• Nie Znaleziono Wyników

Incipit "Popiołów"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Incipit "Popiołów""

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Paszek

Incipit "Popiołów"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 79/2, 243-266

1988

(2)

P a m ię t n ik L it e r a c k i L X X I X , 1988, z. 2 P L I S S N 0031-0514

JERZY PASZEK

IN C IPIT „PO PIO ŁÓ W ”

Ogary poszły w las i koniec, kropka.

(J. Ł oziń ski)1

M owa tu będzie o rzeczyw istym , 1-zdaniow ym incipicie powieści Że­

rom skiego oraz o 11-ak ap ito w ym początku tek stu liczącego kilka tysięcy

akapitów . W zachow anych szczęśliwie brulio n ach Popiołów b rak u je ty l­

ko 12 w stęp n y ch rozdziałów tom u 1 i rozdziału pt. A rcyka pła n z tom u 2;

m am y też szczątki rozdziałów tom u 1: W górach, Mary, Wiosna, S a m o t­

n y oraz połowę tek stu Egzekucji. Tak więc spośród 60 rozdziałów po­

wieści istn ieją b ru lio n y aż 47 całych rozdziałów oraz fra g m en ty 5 in ­

nych. F ra g m e n ty te — z w y ją tk ie m zakończenia rozdziału E gzekucja —

dochow ały się głów nie w podobiznach autografów , zam ieszczonych w lu k ­

susow ej edycji Popiołów w y d an ej w r. 1928 przez firm ę M ortkow icza.

Na początek rozdziału 1 tej powieści sk ład ają się we w spom nianych

fototypiach 2 pełnoform atow e k a rty zapisane obustronnie, poprzedzone

k a rtą ty tu ło w ą utw o ru , k tó ra na poziom ie 2/3 wysokości m a po stron ie

recto podkreślo n y falistą linią napis: „Popioły”. W tra k c ie dopełnień

kolejnych red ak cji k a rta ty tu ło w a została częściowo zapisana obustron­

nie dodatkam i należącym i do tegoż początku rozdziału. Inne 2 k a rty ,

m niejszego fo rm atu , o b ejm u ją dalsze dopiski różnych redakcji. P rz y ­

padkiem zachow ały się też w śród rękopisów Żerom skiego (w zespole

autografów D u m y o hetm anie 2) 2 k a rtk i w ypełniające lu kę faksym ilo­

wego tek stu , a cały ten m ate ria ł odpow iada p raw ie dokładnie (bo brak

1 J. Ł o z i ń s k i , M artw a natura. W arszawa 1981, s. 128.

2 Odkrył te fragm enty doc. dr hab. Zbigniew G o 1 i ń s к i, który także pierwszy zwrócił uwagę na kolejność akapitów w brulionach Popiołów, przygotowując do edycji krytycznej Pism ze branych Ż e r o m s k i e g o w łaśnie teksty pierwszych re­

dakcji tej powieści. Chcę tutaj podziękować doc. Golińskiemu za udostępnienie mi opracowanych przez niego, nie w ydanych jeszcze odczytań brulionów Żeromskie­

go — z tych odczytań zaczerpnąłem w szystkie dane zawarte w I części niniejszego artykułu.

Zob. też informację dodaną po przypisie 13 (s. 266).

(3)

zapisu tylko 6 k ró tk ich zdań) pierw szym k arto m rozdziału w redakcji

przed fin alnej.

S łynny incipit „O gary poszły w la s” w rękopisie znajdow ał się pozor­

nie nie na swoim m iejscu. Rozpoznania J a n a P arand ow skieg o oraz H an n y

M ortkow icz-O lczakow ej dotyczące rzeczyw istego in cip itu powieści w y ­

g lądały następująco:

Oto rękopis Popiołów. Na czele tytuł podkreślony falistą linią. Każdy pa­

m ięta pierwsze zdanie: „Ogary poszły w la s”. Lecz w rękopisie jest inaczej.

Pow ieść zaczyna się tak: „Wbrew srogim, m yśliw skim zasadom Rafał zeszedł [był] ze stanow iska i chyłkiem doszedł [dotarł] do szczytu góry”. Ogary poja­

wiają się dopiero na drugiej stronicy po słowach: „m yśliw iec w ytężył słuch”.

Przeglądając parę kart rękopisu i porównując z tekstem książki, widzim y m a­

nowce, którymi szła kompozycja tej sceny, jak zm ieniało się następstwo obra­

zów, jak las, drzewa, głosy, wrażenia ludzkie układały się w coraz innym po­

rządku, póki nie zawarły się w form ie ostatecznej i rzeczyw iście pięknej. Lecz i to pierwsze zdanie, zanim powędrowało tak daleko, w ykluw ało się z trudem.

N ajpierw szły słowa: „Wbrew najbardziej podstawowym zasadom...” Żeromski skreślił „najbardziej podstaw ow ym ”, bo zbyt oschłe i jakby dziennikarskie, i napisał „groźnym”. Znów skreślił „groźnym” i zastąpił je „surowym ”, potem jeszcze raz przywrócił „groźnym”, by znów skreślić i na szczycie tego słupka przym iotników w ypisać ostatecznie „srogim” *.

Na rękopisie widać, jak wyglądał ten bezkształtny brulion przepisywany, poprawiany, doskonalony z dnia na dzień. Przyjrzyjmy się chociażby uwidocz­

nionej w nim pracy nad pierwszym rozdziałem, tak dobrze nam znanym w sw ej ostatecznej formie, rozpoczynającym się od zdania: „Ogary poszły w las”. Te ogary, tak dobrze utrwalone w naszej pamięci, odnajdujem y dopiero na trze­

ciej stronicy tekstu, którego początek brzmi w pierwszej wersji: „Wbrew sro- kim m yśliw skim zasadom”. To zaś w łaśnie zdanie znalazło się w tekście w y ­ drukowanym dopiero na czwartej stronicy. Całe ustępy zostały w ięc przetaso­

wane, całe długie opisy przekreślone zamachem jednej kreski *.

J a k doszło do pom yłki P arandow skiego i M ortkow icz-O lczakow ej?

Nie zrozum ieli oni nie tak bardzo skom plikow anego procesu pisania

i dopełniania tek stu , z jak im spotyka się tu badacz. Na karcie 1 dał

Żerom ski początkow o li tylko ty tu ł powieści, zostaw iając czystą jej stro ­

nę verso i — oczywiście — m iejsce pod sam ym ty tu łem . Na karcie 2

zaczął pisać tek st u tw o ru od zdania „O gary poszły w la s ” (nb. zdanie

to nie m a żadnych odm ian, zostało um ieszczone od razu jako ostateczny

incipit). Dopiero po jakim ś czasie na karcie 1 dopisał a u to r a k ap it am -

plifik acyjn y , gd y nie m iał już m iejsca n a karcie 2, pom iędzy akapitam i

6 a 8; tak sam o n a odwrocie k a rty 1 dodał fra g m en t rozszerzający

opis staro d aw n y ch jodeł („W rósłszy m iędzy siw e głazy [...]”) z ak a p itu 3,

czyli tek stu znajdującego się na k arcie 2 a k u ra t na wysokości am plifi-

kacji zaw artej po stro n ie verso k a rty 1.

* J . P a r a n d o w s k i , Alchemia słowa. Warszawa 1976, s. 231.

4 H. M o r t k o w i c z - O l c z a k o w a , O Stefanie Żeromskim . Ze wspomnień i dokumentów. W arszawa 1965, s. 171.

(4)

IN C I P I T „ P O P IO Ł Ó W ”

245

Incipit z ogaram i był więc od p oczątku n a swoim m iejscu, a jedynie

b rak dośw iadczenia tekstologiczno-edytorskiego u P arandow skiego (stąd

i inne, drobniejsze błęd y w o d czy tyw an iu rękopisu, któ re w skazałem

w naw iasach k w ad ratow y ch w p rzy to czen iu jego w ypow iedzi) i M ortko-

wicz-O lczakow ej doprow adził ich do m ylnego rozpoznania rzeczyw istej

sy tu a c ji w ew n ątrztek sto w ej. S p raw a o ty le dziw na, że faksym ilow e po­

dobizny brulionu początku Popiołów b y ły dostępne w szystkim badaczom

(przeciw nie niż z n a jd u jąc y się aż do r. 1985 w ręk a c h rod ziny m an u ­

s k ry p t 47 rozdziałów powieści, k tó ry opisyw ali S. Pigoń i S. Z abierow ­

ski 5), a jed nak do dziś n ik t n ie sp ro sto w ał ty ch błędnych ko nstatacji

dotyczących zdania „O gary poszły w la s ” .

P rzejd źm y do 11-akapitow ego „w ielkiego in c ip itu ” Popiołów. Aby

przybliżyć czytelnikow i proces pow staw an ia powieści, aby um ożliw ić

m u zerknięcie do w a rszta tu pisarza, podaję 3 w ersje każdego z 11 a k a­

pitów rozdziału W górach. W pierw szej kolum nie pojaw ia się końcowa

red a k c ja brulionow a danego ak ap itu , w drugiej kolum nie — w e rsja d ru ­

kow ana tegoż tek stu 6; pod ty m i kolu m n am i zam ieszczam propozycje od­

tw orzenia poszczególnych red ak cji brulionow ych tek stu , zrek o n stru o w a­

n ych przez Zbigniew a Golińskiego. P isow nię Żerom skiego m odernizuję,

in te rp u n k c ję zaś pozostaw iam tak ą jak w oryginale. Po przedstaw ieniu

tej części m ateriało w ej podejm ę próbę uogólnienia dośw iadczeń w y n i­

kających z w czytyw ania się w „w ielki in c ip it”.

I

A k a p ity 1 i 2

B R U L IO N

JOgary poszły w las. *Echo ich gra­

nia oddalało się coraz bardziej, coraz bardziej, aż w reszcie znikło i utonęło w m ilczeniu leśnym . *Zdawało się ch w i­

lami, że głos ich brzmi to w stronie Jeleniow skiej Góry, to znowu jakby od Strawczanej, ale gdy pow iew wiatru na-

D R U K Ogary poszły w las.

Echo ich grania słabło coraz bar­

dziej, aż wreszcie utonęło w m ilczeniu leśnym . Zdawało się chwilam i, że nikły dwugłos jeszcze brzmi w boru, nie w ie­

dzieć gdzie, to jakby od strony Sam so- nowskich lasów, od Klonowej, od B u-

6 S. P i g o ń : Rzeźba w y ra zu u Żeromskiego. „Język P olski” I960, nr 2. Prze­

druk w: Z ogniw życia i literatury. Rozprawy. W rocław 1961; Rodowód, gw ary podhalańskiej w „Popiołach” Żeromskiego. „Język P olsk i” 1962, nr 2. Przedruk pt.

Sabałowa gwara w „Popiołach” w: D rze w ie j i wczoraj. Wśród zagadnień ku ltu ry i literatury. Kraków 1966. — S. Z a b i e r o w s k i : S tatek potępiony. Z historii jednego z m iędzynarodow ych m o t y w ó w w „Popiołach” Żeromskiego. „Zeszyty Nau­

kowe WSP w K atow icach”, Katedra Literatury Powszechnej, 1963, s. 58, 67—69;

Udział Askenazego i jego szkoły w genezie „Popiołów”. „Pamiętnik L iteracki” 1965,.

z. 1. Przedruk w : Ze stu dió w nad Żerom skim — „Popioły”. W rocław 1981.

e Cyt. z: S. Ż e r o m s k i , Popioły. Opracował J. P a s z e k . T. 1 (w druku).

Pisma zebrane. Pod redakcją Z. G o l i ń s k i e g o .

(5)

cichał i w ynurzała się nieobjęta cisza, kowej, od Strawczanej, to znowu bezdenna i ogromna na podobieństwo jakby od Jeleniow skiej Góry... Gdy po- błękitu nieba spomiędzy obłoków — nie w iew wiatru nacichał, w ynurzała się ci- słychać było nic a nic. sza bezdenna i nieobjęta na podobień­

stw o błękitu nieba spom iędzy obłoków i w ów czas nie słychać było nic a nic.

O d m i a n y 7:

{2.1.} Melodyjne echo ich dwugłosu oddalało się coraz bardziej, coraz bardziej, aż (niknąć i rozwiewając się ) znikło i rozwiało się w szum ie leśnym . {W redakcji II jakby zaniechane (chociaż nie przekreślone) słow o „M elodyjne” przez to, że po­

czątek wyrazu „Echo” poprawiony zastał na dużą literę:} Echo ich grania oddalało się - -, — , --- w m ilczenie leśne.

{3.1.} K iedy niekiedy zdawało się, że głos ich odzywa się to w stronie Jele­

niow skiej Góry, {Redakcja II niejasna, ponieważ dopełnienia w zajem nie sobie prze­

czą; dopatrzyć się można dwóch w ariantów: a.} Kiedy niekiedy zdawało się, że głos ich brzmi {b.} zdawało się chwilam i, że dwugłos ogarów brzmi

{3.1.} pow iew wiatru nacichał i cisza na podobieństwo błękitu { — redakcja nie dokończona.} { I I . } i w ynurzała się nieobjęta c i s z a ---

A k a p it 3 JNaokół stały jodły ze spłaszczonym i szczytam i, jakby w ieże strzeliste nie do­

prowadzone do krzyża. 2Ich pnie siw a- w e jaśniały w ciem nej kniei. *Wrósłszy m iędzy siw e głazy, w niezmierną ła w i­

cę skalisk aż do gruntowej posady ol­

brzymim serdecznym korzeniem, w b ija­

jąc pazury pobocznych skrętów w każ­

dy zuchelek ziemi i wysysając każdą kroplę w ilgoci chwiały królewskie sp ła­

w y szczytów w przeciągu długich w ie ­ ków pomiędzy mgłami Łysicy. 4Tu i ow ­ dzie stała samotnica, której gałęzie uschły i sterczały jak szczeble obcięte toporem. 6Sam tylko jej w ierzchołek jasnozielony z szyszkami w górę w zn ie­

sionym i niby gniazdo bocianie, w idniał nad przestworem lasu. ‘Gałęzie św ier­

ków, na których leżała ciężka pościel śniegow a, zwieszone ku ziem i jak ich szyszki, pow yginały się w pałąk. 7Te w y ­ ciągnięte zewsząd, z bliska i z daleka schylające się, kosmate łapy w białych

Naokół stały jodły ze spłaszczonymi szczytam i jakoby w ieże strzeliste, nie wyprowadzone do sam ego krzyża. Ich pnie sinaw e jaśniały w mroku. Mchy stare zw isały z olbrzymich gałęzi. Wrósł­

szy m iędzy głazy, w niezmierną ław i­

cę skalisk aż do gruntowej posady ser­

decznym korzeniem, wszczepiając pazu­

ry pobocznych skrętów w każdy zuche­

lek ziemi i w ysysając każdą kroplę w il­

goci, w ielkie jedle chw iały królew skie sw e szczyty w przeciągu niejednego już wieku pomiędzy m głam i Łysicy. Tu i ow dzie stała samotnica, której gałę­

zie uschły i sterczały jak szczeble ob­

cięte toporem. Sam tylko jej wierzcho­

łek jasnozielony, z szyszkam i w górę wzniesionym i, niby gniazdo bocianie, bu­

jał nad przestworem. Gałęzie świerków, na których leżała ciężka pościel śn ie­

gowa, zwieszone ku ziemi powyginały się w pałąk. Te w yciągnięte zewsząd, z bliska i z daleka, kosmate łapy w bia-

7 Poszczególne odmiany tekstu poprzedzam sygnaturą liczbową: cyfra arabska w skazuje zdanie, którego dotyczy ta odmiana (stosownie do num eracji wprowadzo­

nej przeze m nie do cytatów z w ersji brulionowej); cyfra rzymska oznacza kolejną redakcję danego fragmentu. W naw iasie kątow ym ( ) podaję przekreślone w yrazy, w klam rze { } —■ uwagi edytorskie; liczba pauz odpowiada liczbie pom iniętych tutaj wyrazów, które pozostały w danej redakcji bez zm ian autorskich.

(6)

I N C IP IT „ P O P IO Ł Ó W ”

247

O d m i a n y :

{1.1.} Naokół stały jodły ze szczytam i spłaszczonymi, potężne św ierki, jakby w ieże strzeliste nie doprowadzone do krzyża. {II.} — - z płaskimi spławami, jak­

by w i e ż e --- . Każda liczyła kilkaset lat. { I I I .} ze zgniecionym i szczytam i, jakby w ieże — - - -. Każda z nich przeżyła (w tym [?]> (m iędzy chmurami Ły­

sicy) w e m głach Łysicy kilkaset lat.

{4.1.} Gdzie indziej (gałęzie uschły) szarzała jedlica, której gałęzie uschły i sterczały, jak szczeble drabiny, a tylko sam wierzchołek jasnozielony, niby gniaz­

do bocianie, w id niał nad przestworem lasu. {II} (Tu i owdzie stało ich) (B iałe ich) Ich pnie (b iaław e) sinaw e jaśniały w ciemnej kniei.

{Po słow ach „w k niei” — sytuuję tekst według w ersji drukowanej — w pro­

wadzona została w staw k a z dopisku na obokległej stronicy (verso karty tytu ło­

wej), którego kolejne redakcje były następujące:}

{3.1.} W rośnięte w siw e głazy (niezm iernym i ław icam i leżące) w ziemną po­

sadę olbrzymim serdecznym korzeniem, (objąw szy) (a opasując bocznymi gruntow ą) (opasując posadę opoki pobocznymi skrętam i) wbijając pazury pobocznych skrętów w każdy zuchelek ziemi, chwiały sw e królew skie spławy szczytów w przeciągu długich stoleciów pomiędzy mgłami Łysicy. {II.} Wrósłszy m iędzy siw e głazy (w gruntową posadę) w niezmierną ław icę skalisk (od [?]> aż do gruntowej posady {— dalej jak w zapisie głównym }.

{Ciąg dalszy w zapisie głównym:}

{4.III.} Tu i owdzie (w ) stała samotnica, której gałęzie uschły i sterczały, jak szczeble obcięte toporem. {5.} Sam tylko jej wierzchołek jasnozielony i szyszki na

nim w górę wzniesione, niby gniazdo bocianie widniał nad przestworem lasu.

{6.1.} (N iek tóre) (Wszy[stkie?]> (Cały t[en?]> (W szystko zresztą ginęło pod) G a­

łęzie świerków, na których leżała ciężka pościel śniegow a zw ieszały się ku ziem i i powyginały się w pałąk. {II.} - - - były zw ieszone ku ziem i

{7.1.} Te w yciągnięte, z bliska i z daleka wychylające się, kosm ate łapy w bia­

łych oponach zdaw ały się sięgać po coś, leżące na ziem i pod grubą w arstw ą śn ie­

gu. {II.} pod grubym i (ow ałam i śniegu.) śniegowym i owałami. {Wyraz „śniegu”

nie skreślony, lecz podkreślony.}

{8.} Czysta, radosna zieloność najmłodszych, końcowych igieł (błyszczała się) rzucała się w oczy, jak w ysun ięte pazury.

{&.I.} Co chw ila, ulegając w łasnem u ciężarowi sypały się puchy śniegu. {II.}

— , - - ciężarowi, czułe na każde św iśnienie wiatru sypały się - -

łych oponach, w yłożone jak gdyby per­

łow ą macicą, zdaw ały się czaić i czy­

hać. Radosna zieloność najm łodszych, końcowych igieł jaśniała niby w ysun ięte pazury. Co chwila, ulegając w łasnem u ciężarowi, czułe na każde w estchnienie wiatru, sypały się puchy śniegow ych ow ałów i ginęły w podścielisku na zie­

m i tak bez śladu jak krople deszczu w toni jeziora. Ze szczytów zlatyw ał p y­

łek ledw ie dostrzegalny, tak lekki, że stał długo w powietrzu migocąc sw ym i kryształy, nim spłynął ku ziemi.

oponach, wyłożone jak gdyby perłową macicą, zdawały się sięgać po coś leżą­

ce na ziem i pod grubymi śniegowym i owałam i. ®Radosna zieloność najmłod­

szych końcowych igieł rzucała się w oczy jak w ysunięte pazury.

9Co chw ila ulegając w łasnem u cię­

żarowi, czułe na każde westchnienie, św iśnienie wiatru, sypały się puchy śnie­

gu i ginęły w jego podścielisku na zie­

mi tak bez śladu jak krople wody w to­

ni jeziora. 10W innych m iejscach sypał się pyłek ledw ie dostrzegalny, tak lek ­ ki, że długo stał w powietrzu, zanim spłynął ku ziemi.

(7)

A k ap it 4 O k oło południa łagodna odwilż po­

częła ogrzewać śniegi. 2Wskróś blado- niebieskiego przestworu płynęły w ła­

godnym polocie wiatru obłoki biało przeniknięte od blasku słońca. •Wów­

czas na najwyższych krzyżowych szczy­

tach św ierkowych lód stopniały zam ie­

niał się na olbrzymie krople, które w ciem nej zieleni igieł św ieciły się jak ol­

brzymie diamenty. 4Tu i owdzie sopel długi, zw isający ze zdrewniałego mchu, z popękanej kory jedliny m iotał snopy zimnych iskier. 5Niżej pod śniadym cie­

niem gałęzi, był dawniejszy, ranny chłód.

•Niektóre młode czerwonobrunatne, pro­

ste, w ysm ukłe, u szczytu żółtaw e rsio- ki, zgięte pod nadmiernym ciężarem śn ie­

gu trzymały w ysokie głow y u samej zie­

mi i nie mogły od niej oderwać przy- m arzłych gałęzi! 7Gdzie indziej stercza­

ły wykroty pniów w ysiepanych z zie­

mi przez srogie św iętokrzyskie wichry, tworząc pod zaspami zdradzieckie pie­

czary.

Około południa łagodna odwilż po­

częła rozgrzewać śniegi. Wskroś blado- niebieskiego przestworu płynęły białe obłoki, przeniknięte od blasku słońca. Na najwyższych, krzyżowych spławach świerków stopniały lód zam ieniał się na olbrzymie krople, które w ciem nej zie­

leni igieł św ieciły jak w ielkie diam en­

ty. Tam i sam długi sopel, zwisając ze zdrewniałego mchu, z kory popękanej i chropawej, m iotał snopy zimnych is­

kier. Niżej, pod śniadym cieniem gałę­

zi był dawniejszy, ranny chłód. Niektó­

re młode rsioki, w sobie czerwonobru­

natne, a żółtawe u szczytu, zgięte pod nadmiernym ciężarem śniegu, trzym ały w ysokie głow y u samej ziem i nie m o­

gąc oderwać od niej przymarzłych g a ­ łęzi. Gdzie indziej sterczały w ykroty pniów w ysiepanych z ziem i przez sro­

gie św iętokrzyskie -wichry, tworząc pod zaspami strachem zionące pieczary.

O d m i a n y :

{l.} Około południa lekka odwilż

{2.1.} Po niebie bladoniebieskim płynęły obłoki biało prześw ietlone blaskiem słońca. {II.} W przestworzu bladoniebieskim płynęły w polocie (pogodnego) łagod­

nego wiatru obłoki biało przeniknięte od blasku słońca. {III.} - — - w polocie ła ­ godnych w iatrów o b ło k i--- .

{3.1.} Wówczas na najwyższych, krzyżowych szczytach św ierków śnieg stopniały zam ieniał się na olbrzymie krople, które w ciemnej zieleni igieł św ieciły się, jak olbrzymie diamenty. { I I . } ---, - - św ierkowych zamróz stopniały — ---,

igieł na tle popękanej kory św ieciły s i ę , .

{4.1.} Tu i owdzie sopel przytulony do szorstkiego mchu jedlicy ciskał snopy iskier. {II.} długi zw isający z szorstkiego mchu z popękanej kory jedlicy ciskał snopy zimnych iskier.

{5.1.} Niżej pod cieniem gałęzi był dawniejszy, ranny chłód <, m[?]>. {II.} N i­

żej pod <bł[ękitnym?]> śniadym c ie n ie m , — .

{6.} W ysm ukłe jasno(żółte) białe proste sosny zgięte pod nadmiernym cięża­

rem <na> śniegu trzym ały podniebne głow y u samej ziem i i n ie m ogły od <nich>

niej oderwać przymarzłych gałęzi!

{7.} w ykroty pniów w ysiepanych z ziem i przez w ichry (i zadęte), tworząc pod zaspami (dzikie, groźne) głuche pieczary.

A k a p it 5

Rafał oparty plecami o pień gru- Rafał, plecami oparty o pień gru­

bego buka stał nieruchomo i nasłuchi- bego buka, stał bez ruchu i nasłuchi­

wał. wał.

(8)

I N C I P I T „ P O P IO Ł Ó W ” 2 4 £

O d m i a n y :

{I.} Eafał, oparty plecami, o {gru} pień grubej jodły stał nieruchom o i na­

słuchiwał. czy nie odezwie się głos ogarów. Gdy tak do ostatniej granicy słuch natężał, łudziło mu się, że i las z nim razem słucha. {II.} -, - -, — grubego buka stał nieruchomo i nasłuchiwał. (Przed chw[ilą]> (Chciał b ył) Gdy tak Rafał do ostatniej granicy --- , --- .

A k a p it 6 JTuż przed oczyma miał tęgie po­

wykręcane gałęzie obmarzłego buka o barwie skóry żmii, czy łuski okonia.

*Cienkie i giętkie, jakby ze stali rózgi jego były jak szpony, a kluchow aty śniat z wyrostkam i jak piersi kobiece, zdał się być uosobieniem, duchem m ro­

zu. *Stał tam samotny, twardy i zimny, jakby nie należał do drzew. 4Ani jedna jego gałązka nie drgnęła, tylko ostatni czerwony listek, trzymający się jednej z gałązek, czasami zachw iał się cicho — i znów oniemiał.

R ozłożysty jego wierzchołek ponad lasy w yniesiony — patrzy się z w ła d ­ czego cypliska w szerokie niziny na pół­

noc i południe. ‘Ogląda się po górach jednoramiennych Kam ienia i Radosto- w ej. — 7Pustki w szędy polne i wsie...

8Daleko za ostatnim wzgórzem łańcucha, za Stróżną ciągną się w poprzek aż po Górno, aż po knieje Cisowskie. 9Odwie- ezny buk pamięta za w iosen swej m ło­

dości bór nierozdarty w nizinie Wilko­

wa, Ciekot, Brzezinek, po górach aż ku Kielcom.

10Zginęły za jego żywota pod sie­

kierą dąbrowy, oschły mokre, niepree- byte gozdy między gajami, na których wybrzeżu kosmaty rsiok w iekam i rósł i gnił. 11Wszędy połanki ról w żarły się w puszczę, l i s z a j e m pełzną w strzępy jej płaszcza, z roku na rok wdzierają się aż popod szczyty zawalone głazami

Psar, Radostowej...

îsw ysycha u stóp górskich nieciecz, drzew żywicielka, zostaje grunt czerwo­

ny i szczerzy się kam ieniam i pod słoń­

cem. 14Tylko jałow iec osłania jego na­

gość i rany.

15Już coraz rzadziej niedźwiedź ocie­

ra się kudłatym ciałem o pień w ielkiego buka, coraz rzadziej przychodzi śnić

Nad sobą i przed oczyma miał tęgie, powykręcane, obmarzłe gałęzie o bar­

w ie łuski okonia. Cienkie, stalow e rózgi były nieruchome, a w ielki śniat, ze skrętam i i kłębam i jak wyprężone m ięś­

nie człowieka, zdał się być duchem mrozu. Olbrzymi buk stał samotny, twardy i zimny, jakby nie należał do drzew. Król na Łysicy! Nie drżą przed wiatrem jego gałęzie, pień się nie schy­

la. Rozłożysty, nad lasy w yniesiony wierzchołek patrzy się z władczego cy­

pliska w szerokie niziny na północ i na południe, ogląda się po górach jednora­

m iennych. Pustki wszędy, niwki, wsie...

Daleko, za ostatnim wzgórzem łańcucha,, za Stróżną, ciągną się w poprzek role, aż na szczyt góry Kamienia. Odwieczny buk pam ięta za w iosen swej m łodości bór nierozdarty w nizinie Wilkowa, Ciekot, Brzezinek, po górach aż ku K iel­

com. Zginęły za jego żywota pod sie­

kierą dąbrowy, oschły między działka­

mi chłopskiej nowiny mokre, zakisłe,.

nieprzebyte gozdy, z których się w iecz­

ne wody sączyły. Tam gdzie kosmaty rsiok w iekam i rósł i gnił — w iatr po badylach świszczę. Połanki ról w żarły się w samą knieję, liszajem pełzną w strzępy jej płaszcza, z roku na rok wdzierają się w yżej aż popod szczyty zawalone głazami Psar, Radostowej...

Wysycha u stóp górskich nieciecz, drzew żywicielka, zostaje grunt czerwony i szczerzy się kamieniami pod słońcem.

Tylko jałowiec osłania jego nagość i ra­

ny. Już coraz rzadziej niedźwiedź ociera się kudłatym ciałem o pień starego bu­

ka; coraz rzadziej przychodzi śnić w cie­

niu jego gałęzi wielkorogi jeleń — i w ilk-kobylarz nie tak często czatuje tutaj na dropiate jagniątka łani. Już nie świszczą ponad konarami skrzydła orło-

(9)

w cieniu jego gałęzi wielkorogi jeleń w e i sęp tylko kiedy niekiedy przylata i w ilk kobylarz nie czatuje już tutaj na popatrzeć z wierzchołka w zgrozie i gnie- dropiate jagniątka łani. ieJuż nie św isz- w ie na zniweczoną dziedzinę,

czą ponad konarami skrzydła orłowe i sęp tylko kiedy niekiedy przylata po­

patrzeć z w ierzchołka w zgrozie i gnie­

w ie na osiadłą przez ludzi dziedzinę.

O d m i a n y :

{Po zdaniu kończącym się słowam i „i nasłuchiw ał” (akapit 5) wprowadzonych zostało kilk a uzupełnień. Pierw szy dopisek bezpośredni, u dołu kolumny, przechodzi na górę kolum ny następnej. Po nim — bez oznaczenia tego na przekazie głównym , w prow adzono drugi dopisek, zachowany przypadkiem w jednym z zeszytów brulio­

nu D um y o hetmanie. Trzeci dopisek pochodzi ze stronicy tytułow ej. N ajpierw po­

daję odmiany dopisku pierwszego od słów „Tuż przed oczym a” do słów ,4 znów oniem iał.”}

{1.} m iał powykręcane gałęzie {2.} a kluchow aty pień z wyrostkami,

{3.} Stał tam samotny, <jak> twardy i zim ny(. Do), jakby nie należał do drzew. (N ie odpowiadał na poświst św ierków, gardził wiatrem .)

{4.} trzym ający się ostatniej gałązki czasami zachw iał się

{D opełnienie drugie w dwóch próbach redakcyjnych, zapisanych osobno atra­

m entem na 2 kartkach popieru liniow anego o w ym iarach ok. 21 X 9 cm, z tych k. 1 — dwustronnie, niem al w całości, k. 2 — jednostronnie, w niespełna połowie.

Kartki te przed zapisaniem stanow iły całość (nieco ponad połowę karty półarku- szowej papieru typu kancelaryjnego), na co w skazują przylegające do siebie boki ich nierównego rozdzielenia.}

{Redakcja I i jej odmiany — k. lv :}

{5.} Patrzy z władczej siedziby swojej w rozległe niziny W ilkowa, Ciekot.

Brzezinek.

{6.} Ogląda się po obnażonych górach K am ienia i Radostowej, które ledw ie niski oblazł jałowiec.

{8.} Spogląda w daleką równię, za ostatnie wzgórze swego siedliska, za Stróż- nę aż po Górno i po Cisowskie lasy.

{7.} Wszędy polanki ról wżerają się w puszczę, liszajem pełzną w strzępy jej płaszcza, chyłkiem się wdarły aż po szczyt gór. W ysycha żywiąca nieciecz i naga, k am ienista ziem ia św ieci się pod słońcem.

{9.} W ielki buk pam ięta za sw ych w iosen m łodocianych bór jednolity po gó­

rach aż popod Kielce.

{10.} W ygasły za jego czasu dąbrowy, oschły mokre, nieprzebyte gozdy leśne, gdzie kosm aty rsiok wiekam i rósł i gnił, p o l a n k i ról wżarły się

{5.} z w ładczej w yżyny swojej

{8.} w daleką rów nię (ku Krajnu, Górnu) za ostatnie wzgórze {8.} i po Cisowskie bory.

{11.} Wszędy pola wżerają się

{12.1.} liszajem pełzną w strzępy jej płaszcza. {II.} liszajem (wpeł{zają]) pełzną strzępy jej płaszcza,

{10.} oschły mokre gozdy leśne,

{10.} gdzie kosm aty rsiok rósł i gnił w iekam i w szędy połanki ról (i ch[wastów?]>

w żarły się

{Odmiany zapisu głów nego (druga próba redakcyjna) od słów „Rozłożysty jego”

do słów „przez ludzi dziedzinę”:}

(10)

I N C IP IT „ P O P IO Ł Ó W ”

251

{5.1.} Ogromna jego korona, w yniesiona ponad las — { I I } , ponad las w yniesion a —

{5.} z władczego cypliska w rozległe niziny W ilkowa, Ciekot, Brzezinek rozglą­

da się po <ob[szarach?]> górach

{8.} za ostatnim wzgórzem (sied[liska?]> łańcucha {8.} ciągną się w dal pola aż po Górno

{9.} pam ięta za sw ych w iosen bór (jed n olity) nierozdarty po górach aż popod K ielce

{10.1.} Zginęły za jego czasu pod siekierą dąbrowy, {II.} - - jego długiego ży­

w ota od siekiery dąbrowy,

{10.} m iędzy gajami, gdzie kosm aty rsiok

{11.1.} W szędy połanki ról {II.} Naokół połanki ról

{12.} Liszajem pełzną w strzępy jego płaszcza, niepostrzeżenie wdzierają się aż pod szczyt

{13.} u stóp górskich nieciecz żyw icielka

{13.} grunt nagi, kam ienisty, czerw ony i szczerzy się pod słońcem.

{14.} Jałowiec tylko osłania

{15.} Coraz już rzadziej kryje się w cieniu gałęzi w ielkiego buka kudłaty niedźw iedź, coraz rzadziej przychodzi śnić w cieniu jego gałęzi rogaty jeleń. Rzad­

ko sęp i w ilk kobylarz czatuje na (j> dropiate jagniątka łani. {16.} (Rzadk[o]> Już nie świszczą

{16.1} nad jego gałęziam i skrzydła {II.} nad jego szczytem skrzydła {16.1} sęp raz na {II.} sęp [niekiedy?]

{16.1.} przylata patrzeć ze szczytu na (obsiadł) osiadłą ziemię. {II.} przylata popatrzeć z w ierzchołka w zdziwieniu i gn iew ie na osiadłą ziemię.

{Trzecia am plifikacja dotyczy następnego akapitu, będzie w ięc om ówiona po zacytowaniu tego odcinka tekstu.}

A k a p ity 7 i 8 W b rew srogim m yśliw skim zasadom Rafał zeszedł był ze stanowiska i ch y ł­

kiem dotarł do szczytu góry. *Przez chw ilę stał tam u w ejścia na gołoborze i przejęty głuchą trwogą patrzał w to m iejsce, gdzie wiedźm y, strzygi, błędni­

ce i w szystek ród czarownic przylata o północku. ®Gładkie boki olbrzymich złom ów kwarcytu lśniły się ku słońcu ziarnistym szkliwem, jakoby sam mróz.

4Sople zwisając z porostów i z w ąsów uschłych traw jaśniały w cieniach pra­

starych drzew. 6Obmarzłe kije sterczą­

ce spod śniegu były jak bezcenna broń w ykuta z kryształu. ®Stare jodły w ień ­ cem otaczały to m iejsce urwiste. W r ó ­ ciwszy co prędzej na stanowisko, młody m yśliw iec w ytężył słuch.

8Gdy go do ostatniej granicy na zwiady w ciszę posłał, łudziło mu się, że i las z nim razem słucha. 9Cisza by­

ła w ciąż głęboka, głęboka, zaiste nie- zgruntowana.

Wbrew srogim m yśliwskim zasadom Rafał zeszedł był ze stanow iska i chył­

kiem dotarł do szczytu góry. Przez chw ilę stał tam u w ejścia na gołobo­

rze i, przejęty głuchą trwogą, patrzał w to m iejsce, gdzie wiedźm y, strzygi, błędnice zlatują się o północku i gdzie ukazuje się sam Zły. Gładkie boki ol­

brzymich złom ów kwarcytu iskrzyły się w słońcu ziarnistym szkliwem, jakby sam mróz. Obmarzłe kije, sterczące spod śniegu, były podobne do broni wykutej z kryształu. Stare jodły rzucały cień na połow ę urwiska.

Wróciwszy na sw e m iejsce młody m yśliw iec w ytężył słuch... Gdy go do ostatniej granicy na zwiady posłał, łu ­ dziło mu się, że i las z nim razem słu­

cha. Cisza była wciąż ta sama, głęboka, głęboka, zaiste niezgruntowana...

(11)

O d m i a n y :

{Trzecia w staw ka am plifikacyjna została w pisana na karcie 1, bezpośrednio pod tytułem utworu, a ob jęła tekst od słów „Wbrew srogim ” do „wytężył słuch”.

O tym , że ten fragm ent tek stu jest dodatkiem, a nie początkiem , może św iadczyć fakt, iż już w odmianach dotyczących akapitu 5 pojaw iła się zapowiedź opisu Ra­

fał owego zasłuchania się, a b yło to nawiązanie do incipitu: „nasłuchiwał, czy nie odezw ie się głos ogarów”. W akapicie 5 — w odmianach tekstu — można dostrzec też zdanie: „Gdy tak do ostatniej granicy słuch natężał, łudziło mu się, że i las z nim razem słucha”, które jest w yraźnym źródłem zakończenia am plifikacji „mło­

dy m yśliw iec w ytężył słu ch ” oraz brzmienia przedfinalnej w ersji akapitu 8: „Gdy go do ostatniej granicy n a zw iady w ciszę posłał, łudziło m u się, że i las z nim razem słucha”. Samo śledzenie odmian tekstu Popiołów daje dowody tezy, że frag­

m ent „Wbrew srogim m yśliw sk im zasadom ” nie jest w istocie incipitem , lecz po­

czątkiem kolejnego akapitu.}

{A oto odmiany tego am plifikacyjnego wariantu tekstu z brulionowej karty 1:}

{1.1.} Wbrew najbardziej podstawowym (twierd[zeniom]> szanownym zasadom zeszedł był ze stanow iska {II·} Wbrew zasadom wprawdzie znanym ale tym bar­

dziej groźnym Rafał

zeszed ł

{ H I . } ---znanym <ty[lko]> ze słyszenia ale tym bardziej groźnym — - — {IV.} Wbrew groźnym m yśliw skim zasadom Rafał zeszedł — -

{2.1.} Stanął tam u w ejścia na gołoborze i <tr> przejęty <nagl[e]> <tr> m im o- w iedną trwogą patrzał w ten w spaniały obraz. {II.} Przez ch w ilę stał tam u w ej­

ścia na gołoborze i przejęty głuchą trwogą patrzał w to miejsce, gdzie (czarow nice,) w iedźm y, błędnice i w szystek ród czarownic schodzi się o północy.

{3.1.} lśniły się ku słońcu i patrzały na niego, jakoby m ilion ślepiów. { I I . } --- słońcu ziarnistym szkli wem (. Było to) jak sam mróz.

{4.1.} Olbrzymie sople zw isały z p o r o s t ó w i z (zeschłych) w ąsów uschłych traw.

{II.} Sople zwisając z porostów (śn iły ) i z w ąsów uschłych traw (śn iły ) śn iły w cie­

niach prastarych drzew.

{5.} sterczące spod śniegu (zdały się być) były jak bezcenna broń w ykuta (z e ) z kryształu.

{6.} Stare jodły (st) stały w m ilczeniu.

{Tekst od słów „Gdy go do ostatniej” znajduje się w zapisie podstawowym ciągłym . Jest to oczyw iście jeszcze jeden dowód bronionej tu tezy, iż na brulio­

nowej karcie 1 Popiołów pojaw ił się akapit rozwijający tekst powieści, akapit am - plifikacyjny, a nie incipit utworu: dwa ostatnie zdania akapitu 8 są przedłużeniem odm ian tekstu akapitu 5, czyli że w zeszycie podstawowym istniały zawiązki fabu­

larne dopisków zam ieszczonych na samym początku — tuż pod tytułem — bru­

lionu.}

O d m i a n y :

{8.1.} Gdy tak do ostatniej granicy słuch natężał, łudziło mu się, {II.} Gdy tak Rafał {dalej jak w redakcji 1} {III.} Gdy do go [!] do ostatniej granicy na zw iady posłał, łudziło mu się,

{9.1.} N astawała w ów czas cisza niezgruntowana, głęboka, głęboka, długa... {II.}

Cisza była w ów czas (głęboka) głęboka, długa, zaiste niezgruntowana.

A k a p ity 9 i 10

JA le oto z krańców leśnych w ypłynął Ale oto z krańców leśnych w yp ły- gnuśny powiew , ze snu twardego obu- nął gnuśny powiew, ze snu twardego dzony szept, tchnienie rzewne, przecią- obudzony szept, tchnienie rzewne, prze-

(12)

IN C I P I T „ P O P IO Ł Ó W ”

253

głe długo wstrzym anego oddechu puszcz rozesłanych na falistych łysogórskich grzbietach. 2Szczyty drzew pochylały się przed nim jakby w e czci, gdy płynął w bory ów śpiew niew ysłow iony.

*Brzmienie jego ledw o w ydobyte z ni­

cości jak niedom ówione w yznanie wzru­

szeń przedwiecznych, jak jęk bez na­

dziei szło z samotni leśnych po wtóre, po trzecie i sącząc się cichymi odcienia­

mi dźw ięków unicestw iało w otchłani.

4Ten śpiew zaklęty, m ieszkający w drze­

wach, zdało się, że coś w spom inał­

b y ! sam tym , co wspom nienie... *W jas­

nym powietrzu, m iędzy zielonym i kępa­

mi igieł płynęła ta m elodia przecudowna, jednolita, żale jakoweś w sobie niosąca w zaświat niewidom y. 7K nieja obejmo­

w ała go tajem niczym ram ieniem swym , puszcza go brała m atka rodzona, pusz­

cza dusza praojcowska, puszcza siostra miłośnica. 8Zamierał jak w estchnienie obejm ujący piersi ów żałosny św ist po­

św ist.

sGdzie zamierał?

3PMoże na zburzyszczu skał, co się po odejściu fal i pian morza rozpadły w rum owie głazów porosłe rudymi mchami. n Może w kolisku do gruntu zetlałych pniów św iętych buków, na bez­

cennych próchnach przyciesi św iętej gontyny, gdzie Pogoda jadła obiaty...

12Może na czole kamiennym , na tw ar­

dych piersiach bożyszcza Lelum -Polelum , co śpi w dole nieznanym, mchem tysią­

ca zim i tysiąca w iosen okryte, a spać będzie nieznane na w ieki wieków?

lłMcże na próchnach św iętych buków, co rosną w cyplisku czarodziejskiej gó­

ry plem iennej Łysicy, na granitowym tronie i między litym i złomami szaro- głazu, tam gdzie spłynęła krew zabitych przed stuleciam i Awarów. 14Może w tro­

pach św iętego jelenia, co m iędzy rogami nosi po lasach drzewo krzyża św iętego a ukazuje czasami raz na sto lat?

ciągłe długo w strzym ywanego oddechu puszcz łysogórskich. Szczyty drzew po­

chylały się przed nim jakby w e czci, gdy płynął w bory ów śpiew n iew ysło­

wiony. Brzm ienie jego, ledwo w ydobyte z nicości, jak płaczem cichym zdradzo­

ne wyznanie wzruszeń przedwiecznych, jako jęk bez nadziei, szło z sam otni leśnych po w tóre, po trzecie i, sącząc się cichym i odcieniam i dźwięków, n i- cestwiało w otchłani. Zdało się, że ten śpiew zaklęty, m ieszkający w drzewach, coś wypom ina, że woła... W jasnym po­

wietrzu, m iędzy zielonym i kępami igieł płynął pod niebem . Knieja obejm ow ała go tajem niczym ram ieniem swoim, pusz­

cza go znowu brała, m atka rodzona, puszcza — dusza praojcowska, puszcza — siostra-m iłośnica. Zamierał jak w estch ­ nienie ów żałosny św ist-pośw ist... Gdzie zamierał?

Może na zburzyszczu wysokich skał, które się po odejściu fal i pian morza rozpadły w rum owie głazów mchami po­

rosłe... Może w kolisku dębowych pniów, do gruntu zmurszałych, które zwartą strażą otaczają prochy z przyciesi św ię­

tej kontyny, gdzie przed wiekam i Po­

goda łaskaw ie przyjm owała obiaty... Mo­

że na czole kamiennym , na twardych piersiach bożyszcza Lelum -Polelum , k tó­

re śpi w dole nieznanym, mchem tysią­

ca zim i tysiąca w iosen okryte, i spać będzie nikomu nie znane na w ieki w ie­

ków... Może w tropach w iecznego jele­

nia, który m iędzy rogami nosi po lasach drzewo krzyża św iętego, a ukazuje się ludziom raz na sto lat...

O d m i a n y :

{1.1.} (O ) A le oto z odległych lasów w ypływ ał cichy powiew, płynny szept, jakoby w estchnienie przeciągłe długo w strzym anego oddechu starych puszcz św ię­

tokrzyskich. {II.} - - z krańców leśnych w ypłynął cichy powiew, (sen n y) ze snu zbudzony szept, jakoby tchnienie rzew ne przeciągłe długo wstrzym anego oddechu

(13)

puszcz łysogórskich. {III. Początek tak w zapisie głównym , a dalej:} puszcz roze­

słanych na falistych (grzbietach) łysogórskich grzbietach (gór).

{2.1.} Szczyty drzew pochylały się z w olna i podawały w (pus[zczę]> (lasy) bór ów śpiew górski niew ysłow iony. {II.} - — się przed nim (w e czci) niby w e czci, gdy płynął w bory ów śpiew niew ysłow iony.

{3.1.} Brzmienie jego wznosiło się jakoby coraz w yżej, a później płynnie i w ol­

no spadało ściszało się aż do ostatniego zamarcia. W (głęb i) jasnym powietrzu, między zielonym i kępam i igieł, łączyły się te m elodie proste niepojęte, a unoszące ze sobą jak gdyby (sło w a ) św ięte w yrazy Ewangelii: N a początku było słowo, a słow o (B ) było u Boga a Bogiem było słowo... {II·} Brzm ienie jego ledw o w y ­ dobyte z nicości, jak niew ym ów ione w yznanie wzruszeń bezdennych, jak naw oły­

wanie bez nadziei dźw igało się, wychodziło z głębin leśnych po wtóre, po trzecie i sącząc się cichymi odcieniam i dźw ięków (zam ierało) (gubiło się) zatracało się w otchłani. Puszcza pochłaniała je w tajem niczej dali swojej, puszcza-macierz...

Dokoła (góry) św iętej góry słow iańskiej Łysicy snuł się ów czołobitny (p ośw ist) senny św ist-pośw ist i gdzieś pod szczytem zawalonym skałam i płynęła ta m elodia prosta, jednolita, (niosąca na łonie sw ym ) a unosząca ze sobą w zaświaty, za ostat­

nie granice objęcia ludzkiego, jak ow e słow a drżeniem przejmujące: Na początku było słowo, a słow o było u Boga a Bogiem było słowo...

{Cały tekst 3.1 skreślony linią ukośną, a kolejna redakcja tego w ątku oraz ciąg dalszy podjęte zostały na osobnej wkładce w zapisie bardzo skomplikowanym , m ożli­

wym do uporządkowania tylko na podstawie pierwodruku.}

{4.} (Ó w [?]) (Ś p iew w ) Ten śpiew m ieszkający w drzewach przez w ieki wspominał... {5.} Był sam tym, co wspomnienie... (A nie jednego człow ieka ni ludzkiej gromady.) A le nim {— zdanie nie dokończone.}

{6.1.} W jasnym powietrzu, m iędzy zielonym i kępami igieł płynęła ta m elodia przecudowna (prosta) (jedn olita) (niosąca na ło[nie]) (łzy) łzy jakieś (w[?]) na łonie niosąca w zaświat niewiadomy. Szło za nią w zaświat westchnienie a na wargi w y ­ pełzały słow a (drżeniem przejm ujące) najczulszego żalu, najgłębszej czci... {W re­

dakcji II po stosownych odmianach powyższego tekstu — po zdaniu 6 — w prow a­

dzony został znak odsyłający do kolejnego uzupełnienia, a jednocześnie nadpisana próba początku tego uzupełnienia, które rozw inięte zostało w kilku wersjach re­

dakcyjnych na tej samej wkładce, m ianowicie:}

{7—14.} Puszcza obejmowała je tajemniczym łonem swym , puszcza matka ro­

dzona, co pierwszych synów plem ienia pamięta. (K ości) Krew Awarów w essała, bojowy krzyk ich (pam ięta) słyszała, mchem okryte bożyszcza plem ienia schowane puszcza (dom[owa]> siostra dusza ojcowa puszcza siostra miłosna. Gdzie zam ierał ów senny, (czołobitny św ist) cichy, lotny, żałośliw y św ist poświst[?] Czy na czole (o ) bożyszcza, co śpi w m iejscu nieznanym, mchem wieczności okryte, a spać bę­

dzie nieznane na wieki? Czy na jedlach, co (co) rosną u szczytu św iętej góry plem iennej Łysicy w dzikich złomach kamieni, na m ogile (A w arów ) (w ład yk ) za­

bitych Awarów. Czy u gaju (św iętego) w tropach św iętego jelenia, co m iędzy ro­

gam i nosił (k ) drzewo krzyża św iętego i ukazał je zdumionym oczom Emeryka.

Może w ręk(ach)u (w zniesionych k u) w yciągn iętych ]

Może w ręku w yciągniętych ku niebu niesie (proch) próchna bezcenne (n ie ­ dostępnej) z przyciesi św iętej gontyny i sypie je po lasach okrywających łańcuch gór.

Może kapłański śpiew, ostatni Gdzie zamierał?

Może na zburzyszczu skał, co się po odejściu m orskich pian rozpadły w ru­

m ow ie głazów kwarcytu grube, lśniące iskrami, jak gdyby dzikimi ślepiami.

(14)

IN C IP IT „ P O P IO Ł Ó W ”

255

{11 i 13.1.} Może (n a próchnach) w pniach św iętych buków, na próchnach przy- ciesi św iętej gontyny, gdzie Pogoda jadła obiaty... {II.} Może na zetlałych pniach św iętych buków, na bezcennych próchnach przyciesi — , --- ...

A k ap it 11

[Brak zdań 1—6.]

7Ogród zapuszczony za starym dwo­

rem. ^Rozłożyste jabłonie z pniami w pewnych m iejscach zw ężonym i jak butle od dawnych szczepień — okryły pęki, bukiety różowawych kwiatów . 9Zapusz- czone dróżki obrasta z obu stron bujny agrest, porzeczki... 10Nad w ysokim i tra­

wami, które jeszcze biała rosa kropli - sta powleka, wznoszą się śnieżnobiałe, dziewicze drzewka w iśni. n Zda się, że to chmurki wiosenne z krańców nieba aż tu przyżeglowały i m iędzy w ysok i­

mi topolami bezradnie osiadły. ^Brzę­

czą pszczoły, napełniając cały sad gw a­

rem dla niewiadomej przyczyny szerzą­

cym naokół cześć i grozę. lłOch, jakże dobrze, jak radośnie w tym cienistym sadzie rodzinnego domu... 14Za drzewa­

mi owocow ym i ciągną się zarośla nie­

dostępne, tajem ne gaje w ik lów i roki­

ciny. 15Na kępach, wśród zapleśniałej wody straszą oczy kudłate w ierzby o pniach wypróchniałych i lesie bujnych prętów, olchy sm utne i czarne z krw a­

wym i pniami. 18Żaby kukają {!} w lśn ią­

cej zielenią wodzie, a niezliczone ptaki pogwizdują. 17Szm er liści i ciche, led ­ w ie dające się ująć, w yczuć ciałem szepty, szmery, syki, w estchnienia, czy ciche jęki, jakoby m row ienie i łechta­

nie, które cały ogród przenika.

Kiedy nadciągała z daleka owa pieśń lasów, zdało się Rafałowi, że pły­

nąć będzie przez jego ciało tak sam o jak przez drzewa. Zapominał wówczas, gdzie jest i co się z nim dzieje. Snuły się w nim wspom nienia nieujęte, nie­

dotykalne, zamglone, przedziwnie że­

brzące o pamięć. B ył daleko od tego m iejsca, nie pod szczytem Łysicy, na stanowisku. Był w ogrodzie swego dzie­

ciństwa. Tajała kra i okiść w szystkie­

go, co rzeczywiste... Ogród zapomniany, na tyłach starego dworu. Rozłożyste ja­

błonie z pniami w pewnych m iejscach zwężonym i od dawnych szczepień, jak butle. Pęki, bukiety różowych kwiatów...

Bujny agrest, gęste porzeczki obrosły każdą drożynę. Nad w ysokim i trawami, które jeszcze powleka kroplista rosa, wznoszą się śnieżnobiałe dziewicze drzew­

ka wiśniow e. Zda się, że to chmurki wiosenne, obłoczki ranne z krańców nieba aż tu przyżeglowały i między w y ­ sokim i topolami, między starym i par­

kany bezradnie osiadły. Brzęczą pszczo­

ły, osy, muchy, napełniają cały sad gw a­

rem, a serce dla niewiadomej przyczy­

ny czcią i grozą. Och, jakże miło, jak radośnie w tym cienistym sadzie rodzin­

nego domu! Za drzewami owocowym i ciągną się niedostępne zarośla, gaje w ik ­ lów i rokiciny. Na kępach, wśród za­

pleśniałej wody, straszą oczy kudłate wierzby o pniach spróchniałych i lesie bujnych prętów, olchy smutne, czarne z krwawym i odziemkami. Żaby kum ka­

ją w w odzie lśniącej grzybieniem i skrze­

kiem , a niezliczone ptaki pogwizdują.

Szm er liści, pogwar ow adów i ledw ie dające się ująć przyciszone szepty, szm e­

ry, syki, ledw ie dające się ciałem w y ­ czuć w estchnienia czy ciche jęki, ja­

koby m row ienie i łechtanie przechodzi w poprzek i wzdłuż...

(15)

O d m i a n y :

{8.} Grube, cieniste jabłonie z pniakami w pew nych m iejscach {8.} bukiety (różow ych) różow awych

{9.} z obu stron agrest i (ag) porzeczki.

{10—11.} wznoszą się śnieżnobiałe, dziewicze (jak by) (pier[si]> jasne chmury w iosenne w pogodny dzień. (S ą tak cud) Zda się, że to chmurki

{11.} przyż(a)eglow ały ( i) (a ) (i) m iędzy w ysokim i {12.} gwarem (czcigodnym i) dla niewiadom ej {13.} w tym sadzie

{14.1.} ciągną się zarośla w ikliny i rokity, ( a ) (n a ) na kępach {II.} - - za­

rośla w ik lów i rokiciny.

{15.} wśród zapleśniałej w ody żywą barwą uderzają (oczy) kudłate wierzby ( i) olchy sm utne czarne,

{16.} Żaby kukają w lśn iąc(ych )ej zielenią w odzie (i z łąk p ły), a ptaki po­

gwizdują (i nawołują z).

{17.} Szmer liści i (ow e sze) ciche, ledw ie dające się ująć szepty, szmery, syki jakby m row ienie i łechtanie,

II

T ekst początku Popiołów, zajm u jący w d ru k u nieco ponad 4 stronice

{1227 w y ra z ó w )8, w bru lio n ie liczy dw a ra z y w ięcej słów niż w w ersji

ostatecznej. Na ten ro zm iar brulionów s k ła d a ją się przede w szystkim

w ielokrotne red ak cje całych akapitów i poszczególnych zdań. Jedyn ie

rzeczyw isty, 4-w yrazow y incip it nie m a tu p o praw ek i w arian tó w . K ażde

in ne zdanie rozdziału W górach posiada co n a jm n ie j 2 w e rsje — brulio ­

now ą (z odm ianam i) i d rukow aną; n ie k tó re zdania m ają aż 5 u ch w y t­

ny ch w ersji, tak jak quasi-incipit, zaczyn ający się od słów „W brew sro­

gim m yśliw skim zasadom ” . W szystko to św iadczy o w ielkiej p racy p i­

sa rsk ie j Żerom skiego n a d rozpoczynanym dziełem , a zarazem jest św iet­

n y m m ateriałem um ożliw iającym p rzy jrze n ie się m etodom i sposobom

arty sty czn y m Żerom skiego. P ro p o n u ję k ilk a różnych analiz „w ielkiego

in cip itu ” Popiołów. N ajp ierw będzie to analiza statystyczn a.

Na 70 zdań początkow ych 11 akapitów rozdziału W górach, m ających

sw oje odpow iedniki w b rulionie i d ru k u — ty lk o 8 brzm i identycznie

w ostatniej w ersji b rulionow ej i w p ierw o d ru k u (po 1 zdaniu z akapi­

tów 1, 3, 4, 7 i 9 oraz 3 zdania z ak ap itu 6). W b rulio nie jest kilka zdań,

k tó re nie m ają w ogóle odpow iedników w d ru k u , np. „Był sam tym , co

w spom nienie...” (akapit 7), „Może na próchnach św iętych buków , co

ro sn ą w cyplisku czarodziejskiej góry p lem ien n ej Łysicy, na g ran ito w y m

tro n ie i m iędzy litym i złom am i szarogłazu, tam gdzie spłynęła k rew za­

bitych przed stuleciam i A w arów ” (akapit 10). R ozbudow ane zdanie z ak a­

p itu 6: „Ani jedna jego gałązka nie d rgnęła, ty lko ostatni czerw ony li­

stek, trzy m ający się jed n ej z gałązek, czasam i zachw iał się cicho —

8 Wedle obliczenia komputerowego (na m arginesach fotoskładu tekstu Popio­

łów) — 1224 wyrazy. Widocznie komputer inaczej policzył w yrazy z „nie” lub inne słow a pisane rozłącznie.

(16)

IN C I P I T „ P O P IO L Ö W ”

257

i znów o niem iał”, przekształciło się w d ru k u w k ró tk ie oznajm ienie:

„Nie drżą p rzed w ia tre m jego gałęzie, pień się nie sch y la” . D odane zo­

s ta ły w czystopisie zdania: „K ról n a Ł ysicy!” (akapit 6), „M chy sta re

zw isały z olbrzym ich gałęzi” (akapit 3).

Nie p ojaw iły się też w p ierw o d ru k u pew ne obrazy, n a d k tórym i Że­

rom ski uporczyw ie pracow ał. Ileż to raz y w b ru lion ie pow raca zdanie

0 A w arach, E m eryk u i słow ach z Ewangelii św. Ja n a, by w końcu ak a­

p it 10 obył się bez ty ch arch aizu jący ch i sak raln y ch aluzji. In n e p rz y ­

kłady: w akapicie 3 znik nęło nie tylk o rzad k ie słow o „jed lica” , ale

1 w porów n aniu u sch n ięty ch gałęzi drzew a do szczebli zabrakło dookre-

ślenia („jak szczeble d ra b in y ”). W akapicie 6 jeszcze w ostatniej chw ili

istn iał w opisie bu k a „k lu ch o w aty śn iat z w yro stk am i jak piersi kobie­

ce”, by w d ru k u u stąp ić n ie ta k w y raźn ie seksu alnej konkretyzacji:

„śniat ze sk rę ta m i i kłębam i jak w yprężone m ięśnie człow ieka”, choć

i tu m ożliw a jest in te rp re ta c ja freudow ska, w k tó re j „piersi kobiece”

podm ienione zostały przez „k łęb y ” , w noszące tu aluzję nie tylko do w ło­

sów kobiecych. W akapicie 3 pierw o tnie gałęzie św ierków „zdaw ały się

sięgać po coś leżące n a ziem i pod g rubym i śniegow ym i ow alam i”, by

ostatecznie tylko „się czaić i czyhać” . T akich w d ru k u pom iniętych

obrazów jest sporo.

W ym ow na jest s ta ty s ty k a rzeczow ników , czasow ników oraz p rzy ­

m iotników , p ojaw iający ch się jeszcze w brulionach, a w yelim inow anych

w d ru k u 11 akapitów powieści. Z rzeczow ników chodzi tu o n astęp ujące

w yrazy:

Awarowie, Bóg, chmura [jest: chmurka], czarownica [są jedynie synonimy], czas, dal, drabina, drżenie, Emeryk, Ew angelia, gałązka [są: gałęzie], głębina, głos [jest:

dwugłos], Górno, gromada, grzbiet, jedlica, korona, kość, krew, krzyk, listek [są:

liście], łąka, łono, łza, macierz, m elodia, m ilion, nawoływanie, objęcie, obraz, opoka, plemię, pniak, pole, polot, porost, próchno, ręka, rokita [jest: rokicina], ród, rów ­ nia, siedlisko, siedziba, skóra, słow o, słyszenie, sosna, stal, stolecia, stulecia, syn, szarogłaz, szpony, ślepia, św iśnienie, tło, tron, twierdzenie, uosobienie, warga, wąs, wieniec, w ik lin a [są: wikle], w iśn ia [jest: w iśn iow e drzewko], władyka, wyraz, w y ­ rostki, w yżyna, zamarcie, zamróz, zaświat, żal, żmija.

A oto w yelim inow ane z p ierw o d ru k u początku Popiołów czasowniki:

błyszczeć się, ciskać, drgnąć [jest: drżeć], dźwigać się, gardzić, gubić, jeść, kukać [w sensie 'kum kać’], liczyć, lśnić się, łączyć, nastawać, natężać, natężyć, nawoły­

wać, objąć, obleźć, oddalać się, odezwać się, odpowiadać, odzywać się, oniemieć, opasać, pochłaniać, podawać, przenikać, przeżyć, rozwiać, rozwiewać, schodzić się, sięgać, spadać, spoglądać, stanąć [jest: stać], szarzeć, ściszać, trzymać się [jest: trzy­

mać], unicestw iać [jest: nicestw ieć], w essać, widnieć, wspom inać, wychodzić, w y ­ chylać się, wygasnąć, wypełzać, zniknąć, zachwiać się, zatracać.

Nie m a w 11 ak ap itach także n a stę p u jąc y c h przym iotników :

białawy, błękitny, bojowy, cudny, czarodziejski, czcigodny, czołobitny, czysty, da­

leki, domowy, doprowadzony, dziki, falisty, inny, jednolity, kam ienisty [jest: ka-

17 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 19θθ, z . 2

(17)

mienny], kapłański, kluchowaty, kobiecy, lity, lotny, ludzki, m elodyjny, miłosny, m imowiedny, młodociany, morski, nagi, najczulszy, najgłębszy, niedom ówiony, n ie­

pojęty, niew ym ówiony [jest: niewysłowiony], niski, obejmujący, obnażony, odległy, ogromny, okrywający, plem ienny, płaski, płynny, podniebny, podstaw owy, pogodny, polny, potężny, prastary, prosty, przecudowny, przejmujący, przytulony, rogaty, ro­

zesłany, rozległy, różowawy [jest: różowy], schowany, senny, siw aw y [jest: sinawy], siw y, słowiański, szanowny, szerzący, szorstki, tajem ny, unoszący, urwisty, uschły, w spaniały, wstrzym any [jest: w strzym ywany], wypróchniały, w ysm ukły, zabity, za­

dęty, zapuszczony, zbudzony, zdradziecki [jest: zdradzony], zdumiony, zeschły, ze- tlały, zgnieciony, ziemny, znany, żałośliw y [jest: żałosny], żyw iący, żywy.

Z tych trzech list w yrazów p ojaw iających się w brulionach, a z arzu ­

conych w druku, w yn ika kilka wniosków. P ierw szy: najw ięcej tru d u

kosztow ał Żerom skiego dobór odpow iednich przym iotników , gdyż to

w łaśnie w śród epitetów i im iesłow ów p rzym iotny ch przeprow adził pisarz

najsu ro w szą selekcję. D rugi wniosek: lista rzeczow ników u jaw n ia co n a j­

m niej dwie zaskakujące sp raw y stylistyczne: w d ru k u m niej pozostało

słów odnoszących się do kw estii narodow ej (pom inięcie w yrazów ty pu

„grom ada”, „m acierz” , „p lem ię”, „ ró d ”, „ró w n ia”, „siedlisko”, „siedziba”,

„w ład yk a”) oraz do obrazow ania anatom icznego (w tekście dru kow any m

pozostały m.in. tak ie słowa, jak: „czoło”, „głow a”, „m acica” , „m ięśnie” ,

„oczy”, „p iersi”, „p lecy”, „ram ię”, „stopa”, „serce” , a pom inięto: „ k re w ”,

„kość”, „łono” , „rę k ę ” , „skórę”, „w arg ę”, „w ąsa”). Trzeci w niosek m ożna

w yprow adzić z porów nania tych list z listam i u lubionych słów Ż erom ­

skiego p ojaw iających się w poprzednich jego pow ieściach — Prom ieniu

i S y z y f o w y c h p ra c a c h 9. Porów nanie to tra k tu je 11 cytow anych ak ap i­

tów początku Popiołów jako zam kniętą całość i dlatego jest nieco sztucz­

ne, ale w zam ian w skazuje w iele sw oistych cech sty lu Żerom skiego.

W początkow ych ak ap itach Popiołów au to r pom inął tak że tak ie słow a

zn ajd u jące się jeszcze w brulionie, k tó re ani razu n ie pojaw iły się

w Promieniu i S y z y f o w y c h pracach. A należy tu dodać, że ta pierw sza

powieść liczy — bez nazw w łasnych i w y razów obcych — 36 206 słów

(w ty m 7346 różnych), druga zaś — 52 714 (w ty m 9268 różnych). Spo­

śród rzeczow ników są to n astęp u jące w yrazy:

Awarowie, Emeryk, Górno, jedlica, macierz, milion, polot, porost, próchno, ród, równia, stolecia, szarogłaz, świśnienie, uosobienie, w iśnia, władyka, zamarcie, za­

mróz, zaświat.

Z czasow ników są to:

kukać, natężać, natężyć, oniem ieć, opasać, rozwiewać, ściszać, unicestwiać, w essać, wygasnąć, wypełzać, zachwiać się, zatracać.

9 Dane dotyczące Promienia i S y zy fo w y c h prac cytuję za m aszynopisami roz­

praw magisterskich w ykonanych pod moim kierunkiem : M- M i c h t a, Badania statystyczne słow nictw a „Promienia” Stefana Żeromskiego. Sosnowiec 1984. — D. B o r y c z k a , S łow n ictw o „ S yzyfow ych prac” Stefana Żeromskiego. Badania statystyczne. Sosnowiec 1986.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prezydjum w stow arzy szen iach stałych... Przem

Teoretycznie możliwa jest również odwrotna sytuacja, zatem nawet wyniki badań typu self-report, w których zakwestionowany został związek między ubóstwem, bezrobociem

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

Być może jednak nie refleksja nad tymi ideami jest najcenniejszą naszą zdo- byczą, nas, to jest tych, którzy zetknęli się z nimi w ich aż nadto dotykalnym kształcie, ale szacunek

Jeśli będziesz je powtarzać kilkakrotnie, w odstępach czasu – parę dni czy nawet miesięcy, przekonasz się, że dostarczy Ci nowych wrażeń i przeżyć, a życie Twoje stanie

Ten przykład to ilustracja szerszego zjawiska, jakim jest kurczenie się oferty publicznej ochrony zdrowia i poszerzanie prywatnej.. Jest to

Dodanie katalizatora do środowiska reakcji znacznie obniża energię aktywacji, dzięki czemu możliwe jest jednoczesny udział w reakcji większej liczby cząsteczek..

Podsumowanie i ewaluacja: po obejrzeniu filmów uczniowie dopisują poznane metody do plakatu i dokonują oceny (np. stawiając obok metody kolorową kropkę pisakiem) wszystkich metod