Nr. 1.
L I P I E C
R ok 1928.
N O W E ZYCIE
M IE S IĘ C ZN IK L I T E R A C K O -M A U K O W V POŚWIĘCONY M Ł O D Y M S IŁ O M .
Numer nojed 1'3D zł.
Kwartalnie ń l zł.
Redahcja i Administracja: Stanisławów, GolucóDwskicgo 64.
Mauz. red. i wydawca: Leon Zatorski.
Odp. rsd. i kler, liter.: Ludwik Czaykowskl.
z
(Bzytelnifiów i
IB
im
Co dawniej było niemożliwością, dziś przybiera realne kształty.
Najmłodsza brać literacka, otrzymała w „ N O W E M Ż Y C IU " własny organ, gdzie może śmiało umieszczać twory swego ducha i wić złote sny o przyszłości i sławie.
Więc koma żyłka literacka wkłada gwałtem pióro do ręki i każę tworzyć, kt° aia ju ż na sumieniu jakiś wierszyk, nowelkę, dramat, lub kocnedję, jakąś rozprawkę naukową lub spo łeczną, niech śmiało przysyła do czasopisma „ N O W E Z Y C I E " , gdzie redakcja po roz patrzeniu ogłosi drukiem, zaś lepszym utworom przyzna w miarę uznania pewne premje. — Oprócz tego, co łęwartału ogłaszany będzie konkurs na prace literackie, z których najlepsze otrzymają nagrody.
Z nikłego ziarnka wyrasta potężne drzewo.
Tylko trochę dobrej woli, wytrwałej pracy w kształceniu się, a z nieznanych pracowni ków rozbłysnąć mogą jasne gwiazdy na nowych drogach naszej literatury.
Ponieważ k Qżdy nasz współpracownik jest zarazem prenumeratorem „ N O W E G O Ż Y C I A " , przeto upraszamy o ja k najwcześniejsze nadsyłanie utworów i przedpłaty, celem uregulowania nakładu.
cRedakcjci.
2.
©v-J
N O W E Z Y C I E Nr.H Y M N.
w . B IO Boże chroń R zecz Pospolitą ! T ę Piastów ziem ię zaw sze chroń, I daj Jej Silę daj Moc Bytu,
A w O jców w ierze krzep Jej dłoń.
Spraw , niechaj daw nej pom na chw ały M ocarnych m ężów krzew i ród,
Niechaj Jej Imię zna św iat cały — I zna Jej dzieje m ęstw a ęnót !
N iech w szystkie ludy polskiej ziemi Będą Jej w ierne — Boże s p r a w ! Niech się tu czują m iędzy swemi, W ciąż w pełni sw obód rów nych praw
A w szystkich godłem O rzeł Biały, Co czuw a... ostrzy dziób i szpon — I oblatuje kresy całe —
I na M acierzy baczy T ro n !
Niech przed T ym Z n ak iem n a purpurze, W szystkie sztandary schylą skroń A zm ilkną gromy, m iną burze I silną polska będzie d ło ń !
Bo w w alkach z w rogiem zapraw iona, •Nie zadrży w niej obrony miecz,
N arodu piersią osłoniona, Z yć będzie Pospolita R z e c z!!!
Polskiej K orony T y Królowo 1 R acz błogosław ić m yśli tej I spraw ę naszą narodow ą, W O piece Swojej zaw sze miej!
I daj n am czujność na ruch w roga A zdrad pajęczych odsłoń nić, Polska wieczyście w Imię Boga I w Imię M arji będzie ż y ć !!!
Ludwik Czaykowtki.
Nr. 1. N O W E Ż Y C I E 3.
■7?
i
C E Z Z S - Z T S T Z E !
Z p adołu łez i grzechu — słów m orze — N a skrzydłach m odlitw y płynie
Ku Tobie... C hryste — Boże!
Z pośród T w ych Św iątyń m rocznych nisz W znosi się.
K ędy... w ogrom ie Krwi O fiary Płonie T w ój Krzyż!
W sm utku godzinie,
Z łu d życia... żegnam m ary — Też... sz ep c ę :
Jakoś jest Chleb Ż y w o ta i Św iatło w iekuiste Daj mi moc,
C h ry s te !... Daj moc !
Bom, — oto... jako rozbitek na m orzu W alczę z złą falą... która m nie poryw a, Szukam ratu n k u u C iebie!.., w przestw orzu... I takich... z sobą w iodą jeszcze rzesze !... Ufam...
W ie rz ę ! — że zm ożesz te siły nieczyste K iedy me serce w trwodze... Ciebie, w zyw a Z e... dłoń T w a Boska, z pom ocą mi śpieszy Z e... wejrzysz,
C h ry s te !
• M odlę się: — podnieś,
Um ocnij i naucz cierpienia!
Niech... niem , — ku T obie to serce człowiecze Jako to drzew o... w yrasta do słońca!...
Niech się nie łam ie... Niech ufa
I w ierzy!
O d niepojętych szeregów odw ieczy Boże !
Św iatłości bez końca ! ( W iecznego Ż ycia R ubieży 111
Podnieś nas... w Z n a k u Z baw ienia — Chryste!
G dy oto sercem mali A duchem słabi...
— Z n ó w trw ożą się — w ołają: H uczące przed nam i m orze!
I
R a b b i!..
Ból życia... razem z niedolą się żali, Z ali — kw iat w p ą k u i starość zgrzybiała I dusza... w burzach żyw ota s t a r g a n a ---P rzed Z n ak iem M ęki T w ej, z rozpaczą U padły na kolana
O d słan iają serc rany 1... p ła c z ą :
Panie n a d Pany C hryste !
Słysz... jakby rzeka, u Stóp T w y ch w e- [zbrała Słysz!... jak płaczą sercem mali
Słysz, — o kam ienne posadzki św iątyni Jak biją głow y w znak skruchy.
Jak tw arze w znoszą pobladłe W gorących m odłów law inie — — Jak... k ają serca i duchy
W ielkiem cierpieniem przejrzyste... C h ry s te ! I
I m ó w ią :
O... nie milcz, nie! — wejrzyj n a tych co swe [rany Idą odsłaniać,
Co łez w ypłakać przyszli oceany... I dźwignij serca co padły,
Niechciej się wzbraniać... N ie !
C hryste... C h ry s te ! 1 Panie nad P a n y !
Przez T w e usta ta k ciągle w stygm acie mih [czenia ? P rz e m ó w !
Przem ów ... o Jezu w cierniow ej K oronie — Na krw aw e boskie T w e Skronie,
Przebite Nogi i Dłonie — — P rz e m ó w ! I
O Boże O d k u p ie n ia ! Chociaż... um arłeś Panie Z a nas
Jak człowiek,
A leś... B ó g !!! — usłysz w ołanie, W ejrzyj n a łzy,
Co żarem ... płyną nam z pow iek U s ły s z !!
O ... C h ry s te !
Jakoż to... oprzem się S zatanów sile — słabi,
G dy... milczeć będziesz tak wiecznie N a krzyk dusz naszych straszliw y??... Z e jd ź !!
O ... R a b b i!!!
O dw ieczny! Spraw iedliw y I W szechm ocny
Z e jd ź !
Zejdź... w ładny, cichy, przeczysty Jak w tedy... po krzyżu d r z e w c e ---I... ratuj 1!
T rą d , nasze niszczy ciało... Żm ij chytry... do snu kołysze, O hydy słow a szepce
Dusz zatraceniem dysze...
W ięc.,, krzyczym do Cię z ciem ności, K rzyczym !...
W szak Słowo Ciałem się stało — — Z m óż siły, zmóż n ie c z y ste !
Z ejd ź z krzyża !! Królu Św iatłości I
O l
N O W E Ż Y C I E Nr. 1.
Z Heinego.
M iłość, to „bóstw o w szechśw iata P rzepiękne w pieśni, w yznaniu", K rólew ska zdobi ją szata.
O ngiś, w jej czarów uznaniu I cudów, którym i słynie,
— W zniósł jej Salom on św iątynię. A strop niebios, — jej kopułą Sięgającą do zenitów — A słońce, — am plą krysztalną, K tóra jaśnieje w św iątyni — P taszęta, — chórem Lew itów Co hen... w miłości hym n płynie Ku Bogu, z pieśnią pochw alną. A pocałunki serdeczne...
T y ch boskich dreszczy przyczyna, Choć niew inne... — niebezpieczne Jakby strzały K upidyna —
Z w ą dusz w spólnem w ynurzeniem ... Co w rozhow orze tajem nym ,
— Są aktem św iętej spow iedzi P rzesłodkich serca tajem nic
W rozkoszy tchnieniu płom iennem ... A kobiety, — to kapłanki.
M ałżeństw a, zw ą się ołtarzem ... N a którym , jak te poganki Jednom yślnie... w szystkie razem M ężczyzn, jak baranów stado Na ofiarę „słodko" kładą.
T łum aczył Ludu)if{ Czaykou)ski.
W
W dal na m iasta i sioła, Szedł sen stary i m łody. Jedna służba ich woła, Jedne m ają zawody.
I cóż niesiesz ludzkości ? P yta stary m łodego : Bardzo wiele nowości, Bardzo w iele dobrego.
— M am sny, jakby na jaw ie, Przeróżnych barw , jakości, O szczęściu i o sław ie, Najwięcej o m iło śc i!
O kw iatach, o dolarze, O skarbach w czarnej roli. T o w szystko daję w darze Spragnionym snu i doli. „A cóż ty niesiesz z sobą?" T a k pytam w dobrej w ierze. „Nie kryłem nic przed tobą, W ięc odpow iedz mi szczerze".
S tary długo coś m arzy.
W głosie słychać m u d rże n ie: — Ja ludziom niosę w darze W ieczyste zapom nienie. 1 dalej już nie kończy... P ochm urne kryjąc lice,
Z pod czarnej swej opończy — P okazał mu grom nicę !
Zofja C. W 8 i Ster w
do pierwszej mojej miłości.
O deszłaś w zaśw iaty.
Lecz nie tam , gdzie kw itną nam m ogilne [kwiaty, G dzie piosnka słowicza aż do duszy w nika — A le do — rz e ź n ik a !
Pogardziłaś sztuką.
I m ną pogardziłaś i m oją nauką
O w ianą m ym duchem , jak stygm atem krasy, Dla — jego kiełbasy !
O ty ! ty ! zdradliw a !
Z ocząt tw oich biła poezja ż y w a !
Jak w obrazek św ięty patrzałem w twe lice, A ty —- w polędw icę !
Już w szystko skończone!
Już prysły sny słodkie m iłością złocone... W ięc napełń na kredyt m oją duszę pustą — K iełbasą z kapustą ! L . Zatorski.
N O W E Ż Y C I E
P ie rw s z e
Izy.
Czytałem — tak — dziś jasno spraw ę sobie zdaję. Dziś jak przez sen przypom i nam sobie swój stan. O p lątał m nie jak sieć m atad o ra — kazał mi się w jej cia snych ram ach tłuc i przez oczka tej sieci rozróżowiony roześm iany oglądać św iat — — — jak na urągowisko.
Pam iętam — raczej z trudnością przy pom inam sobie te chwile największego rozsprzęgu nerw ów może naw et szału.
Szału. — Jakieś drugie ja w yblakłe straszne, upiorcze wiło się w śród czterech ścian — od nich zimnych błagalnem spoj rzeniem i skow ytem cichym żebrząc spo koju. O drobiny naturalnego bromu.
Milczenie... Przypom inam sobie jak złam any już beznadziejnie zsunąłem oczy z m ilczących murów, — jak niemi —- pół obłąkanem i spocząłem na stosie opylonych książek.
Śmiały się. Szczerząc z pod kurzu zęby złoconych liter drwiły. — Z kogo? Z e m nie — mojego smutku, mojej szarzyzny.
Książka. P oderw ałem się — oczy prze bił mi błysk nadziei. T a mi pom oże p e w nie pom oże — kocham ją i wieczniem z nią —- ulituje się nad niedolą druha... C hw ytam pierw szą z kraju byle prędko byle już zaraz utopić w czemś swoje sko łatane myśli.
O tw orzyłem — zdaje się mi naw et gdzieś w środkow ej części. Tytuł?... Nie wiem dziś, nie w iedziałem pew nie i w tedy — zresztą co tam tytuł dość że czytałem. Kilka zdań — kilka pierw szych linji, a już n astęp n e znalazły się gdzieś u spodu — i tam porozryw aw szy się w dziwaczne grom ady liter — pow ykrzyw iane, zaczęły płynąć przed oczym a — tam i z pow ro tem — w jakim ś dzikim bezładnym koro wodzie tanecznym . Przetarłem oczy — zły. Patrzę... — tańczą. Z nudzony gdzieś w za pom niany kąt cisnąłem książką. Na dło niach oparłszy głowę bezradny zacząłem dumać.
Dumać... Jakie to śmieszne. Dziś sam to widzę, kiedy przez pryzm at czasu oglą
dam. D um ania? M nie? Dziś kiedy życie sw oje złote igły w każdy nerw w bija — drażni. K iedy m łodość swoje ram iona różowe rąbek po rąbku odsłania — roz koszne —— ciepłe, kochane. Kiedy upojnym pocałunkiem huryskim kusi, przekornie n a m aw ia: chodź — chodź chłopcze raz bo daj w cieple m ojego szałem rozedrganego ciała unurzaj się, raz w życiu przez m a rzeń przyjrzyj się muślin. P otem płacz, — ale tych kilka chwil... żyj — krótkich wio-śnianych.
I dziś m nie d u m ać? A o czem ? Czy o w szech rzeczy porządku i celu? Z a m a łym — nie do takich m nie dum ań n a tura stworzyła. Czy może o Nirwanie św iata ? I na tom ciemny. Czy wreszcie o życiu i o tych co tem u życiu kierunek kreślą?
Z a m ałom jeszcze przeżył — za mało mi m atuś z krwią swoją nienawiści wlała bym o nich prawił. — O czem żeż więc dum ać — o czem raczej dum ałem ? O ch wiem dopraw dy jak ciężko nieraz cokol wiek w pam ięci odtworzyć.
O sobie, o tych szarych moich kole jach. R obak jestem m ały w tym całym człowieczym steku — i takie sam e jak in nych są moje drogi. A że czasem drugi robak, obrzydliwy — zawistny, kolce mi na mojej nastaw ił drodze, to i o nim gorżko
— chociaż nie chciałem w spom inam . Nieraz się niejedneho nie chce. Cóż człek każdy to bodaj w cieniu egoista, który o sobie praw iąc • innych zahaczy. Ot, — czy chciałem dum ać a dum ałem . Jak w klepsydrze przesypały się dni — ziarnko po ziarnku. Z d aw ały się nieść szczęście... przyniosły smutek, poznanie bez- w artow ości praw d życia — przyniosły chwile gorsze od śmierci — pustkę dzi siejszą — gorycz — przekleństw o praw świata.
6. N O W E Ż Y C I E Nr. 1
pej dumij gię gteWtfpzegzajg...
Część I.
Pom nę gdy byłem chłopięciem m ałem , Z a ręk ę w iódł m nie rodzic po sali — G dzie z ścian przodkow ie zastępem całym , D um nie i groźnie n a m nie patrzali.
M ów i/ mi o nich rodzic mój dziw y
W skrzeszając przeszłość rycerskich chwał, Jam sk ład ał rączki, słuchał szczęśliw y — P atrząc n a zbroić żelaznych wał.
A w ieczór... gdym z M atką m odlitw y O dm aw iał, — m yśl była wciąż w dali... Bom słyszał szczęk broni, gw ar bitwy, Głos dziadów — ich kroki po sali. H ej M am o I G dzie groźni dziadow ie... Pójdź ze m ną, — bo w bój m nie w ołają... — Jak piękni w przyłbicach n a głowie, — T o dum y się stare w skrzeszają,..
H ej dum y się stare w skrzeszają !
Część III.
Po zaw ierusze w ojennej w pęd y — Śpieszę w dom ostw a m ych ojców progi, G ruzy i zgliszcza w okół m nie w szędy, W idm ow e straszne... ślady pożogi.
Ż ali się sm ętnie jaw or zw alony — Co p a d ł strzask an y w śród grom ów dział, R ozpacznie w znosi konar zw ęglony, O n„. co na straży dom ostw a staJ' — —
A pośród zgliszcz... w cichym skow ycie Pies głodny, ostatni ze straży,
Przyczołgał do stóp mych... dać życie... 1 łzy mi spłynęły po tw arzy.
Psie w ierny... wciąż będziesz zagadką, O ch czem uż cię ludzie nie znają? — Dni strasznych ostatni ty św iadku, T o dum y się stare w skrzeszają...
• • • • • • • • • • • • * • I • H ej dum y się stare w skrzeszają !
Część II.
P otem g dy lata dziecięce przeszły
A rodzic w przodków stan ął też rzędzie, Choć zm ilkły dum y, sny nie odeszły, Bo pozostało dziadów orędzie.
S zedłem z niem w życie — przed m atką siw ą R ozsnuw ał przędzę rycerskich śnień...
Bo m atk a pieśnią była mi żywą, Z ło tą skarbnicą m ocarnych tc h n ie ń ! Dziś... gdy już Jej n iem a na świecie, S am otny — znów k lękam z m odlitw ą •' O usłysz, o zrozum sw e dziecię,
Jak daw niej... w śród m arzeń przed bitwą. Hej M a m o ! Z orędziem odchodzę,
Z e w : n a koń i trąbki już grają — O grób T w ój niech skronie ochłodzę, T o dum y się stare w skrzeszają...
H ej dum y się stare w sk rz esz a ją !
Część IV.
T a k przeszło w szystko, już sa m ... n a świecie — Ż adnej serdecznej nie znam rubieży, Los mi się bólem żyw ota plecie — I beznadziejnie dzień po dniu bieży...
Nie m am już m arzeń — bo te w mogile, W niej spoczął daw no m ej w iosny kwiat, — Już mi nie w rócą cudnych śnień chwile... W okół m nie tylko.... um arłych św iat — —
— T a k sm utnie ach... 3pada liść z drzew a, O tula m ych grobów już krzyże...
Z szelestem w rytm w ichrów pieśń śpiew a, Z aw o d zi — ach bliżej ci bliżej...
Z nią — cudnych n u t płyną mi słow a, Ł z ą serca żegnane... konają,
O znaną mi znaną ich m owa... T o dum y się stare w skrzeszają -— —
Nr. I. N O W E Ż Y C I E 7. Mi Mi AfA Mi Mi Część V.
Po pustem polu — hen... w icher hula, Na zapom niane gna cm entarzyska... — Ukojna śpi tam już śm ierć m atula — Jedna dla w szystkich była, — w ięc bliska.
i am w m chu sp ękane już legły krzyże, 1 tam um arłych — zam ilkły gród,
Fam już z m odlitw ą nikt się nie zbliży —' W ieczysta cisza ., w ieczysty chłód...
A nocą, gdy — m ilkną dnia gw ary, Patrz... z grobów pow stają szk ielety! G rzm ią dziw ne z oddali fanfary... 1 znika z przed oczu nurt Lety.
I zda się,., że w raca znów życie, Słysz — kw iaty m ogilne śpiew ają, Bo w kw iatach m ogilnych... o świcie l a m , — dum y się stare w skrzeszają...
Hej dum y się stare w skrzeszają !!
Ludicik Czayl(ou)sl(i.
Mi
w
Mi
( h
fam
lisio
.
wością ? A le m a się rozum ieć, że z najlepszej, a szczególniej z pańskiego hum oru.
A leż ja piszę tylko o sm utnych rze czach — O ! to nie dobrze, zaw ołała z oży w ieniem . T y le sm utku w nas i naokoło, tyle d ram atów przew ija się przez życie, że truć się sm utkiem i pisać o tem w szystkiem , to już przechodzinaw et ludzkie siły.
A ch spieszę do dom u, bo tam zostaw i łam m ego chłopczyka.
Z a p e w n e chłopczyka z w ąsikam i, to jest m ęża na dom ow em gospodarstw ie?
O n i e ! n i e ! Praw dziw ego chłopczyka, takiego m alusieńkiego, który jest całem szczę ściem m anusi. O — gdyby pan widział, jaka to śliczna dziecina? T o jest mój chłopczyk a tatusia córeczka. A ch jak on p rag n ął mieć córkę. Ja znow u chciałarn syna i n a praw dę, w stydziłabym się, gdybym go nie m iała. Pan nie m a pojęcia, co to za szczęście taki syna- czek.
O czy m u się św iecą jak dw a płom yki, i cała buzia drga w zruszeniem , gdy zobaczy sw oją m am usię.
P atrz pan — cała jestem obrośnięta pierzem . K upiłam trochę podsypki dla chłop czyka, i źle mi zapakow ano.
Pan pew nie już tu m ieszka ? A to dow i dzenia, bo spieszę do drogiej dzieciny.
Szczęśliw e dziatki, gdy taki anioł stróż stan ął u ich kolebki życia, lecz stokroć szczę śliwsza — kochana m am usia !
M<
MŚ
MiMi
i MiMi
Mi
MiMi
Mi
Mi
Mi
Mi
WMi
Mi
Mi MiMi
\>^7 mMi
Mi
Mi
MiW stąpiłem z kolegą do pew nej trafiki przy ulicy G ołuchcw skiego.
W tern pojaśniało w drzw iach w chodo- wych, jak b y snop św iatła błysnął przed nam i. N a progu stan ęła m łoda m am usia z kilkulet nią córeczką, prosząc o cytrynę.
W blaskach porannego s ’onka jaśniały jej ciem ne oczy czarem m łodości i szczęściem życia. N a sm agłą cerę kładły się św ietlne róże i lilije i ubierały k rasą całą jej w iotką postać.
Przyw itaw szy się z kolegą, chciała już odejść, gdy on filut widząc, jakie kolosalne w ra żenie zrobiła n a m nie, w lot przed staw ił nas sobie. A ...zaszczebiotała z całą sw obodą, znam już p an a red ak to ra bardzo dobrze z opow ia dania. — Z jakiej strony, spytałem z cieka
L. Zatorski.
Mi
MiMi
Mi
Mi
Mi
Mi
I
Mi
Mi
Mi
Mi
Mi
Mi
Zgryzota.
Z ciem nych kątów w ypływ a zgryzota, 1 jak pająk n a ofiarę czeka.
W długie m acki poryw a człow ieka, C zarną troską głow ę jego m ota.
Z ust mu spija — uśm iechów pieszczoty ! Z oczu blaski prom ieniste strąca.
I drga serce, jak lam pa wisząca,
W długich m ackach polipa — zgryzoty.
8. N O W E Ż Y C I E Nr
i
Dawno temu, ja k wieść niesie,'Wesele %ięby.
Weselisko było w lesie.
Panna Zięba — znana z szyku, Zakochała się w czyżyka.
w
1
*
M
s
g
$
C zyżyk — facet wprawdzie młody, Pełen werwy i swobody,
B y ł dowcipny i wesoły,
Lecz pozatem -— całkiem goły ! A ziębianka — hm l bogata ! N te jednego miała swata. Nawet dzięcioł, lekarz znany, Odszedł od niej, ja k zbryzgany. Chociaż ciotka makolągwa Czyżykowi wciąż urąga,
A wuj szczygieł wszystkim szepce, Ze czyżyka i znać nie chce, Panna rzekła: „Szkoda czasu!
Tutaj rządzi prawo lasu. Tak jak. rzekłam, tak zostanie. W lesie wybór mają panie". Cóż rzec na to starzy mają ? „Niechaj młodzi się k ochają". A że wiosna tuj, tuj, blisko,
Trzeba robić weselisko. Więc do rady zaproszono Prawie całe ptasie grono. Dzwońce, szpaki, gile, k osy>
Wyrywają z głowy włosy, B y rozwiązać to pytanie,
Cjdzie im znaleźć pomieszkanie. Każde gniazdko, dziupło, nora, M a ju ż swego lokatora.
f ł wywłaszczyć — ani słow a! Jest ustawa mieszkaniowa. Stara czapla podumała, No i taką rQdę dała.
Jak wesele, to wesele!
N ie ma o czem mówić wiele. Niechaj młoda jaskółeczka Zrobi zaraz plan gniazdeczka, Drozd podściólkę przysposobi, f i pierzynkę kaczka zrobi. Zanim słońce wstanie nowe, M a gniazdeczko być gotowe, A zaś cały naród sroczy, Niech poleci w świat za oczy. I niech prosi wszystkie rody, N a zabawę i na gody. 1 biegusy i kuraki I grzebiące i pływaki, Całą armję śpiewającą I gdaczącą i kroczącą Niech się stawią do jednego, Bo ziębianka warta tego.
Więc zleciała na te dziwa Cjawiedż szara i krzykliwa. Cir, cir, woła, dziś wesele,
Toż to będzie jadła wiele. Wiele strojów i huk gości, I ploteczek i nowości.
Dalej sroczki, pokojówki,
W czarnych fraczkach, czarne główki, Białe bluzki ja k atłasy;
W głęgi dropie i bekasy. N a uboczu siadły prawie, Jakby obce tej zabawie M iędzy niemi stare franty 1 indyki i bażanty.
1.
N O W E Z Y C I E
\ / 'V A A <xzA fPokwakując ja k kumoszki, Gdy im w głowie szumi troszkę- A tam dalej, tuż przy trawie, Zabawiają się żórawie.
Z gracją głową potakują,
Gdyż swą wyższą godność czują. N a galerji przednie ławki,
Już zajęły wrony, k awki> Muchołówki, pestkojady, No — i inne leśne dziady.
W bocznych nawach foteliki Mają wilgi i
słowiki-I skowronek miły Bogu,
Usiadł z kosem tuż przy progu. Dalej piewców zastęp liczny, Słowem — światek artystyczny.
N a znak dany przez bociana, W yszła para zakochana. Stara zięba płacząc głucho, Coś córeczce szepce w ucho. Panna młoda drży i płonte, Skubiąc piórka na ogonie, A pan młody pochylony,
Odpowiada na ukłony,
Szpak przemowę wysnuł śmiało, Zęby stadło się k ochało>
B y broń Boże gdzieś na boki Nie szło hulać W świat szeroki Niechaj pani czyżykoWa
Dba o męża, dziatki chowa, A pan czyżyk niech nie mruga, Gdy nadleci jakaś druga.
Niech zapomni o amorach, Zwodnych sroczkach i sikorach. Po przemowie, płaczu matki, ffocian młodym związał łabki.
9
Chór śpiewaków pieśń zawodzi, Wiwat młodzi I wiwat m łodzi! Panna młoda dyga w k°ł° Młody kłania się wesoło. Wszyscy goście gratulują, I ściskają i całują.
Słońce chowa się za lasy, Milkną śpiewy, cichną basy,
Więc w dal lecą mili goście, Pełni marzeń i miłości.
W gniazdku cisza — cisza W lesie, Wiatr słowicze trele niesie
R a z cichutkie, raz wysokie, I serdeczne i głębokie. R a z k ask°dą uczuć płoną, I gdzieś w duszy drżą i toną. Młoda para zasłuchana, Przesiedziała tak do rana.
W gniazdku, w ciszy, w słodkiej pieśni,
Niech się młode życie prześni.
is
jflotyl a Szczęście.
Złotoskrzydły motyl Dołem, górą leci, I miga barwami, Skrzydełkam i świeci.
R a z W prawo, raz W lewo Tłflz prawie jost W dłoni, Doleciał i zniknął, N ikt go nie dogoni: Tak szczęście jedyne, Już blisko jest duszy, , Lecz los je porywa
l życie wciąż kruszy.
Już, już, masz je w dłoni, Już tulisz do łona,
Lecz pryska i znika, Jak niara wyśniona;
Janka A.
W
10. N O W E Z Y C I E Nr. 1. ’ 4 '
Wróciła.
W
M<
m & wZSR wŁowią, że dusza ludzka zanim odleci w św iat ciem ny, nieznany, w raca n apow rót do m iejsc i osób ulubionych, by ostatniem spojrzeniem pożegnać to w szystko, co za ży cia było jej tak drogie, tak bardzo ukochane. 1 tak w raca m atka do dzieci, żona do m ęża, sk ąp iec do złota, ukochana do uko-
chanego-C zasem — czasam i, zabiera z sobą um i łow ane osoby i gw ałtow nym skokiem poryw a je z grona żyjących istot. Bo i jakżesz inaczej w ytłum aczyć sobie m ożna śm ierć dziecka, bezpośrednio po śm ierci m atki, praw ie rów no czesny skon kochających się m ałżonków i setki innych p rzykładów ?
T a k ! G dy miłość za życia lśni blaskiem nieśm iertelności, śm ierć w m gnieniu oka nie m oże złam ać tej strasznej siły uczucia i przejść nad nią do porządku dziennego. C zynnik w yż szy pozostaje zaw sze nieśm iertelny, chociażby źródło jego tryskało z m ętnej kałuży życia.
M ieszkała obok m nie w pensjonacie, gdzie przyjechała dle poratow ania zdrow ia.
Ślub jej m iał odbyć się jesienią, lecz poznać było m ożna, że prędzej spocznie w ciasnej trum ience, aniżeli stanie na ślub nym kobiercu.
W szechw ładna gruźlica rozkochała się w tern pięknem , w yniosłem ciele, w tych buj nych, falistych w łosach, w tych słodkich, sm ętnych, jak b ezdenna przepaść głębokich oczach. A brała ją szybko, gw ałtow nie, jakby w obaw ie, by zazdrosne życie nie w ydarło upatrzonej ofiary.
C hodziła jeszcze, ale godziny i chwile jej życia były już policzone. Praw ie w dniu śm ierci przyjechał narzeczony.
Przez cienkie drzw i przedzielające nasze pokoje, słyszałem m im ow oli rozm ow ę zako chanych.
C hciałam żyć długo, długo dla ciebie, ale um ieram przed czasem . Nie p rz e c z !
W idzę oczym a duszy i czuję — o sta t nie chwile m ojego życia.
K ochasz ?
P o cału j! — jeszcze —• jeszcze — już d o syć !
W iem , że ożenisz się, ale ja z tą m yślą nie skonam nigdy. U kochałam cię całą głębią m ojej sm utnej d u s z y !
T y ś był w szystkiem dla m nie — św iat łem , życiem , m yślą, słonkiem ta k krótkich, a tak kochanych chw ileczek szczęścia.
W eźm ie cię inna — nie pojrnie, nie zro zum ie i będziesz nieszczęśliw y.
Ja przyjdę po ciebie — d obrze?
D obrze? — a więc przyjdę, bądź p ew ny! i eraz m ogę spokojnie um rzeć.
P odaj mi rękę — T a k i przyjdę, — o jak mi dobrze...
N astała cisza.
Śm ierć m usiała w tej chwili przelecieć nad naszym dom em , gdyż całem ciałem o d czułem jej zim ny pow iew i lodow aty oddech.
, Trzeciego dnia rano, ciało m łodej dziew czyny spoczęło w skalistej alpejskiej ziemicy.
B ezpośrednio po pogrzebie, zaczęły zb ie rać się chm ury i zapach burzy m ożna już by ło w yczuć w pow ietrzu.
Z rozpadlin górskich, z nieznanych ja ' rów i przepaści, w ysunęły się gęste, białe m gły i opary i leniw ym ruchem poczęły z a ciągać m atow e tło do przyszłej dekoracji.
W iatr je rozwijał, szykow ał, w ieszał po skałach i lasach, zm ieniał kierunek, p rzy sta w ał i rozpoczynał pracę na nowo.
H en górą, ciągnęły już zbite, ciem ne masy, gotow e w każdej chwili stanąć do roz strzygającej w alki z w iatram i. W dali uderzył głuchy grom, krótki, urw any, jak rozkaz n a czelnego w odza.
N a ten znak, błyskaw ice przesłały chm u rom św ietlne rozkazy, i rozpoczęła się walka.
W iatr w y ł i szalał.
W zbitych m asach robił wyłom y, m ieszał, rozryw ał i rzucał niemi jak piłką w przestw ory.
Przy grom nicznem św ietle błyskaw ic, — szczyty górskie w y rastały na przedpotopow e olbrzymy.
Z d a w a ły się chw iać, ruszać, jak żywe istoty i brać czynny udział w rozgryw ającym się dram acie.
ra-r. I. N O W E Z Y C I E 1 1.
zem z w iatram i puścić się w zaw rotny śm ier telny taniec.
C hw ila ciszy i zm iana dekoracji.
Chm ury, skały, lasy, doliny i dom y, zlały się w jedną ciem ną m asę jakby w jeden nie przejrzany całun grobow y.
W iatr ryczał z wściekłości.
C ałą siłą rozhukanego żywiołu, uderzył w sam środek najczarniejszej opony.
C hm ury odpow iedziały grom am i i w ęża mi błyskaw ic, ale w yłom był już zrboiony.
W iatr m iażdrzył je, pędził, rzucał o sk a ły, tłukł o dom y, spychał w doliny, podnosił w górę i zm ięte, porw ane, w ypluw ał n a zie m ię ulew nym deszczem .
Jedna z takich fal u d erzyła w m oje okno, które rozleciało się jak pod uderzeniem granatu, a pokój w ypełniła zim na, śliska m asa, nieodpartej m gławicy.
M asa ta, jak m acki polipa chw ytała za oczy, lazła w gardło, tam ow ała oddech, od bierała przytom ność.
M yśl błyskaw icą przeleciała przez g ło w ę : T o pew nie... ona przyszła po niego. C ałą siłą woli opam iętałem się i zrobiłtrn światło.
W tern krzyk straszny, przedśm ierlelny rozdarł pow ietrze w sąsiednim pokoju.
Po w yw ażeniu drzw i ujrzeliśm y, że i tu okno było w yrw ane, lecz jeszcze gw ałtow niej, aniżeli u mnie.
N a kanapie, w pozycji siedzącej tkw ił trn p niedoszłego m ałżonka z rękam i wycią- gniętem i, jakby kogoś o d p ychał od siebie. Z rozw artych ust sączyła się piana, a w w y trzeszczonych, szklannych oczach m alow ała się trw oga i groza śmierci.
M usiał ją ujrzeć, lub wyczuć obok siebie, niespodziew ając się, że wróci po niego!...
L. Zatorski.
Zerw ał się szary...
Z e rw a ł się szary, m ały ptak, Do słońca lecieć chcinł — I zniknął ziarkiem , niby m ak, K ędy go w icher gnał...
Już w zbił się, płynie, rwie przez mgły, I pieśń m iłosną gra,
W rozżarach słońca traci sny, G dyż... spłonął, jakby ćma. 1 gdzieś um ilkłej pieśni ton W przestw orzu zawisł... drży, 1 n a sam otny życia skon M arną łzą rosi.,, mży.
A hen... się w olny błąka duch, Pije ją, chłonie, łka...
Ż a re m mu cichy, rośny puch, Ż arem ... sam otna łza.
Duch patrzy... jarzą blaski zórz I w iosny płynie sen,
A cichy, — łez przelana k r u ż ! Po życiu zgasły tren I
Sierocy... już nie porw ie w lot Do słońca... już nie m knie,
Chce tylko... z duszy w yrw ać grot, Co p a d ł w nią... z życiem w łzie.
Ludwig
Czaykowski-To Tg coś dała sence...
T o T y ... coś dała nerce, bym szczęścia ogrom em W iecznie szalał i T w ą żył m iłością,
O T y , Ty.... coś b yła mi jasnością....
W n o cy życia, — mej duszy płom ieniem widom ym . W idzę Cię, w szak m nie w iodłaś pośród burz
. [żyw ota A n a ustach — pieśń m iałaś m iłosną...
T a k , ta k to Ty.... m ych rojeń cudna „wiosno" T y tu stoisz... a im ię T w oje je st: „T ęsk n o ta". A le milczysz... a ognie rzucasz nieoględne, W skurczu bólu tw arz T w o ja śm iechem rozełkana A p rz e d em n ą , ot... czara szczęścia roztrzaskana.... ż drżeń duszy — patrzą n a m nie T w e oczy
[obłędne...
L.
12. N O W E Ż Y C I E Nr. 1.
0 dusze...
Śmiejecie się, ach... tak: zła moc wam dolę [kołysała. B y ł cza s...
Sn y wasze... były czyste.
W prajaźni... widzę w a s: — P rzez opar mglisty.... Skrzą kwiatów senne kielichy Skrzą... jasne, ciche. N a śpiące... nago-białe Padły Całanki słońc, Stygmaty mocy Pokładły — —
O świcie... bożym świcie: C za s... w życie!
Wiedzie was wiara, Radosna — szczęśliwa... I... pieśń.
D o lotu, skrzydła zryw a: Leci...
Nieznanych światów mara... O żyw a :
— Głow y kłonicie... Hejże — ha... życie!
Sypie się pył, P y ł biały...
Perlą się czyste skry — P ryska ją....
M ącą się s n y !
C ha cha cha... C ha ch a !
K om uś tam... „requiem “ grają.
Patrzycie oniemiałe B ez sił...
...Ł zy... łzy!
Lica wam zbladły... O ... dusze — !
O — czyżby śa e odgadły?...
C ha cha cha ch ą ! ...c o ? — w tórzycie??
O '., w arlekińskich zachwytach rozśpiewane [d u sze! Zam ilczcie! — śmiech wasz... stra szn y! [— a b ó l? — wszak nie polo, B y w- nastrojach, co tylko zmilkły... iv świata
(głuszy — D ziś... usty spragmonemi, z kałuży pić błoto.. O dusze... du sze!
Ludwik Czaykowski.
W Ostatnią Noe!
Jeszcze dziś w olno pożegnać się z wam i, I hardo podnieść skroń.
Pożegnać przyjaźń i w inem i łzami, U ścisnąć w aszą dłoń.
Jeszcze dziś tylko — a potem m ą duszę O w ład n ie inna moc.
W łożonych kajdan bezsilny nie skruszę, Dziś już ostatnia noc,
Ż yliśm y chw ilkę, ale każda chwila S tarczyła nam za wiek.
Braliśm y życie skrzydłam i m otyla, Jak każdy w olny człek.
Dziś jak niew olnik, już schodzę na sługę Pom im o w szelkich prób I •
Jutro... o statnią oddajcie przysługę — I przyjdźcie n a mój... ślub.
N O W E Ż Y C I E 13
A F O R Y Z M Y .
Z cyklu „Zycie“
Dusza
Dusza, — to m ózg i serce w życiow ym ryd- [wanie, M ocą woli ujęte rozum em sprzężone.
Raz strzeliste, to ciche — i różnie barw ione .. O dchodzi, — kiedy pierw sze... lub drugie
[ustanie.
Myśl
Z mózgu, jak nić pajęcza w błękity się snuje... Lecz próżno szuka punktu oparcia, choć żywa... Gubi się gdzieś w bezkresie i szybko
rozpły-[wa. W nika w ciszę — tam m ija, nie w ie nic nie
[czuje.
Serce
Takie nieraz m ęczone przez życie i losy Serce ludzkie, jak błędne — tłucze się w swej
[klatce, Na ból... często kojącą — m a dobrych ócz
[rosę, Lecz tem br jego uniesień.., zam knięty w za-
[gadce.
Uczucie
Uczucie gdy praw dziw e, widzi w barw ach [tęczy N aw et brzydotę, próżność, brak serca sw aw olę... I choć przejrzy — to jeszcze rozgrzeszy, p rz e
s o li... Szczęśliw e!... niezna zw ątpień, więc nic go
[nie dręczy.
Zmora
Z kątów — cichcem w ypełzą i uśpioną głową K oszm aram i naw iedza, na piersi usiądą Jakby biesów , w iedźm w strętnych upiorna
[grom ada T łoczy ją, kradnie oddech, złemi n ęk a słowy.
Odczucie
O dczucie... jego w yraz niech określa słow o: K iedy dw óch zgodnie m yśląc — czuje jed n a
k o w o .
Ręka
R ęka m oże być jasna, dobra czy szczęśliwa O piekuńcza, kojąca, pom ocna w potrzebie, A le także... zła, straszna, zbrodnicza lub
[mściwa — Co zw olna ciągnie w przepaść i... za życia
[grzebie.
Beztroska
Z w ykle byw a m łodem u w iekow i w łaściw a — B eztroska niezna jutra, sw em „dzisiaj" szczę ś liw a Ciągle kędyś ku rajom nieznanym odlata... N aw et przez łzy, krew , sm utki, widzi
[uśmiech św iata.
Gorycz
Gorycz, owoc zaw odów i zgasłych nadzieji... D orodny, — lecz gdy spadnie — jadem się
[rozlewa, W ije się w tedy serce i szaleńczo śmieje... Już nie wierzy... niczego więcej nie
spodzie-[wa.
Śmierć
Śm ierć, — życia córa, istnień prarodzica. Przybyw a często skrycie... i nie zaw sze
[w porę, W kom prom isy nie wchodzi, m a zm ienne hu"
[mory A pełne m ajestatu i pow agi lica.
Gorączka
Mózg płonie, praca serca w przyśpieszonem [tętnie A rozpalone ciało w ylęga m ajaki,
W yschły od żaru język... bredzi bezpam ięt- [nie Śnią oczy nieprzytom nie — zjawy, w idm a,
N O W E Ż Y C I E Nr. I.
Ż y cie
Ż ycie piękne I — lecz częściej w niew strzy- [m anym biegu — W lecze z 80bą ból ducha, więc... opuszcza
[ręce, A nieraz — bliskie celu, już... już sięga brze-
[«u — Ale... p ad a w śród drogi, by nie pow stać w ię c e j.
T roska
Sw em brzem ieniem przygniata głowę, bieli [włosy — Z m arszczkam i orze lica i duszę ow łada, Z zap adłych patrzy oczu, lecz człow iek nie
[biada K iedy chce wyjść zwycięzcą w walce z złymi
[losy.
R ezy g n acja
Ma oczy sm utne, często w jeden punkt w p a trz o n e , U sta zw ykle m ilczące i duszę zam kniętą, Z n ę k a n e ciche serce życiem dośw iadczone... A w piersi... ciszę śm ierci, nieraz... niepojętą.
S am otność
Sam otność, to p tak stad a — przez nie porzu c o n y ... G dy w nim życie zabiło siłę... zdolność lotu, Ptak, który... ukrył sw e skrzydła zranione — I skazany na m ękę istnienia jest poto,
A by słyszał — daleki od św iata i ludzi, Jak... w re życie, jak coraz... now ą w iosnę
[budzi. C. d. n.
Ludwik
Czaykpwski-O d p o w i e d z i K L c d a lc e ji.
P. Stanisław P . Warszawa. D ziękujem y.
O st. W . M oże następ n e b ędą lepsze. T e idą dó kosza.
Janka A . Czortków. D oskonałe prosim y
o jeszcze.
Zofja C. Lwów. T ylko tak dalej.
Ludwik P- Poznań. W spaniałe — ale do
kosza. N agrody będą ogłoszone w następnym num erze.
nim me
Albo — albo!
Albo jestem m ężczyzną — albo je s te m !
Z w róciłem ci w szystkie pam iątki, po cząw szy od pukla ciem nych włosów, aż do ostatniego listu, do pierścionka zaręczynow ego, który m iał być sym bolem w ieczystych.kajdan.
Spokojny jestem , bo m iędzy nam i już w szystko skończone. Z d a je mi się, że jeżeli rozum i Wola p o w ie d z ia ły : nie, — pow innaś odejść, zniknąć, rozw iać się m głą i stać się dla m nie niczem — absolutnie n ic z e m !
A jed n ak co chwila w racasz duchem , jako gość nieproszony i kłócisz się z m ojemi m yślam i. M oże dlatego, że pozostały mi jeszcze w duszy tw e w ielkie zam glone oczy? Nic znow u nadzw yczajnego! — T a k ie oczy m ożna n ap o tk ać na każdym kroku, tylko, że twoje są jakieś inne, — ale to całkiem inne I . Być może, że tu gra rolę przyzw yczaje nie i szczególniejsza ich opraw a.
R zęsy tw oje są dłuższe i podobne do jedw abistej zasłony, a brwi rzucone śm iało — niby sierpem , oddzielają czoło od reszty tw a rzy.
A ch ! gdyby nie ten w zrok! T y um iesz nim pieścić i całow ać, nęcić i odpychać, m o dlić się i gromić.
P atrząc w tw e oczy zdaje się, że żegluję po bezbrzeżnych głębiach oblanych złotymi blaskam i, nie w idząc nic prócz słońca i ciebie — i jeszcze raz ciebie. A w szystkie obrazy barw ią i ożyw iają usta.
O t, zw ykłe kobiece usta.
A le ty m ilcząc m ówisz niem i, szczebio cesz, śm iejesz się lub płaczesz.
Niby bezbronne, a takie dum ne i w ład ne sw oją k rasą i dziew iczością.
D laczego, idąc śladem starzejących się panien i m ężatek, nie każesz sobie obciąć włosów ?
M oże spad łab y z niem i połow a twojej królew skości i ten urok prosty, nie w yszukany, którym podbijasz i czarujesz?
I to w szystko m iało być moje, m oje na wieki, a przez głupią zazdrość w yzbyłem się kochanej i kochającej is to ty !
O — tak być nie m oże!
A lbo jestem m ężczyzną, albo nim nie je s te m ! — Dziś jeszcze pad n ę jej do nóg, przeproszę, przebłagam i musi być m oją — chyba nie zechce...
Nr. N O W E Z Y C I E 15. H & M M M » 581 AłA v*,-/
SZ T U K A .
Z listów starego kaw alera.
S z t u k ą ludzie kruka tłuką, ale są sztuki, o których się n aw et i filozofom nie śniło.
W eźm y n ap rzykład sztukę odm ładzania D arem nie setki, tysięcy lekarzy i chirurgów z W oronow em i Steinachem n a czele, łam ią sobie głow y nad w ynalezieniem gruczoła m ło dości, a przecież faktem niezaprzeczonym jest to, że już od zam ierzchłych w ieków kobieta posiada ow ą t ik żm udnie poszukiw aną tajem nicę. Nie chcę sięgać do przykładów historycz nych, bo czego oko nie widzi, tego serce nie czuje, ale opow iem epizod z m ojego przeży cia, który najpew niej pośw iadczy o p raw dzi wości przytoczonego tw ierdzenia,
M iałem lat dw adzieścia, niezależne sta nowisko, (jakie daje m ajątek) i serce tak czułe, że praw ie każda kobieta robiła na m nie kolo salne w rażenie.
Cóż w ięc dziw nego, że zakochałem się po raz pierw szy, ą m oże i ostatni, w pannie W andzi, uroczej sąsiadce, — ale bez w za jem ności !
Jesteś pan dla m nie za m łody, o d p o w iadała śm iejąc się, i tego faktu nic zmienić nie zdoła.
Nie pom ogły łzy, prośby, nalegania, a w końcu w yjechała zagranicę i p rzep ad ła dla m nie n a w ieki w ieków am en.
Sw oją drogą, że m ogła liczyć p a rę latek więcej, zw łaszcza, że cudow nie pulchne k ształ ty n ad aw ały jej pew n ą pow agę, lecz p raw dziw e uczucie nie zagląda nigdy do m etryki, która stała się przyczyną nieszczęśliw ej m i łości.
Z o stałem starym kaw alerem .
M inęło znow u lat dw adzieścia i zm ieni łem się do niepoznania.
Bujne kędziory znikły, jakby je w iatr zdm uchnął z głowy, nos się w ydłużył — oczy przygasły.
T ro ch ę z nudów , a trochę dla p o rato w an ia zdrow ia w ybrałem się do zagranicznych kąpieli, z ukrytą nadzieją w sercu, że m oże jeszcze ją ujrzę — choćby po raz ostatni.
W ałęsając się bez celu, po cudow nej plaży, podniosłem oczy w górę — i naraz
D ru k Leona Danlclewicza. Stanisławo*.
skam ieniałem ! P rzedem ną stan ął podlotek, jakby w idm o pierw szej miłości.
Ta sam a tw arzyczka, tylko doskonalsza, te oczy, lecz żyw sze i głębsze, te usta bijące falą krwi gorącej, ta kibić elastyczna, lecz znacznie szczuplejsza, — zw yczajnie jak u dziecka.
K rótkie kędziorki i sukienka praw ie po kolanka, n ad aw ały się zupełnie do tego pół dziecka, a pół dziewicy.
Stałem zm ieszany jak przy egzam inie, zw łaszcza że patrzyła szelm ow skiem i oczkam i, w których igrały wesołe chochliki i kusiła za lotnym uśm iechem . Czy pan m ię rzeczyw iście nie poznaje ? — zaszczebiotała pieszczotliwie.
Boże I n aw et ten sam głos w dzięczny, słodki, lecz stokroć przyjem niejszy.
T ak, bąknąłem , sam nie w iedząc co m ó wię, a w łaściw ie znałem praw dopodobnie m am usię, z którą pani pew nie przyjechała.
A leż panie — zaw ołała śm iejąc się ser decznie — nie jestem żadną m am usią, tylko tą sam ą W andzią, sąsiadką, w której się pan szalenie kochał.
S kam ieniałem po raz drugi.
C o? to dziecko, ten podlotek, jest ową W andzią, trochę starszą odem nie?
Z a k ręc iło mi się w głowie i byłbym ru nął na ziem ię, lecz w czas się opam iętałem . fa k , tak — ciągnęła filuternie — nie dziw ię się ! 7 yle lat przeszło n a d nam i, w ięc m usiałam się zm ienić, a i pan postarzał nie do poznania. T ej m yśli chw yciłem się jak deski zbaw ienia, zw łaszcza że daw ne uczucia odżyły z całą siłą.
P ani! — zaw ołałem z m ocą — jeżeli daw niej byłem za m łody, to dziś już nie nie stoi na przeszkoezie naszem u związkowi.
Dziś — odrzekła m rużąc cudow ne oczę ta, dziś jesteś p a n dla m nie za stary!
Jakto? N a Boga! Z n o w u zrozum ieć nie m o g ę !
Rzecz całkiem n a tu r a ln a : P anow ie żyje- cie naturą, przyrodą, filozofją, m iłością, a my kobiety tylko sztuką, która nas odm ładza. T u zakręciła się n a pięcie jak fryga i pierzchnęła ua zawsze, jak pierzcha cudne zjaw isko u łu d nych snów m łodzieńczych.
&
16 N O W E Z Y C I E Nr. 1
^M i^^M M iM iM iM iM i'M iM iM iM iM TM <M ; M ^ rH M iM iiM ? H M iM i^ M i^ ^ M iM tM iM iM iM iM iM iM iM iiriM iM i? r
w M
0
żijciE tg... tg
p Uh ./-"TA
Mi
Mi
Mi
Mi
Mi
Z-;tAMi
wMi
w ?F. Mi MŚ | lO życie ty, ty małych... ż y c ie ! Ł zy twe... tak gorzkie... beznadziejne,
Tw ój byt... kolosem krzyw d w wszechbycie... Twe kroki... krzyw e, dzikie, chwiejne,
Jak m iłosierdzia kaprys... zm ienne.
Na w alkę z losem w św iat rzucony, Z aszed łem kędyś w obce strony — Sam jeden... z druhem sm utkiem w duszy. — O bcy w śród obcych... w bezrozum ie, — Ja chciałem w iedzieć — żali... w tłum ie G dzie się w śród śm iechu zdania klecą, A bsyntu, trucizn pełnią czary,
Bakchowi... z życiem — n a ofiarę — W nirw anie bezpam iętnie lecą...
— Z a p o m n ąć m ógłbym ... św iata nędzy.
G rw ar i m uzyka.
— Z m orza św iateł, Duch... gdzieś w noc ziem i zapatrzony,
Przecz — czarną sm utku snuje przędzę... ...W bezkres niedoli — w św iat pom yka?? — U cieka, — głuchy tonów pieśni — W noc, — “ gdzie gad zbrodni przyczajony, Pełza, w rytm dziki i nam iętny...
Choć zda się... cicho, bezboleśnie Prześlizgnie — syty na dziś... syty !
W głąb w p a d n ą oczy n ędzą sm ętne, P obledną czystych jagód trześnie... Cóż — że... sk alan e jadu śliną, O trute... zw iędną, zgniją — zginą?... — T o ć w iecznej zbrodni łów obfity!! Bo jednym , bytu c e l: użycie...
Innym, w najdalsze pokolenia ...Parjasom, — ciągłej nędzy śnicie...
Bo tych... sąd picrw śzych — wciąż ocenia... O... tyżeśto jest?... życie!... życie!!
* Ludwik
Czayk.owsk.i-w Y*-,-/
3 3
A osinaBal! bal m atuchno m oja kochana!
— T o pierw szy krok mój w życia podw oje. Patrz, jak sukienka cudnie ubrana,
Jak po niej pną się białych róż zwoje. Białością gaszą polne lilije,
A c h ! jak mi serce m ateczko b ije !
Przyszłość'<jieznana. P od jej zasłorą Budzą się w duszy słodkie m arzenia. A lbo szkarłatem róży zapłoną A lbo utoną w łzach zapom nienia, — I tak ą czuję m atuchno trw ogę, Jakbym w ęlaleką jechała drogę. B a l! bal m ateczko, będę w esoła,
U śm iechem stłum ię serd u szk a drgnienie. Chociaż się boję, coś m ię tam w oła, Czy łzy, czy radość, czy... przeznaczenie? I tak mi sm utno jak na pogrzebie,
Jakbym w trum ience w idziała siebie. W około św iatła, kw iaty bez końca, W dłoni obrazek lśni częstochow ski, A ja, jak żyw a, w prom ieniach słońca Śpię snem spokojnym , bez żadnej troski, 1 tylko sm utny chór się odzyw a,
I czyjeś piersi łkanie rozryw a.
______ __ __ __ __ __ __ ______ T o już na p raw dę tego za w iele!
Szalona ze m nie jak aś dziew czyna. Dziś bal m atuchno, tańce, w esele, K apela w krótce grać rozpoczyna. I pełno osób tłoczy się w szatni,
Bal, bal mój pierw szy — m oże... ostatni. Jak rój m otyli falują pary,
W tak t cudnych tonów w tańcu się wiją. W koło uśm iechy i ocząt żary,
A od tych żarów , aż serca biją- 1 pło n ą ogniem perły, rubiny, Brylanty oczu i ust karm iny.
Biała sukienka w białych róż zwoju. Z rąk do rąk leci w tanecznym szale, A ni oddechu, ani spokoju,
Bo raz się hula ! raz w karnaw ale. Bo jutro? jutro, kto wie, co kryje? Raz się um iera i raz się ż y je ! Na sali rozruch — um ilkły gwary. Śm iechy zm roziła trw oga nieznana. U drzw i w chodow ych tuż ukotary, S tan ęła postać czarno ubrana,
I idzie w olno — ch.zęst za nią płynie, W prost ku ubranej biało dziew czynie. Przyszła — stan ęła! D ziew czyna zbladła. N a ustach krw aw a plam a się pali.
W estchnęła cicho i trupem padła, Na pierw szym balu w tanecznej sali. Bez łez, bez prośby, bez skargi jęku, Jak gołąb biały, gdy kona z lęku. I tak jak rz e k ła ! K w iaty bez końca — W dłoniach obrazek lśni częstochow ski, A ona w dom u w prom ieniach słońca Śpi snem spokojnym , bez żadnej troski, I tylko sm utny chór się odzyw a,
I czyjeś łkanie piersi rozryw a.