• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 3, nr 59 (15 listopada 1931)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 3, nr 59 (15 listopada 1931)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok III

MUCHA

3 *5* 0 S v # a

Numer poświęcony „ P i k u t k o w o " w i “

N a s z a d z ie ln a „Straż" o g n io w o d o tłu m ie n ia w s z e lk ic h p o ż a ró w i w y b u c h ó w o p o z y c ji

(2)

2 Ż Ó Ł T A M U C H A

P I K U T K Ó W

(Wiersz ap I.

Była raz w Pikutkowie uroczystość wielka, Magistraccy panowie przy pełnych butelkach Czczili nowe wybory do Pożarnej Straży.

Sędzię, profesory, radni, młodzi, starzy, Wojskowi, cywile, alkoholem państwowym Czcili piękną chwilę, nowy cud — urnowy!

Wtem jak piorun trzasinął! W samym kącie sali Ktoś obłędnie wrzasnął: — PIKUTKÓW SIĘ, PALI!!..

II.

— Czyżby? — Plotka.. . Bujanie! . . Zabronić tam krzyków!!!

— Twoje zdrowie, mój Janie! — Sto lat mój Józiku!

- Waluś czegoś się boi, włożył hełm stalowy!

— Jeszcze głupstwo zbroi. Zdjąć mu ten hełm

» ' " z głowy!

- Niech lokaje pilnują alarmistów hordy, — A że nam nastrój psują, zbić im byczo mordy!...

I znów drżące dłonie wznoszą w £órę wino. . .

— Wiwat nasza drożyno!

A PIKUTKÓW PŁONIE!

III.

Żar już wtargnął do sali i rozbijał szyby, Gdy męże powstali: — Pożar? Oj! A gdyby?!

— Gdzie są moje sznury i gdzie jest mój toporek.

— Hej głowy do góry, zaczniemy we wtorek Ratowniczą akcję. . .

Dziś kończmy kolację!!

Wszyscy smętnie siedzą, choć uczta trwa dalej — Nie wierzą i nie wiedzą, że MIASTO SIĘ PALI!!..-

P O T O P

Dlą wyniszczenia radykalnie zła, jakie rosło na ziemi, postanowiły Niebiosa urządzić ^iowy potop. Miał on przerwać pasmo ciągłych dyplomatycznych Grand — ich, usunąć pa­

nowanie Bn(a)uningów Aw polityce, położyć kres P.A.T.-aotwom w prasie, ,sejmowładztwu’ , partyjnej demora-czewszczyźnie, hemaroidalnemu Par(ch)nasowi, finansowym Kohn-Schachtom, umysłowemu rahitleryzmowi, rządom genjuszów, okazów to­

warzystw eugenicznych, paktom, ligom, rozbrajających swą bezczelnością „rozbrojeniom’’ i innego rodzaju nieprawościom.

Ażeby jednalk rodzaj ludzki nie wyginął doszczętnie po­

leciły /Niebiosa Centralnej Osobie wybudowanie arki, w której- by się skryła, gdy przyjdzie godzina.

...Bo idą czasy, których znamieniem będzie tylko woda i spienione bałwany.

I rozpoczął się wyścig pracy: trwał mackiewiczowskie dni czterdzieści i cztery.

A gdy arka była gotowa, wlazła do niej Centralna Osoba, zabierając ze sobą swoich najbliższych sercut duszy, cia-ła i władzy, oraz po parze wszelkiego zwierza, co uczyniła, za­

gnawszy do arki in gremio Bebe.

Firnament pokryły 'ołowiane chmury i wkrótce zaczął padać deszcz, zrazu Drobner, niebawem jednak billionem Thonn runęła ulewa z hukiem. Łoskotem, Walterem.

Góra zlała się z dołem i stały się: chaos, piekło... Potopił Fale wodne znosiły mosty, mostki, cielęce, drewniane, bebetanowe, Mastki, nieruchomości rządowe, ruchliwą opozy­

cję, nieświeżskie mary, brzeski mury, radosną twórczość, po-

S I E P A L I . . .

&

olityczny).

IV.

Wtem naczelnik straży dostał cegłą w rękaw...

— Kto to się odważył?!!! — Mistrzu! To mur pęka!

— Mur? Więc pożar blisko!!! Czemu nie trąbicie Hej, Boguś, oślisko! Zwołaj chłopców skrzycie, — Unikać paniki, oczyścić podwórko,

A Walery Dziki niech zajmie się zbiórką!

Kręcą się strażacy niezdarni, jak słonie

;— Jak śię wziąć do pracy?!

A PIKUTKÓW PŁONIE!

V.

Tam w sikawce dziura, tu zabrakło wody, Gdzieś tam zgniła fura, koń ma jakieś wrzody, Toporki w śmietniku, bo spróchniały drzewce.

Rdzy wszędzie bez liku, trąka trąbić nie' chce, Lejce się zerwały, złamana drabina,

Na liczne kawały poszarpana lina Zwisia smętnie z dachu. Ogłupiałe konie Zdychają ze strachu... ■

A PIKUTKÓW PŁONIE!

VI

Przerażone ludziska do dowódzcy pędzą:

— Katastrofa bliska! Ratuj nas przed nędzą!

— Radź. nam naczelniku! — Ogień stopy parzy!

— Wezwij pułkowników swej pożarnej straży Poradzą napewno! Udziel im swej rady! ! !

Lecz Naczelnik ziewnął. . . i rzekł, bardzo blady: —

„Dobrae!... Znów spróbuję, by się nikt nie żalił, Nową straż mianuję. . .

PIKUTKÓW SIĘ SPALIŁ!

T a d e .

nure Tworki, wojewód-eczności starostałiny, po-ga‘tkiT .pomor- ników, zalewały mocarstw-owce, Z.A.S.P.-ane teatr-yki,; mniej­

szościowe Brody, większościowe brudy w — O azachi.— Brl*

stolach, — Europejskich, zmywając przeszłość, niszcząć teraź­

niejszość. .

I tylko w arce panował spokój. Centralna Osoba sta­

wiała pasjanse. Konserwatystów narzekających n a reumatyzm, artretyzm i inne dolegliwości z kawalerskich czasów, zagnana do spiżarni; ludowców — do kuchni; frakcję — do obsługi ja­

dalni; inni grali, pili, śpiewali( radzili, kłócili sę ze sobą, głośniej jak przed katastrofą; Koc wydawał — Gazetę Polską..

O reszcie nie warto pisać, ażeby nie gcrszyó cenzora.

Tymczasem na dworze lało, jak z cebra. • Długo nieustęp' liwy P. I. M. przepowiadał przejaśnienie, wróżył pogodę, aż wreszcie i on umilkł, zalany aż po szczyt swego obserwator- jum.

I trwał tak potop dni dziewięćdziesiąt i dziewięć. Do^

piero w miesiąc po jego zakończeniu, wysłały dostojniki W ie­

niawę aby sprawdził, azali już wody opadły.

Przeżegnał się nabożnie Wieniawa, założył sobie na szyję koło ratunkowe, poczem wyruszył w drogę, żegnany czułem • Da swidanja!

Przez cały 'tydzień nie dawał o sobie znaku życia. Gay jednak powrócił ósmego dnia, był kompletnie ululany i w ustach miał zielony szparag, na znakf że wody opadły.

Rozkazała tedy Centralna Osoba ruszyć wszystkim-bebkom na wywiady, a po miesiącu wracać i zdać Jej szczegółowe' relacje, ażeby wiedziała, co dalej czynić należy.

(3)

PIEŚŃ PI

Ja jestem mandaryn z Chin,••

Ja jestem wielki mą żf

Choć wszyscy m i gadają wciąż Że jestem nie bez win.

Lecz ja, Pi-ki-li-fu, Tiu-rca tiu-rczości,

Waletów z sobą mam ze stu Do łamania kościS

Bom ja mandaryn, Jam wielkie coś

Ja jestem, jak to już pisali, /T ak a centralna oś!

Ja siedzę se w Pekinie I robię wielki szum, Dla mnie to niechaj ginie Głodem nękany tłum.

Pi-ki-li-fu! Pikiliiu!

Ja umiem robić tiu!

- KI - LI - FU

Do tego mam ja wąsy, Warkocze oraz dąsy W aletów za mną stu Bem ja Pi-ki-li-iu!

Stuknęły bebki łebkam i w pokorze o podłogę i porozła- . ziły się na wsze świata strony.

Mijały dni, 'tygodnie a o nich — ni słychu, ni dychu.

Przeszedł miesiąc jeden, drugi, trzeci i nic. W ięc za­

trwożyła się Centralna Osoba wielce, azali się bebiki nie po­

topiły, chociaż po prawdzie było ;to niemożliwef jako że sanator nie tonie.

Zaniepokojona Osoba wezwała adju-tanta, aby odszukał waletów.

Jeszcze się książyć nie odmienił złoty, gdy do arki wpadł pobladły oficer;

— 0 panie, panie, panie!!! — jęczał.

— Żyją?!!

— Jeszcze jak... bełkotał adjutant, — ale braik sądów, przeszłości, opozycji, nadmiar złota, dóbr opętały ich dusze i ciała... Nie uznają już Ciebie,, Ranie!

— Co?!!

— Sanojca obwołał się królem w Kołomyji i nie chcu znać żadnej innej władzy nad sobą... Moraczewski zamknąi się w Prezydjum Rady Ministrów i na moje wezwanie ryczał tylko — .Precz z dyktaturą!!!... Świtalski zasiadł w opustosza­

łym gmachu sejmowym i bredził coś itam o parlamentaryzmie...

Radziwiłł... .Co było a nie jest nie pisze się w rejestr...“

Centfalna Osoba zerwała się z fotelu. Straszna. Groźna.

Policzki drgały nerwowo. Brwi zsunęły się ż czoła. — Ryknęła i,., obudziła się.

Chwilę stała hapoły jeszcze przytomna, nie widząc nic dookoła siebie, wreszcie dosttrzegła przestraszonego adjutanta.

Co (tii tak ciemno?!! ■ Deszcz?!!! spytała szybko blada.

— Ależ... Sam .opuściłem rolety, widząc, że Wasza Eksce­

lencją ^zasnęła...

Ekscelencja . skinęła ręką.

Adjutant skoczył do okien i... do gabinetu wdarły się ciekawie p o to k i. słońca.

Centralna Osoba, zupełnie już uspokojona, rozsiadła się w fotelu.

— .,‘.Delegacja z BeBe — szeptał adjutant — pragnie pro­

sić W aszą Ekscelencję o objęcie protektoratu nad...

— W łazić — rzuciła króitko Osoba.

Jego Ekscelencja siedziała zadumana, uśmiechając się sa­

ma do siebie. W net się jednak skrzywiła ujrzawszy wchodzą­

cą delegację bebków, spłaszczoną pod ciężarem ,,szacunku".

Leonard Michnowski.

PIOSENKA PODHALAŃSKA Górole, górole,

Patrzcie, co sie dzieje, Hej trzęsą juz portkami Nasi dobrodzieje.

W żarna sypią plewy I kręcą dokoła, Hej, wylatuje dołem Znowu plewa goła.

Sypią pod kamienie Same tylko śmieci,

Hej, wnet się im ten młynek W kawałki rozleci.

Bieda straśnie gniecie, Patrzimy do Nieba,

Hej, wnet nom juz zabraknie Kawołecka ćhleba.

Panowie, panowie, Brzyćko sie bawicie, Hej, dlo wos to siupryza, Nom idize o życie.

Dopuścić do młyna Prawdziwyk młynarzy, Hej, na robotę wasą Kużdy sie juz skarży.

Góral.

UKŁUCIA...

Jak się dowiadujemy, Urzędy Skarbowe dla wzmocnienia swych dochodów, poszukują rodziny po ś. p. M. Koperniku, żeby z niej ściągnąć zaległy po­

datek od obrotu ziemi.

Po zeznaniach p. wiceministra Stamlrowskiego i innych urzędników w procesie Centrolewu, dla wie­

lu obywateli stało się jasnem, że są to wysoko war­

tościowe osoby, zdolne do wyciągnięcia kraju, z tych tarapatów, w jakich się „przez Centrolew znalazł".

Jesteśmy powołani do stwierdzenia, że przyzna­

nie się p. Cenzora Krugera, iż nie czytuje zagranicz­

nych pism, nie należy tłomaczyć opacznie, lecz tylko jako wrodzoną jego skromność, czego dowodem są zresztą częste konfiskaty „nieprawomyślnej" prasy.

= o =====

Dowiadujemy się, iż Francuzi zamierzają zamó­

wić solenne i dziękczynne nabożeństwo z radości, że epokowe odkrycie p. wic.-min. Stamirowskiego, iż wybuch rewolucji neutralizują wakacje, — nastąpiło szczęśliwie już po dokonanej tam rewolucji, właśnie w czasie wakacyj, gdyż 14 lipca.

=----o — —

Po przeczytaniu książki Kostka Biernackiego pod wiele mówiącym tytułem „Djabeł zwycięzca", z przyjemnością skonstatowaliśmy, że nikt z naszej Redakcji, ani też z osób bliżej nam znanych nie tęskni za mordem, — chociaż według płk. Kostka każdy w jego zrozumieniu normalny człowiek zawsze tęskni za mordem!

— == o 3 = =

Dowiedziawszy się z zeznań Choczyńskiego, że 10 rewolwerów, stara szabla, granat i nieotrzymainy karabin maszynowy wystarczają do wywołania rewo­

lucji, Macedończycy wysyłają do nas swych instruk­

torów, celem nauczenia się tak taniego i oszczędnego urządzania przewrotów.

Cl O N

CG SL

(B PS co ^ PT*, ii S P

CL

O' M-- 5“ O- (D t*"

H

o* 0

O 7

jn r

o

- <

n so

< H

n <

n i °

z z

m m

Ol o

s s r

10

a 2.2.

0 *■*»* •-»

i O Q> 0:

i 3 i o *< *-•

* “ a t p tus

y l *

._

^70,

O o

(4)

4 Ż Ó Ł T A M U C H A

O £ >> w S .S

a. U

* J4

.21

rt u w o

^ U S D

o % ‘5 ^2

« S J2 S

3 a) J; «J

5 Jz. rt X)

OJ

>

N d L

Cl C75

<

*

£

<

U

<

£

*0i 00 30 00

u H

••4

0 O

a **>

6 <t h 5 1 q

h <U>

S a-

B — t9*

Wfl _

8 3 N 09ł-

PRZYSŁOWIA Z KOM ENTARZAM I

1.

Zawsze sroka pstra zostaje, W którekolwiek leci kraje.

To samo' jest z sanatorem: — Choć chce dobrym kroczyć to­

rem, Czy prywatnie, czy w urzędzie, Zawsze tylko ,,bebkiem“ będzie.

2.

Każdy człowiek, który siedzi W bardzo twardej życia szkole, Stwierdzić może z doświadcze­

nia: —

„Prawda zawsze w oczy kole".

A że do prawdy głoszenia Opozycji prasa skora, Więc pod czułą się znajduje Opieką pana cenzora.

3.

„Sam błądzisz, a drugim rzą­

dzisz".

Trzy wieki temu rzekł Knapsk?

jakiś, Co z pełnej czerpał przewidy­

wań paki.

Jak zaś prorocze były jego słowa, Dowiodła jasno era pomajow\.

Teo-Re.

P A M IĘ C I ś. p. Artura Oppmana (Or-Ota)

„ S t a r e m ia s to i f a c ja t k i, A n d z ia , k w ia t y i łz y m a t k i I n a w o jn ie W ódz ze z ło t a ..

... Z g a s ła tw ó rc z o ś ć ju ż O r - O ta !..

Z CyKLU: N A S I P R Z Y JA C IE L E Płk, Ś W IT aL SK I

Znany nam dobrze jest on z Filharmonji, Gdzie „ k o n c e r t o w a ł "

w okresie wyborów, Jednej się tylko poświęcił

symfoiji, I wszedł do sejmu, 'mimo

licznych sporów.

Był muzykalny — więc marszałkiem został, A jako taki niejednemu

sprostał, Chociaż harmonję nieustan­

nie psuje, — Orkiestrą bebków w sejmie

dyryguje!

Pik, MATUSZEWSKI '

Że rozkoszy pragnął użyć, Więc do wojska poszedł służyć:

Na trzech gwiazdkach się za­

trzymał I za inny fach się imał.

Gdy ministrem go zrobiono, Rozwiedzono, ożeniono, — On wciąż budżet, miast rodzinę, Zwiększał sobie co godzinę.

Gdy po czasie się poznano, Zaraz go zredukowano!

Marłem.

OD R E D A K C JI

Rozwiązanie rebusa z Nr. 50 ,,Żółtej Muchy": „Cukier krzepi producentów”. Za itrafne rozwiązanie przyznano:

1-szą nagrodę (kasetkę perfum i mydeł) p. W iktorji Tań­

skiej — Warszawa. 2-gą nagrodę (kwartalną prenumeratę

„Żółtej Muchy) p. Janinie Szpaczyńskiej, Kraków, 3-cią na­

grodę (Książka ,,Róże i kolec życia“) p. Sergjuszowi Tarasie­

wiczowi, Baranowicze.

Powyższe os-oby proszone są o odbiór wygranej w go­

dzinach .10 — 4 pp. w Redakcji (Wspólna 6) lub o wiadomość, gdzie i jaką drogą przesłać Im wygraną,

W IE, C Z E G O C H C E .

BA JKI NA DOBIE

SA N A T O R I SADZE Że powalał swe rączki czarnemi sadzami, Obezwał owe sadze wielu wyzwiskami.

A sadze, zamiast sporu, krótko go spytały:

„Czem się to pańskie rączki przedtem już walały?"

lały?"

W O G R O D Z I E Z O O L O G IC Z N Y M ,

. mir

- ,r # J |

_

.Handełe, b m d e łe !. Kupują stare lachy, stare graty, stare d ra n ie ..“

Ż O N A (iłośliw ie) D O M ĘŻAi

Ty zawsze jesteś przekonanyI Naw pt pozwalałeś so b ie zaprzeczyć teorji Darwina!/.,.

(5)

PIKUTKOWSK1E „URLOPNIKI“

Albośmy to jacy tacy, Jacy tacy, Feluś, Wałek i Ignacy

i Ignacy, Rakietka u boku, —

,,siawojka“ na tacy, Rakietka u boku, —

„slawojka" na tacy!!...

W olne teraz chwile mamy, chwile mamy, Na rozkaz czekamy

na rozkaz czekamy, — Bo jak Dziadek krzyknie „zmiana!"

To rząd wnet zmieniamy!

to rząd wnet zmieniamy!!

Hu!! Ha!... Hu!! Ha!..

„POTRZEBA JE S T M A T K Ą W Y N A L A Z K Ó W ".

Pewien urzędnik państwowy w dzień ślubu, pragnąc zrobić swej żo- necace m ałą niespodziankę, zrujno­

wał się na tabliczkę czekolady. Je d ­ nak, jako przewidujący i z musu o- szczędny człowiek, ułam ał z tablicz­

ki tylko kawałek czekolady <dila żo­

ny, kawałeczek w ziął sobie, a resztę schował ze słowami: „To odłożymy dla naszych przyszłych dzieci!

R Ó W N E SZANSE.

—Ł Ręczę swoją głową, że imam ra ­ cję.

— A ja swoim portfelem, że m ó­

wię prawdę.

— W ielkie m i ryzyko. Przecież portfed twój pusty.

— Szanse równe, bo i głowa two­

ja zawiera łyle, co” mój portfel.

N IE M A R Ó Ż N IC Y Mały syn się pyta swojego rodzica,

Jaka jest między teatrem, a marynarką różnica?

Na to odpowiedź otrzymał od papy: —

Niema żadnej, bo w maryparce i w teatrze są klapy.

S IÓ D M E Z A D A N IE T U R N IE JO W E

Już profesor Freud, wielki znawca duszy ludzkiej, odkrył, U doskonałem lekarstwem na nerwy i histerję, jest wykrycie

„podświadomego kompleksu", wykrycie głębin, zalepionych przez konwenans, etykę i moralność. ,,Żółta Mucha" idąc na rękę znakomitemu uczonemu, w dzisiejszem zadaniu podejmuje

wydobyć z "turnie jo w có w ,,kompleks Ordinusa",

Usiądźcie sobie, kochani turniejowcy, w pustym pokoju, przymknijcie oczy, wyobraźcie sobie osobę, która wam naj­

więcej w życiu sadła za skórę zalała, i, obejrzawszy się, czy

*ogo w pokoju niema, — klnijcie... Psiakrewujciel Choleruj- ęie! To wam dobrze zrobi! O rezultacie napiszcie do Działu Rozrywek. Kto nadeśle największą ilość „wyrażonek", otrzyma najwięcej punktów ponieważ za 50 słów dajemy 1 punkt

za 75 różnych słów dajemy 2 punkty

, " 100 •• 3

U ^ J‘ za każde dalsze 25 słów po 1 puakcie więcej. Dla patwienia. zaczynamy. Zaczynamy alfabetycznie: 1) Alkoho­

l i 2) Bałwan, 3) Chuligan, 4) Dureń, 5) Emeryt, 6) Fajdan, i| Gałgan. 8) Hycel, Idjota i t. d.

Osoby odarzone m ałą wyobraźnią, mogą przejrzeć do po-

•ocy „Gazetę Polską", „jl. Kurjer C.‘‘ i ł. p.

M O D N E PIOSENKI.

Na nutę: „Bo ja na to tylko jestem"

My jesteśmy tylko na to, By nas za nos wieść,

Cała treść I nic więcej.

To .już jest natura taka, To nie żaden grzech, Nas samych czasem bierze

śmiech, — I coś więcej....

Śpiewają konserwatyści — po­

słowie z BBWR. między jedną sesją a drugą.

(Na nutę: „Najpierw wódeczka“)

„Najprzód rozmówka, potem gotówka, A potem lidu, lidu, lidu, da, Dzisiaj posadka, jutro inna

gratka, Tak do ostatka, lidu, lidu, da.

Nieustanna piosenka niezliczo­

nych karjerowiczów sanacyj­

nych.

(Na nutę: „Bartosu, Bartosu“) Panie Car, panie Car, nietlraćta

fantazji, (bis) Wszak masz dzielny sukurs

w krytycznej okazji (bis) Sanojca, Bogusław, Waler,

prawa znawcę (bis), Burda też zasiada z Tobą

w jednej ławce.

Po konfuzji posła Cara śpie­

wa mu na pociechę „Gazeta Polska”.

Casus.

N a jp e w n ie js z y s p o só b n a p e łn ie n ia , w o b e c n y c h c z a s a c h , K a s s k a r b o w y c h ( P r o je k t ,Z. M . ' )

O

w

o H

>

C/2 o

o | B z.s- % o n r B- 2

2

P

3 p - r r j - i-t p o *

O

cr

P>

. •-«

M-

P

P P

m i ^

; n

C9

- • O

i N i * l O

o

( / )

5. > >

a> r .

i er ?o W

s - >

-N N 4 “ o “

Ś l-t

§ e> o

O s 09

- O P - l ~ S

f < Ł - °

” ° r

Z 8H o

(On

N H03 H TJ ZW

O l w

sO o l

o

3

(6)

Ż Ó Ł T A M U C H A

<

CO

0 6 W

O

BS Ś * 35

S a c

w- z

HH . ^

^ " X <

<Żo

D *

W

<ł-H

£

O U

<

on

Oh

05

CQ

& c C Cl c -i*

-o.u c'*co -5 ;

i

o >

0.

«0

■"> >' '3* g 5 £ f n a ^

*• 0) * IO « o h

-

Q! c o

° S |

i §>

'OE N

ROZW IĄZAN IF

pierwszych czterech zadań Turnic- jowych

1) Z B P 0 0

z B R 0 D N I

B R E D N I E

P O D Ł 0 G ■A

0 D Ń 0 W I Ć

0 N 1 G I N A

I E A ć A

2} Gdzie Zagórski?

3) Raz jeden księżyc odmienił się złoty.

Jak Turniej w ,fMusze" rozbił m- mioty.

4) Wieniawa.

W ogólnej punktacji prowidzą:

W ogólnej punkiacji prowadzą: »(z nad słanych do l.X 1927).

Po 8 punktów P.P.: Nowicki, Tielz, Wiśniewski, Sawoniak, Paluch, Glasz- midt, Sobotkowski, Petrych, Kondra­

towicz, Wierzbicki, L. Czapska.

Po 7. Pietkiewicz Michaliikówna, Christman, Re roń.

Na wyróżnienie zasługuje rozwią- zanie drugiego zadania przez' p. M.

Marsa, oraz czwartego przez p. Re- ronia.

„Gdzię Zagórski?!! — to pytanie!

Któż to dziś odpowie na nie?

Jedni mówią, że bez walki Nie powrócił z pod t,Messalki“.

Inni znów, że na wielbłądzie Buja gdzieś po „czarnym lądzie"

Każdy „buja" choć wie prawdę!

Jak i ten, co wie naprawdę, Albo ten, co się domyśla...

Więc od Gdyni do Przemyśla Od Poznania aż po W ilno / W iedzą prawdę nieomylną, Lecz wygłosić jej nie można, Bo jest siła dziś przemożna Co się boi gorzkiej prawdy.

Ale czy tak będzie zawdy?

Nie! napewno dzień nastanie, . Gdy odpowiedź na pytanie Dadzą ci, co prawdę znają, Lecz dziś prawdy się lękają.

Pić albo nie pić oło jest pytanie, Co w najtrudniejszych zadań stoi rzę­

dzie.

Jak tu potrzeba odpowiedzieć nie, — Rozterka wielka w duszy mej S’’ę

przędzie.

Cóż to za Hamlet tak przemawia nowy Z uczuciem wrzącem, jak wulkanu

lawa?

Lecz gdy o piciu ktoś wygłasza mo­

wy, To już napewno będzie Imć Wicaia-

wa.

N O W E K S I Ą Ż K I

S, RA C H ILD E: „Myszka japońska”.

Spis wypadków brieżących, ilustrujący wojnę chińsko - japońską. Wstępem zaopatrzył Arystydes Briand. Wyda­

nie z kompromitującą okładką na żół­

tym papierze Ligi Narodów,

E, DELL: „Jej W asal czyli przyjaciel Niemiec'*. Brzydka historja o sen. Bo-' rahu. W ydanie przyśpieszone na o- strym papierze Polskiej Księgarni Na­

rodowej.

ELW ESTAB : ,/Ten czwarty czyli Nieoczekiwana pomoc“, Napisał Jan Piłsudski. Każdy setny egzemplarz za*

wiera autoportret.

J, P. NULLER: „Piętnaście minut i dla zdrowia". Poradnik, wskazujący S

•konieczność nieprzemęczańia posłów i opozycyjnych. Stron 444. Nakład bi- ii bljotekii , Bebe".

Z A W SZ E OPTYMISTA

Sędzia:

Za wystawienie czeku

..

bez pokrycia muszę pana ukarać grzywną.

O s k a rżo n y :-- .Nie 'mam nic prze-, c iw k o i t e m u .p o d W .a r u iik ie m , że^ g rzy w - ^ n ę n i s z c z ę r ó w n ie ż , c z e k ie m ,, b o nara- z ie g o t ó w k i m i b r a k .

Pragnąc nieświadomych Czytelników objaśnić co to jest Pikutków, przytaczamy niniejszy artyku- lik) nadesłany nam łasko wie przez pana woźnego Uniwersytetu Warszawskiego.

PIKUTKÓW

Pikutków vel Pikutkowo położony nad kilku rzekanrf..

Mieszkańców dużo. Większość „mniejszości *. Dawniej miasto historyczne, dziś histeryczne nie zajmuje w świecie żadnego stanowiska. Rządy sprawuje Gburmistrz (z zawodu rzeźnik) i Pa - rada miejska, składająca się z nauczyciela tutejszej och­

ronki, rejenta, sędziego, ptekarza doktora tudzież jednego ka­

prala i dwuch tenisistów. Decydujący odgłos ma oczywiście Gburmistrz. Parada miejska ma tylko prawo bicia oklasków i ludzi niechętnych1, Gburmistrz i Paradę wybierają się wza­

jemnie od czasu do czasu ku własnej radości i zdumieniu in­

nych. Jest to tak zwana Subord} nacja wyborcza.

Funkcje administracyjne sprawuje z poświęceniem bliższa i dalsza rodzina Gburmistrza i Rajców. Pensje wyznacza sobie każdy dla siebie. Ma io na celu oszczędnościowe pozbycie się ludzi kontrolujących, rozdzielających i wypłacających pensje).

Osobne funkcje spełnia Miejska Straż Ogniowa. Jest to orga­

nizacja wybitnie lokalna. Głownem jej zadaniem jest pilno­

wanie miejskich przekupek i niechętnie do Parady ustosun­

kowanych mieszkańców Pikutkowa, oraz gaszenie ,,ognia“

własnych żołądków zapomocą ,zalewania robaka". Pozatem jest to organizacja wybitnie ideowa.

Z miejscowych zabytków należy wymienić piękny gmach Parady Miejskiej, przepiękny budynek Banku Gospodarstwa, nową ubikację fizjologiczną. (Kiedyś było ich więcej, ale zam k­

nięto je, bo zanieczyszczały powietrze).

Pikutków posiada 2 czynne fabryki, jedną aptekę oraz więzienie śledcze...

Z pism lokalnych wymienić należy „Gazetę Pikutkowską"

będącą organem miejscowych komorników, t,Ilustr. Kurjer Pi- kutkowski" oraz „Dziennik Ustaw“. Inne pisma są codziennie w całym nakładzie konfiskowane ze względów na olbrzymie,

W SZKOLE #

((Próbki mocarstwo we j“ pedagogji) **

NAUCZYCIEL. Na ostatniej lekcji omawialiśmy wyrazy <

p ó ł k o n i k i p u ł k o w n i k . Jaka jest różnica w pisowni ^ tych' wyrazów?

BEBECKI. Pomijając odmienną ortograf ję samogłoski Uf ^ widzimy, że w drugim wyrazie w środku jest spółgłoska W..

NAUCZYCIEL. Co oznacza w wyrazie pułkownik spól*-^

głoska W ? .

SANAT ORSKI (jednym tchem). Spółgłoska W oznaczf - w słowie pułkownik przedewszystkiem wojskowość, poienr-fto władzę, wytrwałość, wspaniałość wielkoduszność, wierność i

wstydliwość.,. ^

NAUCZYCIEL. Kiedy wstydliwość? ' ^

S. Wstydliwość wtedy, gdy chodzi o stosunki' przyjaźń*;;

z obwiepolem lub pepesiakami. Spółgłoska W oznacza dalej^^

współpracę z rządem, wyścig w tej pracy, wszchstronne wy kształcenie, wiedzę, wymowę, waleczność, wykwintne wychojy.r w&nie i wogóle wysoką wartość. ^ yfcj

iN. Dobrze. A jaka jest różnica znaczeniowa? Co t^ % jest półkonik?

. S T U P A JK IE W IC Z. Półkonik jest to mały koń czyli koć,i|q, N. Kuc nie koc, bałwanie. Jak aż jest tu różnicą? **0]

ST. Kuca okrywa się w zimie kocem, ale koca... V; ' N. Nie o to pytam, głuptasie. Też wymyślili..

St, Aha, już wiem. Na półkoniku czyli kucu, może je:|

dzić nietylko pułkownik ale byle berbeć, a na pułkownili przejechać się może tylko jedna bardzo wielka Osoba; CJ.|

wiłom wszelkich spacerów na pułkowniku władze jaknajsur|

wiej zabraniają. *»'

N. Na dzisiaj dosyć. Następnym razem zastanowimy s nad różnicą wyi&zćw węgiel kamienny i kamień węgielny, ;iDr>

...— ... ... - •.

zapotrzebowanie papieru wśród miejskich Rajców, To wszy:

ko, co można powiedzieć o Pikutkowie. Reszty oczywiśfj powiedzieć nie można. Dr. Leokadjusz Gna t e k ^ 1 6

II

(7)

B A J E C Z K I W U J A R Y M P A M A Raz małpy pochwyciły człowieka w niewolę.

Postawiwszy go w swem kole,

Poczną się ciekawie przyglądać jeńcowi;

Zachodzą z tyłu, z boku, dotykają skóry, Nareszcie któraś mówi:

— Dziwny wybryk natury!»

Niby małpa' — nie małpa!., snać to okaz zwierza Niższego rzędu,

A to z tego względu*.

Że ańi szerści na nim, ani pierza, Ale najbardziej tem jestem zgorszona, Iż mu całkiem brak ogona!

Zresztą z postawy, wzrostu, nawet z ręki Do nas podobniuteńki.

Jakaż to szkoda, że dla takiej wady Nie możem go wcielić do naszej gromady.

— To go „zmałpić1'!.., — któraś zawoła."

— Zmałpić?... Ja k to ? .. . — kilka z nich zapyta.

— Rzecz prosta zgoła:

Przyszczepić mu ogon i kwita...

Wszak tu z naszego grona

Każda poświęci ka^wrał własnego ogona...

Ot, ja pierwsza!. . . dawajcie nożyce. . .

— I j>a!,.. i ja!.,, gotowa! — Ł"

Krzyknie jedna i druga w szlachetnym zapale.

I już się zabierały czynem poprzeć słowa,

Gdy jnajniespodzianiej wcale Wśród nich staje duch Darwina

■— Chce się wam atawizmu?... Lecz przemocą żadną Nie wstrzymacie rozwoju — zawołał donośnie — I prędzej Małpom ogony odpadną,

Niż człowiekowi wyrośnie!. .

Gdy patrzę na Sanację,- jak w obecnej dobie, Odarta z ideałów, zmienną jest, spodloną...

Jiakiś strach mnie ogarnia i zadaję sobie

Pytanie: czy ogonów im nie przyszczepiono?...

O D P O W IE D Z I R E D A K C JI

Jotcios —^ Poznań. Komplet za 1931 r. został dosłany w paczce z 1000 egzmpl. propagandowych. Konkursu projek­

towanego z pewnych względów chwilowo nie m ożem y, ogłosić.

P. Ewaryst Bazylewski. — ,,Dział Rożrywek" chętnie skorzysta z zaofiarowanej pomocy, za oo i my dziękujemy.

P, W al, Lubińska. — Prosimy pismo nasze zaabonować w naszym Poznańskim Oddziale, Ogrodowa 5 m. 8 (godz. przy­

jęć: sobota godz. 17 — 18).

P. Jan Wiśniewski: — Wysyłkę książek premji już roz­

poczęliśmy, -

Ex-Ex. — W zapytywanym wypadiku, radzimy zwrócić się o poradę do adwokata

Jur. N, Kraków. Usilnie pilnujemy, żeby nasz tygodnik nie sprzedawano drożej od 20 gr. za egzemplarz. Prosiliśmy na­

wet niejednokrotnie- naszych czytelników o informowanie nas o wypadkach pobierania wyższej ceny i w każdym takiiti wy­

padku natychmiast reagujemy. Za życzliwe uwagi i wiado­

mości serdecznie dziękujemy.

POZINAŁ SIĘ.

Jeden z nasęych ministrów .spoty­

ka przypadkowo dawnego przyjacie­

la. któiry właśnie przyjechał do -sto­

licy po kilkumiesięcznym ipolbycie na głuchej prowincji.

—> Chodź — mówi przyjaciel mini­

stra — do jaikieś 'kna'py pogadać so­

bie i przypomnieć dawne dzieje!

— Niestety, ;— odpowiada minister

|— nie mogę z tobą ,pó)jść, gdyż je­

stem bandizo zajęty i nie mam ani chwilki ozasu do stracenia.

— Ach! — ze zdziwieniem zapytuje przyjaciel — więc to ■ już przestałeś tyć ministrem!?

W Y JA Ś N IŁ.

— Pan zapewne żonaty?

— Nie, drogi panie! Te dziury w

• głowie mam jeszcze <z oz asów wojny.

P OD AN IE O ZEZW OLEN IE NA M AŁŻEŃSTW O,

(autentyczne)

Podpisani, Ja n Skr oib i p aip i er eik i Fi­

lip N. Niedoijźidło, urzędnicy W oje­

wództwa, upraszają o pozwolenie im na zaślubienie maszynistki W ydziału I. p., Felicji Sztukaj, ponieważ >z na­

szych skromnych poborów tylko zjed­

noczonymi siłami możemy utrzymać

•jedną wspólną żonę.

•DOM YŚLNY

Gospodyni: — Skorzystałam z pań­

skiego wyjazdu, żeby odnowić pokó^

pański.

Sublokator: — Zauważyłem to w pierwszą noc po powrocie, gdyż zła­

pałem w łóżku parę pluskiew, umalo­

wanych fta niebiesko.

FABRYKĘ KAPELUSZY

F I L C O W Y C H

SŁOMKOWYCH I GALANTERYJNYCH

U A C L A O A S Z U L C A

współpracownika firm

A. BERNARD1N SUCR i FANFAN1 et STAGI W PARYŻU

W A R S Z A W A

C h m i e l n a 15 — T e l e f o n 307-76

Jeżeli nie. Szyller-Szkolnik, to któ^

inny potrafi szczegółowo określić Twój charakter, zdolności i przeznaczenie.

Szyller-Szkolnik jest Redaktorem pisma

„Świt" (Wiedza Tajemna) autorem wie­

lu prac naukowych, posiada szereg pro- tokułów Towarzystw Naukow. Stolicy.

Jeżeli Ci brak energji, równowagi, je­

żeli cierpisz moralnie, potrzebujesz do­

brej rady przyjdź, a poznasz kim jesteś, kim być możesz. Dowiesz się, jak żyć, aby zwycięsko przeciwstawić się losowi.

Jeżeli wątpisz, nie masz czasu, napisz natychmiast imię, rok, miesiąc urodzenia, a otrzymasz określenie ważniejszych faktów życia darmo (75 gr. znaczki pocztowe i niniejsze

ogłoszenie załączyć)

PSYCHO - GRAFOLOG SZYLLER - SZKOLNIK ŚĄ ^Warszawa, ul. Zórawia Nr. 47 m. 2.

Przyjęcia osobiste płatne — cały dzień Analiza szczegóło­

wa — horoskop — odpowiedzi słynnego medjum E-vigny-Rara zł. 3

KOMORiNIK W NIEBIE Pewnego razu św. Piotr, Klucznik Nielbieski, zauważył pragnącego się wślizgnąć do Rajiu żywego jeszcze osobnilka,

— D k żyjących niema tutaj miejj- sca!!! — rzekł św. Piotr,

— Ja iednak muszę się dostać. Je ­ stem komornikiem i przyszedłem z polecenia wierzycieli zafantować na zasadzie nowej ustawy tych, którzy zimanli, zanim spłacili swe długi.

UiRjLOP UIRZĘDiNIKA. ,

— Czy kęlega spędzał swój urlop w górach?

- Nie, tam były dla mnie ceny za wysokie.

To może nad morzem?

— I tam nie, bo tam $ą znów ceny

73 słone!

NJJ“d

90. X 3 E 9 U 5 >C ą P Im

•a a* N-w S 2. m

TO. O 2! W9 Z 2. ^

* W

r o

£L C/i

O N

* 2 ro ej

* * N n <

$ °n»■ s- B

n _

B s?

N

Ł 8-

& 5

a

Oa . r 1

*

N

(8)

8 Ż Ó Ł T A M U C H A

--- r --- ,---- . ... ---- — — ,,

Rządząca „Mniejszość” w większościowym Pikutkowie

N a s t ę p n y n u m e r „ Ż ó łte j

p o ś w ię c o n y b ę d z ie „ Z a b a w o m

M u c h y "

i z a b a w k o m "

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką) miesięcznie zł. 1.00 — kwartalnie 2.50 — półrocznie zł. 4.50 rocznie zł. 8.00.Zagranicą 100% drożej. Konto w P. K. O. Nr. 17.440. „Swast“.

Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa) — 300 zł. '/» ki- — 150 zł . V., — 75 zł. 1/ s — 40 zł. Marg. 50 zł- Adres Redakcji i Administracji, (czynnej od 10 — 16 pp.) Warszawa, Wspólna 6. lei. 9.25-16.

Oddział Redakcyjny: P o z n a ń , Ogrodowa 5 m. 18. Godz. red. soboty od 17 do 18.

Redaktor odpowiedzialny: F ra n c is z e k G a w ro ń s k i. Wydawca: T o w . W yd. „ S W A S T " S p , z o. o.

Przesyłka pocztowa opłacona ryczałtem. . Druk. Zakt. Druk. W. Pfekorniaka, Warszawa. Ordynacka 3.

Cytaty

Powiązane dokumenty

' Naszym czytelnikom1 radzimy stawiać tylko na stajnię Śanacjat i Kryzysa. są konie, na których można zrobić majątek. tym kraju znacznie się podniosła... Liczba

Smutnym to wszystko dla h jest kawałem, Który się napewno skończy kryminałem.. Nic tu nie

was każdy się dowie, Szeroko o tem się mówi, co tam w Brześciu było, A właściwie nic strasznego tam się nie zdarzyło, Bo więźniowie tam mieszkali każdy w

Jedna jest tylko prawda: — „krzywe koło“, w które wpleciony jesteś, by obracać się jako męka, jako rozpacz, jako nieszczęście, wkoło jednej, niezmiennej

tych rófnierz, za które dziękuje, {przydałoby się cokolwiek więcej). wszystko toczy się pomalótku, w szkole zaś znaczniś prędzej, bo mnie ju z wyleli, ale nie za

wawczych opozycji, której się w ten sposób stale o istnieniu Brześcia przypominać będzie. Podobno rektor Uniwersytetu

Zdała —- wspaniałe, z bliska — to arka Noego, Można się tam dopatrzeć zwierza wszelakiego. Dla wielu posłów z BeBe jest to wielką męka, Trza się

— Przyznam się panu dobrodziejowi, iż nie kształciła się ona w Wa.szawie, lecz w tych dniach dostałem ją z Madery. Kiedy o całej tej historji dowiedzieli