• Nie Znaleziono Wyników

POCHODZENIE KWIATU.(Odczyt wygłoszony w kółku Przyrodników we Lwowie w grudniu 1909 r.).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "POCHODZENIE KWIATU.(Odczyt wygłoszony w kółku Przyrodników we Lwowie w grudniu 1909 r.)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

P O C H O D Z E N I E K WI AT U.

(O d c zy t w y g ło sz o n y w k ó łk u P rz y ro d n ik ó w w e L w o w ie w g ru d n iu 1909 r.).

Mniej więcej w połowie przeszłego wieku, n a p arę l a t przed u k a z a n ie m się dzieła D a rw in a „0 pochodzenia g a t u n ­ ków H ofm eister w drze w ac h iglasty ch u p a tr y w a ł formę przejściow ą między s k ry to a ja w n o k w ia to w em i. Rozdział i s t ­ n ie ją c y z je d n e j s tro n y między algami, m c h a m i i paprociam i, a z drugiej — j a ­ w n o k w ia to w e m i — uw ażano za niem ożli­

w y do przebycia; n a w e t niepozorne k w ia ­ t o s ta n y dębu, leszczyny, wiązu oraz in­

n y c h roślin k o tk o w y c h uw ażan o za b a r ­ dzo w ysoko rozw inięte w s to s u n k u do zupełnego b r a k u tychże u paproci. P o ­ sz u k iw an ia H ofm eistra n a d k w itn ię c ie m sosen i ś w ie rk ó w — z j e d n e j, a w id ła k a ­ mi i s e la g in ellą — z drugiej s tr o n y — w y ­ k a z a ły bardzo wiele p u n k tó w w spólnych, ta k , że d a w ny , o stry rozdział stopniowo został za rz u c an y .

T akie w ielkie przerw y u w ażan o w ó w ­ czas za b a rd z o w ażne a rg u m e n ty p r z e ­ ciw nauce o w spólnem pochodzeniu. Nie­

liczni zw olen nicy tej n a u k i po Lam ar- c k u —aż do D a rw in a — nie mogli tej p rze­

ciwności pokonać. P o sz u k iw a n ia j e d n a k Hofm eistra, w dziedzinie botaniki, za ró w ­ no j a k Alfonsa de Candollea — nad roz­

p rzestrzenieniem roślin — u to row ały d r o ­ gę dla te o ry i darw inizm u. W dziedzinie zoologii i n a u k społecznych sp o tk a ły się z ostrym oporem; w dziedzinie botan iki zaś d a w a ły szereg p r a w now ych, s to j ą ­ cych n a czele z a g ad n ie ń t a k p rostych i sam e przez się d a ją c y c h w y tłu m a c z e ­ nie, że te o r y a t a p r z y ję ta została j a k coś, czego należało oczekiwać.

H ofm eister u to ro w ał drogę, ale u tw o ­ rzone przez niego pole było zawielkie dla poszukiw ań je d n e g o badacza. W cie ­ p la rn ia c h n a szy c h b r a k wielu roślin, sto ­ j ą c y c h tuż przy g r a n i c y między ja w n o a s k ry to k w ia to w e m i, a jeżeli są, to w tych w a r u n k a c h nie k w itn ą i nie owocują. J a ­ w a rozw iązała w h isto ry i rozw oju w id ła ­ k a szereg zagadnień, dzięki prac o m t a m ­ tejszego d y r e k to r a ogrodu b o tan ic zn e ­ go, T reuba, k tó re m u dan e było ro zsz e ­ rzyć zakres n a szy c h wiadomości. Sago­

wiec, oraz Gingko, k tó re z kw iatow ych roślin z n a jd u ją się najbliżej w spom nianej g ran ic y , k w itn ą w ła g o d n y m klimacie A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Jsfe. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8? k w a rta ln ie r b . 2.

Z p rze syłką pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h ś w ia ta " i w e w s z y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '1 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 do 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

JSfii. 15 (1453). T o m X X I X .

(2)

226 W SZECHŚW IAT

J aponii i w p o łu d n io w y c h s ta n a c h Pół­

n o c n o -a m e ry k a ń s k ic h , to też japończycy i a m e ry k a n ie n a jw ię c e j p rzy c z y n ili się w o s ta tn ic h czasach do u z up e łn ien ia wiadom ości d o ty c z ą c y c h n a u k i o pocho­

dzeniu kw ia tó w . N a z w y j a w n o i s k ry - to kw iatow e, lu b P h a n e r o g a m y i Cryptoga- m y są s ta r e i z teg o p o w o d u u p r a w n io ­ ne; początkowo też b a rd z o tra fn ie w y r a ­ żały poziom naszej w iedzy. S p r a w a za- p ład n ia n ia u roślin k w i a to w y c h b y ła do­

syć dobrze znana, k ie d y podo b ne z ja w i­

s k a u ro ślin niższych m g łą g ę s tą b y ły okryte. W pierw s z e j połowie przeszłego w ieku w y k r y to , że zapło d nien ie u roślin niższych o d b y w a się w t e n sam sposób, j a k u zwierząt; w ty m o k resie czasu w y ­ żej w s p o m n ia n e n a z w y d w u g ru p ś w ia ta ro ślin nego w ła ściw ie b y ły niesłu szne.

T e n o k res czasu szczęśliwie j u ż minął, a wiedza t a k głęboko w e jrz a ła w isto tę rzeczy, że pozorne różn ice można u w a ­ żać za n ieistn ie ją c e .

To p o g łęb ie n ie b a d a ń p rze su n ę ło p u n k t ciężkości całej n a u k i i wytw orzyło no w ą p o d sta w ę do p o r ó w n a ń ró żn y c h g ru p ś w i a ta ro ślin n eg o. Z apłodnienie j e s t dla n a s dzisiaj ty lko p r z e n ie s ie n ie m p y łk u przez w ia tr, lub o w a d y n a znam ię. I s t o ­ tę j e g o należy głębiej ro zp a trz e ć . Z ja­

w isko da w n ie j u z n a w a n e za t a k ważne, j a k k ie łk o w a n ie p y łk u , w y tw o r z e n ie ła- giew ki p rz e n ik a ją c e j s z y jk ę s łu p k a , oraz zalążnię i d o ta rc ie do zalążków przez okienko — j e s t j e d y n i e p rzy g o to w a n iem do s p ra w y isto tn e j, k tó re j p rzeb ieg m o­

żem y dziś o b se rw o w a ć pod m ik ro sk op em . W iedza przez czas d łu g i k o ńc z y ła się na m om encie p r z y l e g a n i a w ie rz c h o łk a ła- piew ki do k o m ó rk i jajo w e j; j a k i e ta m p r z e m ia n y zachodziły, było rz e c z ą nie­

w iadom ą. Dziś za u w a ż on o j u ż w w ielu p r z y p a d k a c h m a t e r y a l n e cząstec z k i w y ­ s tę p u ją c e z żywej z a w a rto ś c i łag ie w k i;

w iążące się z is t o t ą k o m ó rk i jajowrej>

t. j. z j ą d r e m . U z w ie rz ą t— zarów no, j a k i u p a p ro c i i i n n y c h skry tok w iato w ry c h w podobny sposób n a s tę p u j e zlanie się plem n ik a z j ą d r e m k o m ó rk i ja jo w e j. Ten więc n a jb a rd zie j z a sa d n ic z y m o m e n t za- p ła d n ia n ia w y s tę p u je łącznie w całej n a ­ tu rz e ożywionej. P le m n ik zw ierzęcy od

da w n y c h czasów nosił m iano — sperm a- tozoe, r o ś lin n y zaś — s p e rm a to z o id u — w obudw u t y c h słow ach n ie m a różnic i uczeni p o s łu g u ją się o b u dw iem a n a z w a ­ mi. U roślin k w ia to w y c h j ą d r o m ę s ­ kie—-zapładniające ż e ńskie—j e s t w is to ­ cie swojej i k sz ta łcie ta k zbliżone do sperm atozoa, albo sperm atozoidu, że n a ­ zw a ta p rzy ję ła się rów nież dla roślin wyższych.

Opis zjaw isk, k tó re m i zająć się m am y, rozpocznę od pow szechnie znanej ro ślin ­ ki, której wogóle nie s p o ty k a m y k w i t n ą ­ cej, ja k k o l w i e k z d a rz a się to bard zo często. Należy ona do t. zw. s k ry to k w ia - tow ych, po siad a małe, zielone kłoski, które chcę p o rów na ć z k w ia ta m i. Ro­

ślinka, k t ó r ą m am n a myśli, j e s t Selagi- nella (rozpłaszczka) lub widliczka (fig. 1).

(Fig- !)■

S ela g in ella h elv etiea . W ie lk o ść n atu ra ln a . (W e d łu g Bischoffa).

J e s t to ro ślin k a typow o n aczyniow a, po­

dobnie, j a k paproci, sk rz y p y , w idłaki, b u d o w ą w e w n ę tr z n ą łodyg i liści z b li­

żona do roślin k w ia to w y c h . W ie lu z n a ­ n a j e s t widliczka, jako podłoże używ ane do koszyków k w ia to w y c h i ilekroć ko­

szyk m a d a w a ć w rażenie g ru p y roślin, ogrodnicy w y b ie ra ją tę roślinkę, u m ie sz ­ czając m iędzy je j g a łą z k a m i k w ia ty cię­

te, lub małe p a p ro tk i; łatw o można j ą

rozpoznać po p łas k ic h pę d a ch z a o p a trz o ­

n y c h m ałem i ząb k am i —są to wierzchołki

m ały c h listeczków. Po bliższem p rzy j-

(3)

No 15 W SZECHSW IAT 227

rżeniu się można zauważyć poza dwom a rzędam i listk ó w dwa inne mniejsze, węż­

sze i mniej w y s ta ją c e. Łodyżki od cza­

su do czasu dzielą się widłowato, zaró­

w no j a k i sztyw ne, p ro ste korzenie.

Oprócz tego g a tu n k u Selaginelli h o d u ­ j e m y w ciep larn iach liczne inne, często o k s z ta łta c h sztyw n ych, lub wątłych, duże lub drobne, p o k ry w a ją c e ziemię g ę s tą m u ra w ą . W szy stk ie łatwo rozpo­

znać s k u tk i e m w spom nianego u k ła d u li­

ści i c h a ra k te r y s ty c z n e g o rozgałęzienia.

N iektó re z n ich n a dolnej stronie m ają odcień b łęk itn a w y . W s ta n ie dzikim sp o tk a ć m ożna w S zw ajcaryi p a rę m a ­ łych, ozdobnych g a tu n k ó w . K w iat Se­

laginelli m ały, zielony kłosek, utw orzony n a k oń c u łodyżki, łub gałązki, łatw o d a je się rozróżnić, s k u tk ie m swego poło­

żenia pionowego. C ztery rz ę d y listk ó w u łożonych płasko w łodyżce sto ją tu w c z terech różn ych k ieru n k a ch , nad ając k łosk o w i k s z ta ł t czw orokątny. W k ą ­ ta c h lis tk ó w k ło sk a z n a jd u ją się małe zia rnk a, przew ażnie czerwone, lub b ro n ­ zowe — czasam i n a w e t zielone. O t y c h z ia rn k a c h w łaśnie chcę pomówić (fig. 2).

A

(Fig. 2).

K łos S ela g in e lli w przecięciu podłużnem . N a p ra w o m a k ro sp o ra n g ia z przew ażn ie 4-em a ma- krosporam i, n a le w o m ik ro sp o ran g ia z mikrospo-

ram i. (W e d łu g Sachsa).

Z ia rn k a te nie są je d n o k s z ta łtn e — są to z arodniki, za k tó ry c h n aciśnięciem uw idocznia się lepiej ich różnorodność:

je d n e z nich u w a ln ia ją d e lik a tn e liczne ciałka, inne zaś większe — w znacznie m niejszej ilości np. 8 lub 12. Te ciał­

k a —to zarodniki, a o rg a n y p rzech ow u ją­

ce j e —to zarodnie. Małe z arodniki n a z y ­ w a m y m ikrosporam i lub drobnozarodni- kami, duże zaś wielko, lub m akrospora- mi; sam a nazw a w y ra ż a różnicę rz u c a ją ­ cą się w oczy.

Isto tn ie js z a różnica polega na czemś innem; d ro b n o za ro d n ik i—to o rg an y m ę s ­ kie, w ielkozarodniki — żeńskie. Aby to w yraźnie przedstaw ić, w eźm y małą, k ieł­

k u ją c ą ro ślin k ę Selaginelli, k tó rą nie tru d n o znaleść w cieplarniach, n a doni­

czkach in n y c h roślin, w g ro ta c h sztucz­

nych, w w ilgo tny ch m ie jsc a c h n a m u­

rze, czasami n a w e t w ogrodzie, poza cie­

plarnią, rozpłaszczka bowiem kiełk uje z ła ­ twością.

Ostrożnie w y jm u je m y t a k ą roślinkę z ziemi, jeszcze p rz e d u tw o rze n iem wi- dełko w aty ch rozgałęzień, więc w bardzo m łodym stanie. Na g r a n ic y k o rzo n k a i ło­

dyżki d o s trz e g a m y z b o k u m ałą kulecz­

kę, k tó rą przez lupę rozpoznajem y, jak o m akro sporę (fig. 3). W ięc z wykiełko-

B

(Fig. 3).

S—ścian k a zarodni, f — przed rośle, a e —rodnie.

w ania ta k ie j m ak ro s p o ry p o w stała m ło­

da roślinka. W ja k i sposób stało się to i j a k ą rolę o d e g ra ły m ikrospory? Aby to rozpatrzyć, sadzim y ob a d w a rodzaje z a rodników i b a d a m y je od czasu do cza­

su pod mikroskopem .

M akrospory s ą początkowo z b u dow an e z jednej tylko kom órki, podczas kiełk o ­ w ania k o m ó rk a ta się dzieli, tworząc t k a n k ę w y p y c h a ją c ą ś c ia n y zarodni.

T kan kę tę w y c h y la ją c ą się poprzez s z p a r ­ ki na z e w n ą trz n a z y w a m y przedroślem;

j e s t ono rów noznaczne z przedroślem p a ­

proci, lecz bezbarw ne, mniejsze i w w ięk­

(4)

228 WSZECHSWIAT Mi 15

szej części z a m k n ię te w zarodni. P r z e d - rośle to tw o rzy o r g a n y rozrodcze, k tó re t u ta j są k o m ó rk a m i ja jo w e m i, otoczone- m i w a r s t e w k ą z w y c z a jn y c h kom órek, o t w ie r a ją c y c h się n a w ierzch o łk u. Orga­

n y te n a z y w a m y ro d n ia m i (archegoniae);

i s to tn ą ich częścią j e s t k o m ó rk a ja jo w a , k ie d y ś c ia n k a nie m a w aż n iejsze g o z n a ­ czenia. A b y p o w s ta ła n o w a roślinka, j ą d r o ko m ó rk i ja jo w e j m usiało b y ć za­

płodnione przez p le m n ik (spermatozoe).

W y tw o rz e n ie ow ych p lem n ikó w j e s t za­

leżne od m ik ro sp o ró w , czyli zaro d n ik ów m ęskich; n a s tę p u je to w bardzo p r o s ty spo sób —przez podział k o m ó rk i n a liczne inne, z k t ó r y c h w n ę t r z a (z j e d n e j ) po­

w s t a ją p lem n ik i (fig. 4). Jeżeli drobno-

M ik ro zaro d n ik w przecięciu: w —1 ś c ia n y an th e - rid iu m , s —k o m ó rk a m a c ie rz y s ta sp e rm a to z o id ó w p lem n ik ó w , p — p rze d ro śle. JE - śc ia n y m ikroza- ro d n ik a ześluzo w aciate u k a z u ją k o m p lek s k o m ó ­ re k m a c ie rz y sty c h p le m n ik a . F — p le m n ik w o ln y .

(W ed łu g B elajew n).

z a ro d n ik w t y m s ta n ie — w s k u t e k desz­

czu lub rosy z n ajdzie się w wodzie, w ó w ­ czas ś c ia n k a je g o pęka, p lem n ik i w y p ły ­ w ają, p ociągane p rzez pew ne s u b s ta n c y ę ch em iczn e p o s u w a ją się k u k ie łk u ją c y m w ielk ozaro dn ik om , w n i k a ją p rzez o tw ó r rodni, z a p ła d n ia ją c w e w n ą tr z j ą d r o k o ­ m órki ja jo w e j. To połączenie polega po­

czątk ow o n a w s p ó ln e m ciśnieniu, dopie­

ro później, podczas t w o r z e n ia się małej roślinki, j ą d r a z le w ają się d o skonalej.

Ta t k a n k a , p o w s ta ła po zapło d n ien iu, ró żn icuje się szy bko , tw o rz ą c od s tr o n y w ielk ozarod n i o rg a n (stopę), zapom ocą k tó re g o m ło da r o ślin k a p r z y t w i e r d z a się do p rzed ro śla i w y s y s a z n a jd u j ą c y się tam p ok a rm , k u górze w y r a s t a w łodyż­

kę, a z p rze c iw n e j s tr o n y w y p u s z c z a k o ­ rzonki (fig. 5).

P rzecięcie podłużne przez k i e ł k u j ą c ą m akrosporę:

S— p ęk n ięta ścianka, m d— przedrośle, a— nieza- p ło d n io n a ro d n ia, 2 pozostałe zapłodnione, f — sto p a, w— korzonek, v i bb— w ierzch o łek w z ro ­

s tu i 2 listk i. (W e d łu g P feffera).

W t a k i to sposób z n a jd u je m y później prze d ro śle w w ielkozarodni j a k o o k rągłe ciałko um ieszczone z boku p r z y nasadzie łodyżki.

Jeżeli udało mi się p rze d s taw ić ja s n o bu d o w ę k ło sk a i k iełkow anie Selaginel- li — to m ożem y prze jść do w y s z u k a n ia p u n k tó w w spólnych w o rg a n a c h i p rz e ­ bieg u ich rozw oju z ro ślin am i kwiato- wemi.

Kłos to kw iat. Ale co j e s t właściw ie k w ia te m ? K w ia t j e s t z b u d o w a n y z czę­

ści pochodzenia liściastego, z kielicha, korony, pręcikó w i słupków , um ieszczo­

n y c h n a wspólnej osi. P y ln ik i to p rze­

k ształcone liście w y tw a r z a ją c e p y łe k — e le m en t m ęski; z niem i też m u sim y po­

rów nać listki kłoska noszącego z arodnie z m ikrom ę sk o z arodn ikam i. W końcu p y ­ łek leży w kom orach, k tó re m ożem y n a ­ zw ać puszkam i. To p o dobieństw o sięga t a k daleko, że pyłek n a z y w a m y m ikro- s p o ra m i roślin k w ia to w y c h . Zobaczym y za chwilę co n a s upow ażnia do tego.

Odw rotnie — lis tk i k ło sk a Selaginelli, w k tó ry c h k ą ta c h z n a jd u j ą się m ikrospo- ry , m ożem y uw ażać za p ierw o tn y ślad zary so w u ją c eg o się p y ln ik a , a zarodnie (sp ora n gia )—za pierw otne k o m o ry pyłku.

Słup ek s k ła d a się z listk ó w owoco­

w y ch, p o m ija ją c to, czy one z ra s ta ją c się razem tw o rzą słupek, czy też k ażd y z nich oddzielnie tw o r z y słupek. Do list­

k ó w owocow ych p r z y tw ie rd z o n e są m ło ­

de n a s io n k a czyli zalążki; p o sia d a ją one

w e w n ą trz podwójnej osłonki tk a n k ę ,

(5)

No 15 WSZECHSWIAT 229

w k tó re j j e d n a k o m órk a wielkością z n a ­ cznie przew yższa pozostałe (fig. 6). W tej

m — w o re cz ek zalążkow y, ii — w e w n ę trz n a osłon­

ka, ie— tw o rz ą c a się ze w n ę trz n a (in te g u m en ty ), n c —nucellus.

to kom órce leży dopiero później, po za­

płodn ieniu — zarodek, d latego też n a z y ­ w a m y j ą w oreczkiem zalążkowym, lub e m b ry o n a ln y m . Komórkę tę p o ró w n y ­ w a m y z żeńską, lub w ielko zarod n ią Se- laginelli; założenie to, które dało p o d sta ­ w ę do dalszy ch p o sz u k iw ań p o ró w n a w ­ czych, j e s t je d n e m z najw ażn iejszy ch odkryć, n a k tó ry c h podstaw ie Hofm eister w y k a z a ł przejście m iędzy ja w n o a skry- tokw iatow em i. W ie lu p isa rz y n azyw a dzisiaj w oreczek zalążkowy m akrospo- rą, zarów no j a k p y łe k — m ikrosporam i.

P u n k t y wspólne s ta ły się dzisiaj zupeł­

nie w y ra ź n e m i i sprow adzają się za sa d ­ niczo do w y tw o rz e n ia kom órki jajow ej, k tó ra przez zapłodnienie daje zarodek młodej roślinki. I zarówno, j a k u Sela- ginelli zaro d e k początkow o leży w przed- roślu, w większej części u k r y te m w e­

w n ą trz wielkozarodni, w te n sam sposób u roślin k w ia to w y c h zarodek leży w wo­

rec z k u zalążkowym , właściw ie pozostaje ta m do dojrzałości n a sie n ia i do w ykieł- kow an ia, tylko przez wzrost tegoż w o re­

czek zalążkow y ta k rozciąga, że przed- rośle s ta j e się niew idoczne i w d o jrz a ­ łem n a s ie n iu ju ż nie może być znale­

zione.

Nie ty lk o k o m órka j a j o w a j e s t ty m p u n k te m wspólnym, ponieważ i rośliny k w ia to w e m a ją przedrośle w swej w iel­

kozarodni. P rz ed ro śle m tem j e s t zbiór kom órek, przew ażn ie w ilości trzech , le ­ żących na przeciw ległej stronie w o re c z ­

k a zalążkowego, a z n a n y c h pod nazw ą antypodów . Czasam i j e d n a k liczba ich j e s t w iększa i tw o rzą tk a n k ę w y ró ż n ia ­ ją c ą się posiadan iem ś cian ek k om órko­

w ych oraz właściwością, że ani podczas zapłodnienia ani w późniejszym rozwoju nie m ają ju ż żadnego znaczenia (są więc one n a tu r y w e g e taty w n e j) (fig. 7).

1. W oreczek zalążkow y p rze d zapłodn. L iliu m M artagon (w ed łu g G uignarda), s y n —sy n e rg id y , a n i—a n ty p o d y , p s i jw ~ ją d r a w o re cz k a zalążko­

w ego. 2. W o reczek zalą żk o w y p odczas zapłod­

nienia: PI — ła g iew k a , ek —kom órka ja jo w a , s7c, mlc —ją d ra m ęskie, mk zapładnia ją d ro w oreczka zalążkow ego (podw ójne za płodnienie). 3. Męskie ją d ro m iędzy 2-oraa ją d ra m i w o reczk a zalążko­

w ego.

Zwróćm y się j e d n a k do kłoska. J e s t więc to p oprostu k w ia t o wydłużonej osi, op atrzon y listkam i, z k tó ry c h j e d n e u k r y w a ją drob n o za ro d n ik i—m ożem y więc j e uw ażać za protoplastów pręcika, k ie ­ d y tym czasem inne w y tw a r z a ją makro- spory — w oreczki zalążkowe—uw ażać je więc można za owocolistki nie p rz e k s z ta ł­

cone jeszcze w słupek.

Kielicha i ko ro ny b r a k w ty m n a jp ro ­ ściej u k s z ta łto w a n y m kwiecie. Ale pod ty m w zględ em Selaginella nie j e s t j e d y ­ ną. To sam o dotyczę n ie k tó ry c h in n y ch rodniowców naczyniow ych, j a k skrzypów i widłaków, k w itn ą c y c h zupełnie podob- nem i kioskami. Poza tem m u sim y szy sz­

ki naszych sosen i św ierków , zarówno

j a k sagow ców i im p o k r e w n y c h uw ażać

za o rgany, k tó re w g ru n cie bardziej p rzy ­

pom inają w spom niane kłoski s k ry to k w ia -

towych, niż p raw d z iw e k w ia ty , ja k k o l ­

wiek rośliny te przew ażn ie są zaliczane

do kw iatow ych .

(6)

230 WSZECHSWIAT JM e 15

A b y d o b rze sobie zdać s p r a w ę z p ier­

w o tneg o pochodzenia k w i a tu z a tr z y m a ­ m y się chwilę n a r ó ż n y c h t y p a c h (p rzed­

staw icielach ) rodnio w có w n a c zy n io w y c h . N a jb a rd z ie j zbliżony do k ł o s k a Selagi­

nelli j e s t w id łak , pod j e d n y m j e d n a k w z g lę d em j e s t on znaczn ie niżej uo rga- nizow any: różnica m ię d z y m ęs k ie m i a żeń- skiem i o r g a n a m i jeszcze t u ta j nie w y s t ę ­ puje. W k a ż d y m k io s k u z n a jd u je m y j e ­ den rodzaj listk ó w , w k t ó r y c h k ą ta c h p u sz k i i z a w a rte w n ich sp o ry są do sie­

bie podobne. Z a ro d n ik i te k i e ł k u ją po­

dobnie j a k w ie lk o z a ro d n ie Selaginelli, w y tw a r z a ją b e z b a r w n e p rzed rośle, w y ­ p y c h a ją c e śc ia n k ę i w y c h y la ją c e się na zew n ątrz. W s t o s u n k u do w ielkości za­

ro d n ik ó w S e lag in e lli są cokolw iek w ię k ­ sze, ale nie n a t e m p o le g a i s t o t n a ró żn i­

ca. Różnica z a sa d z a się n a tem , że m ę s ­ k ie i żeńskie o r g a n y p o w s ta ją w je d n e m i te m s a m e m p rze d ro ślu . P rz e d ro ś le j e s t więc obupłciowe, nosi ono a rc h e g ó n ia z k o m ó r k ą ja jo w ą , zaró w n o j a k o rg any , w k tó ry c h p o w s t a ją s p e rm a to z o id y — pływ k i. P oza te m z a p ło d n ien ie i k ie łk o ­ w an ie o d b y w a się w pow yżej op isany sposób; ale w y r a ź n e m j e s t , że b r a k z r ó ­ żnic o w an ia płciow ego w k ło s k u d ow o ­ dzi niższego s to p n ia o rg a n iz a c y i. Pod ty m w zg lęd em w id ła k i b a rd z ie j p rzy p o ­ m in a ją paproci, u k t ó r y c h w y s t ę p u j e j e ­ den rodzaj zarodniów , w y tw a r z a j ą c y c h p rzed ro śla, n o sz ąc y c h m ę s k ie i żeńskie o r g a n y je d n o c z e śn ie .

W ię c w id łak i nie m a ją m ik ro i makro- sporów. Z często s p o ty k a n e g o g a tu n k u , ro sn ą c e g o n a s u c h y c h w r z o so w isk a c h ho­

l e n d e rs k ic h , L y c op o d iu m c la y a tu m , za- ro d n ie b y w a ją z b ie ran e w wielkiej ilości i pod posta c ią p r o s z k u żółtego s p rz e d a ­ w a n e do ro z m a ite g o u ż y tk u , j a k o t. zw.

likopodyum .

S k rz y p y ze sw em i p o k re w n e m i, do k t ó ­ r y c h u n a s należy z n a n y sk rz y p , t w o r z ą razem rodzaj E ą u i s e t u m , k o ń s k i ogon.

Zielone, bezlistn e, czasam i n a w e t nieroz- gałęzione pędy, u n o szące od c z a s u do cz asu n a szczycie bro n zow e kłosy, t w o ­ rz ą z t y c h roślin c h a r a k t e r y s t y c z n ą g r u ­ pę, ła tw ą do p o znan ia. Kłosy te są zło­

żone z okółków m ały c h , s z e ś c io k ą tn y c h

tarczek, no szący ch n a dolnej s tro n ie spo- rangia , zarodnie. Różnicy m iędzy m ę s ­ k iem i a żeńsk iem i zaro dn iam i niem a, są one do siebie podobne, przy n a jm n ie j o tyle, o ile pozornie m ożna sądzić, p o d ­ czas k iełkow a n ia bow iem j e d n e z nich tw o rz ą m ęskie, in n e żeńskie przedrośla.

K om órka ja j o w a zapłodniona przez p le m ­ n ik w y r a s ta w m łodą roślinkę bez w a ż ­ n y c h różnic z opisanem i ju ż w y p a d k a m i (flg. 8).

(F ig . 8).

1. P ło d n y pęd z k w ia te m a. W e d łu g W ossidlo.

Kłoski z je d n o ro d n e m i o rg a n a m i r o z ­ m n a ż a n ia sto ją o stop ień niżej w zróżni­

cow aniu się, od ty ch , k tó re m ają dw a g a tu n k i zarodni. D la te g o też m u sim y k w ia ty s k rz y p ó w i widłaków , pod tym w zględem , uw a ż a ć za po p rzedników k w i a ­ t u Selaginelli.

Ju styna Likiernikuwna.

(D ok. nast.).

(7)

M 15 WSZECHSWIAT •231

W Y K O P A L I S K A Z P R Z E W O R S K A Z E P O K I RZYMSKIEJ.

D r. K. H i,(laczek. C m entarzysko ciałopalne koło P rz e w o rsk a . L w ó w , 1909. Z 9 figuram i w tek ście i atlasem p rzed m io tó w . (O dbitka z te k i k onserw .

Tom I I I , zesz. 2).

D r u g a to w o s ta tn ic h latach rozprawa, k t ó r a pod w zględem szaty zew nętrznej nie ma sobie równej w archeologicznej l it e r a tu r z e polskiej, a dorów nyw a całko­

wicie n a jw s p a n ia ls z y m tego ro d zaju w y ­ d a w n ic tw o m zagranicą. Po w spaniale w p ro s t w y d a n y m „Skarbie Michałkow- s k im “ dr. K. Hadaczek z pom ocą g ron a k o n s e rw a to r ó w Galicyi zajął się w y d a ­ niem najnow szej swojej publikacyi, a to w y d a n ie p ra w d z iw y zaszczyt przynosi t y p o g ra fii polskiej. Piękn ie p r z e d s ta w ia ­ ły się p op rzedn ie „Teki konserw . “ ja k o też o sta tn ie zwłaszcza roczniki „Mate­

ryałów antropolog." A kadem ii k r a k o w ­ skiej, ale j e d e n tylko „Skarb Miohał- k o w s k i “ może n a ró w n i s ta n ą ć z tem o s ta tn ie m w y d a w n ic tw e m . W a rto ś ć s t a ­ r a ń poniesionych n a doprowadzenie do tak ie g o w y g lą d u rzeczy polskiej ocenić należy tem ba rd z iej, że w y d a w c y nie mo­

gli liczyć n a po krycie nadzwyczaj k o sz­

tow nej tej p ublikacyi, a owszem z góry wiedzieli, że znikom a tylko liczba egzem ­ plarzy rozejdzie się w śród nielicznych a m a to ró w archeologii. Bardzo źle j e s t bowiem u n a s ze sta n e m b adań arc he o­

logicznych i zajęciem się niemi szerszych kół s p o łeczeń stw a, a jeszcze niew eselej p r z e d s ta w ia się ściśle n a u k o w a p raca w tej dziedzinie wiedzy. W całej Gali­

cyi h o n ó r tej n a u k i wobec re s z ty E u r o ­ p y r a t u j e je d y n ie dr. K. Hadaczek, n a k tó r y m też spoczyw a n ie ła tw y o bow ią­

zek d o ró w n y w a n ia najn o w szym b a d a ­ niom a rc h e o log ic z ny m u in n y ch n a ro ­ dów europejskich. I przy zn ać należy, że z n a n y t e n ju ż w świecie n a u k o w y m badacz doskonale w yw iązuje się ze sw e­

go zadania, p rze p ro w a d z ają c w ro zm a i­

t y c h okolicach k r a j u b a d a n ia oryginalne, lub też p ro stu ją c i n a p ra w ia ją c błędy, j a k ic h dopuścili się n a n a jc iek a w sz y c h

częstokroć z a b y tk a c h da w nie jsi a rc h e o ­ logowie galicyjscy.

Tym razem p. H adaczek ogłosił w y n i­

ki sw y c h k ilk u letn ich b a d a ń n a d cm e n ­ t a r z y s k ie m ciałopalnem we wsi Gaciach pod Przew orskiem . W m iejscowości tej znaleziono p r z y p a d k iem w 1903 r. kilk a zgię ty ch dzid żelaznych, k tó re n a p ro w a ­ dziły n a odkrycie w sp a n iałe g o c m e n ta ­ rzyska, przekopaneg o przez d-ra Hadacz- k a w 1905 r. C m e n ta rzy sk o to miało k s z ta łt czworoboku niepraw idłow ego i zawierało u rn y , ustaw ione w ziemi, w głębokości 30—60 cm. U rn y te, będąc sa­

me przez się pojedyńczem i grobami, um ieszczone b y ły po środku m ałych do­

łów w y b r a n y c h w żółtej glinie i p rzesy ­ pane m a s ą popiołu, sko ru p a m i spalonych i rozbitych naczyń, na d to pogiętą bro­

nią żelazną i p rze d m io ta m i codziennego użytku. R ozpatrzenie się w t y c h pozo­

stałościach w skazyw ało , że zm a rły c h pa­

lono na stosie w raz z p rzedm iotam i, słu- żącemi im za życia, a ich resz tk i wraz z niedopalonem i kośćm i składano do osobnych urn, k tó r e w sta w ian o do za­

głębienia w ziemi i prze sy p y w a n o ciepłą jeszcze m as ą popiołu. Ze w zg lędu zaś n a oszczędność m iejsca, łam ano lub gię­

to w szystkie z b y t długie p rze d m io ty m e­

talowe, ocalałe od ognia i s ta ra n o się j e obok u r n dogodnie ułożyć. Niekiedy p r z y k r y w a n o u rn ę w ię k szy m f ra g m e n ­ tem n a c zy n ia lub Żelaznem u m b em tar- bem t a r c z y (u rn y męskie); s k o ru p y licz­

n y c h naczyń, ocalałe po części z ognia, dały się n ieraz złożyć w całe okazy, przyczem okazało się, że b y ły to naczy­

nia ry tu a ln e , libacyjne.

Sam e zaś u r n y — m ęskie z bronią, żeń­

skie z ciężarkam i od wrzecion — biegły rzędami gęsto ustaw io n e w odległości dw u lub trz e c h kroków od siebie i t y l ­ ko w kilk u m iejscach m ożna było zoba­

czyć u k ła d grupow y, k tóry zapew ne by ł w ynikiem względów rodzinny ch. W gór­

nej części c m e n ta r z y s k a znalezione zo­

stały w trz e c h m ie jsc a c h obok u r n po­

dłużne doły w kształcie skrzyń, w y b r a ­

ne w glinie, o ś cianach czerw onych

w sk u te k wypalenia. N a jpraw dopodobniej

uk ładano n a d niemi s to sy ciałopalne, k tó ­

(8)

232 W SZECHSWIAT JSIs 15

r y c h popioły sp a d ały do nich, ażeb y w te n sposób można było j a k n a j s ta r a n n i e j z e b ra ć p o ś m ie rtn e s z c z ą tk i zm arłeg o .

Z p rze d m io tó w znalezio ny ch w 68 g r o ­ b a c h (urn ach ) m ę s k ic h i 49 żeńskich n a jw a ż n ie js z e są żelazne i b ro n zo w e fi­

bule, takież s p rz ą c z k i, k o śc ia n e g rze b ie ­ nie i s zklane n a s z y jn ik i oraz w szelkiego ro d za ju broń. N ajczęściej trafiały się że­

lazne dzidy, u m b a i rąc z k i od tarcz, w ieszad ełka, g r o ty od strz a ł, nożyce, rzadziej p o jaw ia ły się miecze, ostrogi, osełki i żelazne części u p rz ę ż y k o ń skiej.

N a jw s p a n ia ls z y j e d n a k m a t e r y a ł n a u k o ­ w y i m u ze a ln y p r z e d s ta w ia ją liczne, do­

brze p rze w aż n ie z a ch o w a n e n a c z y n ia gliniane. W id z ieć m o żn a m ię d z y n iem i n a c z y n ia w k sz ta łc ie lejka, z o stro z a ­ g ię ty m brzeżkiem poziom ym , z kolanko- w a te m i u s z k a m i lub też i bez nich, c h a ­ r a k t e r y s t y c z n e dla e poki żelaznej c e s a r ­ s tw a rzy m sk ie g o . P rz e w a ż n ie są one czarno lśniące i mimo, że w y r a b ia n e b y ­ ły ju ż n a k r ą ż k u g a r n c a r s k i m nie w idać n a n ich zwry k ł y c h śla d ó w toczenia. C h a ­ r a k t e r y s t y c z n y m o rn a m e n te m , zdobiącym g ó r n y fryz b r z u ś c a j e s t k la s y c z n y m e a n ­ der, k tó ry , podobnie j a k l e jk o w a t y kształt, tu d zież c z a rn o lś n ią c a p o w ie rz c h n ia n a ­ czyń po c z ąte k swój w ziął n a jn ie za w o - dniej z P ołudnia. P a n u j ą c ą w ś ró d tego g a t u n k u u r n j e s t fo rm a w ielk ieg o k u b ­ k a o n a d e r u ro z m a ic o n y c h szczegółach, w y k a z u ją c y c h b o g a c tw o form ów czesnej s z tu k i ceram icznej. Niem niej z a s o b n a b y ­ ła s z tu k a ta i w w y r o b a c h u ż y tk u do­

m owego, w śró d k t ó r y c h ani śla d u o k a ­ zów czarnych; p rzew aża w ś ró d n ic h ko ­ lor c z erw o naw y, s z a ry , ż ó łta w y , a nie­

k tó re n a w e t okazy b y ły w p r o s t p o w le ­ czone b a r w ą c z e rw o n ą i żółtą. Co do form to są to prze w aż n ie k u b k i oraz liczne m n ie jsz e i w ięk sze m iseczki, w y ­ k o n a n e n a kole g a r n c a r s k i e m lu b p i e r ­ w otnie lepione w rę k a c h . C ie k a w e z p o ­ śród n ich są k u b k i, z a o p a trz o n e w z a ła ­ m an e w y dłu ż o n e u s z k a o n ie z g r a b n y c h k s z ta łta c h , s p ra w ia ją c e w ra ż e n ie n a ś l a ­ d o w n ic tw a p o d o b n y c h n aczy ń , ro b io n ych z drzew a. N a c z y n ia te g o k s z ta ł tu p o k a ­ zały się p raw d o p o d o b n ie dopiero z k o ń ­ cem epoki r z y m s k ie j, a p r z e t r w a ł y aż do

czasów późno rzy m skich, znane w róż­

n y c h k r a j a c h w p ływ ów rzym sk ich.

N a zasadzie c h a r a k te r y s ty c z n y c h cech w y ro b ó w prze w o rsk ich dr. Hadaczek o- k re ś la w iek d r u g i i trzeci, ja k o epokę p o w s ta n ia c m e n ta rz y s k a . Na te zaś cza­

s y p rz y p a d a n a jw ię k s z y rozwój r z y m ­ skiej Panonii, Noricum i Germanii, do­

k ą d przeszczepiona została częściowo k u l ­ t u r a klasyczna, z n a jd u ją c a doskonałe po­

le szerzenia się n a olbrzym ich obszarach b a rb a r z y ń s k ie j Północy.

N ekro po la p rz e w o rs k a tak a, j a k ą prze d ­ s ta w ia się w swej całej zaw artości k u l­

tu ra ln e j, a nalogiczna j e s t z pod obn em i w E uropie środkow ej, p r z y p is y w a n e m i pow szechnie szczepom g e rm a ń s k im . Sto­

su n k i han dlow e ty c h ż e z k u p c a m i rz y m ­ skim i p r z y c z y n iły się p rzedew szy stkiem do w z r o s tu obcych wpływ ów , n a d a ją c y c h w y b itn e piętno p a n u ją c e j ta m naówczas k u ltu rz e la te ń s k ie j. W Niemczech z n a ­ leziska te g o ty p u m ają w praw dzie j e ­ dnolity c h a ra k te r , ale różnią się m iędzy sobą pew nem i szczegółami, w e d łu g k t ó ­ r y c h o bszar tej k u l t u r y r o zp a d a się na p ro w in cy ę z a ch odn ią i w scho d nią. Za­

cho d n ia s ię g a E lb y, w sc h o d n ia zaś Odry, Ł a b y i W isły, t. j. o bszarów w h is to r y c z ­ n y c h czasach zam ieszk ałych przez Sło­

wian, w p rze d h is to ry c z n e j zaś przez G e r­

manów. Kiedy bow iem ci o s ta tn i całą falę e m ig rac y i s k ie ro w a li k u pro w incyom rz y m s k im i samej Italii, w ów czas zw ła­

szcza n a w sch odn ich k re s a c h o pustosza­

łe o bszary zajęli Słowianie, w p ra w ie n i w ru ch przez H unnów .

Zanim się to j e d n a k stało, ziemie mię­

dzy Ł a b ą a Bugiem, Górami czeskiem i i K a rp a ta m i a B ałty kiem , zajm ow ali j e ­ szcze G erm anow ie, po k tó ry c h pozostałe śla dy rozw oju cy w iliz ac y jn e g o różnych po sobie n a s tę p u ją c y c h epok służą za dowód ich jed n o lito ś c i p lem iennej. Sło­

w ianie nie b yli w ów czas jeszcze w ty ch okolicach znani, a osady ich z a czyn ały się dopiero od linii B ug u i cią g n ę ły się śro d k ie m E u ro p y aż po Ural.

C m e n ta r z y s k o więc p rze w o rsk ie, ja k o je d e n n o w y dowód z a jm o w a n ia dzisiej­

szych zachodnich siedzib s łow ia ń skich

w czasach p rz e d h is to ry c z n y c h przez

(9)

WSZECHŚWIAT 283

•Na 15

szczepy g erm a ń sk ie , stan ow i bardzo w a ­ żny d o k u m e n t h isto ryczny , z k tó ry m tem b ard ziej liczyć się należy, że n ieła ­ two byłoby zarzucić mu coś niepraw dzi­

wego. S k r u p u la tn ie z b a d an e c m e n ta r z y ­ sko samo tudzież przedm io ty z niego pochodzące bezsprzecznie zostały zupeł­

nie w iern ie sklasyfikow ane i j a k w n ie­

wielu ty lk o razach udało się tu dokła­

dnie oznaczyć ich p rzynależność etn icz­

ną. A że dr. Hadaczek Germanom w ła ­ śnie a nie kom u in n em u j ą przypisuje, to nie wina, lecz owszem zasługa tego auto ra , k tó ry , m ają c je d y n ie w y krycie p r a w d y na celu, w yw iązał się w ten spo­

sób n a jo dpow iedniej ze swego obowiązku j a k o uczony i badacz. W p ra w d zie spo­

dziew ać się można, że podniosą się glo­

sy k w e s ty o n u ją c e tak ie pojmowanie s p r a ­ w y przez d ra H adaczka i próbow ać będą uderzać w słabe s tr o n y jeg o poglądów, ale ludzie powołani do teg o w iedzą co o tem sądzić i należycie ocenić potrafią z a słu gę d r a H adaczka ta k około s t a r a n ­ nego z b a d a n ia c m e n ta rz y s k a , j a k o też i u z y s k a n y c h z niego przedmiotów.

B . Janusz.

G. U E B A I N

P ro fe so r S orbony, członek M iędzynarodow ej K o­

m isy i ciężarów atom ow ych.

CZY P R A W A P O D S T A W O W E CHEMII SĄ PR AW AM I ŚC1SŁEMI, CZY T E Ż MAJĄ T Y L K O Z N A C Z E ­

N IE GRANIC?

(D okończenie).

Takie to rozw ażania teo re ty c z n e były g łó w n ą p rzy c z y n ą , k t ó r a skłoniła b a d a ­ czów do s ta r a n ia się o ja k n a jw ię k s z ą d o k ład n o ść w oznaczaniu ciężarów a to ­ m owych. Co prawda, te oznaczenia b a r ­ dzo d o k ład n e p rz e d s ta w ia ją in te r e s w yż­

szego rzędu. Gdy sform ułow ano p o d s ta ­ wowe p r a w a chemii, p o d s ta w a ich do­

św iadczaln a nie m ogła być u w a ż a n a za w y s ta rc z a ją c ą . W p o m iarach , k tó re do­

p row adziły D a lto n a do w ygłoszenia p r a ­ w a wielokrotności sto su nk ów , błąd dosię­

gał 20°/0. P raw d a, że sprosto w an ie ty c h liczb w niczem nie naruszy ło samego praw a. P ytanie, czy p o dstaw o w e praw a ste c hio m e tryc z ne, praw o stałości s to s u n ­ ków, praw o proporcyonalności liczb, p ra ­ wo wielokrotności s to sunk ó w są p r a ­ wam i ścisłemi, czy też je d y n ie p raw am i gran icznem i?

Jeżeli p r a w a te są ścisłe, to h yp oteza atomowa, k tó ra j e s c h e m a ty z u je niejako, n a b ie ra niezm iernie w ysokiego stopnia praw dopodobieństw a; jeż e li j e d n a k p r a ­ wa pow yższe są ty lk o przybliżone, to h ypo tez a atom ow a p rze d staw ia w yłącznie interes h isto ry cz n y i staje się pom ysło­

w ą legendą. Znaczna liczba analiz nie dowodzi tu ab so lu tn ie niczego. D okład­

ność analiz bieżący ch j e s t naogół n iew y ­ s ta rc z a ją c a do ro z s trz y g n ię c ia , czy p r a ­ wa podstaw ow e są ścisłe. A nalizy te r a ­ czej m ogły by nas skłaniać do u w ażan ia praw ty c h za przybliżone. I fakty czn ie, opierając się na podobnych w y n ik a c h a nalitycznych, wielu autorów , m iędzy i n ­ n ym i S c h u tz e n b e rg e r, wypowiedziało przy­

puszczenie, że ciężary atom ow e m ogą zmieniać się w p ew n y ch granic ac h.

Marignac, k tó re m u zaw dzięczam y n ie ­ p orów nane p ra c e nad oznaczaniem cię­

żarów ato m o w y c h , w y k a z u je w tej kwe- styi w ie lk ą rezerwę. „Nie zdaje mi się rzeczą bezw zględnie dowiedzioną, że w ie ­ le ciał nie z a w ie ra s ta le i n orm alnie p e ­ wnego n a d m i a r u je d n e g o ze sw y ch p ie r ­ w iastków , n a d m ia ru małego, zapewne, niemniej przeto szkodliwego dla dośw iad­

czeń".

A więc, d o ty k a m y tuta j je d n e g o z n a j ­ w ażniejszych p u n k tó w filozofii chemii.

S ta s czyni uw a g ę , że, jeżeli pogląd Ma- r ig n a c a j e s t rzeczyw iście słuszny, to p o d ­ staw ow e pojęcia chemii s ta ją się p o d le ­ głe zastrzeżeniom . „Prawo stałości s to ­ sunków, praw o wielokrotności stosunków p rz e s ta ją być p raw a m i m ate m a ty cz n e - mi; s ta ją się one z konieczności p r a ­ w am i gran icznem i".

P rz ede w sz y stkie m , n ależy tu zauw ażyć

wraz ze S ta se m , że ze stałości sk ła d u

danego zw iązku nie w y n ik a jeszcze, by

(10)

234 WSZECHSWIAT J\Iś> 15

s to s u n k i pom iędzy p ie rw ia s tk a m i, k tó re go s k ła d a ją m iały się u t rz y m y w a ć b e z ­ w z g lę d n ie w z w ią z k a c h z in n e m i ciała­

mi. S to s u n e k s ia r k i do b a r u w s ia rc zk u b a r u nie j e s t konieczn ie ta k i sam, jak w siarczanie. D o ś w ia d c z e n ia W e n z e la n a d u trz y m a n ie m o bo jętn o ści w n ie k t ó ­ r y c h r o zk ła d ac h soli, n a p ro w a d z iły n a m y śl p ew n e g o p r a w a w tej mierze, ale d o ś w iadczenia te, pomimo z a ch o w an ia obojętności, nie dowodzą jesz c ze , że r ó ­ w n o w a żn ik i m eta li np. w s ia rc z a n a c h są śc isłem i r ó w n o w a ż n ik a m i t y c h sa m y c h m e ta li w o c ta n a c h , a lb o w ie m zm ia n a obo­

ję tn o ś c i nie d o w o d z iła b y w c a le rzeczy przeciw nej.

A j e d n a k ta k i w ła śn ie b y ł b y przebieg zjaw isk, g d y b y p r a w a s te c h io m e tr y c z n e b y ły tylk o p ra w a m i g r an ic zn e m i. A g d y ­ b y ciężar a to m o w y n ie był s ta ł ą ścisłą, to h y p o te z a P r o u t a lub D u m a s a w y m y ­ k a ła b y się z pod wszelkiej k o ntro li do­

św iadczalnej. C iężar a to m o w y m a t e r y i p ierw o tn e j m ó g łb y ró w n ie d o b rze ró w n a ć się 1 j a k 1/ 2 lub V4 w zależności od w ię k ­ szej lub m niejszej zm ia n y w c iężarach a to m o w y c h .

P rz y puszczając, że p r a w a s te c h io m e ­ try c z n e są ścisłe, trz e b a b y , p o dług b a ­ d a ń S tasa, przyjąć, że j e d n o s t k a ciężaru ato m o w e g o j e s t m n ie js z a od ł/ 16. P o d łu g b a d a ń n o w s z y c h j e d n o s t k a t a może w y ­ nosić n a jw y ż ej 1/ 21.

Zresztą, M arig nac zauw ażył, że h y p o ­ tez a P r o u ta j e s t n iez a le ż n a od w y b o ru j e d n o s tk i. Ale j a k i ż i n te r e s n a u k o w y p r z e d s ta w ia h y p o te z a z chw ilą, g d y z n i­

k n ą a r g u m e n ty , n a k tó ry c h opierał się ten , kto j ą w y głosił?

J a k się p r z e d s ta w ia z a g a d n ie n ie o z n a ­ czania ciężarów a to m o w y c h ?

P y t a n ie p r a w d z iw ie w a ż n e daje się s form ułow ać w sposób n a s tę p u ją c y :

„Czy p o d s ta w o w e p r a w a s te c h io m e ­ t ry c z n e ch em ii są p r a w a m i b e z w z g lę d n ie ścisłemi, czy też j e d y n i e p r a w a m i g r a ­ nicznemi?"

A b y m ożn a było rozw iązać ta k i p r o b le ­ m at, nie w y s t a r c z a do ko n ać po m ia ró w w ysoce p re c y z y jn y c h . T r z e b a je s z c z e d ro g ą a n alizy zupełnie o d m ie n n y c h z w ią z ­ k ów tego sa m e g o p i e r w i a s t k u s tw ie rd z ić ,

że p roporc y a tego p ie rw ia s tk u , o trz y m a ­ n a m etodam i bezw zględnie od siebie nie- zależnem i, j e s t ściśle t a k a sam a. J e d y ­ nie przez p o ró w n a n ie ta k o trz y m an y c h ciężarów ato m o w y c h p rzeko nać się m o ­ żna, czy p ra w a s te c h io m e try c z n e są śc i­

słe.

W rzeczy sam ej, oczyw iste je s t, że oczyszczając z je d n a k o w ą zawsze s t a r a n ­ nością d a n y z w ią ze k i a n alizu jąc go tą sa m ą zawsze m etodą, o trz y m y w a ć bę ­ dziem y zawsze te s am e w yniki. Z god­

ność liczb b ędzie ty lk o św ia dcz yła o tem , że e k s p e r y m e n ta to r u s k u te c z n ia ł swój po m iar z je d n a k o w ą zawsze s ta ra n n o śc ią , nie będzie j e d n a k żad n y m dow odem ści­

słości liczby o trz y m an e j w znaczeniu bez- względnem .

Z drugiej s tro n y , oczywiste jest, że j e ­ den i ten sa m związek, analizo w an y k il­

k a k ro tn ie t ą s a m ą m etodą, może dać licz­

by różne w ta k im tylko razie, jeż e li w ró żnych p rz y p a d k a c h jeg o stopień c zy­

sto śc i j e s t różny; m ożna j e d n a k o trz y ­ m y w a ć s ta le tę sam ę liczbę, jeżeli zw ią­

zek z a w ie ra j a k ie ś zanieczyszczenie stałe.

W reszcie, jeżeli te n sam zw iązek o c zy ­ sto ś c i stałej, analizo w an y ró żnem i m e to ­ dami, daje liczby różne, to winę p rz y p i­

sa ć m ożna albo n iedo kładn o ści pom ia­

rów, albo też b łędności hypotez, w pro ­ wadzonych do rac h un kó w . T u należy zauw ażyć, że, naogół, n a jm n ie js z ą z h y ­ potez, j a k i e się w p ro w a d z a do r a c h u n ­ ków tego rodzaju, j e s t przypuszczenie, że ciężar a to m o w y j e s t s ta łą ścisłą, tak, iż ty m sposobem przy p u sz c z a się a p rio ­ r i fakt, k tó re g o dowiedzenie b y ło by rz e ­ czą najw yższej wagi.

U żyć m eto d a n a lizy różnych, to nie zn a cz y wprow adzić j a k ą ś d ro b n ą zm ianę w szczegółach tec h n ic z n y c h pew nej m e ­ to d y , opartej n a danej zasadzie, ale to znaczy: ciało, k tó re g o ciężaru a to m o w e ­ go sz u kam y, zw ażyć pod d w ie m a p o s ta ­ ciam i bezw zględnie różnemi. T a k więc, j e ż e li za p u n k t w y jś c ia o bierzem y t le ­ nek, to trz e b a będzie w p ie rw s z y m p rz y ­ p a d k u zw ażyć np. siarczan, a w d r u ­ g im — chlorek.

Obrawszy za p u n k t w yjścia tlen ek , k t ó ­

reg o skład przy p u sz c z aln y w y ra ż a się

(11)

.Na 15 WSZECHSWIAT 235

w zorem MO, ozn aczam y w p ierw szym ra­

zie sto su n e k MO : S 0 4M, a av drugim sto ­ su n ek MO: MC12.

Aby ze znajom ości ty ch stosu n k ó w w y ­ prow adzić w a rto ś ć M, należy w p ie r w ­ szym razie znać w artości S i O, w d r u ­ gim za ś—w a rto ś c i O i Cl.

W artości, k tó re znać należy, ab y módz oznaczyć M, o trzy m ały miano „wartości p odsta w o w y c h " (fundam entalnych); są to wartości, należące do pierw iastków na jp o ­ spolitszych, w zg lęd em których oznacza­

m y w a rto śc i ciężarów atom ow y ch inn y ch p ierw iastkó w .

Rzecz prosta, że sam e te w artości fun­

d a m e n ta ln e w inn y być oznaczone ze zna­

czną d o k ład n o śc ią w zg lędem ja k ie g o k o l­

w iek p ie rw ia s tk u , któ re g o ciężar atom o­

w y sta n o w ić będzie p o d sta w ę układu.

B erzelius za p o d s ta w ę swego układu obrał był w a rto ś ć O = 100.

Hypoteza P r o u ta skłoniła do obrania za pod staw ę liczby H = l ; obecnie, celem możliwego przyb liżenia znacznej liczby ciężarów ato m o w y c h do liczb c a łk o w i­

ty ch, p r z y jm u je m y za p odstaw ę O ~ 16.

W uk ład zie ty m H w ynosi w p rzy b liż e ­ n iu 1,008.

Zaznaczywszy to, wróćm y do naszych sto su n k ó w : MO : S 0 4M oraz MO : MC12.

P r z y p u ś ć m y , że wartości M nie zg a ­ dzają ze sobą. W o b e c tego, możliwe są ro z m a ite przypuszczenia. Albo p r z y n a j­

mniej je d n o z trz e c h ciał MO, S 0 4M i MC12 nie je s t czyste, albo też M ma fak ty cznie w różnych tych zw iązkach w arto ść n ieje d n ak o w ą . Można ta k ż e p rzy ­ puścić, ale to sprow adza się do h y p o tezy pierw szej, że w S 0 ,M znajd u je się n i e ­ wielki n a d m ia r siarki łub też niewielki n a d m i a r tlenu, a może też niew ielki brak.

Ta s a m a u w a g a sto s u je się do chloru w MC13. W reszcie, m ożnaby przypuścić, że j e d e n ze s tosu n k ów 0 : S lub O : Cl j e s t źle oznaczony.

O statecznie, e k s p e ry m e n ta to r, k tó re g o w a rto ś c i n a M nie zg ad zają się, m a do w y b o ru dwie a lte rn a ty w y : albo poświęcić m usi zaufanie, ja k ie mieć może do sw o­

ich analiz, albo też pod staw o w e p raw a chemii. O ile sądzić m ogę ze z n a n ych m i p rzy k ła d ó w , w y b ó r zależy j e d y n ie od

t e m p e ra m e n tu a utora. Naogół, praw a podstaw ow e b y w a j ą s ta w ia n e ponad w szelką w ątpliw ością (trzeba posiadać szczególną niezależność um ysłow ą, aby odważyć się postąpić przeciwnie); droga pośrednia polega na przypuszczeniu, że w a rtośc i podstaw ow e są n iedo stateczn ie ścisłe.

Z poprzedniego okazuje się, j a k w ielką liczbę popraw ek u s k u te c z n ić należy, za­

nim się o trzy m a możność ostatecznego rozstrz ygnięc ia kw estyi. A lbowiem trz e ­ ba uw zględnić błędy. Obecnie, możemy u trz y m y w a ć , że, jeż e li ciężary atom owe są zmienne, to ty lko w g ra n ic a c h n ie ­ zmiernie szczupłych. A n ajlep szym sposo­

bem u p e w n ie n ia się w tem j e s t porów­

nan ie w a rtośc i ciężarów a tom o w y ch fu n ­ d a m e n taln y c h , ja k i e p rzy jm o w a ła k o le j­

no M iędzynarodow a Kom isya ciężarów atom ow ych. W a r t o ś c i te uległy ju ż re- wizyi i w rok u bieżącym.

Ponieważ ciężary atom owe różnych p ie rw ia s tk ó w w y w o dzą się z ich s to s u n ­ ków do ciężarów a to m o w y c h p o d s ta w o ­ wych, przeto każda zm iana w pierw szy ch sprow adzić m usi p e w n ą zm ianę w d r u ­ gich. Z m iany te nie są t a k drobne, b y je można bezwzględnie pomijać, i d a ją m iarę przybliżenia, z ja k ie m dzisiaj u w a ­ żać m ożna p r a w a fu n d a m e n ta ln e za p r a ­ w a ścisłe.

0 przybliżeniu te m można sobie w y r o ­ bić pojęcie na pod staw ie n a s tę p u jąc e g o w yciągu ze spra w o zd a n ia M iędzynarodo­

wego K om itetu ciężarów a to m ow y ch za rok 1909.

W o d ó r. W . A. Noyes dokonał pięciu szereg ów oznaczeń, d o ty cz ą c y ch syn tezy wody. W pierw szy m z ty c h szeregów u ja w n iły się pew ne b rak i i dlateg o nie wzięto go w rachubę; c z te ry pozostałe szeregi d ały średnio H = l , 0 0 7 87. Zazn a­

czyć w arto, że Morley o trz y m ał był licz­

bę 1,007 62.

Śre d n ia ogólna w ze sta w ien iu z in n e ­ mi jeszcze w ynikam i, go dn em i zaufania, wynosi 1,007 79. W o b e c teg o w p r o w a ­ dzono do tablic j a k o najbliższą liczbę okrągłą H = l ,0 0 8 .

C h l o r . Noyes i W e b e r dokonali a n a ­

lizy k w a s u chlorowodorowego. W odór

(12)

236 WSZECHŚWIAT Ma 15

ważony był w palladzie, a chlor w chlo- ro p la ty n ia n ie p o tasu . W a ż o n y był tak ż e u tw o rz o n y k w a s chlorowodorowy.

Ze s to s u n k u H : Cl o trz y m a n o Cl = 35,458, ze s to s u n k u zaś H :H C 1 w y p a d a H—35,457 w założeniu, że H = l , 0 0 7 79.

Te s a m e s to s u n k i oznaczył E d g a r ale m eto dą odm ienną. W o d ó r b y ł w aż o n y również w palladzie, t y m c z a s e m chlor o trz y m a n y przez e le k tro liz ę stopionego c hlo rk u sre b ra , był w a ż o n y w stan ie ciekłym . K w as c h lo ro w o d o ro w y w trz e ch d o ś w ia d cz e n ia c h wrażony b y ł b e z p o śre d ­ nio, a w d w u p o z o sta ły ch po pochło­

nięciu przez wodę.

Ze s t o s u n k u H : C ł w y p a d a 35,468, a ze s t o s u n k u H :H C 1 o t r z y m u je się C l = 35,467.

Jeżeli dla H p r z y jm ie m y w a r to ś ć Mor- leya, to w y n ik i z bliżają się raczej, do Cl=35,46.

Z e s ta w iw sz y d a n e powyższe z w y n i k a ­ mi p oszukiw ali D ix o n a i E d g a r a oraz z liczbam i, o trz y m a n e m i przez Guyego i G az a ria n a d ro g ą o z n aczan ia gęstości, o tr z y m a m y w a r to ś ć C l= 3 5 ,4 6 , k t ó r a d zi­

siaj w y d a je się możliwie n a jb liż sz ą p raw d y .

. . S i a r k a . Z o s ie m n a s tu do św ia d cz e ń z sia rk o w o d o re m B aum e i P e r r o t w y p r o ­ wadzili w a r to ś ć S = 32,070. P rz e d te m , Baum d ro g ą o zn aczania g ę s to ś c i b e z w o d ­ n ik a s ia r k a w e g o o trz y m a ł s z e re g w a r ­ tości m niejszy ch. J e d n a k ż e w artość 32,07, k tó ra zgadza się ściśle z w a rto ś c ią , o t r z y ­ m a n ą p rze z R ic h a rd s a i J o n e s a w zało­

żeniu, że Ag=-=107,88, j e s t p r a w d o p o d o b ­ nie bardzo blisk a p r a w d y .

W s p ra w o z d a n iu sw em z r o k u 1906 K o m ite t u z n a ł za rzecz p o ż ą d a n ą p r z e ­ prow adzen ie r e w iz y i ogólnej ta b lic y c ię ­ żarów a to m o w y c h . R ew izy a ta j e s t d zi­

siaj faktem do k o n a n y m .

Nowe b a d a n ia w y k a z a ły , że zaszła p o ­ t rz e b a z m o dyfikow ania wra rto ś c i p o d s ta ­ w ow ych. A c z kolw iek m od y fik a cya t a k a m u siała p o c ią g n ą ć za s o b ą z m ia n y w z n a ­ cznej liczbie i n n y c h ciężarów a to m o w y c h , to j e d n a k zm iany te nie są t a k znaczne, j a k tego m ożna było się spodziewać.

W iele ciężarów a to m o w y c h zachowało, p r a k t y c z n i e rzecz biorąc, d a w n ą s w ą w a r ­

tość, i d r o b n a ty lk o ich liczba uległa głębokim zmianom, j a k to się o kazuje z p o rów nan ia nowej tab lic y z dawniej- szemi. Niem niej przeto t a k a ścisła r e ­ wizya b y ła po trzeb na.

Ciężary atom ow e p o d staw ow e t. j. t y ­ powe, do k tó ry c h od no sim y inne w za­

łożeniu, że 0 = 16, p r z e d s ta w ia ją się j a k n astęp uje:

H = 1,008 C = 12,000 N = 14,007 Cl = 35,460 B r = 79,916 Ag=107,880 K = 39,095 S = 32,070

W a rto ś ć dla s re b r a zdaje się być co­

kolwiek zaniska, m ianowicie o 3 do 5 je d n o s t e k trzeciego rzędu. Ś r e d n ia z n a j ­ lepszych pom iarów w yno si 107,883. W t y m razie, j a k i w in n y ch podobnych, w t a ­ blicy p o d a n a j e s t tylko d ru g a cy fra dzie­

siętna, skoro trzecia nie j e s t pewna. D la ­ tego to w y s t ę p u ją w niej w artości K = 39,10, Ń = 14,01, B r = 7 9 ,9 2 i t. d. Cyfra trz e c ia pod ana j e s t tylko dla wodoru.

P o ró w n a n ie w a rto śc i p o dsta w o w yc h w ta b lic a c h starej i nowej:

T ablica nowa Tablica s ta r a

H 1,008 1,008

C 12,00 12,00

N 14,01 14,01

Cl 35,46 35,45

B r 79,92 79,96

Ag 107,88 107,93

K 39,10 39,15

S 32,07 32,06

Zm iany, p r z y ję te przez K om isyę m ię ­ d zynarodow ą, są, j a k widzimy, bardzo drobne. Naogół, wielkość ich m aleje co­

r az to bardziej z b iegiem czasu. W id z i­

m y więc, że m am y p raw o przypuścić ści­

słość p o d s ta w o w y c h p ra w s te c h io m e try - cznych.

Z k ró tk ie g o ro zbio ru powyższego w y ­

nika, że h y p o te z a atom o w a, k tó r a opiera

się na ty c h p r a w a c h , m oże być u w a ż a n a

za p o tw ie rd z o n ą p rzez d o św iadczenie

w sposób ścisły. J e d n a k chem ia n ie m ówi

(13)

No 15 WSZECHSWIAT 237

n am nic o budowie atomu. B ra k j e s t zup ełn y a rg u m e n tó w chem icznych, prze­

m a w ia ją c y c h za hy potezą jedności m a ­ teryi. Jeżeli istn ieje wspólna m iara dla ciężarów atom ow ych pierw iastkó w , to j e s t ona praw d opo d obn ie m niejsza od błędów doświadczenia. Atoli, zwolennicy h y p o tez y P r o u ta nie dali za w y gran ę.

Oznaczenia ciężarów ato m ow y ch s p o ty ­ k a ją się z u s ta w ic z n e m i z a rz u ta m i z ich str o n y , i przyzn ać trzeba, że te z a rz u ty są n iek ie d y uzasadn ion e. Mimo, że kon- cepcya, ta k drog a ty m um ysłom , j e s t z p u n k t u w idzenia chemicznego p r a w d o ­ p odobnie bezpłodna, nowi e k sp erym en ta- torow ie b ę d ą m usieli lepiej zabezpieczać się przed błędami, k tó ry c h niezawsze po­

trafili u s trz e d z się badacze dawniejsi, n a ­ w e t n a jb a rd zie j utalentow ani.

P r a w d ę pow iedziaw szy, fizyka a z w ła ­ szcza r a d y o a k ty w n o ś ć przyniosły nam f a k ty p oz y ty w n e , k tó ry c h brakow ało, prze m aw ia ją ce na korzyść hypotezy j e ­ dno ści m ate ry i. I jeżeli rzeczywiście, j a k m n ie m a w ielu fizyków, atom y są a g re g a ta m i atomów, to w spólna m ia ra dla ciężarów a to m ow y ch b y ła b y rzędu jed n e j ty siączn ej a to m u wodoru. W ą tp li­

w e j e s t , by ścisłość pomiarów a n a lity c z ­ n y c h m ogła dosięgnąć kiedy k o lw iek wiel­

kości teg o rzędu. Rozwiązanie tego p ro ­ b le m a tu m etodam i dzisiejszem i chemii j e s t niemożliwe.

W reszcie, p o m iary ścisłe, późniejsze od D u m a s o w s k ic h , dowodzą, że zależności liczebne pom iędzy ciężaram i atom owem i nie są, j a k m ożna było m niem ać podów­

czas, ścisłem i zależnościami m atem aty cz- nemi. Obecnie, trzeba im d a w a ć wiarę o tyle, o ile d ajem y wiarę p raw om Mit- sch erlich a, D u lo n g a i P e t it a oraz uk ła d o ­ wi M endelejew a.

Zresztą, możliwe j e s t zupełnie, że p o d ­ sta w o w e p ra w o Laplacea nie sto su je się w całej ścisłości do zgęszczeń ele k tro n o ­ w y c h , j a k i e m i są atom y. Masa e le k tro ­ nów', zależy praw dopodobnie od ich p r ę d ­ kości, z k t ó r ą może zmieniać się ich bez­

władność. Ale ja k i los czeka te młode te o ry e ?

Tłum. S. B .

K R O N I K A N A U K O W A .

W yrzucanie materyi radyoaktywnej w prze­

obrażeniach radu. Wiadomo, źe przemianie emanacyi radowej na rad A towarzyszy emi- sya cząstek a. Otóż, ta część atomu, od której oddzieliły się owe cząstki i która sta­

nowi rad A , musi doznać znacznego uderze­

nia zwrotnego. Z drugiej strony, ponieważ masa cząstki a wynosi 4 (H — 1), a masa osadu czynnego jest wielkością rzędu 100 , przeto p ro d u k t ten w chwili swego tworze­

nia się powinien poruszać się z prędkością 10 7 centym etrów na sekundę. W w a run­

kach zwyczajnych, gdy emanacya zmieszana jest z powietrzem pod ciśnieniem atmosfe- rycznem, rzeczona cząstka radu A posiada tyło tylko energii, ile jej potrzebuje do prze­

bycia ułam ka milimetra drogi, zanim za­

trzym a sig w s kutek zderzenia z cząsteczka­

mi powietrza. Pod ciśnieniami bardzo ni- skiemi, przeciwnie, cząstki owe przebiegać będą znaczne odległości, zanim zatrzym ane zostaną przez rozrzedzone powietrze, a zda­

rzyć się może, że d otrą aż do ścianki n a ­ czynia.

J a k wiadomo, tworzeniu się radu B kosz­

tem radu A towarzyszy wyrzucenie drugiej z kolei cząstki a; wobec tego, należy ocze­

kiwać, że atom nowej substancyi w chwili jej powstawania otrzym uje drogą reakcyi impuls, niezbędny do przebycia znacznej od­

ległości w atmosferze rozrzedzonej.

W Physikalische Zeitsohrift (Ai 11 z roku bieżącego) Russ i Makower opisali doświad­

czenia, k tóre dostarczają bezpośredniego do­

wodu na to, źe rad A , rad B i rad C rze­

czywiście doznają uderzenia zw rotnego w chwili swego powstawania z emanacyi rado­

wej, z ra d u A i z radu E.

Wymienieni badacze oznaczyli prawo ab- sorpcyi promieniowania aktywnego, w ysyła­

nego przez emanaoyę radu w stanie równo­

wagi radyoaktyw nej z produktam i rozpadu zarówno w powietrzu, jak i w wodorze.

Okazało się, że promieniowanie, które prze­

nika aż do powierzchni, umieszczonej w od­

ległości danej od zgęszczonej emanacyi, jest funkcyą wykładniczą ciśnienia pary. P r ę d ­ kość zanikania aktywności, nagromadzonej na powierzchni, k tóra przedtem wystawiona była na promieniowanie, wysyłane przez emanacyę, przemawia za tein, że zarówno rad A j a k rad B dosięgają tej powierzchni.

Rad B i rad C są wypromieniowywane

poprzez próżnię, począwszy od powierzchni

danej, jeżeli tylko powierzchni tej nadamy

uprzednio aktyw ność przez wystawienie jej

na działanie emanacyi. Przypuszczając, że

Cytaty

Powiązane dokumenty

dowego, które też w następstwie mają być przez Ligę możliwie szybko ogłoszone. Spełnia się w ten sposób, przynajmniej częściowo, oddawna głoszony postulat,

Nie trudno wyciągnąć wniosek z powyższych wywodów i odpowiedzieć na pytanie, gdzie u nas hutnictwo żelaza ma naturalne i nieodmienne warunki istnienia oraz

Dla mnie pytaniem takim jest pytanie o to, dlaczego istnieje świat materialny i dlaczego ma on fundamentalne przypisywane mu przez Hellera atrybuty: dlaczego jest

Używając jako oświetlaczy trzech diod świecących (czerwona, zielona, niebieska) oświetlić nimi biały ekran tak, aby wszystkie wiązki oświetlały wspólne pole. Dobrać tak

nych; to ryzyko środków materjalnych, na które odważali się bez wahań memcy, jest wprost zadziwiające i musi

Ze słów tych widzimy najlepiej, że Słowacki na kilka lat przed spotkaniem się z Towiańskim staje się już mistykiem w najszlachetniejszem tego słowa

Słusznie więc m ożnaby zapytać, czem je s t potęga techniki, u łatw ienie kom unikacyi i grun- tow ność badań nowoczesnych wobec w yczerpania darów p rzyrody

Jednakże napewno wiemy tyle, że na roślinność, jaka wtedy rosła, składały się przeważnie rośliny rodniowe, a z tego przedewszystkiem paprocie i to nie z tych, jakie