• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA JNfe. 32. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA JNfe. 32. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M>. 3 5 (1 4 2 1 ). W arszawa, dnia 29 sierpnia 1909 r. Tom X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie; ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z p rz e s y łk ą po cztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k cy i: K R U C Z A JNfe. 32. T elefon u 83-14.

R Z U T O K A N A F O R M A C Y Ę W Ę G L O W Ą .

(Odczyt w yp ow ied zian y w K ółku Przyrodników U n iw ersytetu Jagiellońskiego).

W ś ró d skarbów , k tó re złożyły się w cią­

g u dziejów ziemi pod jej powierzchnią, je d n o z na jw a żn ie jsz yc h bezwątpienia m iejsc zajm u je węgiel kam ien ny . W po­

goni za nim człowiek w rz y n a się coraz głębiej w sko ru pę ziem ską, czerpiąc prócz tego p r o d u k tu p alnego obfite do­

k u m e n ty minionej przeszłości w postaci s k a m ie n ia ły c h szczątków ustrojów , n ie­

g dyś zasiedlających te miejscowości.

Obok zaś d a n y c h p a leontologicznych zbie­

r a dowody ogólnej n a tu ry , pozwalające m u o ry en to w a ć się w konfiguracyi ówcze­

s n y ch lądów i mórz, w w a r u n k a c h kli­

m atyc zn yc h i tych w sz y s tk ic h przyczy­

nach, k tó re powodow ały najrozm aitsze zm iany pow ierzchni ziemi, norm ow ały rozwój ś w ia ta żyjącego i t. p. Dążeniem n a uki współczesnej j e s t stw orzen ie g m a ­ chu, w którym , n ib y w olbrzymiej la ta r ­ ni c z arnoksięskiej, prze d staw iły b y się dzieje naszej ziemi, jej życie i rozwój.

P rz en ie śm y się więc w te odległe czasy, g d y n a powierzchni ziemi żyła odm ienna fauna, rosły olbrzym ie lasy, przy g o to w u ­ ją c m ate ry a ł dla dzisiejszych złóż w ęgla kam iennego; przenieśm y się m yślą w te dnie ziemi, kied y wielkie ruchyx je j s k o ­ rup y powodowały pow staw anie pasm górskich, dziś p rze d staw ia jąc y c h się za­

ledw ie, jako nikłe ruiny.

Opierając się n a ro zp rzestrzen ieniu o sa ­ dów m orskich, m ożemy sobie p r z e d s ta ­ wić do kład ny obraz ogólny wód, p a n u ją ­ cych dawniej n a tych miejsach, gdzie dziś wznoszą się wspaniałe g m achy k u l ­ t u r y ludzkiej, rozw ijają się urocze gaje i lasy, lub bieleją piaski pu sty n n e . Na idealnej mapce formacyi węglowej, jak o główne je d n o s tk i geograficzne w y stę pują : ląd Północno -A tlantycki i Indo Afrykań- sko-A ustralijski, morze Śródziemne, ta k zw ana T etyda, morze Rossyjskie i P a c y ­ fik. Ląd P ó ł n o c n o - A tl a n ty c k i, inaczej A rk ty c z n y , o be jm u je całą północ Oceanu A tla n ty c k ie g o z północną i środkow ą E uropą, północną i północno - wschodnią Azyą aż po morze Żółte i część A m ery ki północnej, oraz w ysyła dw a wielkie pół­

wyspy: Ib ery jsk i (P o rtu ga lia i część Hi­

szpanii) i Pontyjski na obszarze Środko-

(2)

546 WSZECHŚWIAT

(Fig. 2).

z w a rs tw a m i m orskiem i, z łu p k am i i pia­

skowcam i, w k tó ry c h stw ierdzono szcząt­

ki z w ie rz ą t m orskich. Dowodzi to, że w tych m iejscow ościach morze było n i e ­ stałe, to zalewało ląd, to znow u u s tę p o ­ wało z powrotem.

Nieco później konfiguracya mórz i lą ­ dów zm ien ia się; w praw d zie główne kom pleksy pozostają te same, je d n a k brzegi ich u le g a ją czy to zw iększeniu się, czy redukcyi. J e s t to t a k zwane przez geologów piętro Średnio - Karboń- skie lub W estfalskie. W wielu m ie j ­ scach morze zy sku je n a obszarze: n a pół­

nocy morze Rossyjskie zalewa cały obszar m iędzy Zachodnim Szpicbergiem , S k a n ­ dynaw ią, a Nową-Ziemią, dzieląc na dwie części ląd A rk ty cz n y . N a jru c h liw s zy ele m en t pow ierzchni ziemi, morze Ś r ó d ­ ziem ne zalew a suche p rz e d te m obszary S a h a ry , Chin północnych, c e n tr u m S t a ­ nów Zjednoczonych, wielkim pa sem w r z y ­ n a się między A m e ry k ę północną a Gren- landyę, zajm ując częściowo ich brzegi.

Są to w szystko, j a k w s k a z u ją osady, morza p ły tk ie nie dochodzące do z n acz­

niejszych głębin. W ty m czasie procesy górotw órcze, m ające spowodow ać p o w s ta ­ nie olbrzymich pasm górskich, w y w o ­ łu ją cofnięcie się m orza w środkow ej i południowej Europie, w Azyi Mniejszej, w obszarze Himalajów, n a w schodzie A u stralii. Na Śląsku, Morawach, w Kra- kow skiem rozw ija się n a w y n u rz o n y m z w ody lądzie niezw ykle b o gaty i orygi- wej E u ro p y od W ie d n ia po m o rze Aral-

skie. K o n ty n e n t południow y łączy w so­

bie wielki pas od W s c h o d n ie j A m e ry k i południow ej przez A tla n ty k , Afrykę, Ocean In d y js k i do w sch odn ich w y b rz e ży A ustralii. Między tem i w ielkiem i k o m ­ pleksam i lądowemi faluje morze Ś ró d ­ ziem ne, bez p o ró w n a n ia w iększe od dzi­

siejszego, a n a północ od T e ty d y morze Rossyjskie. Pacyfik p a n u je n a dzisiej­

szym sw ym obszarze, z a jm u ją c częścio­

wo brzegi i się g a jąc nieraz (w A m ery ce) dalej we współczesne lądy. (Fig. 1).

(Kg. 1).

W ty m czasie, to j e s t n a p o c z ątk u epo­

ki węglowej w okolicach Moskwy ro zw i­

j a j ą się wielkie d rze w o sta n y , złożone przew ażnie z d rze w ia s ty c h w id łak ów z w a n y c h lep ido d end ron am i. To samo dzieje się w Alpach K arn ijsk ich , w N iem ­ czech. J e d n a k ż e w Niemczech w a r s tw y floronośne zm ie n ia ją się n a p rz e m ia n

Morze

R egresya morza w okresie Stephanien

Transgresya morza w okresie Stephanien

MR Morze R ossyjskie ZS Zatoka Sum atry P P P ó łw y sp P ontyjski

Objaśnienie znaków i liter na mapkach.

(3)

Mó Ś5 W SZEC H SW IA T 547

n a ln y św ia t roślinny, złożony z paproci, lepidodendronów , s y g ila ry j i kalam itów, z którego m ają p ow stać wielkie pokłady w ęgla kam iennego. To samo dzieje się we P r a n c y i północnej i Belgii, Anglii, A m e ­ ryce północnej, w Chinach. W reszcie w najm łodszem ogniwie form acyi w ę g lo ­ wej (Steph an ien) morze opuszcza całą W. B rytanię , północne iNiemcy, obszary n a d re ń sk ie, A rd e n n y i Hiszpanię. N ato ­ m ia st zalewa k ra in y n a d a d ry a ty c k ie , Iran, Himalaje, lu k Malajski, A ustralię.

W m orzach k a rb o ń sk ic h rozw ija się bo­

g a ty ś w ia t zwierzęcy. Po raz p ierw szy w dziejach ziemi w y s tę p u ją na wielką skalę otwornice, zwłaszcza rodzaje Schwa- g e rin a i Fusulina, z któ rych skorup są zbudowane w ap ien ie okolic Moskwy, Alp W schodnich, Chin, G uatem ali i A m eryki południowej. Ich znaczenie skałotwór- cze może być p o ró w n a n e je d y n ie z d a ­ leko późniejszem i otwornicam i, numuli- tam i, w y s tę p u ją c e m i na p ocz ątk u okresu trzeciorzędowego. Ze skorup nu m u litó w np. p o w s ta ły w apienie ta tr z a ń s k ie w cho­

dzące w sk ła d regli, zwane przez górali ikrow cam i. Na d n a c h b u d u ją się ra fy koralowe, żyją w w ielkich ilościach mszy- wioły, ucz estn ic z ą c również w tworzeniu skał karb o ń skich. K ryn o id y dosięgają w ty m czasie najw y ższeg o swego roz­

woju, zwłaszcza w A m eryce, gdzie r ó ­ wnież dość często s p o ty k a ją się tak ż e j e ­ żowce. W śró d ram ien io n ogó w daje się zau w ażyć p e w n a r e d u k c y a ilości g a t u n ­ ków w p o ró w naniu z form ami dewoń- skiemi. N a jw y b itn ie js z y m przedstaw icie­

lem ram ienion og ów k a rb o ń sk ic h j e s t ro­

dzaj P ro d u c tu s . W y s tę p u je on w p raw ­ dzie spora d y c z n ie j u ż w dewonie, lecz n a jw y ższeg o rozw oju dosięga w karbo- nie, a g a tu n e k P r o d u c tu s \ g ig a n te u s j e s t n a jw ię k s z y m okazem wśród ty c h zwie­

rząt. Obok P r o d u c tu s często s p o ty k a ją się Spirifery, p osiadające ważne znacze­

nie w poziom owaniu w a r s tw k a rb o ń sk ic h , oraz wiele innych. Z głowonogów, k t ó ­ re dążą do opanow ania mórz w okresie mezozoicznym, licznie rep re z e n to w a n e są Ortocerasy, N a u tilu sy (łodziki), co p r z e ­ t r w a ł y przez przeo lbrzym ie szeregi wie­

ków aż do n a szy c h czasów; Goniatity

i podobne do rogów m yśliw skich Cyrto- cerasy. Obok ty c h form nielicznie, jako epigoni faun poprzednich epok, w y s tę ­ pują trylobity. K rzywa rozwoju ty c h isto t sp a d a yy karb on ie ku dołowi; zbli­

ża się godzina, gdy zginą doszczętnie, aby potem nie w y stąp ić już nigdy, a s tw o rz y ć dla dzisiejszego badacza z a ­ gadkę swego u s tro ju i życia. Są znane z k a rb o n u i inne skorupiaki, a z k r ę ­ gowców, ryby. Równocześnie z fauną m orską w y s tę p u je obficie fau na lądowa, trz y m ają c się z a m k n ięty c h zatok m or­

skich i je z io r słodkich lub bagien w la­

sach k a rb o ń sk ic h . N ależą t u płucody- szne ślim aki z rodzajów Pupa i Zonites, owady, pająki, krocionogi, małżoraczki, ry b y i płazy.

Daleko je d n a k ważniejsze znaczenie w form acyi węglowej m a flora. J a k ju ż zaznaczyłem, s k ła d a się ona z paproci, l e ­ pidodendronów, syg ilary j i kalam itó w 0 wielkiej rozm aitości g a tu n k ó w , z k tó ­ rych do naszych czasów d o trw ały j e d y ­ nie nieliczne niedobitki. J e s t rzeczą ogromnej wagi, że w dolnym i średnim k arbonie niepodobna przeprowadzić śc i­

słej g ran ic y i wogóle podziału na j a k i e ­ kolwiek prowincye botaniczne. Flora w s z y stk ic h części ś w ia ta w ty c h czasach je s t jed na ko w a. Czy to w eźm iem y rośli­

n y n a jsta rs z e g o k a rb o n u (piętro Dinan- tien) w Europie, Azyi, Afryce północnej czy też w A ustralii, A m eryce północnej 1 południowej — wszędzie sp o ty k a m y te same g atu n k i. To samo j e s t w epoce środkow ego ka rb o n u (piętro W estphalien).

Pola węglowe Heraklei w Azyi Mniejszej, lub A m ery ki północnej c h a ra k te r y z u ją się tą s a m ą florą, co i zagłębie francusko-bel- gijskie, w estfalskie lub angielskie. Nie­

dawno form y Avestfalskie stw ierdzono w Oranii i są wskazówki, że z n a jd u ją się także w Saharze. Podobnie j e s t w C hi­

nach. W s k a z u je to bardzo w ażny mo­

m e n t w dziejach ziemi, mianowicie, że klim at był wszędzie mniej więcej j e d n a ­ kowy bez większych różnic strefow ych.

W g ó rn y m karbonie również można śle ­

dzić florę europejską, to j e s t rozw iniętą

z poprzedniej, na znacznych p r z e s trz e ­

niach. W Chinach (w zagłębiu Hu-nau

(4)

548 W SZ E C H ŚW IA T Ma 35

i Szan-si) znaleziono form y, c h a r a k t e r y ­ zujące s tr o p w a r s tw w ę g lo w y c h E u ro p y środkow ej. W A fryce w zagłębiu T e te n a d r z e k ą Zam bezi z o sta ły stw ierd zo ne formy, cech ujące S t e p h a n ie n dolny i górny.

J e d n a k w ty m s a m y m czasie, to z n a ­ czy w g ó rn y m k a rb o n ie , daleko n a po ­ łudniu, naprzód w A u s tra lii, a potem co­

raz to dalej, przez In d y e i Afrykę, ro z ­ w ija się o d r ę b n a flora, n iepodobna do e urop ejsk iej. Nie w id z im y w niej ani sy gilary j, ani lepid o den dro n ów , ani kala- m itów, ani n a w e t a s te r o k a la m itó w i an- n u la ry j, t a k ro zp o w sze c h n io n y ch we flo­

rze poprzedn iej. S k ł a d a się ona z p a ­ proci i s k rz y p ó w z d o d a tk ie m nielicznych d rzew ig la s ty c h . Poszczególne rodzaje zbliżają się do t y c h form, k tó re w E u r o ­ pie u k a z u ją się zn a cz n ie później, bo do­

piero w try a sie . C e c h u jąc e m i ro ślinam i tej nowej flory s ą p r z e d e w s z y s tk ie m d w a rodzaje paproci, G a n g a m o p te ris i Glos- sopteris. Od o s ta tn ie j c ała flora z o stała n a z w a n ą florą g lo so p te ry so w ą. Oprócz A u s tra lii i Indy j flora g lo so p te ry s o w ą zo­

s ta ła o d k r y ta przez Boulea n a M a d a g a . skarze, a przez S e w a r d a koło J o h a n n e s - b u r g a w Afryce południow ej. Je ż e li z w ró ­ cim y u w agę, że r ó w n o c z esn a flora z a g łę ­ b ia T e te j e s t w y łącznie florą e u ro p e js k ą (Stephanien), to m a m y o czy w isty dowód, iż r e g io n T r a n s w a ls k i sta n o w i je d n o z m iejsc, gdzie obie te flory sp o ty k a ły się ze sobą. S tw ie rd z a to tak ż e z n a le ­ zienie przez S e w a r d a obok G lossopteris form y w yłącznie e u ro p e js k ie j— S ig illa ria B rardi. D ru g i t e r e n ta k ie g o z e tk n ię c ia leży n a p o łu dn iu Brazylii i w A r g e n t y ­ nie. Te oddalone od siebie p u n k t y z n a j ­ dow a n ia się Glossopteris dowodzą, j a k ol­

brzym i obszar n o w a p ołudn io w a flora z a ­ m ie sz k iw ała w g ó rn y m k a rb o n ie . E d ­ w a rd Sues cały t e n obszar n a z w a ł ziem ią Gondw ana. Odkrycie przez A m a lits k ie g o n a d D źw in ą w form acyi p e rm s k ie j flory glosop tery sow ej obok a f r y k a ń s k ic h g a ­ dów (P a re io sa u ró w ) s tw ie r d z a dalsze ro z ­ p rz e strz e n ia n ie się tej flory i zw iązek lą ­ dów północy i południa. J e s t to p relu - dyum , m ów i H aug, do tej n iesły c h an e j im ig ra c y i flory g lo so p te ry so w ej n a pół­

noc, k t ó r a później, w epoce try a s o w e j,

da ła początek w łaściw ej florze mezozo- icznej.

W y s tę p o w a n iu flory glosopterysow ej to w a rz y s z y f a k t n iezw ykle ciekaw y.

W a r s t w y , w śród k tó ry c h się ona s p o ty ­ ka, w y k a z u ją niew ątp liw e pochodzenie lodowcowe: j e s t to w A u stralii, t a k z w a ­ n a fo rm a cy a „M uree“, w A fryce „Kar- ro o “, a w In dyach piętro talc hirskie . Od­

krycie to m a ba rd z o doniosłe znaczenie, świadczące, że w czasie, kied y w E u r o ­ pie i wogóle n a półkuli północnej p a n o ­ wał k lim a t ciepły, s p rz y ja ją c y rozwojowi flory t y p u północnego, n a południu działo się inaczej, z a m iast ciepłych dn i — s p ły ­ w ały lodowce, k lim at był zimny; s k u t ­ kiem tego, flora, p rzy z w y c z a jo n a do ł a ­ g o d n y c h w a ru n k ó w , w m ia rę postępo­

w an ia na północ, m usiała ustę p o w ać m iejsca roślinności now ej, z a h a rto w a n e j w zimnie i lepiej p rzysto sow anej do no­

w y ch w arunków .

Zanim za k o ń cz y m y k w e s ty ę k lim atu k a rb o n u , m u sim y jeszcze zwrócić u w a g ę n a na s tę p u jąc e m om enty. Należy m nie­

mać, że początkow y k lim a t k a rb o n u był ciepły i w ilgotny, ale nie tropikalny, gdyż m iędzy ró w n ik a m i nie zn a m y dziś zjaw isk, k tó re zazwyczaj u w a ż a m y za id en ty c z n e z tem i, ja k ie ongi to w a rz y ­ szyły n a g ro m a d z a n iu się w ielkich m as m a t e r y a ł u dla p rzy sz ły ch pokładów w ę ­ gla. Te zjaw iska, to w spółczesne torfo­

w iska, w łaściwe tylk o stre fo m u m ia r ­ k o w a n y m . P rz y p u sz c z a n o daw niej, i dziś w ielu uczonych j e s t tego zdania, że w ow ych czasach m u sia ły istn ie ć specy- alne w a ru n k i, s p rz y ja ją c e t a k n a d z w y ­ c z ajn e m u rozw ojow i flory. U p a try w a n o j e w większej j a k o b y ilości d w u tle n k u w ę g la w powietrzu; H aug w sw ym n a j­

n o w sz y m po d ręc z n ik u geologii, uw aża tę h yp o tez ę za n ie m a ją c ą p o d s ta w y n a u k o ­ wej, poniew aż nie została p o tw ierd z o n a przez żadne doświadczenia.

B r . R ydzew ski.

(Dok. nast.)

(5)

M 35 W SZEC H ŚW IA T 549

F. F. BLACKM ANN.

P R Z E J A W Y • Z A S A D M E C H A N I K I C H E M I C Z N E J U R O Ś L I N Y

Ż Y J Ą C E J .

(D okończenie).

Rozważmy teraz n iek tó re dane, odno­

szące się do zaw ikłanej sieci w yników p rocesu anabolicznego i katabolicznego.

Te zjaw iska w całości w y s tę p u ją może z najw iększą w y ra z isto śc ią u je d n o k o ­ m ó rk ow ych org an izm ó w saprofitycznych, o k tó ry c h m am y niew iele danych. P a n ­ na M altaux i prof. M a s s a r t *) ogłosili b ar­

dzo in te re s u ją c e s tu d y u m o szybkości podziału b e z b a r w n y c h wiciowców Chilo- m onas p a ra m a e c iu m i o czynnikach, s t a ­ nowiących w edług nich bodźce dia p o ­ działu kom órkow ego, a k tó re m i są alko­

hol i ciepło.

U czeni ci badali pod m ikroskopem czas t rw a n ia rzeczy w isteg o procesu podziału na dw a o rg an iz m y p otom ne w różnych tem p e ra tu ra c h . Z po c z ątk o w y c h 29 m i­

n u t w 15°C czas spadał do 12 m in u t dla 25°C, a potem do 5 m in u t dla 35°C.

Szybkości prze b ieg u w trz e c h t e m p e r a ­ turach, w zię ty c h co 10nC bę d ą przeto w sto sun ku: 1 :2 ,4 :5 ,7 6 , co daje współ­

czynnik 2,4 dla każdego podwyższenia te m p e ra tu ry o 10°C (fig. 5 w N-rze po­

przednim. Podział).

Z b a d a ń d o ty chczasow ych wiemy, że dla Chilomonas t e m p e r a t u r a 35°C j e s t p u n k te m k reso w y m najdalszej m e ty wzro­

stu szybkości w procesie podziału.

To tem po podziału w z ra sta więc aż do chwili, g d y zaczyna się o bum ieranie, nie w y k a z u ją c poprzednio żadnego optimum.

Poniżej 14°C nie m ożna było otrz y m ać w yników.

Mamy zatem w ca ły m sz ere g u dan y ch ściśle te n sam p ie r w o tn y s to su n e k tem-

’) Hec. de 1’Inst. botan. B ruxelles, tom VI,

1006

.

p e ra tu ry , w y k a z a n y dia procesów proto- plazm atycznych, k tó ry o trz y m u je m y dla reak cyj chem icznych w probówce.

Ta faza podziału j e s t tylko częścią cy­

klu życiowego wiciowców, a między d w o ­ m a podziałam i n a stę p u je przy sw aja n ie m a te ry a łu odżywczego z ośrodka i wzrost ciała do pełnej wielkości, odpowiedniej do n a s tę p n e g o podziału. Chciałoby się też odrazu wiedzieć, ja k i j e s t wpływ te m p e r a t u r y na długość cyklu życiowego.

Czy cała szybkość m etabolizm u została przy sp ie sz o n a w ten sam sposób, co ak- cya rozm nażania? N atu raln ie nie można śledzić ruchliw ego wiciowca i dostrze­

gać bezpośrednio je g o cy kl życiowy, to też dane zbierano przez s ta r a n n ą ocenę procentu indyw iduów będący ch w stanie istotnego podziału dla każdej te m p e r a t u ­ ry. Znaleziono, że zawsze w dowolnej te m p e ra tu rz e podziałowi ulega 4%- To dowodzi, że cały cykl życiowy j e s t s k r ó ­ cony dokładnie w ty m sa m ym s to su n k u , co i proces podziału w każdej te m p e ra ­ turze. A zatem cykl życiowy j e s t 125 min. w 35°C i 725 min. w 15°C, tak , że tu m am y znowu s to s u n e k fizyko - chem i­

czny ze współczynnikiem 2,4 dla k a żde­

go p rz y ro s tu o 10°C.

W tej rozpraw ie p. M altaux i M assarta sto su n k i te nie są u w ażan e ja k o objaw y zasad fizyko-chemicznych, lecz ja k o re- akcye bodźców, a obok j e s t podany sze­

r e g doświadczeń nad w p ły w e m nagłych zmian te m p e ra tu ry w p r z y p a d k u podzia­

łu. O ile przegląd lit e r a tu r y rozproszo­

nej może w ykazać, zdaje się być stw ier- dzonem, że nagłe zm iany te m p e r a t u r y działają j a k bodźce w ścisłem znaczeniu tego słowa. W wielu b a d a n ia c h z n a j­

d u je się potw ierdzenie, że s z y b k a z m ia­

n a t e m p e ra tu ry w y tw a rz a p ew n e reak-

cye, k tó ry c h powolne zmiany nie m ogą

w ywołać. Zw ykle, ro zp a tru ją c w szystkie

zjaw iska, uż y w a m y term in ó w z z ak resu

pobudliwości, a b r a k reakcy i o powolnych

zm ian ach t e m p e ra tu ry uw ażam y za objaw

d rug o rz ę dny. G dyby nie było dla w ła ­

ściw ych zjaw isk z z a k re su pobudliwości

żad n y ch zmian na gły c h , k tó re m ożnaby

uznać przecie ja k o zjaw isko sui generis,

to tw ierdzę, że b otanicy rozciągn ęlib y

(6)

550 W S Z E C H Ś W IA T jsfo 35

w ogólności m ilczące p rzy z w o le n ie n a te n sposób widzenia, że w s z y s tk ie trw ałe z m ia n y szybkości m etab o lizm u, s p ro w a ­ dzone przez trw a łe z m ia n y te m p e ra tu ry , m a ją c h a r a k te r pobudliwości.

Nie r o z s trz y g n ię to je d n a k , o ile się zdaje, s p r a w y sz ybk o śc i ro zw o ju b a k te - ry j o d by w a ją ce g o się w t e m p e ra tu rz e bardzo zn acznego z a k re s u zmian. Są tu różne uboczne doświadczenia, w y k a z u j ą ­ ce w a rto ś ć około 2 dla sp ó łc z y n n ik a p r z y ­ ro s tu m etab o lizm u za podw yższeniem te m p e r a t u r y o 10°C.

Nie z g adzam się z n ie k tó re m i danem i, o trz y m a n e m i dla szybkości w z ro stu w s z y ­ stk ic h roślin k w itn ą c y c h w ró żny ch t e m ­ p e ra tu ra c h . N a tu ra ln ie w p r z y p a d k u w zro stu najczęściej m ierzon eg o w labo- ra to ry u m , m ianow icie, g d y j e d n a część roślin y rozw ija się n a k o s z t zapasów , gro m ad zo ny ch przez inną, k t ó r a nie w z r a ­ sta, lecz maleje, to ogólna s u c h a w a g a nie j e s t typow ą dla w z ro stu , z k tó ry m m am y do czynienia. N a w e t dla p ro sty c h w y d łu ż e ń latoro śli w ró ż n y c h t e m p e r a ­ t u r a c h m am y zamało wiadom ości. S po­

s trz e że n ia K oppena (1870), p r z y ta c z a n e zwykle, są dziw nie n iep raw id łow e, a w wielu p r z y p a d k a c h s ta je się j a s n e m , że wydłużenie, to w arzyszące w zrosto w i o r­

g an izm ów złożonych, j e s t z ja w is k ie m za- cho d zącem raczej kurczow o, niż ła g o ­ dnie.

S z y bk ość r u ch ó w k rą ż e n ia p ro to p la ­ zmy opada n ag le w raz z t e m p e r a t u r ą , lecz liczby V eltena nie u j a w n ia j ą k r z y ­ wej lo g arytm icznej. Choć o g r a n ic z y m y się do rozw ażenia w a rto śc i dla 29°C i 9°C z n ajdziem y j e d n a k ż e , że sz y b k o ść w z ra sta p raw ie dwa ra z y dla k a ż d eg o podw yższenia t e m p e r a t u r y o 10°C i w y ­ nosi 10 m m

W

9°C, a 40 m m w 29°C. R a ­ zem w ziąwszy, te różne d a n e p o t w i e r ­ dzają ja s n o h ypotezę, że te m p e r a t u r a p rz y s p ie sz a s p ra w y życiow e w te n sa m sposób, j a k to dzieje się ze sz tu c z n em i r e a k c y a m i chem icznem i, to j e s t l o g a r y t ­ micznie w e d łu g p rzyb liżenie s ta łe g o c z y n ­ nika, o d pow iadającego p rz y ro s to w i t e m ­ p e r a t u r y o 10°C oraz, że p rzy sp ie sz e n ie m a t a k ą s a m ę rozciągłość, to znaczy, że

czy n n ik odpowiedni m a w artość leżącą między 2 a 3 *).

Żeby ty m podobieństw om n a d ać w ię­

k s z ą w ag ę, p ra g n ę w yk azać, że żad n a z i n n y c h w łasno ści m a te ry i nie pod lega przyspieszeniu w takiej rozciągłości z pod­

w y ższeniem te m p e ra tu ry . W ięk szość r e ­ akcyj w z r a s ta w szybkości nie więcej, j a k o lO°/0 n a stopień w zrostu te m p e r a ­ tu ry . W teoryi c yn etycznej gazów k a ż ­ dy p rz y ro s t t e m p e r a t u r y o stopień zw ię­

ksza r u c h y cząsteczek gazow ych i liczbę ich z d e rz e ń w za jem n y c h , lecz je d y n ie o V60/0. Ze w z ro ste m te m p e ra tu ry lepkość r o z tw o ru m aleje i zm niejsza się opór dla zm ian w e w n ą tr z niego, lecz je d y n ie w z a ­ kresie 2°/0 za podw yższeniem t e m p e r a ­ tu ry o 1 stopień. Stopień jo n iz a cy i w z r a ­ s ta także, lecz ty lk o niezm iernie mało, ta k więc żadna zn a n a zm iana w łasności fizycznych nie w y ja śn i zjawiska. Może­

m y odrzucić różne inne hypotezy, nie z a ­ trz y m u ją c się n a d niem i dłużej.

J a k k o lw ie k zatem nie całkiem o b ja ś ­ nione ale pod względem ilościowym do­

sta te c z n ie j e s t to zjaw isko s c h a r a k t e r y ­ zowane, a w e d łu g mnie, zjaw isko to j e s t r ó w n ie w ażnym czyn nik iem w o rg an i­

zmie żyjącym , j a k i w probówce. W tej m yśli u w a ż a m y tera z za u sp ra w ie d liw io ­ ne dążenie do u sunięcia z zak re su p o b u d ­ liwości w yłącznie trzeciej klasy zw iąz­

ków przyczynow ych, m ianowicie zacho­

dzących między te m p e ra tu rą , a ogólnem na tę ż e n ie m przem ian życiowych.

W n i o s k i .

P ró b u ją c bronić niezbędności działania zasad fizyko-chem icznych w komórce, nie pokusiłem się o użycie cho ćby n a j ł a t ­ wiejszej form uły m ate m a ty cz n e j, w y m a ­ ganej w ba da n ia c h ściślejszych. Bioche­

mię należy j e d n a k w rzeczy w isto ści do­

łączyć do ciągle rosnącej liczby gałęzi wiedzy, o k tó ry c h lord Bacon pisał:

*) Proponują, aby użyć w ielkości spóiczyn-

nika temperatury dla ustalenia, czy taki proces,

jak przew odzenie im pulsu wzdłuż nerwu', je st

iizycznym , czy chem icznym . Patrz K eith Lucas,

Journ. o f P hys. Tom X X X V II, 1908, str. 112.

(7)

M 35 W SZEC H SW IA T 551

„Żaden ob jaw n a t u r y nie może być n i­

g dy w y k r y t y z do sta te cz n ą subtelnością, ani p rze d staw io n y z w y s ta rc z a ją c ą przej­

rzystością, ani z a sto sow a n y do u ż y tk u z odpow iednią zręcznością, o ile się nie k o rz y s ta z pomocy i p o śre d n ic tw a m a ­ te m a ty k i" .

W szkicu, k tó ry m iałem zaszczyt p rze d ­ staw ić, rozw ażyłem k r y ty c z n ie ty lk o kil­

k a p un k tów . Pró bo w ałem raczej niejako ro zsta w ić n ie d o sta te c zn e dane w p e r ­ spek tyw ie, w której się pojawiają, a to z p u n k tu widzenia, dążącego do u p ro sz ­ czenia z ja w isk przez rozciągnięcie zasad m ec ha nik i chemicznej o ile można n a j ­ więcej na dziedzinę m etabolizm u życio­

wego. T rzeba j e d n a k włożyć dużo p ra c y k ry ty c z n ej jako ścio w ej, zanim całość s t a ­ nie się obrazem zrozum iałym.

W ydaje mi się niepodobnem w y s trz e ­ gać się u w a ż a n ia zasadniczych procesów anabolizm u, katabolizm u i wzrostu, ja k o powolnych reakcyj chem icznych, p rzy­

spieszonych k a ta lity c z n ie przez protopla- zmę i bezw arunkow o przez działanie te m p e ra tu ry . To następu je p rędko, j e ­ żeli p rzy p u śc im y przedtem , że atom y i cząsteczki m ają te sam e istotne w ła­

sności podczas swego krótkiego p o by tu w j e s te s tw ie żyjącem, j a k i e miały p rze d ­ te m i mieć będą potem .

Może więcej k r y ty c y z m u zastosować trzeba do prac, z a w iera ją c y c h dan e ilo­

ściowe, a w ten czas dopiero całość zja­

w isk życiow ych da nam jednolicie zro­

z u m iały obraz. Działalność protoplazma- ty c z n a j e s t czemś t a k wielkiem sam a przez się, a inne czynniki n a tu r y b o d ź ­ ców m ogą być postaw ione ta k często po ­ nad ty m p rzedm iotem , k tó ry m pow inny rządzić p ro ste z a sa d y m ec h a n ik i ch e m i­

cznej, że dla celów p rak ty c z n y c h działa­

nia późniejsze b y ły b y v t a k zam askow ane i z a k ry te , że m ożnab y je zupełnie prze­

oczyć. P rz y jr z a w s z y się tem u je d n a k bliżej, dochodzim y do odm ien ny ch wnio­

sków. U zasadnione j e s t tw ierdzenie, że rozległe działanie p ra w a m as i p rzy sp ie ­ szenia szybkości rea k c y i ze w zro stem t e m p e r a t u r y są oczywiście ważne d la sze­

rokiego zak re su zjaw isk.

T e ra z na t y c h z a sa d a c h opiera się po­

jęc ie szybkości rea k c y i, a z całej s p r a ­ w y w ynika, że flzyologowie m u sz ą w z ja ­ w iskach przez siebie bada n y ch j a k n ą j - dokładniej uwzględnić to zasadnicze po­

jęc ie z chemii fizycznej. W w a r u n k a c h ok reślonych dla dopływu m a te ry a łu i dla te m p e r a t u r y j e s t tu określona szybkość rea k c y i dla danej protoplazm y, a p o t ę ż ­ ne czynniki, zmieniające szybkość m e t a ­ bolizmu, j a k ciepło, odżywianie i ślady zanieczyszczeń, są czy n nik am i wpływa- jąc e m i ściśle na szybkość r ea k c y i in vi- tro.

Opierając się na tej podstaw ie, nie po­

trz e b u je m y ju ż tajemniczej nieilościowej term inologii pobudliw ości dla w y ja ś n ie ­ nia najbardziej zasad niczy ch zjaw isk, mianowicie r e a k c y i żywej m a te ry i na działanie w pływ ów zew nętrzn y ch. Zba­

d aliśm y trz y szeregi zjawisk, które, choć zw ykle zaliczane do k a te g o ry i pobudli­

wości, lepiej można objaśnić zapomocą pojęcia szybkości reakcyi. Są to: 1) s to ­ su n e k rozw oju do b ra k u zupełnego lub częściowego poszczególnych isto tn y ch składników pożywienia, 2) przy p a d k o w y w y b itn y wpływ dodaw ania d rob ny ch ś la ­ dów ciał obcych n a ca łk o w itą szybkość w z ro stu i m etabolizmu, i 3) ogólne po­

dw ojenie działalności procesów życiowych z podw yższeniem te m p e ra tu ry o 10°C.

N a s tę p n a k a te g o r y a obejm uje szereg czynników, k tó re kom p liku ją objaw y zja­

w isk życiow ych ta k , że przez to w y ra ź n a ich zależność od praw m ec h a n iki chem i­

cznej j e s t pozornie zamącona. Czynniki te m ogą ograniczać z akres zjaw isk, w in­

nych razach m ogą zmieniać szybkość re ­ akcyi procesu katabolicznego, np. przez zm ianę zasobu m atery ałó w niezbędnych do pełnego przebieg u reakcyi. T y m to sto sunkom można przypisać c h a r a k te ­ r y s ty c z n y objaw zjawisk bardziej złożo­

n ych procesów życiow ych i zupełnie n ie ­ zn a n y w św iecie organicznym , m ianow i­

cie objaw t. zw. optim um .

Nakoniec ponad tem w sz y stk ie m stoi p ierw sza k a te g o r y a zjawisk, k tórą godzi­

m y się jeszcze uw ażać za m ającą cha­

r a k t e r pobudliwości. Z p u n k tu widzenia

m etabolizm u i szybkości rea k c y j wiele

ze zja w isk w y d a je się bardzo pospolite-

(8)

552 W S Z E C H S W IA T .Ne 35

mi, chociaż ich znaczenie biologiczne j e s t ogrom ne. Pom yślm y, j a k m ałe s k r z y ­ w ienia tropiczne ło d y g i k orzeni zmie­

n iają nasz pogląd ilościowy; n a w e t n ie ­ znaczne przem ieszczenie ro zk ła d u w zro ­ s tu n a obie s tr o n y o rg a n u będzie w y ­ tw arzało różnicę m iędzy w a r u n k a m i po- m yślnem i, a zupełną z a gład ą, pomiędzy życiem, a śmiercią.

Z obecnego n a szego p u n k t u w idzenia p ogląd t e n nie po w in ien rozszerzać się n a nasz h o ry zo n t m g lis ty c h pojęć p o b u ­ dliwości. P o w in n iś m y p rze to narazie od­

łożyć b a d a n ie zasad m ec h a n ic z n y c h , r z ą ­ d zących z ja w is k a m i pobudliw ości i p r z y ­ spieszyć czas, g dy , n a zasadzie do ciekań nau k o w y c h , będziem y mogli u ją ć w p r a ­ w a i u p o rzą d k o w ać te n te r e n b a d a ń , k t ó ­ ry n a m w przó d objąć należy, a k tó ry m o g lib y śm y n a z w a ć c h e m icz n y m p o d k ła ­ dem życia. U c z y n iw s z y to, będ ziem y m ogli o dw ażyć się n a rozłożenie naszego la b o r a to r y u m bliżej z ja w is k po budliw o­

ści p ro to p la z m a ty c z n e j i w y k o n a ć bezpo­

śre dn i a t a k n a to pojęcie p a n u ją c e i bę dące p ierw szem g ro źn e m p rze d m u rz e m t e r y to ry u m z ja w isk czysto życiow ych.

Tłum . J. G.

Prof. JENO CHOLNOKY (z K oloszw arn).

S Z T U C Z N E N A W O D N I A N I E P Ó L W A Z Y I Ś R O D K O W E J A W Ę ­

D R Ó W K I L U D Ó W .

(Dokończenie).

J a k w id zieliśm y wyżej, zniszczenie u rz ą d z e ń iry g a c y jn y c h może być albo nagłe, albo stopniowe. P ierw sze w y w o ­ ły w a n e b y w a przez trz ę sie n ie ziemi, o b e rw a n ie się c h m u r y i s p u s to sz e n ia , u c zynio ne przez w roga. L iczniejsze są nieszczęścia, s p ro w a d za ją ce sto pniow e zniszczenie, a mianowicie: zm iana kli­

m a tu , zm ian a b ieg u rz e k i lub jej pozio­

mu, w reszcie niedb alstw o a d m in is tra c y i.

G w ałtow ne zniszczenie w y w o łu je s t r a ­

szne s k u tk i dla m ieszkańcó w oazy. Gro­

zi im ś m ie rć głodowa pośród p u s ty n i, n a której potrafi się u trz y m a ć ty lko k o czo ­ wnik; n a z n a jd u ją c y c h się zaś w s ą ­ siedztw ie dobrze strzeżony ch i bronio­

n ych n a w o d n ia n y c h obszarach niem a m ie jsc a dla d o tk n ię ty c h k a ta s tro fą , gdyż cała ilość w ody j e s t ju ż ta m w z ię ta do uży tk u . D o k ą d m ają się udać? O n a ­ praw ie urządzeń iry g a c y jn y c h nie może b y ć m ow y, bez n a w o d n ia n ia j e d n a k nie w yrośnie ani jed n o źdźbło tra w y . Jakiż s m u t n y widok p rze d s ta w ia ją w yschłe k a n a ły i zniszczone zasiewy! Lu dno ść za b iera swe rzeczy n a wozy i dąży do z nalezienia k rain y , gdzie można u p r a ­ wiać pola i bez u r z ą d z e ń iry g a c y jn y c h lub też zaprow adzić nowe. W yw ędro- w anie może się okazać zbaw czym ś ro d ­ kiem , skoro zalud n ien ie stepów nie j e s t je s z c z e t a k gęste, by k a ż d y k a w a łek zie­

mi był ju ż zajęty . W te n sposób udało się znaleźć ucieczkę na te r y to ry u m r o s ­ sy js k ie D unganom , C h iń c z y k o m —m a h o ­ m etanom , w y p a r ty m z powodu swego w y z n a n ia z T u r k e s ta n u W schodniego i p o g ran ic zn y c h prow incyj chińskich.

W do linach Ili i Czu było jeszcze wolne m iejsce, n a k tó re m m ogli się znów spo­

kojnie o d daw ać sw y m zajęciom.

Co j e d n a k czeka m ieszkań ców oazy, g d y nie u d a się im znaleźć m ie jsc a u c ie ­ czki? Zm uszeni są wówczas niepokoić s w y c h sąsiadó w lub inne bardziej odda­

lone plem iona osiadłe, nie z n ające n a w e t tych , k tó rz y zm uszeni zostali do w ę­

drów ki. P ró b u ją naprzód może p o d stę ­ pem, a później siłą, osiąść n a d w szy stk o ożyw ia ją c ą wodą. Liczba zew sząd w y p ę ­ dzanych, bezd om ny ch wędrowców z m n ie j­

sza się; coraz to k tó ry ś ubywa; śm ie r­

telność pośród nich j e s t znaczna, je d n y m u d a je się osiąść na stałe, inni zdobyw ają to praw o podstępem lub siłą, wreszcie b rze m ie n n a nieszczęściami c h m u ra spo­

ko jnie p rze c ią g a dalej.

N agłe zniszczenia urządzeń iry g a c y j­

n y c h po w od ują zw ykle upadek jedn ej ty lk o oazy, nieszczęście nie rozszerza się n a ob szar większy. M ieszkańcy opusz­

czają j e d n i za d ru g im i o gniska domowe

i zam ieszanie w z ra sta wraz z liczbą oaz

(9)

Ko 35 W SZECHŚW IAT 553

opuszczonych. Idąc n a poszukiw anie no­

wej k rain y , w ych odźcy łączą się w co­

raz większe g ro m a d y , koczownik, który przyzw yczaił się ju ż bardzo do „sw ego“

osiadłego ludu, nie pozostaje bezczyn­

n ym wobec tych ruchów . J e s t on ściśle zw iązany z tą sw o ją „lepszą polow ą“

i nie może istnieć bez rolników. Niepo­

kój przenosi się więc i na koczowników.

Bardzo to n iebezpieczna oznako! Dopóki jeszcze w ładza ma siłę, może je j się ud ać przyw rócić p orządek d ro gą pokojow ą lub orężem; w razie słabości władzy, n a s t ę ­ puje przew rót.

Koczownik nie opuszcza swoich rolni­

ków, lecz śpieszy im z pomocą i staje n a czele wychodźców, by zdobyć dla nich now ą ojczyznę. Nie j e s t to znów ta k ła ­ twe. S y n stepów nie n aw yk ł ulegać, lecz żąda stanowczo; skoro zaś nie speł­

niają je g o żądań, c h w y ta za oręż i w y ­ pędza m ieszkańców k raju, k tó ry ma być zdobyty; osadza ta m swoich i cofa się nastę p n ie w stepy, by i n a nich również zapanow ać. P o trz e b u je bowiem p astw isk .

Jeżeli su sza t r w a stale, albo, w łaści­

wiej mówiąc, ilość w ody rz e k górskich stale się zmniejsza, opisane wyżej k a ta ­ strofy n a s tę p u j ą j e d n a za d ru g ą. To samo dzieje się w przelu dn ion y ch obszarach w razie n ie d b a ls tw a a d m in istra c y i. W s z ę ­ dzie w y b u c h a ją zam ieszki wśród ludno­

ści, j e d e n p rzeszkadza d ru g ie m u w sp o­

kojnej pracy, aż w reszcie rozpoczyna się wędrówka.

Na stepie n iem a j u ż w olnego miejsca, zapasy żywności są n a wyczerpaniu w s k u ­ tek długich niepokojów, u rządzenia i r y ­ g a cyjn e zepsute, wsi opustoszone i znisz­

czone, aż wreszcie w y s tra s z o n a ludność rozpaczliwie szuka ucieczki. Można j ą j e d n a k znaleźć ty lk o w takiej okolicy, gdzie ziem ia w y ż y w ia roljiika i bez s z tu ­ cznego naw odniania. W s z y s c y dążą więc ku obwodowi stepów.

Najbliżej leżą Chiny. Dopóki n a obsza­

rze dzisiejszych Chin nie w y tw o rz y ła się zorgan izow an a państw ow ość, łatw o się było ta m dostać. C hińczycy rówmież w te n sposób przybyli do swej obecnej ojczyzny; wiemy z całą pewnością, że przyw ędrow ali oni z oaz, z n a jd u ją c y c h I

się u północnych zboczy N an-Szanu czyli Gór Richthofena. W ta rg n ię c ie ich pod o ­ bne je s t do w ta rg nię cia W ęgrów . Nie wytępili ludów, które zastali, lecz podbili j e i osiedlili się pośród nich.

Tutaj w inienem wspomnieć o jed ne j rzeczy, k tó ra , choć brzmi paradoksalnie może, j e s t je d n a k w ud erz a ją c y sposób p o tw ierd z an a przez historyę.

W czasach p ry m ity w n e j k u ltu r y n a ­ wodniane obszary są zawsze gęściej za­

ludnione, a ich m ieszkańcy posiadają wyższą k u ltu rę , niż ludność okolic, n a ­ dających się do ro ln ic tw a i bez irygacyi.

O gniska k u ltu r y z najdow ały się i w s t a ­ rożytności i później — w y ją w sz y E u ro ­ pę — zawsze wśród sztucznie n a w o d n ia ­ n y ch obszarów. Egipt, A syrya, Babilon, Indye, Azya Mniejsza, P e r s y a —w szystko to są k r a je ze sztucznem i n a w o d n ia n ia - mi. N a w e t i w A m e ryc e ta m tylko m o ­ g ła się w y tw o rz y ć wyższa k u ltu r a , gdzie naw odniano pola, a mianowicie w Me­

k s y k u i P e ru na bezodpływ owych ob sza­

rach, podobnych do azy aty c k ic h . Czyż nie j e s t to godne uwagi? Pola Rzymian i Greków również były naw odniane, m n ie ­ m am n a w e t —nie wiem, czy słusznie —że k olebką Odrodzenia nie c a łk iem p rzyp ad ­ kowo została sztucznie n a w o d n ia n a do ­ lina rze k i Po.

Żadną m iarą nie mogę p rz y p is y w a ć p rzypadkow i, a b y sztucznie n a w o d n ia ­ nym obszarom w ypadło o d eg rać p rzo d u­

j ą c ą rolę w historyi k u ltu r y ludzkiej.

W y d a je się, j a k g d y b y człowiek w te d y tylko m ógł być zdolnym do rozw oju k u l ­ tu raln ego, gdy j e s t zmuszony pracow ać, walczyć. Tam tylko z n a jd u ją się z a s a d ­ nicze w a ru n k i postępu, gdzie człowiek tylko przez fizyczne i duchowe w ysiłk i może sobie zapewnić, śro dk i do życia.

Nie j e d e n w tedy dopiero zaczyn a p r a c o ­ wać i myśleć, g d y j u ż niem a z czego żyć. Dopiero skoszto w aw szy głodu, c h w y ­ ta się prac y i dochodzi często do jeszcze większego d ob robytu, niż poprzednio.

To, co się sto su je do jed n o ste k , sto­

suje się również do historyi całych lu ­

dów; łatwo to zrozumieć, biorąc pod u w a ­

gę, że tylko to społeczeństwo zdolne j e s t

do rozwoju, którego każdy członek z m u ­

(10)

554 W SZ E C H ŚW IA T jNT® 35

szony j e s t pracow ać, chcąc sobie z a p e ­ wnić u trz y m an ie . S p o ł e c z e ń s t w o , z ł o ż o n e z p r ó ż n i a k ó w , s k a z a n e j e s t n a z a g ł a d ę .

W s z y s tk o to raz e m sp raw ia, że m ie ­ sz k a ń c y obszarów n a w o d n ia n y c h m ogą być p rze d staw ic iela m i daleko s z yb szeg o rozwoju, niż m ie s z k ań c y krajów, leżących na obwodzie, gdzie życie j e s t łatw iejsze.

N a tu ra ln ie , m am y wciąż n a m yśli p r y m i ­ tyw n e stopnie k u ltu r y , poniew aż w w a ­ r u n k a c h dz isie jsz ych lu d no ść E u ro p y w alczy o b y t w rów nie ciężki sposób, j a k m ie sz k ań c y n a jlichszy ch stepów , t y l ­ ko, że w alkę tę w y w o łu je p rzeludnienie.

Gęste zaludnienie pow staje w k r a ju , gdzie życie j e s t łatw iejsze, nie w s k u te k n a t u ­ r aln e g o p r z y r o s tu ludności, lecz, j a k s ą ­ dzę, w s k u te k im igracy i, m ającej sw e p o ­ ś redn ie lub b e zp ośrednie źródło w s z t u ­ cznie n a w o d n ia n y c h o b szarach . Chiny, In d y e i E urop a o trz y m a ły przez bezpo­

ś re d n ią im ig ra c y ę g ę ste zaludnienie, g d y tym c z ase m g ę sto ść z a lu d n ie n ia A m e ry k i zw iększa się przez im ig ra c y ę z Europy, k tó ra za p o śre d n ic tw em o bszarów n a w o ­ d n iany ch s ta ła się zdolna do rozw oju.

Dopóki lud no ść A m e ry k i nie o sią g n ę ła tego sto p n ia gęstości, k tó ry j ą zm usza do z d o by w an ia w tw a rd e j walce ś ro d k ó w do życia, nie m ogła r y w a liz o w a ć z E u r o ­ pą. Dopiero, g d y w s k u te k p r z y r o s tu l u d ­ ności, życie stało się tru d n i e js z e m i w A m eryce, zaczęła się tam rozw ijać k u l tu r a samodzielna.

Są to bardzo zn a m ien n e zjaw iska, k t ó ­ re, p ob ud zając do m y ślen ia, um o żliw iają rów nież do pew nego s to p n ia w n ik n ięc ie w rozwój św iata zwierzęcego i są, m ożna powiedzieć, pow ołane do ro zsz e rz e n ia i rozw inięcia teoryi D arw in a.

Pow róćm y j e d n a k do s z u k a ją c y c h u c i e ­ czki m ieszkańców oaz, k tó rz y d ążą do krajów , położonych n a obwodzie step ó w . Dopóki C h in y były z a m ies z k a n e przez au tochtonów , w ę d ró w k a do tego k r a ju nie była zw iązana ze zn a cz n iejsz em i t r u ­ dnościami. Skoro j e d n a k p r z y b y ły lu d y z obszarów n a w od n ia ny ch , przynosząc ze sobą wyższą k u ltu rę, stało się możli- w em położyć ta m ę dalszy m w t a r g n i ę ­ ciom. Chińczycy bronili się szańcam i od

w ta rg n ię c ia koczowników, podobnie j a k Rzym ianie. J e d n a k ż e , gdy szańce R zy­

m ian by ły zw yczajnem i okopami ziemne- mi, Chińczycy budowali praw idłowe mu- ry, k tó ry c h szerokość pozwalała d o s ta ­ tecznej ilości k o n n ic y znaleźć w każdym c zasie dla siebie m iejsce n a samej ścia­

nie. P od ziw iam y wspaniałe wały o bro n ­ ne R z y m ia n i gotow iśm y w ty m podzi­

wie przypisyw ać im często więcej, niż im się słusznie należy; w iększa część np.

z n a jd u ją c y c h się n a W ęgrzech szańców s ta r s z a j e s t od czasów rzym skich. Mur C hiński w zbudza w n a s ty m c z as e m u śm iech politowania, ja k o św iadectw o tch ó rz o stw a, k tó re p rzyp isuje m y C h i ń ­ czykom jeszcze bardziej niesłusznie, niż ja k ie m u k o lw ie k in n e m u ludowi. W s p a ­

niały m u r chiń sk i miał ty m czasem ten sam cel, co i szańce Rzymian, a m ia n o ­ wicie o ch ran iać pola u p ra w n e przed w ta rg n ię c ie m koczowników. Gdy j e d n a k Rzym ianie nie zbudowali murów , zado­

w a la ją c się przew ażnie gotow em i już okopam i ziemnemi, Chińczycy, rozp orz ą ­ d z a ją c y znacznie w ięk szą siłą, potrafili w znieść pośród jeszcze Avięksźych n ie b e z ­ pieczeń stw j e d n ę z n ajw iększy ch b u d o ­ wli św ia ta , ów olbrzym i m u r chiński, k tó ry zapew niał Chinom spokój w e w n ę ­ t rz n y w ciągu tysiącoleci i zawiódł w ó w ­ czas dopiero, gdy władza tro n u c h iń ­ skiego całkiem upadła. Zadaleko za p ro ­ w adziłoby nas, gd y b y m chciał bliżej roz­

p a trz y ć w sz y s tk ie wypadki, kiedy n a p i e ­ rają ce hord y koczowników ro zbijały się o m u r chińsk i,—j e s t to zadanie historyi.

Nie m ożem y zająć się t ą k w e s ty ą w r a ­ m ach niniejszej rozpraw ki. (Bliższe w ia ­ domości z a w a rte są w dziele Richthofe- na ,,C hin a“).

Zupełnie p ew n em j e s t , że ilekroć E u ­ ropie groziło niebezpieczeństw o ze s tr o ­ n y Azyi, pierw sza wiadomość o niem tej treści, że j a k a ś h o rd a koczowników zo­

s ta ła o d p a rta od m u ru chińskiego, z n a j­

duje się w rocznikach chińskich. W k il­

k a lat później h is to r y a E u ro p y za pisu je w ta rg n ię c ie dzikich hord a z y a ty c k ic h do k rajów cyw ilizow anych (t. j. chrześciań- skich). Roczniki chińskie daleko w cze­

śniej m o g ły b y nas poinform ow ać o w t a r ­

(11)

N i 35 w s z e c h s w i a t 555

g nięciu H u nn ów lub Aw arów , niż źródła europejskie.

W ta r g n ię c ie Mongołów było podobną do in n y ch falą, od bitą od m u ru c h iń s k ie ­ go. N a n a w o d n ia n y ch obszarach

wt

s te ­ pach panow ało przeludnienie, j a k a ś p r z y ­ c zy n a zachw iała ró w now agę i ludność ruszyła, sz u k ają c drogi k u obwodowi.

Naprzód probow ano w ydo stać się ze s te ­ pów w k ie r u n k u Chin, lecz a t a k po ­ w s trz y m a ł opór m u ru chińskiego. W ó w ­ czas o d b ita fala sk ie ro w a ła się do E u r o ­ py, gdzie je j nie zastąpiły drogi żadne szańce ani m ury, n a js k u te cz n iejsz a o bro ­ n a przeciw ko n a p a d o m najezdników , ani też żadna silna arm ia. Bezbronne kraje w y d a n e zostały n a spustoszenie. Na W ę ­ grzech p ierw szy poważny opór n a p o tk a ły h o rd y koczow ników n a rów ninie Muhi n a d rze k ą Sajó. Dlaczego ta m właśnie?

P y ta n ie to również j e s t bardzo in te r e s u ­ j ą c e ,. tru d n o je d n a k ż e podnieść zasłonę dawno ub iegłych czasów. G dyby mógł przem ówić ów n iem y kanał, zw any przez lud Csórsz (albo Tszorsz od sło w iańsk ie­

go „czart"), m óg łby n am pew no n a nie odpowiedzieć. Praw dopodobnie zn a jd o ­ w a ła się ta m najgęściej zaludniona część W ęgier, w z w ią zk u ze sztucznem n a w o ­ dnianiem , istn ieją ce m tam od n ie p a m ię t­

n ych czasów.

N a p ie ra ją c y koczownicy złam ali słaby opór, król Bela m usiał r a to w a ć się u c ie ­ czką. D unaj p o w s trz y m y w a ł jeszcze j a ­ k iś czas n a p astnik ów , skoro je d n a k ż e za­

marzł, mieli ju ż w olną przed sobą drogę aż do morza. W N iem czech p o w s trz y ­ m y w a ły ich wpraw dzie zam k i Jo han n i- tów, lecz i one nie m o głyb y się dłużej opierać, g d y b y siła rozproszonych, n ie­

zgodny ch hord nie rozbiła się o sw a ry w e w n ętrzn e .

I jeszcze raz ro zległ się okrzyk: Tata- rzy (właściwiej mówiąc Mongołowie) idą!

W ów czas j e d n a k nie doszli oni do W ę ­ gier, gdyż udało im się p rzełam ać m ur c hiński i zaw ład nąć tro n e m chińskim;

w stą p ił n a ń han Kublai, z którego im ie­

niem wiąże się ś w ie tn a epoka h istoryi chińskiej, z ta k im podziw em p r z e d s ta ­ wiona przez M arka Polo. Dowodzi to również, że koczownicy nie byli byn aj- |

mniej tak im i ba rba rz yń ca m i, za j a k ic h uchodzili w Europie.

Z daleko większemi tru d n o śc ia m i zw ią­

zane są bad ania nad daw niejszem i w ę­

drów kam i ludów oraz ich porównanie z d a n e m i historyi chińskiej. Lecz i w tej dziedzinie p r a c a badawcza znajduje się w p e łn y m biegu, zwłaszcza n a p o d s ta ­ wie odk ryć archeologicznych Aurelego Steina, k tó ry znajduje się bez w ątpienia n a w łaściwej drodze do w yja śn ie n ia t e ­ go, można powiedzieć, najw ażniejszego zag adn ienia w historyi ludzkości.

W ę d ró w k i ludów m usim y uw ażać s t a ­ nowczo za najw iększe w y d a rz en ia dzie­

jowe. Były one dotychczas t a k mało wyjaśnione i ta k tru d ne do zrozumienia, że h isto ry k niec h ę tn ie się niemi z a jm o ­ wał; tym czasem niema, zdaje się ż a d n e ­ go epokowego zdarzenia, k tó re b y nie znajdow ało się w pew n ym zw iązku ze szczególną n iesta łą ró w n o w a g ą h isto ry ­ czną obszarów naw odn iany ch. K u ltu ra Mezopotamii i jej oddziaływ anie n a hi- s to ry ę k rajó w n ad śródziem nom orskich i zachodnio-azyatyckich; dążen ia Persów do podbicia świata; przybycie Hindusów do ich obecnej ojczyzny, oraz ustró j k a ­ stow y, k tó ry tam powstał; przybycie C hińczyków i ich w y so k a k u ltu ra ; do p ew nego s to p n ia cała h is to r y a Egiptu;

biblijne w ędrów ki Żydów i ich rozpro­

szenie; ro zkw it k u ltu r y greckiej lub, wła­

ściwiej mówiąc, przybycie przodków Hel­

lenów do Grecyi; upadek p a ń s tw a Rzym ­ skiego; w ielka w ę d ró w k a ludów; n ajazdy Hunnów i Awarów; przybycie W ę g ró w i Kumanów; w targn ięcie Mongołów, nie­

słusznie zwane n ajazdem ta ta rs k im ; być może również i podboje Turków, bez w ą tp ie n ia je d n a k ż e św iatow a p otęga A ra ­ bów, a zwłaszcza epoka ich rozkw itu w Hiszpanii (Huertas); w y so k a k u ltu r a a m e r y k a ń s k a Inków i A zteków —w szy­

stk o to są najw iększej w agi w ydarzenia dziejowe, będące w ścisłym związku ze sztucznem naw odnianiem .

Z powyższego w y nik a, że nie szkoda prac y n a zajęcie się w bardziej w yczer­

p u jąc y sposób k w e s ty ą sztu czn ego n a ­

w odniania w stepach. Mamy wrażenie,

że dopiero tera z zaczyna wznosić się

(12)

556 W SZ E C H ŚW IA T JVś 35

słońce, m ające ośw ietlić te d o tą d ciem ne k a r t y dziejów. J u ż widzim y p ie rw s z y b rza sk budzącego się d nia i u k a z u ją się n am nieja sn e z a ry sy cieniów olbrzym ów, k tó r y c h u w a ż a liśm y za karłów . Obraz nie odpow iada n aszym oczekiw aniom . Być może, będzie się n am d opó ty w y d a w ał dziw nym , dopóki nie s ta n ie p rze d n a m i w p e łn y m blask u ś w ia tła nauki. W ó w ­ czas u z n a m y za n a tu r a ln e to, co nas trw ożyło o zm ro k u i w y d a w ało się ob- cem.

Tłum. S. J'oniatowski.

P R Z E M I A N A E N E R G I I S Ł O N E C Z ­ N E J N A S I L Ę M E C H A N I C Z N Ą .

Słońce w y s y ła n a m p rzez sw e liczne p r o ­ m ieniow ania w ie lk ą ilość ciepła, k tó re , g d y ­ b y ś m y j e całkow icie zam ienili n a p ra c ę , d a ­ ło b y w e d łu g L a n g l e y a w y d a jn o ść około

2 , 6

koni p a r o w y c h n a m e t r k w a d r a t o w y p o ­ w ierzch n i w y sta w io n e j n a p ro m ie n io w a n ie słoneczne. Są więc z u p ełn ie u p r a w n io n e p r ó b y z u ż y tk o w a n ia te g o ciepła, z am ien io ­ neg o na siłę m e ch an iczn ą i o d d a w n a ju ż s ta r a n o się o to; nie w y s ta r c z a je d n a k , g d y ch c e m y o tr z y m a ć siłę p o ży te c z n ą, k o r z y s t a ć z je d n e g o źródła ciepła; p o tr z e b a rów nież s p a d k u t e m p e r a t u r y , a k o r z y s ta n ie z niej dla celów p r z e m y s łu j e s t t e m tru d n ie js z e , im słabszy j e s t te n s p a d e k , podobnie, j a k to w idzim y dla sp ad k ó w wody i z te g o sa­

m ego pow odu, mianow icie w s k u t e k c e n y i wielkiej ilości przyrządów , p o t r z e b n y c h do z u ż y tk o w y w a n ia t y c h s ła b y c h sp a d k ó w . To rów nież opóźniło do tej p ory w h y d r a u lic e u ż y t k o w a n ie z energii księżycow ej p rzez p o ­ śr e d n ic tw o p rz y p ły w ó w i o d p ły w ó w morza.

W ielu w ynalazców pró b o w ało w y z y s k a ć ciepło słoneczne; między innem i we F r a n c y i M o u c h o t (1871) i Tellier, w S zw ecyi— E r i c - son (1883). ' M o u c h o t i E r i c s o n s ta r a li się s k u p ia ć pro m ien ie słoneczne ta k , ab y ich cie płem doprow adzić do w rzen ia w odę lu b in n ą ciecz, od niej lotniejszą, w kotle, na k t ó r y m s k u p ia n o p ro m ien ie z w ie rc ia d eł s to ż ­ k o w y c h , lub p a ra b o liczn y ch . Z w ie rc ia d ła t e b y ły j e d n a k bardzo drogie: w razie n a j ­ bardziej s p rz y ja ją c y c h w a r u n k ó w t r z e b a było około dziesięciu m e tró w k w a d r a t o w y c h p o ­ w ierzch n i n a k o n ia p a ro w e g o , ta k , że p o ­ mim o w ielkich su m p ien ię ż n y c h , k tó r e m i

j

E r i c s o n rozporządzał i pom im o swej p o m y ­ słowości, m usiał z a rz u c ić swój w y n a la z e k ,

pośw ięciw szy n a ń więcej, niż p ięćset t y s i ę ­ c y fran k ó w . J e d e n z o s ta tn ic h p rz y rz ą d ó w teg o rodzaju, u s ta w io n y w P asadenie, w K a ­ lifornii, d aw ał zaledwie

1 0

H P wobeo po­

w ierzchni zw ierciadlanej 930 m e tr ó w k w a ­ d r a t o w y c h 1).

T ellier około r o k u 1885 zaproponow ał a n a w e t sam w części u rz e c z y w istn ił u ż y t-

; k o w an ie ciepła słonecznego przez b e zp o śred ­ nie p o c h ła n ia n ie teg o ciepła w kotle płas-

i

kim o wielkiej p o w ierzch n i wody, lub cie­

czy lotniejszej, tak iej np. j a k a m oniak, lub

| s ia rc z e k węgla, z n ajd u jącej się między p ły ­ ta m i żelaznemi, k t ó r e w y n a la z c a nazw ał pły-

i

ta m i kalo ry czn em i.

Zwierciadła, o ile się zdaje, b ę d ą zupełnie zarzu co n e, nowsi zaś w ynalazoy p o w racają do pom ysłów Telliera, w k ład ając w nie p ra ­ cę wy trw a lsz ą i daleko obfitsze środki, niż te, k tó re m i rozporządzał w y n alazca fra n c u s ­ ki. Zdaje się też, że ich s ta r a n ia w k ró tc e p o w in n y dać w y n ik i dodatnie, j a k to można sądzić z dośw iadczeń d w u inżynierów am e- i r y k a ń s k io h , S h u m a n a i Willseego 2), wyło-

| żo n y c h przez G u s ta w a R ic h a rd a na je d n e m z o s ta tn ic h z e b ra ń Societe d ’E n c o u r a g e m e n t p o u r l ’I n d u s t r i e n ationale. P r z y t a c z a m y p o ­ d ł u g niego n a s tę p u ją c e szczegóły:

S h u m a n u ż y w a jak o p ł y n u w praw iającego w r u c h p o p r o s t u wody, a mianow icie zużyt- k o w u je bezpośrednio p a r ę w tu r b i n i e o ni- skiem ciśnieniu.

K o cieł S h u m a n a je s t z b u d o w a n y n a zasa-

j

dzie cieplarni, to j e s t własności, j a k ą posia­

d a szkło szybow e, k t ó r e prz e p u sz c za ciepło pro m ie n i sło n e c z n y c h i nie pozwala m u p o ­ w ra c a ć do atm o sfery . Kocieł t e n składa

j

się z w ielkiego zbio rn ik a w ylanego asfaltem j i w yżłobionego na w zór sadzawki o małej

| głębokośoi. Dla

1

000 H P w k lim acie na- I p r z y k ł a d ta k i m j a k w E g ip c ie , boki tej p o ­

w ie rz c h n i m ia ły b y sto d w adzieścia m etrów , d n o asfaltow e o g ru b o śc i p ię c iu c e n t y m e ­ tr ó w , p o k r y t e w a rs tw ą w ody o siedem dzie­

sięciu p ię c iu m ilim e tra c h , za o p a trz o n e ze s t r o n y pó łn o cn ej i południow ej ogrodzeniem d r e w n ia n e m , lu b Żelaznem, o wysokości t r z e c h m e tró w , z zach o d u zaś i ze w sc h o ­ d u p ro s to p a d łe m i szybam i o te j samej w y ­ sokości. P o n a d wodą u tr z y m u j e się w a r­

s tw ę parafin y o g ru b o śc i 1,5 m m , a w te n sposób z b u d o w a n y zbio rn ik j e s t otoczony szybam i szklanem i, opraw ionem i w drzewo n a 0,15 m po n ad wodą. Ścian y zbiornika są z d rz e w a n asy co n eg o kreozotem , o d p o r­

niejszego n a działanie słońce i mniej u le g a ­ j ą c e g o zniek ształcen io m , aniżeli żelazo.

W oda s p ły w a wolno pod p okład parafiny,

*) E n gin eerin g N ew s 9 V, 1909.

3) E n gin eerin g N ew s 13 V, 1909.

(13)

M 35 W SZEC H SW IA T 557

k t ó r a p o c h ła n ia ciepło i zup ełn ie u s u w a po- I trz e b ę d ru g ie j p ow ierzchni szklanej; z teg o ' zbiornika w oda p rz e p ły w a albo w p ro s t do tu r b i n y , albo do d ru g ie g o zbiornika, o d w u ­ d z ie s tu d w u m e t r a c h śro d n icy n a dziewięć m e tr ó w w ysokości, k t ó r y n a g ro m a d z a wodę p o tr z e b n ą do p r a c y w nocy, lub w w ieczo ­ r y i p o ra n k i, p oniew aż słońce działa w ca­

łej pełni t y l k o podczas sześciu godzin na dw adzieścia c z te r y . W oda ciepła ze zbior­

n ik a pierw szego, lu b z górnej jeg o części

j

p rzech o d zi do t u r b i n y i t e m p e r a t u r a jej z chw ilą p rzejścia do t u r b i n y , spada z dzie- { więdziesięciu p ię c iu stopni n a p rz y k ła d n a czterdzieści, a po w y k o n a n iu p ra o y w t u r - ! binie przechodzi do kondensatora-, z teg o ! k o n d e n s a to r a w oda zim na w ra c a na dno i zbio rn ik a, z a o p a trz o n eg o w liczne otw o ry , k t ó r e pozw alają na powolne odpłynięcie wo- I dy ciepłej zanim zmiesza się z chłodną.

W przy rząd zie t y m , k t ó r y je s t dopiero w p rojekcie, S h u m a n oblicza na dwieście fra n k ó w na i H P u rządzenie sw ego k o tła o p o w ierzch n i s t u d w u d z ie s tu m e tró w k w a ­ d r a to w y c h , k t ó r y p o d łu g niego zmieniać t r z e b a co dw adzieścia lat. J e s t to oczyw i­

ście t y l k o p rz y p u sz c z en ie , ale opiera się ono n a r e z u l t a t a c h z liczn y ch doświadczeń, o d ­ b y t y c h w r. 1907, w małej in stalacy i p r ó ­ bnej, urządzonej w Filadelfii, a składającej się z w ężow nicy, um ieszczonej w cieplarni 0 6 X 18 m e tr a c h , o d w u szybach, oddzie-

i

lo n y c h w a r s t w ą po w ietrza. Woda, o grzana m niej więcej do s t u stopni pod w p ły w em pro m ien i sło n e c z n y c h , p o ru szała m aszynę sto jącą o c y lin d rz e 230 X 250 mm, z k tó rej znów w y p ły w a ła do k o n d e n s a to r a p o w ie trz ­ nego. Owa p r ó b n a in s ta la c y a znakomicie fu n k c y o n o w a ła w la ta c h 1907 i 1908 i d o ­ prow adziła do re z u lta tó w , n a k t ó r y c h mo- | żna by ło się oprzeć w b a d an iu p r o j e k t u , urz ą d z e n ia o w y d ajn o ści 1 000 koni paro- | wych..

Willsee u ż y w a t a k j a k i S h u m a n k o tła z szybam i, lecz w je g o sy stem ie ciepło w o­

dy zam ienia w p a r ę ciecz bardzo lotną, a m oniak, lub d w u t l e n e k siarki, k tó re j p a r a j m a w y k o n a ć w d o sto so w an y m m otorze obieg I z a m k n ię ty , b ardzo z n a n y w te g o rodzaju j p rz y rz ą d a c h . .

Willsee u rząd ził j u ż kilka instalacyj sw e­

go s y s te m u ; o s t a t n i a w N eedles, w Kalifor­

nii, z k o tła m i o s t u mniej więcej m e tr a c h k w a d r a to w y c h , pozwoliła nagro m ad zić siłę około 15 H P . J a k o p ły n u lotnego u ży w a t u t a j d w u t l e n k u siarki.

W e d łu g r e z u lta tó w k ilk o le tn ic h b adań p r a k t y c z n y c h , Willsee oblicza mniej więcej na dziewięć fra n k ó w n a m e t r k w a d r a to w y cenę swego k o t ł a w raz z je g o d o d a tk a m i 1 u w a ż a , że kocieł te n m ó g łb y p ochłaniać w okolicach poniżej trz y d z ie ste g o c zw arteg o

rów noleżnika średnio pięć ty się c y kaloryj ciepła sło necznego n a m e t r k w a d r a to w y p o ­ w ierzchni w p rz e c ią g u je d n e g o dnia, coby doprowadziło, biorąc pod u w a g ę możliwe zm iany, do pow ierzchni około c z te r d z ie s tu m e tr ó w k w a d r a to w y c h n a 1 H P i do su m y 360 franków, do k tó re j trzebabyr dodać mniej więcej 10°/0 n a zapasowe a k u m u la to r r y ciepła. S am a m aszyna, jej k o n d en sato r i p rz y rz ą d do zam ieniania na parę d w u t l e n ­ k u siarki k o szto w ały b y w p rzybliżeniu t r z y ­ s ta franków na 1 H P , opierając się na c e ­ nie m aszyny J o s s e g o o 400 H P , z b u d o w a ­ nej przez Sulzera. W ten sposób można obliczyć koszt in s ta la c y jn y wielkioj m aszy­

n y, n a p r z y k ła d o 400 H P , na su m ę ogólną n a 1 H P , około 800 franków. J e s t to koszt bard zo wysoki, lecz jeżeli obliczam y w y d a ­ te k n a węgiel siedem i pół c e n t y m a na 1 i H P , to cena 1 H P n a godzinę w instalacyi I słonecznej sp a d a do t r z e c h c e n ty m ó w na 1 H P n a godzinę zam iast dziesięciu c e n t y ­ mów w in stalacy i o zw ykłej m aszynie p a r o ­ wej, k tó rej założenie k o s z tu je ty lk o dw ie­

ście franków na 1 H P . Chcąc, by m aszyna paro w a mogła rów nie tan io w ydaw ać 1 H P na godzinę, tr z e b a b y n a b y w a ć węgiel po 3,04 fr. to n n ę i t a cena nie m o g łab y p r z e ­ chodzić 10 fran k ó w za to n n ę dla m o to ru gazowego.

II. G.

Rev. gen. d. Sc. VI 09.

Kalendarzyk astronomiczny na wrzesień r . b.

D w ie p la n e ty dolne M e rk u ry i W en u s z n ajd u ją się w t y m m iesiącu po wschodniej stro n ie słońca: M e rk u ry dnia 17 będzie w najw iększem (26°) w schodniem odchyle-

j

niu względem słońca, lecz z p o w odu swego

| nizkiego położenia na niebie w okolicach kłosa P a n n y zachodzi zaledwie w pół godzi­

ny po słońcu, ginąc dla oka nieuzbrojonego w b lask u zorzy wieczornej i m g łach p r z y ­ ziem nych.

W enus, ja k k o lw ie k szybko oddala się od słońca, zachodzi j u ż w godzinę po niem, g d y ż znajduje się coraz niżej na niebie i dnia 11 przechodzi n a południow ą s tro n ę ek lip ty - ki. F a z a jej zmniejsza się, a śred n ica t a r ­ czy w zrasta od 12,5" do 16" w c ią g u mie­

siąca.

Położenie względem ziemi i słońca, w któ-

rem znajduje się Mars w dru g iej dekadzie

września, p rz y p a d a zaledwie raz na 1 5 — 17

lat. W dn iu p rzeciw staw ien ia, 24, M ars b ę ­

dzie w blizkości p u n k t u p rzy ziem n eg o swej

silnie e k s c e n try c z n e j drogi, odległy od zie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiem żaden stan komórki nie może być utrzym any.. Je s t ogólną właściwością każdego żywego systemu, że się stale zmieniać musi. Jego proces | życiowy

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Możnaby sądzić, że w w arunkach fi- zyologicziych mała ilość śliny unika działania soku żołądkowego, dostaje się do dw unastnicy i tam wobec reakcyi

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata

Różnorodność prac jego przejawia się jeszcze bardziej, niż uczynić to może tom niniejszy, jeśli zechce się uwzględnić ba­. dania, których Curie nie ogłosił,

niach ty ch zw ierząt zaprzeczyć nie można, lecz rozwój ich w przewodzie pokarm ow ym nie został d otych czas ustalon y... W ob ec tego