• Nie Znaleziono Wyników

Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 15, nr 4 (89).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 15, nr 4 (89)."

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

WcfatliC Z WcłljniA

BojiaHHH 3 Bojiuni

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej

(2)

Fotografie na okładce:

s. I: Msza św. w katedrze łuckiej w 66. rocznicę rzezi wołyńskiej, 12 lipca 2009 r. (fot. Irena Androszczuk)

s. II: Ordynariusz diecezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak w czasie rocznicowej Mszy św. w Łucku, 12 lipca 2009 r.

(fot. Irena Androszczuk)

s. III: Biskup Jan Andruszewicz fot. Krzysztof Drozd)

s. IV: Rośliny Wołynia: Strachopołoch - Xenthium spinosum L.

fot. Irena Dejneka)

(3)

Wotanic z WotyniA

BojiauHn 3 Bojiutii

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej Dwumiesięcznik Wołynie z WotyruA - Bojiohhh 3 Bojiuhi

Pismo założone w 1994 roku. Założyciel i wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Matyi Panny w Ostrogu na Wołyniu.

Redaktor naczelny: ks. Witold Józef Kowalów.

Redakcja: Irena Androszczuk, ks. Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks. Grzegorz Draus, ks. Józef Kozłowski, Ludmiła Poliszczuk, ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Ścisłowicz.

Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.

Zamieszczone w piśmie materiały mogą być przedrukowywane z podaniem źródła.

Adres redakcji:

E Byn. KapnameBima, 1

35800 m. OcTpir, PiBHeHCbKa o6ji. YKpaiHa

S&Fax + 380 (3654) 2-30-38 E-mail: kovaliv@ostroh.uar.net Świadectwo rejestracji: RW nr 187 z 15 maja 1997 r.

ISSN 1429-4109

Wydawca wersji polskojęzycznej:

El Ośrodek “Wołanie z Wołynia”, skrytka pocztowa 9, 34-520 Poronin http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/

Czasopismo dofinansowano ze środków Senatu RP dzięki pomocy

Fundacji

“Pomoc Polakom na Wschodzie”.

Dobroczyńców prosimy 0 wpłaty na konto:

Stowarzyszenie Ośrodek

“Wołanie z Wołynia”

PBS. ZAKOPANE O/BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001

“Wołyński Słownik Biograficzny”:

http://wolynskislownikbiograficzny.blox.pl/

“Dziennik pisany nad Horyniem”:

http://ostrog.blox.pl/

(4)

sti. 2 Jdlpłec-^lezpLeń 2009t. Wołanie j Wołynia ni 4(89)

<XXXKX><><XXX><>O<>OO<XX>OC^OOO<>C><>^<><Ó<XX>

SPIS TREŚCI

s. 3-5: Ks. WitoldJózefKOWALÓW, Więźniównawiedzać.

Seminarium kapelanów więziennych w Ostrogu s. 6-9: Roman LAUDAŃSKI, Rodzinyofiar zLudwikówki

pojechały na Wołyńw 66. rocznicęrzezi

s. 10: Jan KOWALCZUK, Modlitwao pokójw 66. rocznicę rzezi wołyńskiej

s. 11-12: Ks. Mieczysław MALIŃSKI, Roztropność.

Umiejętność przewidywania

s. 13-14: Miłosz BAGIŃSK1-ŻYTA, Wołyński Katyń?

s. 14-18: Abp Stanisław GĄDECKI, Życzęz misja Kościoła oparte na Słowie Bożym

s. 18-20: Katarzyna CINZIO, Urodziłem się zakonnikiem

s.21-24: WojciechPODGÓRSKI, Krewiwapno. Relacja więźnia . o masakrze w Łucku

s.25-29: Władysław SIEMASZKO, Jak przeżyłem masakrę wŁucku?

s.30: KrzysztofKOŁTUN, Krzyż wołyński stanął w Chełmie s.31-35: Stanisław KASPERSKI, Siadyżycia wzorowego kapłana

i okruchy wspomnień jego ucznia

s.35: Ks. Eugeniusz GOLINSKI, WspomnienieKs. Prałata (...) s. 36-40: Nadia CIASNOCHA, Znaczenie Akademii Ostrogskiej

wżyciuintelektualnym Ukrainy XUI-XVII wieku s.41-43: JanPISULIŃSKI, Ukraińska Powstańcza Armia

i ArmiaKrajowa

s.43-44: Jana KOBYLAŃSKA, Optymistycznie patrzeć w przyszłość s.45-36: Kronika Parafii Ostrogskiej

s. 47-48: KrzysztofRafał PROKOP, Jan Andruszewicz 1556-1567 s. 48: Quo Uadis Ucraina? Ponad połowa rodzin ukraińskich

niemadzieci

(5)

Wołanie ] Wołynia nt 4 (89) Jjipiec-^ietpień 2009 t. itt. 3

Z życia Kościoła na Wołyniu

WIĘŹNIÓW NAWIEDZAĆ

Seminarium kapelanów więziennych w Ostrogu

Od 13 do 16 lipca 2009 roku w Na­

rodowym Uniwersytecie „Akademia Ostrogska” odbyło się seminarium kape­

lanów więziennych. Celem seminarium było doskonalenie kwalifikacji kapela­

nów więziennych. W seminarium wzię­

ło udział niemal 60 przedstawicieli róż­

nych wyznań zrzeszonych w Ukraińskiej Międzywyznaniowej Misji Chrześcijań­

skiej „Duchowa i dobroczynna opieka w miejscach pozbawienia wolności', która zjednoczyła w jednym celu 12 konfesji chrześcijańskich. Na imprezę zjechało się duchowieństwo z całej Ukrainy. Se­

minarium kapelanów zebrało w murach akademii nie tylko duchowieństwo z różnych obwodów Ukrainy: rówieńskie­

go, odeskiego, kijowskiego, lwowskiego, charkowskiego, poltawskiego, wołyń­

skiego, mikołajowskiego, ługańskiego, ale i świeckich - przedstawicieli różnych wyznań.

Wykłady prowadzili wykładowcy ze Studium Przygotowania Zawodowego Kadr Państwowej Służby Kryminalno- Wykonawczej Ukrainy w Białej Cerkwi.

Na seminarium ukazano różne aspekty ustawodawstwa i psychologii peniten­

cjarnej. Podobnie jak w roku ubiegłym, uczestnicy cyklu kursów otrzymają z rąk przewodniczącego Państwowego Depar­

tamentu Ukrainy ds. Wykonania Kar cer­

tyfikaty kapelańskie.

Na uroczystym otwarciu obecny był biskup Jozafat Howera z Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego i prof. dr rektor lhor Pasicznyk, rektor Narodowe­

go Uniwersytetu „Akademia Ostrogska”.

Ks. Grzegorz Draus wręcza rektorowi uniwersytetu w Ostrogu pamiątkę

seminarium

To, że seminarium odbywa się właśnie w Akademii Ostrogskiej wg rektora Iho- ra Pasicznyka nie jest dziwne. Przecież akademia jeszcze od początku swego za­

łożenia w XVI w. była nie tylko zakładem oświatowym, ale i centrum duchowo-re- ligijnym Ukrainy. I obecnie tutaj działa świątynia dla studentów i wykładowców, w społeczności akademickiej propagowa­

na jest moralność chrześcijańska, a kie­

rownictwo uniwersytetu jest inicjatorem wprowadzenia etyki chrześcijańskiej jako przedmiotu obowiązkowego w szkołach ukraińskich.

Codziennie kapelani odprawiali na­

bożeństwo osobno w świątyniach swoich wyznań. We wtorek i środę w kościele pa­

rafialnym pw. Wniebowzięcia Najświęt­

szej Maryi Panny była odprawiana Msza św. o godz. 7.00 rano - na nabożeństwach byli obecni katoliccy kapelani więzienni obu obrządków.

Uczestnicy seminarium wspólnie odwiedzali nabożeństwa, codziennie w

(6)

tto. 4 Jhpłec-.Slerpień 2009 i. U/ołeznlej Id/ołynia nt 4 (89)

Na otwarcie seminarium przybył Władyka Jozafat z Łucka różnych świątyniach Ostroga, podczas których czytano i rozmyślano nad frag­

mentami z „Biblii Ostrogskiej” w prze­

kładzie na współczesny język ukraiński uczynionym przez o. Rafajiła Turkoniaka.

Była to swego rodzaju pielgrzymka księgi Biblii Ostrogskiej po świątyniach chrze­

ścijańskich m. Ostroga i równocześnie dni modlitw ekumenicznych.

I tak w poniedziałek, 13 lipca, ks. Wa­

syl Żukowski w świątyni dla studentów i wykładowców w cerkwi pw. św. Fedora Ostrogskiego odmówił modlitwę do Du­

cha Świętego z prośbą o błogosławień­

stwo Boże dla seminarium i jego uczest­

ników.

We wtorek, 14 lipca, takie nabożeń­

stwo odbyło się w domu modlitwy Ko­

ścioła Chrześcijan Wiary Ewangelickiej z udziałem przewodniczącego zjednoczenia rówieńskiego Wiktora Boryszkewycza. W swoim wystąpieniu wspomniał rozmowę z jednym z naczelników zakładu peniten­

cjarnego, którego zapytał, czy odwiedziny kapelanów przemieniają sposób zachowa­

nia osądzonych, ten odpowiedział:, Jakby ich nie zmieniały, nie pozwalalibyśmy tu­

taj wam przychodzić”.

W środę, 15 lipca, w Soborze pw.

Objawienia Pańskiego kapelanów przy­

jął Władyka Warfołomij, arcybiskup rówieński i ostrogski Ukraińskiego Ko­

ścioła Prawosławnego. W swoim sło­

wie hierarcha prawosławny powiedział m.in., że obecnie nastał czas obecności Kościoła w różnorodnych miejscach, w tym w więzieniach. Kościół Prawosław­

ny mając wielkie doświadczenie pracy w więzieniach w czasach przedrewolucyj­

nych, szuka także sposobów doniesienia Ewangelii współczesnemu człowiekowi.

Kapłani prawosławni zaśpiewali modli­

twę do Matki Bożej w intencji więźniów i kapelanów.

Wieczorem tego samego dnia na mo­

dlitwę do swego domu modlitwy zaprosili ewangeliczni chrześcijanie baptyści. Ich­

nia wspólnota prowadzi centrum rehabili­

tacyjne dla uzależnionych od narkotyków i alkoholu, wśród których jest wielu daw­

nych więźniów. Dowodem tego, że Dobra Nowina przynosi owoce, jest śpiew wy­

konany przez podopiecznych wspomnia­

nego centrum.

Przemówienie pt. „Ekumenizm, który rodził się w więzieniach i obozach” wy­

głosił ks. Witold Józef Kowalów, który przedstawił słuchaczom więźniów kapła­

nów, którzy byli sądzeni za głoszenie Sło­

wa Bożego. Szczególną uwagę poświęcił nieprzeciętnej postaci Wołynia i Kazach­

stanu, Słudze Bożemu ks. Władysławowi Bukowińskiemu (1904-1974), który za wiarę i głoszenie Ewangelii odbywał karę w więzieniach i obozach ponad 13 lat.

W czwartek, 16 lipca, z uczestnikami seminarium spotkał się ordynariusz die­

cezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak, który wygłosił słowo do uczestników semina­

rium i odpowiadał na pytania. Później Biskup Marcjan przewodniczył Mszy św.

w miejscowym kościele rzymskokato­

lickim pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Koncelebrowało jedenastu kapłanów. W okolicznościowym kazaniu Biskup przypomniał najważniejsze przy­

kazanie - przykazanie miłości. Brzmiała

(7)

U/oianle j U/ołynic nr 4(89) JlipiecSierpień 2009 r. itr. 5

Pamiątkowa fotografia na zakończenie seminarium, 16 lipca 2009 r.

modlitwa za kapelanów i więźniów. Za- brzmiała również modlitwa dziękczynna mężczyzn i kobiet, którzy uwierzywszy w Pana Boga, Jego Syna i Ducha Świętego, uwolnili się od negatywnych uzależnień (od alkoholu i narkotyków), z centrum te­

rapeutycznego w Ostrogu, który prowadzi wspólnota baptystów. Na koniec liturgii Biskup Marcjan udzielił kapelanom, para­

fianom i gościom, Bożego błogosławień­

stwa.

Na zakończenie seminarium jego uczestnicy odwiedzili Zakład Karny nr 96 w wiosce Horodyszcze (obwód rówień­

ski).

Służba kapelanów więziennych, sa­

kramentalna i ewangelizacyjna, jest bar­

dzo istotnym elementem resocjalizacji. To, że kapelani są potrzebni, jest oczywiste.

W pracy dopomaga im szereg świeckich i ludzi dobrej woli. Przez modlitwę i kon­

kretne działania na rzecz osądzonych.

Jednym z uczynków miłosierdzia względem ciała jest pocieszanie więź­

niów. Jezus w jednej ze swoich przypo­

wieści mówi: „byłem w więzieniu, a od­

wiedziliście mnie” (Mt 25, 36). Przykład wypełnienia tych Jezusowych słów dał Sługa Boży Jan Paweł II. Dał nam także nasz Biskup Marcjan Trofimiak, który 26 stycznia 2009 r. urzeczywistnił sakra­

ment Chrztu Św. trzech młodych ludzi pozbawionych wolności w więzieniu w Horodyszczu k. Równego. Taki przykład daje nam ks. Grzegorz Draus, który stoi na czele Ukraińskiej Międzywyznaniowej Misji Chrześcijańskiej „Duchowa i dobro­

czynna opieka w miejscach pozbawienia wolności”.

Kościół obejmując swoją misją miej­

sca pozbawienia wolności wykonuje apo­

stolskie pouczenia: „Pamiętajcie o uwię­

zionych, jakbyście sami byli uwięziem, i o tych co cierpią, bo i sami jesteście w ciele”

(Hbrl3, 3).

ks. Witold Józef Kowalów Fot. autora

(8)

5tZ. 6 Jhplec-^lezpleń 2009 z. U/ołanle y U/ołyruG nz 4 (89)

U nas na Wołyniu

RODZINY OFIAR Z LUDWIKÓWKI POJECHAŁY NA WOŁYŃ

W 66. ROCZNICĘ RZEZI

Dzieci i wnuki zamordowanych w Ludwikówce pojechały na Wołyńjak na pogrzeb. Z wieńcami, zniczami, kwiatami. I krwawiącą pamięcią.

Salwina Sitko z Opolszczyzny po­ jechała na Wołyń pierwszy raz. Roz­ mawiamy na stacji benzynowej w ukraińskim Łucku. - Było pięć sióstr, w tym mama. Jednego dnia wszyst­ kie zostały wdowami. Cieszę się, że wreszcie zobaczę miejsce, w którym zginęli. Będę mogła opłakać ojca.

Jadę tamz córkami jak na pogrzeb.

13 lipca 1943 roku zginęli męż­

czyźni i chłopcy z Ludwikówki. Na Wołyniuzaczęła się rzeź.

Kiedy Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów postanowiła wywal­ czyć wolną Ukrainę, zapadła decyzja o wymordowaniu Polaków mieszka­ jących naWołyniu. I tak wsie, w któ­ rych od lat mieszkali razem Polacy i Ukraińcy zamieniły się w miejsca potwornych rzezi. Polacy bronili się w grupach samoobrony. Tak było w Ludwikówce. Wtedy Ukraińcy powie­ dzieli Niemcom, że we wsi ukrywają się sowieccy partyzanci i Żydzi. Przy­ jechali Niemcy, własowcy i ukraińscy

policjanci.Zamordowali 172 Polaków.

Mężczyzn powyżej 14roku życia. Zo­ stali zamknięci w dwóch stodołach.

Ukraińcy wrzucili do wnętrza granaty.

Podpalili ciała. Po tygodniu, dwóch, kiedy spalone ciała zaczęły już się rozkładać, kazali je zakopać.

Krzyż na miejscu zbrodni w Ludwikówce

Fot. ks. W.J. Kowalów TRZY RAZY ŻYCIE

Amelia Mamczar z Głubczyc umknęła śmierci trzy razy. 29 marca 1943 roku Ukraińcy spalili wieś Pen- dyki. Czekałaz mamą w stodole, któ­ ra za chwilę miała spłonąć. - Zmie­

nili się wartownicy -wspomina pani Amelia. - Mama poznała Ukraińca, tata pożyczył muwcześniej pieniądze.

„Albo mnie zastrzel, albo wypuść" - powiedziała. - Wypuścił. Uciekłyśmy do lasu, późniejdo Ludwikówki.

13 lipca przeżyła drugą pacyfikację - tym razem Ludwikówki, w której

ocalały kobiety i dzieci. Niemcy ka­

zali je zamknąć w obozie w Dubnie.

Stąd pociągiem zostały przewiezione do Majdanka. Przeżyła dziewięć mie­ sięcy w obozie. To ostatnie ocalenie.

Jej starsza siostra Krystyna w 1944 roku wpadła pod niemiecki samo­

chód. Zginęła. - Pradziadek nazywał się Miller, był kolonistą z Niemiec -

(9)

Wołanie j Wołynia nx 4(89) Jlipiec-^ierfeień 2009 X. itx. 7

TU BYŁA WIEŚ

LUDWłKÓWKA

MIEJSCETO PRZYPOMINA O WSI, KTÓRA ZOSTAŁA SPACYFIKOWANA PRZEZHITLEROWCÓW 13 LIPCA 1943 ROKU WIEŚZNIKNĘŁA ZPOWIERZCHNI ZIEMI.

PRZECHODNIU,

WSPOMNIJ I UCZCIJ PAMIĘĆ ŻYWCEM SPALONYCH ? MIESZKAŃCÓW WSI

LUDWłKÓWKA

WIECZNY ODPOCZYNEK

MICHALSKI MICHALSKI MICHALSKI

Antoni ; Jan Stanisław uśmiecha się z trudem przez łzy. - I

Niemcy zabiligo w Ludwikówce.

Anna, Sobkiewicz-Foremska mie­

szka na Śląsku. WLudwikówce zginął jej pradziadek. - W maju ubiegłego roku pojechaliśmy do Ludwikówki w kilkanaście osób z rodziny. Tam po­ wstał pomysł postawienia pomnika.

Ludzie z innych stowarzyszeńmówili, że jak im się uda w trzy latazpomni­

kiem, tobędzie sukces. Zdążyli w rok.

Anna: - Babcia prosiła mnie, że jak kiedyś uda mi się pojechać do Ludwi­

kówki, to mam się postarać o mogiłę, ale ekshumacja wydawała się wręcz niemożliwa. Dlatego jest pomnik.

Babcia zawsze opowiadała mi o Lu­ dwikówce. Tylko o dobrych czasach.

Żyłam Ludwikówą. Szukałam infor­ macji o Wołyniu. Musieliśmy się od­

naleźć, żeby powstałoto dzieło.

<XXXXXXXXXXXxXXX>

JEDYNE ZDJĘCIE OJCA

Spadkobiercy mieszkańców odnaj­ dywali się w najdziwniejszy sposób.

Pomógłinternet, kontakty.

Anna Sobkiewicz-Foremska doda­

je, że jej babcia miała koleżankę Tenię Golę. Próbowała odnaleźć ją przez PCK. Odpisali, że nie żyje. Kiedy od­

nalazła Amelię z Głubczyc, okazało się, że Tenia żyje ijest kuzynką Ame­ lii. - To było bardzo wzruszające. Te­ raz mam koleżankę, która właściwie jest koleżanką mojej babci.

W „Gazecie Pomorskiej” napisa­

łem o Ludwikówce pięć lat temu. O wsi, której nie ma opowiedział mi

m.in. Edward Kalbarczyk zGostkowa pod Toruniem. Artykuł trafił na inter­

netowe stronyo Wołyniu. Wpisywały się pod nim rodziny zamordowanych, szukałykontaktów.

- Dlaczego tam jedziemy? Ktoś musi pamiętać, robimy to dla dzieci i wnuków - opowiada Edward Kalbar­

(10)

itz. 8 Jłiplec-Jnezpleń 2009 z. U/oł&nie j Wołynia nz 4 (89) czyk. Rozmawiamy wsobotę wieczór

w Chełmie. Rano wyjeżdżamy do Lu­ dwikowki.- Wychowywałem się bez ojca. Było ciężko. Przetrwało tylko jedno zdjęcie taty. Możejestem jużw wieku, w którym człowiek więcej o tym myśli? Ile wzruszeń doświadczy­

my? Będę w miejscu, w którym zginął ojciec.

Anna: -Tam nie został kamień na kamieniu. Niemastudni, nawet drzew, bo były polskie. Nigdy nie było we mnie nienawiści. Staram się zrozu­ mieć złe czyny innych ludzi. Nie da się żyć nienawiścią.

Edward: - We mnie też nie ma nienawiści. Jestem za powiedzeniem pełnej prawdy na temat tego, kto za­

mordował naszych bliskich.

PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI Rano do autokaru pakują wień­ ce, znicze i biało-czerwone bukiety kwiatów. Po drodzepani Amelia opo­ wiedziała mi o swoim trzykrotnym ocaleniu i o tym, że Ukraińcom trze­

ba przebaczyć, ale pamiętać o rzezi.

Zofia Rudnicka z Baborowa nazwie to, co stało się na Wołyniu hekatom- bą polskich rodzin. - Miałam wtedy 12 lat. Do dziś pamiętam krzyki mor­ dowanych. Szczekanie psów. Widzę palące się zabudowania. To we mnie

Ludwikówka A.D. 2009

Fot. ks. W.J. Kowalów

zostało. Dlatego czuję też lęk i strach - opowiada Zofia.

- Zastanawiałem się, skąd w Ukra­

ińcach takie okrucieństwo w stosun­ ku do Polaków? - mówi Kazimierz Niemczyk z Tczewa. - Ukraińcy tłu­

macząsię, że walczyli o wolnąUkra­ inę. Z kim?Zmałymi dziećmi nadzie­

wanymi na sztachety i wrzucanymi do ognia?Z ciężarnymi kobietami, które bestialsko mordowali? O wolność nie walczysię z dziećmi i kobietami.

Czesław Mucha z Baborowa: - Winny musi najpierw uderzyć się w

pierś i powiedzieć: mojawina, apóź­

niej jest czas na przebaczenie. Nigdy nie było wyznania: „moja wina”. A polskie władze, z uwagi na popraw­ ność polityczną, nie upomną się o pa­

mięć iprawdę.

W Ludwikówcejuż czekają nanas ksiądz Grzegorz Oważany, proboszcz parafii w Dubnie i ojciec Walerij Wlo- dymyrowicz z kilkuosobowym cer­ kiewnym chórem. Autokar nie może dojechać pod pomnik. Wszyscy brną przez bioto, ale nikt się nie uskarża.

Przed nami pomnik stojący przy ostat­

niej chałupie. I widok - dwu wzgórz przedzielonych drogą. Na tym po le­ wej stronie staławieś.Niema po niej i po mogiłach śladu. Wszystko porasta trawa. Nikt się tu później nie osiedlił.

Nie zbudowano domów na ludzkich prochach. Nikodem Stepanowicz Pa­ nasiuk, który mieszka w domu przy pomniku, pokazuje, gdzie kto miesz­ kał. O wszystkim opowiedział mu ojciec. Pokazuje też, gdzie mogą być mogiły.

Kończy się Msza święta. Ojciec Walerij odprawia z chórem panichidę - nabożeństwo żałobne odprawiane w cerkwi lub nad grobem. Tylko tu gro­

by rozrzucone po wzgórzu. Pomnik

(11)

Ujdanlej Wołynia ni 4 (89) Jdipiec-^ieipień 2009 i. iti. 9 tonie w kwiatach. Każdy robi pamiąt­

kowe zdjęcia nazwisk zamordowa­ nych bliskich. Wszyscy przeżywają pokrewieństwo losów. Niektórzybrną przez wzgórze na miejsca, gdzie 66 lat temu stały rodzinne domy ich przod­ ków. Wieś ciągnęła siędwa kilometry.

Na horyzoncie widać las. Powtarzają, że to była śliczna kolonia. Budynki, sady.

ARYTMETYKAŚMIERCI

Roman Antonowicz: - Tu zginął mój ojciec,miał25 lat. Na tablicy jest, że miał 27, ale nie będziemy tego pro­

stować. Tak zapamiętała to historia.

Edward Jarosz miał wtedy 18 lat.

Ocalił go Niemiec, który po czesku powiedział mu, żebyuciekał w zboże i polami przedzierać się do Młynowa.

W Ludwikówce stracił ojca.

Kazimierz Kaszycki z Peremiłów- ki, wsi oddalonej o kilka kilometrów, przedostał się z rodzicami do Ludwi- kówki, bo tu była mocna samoobrona.

Tu stracił ojca. Z mamątrafił do obo­ zu w Dubnie, później przez Stutthof doTorunia. Dziśmieszka w Olsztynie.

-Miałam 13-14lat - mówiJadwiga Zygadło z domu Skawińska. Mieszka w Hrubieszowie. -Na tej łące wyda­

li wyrok śmierci namężczyzn. Spalili mi ojca i brata. Przyjechaliśmy tu w piątek, a we wtorek okrążyli Ludwi- kówkę. Ojciec ukrył mnie i koleżan­

kę w schronie. Niemiec wskoczył do loszku, podpalił garść słomy, zauwa­

żył nas i kazał wyjść. Nas zabrali do obozu w Dubnie. Mama mnie wydo­ stała. Resztę młodzieży wywieźli do Niemiec. Mama poznała ojca po ko­ szuli, brat został spalony pod żłobem.

Serce mi się ściska, jak sobie pomyślę, żc oni dodziś leżą wtych dołach.Nie mają grobu, tylko tenkamień.

PYTANIA OPRAWDĘ

- Mordu w Ludwikówce dokonali Niemcy we współpracy z nacjonali stami ukraińskimi - mówi Ewa Sie­

maszko, współautorka książki o lu­ dobójstwie na Wołyniu. -Niestety, na krzyżu-pomniku w Ludwikówce wid­ niejątylko hitlerowcy. Gdyby strona polska chciała oddać całą prawdę, to prawdopodobnie taki krzyż tam by nie powstał. To nieprzyjemny, ale ko­

nieczny kompromis.

Najważniejsze, żeby tam, gdzie zginęli ludzie, stał krzyż, żeby był ślad zbrodni. Ku przestrodze i pamięci.

Roman Laudański

EWA SIEMASZKO

Współautorka książki „Ludobój­ stwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wo łynia w latach 1939-45"'. — Na Woły­ niu w 1943 roku i przez kilka miesięcy 1944 roku zginęło ok. 60 tys. Polaków z rąk nacjonalistów ukraińskich UPA i OUN Bandery. Polacy zginęli w 1865 miejscowościach. Dlaczego do tego doszło? Organizacja Ukraińskich Na­

cjonalistów, która powołała jako swo­

je zbrojne ramię UPA, założyła wy­

walczenie niepodległej Ukrainy bez innych narodowości. Przede wszyst­

kim bez Polaków, których uważano za głównych wrogów. Między 11 a 14 lipca 1943 roku przez Wołyń przeto­ czyła się straszliwa fala zabójstw. Jed­ nocześnie atakowano po kilkadziesiąt miejscowości. Właściwie przez cały rok 1943 było kilka większych akcji.

Lipcowa była największa.

[„GazetaPomorska” nr z 17lipca 2009r.]

(12)

iti. !O Jllplec-^Ielpjleń 2009 1. Ukłonie j Ukłynianl 4 (89)

Zobacz: http://www.youtube.com/wat-

Z życia Kościoła na Wołyniu ch?v=wLL-ZKndXQ

MODLITWA O POKÓJ

W 66. ROCZNICĘ RZEZI WOŁYŃSKIEJ

Rocznicowa Msza św. w Łucku

W niedzielę, 12 lipca 2009 r., kilkuset wiernych z Ukrainy i Polski wzięło udział w Łucku w Mszy św. sprawowanej w in­

tencji ofiar rzezi na Wołyniu. Uroczystej liturgii w katedrze pw. św. Apostołów Piotra i Pawła przewodniczył ordynariusz diecezji łuckiej J.E. ks. bp Marcjan Trofi- miak. Msza św. była transmitowana przez TVP Polonia, dzięki czemu wielu Roda­

ków mogło łączyć się duchowo z modlą­

cymi się w Łucku.

Wokół ołtarza ustawiono 66 krzyży, symbolizujących 66 lat, które minęły od tragedii ludobójstwa na Wołyniu. Na nie­

których krzyżach były stuły kapłańskie.

Były krzyże wielkie, średnie i maleńkie.

Paliło się mnóstwo zniczy. Wśród krzyży była figura Chrystusa Zmartwychwstałe­

go i zapalony paschał.

W okolicznościowym kazaniu bp Marcjan Trofimiak zachęcał do głębokie­

go zastanowienia się nad „wielkim darem życia'’. — „Dar, który od Boga pochodzi, gdyż tylko On jest dawcą życia i nikt inny nie może drugiemu tego życia odebrać.

Dzisiaj stajemy tu przy krzyżach, płoną­

cych zniczach i kwiatach. To symbol na­

szej pamięci o tych, którzy odeszli - mówił kaznodzieja. - Ich życie niespodziewanie zostało brutalnie przerwane 66 lat temu - 11 lipca 1943 roku. Ludzie zgromadzeni w kościołach na Mszach św. nie wiedzie­

li, że będzie to tylko część Mszy św., gdyż zbrodnicza ręka nie pozwoliła jej dokoń­

czyć. Ginęli wierni i księża przy ołtarzach”

- przypomniał hierarcha.

Pasterz diecezji łuckiej pytał dlaczego doszło do tak brutalnych mordów, skoro mieszkańcy ziemi wołyńskiej żyli przez kilkaset lat w zgodzie? „Dlaczego Kain zabił Abla? (...). To pytanie powraca nie tylko na Wołyniu, gdzie płonęły wioski - zaznaczył hierarcha. - To pytanie unosi się nad zielenią lasów Wołynia, błękitem jego jezior, ale to pytanie unosi się także nad bezkresnymi stepami Kazachstanu, gdzie tak dużo bezimiennych mogił, nad śniegami Syberii, gdzie tak wielu naszych rodaków znalazło wieczny odpoczynek, to pytanie sięga do Kołymy, gdzie zginęło tak wielu księży, unosi się nad lasem ka­

tyńskim, nad Charkowem, Miednoje, Sta­

robielskiem” - mówił bp Trofimiak.

W modlitwie wiernych odmówionej po polsku i ukraińsku proszono Boga, by sprawił, że wszystkie narody będą szuka­

ły pokoju i wzajemnie się szanowały oraz aby przyjął cierpienie ofiar tragicznych wydarzeń na Wołyniu i otworzył przed nimi bramy Królestwa i pokoju.

Na zakończenie nabożeństwa w dzień modlitw w intencji ofiar tragedii ludobój­

stwa na Wołyniu zaśpiewano na wskroś radosną pieśń „Zwycięstwa śmierci, pie­

klą i szatana”.

Jan Kowalczuk

<XXXXX><><XXX>O<><X><>

(13)

Wołanie j Wołynia nt 4 (89) Jfipiec-^ierpień 2009 t. itr. //

Wierzyć w Chrystusa

ROZTROPNOŚĆ

UMIEJĘTNOŚĆ PRZEWIDYWANIA

Gra, która nazywa się życiem To było dość dawno, na jakichś waka­

cjach. Kolega zaproponował mi zagranie w szachy. Niestety nie umiałem. Ale po­

wiedziałem mu: „Pokaz mi, jakie ruchy wykonują poszczególne figury, i możemy grać”. Ponieważ padał deszcz i nie bardzo było co robić, zgodził się na moją propo­

zycję. Początkowo myliłem laufra z wie­

żą, zapominałem, jak się porusza królów- ką, ale wkrótce i z tym dałem sobie radę.

Przegrałem raz, drugi i trzeci, i wciąż nie dostrzegałem problemu. Przegrane skła­

dałem na karb słabej orientacji w prowa­

dzeniu poszczególnych figur. Aż wreszcie zrozumiałem, że tu chodzi o coś więcej, bo mimo opanowania zasad gry dostaję systematyczne lanie. Zaczęło mi świtać w głowie, że trzeba mieć jakiś „sposób gry”, jakąś metodę, aby wygrać. Próbowałem

po omacku. Wychodziłem np. wszystkimi pionkami w pole, albo próbowałem prze­

ciwnie: pozostawiałem jak największą ich ilość nie ruszonych. Rzucałem wszystkie figury do akcji, grałem tylko prawą stroną, opierałem całą grę na wieżach, skupiałem się na biciu figur przeciwnika. Wciąż nie miałem efektu, ale teraz mi nawet o niego nie chodziło. Cieszyło mnie, że zacząłem grać. Dostrzegłem problem gry. Dostrze­

głem, że nie wystarczy znać teoretyczne zasady gry, trzeba nabyć praktycznej umiejętności i umieć wyczuć, które z nich w danej sytuacji stosować. Trzeba mieć

Franz Josef Mangoldt, „Alegoria Roztropności”, stiuk na metalowym szkielecie, 1734-1738, Sala Książęca dawnego opactwa cystersów, Lubiąż plan ogólny rozegrania partii i trzeba umieć rozgrywać sytuacje szczegółowe.

Wiesz dobrze, że nie chodzi mi tu o rozważania na temat szachów, tylko o ży­

cie. Życie ma swoje prawa, które ty mu­

sisz poznać w sposób praktyczny. Musisz mieć zarówno plan ogólny „rozegrania”

swojego życia, jak również musisz umieć praktycznie rozgrywać je w detalach.

Poza tym chcę ci zwrócić uwagę na je­

den moment w obrazie gry w szachy, mo­

(14)

itr. !2 Lipiec-Sierpień 2009 r. ISolcnie j U/ołynia nr 4(89) ment, który jest również charakterystycz­

ny dla życia: nieodwracalność; tzn. gdy grasz „naprawdę”, nie możesz po dokona­

nym błędnie ruchu powiedzieć: „Przepra­

szam bardzo, ja chciałbym inaczej, pomy­

liłem się, cofam ten ruch”. Zrobiłeś ruch, przepadło! Mogłeś zastanowić się przed­

tem, teraz już za późno. Nie możesz po przegranej grze powiedzieć: ,JV/e uznaję jej, grajmy jeszcze raz”. Dlatego teraz o to jedno cię proszę: Nie podejmuj w życiu żadnej decyzji, ani dużej, ani małej, bez zastanowienia. Innymi słowy: bądź świa­

domy tego, co robisz, zdawaj sobie sprawę z tego, co robisz, bierz odpowiedzialność za każdy swój czyn. Jeszcze wyraźniej:

tylko wtedy czyn jest twój, tylko wtedy ty jesteś prawdziwym człowiekiem. To jest początkiem i końcem sprawności, która nazywa się roztropnością.

leżelibyśmy popatrzyli jak gdyby „od góry” na charakter człowieka, spostrzeże­

my, że czynnikami, które zapewniają mu jednolitość, są sprawiedliwość i miłość, wyznaczające naczelny cel życia. Nato­

miast roztropność wiąże niejako poszcze­

gólne sprawności „od dołu”. Dzięki niej w aktualnym, praktycznym działaniu do­

bieramy i zastosowujemy środki najlepiej odpowiadające postanowionemu przez nas celowi. Roztropność jest już wolna od teoretyzowania. Zadaniem jej jest pokie­

rowanie wykonaniem całego zamierzone­

go przedsięwzięcia.

Można mówić o składnikach albo raczej o warunkach nabycia i dobrego funkcjonowania roztropności. Przede wszystkim będzie to pamięć, przecho­

wująca doświadczenia przeszłości, po­

trzebne dla właściwego pokierowania postępowaniem obecnym. Dalej - zmysł rzeczywistości umożliwiający dobre ro­

zeznanie w konkretnej sytuacji, w której żyjemy i działamy. Jest on zaprzeczeniem życia „w oderwaniu” albo życia przeszło­

ścią. Chęć uczenia się, czyli ciągła chęć rozwoju, znajduje wyraz w dynamizmie umysłu, przeciwstawiającym się postawie zamkniętej (w sensie ,już wszystko wiem, nikt mi niczym nie może zaimponować”).

Domyślność jest to umiejętność wycią­

gania wniosków na podstawie szczegóło­

wych, nawet drobnych danych. Trzeba też wymienić zdrowy sąd, czyli umiejętność prawidłowego rozumowania, zdolność przewidywania możliwych przeszkód w realizacji zamierzonego przedsięwzięcia i przygotowania odpowiednich środków zaradczych - i wtedy mamy całość tej sprawności, którą nazywamy roztropno­

ścią, a która nam pomoże pokierować na­

szymi krokami życiowymi.

(cdn.)

Zrs. Mieczysław Maliński

(15)

U/ołaniej U/ołyni.G. m 4 (89) ^.ipiec-^ieipileń 2009 l. iti. !3

U nas na Wołyniu

WOŁYŃSKI KATYŃ?

Od odkrycia szczątków żołnierzy pomordowanych na Wołyniu w latach 1939-1943, minęło już ponad dwanaście lat. Przez ten czas sprawa raz cichła, raz to znów nabierała rozgłosu. Dziennikarze ,Rzeczpospolitej” przygotowali program dokumentalny na temat „wołyńskiego Katynia”, pt. „Katyński ślad na Wołyniu”.

Tym razem nie nacjonaliści ukraińscy do­

konywali mordów, a Sowieci, dokładniej mówiąc - NKWD. Masowych egzekucji żołnierze NKWD dokonywali w więzie­

niu na terenie miasta Włodzimierz Wo­

łyński. Na temat budynku Wołodymyr Stenkowski Senior wypowiedział się na­

stępująco: „To było więzienie od czasów carskich, za Polski też to było więzienie'".

W 1941 roku powietrze rozdarły od­

głosy wystrzałów, wkrótce po śmierci ostatniego więźnia więzienie opustosza­

ło z oprawców, a na miejsce przybył brat przyrodni Wołodymyra Stenkowskiego.

O tym, co widział, opowiedział swemu bratu. Stenkowski na pytanie jednego z redaktorów „Rzeczpospolitej” - „Mówił, ile tam mogło być ludzi?", nie udzielił do­

kładnej odpowiedzi - „We wszystkich ce­

lach walały się ciała, po korytarzach też.

Pełno krwi".

Następnie redaktorzy zadali kilka py­

tań Wołodymyrowi Stenkowskiemu Jr., m.in. „Skąd wiadomo, że nie są to na przy­

kład ofiary walk?". Stenkowski nazwał pytanie ciekawym, a następnie wyjaśnił, iż o strzale z bliskiej odległości świadczy wielkość otworu wlotowego. Poza tym należy pamiętać, że w ferworze walki nie możliwa byłaby śmierć tylu ludzi poprzez strzał w potylicę, żołnierze celują tak, by zabić, a nie wyłącznie w tył czaszki. Z

pewnością mamy więc do czynienia z ma­

sową egzekucją.

Podstawowe pytanie: kto strzelał? So­

wieci. Dowód - czas przeprowadzania egzekucji, lata 1939-1941 (ZSRR okupo­

wał woj. wołyńskie w latach 1939-1941, dopiero w 1941 r. Wołyń został zajęty przez III Rzeszę - przyp. MB-Ż). Drugi dowód - metoda dokonywania egzekucji.

Od strzału w potylicę ginęli również pol­

scy oficerowie w Katyniu i Starobielsku.

Ciekawej informacji udzielił redakto­

rom „Rzeczpospolitej” Serhij Godlewski:

,,(...) Istniała wersja, że ofiarami byli cy­

wile ubrani w wojskowe mundury. Nosiło je w tych czasach dużo osób" - wyjaśnia.

Jeżeli przedstawiona powyżej przez Go­

dlewskiego wersja miała naprawdę miej­

sce, to Sowieci zamordowali zarówno jeń­

ców wojennych, jak i aresztantów.

Anatol F. Sulik: „to byli różni więźnio­

wie, różnych narodowości”.

Najwięcej wiemy o Polakach zastrze­

lonych przez NKWD we Włodzimierzu Wołyńskim. Byli oni członkami KOP-u,

Korpusu Ochrony Pogranicza. Otóż Zwią­

zek Radziecki prowadził z nimi zaciekłą walkę w pierwszym roku wojny, nazwaną przez Władysława T. Filara nierówną, po­

cząwszy od 17 września 1939 r. (stoczył to wówczas bitwę z sowiecką Rosją pułk

„Równe” - przyp. MB-Ż). Korpus nie ra­

dził sobie najlepiej. Nie dość, że Sowieci byli lepiej uzbrojeni, to mieli też przewa­

gę liczebną. Dopiero bitwa pod Szackiem osłabiła Rosjan, a w szczególności 52 Dywizję Strzelecką Armii Czerwonej. Jak podaje Wolna Encyklopedia Wikipedia:

„ Wielu żołnierzy KOP zostało zamordowa­

nych w Katyniu”.

(16)

itr. 14 Jllpiec-Stlerpiań 2009 r. Wołanie y Wołynia nr 4 (89) O brutalnym „kończeniu z problema­

mi” przez ZSRR wspomina Władysław T. Filar, w swej książce pt. „Wołyń 1939- 1944. Eksterminacja czy walki polsko-

ukraińskie”'.

„W czerwcu 1941 r., już po wybu­

chu wojny niemiecko sowieckiej, organa NKWD zdążyły jeszcze dokonać maso­

wych egzekucji więźniów w więzieniach w Kowlu, Włodzimierzu Wołyńskim, Łucku, Dubnie i Równem”.

Napisałem wcześniej, iż nie mamy stuprocentowej pewności jakich narodo­

wości więźniów (prócz Polaków), mor­

dowali Sowieci na Wołyniu. Odpowiedź odnajdziemy w tej samej książce: „W wię­

zieniach przetrzymywano w zdecydowanej większości Polaków i Ukraińców”.

Przed więzieniem co roku przeprowa­

dzane są specjalne uroczystości, mające na celu upamiętnienie ofiar sowieckiej Rosji.

Miłosz Bagiński-Zyta

11 sierpnia 2009 r.

OOO<XX><XX>O<>O<XX>O<XXXXx>OO<X>0OO<><>O<>O

Słowo Pasterza

ŻYCIE I MISJA KOŚCIOŁA OPARTE NA SŁOWIE BOŻYM

Wywiad z Arcybiskupem Stanisławem Gądeckim

Z Metropolitą Poznańskim ks. abpem Stanisławem Gądeckim, delegatem Epi­

skopatu Polski na XII Zwyczajne Zgro­

madzenie Ogólne Synodu Biskupów w Rzymie, rozmawia ks. Jan Hadalski SChr.

- W dniach od 5 do 26 października odbywa się w Rzymie XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Bisku­

pów na temat „Słowo Boże w życiu i mi­

sji Kościoła”. Ekscelencja będzie brał udział z ramienia Episkopatu Polski w tym ważnym wydarzeniu w życiu Ko­

ścioła. Księże Arcybiskupie, dlaczego taki temat, dlaczego Synod o słowie Bo­

żym?

- Niewątpliwy wpływ na wybór tema­

tu obecnego Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów miał po­

przedni Synod poświęcony Eucharystii, która jest źródłem i szczytem życia oraz misji Kościoła (2 do 23 października 2005 r.). Temat ten w sposób naturalny domagał się dopełnienia w postaci refleksji syno­

dalnej nad słowem Bożym po to, aby po zgłębieniu stołu Chleba, pogłębić również znaczenie stołu słowa Bożego.

Temat wybrany przez Ojca Świętego, jako Przewodniczącego Synodu Bisku­

pów, został ogłoszony 6 października 2006 r. Następnie Rada Zwyczajna Se­

kretariatu Generalnego przystąpiła do opracowania specjalnego dokumentu, zwanego Lineamenta, którego celem jest pobieżne przedstawienie status ąuestio- nis wybranego tematu. W tym celu Line­

amenta często odnoszą się do Konstytucji dogmatycznej o objawieniu Bożym Dei Yerbum (por. DV, 1).

(17)

Wołanie j Wołynia nt 4 (89) Jlipiac-^iatjaiań 2009 t. itr. !5 Aby ułatwić refleksję na ten temat w

całym Kościele, do Lineamenta został załączony szczegółowy kwestionariusz dotyczący zagadnień omówionych w po­

szczególnych rozdziałach. Po uzyskaniu odpowiedzi Rada Zwyczajna, korzystając z pomocy ekspertów, opracowała drugi dokument, zwany Instrumentum laboris, pomocny w określaniu porządku obrad XII Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólne­

go Synodu Biskupów.

- Jakie główne linie obrad wytycza przed uczestnikami Synodu „Instru­

mentum laboris"?

- Dokument, o którym mówimy, li­

czy ponad 80 stron i składa się z trzech części. Pierwsza nosi tytuł: „Tajemnica Boga, który do nas mówi". Koncentruje się ona na tożsamości słowa Bożego we­

dług wiary Kościoła. Mówi o natchnieniu oraz interpretacji Pisma Świętego i o po­

stawie wymaganej od jego słuchaczy. W drugiej części Instrumentum laboris, któ­

ra została zatytułowana: „Słowo Boże w życiu Kościoła", jest ukazana rola słowa Bożego w takich posługach jak homilety­

ka, liturgia, praca charytatywna, teologia i codzienne życie wierzących. Trzecia, czyli ostatnia część została poświęcona refleksji nad słowem Bożym w misji Ko­

ścioła. Zatem traktuje o ewangelizacji i katechezie, o miejscu słowa w posługach i formacji Ludu Bożego, mówi także o jego znaczeniu w dialogu ekumenicznym, chrześcijańsko-żydowskim oraz między- religijnym.

Synod ma dopomóc nam lepiej zrozu­

mieć podstawowe aspekty prawdy o Ob­

jawieniu oraz wpłynąć na to, aby życie i misja Kościoła miały większe oparcie w słowie Bożym. Według Lineamenta: „Cel tego Synodu jest w pełni duszpasterski:

zgłębiając doktrynę i czerpiąc z niej świa­

tło, chcemy upowszechnić i umocnić prak­

tykę spotkania ze Słowem jako źródłem ży­

cia w różnych dziedzinach doświadczenia, proponując w tym celu chrześcijanom i wszystkim ludziom dobrej woli odpowied­

nie i przystępne metody słuchania Boga i rozmawiania z Nim".

Konkretnie celem Synodu jest przy­

czynić się do wyjaśnienia podstawowych aspektów prawdy o Objawieniu, takich jak słowo Boże, Tradycja, Biblia, Urząd Nauczycielski, które wspierają i zapew­

niają prawdziwe i skuteczne wzrastanie w wierze; dalej wzbudzić szacunek i głębo­

ką miłość do Pisma Świętego, starając się, aby wierni mieli szeroki dostęp do niego;

i jeszcze dalej przyczynić się do odnowy słuchania słowa Bożego podczas liturgii i katechezy, a w szczególności poprzez Lectio Divina, dostosowane w odpo­

wiedni sposób do różnych okoliczności; i wreszcie dać światu ubogich słowo pocie­

szenia i nadziei.

- Co należałoby uczynić, ulepszyć w zakresie jasności przekazu liturgii sło­

wa we Mszy Świętej?

- Niezwykle ważnym zadaniem Syno­

du jest zwrócenie uwagi na to, że także podczas Eucharystii nie wolno ograniczać słowa Bożego tylko do Biblii. Biblia jest spisanym tekstem natchnionym. Nato­

miast słowo Boże jest rzeczywistością żywą. Nasza religia nie jest religią Księ­

gi, nie jest religią biblijną. Nasza religia jest religią żywego słowa Bożego, które, jeśli zostanie przyjęte, pozwala nawiązać żywy kontakt z Chrystusem. Ostatnim i definitywnym słowem Bożym jest prze­

cież Chrystus. Słowa Starego Testamentu nabierają swojego sensu dzięki odniesie­

niu do Jezusa Chrystusa. On sam mówi:

„Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one

(18)

itr. 16 fllpilec-^letpleń 2.009 z. Wołanie y Wołynia nl 4 W właśnie dają o Mnie świadectwo" (J 5,39).

Tego samego uczy scena drogi uczniów do Emaus: „Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzie­

li prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?». I zaczynając od Mojżesza poprzez wszyst­

kich proroków wykładał im, co we wszyst­

kich Pismach odnosiło się do Niego" (Łk 24,25-27). Jeszcze bardziej przejmujące jest świadectwo Listu do Hebrajczyków, które traktując o słowie Bożym, nie mówi wcale o jakimś pojęciu intelektualnym, ale o osobie: „Nie przystąpiliście bo­

wiem do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. [...] Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczy­

ste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów spra­

wiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla" (Hbr 12, 18-19.

22-24). W tym tekście Słowo Boże to ani brzmiące, ani spisane słowo, ale to Osoba, która wylała za nas swoją Krew. Słowo Boże stało się przelaną za nas Krwią.

Ponieważ tak wielu chrześcijan uczest­

niczy we Mszy Świętej i słucha czytań z Pisma Świętego, dla Kościoła to dosko­

nała okazja, aby nauczyć wiernych pra­

widłowego rozumienia tych tekstów. Jest to ważne, bo dzisiaj istnieje „niebezpie­

czeństwo interpretacji arbitralnych i re­

dukcyjnych, czego przykładem jest funda­

mentalizm, w którym z jednej strony może

<XXXXXXXXX><XXXXX>

przejawiać się pragnienie dochowania wierności tekstowi, a z drugiej nie uznaje się samej natury tekstu, popadając w ten sposób w poważne błędy i nie służące ni­

czemu konflikty. Inne zagrożenia wynikają z interpretacji ideologicznych czy jedynie ludzkich, nie opartych na wierze (por. 2 P 1, 19-20; 3, 16). Ich skrajną postacią jest przeciwstawianie i oddzielanie słowa spi­

sanego, poświadczonego przede wszyst­

kim w Biblii, od żywego przepowiadania i życiowego doświadczenia wierzących.

W ten sposób z trudem uznaje się zadanie Nauczycielskiego Urzędu Kościoła w służ­

bie słowu Bożemu, zarówno w odniesieniu do Biblii, jak i Tradycji" (Lineamenta, 16).

- Czy zdaniem Księdza Arcybisku­

pa coraz częściej stosowane wyrażenie

„Stół słowa Bożego" jest czytelne, jasne?

Jak należy rozumieć to wyrażenie w kontekście całej Eucharystii?

- Bóg karmi swój lud w liturgii Chle­

bem życia na dwa sposoby: przez liturgię słowa (sacramentum audibile) oraz Eu­

charystii (sacramentum visibile). Najlep­

szym przykładem tego jest ewangelijna droga do Emaus. Od najwcześniejszych czasów starochrześcijańskich traktowano więc słuchanie słowa Bożego jako karmie­

nie się Chrystusem (por. Augustyn, Sermo 179, 5). Słowo stanowi wprowadzenie i wyjaśnienie, epifanię pokarmu euchary­

stycznego: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym

napojem" (J 6, 55).

W kontekście Eucharystii dynamiczny charakter słowa Bożego nie zamyka się we własnym kręgu, ale dąży do oznaczo­

nej rzeczywistości. Słowo i sakrament są ze sobą związane i sobie przyporządko­

wane. Razem tworzą całość liturgii (por.

E. Jungel, K. Rahner, Was ist ein Sakra­

ment, Freiburg 1971, 65), tworzą jeden

(19)

JLi.płec-.Sier.pień 2009 i.

5tt. n

Ubłunie j U/ołynia nt 4 (89)

akt kultu. Nie istnieją każde z osobna, wy­

łącznie dla siebie. „Dziś spełniły się sło­

wa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21).

W liturgii Bóg objawia się człowiekowi w swoim słowie, a chrześcijanin - przez sakrament - oddaje się Bogu. Słowo pełni funkcję przedsłowa (Vorwort) w stosunku do maksymalnie zagęszczonego słowa, jakim jest sakrament (Wort Gottes).

Czy me za mało w polskim Kościele są doceniane, promowane nabożeństwa słowa Bożego? Co można by uczynić dla zachęcenia zarówno kapłanów, jak i wier­

nych do sprawowania i uczestniczenia w takich nabożeństwach? Czy można się spodziewać, że będą one mogły być spra­

wowane przez świeckich, jak to ma miej­

sce w niektórych krajach?

Jest oczywiste, że podstawową misją Kościoła jest przekazywanie słowa Bo­

żego wszystkim ludziom, we wszystkich czasach i we wszystkich miejscach, zgod­

nie z poleceniem Pana Jezusa (por. Mt 28,18-20). Historia potwierdza, że Ko­

ściół to rzeczywiście czynił i czyni nadal od tak wielu stuleci, pośród różnorodnych przeszkód. Jedną z form takiego przekazu są nabożeństwa słowa Bożego.

Nabożeństwo słowa Bożego jest jedną z takich form przekazu, który uświadamia nam jednocześnie, że sowo Boże nie jest w Kościele martwym depozytem, ale pod­

stawową regułą jego wiary, która wzrasta dzięki kontemplacji, osobistemu doświad­

czeniu życia duchowego i głoszeniu słowa Bożego. Są różne drogi dojścia do wiary i jej pogłębienia. Jedną z takich dróg jest właśnie tego rodzaju nabożeństwo, które łączy medytacyjne czytanie Pisma Świę­

tego z głoszeniem słowa Bożego: „[...]

Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszełi? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt

nie głosił?" (Rz 10,14). Nabożeństwo ta­

kie ułatwia ochrzczonym osobisty obiek­

tywny, a nie swawolny kontakt z Pismem Świętym. Jednak trzeba pamiętać o tym, że istnieje wiele innych okazji, dzięki którym człowiek może dojść do wiary.

Ostatecznie wiadomo, że pierwszym im­

pulsem nie jest ani czytanie Pisma Świę­

tego, ani głoszenie słowa Bożego przez misjonarzy, ale działanie Ducha Świętego, który może posłużyć się wszystkim.

Do uczestnictwa w nabożeństwach biblijnych wystarczająco zachęca zrozu­

mienie roli słowa Bożego w Kościele. Kto nie rozumie tej roli, ten nigdy nie będzie odczuwał potrzeby nabożeństw słowa Bo­

żego. Słowo Boże jest drogą prowadzącą do zbawienia, a zatem jego głoszenie nie może być powierzone osobom nieprzygo­

towanym i nie posiadającym do tego sto­

sownej misji Kościoła.

- Na pewno Ksiądz Arcybiskup je- dzie na Synod ze swoimi przemyślenia­

mi biskupa i teologa-biblisty. Czy ma Ksiądz Arcybiskup jakieś konkretne propozycje, projekty, którymi podzieli się z uczestnikami Synodu?

- Owszem, jednym z takich nieśmia­

łych projektów jest zmiana kolejności czytań liturgicznych we Mszy Świętej z dotychczasowego porządku, stawiające­

go na szczycie Ewangelię, na porządek chronologiczny, odzwierciedlający życie Kościoła, gdzie Ewangelia znajduje się - po czytaniu ze Starego Testamentu - w centrum czytań, a po niej następują pisma apostolskie, które są echem Ewangelii.

Mimo zrozumiałych problemów związa­

nych z kwestią dat powstawania poszcze­

gólnych pism Nowego Testamentu, ko­

rzyść wyniesiona z takiej kolejności jest oczywista, zarówno podczas czytania, jak

(20)

itz. 18 Jlipiec-^łezpiłeń 2009 z. U/ołanie y U/ołynia nz 4(89) i podczas głoszenia homilii - temat czytań

rozwijałby się w bardziej naturalny spo­

sób.

- Zatem życzę błogosławionych owo­

ców Synodu dla nas wszystkich i dzię­

kuję Waszej Ekscelencji za rozmowę.

Źródło:

„Życzę z misja Kościoła oparte na sło­

wie Bożym. Wywiad z Arcybiskupem Sta­

nisławem Gądeckun", rozmawiał ks. Jan Hadalski SChr [w:] «Msza Święta», nr 10/2008, s. 2-4.

O«XXXX><XXXX><XXX>O<XXxXXXXX><XXX>OOOO

Świadectwo

URODZIŁEM SIĘ ZAKONNIKIEM

Opowieść wiedzie w świat, którego już nie ma. Najpierw cudny Lwów. Ojciec - Ormianin z pochodzenia, z wyznania rzymski katolik miał we Lwowie spore gospodarstwo rolne. - Tatko podtrzy­

mywał ormiańskie tradycje - opowiada o. Hieronim. - Znalazłem kiedyś starą metrykę Warachimów lwowskich z XVIII wieku. Był tam dopisek „villanus”- czyli obywatel miasta posiadający posiadłość poza miastem. I w tej posiadłości urodzi­

łem się ja.

ŚWIAT, KTÓRY PRZESTAŁ ISTNIEĆ Rodzina Warachimów znana była z pobożności, szczególnie ojciec. - Modlą­

cy się, pracujący i niewiele mówiący - po­

wie o nim po latach syn. Warachimowie zaopatrywali miasto w jarzyny, jeździło się na „żydy”, jak mawiano we Lwowie, czyli na targ. Mamcia, bo tak we Lwowie zwracano się z szacunkiem do matki, mia­

ła pasje społecznikowskie. Magdalena z Jaworskich dowodziła całym domem, w tym czeredą 8 dzieciaków, ale nigdy nie odmawiała ludziom pomocy w potrzebie.

Sąsiedzi przychodzili do „Warachimkipo radę".

— Powołanie rodzi się w domu rodzin­

nym - wyznaje o. Hieronim, zwany przez bliskich Lolkiem. I opowiada z rozrzew­

nieniem jak to częstymi gośćmi w domu

O. Hieronim Warachim Fot. Archiwum byli kapucyni, budujący nieopodal kościół i klasztor, wśród nich legendarny kapelan Legionów - o. Kosma Lenczowski. Pew­

nego upalnego lwowskiego lata brodaty zakonnik wstrzymał szalony bieg Lolka przez salon i niby żartem wskazując go palcem powiedział: - Ja Lolek i ty Lolek.

Ja jestem kapucynem, a ty kapucynem bę­

dziesz... Mamcia zachwycona woła: - Oj, dałby Bóg...

- I upatrzył mnie sobie - śmieje się zakonnik. — Gdy skończyłem gimnazjum, na mój widok wyskoczył z konfesjonału i rzecze już poważnie: I jak? Idziesz do kapucynów? Lolek nie wyobrażał sobie innej drogi. Święcenia kapłańskie przyj­

mował w Krakowie, 3 września 1939 r.

(21)

Jłiptiec-^ierpień 2009 r. itr. 19 Wołaniej Wołynia m 4 (89)

podczas nalotu niemieckiego na miasto.

Gdy kościół śpiewał „Veni Creator” nie­

mieckie karabiny maszynowe dziurawiły dach kościoła kapucynów. Ilekroć udzie­

lający święceń bp Stanisław Rozpond wyciągał nad nimi ręce, a kościół śpiewał:

- „Abyś tych wybranych pobłogosławić raczył”... gdzieś nieopodal wybuchała bomba.

TRZY CUDA

- Trzy razy Bóg mnie ocalił! - mówi z zamyśleniem sędziwy zakonnik. Pierwsze ma miejsce w okupowanym przez bolsze­

wików Lwowie, gdy młodemu zakonni­

kowi udało się uniknąć wywózki na Sybir.

W 1941 r. wołyńska legenda - o. Se­

rafin Kaszuba namawia o. Hieronima, by ten objął na Wołyniu jedną z opuszczo­

nych parafii w polskiej wsi Janowa Doli­

na. Szybko otrzymuje nominację probosz­

czowską. W marcu 1943 r. Janową Dolinę Niemcy zrównali z ziemią, a mieszkań­

ców wycieli w pień. O. Warachim został ocalony, gdyż nie zdołał tam dotrzeć, bo był po drugiej stronie frontu.

Okupacja we Lwowie. O. Hieronim angażuje się w konspirację. Jest naczel­

nym kapelanem Armii Krajowej Lwów - Północ. Żołnierz w habicie. Niezastą­

piony, kochany przez żołnierzy. Jednak przełożeni chcą, by waleczny o. Hieronim przeniósł się do klasztoru w Sędziszowie.

Jedzie nie bez żalu. W cichym Sędziszo­

wie czas płynie wolniej. Ale i tutaj docie­

ra wieść, że Armia Czerwona wymordo­

wała wszystkich lwowskich AK-owców.

Wszystkich... z wyjątkiem ich kapelana. I tak wypełnił się raz trzeci.

Po wojnie jedną okupację zastępuje inna. Kapucyni jadą na Ziemie Odzy­

skane. Powojenna rzeczywistość nie roz­

pieszcza duchownych. Mnich prowadzi żywot wędrowca. Nie zagrzewa miejsca.

Zawsze gotowy, by wstać i wyjść. Wie­

le miejsc, wiele parafii - od Białogardu,

przez Piłę, Wałcz, gdzie dwa razy aresztu­

je go NKWD, Nową Sól i okolice, wresz­

cie ukochany Wrocław, skąd wcześniej władza ludowa uparcie kapucynów wy­

rzucała.

ŚWIADEK SOBORU WATYKAŃSKIEGO II

O. Hieronim był świadkiem procesji 2 tys. biskupów w białych tiarach podczas otwarcia Soboru Watykańskiego II. - Jak zaczęli śpiewać „Tu es Petrus”- do dziś wspomnienie tamtej chwili go uszczęśli­

wia - to jakby kopuła Bazyliki unosiła się ku niebu. - Wyciągam szyję szukając Jana XXIII... Gdzie lektyka, gdzie tron?

A tu widzę korpulentną niskawą postać, odzianą jak każdy inny biskup - w białą szatę, białą tiarę - po prostu biskup Rzy­

mu. Uśmiechnięta, pogodna twarz. Ujął mnie tą skromnością - mówi.

SPOTKAŁEM O. PIO

W 1968 r. ma miejsce kolejne ważne wydarzenie. Do Rzymu zwołano kapitułę generalną. O. Hieronim korzysta z okazji i jedzie do San Giovanni Rotondo. O. Pio jest już schorowany, ale ciągle przyjmuje ludzi. - Byłem w tamten dzień mało po­

bożny, za to bardzo ciekawski - przyznaj e po latach zakonnik. - Strasznie chciałem zobaczyć ręce o. Pio i stygmaty. Podczas Mszy św. nie odrywałem wzroku od jego dłoni. Stałem w dobrym miejscu, ale w chwili, gdy Święty zdejmuje rękawiczki...

nic nie zobaczyłem. Z niejakim żalem powędrowałem po Mszy św. za tłumem do zakrystii. O. Pio otaczał zwarty tłum mężczyzn. W pewnej chwili w tym mu­

rze pojawiła się luka. Znaleźliśmy się do­

kładnie naprzeciwko siebie. Przez chwilę o. Pio patrzył wprost na mnie i... pogroził mi palcem. Zrozumiałem... Ale nie odmó­

wił spotkania. Pamiętam tamten pokój z dużym oknem, jak na werandzie. Skrom­

ne urządzenie. Okrągły stół zawalony li­

(22)

itr. 20 JLipiac-^ierpleń 2009 r. Wołanie j Wołynia nr 4(89) stami. Nad nimi dwaj młodzi zakonnicy

sortujący korespondencję. Cisza. W rogu, w wiklinowym fotelu, drzemiący o. Pio.

Opuchnięte nogi na zydelku. Podeszliśmy blisko. Modlił się. W moim odczuciu był w stanie ekstazy. Nasz opiekun, miejsco­

wy kapucyn, kilkakrotnie mówił do o. Pio, że ma gości z Krakowa. Ten jakby długo nic nie słyszał. Był gdzieś tam, gdzie nam, zwykłym śmiertelnikom, wstęp wzbro­

niony. W pewnej chwili po prostu otwo­

rzył oczy, popatrzył na mnie z uśmiechem.

Pobłogosławił i znów zatopił się w modli­

twie. Nasz opiekun prosił, by lekko tylko ucałować dłoń w rękawiczce, bo każdy dotyk go boli... Takie chwile pamięta się z dokładnością detalu. Kształt dłoni, fak­

turę bandaży, zapach, uczucie obcowania ze świętością...

Z IKONĄ JASNOGÓRSKĄ NA RAMIONACH

Pamięć przywołuje wiele obrazów z przeszłości. Uroczystości milenijne na jasnej Górze dla przykładu. Rok 1966, w Polsce głęboki komunizm, a pod murami Klasztoru Jasnogórskiego nieprzeliczalne tłumy. Niespodziewanie prosi ktoś, by o. Hieronim poniósł Ikonę Jasnogórską w procesji po wałach. Nie zapomniał tam­

tego wzruszenia i poczucia, że dostępuje niezasłużonego zaszczytu. Ciężar Obrazu na ramieniu...

Kątem oka widzi te rzesze na dole. Po­

tem tylko podczas pielgrzymek Jana Paw­

ła II widywał podobne...

NIE PRZESTAJĘ DZIĘKOWAĆ

W ciepły letni dzień 20 czerwca 2009 roku, na Jasnej Górze siwy kapłan składa Bogu, jak pięknie się mawia - przez ręce Maryi - dziękczynienie za spełnione ży­

cie. Wiele mógłby jeszcze opowiedzieć o tym, co widział po drodze. O tym, jak Bóg potrafi uczynić człowieka szczęśliwym i

spełnionym, jeżeli człowiek ma odwagę Bogu zaufać.

75 lat życia poświęconego Bogu... w tym 70 lat kapłaństwa.

Dzisiejszy świat podziwia ludzi for­

matu o. Warachima, ale czy go naśladuje...

O. Hieronim Warachim OFM Cap 75 lat życia poświęconego Bogu, w tym 70 lat kapłaństwa. Całe życie z Bo­

giem i dla Boga. Coraz mniej ludzi poj­

muje dzisiaj sens i znaczenie tych słów.

O. Hieronim Warachim, kapucyn z Sędzi­

szowa, lat 84, z siwą brodą, żywym by­

strym okiem i mocnym melodyjnym gło­

sem. Siedzimy w częstochowskim domu sióstr honoratek. Za oknem lato i zielo­

ność drzew podjasnogórskiego parku. Jak opisać jego długie życie, rozciągnięte między trzy jakże różne od siebie epoki?

Sielski przedwojenny Lwów, szczęśliwe dzieciństwo w wielkim, pełnym braci i sióstr domu. Potem wojenna tułaczka i konspiracja w AK. Wreszcie powojenna Polska, komunistyczna rzeczywistość, która czyniła życie zakonników nielek- kim. O. Hieromin mówi, że w życiu czło­

wieka jest zawsze kilka punktów zwrot­

nych, po których nic me jest już takie jak było. Rzecz w tym - puentuje - że dopie­

ro po wielu latach można dostrzec w nich pewien zamysł, plan.

Katarzyna Cinzio [„Niedziela” nr 33 z 16 sierpnia 2009 r., s. 21 (edycja ogólnopolska).]

(23)

Wołanie j Wołynia nr 4 (89) Jlijniec-^ierpień 2009r. itr. 2!

Świadectwo

KREW I WAPNO

Relacja więźnia o masakrze w Łucku

22 czerwca 1941 roku po obie- dzie usłyszeliśmy dudnienie silników samolotowych. Potężna detonacja wstrząsnęła więzieniem, na celę pry-

snęły drobne odłamki szkła. Kosz na oknie został zerwany. Ukazały się kłęby czarnego dymu. Ze zbombar­

dowanego budynku gospodarczego uciekały dwie osoby w wojskowych mundurach.

Wśród nas konsternacja i panika.

Jedna z bomb trafiła w róg więzienia.

Z naszego okna nie było tego widać.

Część ludzi znalazła się na wolności.

Zdobyli gdzieś łomy i siekiery. Roz­ poczęło się rozbijanie drzwi do cel i uwalnianie więźniów. Wieczorem zo­

stały wyważone drzwi od naszej celi.

Nieustanne detonacje bomb zrzuca­

nych na miasto. Cała okolica oświe­

tlona jest czerwonym światłem poża­

rów.

Wyszedłem z celi, pierwszym od­ ruchem było znalezienie drzwi na strych. Wypchnąłem jedną dachów­

kę. Zobaczyłem morze ognia. Płonę­

ły dwie główne ulice (Jagiellońska i Chrobrego).

Ze strychu przeszedłem na parter, do bramy wyjściowej. Drzwi nadzie­

dziniec były otwarte i przestrzelone z automatu. Wewnątrz, przed drzwiami, leżałtrup małego chłopca.

Ekshumacja w Łucku

Fot. Wojciech Pokora Idąc korytarzem zajrzałem do celi, wktórej byłokilkanaściekobiet z nie­ mowlętami naręku. Były to żony pol­ skich oficerów, jedyną ich zbrodnią było to, że chciały przejść przez Bug pod okupację niemiecką. Te dzieci urodziły się chyba w więzieniu. Ko­

biety byływystraszone,nie wychodzi­

łyz celi.

Tej nocy chyba nikt nie uciekł, gdyż więzienie było otoczone wy­

sokim murem. Na zewnątrz szalały pożary, słychać było dalekie odgłosy artylerii. Wczesnym rankiem (bo noc była krótka) więźniowie znowu wyle­ gli zcel na korytarze. Znaleźli gdzieś magazyn naszych zdeponowanych rzeczy.

Poszedłem tam również. Znala­

złem swoją walizkę. Przechodziłem obok celi, w której byli sami młodzi chłopcy.

(24)

itr. 22 Jłipiec-^ierpień 2009 z. Wołanie j Wołynia nt 4 (89)

Ekshumacja w Lucku

Fot. Wojciech Pokora

Około godziny 10.00 zjawili sięw więzieniu uzbrojeni żołnierze. Wtar­

gnęli na dolny korytarz. Usłyszałem głośny rozkaz, aby wszyscy zeszli do swoich cel. Byliśmy zdenerwowani.

Z korytarza słychać kroki podkutych butów. Ktoś otworzył drzwi i padł głośny rozkaz: schodzić z rzeczami na dół. W wielkim holu na dole jakiś oficer powtarzał bez przerwy numery z kodeksu, według których należało skierować się naprawo, na duży dzie­

dziniec, albo na lewo, na mniejszy plac. Ja dotądnie zostałemoskarżony, a więc nie dotyczył mnie żaden pa­

ragraf. Udałem się w tę stronę, gdzie szła większość, czyli na prawo.

Więźniowie klęczeli pod długą ścianąfrontową. Opierali się łokciami o kolana, z głowami tak pochylony­ mi, że nie było widać twarzy. Stałem blisko wyjścia, przez które dochodzi­ ły nowe rzesze więźniów. Naprzeciw tego tłumu stali lukiem żołnierze i podoficerowie z automatami i grana­ tami. Na murze okalającym dziedzi­

niec - karabiny maszynowe. Panowa­ ła złowieszcza cisza. Wtedy jeden z więźniów obok mnie podniósł głowę i odezwał się do oficera: „Grażdanin korpusnyj, u mienia paragraf— po­

dał numer — kuda mnie obratitsia?” (gdzie mam się skierować). Kapitan odpowiedział: „Udiraj skoro"(prędko uciekaj).Wtedyija podniosłem głowę i powiedziałem, że nie mam żadnego paragrafu. Otrzymałem takąsamąod­ powiedź. Wydostałem się na nie zna­

nymidziedziniec.

Otoczony był tylnąścianą główne­

go budynku, dwoma bocznymi skrzy­

dłami i wysokim murem. Na murze zauważyłem cztery karabiny maszy­ nowe z obsługą. Na środkudziedzińca stała studnia nakryta budką z dasz­

kiem. Było tu około czterystu ludzi.

Rozkładali się przeważnie pod mura- mi i na trawniku. Ja także wybrałem sobie słoneczne miejsce pod murem.

Obok mnie młody mężczyzna prze­ glądał leksykon. Ludzie byli spokojni, nic dochodziły odgłosywalki.

Nagle detonacja wstrząsnęła zie­

mią. To był jeden grzmot. Dopiero po parusekundach zaczęliśmy w ciągłym łoskocieodróżniaćwybuchy granatów ręcznych od grzechotu karabinów ma­ szynowych. Odezwały się one rów­

nież ponaszej stronie. Ujrzałem, że z głów moich sąsiadówleżących na zie­

mi pryska mózg na ściany więzienia.

Poderwałem się instynktownie, pobie­

głem w stronę studni i opuściłem się dojej wnętrza.

(25)

IMdanieJ U/otynla ni 4 (89) Jlifilec-^ieipleń 2009 t. itt. 23 Wybijanie więźniów trwało nadal.

Gdy poczułem, że ubywa mi sił, po­ derwałem się do góry i ostatkiem sił wydostałem się na zewnątrz.

Na dziedzińcu leżało pełno ludzi.

Położyłem się na nich. Niewiem, czy żyli. Nikt nie protestował. Po naszej stronie ucichło. Z głównego dzie­ dzińca dochodziły pojedyncze strzały.

Między skrzydłami budynku leżał na plecach dość tęgi mężczyzna z roz­

prutym brzuchem; jelita nawierzchu, unurzane w piasku i ziemi- bo męż­

czyzna przewracał się z boku na bok i wył z bólu.Ukląkł przynimczłowiek w czarnych spodniach i białej, brud­

nej, podartej koszuli. Powiedział, że jest księdzem i chce nas przygotować

na śmierć. Był to ksiądz Bukowiń­

ski (znałem go z czasów szkolnych).

Wszyscy żywi i mniej ranni poklękali, a ksiądz recytował modlitwy przezna­ czone na taką okoliczność. Wszyscy odmówiliśmy głośno spowiedź po­ wszechnąz liturgiimszalnej.

Przy głównej ścianie budynku od dachu do ziemi biegła rynna. Podnią, niecoz boku, była otwarta kloaka. Na tę rynnę bezskutecznie usiłował wdra­

pać się młody człowiek cały oblepio­

ny kałem.

Łuska z sowieckiej broni przy szcząt­

kach ofiar w Lucku

Fot. Wojciech Pokora Jakiś oficer w towarzystwie dwóch żołnierzy wszedł na naszdziedziniec i głośno,po rosyjsku polecił nam wejść do budynku.

Naprzeciwdrzwi z podwórza było wejście do obszernej sali, dawnego

refektarza klasztornego. Znalazło się nasw tej sali 60-80mężczyzn.

Wtym czasie nanaszym dziedziń­ cu rozpoczęto dobijanie rannych. Gdy wszystko ucichło, oficer wezwał do wyjścia wszystkich, którzy mają buty z cholewami. Wychodzili pojedynczo.

Po paru godzinach przynieśli wiado­

mość, że pogrzebano 2700 zwłok.

Chociaż nie było widać żadnych strażników, baliśmy sięwyjść z naszej sali. Spaliśmy zwinięci w kłębek na posadzce. W nocy ktoś krzyczał.Rano okazało się, że to młody Żyd, który postradał zmysły.

Spenetrowałem najbliższe po­ mieszczenia na parterze, odkryłem więzienny szpitalik. Ranni, którzy

mogli opuścić plac straceń o własnych siłach, nie zostali zabici.Niektórzy le­

(26)

itr. 24 j2piec-&eTpień 2009 r. U/oł&nie j Wołynia nr 4(89) żeli, inni chodzili obandażowani. Nie

liczyłem, ale mogło tam być dziesięć osób.

Po południu zaczęliśmy zwiedzać place straceń - najpierw nasz. Miej­

sca, gdzie zginęło najwięcej ludzi, zostały polane gęstym roztworem la­ sowanego wapna; taksamo dolne czę­ ści ścian zbryzgane krwią i mózgiem.

Krew i wapnojuż wyschły, bo dzień był upalny. Unosił się mdły zapach, dziwny do określenia. Na głównym placu znaleźliśmy wielkie pobojowi­ sko, bo tu prócz broni maszynowej użyto granatów. Całe pole straceń z wgłębieniami od granatów zlane było wapnem. Leje nie były głębokie - gra­

naty wybuchały na powierzchni ludz­

kich ciał. Wśród wapna i krwi leżały drobne szczątki zwłok, najczęściej palce i odłamki czaszek. Pod murem, od strony katedry, odkryliśmy niezbyt wysoki nasyp świeżej ziemi, teżzlany wapnem. Tutaj pochowano ofiary ma­ sakry.

Po południu na terenie więzienia pojawiło się kilku żołnierzy radziec­

kich. Spędzili nas znowu do refekta­

rza.Jeden z żołnierzy wziął bochenek chleba, łamał go na kawałki i rozrzu­

cał po sali. Wtedy zaczęliśmy wierzyć, że nas nie zlikwidują. Z jedzeniem mieliśmy trudności, bo dwie doby nie piliśmy wody.

Odgłosy frontu były coraz bliższe.

Nadeszła druganoc po zbrodni. Coraz głośniej i częściej krzyczał obłąkany Żyd. Czerwone łuny odbijały się od

nieba. Wczesnym rankiem usłyszeli­

śmy na korytarzu stukaniepodkutych butów. Rozeszła się wiadomość, że już są Niemcy. Wyszedłem na duży dziedziniec, gdzie między drzewami paliło się ognisko. Wokoło siedziało kilku żołnierzy niemieckich, gotowali całą miskęjajek. Nie byli zaskoczeni moim wyglądem. Widocznie dobrze wiedzieli, gdzie się znajdują i co tu się działo. Zapytałem podoficera, czy mogę iść do domu. Powiedział, że muszę potem wrócić po zaświadcze­

nie opobyciew więzieniu. Znalazłem się na wolności.

Wojciech Podgórski [Krzysztof Popiński, Aleksandr Ko- kurin, Aleksandr Gurjanow, „Drogi śmierci. Ewakuacja więzień sowiec­ kich z Kresów Wschodnich II Rze­ czypospolitej w czerwcu i lipcu 1941”, Warszawa 1995, s. 56-59.J

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z listów Ojca Serafina wyczytamy, że największą jego troską było to, żeby nie rozminąć się z wolą Bożą. To była najistotniejsza sprawa jego

żu stawał się coraz bliższy i żywszy, Koro- za rozejrzał się za jakimś kamieniem, żeby spłoszyć rabusia, ale nic nie było pod ręką. Raczej podobny był do człowie

Nie tylko myślę, że On jest, ale czuję, bo kiedyś już tego do ­ świadczyłem, jak ogarnia mnie Jego

I dzię ­ ki temu będziemy mogli zidentyfikować, znając właśnie jakość tego życia - czy ta osoba trudniła się jakimś bardzo ciężkim rzemiosłem w życiu czy też

W Kowlu Matka przez cały czas poszuki ­ wała różnych rozwiązań dostania się do Łucka do męża i ojca dzieci. Jeden z nich kpiąco zareagował na widok różańca na

Młodszy Mieczysław w boju czas września spędził Poległ w bitwie pod Mokrą, Polski bronił on próg Starszy Wacław też walcząc, w Wiśle znalazł swój grób Szedł do

Stąd też dziś, w niedzielę koń ­ czącą tradycyjną Oktawę Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa zapowiadamy I Krajowy Kongres Eucha ­ rystyczny Kościoła

Z tego też powodu jest ona postawą wlaną przez Ducha Świętego w umysły i serca tych, którzy potrafią otworzyć się na cierpienia braci i dostrzec w nich ob-.. raz