Piotr Stankiewicz
Uniwersytet Mikołaja Kopernika
NAUKI SPOŁECZNE W OBEC ZAGROŻEŃ CYW ILIZACYJNYCH
ULRICH BECK: Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, tłum. Stanisław Cieśla, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2002, s. 372.
M ANUEL CASTELLS: Galaktyka Internetu. Refleksje nad Internetem, bi
znesem i społeczeństwem, tłum. Tomasz Homowski, Dom wydawniczy REBIS, Poznań 2003, s. 320.
HANS JONAS: Zasada odpowiedzialności. Etyka dla cywilizacji technolo
gicznej, tłum. M. Klimowicz, Wydawnictwo Platan, Kraków 1996, s. 409.
Zestawione w tym artykule książki zapewne więcej dzieli niż łączy. W spól
ne jest dla nich podjęcie problematyki zachodzących współcześnie w społeczeń
stwach rozwiniętych przekształceń, powodowanych gwałtownym rozwojem na
uko wo-techno logicznym. Celem, jaki sobie stawiam, jest zastanowienie się, jak te przekształcenia zm ieniają sytuację nauk społecznych - jakie nowe zadania sta
wiają one przed nimi i jakie warunki m uszą zostać spełnione, by mogły one być zrealizowane. Ponieważ problematyka ta pokrywa się w znacznej mierze z głów
nym zagadnieniem Społeczeństwa ryzyka Ulricha Becka, książka ta będzie wy
znaczała oś m oich analiz. Niemiecki socjolog skoncentrował się bowiem w swej rozprawie na zagrożeniach, jakie związane są z zachodzącymi przemianami tech
nologicznymi.
Podejm ująca inną tem atykę praca M anuela Castellsa Galaktyka Internetu posłuży mi do uzupełnienia analiz niem ieckiego socjologa - jako że jest now sza o 15 lat od Społeczeństwa ryzyka, dodaje do pochodzącego z 1986 roku dzieła Becka nieobecny w nim jeszcze w ym iar globalizacji i globalnej komu-
Instytut Socjologii UMK, ul. Fosa Staromiejska la, 87-100 Toruń, e-mail: piotrek@umk.pl
1 5 0 PIOTR STANKIEWICZ
nikacji.1 Ponadto, postaw ienie jej obok pracy o zagrożeniach powodow anych gwałtownym rozw ojem technologii tłum aczy się tym, że przew ażająca część współczesnej nauki oparta jest na technologii informatycznej, której wpływ na współczesny świat społeczny stanowi przedm iot zainteresow ania Castellsa.
Książka Hansa Jonasa, niem ieckiego filozofa, ucznia Husserla i Heideggera, jako dzieło z zakresu etyki filozoficznej posłuży mi za horyzont aksjologiczny, na którego tle chciałbym poprowadzić mój wywód. Zanim jednak do niego przejdę, pozw olę sobie krótko zaprezentować te książki.
Pierwsza z nich, autorstwa Ulricha Becka, stanowi klasyczną ju ż rozprawę te
oretyczną, proponującą określone ujęcie sytuacji, w jakiej znalazły się kraje Eu
ropy Zachodniej u schyłku epoki industrialnej, tudzież całej nowoczesności. Je
go zdaniem, w obrębie nowoczesności następuje obecnie (począwszy od lat sie
demdziesiątych XX wieku) swoiste pęknięcie, polegające na przechodzeniu od społeczeństwa industrialnego do „społeczeństwa ryzyka”. Praca Becka jest więc przede wszystkim głosem w dyskusji o kształcie „ponowoczesności”, dyskusji zapoczątkowanej przez klasyczną książkę Daniela Bella The Corning o f Post-In- d u stńal Society (1976). Swój punkt widzenia określa Beck przede wszystkim za pom ocą pojęcia „refleksyjnej modernizacji”.2 Jednakże ten aspekt Społeczeństwa ryzyka nie będzie mnie tutaj zajmował (zob. Beck, Giddens i Lash 1994).
Skupię się natomiast na drugim kluczowym dla tej pracy pojęciu - tytułowym ryzyku. Autor rozumie pod nim sytuację potencjalnego wystąpienia zagrożeń technologiczno-przem ysłowych, szkód ekologicznych, niebezpiecznych dla zdrowia lub życia ludzi, środowiska naturalnego, lecz także dla poprawnego funkcjonowania ładu społecznego.
Ponieważ, zdaniem Becka, większość zjawisk tego typu ma swój rodowód w procesach modernizacyjnych, stanowiąc wytwór immanentnej im logiki roz
wojowej, autor używa pojęcia „ryzyko m odernizacyjne” . Kategoria ta traktow a
na jest przez autora jako kluczowa do opisu cech systemowych współczesnej formy cywilizacji. Wynika to z przemian, jakie nastąpiły wraz z procesem „re
fleksyjnej m odernizacji” społeczeństw zachodnioeuropejskich: logika dystrybu
cji ryzyka zastąpiła typową dla industrialnych podziałów klasowych dystrybu
cję bogactw. W efekcie tego instrumentarium metodologiczne nauk społecznych okazuje się niewystarczające wobec nowych fo rm pojawiania się, dystrybucji i obecności ryzyka modernizacyjnego, strukturyzującego współczesne społe
czeństwa.
1 Warto zaznaczyć, że w latach dziewięćdziesiątych Beck zajął się tematyką globalizacji, włą
czając w nią koncepcję społeczeństwa ryzyka i tworząc w rezultacie pojęcie „światowego społe
czeństwa ryzyka” . Na ten temat zob. Beck 1997, 1997a, 1997b, 1997c.
2 Oddaję to pojęcie nie do końca zgodnie z wersją zaproponowaną przez tłumacza, który, z so
bie tylko wiadomych względów, używa terminu „refleksywna”.
Druga z omawianych książek, Galaktyka Internetu M anuela Castellsa, jest ra
czej popularnonaukową pracą opisującą świat współczesny w dobie technik in
formatycznych. W zestawieniu z książką Becka może ona jednak być potrakto
wana jako przykład próby uprawiania nauk społecznych w sytuacji, gdy podsta
wowe kontury świata społecznego ulegają szybkim przemianom powodowanym rozwojem nowych technologii. Analizy Castellsa ukazują przy tym trudności, na jakie natrafia dziś badacz; jak sam autor przyznaje na wstępie, „tempo zmian utrudnia uczonym przeprowadzenie odpowiednio wielu badań empirycznych, które pozwoliłyby opisać oraz wyjaśnić działanie gospodarki i społeczeństwa opartego na Internecie” (s. 13). Ten ostatni jest bowiem osią, wokół której obra
cają się rozważania autora, sięgające jednakże daleko poza obszar techniki infor
matycznej. Castellsa interesuje bowiem oddziaływanie technologii interneto
wych na gospodarkę, politykę i kulturę. Jego książka jest próbą opisania prze
mian, jakich dokonało w otaczającej nas rzeczywistości pojawienie się Internetu.
Dlatego jem u samemu poświęca jedynie początkowe rozdziały, by po przedsta
wieniu historii tej technologii, opisać, jak wpłynęła ona na kształt gospodarki, polityki, sfery publicznej i prywatnej, relacji międzynarodowych.
Trzecia książka, Zasada odpowiedzialności autorstwa Hansa Jonasa, również podejmuje problem zmian społecznych, powodowanych przez rozwój naukowo- technologiczny, lecz traktuje go jedynie jako punkt wyjścia do refleksji z zakre
su etyki filozoficznej. Autor stawia fundamentalne pytania, jak na zachodzące przemiany powinna reagować nauka o moralności i czy w obecnym kształcie jest ona w stanie jeszcze pełnić swą normatywną funkcję. Jak wskazuje podtytuł, E ty
ka dla cywilizacji technologicznej, celem autora jest stworzenie nowego systemu etycznego, który pozwoliłby regulować ludzkie poczynania w zgodzie z zasadą odpowiedzialności; tę ostatnią widzi on jako podstawową regułę, wedle której powinny być kształtowane relacje między nauką i technologią a pozostałymi sfe
rami życia społecznego. W iększą część jego pracy zajm ują prowadzące do wy
pracowania podstawowego zarysu takiej etyki stricte filozoficzne analizy, które to pozwolę sobie pominąć;3 dla celów tego artykułu zaadoptuję tezy Jonasa opar
te na przekonaniu, iż przekształcenia powodowane przez rozwój naukowy wyma
gają zmiany naszego — teoretycznego i praktycznego — stosunku do rzeczywisto
ści. Ta optyka dostarcza interesującego punktu wyjścia dla dalszych rozważań.
3 Praktyczne zastosowanie etyki opartej na zasadzie odpowiedzialności w odniesieniu do pro
blemów medycyny i biotechnologii znaleźć można w książce Jonasa 1987.
1 5 2 PIOTR STANKIEWICZ
W iedza, ale jaka?
Naczelna przesłanka Zasady odpowiedzialności głosi, że ludzka moc przew a
ża nad ludzką wiedzą. Ujmując to inaczej, zakres ludzkiego działania, oparty na ogromnym potencjale technologiczno-naukowym, sięga współcześnie daleko da
lej niż nasza wiedza na temat możliwych skutków tych działań. Prowadzi to do sytuacji, w której wiedza prognostyczna nie nadąża za wiedzą techniczną - w efekcie nie jesteśm y w stanie nie tylko przewidzieć najbliższej przyszłości, ale także - skoro nie wiemy, która ścieżka dokąd nas poprowadzi - kontrolować kie
runku rozwoju technologicznego.
M ożna by wyróżnić przede wszystkim następujące konsekwencje zdiagnozo- wanej przez Jonasa sytuacji: wraz z wiedzą za rozwojem nauki nie nadążają rów
nież mechanizmy legislacyjne, co utrudnia, jeśli wręcz nie uniemożliwia, kontro
lę nad zachodzącymi procesami i zjawiskami. W wyniku tego zapóźnienia spo
łeczeństwa demokratyczne nie są w stanie w porę reagować na ewentualne za
grożenia dla ładu społecznego i stabilności systemu.
Hans Jonas skupił się na poszukiwaniu nowych reguł etycznych, dostosowa
nych do warunków cywilizacji technologicznej. Przyjrzenie się przez piyzm at je go analiz dwóm pozostałym książkom pozwala na sformułowanie głównej tezy tego artykułu, która mówi o konieczności wypracowania w naukach społecznych nowego podejścia do rozwoju nauki i technologii, które pozw oli dostarczać uży
tecznej wiedzy prognostycznej, pozwalającej na projektowanie i kontrolowanie możliwych dróg rozwoju społeczeństw opartych na nauce i technice.
Jak podkreśla Hans Jonas, by móc kontrolować zagrożenia, jakie niesie postę
pujący rozwój technologiczny, konieczna jest dobrze rozwinięta wiedza progno
styczna, obejmująca możliwe konsekwencje dalszego podążania istniejącymi tra
jektoriam i rozwoju (s. 32). Taki też cel przyświecał Beckowi, który swą książkę określa jako fragment „empirycznie zorientowanej projekcyjnej teorii społecz
nej”’ (s. 16), nastawionej na analizę teraźniejszości (i przeszłości) pod kątem przyszłości, w celu naświetlenia perspektyw, ku którym zmierza nasza epoka.
Pod tym względem Castells z kolei zachowuje zadziwiającą w strzem ięźli
wość. W wielu m iejscach swej książki odżegnuje się od wszelkich prób progno
zowania, powołując się z jednej strony na nieufność wobec m etodologicznych podstaw takich „futurologicznych” przewidywań, a z drugiej na brak dostatecz
nej wiedzy na tem at samej teraźniejszości (s. 14). W ten sposób nie tylko po
twierdza on słuszność obaw Jonasa dotyczących nienadążania wiedzy progno
stycznej za techniczną, ale zwraca uwagę, że problem tkwi nie tylko w niedostat
ku wiedzy prognostycznej, ale także w braku adekwatnej wiedzy empirycznej.
Nie nadążam y nie tylko z prognozowaniem przyszłości, ale nawet z opisem te
raźniejszości. Castells więc mimochodem przyznaje rację Beckowi, gdy ten apeluje:
„Oto stoi przed nami wielkie zadanie naukowe, polegające na tym, by odszy
frować nowe reguły gry, nowe systemy władzy. (...) Musimy rozwinąć analizy kontekstowe, analizy dyskursu, bo potrzebujemy nowej, by użyć weberowskiego pojęcia, nauki o rzeczywistości, która na nowo zdefiniuje empirię, zaprojektuje nowe ramy teoretyczne i struktury organizacyjne nowego rodzaju nauk społecz
nych. (...) Cały szereg podstawowych zasad, które dotąd zakładano jako oczy
wiste w naukach społecznych, ale i we własnym wizerunku nowoczesnych spo
łeczeństw, obecnie staje pod znakiem zapytania” (Beck 2003: 210-211).
W szyscy trzej autorzy podkreślają fakt zaistnienia takich okoliczności, które w radykalny sposób przekształciły panujący porządek społeczny, czyniąc jego dotychczasowe modele nieadekwatnymi. Wymusza to konieczność znalezienia nowych form opisu rzeczywistości społecznej i nowego spojrzenia na jej kluczo
we obszary. Główna teza tego artykułu ulega więc pewnemu doprecyzowaniu - wniosek, jaki wypływa ze wspólnej lektury trzech omawianych tu książek doty
czy nie tylko wiedzy prognostycznej, ale i empirycznej. Konieczne je s t wypraco
wanie nie tylko nowych socjologicznych narzędzi prognozowania, ale i diagno
zowania.
Konieczność tę wymusza sama sytuacja, a konkretnie jej „ryzykowny” cha
rakter. Zdaniem Becka, powszechna obecność ryzyka modernizacyjnego spra
wia, że opisanie go staje się jednym z podstawowych zadań nauk społecznych.
Przyczynia się do tego fakt, że język nauk matematyczno-przyrodniczych okazu
je się niewystarczający do tego celu, jako że nie jest on w stanie uchwycić spo
łeczno-politycznego wymiaru problemu. Beck podkreśla, iż w każdej wypowie
dzi na temat ryzyka kryje się nieuchronnie aspekt normatywny, niepozwalający na zredukowanie go do zwykłego stwierdzenia faktu (s. 37). Ryzyko jest dostrze
galne dopiero na pewnym normatywnym horyzoncie, w perspektywie pewnych wartości, a nauki matematyczno-przyrodnicze nie są w stanie dostarczyć takiego ujęcia. Wydaje się, że ów normatywny horyzont nauk społecznych mógłby i po
winien zostać oparty właśnie na Jonasowskiej „zasadzie odpowiedzialności”.
Cechy ryzyka modernizacyjnego
Becka interesuje głównie funkcjonowanie ryzyka we współczesnych społe
czeństwach - jego społeczne rozmieszczenie, oddziaływanie, obchodzenie się z nim, definiowanie go. Mało miejsca poświęca zaś określeniu własności same
go zjawiska (pomijając fakt, że nigdzie nie przedstawia dokładnej definicji tego pojęcia). Spróbujmy więc, wspierając się analizami pozostałych dwóch autorów, przytoczyć kilka cech współczesnego nam typu ryzyka.
Do pierwszej z nich należałoby zaliczyć odwleczenie w czasie niektórych waż
nych skutków innowacji technicznych, przez co kryjące się w nich zagrożenia po
154 PIOTR STANKIEWICZ
zostają niezauważone (bądź bagatelizowane) i pojawiają się po pewnym „okresie latencji”. Przykład tego mechanizmu odnaleźć można przy okazji sporu o szkodli
wość fal rozchodzących się z antenek telefonów komórkowych dla mózgów ich użytkowników. Światowa Organizacja Zdrowia od 1996 roku prowadzi obserwa
cje nad wpływem emitowanego promieniowania na zdrowie ludzkie, które do tej pory nic potwierdziły szkodliwości tej technologii (podaję za Wojtasiński 2003:
72); jednakże, jak uczy metodologia nauki, nieistnienia czegoś nie da się udowo
dnić - można jedynie nie stwierdzić faktu. Ewentualne konsekwencje korzysta
nia na co dzień z dobrodziejstw telefonii GSM m ogą się uwidocznić za wiele lat, a że w grę wchodzą wielkie interesy, nikt nie ośmieli się dziś zakazać rozpo
wszechniania tych urządzeń. Znamienny jest fakt, że badania nie zostały jeszcze zakończone, a telefonami komórkowymi posługuje się na świecie już 320 milio
nów ludzi (tamże).
Zarazem następuje skrócenie czasu, jaki dzieli dokonanie wynalazku i jego rozpowszechnienie, a wraz z nim ograniczeniu ulegają także możliwości dokona
nia zawczasu oceny ewentualnych zagrożeń, któiych źródłem może być dana in
nowacja. Ma to swą przyczynę w tym, że poprzez wyścig na rynku technologii za
nika etap tzw. „wdrożeń” - produkt prosto z laboratorium trafia na rynek. W przy
padku Internetu, jak pokazuje Castells, ten etap zostaje praktycznie zupełnie zli
kwidowany, dzięki czemu może się on w taki szybki sposób rozwijać (s. 40).
N iestety Castells nie zauważa, że wraz z likw idacją etapu pośredniego m ię
dzy wynalezieniem a implantacją, zmniejsza się m ożliwość zapobieżenia niepo
żądanym konsekwencjom oraz kontrolowania rozwoju technologii. Raz w pro
wadzona innowacja technologiczna jest zazwyczaj bardzo trudna do późniejsze
go wycofania, przez co ma to m iejsce wyjątkowo rzadko. Skutkuje to wielom a problem am i z zakresu społecznego obchodzenia się z ryzykiem. Omawiając sposób powstawania urzędowych rozporządzeń określających wartości granicz
ne szkodliwych substancji, Beck twierdzi, że „uzupełnianie listy substancji szkodliwych nie nadąża za produkcją i wykorzystaniem środków chem icznych”
(s. 85). W efekcie, „jeśli istnienie nowych związków [chemicznych - P.S.] jest w ogóle przyjm owane do wiadomości, to trwa to z reguły od 3 do 4 lat. Tak dłu
go więc m ogą być stosowane bez ograniczeń potencjalnie szkodliwe substan
cje” (s. 86).4
4 Warte uwagi jest także inne zjawisko: według prawa Unii Europejskiej produkty chemiczne produkowane w większej ilości niż 10 kg rocznie, muszą być poddane odpowiednim testom przed wprowadzeniem ich na rynek. Dotyczy to jednakże jedynie substancji wynalezionych po 1981 ro
ku (data wejścia w życie odpowiedniej ustawy); w związku z tym wielu producentów, by ominąć ten wymóg, wciąż wykorzystuje starsze substancje i nie poszukuje dla nich mniej szkodliwych al
ternatyw. W efekcie na 400 milionów ton substancji chemicznych wytwarzanych rocznie w Unii Europejskiej, zaledwie 3% jest wystarczająco przebadanych pod kątem ich szkodliwości dla ludzi i środowiska (za: Weingärtner 2003: 4).
Jak tymczasem zauważa Jonas (s. 214), sama „nowość” to coś, dla czego nie m am y precedensu, a więc także reguł obchodzenia się z tym. Dla ich wypraco
wania potrzebny jest zaś czas, którego w „sieciowym społeczeństwie ryzyka”
mamy coraz mniej. „W ten sposób rozziew pomiędzy niesamowitym zasięgiem czasowym naszych działań, a znacznie mniejszym zasięgiem naszego przew idy
wania ich wyniku niemal na pewno będzie rósł w miarę naszego rozwijania
»wielkiej technologii«”, konkluduje Jonas (s. 214).
Ten rozziew każe Jonasowi mówić o nieprzystawalności zagrożeń wynikają
cych z dalszego rozwoju technologicznego do krótkofalowego horyzontu polity
ki (s. 57). Wiąże się to z podkreślanym przez Becka charakterem współczesnego ryzyka. Ze względu na odniesienie do przyszłości, ma ono charakter w pewnym stopniu nierzeczywisty - jest tylko zapowiedzią przyszłych klęsk, istnieje w ob
szarze potencjalnych możliwości, nie ma „twardego”, namacalnego charakteru.
„Centralny punkt odniesienia dla świadomości ryzyka leży więc nie w tera
źniejszości, lecz w przyszłości. W społeczeństwie ryzyka przeszłość traci na rzecz przyszłości sw ą siłę determinującą. N a miejsce przeszłości, jako przyczy
na obecnego działania i tego co przeżywamy, wkracza przyszłość, a więc coś nie
istniejącego, coś tworzonego, fikcyjnego. Działamy dzisiaj po to, aby zapobiec problem om jutra lub pojutrza - albo też nie robimy tego” (s. 45).
Związany jest z tym kumulatywny charakter techniki. Polega on na tym, że, jak ujmuje to Jonas, „procesy uruchomione działaniami technicznymi o krótko
falowych celach m ają tendencję do uniezależniania się, to znaczy do kum ulowa
nia ich własnej przymusowej dynamiki, do samoczynnego rozpędzania się, po
przez co stają się nie tylko (...) nieodwracalne, ale także p rą one naprzód i w y
przedzają życzenia i plany swych inicjatorów. Raz rozpoczęty ruch odbiera nam z rąk prawo działania, a dokonane fakty, wytworzone na rozpoczęcie, w sposób kum ulatywny stają się prawem jego kontynuacji” (s. 72-73).
Ta cecha charakterystyczna ryzyka modernizacyjnego w dużym stopniu utru
dnia przewidywanie następstw dalszego niekontrolowanego rozwoju technolo
gicznego. Jonas zauważa, że „kumulatywne samokrzewienie się technologiczne
go przeobrażania świata, nieustannie wyprzedza warunki współtworzących go działań i podąża drogą wyłącznie bezprecedensowych sytuacji, o których nasze doświadczenie nie może nam nic powiedzieć” (s. 32).
M a to swoje konsekwencje w tym, że ograniczeniu ulega nasze pole manewru i zakres naszej kontroli nad rozwojem technologicznym. M amy coraz mniejszy wpływ na kierunek postępu naukowo-technicznego, który coraz bardziej się auto- nomizuje i wyzwala spod ludzkiej kurateli, utrudniając dokonywanie poprawek i sterowanie ku pożądanym postaciom ładu społeczno-technologicznego. W efek
cie nasz wpływ na kierunek i charakter zmian społecznych coraz bardziej maleje.
Przyznaje to także Castells, pod koniec swej książki pisząc: „Gospodarka i sy
stem informacyjny oparte na Internecie, rozwijające się z szybkością internetową,
156 PIOTR STANKIEWICZ
zostawiły trajektoriom rozwoju wąski margines swobody. O ile nie dojdzie do glo
balnej katastrofy, jest mało prawdopodobne, by społeczeństwa na całym świecie dobrowolnie zaangażowały się w rozwój nie oparty na technologii, między inny
mi dlatego, że obecny model rozwoju jest zgodny z ideologią elit rządzących i le
ży w ich interesie. A gdy zostaje wybrana opcja, by się stać częścią globalnych sieci, produktywność, konkurencyjność i zarządzanie zgodne z logiką Internetu są warunkiem koniecznym dobrobytu, wolności i niezależności” (s. 300).
W rezultacie usamodzielniania się postępu naukowo-technicznego nauka wkra
cza na obszary dotąd przed jej ingerencją strzeżone (np. za pomocą kategorii sa
crum czy tabu) bądź niepoddające się naukowej ingerencji z racji stopnia swej zło
żoności takie jak genetyczne uposażenie człowieka, definicja życia, charakter śmierci i narodzin, poznawcze zdolności ludzkiego mózgu. Andrzej Zybertowicz wskazuje na to, że przyczynia się to do „deparametryzacji” pewnych obszarów kultury, czyli rozregulowania ich „warunków brzegowych”, które zapewniały im trwanie we względnie stabilnych ramach. „Deparametryzacja jakiegoś procesu uchyla ważność dotychczasowych jego modeli; znane staje się nieznane i wymyka się próbom poznawczego oswojenia; powtarzalne związki przyczynowo-skutkowe coraz trudniej zidentyfikować” (Zybertowicz 2003: 68). Stabilność warunków brzegowych przebiegu niektórych zjawisk i procesów społecznych jest warunkiem stabilności ładu społecznego. Względnie niezmienne (przynajmniej w perspekty
wie kilku pokoleń) ramy takich obszarów jak rodzina, płeć, osoba ludzka, życie, mózg, ciało, rozmnażanie, stanowią (stanowiły?) punkty orientacyjne na mapie ży
cia społecznego, zapewniając w miarę bezkolizyjne funkcjonowanie jego kluczo
wych procesów, dzięki dostarczaniu sprawdzonych w praktyce, opartych na ruty
nie i tradycji mechanizmów. Nauka, ingerując w te obszary, otwiera je niczym kla
syczne czarne skrzynki, wprowadzając chaos w mechanikę ich działania. Weźmy tylko jeden przykład - możliwość dokonywania zmiany płci unieważnia klasycz
ne modele wszystkich wymienionych przed chwilą obszarów, wymuszając ko
nieczność wypracowania nowych, od których można by zasadnie oczekiwać, że będą przynajmniej tak samo sprawnie funkcjonować.5 Nie trzeba chyba udowa
dniać, że takich alternatywnych modeli nie ma. Dlatego słuszną wydaje się diagno
za Zybertowicza (2003: 68; 1995, rozdz. VIII), że nauka stanowi źródło chaosu we współczesnym świecie.
Opisane tu cechy ryzyka modernizacyjnego - odwleczenie w czasie skutków innowacji technicznych, ich kumulatywny i usamodzielniający się charakter, osadzenie w horyzoncie przyszłości, deparametryzacja pewnych obszarów kultu
ry - przyczyniają się do tego, że utrudnione jest adekwatne identyfikowanie i opisywanie zagrożeń obecnych we współczesnych społeczeństwach. By móc
3 To samo można powiedzieć nie tylko o nauce - efekty emancypacji kobiet zdają się być podobnie destrukcyjne w równie wielu obszarach życia społecznego.
zawczasu dostrzec ryzyko, określić jego zasięg i charakter oraz je zneutralizować lub przynajmniej kontrolować, niezbędna jest wiedza na jego temat. Jej dostar
czanie urasta do naczelnego problemu nauk społecznych.
Definiowanie ryzyka
Podkreślić należy znaczenie wspomnianego ju ż „nieuchwytnego” charakteru ryzyka. W tym celu wprowadzić chciałbym rozróżnienie terminologiczne, które ułatwi uwypuklenie interesujących mnie cech ryzyka, ważnych dla sposobów uj
mowania go przez nauki społeczne. Proponuję odróżnić „zagrożenie” od „ryzy
k a ” na podstawie sposobu istnienia tych dwu zjawisk. Podczas gdy zagrożenie miałoby charakter faktu obiektywnego, ujmowanego metodami nauk m atema
tyczno-przyrodniczych, ryzyko byłoby pojęciem węższym, odnoszącym się do zagrożeń, które znalazły się w społecznym horyzoncie percepcji i istnieją jako fakty społeczne, mogąc być jako takie przedmiotem badań społecznych. Krótko mówiąc, ryzyko to uświadomione społecznie zagrożenie. Jako fakt społeczny, ry
zyko „ze swej natury” jest bardziej podatne na manipulacje. Tę jego cechę zwięk
szają tylko wspomniane wcześniej odniesienia do przyszłości oraz potencjalny charakter (ryzyko oznacza jedynie możliwość wystąpienia w przyszłości okre
ślonego niebezpieczeństwa).
Wiedza o ryzyku jest nieuchronnie zależna od wiedzy ekspertów dotyczącej samych zagrożeń. Jak podkreśla Beck, „o istnieniu i rozkładzie zagrożeń i ryzy
ka dowiadujemy się w zasadzie dzięki przedstawianym nam argumentom. To, co szkodzi zdrowiu, co niszczy naturę, jest dla nas często niepoznawalne, a nawet tam, gdzie jest rzekomo widoczne, dopiero społeczna konstrukcja pozwala
„obiektywnie” potwierdzić dowiedzioną opinię ekspertów” (s. 36).
Zagrożenia, z którymi mamy dziś do czynienia, nie istniejąjako fakty społecz
ne, dopóki nie zostaną ustalone i zdefiniowane. Dopiero wówczas m ogą pojawić się w dyskursie społecznym, a osoby, których dotyczą, m ogą się dowiedzieć o ich istnieniu. Jedynym narzędziem, jakie współczesne społeczeństwa zachodnie mają do dyspozycji w identyfikowaniu ryzyka, jest nauka, wraz ze swymi „organami percepcji” : teoriami, eksperymentami, instrumentami pomiarowymi.
Rola ekspertów wzrasta więc niepomiernie w społeczeństwie ryzyka. Stano
w ią oni jedyne źródła informacji na temat zagrożeń obecnych w naszym otocze
niu społecznym (Beck 1990). Wszelkie konflikty i spory wokół ryzyka toczą się za pom ocą wiedzy, definicji i ekspertyz naukowych.6
6 Jako przykład potwierdzający ustalenia Becka można przywołać mający miejsce przed kilko
ma laty w Polsce spór o szkodliwość masztu radiowego w Konstancinie koło Gąbina, który plano
wano odbudować po tym, jak zawalił się w 1991 roku. Zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwni
1 5 8 PIOTR STANKIEWICZ
W procesie przem iany zagrożenia w ryzyko powstaje przestrzeń pozwalająca definiującym na nadawanie ryzyku pożądanego kształtu. Zazwyczaj ma to na ce
lu pomniejszanie kryjącego się w nim zagrożenia i uzyskanie społecznego przy
zwolenia na dalszy rozwój badań naukowych w tym obszarze. M ożliwe jest to dzięki temu, co w innym miejscu Beck (1988: 80) nazywa „symbolicznym zapo- średniczeniem ryzyka”. Ryzyko zawiera w sobie nie tylko informację o określo
nym zagrożeniu, lecz zarazem jego symboliczną interpretację, nadbudowaną m.in. na odniesieniu do określonych społecznych wartości. I tak na przykład ba
dania opinii publicznej wykazują, że z o wiele w iększą aprobatą spotykają się ba
dania nad modyfikacjami genetycznymi w obszarze medycyny niż w obszarze produkcji żywności (Sigrist 2001: 46-47).
Dzięki temu możliwe jest wykorzystywanie definiowania ryzyka do celów politycznych, co w wielu miejscach podkreśla Beck. Od ustaleń naukowców do
tyczących tego, co jest, a co nie jest ryzykiem, jakie są jego stopnie, granice, za
sięg, zależą bezpośrednio decyzje polityczne, które de fa cto zapadają już na po
ziomic nauki.
„ (...) W szelkie decyzje dotyczące ryzyka i zagrożeń cywilizacyjnych, jakie zapadają w ramach produkcji wiedzy jako takiej (stawiania pytań, hipotez, spo
sobów pomiaru, metod, wartości granicznych etc.), są także decyzjami dotykają
cymi samych zagrożeń. Dotyczą ich zakresu, rodzaju i stopnia, kręgu osób nimi dotkniętych, długofalowych skutków, środków zapobiegawczych, osób za nie odpowiedzialnych i roszczeń do odszkodowań. Jeśli stwierdzono by dzisiaj w sposób społecznie wiążący, iż foraldehyd, DDT itd. w stężeniu, w jakim w y
stępują w przedmiotach codziennego użytku i w pożywieniu, są szkodliwe, to równałoby się katastrofie, substancje te bowiem są wszędzie” (s. 70).
Rola socjologii wiedzy
Wydaje się, że autora Społeczeństwa ryzyka bardziej niż sama obecność za
grożeń dla zdrowia i życia ludzi interesują polityczne skutki ich pojawienia się bądź zatajenia. Określa to mianem „skutków ubocznych tych skutków ubocz
nych”, za jakie są uważane zagrożenia technologiczne. M ożliwe polityczne, eko
nomiczne i społeczne konsekwencje związane z zaistnieniem ryzyka jako faktu
cy nie mieli trudności ze zdobyciem ekspertyz naukowych potwierdzających szkodliwość bądź nie
szkodliwość generowanego przez ten maszt promieniowania radiowego. Na łamach mediów toczy
ła się wojna na definicje i ekspertyzy o to, czy promieniowanie to stanowi zagrożenie, czy nie - wyłącznie od osądu naukowców zależało, jaki typ definicji sytuacji zwycięży. Maszt ostatecznie odbudowano w okolicach Solca Kujawskiego. Kto miał rację, zapewne okaże się po ewentualnych skutkach (lub ich braku) za lat kilkanaście.
społecznego to m.in. załamanie rynków, spadek wartości kapitału, nowe dziedzi
ny odpowiedzialności, przesunięcia rynku, przymus polityczny, kontrola decyzji w przedsiębiorstwach produkcyjnych, uznanie roszczeń do odszkodowań, ogromne koszty, procesy sądowe (s. 99-100). Gdy uwzględnić trudny do empi
rycznego uchwycenia charakter ryzyka oraz zależność jego zaistnienia jako fak
tu społecznego od jego zdefiniowania, wagi nabiera zagadnienie kontroli nad wiedzą o ryzyku. Urasta ono do kluczowych problemów społecznych, szczegól
nie w obliczu sprzężenia nauki, polityki i gospodarki, jakie dokonało się w „spo
łeczeństwie ryzyka”. Jeśli ryzyko może zaistnieć jako fakt społeczny tylko po
przez osąd nauki, która z kolei wpleciona jest w sieć gospodarczo-politycznych interesów, składających się na mechanizm postępu naukowo-technicznego, w ie
dza na temat ewentualnych zagrożeń staje się bardzo pożądanym dobrem poli
tycznym lub odwrotnie - niepożądaną przeszkodą na drodze wdrażania jakiejś nowej innowacji. Dlatego też Beck ogromne znaczenie przypisuje uprawianiu socjologii wiedzv, łączącej socjologię polityczną i teorię społecznego ryzyka
(s- 71).
N a polityczne znaczenie kontroli informacji zwraca także uwagę Castells.
Autor Galaktyki Internetu uważa, iż „źródłem władzy jest dziś głównie możność tworzenia i rozpowszechniania kodów kulturowych oraz treści informacyjnych”
(s. 186). Kontrolowanie sieci komunikacyjnych i możność oddziaływania na przepływ informacji stają się podstawowymi narzędziami realizowania celów politycznych.
Dlatego też stosunkowo wiele miejsca poświęca on w swej książce zagadnie
niom wolności, prywatności i bezpieczeństwa w kontekście rozwoju interneto
wych technik komunikacji. Zestawiając analizy Becka, pochodzące wszak z epo
ki przedintem etowej, z opracowaniem Castellsa można by w pierwszej chwili dojść do wniosku, że powszechność Internetu unieważnia obawy niemieckiego socjologa dotyczące kontroli wiedzy o ryzyku. Komunikacja internetowa zdawa
łaby się uniemożliwiać wszelką kontrolę nad wiedzą, a informacje o zagroże
niach czynić powszechnie dostępnymi. Pojawia się jednak problem „przebicia się” danej wiadomości i możliwości jej weryfikacji. Samo zaistnienie w niezli
czonym gąszczu stron W W W nie zapewnia jeszcze jej społecznego zaistnienia.
M ożna by rzec, że współczesna technologia przyczynia się w ten sposób do po
nownego obalenia oświeceniowego wyobrażenia (zmodyfikowanego w słynnym sformułowaniu Richarda R orty’ego: „Zatroszczmy się o wolność, a prawda za
troszczy się o siebie sama”) prawdy zniewalającej swą mocą, którą wystarczy odkryć i ujawnić, by swym blaskiem oślepiła wszystkich jej wrogów. Niestety, by prawda mogła zaświecić, potrzebne są jeszcze narzędzia typowo polityczne i/lub ekonomiczne.
1 6 0 PIOTR STANKIEWICZ
Niewidoczna polityka
Kontrola nad w iedzą staje się w społeczeństwie ryzyka problem em politycz
nym o podstawowym znaczeniu. Przyczynia się do tego fakt, iż z jednej strony,
„skutki uboczne technologicznych skutków ubocznych” są stricte polityczne, a z drugiej, że nauka, będąca podstawowym narzędziem definiowania ryzyka, pełni de fa c to funkcje polityczne. Dlatego socjologia wiedzy, próbująca zm ie
rzyć się z ryzykiem, musi rozpatrywać je w kontekście politycznych uwikłań wiedzy.
Jednakże zarówno Beck, jak i Castells wskazują, iż sposób funkcjonowania polityki uległ istotnym przemianom pod wpływem przekształceń kulturowych.
W ich efekcie zacierają się granice między obszarami polityki, gospodarki i na
uki. Autor Społeczeństwa ryzyka opisuje ten proces jako zanik politycznego cen
trum, sterującego życiem społecznym i utratę przez politykę swych dotychczaso
wych funkcji.
Jego zdaniem, motorem zmiany społecznej w społeczeństwie ryzyka stał się postęp naukowo-techniczny, którego demokratyczne instytucje polityczne nie są w stanie kontrolować, gdyż rozwija się własnym sumptem w specyficznej niszy na styku nauki, gospodarki i polityki, w efekcie czego wymyka się klasycznym mechanizmom nadzoru politycznego; nie bez znaczenia pozostaje fakt, że jest chroniony „świętą” regułą wolności badań naukowych. W efekcie większość najistotniejszych decyzji zapada w sposób nie tylko niedemokratyczny (jak mówi Beck, „postęp zastępuje głosowanie” [s. 80]), ale i niejawny, w zaciszu la
boratoriów badawczych, kontrolowanych przez ponadnarodowe korporacje.7 W ten sposób mamy do czynienia z „polityką faktów dokonanych”, podporząd
kowaną potrzebom rynkowym. Działalność demokratycznych instytucji pełni zaś jedynie fasadową funkcję, podtrzymując grę pozorów, jakoby to na obszarze ofi
cjalnej polityki zapadały kluczowe decyzje.
„Jedynie część kompetencji decyzyjnych w sprawach wpływających na kształt społeczeństwa wiąże się z systemem politycznym i podlega zasadom de
mokracji parlamentarnej. Druga część wyjęta jest spod reguł publicznej kontroli i usprawiedliwienia i jest delegowana do inwestycyjnej wolności przedsiębior
ców i swobody badań naukowych. Zmiana społeczna w tym kontekście odpowie
dnio do instytucjonalnego układu dokonuje się zastępczo jako ukryty skutek
7 W swej późniejszej książce identyfikuje Beck explicite ponadnarodowe korporacje jako głównych aktorów „subpolityki”, których pozademokratyczne i ponadpaństwowe działania mają polityczne skutki dla całych społeczeństw (1997: s. 16-17). Również Tomasz Woźniak podkreśla fakt, że współcześnie to przede wszystkim upolitycznione globalne podmioty gospodarcze w spo
sób niedemokratyczny decydują o kierunku rozwoju nauki (Woźniak 2003).
uboczny naukowych i naukowo-technicznych decyzji, konieczności i kalkulacji”
(s. 280).
We wspominanym ju ż wywiadzie Beck uznał fasadowość współczesnej de
mokracji za jeden z centralnych problemów „drugiej nowoczesności” : „Czasy stają się postdemokratyczne o tyle, że reguły demokracji propaguje się jako re
guły obowiązujące od święta, że decydujemy niby za pom ocą wyborów, ale legi
tymizowanych jest w ten sposób wiele instancji wymykających się tej zasadzie”
(Beck 2003: 218).
Centrum sterowania życiem społecznym, osadzone do tej poiy w obszarze po
lityki, zanika, a jego kompetencje ulegają rozproszeniu na sfery przemysłu, nau
ki, lecz także mediów, sądownictwa, medycyny. Beck nazywa je obszarami sub- polityki (s. 282). Nie tylko przejm ują one niektóre tradycyjne zadania polityki, lecz upolitycznieniu ulegają ich dotychczasowe działania - tak jak uwidocznio
ne to zostało na przykładzie definiowania ryzyka przez nauki. Obszary subpoli- tyki, korzystając z utrzymującej się iluzji koncentracji życia społecznego wokół politycznego centrum, w sposób niejawny i niczym niezakłócony wywierają de
cydujący wpływ na losy społeczeństw zachodnich oraz odpowiadają nie tylko za produkcję ryzyka, ale i sposoby radzenia sobie z nim (więcej zob. Beck 1993, rozdz. V).
Nowe nierówności
O politycznych, a raczej geopolitycznych skutkach rozpowszechnienia Inter
netu, pisze Castells w rozdziale poświęconym podziałom, powodowanym przez zachodzące zmiany. Podaje on dowody na rzecz tezy, iż nowy system technicz
no-ekonomiczny powoduje powstawanie nowych nierówności społecznych.
W swej argumentacji odwołuje się on do opisanych przez siebie cech technolo
gii internetowych i skutków jej wdrożenia w różnych obszarach życia społeczne
go. Jego zdaniem dochodzi do zdominowania i zmonopolizowania globalnej go
spodarki przez formy organizacji oparte na sieci i skoncentrowania wokół węzłów tej sieci zasobów kulturowych, edukacyjnych, ekonomicznych i politycznych (s.
296-299).
„Zdolność gospodarki i systemu informacyjnego opartego na Internecie do łą
czenia w sieć różnych grup społecznych na całym świecie czyni z jej głównych węzłów' dynamiczny, ogólnoświatowy system, zarazem zostawiając poza nawia
sem te grupy społeczne, miejsca i całe państwa, które są mało interesujące z punktu widzenia ich możliwości tworzenia wartości” (s. 299).
Przykład Internetu pokazuje więc, ja k technologia, sprzężona z rynkiem i polityką, może stać się narzędziem wykluczania z globalnej gry pewnych grup społecznych, niezdolnych czy niechętnych do zaakceptow ania nowych re
guł.8 Przedstawione przez Castellsa m echanizm y tworzenia nowych, „cyfro
w ych” podziałów, skutkujących wykluczaniem pewnych grup ludzi z korzysta
nia z dobrodziejstw współczesnej cywilizacji i uzależnianiem ich dostępu do zasobów od wejścia na ścieżkę globalnego postępu naukowo-technicznego, w spółbrzm ią z apelami Becka o uprawianie socjologii wiedzy, potrafiącej uchwycić te zależności.9
Również autor Społeczeństwa ryzyka zwraca w swej książce uwagę na to, że sposób dystrybucji ryzyka tworzy nowe (i umacnia stare) podziały oraz nierów
ności, głównie między krajami Trzeciego Świata i państwami uprzemysłowiony
mi. Mówi on o „systemowej »sile przyciągania« między skrajną biedą i skrajnym ryzykiem” (s. 55). Głos Becka z 1986 roku zdaje się antycypować to, co w swej książce z 2000 roku Zygmunt Bauman uznał za jedną z głównych cech zglobali- zowanej gospodarki - przyciąganie rodzących zagrożenia dla przyrody i ludzi in
westycji w obszary taniej siły roboczej, z których przemysłowcy m ogą wycofać się w każdej chwili, pozostawiając wyeksploatowany i zniszczony obszar (Bau
man 2000).
W nioski dla nauk społecznych
Pojawienie się nowego czynnika, jakim jest ryzyko wytwarzane przez niekon
trolowany rozwój technologiczny, napędzany z kolei przez wzajemne sprzężenie interesów naukowych, gospodarczych i politycznych, znacznie utrudniło nadąża
nie wiedzy dostarczanej przez nauki społeczne za przemianami cywilizacyjnymi.
Doprowadziło to do sytuacji, którą na wstępie tego artykułu określiłem za Han
sem Jonasem jako „przerost ludzkiej mocy nad ludzką wiedzą”. Książki pozosta
łych dwóch omawianych tu autorów pozwoliły odnieść tę diagnozę współcze
sności do zadań, przed jakim i stoją obecnie nauki społeczne w obliczu niekon
trolowanego rozwoju naukowo-technologicznego. Chcąc wypełniać swe funkcje
1 6 2 PIOTR STANKIEWICZ
8 Jako inny przykład można podać obserwowane obecnie tendencje do zwiększania wieku eme
rytalnego tłumaczone wzrostem długości życia. Koncerny farmaceutyczne produkują coraz to wię
cej leków pozwalających nam dłużej żyć, ogólne warunki życia (w społeczeństwach wysoko roz
winiętych) polepszają się, za tym idą zmiany w ustawodawstwie socjalnym, na rzecz których argu
mentuje się na podstawie powiększenia się przeciętnej długości życia - nie dostrzegając faktu, że poza zasięgiem dobrodziejstw współczesnej medycyny pozostają całe grupy ludzi, których długość życia nawet nie zbliża się do średniej, lecz którzy tracą na nowych uregulowaniach prawnych. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, średnia długość życia mężczyzn w Polsce jest krótsza o 5 lat od śre
dniej panującej w Unii Europejskiej (RS, Wady dobrobytu, „Gazeta Wyborcza” 12 września 2003, s. 30).
9 Odczytanie historii socjologii wiedzy przez pryzmat kategorii wykluczania oferuje Sojak 2 0 0 2.
prognostyczne, zmuszone są one wziąć pod uwagę, zdaniem Becka, wszechobec- ność ryzyka i potraktować logikę jego dystrybucji jako główną zmienną struktu- ryzującą współczesne społeczeństwa; poza tym m uszą uwzględnić nowy kształt polityki, gospodarki i nauki, którego najświeższej ilustracji dostarcza Castells.
Z omówionych tu książek wynika, iż chcąc mówić o decyzjach politycznych, nie można już dłużej koncentrować się na instytucjach działających w tradycyj
nym obszarze „jawnej” polityki, lecz należałoby przyjrzeć się innym sferom ży
cia publicznego pod kątem wywieranego przez nic wpływu na rzeczywistość społeczną.10
Wiele obiecującym kierunkiem badań, wyłaniającym się z przedstawionych tu książek, wydaje się również analiza wpływu międzynarodowych koncernów przemysłowych na kierunek rozwoju nauki - Maciej W. Grabski podaje, iż 90%
najbardziej zaawansowanych technologicznie produktów ostatnich dziesięciole
ci powstało w wyniku prac badawczych prowadzonych w strukturach korpora
cyjnych, nie uniwersyteckich (Grabski 2003). Hipoteza, że kierunek postępu na
ukowo-technicznego determinowany jest przede wszystkim przez interesy go
spodarcze, nie zaś „niezależne” odkrycia „czystej” nauki wydaje się więc dość prawdopodobna.
Podobnie ciekawe wydaje się przyglądnięcie wpływowi wywieranemu przez sojusz nauki, technologii i przemysłu na kształt porządku prawno-politycznego w „społeczeństwach ryzyka”.
Szczególnej wagi nabiera analiza uczestnictwa nauki w produkcji ryzyka po
przez generowanie opisanych wyżej zjawisk, takich jak nieograniczone wdraża
nie innowacji technologicznych rozpoczynających kumulatywną trajektorię roz
woju, uniezależniającą się stopniowo od kontroli społecznej i przyczyniającą się do powiększania się poziomu chaosu w życiu społecznym.
io przykłady takich ujęć możemy znaleźć już dziś we współczesnej socjologii. Jednym z nich jest koncepcja „władzy strukturalnej” Jadwigi Staniszkis, poprzez którą analizuje ona „proces bu
dowania i przekształcania instytucji, w ramach którego i poprzez który egzekwuje się władzę, utrwala i pomnaża, a także - realizuje grupowe, partykularne interesy” (Staniszkis 1995: 37. Cy
tuję za niepublikowaną pracą magisterską Aleksandra Sobieszka, „Przejawy władzy strukturalnej w Polsce lat 90”, Instytut Socjologii UMK 1998, mps., s. 23, w której znajduje się też rekonstruk
cja koncepcji „władzy strukturalnej” J. Staniszkis). Podobnie jak Beck, autorka ta podkreśla istot
ność sfery gospodarki dla procesów decyzyjnych, które umiejscowią poniżej progu jawnej polity
ki, poza układem rządowym i poza demokratyczną kontrolą, zob. też Staniszkis 2001: 95 -96, 103.
W zbliżonym paradygmacie prowadzi swe badania Andrzej Zybertowicz, próbując zaglądać „za kulisy” jawnej polityki, doszukując się mechanizmów zmian i ośrodków wpływu m.in. w sferach służb specjalnych, układów (post)nomenklaturowych czy w działaniu światowych instytucji fi
nansowych - więc na obszarach zazwyczaj pomijanych przez badaczy skupionych na analizie tej ,jawnej strony polityki”. Zob. Zybertowicz 2002; 1993; Łoś i Zybertowicz 2000; Zybertowicz 2002a.
PIOTR STANKIEWICZ
Występowanie przedstawionych zjawisk ma swe konsekwencje nie tylko dla sposobu uprawiania nauk społecznych, lecz stanowi także wyzwanie dla dyskur
su publicznego. Beck, przedstawiając możliwości radzenia sobie z ryzykiem, wskazuje na niewystarczalność dyskursu opartego wyłącznie na naukowych eks
pertyzach i racjonalności naukowej, gdyż cechują się one system ową „ślepotą na ryzyko” (s. 78). Związane jest to z faktem, że nauka, stanowiąca kluczowy ele
ment rozwoju technologicznego, rozwija się dzięki produkowaniu kolejnych in
nowacji, sama jest więc generatorem zagrożeń.
W związku z tym autor Społeczeństwa ryzyka postuluje włączenie do dyskur
su „racjonalności społecznej”, opartej na wartościach pozanaukowych i uwzglę
dnianie ich w procesie uprawiania nauki. Tylko podporządkowanie badań spo
łecznie uznawanym wartościom może bowiem ustrzec nas przed hegem onią na
ukowej technokracji. To zaś oznacza konieczność poddania postępu nauko
wo-technicznemu demokratycznej kontroli, upublicznienia i jaw nego uregulo
wania powiązań między nauką a instytucjami gospodarczo-politycznymi.
Zdominowanie dyskursu publicznego przez racjonalność naukową widoczne jest także poniekąd w książce Castellsa. Mam na myśli wspom nianą już jego nie
chęć do prognozowania, wynikającą z rygorystycznie pojętej metodologii badań, a z drugiej bezkrytyczny stosunek autora do rozwoju nauki i postępu nauko
wo-technicznego. W świetle dokonanej przez Becka krytyki współczesnych funkcji nauki zadziwia u M anuela Castellsa brak jakichkolw iek uwag na ten te
mat, choć problematyka Internetu wydaje się automatycznie nasuwać refleksje dotyczące zwiększania się stopnia ingerencji technologii w nasze codzienne ży
cie. Czytając Galaktyką Internetu, odnosi się wręcz wrażenie zafascynowania au
tora swobodą rozprzestrzeniania się technologii internetowych i autonom ią tego procesu. Wykazuje on znaczny brak krytycyzmu w ocenie „dobrodziejstw” po
stępu naukowo-technicznego, pomimo że sam zauważa, iż jed ną z tradycji, które ukształtowały Internet w dzisiejszej postaci, była „kultura technomerytokratycz- na, głęboko zakorzeniona na wyższych uczelniach i w świecie nauki. To kultura wiary, że w postępie naukowo-technicznym, który jest niezwykle ważnym ele
mentem rozwoju ludzkości, tkwi dobro. (...) Standardowe wartości obowiązują
ce w tej kulturze zostały określone podczas realizacji projektu mającego charak
ter misji: budowy i rozwoju globalnego (a w przyszłości nawet uniwersalnego) systemu komunikacji elektronicznej, który połączy ludzi i komputery w symbio- tyczny związek rozwijający się wykładniczo dzięki komunikacji interaktywnej”
(s. 49-50).
Podczas gdy Beck i Jonas ubolewają nad wymykaniem się spod kontroli spo
łecznej postępu naukowo-technicznego i nienadążaniem wiedzy na ten temat za wiedzą techniczną, Castells z podziwem pisze o początkach Internetu: „Był to znany nielicznej grupie wtajemniczonych eksperymentalny projekt, którego isto
ty nie rozumiały nawet sprawujące nad nim nadzór komisje Kongresu” (s. 30).
Gdy Beck ujawnia konsekwencje uzależniania nauki od instytucji gospodarczych i politycznych, Castells bez komentarza pozostawia nadzór Departamentu Obro
ny USA nad badaniami ARPA (Advanced Research Project Agency), twórcami pierwszej sieci komputerowej ARPANet. Gdy Jonas alarmuje, że rozwój techni
ki się uniezależnia i podąża dalej własną trajektorią, Castells za szczęście dla ARPANetu uznaje, „że Departament Obrony, z rzadkim u wszelkich instytucji przebłyskiem inteligencji, dał ARPA (...) znaczną autonomię” (s. 31).
Galaktyka Internetu jest sama najlepszym przykładem na to, że jeśli będzie
my pozostawać w obrębie dyskursu wyznaczonego racjonalnością naukową, na
sza wiedza nigdy nie będzie nadążała za zmieniającym się światem. Tymczasem, jak utrzymuje Beck, wprowadzone przez niego do dyskursu nauk społecznych pojęcie „ryzyka” zakłada, że „nie tylko wywołujemy nieprzewidziane dotąd skutki procesu modernizacji, ale również możemy je szacować i przewidywać.
Stanowi ono próbę, by szacować z góry prawdopodobieństwa niebezpieczeństwa lub osiągnięć i odpowiednio reagować” (Beck 2003: 212). Dostarczanie wiedzy prognostycznej staje się więc głównym zadaniem nauk społecznych. A tym, co utrudnia to zadanie, jest wiele scjentystycznych w duchu reguł m etodologicz
nych, jak chociażby wymóg „pewności” wiedzy.
Należy on do tej klasy warunków, które uniem ożliwiają krytykom nauki i zwolennikom kontroli jej wytworów uzyskać posłuch i akceptację dla swych ar
gumentów. Beck tak opisuje ich sytuację: „Prezentowane przez nich ryzyko trak
towane jest jako »nieudowodnione«. Ukazywane przez nich skutki dla człowie
ka i środowiska uważa się za »przesadzone«. Należałoby koniecznie przeprowa
dzić więcej badań i zastosować odpowiednie środki zapobiegawcze. (...) Dekla
ruje się zaufanie do nauki i badań. (...) Krytyka nauki i lęk o przyszłość są nato
miast napiętnowane jako »irracjonalizm«” (s. 60).
Jakby w opozycji do wymogu „pewności” Jonas postuluje prognozowanie oparte na niepewności. Wskazuje on na to, że niemożliwe jest spełnienie żądań
„naukowości” wysuwanych w stosunku do prognoz długofalowych. Zwraca uwagę na kryjący się tu paradoks, polegający na tym, że taka „ekstrapolacja wy
maga zdecydowanie większego stopnia naukowości niż ten, który jest już obecny w technice, z której ma być ekstrapolowana. Ponieważ zaś każdorazowo stano
wi ona szczyt istniejącej nauki, wymagana wiedza jest z konieczności zawsze Je sz c z e ” niedostępna, co oznacza, że dla wiedzy wyprzedzającej swój czas nie jest dostępna nigdy” (s. 67-68).
Podobnie zresztą zauważa Beck: „dopiero wtedy, gdy dana substancja zo
stanie w prowadzona w obieg, m ożna stwierdzić, ja k działa” (s. 89). W obliczu niem ożności osiągnięcia wymaganego stopnia pewności Jonas postuluje tw o
rzenie „projekcji praw dopodobnych”, opartych na samej m ożliw ości ich zrea
lizowania się. Co prawda snuje on te rozw ażania na użytek stworzenia teorii etycznej, jednak także u Becka znajdujem y wsparcie dla reguły „niepewności” .
166 PIOTR STANKIEWICZ
M ówi on w wywiadzie, że „musimy dokonywać fundam entalnych wyborów bez dostatecznej naukowej podstawy; tym samym - budujem y kulturę niepew ności. M usim y uznać niepewność jako coś przynależącego do konstytucji, zja
wisko w spółkształtujące nasze życia, zamiast jedynie kwestionow ać zasady za
ufania” (Beck 2003: 215).
Jonas wspiera swe uwagi na regule, która wydaje się znajdować zastosowanie przy tworzeniu prognoz dotyczących rozwoju ryzyka. Brzmi ona: „proroctwu za
traty należy bardziej się przyshichiwać niż proroctwu szczęśliwości” (s. 71). Ak
ceptując ją, znajdujemy racje do tworzenia prognoz odbiegających od wymogów naukowej ścisłości. To odstępstwo od rzetelności badawczej uzasadnia Jonas ty
tułow ą „zasadą odpowiedzialności”, na której jego zdaniem należy oprzeć regu
ły postępowania w rozwiniętym społeczeństwie technologicznym - oraz także reguły badań społecznych w sytuacji powszechnej obecności ryzyka.
Jednakże wspomniana powściągliwość Castellsa może wynikać nie tylko z ostrożności trzeźwo myślącego uczonego. Jego milczenie na temat przyszłości wiele mówi także o niej samej - wskazuje, że musimy liczyć się z możliwością wystąpienia nagłych przejść fazowych (Zybertowicz 2003a: 3), spowodowanych dalszym rozwojem technologii. Oznaczałoby to nastąpienie zmian prowadzących do ukształtowania się takich postaci porządku społecznego, które nie byłyby pro
stą kontynuacją cech i tendencji dających się dziś zaobserwować i które różniły
by się radykalnie od poprzedzającego je sposobu organizacji.
Doprowadzić to może do wyłonienia się takich form ładu społecznego, których dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani sobie wyobrazić. Zybertowicz zaryso
wuje możliwość „przejść systemów społecznych w takie stany, które są dziej owo bezprecedensowe, tj. takie, które dotąd jeszcze nie wystąpiły, bądź o których nie posiadamy danych wystarczających dla analizy empirycznej (zagłada Atlantydy?)”
(tamże). Dlatego Castells zdaje się nam mówić między wierszami, że przepowia
danie przyszłości nie ma dziś sensu, gdyż aby przewidywać, trzeba zakładać, że kształt przyszłości da się wywieść z obecnych dziś przesłanek; tymczasem niekon
trolowany postęp naukowo-techniczny wprowadza coraz to nowe innowacje, z których każda prowadzić może do przestawienia trajektorii rozwoju na inny tor.
Dlatego poleganie wyłącznie na dostarczaniu wiedzy empirycznej i progno
stycznej wydaje się także obciążone grzechem sejentyzmu. Dopiero poddanie rozwoju technologicznego jaw nej demokratycznej kontroli i ograniczeniom, oparte na wiedzy o zagrożeniach dostarczanej przez nauki społeczne wespół z matematyczno-przyrodniczymi, może stworzyć szansę na uporanie się z ryzy
kiem. Dochodzimy więc do konkluzji, że realizacja Jonasowskiej zasady odpo
wiedzialności na obszarze nauk społecznych nie może odbyć się bez włączenia w ich praktykę idei jawnej i demokratycznej kontroli nauki. Ta idea, polegająca przede wszystkim na zerwaniu ze szkodliwym i fałszywym mitem „wolności ba
dań naukowych” pozwoliłaby na uwolnienie nauki spod dyktatu interesów po
nadnarodowych korporacji przemysłowych i oddanie jej sterów w ręce społe
czeństwa."
Pozostaje jednak problem, którego rozwiązania nie znajdujemy niestety w żadnej z tych trzech książek: czy i w jaki sposób, pomimo zaniknięcia centrum politycznego, możliwy jest nadzór i kontrola nad kierunkiem zmian społecznych zachodzących pod wpływem rozwoju technologicznego. Całkowite oddanie się myśleniu w kategoriach „subpolityki” niesie ze sobą niebezpieczeństwo zdjęcia odpowiedzialności z instytucji politycznych i udzielenia cichego przyzwolenia na ich fasadowość, czego zdaje się nie dostrzegać Beck. Choć praw dąjest, że ob
szar wpływu instytucji demokratycznych w społeczeństwach zachodnich uległ zmniejszeniu, to jednak nadal od ich decyzji zależy ostateczny los wielu nowych technologii - co widać na przykładzie sporów dotyczących zezwolenia na upra
wę roślin genetycznie modyfikowanych na obszarze Unii Europejskiej, zezwole
nia na ich import czy też zakazu klonowania ludzi. Pozostawienie przez Becka tego zagadnienia na boku powoduje, iż powstaje wrażenie, jakoby kontrola roz
woju technologii przy wykorzystaniu instytucji politycznych nie była możliwa.
Literatura
Bauman, Zygmunt. 2000. Globalizacja. I co z tego dla ludzi wynika. Tłum. Ewa Klekot, Warszawa: PIW.
Beck, Ulrich, Anthony Giddens i Scott Lash. 1994. The Reflexive Modernization:
politics, tradition and aesthetics in the modern social order. Cambridge: Po- lity Press.
Beck, Ulrich. 1997. Weltrisikogesellschaft. Weltöffentlichkeit und globale Subpo
litik. Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Beck, Ulrich. 1997a. Was ist Globalisierung? Irrtümer des Globalismus — An
tworten a u f Globalisierung. Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Beck, Ulrich (red.). 1997b. Politik der Globalisierung, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Beck, Ulrich (red.). 1997c. Perspektiven der Weltgesellschaft - Kontroversen, Konflikte, Paradoxien, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Beck, Ulrich. 1988. Gegengifte. Die organisierte Unverantwortlichkeit. Frank
furt am Main: Suhrkamp.
Beck, Ulrich. 1990. Gegenexperte in der Risikogesellschaft. „Neue Soziale Be
wegungen. Forschungsjoumal” 1: 12-20.
Beck, Ulrich. 1993. Die Erfindung des Politischen. Frankfurt am Main: Suhrkamp.
11 Wart uwagi jest artykuł Macieja W. Grabskiego, prezesa Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, który jako jeden z pierwszych w polskim piśmiennictwie akademickim wyraźnie opowiedzą! się za ograniczeniem autonomii nauki (Grabski 2003 [cz. I], 4, 2003a [cz.II]).
1 6 8 PIOTR STANKIEWICZ
Beck, Ulrich. 2003. Wiemy coraz mniej. Rozmawia Sławomir Sierakowski. „Kry
tyka Polityczna” 3: 208-220.
Bell, Daniel. 1976. The Corning o f Post-Industrial Society. Harmondsworth.
Grabski, Maciej W. 2003. Czy nauce potrzebna je s t autonomia? cz I. „Forum Akademickie” 3.
Grabski, Maciej W. 2003a. Czy nauce potrzebna je s t autonomia? cz II. „Forum Akademickie” 4.
Jonas, Hans. 1987. Technik, Medizin und Ethik. Praxis des Prinzpis Verantwor
tung, Frankfurt am Main: Suhrkamp.
Łoś, M aria i Andrzej Zybertowicz. 2000. Privatizing the Police-State: The Case o f Poland. London/New York: Macmillian, St.M artin’s Press.
Sigrist, Michael. 2001. Die Bedeutung von Vertrauen bei der Wahrnehmung und Bewertung von Risiken. „Arbeitsbericht der Akademie für Technikfolgenab
schätzung in Baden-W ürtenberg” 197: 38-50.
Sobieszek, Aleksander. 1998. „Przejawy władzy strukturalnej w Polsce lat 90.”
Toruń Instytut Socjologii UMK, niepublikowany mps.
Sojak, Radosław. 2002. Teoretyczna ciągłość — ciągłość teorii? Uwagi na temat scalającej mocy „ekskluzji”. „Colloquia Communia” 1: 105-125.
Staniszkis, Jadwiga. 1995. Polityka postkom unistycznej instytucjonalizacji w perspektywie histoiycznej. W: A. Sułek, J. Styk, I. Machaj (red.) Ludzie i in
stytucje: Stawanie się ładu społecznego. Lublin: UMCS.
Staniszkis, Jadwiga. 2001. Postkom unizm . Próba opisu. Gdańsk: Sło
wo/obraz/terytoria.
Weingartner, Daniela. 2003. D aten f ü r alle Bürger. „Die Tageszeitung” z dn.
30.10.2003:4.
Wojtasiński, Zbigniew. 2003. Choroba szalonych ekologów. „W prost” 37: 70-72.
Woźniak, Tomasz. 2003. [bez tytułu], Głos w dyskusji. W: Etyka w nauce. War
szawa: z. 7 Fundacji Dyskusji o Nauce: 115-122.
Zybertowicz, Andrzej. 1993. W uścisku tajnych służb: upadek komunizmu i układ post-nomenklaturowy. Komorów: Wyd. Antyk.
Zybertowicz, Andrzej. 1995. Przemoc i poznanie. Studium z nie-klasycznej so
cjologii wiedzy. Toruń: Wyd. UMK.
Zybertowicz, Andrzej. 2002. Demokracja ja ko fasada: przypadek III RP. W: E.
Mokrzycki, A. Rychard, A. Zybertowicz (red.) Utracona dynamika. O niedoj
rzałości polskiej demokracji. Warszawa: Wydawnictwo IFiS PAN.
Zybertowicz, Andrzej. 2002a. Odwrócone spojrzenie: czy służby specjalne znajdują się na marginesie transformacji ustrojowej? „Colloquia Communia” 2: 233—249.
Zybertowicz, Andrzej. 2003. O zacnych i niecnych regułach postępowania (także naukowego). W: Etyka w nauce, Warszawa: z. 7 Fundacji Dyskusji o Nauce.
Zybertowicz, Andrzej. 2003a. W przyszłość wkraczamy tyłem (uwagi o cywiliza
cji współczesnej). W: A. Pałubicka, A. P. Kowalski (red.) Konstruktywizm w humanistyce. Bydgoszcz: Oficyna Wydawnicza Epigram.