inia M iłosza - cytuję prof. Z ach - stanow i w ystar­ czającą podstaw ę do zastosow ania wobec Traktatu moralnego p ro ce d u ry badawczej przeze m n ie zaproponow anej.

Jest to odpow iedź rów nież dla dr L ubelskiej, któ ra dziwi się, że py tam o sens ta k ich m etafor, jak „straszliw ej nocy sta la k ty ty ”, czy „likw or stu lec i”, będące „od daw na dom eną pełn ej, niew eryfikow alnej w olności” . H ugo F rie d rich , na którego dr L ubelska się pow ołuje, poucza, iż tego rod zaju „m etafory ab so lu tn e”, jak je nazyw a, stw arzają sam ow olnie, po d y k tato rsk u „antyśw iat, przeciw staw ny św iatu p o sp o litem u ” i nieporów nyw alny z n im 5. A Traktat moralny m ów i w łaśnie o tym świecie pospolitym , „tym , w którym , żyjesz tu i teraz, H ic et nunc” - i na tym

tere-S k o ja r z e n ia p ro f. Z a c h b ie g n ą tu w k ie r u n k u „ z e t k n ię c ia s ię li n i i c z a s u i w i e c z n o ś c i ” - n a ja k iej p o d s ta w ie , n ie w ia d o m o . C y ta t z A u d e n a to t łu m a c z e n i e

obscurum p e r obscuriora.

C z . M iło s z W p ro w a d ze n ie w A m e r y k a n ó w , w: te g o ż K o n ty n e n ty , I n s t y tu t L ite r a c k i, P a ry ż 1 9 5 8 , s. 9 1 -9 2 .

H . F r ie d r ic h S t r u k t u r a n o w o cze sn e j lir y k i, p r z e k l. i w s t ę p E. F e lik s ia k , PIW , W a r sz a w a 1 9 7 8 , s. 2 8 6 .

3

4

(6)

nie o sens w yrażeń m etaforycznych w olno i trzeba pytać. Gdy chodzi o utw ory b li­ skie - m ówiąc ostrożnie - m yśleniu dyskursyw nem u, nie um iem upraw iać „rozko­ chanej le k tu ry ” (wyrażenie d r L ubelskiej), à la Ewa B ieńkow ska, k tóra p o trafi uchwycić sens utw oru, nie interesując się znaczeniem n iezrozum iałych słów, od­ n iesień czy aluzji; co więcej uważa, że zainteresow anie n im i u tru d n ia obcowanie z tym utw orem . W ątpię, czy ta k uzyskiw any sens (czy „p rzed-sens”) tw orzy „n a­ tychm iastow e przym ierze czytelnika z p o e tą ” i czy jest w ogóle kom unikow alny. M ożna z tak ą postaw ą się zgodzić, gdy chodzi na p rzykład o wizyjne wiersze z Trzech

zim , ale nie o utw ory nasycone pojęciow o sform ułow anym i treśc ia m i filozoficzny­

m i i politycznym i.

D odam tu jeszcze, że prof. F iu t w spraw ie w yjaśniania niezrozum iałych m iejsc

Traktatu stosuje dw ojaką m iarę. G dy on (co praw da „w im ien iu m łodych czytelni­

ków ”) pyta o znaczenie pojęć „styl”, „m eto d a”, „w iara”, lub frazy „A Babel na ostatniej cegle / K ładzie dwie klęski rów noległe” - po stęp u je lege artis, z herm e- n eutyczną pieczołow itością. N ato m iast, gdy ja pytam , co to są „straszliw ej nocy stalaktyty”, co znaczy „pograć w polityczne ko n ie”, dlatego ak u rat T aorm ina i Triest - to grzeszę p ed a n te rią o brzy d k im p ostm oderinistycznym rodow odzie6.

Jest jeszcze w tekście prof. F iu ta „po czw arte” : przeskakiw anie n ie zro zu m ia­ łych fragm entów - pow iada - to ukryta bolączka (może raczej - n ie u ch ro n n a cena?) dążenia do uspójnionej in te rp re ta c ji, stosowanej z m orderczą konsekw encją. O d­ pow iadam : nie w olno w im ię konsekw encji ujednoznaczniać sem antyki utw oru, lojalność wobec czytelnika w ym aga, by m iejsca ciem ne czy p u n k ty oporu te k stu wobec proponow anej całościowej in te rp re ta c ji w skazać, a nie przeskakiw ać je, nie udaw ać, że ich nie m a. W przeciw nym w ypadku - jak pisał kiedyś K onrad G órski o k o m e n tarzu - „czytelnik przeżyw a [...] n ie u za sad n io n e upokorzenie, gdy cze­ goś nie rozum ie, a tw órca kom entarza dopuszcza się blagi. M ilcząc, sugeruje p rze­ cież zrozum iałość rzeczy, której sam nie ro zu m ie”7. N astąp ił pono „zwrot etycz­ n y ” w b a d a n ia c h literack ich , więc m oże w arto o tych tw ardych słowach Górskiego pomyśleć?

P ed an teria nie jest jedynym m oim grzechem w oczach prof. F iuta. Z n ajd u je on w m oim tekście złośliwość w w ytykaniu M iłoszow i błędów w rozum ow aniu i po ­ tknięć gram atycznych, jest też zgorszony, że posuw am się do obrazoburczego stw ier­ dzenia, iż n iek tó re z zagadkow ych form uł Traktatu są rez u ltatem rym ow ych przy­ musów.

D o złośliw ości się n ie poczuw am , potknięć gram atycznych M iłoszow i nie wy­ ty kałem (n ieuzasadnione użycie spójnika „więc” jest u ste rk ą logiczną, n ie g ram a­ tyczną). P rzykłady niekorzystnych wpływów p rzy m u su rym ow ania na sem antykę

6 P o d o b n ą n ie k o n s e k w e n c ję d o s tr z e g a m w w y w o d a c h d r L u b e ls k ie j, k tó ra o m a w ia ją c p ie r w s z ą fra zę T r a k ta tu - w o b e c je d n e j m e ta fo r y d o p u s z c z a „ w y tw o r z e n ie

o k r e ś lo n y c h h ip o t e z ” (in te r p r e ta c y jn y c h ), a w o b e c d r u g ie j - „ o d d a la k o n ie c z n o ś ć u s ta le ń s e m a n ty c z n y c h ” .

(7)

2

0

4

O p in ie

utw oru wskazać łatw o („I czarow nice w m ieście Salem / Szły na śm ierć (pewnie z w ielkim żalem ”), „N ie w ątpię, że jest bard zo zła, / Lecz w ynalazłem ją nie ja”, „W zrok m asz jak p ro m ie ń m ieć R oentgena / (Nie jest to nazbyt m iła scena)” itp.). O drzucam przypisyw anie m i „antyherm eneutycznego założenia, że w szystkie for­ m uły, m etafory i obrazy zaw arte w poem acie m ożna w yjaśnić bez u ciekania się do znajom ości p o zatek stu aln y ch kontekstów ” . Praw dę m ówiąc, nie jestem pew ien, co znaczą „pozatekstualne k o n te k sty ” (wygląda to na tautologię, ale m oże w te r­ m inologii prof. F iu ta „p ozateksty” to jakaś odm iana „kontekstów ”). Jeśli jednak prof. F iu t obdarza m n ie dw uznacznym k o m p lem en tem , że w m o im a rty k u lik u „błyszczę erudycją”, to chyba jakieś „pozatekstualne k o n te k sty ” w n im u ru c h a ­ m iam . Ale owe erudycyjne błyskotki, któ ry m i dysponow ałem , okazały się niewy­ starczające wobec w ielu m iejsc Traktatu.

M oże się m ylę, ale poza tym i w szystkim i za rzu ta m i wyczuwam pew ną irytację czy niesm ak, że oto ktoś ośm ielił się kw estionow ać doskonałość i nieom ylność ar­ tystyczną Poety. Przejaw to postaw y dziś szeroko rozpow szechnionej, k tóra w utw o­ rach kanonizow anych w ielkości każe w szystko podziw iać. Ale to te m at na osobną rozmowę.

D r T isch n er słabości i sprzeczności Traktatu tłu m aczy koniecznością k am u fla­ żu i ro zte rk a m i w ew nętrznym i autora. N ie sądzę, by było to tłu m aczen ie w ystar­ czające. N ie p rzesadzajm y z ową koniecznością kam uflażu. N ie liczył się z n im Poeta, gdy p isa ł np. bez ogródek: „Wołają lu d , a szepcą m iazga. W ołają naród: szepcą gie”, albo „Politycy grę już przegrali, / T ryum fy ich tylko pozo rn e” . A jeśli chodzi o sprzeczne z sobą postaw y i m yśli - nie to b u d zi m oje zastrzeżenia, że one w Traktacie w spółw ystępują, lecz to, że w brew in te n cjo m autora one ze sobą nie „w spółgrają”, bo Poeta, w ypow iadając je, jakby ignoruje ich oczywistą k o ntradyk- toryczność, przeciw nie - pozoruje konsekw entny, w łaśnie traktatow y wywód, co dezorientuje czytelnika.

D r T isch n er m a m i też za złe, że in ten cje polem iczne uniew rażliw iły m nie na au tentyczne w alory Traktatu. Skąd o tym wie? A rtykuł mój nie był całościową c h a­ rakterystyką, a tym b ardziej oceną tego utw oru, lecz tylko p rotokołem m oich w ięk­ szych i m niejszych kłopotów i niepow odzeń z jego zrozum ieniem . Jeśli przyjąć, że jestem czytelnikiem jako tako w yrobionym , w ynika stąd tylko to, że jest to utwór m iejscam i tru d n y do in te rp re tac ji, m iejscam i - być m oże - nie w olny od u ste re k 8. O strze polem iczne m ojego te k stu było w ym ierzone jed n ak nie przeciw Traktatowi (nie m am po te m u odpow iedniego przygotow ania), lecz przeciw zan ied b an io m i p rzem ilczeniom m iłoszologów, u których nie zn alazłem w ystarczającej pomocy, by Traktat w p e łn i zrozum ieć, a dzięki te m u - jego w alory w p ełn i dostrzec.

O p o d o b n y c h tr u d n o ś c ia c h w in t e r p r e ta c ji n ie k tó r y c h fr a g m e n tó w T r a k ta tu

p o e ty ck ie g o p is a ła D . S z a jn e r t P r z y c z y n e k do p rzy p iso lo g ii lite ra c k ie j, w: D z ie ła j ę z y k i tra d yc je . red . W . B o le c k i, R . N y c z , W y d a w n ic tw o IB L P A N , W a r sz a w a 2 0 0 6 ,

(8)

Abstract

H e n ry k M ARKIEW ICZ

Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )

A Response to Messrs. and Mss. Miłosz-ologists

T h e A u th o r responds to th e voices raised as part o f th e discussion on his article W hat is

it that I don’t understand o f C. M ilosz's Traktat m oralny? (Teksty Drugie N o . 5 /2 0 0 6 ), also to be fo u nd in this present issue.

20

Cytaty

Powiązane dokumenty

Otóż drugi szturm generalny został do nas przypuszczony w trzecim roku wszczętego przeciwko nam prześladowania. Najpierw więc ukazały się wszędzie edykty Maksymina z roz- kazem,

Wydaje mi się, że historia Polonii w tym mieście, podobnie jak historia Polonii amerykańskiej, nie jest jeszcze zamknięta i że nie tylko kolejne fale emigracji z Polski

Z pierwszej probówki wydziela się zapach zgniłych jaj, w drugiej probówce po wrzuceniu białego sera pojawiło się żółte zabarwienie, w trzeciej probówce po

Z pierwszej probówki wydziela się zapach zgniłych jaj, w drugiej probówce po wrzuceniu białego sera pojawiło się żółte zabarwienie, w trzeciej probówce po

Powszechnie stosuje się filtry do wody, powodujące jej zmiękczenie, w których następuje wymiana jonów wapnia, magnezu i żelaza na jony sodowe. Niestety ludzie nie

Powszechnie stosuje się filtry do wody, powodujące jej zmiękczenie, w których następuje wymiana jonów wapnia, magnezu i żelaza na jony sodowe. Niestety ludzie nie

[r]

W pracy doradcy mog¹ pojawiæ siê zaniedbania i nadu¿ycia, które œwiadcz¹ o nieuczciwym postêpowaniu wzglêdem osoby radz¹cej siê.. Kargul wskazuje na niektóre tego typu