• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA JSfe. 82. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA JSfe. 82. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

A d r es R ed a k c y i: K R U C Z A JSfe. 82. T elefon u 83-14.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznie rb . 8 , kw artalnie rb . 2.

Z p rz e s y łk ą pocztową rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi ,,W szechśw iata" i we w szystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

Jsfb. 2 7 (136L). W arszawa, dnia 5 lipca 1908 r. T o m X X V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

M . V E R W O R N .

Z B A D A N I E ŻYCI A.

Zagadnienie życia .jest w pewnem zn a­

czeniu najwyższem zagadnieniem docie­

kań ludzkich. Kto się podejmie pójść za nicią, w ysnuw ającą się z tego zagadnie­

nia, przekona się, że nić ta pierwej czy później doprowadzi go do wszystkich za­

gadnień, które zajmują umysł ludzki. Za­

gadnienie życia je s t problemem central­

nym. Można je też nazwrać problemem człowieka; wówczas przyjm ujem y p rzy ­ padek najbardziej skomplikowany za­

m iast całości, bo człowiek je s t n a jb a r­

dziej złożoną postacią życia. Je s t on dla siebie samego pierwszem i ostatniem za­

gadnieniem. W nim schodzą się wszel­

kie zagadnienia ludzkie. Jakkolw iek nie­

jeden, w krótkowzrocznem szperaniu za codziennemi dobrami doczesnemi, w iel­

kiego tego zagadnienia nie przeczuwa, przecież dążenie jego nieświadomie ku temuż się zwraca. Dla innych na każ­

dym kroku z nikłej mgły drobnych za­

gadnień codziennych w ynurza się w po­

tężnych konturach tajemnicza, wyniosła postać wielkiego problemu życiowego.

Ramionami olbrzyma oplata wszelkie in­

teresy ludzkie: drogocenne życie, umysł człowieka z jego wysokim polotem, k t ó ­ ry podziwia przez siebie stworzony świat myśli i jej Boga, a w końcu świat m a r ­ twy, któremu swe życie zawdzięcza, gdyż z ziemi powstał człowiek i do ziemi w ra ­ ca. W ten sposób człowiek kryje w so­

bie zarówno zagadki żywego j a k i nieo­

żywionego świata. Niema życia bez świa-/

ta martwego. Zbadanie życia rozszerza się do badania świata, szczytem zaś te ­ goż je s t badanie życia.

Czem je s t więc życie? Nie zbywało n a defłnicyach, które zdawały się krótko i Avęzłowato, w nielicznych słowach ch a­

rakteryzować istotę życia. Mówiono: ży­

cie je s t ruchem, albo: życie je s t spraw ą chemiczno-flzyczną. H erbert Spencer po kilkakrotnem formułowaniu i następnem zarzucaniu, doszedł po długich i głębo­

kich dociekaniach do definicyi, k tó ra mu się wydała najdoskonalszą: „Życie je st nieustannem przystosowywaniem się w e­

wnętrznych stosunków do stosunków ze-

w nętrznych“. Ale jakkolw iek wspólczes-

(2)

418 W SZECHŚW IAT M 2?

n y badacz przyrody nie podda w w ą t­

pliwość prawd, we w szystkich ty c h de- finicyach wyrażonych, przecież trudno dopatrzeć się w nich jednolitego s ch a­

rakteryzow ania procesu życiowego. Mi­

mo całego uznania dla ogromu pracy umysłowej myśliciela angielskiego, zdaje mi się, że n aw et defmicya, k tó rą on za najdoskonalszą uważał, nie może dać w y­

obrażenia o tem, czem w rzeczywistości je s t życie. Żadna z ty c h definicyj nas nie zadowala. Żądamy czegoś więcej.

Na razie nie chcemy zgoła zwięzłej de- finicyi. Ta znajdzie się później może sa­

m a przez się. Chcemy nato m iast zgłę­

bić proces życiowy aż do jego dna, tak, ja k się nam w zjawiskach życia u ja w ­ nia. To było ja s n y m celem w szystkich b ad ań życia, odkąd istnieje nauków e j e ­ go badanie.

Cel w ydaje się jasnym , ale drogi doń prowadzące często się rozbiegały. Po­

trzeb a tu dobrego przewodnika. Może dziś właśnie nie j e s t rzeczą zbyteczną poszukać takiego. J ak ąż zasadą m am y się więc kierować?

Chcemy zgłębić spraw ę życia aż do dna. Co znaczy zgłębić? Powie ktoś:

sprowadzić do przyczyn, a zatem zbadać

„ostatnią przyczynę1' życia. Rzeczywiś­

cie myśl o „ostatniej przyczynie" życia częstokroć czynnie w kraczała w dziedzi­

nę fizyologii. Nie można je d n a k powie­

dzieć, by m yśl ta b y ła szczególnie szczę­

śliwa. W każdym razie nie okazała się płodną. Poszukiwanie „ostatniej p rzy ­ czyny" zjawisk życiowych było ty m czynnikiem, k tó ry przed przeszło 100 la­

ty całą fizyologię, a obecnie znowu po­

szczególnych morfologów p chnął n a dro­

gę mistycyzmu. Sądzono, że ostatniej przyczyny zjawisk życiowych-należy szu ­ kać w tajemniczej sile, k tó ra nie podle­

ga prawom chemii i fizyki, i w sk u te k tego je s t dla badania niedostępna, lecz k tó ra w edług swych w łasnych celowych planów działa, może z niczego pow stać i napow rót w nic się obrócić. J e s t rze­

czą ja sn ą, że przyjęcie takiej, zbadaniu niedostępnej „siły życiowej 11 je s t rów no­

znaczne z wyrzeczeniem się zupełnego zbadania procesu życia, a wiadomo p o ­

wszechnie, że myśl ta do najmniejszego n aw et odkrycia w całej historyi badania życia nie doprowadziła. Gdzie działała, ta m działała tylko hamująco, nigdy nie pobudzała. Toteż z rozkwitem nauk przyrodniczych w zeszłem stuleciu, zni­

kła z badania życia i nigdy ju ż badanie naukowe doń nie wróciło. W naszych czasach nie udała się odosobniona próba ponownego wskrzeszenia myśli w italisty- cznej.

Ale czy wyobrażenie ostatniej „przy­

czyny" zjaw isk życiowych j e s t w yobra­

żeniem naukowem? Czy wogóle poszu­

kiwanie ostatecznych przyczyn w bada­

niu przyrodniczem j e s t naukowem z a d a ­ niem?

P y tan ie to brzmi może dziwnie, ponie­

waż przywykliśm y właśnie w naukach przyrodniczych wszystkie zjawiska u w a­

żać za w yraz ściśle przyczynowej p ra­

widłowości, tak, że każdy przejaw ma swą przyczynę w innym przejawie i sam znowuż stanowi przyczynę dla zjawiska nowego. Ten ścisły związek przyczyno­

w y procesów, nie ulegających nigdzie przerwie, uważany bywa za jednę z n aj­

wyższych i najściślejszych zasad nie ty l­

ko dla badania przyrodniczego, lecz ta k ­ że dla ogólnego na św iat poglądu. Mi­

mo to, sądzę, że byłoby obecnie pożąda­

ne poddać rewizyi pojęcie przyczynowo- ści, a n aw et ze ścisłej wiedzy zupełnie j e usunąć. W yobrażenie „przyczyn" w tej formie, w jakiej j e s t najbardziej roz­

powszechnione i w mowie potocznej uświęcone, prowadzi zbyt łatwo do błęd­

nego pojmowania zjawisk i zależności w świecie i łudzi często przejrzystością i ostatecznem poznaniem tam, gdzie te ­ go niema. Przeświadczenie, żeśmy „przy­

czyny" jakiegoś zjawiska dowiedli, po­

niekąd nas zaspakaja. Tak też rzecz się miała z witalizmem. Widziano „przy­

czynę" zjawisk życiowych w sile życio­

wej. Było to proste, wygodne i zaspa­

kajające. Nie zdajemy sobie je d n ak j a ­ sno sprawy, że upraw iam y mistykę, w y­

obrażając sobie, że każde zjawisko musi mieć pew ną „przyczynę". W rzeczywis­

tości zaś niema na świecie procesu, k tó ­

ry b y był uw arunkow any jed y n em tylko,

(3)

M 27 WSZECHŚWIAT 419

jak iem ś innem zjawiskiem. Każdy pro­

ces zależy stale od większej ilości in­

nych procesów, toteż je s t niczem nieuza­

sadnioną dowolnością, jed en z nich szcze­

gólniej podnosić i przypisywać mu t a ­ jemnicze znaczenie „przyczyny". Takie wynoszenie jednego z czynników je st wprawdzie zrozumiałe w powierzchownej obserwacyi codziennego życia, w której często je d en z całego kompleksu czynni­

ków szczególniej wpada w oko, nie je st jednak naukowem. Z rów ną słusznością należałoby określić cały szereg innych czynników również jako przyczyny, bez których dana spraw a odbyć się nie mo­

że. Wówczas je d n ak pojęcie „przyczy­

ny" staje się prostym „warunkiem", a w te n sposób zdobywamy rzeczywiście n a u ­ kowe stanowisko. Matematyka, która w ytworzyła sobie formy najściślejszego wyrażania prawd, które chce przedsta­

wić, i którą właśnie pod ty m względem omal za ideał uważać musimy, nie zna pojęcia przyczyny. Zna tylko tw ierdze­

n ia i hypotezy, a prawidłowościom swym nadaje formę warunkową. Matematyka mówi: „jeżeli boki tró jk ą ta są równe, to i k ą ty są równe", a nie ponieważ boki są równe. Jeżeli są dane wszystkie w a ­ runki procesu, to tem sam em ten proces je s t jednoznacznie określony, i nie może, lecz musi nastąpić, gdyż wszelka możli­

wość altern aty w y byłaby nie prawidło­

wością lecz dowolnością. Doświadczenie je d n a k uczy nas, że zjawiska św iata są niezmiennie prawidłowe. Gdyby w j e ­ dnym tylko punkcie w procesach św iata możliwą była dowolność wyboru, to w o ­ bec nierozerwanego związku przyczyno­

wego, w jakim rzeczy pozostają między sobą, runęłaby cała prawidłowość. W rze­

czywistości wszelkie zjaw iska w świecie są jednoznacznie i niezmiennie określone przez w arunki, które właśnie w danym punkcie współdziałają. W sk u tek tego z jakiejkolwiekby dziedziny poznania b y ­ ło badanie naukowe, może zawsze tylko polegać n a wyśledzeniu wszelkich w a­

runków koniecznych do tego, by jak iś proces się odbył. W raz z poznaniem ty c h w arunków następuje też w y jaśn ie­

nie owego procesu. Proces je s t wrięc

tylko wyrazem sumy spotykających się w nim warunków; tem samem pojęcie przyczyny staje się zbytecznem i bez- 1 wartościowem.

Określa to też i zasadę, która musi być w ytyczną w badaniu procesu życiowe­

go. Nie chcemy szukać przyczyn obja­

wów życiowych, lecz raczej analizować te objawy, starając się poznać całą sumę warunków, w jakich one się dokonywają.

Wówczas są wytłumaczone zaobserwo­

wane zjawiska. Taką je s t droga w y ­ tknięta. Na niej też badanie życia zbie­

rało stale dotychczas swe plony tak pod względem teoretycznym, ja k i prak ty cz­

nym. A owoce te nie są złe. Przyczyna tego, że lecznictwo stosowane, hodowla zwierząt, gospodarka wiejska i leśna osiągnęły w dzisiejszych czasach ta k w y­

soki stopień rozwoju, leży w tem, że ba' danie życia ta k dokładnie zanalizowało i opanowało warunki pewnych procesów życia ludzkiego, zwierzęcego i roślinne­

go. Nie chciałbym tu jednostronnie pod­

kreślać praktycznej strony badania życia, gdyż praktycznych rezultatów od teore­

tycznych zgoła oddzielić nie podobna.

Co dziś jeszcze zdaje się budzić tylko czysto teoretyczne zainteresowanie, to może ju tro zyskać największe znaczenie praktyczne. Doświadczenie wykazało to tysiąckrotnie. Przypomnę tylko bakte- ryologię. Ogólnie zachodzi ten sam sto­

sunek, ja k w szczególności między teo­

retyczną wiedzą przyrodniczą, a techni­

ką. Wielkie nasze techniczne zdobycze polegają wyłącznie na wysoko rozwinię- tem, czysto teoretycznem badaniu.

Nie należy jed n ak przed sobą u k r y ­ wać, że pierwszy popęd do zbadania ży­

cia wyszedł bezsprzecznie z praktycznych potrzeb człowieka. Potrzeba je st m a tk ą wszelkiego rozważania, w ten sposób więc praktyczna potrzeba jest początkiem wszelkiego teoretycznego badania, od pierwszych początków ludzkości aż po dzień dzisiejszy. Wprawrdzie czasami, ja k w filozofii, badanie teoretyczne od­

biegło tak bardzo od swego praktyczne­

go punktu wyjścia, że zapomniano o ich

związku. Nie je s t to je d n ak błędem,

gdyż najbardziej pozornie abstrakcyjne

(4)

W SZECH ŚW IA T ,NT27

poznanie może nagle okazać największe znaczenie praktyczne. Jakichże przeAvro- tów w historyi ludzkości dokonały spe- kulacye religijne? Nasz ję z y k ze swem bogactwem słów, od którego na każdym k ro k u w życiu praktycznem zależymy, pozostaje dziś jeszcze częściowo pod nie­

wolniczym wpływem p ra sta ry c h speku- lacyj teoretycznych, pochodzących z przedhistorycznych czasów, spekulacyj, k tóre ciągle jeszcze despotycznie panują nad słowami, ja k „duch“ i „m a te ry a “,

„dusza“ i „ciało *1 i nad nieskończoną ilością w ynikających z nich poglądów i czynów.

J e s t rzeczą niewątpliwą, że pojęcie ży­

cia również w przedhistorycznych już czasach powstało, j a k również nie ulega wątpliwości, że bliższe zainteresowanie się objawami życia wynikło z p rak ty cz­

nej potrzeby u trzy m an ia życia. Dziś ży­

ją c e ludy n a tu ry ze swym pierwotnym sposobem myślenia w sk azują nam do­

kładnie jeszcze środowisko, k tó re stw o­

rzyło te pierwsze, naiwne w yobrażenia 0 życiu, ja k i nie mniej naiwne środki, mające n a celu jego ochronę i u tr z y m a ­ nie. Koncepeya idei duszy, idei, że w ludzkiem ciele mieszka i działa niew i­

dzialna dusza, znajduje się n a n ajn iż­

szym stopniu całego tego, długiego roz­

woju spekulacyi ludzkiej i ludzkiej tr o s ­ ki o życie. Z tej idei duszy, powstałej pod wpływem obserw acyi fak tu śmierci 1 życia we śnie, wyrosły w szystkie reli­

g ijne medyczne i przyrodoznawcze zapa­

try w an ia prym ityw nej kultury. Zrazu nie odróżniano jeszcze życia od duszy.

D usza wywołuje objawy życiowe ciała i oddala się podczas snu chwilowo, z n a ­ dejściem śmierci na zawsze. D usza j e d ­ n a k może nadal żyć samodzielnie jak o duch lub demon i może przynosić ko­

rzyść lub szkodę. Może znowuż w in- nem zamieszkać ciele, może n aw et w s t ą ­ pić w człowieka, k tó ry jeszcze żyje i mo­

że w nim spowodować zawikłanie, k tó ­ rego n astęp stw em je s t choroba i o p ęta­

nie. Dlatego należy znać duszę i jej działanie, należy znać życie. Znachor albo szaman powinien wynaleźć środki, k tó re b y zatrzym yw ały duszę, g d y chce

odlecieć lub już odleciałą napowrót chw y­

tały, środki, któreby chroniły życie przed szkodliwemi wpływami obcych dusz i du­

chów, albo takie, k tóreby wypędzały ob­

ce dusze i duchy, wyrządzające człowie­

kowi szkodę. Jestto całokształt religij­

nych, medycznych i przyrodoznawczych wyobrażeń, który n a pewnym stopniu rozwoju znajdujem y u wszystkich naro­

dów pierw otnych na kuli ziemskiej; tw o­

rzy on je d n o litą masę wyobrażeń, k r y ­ stalizujących się dokoła ją d ra idei duszy i prow adzącą w poszczególnych w ypad­

kach u różnych narodów do najróżnorod­

niejszych i częstokroć najsprzeczniej­

szych wniosków i związków myślowych.

Z tej masy krystalizacyjnej wydzielają się na stopniach wyższej k u ltu ry rozmaite dziedziny ludzkiej wiedzy i ludzkiego badania, jak o nauki samodzielne, w szyst­

kie jedn ak oparte na szczególnych po­

trzebach p raktycznych człowieka: religia bierze na się staranie o duszę, medycy­

na staranie o zdrowie, hodowla zwierząt i gospodarka ziemska o wyżywienie.

Je s t rzeczą ważną, dla oceny dzisiej­

szego s tan u badania życia, pamiętać o jego historycznem różnicowaniu się na liczne gałęzi, odpowiadające różnorod­

n ym celom praktycznym , gdyż w ten tylko sposób zrozumiemy różnorodny roz­

wój rozm aitych dziedzin, anatomii ludz­

kiej, flzyologii i patologii, zoologii i bo­

taniki. Im bardziej różnicowały się spe- cyalne cele praktyczne, tem też bardziej odbiegały od siebie specyalne cele i m e­

tody badania teoretycznego. Roztrząsa­

nie je d n a k każdego zagadnienia p r a k ty ­ cznego prowadzi tein pewniej i nieza- wodniej do badania czysto teoretycznego, im głębiej w nie wnikamy, gdyż rezul­

ta ty praktyczne w ypływ ają przecież ze studyów czysto teoretycznych. Tem sa­

mem otrzym ujem y je d n a k element, łą­

czący poszczególne gałęzi badania życia i w y p ełn iający przepaści, powstałe m ię­

dzy niemi w sk u te k ich wielce rozbież­

n ych celów praktycznych. Teoretyczne badanie życia prowadzi nas wszędzie, skądkolw iek j e rozpoczniemy, stale od wielkich, ogólnych zagadnień życia, po­

nieważ badanie teoretyczn e rozwija się

(5)

M 27 W SZECHŚW IAT 421

niezależnie od zewnętrznie określających je momentów, jedynie ze swych w łas­

nych zagadnień, a te wiodą znowu za­

wsze do problemów centralnych. To też w ogólnych problemacn życia spotykają się wszystkie poszczególne kierunki ba­

dania życia.

Obecnie znajdujemy się w okresie b a­

dania biologicznego, w którym się to za­

znacza coraz wyraźniej. W zeszłym wie­

ku już zdobyliśmy p u n k t wyjścia, w k tó ­ rym się schodzą drogi w szystkich kie­

runków badania biologicznego. Tym p un­

ktem wyjścia je s t komórka. Wprawdzie niektóre kierunki badania dobiegły doń już bardzo wcześnie, inne znacznie póź­

niej. Odkąd jed n ak Schleiden w 1838 r.

udowodnił dla organizmu roślinnego, a Schwann w 1839 r. dla zwierzęcego, że elem entarny organizm komórkowy, tak zmienny pod względem swego kształtu zewnętrznego, pod względem zaś w ew nę­

trznej swej istoty ta k jednolity, stanowi ogólny m ateryał budulcowy, z którego mniejszej lub większej ilości je s t zbudo-

Avane wszelkie życie organiczne, począw­

szy od tworów jednokomórkowych aż do milionowego społeczeństwa wyższego or­

ganizmu roślinnego, zwierzęcego i ludz­

kiego, od tego czasu z nieubłaganą ko­

niecznością, pierwej czy później, wszel­

kie biologiczne badanie musiało wycią­

gnąć tę konsekwencyę, że tutaj je s t ognisko, na którem płonie ogień życia, i że w końcu wszelkie badanie biologicz­

ne musi swe specyalne zagadnienia śle­

dzić aż do komórki.

Morfologia najpierw wyciągnęła prak- I tycznie tę konsekwencyę. Jej poszcze­

gólne dziedziny, roślinnej, zwierzęcej i ludzkiej anatomii i historyi rozwoju, osiągnęły wkrótce pod kierunkiem Schlei- dena, Nagelego, Hofmeistra, Maksa Schul- tzego, Kollikera, Haeckla i niezliczonych innych, zgoła niespodziany rozkwit w sku­

tek pogłębienia badania komórki.

Później poszła w tym kieru n k u pato­

logia. Wiadomo powszechnie, że stary mistrz Rudolf Virchow stworzył w swej patologii komórkowej podstawę, na k tó ­ rej mógł się wznieść monumentalny gmach nowoczesnej medycyny, ja k rów- ,

|

|

I

nież wzrosły najnowsze, świetne gm a­

chy badań nad uodpornianiem i terapią surowiczą.

Najpóźniej wstąpił n a tę drogę ś c i ­ ślejszy kierunek fizyologicznego badania.

I Wprawdzie fizyologia roślin, k tó ra ma do czynienia z prostszemi stosunkami, zmieniła się ju ż dawno w fizyologię ko­

mórki, lecz fizyologia zwierząt i człowie­

ka, która wobec niesłychanej komplika- cyi swego przedmiotu badania zaledwie powoli i krok za krokiem może naprzód postępować, doszła dopiero później i ty l­

ko stopniowo do wspólnego punktu w ę­

złowego, do komórki.

Tłum. Gizela Goldfinger.

(c. d. nast.)

D r. H . G R E JN A C H E R

O K L A S Y F I K A C Y I N O W Y C H P R O M I E N I .

Teraz od promieni niemateryalnych zwróćmy się do właściwych promieni ma- teryalnych. Nie oznacza to bynajmniej, abyśmy rozpatrywali wszystkie promie­

nie n a tu ry substancyalnej.

Chcemy mówić specyalnie o promie­

niach składających się z pojedyńczych, oddzielonych małych ciałek. Następnie z tych jeszcze wybierzemy i wciągniemy do koła naszych rozważań te tylko pro­

mienie, których ciałka nie przewyższają wielkości atomu lub cząsteczki.

Okazało się, że i promienie tego ro­

dzaju są również, ja k i promienie elek­

tronowe, naładowane elektrycznie i rów­

nież posiadają własność odchylania się pod działaniem sił magnetycznych i elek­

trycznych. Ponieważ zaś niosą one z so­

bą ładunek dodatni, i stąd też wogóle pochodzi nazwa promieni dodatnich, od­

chylają się więc w innym k ieru n k u niż promienie katodalne. Następnie wiel­

kość odchylenia je s t wogóle nieznaczna w skutek względnie dużej masy ciałek.

Jednakowoż i tu udało się wyznaczyć

(6)

422 W SZECH ŚW IA T M 27

w ażny stosunek między ładunkiem a m a ­ są. Przypuszczając, j a k zwykle, że k aż­

de ciałko posiada elem en tarn ą ilość elek­

tryczności dodatniej, zdołano również oznaczyć samę ich masę.

To stosuje się przedew szystkiem do powolnych ciałek dodatnich, w y rzu ca­

n ych przez substancye ogrzane do ża­

rzenia.

Ważniejsze od nich są t. zw. promie­

nie kanałowe. Nazwę sw ą zawdzięczają temu, że pow stają wtedy, gdy w rurce próżniowej katodę zaopatrzym y w małe otworki lub kanały. Podczas g dy z j e ­ dnej strony powierzchni w ychodzą w te ­ dy promienie katodalne, z otworków w y ­ chodzą w k ie ru n k u przeciwnym promie­

nie kanałowe. Badanie ty c h promieni wykazało, że proces ten nie j e s t ta k pro­

sty, ja k b y to się mogło w ydaw ać. Oka­

zało się, że należy przytem rozróżniać promienie kilku rodzajów (promienie Kj, Sj i t. d.).

O w łaściwych prom ieniach kanałowych, które szczególnie łatwo zauw ażyć się dają w wodorze, można tw ierdzić z całą pewnością, że ciałka ich są wielkości atomu. W ażnym środkiem badania obok odchylania była metoda optyczna. Zasa­

da jej w krótkości j e s t następująca.

Przez spektroskopowe bad an ie promieni kanałow ych otrzym ujem y różne widma w zależności od tego, czy b ad am y j e z , przodu czy z boku.

Linie w idm a zdają się być przesunię- tem i albo rozszerzonemi, gdy promienie kanałowe idą k u aparatowi. J e s t to zu­

pełnie analogiczny wypadek, z tym , k tó ­ ry postrzegamy, badając światło gwiazd stałych. I tu następuje przesuw anie się linij widmowych, gdy gw iazda zbliża się lub oddala od ziemi. J e s t to następstw o t. zw. zasady Dopplera, używanej n ieje­

dnokrotnie w astronom ii w celu stw ie r­

dzenia, czy gw iazda zbliża się k u ziemi, czy też od niej oddala. N ajbardziej z n a­

ne są przykłady z akustyki: można np.

często zauważyć, że ton gwizdawki loko­

m otyw y w razie zbliżania lub oddalania się pociągu jest wyższy lub niższy.

Zasadę Dopplera z powodzeniem zasto ­ sowano do badań nad promieniami kana-

łowemi. Udało się w te n sposób między innemi obliczyć prędkość ciałek. W y n o ­ si ona tylko około ^ * prędkości świa- tła. Co dotyczę n a tu ry tych promieni, to najbardziej rozpowszechnione je st mniemanie, że ciałka są cząsteczkami gazu, naładowanemi dodatnio. P rzycho­

dzą one z przestrzeni przed katodę, gdzie siła elektryczna przyciąga je do k atody i w tedy przez jej otworki przebiegają na d ru g ą stronę.

Idąc dalej w kolei promieni materyal- n ych spotykam y pewien g atu n ek ich, pow stający bez sztucznych środków po­

mocniczych, a mianowicie, pomiędzy pro­

mieniami ciał promienioskórczych istn ie­

je pewien ściśle określony rodzaj ich n a­

tu r y materyalnej. T. zw. promienie a są zasadniczemi promieniami radu. One to właśnie są odłamkami, wystrzeliwanemi z wielką siłą podczas rozpadania się ato­

mów radu. W szy stk ie inne, promienie p, y i S są zjawiskami, towarzyszącemi tem u początkow emu procesowi wybucho­

wemu.

O m ateryalności promieni a można przedew szystkiem sądzić z tego, że są one zupełnie pochłaniane przez cienkie w arstew ki, np. arkusz papieru. Istn ie­

nie wogóle promieniowania materyalne- go może być przedewszystkiem s tw ier­

dzone przez to, że z atomów rad u po­

w stają nowe atomy; najlepszem potwier­

dzeniem tego je s t powstawanie helu z ra­

du. Ponieważ promienie a posiadają ła­

dunek dodatni, można było wprost na zasadzie m agnetyczno-elektrycznego od­

chylan ia się ich oznaczyć wielkość ciałka.

W ielkość ciałka a j e s t tego samego po­

rządku co wielkość znanych n ajm niej­

szych atomów (wodoru, helu). To zno- wuż posłużyło za dowód, że te małe ciał­

k a są odłamkami atomówr większych.

| Pew nych je d n a k danych o masie ich ty m ­ czasowo jeszcze nie posiadamy. Zależy to nie tyle od niedokładności pomiarów, ile raczej od nierozstrzygnięcia pytania, czy i ciałka a niosą z sobą elementarną ilość elektryczności. W każdym razie możemy uważać za bardzo prawdopodob­

ne, że wiele ciałek a stanowi wprost ato-

(7)

No 27 W SZECHŚWIAT 423

my helu. W tym wypadku promienie a można porównać z promieniami kanało- wemi helu. Różnią się one od tych osta­

tnich jedynie znacznie większą prędko­

ścią, dochodzącą do prędkości świa­

tła.

Ażeby uzupełnić grupę promieni do­

datnich, musimy jeszcze rozpatrzyć w y­

kryte przed rokiem promienie anodalne.

Krótki przeciąg czasu od ich w ykrycia był jednak wystarczającym dla określe­

nia ich n atury. Promienie te, ja k to już wskazuje sama nazwa, wychodzą z do­

datniego bieguna czyli anody ru rk i Geis- slerowskiej. Pow stają jednak tylko w te ­ dy, g^y anoda składa się z łatwo p a r u ­ jącej soli, którą ogrzewamy do wysokiej tem peratury. Cały przebieg możemy so­

bie wyobrazić w sposób następujący:

w skutek żaru, sól częściowo dysocyuje się, to je s t cząsteczka jej rozpada się na dwie części, z k tórych je d n a je s t dodat­

nio, a d ruga odjemnie elektryczna. J e ­ żeli mamy sól jakiegoś metalu, to atom metalu je s t zawsze dodatnią częścią czą­

steczki. Anoda, biegun dodatni, odpy­

cha te atomy metalu i one to właśnie są częścią składową promieni anodalnych.

W zwykłych w arunkach, kiedy anodę stanowi tylko metal, nie powstają żadne promienie, prawdopodobnie dlatego, że siła elektryczna nie je s t w stanie rozer­

wać atomów metalu.

Materyalność promieni anodalnych mo­

żna okazać wprost ad oculos. Gdy pro­

mienie te spotkają ciało stale, tworzą drobniutki osad, dostrzegalny w skutek swej fluorescencyi. Można również zba­

dać ładunek dodatni tych promieni z j e ­ dnej strony wprost, z drugiej pośrednio zapomocą odchylenia magnetycznego.

Pod wielu względami zachowują się one tak, ja k promienie kanałowe. Głó­

wna różnica polega n a tem, że promie­

nie anodalne wychodzą z elektrody do­

datniej i są cząstkami samej anody, pod­

czas gdy promienie kanałowe powstają z gazu przed katodą.

Zaznajomieniem się z promieniami ano- dalnemi utorowaliśmy sobie drogę do dwu pozostałych przedstawicieli nowych

promieni, promieni Rontgena i promióni 7 . Obadwa te rodzaje są dziś ogólnie zaliczane do klasy fal eteru. W szcze­

gólności uważamy pod pewnym w zglę­

dem promienie Rontgena za sztuczne pro­

mienie y- W zbudzamy je, rzucając pro­

mienie katodalne na ciało stałe; wtedy z powierzchni jego wychodzą one roz­

proszone we wszystkie strony. W p rze­

ciwieństwie jed n ak do promieni katodal­

nych promienie Rontgena nie odchylają się pod wpływem magnesu. W każdym razie okoliczność ta wskazywała, że nie składają się one wcale z małych elek­

trycznie naładowanych ciałek. Jeżeli więc nie można było ich zaliczyć do żadnej nowej kategoryi promieni, trzeba było je zaliczyć do kategoryi ruchów eteru.

Była w tem bezwątpienia pewna tr u d ­ ność, ponieważ nie zdołano wykazać, że podlegają one fizycznym prawom odbicia, załamania, ugięcia i polaryzacyi. Jeżeli pomimo to wszystko chciano przypisy­

wać promieniom Rontgena naturę ruchów eteru, to należało to wyjątkowe ich za­

chowanie się objaśnić.

Różnicę pomiędzy promieniami R o n tg e na i świetlnemi objaśniono tem, że są one prawdopodobnie daleko krótszemi falami eteru, nie wychodząoemi peryody­

cznie, lecz nieregularnie z pojedynczych punktów. Każde ciałko promienia ka- todalnego w chwili napotkania ciała s t a ­ łego wzbudza impuls eteru w skutek rap ­ townego zahamowania swego ruchu. Siła i rozprzestrzenianie się tych impulsów zależy między innemi od prędkości u d e­

rzających promieni katodalnych. Im wię­

ksza je s t ona, tem twardszemi i bardziej przenikającemi są wzbudzone promienie Rontgena. Jednakowoż na zasadzie po­

wyższych rozumowań natu ra świetlna promieni Rontgena byłaby problem aty­

czną, gdyby nie wykryto, że posiadają one tę sarnę prędkość co i promienie

J) P ó ź n ie jsz y przyp. au t. W e d łu g n a jn o w ­

szych p o g ląd ó w W . H . B ra g g a p ro m ie n ie R e n t ­

g e n a i p ro m ie n ie ■[ składają, się z elek try c z n ie

o b o ję tn y ch ciałe k m a te ry a ln y c h . O dnoszące się

do te g o i n iepozbaw ione w iększego znaczenia

w y w o d y , nie m o g ą b y ć je d n a k tu p rzy to c zo n e

(8)

W SZECHSW IAT .Na 27

świetlne. Ten ostatni fakt je s t najsil- niejszem doświadczalnem poparciem w y ­ żej przytoczonego poglądu.

Na mniej pewnym gruncie opierają się pojęcia o naturze świetlnej promieni 7 . W skazaliśm y doniosłą bezw ątpienia a n a ­ logię z promieniami Rontgena. I jed n e i drugie odchylają się pod wpływem ma­

gnesu; są one w tym samym stosunku do promieni p, w ja k im te do promieni katodalnych. Promienie (3 przez gw ałto­

wne uderzenia o substancyę promienio­

tw órczą wzbudzają promienie 7 . I od­

wrotnie, promienie 7 , padając n a ciała stale wzbudzają w tórne promienie p, po­

dobnie j a k promienie R ontgena dają w ty m wypadku wtórne promienie katodal- ne. Promienie 7 zarówno j a k i prom ie­

nie Rontgena są bardziej przenikającemi, niż wzbudzające je promienie elektro­

nowe.

Była chwila, kiedy chciano z powo­

dzeniem objaśnić własności te inaczej, a to ze względu na to, że, ja k m niem a­

no, promienie 7 przenoszą odjemny ła­

dunek elektryczny. To mniemanie j e ­ dnak okazało się błędnem, ponieważ za­

obserwowane zjawisko^Tnałeży przypisać działaniom wtórnym.

Pomimo to, nie odrazu udało się do­

wieść, że promienie 7 sk ład ają się z elek­

tronów, posiadających prędkość rów ną prawie prędkości światła. W ty m razie należałoby również objaśnić niezdolność odchylania się w polu magnetycznem.

Również i elektrony m usiałyby w sk utek swej olbrzymiej prędkości posiadać ogrom ­ ną zdolność przenikania. Zgodnie z tym poglądem promienie 7 m usiałyby w y k a ­ zać wielką część tej energii, k tó rą rad wciąż wysyła, Tymczasem doświadcze­

nia doprowadziły do zupełnie przeciw ne­

go rezultatu. E nerg ia promieni 7 s ta ­ nowi tylko nieznaczny ułamek ogólnej energii radu. Wobec tego, trzeba było zrzec się wyżej wspomnianego poglądu i wrócić ostatecznie do analogii z pro­

mieniami Rontgena. Od tych ostatnich różnią się one prawdopodobnie tylko tem, że w stosunku do większej prędkości wzbudzających je elektronów, posiadają większą tw ardość i zdolność przenikania,

Pogląd ten stw ierdza ta okoliczność, że’

im twardsze są promienie Rontgena, tem bardziej własności ich są zbliżone do własności promieni 7 .

Tem kończym y naszę systematykę. W rzędzie nowych promieni nie znajdujemy wcale t. zw. promieni N, choć one w swym czasie wywołały wiele wrzawy.

Lecz ponieważ, oprócz Blondlota, który je odkrył, n ik t nie był w stanie dowieść ich istnienia, więc są wątpliwości co do ich egzystencyi, i spostrzeżenia tych pro­

mieni objaśniane są złudzeniem zmysłów.

W s k u t e k tego, opis ich nie może w ch o ­ dzić w ram y naszych rozważań.

Jeżeli chcemy uprzytom nić sobie praw ­ dziwe znaczenie nowych promieni i ich podział, możemy to uczynić podług sche­

m a tu następującego:

I. Fale eteru

peryodyczne nieperyodyczne

53 ( u ltra fio le to w e n a t u r a l n e s z t u c z n e

.3 I w id z ia ln e „ .. ,

& 1 u ltra c z e rw o n e prom ' T Pro m ' R o n tg e n a fa le e le k try c z n e

II. Prom ienie utw orzone przez ciałka prom. elektronowe czyli odjemne n a t u r a l n e s z t u c z n e

I p ro m ie n ie § ( cz y li e fe k t fo to e le k try c z n y ,

l p o w o ln e prom . 0 e le k tro n y żarząc y ch p r o m i e n i e R c *,a * g lo n k i),

r pow olne p r. k ato d aln e , prom . k ato d aln e

prom. materyalne czyli dodatnie n a t u r a l n e

prom . a

s z t u c z n e p o w o ln e prom . d o d atn ie

żarząc y ch się ciał prom . k an ało w e prom . anodalne.

W idzim y, ja k nadzwyczajnie rozsze­

rzył się schemat, w k tórym figurowały dawniej tylko peryodyczne fale eteru.

Jako główny wynik nowych badań w y­

stęp u ją promienie utworzone przez ciał­

ka. Z pomiędzy nich największe znacze­

nie posiadają promienie elektronowe, po­

nieważ badania nad niemi doprowadziły do rewolucyi w całym poglądzie na elek­

tryczność i materyę. Przyczyniło się do tego również i odkrycie promieni d o d at­

nich, głównie w skutek uznania faktu,

(9)

WSZECHŚWIAT 425

że elektryczność dodatnia zawsze je st związana z ciałkami materyalnemi, i że tylko elektryczność odjemna może istnieć w stanie wolnym w postaci elektronów.

Nie należy zapominać o tem, że dzi­

siejszy system promieniowania w swym znacznym rozwoju objął znacznie więk­

szy okres w porównaniu z poprzednim.

Mamy wszelkie prawo przypuszczać, że zdoła on ogarnąć jeszcze większą ilość wyrazów. Odkrycie nowych promieni bę­

dzie miało tylko za zadanie wykazać, czy obecny nasz gmach pomieści przy­

szłych gości, czy też będziemy musieli załączyć je do nowych, dotychczas nie­

przewidzianych, dziedzin.

Tłum. D. i G.

D W A J U B I L E U S Z E .

Czterdziestolecie T o w a rzy s tw a chemicznego niemieckiego.

N a j w a ż n i e j s z e p o s t ę p y c h e ­ m i i o r g a n i c z n e j przez K. Graebego.

Chemii organicznej wielkie usługi od­

dała teorya budowy i oparta na niej nau­

ka o stru k tu rze związków węgla. Na tej drodze w yjaśniona została w r. 1865 budowa benzolu, a w ynikła stąd teorya nazwana od tego związku benzolową, n a ­ sunęła szereg nowych problematów. W pierwszem dziesięcioleciu, 1867 — 1877, oznaczono położenia su b sty tu en tó w w stę­

pujących do pierścienia benzolowego, w naftalinie^odnaleziono złączenie dwu pier­

ścieni benzolowych, a także poznano związki wielopierścienne. Pozatem od­

kryto pierścienie zawierające N, O i S ja k również zbudowane z pięciu atomów.

W r. 1869j znaleziono pirydynę i chino­

linę, w r. 1870 pyrrol i furfurol, wresz­

cie antracen i fenantren uznano za związ­

ki o budowie trzech złączonych ze sobą pierścieni benzolowych i wszystkie wy­

mienione ciała zbadano dokładnie. Dzia­

łając pyłkiem cynkowym ja k o środkiem redukującym, otrzymano indol z indyga i antrachinon z alizaryny, co pozwalało

już myśleć o sztucznem przygotowaniu tych barwników. Na drodze pyrogene- tycznej otrzymano benzol z acetylenu.

W tym samym czasie dokonano syntezy kwasu cynamonowego i ważnej dla prze­

mysłu pachnideł syntezy waniliny. Re­

zultatem kondensacyi aldehydów z wę­

glowodorami było odkrycie ftaiein. Spo­

strzeżono następnie wędrówkę alkylów związanych z azotem do pierścienia, a na , tej podstawie objaśniono tworzenie się , aminów. Na pierwsze dziesięciolecie okre­

su rozpatrywanego przypada też otrzy­

manie fenylohydrazyny, a przez zistoso- wanie chlorku glinu do syntez osągnię- to na tem polu znaczny postęp. W gro­

madzie związków tłuszczowych otrzyma­

no guanidynę, glicerynę, alkohole, związ­

ki nitrowe i nitrozowe. W r. 18/4 u k a ­ zują się publikacye o ciałach optycznie czynnych, co dało podwaliny chemii prze­

strzennej. W drugiem dziesięcioleciu ba­

dano alkaloidy, następnie przeprowadzo­

no syntezy pirydyny i chinoliny; prze­

miana pyrolu w pirydynę wykazała mo­

żliwość przejścia od pierścieni pięcioato- mowych do sześcioatomowych. W r. 1885 odkryto izochinolinę, a w r. 1886 otrzy­

mano j ą syntetycznie, w tymże roku udała się całkowita synteza koniiny.

W krótce uznano też rozanilinę za po­

chodną trójfenylometanu, poznano budo­

wę indyga i otrzymano j e sztucznie. Po­

jęcie o tautom eryi wywołało teoryę w ią­

zań zmiennych, a fakt najłatwiejszego zamykania się pierścieni z 5 lub 6 ato­

mów węgla dał pobudkę do teoryi n a ­ prężeń. Podstawowe znaczenie miały w y ­ konane wówczas syntezy kwasów moczo­

wego i cytrynowego, ja k niemniej zasto­

sowanie do syntez estru acetooctowego, gdyż otrzymana przez podobną syntezę antypiryna dała początek świadomym poszukiwaniom sztucznych środków lecz­

niczych. Następnie wyróżniają się sy n ­ tezy pochodnych guanidyny a z pomię­

dzy nich szczególnie otrzymanie hydra­

zyny i kw asu azotowodorowego. W r.

1885 udowodniono, że wręglotlenek pota­

sowy je s t pochodną benzolową a także przemieniono pierścień sześcioatomowy

| w pięcioatOmowy. Trzecie dziesięciole­

(10)

426 W SZECHŚW IAT JSIa 27

cie przyniosło dokończenie b ad ań w g r u ­ pie moczowej i cukrach; w r. 1895 otrzy­

mano sztucznie czysty kwas moczowy, a w r. 1898 czystą p urynę. Przed 20 laty zbudowano syntetycznie cukrv. W r, 1885 rozpoczynają się badania w dzie­

dzinie terpenów, a w r. 1893 poznano budowę kamfory. Ważnem dla celów perfumeryi było otrzym anie jono n u z cy- tralu. W czw artem dziesięcioleciu is tn ie­

nia Tow. chem. niemieckiego dokonano ścisłego badania pochodnych trójfenylo- m etanow yeh i wyjaśniono związek po­

między budową ciał a ich zabarwieniem.

W grupie terpenów udało się sztuczne otrzymanie kamfory. D otychczas w dzie­

dzinie alkaloidów dokonana z powodze­

niem licznych badań budowy, ale sto su n ­ kowo nie wielu syntez. Tlen uznano w niektórych połączeniach za czterowarto- ściowy i spostrzeżono zasadowe w łasno­

ści tegoż. Dla celów sy n tety czn ych sko­

rzystano z katalitycznego działania m e­

talów; otrzymanie związków magnezoor- ganicznych stało się ważnym pod tym względem środkiem. Wreszcie w spom ­ nieć należy o badaniach w dziedzinie ciał białkowych. Stopniowy i ściśle k o n ­ trolowany rozkład białka pozwolił w ej­

rzeć w tajn ik i w ew nętrznego atomowego jeg o u kładu a syntezy polipeptydów za­

powiadają ostateczne w yjaśnię ie tego niezmiernie ważnego problem atu.

N a j w a ż n i e j s z e p o s t ę p y c h e ­ m i i t e c h n i c z n e j przez 0. N. Witta.

Okres czasu, o który m mowa, owocny był dla w szystkich gałęzi techniki che­

micznej. Z małych i wielkich labora- toryów doświadczenia wpływ ały do prze­

m ysłu jak o s tru m y k i oddzielne do wiel­

kich potoków i rzek. Badania naukow e znajdują tym sposobem zachętę w zasto­

sowaniach p raktycznych niezbędnych sze­

rokiem u ogółowi. Początkowo je d y n y m wielkim przem ysłem chem icznym były fabryki sody, p racujące sposobem Le- blanca, lecz z biegiem czasu wyrósł im tak potężny k o n k u re n t w sposobie Sol- vaya, że dla ra tu n k u zwrócić się one m usiały do racyonalnego zużytkowania swych produktów pobocznych: k w asu solnego i innych. Na zasadzie genial­

n y ch spostrzeżeń Liebiga p jw s ta ł w r.

1860 przemysł potasowy stasfurcki, na- samprzód jak o fabrykacya chlorku po ta­

su z sylwinu, następnie bromu z sod od­

rzucanych, wreszcie potażu sposobem wzorowanym n a Leblankowskim wyrobie sody. W dalszym ciągu nastąpiło prze­

rabianie saletry sodowej na potażową i zużytkowanie soli magnezowych, choć właściwe zastosowanie chlorku magnezu j e s t zadaniem dotąd nierozwiązanem. W ósmym dziesiątku lat rozpoczyna się w y ­ rób dymiącego kw asu siarkowego, który je d n a k zdołał zadowolić wymagania co do zaw artości w kwasie bezwodnika do­

piero z chwilą wprowadzenia sposobu kontaktowego. Wielkie postępy osiągnię­

to na polu elektrotechniki. Dla m e ta ­ lurgii ważnem stało się elektrolityczne otrzym yw anie glinu i miedzi; dalej roz­

kład chlorków potasowców, który mimo wielkich trudności technicznych urzeczy­

wistniono na wielką skalę; nakoniec—

w yzyskanie wysokiej tem p eratu ry łuku Volty w piecu elektrycznym , dostarcza­

ją c y m dzisiaj przemysłowi w ęgliku w a­

pnia i karborundu. Procesy W eldona i Deacona s ta ły się ta k obfitem źródłem chloru, że szukać należało nowych jego zastosowań: obecnie ściśniony (w b u te l­

kach żelaznych) zastępuje on chlorek bielący. Stosow any przez Davyego na małą skalę sposób otrzym ywania pota­

sowców zapomocą prądu elektrycznego, j e s t obecnie podstaw ą fabrykacyi tychże, a szczególnie sodu, a ługi cyanowe w y ­ ciągają złoto z rud najtrudniejszych do eksploatacyi. Zwiększona produkcya che­

m iczna znalazła zbyt nietylko w bezpo­

średniej k onsum cyi lecz zarazem w roz­

w ijającym się n ad wyraz prędko i potęż­

nie przemyśle organiczno-chemicznym.

Starsze gałęzi tego przemysłu zależne w głównej mierze od rolnictwa, jak o to pi- wowarstwo, gorzelnictwo, garbarstwo, przemysł tłuszczowy, fabrykacya cukru i krochm alu, zawdzięczały swe postępy przeważnie badaniom biologicznym. P rze­

rób, drzewa, k tó ry ta k przerzedza nasze lasy, doszedł do prawie ilościowego roz­

działu jego składników morfologicznych,

lecz istota su b stan cy i inkrustującej je s t

(11)

Na 27 WSZECHŚWIAT 427

ciągle jeszcze tajemnicza. Przygotow a­

nie celulozy z drzewa wywołało całko­

w ity przewrót w fabrykacyi papieru i sprawia, że dotychczas nie jesteśm y zmuszeni zaniechać pracy literackiej.

Nitroceluloza znajduje zastosowanie w wyrobie celuloidu i włókien jedw abiu sztucznego. Niegdyś prym ityw ny sposób koksowania i w ypalania węgla drzewne­

go rozwinął się na suchą destylacyę drze­

wa i dostarcza nam alkoholu metylowe­

go, acetonu i kw asu octowego. W osta­

tnim dziesiątku lat wieku ubiegłego otrzymano kwas mrówkoA\ry z alkoholu metylowego i aldehyd mrówkowy. Fa- brykacya kw asu szczawiowego i m rów ­ kowego z drzewa przez działanie alk a­

liów znacznie się zmniejszyła, gdyż otrzy­

mywanie gazu generatorowego j e s t tak tanie, że kw as mrówkowy w wielu za­

stosowaniach usuw a już stopniowo octo­

wy. W przemyśle węglowodorów oczy­

szczenie nafty od siarki przez przepusz­

czanie jej przez tlenek miedzi je s t wiel­

kim postępem technicznym. F ab ry kacy a gazu świetlnego była je d y n ą gałęzią de- stylacyi węgla, a otrzym ywana przytem smoła jedynym m ateryałem surowym do dalszego przerobu. W r. 1880 nastąpił i tu zupełny przew rót przez prowadzenie destylacyi w wyższych temperaturach, a było to wywołane przez znaczne zm niej­

szenie się rozporządzalnych ilości smoły pogazowej. Koksowanie uratowało wów­

czas cały przemysł farb smołowych od b raku m ateryału surowego. Dzięki je m u otrzymano ze smoły węglowej antracen*

karbazol, ksylole, krezole, pirydynę, po części jako nowe produkty, po części udostępnione; kolum na destylacyjna, pra­

sa filtrowa i aparat próżniowy stały się zwycięską bronią tej gałęzi przemysłu.

Rozwój fabrykacyi barwników je s t prze­

konyw ającym dowodem porzucenia d a ­ wnego empirycznego spos m pracy na korzyść syntez teoretycznie uzasadnio­

nych. Synteza alizaryny stanowi nowe wielkie zwycięstwo, wyjaśnienie związku między budową a zabarwieniem prowa­

dzi do odkrycia barw ników azowych;

chemicy nauczyli się w ty m wypadku n aw et w pracy technicznej osiągać wy-

! niki ilościowe. P taleiny są najwspanial- szemi i najtrwalszem i barwnikami; do­

wiodły one niesłuszności dawnego, od wieków utartego, mniemania, że sztucz­

ne barwniki są wprawdzie piękniejsze lecz mniej trwałe od naturalnych. Sa- franiny, induliny, oksazyny i błękit ali- zarynowy są dobremi trwałemi barw n i­

kami. Odkrycie wzoru budowy rozanili- ny wywołało otrzymanie licznych bar­

wników trójfenylometanowych, a przez substantyw ne (bezpośrednie) barwniki azowe i siarkowe drukarstw o tkanin weszło na nowe tory. W syntezie indy­

ga badanie naukowe i technika podały sobie ręce, a sztuczne indygo, owoc d w u ­ dziestoletniej pracy, występuje z pewno­

ścią siebie przeciwko conajmniej od ty ­ siąca lat trw ającem u zastosowaniu pro­

d uktu naturalnego. J e s t ono świetnem

! zwycięstwem naszej wiedzy nad przy­

rodą.

W ielk ie wyniki osiągnęła też synteza środków leczniczych. Skomplikowane niewłaściwe środki dawniejsze znalazły rywalów w prostych a odpowiednich.

Różnica pomiędzy chloralem a weronalem wykazuje nam owocność wspólnej pracy chemików i fizyologów. W y r ó b prepa­

ratów, w szczególności fotograficznych, rozwinął się potężnie. W przemyśle p er­

fum eryjnym a właściwie fabrykacyi pa- chnideł n a drodze syntezy otrzymano produkty do złudzenia naśladujące n a ­ turalne. Technika ciał w ybuchowych d ą ­ ży do nagromadzenia energii w cząstecz­

ce. Zastosowanie t. zw. bezpiecznych ma- teryałów wybuchowych z dokładnie wska- zanemi zapałami umożliwiło rozwój b a ­ listyki.

Przemysł chemiczny nietylko dąży do przekształcenia i oczyszczenia produk­

tów naturalnych, lecz pozwala nam za-

j panowywać nad procesami odbywające-

j mi się w przyrodzie. Rozwiązaniem za­

gadki wyzyskania azotu powietrza nie pozbawiamy np. przyrody jej skarbów, lecz zmuszamy ziemię do większej płod­

ności.

Dr. A. J. Goldsobel.

(12)

428 W SZECHŚW IAT M 27

Z P O W O D U A R T Y K U Ł U

„N ow a te o ry a p o c h o d z e n ia d ro b n o u stro jó w ".

W JMs 24 „W szechświata" został w y d r u ­ k o w a n y a r ty k u ł zaczerpnięty z rozprawy K.

L a u e n s te i n a p. t. Nowa teo ry a pochodzenia drobn o u stro jó w , k tó ry zdaniem mojein w y­

m aga dodania pew nych szczegółów niezbęd­

n y c h do w ytw orzenia sobie należytego po- jęcia o doświadczeniach D e h n b ara n ad „prze­

obrażaniem się zielonych kom órek wodoro­

stów w bak tery e, pleśni i drożdżaki“.

N iejednokrotnie pojawianie się w roślinie wyższej jakiegoś pasorzyta uważano za prz e­

mianę jej w jakieś niższe organizm y. J e s z ­ cze Goethe ta k objaśniał sobie masy zarod- uików główni w k u k u ry d z y , a w jednej ze starszych książek botanicznych widziałem ry s u n e k , wyobrażający przem ianę p y łk u lilii w komórki pleśni.

Obecnie je d n a k pod w pływ em doskonal­

szych m etod badania, a co za te m idzie, i większego k r y t y c y z m u oraz dokładniejszej znajomości budowy plazmy i ją d ra kom órek niższych zarodnikowych, rozumiemy, że p rz e ­ obrażanie się wyższych t y p ó w w niższe nie drogą stopniowego i powolnego p rz y sto s o ­ wyw ania się, lecz prawie nagle i to w t y ­ pach ta k odm iennych j a k b a k te r y e i grzyby właściwe lub wodorosty j e s t niemożliwe.

Tego rodzaju wnioski świadczą albo o błędnie przeprow adzonych doświadczeniach lub o błędnem rozumowaniu.

Nie m am powodu w ątpić w ścisłość do­

świadczeń p. Dehnbara. W y n i k a z nich, że wobec absolutnego w ykluczenia d ro b n o u stro ­ jów z pow ietrza zew nętrznego i naczyń, p e ­ wna część wodorostów zamierała, jednocz e­

śnie zaś w k u l t u r a c h zjawiały się b a k tery e, pleśni i drożdże. Otóż p. D e h n b a r nie rnógł wyjałowić sam ych kom órek wodorostów, k t ó ­ r y c h część była zarażona wyżej wspomnia- noini mikroorganizmami. Cóż więc dziwne­

go, że w pew n y ch w a ru n k a c h doświadcze­

nia, d robnoustroje te będąc dotąd niewi- dzialnemi ujawniły przez szybkie rozm naża­

nie się swoję obecność.

F a k t e m zaś ustalonym dziś je st współży­

cie wodorostów z b a kteryam i, faktem ró w ­ nież, że w e w n ątrz ich kom órek pasorzyto- wać mogą wodorosty ’i grzyby. Że zaś nie w szystkie wodorosty w doświadczeniach p.

D e hnbara były zarażone, niezawsze p rzeto otrzy m y w a ł on z nich b a k te ry e , pleśni i drożdżaki.

T akie j e s t moje zdanie o doniosłości od­

k ry c ia p. D ehnbara. Każdy sprawdzić m o­

że, że gdy do wyjałowionej pożywki, zacho­

wując największe ostrożności, włożym y wió-

[ rek drzewny, o trzym a m y zawsze bakterye.

K ieru ją c się więc logiką a r ty k u ł u p. L a u ­ ensteina, musielibyśmy przypuścić prz e­

obrażanie się tk a n k i drzewnej w bakterye, 1 coby było odkryciem jeszcze większem niż

odkrycie p. Dehnbara.

D r . J. Trzebiński.

Kalendarzyk astronomiczny na lipiec r. b.

Merkuryr jest w w a runkach niedogodnych do obserwacyj. 20-go je s t w riajwiększem odchyleniu zachodniem, wynoszącem 19°7.

W e n u s 7-go je s t w połączeniu dolnem ze słońcem; w drugiej połowie miesiąca zaczy­

na się ukaz yw ać na niebie wschodniem, j a ­ ko J u trz e n k a .

Mars tonie w prom ieniach zorzy wieczor- nej.

Jowisz je s t widoczny w pierwszej poło­

wie miesiąca przez czas kró tk i po zachodzie słońca nizko na póin.-zachodzie; porusza się między gwiazdami na wschód, ale wolniej niż słońce, sk u tk iem czego w drugiej poło­

wie miesiąca dostaje się w jego okolice i gi­

nie dla obserwatorów.

9-go lipoa Ziemia przejdzie przez płasz­

czyznę równika Jowisza, że zaś 4-go Gali- leuszowe księżyce planety krążą po drogach, mało nachylonych do płaszczyzny tego rów­

nika, przeto około wzmiankowanej d aty z a ­ chodzić będą liczne wzajemne zakrycia (dla Ziemi) księżyców. Niedogodne położenie J o ­ wisza na niebie nie pozwoli u nas obserwo­

wać ty c h zjawisk, k tó re powtórzą się do­

piero w r o k u 1914.

S a t u r n wschodzi na pocz ątk u miesiąca o północy, w końcu o 10-ej wieczorem; pier­

ścień jego jest dobrze widzialny (przez lu ­ nety). P orusza się na granicy gwiazdozbio­

rów R yb i Wieloryba do 21-go na wschód, po t y m dniu na zachód; średnica tarczy 1 8 ".

P ełnia księżyca 13-go o 11 wiecz.

T. B .

K R O N I K A NAUKOW A.

Losy białka zastrzykniętego podskórnie.

Dla zbadania tej kwestyi pp. Mochaelis i

R ona karmili psa bardzo obficie tłuszczem,

węglowodanami i białkiem w postaci mięsa

wołowego i mleka. Kiedy pies był w z u ­

pełnej równowadze azotowej, odejmowano

(13)

M 21 WSZECHŚWIAT 429

mleko, a wzamian za to wstrzykiwano pod skórę odpowiednią ilość roztw oru sernika.

W ciągu 48 godzin po takiem zastrzyknię- oiu znacznie zwiększała się ilość wydzielane­

go azotu W e d łu g wszelkiego p ra w d o p o ­ dobieństwa sernik zastrzyknięty wywołał gwałtowny rozpad białka, wchodzącego w skład organizmu. Zauważono przytem zja­

wisko nader interesujące: po zastrzyknięciu sernika sukom, ju ż nieraz po upływie paru m inut gruczoły mleczne zaczęły się powię­

kszać i wydzielać mleko. Nie zbadano j e ­ dnak, czy sernik przez to mleko wydzielany jest specyficznie psi, ozy też taki, jaki zo­

stał zastrzyknięty. Z obserwacyj ty c h mo- żnaby wyprowadzić wniosek, że i podczas normalnego wydzielania mleka, sernik tw o ­ rzy się nie w samym gruczole i służy dla niego jako podnieta do działalności sekre- cyjnej.

J . S.

Własności magnetyczne tkanek roślinnych.

Badania p. P an k s ch a doprowadziły go do ciekawych bardzo pod t y m względem rezul­

tatów. Większość tk a n e k roślinnych oka­

zuje się diam agnetyczna, ale są też i p a r a ­ m agnetyczne. Te własności m agnetyczne zależą od zawartości wody, od budowy ko­

mórki i zawartości żelaza. Tkanki obfitu­

jące w żelazo, są po większej części diama- gnetyczne, w niewielkiej ilości przypadków są one wyraźnie param agnetyczne. W p rz y ­ p a d k u pierwszym żelazo znajduje się tam w modyfikacyi diam agnetycznej, a w d ru ­ gim — w param agnetycznej. W tk a n k a c h roślinnych można w y k ry ć osi magnetyczne, k tóre odpowiadają osiom geom etrycznym komórek.

J . S.

Tem peratura kręgow ców morskich. Pod­

czas ostatnich wycieczek ks. Monaco, tow a­

rzyszący m u p. P o rtie r zdołał zebrać sze­

reg danych dotyczących t e m p e ra tu ry roz­

m aitych kręgowców morskich. T em p e ratu ra ciała Orca gladiator, g a t u n k u należącego do wielorybów, wynosi 36,°5. Żółw morski utrzyrmije te m p e r a tu rę wyższą od tem pe­

r a tu r y środowiska o jeden stopień. Ryby m ałych rozmiarów, j a k np. złote, a nawet rekiny w ykazują t e m p e r a tu rę ciała równą tem p e ra tu rz e morza. T u ń cz y k i jednak pod tym względem znacznie się różnią; tem p e­

ra tu r a ich ciała zwykle jest wyższa od śro­

dowiska, mianowicie o i — 10°. Tuńczyki posiadają pod skórą g ru b ą warstw ę t ł u s z ­ czu, który zabezpiecza ciało od u tra ty cie­

pła; według obserwacyi Portiera, za zbli­

żeniem ręki pod wodą do tuńczyka, daje się wyraźnie odczuwać ciepło.

Cz. St.

(Rev. scient.)

Zm ysł smaku U ryb. Uczony am e ry k a ń ­ ski G. H. P ark e r ujawnił nuder ciekawy fakt, że skóra żab jest czuła na bodźce che­

miczne. Niedawno stwierdzono to samo i dla ryt), mianowicie z g a t u n k u A m iu ru s ne- bulosus; u ryby tej brodawki smakowe znaj­

dują się nietylko w jamie ustnej i na wą- sach, lecz są rozproszone prawie po całej powierzchni ciała. Po przecięciu nerwów siódmej pary ryba przestaje reagować na przynęty. Nie należy jednak sądzić, że przy­

czyną tego zjawiska jest sama operaoya, gdyż przecięcie bocznych rozgałęzień n er­

wów 10 ej pary nie pociąga za sobą żad­

nych zakłóceń we wrażliwości skóry. Oprócz tego, P a rk e r stwierdził, że zewnętrzna po­

wierzchnia ciała jest czuła na działanie kw a­

sów, soli i alkaliów, a wspomniana wrażli­

wość „chem iczna14 nie ustaje n aw et wów­

czas, gdy przecięto rozgałęzienia siódmej pary nerwów, pozostaje ona naw et i po prze­

cięciu nerwów 10-ej pary, jeżeli pozostaną nienaruszone rdzeniowe. Z powyższych do­

świadczeń P a r k e r wysnuwa wniosek, że stro ­ na fizyologiczna zmysłu sm aku u ryb jest zawiła i może być objaśniona nie tylko przez udział nerwów 7-ej pary lecz i n e r ­ wów rdzeniowych.

Cz. St.

(R ev. scient.)

Stan obecny radyo trapii. W ro k u 1895 R ontgen wykazał ciekawe działanie prom ie­

ni X na ciało ludzkie. Obecnie działalność t y c h promieni zużytkow yw aaa je st nietylko do celów dyagnostyeznych, lecz również ja ­ ko czynnik leczniczy w dermatologii.

Rzeczą je s t zrozumiałą, że lekarze, prze­

konawszy się o właściwościach promieni X, zwrócili uw agę na promienie ra d u i doszli na tej drodze do poważnych rezultatów.

B ecąuerel pierwszy nosił w kieszeni od kamizelki szklaną ru rk ę z radem w celu zbadania jego działalności fizyologicznej, a następnie Curie, dokonywując s ystem a­

tycznych doświadczeń nad swą ręką, w yw o­

łał na niej dość poważne zaognienia. Od tego czasu postęp w k ie ru n k u radyotrapii idzie szybkiemi krokami.

Jeżeli umieścimy r u r k ę z radem n a skó­

rze, to po jednej lub dwu godzinach dzia­

łania ra d u nie zauważymy żadnych zmian.

Jednakże po usunięciu ru rk i w jakieś dwa tygodnie (czasami do 6 tygodni) można zau­

ważyć lekkie zaróżowienie, które z czasem przybiera ciemniejsze zabarwienie, aż wresz­

cie formuje się stru p . Po pew nym czasie s tru p odpada, pozostawiając szramę.

W jaki sposób wyjaśnić to dziwno dzia­

łanie ra d u i jakie wnioski można stąd w y ­ prowadzić dla m edycyny pra k ty c zn ej?

Wiadomo, że rad wysyła promienie p

Cytaty

Powiązane dokumenty

datniającym lub w yw ołującym fototaksyę dodatnią zawsze będzie zw iększony spadek n atężenia św iatła na danej p rzestrzen i.. P o ­ tw ierdzają to podobne

wą, obliczoną z przesuw ania się promie nia fioletowego, to krzyw a promienia czerwonego będzie przesunięta naprzód względem krzywej fioletowego a z wiel­..

żań i porównań daje się sprowadzić do tego, że wartości, otrzymywane dla strefy zenitowej zbliżają się najbardziej do rzeczywistych wartości

wiem żaden stan komórki nie może być utrzym any.. Je s t ogólną właściwością każdego żywego systemu, że się stale zmieniać musi. Jego proces | życiowy

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata