M IE C Z Y SŁA W A L B E R T KRĄPIEC OP
Jeszcze Polsko sile zginęła...
O p o d sta w a ch to ż s a m o ś c i n a ro d u
Polska w raz z chrztem wkroczyła na arenę życia społecznego i poli
tycznego zarówno Europy Zachodniej (Niemiec, Skandynawii, Czech, Węgier, Rzymu), jak i Europy Wschodniej (Rusi Kijowskiej). Chociaż pierw otnie była oddzielona od Germ anii pasmem ziem zamieszkałych przez słowiańskie ludy Słowian Zachodnich i Północnych, to jednak bardzo wcześnie zetknęła się z zaborczym działaniem Cesarstwa Rzym
skiego Narodu Niemieckiego, które parło na Wschód, ujarzm iając nie
zależnych dotąd Słowian na północy i nad Odrą. Mieszko, dostrzegając zagrożenie ze strony Niemiec, na dwa lata przed swą śmiercią, zhołdo- w ał swe państwo Papieżowi, by uzależniając się form alnie od dalekiego Rzymu, zyskać podstawy uniezależnienia się od bliskiego sąsiada ce
sarskiego. Był to krok o niezwykłej doniosłości dziejowej, albowiem związał bezpośrednio Polskę z k u ltu rą łacińską u jej źródła. Przyjęcie chrztu poprzez pobratym ców z Pragi i związanie państw a z papiestwem ustawiło politykę państw ową w dobrym, dla narodu, kierunku, któ
ry — jak ukazały dzieje — przyczynił się do uratow ania narodowej tożsamości, a przez to samo uratow ania narodu od zagłady, która ciągle zagrażała nam w historii.
Przede wszystkim Mieszko wprowadził Polskę w krwioobieg kul
tu ry łacińskiej, i to w jej źródle rzymskim, bez pośrednictwa germ ań
skiego i bizantyńskiego. Rzymski porządek praw ny, realizowany przez Kościół, który organizował całokształt życia kulturow ego państwa, charakteryzow ał się „rozum nym porządkiem dobra“ — ordo boni ac recti. Praw o — dzieło rozumu porządkującego działanie — miało nada
wać społeczeństwu charakter ludzki, a więc rozumny. I chociaż władza Piastów była silna i nie znosząca większego sprzeciwu, to jednak była ona m iarkow ana i kierow ana prawem, jako rozrządzeniem rozumu.
Tradycja natom iast bizantyńska (przejęta także przez narody Niemiec) wywodząca się z w oluntarystycznej koncepcji praw a — quod pńncipi
placet, legis habet vigorem — zyskała potem, w okresie reformacji, sm utną, bo ograniczającą suwerenność człowieka, formułę: cuius regio — eins religio, oznaczającą zobowiązanie poddanych do w yzna
w ania tej religii, jaką posiadał władca. A taka form uła zyskała u Zygmunta Augusta słynną odpowiedź: „nie jestem królem ludzkich sumień" — co wyróżniało in plus polską kulturę okresu królewskiego.
Zatem umiejscowienie polskiego narodu w klimacie ku ltu ry łacińskiej (rzymskiej) przyczyniło się do racjonalnego sposobu życia społecznego, albowiem przyporządkowano człowiekowi różnorodne formy życia zor
ganizowanego państw a; to dla człowieka jest konieczna adm inistracja, sądownictwo, szkolnictwo, szpitalnictwo, gdyż to człowiek jest tym, dla kogo Bóg „zstąpił z nieba, za spraw ą Ducha Świętego przyjął ciało z M aryi Dziewicy i stał się człowiekiem” — jak w każdej Mszy nie
dzielnej wspólnie wyznawano wiarę. Postawienie człowieka na szczy
cie wartości naw et religijnych mogło dać dobre podstawy dla tole
rancji wobec ludzi wyznających inne poglądy. Tolerancja polska była istotnie zakorzeniona w Ewangelii, głoszonej przez Kościół wraz z rzym
ską tradycją ładu i prawa. Samo zaś utożsamienie się narodu polskiego z kulturą łacińską doszło do tego stopnia, że do końca XV wieku po
siadaliśmy nasze piśmiennictwo tylko w języku łacińskim. Dzieła Jan a Długosza, Mikołaja Kopernika, Ostroroga, S tatut Wiślicki, trak ta ty fi
lozoficzne i teologiczne, a naw et sama poezja — której symbolem był chłop z pochodzenia, Klemens Janicki — były łacińskie. Staliśm y się bardziej łacińscy i zachodni niż Czesi, od których przyjęliśm y wraz z chrztem obrządek łaciński. Dobrze to zrobiło polskiej myśli i okres Renesansu stał się czynnikiem ujaw niającym niezwykle wysoki i wy
sublimowany kunszt polskiego języka u Jana Kochanowskiego, którego twórczość można było porównać z twórczością samego Horacego. Bez łacińskiej „inkubacji" kulturow ej pobratymcze nam narody wschodniej słowiańszczyzny zdobyły się bardzo późno, bo właściwie dopiero w XIX wieku, jak o tym świadczy litera tu ra rosyjska i ukraińska, na wysoki poziom twórczości.
W ponad tysiącletnim naszym życiu narodowym, religia chrześcijań
ska, poprzez stru k tu ry organizacyjne Kościoła rzymskokatolickiego, przyczyniła się zasadniczo do uratow ania od rozpadu i zagłady samego narodu. Po raz pierwszy w okresie głębokiego rozbicia dzielnicowego i zagrożenia jedności narodowej (wskutek nacisku niemieckich, a tak że czeskich sąsiadów) osłabiona substancja narodu doznała strasznego uderzenia i zniszczenia od Mongołów. Klęska Legnicka w yw arła nie
zatarty ślad w postaci wyniszczenia polskiej szlachty (administracji) na Śląsku, który odtąd ulegał postępującej germanizacji. Mimo bardzo niesprzyjających warunków, Kościół poprzez działalność zakonów że
braczych, poprzez stworzenie rozbudowanej „legendy" o św. Stanisławie i cudownym zrośnięciu się jego ciała, a nade wszystko poprzez dzia
łalność arcybiskupa Świnki, doprowadził do królewskiej koronacji najpierw Przemysława, a następnie W ładysława Łokietka, który, mi
mo wielu niepowodzeń, utw ierdził jedność narodową i przyczynił się do ugruntow ania mocnego ośrodka małopolskiego w Krakowie. Ten właśnie ośrodek zdobył się później na wielkie polityczne koncepcje zjednoczenia Korony i Litwy, jej chrztu i przeciwstawienia się ów
czesnemu, najgroźniejszem u, teutońskiem u państw u zakonnemu. W re
zultacie, G runw ald przekreślił nie tylko zagrożenie istnienia polskiej państwowości, ale także i tendencje hegemonistyczne ówczesnego ger- manizmu. Natom iast ugruntow anie się unii Korony i Litwy przyczyniło się do przekazania wielu elementów kultury łacińskiej (w jej polskiej recepcji) narodom Litwy i Rusi halickiej, co także umocniło te narody w ich narodowej tożsamości i więzi z Europą.
Po raz drugi pojawiło się zagrożenie, niem al śm iertelne, dla życia narodu i całości państw a w okresie szwedzkiego „potopu", gdy za- ciężna, głównie niemiecka, arm ia króla szwedzkiego zalała Polskę, dokonała ogromnych spustoszeń i zagroziła — poprzez zaborcze układy z Kozakami, Rakoczym, Bogusławem Radziwiłłem, elektorem bran
denburskim — nie tylko istnieniu państw a ale i samego, podzielo
nego w w yniku reform acji, narodu. Wówczas to obrona Częstochowy i Lwów (Śluby Ja n a Kazimierza) stały się nie tylko m anifestem sprze
ciwu, ale zarazem zarodzią odnowy ówczesnej Polski. Innowierców, którzy zazwyczaj wspomagali króla szwedzkiego i same ruchy refor
macji, uznano w tedy za elem ent obcy katolickiem u narodowi, który zjednoczył się przy w yznaniu rzymskokatolickim, co pomogło mu za
chować tożsamość narodową w okresie rozbiorów.
W ielką dziejową próbą narodowej tożsamości i zarazem trzecim re
alnym zagrożeniem istnienia samego narodu polskiego stał się okres rozbiorów Polski. Wówczas to dostrzeżono konkretnie — i dano temu świadomy, narodowy w yraz w wielkiej literackiej twórczości poetów i powieściopisarzy — że to w iara katolicka stanowi osnowę tożsamości narodowej. Jedność polskiego Kościoła, mimo dokonanych rozbiorów kraju, pozostawała symbolem jedności narodu. Żyjąc w trzech zaborach, naród odczuwał swą jedność poprzez nauczanie tego samego katechiz
mu, pisanego w tym samym języku, poprzez kult tych samych polskich świętych, poprzez świętowanie tych samych św iąt i widomą hierarchię polskiego Kościoła, którem u przewodził (mniej lub bardziej) realnie arcybiskup-prym as Polski. Wówczas to dostrzeżono, że tym, co osta
tecznie różni Polaków od protestanckich P rus i prawosławnej Rosji, jest właśnie religia rzymskokatolicka. Rozumiano to dobrze w imperium rosyjskim, gdy uniemożliwiano katolikom obsadzanie najwyższych god
ności wojskowych; zresztą polityka carskiej Rosji dążyła do w prow a
dzenia praw osławia na polskich terenach naw et siłą i przy pomocy prześladowania fizycznego, jak to miało miejsce na Podlasiu. W zabo
rze pruskim w dobie tzw. K ulturkam pfu władze zaborcze uderzały przede wszystkim w Kościół, szczególnie zaś w funkcje prym asa Polski, arcybiskupa gnieźnieńskiego, który był widomym znakiem narodowej jedności.
Czwartym wielkim zagrożeniem dla istnienia narodu i narodowej tożsamości była druga w ojna światowa i związane z nią następstwa, tak w trakcie samych działań wojennych, jak i po ich zakończeniu.
O kupant ziem polskich szczególnie brutalnie uderzył w Kościół kato
licki, jako, uznaną lub domniemaną, podstawę tożsamości narodu.
W stosunku do wszystkich innych zawodów, liczba polskich księży aresztowanych i zabitych jest najwyższa, a straty duchowieństwa, zwłaszcza jego kadry kierowniczej (adm inistracyjnej i naukowej) są wysoce znamienne dla polityki okupacyjnej. Tu uwidoczniło się szcze
gólnie ostro, gdzie wrogowie naszego narodu, widzą główne siły na
rodowego przetrw ania. Stalinowski system spraw ow ania władzy do
prowadził wszystkie podległe m u społeczeństwa, w tym także polskie, do daleko posuniętej atomizacji, gdy uderzono we wszelkie form y orga
nizacyjne nie ustanowione „odgórnie". Jedyną ogólnonarodową, w du
żej mierze niezależną organizacją społeczną, pozostał Kościół rzymsko
katolicki, chociaż i ten był penetrow any poprzez rozm aite ośrodki dyspozycyjne w stosunku do władzy. W samym Kościele rozwiązano rozmaite stowarzyszenia i bractwa, usunięto religię ze szkolnego nau
czania. Ale wówczas to Kościół zdobył się na rzecz zdumiewającą:
utworzenie niezależnego szkolnictwa katechetycznego, w którym uczono nie tylko religii, ale także elementów polskiej kultury i chrześcijańskie
go rozumienia życia. Kościół pod przewodnictwem Episkopatu, zwła
szcza zaś prym asa Stefana kardynała Wyszyńskiego, począł na nowo organizować polskie społeczeństwo, korzystając z okazji zbliżającego się tysiąclecia chrztu Polski. Nowenna ogólnonarodowa związana z piel
grzymowaniem obrazu Madonny z Częstochowy (a po zaaresztowaniu tego obrazu — z pielgrzymowaniem księgi Ewangelii i świecy-symbolu) przyczyniła się do samorzutnego pow stawania w parafiach komitetów pielgrzymkowych, organizujących zatomizowaną parafialną społeczność w prężne, pełne inicjatyw y komórki. Ludzie poczęli nabierać do siebie zaufania, poczęli się solidarnie popierać i przezwyciężać marazm i bojaźń-strach, jako skutki stalinowskiego terroru. Komitety te po
woli przekształcały się w inne komitety: budowy kościołów, organi
zacje popierające ruch oazowy i inne nieform alne grupy religijne, jak np. ruch neokatechum enatu. Działalność tę popierał, a nieraz ją in
spirował kardynał prym as Wyszyński, a przez to pomagał w organizo
w aniu się narodu na nowo w społeczeństwo poczynające żyć autono
micznie, niezależnie od wszelkich oficjalnych stru k tu r związanych z władzą i ,,odgórnymi" nakazami. Co więcej, w okresie, w którym
„urzeczowiano“, a nieraz w prost instrum entalizowano człowieka, czy
niąc z niego „śrubkę" w machinie państwowej, prym as Wyszyński przypominał, w języku dla wszystkich zrozumiałym, o godności czło
wieka, o jego naturalnych prawach, gdy ciągle zwracał się do w ier
nych ze słowami: „um iłowane Dzieci Boże“. Akcentował przez to w y
jątkow y charakter ludzkiej osoby, mającej Boga za Ojca, dzięki czemu wszyscy ludzie mogą się czuć braćm i i siostram i jednej ludzkiej ro
dziny. Teorii „w alki klas“ przeciw staw iał inną doktrynę: miłości bliź
niego i solidaryzm u społecznego. Te w ątki podejmie później w formie doktrynalnej K arol W ojtyła jako papież. N ieustanne zabiegi Kościoła 0 wolność człowieka, zdecydowany opór wobec propagandy — już nie tylko kłam liwej, ale wręcz zakłam anej — zmiana pokoleń, załam ania społeczne i gospodarcze, wreszcie w ybór Polaka na papieża, pozwoliły usamodzielnić się narodowi i powoli przekształcać się w społeczeństwo obywatelskie. Mimo szalejącego kryzysu, naród, coraz bardziej do
świadczony, nie dał się wciągnąć w zabójcze dla niego działania re
wolucyjne i powoli — chociaż z dużymi stratam i ludzi uciekających od ojczystej niedoli — dochodzi do pogłębionej świadomości własnej narodowej tożsamości i własnej, trudnej, ale doniosłej w tej części Europy, drogi.
W tych wszystkich zabiegach o tożsamość narodu, rola religii rzym skokatolickiej i Kościoła jest niewątpliwa. Ostatni okres naszego trw a nia potwierdza, jako istotną, tę linię życia narodowego, którą przed w iekam i w ybrali dla narodu założyciele państw a polskiego: Mieszko 1 Chrobry. Tysiącletnia historia potwierdza, że Kościół katolicki i jego w iara nie jest tylko dodatkiem historycznym do polskości, ale jest jej składnikiem istotnym w skali makrospołecznej. Kościół w swej dzia
łalności w Polsce utożsamił się z narodem i jego losem.
F akt jednak utożsamienia się Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce z narodem je st' zauważany — jak wspomniano — w skali m akrosko
powej, co wcale nie znaczy, by dla każdego Polaka racją dostateczną jego polskości było w yznawanie religii rzymskokatolickiej. Historia bowiem dostarcza nam bardzo wielu nazwisk wybitnych Polaków, którzy nie byli katolikam i, ale należeli do różnych wyznań (wyznawali religię mojżeszową, islam, prawosławie, chrześcijaństwo poreforma- cyjne w jego różnych odmianach, niekiedy wyznawali i ateizm, i ja kąś postać deizmu) i wnieśli do kultury polskiej bardzo cenne wartości.
Budzą oni wysoki podziw i wdzięczność za pracę, twórczość i wzboga
cenie rodzimej kultury. Jest naw et możliwe, że to właśnie ich „wyzna
niowe" stanowisko, odmienne od katolickiego, dało im impuls do kul
turow ej twórczości lub przynajm niej im pomagało do pogłębiania lub poszerzania narodowej kultury. Ale ich praca i twórczość albo wy
rastała z gleby narodowej (w m akroskali: katolickiej) kultury, albo przyjęła się — jak ziarno rzucone na rolę urodzajną — na tej glebie kulturow ej, k tóra w przeżywaniu całego narodu nie była glebą za
kwaszoną nienawiścią, ciasnotą i nietolerancją. To właśnie polska tradycyjna tolerancja wypływa z ducha chrześcijańskiego, otwartego na drugiego człowieka i jego sprawy. Bo w takim właśnie duchu był wychowywany przez tysiąc lat nasz naród przez „panującą” lub do
minującą, w naszym społeczeństwie, religię katolicką, jako religię zasadniczej większości narodu.
Dzisiaj, gdy wraz z całym narodem przeżywamy czasy przełomowe i niezwykle brzem ienne dla następnych pokoleń, których „być“ lub
„nie być“ zależy od postawy społecznej i indyw idualnej obecnego po
kolenia — otrzym ujem y ze środowiska Kościoła katolickiego niezwykle cenną pomoc i sform ułowania m ające się stać drogowskazem na naszej trudnej drodze. Wskazania te dotyczą zasadniczo trzech dziedzin: a) sa
mego człowieka; b) stosunków międzyludzkich; c) stosunku do pracy i jej wytworów, a więc — mówiąc grosso modo — narodowego mienia.
Ad a) Szczególnie donośnie rozbrzmiewa dziś głos Papieża-Polaka 0 godności człowieka i jego prawach. Wśród strasznych doświadczeń ludzkości — a szczególnie Polaków — spowodowanych systemami to
talitarnym i, wojną, obozami koncentracyjnym i, prześladowaniam i re
ligijnym i — stało się jasne, że zagrożony został w swym bytow aniu sam człowiek, i to wskutek, systemowo upraw ianej, pogardy dla człowieka, którego nie tylko zezwierzęcano, ale w prost „urzeczowiano“ i instru- mentaiizowano. Środkiem zaradczym przeciwko takiem u stanowi rze
czy miały się stać „praw a człowieka" ogłoszone 10 grudnia 1948 roku w Paryżu przez Narody Zjednoczone. P raw a te m ają na względzie praktyczny porządek społeczny. Mimo ich ogłoszenia i podpisania przez wiele państw, sama p raktyka pozostała wśród wielu sygnatariuszy antyludzka. Zabrakło systemowego uzasadnienia tych praw, a teore
tyczny obraz człowieka sprzyjał dalszemu pozbawianiu ludzi ich god
ności, dalszemu „urzeczowianiu" ludzkiej osoby.
A Kościół od początku swego nauczania ciągle przypominał, że czło
wiek jest najwyższym bytowym przejaw em w całym stworzonym, widzialnym świecie. Przypominał, że to dla człowieka i jego dobra Druga Osoba Boska za spraw ą Ducha Świętego przyjęła ludzką naturę:
„dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba“. Według doktry
ny chrześcijańskiej, człowiek jest celem wszelkiego ludzkiego działania 1 nie może być traktow any jako środek do innych celów; nie może być instrum entalizow any. I właśnie z faktu, że ludzka osoba jest celem działania, bo jest bytem w sobie i dla siebie (bytem, który jest samodzielnie, dla siebie istniejącym podmiotem; bytem, który — po
przez swe akty decyzyjne — o sobie samym stanowi), wypływ ają wszystkie ludzkie nieprzedawnione prawa. Osoba ludzka, jako podmiot nieprzedawnionych praw, jest pierwszym i podstawowym suwerenem, który swych suw erennych praw udziela społeczeństwu i państw u, bę
dącemu zrzeszeniem suw erennych osób. D oktryna o ludzkiej suwe
renności, podmiotowości praw, a przez to ludzkiej godności — ostatnio tak mocno podkreślana przez Papieża — z jednej strony gw arantuje człowiekowi (od pierwszej chwili jego istnienia już w życiu łonowym u m atki, do ostatniego tchnienia starca) poszanowanie jego suw eren
nych praw w społeczeństwie; z drugiej zaś strony — dezawuuje te wszystkie praktyki systemów totalitarnych, które, z przyczyn syste
mowych, błędnych, tra k tu ją człowieka jako „rzecz“, jako „przed- m iot“ praw, jako narzędzie służące celom pozaosobowym. Obraz czło
wieka przechowywany i uzasadniany w kulturze chrześcijańskiej gwa
ran tu je hum anizm kultury, gw arantuje jej rozwój w poszanowaniu drugiego człowieka i w tolerancji wobec jego — naw et mylnych — przekonań. H arm onijna synteza wszystkich nurtów kultury (a więc n u rtu teoretyczno-poznawczego rozwijającego się w nauce i filozofii, n u rtu moralno-obyczajowego, n u rtu artystyczno-estetycznego i n u rtu religijnego) ogniskuje się w człowieku, którego osobowy rozwój stano
wi w sensie istotnym „dobro wspólne" społeczeństwa.
Człowiek — którego Ja n Paw eł II ogłosił „drogą Kościoła" — jest zarazem „drogą narodu“, w tym także narodu polskiego, zrzeszonego w wolnych i suw erennych społecznościach, zwłaszcza społeczności naczelnej — państwie. Przypomnienie, że celem organizacji państwo
wej jest ostatecznie ludzka osoba, której dobro osobowe pod żadnym pozorem nie może być ograniczane przez państwo i jego różnorodne organa — jest dla nas dzisiaj wskazaniem zasadniczym. A dobro osoby to jej rozwój — intelektualny, moralny, artystyczno-twórczy, religij
ny — będący celem wszelkiej społeczności.
Ad b) Międzyludzkie stosunki, kształtowane w socjalizmie teorią
„w alki klasowej", pociągnęły za sobą groźne następstw a i okazały się dla człowieka „nie do zniesienia". M onstrualny rozwój teorii „walki klas" nastąpił w okresie stalinizmu, kiedy to za przykładem Stalina głoszono, że w alka ta wzmaga się i przybiera coraz bardziej w yrafino
w ane form y naw et w samym socjalizmie. Rezultatem tego było niszcze
nie rzekomego „wroga ludu" we wszystkich społecznych formach ży
cia: od chłopa-kułaka do członków biura politycznego i najwyższych dowódców wojskowych. Strach i państwowy te rro r paraliżowały dzia
łanie obywateli. Państw o przekształcało się w „obóz" koncentracyjny, w którym kłamstwo, donosicielstwo, nienawiść i zwyczajna ludzka za
zdrość staw ały się czynnikam i rozkładu ludzkiej osobowości.
Chrześcijaństwo od samego początku, od Chrystusa P ana „Mowy na górze" i „Mowy wieczernikowej", przekazanej przez św. Jan a Ewangelistę, przyniosło na św iat miłość bliźniego jako naczelny na
kaz spraw dzający stan w iary i religijności człowieka. Miłość bliźniego w życiu społecznym przybiera postać solidaryzmu społecznego, który łączy ludzi w grupy, stowarzyszenia według różnorodnych kryteriów . Najwyższym kryterium jest miłość Boga ku człowiekowi, ukazana
w fakcie śmierci Boga Wcielonego-Jezusa Chrystusa. Wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi, stworzonymi na „obraz i podobieństwo Boże“, dlatego wszyscy ludzie tworzą jedną ludzką rodzinę, jako bracia i sio
stry, mający wspólnego Ojca, który jest w niebie. Wszyscy ludzie są odkupieni przez śmierć Chrystusa i przeznaczeni do życia wiecznego poprzez zm artw ychw stanie tegoż Chrystusa. I w tym leży najgłębsza więź miłości międzyludzkiej i solidaryzmu wspólnego losu, wspólnego celu, wspólnej drogi, gdzie każdy człowiek jest potrzebny drugiemu i wszystkim zarazem.
Inną formą społecznego solidaryzmu są różnorodne związki wtórne, w postaci więzi narodowych, kulturowych, zawodowych, upodobanio- wych itd. W oparciu o solidaryzm społeczny można rozwiązywać różnorodne spory, nieporozumienia i rozbieżności interesów. Zawsze bowiem dobro ludzkiej osoby będzie stanowić ostateczny punkt od
niesienia i podstawę załatwiania — w duchu rozumnej miłości — na
brzmiałych ludzkich spraw. Oczywiście, społeczeństwo solidaryzmu nie jest zbiorowiskiem stadnym, kierującym się automatyzmem i in
stynktam i, i dlatego zawsze problemy indyw idualne i społeczne muszą być obecne. Ale sposób społecznego współżycia, o jakim tu mowa, daje gw arancję poprawnych międzyludzkich stosunków, w których realizu
je się „dobro wspólne", pojęte jako w ew nętrzny rozwój osobowego ży
cia człowieka.
Ad c) Zinstrum entalizowanie człowieka, na wzór maszyny w ytw a
rzającej produkty fabryczne, doprowadziło do jego ubezwłasnowolnie
nia. Odebrano człowiekowi owoce jego pracy, i to w myśl pozornie szczytnego hasła: powszechnej sprawiedliwości społecznej. Ona jednak nie nastała, bo nastać nie może, gdy wszystkich ludzi rów na się „w dół“, gdy wszyscy są pozbawieni wpływu na owoce własnego trudu, własnej pracy. W takiej sytuacji rodzi się z konieczności i taka warstwa, która „przejm uje" te owoce, aby — pozornie — spraw iedliw ie nimi obdzielać. Ta w arstw a społecznych decydentów (jakkolwiek ich na
zwiemy i jakąkolw iek przybiorą oni postać i nazwę), oderwanych od samej pracy, a przyjm ujących jedynie jej owoce, musi ulegać zwy
rodnieniu i do zwyrodnienia prowadzić ustrój, w którym człowiek nie m a wpływu na owoce swego trudu. Je st bowiem konieczna więź — jak przyczyny i skutku — pracy człowieka i w ytw orów tej pracy. Nie znaczy to, by drugi człowiek i społeczność nie mieli nic do powiedze
nia w dziedzinie w ytw arzania i jego owoców, ale w tym wszystkim człowiek nie może być od swoich wytworów odsunięty, nie może czło- w iek-w ytw órca być pozbawiony w pływ u na charakter w ytw oru i na jego społeczne zużytkowanie. Spraw a jest niezwykle delikatna i tru d na zarazem, ale reguła generalna: powiązanie człowieka poprzez pracę z w ytw orem tej pracy — jest nieodzowna dla społecznego ładu. Formy zaś tego powiązania muszą przybierać charakter historyczny: od p ra
w a własności indyw idualnej i autonomicznych decyzji do reguły spo
łecznego zarządzania i uczestniczenia we wspólnej własności i w za
rządzaniu m aterialnym i dobrami.
We wszystkich spraw ach prym at ludzkiej osoby jest bezwzględny, albowiem wszystko inne (poza osobą) jest tylko „rzeczą“, „przedmio
tem". Stąd też pochodzi prym at moralności w stosunku do techniki;
prym at „być“ przed „mieć“ ; oraz prym at miłosierdzia jako przeżycia osobowego przed sprawiedliwością, która także przybiera postać „rze
czową", ponieważ zasada „oddać każdemu, co m u się należy" — do
tyczy zasadniczo stanów rzeczowych.
W ymieniony tu „czwórm ian": 1) prym at osoby w stosunku do rzeczy;
2) prym at etyki w stosunku do techniki; 3) raczej „być" niż „mieć";
4) prym at miłosierdzia nad sprawiedliwością — jest praktyczną w ska
zówką Kościoła dla narodów świata: jak (mimo różnic doktrynalnych) można rozwiązywać nabrzm iałe współczesne problem y i kierować narody do pokojowego, w osobowym rozwoju, współżycia.
Dla nas, Polaków, w skazania te są bardziej zrozumiałe, ta k ze względu na nasze trudne dzieje, nasz charakter racjonalno-emocjonal- ny, jak wreszcie na tradycję ku ltu ry chrześcijańskiej, która jest kul
tu rą zasadniczo hum anistyczną, nastaw ioną na wszechstronny rozwój człowieka.