• Nie Znaleziono Wyników

Metamorfozy matecznika

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Metamorfozy matecznika"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard K. Przybylski

Metamorfozy matecznika

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (11), 169-174

(2)

rzają się też w książce pom inięcia n iek tó ry ch rec e n z ji analizo w a­ nych p rzed staw ień (np. o inscen izacji Księcia Niezłom nego pisała Z. M iklińska w „ L ite ra c h ” 1966 n r 2, s. 7). Nie w y d aje się rów nież słuszny sposób tra k to w a n ia d e k la ra ty w n y c h w ypow iedzi tw órców jako dokum entów przed staw ien ia, k tó re n ie w y m agają żadnych p raw ie k o m en ta rz y (por. np. s. 116, 310). Razi czasem zbyt w y ­ dobyta d ek laraty w no ść, ek lek ty zm uogólnień, aprioryczność m yślo­ w ych k o n stru k c ji, u silna „odkryw czość” stw ierd zeń. Nieco prow o­ kacy jn ie brzm ią n ie k tó re h ip o tety czn e przypuszczenia (np. do­ m niem ane głosy S w in arsk ieg o o S chillerze, s. 276).

T rudno w k ró tk im , recen zen ck im szkicu oddać bardzo liczne za­ le ty pracy, tru d n o też usto su n k ow ać się do w szy stk ich p a rtii książki, k tó re budzą n ieufność czy sprzeciw . Teatr Dionizosa jest „prop o­ zycją o tw a rtą ”, pozw ala „w n ik liw iej i p ełn iej ogarnąć n iek tó re a sp ekty sztuki t e a t r u ” . S tano w i tw órczą, in sp iru jącą, ale i m ocno d y sk u sy jn ą m an ifestac ję sposobu b ad an ia zjaw iska scenicznego.

Jan Ciechowicz

Metamorfozy matecznika

Artur Saindauer: Matecznik literacki. Kraków 1972 WLr ss. 138.

Okres, w k tó ry m A rtu r S a n d a u e r zajm ow ał się p en e tro w a n ie m zjaw isk k u ltu r y w spółczesnej i o d k ry w ał jej niedostrzeżone w artości, m ożna zaliczyć już chyba do przeszłości. Taki w niosek narzuca, n ieste ty , jego n ajnow sza książka M atecznik

literacki. Z nalazły się w niej esesje pośw ięcone siedm iu tw órcom ,

k tó ry m tru d n o odm ówić m iejsca w panteo n ie w ielkości u zna­ nych — są to kolejno: N orw id, Leśm ian, P rzyboś, Czechowicz, B iałoszew ski, Joy ce i A ntonioni. Nie w y n ik a z tego wcale, iżby S a n d a u e r zrezygnow ał z prób m ów ienia o w ym ienio ny ch tw ó rcach rzeczy now ych — od b rązaw ian ie zaśniedziałych pom ników to jak b y cel M atecznika. „M atecznik lite ra c k i” znaczyłby w ty m w y ­ padku ty le , co w nikanie z pow ierzchni zjaw isk, z zew nętrzności ku ich w n ętrzu , istocie. D oskonale in te n c ję tę w yłożył sam S a n ­ d a u e r w szkicu J a m jest Bóg zabity, gdzie pisze: „W ogóle w y d aje się, że czas zm odernizow ać bad an ie n ad zeszłow ieczną poezją pol­ ską. C hodzi nie ty lk o o to, b y w yzw olić się od niepodległościow ych obsesji, lecz i o to, by zastosow ać tu now e — p rz y ję te dotychczas ty lk o n a te re n ie lite r a tu r y w spółczesnej — m eto dy k ry ty c z n e , za cz e rp n ię te z b ad a ń psy ch o an ality czny ch , s tru k tu ra ln y c h itp. S ą­ dzę, że przenosząc je tu ta j, m ożem y dokonać niejed nego o d k ry cia ” . Pod zaw ołan iem ty m nie sposób nie podpisać się i to n a ty c h m ia st — obiem a rękam i, co też czyniąc, z o stajem y przez S a n d a u e ra

(3)

osizu-kani. P o słu g u je się on, jak zapow iada, w łaściw ym i n arzęd ziam i, ale jego m etoda in te rp re ta c ji — początkow o zadziw ia m a e s trią i błyskotliw ością, później onieśm iela i zastan aw ia, i w k o ńcu — w zbudza nieufność, gdyż w szystko w y d aje się zbyt p ro ste i ładne. Z byt p ro ste i ładne je st n a p rzy k ła d zbudow anie z nie u św ia d a ­ m ianego sobie przez N orw ida kom pleksu — elem en tu o rg a n iz u ją ­ cego św iatopogląd. S a n d a u e r w J a m jest Bóg za b ity stw ierdza: ,,Czyż n ie jest — C hry stu sem ? (Norwid) N igdy tego zdania nie napisał, ba! może i nie pomyślał. A jed n a k dobija się ono do pro ­ gów jego św iadom ości, dając znać o sobie niedom ów ieniam i. Co w ięcej, kom pleks te n r o zb ud o w u je p oeta w św iato p o g ląd ” (podkr. — R.K.P.) Być może S a n d a u e r posługuje się szczególnym ro zu ­ m ieniem św iatopoglądu, dla m nie w szakże pow yższe stw ie rd z en ie jest z g ru n tu fałszyw e. Pod pojęciem św iato pog lądu rozum iem bow iem w iedzę o rzeczyw istości o b iekty w nej, zew n ętrzn ej, w iedzę o sobie sam ym , św iecie w ew n ętrzn y m i w yciągnięte z owej w iedzy w nioski racjo n alizu jące działanie. W ta k im u jęciu tru d n o , aby elem en t w h ie ra rc h ii w arto ści o rg an izu jący ch św iatopogląd z n aj­ dow ał się n a jego m arg inesie albo, co gorsza, był nie uśw iadam iany. C hyba że nie jest dla św iatopoglądu istotn y. M ożna też sy tu a c ję odwrócić, u zn ając p isarza, w ty m w y p a d k u N orw ida, za człow ieka chorego um ysłow o i z n a p isa n y c h przez niego u tw o ró w re k o n ­ stru o w ać sztucznie św iatopogląd a rty sty c z n y , sztucznie, gdyż d z ia ­ łan ie um ysłow o chorego w y m y k a się jak iejk o lw iek racjon alizacji. N ie sposób więc zrozum ieć in te n c ji S a n d a u e ra , ty m bard ziej, że zd aje się sobie sam em u zaprzeczać. Skoro kom pleks C h ry stusow y uw aża za n ie uśw iadom iony przez N orw ida, dziw ne w y d aje się w y­ su w an ie go n a m iejsce naczelne. Tak je st też w szkicu Wiersz w g łu ­

chocie, gdzie S a n d a u e r w ykazuje, że W czora-i-ja zorganizow any jest

wokół postaci C h ry stu sa, z k tó ry m N orw id się utożsam ia; in te rp re ­ tac ja ta obalać ma fałszyw e dotychczasow e odczytan ia w iersza jako a lu z ji do ówczesnej sy tu a c ji Polski. S a n d a u e r w idzi w ięc głuchotę nie jak o niezrozum ienie przez naró d now ych czasów i idei, lecz jako — głuchotę poety, odciętego w ten sposób od ludzi go otaczających i po­ rów n u jąceg o się w zw iązku z ty m z C hry stusem , k tó ry i tak w ko ń ­ cu zw yciężył z m artw y ch w stając. Nie zrozu m iany p rzez w szyst­ kich N orw id w ierzy, że i jego tw órczość czeka renesan s, z m a rt­ w ychw stanie.

Ta błysk otliw a analiza, k tó re j nie sposób w ie rn ie w ty m m iejscu opisać, w sp iera się na ró w n ie b ły sk o tliw y m , lecz chyba k ruchy m założeniu. P o ró w n an ie z C h ry stu se m jaw i się bow iem dopiero po ko rek cie pom yłki, pom yłki uczynionej przez sam ego poetę. S a n ­ d a u e r zauw aża: „«Za p an ow an ia P an teiz m u -d ru k u » jest n iezb y t jasn e. N orw idow i chodziło raczej o lite ra c k i politeizm , tj. o m n o­ gość sukcesów w ydaw niczych, k re u ją c y c h co ro k now ego bożka. Słow o «panteizm » w ynikło może ze sk o ja rz en ia z P anteonem ,

(4)

a może z a lite ra c ji: «za panow ania». A le i ta k — pod w pływ em w ypartego «politeizm u» — po jaw ia się w izja pogańskiego R zym u oraz pierw szych w ieków ch rześcijań stw a (...)” itd., itd. — stąd blisko już do utożsam ienia N orw ida z C hry stu sem .

U praw ian a przez S a n d a u e ra m etoda to psychoanaliza, pozw ala­ jąca uwidocznić, w ty m w ypadku, rzeczy n iew iary g o d n e zgoła. T ru d n o się dziwić, że w ielu już na W czora-i-ja połam ało sobie zęby; nie rozum iejąc, przechodzili oni do p rzesad n ych uogólnień.

A le czyżby z pow yższych tw ierd zeń S an d au era w ynikało, iż N orw id b y ł człow iekiem nieodpo w ied zialn y m do tego stopnia, że nie od­ różniał słow a „ p a n te iz m ” od „p o liteizm u ”, lu b czyżby sy tu a c ja niezrozum ien ia prow okow ała go do czynienia sw ych w ierszy nie­ jasn y m i z p rze k o ry tylko? S an d au er, od k ry w ając pom yłkę, pod­ d a je w w ątpliw ość sam o ko n tro lę poety. U znając „p a n te iz m ” za m im ow olne, niek o n tro lo w an e słowo w w ierszu, zd aje się p e n e tro ­ wać nieśw iadom ość N orw ida i ta w łaśnie droga prow adzić go ma d o sukcesu. N ie m ożna się jed n a k z tak im w y ja śn ia n iem zgodzić, gdyż pod pozorem w ierności tek sto w i w iersza p re fe ru je dow ol­ ność w łaśnie, m im o że po tej dro b n ej popraw ce w szystko w ydaje się doskonale zrozum iałe. Dziwi tak że odczyty w anie Wczora-i-ja jako w iersza „niew rażliw ego” na to, co rom antyczne. Czyż sam a k a te g o ria C hry stu sa, k tó rą jako naczelną w idzi a u to r Matecznika, nie b y łab y k o le jn ą postacią rom antycznego m otyw u, a zatem : czy w istocie N orw id nie d a je żad ny ch podstaw do n aro d ow ych i his­ to ry c z n y ch uogólnień?

W opisanej pow yżej p ostaw ie k ry ty c z n e j S a n d a u e ra u jaw n ia się w y ra ź n ie ry s c h a ra k te ry sty c z n y — n a d d aw an ie św iadom ości pi­ sarza w łasn ej w iedzy i w y zn aw an y ch przez siebie w artości. Pisząc, iż N orw id „był tw o rem m ięd zy ep o ki”, k r y ty k k o n sta tu je zaraz, że „poczucie tragicznego p re k u rso rstw a czyni kam ien iem w ęgiel­ n y m sw ego św iatop o g ląd u” . U znając tw órczość N orw ida za n o w a­ to rsk ą, n egu jąc n aw et rolę jed n o stk i w h isto rii i zasadniczo różną od p ro d u k cji litera c k ic h pierw szego i drugiego pokolenia ro m a n ­ tyków , tru d n o jed n ak obdarzyć ją jasn o w id ztw em ró w nym p e rs ­ p e k ty w ie h isto rycznej S an d auera.

Z analog iczn ą sw obodą p o stęp u je S a n d a u e r w rozw ażaniach o P rz y ­ bosiu. Z n a jd u je tu dw a zasadnicze ogniw a o rg an izu jące jego poezję. S iła ich polegać m a na fakcie, iż są w rodzone. P rzy boś zostaje więc obciążony dziedzicznie: psychicznie i organicznie — fascy­ n a c ją ogniem i osłabieniem m ięśnia sercowego. Że in tu icje te są tra fn e , m ają św iadczyć fak ty : prim o — śm ierć p o ety spowrodow ana za w a łe m serca, secundo — jego te sta m e n t. Dw a te czy n n ik i pow o­ d u ją, że „sy tu a c ja ontologiczna — P rzy b o sia — d ana jest z góry; zm ienić je j nie może, m oże ją ty lk o opisać”. A b stra h u ją c od fak tu , iż S a n d a u e r jaw i się w ta k im u jęciu jako n a ty w ista , zw rócić trzeba uw agę, że prow adzi to do p sy ch o an ality czn y ch analiz, k tó re in te r ­

(5)

preto w ać m ają w sposób jed n o lity tw órczość poety. W yprow adzone z nich uogólnienia w y d a ją się jedn ak dowolne, tak jak dow olne są p ró b y p rzy p isan ia poetom genialności poznaw czej na m ia rę r e ­ w olucji n aukow ej.

Nie bez ra c ji rela ty w iz u jąc w arto ść e stety czn ą do w a rto śc i po­ znaw czej sta ra się S a n d a u e r znaleźć w poezji P rzy b o sia (czy b a r ­ dziej L eśm iana) przenikliw ość godną odk ry w cy z z a k re su n a u k przyrodniczych. P ró b y tak ie jed n ak zawodzą. S a n d a u e r z n a jd u je bow iem w sp arcie dla sw ych tez w w y rw a n y c h z k o n te k s tu c y ta ­ tach, k tó re okazu ją się ty lk o szczęśliw ą (i okazjonalną) w różbą, a nie przew id y w aniem naukow ym . Zdanie «„Św iat sp ełn i się od razu, w błysku» — pisał (Przyboś) na la t dziesięć p rzed w y n a ­ lezieniem bom by ato m o w ej” — św iadczy jed y n ie o osobliw ościach czy tania w ierszy przez sam ego S an d au era.

Nie inaiczej jest z genialnością L eśm iana, k tórego k o n s ta ta c je m ia­ ły b y być niem al rów noległe do odkryć E insteina. S a n d a u e r chciał­ by w idzieć w nim n a g ru n cie polskim o dkryw cę zaprzeczającego istn ie n iu eteru . Rozw ażania L eśm iana z 1910 r. m ają być tego do­ wodem , k ied y to pisze o w p a ja n ej przez szkoły bajce o e te rze jak o ciele jednocześnie tw a rd y m i niew ażkim . T ru dno znaleźć w ty m poszukiw aną p rzez a u to ra M atecznika rew elacy jn o ść, skoro istn ien ie e te ru zostało sk u teczn ie zanegow ane już w czasach J . C. M axw ella. Nie p rzeszkadza to S an d au ero w i k o n ty n u o w ać m yśli i przyznać, że p rzek o n an ia poety są „o ry g in aln y m tw o rem (...), którego m yśl teo re ty c z n a zapuściła się w dziedzinę w iedzy śc isłej” . Od tego stw ie rd z en ia blisko już oczywiście do u zn an ia w arto ści poznaw czej L eśm ianow ej poezji za ró w no rzędną k o n sta ta cjo m fi­ zy k i rela ty w isty cz n e j. P o szu k iw an ie za w szelką cenę o ry g inaln ości i nowości u tw órców już o d k ry ty c h zdaje się ja k b y przesadzone, ty m bard ziej, że propo n o w ane u zu pełn ien ia nie zaw sze prow adzą ku bogatszej problem ow o in te rp re ta c ji. W eseju pośw ięconym A ntonioniem u, zaty tu ło w an y m : Zstąpienie Eneasza do piekieł, S a n d a u e r o d czy tuje Powiększenie, posługując się k a te g o rią a u to - tem aty zm u . P rzy zn ać trzeb a, że analiza ta, będąca próbą p rze n ie ­ sienia te rm in u k ry ty k i lite ra c k ie j do film ow ej, a m ają ca n a celu stw o rzen ie k r y ty k i m ięd zy arty sty czn ej, jest u d an a — lecz chyba ty lk o w połowie. U ogólnienie, do którego dochodzi dzięki psycho­ a n a lity c z n y m kateg o rio m , jest efektow ne, ale też i uproszczone. Oto ono: „S p ró b u jm y w ysnuć z w a rszta to w y c h ty c h rozw ażań w nioski psychologiczne, dotyczące b o h a te ra. W y starczy w ty m celu wziąć m e ta fo ry — na serio. Jeżeli «strzał» m igaw ki fo to g rafik a jest właściwie strz a łe m rew o lw eru , to on sam — jest właściwie m o rd e rcą ” . I dalej: „dla Tom asza nieodłączny a p a ra t to coś, czym w idzi, zab ija i sp ó łk u je n a p rzem ian , su ro g a t oczu, kłów , seksu. Czyż m arzeniem rasow ego podglądacza n ie b y łb y o rg a n płciow y ob d arzony w zrokiem ?”

(6)

Mimo oryginalności m yśli i dużego jej ład u n k u poznaw czego stw ie rd z en ie pow yższe, sch em aty zu jąc film ow ą rzeczyw istość, za­

razem ją m ocno upraszcza. To p raw d a: Tom asz czuje się w spół­ w in n y popełnionej zbrodni, ale nie w te d y w cale, gdy foto g rafu je i pow iększa odbitki, lecz wówczas, gdy już bez nieodłącznego n a ­ rzędzia działania, bez a p a ra tu — jest bezrad ny . W spółw innym s ta je się w sw ej św iadom ości (a nie nieśw iadom ości) dopiero w chw ili, gdy n ie p o tra fi przeciwdziałać, a jed y n ie ta k a postaw a ry su je m u się jako słuszna i racjo n aln a. R zeczyw istą p orażką jest zatem jego p rz e g ra n y pow rót, p ow rót sam otny; p rzeg ry w a zau to ­ m aty zo w an y m an e k in w y k o n u jący bezm yślnie zdjęcia — w yg ryw a T om asz w m om encie podnoszenia w yim agino w anej tenisow ej p ił­ ki. Może w łaśn ie w ted y re g u ły g ry po raz pierw szy nie są m u narzucone, lecz z całą św iadom ością i poczuciem odpow iedzialności przez niego p rzy ję te .

P o stu lo w an a gdzie indziej przez S a n d a u e ra k ry ty k a ujaw n iająca w ielość i m igotliw ość znaczeń dzieła sz tu k i — w M ateczn iku w y ­

raź n ie zawodzi. Ł atw o tu znaleźć n ie ty lk o jednostronność in te r ­ p re ta c ji, lecz tak ż e p okazaną już w yżej jej dowolność. P ostaw a ta k a w y d aje się być n a w e t — w om aw ianej książce — p re fe ro ­ w ana. S a n d a u e r w Zstąpieniu Eneasza do piekieł pisze w prost: „O czyw iście, w szy stk ie te w y ja śn ie n ia to propozycje, naiw nością byłoby chcieć je u jed n ozn acznić” . N aiw nością b y łaby oczywiście ta k ż e chęć zw ery fik o w ania p ro p o n o w an y ch tez, dlatego że są to głów nie pró b y dostrzeżenia za w szelką cenę rzeczy jeszcze nie d o strzeżony ch (lub raczej: przez nikogo dotąd n ie skojarzonych); S a n d a u e r nie a n a lizu je u tw o ru , w y ja śn ia jed y n ie sensy w nim za­ w a rte poprzez to, co on w n im widzi.

W n ajd o sk o n alszej postaci te n d e n c ję tę u jaw n ia szkic Polskie car­

m e n fig u r a tu m , w k tó ry m S a n d a u e r a u to ry ta ty w n ie w y rokuje:

poezja „polska — posiada carm en fig u r a tu m — nie zam ierzone ty m razem , lecz sam o rzu tn e — w postaci Notre-D am e Ju lia n a P rz y ­ bosia, w iersza, k tó ry k a te d rę p a ry sk ą nie ty lk o opisuje, ale ją tw o rz y i p oniekąd — n ią je s t” . W y in te rp re to w an ie w ew n ętrzn ej s tr u k tu r y w iersza prow adzi a u to ra M atecznika do u k azan ia Notre-

-D a m e w „ n o w e j” p e rsp e k ty w ie. Polega ona na n a rz u c e n iu nowego,

n ie dostrzeg an eg o dotychczas, p u n k tu w idzenia u jaw niającego s ta rc ie się „dum nego” człow ieka W schodu z osiągnięciam i p ie rw ­ szo rzęd n ej k u ltu r y zachodniej. Notre-D am e b y łab y w ięc nie ty lko a firm a c ją d zieła ludzkich rąk , ale tak że ry w a liz ac ją „w schodniej k o n d y c ji” ze z m aterializo w an y m Zachodem i... pochodnym od n ie­ go Bogiem . W prow adzone przez S a n d a u e ra rozróżnienie „W schód — Z adhód” je s t całkow icie a rb itra ln e . Jak k o lw iek w y n ik a ono dla niego z sym etry czn eg o u k ła d u w ersó w w iersza — nie w ykracza poza in te le k tu a ln y dowcip. W yd aje się, że kategorie: „W schód” „ Z ach ó d ” , w ydedukow ane z tw órczości Przybosia, zostają tu n a ­

(7)

rzu co n e a priori i k r y ty k za w szelką cenę dąży do ich u p raw o m o c ­ nienia, i stąd w łaśn ie w P o ls k im carm en jig u r a tu m m a m ie jsc e ów słynny, sło w n o-ry su n k o w y k alam b u r.

A nalizując m etodę k ry ty c z n ą S an d au era, dostrzec m ożna w fin a le zadziw iający sposób a rg u m e n ta c ji p rzed staw io n y ch tez. O to bo­ w iem a u to r M atecznika chce p rzek o nać nas sw ym w łasn y m a u to ­ ry te te m . N ie sposób odm ówić m u n iew ą tp liw y ch zasług, lecz pod­ p ie ra n ie p ropozycji in te rp re ta c y jn y c h d okonaniam i z przeszłości jest już przesadzone. F ak t, że S a n d a u e r w prow adził now e pojęcia, now e m eto d y badaw cze i p rzeciw staw iał się fałszy w ym ro zw iąza­ niom, p rzy sp a rza m u po la ta c h n iezap rzeczaln ej chw ały. Czy trz e b a jed n ak ciągle o ty m przypom inać... „ p rz y o k azji” ? S a n d a u e r w y ­ k azu je, że problem y, k tó ry m i z a jm u je się w M a teczniku, k o n ty ­ n u u ją jego dotychczasow e p race (vide: obfitość przypisów do w ła s­ n y c h tekstów ); trafn o ść d aw n y ch rozpoznań m a tu ja k g dy by b ron ić trafn o ści n ow ych propozycji. Oto logika S a n d a u e ra : sko ro badania jego spraw dziły się „h isto ry czn ie” jako słuszne, a now e są s ta ry c h p ro stą k o n sek w en cją — wobec tego i now y m n ie po­ w inno niczego brakow ać. S a n d a u e r (w tak im ujęciu) to już nie k r y ty k — to A u to ry te t. P o św iad czają te do m niem ania w łączone do k siążki listy Przybosia, k tó re nie bardzo w iadom o kom u m a ją w ystaw iać św iadectw o — ich nadaw cy, czy raczej odbiorcy? A u to r

M atecznika literackiego z a p atrz o n y jest w e w łasne dokonania n ib y

N arcyz w e w łasne odbicie. Odnoszę w rażen ie, że S a n d a u e r w sw ej now ej książce podsum ow uje n ie zjaw isk a lite ra c k ie j rzeczyw istości, lecz swój w łasn y dorobek tw órczy. „W spom nijm y tu n a m a rg in e ­ sie — pisze S ch o p en h au er — że b u d o w an ie kom uś pom nika za życia rów na się ośw iadczeniu, że gdy idzie o niego, n ie m ożna dow ierzać potom ności” .

R y szard K. P r z y b y ls k i

Nowe formy w witkacologii

Antyrecenzja z appendixem

Je śli szukać p rzy k ła d u zjaw isk a k u ltu ro w e ­ go, n ie poddającego się żadnej k o n tro li a n i św iadom em u ste ro w a ­ niu, to jest n im na pew no w spółczesna w itkacologia. N ie pom yślano w porę o sporządzeniu cen traln eg o czy też w ojew ó dzk ich rozdziel­ ników tem ató w w itkacologicznych, a objętość essejów, a rty k u łó w i d y se rta c ji daw no przek ro czy ła, i to w ielo k ro tn ie, objętościow ą zaw arto ść dzieła sam ego W itkiew icza, zaprzeczając m im ochodem jed n em u z p o d staw ow ych p ra w d iale k ty k i, w edle którego ilość przechodzi w jakość.

Cytaty

Powiązane dokumenty

2) In der Offenbarung des Johannes findet man keine besonderen chris- tologischen Entwicklungen. Es wird eine schon entwickelte Christologie vorausgesetzt. Beim Menschensohn,

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie

W rezultacie, jeśli przed T nie było ani jednego „zdarzenia”, to sztucznie przyjmujemy że momentem ostatniego zdarzenia było

(4) Wykazać, że grupa Q nie posiada skończonego zbioru generatorów, ale każda skończenie genero- wana podgrupa grupy Q

Wykazać, że kula jednostkowa w dowolnej normie jest

Wykazać, że kula jednostkowa w dowolnej normie jest zbiorem wypukłym..

[r]

Jeśli jednak, z jakiegoś powodu niemożliwe jest stosowanie detekcji cech ad hoc i magazynowanie ich w bazie danych (np. w przypadku dynamicznie aktualizowanej bazy danych w