• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 3, nr 11 (2 marca 1931)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 3, nr 11 (2 marca 1931)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 11 . \ Rok Iii

tTA MUCHA

? ^ @ @

Numer poświęcony „ZNIZCE CEN!!“

A więc jeszcze parę tygodni bez zmian... Wiwat! Niech żyje!

(2)

< CC UJ

IL

O N

( 0

a a

< z

UJ oc

u ( 0

i*w

8 E

e A ->>o ~ N Q 3 ; S

« x A W * O

| S “

® N B

-‘ 5 •> 3 * {JH

C 8) S

O ■- ei Jt ■* « Ifl * - c 0 '*

* **■ «

« o ^

•r n

« * o

'5 5?»

£ 3 *

«

&

»*

:.~~— e<

<q 0 »

a s

« ^

•‘ E S

o ^

£ 3 *

■a o i*

E o w

s e ®

e r l} * 8

9 0 , 2 B

. 2 3 ©

f .y i?

■ o 2 " 2

Ć j- c w W s

o g *

0 * 0 m 4 to

m P 'X

Z n i ż k a c e n

Czy to na wsi, czy to w mieście, Wszystko niby dziś tanieje, Lecz, gdy kupić chcesz coś

wreszcie, To aż oko ci zbieleje.

Tu jest drogo, tam jest drogo, A tam dalej jeszcze drożej, Wciąż zdzierają tak, jak mogą, Że się pożal miły Boże!

Gdzie są głośne te cen zniżkiY Gdzie drożyzny jest upadek?

Czy burczenie głodnej kiszki, Czy też tani twój pośladekY Poco tyle robić krzyku,

Że jest dobrze, że jest tanio. — Poco w „Głosie Komorników Tą taniością lud cyganią.

Przecież każdy mi to przyzna, Ten co widzi, myśli, czuje,

J t t z i k i G u z i k

Józika raz się jęta fantazja tak dzika, Źe drwił z wszystkich, a nawet ze

swego guzika..'.

Drwił 'do czasu, bo wkrótce przekonał się Józik, Źe najlepszym dziś stróżem moralno­

ści... guzik.

Że powiększa się drożyzna,.

Że się ceny w eiąi śrubuje.

Ju ż się_ szczycą tym Bebkpmie, Że cen zniżka ku nam kroczy, Lecz pamiętne jest przysłowie:

„Nie mów hop, aż nie prze­

skoczysz".

Witos słowa mówił praivdy, Że to tak nie będzie „zawdy“, Jest źle, będzie jeszcze gorzej, Drogo jest, lecz będzie drożej!

Zniżka cenY to tylko mara, Zniżka cen? to bajka stara, Zniżka cen? to sen, to wszak Duży zapytania znak.

Za to dzisiaj spadły w cenie:

Bliźnich życie, cudze mienie, Honor, prawda i uczciwość!

Poszły w cenę: — pięść, złośli­

wość!

A ip a tr /.

— Proszę tatusia, nauczyciel po­

wiedział mi dzisiaj w szkole, że je- stem 'wałkomem i i słem.

— To nic nie szkodzi. Mnie mó­

wiono w szkole to samo, a patrz: je*

stem już szefem trzech departamen­

tów, a niezadługo może zostanę mi­

nistrem.

Z polecenia Pana Komisarza Rządu został zajęty Nr.

10 Żółtej Muchy z datą 1 marca b. r. za artykuły:

„List małego Jó­

zia do dziadka",

„Brześć w opi­

sach pisarzy Pol­

skich „Podróże w czasie11

Z powodu Bątonu

Ponieważ wielu Dżętelmenów nie orjętuje się w sub­

telnościach Bątonu i Sawuar wiwru, więc, pragnąc takowym przyjść z pomocą, zwracam się do Szanownej Kedakcji z prośbą o umieszczenie niniejszych uwag.

BĄTĄ CZYLI SAWUAR-W1WR.

v Subtelność I: Będąc w rękawiczce na ręce* takowa fcdejm ,i rozsunąwszy u kobiety rękaw i rękawiczkę, dopie­

ro wtedy wpuść tam pocałunek.

Subtelność II: Kieliszek trzymawszy, trzymaj go tylko palcami wielkim i wskazującym; pozostałe porozstawiaj jaknajdalej od siebie.

Subtelność 111: Uderżywszy kobietę przypadkowo . twardym przedmiotem, zdejm kapelusz i powiedz; „pardą“.

Uwaga: miękkim przedmiotem też.

Subtelność IV, Gdy cię kobieta pyta o zdrowie rodzi­

ny, a twoja rodzina nie jest ze zdrowiem, odpowiadasz np.:"

„Dziękuję, tylko ciocia umarła, pozatem wszyscy szczęśli­

wie jeszcze .żyją

Subtelność V: Gdy gościsz u siebie kogoś, zmuś go do

objedzenia się, choćby ten ktoś z przeproszeniem już zdy­

chał z obżarcia.

Subtelność VI. Gdy idziesz tłoczną ulicą z kobietą i gdy mijasz tłum, to uważaj, by kobieta sźła pierwsza, a ty za nią, bowiem w ten sposób torujesz jej drogę a ona jest mniej narażoną na popychanie..

Subtelność V II. Dżentelmen nigdy nie zawiera znajo*

mości z kobietą na ulicy, jest to wysoce niemoralne. Nato­

miast może to uczynić na balu, tudzież objąć i przytulić do siebie^ ku wzajemnej radości. Na to drugie zgodzi się każdt najmoralniejsza kobieta.

Subtelność V///.Na balu jest:ś obowiązany bawić kobietę rozmową, choćby ta rozmowa ani ciebie, ani ją nie bawi­

ła Do popularnych pytań i powiedzonek należą: „Jak pa­

ni na imię?“ „Ciekawość pierwszy stopień do piekła'.

„Jak się pani bawi?“ „Pani jest taka dziwna". „Jak pani ślicznie t a ń c z y „ C z y pani kocha dzieci", „Czy pani daw­

no była panną“ i t. d.

To są narazie te subtelności, które zdążyłem zauważyć, przebywając w eleganckim świecie.

Z poważaniem

Feliks Migdały reporter,

(3)

P o w ró t D zia d k a

„Pójdźcie bebechy, pójdźcie wszyscy społem, Na belwederskie podwórze.

Tam w proch padnijcie podwóroowy czołem, Modły' 'zanosząc ku górze.

Dziadek nie wraca z zamorskiej krainy, Zapomniał o nas ju ż może,

Nam coraz bardziej rzedną z troski miny, Z dniem każdym trudniej, o Boże!

Dziadek swe troski zakrapia „maderą".

Na deser zjada banany, t

A my tu sami, z brzeską atmosferą, Jak bez pasterza ba rany.

Nam, jakby na złość, wzrasta bezrobocie, Podatków niema brać z czego,

Tygodnie, całe trwamy tak w tęsknocie, Powrotu czekając Jego.

Z dniem każdym w siłę rośnie opozycja, Mimo cenzury, procesy,

I choć nas broni sejm, Car i policja, Z nami Radziwiłł, mechesy...

Były ju ż znaki na ziemi i niebie, A w sejmie mówiono o tean,

Generał pewien, wielki prorok be-be, Straszył ju ż dziadka powrotem.

A więc z Madery w nasze zstąp niziny, (Że to ofiara, my wiemy!)

M.v pięć miljonów kart na imieniny Z błaganiem „wracaj" wyszlemy.

Modlą się eodzień żarliwie be-beki.

Przybyc;a dziadka spragnieni: — Sławoj e, Burdy, Hołówki i Beck i Czekają, aż On lim „odmieni”.

I choć niejeden z Bebków szczere modły W „Oazie", „Europie*1 skraca. —

O czekiw ani i prośby zawiodlv: — Dziadek z Madery nie wraca...

be-be.

C h y b i o n y c e l

Z cyklu: „Bajki dla dorosłych polityków".

Wywiad Sherlok‘a Holmes'a o Rembertowie: —

; Dwie kule w głowie.

Nieboszczyk dobrze na zdrowiu się czuje, Przez cztery godziny sam akcją ratunkową kie­

ruje.

Więc z polecenia Holmes'a jedzie- pogotowie Na miejsce zbrodni, — pono w Rembertowie.

Tam, jak z zeznań żywego nieboszczyka Wynika,

Trup przez cztery godziny, Bez skmaszonej' miny,

Leżał w śnieżnym i wilgotnym rowie, Mając dwie kule w głowie.

Tu Sherlok Holmes, co ma tęgą głowę,

Kazał zabrać po-nieboszczyku (lowody rzeczowe, Owe czterogodzinne twarde rowu łoże, .

Którego zbadanie do śledztwa pomoże.

A ponieważ to łoże składało się z lodów,

Więc wśród innych rzeczowych, sądowych do­

wodów Rozpłynęło się owe z Rembertowa łoże,

/ to clo umorzenia sprawy napewno pomoże.

Z k a te c h izm u E e b e k ó w SIEDEM GRZECHÓW GŁÓWNYCH.

1) Wątpić w genjusz Marszałka 2) Nie ufać jasnowidztwu Ministrć .\r 3) Krytykować bohaterów sanacyjnych 4) Pytać o gen. Zagórskiego

5) Czytać „Gazetę Warszawską", „A. B.

C.‘‘ lub .„Robotnika".

6) Zatajać świetne wyniki przewrotu ma­

jowego

7) Zaprzeczać Uznanej prawdzie: , Ktj) ma siłę, ten ma większość".

Nowa encvkhned a „Żółtej Muchv“

WYRAZÓW OBCYCH I SPECJALNYCH.

Atrakcja — zniżka kursu akcyj.

Autor — v^łaścici«l auta.

Balkon — bal, urządzony przez Kona.

Barometr — metrowa restauracja.

Celibat '■— celowanie z bata.

Cytryna — kobieta grająca na cytrze.

Dekorator — człowiek małomówny.

Drogista — skrót „drogi Stanisław". • Egoistka — żona „goja".

Eugeniusz — człowiek o genjalnej głowie.

Fabrykant — producent „kantów".

Fundusz — waga dusz.

Granda — żona hiszpańskiego granda.

Germanja — chorobliwa- manja do niebezpiecz­

nych gier. «

Herbata — Pan Bata, czyli właściciel fabryki obuwia.

Hycel — facet, który ma dobry cel.

Imbryk ~ nowe przezwisko Kostka, czyli bry- kaez, lub ifnbryk.

Inteligent — człowiek, który nie wierzy w Ligę.

Jaroszka — żona Jarossy‘eg<

jesizcze nie ma.

Jelita — panna z elity. - . Kochanka — Hanka przykryta kocem.

Lodowiec — „zdmny“ w!iec.

Lubić — bić panią lub pannę Lu.

tórej notabene

Łowca — łowiący owce, albo posażne jedynaczki.

Minerwa — kobieta grająca na nerwach.

Mocarz — kolega Cara względnie minister Micha­

łowski.

Nicea — mi jscowość, sprzyjająca powstawaniu nici w kieszeniach.

Niewinny — człek nienawidzący wina.

Ostryga •— bilet do Rygi.

Oślica — osoba o'pięknych licach.

Patefon — raf armacie P. A. T.-icznej.

Pokost — następca Kostka-Biernacikiego.

Rodziciel —- tatuś cielątek.

Szarada — zagadkowa Ada.

Senat — instytucja, której zadaniem jest propa­

ganda snu.

Transmisja — wykonywanie jakiejś misji w transie.

Tulipan — pan, który tuli do swego łona oso­

bę rodizaju żeńskiego.

ustrój — niemodny sttróf-

Utopja — szczęśliwa wdówka po topielcu.

Witamina — mina pana Wita.

W andal — mąż pani Wandy.

Zamach — machanie za olecami, albo proces po- lityczny, który spalił na panewce.

Złotoj7-_gło, które jest marzeniem całego świata.

Czas odnowić prenumeratę

na k w a r ta ł II -g l

* Ł 2

5 B * 8 5’ s

5- 5 * 8 N

8- 8 * r>

N N

° & sr

3 X - 2 - 8» ej S - T 3 TT Z - O O '

e o 3 a 3 ^

to ®

*0 B fi

2 . o q O c ©

3 $

r* <r*—

N- N * ~ 2 ® S S g - S .

o £2. n

m l

® 5 - - X N 3(q g j l v f N J u

N®5 » 0

gi 0 1 0-^D ,

• - N

3-r-ni3 o:

9

U - S * ro?T j5.

B O ®

<S.S N

0 Pt BI

“ w*0 0 *

”00 3

£0 s*1

0 ffl

3 01

r-N

s § § § ś s

(4)

0)

c

u

3 J2

&

o a

> >

c 0>

U

POTĘGA PRASY Za górami, za lasami, Za sinemi gdzieś morzami, Słomem, nie tu między nami, Na wywczasach byl dygnitarz, Zr zadka tylko o nim czytasz:-—

Gdy m gazetach plama biała.

Wiedz, tam była jego chwała, Choć czasami niezbyt śmiała.

A że był to kraj daleki, Więc do morza czy do rzeki Szedł dygnitarz bez opieki.

Źe talentom nie miał żaby, Że był z niego pływak slaby, Więc się jakoś tak zdarzyło, Że chlopisko się topiło.

Widzi rzecz tę doskonale Rybak, co go nie znal wcale.

A że człowiek ten był młody, Bez namysłu, buch do wody.

WTyratowal nieboraka, — Wola losu była taka.

Chcąc nagrodzić swego zbawcę, A nie wiedząc, w jakiej dawce, Spytał swego życiodamcę.

Lecz ten dumny był ogromnie, Więc poprosił tylko skromnie, By powiedział swe nazwisko.

(Widać dobry byl chlopisko).

A gdy tamten je wymienił, To się zbawca zaczerwienił, Twarz mykrzymil swą żałośnie, 1 zwiał biedak, gdzie pieprz

rośnie.

Prasa dzisiaj — to potęga:

Niema kąta, gdzie nie sięga! ' A. Marian

m

CIĘTA ODPOWIEDZ.

Służąca kupuje na targu rybę u bardzo starej przekupki:

— ( Czy aby ta ryba świeża?

— Toć przecież pani widzi, że żywa. . — v

— Pani także żyvvd, a gdzie pani do świeżości. —

O D W A Ż N Y

JO JN E FAJDANKENDUNFT się żali

— Maniu. doktór Naciągalski o- świadczył się dziś o twoją rękę.

— Co? A wie, że moja mama będzie jego teściową?!

Ale z temu obniżkie z cenem to kein Geschafł. Na te cienżkie czasy, io każdemu z radoszczy oni potrzeb­

ni robiać wszystkiemu, coby klyjenty kupowali, a dżyszejszy bidny kupcy nieli mues. Wienc jak szy panu My- nyster od Plajtę i Stagnacje zach- czewało zrobiać a grojse tanioszczy, to Fajdankendunft sobie martfiul, lo panu Mynyster nie przychodziło w kepele zapitacz u Fajdenkendunfta, co un powi do tego interesut Toby panu Mynysteru Fajdenkunft powie­

dział, co żyd Ki już dawno z cenem poszli na besse, i to na cal kie besse, bo szy już wszystkiemu sprzedai na weksel e, a to nie mues. A jak szi znajd ży takiemu, co za bar es geld kupui, to nima wógóli cene. Takiemu to szy oddai i na 50% rabatu, a jak trzebno zląpić gotówkes, to i wien- cy. Fajdenkunft szy pita ' gdzie możno zrobiać z obniżenie na 10%, albo 20%. Taki obniżeni, to czyste wigrane na te czenżki czasy. Coby tak biulo, to Fajdankendunft i insze Żyd ki by sobi zarobiali grojse miies.

A takie obniżkie, jak sze mówi, to zawracajtes a kiepełet

Z k im poprzestajesz ta k im się stajesz.

PANI, godząc służącą:

A pamiętaj, Magdziu, że nie lubię pyskatej służby. Pozatem bę­

dzie ci u mnie dobrze. Więc przyj­

dziesz od jutra?

MAGDA; Ja la by przyszła, ale wedle tego pyska to się lękam, bo ja bez całki rok służyłam u posła Sanojcy, to pewnikiem jestem już pyskata.

Honoratka

U Honorat ki pełno tak,

Że ju ż nie wetknąć szpilki, Dziewczęta kręcą się jak ptak,

Fruwając, jak motylki.

Akademicy wiodą rej.

Miocie wojaki, wieszcze,- Może ju ż jutro pójdą, w bój,

Lecz dziś się bawią jeszcze.

Dźwięczy gitary grzmiący ton, Goszczyński pieśnią wtó­

rzy, - To rewolucji bije dzwon, ~ <

Zrńiastun ludowej burzy.

Marzą w zadumie swoich mów Zaleski i Słowacki

J ciska lawę wrzących slóm Do młodych serc — Moch­

nacki.

Książę Konstanty złe ma sny, Ja k tygrys mruczy srogo,—

Jutro cię czeka kąpiel z krroi,—

Nic szjMegi nie pomogą.

Ju ż się nie będziesz trójką tłuc, Ni kijem pleców skrma-

mial, Na Saskim Placu inny wódz

Będzie szeregi sprawiał.

Patrzą Polacy w wolny śroiat Z za więzienniczej kratki—

Wschodzi swobody cudny kwiat W kawiarni Honoratki.

Kóżnicn

— Jaka jest różnica pomiędzy dyplomatą, a bandytą?

— Taka, że dyplomata może pójść wysoko, jeśli jest zręczny, bandyta zaś jeśli jest niezręczny.

D U M N A

— Co pani Przydeptalska dzisiaj taka dumna?

— Wyobraź - sobie pani, sam Pai*

minister Car do mnie telefonował.

__ Ko i co chciał?

— Nic, źle go połąezyli.

(5)

OBECNY GABINET R. P. PRZY PRACY

iliillllilllllte

„Rozkazodawca“ i „Duch op iekuńczyrów nież Sprawy Wojskowe:

PŁK. PIERACKI PŁK. SŁAWEK

Wice premjer Premjer

GEN. NEUGEBAUER, Roboty publiczne.

DR. KOZŁOWSKI Reformy rolne. #

INŻ. A. KUEHN.

Komunikacja j a n t a-p o ł c z y ń s k;i

Rolnictwo.

GEN. SKŁADKOWSKI i ŁK. PRYSTOR PŁK. BOERNER GEN. HUBICKI

Sprawy Wewnętrzne. . Przemysł i Handel. Poczta i Telegraf. Opieka Społeczna.

PŁK. MATUSZEWSKI A. ZALESKI ST. CZERWIŃSKI B. prok. MICHAŁOWSKI

Skarb Sprawy Zagraniczne Oświata. Sprawiedliwość.

ŚCISŁY W WYRAŻENIU.

— Ile płacę za 10 deka szynki?

— 75 groszy.

— Ale to jest drogo, poprzednio za tę samą ilość płaciłem tylko 60 gr.

—r Niestety, obecnie towar podro­

żał.

— W takim razie płacę -60 groszy za szynkę, a 15 groszy tytułem daro­

wizny.

N1EAPET Y CZNE MLEKO

Mały Stasio, bawiąc na wsi, jest obecny przy dojeniu krowy.

— Stasiu!- A możebyś wypił świe­

żego mleka prosto od krowy, — pyta dojąca?

E, nie! Ja lubię mleko z ładnego, czystego sklepu i nie od takiej brud­

nej krowy?...

W SĄDZIE.

W czasie przewodu sądowego nad oskarżonymi więźniami brzeskimi, gdy sędzia, prowadzący rozprawę — za­

pytał jednego z oskarżonych:

— Co masz pan na swoje uspra­

wiedliwienie?

Zapytany odpowiedział:

— Na swoje usprawiedliwienie nic, za to wiele na oskarżenie innych.

(6)

MAGAZYNOBUWIADAMSKIEGOEGZODBOKI11903wyrobywłasne

<D

2

(f)

£

(0 V

.? UJ

* 2

. o ^

3 w

0 Z

. . >

o z

W UJ

0 0

c (0 o

<D a ( 0

O

UJ

J ( 0 :

- fe CS

O z

css

«Ł.

es

R e w o1n<*j« w H is z p a n j i Jak dowiadujemy się, wczoraj, o godz. 17. min. 37. wybuchła w Mad­

rycie rewolucja. Zbuntowała się część garnizonu stolicy, pod dowództwem generała Navalez. Po stronie rewolty:

1 pułk saperów, kolumna czołgów i 8 eskadr lotniczych. Wojskom rzą­

dowym przewodził gen. Karuzela.*

Walka roztoczyła się pomiędzy ulica­

mi Granda i Povoli. Do głównego starcia przyszło na placu Armatta.

Zauważony w oknach tiotelu „Mor- tus“, gen. Navalez. został zastrzelony z karabinu maszynowego z przelatują­

cego samolotu. Zbuntowane wojska • poddały się. Wojska rządowe natych­

miast rozstrzelały 15 oficerów i 20 • podoficerów. O godzinie 19. min. 42, przywrócono stan normalny. — O godz. 21.30 wybuchła nowa rewolta.

I t. d. bez końca K ifd y

Ostatnio Monopol Tytoniowy w pudełkach swoich „świetnych" wybo­

rów zamieszcza odezwę, z której po­

dajemy ciekawsze urywki: „Karą i bi­

ciem jeszcze nikt nikogo nie wycho- wał“, „Bicie krzywdzi dziecko*4 i t.p

Najciekawszem jednak byłoby się*

dowiedzieć, czy do tych wniosków, jakie zawiera owa odezwa, przyszli nasi wychowawcy przed, czy też do­

piero po Brześciu?

D Y K T A T O R

Zaufany dyktator w czynach prze­

myślanych.

Nie wierzył w polityków w całym kraju znanych.

Aż przyszło przesilenie. — Ten, co wszystkich mierzył, Nietylko w swych doradców... w o- pozycję wierzył!!

P r j t ‘ K«*rny b r n w f e o

— Czy moje ubranie jest gotowe?

— Szanowny pan łaskawie spocz­

nie — w tej chwili wyszukamy gar- niturek... O, proszę, już jest. Może łaskawy pan przymierzy najpierw spodnie?

— Co to za worek? Tu może wejść dwuch takich, jak ja.

— Zostały tak specjalnie skrojo­

ne, żeby na siedzenie można było pod­

łożyć jaknajwięcej waty.

— A na co mi wata?!

— Ach! przepraszam, to pomyłka.

— zaraz, zaraz... te spodnie zostały zrobione dla jednego posła z Cen trolewu.

\a strzelnicy

Podoficer (podczas strzelania śle- pemi nabojami):

— Gorczak! Dlaczego zamykasz o- czy przy strzelaniu? —

— Przecież pan kapral powiedzio- i, co będziewa teraz strzelali ślepo...

O przekleństwach Wogóle, przekleństwo nie należy, do dobrego tonu. Ludzie kulturalni nie używają ich nigdy. Z obowiązku ' jednak dziennikarskiego musimy po­

dać parę „aktualnych*, kursujących po kawiarniach i t.p. lokalach roz­

rywkowych, przekleństw, radząc we własnym, dobrze, zrozumiałym intere­

sie, ich nie używać.

..Ażebyś spotkał Kostka w ciasnej ulicy.“

„Żebyś musiał jeść banany z Madery*.

„Taki Brześć na Ciebie.**

..Ażeby ci kazali liczyć butelki ze stołu Wieniawy*4.

„Żebyś musiał pić czarną w Europie, przy stoliku pułkowników.**

„Żebyś całe życie słuchał tylko mów

£w:ta)sk'egb.“ .

„Poproś Polakiewicza o talizman*.

„Ażebyś codzień czytał Czerwoniaka

Doświadczona Agronomka -T- Moja droga, powiedz mi, dla­

czego kobiety zwykle częściej bywa- • ją opuszczane przez kochanków, niż przez mężów?

— Widzisz, ja, co się znam na a gronomji, zaraz ci to wytłumaczę: ko­

chanek, to tylko dzierżawca majątku, a mąż — dziedzic, który rad nie rad musi pilnować swej włości.

Najootężniejszy człowiek w mieśc;e

(OBRAZEK PRAW IE Z RZECZYWISTOŚCI).

Tak się przedziwnie złożyły okoliczności, iż siałem się najpotężniejszą i najbardziej wpływową osobą w rodzin- nem mojem mieście. .

Czegoś podobnego nawet w marzeniach sennych nie wyobrażałem sobie. Ani ja, ani wyborcy moi, których re­

prezentuję w sławetnej naszej Radzie Miejskiej, jako przed­

stawiciel stronnictwa ..Dzikiej inteligencji**. Samo moie stronnictwo od pierwszej chwili istnienia nie wierzyło w powagę swego posłannictwa.

Kilkudziesięciu ludzi, znudzonych demagogicznem glę- dzeniem sanacji i znękanych demagogicznem krzykactwem opozycji, dla wytchnienia raczej, po wrzasku partyjnictwa założyli klubik.

Wystosowaliśmy bez wiary odezwę do wybierającego narodu i zaleciliśmy. ał~y w imię zdrowego rozsądku głoso­

wał na mnie, jako na człowieka jedynie rozważnego.

I oto znalazło się tylu ludzi nierozsądnych i nieroz­

ważnych, że starczyło, abym wszedł do Rady Miejskiej, by wstrząsnąć jej posadami....

Nie zawdzięczam tego wyniku bynajmniej memu genju- szowi, zresztą niezaprzeczonemu. I nie odegrała tu zupeł­

nie roli moja ambicja. Do wpływów mych nie doszedłem ani drogą rewolucyjną, ani ewolucyjną.

Sytuacja wytworzyła się samorzutnie.

Łatwo to zrozumiecie, gdy zważycie, iż nasza-Rada składa się z 2 0 reprezentantów sanacji, dwudziestu mężów opozycji. Ja, 41' ojciec miasta, należę do „Dzikiej Inteligen- cji“.

Nasza sanacja nie znosi opozycji. W sprawach zasad­

niczych patrzą na siebie tak niechętnie, jak dwa wilki go­

lowe się pożreć doszczętnie. I to tak zasadniczo, by naw^ł ogony nie pozostały.

Nikt z ojców naszego, miasta nie spóźnia się na posie­

dzenia. Nikt wobec takiego ustosunkowania nie odwaiy s;ę chorować. Niemocni z łóżek się zrywają. I nic nie z<Jo'- ła uradzić sanacja, bez opozycji. I nawet dziury w moście nie mogła naprawić opozycja, bo jej się sanacja przeciw­

stawiła.

I tylko ja — ja jeden „Dziki Inteligent-, decydować mogę stanowczo. O moje względy i łaski zabiega i sana W i opozycja. Zechcę, uradzę wniosek, nie zechcę, potęgą me­

go jednego głosu pogrzebię go ostatecznie.

I wszyscy ci ludzie, którzy ongi zbliska nie mogli mnie dojrzeć na ulicy — jakby cudownie przejrzeli na oczy. Wi­

dzą mnie doskonale zdaleka i czaokuią mi z najsłodszym

uśnrechem. \ »

Kiwam wszystkim głową protekcjonalnie i lekceważąco klepię po karku i panów prezesów klubów politycznych i pana prezesa Rady Miejskiej.

Cóżby ci ludzie znaczyli bezemnie! Mój jeden głos za­

decydował o ich karjerze. Codziennie radaby mnie ugasi- czać to sanacja, to opozycja.

Aż rozpacz ogarnia, gdy pomyślę," że mam tylko jeden żołądek.

Ach, gdyby można najeść się na zapas, by kiedyś, kie­

dyś, gdy dni głodu przyjdą, zapasów żołądkowyh zaczer­

pnąć!...

Stwierdzić muszę jedno: jestem sprawiedliwy. I sana­

cję i opozycję jednako traktuję, jednako poważam i jed­

nako lekceważę.

Więc, gdy przychodzi do głosowania, chcę być 7. sumeniem w porządku. Ciągnę węzełek i zgodnie z wyro*' kiem losu głosuję to z sanacją, to znów z opozycją.

A P.

(7)

5 Mowe rudy ewongeliczne Konserwatystów Z. B. B.

1) Szukaj przedewszystkiem interesu własne

«> go, a reszta niech ci będzie obojętna.

2) Błogosławieni, którzy mitczą w sprawie' Brześcia, bo nie narażą się.

3) Pal świeczkę Panu Bogu, a Carowi trzy.

H: 4) Wierz Sławkowi, ufaj Świtalskiemu, kochaj pułkowników, a zostaniesz posłem.

5) Padaj zawsze plackiem przed władzą.

6) Nie występuj nigdy w obronie uciśnionych, i\ żeby samemu nie oberwać.

?) Pochwalaj bojówki i napady, jeżeli ataku- 1ą ją twoich przeciwników.

8) Zapraszaj i ugaszczaj tych, którymbyś przed laty ręki nie podał.

Niemiłe spotkanie

Wycieczka krajoznawcza z Polski objeżdża Europę, w Paryżu, w tramwaju, siedzi trójka naszych.

, Wtem do przepełnionego wozu wchodzi jakaś kobieta o

^ Nieprzeciętnej tuszy. Jeden ż „rodaków“ wstając, mówi do swoich przyjaciół (naturalnie po polsku) „Ustąpią miejsca

;rtn tej krowie4', a do grubej pani głośno po francusku: S‘il . vous plait madame*!

Chwilka przykrego milczenia, wreszcie owa dama by- ■ T* najmniej nie zażerow*naj*odpowiada po polsku: „Dziękują,

krowa postoi“

P a p u g a z m a d ery

Państwo X kupili sobie uczoną papugę, do której bardzo aiQL tęsknili. Ptasznik, sprzedający im egzotyczną istotę, za-

^ pewnił, że papuga pochodzi z bardzo wielkiego domu i po- 0:(l siada wielkopańskie wychowanie.

= Po uroczystem zainstalowaniu papugi, państwo stwier- . dzili, iż lśniącopióra ptaszyna w szczególny sposób ujawnia

swe wielkopańskie maniery.

Od rana do wieczora wymyślała* używając najordynar­

niejszych słów.s jakich nawet w druku nie wypada powta- i .. rzać.

Przerażony p. X pobiegł do ptasznika i zrobił mu awan- B turę w wielkim stylu. Ptasznik strapiony na swoje uspra- 0J wiedliwlenie oświadczył:

Przyznam się panu dobrodziejowi, iż nie kształciła się ona w Wa.szawie, lecz w tych dniach dostałem ją z Madery.

Kiedy o całej tej historji dowiedzieli się czfonkowje klubu B. B., jaknajrychlej wysłali delegację do p. X» Pro"

O ponując nabycie wartościowego ptaka za podwójną cenę.

* ** I . dziś cenny ten ptak wisi w lokalu klubu, a zachwyceni l5ł' klubowcy wsłuchują się z uwielbieniem w jego słowa.

B E Z P Ł A T N E !

CZYTELNIKOM jŻÓŁTEJ MUCHY"

Jeżeli ci brak energji równowagi, jeżeli cierpisz moralnie i nie znasz wyjścia—napisz imię, nazwisko, rok i miesiąc urodzenia, kawaler, żona­

ty, wdowiec, ilość osób najbliższej rodziny — napisz również szczerze i otwarcie, co jest główną przyczy­

ną twoich cierpień, a otrzymasz bezpłatnie od uczonego psycho- grafologa Szylleia-Szkolnika, auto­

ra prac naukowych, redaktora pisma „Świt”, analizę cha­

rakteru, określenie zalet, wad, zdolności i przeznaczenia, szereg rad i wskazówek, jak żyć, czynić i postępować, aby Zwycięsko przeciwstawić się losowi, poznasz kim jesteś kim być możesz! Adresuj: WARSZAWA, PSYCHOORA- FOLOO SZYLLER SZKOLNIK, REDAKCJA „ „W IT NO­

WOWIEJSKA 32—6. — Ogłoszenie niniejsze i "75 gr. — znaczkami pocztowemi na przesyłkę, załączyć do listu.—

Przyjęcia osobiste płatne godz. 11— 3 i 4 — 7 wiecz.

Bajka Krylowa

Kot po sutej bacji, nad jeziora brzegiem Spragniony pił wodę.

Szczupak, gdy tó zoczył, podpłynął do niego I bratersko-łowiecką chce zawrzeć ugodę.

Więc mówi: „Kolego, kocie! my oba myśliwi, — Ciebie lasy,' spichlerze, mmie jezioro żywi,

lżo ryb jednak wstręt Czuję, a chcę łowić szczu­

ry, Mam broń niezgorśzą: zęby, jak twoje pazury, Ławiałem okonie, toż rybka koląca,

A pi zy iykainiu, nawet i boląca."

„Dobrze, mój szczupaku! wezmę cię na próbę.

Zwierzyny jest dosyć: małe, średnie, grube, Wybierzesz, co pragniesz; ptaka, myszkę, szczura

Mam piękny zwierzostań: — magazynu góra“.

1 poniósł kot szczupaka na łowy,

Tam gdzie hasał szczur tłusty, domowy!

Sarn poszedł w swoją stronę, lecz z samego rana Kot przyszedł w odwiedziny do swego kompa- A szczupak bez ogona, w boku same dziury,

J ak go przez noc spattosiyły szczury!

Tej bajce ludzie też starają się sprostać,

Szczególniej, kiedy szewc ministrem chce zo­

stać!

O dp ow ied zi R e d a k cji

„T ulipari': -— Odpowiedzi już udzieliliśmy. Parę „dow- cipów‘fc pańskich zostało już, wydrukowanych. Natomiast z ostatnio nadesłanych rysunków nie możemy skorzystać.

„ilfara“ . — Za życzliwe słowa dziękujemy. Z nadesła­

nych utworów skorzystać nie możemy, bo część ich uległa­

by pewnej konfiskacie, — pozostałe poruszają „oklepane “ tematy, albo, jak r.aprz. wierszyk „Aj, A j“, już nieaktual­

ny, jak i „podatek od siedzenia44. Sama forma i ujęcie — dobre. Może inne tematy w. tem ujęciu nadawałyby się 4 o druku. Prosimy!

P. L. Kaźmierczak — Rozdzień: — Numery wysłaliśmy natychmiast, w sprawie ich nieotrzymania reklamowaliśmy pocztę, prosimy i ze swej strony złożyć reklamację.

P. St. Piekarski, Warszawa: — Otrzymaliśmy z W ar­

szawy 4 listy z* załączoną marką za 20, ale brak było adre­

su, co uniemożliwiało wysłanie „R ew ji44.

Wobec licznych skarg na nieotrzymanie „Premji“,

„Wygranej' 1 lub „Rewji, prosimy wszystkich naszych Czy­

telników, którzy zażądane za pośrednictwem kuponów p. zedmioty jeszcze nieótrzymali, o zareklamowanie miej­

scowej poczty, gdyż z naszej strony wszystkie ekspedycje zostały uskutecznione. Niezależnie prosimy o tych wypad­

kach powiadomić również i naszą Redakcję.

Czytajcie! Czytajcie!

Najtańszy najciekawszy TYGODNIK

HESJA ROZfM 1 HUM ORU

S z t u k a - M u z y k a - R e w ja - F il m - Z a b a w a S p o r t —P r z e b o j e —K s i ą ż k a — R e c e n z j e

S a t y r a

Cen* 20 groszy Cena 80 grosy.y

D l a czytelników „Ż ó łte j Muchy" ofiarujem y:

1) 4 Okazowe egzemplarze z przesyłką za gr. 50 (również w znaczkach pocztowych)

2) pierwszą, ulgową prenumeratę; zł. 1,75 (zamiast 3-) kwartalnie; zł. 3,00 (zamiast 5-,) półrocznie; zł. 5,- (zamiast 9) rocznie.

A dres R e d a k c ji i A d m in is tra c ji: Z ło t a 40 K o n to w P. K . O . Nr. 17440 „S w ast"

* 0

t f l

g

c _

t n

3 3

0

m

N Wz ł r

2 2 w -i p jS - w B

W 2 Cfl

HH '-1 lad a

3 ? -

» 5 0

Q Qe j g

0 0 m N

r *

>

H Z

t n

(8)

N A S T Ę P N Y N U M E R „Ż Ó Ł T E J M U C H Y dz ie M A R C O W Y

Z

<

£

o

u

cn

U n

Z

O '

u

C/3

zagadki przeznaczamy trzy pamńt- my .nadsyłać do Redakcji „Żółtej

kowe nagrody (Album historyczne i Muchy*', Warszawa, Złota 40 m. 39.

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką): kwartalnie zł. 2,50, — półrocznie zł. 4,50, — rocznie 8,00.

Zagranicą 100°/° drożej. Konto w P. K. O. Nr. 17440. Przesyłka pocztowa opłacona ryczałtem Ceny ogłoszeń: Cała kolumna (2 szpaltowa)—300zł. % ki.— 150 zł. %.—75 zł. %—40 zł. Marg.—50 zł

Adres Redakcji i Administracji: Warszawa, Złota 40, tel. 702-16.

Redaktor odpowiedzialny: Franciszek Xawery Gawroński. Wydawca: Tów. Wyd. „ S W A S T "

' Druk. „Stołeczna", Warszawa. W^efca u ^ T e l. 688-67.

Z a g a d k a ??

Co i Kto niesie dla

„ grzecznych “ Dzieci Jakich i gdzie?

Za dobre rozwiązanie powyższej 2 cenne książki). Rozwiązania prosi-

Cytaty

Powiązane dokumenty

' Naszym czytelnikom1 radzimy stawiać tylko na stajnię Śanacjat i Kryzysa. są konie, na których można zrobić majątek. tym kraju znacznie się podniosła... Liczba

Smutnym to wszystko dla h jest kawałem, Który się napewno skończy kryminałem.. Nic tu nie

was każdy się dowie, Szeroko o tem się mówi, co tam w Brześciu było, A właściwie nic strasznego tam się nie zdarzyło, Bo więźniowie tam mieszkali każdy w

tych rófnierz, za które dziękuje, {przydałoby się cokolwiek więcej). wszystko toczy się pomalótku, w szkole zaś znaczniś prędzej, bo mnie ju z wyleli, ale nie za

Potrochu się w Polsce Wszystko wydzierżawia, Co zaś nie w dzierżawie, — To się znów zastawia!. Robi to sanacja — Na

wawczych opozycji, której się w ten sposób stale o istnieniu Brześcia przypominać będzie. Podobno rektor Uniwersytetu

Zdała —- wspaniałe, z bliska — to arka Noego, Można się tam dopatrzeć zwierza wszelakiego. Dla wielu posłów z BeBe jest to wielką męka, Trza się

tyka, ani słowa, w marcu będzie też marcowa, iii P bo minister, choć jałowy, w marcu staje się