WcfatliC Z WcłljniA
BojiaHHH 3 Bojiuni
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej
Fotografie na okładce:
s. I: Msza św. w katedrze łuckiej w 66. rocznicę rzezi wołyńskiej, 12 lipca 2009 r. (fot. Irena Androszczuk)
s. II: Ordynariusz diecezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak w czasie rocznicowej Mszy św. w Łucku, 12 lipca 2009 r.
(fot. Irena Androszczuk)
s. III: Biskup Jan Andruszewicz fot. Krzysztof Drozd)
s. IV: Rośliny Wołynia: Strachopołoch - Xenthium spinosum L.
fot. Irena Dejneka)
Wotanic z WotyniA
BojiauHn 3 Bojiutii
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej Dwumiesięcznik Wołynie z WotyruA - Bojiohhh 3 Bojiuhi
Pismo założone w 1994 roku. Założyciel i wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Matyi Panny w Ostrogu na Wołyniu.
Redaktor naczelny: ks. Witold Józef Kowalów.
Redakcja: Irena Androszczuk, ks. Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks. Grzegorz Draus, ks. Józef Kozłowski, Ludmiła Poliszczuk, ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Ścisłowicz.
Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.
Zamieszczone w piśmie materiały mogą być przedrukowywane z podaniem źródła.
Adres redakcji:
E Byn. KapnameBima, 1
35800 m. OcTpir, PiBHeHCbKa o6ji. YKpaiHa
S&Fax + 380 (3654) 2-30-38 E-mail: kovaliv@ostroh.uar.net Świadectwo rejestracji: RW nr 187 z 15 maja 1997 r.
ISSN 1429-4109
Wydawca wersji polskojęzycznej:
El Ośrodek “Wołanie z Wołynia”, skrytka pocztowa 9, 34-520 Poronin http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/
Czasopismo dofinansowano ze środków Senatu RP dzięki pomocy
Fundacji
“Pomoc Polakom na Wschodzie”.
Dobroczyńców prosimy 0 wpłaty na konto:
Stowarzyszenie Ośrodek
“Wołanie z Wołynia”
PBS. ZAKOPANE O/BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001
“Wołyński Słownik Biograficzny”:
http://wolynskislownikbiograficzny.blox.pl/
“Dziennik pisany nad Horyniem”:
http://ostrog.blox.pl/
sti. 2 Jdlpłec-^lezpLeń 2009t. Wołanie j Wołynia ni 4(89)
<XXXKX><><XXX><>O<>OO<XX>OC^OOO<>C><>^<><Ó<XX>
SPIS TREŚCI
s. 3-5: Ks. WitoldJózefKOWALÓW, Więźniównawiedzać.
Seminarium kapelanów więziennych w Ostrogu s. 6-9: Roman LAUDAŃSKI, Rodzinyofiar zLudwikówki
pojechały na Wołyńw 66. rocznicęrzezi
s. 10: Jan KOWALCZUK, Modlitwao pokójw 66. rocznicę rzezi wołyńskiej
s. 11-12: Ks. Mieczysław MALIŃSKI, Roztropność.
Umiejętność przewidywania
s. 13-14: Miłosz BAGIŃSK1-ŻYTA, Wołyński Katyń?
s. 14-18: Abp Stanisław GĄDECKI, Życzęz misja Kościoła oparte na Słowie Bożym
s. 18-20: Katarzyna CINZIO, Urodziłem się zakonnikiem
s.21-24: WojciechPODGÓRSKI, Krewiwapno. Relacja więźnia . o masakrze w Łucku
s.25-29: Władysław SIEMASZKO, Jak przeżyłem masakrę wŁucku?
s.30: KrzysztofKOŁTUN, Krzyż wołyński stanął w Chełmie s.31-35: Stanisław KASPERSKI, Siadyżycia wzorowego kapłana
i okruchy wspomnień jego ucznia
s.35: Ks. Eugeniusz GOLINSKI, WspomnienieKs. Prałata (...) s. 36-40: Nadia CIASNOCHA, Znaczenie Akademii Ostrogskiej
wżyciuintelektualnym Ukrainy XUI-XVII wieku s.41-43: JanPISULIŃSKI, Ukraińska Powstańcza Armia
i ArmiaKrajowa
s.43-44: Jana KOBYLAŃSKA, Optymistycznie patrzeć w przyszłość s.45-36: Kronika Parafii Ostrogskiej
s. 47-48: KrzysztofRafał PROKOP, Jan Andruszewicz 1556-1567 s. 48: Quo Uadis Ucraina? Ponad połowa rodzin ukraińskich
niemadzieci
Wołanie ] Wołynia nt 4 (89) Jjipiec-^ietpień 2009 t. itt. 3
Z życia Kościoła na Wołyniu
WIĘŹNIÓW NAWIEDZAĆ
Seminarium kapelanów więziennych w Ostrogu
Od 13 do 16 lipca 2009 roku w Na
rodowym Uniwersytecie „Akademia Ostrogska” odbyło się seminarium kape
lanów więziennych. Celem seminarium było doskonalenie kwalifikacji kapela
nów więziennych. W seminarium wzię
ło udział niemal 60 przedstawicieli róż
nych wyznań zrzeszonych w Ukraińskiej Międzywyznaniowej Misji Chrześcijań
skiej „Duchowa i dobroczynna opieka w miejscach pozbawienia wolności', która zjednoczyła w jednym celu 12 konfesji chrześcijańskich. Na imprezę zjechało się duchowieństwo z całej Ukrainy. Se
minarium kapelanów zebrało w murach akademii nie tylko duchowieństwo z różnych obwodów Ukrainy: rówieńskie
go, odeskiego, kijowskiego, lwowskiego, charkowskiego, poltawskiego, wołyń
skiego, mikołajowskiego, ługańskiego, ale i świeckich - przedstawicieli różnych wyznań.
Wykłady prowadzili wykładowcy ze Studium Przygotowania Zawodowego Kadr Państwowej Służby Kryminalno- Wykonawczej Ukrainy w Białej Cerkwi.
Na seminarium ukazano różne aspekty ustawodawstwa i psychologii peniten
cjarnej. Podobnie jak w roku ubiegłym, uczestnicy cyklu kursów otrzymają z rąk przewodniczącego Państwowego Depar
tamentu Ukrainy ds. Wykonania Kar cer
tyfikaty kapelańskie.
Na uroczystym otwarciu obecny był biskup Jozafat Howera z Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego i prof. dr rektor lhor Pasicznyk, rektor Narodowe
go Uniwersytetu „Akademia Ostrogska”.
Ks. Grzegorz Draus wręcza rektorowi uniwersytetu w Ostrogu pamiątkę
seminarium
To, że seminarium odbywa się właśnie w Akademii Ostrogskiej wg rektora Iho- ra Pasicznyka nie jest dziwne. Przecież akademia jeszcze od początku swego za
łożenia w XVI w. była nie tylko zakładem oświatowym, ale i centrum duchowo-re- ligijnym Ukrainy. I obecnie tutaj działa świątynia dla studentów i wykładowców, w społeczności akademickiej propagowa
na jest moralność chrześcijańska, a kie
rownictwo uniwersytetu jest inicjatorem wprowadzenia etyki chrześcijańskiej jako przedmiotu obowiązkowego w szkołach ukraińskich.
Codziennie kapelani odprawiali na
bożeństwo osobno w świątyniach swoich wyznań. We wtorek i środę w kościele pa
rafialnym pw. Wniebowzięcia Najświęt
szej Maryi Panny była odprawiana Msza św. o godz. 7.00 rano - na nabożeństwach byli obecni katoliccy kapelani więzienni obu obrządków.
Uczestnicy seminarium wspólnie odwiedzali nabożeństwa, codziennie w
tto. 4 Jhpłec-.Slerpień 2009 i. U/ołeznlej Id/ołynia nt 4 (89)
Na otwarcie seminarium przybył Władyka Jozafat z Łucka różnych świątyniach Ostroga, podczas których czytano i rozmyślano nad frag
mentami z „Biblii Ostrogskiej” w prze
kładzie na współczesny język ukraiński uczynionym przez o. Rafajiła Turkoniaka.
Była to swego rodzaju pielgrzymka księgi Biblii Ostrogskiej po świątyniach chrze
ścijańskich m. Ostroga i równocześnie dni modlitw ekumenicznych.
I tak w poniedziałek, 13 lipca, ks. Wa
syl Żukowski w świątyni dla studentów i wykładowców w cerkwi pw. św. Fedora Ostrogskiego odmówił modlitwę do Du
cha Świętego z prośbą o błogosławień
stwo Boże dla seminarium i jego uczest
ników.
We wtorek, 14 lipca, takie nabożeń
stwo odbyło się w domu modlitwy Ko
ścioła Chrześcijan Wiary Ewangelickiej z udziałem przewodniczącego zjednoczenia rówieńskiego Wiktora Boryszkewycza. W swoim wystąpieniu wspomniał rozmowę z jednym z naczelników zakładu peniten
cjarnego, którego zapytał, czy odwiedziny kapelanów przemieniają sposób zachowa
nia osądzonych, ten odpowiedział:, Jakby ich nie zmieniały, nie pozwalalibyśmy tu
taj wam przychodzić”.
W środę, 15 lipca, w Soborze pw.
Objawienia Pańskiego kapelanów przy
jął Władyka Warfołomij, arcybiskup rówieński i ostrogski Ukraińskiego Ko
ścioła Prawosławnego. W swoim sło
wie hierarcha prawosławny powiedział m.in., że obecnie nastał czas obecności Kościoła w różnorodnych miejscach, w tym w więzieniach. Kościół Prawosław
ny mając wielkie doświadczenie pracy w więzieniach w czasach przedrewolucyj
nych, szuka także sposobów doniesienia Ewangelii współczesnemu człowiekowi.
Kapłani prawosławni zaśpiewali modli
twę do Matki Bożej w intencji więźniów i kapelanów.
Wieczorem tego samego dnia na mo
dlitwę do swego domu modlitwy zaprosili ewangeliczni chrześcijanie baptyści. Ich
nia wspólnota prowadzi centrum rehabili
tacyjne dla uzależnionych od narkotyków i alkoholu, wśród których jest wielu daw
nych więźniów. Dowodem tego, że Dobra Nowina przynosi owoce, jest śpiew wy
konany przez podopiecznych wspomnia
nego centrum.
Przemówienie pt. „Ekumenizm, który rodził się w więzieniach i obozach” wy
głosił ks. Witold Józef Kowalów, który przedstawił słuchaczom więźniów kapła
nów, którzy byli sądzeni za głoszenie Sło
wa Bożego. Szczególną uwagę poświęcił nieprzeciętnej postaci Wołynia i Kazach
stanu, Słudze Bożemu ks. Władysławowi Bukowińskiemu (1904-1974), który za wiarę i głoszenie Ewangelii odbywał karę w więzieniach i obozach ponad 13 lat.
W czwartek, 16 lipca, z uczestnikami seminarium spotkał się ordynariusz die
cezji łuckiej bp Marcjan Trofimiak, który wygłosił słowo do uczestników semina
rium i odpowiadał na pytania. Później Biskup Marcjan przewodniczył Mszy św.
w miejscowym kościele rzymskokato
lickim pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Koncelebrowało jedenastu kapłanów. W okolicznościowym kazaniu Biskup przypomniał najważniejsze przy
kazanie - przykazanie miłości. Brzmiała
U/oianle j U/ołynic nr 4(89) JlipiecSierpień 2009 r. itr. 5
Pamiątkowa fotografia na zakończenie seminarium, 16 lipca 2009 r.
modlitwa za kapelanów i więźniów. Za- brzmiała również modlitwa dziękczynna mężczyzn i kobiet, którzy uwierzywszy w Pana Boga, Jego Syna i Ducha Świętego, uwolnili się od negatywnych uzależnień (od alkoholu i narkotyków), z centrum te
rapeutycznego w Ostrogu, który prowadzi wspólnota baptystów. Na koniec liturgii Biskup Marcjan udzielił kapelanom, para
fianom i gościom, Bożego błogosławień
stwa.
Na zakończenie seminarium jego uczestnicy odwiedzili Zakład Karny nr 96 w wiosce Horodyszcze (obwód rówień
ski).
Służba kapelanów więziennych, sa
kramentalna i ewangelizacyjna, jest bar
dzo istotnym elementem resocjalizacji. To, że kapelani są potrzebni, jest oczywiste.
W pracy dopomaga im szereg świeckich i ludzi dobrej woli. Przez modlitwę i kon
kretne działania na rzecz osądzonych.
Jednym z uczynków miłosierdzia względem ciała jest pocieszanie więź
niów. Jezus w jednej ze swoich przypo
wieści mówi: „byłem w więzieniu, a od
wiedziliście mnie” (Mt 25, 36). Przykład wypełnienia tych Jezusowych słów dał Sługa Boży Jan Paweł II. Dał nam także nasz Biskup Marcjan Trofimiak, który 26 stycznia 2009 r. urzeczywistnił sakra
ment Chrztu Św. trzech młodych ludzi pozbawionych wolności w więzieniu w Horodyszczu k. Równego. Taki przykład daje nam ks. Grzegorz Draus, który stoi na czele Ukraińskiej Międzywyznaniowej Misji Chrześcijańskiej „Duchowa i dobro
czynna opieka w miejscach pozbawienia wolności”.
Kościół obejmując swoją misją miej
sca pozbawienia wolności wykonuje apo
stolskie pouczenia: „Pamiętajcie o uwię
zionych, jakbyście sami byli uwięziem, i o tych co cierpią, bo i sami jesteście w ciele”
(Hbrl3, 3).
ks. Witold Józef Kowalów Fot. autora
5tZ. 6 Jhplec-^lezpleń 2009 z. U/ołanle y U/ołyruG nz 4 (89)
U nas na Wołyniu
RODZINY OFIAR Z LUDWIKÓWKI POJECHAŁY NA WOŁYŃ
W 66. ROCZNICĘ RZEZI
Dzieci i wnuki zamordowanych w Ludwikówce pojechały na Wołyńjak na pogrzeb. Z wieńcami, zniczami, kwiatami. I krwawiącą pamięcią.
Salwina Sitko z Opolszczyzny po jechała na Wołyń pierwszy raz. Roz mawiamy na stacji benzynowej w ukraińskim Łucku. - Było pięć sióstr, w tym mama. Jednego dnia wszyst kie zostały wdowami. Cieszę się, że wreszcie zobaczę miejsce, w którym zginęli. Będę mogła opłakać ojca.
Jadę tamz córkami jak na pogrzeb.
13 lipca 1943 roku zginęli męż
czyźni i chłopcy z Ludwikówki. Na Wołyniuzaczęła się rzeź.
Kiedy Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów postanowiła wywal czyć wolną Ukrainę, zapadła decyzja o wymordowaniu Polaków mieszka jących naWołyniu. I tak wsie, w któ rych od lat mieszkali razem Polacy i Ukraińcy zamieniły się w miejsca potwornych rzezi. Polacy bronili się w grupach samoobrony. Tak było w Ludwikówce. Wtedy Ukraińcy powie dzieli Niemcom, że we wsi ukrywają się sowieccy partyzanci i Żydzi. Przy jechali Niemcy, własowcy i ukraińscy
policjanci.Zamordowali 172 Polaków.
Mężczyzn powyżej 14roku życia. Zo stali zamknięci w dwóch stodołach.
Ukraińcy wrzucili do wnętrza granaty.
Podpalili ciała. Po tygodniu, dwóch, kiedy spalone ciała zaczęły już się rozkładać, kazali je zakopać.
Krzyż na miejscu zbrodni w Ludwikówce
Fot. ks. W.J. Kowalów TRZY RAZY ŻYCIE
Amelia Mamczar z Głubczyc umknęła śmierci trzy razy. 29 marca 1943 roku Ukraińcy spalili wieś Pen- dyki. Czekałaz mamą w stodole, któ ra za chwilę miała spłonąć. - Zmie
nili się wartownicy -wspomina pani Amelia. - Mama poznała Ukraińca, tata pożyczył muwcześniej pieniądze.
„Albo mnie zastrzel, albo wypuść" - powiedziała. - Wypuścił. Uciekłyśmy do lasu, późniejdo Ludwikówki.
13 lipca przeżyła drugą pacyfikację - tym razem Ludwikówki, w której
ocalały kobiety i dzieci. Niemcy ka
zali je zamknąć w obozie w Dubnie.
Stąd pociągiem zostały przewiezione do Majdanka. Przeżyła dziewięć mie sięcy w obozie. To ostatnie ocalenie.
Jej starsza siostra Krystyna w 1944 roku wpadła pod niemiecki samo
chód. Zginęła. - Pradziadek nazywał się Miller, był kolonistą z Niemiec -
Wołanie j Wołynia nx 4(89) Jlipiec-^ierfeień 2009 X. itx. 7
TU BYŁA WIEŚ
LUDWłKÓWKA
MIEJSCETO PRZYPOMINA O WSI, KTÓRA ZOSTAŁA SPACYFIKOWANA PRZEZHITLEROWCÓW 13 LIPCA 1943 ROKU WIEŚZNIKNĘŁA ZPOWIERZCHNI ZIEMI.
PRZECHODNIU,
WSPOMNIJ I UCZCIJ PAMIĘĆ ŻYWCEM SPALONYCH ? MIESZKAŃCÓW WSI
LUDWłKÓWKA
WIECZNY ODPOCZYNEK
MICHALSKI MICHALSKI MICHALSKI
Antoni ; Jan Stanisław uśmiecha się z trudem przez łzy. - I
Niemcy zabiligo w Ludwikówce.
Anna, Sobkiewicz-Foremska mie
szka na Śląsku. WLudwikówce zginął jej pradziadek. - W maju ubiegłego roku pojechaliśmy do Ludwikówki w kilkanaście osób z rodziny. Tam po wstał pomysł postawienia pomnika.
Ludzie z innych stowarzyszeńmówili, że jak im się uda w trzy latazpomni
kiem, tobędzie sukces. Zdążyli w rok.
Anna: - Babcia prosiła mnie, że jak kiedyś uda mi się pojechać do Ludwi
kówki, to mam się postarać o mogiłę, ale ekshumacja wydawała się wręcz niemożliwa. Dlatego jest pomnik.
Babcia zawsze opowiadała mi o Lu dwikówce. Tylko o dobrych czasach.
Żyłam Ludwikówą. Szukałam infor macji o Wołyniu. Musieliśmy się od
naleźć, żeby powstałoto dzieło.
<XXXXXXXXXXXxXXX>
JEDYNE ZDJĘCIE OJCA
Spadkobiercy mieszkańców odnaj dywali się w najdziwniejszy sposób.
Pomógłinternet, kontakty.
Anna Sobkiewicz-Foremska doda
je, że jej babcia miała koleżankę Tenię Golę. Próbowała odnaleźć ją przez PCK. Odpisali, że nie żyje. Kiedy od
nalazła Amelię z Głubczyc, okazało się, że Tenia żyje ijest kuzynką Ame lii. - To było bardzo wzruszające. Te raz mam koleżankę, która właściwie jest koleżanką mojej babci.
W „Gazecie Pomorskiej” napisa
łem o Ludwikówce pięć lat temu. O wsi, której nie ma opowiedział mi
m.in. Edward Kalbarczyk zGostkowa pod Toruniem. Artykuł trafił na inter
netowe stronyo Wołyniu. Wpisywały się pod nim rodziny zamordowanych, szukałykontaktów.
- Dlaczego tam jedziemy? Ktoś musi pamiętać, robimy to dla dzieci i wnuków - opowiada Edward Kalbar
itz. 8 Jłiplec-Jnezpleń 2009 z. U/oł&nie j Wołynia nz 4 (89) czyk. Rozmawiamy wsobotę wieczór
w Chełmie. Rano wyjeżdżamy do Lu dwikowki.- Wychowywałem się bez ojca. Było ciężko. Przetrwało tylko jedno zdjęcie taty. Możejestem jużw wieku, w którym człowiek więcej o tym myśli? Ile wzruszeń doświadczy
my? Będę w miejscu, w którym zginął ojciec.
Anna: -Tam nie został kamień na kamieniu. Niemastudni, nawet drzew, bo były polskie. Nigdy nie było we mnie nienawiści. Staram się zrozu mieć złe czyny innych ludzi. Nie da się żyć nienawiścią.
Edward: - We mnie też nie ma nienawiści. Jestem za powiedzeniem pełnej prawdy na temat tego, kto za
mordował naszych bliskich.
PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI Rano do autokaru pakują wień ce, znicze i biało-czerwone bukiety kwiatów. Po drodzepani Amelia opo wiedziała mi o swoim trzykrotnym ocaleniu i o tym, że Ukraińcom trze
ba przebaczyć, ale pamiętać o rzezi.
Zofia Rudnicka z Baborowa nazwie to, co stało się na Wołyniu hekatom- bą polskich rodzin. - Miałam wtedy 12 lat. Do dziś pamiętam krzyki mor dowanych. Szczekanie psów. Widzę palące się zabudowania. To we mnie
Ludwikówka A.D. 2009
Fot. ks. W.J. Kowalów
zostało. Dlatego czuję też lęk i strach - opowiada Zofia.
- Zastanawiałem się, skąd w Ukra
ińcach takie okrucieństwo w stosun ku do Polaków? - mówi Kazimierz Niemczyk z Tczewa. - Ukraińcy tłu
macząsię, że walczyli o wolnąUkra inę. Z kim?Zmałymi dziećmi nadzie
wanymi na sztachety i wrzucanymi do ognia?Z ciężarnymi kobietami, które bestialsko mordowali? O wolność nie walczysię z dziećmi i kobietami.
Czesław Mucha z Baborowa: - Winny musi najpierw uderzyć się w
pierś i powiedzieć: mojawina, apóź
niej jest czas na przebaczenie. Nigdy nie było wyznania: „moja wina”. A polskie władze, z uwagi na popraw ność polityczną, nie upomną się o pa
mięć iprawdę.
W Ludwikówcejuż czekają nanas ksiądz Grzegorz Oważany, proboszcz parafii w Dubnie i ojciec Walerij Wlo- dymyrowicz z kilkuosobowym cer kiewnym chórem. Autokar nie może dojechać pod pomnik. Wszyscy brną przez bioto, ale nikt się nie uskarża.
Przed nami pomnik stojący przy ostat
niej chałupie. I widok - dwu wzgórz przedzielonych drogą. Na tym po le wej stronie staławieś.Niema po niej i po mogiłach śladu. Wszystko porasta trawa. Nikt się tu później nie osiedlił.
Nie zbudowano domów na ludzkich prochach. Nikodem Stepanowicz Pa nasiuk, który mieszka w domu przy pomniku, pokazuje, gdzie kto miesz kał. O wszystkim opowiedział mu ojciec. Pokazuje też, gdzie mogą być mogiły.
Kończy się Msza święta. Ojciec Walerij odprawia z chórem panichidę - nabożeństwo żałobne odprawiane w cerkwi lub nad grobem. Tylko tu gro
by rozrzucone po wzgórzu. Pomnik
Ujdanlej Wołynia ni 4 (89) Jdipiec-^ieipień 2009 i. iti. 9 tonie w kwiatach. Każdy robi pamiąt
kowe zdjęcia nazwisk zamordowa nych bliskich. Wszyscy przeżywają pokrewieństwo losów. Niektórzybrną przez wzgórze na miejsca, gdzie 66 lat temu stały rodzinne domy ich przod ków. Wieś ciągnęła siędwa kilometry.
Na horyzoncie widać las. Powtarzają, że to była śliczna kolonia. Budynki, sady.
ARYTMETYKAŚMIERCI
Roman Antonowicz: - Tu zginął mój ojciec,miał25 lat. Na tablicy jest, że miał 27, ale nie będziemy tego pro
stować. Tak zapamiętała to historia.
Edward Jarosz miał wtedy 18 lat.
Ocalił go Niemiec, który po czesku powiedział mu, żebyuciekał w zboże i polami przedzierać się do Młynowa.
W Ludwikówce stracił ojca.
Kazimierz Kaszycki z Peremiłów- ki, wsi oddalonej o kilka kilometrów, przedostał się z rodzicami do Ludwi- kówki, bo tu była mocna samoobrona.
Tu stracił ojca. Z mamątrafił do obo zu w Dubnie, później przez Stutthof doTorunia. Dziśmieszka w Olsztynie.
-Miałam 13-14lat - mówiJadwiga Zygadło z domu Skawińska. Mieszka w Hrubieszowie. -Na tej łące wyda
li wyrok śmierci namężczyzn. Spalili mi ojca i brata. Przyjechaliśmy tu w piątek, a we wtorek okrążyli Ludwi- kówkę. Ojciec ukrył mnie i koleżan
kę w schronie. Niemiec wskoczył do loszku, podpalił garść słomy, zauwa
żył nas i kazał wyjść. Nas zabrali do obozu w Dubnie. Mama mnie wydo stała. Resztę młodzieży wywieźli do Niemiec. Mama poznała ojca po ko szuli, brat został spalony pod żłobem.
Serce mi się ściska, jak sobie pomyślę, żc oni dodziś leżą wtych dołach.Nie mają grobu, tylko tenkamień.
PYTANIA OPRAWDĘ
- Mordu w Ludwikówce dokonali Niemcy we współpracy z nacjonali stami ukraińskimi - mówi Ewa Sie
maszko, współautorka książki o lu dobójstwie na Wołyniu. -Niestety, na krzyżu-pomniku w Ludwikówce wid niejątylko hitlerowcy. Gdyby strona polska chciała oddać całą prawdę, to prawdopodobnie taki krzyż tam by nie powstał. To nieprzyjemny, ale ko
nieczny kompromis.
Najważniejsze, żeby tam, gdzie zginęli ludzie, stał krzyż, żeby był ślad zbrodni. Ku przestrodze i pamięci.
Roman Laudański
EWA SIEMASZKO
Współautorka książki „Ludobój stwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wo łynia w latach 1939-45"'. — Na Woły niu w 1943 roku i przez kilka miesięcy 1944 roku zginęło ok. 60 tys. Polaków z rąk nacjonalistów ukraińskich UPA i OUN Bandery. Polacy zginęli w 1865 miejscowościach. Dlaczego do tego doszło? Organizacja Ukraińskich Na
cjonalistów, która powołała jako swo
je zbrojne ramię UPA, założyła wy
walczenie niepodległej Ukrainy bez innych narodowości. Przede wszyst
kim bez Polaków, których uważano za głównych wrogów. Między 11 a 14 lipca 1943 roku przez Wołyń przeto czyła się straszliwa fala zabójstw. Jed nocześnie atakowano po kilkadziesiąt miejscowości. Właściwie przez cały rok 1943 było kilka większych akcji.
Lipcowa była największa.
[„GazetaPomorska” nr z 17lipca 2009r.]
iti. !O Jllplec-^Ielpjleń 2009 1. Ukłonie j Ukłynianl 4 (89)
Zobacz: http://www.youtube.com/wat-
Z życia Kościoła na Wołyniu ch?v=wLL-ZKndXQ
MODLITWA O POKÓJ
W 66. ROCZNICĘ RZEZI WOŁYŃSKIEJ
Rocznicowa Msza św. w Łucku
W niedzielę, 12 lipca 2009 r., kilkuset wiernych z Ukrainy i Polski wzięło udział w Łucku w Mszy św. sprawowanej w in
tencji ofiar rzezi na Wołyniu. Uroczystej liturgii w katedrze pw. św. Apostołów Piotra i Pawła przewodniczył ordynariusz diecezji łuckiej J.E. ks. bp Marcjan Trofi- miak. Msza św. była transmitowana przez TVP Polonia, dzięki czemu wielu Roda
ków mogło łączyć się duchowo z modlą
cymi się w Łucku.
Wokół ołtarza ustawiono 66 krzyży, symbolizujących 66 lat, które minęły od tragedii ludobójstwa na Wołyniu. Na nie
których krzyżach były stuły kapłańskie.
Były krzyże wielkie, średnie i maleńkie.
Paliło się mnóstwo zniczy. Wśród krzyży była figura Chrystusa Zmartwychwstałe
go i zapalony paschał.
W okolicznościowym kazaniu bp Marcjan Trofimiak zachęcał do głębokie
go zastanowienia się nad „wielkim darem życia'’. — „Dar, który od Boga pochodzi, gdyż tylko On jest dawcą życia i nikt inny nie może drugiemu tego życia odebrać.
Dzisiaj stajemy tu przy krzyżach, płoną
cych zniczach i kwiatach. To symbol na
szej pamięci o tych, którzy odeszli - mówił kaznodzieja. - Ich życie niespodziewanie zostało brutalnie przerwane 66 lat temu - 11 lipca 1943 roku. Ludzie zgromadzeni w kościołach na Mszach św. nie wiedzie
li, że będzie to tylko część Mszy św., gdyż zbrodnicza ręka nie pozwoliła jej dokoń
czyć. Ginęli wierni i księża przy ołtarzach”
- przypomniał hierarcha.
Pasterz diecezji łuckiej pytał dlaczego doszło do tak brutalnych mordów, skoro mieszkańcy ziemi wołyńskiej żyli przez kilkaset lat w zgodzie? „Dlaczego Kain zabił Abla? (...). To pytanie powraca nie tylko na Wołyniu, gdzie płonęły wioski - zaznaczył hierarcha. - To pytanie unosi się nad zielenią lasów Wołynia, błękitem jego jezior, ale to pytanie unosi się także nad bezkresnymi stepami Kazachstanu, gdzie tak dużo bezimiennych mogił, nad śniegami Syberii, gdzie tak wielu naszych rodaków znalazło wieczny odpoczynek, to pytanie sięga do Kołymy, gdzie zginęło tak wielu księży, unosi się nad lasem ka
tyńskim, nad Charkowem, Miednoje, Sta
robielskiem” - mówił bp Trofimiak.
W modlitwie wiernych odmówionej po polsku i ukraińsku proszono Boga, by sprawił, że wszystkie narody będą szuka
ły pokoju i wzajemnie się szanowały oraz aby przyjął cierpienie ofiar tragicznych wydarzeń na Wołyniu i otworzył przed nimi bramy Królestwa i pokoju.
Na zakończenie nabożeństwa w dzień modlitw w intencji ofiar tragedii ludobój
stwa na Wołyniu zaśpiewano na wskroś radosną pieśń „Zwycięstwa śmierci, pie
klą i szatana”.
Jan Kowalczuk
<XXXXX><><XXX>O<><X><>
Wołanie j Wołynia nt 4 (89) Jfipiec-^ierpień 2009 t. itr. //
Wierzyć w Chrystusa
ROZTROPNOŚĆ
UMIEJĘTNOŚĆ PRZEWIDYWANIA
Gra, która nazywa się życiem To było dość dawno, na jakichś waka
cjach. Kolega zaproponował mi zagranie w szachy. Niestety nie umiałem. Ale po
wiedziałem mu: „Pokaz mi, jakie ruchy wykonują poszczególne figury, i możemy grać”. Ponieważ padał deszcz i nie bardzo było co robić, zgodził się na moją propo
zycję. Początkowo myliłem laufra z wie
żą, zapominałem, jak się porusza królów- ką, ale wkrótce i z tym dałem sobie radę.
Przegrałem raz, drugi i trzeci, i wciąż nie dostrzegałem problemu. Przegrane skła
dałem na karb słabej orientacji w prowa
dzeniu poszczególnych figur. Aż wreszcie zrozumiałem, że tu chodzi o coś więcej, bo mimo opanowania zasad gry dostaję systematyczne lanie. Zaczęło mi świtać w głowie, że trzeba mieć jakiś „sposób gry”, jakąś metodę, aby wygrać. Próbowałem
po omacku. Wychodziłem np. wszystkimi pionkami w pole, albo próbowałem prze
ciwnie: pozostawiałem jak największą ich ilość nie ruszonych. Rzucałem wszystkie figury do akcji, grałem tylko prawą stroną, opierałem całą grę na wieżach, skupiałem się na biciu figur przeciwnika. Wciąż nie miałem efektu, ale teraz mi nawet o niego nie chodziło. Cieszyło mnie, że zacząłem grać. Dostrzegłem problem gry. Dostrze
głem, że nie wystarczy znać teoretyczne zasady gry, trzeba nabyć praktycznej umiejętności i umieć wyczuć, które z nich w danej sytuacji stosować. Trzeba mieć
Franz Josef Mangoldt, „Alegoria Roztropności”, stiuk na metalowym szkielecie, 1734-1738, Sala Książęca dawnego opactwa cystersów, Lubiąż plan ogólny rozegrania partii i trzeba umieć rozgrywać sytuacje szczegółowe.
Wiesz dobrze, że nie chodzi mi tu o rozważania na temat szachów, tylko o ży
cie. Życie ma swoje prawa, które ty mu
sisz poznać w sposób praktyczny. Musisz mieć zarówno plan ogólny „rozegrania”
swojego życia, jak również musisz umieć praktycznie rozgrywać je w detalach.
Poza tym chcę ci zwrócić uwagę na je
den moment w obrazie gry w szachy, mo
itr. !2 Lipiec-Sierpień 2009 r. ISolcnie j U/ołynia nr 4(89) ment, który jest również charakterystycz
ny dla życia: nieodwracalność; tzn. gdy grasz „naprawdę”, nie możesz po dokona
nym błędnie ruchu powiedzieć: „Przepra
szam bardzo, ja chciałbym inaczej, pomy
liłem się, cofam ten ruch”. Zrobiłeś ruch, przepadło! Mogłeś zastanowić się przed
tem, teraz już za późno. Nie możesz po przegranej grze powiedzieć: ,JV/e uznaję jej, grajmy jeszcze raz”. Dlatego teraz o to jedno cię proszę: Nie podejmuj w życiu żadnej decyzji, ani dużej, ani małej, bez zastanowienia. Innymi słowy: bądź świa
domy tego, co robisz, zdawaj sobie sprawę z tego, co robisz, bierz odpowiedzialność za każdy swój czyn. Jeszcze wyraźniej:
tylko wtedy czyn jest twój, tylko wtedy ty jesteś prawdziwym człowiekiem. To jest początkiem i końcem sprawności, która nazywa się roztropnością.
leżelibyśmy popatrzyli jak gdyby „od góry” na charakter człowieka, spostrzeże
my, że czynnikami, które zapewniają mu jednolitość, są sprawiedliwość i miłość, wyznaczające naczelny cel życia. Nato
miast roztropność wiąże niejako poszcze
gólne sprawności „od dołu”. Dzięki niej w aktualnym, praktycznym działaniu do
bieramy i zastosowujemy środki najlepiej odpowiadające postanowionemu przez nas celowi. Roztropność jest już wolna od teoretyzowania. Zadaniem jej jest pokie
rowanie wykonaniem całego zamierzone
go przedsięwzięcia.
Można mówić o składnikach albo raczej o warunkach nabycia i dobrego funkcjonowania roztropności. Przede wszystkim będzie to pamięć, przecho
wująca doświadczenia przeszłości, po
trzebne dla właściwego pokierowania postępowaniem obecnym. Dalej - zmysł rzeczywistości umożliwiający dobre ro
zeznanie w konkretnej sytuacji, w której żyjemy i działamy. Jest on zaprzeczeniem życia „w oderwaniu” albo życia przeszło
ścią. Chęć uczenia się, czyli ciągła chęć rozwoju, znajduje wyraz w dynamizmie umysłu, przeciwstawiającym się postawie zamkniętej (w sensie ,już wszystko wiem, nikt mi niczym nie może zaimponować”).
Domyślność jest to umiejętność wycią
gania wniosków na podstawie szczegóło
wych, nawet drobnych danych. Trzeba też wymienić zdrowy sąd, czyli umiejętność prawidłowego rozumowania, zdolność przewidywania możliwych przeszkód w realizacji zamierzonego przedsięwzięcia i przygotowania odpowiednich środków zaradczych - i wtedy mamy całość tej sprawności, którą nazywamy roztropno
ścią, a która nam pomoże pokierować na
szymi krokami życiowymi.
(cdn.)
Zrs. Mieczysław Maliński
U/ołaniej U/ołyni.G. m 4 (89) ^.ipiec-^ieipileń 2009 l. iti. !3
U nas na Wołyniu
WOŁYŃSKI KATYŃ?
Od odkrycia szczątków żołnierzy pomordowanych na Wołyniu w latach 1939-1943, minęło już ponad dwanaście lat. Przez ten czas sprawa raz cichła, raz to znów nabierała rozgłosu. Dziennikarze ,Rzeczpospolitej” przygotowali program dokumentalny na temat „wołyńskiego Katynia”, pt. „Katyński ślad na Wołyniu”.
Tym razem nie nacjonaliści ukraińscy do
konywali mordów, a Sowieci, dokładniej mówiąc - NKWD. Masowych egzekucji żołnierze NKWD dokonywali w więzie
niu na terenie miasta Włodzimierz Wo
łyński. Na temat budynku Wołodymyr Stenkowski Senior wypowiedział się na
stępująco: „To było więzienie od czasów carskich, za Polski też to było więzienie'".
W 1941 roku powietrze rozdarły od
głosy wystrzałów, wkrótce po śmierci ostatniego więźnia więzienie opustosza
ło z oprawców, a na miejsce przybył brat przyrodni Wołodymyra Stenkowskiego.
O tym, co widział, opowiedział swemu bratu. Stenkowski na pytanie jednego z redaktorów „Rzeczpospolitej” - „Mówił, ile tam mogło być ludzi?", nie udzielił do
kładnej odpowiedzi - „We wszystkich ce
lach walały się ciała, po korytarzach też.
Pełno krwi".
Następnie redaktorzy zadali kilka py
tań Wołodymyrowi Stenkowskiemu Jr., m.in. „Skąd wiadomo, że nie są to na przy
kład ofiary walk?". Stenkowski nazwał pytanie ciekawym, a następnie wyjaśnił, iż o strzale z bliskiej odległości świadczy wielkość otworu wlotowego. Poza tym należy pamiętać, że w ferworze walki nie możliwa byłaby śmierć tylu ludzi poprzez strzał w potylicę, żołnierze celują tak, by zabić, a nie wyłącznie w tył czaszki. Z
pewnością mamy więc do czynienia z ma
sową egzekucją.
Podstawowe pytanie: kto strzelał? So
wieci. Dowód - czas przeprowadzania egzekucji, lata 1939-1941 (ZSRR okupo
wał woj. wołyńskie w latach 1939-1941, dopiero w 1941 r. Wołyń został zajęty przez III Rzeszę - przyp. MB-Ż). Drugi dowód - metoda dokonywania egzekucji.
Od strzału w potylicę ginęli również pol
scy oficerowie w Katyniu i Starobielsku.
Ciekawej informacji udzielił redakto
rom „Rzeczpospolitej” Serhij Godlewski:
,,(...) Istniała wersja, że ofiarami byli cy
wile ubrani w wojskowe mundury. Nosiło je w tych czasach dużo osób" - wyjaśnia.
Jeżeli przedstawiona powyżej przez Go
dlewskiego wersja miała naprawdę miej
sce, to Sowieci zamordowali zarówno jeń
ców wojennych, jak i aresztantów.
Anatol F. Sulik: „to byli różni więźnio
wie, różnych narodowości”.
Najwięcej wiemy o Polakach zastrze
lonych przez NKWD we Włodzimierzu Wołyńskim. Byli oni członkami KOP-u,
Korpusu Ochrony Pogranicza. Otóż Zwią
zek Radziecki prowadził z nimi zaciekłą walkę w pierwszym roku wojny, nazwaną przez Władysława T. Filara nierówną, po
cząwszy od 17 września 1939 r. (stoczył to wówczas bitwę z sowiecką Rosją pułk
„Równe” - przyp. MB-Ż). Korpus nie ra
dził sobie najlepiej. Nie dość, że Sowieci byli lepiej uzbrojeni, to mieli też przewa
gę liczebną. Dopiero bitwa pod Szackiem osłabiła Rosjan, a w szczególności 52 Dywizję Strzelecką Armii Czerwonej. Jak podaje Wolna Encyklopedia Wikipedia:
„ Wielu żołnierzy KOP zostało zamordowa
nych w Katyniu”.
itr. 14 Jllpiec-Stlerpiań 2009 r. Wołanie y Wołynia nr 4 (89) O brutalnym „kończeniu z problema
mi” przez ZSRR wspomina Władysław T. Filar, w swej książce pt. „Wołyń 1939- 1944. Eksterminacja czy walki polsko-
ukraińskie”'.
„W czerwcu 1941 r., już po wybu
chu wojny niemiecko sowieckiej, organa NKWD zdążyły jeszcze dokonać maso
wych egzekucji więźniów w więzieniach w Kowlu, Włodzimierzu Wołyńskim, Łucku, Dubnie i Równem”.
Napisałem wcześniej, iż nie mamy stuprocentowej pewności jakich narodo
wości więźniów (prócz Polaków), mor
dowali Sowieci na Wołyniu. Odpowiedź odnajdziemy w tej samej książce: „W wię
zieniach przetrzymywano w zdecydowanej większości Polaków i Ukraińców”.
Przed więzieniem co roku przeprowa
dzane są specjalne uroczystości, mające na celu upamiętnienie ofiar sowieckiej Rosji.
Miłosz Bagiński-Zyta
11 sierpnia 2009 r.
OOO<XX><XX>O<>O<XX>O<XXXXx>OO<X>0OO<><>O<>O
Słowo Pasterza
ŻYCIE I MISJA KOŚCIOŁA OPARTE NA SŁOWIE BOŻYM
Wywiad z Arcybiskupem Stanisławem Gądeckim
Z Metropolitą Poznańskim ks. abpem Stanisławem Gądeckim, delegatem Epi
skopatu Polski na XII Zwyczajne Zgro
madzenie Ogólne Synodu Biskupów w Rzymie, rozmawia ks. Jan Hadalski SChr.
- W dniach od 5 do 26 października odbywa się w Rzymie XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Bisku
pów na temat „Słowo Boże w życiu i mi
sji Kościoła”. Ekscelencja będzie brał udział z ramienia Episkopatu Polski w tym ważnym wydarzeniu w życiu Ko
ścioła. Księże Arcybiskupie, dlaczego taki temat, dlaczego Synod o słowie Bo
żym?
- Niewątpliwy wpływ na wybór tema
tu obecnego Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów miał po
przedni Synod poświęcony Eucharystii, która jest źródłem i szczytem życia oraz misji Kościoła (2 do 23 października 2005 r.). Temat ten w sposób naturalny domagał się dopełnienia w postaci refleksji syno
dalnej nad słowem Bożym po to, aby po zgłębieniu stołu Chleba, pogłębić również znaczenie stołu słowa Bożego.
Temat wybrany przez Ojca Świętego, jako Przewodniczącego Synodu Bisku
pów, został ogłoszony 6 października 2006 r. Następnie Rada Zwyczajna Se
kretariatu Generalnego przystąpiła do opracowania specjalnego dokumentu, zwanego Lineamenta, którego celem jest pobieżne przedstawienie status ąuestio- nis wybranego tematu. W tym celu Line
amenta często odnoszą się do Konstytucji dogmatycznej o objawieniu Bożym Dei Yerbum (por. DV, 1).
Wołanie j Wołynia nt 4 (89) Jlipiac-^iatjaiań 2009 t. itr. !5 Aby ułatwić refleksję na ten temat w
całym Kościele, do Lineamenta został załączony szczegółowy kwestionariusz dotyczący zagadnień omówionych w po
szczególnych rozdziałach. Po uzyskaniu odpowiedzi Rada Zwyczajna, korzystając z pomocy ekspertów, opracowała drugi dokument, zwany Instrumentum laboris, pomocny w określaniu porządku obrad XII Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólne
go Synodu Biskupów.
- Jakie główne linie obrad wytycza przed uczestnikami Synodu „Instru
mentum laboris"?
- Dokument, o którym mówimy, li
czy ponad 80 stron i składa się z trzech części. Pierwsza nosi tytuł: „Tajemnica Boga, który do nas mówi". Koncentruje się ona na tożsamości słowa Bożego we
dług wiary Kościoła. Mówi o natchnieniu oraz interpretacji Pisma Świętego i o po
stawie wymaganej od jego słuchaczy. W drugiej części Instrumentum laboris, któ
ra została zatytułowana: „Słowo Boże w życiu Kościoła", jest ukazana rola słowa Bożego w takich posługach jak homilety
ka, liturgia, praca charytatywna, teologia i codzienne życie wierzących. Trzecia, czyli ostatnia część została poświęcona refleksji nad słowem Bożym w misji Ko
ścioła. Zatem traktuje o ewangelizacji i katechezie, o miejscu słowa w posługach i formacji Ludu Bożego, mówi także o jego znaczeniu w dialogu ekumenicznym, chrześcijańsko-żydowskim oraz między- religijnym.
Synod ma dopomóc nam lepiej zrozu
mieć podstawowe aspekty prawdy o Ob
jawieniu oraz wpłynąć na to, aby życie i misja Kościoła miały większe oparcie w słowie Bożym. Według Lineamenta: „Cel tego Synodu jest w pełni duszpasterski:
zgłębiając doktrynę i czerpiąc z niej świa
tło, chcemy upowszechnić i umocnić prak
tykę spotkania ze Słowem jako źródłem ży
cia w różnych dziedzinach doświadczenia, proponując w tym celu chrześcijanom i wszystkim ludziom dobrej woli odpowied
nie i przystępne metody słuchania Boga i rozmawiania z Nim".
Konkretnie celem Synodu jest przy
czynić się do wyjaśnienia podstawowych aspektów prawdy o Objawieniu, takich jak słowo Boże, Tradycja, Biblia, Urząd Nauczycielski, które wspierają i zapew
niają prawdziwe i skuteczne wzrastanie w wierze; dalej wzbudzić szacunek i głębo
ką miłość do Pisma Świętego, starając się, aby wierni mieli szeroki dostęp do niego;
i jeszcze dalej przyczynić się do odnowy słuchania słowa Bożego podczas liturgii i katechezy, a w szczególności poprzez Lectio Divina, dostosowane w odpo
wiedni sposób do różnych okoliczności; i wreszcie dać światu ubogich słowo pocie
szenia i nadziei.
- Co należałoby uczynić, ulepszyć w zakresie jasności przekazu liturgii sło
wa we Mszy Świętej?
- Niezwykle ważnym zadaniem Syno
du jest zwrócenie uwagi na to, że także podczas Eucharystii nie wolno ograniczać słowa Bożego tylko do Biblii. Biblia jest spisanym tekstem natchnionym. Nato
miast słowo Boże jest rzeczywistością żywą. Nasza religia nie jest religią Księ
gi, nie jest religią biblijną. Nasza religia jest religią żywego słowa Bożego, które, jeśli zostanie przyjęte, pozwala nawiązać żywy kontakt z Chrystusem. Ostatnim i definitywnym słowem Bożym jest prze
cież Chrystus. Słowa Starego Testamentu nabierają swojego sensu dzięki odniesie
niu do Jezusa Chrystusa. On sam mówi:
„Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one
itr. 16 fllpilec-^letpleń 2.009 z. Wołanie y Wołynia nl 4 W właśnie dają o Mnie świadectwo" (J 5,39).
Tego samego uczy scena drogi uczniów do Emaus: „Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzie
li prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?». I zaczynając od Mojżesza poprzez wszyst
kich proroków wykładał im, co we wszyst
kich Pismach odnosiło się do Niego" (Łk 24,25-27). Jeszcze bardziej przejmujące jest świadectwo Listu do Hebrajczyków, które traktując o słowie Bożym, nie mówi wcale o jakimś pojęciu intelektualnym, ale o osobie: „Nie przystąpiliście bo
wiem do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. [...] Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczy
ste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów spra
wiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla" (Hbr 12, 18-19.
22-24). W tym tekście Słowo Boże to ani brzmiące, ani spisane słowo, ale to Osoba, która wylała za nas swoją Krew. Słowo Boże stało się przelaną za nas Krwią.
Ponieważ tak wielu chrześcijan uczest
niczy we Mszy Świętej i słucha czytań z Pisma Świętego, dla Kościoła to dosko
nała okazja, aby nauczyć wiernych pra
widłowego rozumienia tych tekstów. Jest to ważne, bo dzisiaj istnieje „niebezpie
czeństwo interpretacji arbitralnych i re
dukcyjnych, czego przykładem jest funda
mentalizm, w którym z jednej strony może
<XXXXXXXXX><XXXXX>
przejawiać się pragnienie dochowania wierności tekstowi, a z drugiej nie uznaje się samej natury tekstu, popadając w ten sposób w poważne błędy i nie służące ni
czemu konflikty. Inne zagrożenia wynikają z interpretacji ideologicznych czy jedynie ludzkich, nie opartych na wierze (por. 2 P 1, 19-20; 3, 16). Ich skrajną postacią jest przeciwstawianie i oddzielanie słowa spi
sanego, poświadczonego przede wszyst
kim w Biblii, od żywego przepowiadania i życiowego doświadczenia wierzących.
W ten sposób z trudem uznaje się zadanie Nauczycielskiego Urzędu Kościoła w służ
bie słowu Bożemu, zarówno w odniesieniu do Biblii, jak i Tradycji" (Lineamenta, 16).
- Czy zdaniem Księdza Arcybisku
pa coraz częściej stosowane wyrażenie
„Stół słowa Bożego" jest czytelne, jasne?
Jak należy rozumieć to wyrażenie w kontekście całej Eucharystii?
- Bóg karmi swój lud w liturgii Chle
bem życia na dwa sposoby: przez liturgię słowa (sacramentum audibile) oraz Eu
charystii (sacramentum visibile). Najlep
szym przykładem tego jest ewangelijna droga do Emaus. Od najwcześniejszych czasów starochrześcijańskich traktowano więc słuchanie słowa Bożego jako karmie
nie się Chrystusem (por. Augustyn, Sermo 179, 5). Słowo stanowi wprowadzenie i wyjaśnienie, epifanię pokarmu euchary
stycznego: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym
napojem" (J 6, 55).
W kontekście Eucharystii dynamiczny charakter słowa Bożego nie zamyka się we własnym kręgu, ale dąży do oznaczo
nej rzeczywistości. Słowo i sakrament są ze sobą związane i sobie przyporządko
wane. Razem tworzą całość liturgii (por.
E. Jungel, K. Rahner, Was ist ein Sakra
ment, Freiburg 1971, 65), tworzą jeden
JLi.płec-.Sier.pień 2009 i.
5tt. n
Ubłunie j U/ołynia nt 4 (89)
akt kultu. Nie istnieją każde z osobna, wy
łącznie dla siebie. „Dziś spełniły się sło
wa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21).
W liturgii Bóg objawia się człowiekowi w swoim słowie, a chrześcijanin - przez sakrament - oddaje się Bogu. Słowo pełni funkcję przedsłowa (Vorwort) w stosunku do maksymalnie zagęszczonego słowa, jakim jest sakrament (Wort Gottes).
Czy me za mało w polskim Kościele są doceniane, promowane nabożeństwa słowa Bożego? Co można by uczynić dla zachęcenia zarówno kapłanów, jak i wier
nych do sprawowania i uczestniczenia w takich nabożeństwach? Czy można się spodziewać, że będą one mogły być spra
wowane przez świeckich, jak to ma miej
sce w niektórych krajach?
Jest oczywiste, że podstawową misją Kościoła jest przekazywanie słowa Bo
żego wszystkim ludziom, we wszystkich czasach i we wszystkich miejscach, zgod
nie z poleceniem Pana Jezusa (por. Mt 28,18-20). Historia potwierdza, że Ko
ściół to rzeczywiście czynił i czyni nadal od tak wielu stuleci, pośród różnorodnych przeszkód. Jedną z form takiego przekazu są nabożeństwa słowa Bożego.
Nabożeństwo słowa Bożego jest jedną z takich form przekazu, który uświadamia nam jednocześnie, że sowo Boże nie jest w Kościele martwym depozytem, ale pod
stawową regułą jego wiary, która wzrasta dzięki kontemplacji, osobistemu doświad
czeniu życia duchowego i głoszeniu słowa Bożego. Są różne drogi dojścia do wiary i jej pogłębienia. Jedną z takich dróg jest właśnie tego rodzaju nabożeństwo, które łączy medytacyjne czytanie Pisma Świę
tego z głoszeniem słowa Bożego: „[...]
Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszełi? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt
nie głosił?" (Rz 10,14). Nabożeństwo ta
kie ułatwia ochrzczonym osobisty obiek
tywny, a nie swawolny kontakt z Pismem Świętym. Jednak trzeba pamiętać o tym, że istnieje wiele innych okazji, dzięki którym człowiek może dojść do wiary.
Ostatecznie wiadomo, że pierwszym im
pulsem nie jest ani czytanie Pisma Świę
tego, ani głoszenie słowa Bożego przez misjonarzy, ale działanie Ducha Świętego, który może posłużyć się wszystkim.
Do uczestnictwa w nabożeństwach biblijnych wystarczająco zachęca zrozu
mienie roli słowa Bożego w Kościele. Kto nie rozumie tej roli, ten nigdy nie będzie odczuwał potrzeby nabożeństw słowa Bo
żego. Słowo Boże jest drogą prowadzącą do zbawienia, a zatem jego głoszenie nie może być powierzone osobom nieprzygo
towanym i nie posiadającym do tego sto
sownej misji Kościoła.
- Na pewno Ksiądz Arcybiskup je- dzie na Synod ze swoimi przemyślenia
mi biskupa i teologa-biblisty. Czy ma Ksiądz Arcybiskup jakieś konkretne propozycje, projekty, którymi podzieli się z uczestnikami Synodu?
- Owszem, jednym z takich nieśmia
łych projektów jest zmiana kolejności czytań liturgicznych we Mszy Świętej z dotychczasowego porządku, stawiające
go na szczycie Ewangelię, na porządek chronologiczny, odzwierciedlający życie Kościoła, gdzie Ewangelia znajduje się - po czytaniu ze Starego Testamentu - w centrum czytań, a po niej następują pisma apostolskie, które są echem Ewangelii.
Mimo zrozumiałych problemów związa
nych z kwestią dat powstawania poszcze
gólnych pism Nowego Testamentu, ko
rzyść wyniesiona z takiej kolejności jest oczywista, zarówno podczas czytania, jak
itz. 18 Jlipiec-^łezpiłeń 2009 z. U/ołanie y U/ołynia nz 4(89) i podczas głoszenia homilii - temat czytań
rozwijałby się w bardziej naturalny spo
sób.
- Zatem życzę błogosławionych owo
ców Synodu dla nas wszystkich i dzię
kuję Waszej Ekscelencji za rozmowę.
Źródło:
„Życzę z misja Kościoła oparte na sło
wie Bożym. Wywiad z Arcybiskupem Sta
nisławem Gądeckun", rozmawiał ks. Jan Hadalski SChr [w:] «Msza Święta», nr 10/2008, s. 2-4.
O«XXXX><XXXX><XXX>O<XXxXXXXX><XXX>OOOO
Świadectwo
URODZIŁEM SIĘ ZAKONNIKIEM
Opowieść wiedzie w świat, którego już nie ma. Najpierw cudny Lwów. Ojciec - Ormianin z pochodzenia, z wyznania rzymski katolik miał we Lwowie spore gospodarstwo rolne. - Tatko podtrzy
mywał ormiańskie tradycje - opowiada o. Hieronim. - Znalazłem kiedyś starą metrykę Warachimów lwowskich z XVIII wieku. Był tam dopisek „villanus”- czyli obywatel miasta posiadający posiadłość poza miastem. I w tej posiadłości urodzi
łem się ja.
ŚWIAT, KTÓRY PRZESTAŁ ISTNIEĆ Rodzina Warachimów znana była z pobożności, szczególnie ojciec. - Modlą
cy się, pracujący i niewiele mówiący - po
wie o nim po latach syn. Warachimowie zaopatrywali miasto w jarzyny, jeździło się na „żydy”, jak mawiano we Lwowie, czyli na targ. Mamcia, bo tak we Lwowie zwracano się z szacunkiem do matki, mia
ła pasje społecznikowskie. Magdalena z Jaworskich dowodziła całym domem, w tym czeredą 8 dzieciaków, ale nigdy nie odmawiała ludziom pomocy w potrzebie.
Sąsiedzi przychodzili do „Warachimkipo radę".
— Powołanie rodzi się w domu rodzin
nym - wyznaje o. Hieronim, zwany przez bliskich Lolkiem. I opowiada z rozrzew
nieniem jak to częstymi gośćmi w domu
O. Hieronim Warachim Fot. Archiwum byli kapucyni, budujący nieopodal kościół i klasztor, wśród nich legendarny kapelan Legionów - o. Kosma Lenczowski. Pew
nego upalnego lwowskiego lata brodaty zakonnik wstrzymał szalony bieg Lolka przez salon i niby żartem wskazując go palcem powiedział: - Ja Lolek i ty Lolek.
Ja jestem kapucynem, a ty kapucynem bę
dziesz... Mamcia zachwycona woła: - Oj, dałby Bóg...
- I upatrzył mnie sobie - śmieje się zakonnik. — Gdy skończyłem gimnazjum, na mój widok wyskoczył z konfesjonału i rzecze już poważnie: I jak? Idziesz do kapucynów? Lolek nie wyobrażał sobie innej drogi. Święcenia kapłańskie przyj
mował w Krakowie, 3 września 1939 r.
Jłiptiec-^ierpień 2009 r. itr. 19 Wołaniej Wołynia m 4 (89)
podczas nalotu niemieckiego na miasto.
Gdy kościół śpiewał „Veni Creator” nie
mieckie karabiny maszynowe dziurawiły dach kościoła kapucynów. Ilekroć udzie
lający święceń bp Stanisław Rozpond wyciągał nad nimi ręce, a kościół śpiewał:
- „Abyś tych wybranych pobłogosławić raczył”... gdzieś nieopodal wybuchała bomba.
TRZY CUDA
- Trzy razy Bóg mnie ocalił! - mówi z zamyśleniem sędziwy zakonnik. Pierwsze ma miejsce w okupowanym przez bolsze
wików Lwowie, gdy młodemu zakonni
kowi udało się uniknąć wywózki na Sybir.
W 1941 r. wołyńska legenda - o. Se
rafin Kaszuba namawia o. Hieronima, by ten objął na Wołyniu jedną z opuszczo
nych parafii w polskiej wsi Janowa Doli
na. Szybko otrzymuje nominację probosz
czowską. W marcu 1943 r. Janową Dolinę Niemcy zrównali z ziemią, a mieszkań
ców wycieli w pień. O. Warachim został ocalony, gdyż nie zdołał tam dotrzeć, bo był po drugiej stronie frontu.
Okupacja we Lwowie. O. Hieronim angażuje się w konspirację. Jest naczel
nym kapelanem Armii Krajowej Lwów - Północ. Żołnierz w habicie. Niezastą
piony, kochany przez żołnierzy. Jednak przełożeni chcą, by waleczny o. Hieronim przeniósł się do klasztoru w Sędziszowie.
Jedzie nie bez żalu. W cichym Sędziszo
wie czas płynie wolniej. Ale i tutaj docie
ra wieść, że Armia Czerwona wymordo
wała wszystkich lwowskich AK-owców.
Wszystkich... z wyjątkiem ich kapelana. I tak wypełnił się raz trzeci.
Po wojnie jedną okupację zastępuje inna. Kapucyni jadą na Ziemie Odzy
skane. Powojenna rzeczywistość nie roz
pieszcza duchownych. Mnich prowadzi żywot wędrowca. Nie zagrzewa miejsca.
Zawsze gotowy, by wstać i wyjść. Wie
le miejsc, wiele parafii - od Białogardu,
przez Piłę, Wałcz, gdzie dwa razy aresztu
je go NKWD, Nową Sól i okolice, wresz
cie ukochany Wrocław, skąd wcześniej władza ludowa uparcie kapucynów wy
rzucała.
ŚWIADEK SOBORU WATYKAŃSKIEGO II
O. Hieronim był świadkiem procesji 2 tys. biskupów w białych tiarach podczas otwarcia Soboru Watykańskiego II. - Jak zaczęli śpiewać „Tu es Petrus”- do dziś wspomnienie tamtej chwili go uszczęśli
wia - to jakby kopuła Bazyliki unosiła się ku niebu. - Wyciągam szyję szukając Jana XXIII... Gdzie lektyka, gdzie tron?
A tu widzę korpulentną niskawą postać, odzianą jak każdy inny biskup - w białą szatę, białą tiarę - po prostu biskup Rzy
mu. Uśmiechnięta, pogodna twarz. Ujął mnie tą skromnością - mówi.
SPOTKAŁEM O. PIO
W 1968 r. ma miejsce kolejne ważne wydarzenie. Do Rzymu zwołano kapitułę generalną. O. Hieronim korzysta z okazji i jedzie do San Giovanni Rotondo. O. Pio jest już schorowany, ale ciągle przyjmuje ludzi. - Byłem w tamten dzień mało po
bożny, za to bardzo ciekawski - przyznaj e po latach zakonnik. - Strasznie chciałem zobaczyć ręce o. Pio i stygmaty. Podczas Mszy św. nie odrywałem wzroku od jego dłoni. Stałem w dobrym miejscu, ale w chwili, gdy Święty zdejmuje rękawiczki...
nic nie zobaczyłem. Z niejakim żalem powędrowałem po Mszy św. za tłumem do zakrystii. O. Pio otaczał zwarty tłum mężczyzn. W pewnej chwili w tym mu
rze pojawiła się luka. Znaleźliśmy się do
kładnie naprzeciwko siebie. Przez chwilę o. Pio patrzył wprost na mnie i... pogroził mi palcem. Zrozumiałem... Ale nie odmó
wił spotkania. Pamiętam tamten pokój z dużym oknem, jak na werandzie. Skrom
ne urządzenie. Okrągły stół zawalony li
itr. 20 JLipiac-^ierpleń 2009 r. Wołanie j Wołynia nr 4(89) stami. Nad nimi dwaj młodzi zakonnicy
sortujący korespondencję. Cisza. W rogu, w wiklinowym fotelu, drzemiący o. Pio.
Opuchnięte nogi na zydelku. Podeszliśmy blisko. Modlił się. W moim odczuciu był w stanie ekstazy. Nasz opiekun, miejsco
wy kapucyn, kilkakrotnie mówił do o. Pio, że ma gości z Krakowa. Ten jakby długo nic nie słyszał. Był gdzieś tam, gdzie nam, zwykłym śmiertelnikom, wstęp wzbro
niony. W pewnej chwili po prostu otwo
rzył oczy, popatrzył na mnie z uśmiechem.
Pobłogosławił i znów zatopił się w modli
twie. Nasz opiekun prosił, by lekko tylko ucałować dłoń w rękawiczce, bo każdy dotyk go boli... Takie chwile pamięta się z dokładnością detalu. Kształt dłoni, fak
turę bandaży, zapach, uczucie obcowania ze świętością...
Z IKONĄ JASNOGÓRSKĄ NA RAMIONACH
Pamięć przywołuje wiele obrazów z przeszłości. Uroczystości milenijne na jasnej Górze dla przykładu. Rok 1966, w Polsce głęboki komunizm, a pod murami Klasztoru Jasnogórskiego nieprzeliczalne tłumy. Niespodziewanie prosi ktoś, by o. Hieronim poniósł Ikonę Jasnogórską w procesji po wałach. Nie zapomniał tam
tego wzruszenia i poczucia, że dostępuje niezasłużonego zaszczytu. Ciężar Obrazu na ramieniu...
Kątem oka widzi te rzesze na dole. Po
tem tylko podczas pielgrzymek Jana Paw
ła II widywał podobne...
NIE PRZESTAJĘ DZIĘKOWAĆ
W ciepły letni dzień 20 czerwca 2009 roku, na Jasnej Górze siwy kapłan składa Bogu, jak pięknie się mawia - przez ręce Maryi - dziękczynienie za spełnione ży
cie. Wiele mógłby jeszcze opowiedzieć o tym, co widział po drodze. O tym, jak Bóg potrafi uczynić człowieka szczęśliwym i
spełnionym, jeżeli człowiek ma odwagę Bogu zaufać.
75 lat życia poświęconego Bogu... w tym 70 lat kapłaństwa.
Dzisiejszy świat podziwia ludzi for
matu o. Warachima, ale czy go naśladuje...
O. Hieronim Warachim OFM Cap 75 lat życia poświęconego Bogu, w tym 70 lat kapłaństwa. Całe życie z Bo
giem i dla Boga. Coraz mniej ludzi poj
muje dzisiaj sens i znaczenie tych słów.
O. Hieronim Warachim, kapucyn z Sędzi
szowa, lat 84, z siwą brodą, żywym by
strym okiem i mocnym melodyjnym gło
sem. Siedzimy w częstochowskim domu sióstr honoratek. Za oknem lato i zielo
ność drzew podjasnogórskiego parku. Jak opisać jego długie życie, rozciągnięte między trzy jakże różne od siebie epoki?
Sielski przedwojenny Lwów, szczęśliwe dzieciństwo w wielkim, pełnym braci i sióstr domu. Potem wojenna tułaczka i konspiracja w AK. Wreszcie powojenna Polska, komunistyczna rzeczywistość, która czyniła życie zakonników nielek- kim. O. Hieromin mówi, że w życiu czło
wieka jest zawsze kilka punktów zwrot
nych, po których nic me jest już takie jak było. Rzecz w tym - puentuje - że dopie
ro po wielu latach można dostrzec w nich pewien zamysł, plan.
Katarzyna Cinzio [„Niedziela” nr 33 z 16 sierpnia 2009 r., s. 21 (edycja ogólnopolska).]
Wołanie j Wołynia nr 4 (89) Jlijniec-^ierpień 2009r. itr. 2!
Świadectwo
KREW I WAPNO
Relacja więźnia o masakrze w Łucku
22 czerwca 1941 roku po obie- dzie usłyszeliśmy dudnienie silników samolotowych. Potężna detonacja wstrząsnęła więzieniem, na celę pry-
snęły drobne odłamki szkła. Kosz na oknie został zerwany. Ukazały się kłęby czarnego dymu. Ze zbombar
dowanego budynku gospodarczego uciekały dwie osoby w wojskowych mundurach.
Wśród nas konsternacja i panika.
Jedna z bomb trafiła w róg więzienia.
Z naszego okna nie było tego widać.
Część ludzi znalazła się na wolności.
Zdobyli gdzieś łomy i siekiery. Roz poczęło się rozbijanie drzwi do cel i uwalnianie więźniów. Wieczorem zo
stały wyważone drzwi od naszej celi.
Nieustanne detonacje bomb zrzuca
nych na miasto. Cała okolica oświe
tlona jest czerwonym światłem poża
rów.
Wyszedłem z celi, pierwszym od ruchem było znalezienie drzwi na strych. Wypchnąłem jedną dachów
kę. Zobaczyłem morze ognia. Płonę
ły dwie główne ulice (Jagiellońska i Chrobrego).
Ze strychu przeszedłem na parter, do bramy wyjściowej. Drzwi nadzie
dziniec były otwarte i przestrzelone z automatu. Wewnątrz, przed drzwiami, leżałtrup małego chłopca.
Ekshumacja w Łucku
Fot. Wojciech Pokora Idąc korytarzem zajrzałem do celi, wktórej byłokilkanaściekobiet z nie mowlętami naręku. Były to żony pol skich oficerów, jedyną ich zbrodnią było to, że chciały przejść przez Bug pod okupację niemiecką. Te dzieci urodziły się chyba w więzieniu. Ko
biety byływystraszone,nie wychodzi
łyz celi.
Tej nocy chyba nikt nie uciekł, gdyż więzienie było otoczone wy
sokim murem. Na zewnątrz szalały pożary, słychać było dalekie odgłosy artylerii. Wczesnym rankiem (bo noc była krótka) więźniowie znowu wyle gli zcel na korytarze. Znaleźli gdzieś magazyn naszych zdeponowanych rzeczy.
Poszedłem tam również. Znala
złem swoją walizkę. Przechodziłem obok celi, w której byli sami młodzi chłopcy.
itr. 22 Jłipiec-^ierpień 2009 z. Wołanie j Wołynia nt 4 (89)
Ekshumacja w Lucku
Fot. Wojciech Pokora
Około godziny 10.00 zjawili sięw więzieniu uzbrojeni żołnierze. Wtar
gnęli na dolny korytarz. Usłyszałem głośny rozkaz, aby wszyscy zeszli do swoich cel. Byliśmy zdenerwowani.
Z korytarza słychać kroki podkutych butów. Ktoś otworzył drzwi i padł głośny rozkaz: schodzić z rzeczami na dół. W wielkim holu na dole jakiś oficer powtarzał bez przerwy numery z kodeksu, według których należało skierować się naprawo, na duży dzie
dziniec, albo na lewo, na mniejszy plac. Ja dotądnie zostałemoskarżony, a więc nie dotyczył mnie żaden pa
ragraf. Udałem się w tę stronę, gdzie szła większość, czyli na prawo.
Więźniowie klęczeli pod długą ścianąfrontową. Opierali się łokciami o kolana, z głowami tak pochylony mi, że nie było widać twarzy. Stałem blisko wyjścia, przez które dochodzi ły nowe rzesze więźniów. Naprzeciw tego tłumu stali lukiem żołnierze i podoficerowie z automatami i grana tami. Na murze okalającym dziedzi
niec - karabiny maszynowe. Panowa ła złowieszcza cisza. Wtedy jeden z więźniów obok mnie podniósł głowę i odezwał się do oficera: „Grażdanin korpusnyj, u mienia paragraf— po
dał numer — kuda mnie obratitsia?” (gdzie mam się skierować). Kapitan odpowiedział: „Udiraj skoro"(prędko uciekaj).Wtedyija podniosłem głowę i powiedziałem, że nie mam żadnego paragrafu. Otrzymałem takąsamąod powiedź. Wydostałem się na nie zna
nymidziedziniec.
Otoczony był tylnąścianą główne
go budynku, dwoma bocznymi skrzy
dłami i wysokim murem. Na murze zauważyłem cztery karabiny maszy nowe z obsługą. Na środkudziedzińca stała studnia nakryta budką z dasz
kiem. Było tu około czterystu ludzi.
Rozkładali się przeważnie pod mura- mi i na trawniku. Ja także wybrałem sobie słoneczne miejsce pod murem.
Obok mnie młody mężczyzna prze glądał leksykon. Ludzie byli spokojni, nic dochodziły odgłosywalki.
Nagle detonacja wstrząsnęła zie
mią. To był jeden grzmot. Dopiero po parusekundach zaczęliśmy w ciągłym łoskocieodróżniaćwybuchy granatów ręcznych od grzechotu karabinów ma szynowych. Odezwały się one rów
nież ponaszej stronie. Ujrzałem, że z głów moich sąsiadówleżących na zie
mi pryska mózg na ściany więzienia.
Poderwałem się instynktownie, pobie
głem w stronę studni i opuściłem się dojej wnętrza.
IMdanieJ U/otynla ni 4 (89) Jlifilec-^ieipleń 2009 t. itt. 23 Wybijanie więźniów trwało nadal.
Gdy poczułem, że ubywa mi sił, po derwałem się do góry i ostatkiem sił wydostałem się na zewnątrz.
Na dziedzińcu leżało pełno ludzi.
Położyłem się na nich. Niewiem, czy żyli. Nikt nie protestował. Po naszej stronie ucichło. Z głównego dzie dzińca dochodziły pojedyncze strzały.
Między skrzydłami budynku leżał na plecach dość tęgi mężczyzna z roz
prutym brzuchem; jelita nawierzchu, unurzane w piasku i ziemi- bo męż
czyzna przewracał się z boku na bok i wył z bólu.Ukląkł przynimczłowiek w czarnych spodniach i białej, brud
nej, podartej koszuli. Powiedział, że jest księdzem i chce nas przygotować
na śmierć. Był to ksiądz Bukowiń
ski (znałem go z czasów szkolnych).
Wszyscy żywi i mniej ranni poklękali, a ksiądz recytował modlitwy przezna czone na taką okoliczność. Wszyscy odmówiliśmy głośno spowiedź po wszechnąz liturgiimszalnej.
Przy głównej ścianie budynku od dachu do ziemi biegła rynna. Podnią, niecoz boku, była otwarta kloaka. Na tę rynnę bezskutecznie usiłował wdra
pać się młody człowiek cały oblepio
ny kałem.
Łuska z sowieckiej broni przy szcząt
kach ofiar w Lucku
Fot. Wojciech Pokora Jakiś oficer w towarzystwie dwóch żołnierzy wszedł na naszdziedziniec i głośno,po rosyjsku polecił nam wejść do budynku.
Naprzeciwdrzwi z podwórza było wejście do obszernej sali, dawnego
refektarza klasztornego. Znalazło się nasw tej sali 60-80mężczyzn.
Wtym czasie nanaszym dziedziń cu rozpoczęto dobijanie rannych. Gdy wszystko ucichło, oficer wezwał do wyjścia wszystkich, którzy mają buty z cholewami. Wychodzili pojedynczo.
Po paru godzinach przynieśli wiado
mość, że pogrzebano 2700 zwłok.
Chociaż nie było widać żadnych strażników, baliśmy sięwyjść z naszej sali. Spaliśmy zwinięci w kłębek na posadzce. W nocy ktoś krzyczał.Rano okazało się, że to młody Żyd, który postradał zmysły.
Spenetrowałem najbliższe po mieszczenia na parterze, odkryłem więzienny szpitalik. Ranni, którzy
mogli opuścić plac straceń o własnych siłach, nie zostali zabici.Niektórzy le
itr. 24 j2piec-&eTpień 2009 r. U/oł&nie j Wołynia nr 4(89) żeli, inni chodzili obandażowani. Nie
liczyłem, ale mogło tam być dziesięć osób.
Po południu zaczęliśmy zwiedzać place straceń - najpierw nasz. Miej
sca, gdzie zginęło najwięcej ludzi, zostały polane gęstym roztworem la sowanego wapna; taksamo dolne czę ści ścian zbryzgane krwią i mózgiem.
Krew i wapnojuż wyschły, bo dzień był upalny. Unosił się mdły zapach, dziwny do określenia. Na głównym placu znaleźliśmy wielkie pobojowi sko, bo tu prócz broni maszynowej użyto granatów. Całe pole straceń z wgłębieniami od granatów zlane było wapnem. Leje nie były głębokie - gra
naty wybuchały na powierzchni ludz
kich ciał. Wśród wapna i krwi leżały drobne szczątki zwłok, najczęściej palce i odłamki czaszek. Pod murem, od strony katedry, odkryliśmy niezbyt wysoki nasyp świeżej ziemi, teżzlany wapnem. Tutaj pochowano ofiary ma sakry.
Po południu na terenie więzienia pojawiło się kilku żołnierzy radziec
kich. Spędzili nas znowu do refekta
rza.Jeden z żołnierzy wziął bochenek chleba, łamał go na kawałki i rozrzu
cał po sali. Wtedy zaczęliśmy wierzyć, że nas nie zlikwidują. Z jedzeniem mieliśmy trudności, bo dwie doby nie piliśmy wody.
Odgłosy frontu były coraz bliższe.
Nadeszła druganoc po zbrodni. Coraz głośniej i częściej krzyczał obłąkany Żyd. Czerwone łuny odbijały się od
nieba. Wczesnym rankiem usłyszeli
śmy na korytarzu stukaniepodkutych butów. Rozeszła się wiadomość, że już są Niemcy. Wyszedłem na duży dziedziniec, gdzie między drzewami paliło się ognisko. Wokoło siedziało kilku żołnierzy niemieckich, gotowali całą miskęjajek. Nie byli zaskoczeni moim wyglądem. Widocznie dobrze wiedzieli, gdzie się znajdują i co tu się działo. Zapytałem podoficera, czy mogę iść do domu. Powiedział, że muszę potem wrócić po zaświadcze
nie opobyciew więzieniu. Znalazłem się na wolności.
Wojciech Podgórski [Krzysztof Popiński, Aleksandr Ko- kurin, Aleksandr Gurjanow, „Drogi śmierci. Ewakuacja więzień sowiec kich z Kresów Wschodnich II Rze czypospolitej w czerwcu i lipcu 1941”, Warszawa 1995, s. 56-59.J