• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA JVk 32. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA JVk 32. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jvfó. 10 (1396). W a rsz a w a , dnia 1 m a rc a 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznic rb. 8 , kw artalnie rb . 2.

Z przesyłką pocztową rocznic rb . 10, p ó łr. rb . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Rcdakcyi „ W szechśw iata" i wc wszystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „Wszechświata*4 przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k c y i: K R U C ZA JVk 32. T elefon u 83-14.

O P R A C O W N I A C H B I O L O G I C Z ­ N Y C H W E F R A N C Y I .

(M onaco, V il]efranche s. M., B an y u ls 8. M., Ar- cachon).

Gdy w ro k u ubiegłym ogłosiłem we W sze c h św ie cie (patrz N» 49 i 50) szereg informacyj „0 s ta c y a ch i pracow niach zoologicznych w E uropie i ich znaczeniu dla n a u k i" , m iałem ju ż zam iar podania w na s tę p s tw ie bliższych szczegółów od­

n o szący ch się do w a ru n k ó w p ra c y w y ­ twórczej w n iek tó ry ch ze wspom nianych ta m labo ratory ów .

D otyczeć to może n a tu r a ln ie tylko tych miejscowości, k tó re w ciągu ro k u zeszłe­

go b y ły bądź to celem specyalnie zam ie­

rzonej wycieczki, bądź też służyły go ­ ścinnie za p u n k t oparcia dla p rze d sięb ra ­ n y c h przeze m nie badań.

Przez opis i n s t y t u tu w Monaco muszę też uzupełnić a rt y k u ł poprzedni, gdzie go pom inąłem w szeregu stacyj południo­

wego w y b rz e ża P rancy i. Od niego więc też zacznę.

Założony przez zam iłow anego b adacza mórz, k się c ia A lb e rta I, I n s t y t u t Oceano­

graficzny w Monaco j e s t przeznaczony do wszelkiego rod zaju b ad ań głębinowych, między k tó re m i jed n o z pierw szych miejsc zajm uje biologia, fa u n is ty k a i florystyka.

Przez czas dłuższy mieścił się w a p a r t a ­ m e n ta ch księcia, co m u odbierało jego szersze znaczenie naukowe, n a d a ją c r a ­ czej c h a ra k te r przed siębiorstw a zupełnie p ry w a tn e g o . P rzed d w om a dopiero laty rozpoczęto budow ę specyalnego gm achu, co wiązało się ze w zro stem i n s t y t u t u do znaczenia poważnej in sty tu c y i n aukow ej.

Mimo bardzo znaczne nakłady , b u d y n e k te n nie j e s t jeszcze ukończony w zupeł­

ności, choć ostatnie wiadomości z Mona­

co obiecują otwarcie I n s t y t u tu n a wio­

snę roku bieżącego. Zapowiedziany j e s t zjazd przyrod nik ów z całej k u li z iem ­ skiej, szereg specyalnych refe ra tów i cie­

k aw e e k s k u rs y e n a morze. Spodziewać się należy, że od dnia tego rozpocznie się norm aln e działanie pracow ni, której wielką siłę i pow agę n ad a ć m ogą środki, j a k ie m i rozporządza jej fu n d ato r oraz bardzo k o r z y s tn a sy tu a c y a faunistyczna.

Pom ysł zamierzono na szero k ą skalę,

nie w szystkie je d n a k p ro je k ty dały się

z ró w ny m s k u tk ie m urzeczyw istnić. Już

dziś, choć niezupełnie jeszcze wykończo*

(2)

146 WSZECHŚWIAT M ló ny, b u d y n e k s t r u k t u r ą s w ą i n a d e r pię­

kn e m położeniem n a w y so k im , c a łk o w i­

cie n a morze w y s u n ię ty m p rzy lą d k u , w y ­ w ie ra w rażenie im po n ując e . Z a tra c a się ono j e d n a k c okolw iek po b ard ziej szcze- gółowem ob e jrz en iu w n ę trz a , głównie w ted y, je ś li się z w r a c a u w a g ę n a u r z ą ­ dzenia i u b ik a c y e dla p r a c y naukow ej, co w ty m p rz y p a d k u w inno było być przedm iotem sp e c y a ln e j tro skliw o ści w y ­ ko naw ców pięk n e g o po m ysłu. Nie mo­

ż n a d o s ta te c z n ie ocenić w szy stk ich in- sta la cy j, j e ś l i się o g ląd a z p rzep y ch em u rządzo ne sale dla zbiorów, k o n fere n c y j i kong resó w . Te o s ta tn ie , je ś li się będ ą o d b y w a ły co czas j a k i ś w Monaco, j a k się te g o spodziew ać wypada, z n a jd ą za­

p e w n e bardzo gościnne i w y g o d n e p rz y ­ jęcie. Będzie to j e d n a k z pew nością k o ­ sz te m w y gó d i korzyści tego g r o n a uczo­

n y c h , k tó rz y t u ta j p ro d u k o w a ć zechcą m a t e r y a ł dla owych k o n g resó w i ko n fe­

r en c y j. Po m acoszem u bowiem t r a k t o ­ w a no t u n ie k tó r e n a w e t szczególnie w a ­ żne w a ru n k i p ro d u k cy i nau ko w ej. P r a ­ w da, że sporo ubikacy] oddano n a u r z ą ­ dzenie la b o r a to r y u m , a k w a r y u m , g a b in e ­ tów e k s p e ry m e n ta ln y c h , sal do p r e p a r o ­ w a n ia w ielkich szkieletów, bib lioteki itp.

Lecz znać, że często p rac o w an o n a d te m bez udziału doświadczonego fachow ca.

T a k np. nigdzie nie uw zględniono n ie ­ z b ę d n y c h w a ru n k ó w ośw ietlenia, w s k u ­ t e k czego odczuw ać się będzie w p rzy ­ k r y sposób p rac ę m ikroskopow ą, lub j a ­ k ą ś s u b te ln ie js z ą p rep a ra cy ę . Nie będzie to też bardzo sp rz y ja ło w y go d nej p ra c y w bibliotece. W iele k o sztow niejszych i w a ż n y c h a p a ra tó w z powodu c h y b io n e ­ go p la n u b u d y n k u nie znajdzie n a le ż y te ­ go dla siebie m iejsca. Z agnieżdżona w il­

goć dziś ju ż d a ła się w p r z y k r y sposób odczuć w bibliotece. A k w a ry u m , k tó re tu w iększego niż g d z ie k o lw iek n a b ra ć b y mogło znaczenia, b ardzo upośledzono przez złe rozm ieszczenie ś w ia tła , które zdaje się tu istnieć po to, a b y p r z e s z k a ­ dzać o bserw acyi. N a tu ra ln ie wiele p o ­ w a ż n y c h efektów , s k u tk ie m złego plan u zostało na zaw sze s tr a c o n y c h . S y tu a cy ę r a t u j ą j e d n a k p ię k n e n iera z okazy a k w a ­ r y u m , śród k t ó r y c h w ielkie, z okolicy

w y sp Azorskich pochodzące, żółwie s t a ­ nowią p raw d z iw ą a tr a k c y ę dla zw iedza­

ją c y c h I n s t y t u t. Jeszcze lepiej w y p o sa ­ żono m uzeum , k tó re z a w iera wiele n a d e r rza d k ich i dobrze u trz y m a n y c h p r e p a r a ­ tów, nietylko z pośród form spółczesnych i śródziem nom orskich, lecz często też ko­

p alnych oraz a rk ty c z n y c h . Prz y pusz c z a ć należy, że wiele chybion ych pom ysłów da się jeszcze sku teczn ie napraw ić, a w t e ­ dy ś w ia t n a u k o w y zysk a w tym in s t y ­ tucie nową, na szczytn ych zam iarach i w ielkich ś ro d k a c h o p a rtą tw ierdzę. D o­

ty c h c z a s i n s t y t u t oceanograficzny zawsze jesz c ze j e s t j a k b y osobistą w łasnością k sięcia A lb e rta , od jeg o też protekcyi zależy praw o k o r z y s ta n ia z istn ie ją c y c h urządzeń.

T y c h kilka u w a g o Monaco p r a g n ę j e ­ szcze u zupełnić przez w zm iankę o flotyli, k tó ra j e s t w bezp ośred nim nieraz związ­

k u z I n s ty tu te m . Skład a się ona z dwu jac h tó w : z popularnej ju ż sk ą d in ą d „Prin- cesse Alice" i „H irondelle“. P ie rw sz y j e s t też j a c h t e m s p acero w y m sw ego w ła ­ ściciela, choć posiada sporo u rządzeń s łu ­ żących do b adań oceanograficznych. Z n a ­ t u r y rzeczy m usiano je ograniczyć ze w zględu na znaczną ilość salonów i b u ­ dua ró w o k ręto w ych, k t ó r y c h luksu sow e u rz ą d z e n ie każe zapomnieć, że te n j a c h t m a być narzędziem pracy n aukow ej. Kil­

k a m aszyn, służących do pom iarów g łę ­ binow ych, a p o s iad ających najnow sze u rzą d z e n ia elektro tech n iczn e, m ałe la b o ­ r a to ry u m , ciekaw e je d y n ie przez wzgląd na t e r m o s ta t e le k try c z n y oraz u rządze­

nia w a h a d ło w e zawsze o dpow iadające ko ­ łysaniom s t a t k u , —oto wrszystko. Mniej­

sza od „ P rin cesse A lice“ j e s t „Hiron- delle“. Nie zapuszczała się ona też tak daleko poza morze Śródziem ne j a k jej t o w a rz y s z k a . J e s t ona j e d n a k może b a r ­ dziej n a u s łu g a c h pracowni. W y d a w n i­

czą s w ą działalność I n s t y t u t ogranicza do w y d a w a n ia zeszytam i „Bulletins de 1’I n s t i t u t ocóanografiąue k Monaco".

C hcę też n a tem m iejscu podziękow ać se k re ta rz o w i I n s t y t u tu , d-rowi Mieczysła­

wowi Oxnerowi z W a rsz a w y , k tó re g o

(3)

JSfa 10 WSZECHŚWIAT 147 uprzejm ości zawdzięczam po części mo­

żność o b e jrz en ia urządzeń.

Zupełnie in n y c h a ra k te r m a położona w s ąsied ztw ie s ta c y a zoologiczna w Vil- lefra n c h e s. M. (Alpes Maritimes). Subsy- d y o w a n a przez rzą d rossyjsk i, nie m a j e ­ d n a k żadnej cechy urzędowej ze w zglę­

du n a h isto ry ę swego pow stania z ini- c y a ty w y p r y w a tn e j. Nie będę je j tu po­

w tarzał, gdyż podałem j ą pokrótce w po­

prze d n im a r t y k u l e (p. N° 49 W sze c h św ia ­ ta za ro k 1908) i tam też odsyłam zain­

tere so w a n y c h .

W s k u te k wygodnego położenia n a Ri- vierze francuskiej, ła tw y c h środków k o ­ m u n ik a c y jn y c h i niezw ykle bogatej fau ­ n y Villa - fra n c a z jed n ała sobie wielkie uznanie, szczególnie śród m łodych ad e p ­ tów n a u k biologicznych. To też podczas sezonu, łączącego się z w akacyam i u ni­

w e r s y te tó w zagraniczn y ch , p a n u je tu p r a ­ wie zawsze przepełnienie. W y p a d a to n a miesiące m arzec i kwiecień. W in­

n y c h m ie sią c a ch (lab o rato ry u m o tw arte j e s t bowiem w ciągu całego roku), z n a ­ leźć tu można szczupłe tylko grono ba- daczów, za in tere so w a ny c h tem a ta m i z u ­ pełnie specyalnem i. D o stęp n a dla szero­

k ich sfer biologów (w y starcza bowiem p rośba dołączona do rekom endacyi j a k ie jś i n s ty tu c y i naukow ej lub osoby bliżej zna­

n ej zarządowi), Villefranche m a wielkie znaczenie dla p o pularyzacyi b adań fauny m orskiej, a czysto naukowca je j w artość polega głów nie n a n adzw y czajn em bo­

g actw ie s p o ty k a n y c h form i ł a t w o ś c i;p o ­ łowów. J e s t ona ty p o w ą praco w n ią do b a d a ń p la n k to n ic z n y c h i pelagicznych.

W luty m , m a r c u i k w ie tn iu zatoka Villa- fra n k i roi się od larw i drobnych ż y ją ­ te k pelagicznych. Dość nieraz naczerpać wody do naczynia, by znaleźć niezliczo­

n ą ilość ta k ic h organizm ów ja k : trocho- fora, pluteus, auricularia, nauplius, zoea, S a g itta, drobne Copepoda, żebropławy, promieniowce. Do bardzo częstych zali- I czają się szczególnie jam o ch ło ny pela- \ giczne np.: Beroe ovata, C estus Veneris, Pelagia noctiluca, C arm arin a h a s ta ta , P i­

lenia (Rhizostoma) pulmo, T iara pileata; j

osłonice: Salpa africana, s. ru n cin a ta , Py- rosom a giganteu m ; mięczaki: Cym bulia peronii, P te ro tra c h e a coronata, P t. m u ti- ca; skorupiaki: Phron im a. Całe te b o g a ­ ctwo w y m a g a zaledwie ry back iej szalu­

p y i kilku d ro bn ych siatek. Inaczej jest, gd y chodzi o faunę głębinową, nie b rak je j bowiem w zatoce i okolicy. Lecz w ty m celu po trzebne j e s t uruchom ienie j a c h t u i dokładna znajom ość topografii dna. Podczas g dy dla połowów pelagi­

cznych w y s ta rc z a zaobserw ow anie licz­

n y c h w tej zatoce prądów, unoszących całe s ta d a d ro b n y c h ż y ją te k (zookorenty Haeckla), tu ta j niezbędne j e s t użycie m e­

tody, zapoczątkow anej przez Pruv o ta, po­

legającej n a d ragow aniu (tak się nazyw a wleczenie dużej, w żelazną obręcz zaopa­

trzonej sieci — dragi) pomiędzy dwom a określonemi p u n k tam i w ybrzeża. W y s tu - d yow ana ta m etoda rza d k o zawodzi, a w Villefranche daje się z powodzeniem s to ­ sować, ze w zg lę d u na wyniosłą i mocno załam aną linię brzegu. Każdy praw ie g a tu n e k m a w zatoce k ieru nek, wzdłuż którego się osiedla, s k u tk ie m czego re ­ z u lta t połowu z góry daje się przowi- dzieć. S p rz y ja też te m u u m ia rko w a na głębia zatoki nie przenosząca 108 m. J e ­ żeli je d n a k pracow nicy b y w a ją narażeni n a ja k ie ś zawody, to głównie z powodu lichego u rządzenia j a c h t u la b o r a to ry jn e ­ go naftowego „ y e le lli14, której siła i in- stalacy a nie zawsze idzie w parze z w a ­ ru n k a m i n aturalnem i. Spodziewać się trzeba, że zarząd pom yśli j e d n a k o od­

po w iedniejszym dla potrzeb pracow ni s ta tk u .

Pracow nikom dana j e s t możność zazna­

jom ienia z te c h n ik ą połowu, gdyż każdy m a możność uczestniczenia w każdorazo­

wej (raz na tyd zień zwykle) e k s k u rs y i

„Velelli“. Połów, k tó ry może być doko­

n a n y z łodzi ry back iej, odbywa się co­

dziennie. Zamówiony wieczorem m ate ry a ł p racow nik znajduje n a s tę p n e g o r a n a na sw em m ie jsc u —troszczą się o to w y t r a ­ wni rybacy stacyjni.

Będąc więc w ta k pom yślny ch w a r u n ­

k a c h n a tu r a ln y c h sta c y a w Villefranche

m ogłaby prześcignąć w szy stkie n a jb a r ­

dziej znane in sty tu c y e w ty m rodzaju,

(4)

148 WSZECHŚWIAT JsTs io nie w y łą c za jąc n a w e t osław ionego N e a ­

polu. S to ją j e d n a k te m u n a p rze sz k o dz ie bardzo sk ro m n e środki m a te ry a ln e , co s p ra w ia , że u rz ą d z e n ia p r a c o w n i nie m o ­ g ą s ta n ą ć n a w y m a g a n y m poziomie. U t r a ­ p ieniem są np. wodociągi w o d y słodkiej, k tóre , u zależnione od u b o c z n y ch w z g lę ­ dów, rza d k o działają norm aln ie, co nieraz p o w od uje p r z y k r e k o m p lik a c y e podczas pracy. Poleca się też każ d em u z p r a c u ­ ją c y c h zao p atrz y ć się sa m e m u we w s z y ­ s tk ie w a żn iejsze u t e n s y l ia do zajęć, gdyż s ta c y a nie w s z y s tk im w y m a g a n io m sp ro ­ s ta ć może. Rzecz prosta, że m ik rosk o p i lupę, j a k z re s z tą n a w s z y s tk ic h sta- cyach, należy przyw ozić z sobą. A lk o ­ hole, ksylol, w ażniejsze u trw a la c z e i b a r ­ w n ik i zarząd u s tę p u j e po cenie ko sztu , w razie j e d n a k w y b re d n ie js z y c h w y m a ­ g a ń lepiej j e s t mieć, szczególniej te o s ta ­ tnie, j u ż z g ó ry p rzy g o to w a n e , gdyż w szelkie s p ro w a d za n ie j e s t bardzo uc ią ż ­ liwe, a n a blizkość Nizzy n ig d y w ta k ic h w y p a d k a c h liczyć nie można. Co d o ty ­ czę narzędzi o p ty cz n y c h , to ostrzedz t r z e ­ b a przed przy w ożeniem k o sz to w n ie jsz y c h urząd zeń , gdyż częste z e tk n ię c ie z w odą m o rs k ą bardzo mało s p rz y ja ich p o m y ­ ślnej k o n s e rw ac y i. U te n s y lia w rodzaju m ik ro to m ów i t e r m o s ta tó w są z aw sze go­

tow e do u ż y tk u p raco w n ik ó w . S iab ą też s tr o n ą la b o r a to r y u m są a k w a r y a i b a s e ­ n y dośw iadczalne, k tó r y m b r a k n a jw a ż ­ n iejsz y ch nieraz urzą d z e ń , j a k tu b y , u r z ą ­ dzen ia siatkow e, izolato ry i t. p., co nie p ozw ala praw ie nig d y liczyć n a z u p ełn ą d okład n o ść w y k o n y w a n y c h dośw iadczeń.

Zarząd je d n a k ż e zawsze w m iarę sił i środków s ta r a się o u w z g lę d n ie n ie ż y ­ czeń i p otrzeb pracow ników . Zrozum iano ta m dokładnie znaczenie dobrze zaopa­

trzonej biblioteki, to też zaznaczyć n a le ­ ży, że stoi ta m ona n a w ysokości sw ego z ad an ia i j e s t j e d n y m z n a jw a ż n ie js z y c h czynników , j a k i e m i s ta c y a rozporządza.

O sta tn i k a ta lo g w y k a z u je 82 w y d a n ia peryodyczne, k tó ry c h część z n a czn a j e s t k om p le tow a na od p o cz ątk u d a nego w y ­ d aw nictw a. D zieła p o d sta w o w e i pom o­

cnicze, szczególnie w z a k re s ie s y s te m a ­ ty ki, anatom ii, em bryologii i fizyologii z w ie rz ą t są z n a d e r w ielk ą tro sk liw o śc ią

zbierane przez zarząd. Dzięki tej t a k do­

k ład n ie kolekcyonow anej bibliotece, na s ta c y i spotkać m ożna często ludzi, k t ó ­ rzy t u p rzy je ch a li ty lko w celu prac y bibliograficznej. Każdy p rac o w n ik m a zaw sze w olny w stę p do księgozbioru, co w t a k i c h w a r u n k a c h p ra c y zaliczyć t r z e ­ b a do rzeczy bardzo k o r z y s tn y c h i w y ­ godnych.

Do samodzielnej p ra c y w in sty tu c ie p r e te n d o w a ć m ogą n a tu r a ln i e tylko oso­

by, posiadające ju ż j a k ie ś p r zy g o to w a n ie na ukow e , choćby w zakresie początko­

w ego k u r s u u n iw e rsy te ck ie g o , gdyż w o ­ bec szczupłego p e rsonelu n a uko w e g o za­

rz ą d nie może po dejm ow ać obowiązku k iero w a n ia pracą je d n o s te k zupełnie nie- o b e z n an y c h ze s tr o n ą tec h n iczn ą podo­

bny c h zajęć.

Dla rozszerzenia j e d n a k z a k re s u dzia­

łalności stacyi powzięto w r. 1907 m yśl u rzą d z a n ia corocznego kilkum iesięcznego k u rsu , o c h a ra k te r z e czysto pedagogicz­

nym . Zapoczątkowano n a w e t s zereg w y ­ kładów, k tó ry c h zad aniem m a by ć p rze d ­ staw ien ie teo re ty c z n e m a te ry a łu , k tó ry m a b y ć n a stę p n ie p r a k ty c z n ie w ystu d y o - w a n y przez uczestn ik ó w k u rsu . Gorliwe­

m u k iero w n ic tw u a d m in is tra c y i p r z y p i­

sać te ż należy znaczną korzyść, k tó rą słuchacze s ta m tą d w ynoszą. W y k ła d y o d b y w a ją się najczęściej w ję z y k u ros- sy jsk im , choć m ogą być w niem ieckim i francuskim , zależnie od um ow y s łu c h a ­ czów z p rele g en ta m i. P ożytek, j a k i m ło d­

si słuchacze w y nieść m ogą z ty c h k u r ­ sów j e s t znaczny i może mieć ogrom ny wrp ły w n a dalsze s tu d y a w t y m k i e r u n ­ ku, te m większy, że przedm iot tra k t o w a ­ ny j e s t poważnie i n iek tóre działy uw z g lę d ­ n ian e są n a d e r szczegółowo. T a k np.

w la ta c h u b ieg ły c h słuchacze tych k u r ­ sów zapoznać się mogli z n a s tę p u ją c e m i grupam i: prom ieniow ce i otw ornice (Fo- ram in ifera i Radiolaria); jam o c h ło n y (Coe- lenterata); szkarłup n ie (E c h inod e rm a ta ) przy k tó ry c h uw zg lędn ian o embryologię, w y k o n y w a ją c dośw iadczenia nad zapło­

dnieniem ja j je ż o w ca (Strongylocentro- tus); osłonice (Tunicata). Do tego dołą­

czono jeszcze w r. 1908 ty p o w y c h p rz e d ­

staw icieli z w s tę ż n ia k ó w (Nemertines),

(5)

JSfe 10 WSZECHS WIAT 149 pierścienic (Annelida) i mięczaków (Mol-

Iusca). Dano też uczestnikom możność n a b ra n ia pojęcia o połow ach m orskich przez ud z ia ł w e k s k u rs y a c h „Velelli“ oraz zapoznania się z ciekaw ym p lanktonem zatoki.

Zajęcia te za cz yn a ją się zw ykle koło 1 m a rc a i tr w a j ą do 15 m aja, choć nikt nie j e s t k rę p o w a n y stałością ty ch t e r m i ­ nów. Za c a łk o w ity k u rs i używ anie n ie­

zbędn ych reakty*vów zarząd pobiera j e ­ dnorazow ą opłatę 40 fr. ( = 15 rb.). Na­

rzędzia d y s e k c y jn e i optyczne (mikro­

skop) k ażdy obow iązany j e s t przywieźć ze sobą, gdyż n a uprzejm ość ad m inistra- cyi w ty m względzie liczyć nie można.

In n e m u regulam ino w i podlegają praco ­ w nicy samodzielni. Opłacają oni 40 fr.

za k a ż d y m iesiąc p racy. Pod d an i rossyj- scy j e d n a k k o rz y s ta ć m ogą z ulg i re ­ k o m p e n s u ją je d y n ie zużyte b a rw n ik i i odczynniki.

W n o rm alny ch w a ru n k a c h może w Vil- lafran c e p rac o w ać nie więcej j a k 12 osób.

J e d n a k podczas wielkiego zjazdu w se­

zonie w io se n n y m liczba pow iększa się często w trójnasób, co powoduje, że za­

rząd nie w s z y s tk im może zapew nić zu­

pełnie pom yślne w a ru n k i pracy. Lepiej więc w razie zamierzonego p rzy ja zd u w ty m czasie zamówić miejsce na czas j a k i ś naprzód.

W c ia s n y c h ra m k a c h niniejszego a r t y ­ kułu tru d n o m i było w yczerpać w s z y s t­

kie da n e o tej pracow ni. Zain tereso w a­

n y c h szczegółam i odesłać muszę do sp ra ­ w ozdań stacyi, któ re od jej zarządu o trz y ­ m ać można, a k tóre choć nie w yczerp u ją w sz y s tk ic h wiadom ości o tej instytucyi, dać j e d n a k m o gą jaśn ie jsz e o jej istocie pojęcie.

Chcę też podać jeszcze słów kilka o w a­

r u n k a c h życia w Villefranche, od k tó ry c h w y ja z d wielu osób zalecić może. Znaleźć t a m m ożna u trz y m a n ie od 5 fr. dziennie za c ałk o w ity p e n s y o n at w j e d n y m z ho­

telikó w (de l’Univers), któ ry na ty c h w a­

r u n k a c h o d stę p u je go tylko dla pracow ­ ników la b o ra to ry u m . W w y ją tk o w y c h też r a z a c h z arząd laboratory u m u stępuje w b u d y n k u la b o ra to ry jn y m bezpłatnie k ilk a pokoi, k tó ry c h urządzenie należy

j e d n a k do bardzo p rym ityw ny c h . Poza tem korzystać też m ożna z k u ltu ra ln y c h urządzeń sąsiednich miejscowości: Nizzy ( | godz. tram w a je m ) lub Beaulieu (15 m i­

nut). Po wszelkie inform acye zwracać się trz e b a do w ic e -dy re k tora stacyi, d-ra M. Daw idow a, k tó ry stale za stę p u je d y ­ rektora, profesora K orotnew a z Kijowa, adresując: Villefranche s. M. (Alpes Ma- ritimes), Laboratoire russe de zoologie.

I n s t y t u t w Villefranche zajm uje się ró­

wnież eksped y c y ą k o nserw ow an eg o ma- te ry a lu do badań, oraz sp rzedażą kolek- cyj zoologicznych dla muzeów szkolnych i u n iw ersyteckich, co może być ważną w iadomością dla d y rek c y j naszy ch szkół, zwykle bardzo ubogich w okazy p rzy ­ rodnicze.

Pod w zględem różnorodności fau n y L a ­ b orato ry u m A rago w B anyuls s. M. (Py- ren ees orientales) u s tę p u je Villafrance.

Pod wielu j e d n a k innem i w zględam i z n a ­ cznie w y r a s ta ponad poziom tej ostatniej.

J e s t ono znacznie b ardziej uczęszczane przez zoologów francuskich, co tłum aczy się jego związkiem z u n iw e rs y te te m p a ­ ryskim , oraz położeniem geograficznem w niewielkiej odległości od trzech d u ­ żych m iast u niw ersyteck ich , Tuluzy, Bor- deaux i Montpelier. L a b o ra to ry u m p o ło ­ żone j e s t o V4 kilom, od m ia ste c z k a Ba­

nyuls, na zachodnim brzegu małej zato­

ki, w sam ym środk u opuszczającego się k u morzu łańcucha Pirenejów. Cudzo­

ziemcy są tu chętnie widziani, choć frek- w encya ich j e s t m niejsza w porównaniu np. z Neapolem lub Villafranką; tłu m a ­ czyć to trz e b a głównie gorszem i nieco w a ru n k a m i k o m u n ik a c y jn e m i (na linii francu skich kolei południowych) oraz z n a­

czną bądź co bądź odległością od E u ro p y środkow ej. Mały ten ru ch tem bardziej je d n a k sp rz y ja spokojnej i płodnej pra- I cy. A lab o ra to ry u m daje w szystk ie po- te m u w aru nk i. W b re w temu, co m am y w Villafrance, gdzie głów ną zdobyczą

! b yw a p lan k to n i fau n a pelagiczna, tu cały nacisk położony j e s t n a zw ierzęta głębinowe. Tu też w y s tu d y o w a n a zo­

s ta ła przez P r u v o ta m etoda połowów g łę ­

(6)

150 WSZECHŚWIAT Ne 10 binow y ch , k t ó r y c h się d o k o n y w a n a pod­

sta w ie d o k ład nie o p raco w an ej m a p y w y ­ b rz e ż a i okolicy m o rsk iej, p o d o bn ie j a k w Villefranche, gdzie też czerp a n o z ty c h pow a ż n y c h źródeł, j a k i e m i są b adania oceanograficzne *) w sp o m n ia n e g o uczo­

nego. Dno m orskie oraz sk a ły n a d b r z e ­ żne w głęb o kości x/4 — 3 m (t. zw. tr o t - toires) u k r y w a j ą znaczną ilość i r o z m a ­ itość form zwierzęcych. W y s tu d y o w a n ie d n a doprow adziło do pozn an ia całych ła ­ w ic głęb in o w y c h , za m iesz k a ły c h n a z n a ­ cznej p r z e s trz e n i często przez j e d e n t y l ­ ko g a tu n e k . T ak np. m ożna po półgo- d z inn em włóczeniu d ra g i znaleźć w niej t y lk o j e d e n g a tu n e k m ię c za k a T u ritella.

Poza tem m ożna ob se rw o w a ć wiele i n ­ n y c h jeszcze m iejsc, d o s ta rc z a ją c y c h cie­

k a w y c h p rzy c z y n k ó w do topografii i bio­

logii d n a m orskiego. N a tu ra ln ie całe to b o g a c tw o w y m a g a za k a ż d y m ra z e m u r u ­ chom ien ia dużego p arow ca s ta c y i „Rolan­

da" (ofiarowanego t u przez k sięcia Rolan­

d a B onapartego), co ze w z g lę d u n a spore złączone z te m k o s z ty nie może być p rz e d ­ się b ra n e n a każde zaw ołanie p rac o w n ik a , choć a d m i n is t r a ć y a zaw sze p a m ię ta ć się s t a r a o je g o p o trz e b ac h . P o za tem , je ś li w y m a g a n ia p r a c u ją c e g o z n a jd u ją się w g ra n ic a c h siły łodzi m oto ro w ej, m o g ą one zawsze znaleźć z a dosy ću czy nien ie. Do n a tu r a ln y c h też n ie d o s ta tk ó w n a le ż y c h ro ­ niczny b ra k p lan k to n u , k tó ry w t a k w y ­ b i tn y sposób ce ch u je V illafran k ę. W r z a d ­ kich ty lk o p rzy p a d k a c h , po b u rzy , gd.y w i a tr w pęd zi do z a tok i dużą ilość wody z szerokich p r z e s trz e n i morza, s p o tk a ć t u m ożna m edu zę lub l a r w y pelagiczne.

T a k i s ta n rzeczy m ożna o b jaś n ić poczę- ści b rak ie m p r ą d ó w p ow ierz c h n io w y c h , k tó re są zastąpione p rzez p rą d y g łę b in o ­ we uno szące m ed u z y (są t u bow iem ich m a c ie rz y s te polipy) i l a r w y w' dal o t w a r ­ te g o morza; ta m dopiero w y d o s ta ją się one do p ow ierzchniow ych w a r s tw wody i w razie p opytu na nie ta m trz e b a od ­ b y w a ć po n ie dalekie i uciążliwe w y ­ cieczki. P r ą d y pelag iczne sp o tk a ć m ożna bow iem dopiero n a południo - zachód lub

') P a trz : A rch iv es de Z oologie ex p e rim e n ta le e t g e n e ra le , ser. 3, to m I I , I I I , V.

zachód, w okolicy sąsiednich wysp Bale- a rsk ic h lub w y b rz e ża Hiszpanii. Poza częstem i w ycieczkam i „R oland a“ w m or­

skie okolice Banyuls, zarząd od czasu do czasu p o d e jm u je i dalsze e k s k u rs y e , m a ­ j ąc e j u ż bardziej c h a r a k te r ekspedycyj, w k ie r u n k u A lgieru, Minorki, Hiszpanii południow ej, a słyszałem n a w e t o z am ia­

rze w y ja z d u n a Ocean, w s tro n ę w ysp Azorskich. Te e k sp ed y c y e p rzynoszą spo­

ro m a te ry a łu do ba da ń, k t ó r y n astępnie b y w a rozdzielany m iędzy różne u n iw e r ­ s y te ty francuskie. J e s t to n a tu ra ln ie związane z istnien iem „Rolanda“, k tó ry posia d a cechy większego s t a t k u z odpo- wiedniem i specy alnem i urząd zen iam i i j e s t zaopatrzony w pro w izory czn e la b o ra to ­ ryum .

Dno m orskie w okolicach B a n y u ls j e s t stosu n k o w o dość głębokie, często p r z e ­ k racza 400 i 500 m. Są j e d n a k i z n acz­

nie p ły tsz e miejsca, gdzie w y p a d a n a b ra ć tylko w naczynie żw iru lub m u łu d e n n e ­ go, by ju ż znaleźć w nim p o kaźną ilość głównie wieloszczetów (np. Ennicidae) oraz w stężniaków (Nemertines). W zdłuż sk a liste go w ybrzeża często sp o ty k a się głowonogi (Cephalopoda), pośród k tó ry c h E ledone należy do bardzo częstych. B a­

n y u ls obfituje też w zw ierzęta, g dziein­

dziej z rz a d k a ty lko s po ty kane, t a k np.

Bonnelia, Phoronis. To też b adania, k t ó ­ re t u wykonano, często liczą się do p o d ­ s ta w o w y c h w zoologii, że w ym ienię t y l ­ ko b a d a n ia Lacaze-D uth iersa n a d k o r a la ­ mi, J o u b in a n a d w stężn iak am i oraz P r u v o ta i Racovitzy nad wieloszczetami.

W s z y s tk ie one wyszły w A rc h iv e s de zoologie ć x p e rim e n tale et generale, gdzie też w dalszym ciągu sp o tk a ć można roz­

p r a w y i p rz y c z y n k i dotyczące ia u n is ty k i

ty c h okolic m orza Śródziem nego. J e s t

t u też ciekaw e pole do b a d a ń n a d osło-

nicam i, uk w iałam i i ro b ak a m i osiadłemi

(Sedentaria). Mnóstwo jeżow ców sp rz y ja

badaniom o n to g en e ty cz n y m — t a m też w

ro k u u b ieg ły m dokonane zostały ciekaw e

d ośw iad czen ia z kinem atografią brózdko-

wrania ja j jeżow ca, co s tu d e n to m u n iw e r ­

s y te tó w , uczniom i n a w e t szerszej p u ­

bliczności da możność obserw o w ania z j a ­

w iska, dostępnego do dziś dn ia szczupłej

(7)

Na 10 WSZECHŚWIAT 151 ty lk o g a rs tc e badaczów. Z d ob rym w y ­

n ik iem próbow ano też tu ta j zastosować fotografię podm orską. Ze względu na w ie lką ilość k rab ó w i ich biologicznie ciekaw e życie B anyuls j e s t dobrą ostoją dla b ad ań ekologicznych. Znane zjaw i­

sko k o m en salizm u k r a b a (Pagurus) z u k w ia łe m (Adamsia) należy tu do bardzo często s p o tyk a n yc h. W prow adzono tu ciekaw ą in now acyę w y s y ła n ia żyw ych z w ie rz ą t m o rskich w głąb lądu (naw et aż do Pa ry ża , odległego o 24 godz. ja z d y ko leją) z zasto sow an iem bardzo p ro sty c h środków . T a k np. w y syła się żywe roz­

gw iazdy, owinięte w moczone szm aty i ułożone w pudle zaopatrzonem wielką ilością otworów. Tym sposobem więc stu d e n c i u n iw e rs y te tó w francuskich m ają możność praco w an ia z ż yw ym m ate ry a - łem, co z n a t u r y rzeczy m usi im dać le­

psze pojęcie o m eto dach b a d a n ia życia.

L a b o ra to ry u m A rago założone zostało przez sław nego zoologa francuskiego La- caze - D u th ie rs a i d arow an e przez niego Sorbonie pa rysk ie j. S kro m n e j e d n a k środ- ki, ja k ie w y znacza fa k u lte t p a ry s k i n a u trz y m a n ie i rozwój obszern ych zresztą u rząd zeń stacyi, nie m ogą w y sta rc z y ć na p okrycie znacznych bądź co bądź w y ­ datk ó w . To też sta c y a zawdzięcza roz­

k w it poparciu i znakom itej ofiarności s w y c h d y rek to ró w , pp. P r u v o ta i Raco- vitzy, k tó rz y nie szczędzą p r y w a tn y c h s w y c h fu n d uszó w n a podniesienie pozio­

m u n a uk o w e g o tej insty tu cy i.

Dzięki im p rac o w n ik z a opatrzony j e s t tu ta j bardzo troskliw ie, często n a w e t w rzeczy zupełnie nieoczekiw ane. Każdy p r a c u j ą c y naukow o o trz y m u je bardzo

j

przyzwoicie urząd zon y pokój m ieszkalny ' i g a b in e t la b o r a to r y jn y całkowicie je m u tylko od d an y do u ż ytku; w każdej po­

trz e b ie ro zporządza w s z y stk ie m i odczyn­

n ik am i i b a rw n ik a m i, choćby najdroższe- mi (jak np. k w as osmowy lub chlorek złota); m a wrstęp do sk ła d u przedm iotów szklanych, z któ re g o w każdej potrzebie czerpać może dowolnie; z n a jd u je zawrsze do u ż y tk u w sz y stk ie możliwe in s t r u m e n ­ t y i narzędzia (wyłączyw szy sta ty w -lup ę i m ikroskop, k tó re trz e b a posiadać w ła­

sne). J e ś li dołączym y do tego n a w e t ta-

| kie d ro b n o stk i jak: papier, koperty, ołó­

wki, pióra, brystole, kalki, kredki, farby, tu sz e i t. p., k tó re z arząd zawsze oddaje do rozporządzenia prac u jąc e g o i jeśli do­

damy, że w sz ystk ie te u ten sylia są za­

wsze w na jle pszy m praw ie g a tu n k u , w te ­ dy dopiero n a b ra ć można pojęcia, j a k ko­

rzy s tn ą i p rzy je m n ą może być praca w tej instytucyi.

W zamian za to w szystk o zarząd nie pobiera żadnej a bsolutnie zapłaty, i zo­

bowiązuje pracow nika je d y n ie do opła­

cania służącej, troszczącej się o p r y w a ­ tn y jego lokal, co wynosi miesięcznie fr. 10.

Z bytecznem byłoby silnie akcentow ać jeszcze i to, że bib lio te k a w yg odn a i ob­

s z ern a posiada znaczną ilość dzieł i w y ­ daw nictw peryodycznych i nie u stę p u je praw ie w niczem bibliotece w Villafran- ce, c hyba tylko przew yższa j ą pod wzglę­

dem w ygody w urządzeniu.

Niedawno postawiono przy la b o r a to ­ ry u m nowy pawilon do celów m ikrofoto­

grafii, stosując w sz y s tk ie n ajnow sze u rz ą ­ dzenia w ty m zakresie. Tej instalacy i zawdzięczam y wyżej w spom niane doda­

tnie rez u lta ty prób kinem atografii brózd- k ow ania ja j zapłodnionych. W a r s z ta ty pracow ni chętnie podejm ują w ykonanie odpowiednio obm yślonych narzędzi, ko­

niecznych nieraz w z am iarach specyal- nych (np. fotografia podmorska).

P racow nia posiada dobrze i ciągle funk- cyonujące wodociągi i światło e le k try ­ czne, co pozwala n a n iep rzeryw anie za­

ję ć n a w e t z n a sta n iem wieczoru. Wiel­

kie szyby do połowy okna w gabin e tac h z ap ew niają stale odpowiednią ilość św ia­

tła n a tu ra lne go , k tó re można zawsze r e ­ gulować zapomocą zasłon oraz k o n d e n sa ­ torów.

W razie b a d a ń fizyologicznych nad zw ierzętam i lądowemi, j a k króliki, psy, węże, jaszczurki, ptaki, ad m in istra c y a daje do u ż y tk u specyalnie urządzone k la ­ tki, stoły doświadczalne i dysekcyjne, oraz u łatw ia dostarczenie potrzebnych zwierząt.

Słabą s tro n ą praco w ni j e s t j e d n a k b ra k

gazu świetlnego, co zmusiło zarząd do

użycia a c ety le n u do term o sta tó w . Oka-

(8)

152 WSZECHŚWIAT 10 żuje s i ę . t o j e d n a k b ardzo n ie w y g o d n e

w p r a k ty c e s k u tk ie m o sadów w ęglo w y ch , w a h a ją c e g o się płom ienia i m ałeg o g e n e ­ r a to ra .

P r a co w n ia w B a n y u ls o t w a r t a j e s t p rzez 11 m iesięcy ( w y jąw szy g o rą c y s i e r ­ pień), z k tó ry c h n a jw ię k s z ą fre k w e n c y ą cieszą się w rzesień, p a ź d z ie rn ik i listo ­ pad, kiedy to k o n t y n u u je sw e s tu d y a s p o ra g a r s t k a s tu d e n tó w i d o c e n tó w z P a ry ża , Tuluzy, Nancy. W t e d y też n o r ­ m a ln a liczba m iejsc często w y r a s ta po­

nad 10, a gościn ne ś c ia n y la b o r a to r y u m ro zs u w ają się, b y dać pom ieszczenie n a ­ w e t i t y m zoologom, k tó rz y t u prócz w iedzy p o s z u k u ją odpoczynku, często i zdrow ia w k ąp ielach m o rsk ich .

Do n iep o m y śln y c h m iesięcy zaliczyć należy styczeń, l u ty i część m arc a. W t e ­ d y to w ieje tu n a d e r silny w i a tr (mistral), co źle w p ły w a n a połowy, a częstokroć zupełnie niem ożliw em i j e czyni.

W i n n y m czasie p o b y t t u ta j n ależy do nadzw yczaj p rzy jem nych. P rz ycz y nia się do tego ładne położenie lab o ra to ry u m , j e g o ogród (w k tó ry m k a z a ł się p o c h o ­ w a ć założyciel s ta c y i prof. Lacaze - Du- thiers), t a r a s w y r z u c o n y n a o tw a rte m o­

rze; m ała sk a lis ta w y s e p k a w u lk a n ic z n a połączona z l a b o r a to r y u m ś c ie ż k ą s p a ­ cerową, ła d n a g ó rz y s ta okolica, służą j a ­ ko przy je m n e m ie jsc a dla s p a ce ró w i p o ­ z w a lają zapomnieć, że się w yczerpało ju ż n ieraz siły przy często mozolnej pracy.

P ię k n ie u rządzone a k w a r y u m i sp ek ta- to ry u m s ta n o w ią a tr a k c y ę dla n ielicznych w te s tr o n y z b łą k a n y c h w ycieczek zbio­

row y ch . Poza te m nic nie p rze s z k a d za w pracy; cisza i szeroki w ido k m orza s p rz y ja ją k o n te m p la c y i i pom ysłom .

T ru d n ie j się t u j e d n a k do stać niż do V illafranki. W celu u z y s k a n ia m iejsca zwrócić się należy do z a rz ą d u stacyi, w osobie je j d y r e k to r a prof. G. P r u v o ta w Sorbonie. Odpowiednio z a a w a n s o w a ­ n y m osobom, p o s ia d a ją c y m p r z y te m j a ­ k ieś pow ażniejsze rek o m e n d a c y e , n a jc z ę ­ ściej nie o d m a w ia on sw e g o pozwolenia.

W te d y , przez niego rów nież m ożna się p o s ta r a ć n a w e t o p raw o k o r z y s ta n ia z ulgi, przyznanej przez m in is te ry u m ko- m unikacyi, n a zasadzie k tó re j p racow ni-

I cy tej s ta c y i opłacać m ogą połowę ceny za bilet ko lejow y w g ran ic ac h F rancy i, bez w zględu n a k lasę i pociągi.

Z pow yższych d a n y c h ju ż można w n io­

skować, że lab o ra to ry u m A rago odpowie­

dzieć może n ieraz n a jw y b re d n iejsz y m w ym a g a n io m zoologów; taniość, w y g o d a i gościnność a d m in is tra c y i p o su n ię ta j e s t t a k daleko, że nie dziw, iż w ie lu z tych, k t ó r z y dawniej odw iedzali n a w e t Neapol, s tw ie rd z ają , iż po b yt t u należy d o " n a j ­ p rzyje m nie jsz yc h . Szkoda tylko, że zo­

ologowie zawsze sto so w ać się m uszą nie do w ygód osobistych, lecz do m iejsca osiedlenia i połowu zw ierząt poszu kiw a­

nych. T y m je d n a k , k tó rz y b y m ogli oprzeć się n a Banyuls, n ależy j e gorliwie p o ­ lecić.

Niewiele mogę powiedzieć o czw artej pracowni, k tó rą udało mi się zwiedzić.

J e s t n ią A rcacho n pod Bordeaux. S t a ­ cya przeznaczona do b ad ań ty lko w cią­

g u lata , zadaw ala się więc pomieszcze­

niem w d rew n ia n y m b a r a k u z dużą w e­

randą, pod k tó rą umieszczono b a s en y do­

świadczalne. Urządzeń, k tó re n a d a ją w y ­ b itn y c h a r a k te r praco w ni w Banyuls, t u ­ ta j b r a k zupełny. Istn ieją ty lko n a jn i e ­ zbędniejsze, p o trz e b n e do k o n se rw ac y i złowionego m ate rya łu. O opracow anie tegoż w t y c h s k ro m n y c h w a ru n k a c h b y ­ łoby trudno. Ze w zględu n a zupełną blizkość Oceanu A tlanty ck iego , spostrzedz się d a je odm ienny od śród ziem no m o rskie­

go c h a r a k te r fauny. W id ać to już n a w e t w a k w a ry u m . P rz e w a g a ryb, k rab ó w i u k w ia łó w — b r a k kolorów ja s k r a w y c h .

Zarówno w basenie, n a d k tó ry m leży s ta c y a , j a k i n a k o m u n ik u jąc y m się z n im Oceanie p a n u ją r e g u la rn e p rzy p ły w y i odpływ y, co pozwala pracow nikow i w y ­ s z u k iw a ć sa m e m u p o trz e b n e o bjek ty.

J e s t to bowiem łatwem zadaniem po od­

pływ ie wody z plaży, k tó ra rozciąga się w te d y na d a le k ą nieraz p rzestrzeń . Ma to sw oje dobre strony, gdyż uczy o drazu w j a k i c h w a r u n k a c h żyje d a n y organizm.

P r a k t y k u j e się t u również d rago w an ie ze

s ta tk u , czemu s p rz y ja ją rów no rozm iesz ­

czone głębokości. Societe scientifique

d ’A rcachon założyła tu ta j m uzeum hodo­

(9)

JSTa 10 WSZECHŚWIAT 153

wli ostryg, k tó ry c h połów stanow i w iel­

k ą gałąź m iejscow ego przemysłu. Z tą też dziedziną można się t u zapoznać szcze­

gółowo. S k ro m n a biblioteka nie doró­

w n y w a księgozbiorom ani w Banyuls, ani w Villefranche. Niewielkie a k w a r y u m obliczone j e s t głównie n a ciekawość t ł u ­ m u kurac y u sz ó w , p rz e b y w a ją c y c h tu pod­

czas lata. Ze w zg lęd u n a swe skrom ne u rządzenie A rcachon w rzędzie stacyj zoologicznych z a jm u je d ru g o rz ę d ne lub n a w e t trzeciorzęd ne miejsce. Rzecz pro­

sta, że osta te cz nie decyduje tu zawsze fau na i k a ż d a sta c y a m a z tego p u n k tu widzenia wielu swych zwrolenników.

A t e r a z n a zakończenie słów kilka o tem , j a k i e znaczenie m ogą mieć te od­

ległe i n s ty tu c y e dla nas? — Z pewnością duże. Pozbaw ieni całkowicie w ybrzeży m orskich, a przez to i w ła sn y ch praco­

w ni oceanicznych, nie możemy się przez to pozbawiać obowiązku p r a c y naukow ej w każdej dziedzinie wiedzy. N auka nie znosi nacyonalizm u, w sz y stk ie więc n a ­ ro d y przy czy n iać się po w in n y do je j roz­

woju. W czasach ta k nadzw yczajnego po stępu biologii naszym udziałem są nie- dostrzeżo n e p raw ie ziarnka. J a k iś ruch w ty m k ie r u n k u zaledwie się u nas z a ­ czyna, n a le ż y go więc z sił całych p o ­ pierać. W ty m też celu podałem ty ch k ilk a informacyj. J e s t u n a s sporo ludzi m a ją c y c h możność p raco w an ia w ty m k ie r u n k u , lecz z ra c y i b r a k u ja k i c h ś w ia ­ domości o ognisk ach n a uk i z a g ra n ic ą nie u m ie ją ich zawiązać i u nas w k raju . ! Oddani teo re ty c z n y m spekulacyom , zapo- , m inają, że n a u c e faktów, faktów i faktów potrzeba. Od ich ilości i um iejętności w iązan ia ich w całość zależy dalsza p rz y ­ szłość n a u k i o życiu. A n au czy tego najlepiej morze, jako n a jw ię k sz y zbior­

n ik życia. Nie zawsze m ożem y liczyć na gościnność n a szy ch sąsiadów. Zwróćmy się więc do F rancy i, któ re j w rota sto ją dla n a s otw orem , pam iętając, że je d n a tra f n a o b s e rw a c y a lub ścisły opis z ja ­ w iska, c hoćby j u ż znanego, więcej dla n a s znaczą od ty sią c a t r a k t a t ó w o p a r ­ ty c h n a frazeologii.

R yszard Błędowski.

J . K O W A L S K I.

O S P A D K U F O S F O R E S C E N C Y I W N I Z K I E J T E M P E R A T U R Z E »).

W ciągu doświadczeń n a d zjaw iskam i świecenia ciał organicznych w nizkiej te m p e ra tu rz e poczyniłem szereg s p o strz e ­ żeń, dotyczących spad ku n atężen ia świe­

tln ego tych ciał fosforyzujących. W szcze­

gólności obrałem za przedm iot b ad ań roz­

tw o ry alkoholowe benzolu i ciał, z niego d ro g ą s u b s ty tu c y i otrzy m y w an y ch.

Em isyę fosforyzującą ty ch ciał w te m ­ p e ra tu rz e pow ie trz a ciekłego cechu je wi­

dmo o j e d n y m pasie, k tó ry w strefie wi­

dzialnej w p rz y p a d k u ciał przezroczy­

s ty c h rozciąga się od skra jn e g o fioletu więcej lub mniej ku czerwieni. W p rzy ­ p a d k u ciał, któ re j a k np. n itroa nilin y po­

c h ła n ia ją część w idm a widzialnego, emi- sy a j e s t, oczywiście, ograniczona przez to pochłanianie.

Otóż, obse rw u ją c gołem okiem, pochła­

nianie sp a d k u fosforescencyi, można z a ­ uw ażyć zm ianę barw y, zwłaszcza w r a ­ zie, gdy em isya rozciąga się k u czer­

wieni.

W obec tego postanow iłem w ykonać s zereg doświadczeń, celem oznaczenia, k tó ra to część w idm a em isyjn ego znika pierwsza.

P rz eb ie g ty c h doświadczeń był n a s tę ­ pujący:

P rz ed e w sz y stk ie m , roztw ór alkoholowy ciała badanego, um ieszczony w miseczce porcelanowej, zan urzałem w ciekłem po­

w ietrzu. Gdy roztwór ten zestalił się i p rzy b ra ł w całości te m p e ra tu rę ciekłe­

go pow ietrza, w y staw iałem go n a dzia­

łanie prom ieni lampy rtęciow ej k w a rc o ­ wej. Po p e w n y m oznaczonym czasie przeryw ałem prąd, zasilający lampę, i w tej samej chwili obserw ow ałem emisyę fosforyzującą po przez rozm aite ek ra n y ,

*) K om unikat, złożony A kadem ii N auk. Comp-

| te s ren d u s z d n ia 1 lu te g o 1909 r.

(10)

154 WSZECHSWIAT Na 10 k tó r e o g raniczały widm o do żądanej stre- 1

ty. C h r o n o g ra f pozwalał oznaczyć czas tr w a n i a fosforescencyi w tej okolicy.

W y n ik i, k tóre o trz y m ałe m , no siły tę sarnę cechę dla w s z y s tk ic h ciał b a d a n y c h (a ciał ty ch było około 60), alb o w iem za­

wsze: E m isy ę o w ielk ich długo ściach fali prędzej z m n ie js z a ją swe n atę ż e n ie , a n i­

żeli em isy e o falach k ró tsz y c h . P ra w o to najlepiej w y ja ś n i p r z y k ł a d n a s tę p u ­ ją c y : Roztw ór aniliny V10 norm . w alko-

j

holu e ty lo w y m daje w te m p e ra tu rz e cie ­ kłego pow ietrza fosforescen cy ę, k tó re j widm o widoczne rozciąg a się od s k r a j ­ nego fioletu aż do b a rw y po m arań czo w ej, mniej więcej do dłu gości fali 600 O bser­

w u ją c em isy ę tę przez szkło, k tó re po­

c h ła n ia widmo w idzialne począw szy od 580 {X[jl w s tro n ę f;il k ró ts z y c h , s t w i e r ­ dziłem, że św iatło gasło po upływ ie 3 s e ­ kund.

S z y bk o z a stą p iw s z y e k ra n powyższy in n y m , k tó ry przep uszczał ś w ia tło aż do długości fali 480 |X|j., m ogłem o b serw o w ać i em isyę w ciąg u 27 s e k u n d , u s u n ą w s z y zaś zupełnie e k r a n w idziałem ciało fosfo­

r y z u ją c e golem okiem j e s z c z e przez 50 s e k u n d .

W y k o n a łe m ta k ż e in n y s z e r e g d o św iad ­ czeń z pom ocą s p e k tro s k o p u o wielkiej sile św ie tln e j, k tó re g o o k u la r o p atrzo ny b y ł szparą. Szparę tę można było z ł a ­ tw o ścią przesuw ać, i t y m sposobem w y ­ dzielać d a n ą okolicę w id m a. O b serw u jąc fosforescencyę zapom ocą teg o p rz y rz ą d u ła tw o było spraw dzić słu sz no ść pomienio- n eg o p raw a.

J e ż e li f a k ty te u w a ż a m za ciekawe, to głów nie dlatego, że u w y d a t n ia j ą one różnicę pomiędzy em isyą, w y n ik a ją c ą z lu m in escen cy i, a em isyą, b ę d ą c ą po- p r o s t u s k u tk i e m p o d n ies ie n ia te m p e ra ­ tu ry .

W t y m o s ta tn im p rz y p a d k u , w razie z m niejszania się n a tę ż e n ia św ie tlne go c a ł­

kowitego, em isye o la la c h k ró ts z y c h zni­

k a j ą w raz z e m is y a m i o długo ściach fali w ię k szy c h , a to zgo d nie z p ra w e m W iena.

W n a s z y m p r z y p a d k u rzecz się m a od­

w rotn ie: ze zm n ie jsz a n ie m się n a tę ż e n ia prom ien iow an ie o częstości wielkiej t r w a

najdłu żej. J e s t atoli rzeczą możliwą, że istnieje p ew n a długość fali, dla któ re j czas t rw a n ia emisyi p rzedstaw ia maxi- mum. K w estyę tę może w yśw ietlić j e d y ­ nie b a dan ie fotograficzne w idm a fosfo­

res c e n c y i w okolicy pozafioletowej, ba­

danie, k tó re j e s t obecnie przedm io tem mojej pracy.

Tłum. 8. B.

P R Z Y C Z Y N E K D O P O Z N A N I A K W E S T Y I D E S C E N D E N C Y I

W X V l I I - y m W I E K U .

W p a d ła mi wr ręce rozpraw a Soemme- r in g a J) z 1781 roku, t r a k t u j ą c a o różni­

cach a n atom iczny ch m u rz y n ó w i e u ro ­ pejczyków. W dziele tem a u to r w y p o ­ wiada kilk a poglądów n a spraw ę descen- dencyi, które i dziś jeszcze b y ły b y s łu ­ szne. Poniew aż p rac a S oe m m e ringa j e s t bardzo mało znana, a uka z ała się blizko na 80 la t przed k sią ż k ą D arw ina „o p o ­ w s ta w a n iu g a tu n k ó w " i około 30 la t przed okresem Larnarcka — sądziłem, że nie od rzeczy będzie odgrzeb ać dawmo zapo m n iane z a p a try w a n ia S o e m m e rin g a n a sp ra w ę pochodzenia człowieka. N ie ­ w ą tpliw ie poglądy wspom nianego b a d a ­ cza należą do pierw szych w swoim r o ­ dzaju, a więc ro zp a try w a n ie ich p rz e d ­ sta w i ciekaw y przyczynek do k w e s t y i k ry sta liz o w a n ia się teoryi d e scend encyi w X V III wieku. Nie m ogłem się p o ­ w s trz y m a ć od przyto czen ia t u kilku zdań S o em m eringa, wierząc, że podane szcze­

góły z a in te r e s u ją wielu przyrodników.

W p ra w d zie ju ż V esalius w X V I-em stu le c iu uznał teorety czn ie pewne podo­

bie ń s tw o a n a tom iczne człow ieka i m ałpy, w p ra w d z ie Tyson, k tó ry w 1751 rok u przyw iózł do E u ro p y pierwszego O ra n g ­ u t a n a , doszu kiw ał się pewnego p o k r e ­ w ie ń s tw a człow ieka z p r im a ta m i — lecz by ły to ty lko luźne uwagi, lu b nieumo-

') S oem m ering. U eb e r die k o rp e rlic h e Y er- sc h ie d e n h e it des N eg ers vom E uropS er. F ra n k fu rt,

1781.

(11)

M io WSZECHŚWIAT 155 ty w o w a n e przypuszczenia. T a k więc Ve-

salius, b ęd ą c b isk up em katolickim, nie odważył się n a w y ra ź n e wypowiedzenie sw y c h domysłów, Tyson zaś odstąpił od pierw otnej myśli, uznając O r a n g - U t a n a za p rze d staw ic iela r a s y pigmejów lu d z ­ kich.

T ym czasem poglądy S o em m erin ga są b ard zo j a s n e i w yraziste. Na sam ym w stępie z n a jd u je m y wypow iedzianą myśl (str. XIV), że „rozważając daną kw estyę teoretyczn ie i uw zględ n iając nad zw yczaj­

ne podobieństw o człowieka i małpy, n a ­ leży przypuszczać, że m uszą istnieć pe­

w ne n a ro d y lub przy n a jm n ie j poszcze­

gólne je d n o s tk i bardziej zbliżone do małp niż ludność europ ejsk a".

Powyższe zdanie, nad k tó rem i dziś jeszcze antropologow ie z a sta n aw ia ją się, z ostaje obszernie rozwinięte. Na str. XIV a u to r w yp o w iad a przypuszczenie, że mo­

że „dałoby się stw ierdzić drogą b adań anato m iczny ch , że np. m urzyni posiadają więcej cech m ałp ich aniżeli europejczycy.

Czy zwłaszcza org any zmysłów (mózg), k tó re w sz a k pow odują ta k znaczną róż­

nicę po m iędzy nami, a zwierzętam i, nie s ta j ą u m u rz y n ó w na niższym szczeblu rozw o ju ? “

Mając do dyspozycyi 3 ciała m u r z y ń ­ skie, So e m m e rin g p rz y s tą p ił do badania, któ re g o w ła ściw y m celem (str. XIX) miało b y ć „rozpatryw anie, czy m urzyni nie zbli­

żają się do m ałp bardziej od europejczy- k ó w “.

Bądź co bądź należy uznać, że poglądy te wypow iedziane na 80 la t przed u s t a ­ len iem za sa d d escendencyi przez D a rw i­

na, m u sia ły wyw ołać pewne w zburzenie um ysłów.

Cała d alsza ro zp ra w a Soem m eringa s t a r a się w y św ie tlić poruszoną kw estyę.

Lecz brakło jeszcze tej sy s te m a ty c z n o ­ ści, j a k ą w prow adził do badań anatomo- p o ró w naw czy ch geniusz Cuviera, więc p rac ę tę cechuje nieudolność ówczesnych czasów.

N a specyalne uw zględnienie zasługuje zakończenie dzieła, (str. 80 § 76) gdzie S o em m erin g w y pow iada przekonanie, że od m u rz y n a do europejczyka prowadzi cały szereg stopniow ań i form p o ś re d ­

nich. Przy p u sz c z a on również, że ta k i sam ciągły i jed n o lity szereg form po­

winien prowadzić i w k ie ru n k u niższym, a więc od m u rz y n a do małp. Że te fo r­

m y mogły zaginąć, lub że ra s a m u rz y ń ­ ska nie stanow i bezpośredniej formy p rzejściow ej—o tem Soem m erin g nie m y ­ ślał. R eakcya nie dała n a siebie długo czekać. Między innem i mówiono o Soem- m erin g u „un ignorant, un homme, qui n ’a point de lo g iq u e “ *), m ieszając go z błotem za z b y t r a d y k a ln e poglądy.

Z drugiej stro n y oburzyło się nań d u ­ chowieństwo, dowodząc, że „porównanie m urz y n a z m ałpą (sic!) ubliża relikwiom trzech wschodnich królów (murzynów), k tó­

re to relikw ie złożone są w oryginale w katedrze k olońskiej“. Soem m ering nie zdołał u g r u n to w a ć swoich myśli. Nie m iał on k u te m u ani n iezbędnych wia­

domości anatom iczno porów naw czych, ani odpowiedniego m ate rya łu. I nie dziw, k w e s ty e poruszone ju ż przez S o em m e­

r in g a i dziś jeszcze nie należą do roz­

s trz y g n ię ty c h . I my dziś s k arży m y się, że b ra k m ate ry a łu do antropologicznych s tu d y ó w części m iękkich u t r u d n ia n am odpowiedź na poruszone p y tania.

Niewątpliwie j e d n a k teorye, powiedzmy raczej hypotezy, S oem m eringa nie pozo­

s ta ły tylko p u s ty m dźwiękiem. P o r u ­ sz y ły one u m y sły ów czesnych myślicieli, p rzy czy niając się tem choó w drobnej mierze do p rzy go tow ania opinii dla p r z y ­ szłych teoryj D arwina.

Pogląd dzisiejszy n a spraw ę rasow ą części m iękkich je s t bardzo zbliżony do z a p a try w a ń Soem m eringa, sądzę więc, że zapom niane m yśli tego uczonego zostaną jeszcze odpowiednio ocenione.

Edw ard Loth.

S Y S T E M A T Y C Z N A O B S E R W A C Y A S M U G M E T E O R Y C Z N Y C H

T R W A Ł Y C H .

O statniem i czasy T row bridge, i profesor u n iw ersy te tu Colombia (N ew -Y ork),' zajął się

*) J o u rn a l des g en s du m onde, Na 77, p. 310,

1785.

(12)

156 WSZECHSWIAT 10

problem atem sm ug m eteo ry czn y ch trw a ły c h i doszedł do zajm ujących bardzo wniosków, d otyczących wysokości, rozm iarów i czasu trw a n ia ty c h zjaw isk, dotąd całkiem niew y­

jaśnionych. W obec teg o jed n ak , że liczba dokum entów w te j k w esty i je s t dość n ie­

znaczna, byłoby do życzenia, aby m ogły być peczynione obserw acye system atyczne i ścisłe nad sm ugam i m eteorycznem i trw a- łem i. N a podstaw ie tak ieg o m a te ry a łu mo- żnaby przy stąp ić do rozw iązania n a stę p u ją ­ cych zagadnień: przyczyna św iatła własnego pozornego sm ug m eteorycznych; wysokość atm osfery ziemskiej (drogą ścisłego pom iaru sm ug teleskopow ych); gęstość atm osfery ziem skiej na w ysokości 80 -— 100 kilom e­

tró w (przez porów nanie bezpośrednie z ci­

śnieniem niezbędnem do w yw ołania fosfores- cencyi gazów, jeżeli sm uga m eteory czna daje św iatła takieg o' samego rodzaju); k ieru n e k i prędkość prądów atm osferycznych na zna­

cznych w ysokościach; wreszcie możliwa za­

leżność pom iędzy rucham i atm osfery na zna­

cznych w ysokościach a ciśnieniem barom e­

try cznem.

Ale, jeżeli p ra c a ma nie iść na m arne, trz e b a koniecznie, by obserw atorow ie pro ­ wadzili spostrzeżenia z w ielką ścisłością i nie pom ijali żadnego ze szczegółów dodatkow ych, k tó re n a pozór w ydaw ać się m ogą bez zna­

czenia. Trow brirlge podaje w ty m p rz ed ­ miocie ważne bardzo wskazówki, z którem i każdy astronom liczyć się pow inien. W s k a ­ zówki te dotyczą b ą d i ją d ra m eteoru, bądź też sam ej sm ugi. W rzeczy sam rj, w zja­

w isku gw iazdy spadającej, k tó ra pozostaw ia za sobą sm ugę, z łatw ością rozróżnić można dwa odrębne zjawiska: z jed n ej stro n y ruoh sam ego ją d ra czyli rozgrzanego ciała z na­

leżną do niego sm ugą iskier, z dru g iej s tr o ­ ny szereg faktów , dotyczący właściwej sm u ­ gi trw ałej, k tó ra może pozostać w idoczną przez kilka sekund, a n aw et przez wiele mi­

n u t. W prowadziwszy te rozróżnienia, u n i­

kniem y zam ętu w opisie zjaw isk i ułatw im y sobie zbadanie ich naukow e.

T row bridge podaje n astęp u ją ce p u n k ty , n a k tó re obserw ator pow inien zw rócić uw agę.

1-o O bserw acye, dotyczące ją d ra m eteoru:

Zapisać chw ilę ukazan ia się ją d ra m e te ­ oru i czas trw a n ia jego drogi widocznej.

Oznaczyć p u n k t prom ieniujący i w ym ie­

nić nazw ę m eteo ru (powiedzieć, czy należy on do g ru p y L eonid, P erseid i t. p.). Ozna­

czyć barw ę jądra, długość drogi, długość sm ugi w sto su n k u do długości całej drogi.

2-0 O bserw acye, do tyczące sm ugi trw ałej.

Zanotow ać: barw ę sm ugi w chwili, n a stę ­ p ującej bezpośrednio po zniknięciu jąd ra , oraz wszelką zm ianę w barw ie sm ugi przez cały czas jej widoczności.

Długość i szerokość sm ugi w stopniach i m inutach n aty ch m iast po zniknięciu ją d ra oraz położenie jej na niebie względem tak ich gwiazd, k tó re łatw o rozpoznać.

Obserwować w k ró tk ich odstępach czasu zmiany w w ym iarach sm ugi (w stopniach) i w ykonać, jeżeli to ty lk o możliwe, szereg rysu nk ów , przedstaw iających kolejne zm iany w postaci sm ugi. Szerokość sm ugi lub jej części, mierzona kolejno w różnych odstę­

pach czasu, ma znaczenie pierw szorzędne, pozwala bowiem obliczyć prędkość dyfuzyi masy gazowej.

Przesunięcie lub odgałęzienie sm ugi w sto ­ pniach ze wskazaniem odpowiedniej chwili.

W tym celu trzeb a obrać część błyszczącą sm ugi, widzianą od samego początku zjaw i­

ska. Należy również zanotow ać kieru nek tak ieg o odgałęzienia względem powierzchni ziemi i w razie spostrzeżeń, dokonyw anych jednocześnie na k ilku stacyach, zaznaczyć, czy obliczenia prędkości uskutecznion e były w kilom etrach.

N adto, należy zanotow ać, czy natężenie św ietlne sm ugi je s t jednostajne, czy jest ona bardzo błyszcząca nazew nątrz, czy je st bardzo błyszcząca w środku, oraz zapisać chw ilę tej obserw acyi, licząc od sam ego u k a ­ zania się m eteora. Powiedzieć, czy blask sm ugi zwiększa się, zdaje się bowiem, że fakt ten zdarza się często. O bserw ator ba­

czyć powinien pilnie, by nie wziąć czasem zw iększenia się wymiarów sm ugi za zwiększe­

nie się jej blasku.

Poczynić obserw acye spektroskopow e, do­

tyczące obecności i położenia w widmie je ­ dnej linii żółtej i jednej lub dw u linij zie­

lonych.

W reszcie zanotow ać czas widoczności sm u­

gi, widzianej gołem okiem i przez teleskop.

Rzecz jasna, że we w szystkich ty c h b a­

daniach jakości m ateryału oddać należy p ie r­

wszeństwo przed ilością i że lepiej je s t po­

m inąć zupełnie te n lub ów z w ym ienionych pu nk tó w , jeżeliby m iała n a tem zyskać ścisłość wyników.

S. B.

Kalendarzyk astronomiczny na marzec r. b.

P la n e ty w ew n ętrzne—M erkury i W e n u s—

nie są widzialne.

Mars wschodzi o 4-ej rano n a p o czątk u i o 3V 4 r a n o

—w

końcu m iesiąca. Znajduje się w najniższem m iejscu swej drogi— w gwiazdozbiorze Strzelca, po _ k tó ry m szybko się porusza na wschód. Średnica ta rc z y w zrasta — od 7" do 8 ". Świeci, jak o czer­

w ona gw iazda pierw szej wielkośoi. 7-go b, m.

(13)

jSfo 10 WSZECHŚWIAT 157

o O1/^ rano Mars przejdzie w odległośoi ty l­

ko 10" od gwiazdy 6 -ej wielkości (Bradley 2333), przyczem w w ąziutkiej, k ilkunasto ki­

lom etrow ej strefie na południowej półkuli Ziemi gw iazda za k ry ta zostanie przez Dei- mosa— m aleńkiego satelitę planety. W roku bieżącym nie będzie żadnego zakryoia gw ia­

zdy do 9 ej wielkości przez wielkie planety zew nętrzne.

Jow isz z nastąpieniem zm roku ukazuje się na wschodzie (przyczem w ciągu m iesią­

ca coraz to wyżej) i świeci do późnej nocy.

P orusza się w stecz w gwiazdozbiorze L w a (ku Regulusowi). Średnica tarczy 42"— 40".

P la n eta przeohodzi przez południk około pół­

nocy na p o czątk u i o 10 -ej wieczorem — w końcu m iesiąca, i nieom ylnie odróżnić się daje od gwiazd tem , że je s t najjaśniejsza.

S a tu rn widzialny je s t w pierwszej poło­

wie m iesiąca przez czas k ró tk i po zachodzie słońca nizko na zachodzie. Stopniowo zni­

ka w prom ieniach zorzy wieczornej.

W kalen d arzy k u na lu ty pisaliśmy, że prof. P ic k erin g w y k ry ł „w yraźne dowody istnienia plan ety pozaneptunow ej" i że w e­

dług wszelkiego praw dopodobieństw a odkry­

cia dokonano fotograficznie. Tym czasem z nadeszłych później wiadomości wniosko­

wać raczej należy, że znaleziono ty lk o te ­ oretyczne „dowody istnienia*', czyli że od­

kry cie jeszcze wcale nie zostało dokonane.

R u ch y N e p tu n a , ja k to w ynika z poszu­

kiw ań p. Gaillot, nie dają obecnie żadnej poważnej wskazówki co do istnienia, czy nieistnienia planety pozaneptunow ej, o m a­

sie, k tó rąb y można było porów nyw ać z m a­

są U rana i N ep tu n a, gdyż N e p tu n od czasu odkrycia dokonał zaledwie trzeciej części obrotu, a odchylenia biegu jego od biegu teoretycznego nie przekraczają błędów obser- wacyj..

W ażne spostrzeżenie zrobił p. Tichow w Pułkow ie: oto gwiazdy drobne m ają być na- ogół bardziej żółte od gwiazd większych (a więc zapew ne bliższych); na kilku foto­

grafiach różnych okolic nieba, zrobionych z użyciem filtrów św ietlnych, m ogłem się dzięki uprzejm ości p. Tichow a naocznie prze­

konać, ja k m ała je s t względnie liczba gwiazd m niejszych, w ysyłających prom ienie nadfioł- kowe; czyżby więc prom ienie te były silniej pochłaniane przez eter międzygwiazdowy?

Ale fakt zaobserwow any wym aga jeszcze, w edług p. Tichow a, zbadania również z p u n ­ k tu widzenia techniki fotograficznej.

7-go, około północy, m inim um Algola, gwiazdy zm iennej w Perseuszu. 2 1 -go o l 1/^

rano słońce przejdzie przez równik z pół­

kuli południow ej nieba na północną, zazna­

czając na sferze niebieskiej kardynalny dla astronom ów p u n k t równonocy wiosennej.

W dn iu ty m długość dnia rów nałaby się

długości nocy, ale załam anie się prom ieni w atm osferze sprawia, że dzień, w naszyoh szerokościach, je3t o 8 m inut dłuższy.

Pełnia księżyca 7-go, o 4-ej rano.

T. Banachiewicz.

K R O N I K A N A U K O W A .

Refrakcya, w y w o ła n a przez a tm o s ferę Jowisza. Bardzo ciekawe zjawisko opisał niedawno Chevalier, dotyczące zakrycia pe­

wnej gwiazdy przez tę planetę. Gwiazda owa dosięglszy brzegu tarozy zniknęła nie w ty m punkcie, k u k tó rem u kierow ała się w ciągu o statn ich chwil przed zakryciem , innem i słowy przed sam em zakryciem bieg gwiazdy jak g d y b y zboczył z właściwej dro­

gi. A u to r tej ciekawej obserw acyi podał ją bez kom entarzy, ale E sclangon, astronom w B ordeaux je s t zdania, że dziwne to zja­

wisko daje się w ytłum aczyć refrakcyą po­

ziomą wywołaną przez atm osferę Jow isza.

H ypoteza ta znajduje jak g d y b y po tw ier­

dzenie w fakcie, że zarówno k ieru n e k jak i w artość dostrzeżonego zboczenia zgadzają się jaknajściślej z tem , co przew iduje teo ry a refrakcyi. A czkolw iek zniknięcie gwiazdy pozornie odbyło się w jednej chwili, to je ­ dnak można było zaobserwować stopniowe zmniejszanie się św iatła gwiazdy, w ynikają­

ce, oczywiście z pochłaniania prom ieni przez atm osferę Jow isza.

S. B . (R evue scientifiąue).

Hel w atm osferze ziemskiej. P rzy p u sz­

cza się pospolicie, że w atm osferze naszej nie mogą istnieć gazy lekkie, a p rzyn aj­

mniej, że nie mogą istnieć trw ale. A je ­ dnak fakt ten nie je s t bynajm niej dowie­

dziony i wolno zapytać, czy atm osfera n a ­ sza nie zaw iera czasem tak ich m as gazo­

w ych *(np. argonu lub helu), k tó re b y były w ynikiem powolnej dezagregacyi skał i k tó ­ reby w sto su n k u do atm osfery były tem , czem chlorek sodu je s t w sto su n k u do mo­

rza, t. j. sum ą w szystkich przyczynków , dostarozonych m u w przeszłości przez rzeki.

Analizy w ykazały, że argonu przypada jedna część na sto, gdy tym czasem helu za­

ledwie jed n a lub dwie części na milion czę­

ści powietrza. T ak niezm iernie drobna ilość przem aw ia za tem (wedle teoryi cynetycz- nej gazów oraz podług hypotezy Stoneya), że hel wychodzi z naszej atm osfery równie szybko ja k do niej wchodzi. A toli G. H.

B ryan obliczył, że w cale tak nie je st i że

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiem żaden stan komórki nie może być utrzym any.. Je s t ogólną właściwością każdego żywego systemu, że się stale zmieniać musi. Jego proces | życiowy

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Możnaby sądzić, że w w arunkach fi- zyologicziych mała ilość śliny unika działania soku żołądkowego, dostaje się do dw unastnicy i tam wobec reakcyi

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata

Różnorodność prac jego przejawia się jeszcze bardziej, niż uczynić to może tom niniejszy, jeśli zechce się uwzględnić ba­. dania, których Curie nie ogłosił,

niach ty ch zw ierząt zaprzeczyć nie można, lecz rozwój ich w przewodzie pokarm ow ym nie został d otych czas ustalon y... W ob ec tego