WSZECH ŚW IAT
3M 91 NR 4-5/90 K W IE C IE tt-M A J 1990
Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pism em M inistra Ośw iaty nr IV/Oc-2734/47
W ydano z pomocą finansową Komitetu Nauki i Postępu Technicznego
T R E Ś Ć Z E S Z Y T U 4-5 (2316-17)
J. V e t u 1 a n i, B yć ludzkim dla zw ierząt la b o r a to r y jn y c h ... 49 S. T o m e c k a-S u c h o ń, W yk orzysta n ie zjaw isk a p rzep ływ u prądu elek trycz
nego w skałach do badania ich w łasności f i z y c z n y c h ... 52 J. H u r w i c , P ięć ra zy „ G ” czy li w aru n k i sukcesu badacza naukowego . . 56 J. L a t i n i , W ielk a podróż z k łopotam i do J o w i s z a ... 57 W . K r z y ż a n o w s k i , W irus H I V - 1 — terapia antyw iru sow a czy szczepionka? 59 E. P y z a , Zagadka zegara biologicznego o w a d ó w ...62 P. T. Z g o n n i k o w , P olsk i p rzy ja c ie l G ru zji (w 80-lecie śm ierci L u d w ik a
M łokosiew icza) . . . . 66
B. F r a ń c z u k , D r Józef K o łą czk o w sk i i Szczawnica w końcu X I X w iek u 68 i
P a ra zyto zy przew odu pokarm ow ego człow ieka
Askarydoza (C. Głow niak, K . A . G ło w n ia k )... 70 D robiazgi
C zynnik I X (T. P i e t r u c h a ) ... 72 M ożliw ość u p ra w y lu cern y na terenach zasolonych w strefie ciepłej
(B. T ryb u ch -K ach el) ... 73 Purchaw ica olbrzym ia Lcingerm annia gigantea w Puszczy Boreckiej, w Dobie koło G iżycka i w Toruńskiem (K . W o ł k ) ... 74
W szechświat przed 100 la ty . 75
R o z m a i t o ś c i ... 78 Recenzje
G. S c h u l z e : D ie S chw einsw ale — F a m ilie Phocoenidae (A . R opelew ski) 80 E. Z h a o i in.: Studies on Chinese Salam anders (P. Sura) . . . . 80 K ron ik a
I I I K on feren cja Chiroptero,logiczna, Św iebodzin, 15-16 I V 1989 (B. W. W ołoszyn) 81 K om en tarz R ed a k cji
Jakim i k ryteria m i oceniać w ydajność p racy nau kow ej? (J. V etu lan i) . . 81 Kom unikat
„A tla s Zasobów N aturalnych P o lsk i” ... 83
S p i s p l a n s z
I. M U C H A Ś N IE Ż N A . Fot. T. Bojasiński II. A N T Y L O P Y K A M A . Fot. W. S tro jn y
I I I . W IE L K IE S S A K I z bliska, a. Słoń indyjski. Fot. W. S trojn y; b. H ip op o
tam. Fot. B. W . W ołoszyn
IV . P U S Z C Z A B U K O W A pod Szczecinem . Fot. J. P ło tk o w ia k V . B O B R E K T R Ó J L IS T K O W Y . Fot. D. K a rp
V I. S P R A W Y W IO S E N N E , a. P a ź k ró lo w ej, Fot. W . Puchalski; b. Żaba wodna, Fo,t. Z. P n iew sk i
V II. P IS K L Ę T A , a. Kos. Fot. W. S tro jn y; b. Szpak. Fot. W. S trojn y V I I I . S R O M O T N IK B E Z W S T Y D N Y . Fot. A . P ra d el
O k ł a d k a , s. I — Z IE M IA N A J M IL S Z A nad N ettą, Fot. D. K a rp ; s. I V — P O W Ó D Ź N A D O D R Ą . Fot. W . S trojn y
P I S M O P O L S K IE G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N IK Ó W IM . K O P E R N I K A
TOM 91 KWIECIEŃ— MAJ 1990 ZESZYT 4— 5
(ROK 109) (2316— 17)
Od Redakcji
N o w y rocznik Wszechświata oddajem y z dużym opóźnieniem. N ie w ie le brakow ało, aby nie dotarł on w ogóle do rąk C zytelników . P o licznych zapew nie
niach, że najstarsze polskie czasopismo popularno- -naukow e nie może zniknąć, T ow arzystw o K opern ika dow iedziało się, początkow o drogą kuluarową, że W y dział I I P olskiej A k ad em ii Nauk przestaje finansować nasze czasopismo z przeznaczonych przez Akadem ię do dyspozycji W ydziału środków na w yd aw n ictw a nau
kowe. Ostateczna decyzja n egatyw na zapadła w m ar
cu, kiedy już pierw sze num ery b yły złożone i czeka
ły na druk, i była dla R ed ak cji zupełnym zaskocze
niem. N ie m ożem y do te j pory zrozumieć stanowiska Sekretarza N aukow ego W yd ziału II, prof. Rom ualda K lekow skiego, ani jego zastępcy do spraw w yd a w n i
czych, prof. Tadeusza B ielickiego, odpowiedzialnych osobiście za tę decyzję.
N a szczęście — nie ty lk o dla Wszechświata, ale i
dla dobra nauk przyrodniczych w Polsce, zrozumienie w tej spraw ie w yk azał prof. Stefan Am sterdam ski i K om itet Nauki i Postępu Technicznego przyznał w w tym roku dotację na w ydaw an ie naszego czasopi
sma. Sądzim y, że dalsze finansow anie Wszechświata uzyskamy jeszcze z innych źródeł, o czym zaw iadom i
m y Czytelników .
Jeszcze raz dziękuję pro,f. Am sterdam skiem u i w y rażam zdziw ienie i żal w obec stanowiska W ydziału I I P A N , którego k ierow n ictw o nie docenia ro li p eł
nionej przez Wszechświat zarów no jako symbolu trw ałości polskiej m yśli naukowej i je j in tegracji z nauką europejską naw et w okresie niew oli, jak i ja ko w ażnego organu popularyzującego w iedzę i kształ
cącego polskich przyrodn ików od ponad w iek u po dzień dzisiejszy.
R E D A K T O R N A C Z E L N Y
J E R Z Y V E T U L A N I (K ra k ów )
BYĆ LUD ZKIM D LA ZW IERZĄT LABORATORYJNYCH
Supremacja człowieka nad światem doprowa
dziła do tego, że los zwierząt, zwłaszcza kręgo
wców, nie wydaje się do pozazdroszczenia. Te, które pozostały w stanie dzikim, najczęściej znajdują w człowieku zaciekłego wroga, jeżeli stanowią dlań albo źródło pokarmu, albo uciech
łowieckich, bądź też jeżeli w jakimkolwiek sto
pniu zaburzają jego gospodarkę lub poczucie bezpieczeństwa. Tylko niewiele gatunków dzi
ko żyjących uzyskuje status znajdujących się
pod ochroną. Niektóre zwierzęta związały swój
los z człowiekiem. Gatunki synantropijne znaj-
50 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 4—5/1990
dują czasem ochronę i opiekę, ale często łat
wiejszy dostęp do pokarmu naraża je na w y tępienie. Trzeba jednak dodać, że niektóre, jak szczury, wychodzą z walki z człowiekiem jeże
li nie zwycięsko, to na remis. Jeszcze inne zwie
rzęta związały swój los z człowiekiem ściślej.
Są to zwierzęta udomowione, które można by podzielić na gospodarskie, dostarczające czło
wiekowi żywności i materiałów przemysłowj’ ch, pokojowe —- hodowane głównie dla przyjem ności, ale niekiedy niosące pomoc i przyno
szące pożytki natury ekonomicznej, a wresz
cie zwierzęta doświadczalne — wykorzystywa
ne w badaniach naukowych.
P O D W Ó J N A M I A R A
Los zwierząt doświadczalnych uważany jest często za tragiczny. Miliony myszy i szczurów, setki tysięcy świnek morskich i królików, dzie
siątki tysięcy psów i setki małp oddają życie dla postępu nauk przyrodniczych. Oczywiście, są to ilości znikome w porównaniu z liczbą krów, świń i owiec, a także królików, nie mó
wiąc już o drobiu, zabijanych w celach konsump
cyjnych, ale jakoś tak się złożyło, że los zw ie
rząt gospodarskich nie ewokuje w nas zazwy
czaj uczucia sprzeciwu, chyba że do ogółu doj
dzie wiadomość o szczególnie nieludzkim ich traktowaniu, np. w transporcie. Sądzę, że do podwójnej miary przykładanej przez nas do traktowania zwierząt gospodarskich i doświad
czalnych przyczynia^ się fakt, że ludzkie mięso- żerstwo uznane jest za naturalny stan rzeczy w większości kultur naszego globu. Badania naukowe natomiast są traktowane często jako
„hobby” uczonych, jeżeli wręcz nie sposób rea
lizacji sadystycznych skłonności, i ogół nie zda
je sobie sprawy z tego, że bez ofiar zwierzę
cych nie byłby m ożliwy postęp nauk biologicz
nych i medycznych i np. nie można byłoby opracować żadnego ze współczesnych leków, ratujących zdrowie i życie setkom tysięcy lu
dzi. Ponadto, jeżeli z zwierzętami rzeźnymi sty
kają się zazwyczaj ci, których nawyki kultu
rowe nie skłaniają — łagodnie mówiąc — do refleksji nad losem i cierpieniem „naszych młodszych braci” , to w laboratoriach nauko
wych ból i śmierć zadają zwierzętom osoby stanowiące, przynajmniej w teorii, „kwiat” spo
łeczeństwa i ważną część jego elity intelektual
nej. Stąd też i działania w obronie zwierząt doświadczalnych przyjmują różne postacie w różnych krajach.
C Z Y W O G Ó L E B Y Ć D O B R Y M D L A Z W I E R Z Ą T ?
Warto spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mamy przejmować się losem zwierząt doświadczalnych i starać się oszczędzać im cierpień? Czy istnieje jakaś uzasadniona ku te
mu przyczyna? Czy nasze emocje nie są raczej infantylne?
Około i0 lat temu odbyła się na ten temat kameralna dyskusja na Wydziale Biologii Uni
wersytetu Jagiellońskiego, na którą zostałem
zaproszony jako przedstawiciel „rzeźników” : kierownik Zakładu Biochemii Instytutu Far
makologii PA N , w którym, jak w całym pra
wie Instytucie, zwierzęta laboratoryjne używa się (i zabija) masowo. W skali rocznej liczby użytych szczurów i myszy (praktycznie tylko na tych gatunkach pracuje się w Instytucie) mierzy się tysiącami. Moje stanowisko było wówczas i jest dziś zdecydowane: istnieją bar
dzo ważne przyczyny bezwzględnie nakazujące maksymalny humanitaryzm w stosunku do zwierząt doświadczalnych i minimalizowanie ich cierpień. Przyczyny te są dwojakiego rodza
ju: utylitarne i etyczne. Łatwiej rozważyć naj
pierw te pierwsze, niejako bardziej „obiektyw
ne” .
W doświadczeniu prowadzonym na zwierzę
ciu dążymy zawsze do uzyskania odpowiedzi wykraczającej poza bezpośredni wynik ekspe
rymentu. Nie zależy nam na wniosku typu:
„po podaniu 3 mg/kg (miligramów na kilogram wagi ciała; podstawowy sposób przeliczania da
wek dla zwierząt doświadczalnych) substancji X siedmiu szczurom, które potem dostały za
strzyk 70 mg/kg kardiazolu nie wystąpiły drga
wki u żadnego osobnika, podczas gdy drgawki obserwowano u siedmiu innych szczurów, które przed podaniem 70 mg/kg kardiazolu otrzymały zamiast substancji X wodę destylowaną” . Chcie
libyśmy na podstawie tego wyniku postawić najpierw wniosek: „U wszystkich szczurów lek X zapobiega drgawkom kardiazolowym” , a po
tem — wniosek dalszy: „Warto przeprowadzić badania, czy aby substancja X nie okaże się skutecznym lekiem w pewnych rodzajach pa
daczki u człowieka” . Otóż aby tak móc wnio
skować, aby dokonać generalizacji, musimy mieć pewność, że nasze wyniki będą powtarzal
ne. Tego zaś możemy oczekiwać, jeżeli pracu
jemy ze zwierzętami zdrowymi, nie zestreso
wanymi lub wygłodzonymi. Stres, choroba, głód, pragnienie mogą drastycznie zmienić od
powiedzi zwierząt na leki i naszych wyników możemy nie powtórzyć. Wynik niepowtarzalny z punktu widzenia nauki jest bezwartościowy.
Tak, jak chemik musi dbać, aby odczynniki użyte w jego pracy były czyste, tak biolog musi pracować na dobrym, jednorodnym i zdrowym materiale zwierzęcym, a jednym z warunków do tego koniecznych jest zapewnie
nie naszym „małym współpracownikom” mak
symalnego komfortu przed doświadczeniem.
Również i sam eksperyment powinien być mo
żliwie bezstresowy: ból czy lęk mogą w nie
przewidziany sposób zmienić wyniki badania.
A jak wygląda drugi mój argument, „su
biektywny” . Wynika on z przekonania, że oso
bowość ludzka jest tym bardziej okrojona i zubożona, im osobnik jest brutalniejszy. Może nawet w walce o byt pewna dóza brutalności zapewnia sukces, ale jej nadmiar —• nigdy, a w kulturalnym społeczeństwie sukces mate
rialny i reprodukcyjny łatwiej jest jednak 0-
siągnąć tym jego członkom, których osobowość
jest bogaciej rozwinięta. I chyba jakość życia
osoby wrażliwej tak na cierpienia innych, jak
W s z e c h ś w ia t , t . 91, n r 4.—5/1990 51
i na piękno świata jest wyższa niż osobnika o mentalności prymitywnej. Społeczeństwo odno
si per saldo więcej korzyści z osób wrażliwych i altruistycznych niż brutalnych samolubów i popiera te pierwsze, dając im satysfakcję spo
łecznej akceptacji.
Otóż brutalny czy niehumanitarny stosunek do zwierząt powoduje narastającą brutalizację osobowości. Niesie to skutki tragiczne, chociaż często niezauważalne dla samego zainteresowa
nego, ale odbija się źle również na jego rodzi
nie i otoczeniu. Skrajne tego przypadki mogą mieć miejsce, kiedy pracę na zwierzętach w y
konuje gruboskórny naukowiec, który jest ró
wnocześnie praktykującym lekarzem. A każdy prawie, kto ma styczność z medycyną w na
szym wydaniu, może doszukać się potępienia godnych przykładów bezdusznego traktowania bólu i potrzeb psychicznych pacjenta. Stąd też należy bezwzględnie wpajać od samego począ
tku zasady poprawnego stosunku do zwierząt doświadczalnych studentom i kandydatom na biologów pracujących doświadczalnie. Wydaje się, że celowe byłoby wprowadzenie tego za
gadnienia do wykładów lub seminariów dla studentów wydziałów biologii, weterynarii, zoo
techniki, a także medycyny.
K O N IE C Z N O Ś Ć K O N T R O L O W A N I A U C Z O N Y C H
Chociaż wielu badaczy zdaje sobie sprawę z wagi humanitarnego stosunku do zwierząt do
świadczalnych, pozostaje problem, czy wszy
stkie instytucje naukowe i wszyscy badacze na
prawdę tak postępują jak powinni? Nadmier
nie zagęszczone i brudne klatki, brutalna ob
sługa, niedostateczna opieka, zwłaszcza w so
boty i niedziele, a także nie przestrzeganie za
sad maksymalnego oszczędzania cierpień zwie
rzętom, na których się pracuje, nie jest, jak się wydaje, zjawiskiem całkowicie niespotykanym w zwierzętarniach i laboratoriach zakładów naukowych w Polsce i na świecie. Jest tu wielkie pole dla kierowników badań i starszych kolegów, ale i kontrole odpowiednich czynni
ków, w naszych warunkach najlepiej komisji mieszanych, z udziałem tak członków Towarzy
stwa Opieki nad Zwierzętami jak i naukow
ców pracujących na zwierzętach, przeprowa
dzane nie emocjonalnie, ale z sensem, bardzo by się przydały. I to nie tylko dla oszczędzenia cierpień zwierzętom, ale i podniesienia stan
dardu prac naukowych, gdyż, jak mówiliśmy, doświadczenia przeprowadzane na zwierzętach nieodpowiednio chowanych, w stanie stresu lub wręcz chorych, mogą często dawać wyniki nie dające się powtórzyć i nie nadające się do generalizacji, a więc pozbawione wartości nau
kowej. Oczywiście, trzeba na sprawę patrzeć z punktu zwierzęcia, a nie człowieka. Codzien
ne czyszczenie klatek tych zwierząt, które zna
kują terytorium, np. niektórych małych małp szerokonosych, stanowi właśnie silny stres. P o
glądy na to, co jest miłym, a co niemiłym za
pachem mogą być różne, i postępować trzeba zgodnie z gustem podopiecznych, a nie opieku
nów.
Wprowadzając kontrolę stanu zwierzętarni i projektów oraz realizacji badań na zwierzę
tach nie będziemy bynajmniej pionierami. Os
tatnio Rada Miejska miasta Cambridge w stanie Massachussetts w USA wydała surowe przepisy dotyczące norm i sposobów kontroli warunków, w których żyją i są wykorzystywane zwierzęta doświadczalne. Ma to ogromne znaczenie, po
nieważ w Cambridge znajdują się m.in. słynne Uniwersytet Harvarda i Instytut Technologicz
ny Massachussetts (M IT), w których prowadzi się prace doświadczalne na zwierzętach na naj
wyższym poziomie światowym. Laboratorium amerykańskie przyłapane na lekceważeniu norm opieki nad zwierzętami może stracić subwencje (granty) państwowe, a także zostać skazane na zapłacenie grzywny (której część może prze
znaczyć na zorganizowanie dla personelu kur
su postępowania ze zwierzętami — patrz Wszechświat 1985, 86:115).
Należy też dodać, że wiele czasopism nau
kowych żąda obecnie oświadczenia, że w cza
sie pracy nad zwierzętami przestrzegano zasad sformułowanych w tzw. deklaracji helsińskiej, oraz że w wielu krajach periodyki naukowe nie publikują prac wykonywanych przy pomo
cy metod uznanych za niehumanitarne (np. tzw.
szok nie do uniknięcia, w którym zwierzę o- trzymuje uderzenia prądem elektrycznym nieza
leżnie od swojego zachowania, a więc inaczej niż np. w przypadku wytwarzania odruchów warunkowych, gdzie może się nauczyć, jak u- ciec przed bólem).
E U T A N A Z J A
Zwierzęta doświadczalne po zakończeniu eks
perymentów, jeżeli wyszły z nich z życiem, z reguły czeka śmierć. Większość poradników ho
dowli i opieki nad współtwórcami naszych su
kcesów, lub współuczestnikami naszych klęsk na polu badań biologicznych, zaleca możliwie szybkie i bezbolesne pozbawianie ich życia. Naj
niższe stopnie zezwolenia na badania na zwie
rzętach w Anglii, uprawniające do pracy tylko na myszach i szczurach, wymagają, aby zwie
rzę zostało zabite w ciągu 24 h po jakiejkol
wiek iniekcji, nawet, jeżeli będzie to kontrolne podanie tzw. roztworu fizjologicznego. Jeżeli zwierzę jest operowane, powinno być zabite przed wybudzeniem z narkozy. Ma to, oczywi
ście, na celu zapobieganie cierpieniom w w y
niku zranienia czy ewentualnej infekcji. W ka
żdym razie — i należy to bezwzględnie pod
kreślić — śmierć zwierząt po doświadczeniu nie powinna przysparzać im cierpień. Humani
tarna eutanazja to podstawowy obowiązek, któ
rego wprowadzenie powinno być dopilnowane przez kierowników zakładów naukowych czy dyrekcje instytutów, a zaniedbania w tym za
kresie powinny być karane właśnie na tym szczeblu.
A L T E R N A T Y W A
Czy zawsze zabicie zwierzęcia po doświadcze
niu jest postępowaniem rzeczywiście etycznym?
52 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 4— 5/1990
Otóż niektórzy uważają, że nie, zwłaszcza gdy w grę wchodzą małpy człekokształtne. Do małp bowiem mamy stosunek wyraźnie inny niż do zwierząt niższych, zwłaszcza gryzoni. Nawet wieśniacy na Malajach, Sumatrze i Borneo, którzy używają lapundery czyli makaki świń- sko-ogonowe jako zwierzęta robocze do zbioru orzechów kokosowych (p. W szechświat 1982, 83:
77), pozwalają starym małpom dożyć swoich dni na łaskawym chlebie, traktując je jak zwierzęta pokojowe.
Przykład prawdziwie humanitarnego podej
ścia dali założyciele Południowo-Zachodniej Fundacji Badań Biomedycznych w USA, którzy również uważali, że małpom, które służyły nau
ce i medycynie kosztem swego zdrowia, nale
ży się jakaś wdzięczność ze strony ludzi. Pa
rę lat temu Fundacja zgromadziła ok. 400 000 dolarów i zaczęła je inwestować, przeznaczając cały dochód na pomoc dla szympansów doś
wiadczalnych. W 1989 r. wybudowano pierwszy przytułek dla małp, który przyjął 37 szympan
sów zaszczepionych w celach badawczych w i
rusem H IV i 11 innych, zainfekowanych wiru
sem nagminnego zapalenia wątroby. Ponieważ szympansy w niewoli dożywają 50 lat, impreza jest dość kosztowna. Na razie małpy mają po
mieszczenia w klatkach i dostatek bananów, w przyszłości planuje się budowę „osiedla” z do- mkami dla 3-5 osobników i wybiegiem.
A L T E R N A T Y W A T E R R O R Y S T Y C Z N A
Wydaje się, że organizacja opieki nad zwie
rzętami doświadczalnymi, które straciły przy
datność do badań, ale nie możliwość i chęć ży
cia jest podejściem prawdziwie humanitarnym, w odróżnieniu od akcji członków różnych „ A r mii Wyzwolenia Zwierząt” , którzy napadają na laboratoria i „uwalniają” zwierzęta laborato
ryjne. Wypuszczane „na wolność” białe szczury i myszy szybko giną w warunkach, w których cierpią znacznie więcej, niż w tych, które mia
łyby do chwili śmierci w pracowni badawczej.
Zwłaszcza fatalne skutki przynosi dla „wyswo- badzanych” akcja uwalniania małp. „Oswobo
dzenie” prowadzi z reguły do rozbicia istnie
jących w zwierzętarniach stabilnych grup ro
dzinnych, co małpy przeżywają bardzo mocno i boleśnie (można się o tym zorientować po zmianie zachowania, chudnięciu itp.). Odnale
zione w krótkim czasie po „ataku” na kolonię małp w laboratorium w Lyonie (maj 1989) oso
bniki były rozdzielone, w fatalnych warun
kach higienicznych, z jadzącymi się ranami po
wstałymi w wyniku działań „oswobodzicieli” , którzy wykrawali skórę z tatuażem, aby utrud
nić rozpoznanie zwierząt. Terroryzm różnych
„ruchów wyzwoleńczych” przynosi nie tylko szkody nauce, ale również zwierzętom przyspa
rza zwykle więcej cierpień, niż odczuwają one w warunkach prawidłowej hodowli i badań w instytucjach naukowych. Podobnie jak ludzi i narodów, tak i zwierząt doświadczalnych nie należy wyzwalać i uszczęśliwiać przemocą.
W płynęło 12.V I I I . 1989
i P r o f . d r h a b . J e r z y V e t u la n i je s t k ie r o w n ik ie m Z a k ła d u B io c h e m ii In s t y tu t u F a r m a k o lo g ii P A N w K r a k o w ie .
S Y L W I A T O M E C K A -S U C H O Ń (K ra k ó w )
W YK O R ZYSTA N IE ZJAW ISKA PR ZEPŁYW U PRĄDU ELEKTRYCZNEGO W SK AŁAC H DO B A D A N IA ICH W ŁASNOŚCI FIZYCZNYCH
Zdolność skał do przew odzen ia prądu elek tryczn e
go charakteryzu je się ich opornością elektryczną. T a właściw ość skał jest jednym z bardziej istotnych p a ra m etrów p ozw alających w sposób pośredni określić własności fizyko-m ech an iczn e ośrodka skalnego, a je j pom iary m ogą być zastosowane do p rzew id yw a n ia trzęsień ziem i. Zasadniczym czynnikiem d eterm in u ją
cym oporność elektryczną p róbki skalnej jest sieć szczelin i p orów w ypełn ion ych elek trolitem .
P rzew od n ictw o elektryczne ciała stałego, jest u w a runkow ane obecnością w jego strukturze w oln ych noś
n ik ó w prądu, k tórym i m ogą być elek tron y lub jony.
W skałach o n iejednorodnej strukturze m ogą w ystąpić obydw a rod zaje przew odnictw a, pon iew aż p ew ne zia r
na m ineralogiczne m ogą w y k a zy w a ć przew od n ictw o elek tron ow o-jon ow e, a pęknięcia w yp ełn ion e e le k tro litem — p rzew od n ictw o jonow e, W w iększości skał budujących skorupę ziem ską można oczekiw ać m ie
szanego p rzew od n ictw a elek tron ow o-jon ow ego, a por nadto, zależnie od stanu nasycenia wodą, p ew nych
fra g m en tó w skał nie można traktow ać jako ciało stałe, lecz jak ciek ły elektrolit.
W zw iązku z tym, że głów n e m in erały budujące skały takie, jak np. kalcyt, kw arc, skalenie, halit, charakte
ryzu ją się w ysoką opornością elektryczną wynoszącą od 1012 do 1020 „Q.m w stanie całkow itego wysuszenia, m ogą być traktow an e ja k izolator. W stanie natu
ralnym , tzn. w złożu, sytuacja taka raczej się nie zdarza. N a przykład, przew odn ictw o elektryczne w ę gla naw et częściow o tylk o nasyconego w odą jest o k ilk a rzęd ów w ielk ości większe, a w ięc w praktyce n ależy uważać, że przyczyną zm ian oporności jest przew od n ictw o jonow e.
Badania oporności próbek nasyconych w odą desty
low an ą w ykazu ją, że p o nasyceniu oporność próbki jest znacznie m niejsza niż w yn ik a łob y to z ilości w ody do niej w prow adzon ej. Stąd można w nioskować, że w w od zie nasycającej próbkę rozpuszczają się sole m ine
raln e zn ajdujące się w te j próbce i jest to pow odem dużej k oncentracji jo n ó w w elek trolicie w y p e łn ia ją
W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 4—5/1990 53
cym szczeliny. Tak więc, rzeczyw istą próbkę skalną, z elektrycznego punktu widzenia, należy traktować jak skom plikowaną sieć szczelin przewodzących jo,- nowo,, odzielonych od siebie izolującym i ziarnam i skały.
Oporność elektryczna próbki skalnej zależy w ięc od ilości i rodzaju elektrolitu w ypełn iającego jej szcze
liny. Pod w p ływ em naprężeń elek trolit może się prze
mieszczać w ew nątrz próbki, co pow oduje zmianę o- porności. W ielkość zm ian oporności i ich przebieg ze w zrastającym naprężeniem zw iązane są z rozw ojem szczelin, pow odującym przem ieszczenie się elektrolitu.
Z tego punktu w idzenia, dla badania istotną jest r e jestracja nie bezw zględnych wartości oporności, które zm ieniają się od próbki do próbki, lecz rejestracja zmian tej oporności w czasie ściskania próbki. Na podstawie w yn ik ó w różnych badań można stwierdzić, że bezpośredni zw iązek pom iędzy naprężeniem w pró
bce, a je j opornością w stanie nasyconym spowodo
w an y jest w p ływ em naprężenia na sieć szczelin w y pełnionych przew odzącym medium. Przewodność ele
ktryczna badanej próbki jest w ięc bezpośrednią miarą ilości elektrolitu w ypełn iającego sieć szczelin i zm ie
nia się pod w p ływ em zm iany koncentracji tych szcze
lin i ich ogólnej objętości.
P rzyb liżen ie w laboratorium w arunków, w których skała poddana jest naciskow i w górotw orze jest na ogół n iełatw ym zadaniem. Zm iany oporności w m o
mencie pękania próbki są chyba najbardziej in tere
sujące ale i trudne do badania. W iększość skał za
chowuje się jak m ateriał „k ru ch y” , pękając gw a łto w nie w sposób niekontrolow any, jeżeli ich w y trzy m a łość m ierzy się za pomocą konw encjonalnych „m ięk
k ich ” pras hydraulicznych. U n iem ożliw ia to prow a
dzenie pom iarów do końca, to znaczy do momentu zniszczenia próbki. T ego rodzaju trudności są w g łó w nej m ierze w yn ik iem konstrukcji układu obciążają
cego próbkę, który sam ulega odkształcaniu w czasie zgniatania i w ten sposób m agazynuje energię. Po przekroczeniu w artości , w ytrzym ałości próbki i roz
poczęciu pękania, energia zgrom adzona w tłokach pra
sy w yzw a la się, pow odując niekontrolow ane niszcze
nie próbki. Dokładne badanie procesów prowadzących do dezintegracji próbki stało się m ożliw e z chw ilą skonstruowania prasy „s zty w n e j” , w której proces w y zw alania zm agazynow anej energii przebiega w sposób kontrolowany.
Sytuację jaka w ystępuje w górotw orze najlepiej odw zorow uje naprężenie trójosiow e przyłożone do próbki. W stanie naprężeń trójosiow ych charakter zmian oporu elektrycznego zależy silnie od napręże
nia bocznego, to znaczy w zależności od jego w ielk o ści próbki mogą zachow yw ać się jak m ateriał k ru chy lub plastyczny. Zniszczenie próbki jest sygnalizor w ane przez gw ałtow n e zm iany oporności. P rzez za
stosowanie odpow iedniej m etodyki badań elektrycz
nych można interpretow ać w y n ik i badań dla okre
ślenia momentu powstania m akroszczeliny, je j loka
lizacji oraz rozw oju w czasie. Istn ieje rów nież m oż
liwość id en tyfik acji poszczególnych etapów niszcze
nia skały.
W yn ik i badań laboratoryjnych mogą być w y k o rzy stane do opisu mechanizmu pow staw ania niebezpie
cznych naprężeń w górotw orze, oraz do interpretacji pom iarów geoelektrycznych prowadzonych w w yro b i
skach górniczych dla identyfikow ania stopnia znisz
czenia górotworu.
P R Z Y C Z Y N Y Z M I A N O P O R N O Ś C I E L E K T R Y C Z N E J W W Y N I K U I S T N I E N I A N A P R Ę Ż E Ń
W ielkie zm iany oporu elektrycznego, poprzedzające pęknięcie skały, są w yn ik iem dwóch procesów: dyla- tancji i zm ian związanych z rozm ieszczeniem elek tro litu w szczelinach i porach. W iele skał podczas de
form ow ania ulega dylatancji, tzn. nieznacznie zw ięk sza swoją objętość. Obserwowano to naw et wówczas, gdy próbka była deform ow ana przy ciśnieniu bocz
nym 800 M Pa. W ielkość tego wzrostu objętości w stosunku do zmian elastycznych jest niew ielka, a w y stępuje wówczas, kiedy naprężenie osiąga wartość 1/3- -2/3 w artości naprężenia niszczącego. Ten w zrost p rzy pisuje się tworzeniu now ych szczelin, które o tw iera ją się i układają przeważnie rów nolegle do kierunku maksym alnego ściskania.
Przew odzenie elektryczności (przez szczeliny i pory) w skałach nasyconych w odą zm ineralizowaną jest przede w szystkim jonowe. W próbkach la b oratoryj
nych efek t ciśnienia hydrostatycznego na przew od
nictw o jest związany z tym, że szczeliny i pory zm ie
niają kształt pod w p ływ em ciśnienia. W zrost ciś
nienia bocznego o 1000 M P a zm ienia rezystancję po
spolitych skał krystalicznych o trzy rzędy w ielkości, p rzy czym duża część tych zmian ma m iejsce p rzy pierwszych 200 M Pa. W yjaśniają to, badania ściśli
wości lin io w ej i innych param etrów sprężystych w tym zakresie naprężeń. Większość skał, takich jak np. granit, w ykazu je m inim alną porowatość w fo r
m ie szczelin; szczeliny te zam ykają się już p rzy ciś
nieniu kilkuset MPa. Pozostałe przestrzenie porow e są bardziej izom etryczne i dalsze zm iany w prze
kroju ścieżek przewodzących zachodzą znacznie w o l
niej.
Z opisanych tu zjaw isk w ynika, że jeżeli zgnia
tana jest skała nasycona, obserwuje się na początku w zrost rezystancji (zam ykanie istniejących od po
czątku szczelin), a następnie, p rzy około 1/3— 2/3 w artości naprężenia niszczącego następuje gw a łtow n y je j spadek (skała ulega dylatancji i tw orzą się nowe szczeliny). W arunkiem w ystąpienia tej .sekwencji zda
rzeń jest swobodne przem ieszczanie się płynu do próbki i z próbki, tak, aby ewentualne ścieżki prze
wodzenia zaw ierały elektrolit. T a k i m odel zachowa
nia, dla różnych skał, p otw ierd ziły badania B race’a i jego kolegów ; jed yn ym w yją tk iem był marmur, w którym ze względu na znaczną plastyczność docho
dziło do innego zamykania szczelin.
B A D A N I A L A B O R A T O R Y J N E O P O R N O Ś C I E L E K T R Y C Z N E J
Laboratoryjn e badania geoelektryczne prow adzi się z myślą o w ykorzystaniu ich do w nioskow ania o, prze
biegu dynamicznych zjaw isk w skorupie ziem skiej.
Badania w laboratorium prow adzić można z w iększą precyzją i w dogodniejszych w arunkach niż badania połowę. Poniew aż rezystancja zm ienia się z napręże
niem, w łaściwości elektryczne nasyconych skał mogą być użyte, np. do badania szczegółów procesu niszczenia skał lub w yk ryw an ia niew ielkich zm ian w strukturze skały poddanej naprężeniu. Jednakże w y n ik i testów laboratoryjnych, naw et prow adzonych w warunkach zbliżonych do naturalnych, a w ięc przy istnieniu ciś
nienia bocznego i podw yższonej tem peratury, w y k a zują szereg rozbieżności z obserw acjam i w w aru n -
54 W s z e c h ś w ia t , t . 91, n r i — 5/1990
kach polow ych. T ak np. w w arunkach laboratoryjn ych spadek naprężenia p rzy pękaniu próbki w yn osi 100- -200 M Pa, podczas g d y taki spadek podczas tąpnieć w kopalniach w R P A b ył rzędu 1-5 M Pa, a podczas trzęsień Z iem i nie p rzew yższa 10 M Pa.
P rzyk ła d em badań nad m ożliw ością w nioskow ania na podstaw ie w y n ik ó w laboratoryjn ych o zjaw iskach na w ie lk ą skalę b y ły doświadczenia R o w e lla i jego w spółpracow ników , k tó rzy chcieli stw ierdzić, czy kruszenie skał w warunkach lab oratoryjn ych poz
w a la na w yciągan ie w n iosk ów dotyczących zjaw isk fizyczn ych w ystępu jących w trakcie kruszenia skał
„in situ” , a w ię c tąpnieć w kopalniach i trzęsień zie
mi. W y k a za li oini, że badania la b ora toryjn e kruchych skał, takich ja k gra n ity i kw arcyty, muszą być pro
w adzone tak, aby otrzym ać dane w okresie ostat
nich m ilisekund poprzedzających pęknięcie próbki.
W p rzeciw n ym razie, gd y nie p o tra fim y zastosować odpow iedn iej skali czasowej, obraz la b ora toryjn y ma charakter jedn ostkow ego zdarzenia katastroficznego, nie przypom inającego obrazu trzęsienia ziemi. T y m czasem okazuje się, że odpow iednio m ierzone p ęk n ię
cie w warunkach doświadczalnych nie jest w y d a rze niem pojedynczym , ale — podobnie ja k w zdarzeniach na w ie lk ą skalę — serią m ałych, odrębnych pęknięć, w ystępu jących jednak w bardzo w ą sk iej skali cza
sow ej. An om aln e w łaściw ości p o ja w ia ją się dopiero w ciągu ostatnich 10 ms. przed pęknięciem . Podczas badań ze ściskaniem trójosiow ym , tuż przed p ęk n ię
ciem, obserw uje się znaczny spadek ciśnienia, suge
ru ją cy nagłe naruszenie stabilności mechanicznej.
Szczególnie interesujące są zm iany oporu ele k try c z
nego w nasyconych próbkach skał pod w p ły w e m na
prężenia. M om ent pęknięcia próbki kruchej skały pod
danej naprężeniu jest zazw yczaj trudny do p rz e w i
dzenia na podstaw ie ob serw acji m akroskopow ych lub na podstaw ie przebiegu k rzy w e j naprężenie —• od
kształcenie. Jednakże przed pęknięciem w struktu
rze ta k iej skały, np. granitu, zachodzi w ie le subtel
nych zmian. M a ją one w ie lk i w p ły w na p ew n e w ła ściwości próbki, a w szczególności na własności e le ktryczne. P rzed pęknięciem nasyconych w odą skał krystaliczn ych można zauw ażyć zm iany oporu ele k tryczn ego o rząd w ielkości. Z m ian y te m ożna w y k o rzystać do p rzew id yw a n ia m om entu pęknięcia.
K Ł O P O T Y M E T O D Y C Z N E W B A D A N I A C H L A B O R A T O R Y J N Y C H
W szystkie opisane w y ż e j badania d o tyczyły skał nasyconych. W skałach suchych, w których p rzew od nictw o nie zależy od elektrolitu, zm iany oporu e le k tryczn ego m ogą m ieć inny charakter. O bserw ow an e w nich zm iany oporu elek tryczn ego są znacznie m n ie j
sze i silnie zróżnicowane.- P o n iew a ż w w arunkach naturalnych skały są zaw sze nasycone elektrolitem , badania lab oratoryjn e suchych skał nie m ogą służyć do w yciągan ia w n iosk ów o zachowaniu się skał w w arunkach naturalnych. D rugim istotnym m om entem jest to, iż w warunkach naturalnych skały (z w y ją t k iem u tw o ró w p ow ierzch n iow ych ) są poddaw ane ciś
nieniu ze w szystkich stron. Tym czasem jeszcze sto
sunkowo rzadko u żyw a się aparatu ry zap ew n iającej poddanie próbki ciśnieniom trójosiow ym . T rzeb a ta k że podkreślić, że doświadczenia z poddaw aniem p ró bek naprężeniom niszczącym muszą być prow adzone
przy użyciu tzw. prasy sztyw nej, nie ulegającej od
kształceniom w trakcie prow adzenia badań.
B A D A N I A G E O E L E K T R Y C Z N E „ I N S I T U ” A P R Z E W I D Y W A N I E T R Z Ę S IE Ń Z IE M I
W y n ik i badań geoelektrycznych próbuje się w y k o rzystać do prognozow ania trzęsień ziem i. W iększość trzęsień w ystępu je na brzegach płyt lito s fe ry i jest w y n ik iem akum ulacji naprężeń zw iązanych z p o w o l
nym przem ieszczaniem się tych płyt. K o n tro la para
m etró w elektrycznych p łyty skalnej może w ykazać w ystąpien ie niebezpiecznych naprężeń, czy naw et po
ja w ien ie się makroszczelin. Obu tym zjaw iskom to
w arzyszą gw ałtow n e zm iany oporu elektrycznego.
Trzęsienia ziem i b yły zawsze zjaw isk iem zaskaku
jącym m ieszkańców zam ieszkujących ich obszary. W zw iązku z tym od w ielu lat geofizycy czynią próby p rzew id yw a n ia takich zjaw isk, w celu zm inim alizo
w an ia strat i zapew nienia ludziom bezpieczeństwa.
W w ielu krajach zauważono, że zw ierzęta w yczu w ają m om ent nadejścia trzęsienia ziem i i ratują się w cześ
n iej ucieczką. M im o licznych prób nie udało się zbu
dow ać teorii, która w yjaśn iałab y to zachowanie zw ie rząt. Poza obserw acjam i zachowania zw ierząt istnieją jednak i inne m etody m ające na celu p rzew id yw a n ie trzęsień ziemi. Procesy fizyczn e zachodzące podczas trzęsienia ziem i p rzeja w ia ją się w postaci różnych e fe k tó w fizycznych, dających zaobserw ow ać się na pow ierzchni Ziem i, takich jak zm iany prędkości roz
chodzenia się fa l sejsmicznych, anomalie m agnetyczne, zm iany oporu elektrycznego, zm iany prędkości prze
p ływ u cieczy. W śród licznych w łaściw ości skał, ta kich ja k np. podatność m agnetyczna, przenikalność elektryczn a, szczególnie dogodna do badań jest re zy stancja elektryczna. Opór elektryczn y jest nie ty lk o ła tw y do pomiaru, ale też i jego zm iany są skorelo
w an e ze zm ianam i własności trudno m ierzalnych. N a p rzykład w skałach nasyconych zm ineralizow aną w o dą, czyli takich jak ie w ystępu ją w skorupie ziem skiej, poddanych naprężeniom , zm iany oporu e lek try cznego są znacznie bardziej w yraziste niż zm iany w ła sności sprężystych. Jest to w yn ik iem tego, że w łasno
ści elektryczne skał nasyconych są p ra w ie całkow icie niezależne od ich składu m ineralnego i zależą je d y n ie od struktury skały i charakteru je j przestrzeni p orow ej.
P R Z E W I D Y W A N I E T R Z Ę S IE Ń Z I E M I
T rzęsien ie ziem i jest zw yk le poprzedzone w zrostem naprężeń w skorupie ziem skiej i ich w y k ry c ie z dużą pew nością sygnalizuje nadchodzącą katastrofę. Stąd też w yn ik a zainteresow anie problem em , czy takie zm iany naprężeń pow odują zm iany w łaściw ości geo
elek tryczn ych skał.
Już d aw n iej stwierdzono, że opór elektryczn y skał w skorupie ziem skiej nie jest stały, ale ulega zm ianom w y w o ła n y m praw dopodobnie pływ am i, chociaż w ielu to w yjaśn ien ie kwestionuje. P ew n e skały szczegól
nie gw a łtow n ie zm ieniają opór elek tryczn y w ra z ze zm ianam i naprężeń. N a ich istnienie pierw szy zw ró cił uw agę w 1965 r. g e o fizy k japoński, Yam azaki, pro
w ad zący badania w jaskini w pobliżu Tokio. Obser
w ow a n e przez n iego gw ałtow n e, w zględ n e zm iany oporu elek tryczn ego b y ły tysiąckrotnie w ię k sze niż w ielk o ści odkształceń p ływ o w ych stwierdzone
W s z e c h ś w ia t, t. 91, n r 4—5/1990 55
wcześniej przez innych badaczy. Jak się okazało, efek ty elektryczne, zaobserw ow ane przez Yam azaki, były związane jed yn ie ze skałami tu fow ym i, częściowo na
syconymi i pow staw ały p rzy stosunkowo niew ielkich naprężeniach. Późn iejsze badania laboratoryjne pot
w ierd ziły n iezw yk łą w rażliw ość elektryczną na od
kształcenia pew nych skał tufow ych, dla których do
konano pierw szych badań polow ych.
D ostrzegając m ożliw ości zastosowania pom iarów zmian oporu elektrycznego do badań deform acji sko
rupy ziem skiej i p rzew id yw a ń trzęsień ziemi, A m e ry kanie M o rro w i Brace zaczęli badać inne skały i w ykazali, że p ew ne tufy, pobrane z okolic a k ty w nych uskoków w płn. K a lifo rn ii, w y k a zy w a ły takie same duże zm iany oporu elektryczn ego w fu n k cji na
prężenia jak opisane przez Y am azak i tu fy z P ó łw y s pu Izu.
Zm iany oporu elektrycznego, obserwowane w la boratorium, b y ły najw iększe p rzy naprężeniach poni
żej 6 M Pa, p rzy częściow ym nasyceniu i dla skał 0 porowatości poniżej 20°/o- W zględn e zm iany re zy stancji z naprężeniem osiągały dla w ielu tu fó w w a r
tości rzędu 105, p rzy w zględnych zmianach naprężeń wynoszących 10— a w ięc zjaw iska elektryczne były około m iliard razy silniej w yrażon e niż powodujące je zm iany mechaniczne. Interesującym i n iew yjaśn io
nym aspektem zachowania elektrycznego tu fów był pow rót do stanu pierw otn ego m iędzy cyklam i naprę
żeń, gdyż nie obserw ow ano tego dla innych skał, ró w n ie porowatych, takich ja k np. piaskow iec oraz dla częściowo nasyconego granitu. N a podstawie tych ba
dań stwierdzono, że elektryczn ie w ra żliw e tu fy, w po
bliżu aktyw n ych uskoków, m ogą być użyte do prze
w id yw an ia trzęsień ziem i. Jeśli tylkoi zn ajdzie się miejsca w pobliżu stref sejsmicznych, w których za
legają częściowo nasycone tufy, prowadząc badania ich oporności elektryczn ej można je w ykorzystać do prognozow ania trzęsień ziemi.
Badania zm ian oporu elektryczn ego w aspekcie pro
gnozowania trzęsień ziem i prow adzono rów n ież w ZSRR. Borsukov i Sorokin zauw ażyli, prowadząc pra
ce polow e w sejsm icznym rejon ie Garmu, że w re jo nie przyszłego epicentrum wstrząsu p o ja w ia ją się w zględn e zm iany oporu elektryczn ego rzędu 7-18%, 1 że zm iany te w ystępu ją tym wcześniej, im większa będzie energia m ającego nastąpić wstrząsu. A n a lo g i
czne w y n ik i uzyskał w Chinach Rikitake, a obser
w ow ane przez niego zm iany oporu elektrycznego w y stępowały w odległościach kilkuset kilom etrów od epicentrum i p o ja w iły się na 40-80 dni przed trzęsieniem ziemi.
B A D A N I A G E O E L E K T R Y C Z N E W P O L S C E
W naszym kraju pom iary oporu elektrycznego skał stosowano w prognozowaniu tąpnieć górniczych. N a le ży tu w ym ien ić prace W. Stapińskiego i R. Teis- seyre’a. Badania Stopińskiego na terenie kopalni „ L u b in ” w ykazały, że wstrząs poprzedzany jest spad
kiem oporu elektrycznego. B adając zm iany oporu e le ktrycznego w czasie, Stopiński i Teisseyre obserw ow ali proces narastania naprężeń, prow adzący do groźnych zjaw isk sejsmicznych.
Szczególnie w iele prac dotyczyło rów n ież p rze w i
dyw ania tąpnieć w kopalniach w ę g la kamiennego. I tak, Zakolski m ierzył zm iany rezystancji, badając w p ły w k raw ęd zi niew ybranych resztek na w zrost na
prężeń w wyrobiskach położonych w y ż e j lub niżej, oraz prow adził badania laboratoryjn e na próbkach w stanie powietrzno-suchym , poddanych naprężeniom jednoosiowym . H. M arcak badając opór elektryczn y w K W K „C zerw one Zagłębie” , w celu określenia zmian m ikrostruktury w ęgla pod w p ły w em obciążeń, obserw ow ał w ystąpienie nieelastycznych deform acji przed frontem ściany eksploatacyjnej. D eform acje te w zrastały w m iarę zbliżania się do ściany, a w odleg
łości 30 m w ystąpiły różnice w zachowaniu się oporu elektrycznego w zależności od rodzaju w ęgla : dla pokładu w ę g la błyszczącego obserwowano je j spadek, a dla w ę g la m atow ego — głów nie wzrost. Dane doś
wiadczalne posłużyły do konstrukcji modelu w yjaśn ia
jącego rozw ój m ikrostruktury spękań przed w ystąpie
niem głów nego pęknięcia górotworu.
Badania Goszcza, w których w ykonano serię pro
filo w a ń elektrycznych dla piaskow ców w celu w y ja ś nienia mechanizmu pękania w stropie eksploatow a
nego pokładu, w ykazały, że pękanie piaskow ców roz
poczyna się przed linią frontu eksploatacji; pęknięcia koncentrują się na kontakcie pokład— w a rstw y stropo
we, w m iarę zbliżania się frontu następuje propagacja szczelin i pęknięć w kierunku stropu, a za frontem rozw arcia szczelin zm niejsza się.
W ykorzystanie badań zjaw isk elektrycznych w ska
łach nie ogranicza się oczyw iście tylk o do prognozo
wania trzęsień ziem i i tąpnięć w kopalniach.
M etody geoelektryczne w górnictw ie polskim pro
w ad zi się ju ż od trzydziestu lat. Początkow o w y k o rzystyw ano je do badania podłoża na terenach gór
niczych, w szczególności dla w yk ryw a n ia pustek po
eksploatacyjnych na terenach przew idyw an ych pod zabudowę oraz dla lokalizow ania w ychodni uskoków na powierzchni stropow ej litego podłoża. P óźn iej me
todę elektrooporow ą rozpoczęto rów n ież stosować w zagadnieniach m echaniki skał.
Badania laboratoryjne m ające na celu określenie związku m iędzy oporem elektrycznym skały a je j własnościam i zbiornikow ym i p row ad zili w latach 70.
Z. Bal i St. Plew a, szukając zależności pom iędzy porowatością i zaileniem a rezystancją. Duże zain
teresowanie tym i param etram i związane jest ze szcze
gólnym znaczeniem elektrooporow ych metod g e o fizy cznych w poszukiwaniu horyzontów ropo- i gazonoś
nych. Próbow ano rów nież, z powodzeniem , zastoso
w ać pom iary rezystancji do określania takich w ła ściwości w ę g li jak popielność i stopień uw ęglenia.
Jak stąd w idać badania geoelektryczne m ają liczne zastosowania i w ielk ą przyszłość. N a szczęście w P o l
sce ich znaczenie dla p rzew idyw an ia w ielk ich trzę
sień ziem i ma znaczenie jed yn ie teoretyczne.
W płynęło 28.11.1990
D r S y lw ia T o m e c k a -S u c h o ń je s t s p e c ja lis t ą - g e o fiz y k ie m w M ię d z y r e s o r t o w y m In s t y tu c ie G e o f iz y k i A G H w K r a k o w ie .
56 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 4— 5/1990
J O ZE F H U R W IC (M arsylia, F ran cja)
PIĘĆ R A Z Y „G ” , C Z Y L I W A R U N K I SUKCESU BADACZA NAUKOWEGO
Znany łotew sk o-n iem ieck i chem ik i historyk che
m ii — P au l W alden w jednej ze sw ych książek w y m ien ił w sposób ża rtob liw y, lecz niezm iern ie trafn y, następujące pięć w aru n k ów sukcesu badacza nauko
w ego ; w szystkie rozpoczynają się w języku niem iec
k im literą „G ” : 1. G eist (umysł, intelekt), 2. G eduld (cierpliw ość), 3. G enauigkeit (dokładność, precyzja), 4. G liick (szczęście, szansa), 5. G eld (pieniądze).
W arunek p ierw szy jest, oczyw iście, n a jw ażn iejszy i nie da się n iczym zastąpić. W ie lk ie od k rycie w y m aga n ieprzeciętnej um iejętności dedukcji i n ieocze
k iw an ych skojarzeń, ale rów n ież w ie lk ie j in tu icji z w ią zanej z w yobraźn ią, co zbliża naukę do sztuki, a uczonego do artysty. T o w łaśnie genialna intuicja p o
d yk tow ała D ym itro w i M en d e le je w o w i koncepcję u kła
du okresow ego i w yn ik a ją ce z n iej p rzep ow ied n ie is
tnienia nieznanych jeszcze p iew iastk ów chemicznych.
W izjon era m i b y li tw órca te o rii w zględn ości — A lb e r t Einstein i ojciec m echaniki k w a n to w ej — E rw in Schrodinger, k tórzy za ło żyli zręb y w spółczesnej fiz y ki.
Same jednak w a lo ry um ysłow e nie w ystarczają, zw łaszcza w zakresie nauk doświadczalnych.
P rzyp om n ijm y, że M a ria i P ie rre Curie, aby o trzy mać w 1902 roku 1 decygram czystego chlorku radu z w ielu ton odpadów, k tóre pozostaw ały w Jachym o- v ie w Czechach po w yd zielen iu tam uranu z pech- blendy, m usieli pośw ięcić cztery lata na w ytężoną, u ciążliw ą pracę, w niezm iernie trudnych p rzy ty m warunkach. N ie b yłob y to m ożliw e, g d yb y brakło im cierp liw ości, w ym a ga n ej przez d ru gi w aru nek W a l- dena.
W ie le la t musiał pracow ać am erykański w yn alazca Thom as A lv a Edison, b y skonstruować w 1879 roku pierw szą nadającą się do użytku p raktyczn ego ż a ró w kę elektryczną. P rzed e w szystkim doszedł do wniosku, że w bańce musi być próżnia, ja k ie j nie m ogą w y tw o rzyć istniejące w ów czas pompy. Edison zaczyna w ię c od ulepszania pom py. Zanim zaś zastosował w żarów ce zw ęglon e w łók n o bam busowe, w y p ró b o w a ł ze w spółpracow n ikam i sześć tysięcy różnych m ate
riałów . Jego notatki na ten tem at zapełn iają 40 t y sięcy stronic w dwustu grubych zeszytach. A b y zbu
dow ać akum ulator żela zo w o -n ik lo w y, p rzep row a d ził 50 tysięcy doświadczeń. Edison n iem al n ie opuszczał pracow ni; ja d ł p rzy stole la b o ra to ryjn ym i spał z k il
kom a książkam i pod głow ą. Jemu przypisu je się sła
w n e pow iedzenie, że gen ialn y w yn a la zek jest o w o cem w 1% w ysiłk u intelektu aln ego i w 99°/o — p racy w pocie czoła.
N ie chodzi p rzy tym oi pracę b y le jaką, lecz o pracę w yk o n yw a n ą z n a jw yższą precyzją, ja k tego w y m a g a trzeci w aru nek W aldena. M ożna p rzytoczyć tysiące przyk ład ów , ja k niezm iern ie dokładne p om iary d o
p ro w a d ziły do fundam entalnych odkryć. O graniczę się do kilku, w różnych dyscyplinach.
A stron om francuski U rb ain Jean Joseph L e v e r r ie r na podstaw ie dokładnej an alizy drobnych zakłóceń biegu p la n ety U rana doszedł w 1846 roku do w n ios
ku, iż istn ieje nieznana w ów czas planeta, która o- trzym a ła następnie n azw ę Neptun.
C hem ik am erykański H arold C layton U re y w ra z
z w spółpracow nikam i w 1932 roku stw ierdził w ystę
pow anie w w id m ie atom ow ym wodoru, obok dobrze znanych lin ii w zakresie w idzialn ym , bardzo słabych analogicznych lin ii w idm ow ych, lecz przesuniętych nieznacznie (o około 1,5 •10- ’10 m etra) w stronę fa l krótkich (fioletu). W ten sposób został od k ryty cięż
k i w odór — deuter. O dkrycie to przyniosło U re y o w i w 1934 roku nagrodę N obla z chemii.
F izy cy polscy M arian Danysz i Jerzy P n iew ski w 1952 roku, analizując niezm iernie drobiazgow o i do
kładnie blok em ulsji fotograficzn ej, naśw ietlony pro
m ieniam i kosm icznym i w locie balonu stratosferyczne
go, o d k ry li pierw sze hiperjądro. H ip erjąd ro różni się od „z w y k ły c h ” jąder atom ow ych obecnością w sw ym składzie, obok nukleonów (protonów i neutronów), hiperonu lam bda — n ietrw a łej ciężkiej cząstki ele
m entarnej, elek tryczn ie obojętnej. B yło to chyba n aj
w iększe osiągnięcie pow ojen n ej fiz y k i polskiej. Zapo
czątkow ało szybko ro zw ija ją cą się fizy k ą m aterii hi- perjąd row ej.
W badaniach naukow ych często pom aga szczęśliw y przypadek (w arunek czw arty), ale — jak pow iedział Pasteur — tylk o w tedy, g d y n atrafi na umysł p rzy gotow any, by z n iego skorzystać.
Do takich um ysłów należał w łosk i lekarz i fiz jo lo g — L u ig i G alvani. W 1786 roku przypadkow o zaob
serw ow ał, że m ięsień w yp rep arow an ej kończyny ża
by ku rczy się, gd y zostaje dotknięty jednocześnie d w o
ma różn ym i m etalam i. B y ło to odkrycie prądu, naz
w anego później od nazwiska od k ryw cy prądem ga l
wanicznym .
Podobna szansa tra fiła się w 1895 roku fiz y k o w i niem ieckiem u — W ilh elm o w i C onradow i Roentgeno
w i. Badając prom ienie katodow e zauw ażył przypad
k ow o św iecenie znajdującego się w pobliżu aparatury ekranu p ok rytego solą fosforyzu jącą. W nioski, jak ie z tej obserw acji w ysnuł głęb ok i i system atyczny umysł uczonego, dop row ad ziły go do odkrycia prom ieni, któ
re nazw ano jego im ieniem .
G dy fiz y k francuski H en ri B ecąuerel przystąpił w 1896 roku do badania zależności m iędzy fosforescencją i ew entu alnym pow staw an iem prom ieni rentgenow skich, jeg o w y b ó r ciała fosforyzu jącego padł szczę
śliw ie na zw ią zek uranu. W celu wzbudzania jego fosforescen cji badacz w ysta w ia ł preparat na działa
nie św iatła słonecznego i używ ał kliszy fo to g ra ficz
nej, o w in iętej w czarny papier, do w y k ry w a n ia hipo
tetycznego prom ien iow an ia Roentgena, które m iało być w y w o ły w a n e przez fosforescencję. W ciągu kilku dni jest jednak pochmurna pogoda. U czony p rzeryw a w ięc doświadczenia, czekając na rozpogodzenie się.
Sum ienny badacz korzysta jednak z te j przypadko
w e j przeszkody, b y spraw dzić w p ły w nie n aśw ietlo
n ej soli uranu na kliszę. P o w yw ołan iu okazuje się, że klisza, w b re w oczekiw aniom , jest zaczerniona. Bec
ąu erel m o d yfik u je zatem dalsze doświadczenia i dzię
k i tem u w ykazu je, że preparat u ranow y nie naśw iet
lon y uprzednio, a w ięc bez fosforescencji, to znaczy sam orzutnie, w y sy ła prom ieniow anie działające na kliszę. T a k zostaje odkryta prom ieniotwórczość.
Przechodzę dq prozaicznego warunku piątego — pieniędzy.
W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 4—5/1990 57
Uczeni daw nych czasów: A n g lic y R obert B oyle i H enry Cavendish, Francuzi P ie rre Simon Laplace i Antoine Lau rent L a vo isier b y li bogaci i dzięki te
mu m ieli środki, które p o zw o liły im dokonać znako
mitych odkryć w dziedzinie fiz y k i i chemii. Obecnie w arunki finansow e o d gryw ają jeszcze w iększą rolę.
Doświadczalne badania naukowe stały się bez porów nania kosztowniejsze. Dzisiejsza astronomia w ym aga gigantycznych teleskopów. Do zgłębiania tajn ików cząstek elem entarnych i subelementarnych potrzebne są potężne akceleratory, na które mogą sobie poz
w olić tylk o Stany Zjednoczone A m e ry k i i w pew nym stopniu Z w iązek Radziecki. M n iejsze zaś państwa mu
szą się łączyć z innym i, by w spólnie tw orzyć w ie l
kie organizacje badawcze, ja k Zjednoczony Instytut Badań Jądrow ych w Dubnej pod M oskwą (do k tóre
go należy i Polska) czy C E R N (Europejska O rganiza
cja Badań Jądrow ych) w G en ew ie (do k tó rej w p ra w dzie Polska nie należy, ale w je j pracach uczestni
czą polscy fizycy). W y tw o rzy ła się paradoksalna sy
tuacja, że im m niejszy jest obiekt badany, tym w ię ksze jest narzędzie badawcze.
W krótce ma być uruchomione w C E R N -ie urządze
nie pod nazw ą L a rg e Electrons Positrons Storage R in g (L E P ), w k tórym będą się zderzały elektrony ujem ne (negatony) i elek tron y dodatnie (pozytony), rozpędzone do prędkości bliskiej prędkości światła, biegnące w przeciw nych kierunkach. Urządzenie ma służyć do badania cząstek, które będą p ow staw ały w tych zderzeniach. Zainstalow ana aparatura w aży 60 tysięcy ton, tj. sześć razy w ię c e j niż w ieża E iffla.
Całość m ieści się w kołow ym tunelu o obw odzie 27 k ilom etrów w ydrążon ym na głębokości od 50 do 100
m etrów pod granicą francusko-szwajcarską. K oszt u- rządzenia w ynosi 7 m iliard ów fra n k ó w francuskich.
W Waxahachie, 40 k ilom etrów na południe od D al
las, w samym sercu Teksasu, przystąpiono do budo
w y Super Superconductor C ollider (SSC) — urządze
nia, które ma rozpędzać protony do energii 20 tera- elektronow oltów , tj. 20 tysięcy m iliard ów elektron o- w oltów , i powodować zderzenia dwóch w iązek takich protonów biegnących w przeciw nych kierunkach. U - rządzenie będzie się m ieściło w podziem nym k ołow ym tunelu o obwodzie 84 kilom etry. Aparatura będzie zaopatrzona w elektrom agnesy nadprzewodzące chło
dzone ciekłym helem o tem peraturze — 270°C, a skom plikowane detektory, korzystające z n ajn ow szych osiągnięć elektroniki i inform atyki, będą r e je strow ały w y n ik i zderzeń. K oszt budowy ocenia się na 6,9 m iliarda dolarów.
Zauw ażm y na zakończenie, że instalacje takie b a r
dziej przypom inają w ie lk ie zakłady przem ysłow e niż placów ki badawcze. M ożna tu m ów ić o p raw d ziw ej industrializacji nauki, która staje się w ielk im „b izn e
sem” ze wszystkim i skutkam i dodatnim i i ujem nym i tego stanu rzeczy.
W płynęło 25.VII.1989
J ó z e f H u r w ic e m e r y t p w a n y p r o fe s o r n a U n iw e r s y t e c ie w M a r s y lii je s t b. p r o fe s o r e m z w y c z a jn y m i b . d z ie k a n e m W y d z ia łu C h e m ic z n e g o P o lit e c h n ik i W a r s z a w s k ie j, o ra z b. p re z e s e m P o ls k ie g o T o w a r z y s t w a C h e m ic z n e g o W y b it n y p o p u la r y z a t o r n a u k i, d łu g o le tn i r e d a k to r n a c z e ln y P r o b le m ó w .
J E R Z Y L A T I N I (K ra k ó w )
W IE L K A PODRÓŻ Z KŁO PO TAM I DO JOWISZA
N ajbardziej, jak dotąd, skom plikowana podróż sondy kosm icznej rozpoczęła się w październiku 1989, k iedy po 12 latach przygotow ań P rzyląd ek K en n e
d y e g o opuścił pojazd G alileo. Zbudow any kosztem 1,2 m iliarda dolarów i przez swych tw órców nazy
w any R olls-R oycem kosmosu, leci w okolice Jowisza po tra jek torii tak zaw iłej, jak żaden z jego poprzed
ników. Jeżeli w szystko się pow iedzie, G a lileo doleci na m iejsce po sześciu latach, w ykonując po drodze masę roboty: zbada strukturę chmur i w yładow ań elektrycznych w atm osferze Wenus, sporządzi dokład
ne mapy niew idocznej z Z iem i pow ierzchni Księżyca, przekaże obrazy dziu ry ozonow ej nad naszym biegu
nem południowym , i sfotografu je z bliska dw ie pła- netoidy: Gasprę i Idę. P o zbliżeniu się do Jowisza w grudniu 1995, G a lileo zrzuci sondę celem pomiaru temperatury, ciśnienia i składu atm osfery oraz zba
dania struktury chmur, a następnie spędzi w pobliżu giganta około 20 m iesięcy, badając m agnetosferę pla
n ety i je j pasy radiacyjne, oraz przekazując obrazy pow ierzchni najw iększych, tzw . galileuszow ych księ
życów Jowisza. O brazy te, uzyskane za pomocą ka
m er telew izyjn ych i spektrom etrów do podczerwieni, m ają mieć rozdzielczość 20— 1000 razy w iększą od
rozdzielczości obrazów przekazanych przez sondę V o - yager 16 la t w cześniej; ich czytelność i ładunek za
w artych w nich in form a cji m ają być takie same, jak obrazów Ziem i przekazyw anych przez system Landsat.
Galileo jest pojazdem kosm icznym o złożonej bu
dowie. Składa się w zasadzie z dwóch części: przed
niej, obracającej się w k oło osi, z anteną o w ysokim wzm ocnieniu oraz aparaturą do pom iaru cząstek i pól, oraz tyln ej, z kam eram i i spektrometrami. Żaden z dotychczasowych pojazdów kosmicznych nie był tak wyposażony w aparaturę kom puterową, która poza program am i sterującym i zaw iera rów n ież program y diagnostyczne i korekcyjne, uw zględniające m nóstwo m ożliw ości w a lk i z ew entualnie p ojaw ia ją cym i się de
fektam i. N ie ma co się dziw ić: żadna sonda kosmiczna nie m iała przed sobą tak długiej i trudnej drogi, któ
rej na dodatek nie planowano na początku, a którą w ym u siły okoliczności.
P ierw otn y plan lotu zakładał, że G a lileo opuści Z ie
mię w kw ietniu 1986 r. w yn iesion y potężną rakietą Centaur i już z początkiem 1989 r. znajdzie się w pobliżu Jowisza. P o katastrofie C hallengera w sty
czniu 1986, spowodowanej w łaśnie aw arią Centaura,