Luigi Pareyson
Ź ródłowość interpretacji 1
1 Podstawa przekładu: I.. Pareyson, Verita e interpretazione, cl. 2: Originarieta deWinter- pretazione, Milano 1971, s. 53-90.
S
tosunek do bytu i interpretacja prawdy. O
ntologia i hermeneutykaW
szelkie ludzkie relacje mają charakter interpretacyjny - czy chodzi o poznanie, działanie, dostęp do sztuki, czy też o stosunki między osobami bądź poznanie historyczne lub medytację filo zoficzną. Nie byłoby tak, gdyby interpretacja nie miała sama z siebie cha rakteru źródłowego: określa ona ten stosunek do bytu, w którym zawiera się samo bycie człowieka; w niej dochodzi do głosu pierwotna solidarność człowiekaiprawdy. Ta źródłowość interpretacjiwyjaśnianie tylko interpreta
cyjny charakterwszelkich ludzkich relacji, lecz także ontologiczny charakter wszelkiej interpretacji, jakkolwiek określona czy szczególna byona była; in terpretować znaczy transcendować i niemożnamówićautentycznieo bytach, nie odnosząc się jednocześnie do bycia. Mówiąc krótko, źródłowy stosunek ontologiczny jest nieuchronnie interpretacyjny, każda interpretacja zaś ma z konieczności charakter ontologiczny.
Znaczyto, że prawda może być tylko przedmiotem in terpretacji, natomiast interpretacja może dotyczyć tyl ko prawdy. W interpretacji oryginalność, której źródłem są nowa osoba i czas, oraz źródłowość wywodząca się z pierwotnego stosunku ontolo- gicznego są nierozłączne i współistnieją. Interpretacjajesttą formąpoznania, która jest jednocześnie i nierozłącznie prawdziwościowa i historyczna, ontologiczna i osobowa,rewelatorska i ekspresyjna.
Luigi Pareyson
W
spółistnieniew interpretacjiaspektu HISTORYCZNEGO I REWELATORSKIEGOZ
tego, co wyżejpowiedziane,wynika przede wszystkim,że jedynymadekwatnym poznaniem prawdy jest interpretacja pojęta jakoforma pozna
nia historycznego i osobistego, w którym osobowość jednostki orazsytuacja historyczna nie sąbynajmniej przeszkodą czychoćby ograniczeniem dla po znania, lecz przeciwnie — jego wyłącznym warunkiem i jedynym odpowied nim organem. W pewien sposób można zdefiniować interpretację jako taką formę poznania, w której „przedmiot” objawia się o tyle,o ile „podmiot” się wyraża, i odwrotnie. Na miano interpretacji nie zasługujezatem ta, w której osoba i czas, zamiast stawać się ścieżką wiodącą ku prawdzie i otwarciem na nią, są jedynym właściwym przedmiotem dla myślenia, które staje sięw ten sposób czysto historyczne — czy też ideologiczne, techniczne — i którego prze znaczeniem jest więc przemijać w czasie i w związku tym być jedynie jego obrazem i wytworem.
Właściwy charakter interpretacji polega więc na tym, że jest ona jed
nocześnie i rewelatorska, i historyczna, apoznać w pełni jej istotę można tylko wtedy,gdy pojmiesię w całymjej zasięgu współistotność obu tych aspektów,w tym znaczeniu, że w interpretacji aspekt rewelatorski jest nie odłączny od aspektu historycznego. Przede wszystkim możnapowiedzieć, że interpretacjajest tą forma poznania, która jest rewelatorska iontologiczna o tyle, o ile jest historyczna i osobista. Osobisty oraz historyczny cha
rakter interpretacji nie jest powierzchownym zabarwieniem, niepotrzebnym dodatkiem bądź niedyskretnym akompaniamentem; nie jest też, co byłoby jeszcze gorsze, dowolnym narzuceniem, istotnymograniczeniem lub nieod
wracalnym zniekształceniem, tak iż można by oczekiwać, że zostanie wyeli
minowany,liczyć na to, że uda sięgo stłumić,sarkaćna jego nieuchronność.
Jest tak, ponieważ osoba i kontekst nie są w odniesieniu do prawdy jakąś fatalną przeszkodą ani niefortunnązawadą, lecz przeciwnie — jedynym spo
sobem dotarciado prawdy oraz jedynym środkiem jej poznania i, co więcej, narzędziem służącym wniknięciu w nią, narzędziem, które — o ile zostanie właściwie użyte — jest najbardziej precyzyjne i najwłaściwsze.
Mocą interpretacji ów antyhistorycyzm,którym nieuchronnie obarczone jestwszelkieposzukiwaniei odkrywanieprawdy, niemaimieć nie powinien charakteru ascetycznego, a to dlatego, że jedynym sposobem nadotarcie do prawdyniejest ucieczka od historii — rzeczniemożliwa, gdyż równałaby się ucieczce od nas samych i naszej własnej kondycji. Przeciwnie, sposobem dotarcia do prawdyjest posłużenie się historią, rzeczjak najbardziej
- 70 -
ŻRÓDLOWOiC INTERPRETACJI
możliwa, nawet jeślikłopotliwa i uciążliwa, jak teżbędąca źródłem wszelkich trudności, na które natyka się nie tylko poznanie prawdy, lecz także każda odmiana interpretacji,jakkolwiek uwarunkowana i osobliwa bybyła.
Poza tym w interpretacji objawianie prawdy i wyrażanie swego czasu są do tego stopnia nierozdzielne, że można powiedzieć, iż znajdują się nie w relacji przeciwieństwa, lecz bezpośredniego powiązania, właśnie dlatego, że aspekt historyczny interpretacji bynajmniej nie przytłacza aspektu rewe- latorskiego, lecz jest jego jedynym możliwym warunkiem. Nie jest tak, że interpretacja jest tym mniej rewelatorska, im bardziej jest osobista, ponieważ jest ona bardziej rewelatorska właśnie o tyle,o ile jestbardziej osobistai histo
ryczna. Jest wręcz niemożliwością chcieć oddzielić— lub dążyć do odróżnie
nia - w interpretacji aspektu historycznego i przemijającego od jądra, które miałoby byćtrwałe i niezmienne, ponieważwszystko jest w niej równie i jednocześnie historyczne oraz rewelatorskie, osobiste oraz onto- logiczne. Jeśli człowiekowi udaje się uchwycić prawdę, to nie dzięki wyjściu z historii, lecz dzięki posłużeniu się nią jako drogądostępu do prawdy, nie dzięki wyrzeczeniu się siebie, lecz dzięki uczynieniu siebie samego ścieżką i otwarciem.
W interpretacji objawianie prawdyidawanie wyrazu historycznemu mo mentowi nie znajdują się w relacji bliskości, ciągłości bądź też stopniowal- ności, lecz syntezy, w tym znaczeniu, że jedna z tych funkcji jest postacią tej drugiej. Jeśli prawdą jest, że objawianie prawdy może być tylkoosobiste i historyczne, nie mniej prawdziwe jest to, że objawianie prawdy i tylkoono zawiera także prawdę czasu i osoby, także interpretacjajest w całości i re welatorska, i ekspresyjna, łącznie i osobista, i ontologiczna.
I
nterpretacjanie ma charakteruANI SUBIEKTYWI STYCZNEGO, ANI APROKSYMATYWNEGO
rzeba podkreślić fakt,że historycznośćiosobisty charakter interpretacji _L nienaznaczająjej bynajmniej ani arbitralnością, ani niesprecyzowaniem, których rezultatem mógłbybyć głęboki subiektywizm o konsekwencjach re latywistycznych i sceptycznych.
Jeśliinterpretacja jest zawsze historyczna i osobista, tojest ona z koniecz ności różnorodna. Częstopodawane wyjaśnienia tego pluralizmu interpreta cji, od razu rzucającego się w oczy (totcapitatot sententiae-, moja, twoja, jego interpretacja), które wydają się prima facie naturalne i jakby oczywiste, są powszechnie przyjmowanei powtarzane,prowadząc do wieluniebezpiecz
nych dwuznaczności i fatalnych nieporozumień. Uważa się, że z powodu
- 71 -
Luía Pareyson
swego pluralizmu interpretacja prowadzi do rozmycia i utraty prawdy lub pozostajewnieunikniony sposóbzewnętrzna wobec niej.Z jednej strony, je śli interpretacjajest wciąż nowa i różnorodna,todzieje siętak dlatego, żenie daje prawdy,lecz tylko wyobrażenia, które wytwarzają różne osobyi zmienne reakcje, zdrugiej natomiaststrony, jeśli interpretacja nie jawi się nigdyjako jednorodna i ostateczna, to przyczynątego faktu jest to, że nie dochodzi ona do istoty prawdy, a jedynie krążywokół niej, pozwalając, by jej najgłębsza naturasię wymykała. Tak pojęta interpretacja byłaby skazana na arbitralność i aproksymację — z jednej strony obojętnyrelatywizmprzypuszczeń, z drugiej - niedostatki poznaniapowierzchownego i zniekształcającego.Prawdą jest, że interpretacja możeutknąć między tymi biegunamirelatywizmu iaproksyma cji, a dzieje się tak wtedy, gdy jejdynamika przeradza się w subiektywistyczne rozproszenie arbitralnych wyobrażeń lub w bezskuteczne przybliżanie się do nigdy nieosiągalnego przedmiotu. W takim przypadku jednak tym, czego brakuje, jestwłaśnie sama interpretacja, ponieważ osoba, uczyniwszy się bar
dziej przedmiotem ekspresji niż narzędziem docierania doprawdy, przedkłada siebie ponad prawdę i przyczyniasiędojej zakrycia i zasłonięcia, zamiast do jej uchwycenia i ujawnienia.
Jest faktem, że pluralizm interpretacji nie jest jakimś defektembądź prze szkodą, lecz oznaką bogactwa ludzkiej myśli. Podobnie prawdą jest, że nic nie jest tak absurdalne jak próba pomyślenia interpretacji jako jednorodnej i ostatecznej, tak, jak chcielibyci, którzy utrzymują, że poznanie jest pełne wtedy, gdy jest jednorodne, jego osobowy charakter to fatalne i godne po żałowania ograniczenie. Błędem tych przesądów jest poszukiwanie dokład
ności i jasności w sposób tak uproszczony i ograniczony, że nie można ich znaleźćtam, gdzie włada różnorodność i nowośćludzkiego życia. Remedium na subiektywizm i aproksymatywność poznania niejest ich przeciwieństwo, czyli domniemana i niemożliwa do osiągnięcia jednorodność interpretacji.
Pomiędzy tymi dwoma biegunami nie zachodzi sprzeczność, gdyż pośred
niczy między nimi, jako jedyna prawdziwa możliwość, sama interpretacja.
Nie jest ona mniej zdolna do uchwycenia i ujawnienia prawdy przez to, że ma charakter mnogi, historyczny i osobowy, którego bynajmniej nie traci przez to, że dochodzi do prawdy i ją posiada. Królestwo tego, co podlega interpretacji, wsparte jest na niemożliwości istnienia jednoznacznego i bez pośredniego poznania,w którym wszyscy dochodzą do zgodybezsporui bez dialogu. Zakłada ono, żenie istnieje inna forma autentycznegopoznania niż interpretacja, która jestze swej natury historyczna iosobista, i dlategozłożo
na i nieostateczna; każę uznać, że jest rzeczą niewłaściwąganić takie właśnie charakterystyki interpretacji, a konieczną — uznać je nie tylko za istotowe i nieusuwalne, ale takżeza korzystne i pożyteczne.
ŻRÓDŁOWOSC INTERPRETACJI
Podstawową zasadą hermeneutyki jest to właśnie, że jedynym adekwat
nymsposobem poznania prawdyjest interpretacja. Znaczy to, żedo prawdy możnadochodzić i osiągać ją na wiele sposobów, a żaden z nich, o ile jest godny miana interpretacji, nie jest uprzywilejowanyw stosunku do innych, w tymsensie,żemógłby rościćsobie pretensje do posiadania prawdyw spo
sób wyłączny, pełniejszy, a w każdym razie lepszy. By osiągnąć swój cel, her
meneutyka nie musi wyrzekać się ani swego charakteru historycznego, ani osobistego, co zresztą byłoby rzeczą niemożliwą, gdyż żadnego z nich nie możnawyeliminować. Whermeneutyce udział osoby nie polega na usunięciu siebie po to, by ustąpić miejsca jakieś bezosobowej czy zdepersonalizowa- nej świadomości bądź też „pozwolić być” prawdzie. Oczywiście, zadaniem osoby w interpretacji jest właśnie „pozwolić być” prawdzie, nie oznacza to jednak bynajmniejosiągnięcia stanu świadomości bezosobowej czy zdeperso- nalizowanej. Tominimum „depersonalizacji”,które wydajesię konieczne dla
„wierności” interpretacji, niepozwala jedynie nato,by historycznośćiosobo wość zyskały pozycjędominującą, stając się celamisamymi w sobie, zamiast być drogą do prawdy, i zakrywając to, co prawdziwe, miast dawać do niego dostęp. By cel interpretacji mógł być osiągnięty, konieczne jest pogłębienie sytuacji historycznej i nadanie istocie osoby takiego kierunku, by mogła stać się narzędziem służącym nastrojeniu i wniknięciu w prawdę. Prawda polega na tym, by „pozwolić być”, właśnie o tyle, o ile jest „nastrojona i uchwyco
na”, i udzielasięinterpretacji w tej mierze, w którejta ostatnia, dzięki swemu otwarciu i przystępności,zapewniłaprawdzie gościnęi akceptację.
N
iemożliwość odróżnieniawinterpretacji aspektu ULOTNEGO OD TRWAŁEGO JĄDRAf | łrzeba podkreślić także wzmiankowany już wyżej fakt,że w interpretacji
± niemożliwością jestchcieć odróżnićlub żądać oddzielenia tego, co cza
sowei ulotne, od tego, co miałoby byćniezmiennym i trwałym jądrem.
Odróżnienie takie byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby w interpretacji dało się oddzielić od siebie jej aspekt historycznyod aspektu rewelatorskiego.
Ponieważ jednak interpretacjajest tym, czym jest właśnie namocyfaktu, że dostępuje prawdy poprzez historyczność sytuacji oraz osobowośćmyślącego, nie jest rzeczą możliwą, by objawianie prawdy stało sięw niej niezależne od wyrażania czasu, ani to ostanie od tego pierwszego. Dlatego też niemożli wością jest rozróżnić w niej „rdzeń” — który miałby być atemporalny i po- nadhistoryczny, a jako taki wieczny i niezmienny - oraz „łupinę”, zmienną i efemeryczną, gdyżczasową i historyczną.
Luigi Pareyson
Wmyśliludzkiej wszystko jest w równym stopniu czaso
we i historyczne. Jedyny podział, jaki można tu poczynić, jest rozróż nieniem pomiędzyhistorycznością, która wyczerpuje się w wyrażaniu czasu, a historycznością mającą wymiarontologiczny;między tym, cojest wyłącz- nie historyczne i dlategowyraża jedynie swój własny czas, lecz nie ujawnia prawdy, a tym, co, będąc historyczne, jest także rewelatorskie w tym zna
czeniu, że ujawnianie prawdy, w oparciu o osobisty i historyczny charakter interpretacji, musi przybrać postać historyczną i mieć aspekt ekspresyjny.
Taki podziałjestjednak oparty na rozróżnieniu pomiędzy tym, cojest inter
pretacją, atym, co niąnie jest. To, co wyłącznie historyczne, jedyniewyraża własny czas i dlatego jest nietrwałe i zmienne, jako żeunoszone przez prąd czasu, którego jest wytworem i obrazem. Tymczasem w interpretacji aspekt historycznyiaspekt rewelatorskisą tak nierozłączne inierozdzielniepowiąza ne inicjatywą osoby, czyniącej zsiebie samej i własnego położenia narzędzie dostępu do prawdy, iż element historyczny, niezbędny dla przejawiania się i formułowania prawdy, w pewnymstopniu zostaje wyrwanyz nurtu czasu.
Bez wątpienia prawda jest ponadhistoryczna i ponadczasowa,atoli ta jej po- nadhistoryczność i ponadczasowość zyskują wartość tylko w historycznych i czasowych formach,które prawda przybiera. Każde sformułowanie prawdy jest zawszehistoryczne i czasowe, lecz historyczność i czasowość tej prawdy, nie będącwszak jej bezpośrednim ujawnieniem czy urzeczywistnieniem, nie przemija wraz z nurtem czasu, gdyż jest otwarciem na prawdę i prowadzącą ku niej ścieżką, zatem naznaczona jest źródłową i głęboką obecnością bytu.
Hermeneutyka stanowczo wyklucza zarówno przekonanie, że to, co hi storyczne, miałobybyć —jako historyczne właśnie — ulotne i nietrwałe, jak i myśl, iż poznanie oraz sformułowanie prawdy mogłoby być pozbawione aspektówhistorycznych i czasowych. Winterpretacji,zjednej strony, element historyczny, choć nie przestaje wyrażać czasu, jest tak słabo związany z jego upływem, że nigdy nie traci swej aktualności, jakkolwiek jest nierozdzielny od sformułowania prawdy. Z drugiej strony,ujawnianie się prawdyjestwtak dużym stopniu zależne od czasu, że od niego się rozpoczyna i uznaje go za nieodłączny środek idrogę do osiągnięcia swego własnego celu.
Odróżnianietego, co trwałei niezmienne, od tego, coulotnei zmienne, jak też uznanie za efemeryczne tego, co jedynie czasowe i historyczne, zachowuje więc swe znaczeniew ludzkiej myśli. Należy jednak pamiętać, że to sito nie służy bynajmniej oddzieleniu w interpretacji prawdy „części” hi storycznej i przemijającej od „części” wiecznej i trwałej, lecz jedynie oczysz czaprawdziwą i czystą interpretacjęprawdyod osadu myśli wyłącznie histo
rycznej i technicznej, z czego nie wynika jednak, że przestaje być konieczne uchwycenie w interpretacji nierozerwalnych więzów łączących jej aspekty
74
ŻródlowoSC interpretacji
historyczne i czasowe zaspektami ontologicznymi irewelatorskimi — oba bo wiem należądosamej istoty interpretacji.
J
ednośćprawdyjest nieodłącznaod wielości JEJ SFORMUŁOWAŃ"K T ieoddzielność aspektu rewelatorskiego oraz aspektu historycznego in- N terpretacji wyjaśnia ponadto, w jaki sposób mogą współistnieć w niej nietylkobez sprzeczności, ale wręcz nieodłącznie jedność prawdy oraz wielość jej sformułowań.
Istotnie, stwierdzić, że interpretacja jestjednocześnie oraz nierozdzielnie i rewelatorska, i historyczna, to tyle, co stwierdzić, że prawda dostępna jest tylkozkażdorazowo danej,poszczególnej perspektywy, która jestzkolei samą sytuacjąjako drogą dostępu do prawdy: prawdę można objawić tylkookreśla jącją i formułując, ado tego dochodzi wyłączniew wymiarze historycznym i osobowym. Choć więc prawda jest oczywiściejedna, to nie jawi się nigdy w swym właściwym zdeterminowaniu, w sformułowaniu, które można by uznać za jedyne idefinitywne, lecz zawsze wpostaciach, które kolejno zyskuje iodktórychjestnieodłączna,także jedynym sposobem, w jaki możesię prze
jawiać,jest właśnie pojedynczość jejosobowych ihistorycznychsformułowań.
Interpretacja, właśnie dlatego, że jest jednocześnie i nierozdzielnie on- tologiczna i osobowa, od samego początku jest zarazem rewelatorska i mnoga, tak że jej wielość bynajmniej nie podważa jedności prawdy — owszem, wzmacnia ją i utwierdza. Prawda jest zawsze jedna, lecz sposoby jej formułowania są zawsze różnorodne, a pomiędzy jednością prawdy i wielo
ścią jej sformułowań nie ma sprzeczności, ponieważ mocą interpretacji, która jestzawsze zarazem i historyczna, i rewelatorska, jedność prawdy zyskuje wartość tylko w nadawanych jej historycznych i pojedynczych sformu
łowaniach, a to właśnie interpretacja utrzymuje jedność prawdy w samym akcie, który pomnaża bez końca jej sformułowania. Interpretacja nie jest — nie może, nie powinna -być jedna, z definicji jest ona różnorodna. Różno
rodność ta jest jednakróżnorodnością zawsze nowych i rozmaitychsformu
łowań prawdy, czyli bynajmniej nie podważa i nie rozbija jedności prawdy, leczraczej ją podtrzymuje ijednocześnieżywi się nią, zachowuje ją, a zarazem czerpie z niej pobudki i inspiracje. To, co należy konieczniezrozumieć, choć niejest torzeczą łatwą, to fakt, żewłaśnie dzięki interpretacji jedność prawdy i wielość jej sformułowań nie tylko dają się ze sobą pogodzić, lecz wręcz są współistotne, tak, że jedna i druga tylko w sobienawzajemznajdują swą ade
kwatną formę i prawdziwe znaczenie.
- 75 -
Li;k,i Pareyson
Sformułowania prawdy sąróżnorodne, lecz różnorodność ta nie zagra
ża jedności prawdy, wręcz przeciwnie, zakłada ją i nią żyje, tak że jedność prawdy nieznosi wielościjej sformułowań, ale wnich żyje i domaga się ich.
W rzeczy samej, zjednej strony, historyczneprawdy nie mogłyby istnieć bez prawdy jedynej, której są interpretacjami, gdyby było inaczej, byłyby one jedynie wyrazem swego czasu, byłyby pozbawione wartości rewelator- skiej, a nawet — jako odartez funkcji hermeneutycznej — charakteruspekula- tywnego. Istniałaby więc jedynie myślczystohistoryczna, to znaczy wyłącznie ideologiczna, techniczna i instrumentalna. Z drugiej strony, prawda, którą można by poznać tylkow jeden sposób, niebyłaby prawdą; jedno sformu łowanie prawdyznosi prawdę samą, ponieważ chce być za niąwzięte, podczas gdy jest jedynie interpretacją, czyli jakimś pojedynczym sformuło waniem wśród nieskończenie wielu innych równie możliwych.
S
formułowanie prawdy jest interpretacją,
A NIE JEJ NAMIASTKĄ.
A
ni MONOPOL, ANI KAMUFLAŻ'VW"7~celu dokładnego naświetlenia tego podstawowego założenia her- W meneutyki trzeba wziąć pod uwagę dwie podstawowe okoliczności.
Przede wszystkim nie należy zapominać, że prawda i jej sformułowania nie mogą się obejść bez siebie nawzajem, a wręcz są ze sobą tak ściśle związane, że w końcu stanowiąjedno. Dlategowłaśnie nie wolnobraćjednej zadrugą, tak, jak zdarzyłoby się to wtedy, gdy jakieś sformułowanie prawdy, pojęte jako różne od niej, dążyłoby do jej całkowitego zastąpienia lub zostało po traktowane jako jej zwykły kamuflaż.
Sprawy nie tak się mają, że z jednej strony jest jedna prawda, a z dru giej jej liczne sformułowania, niczym dwa porządki rzeczy całkowicie od siebie różnych, którym zdarza się spotkać i połączyć w jakimś określonym momencie historycznym. Gdyby tak było, nie istniałaby żadna prawdziwa więź międzyprawdąa jej sformułowaniami. Nie tylkoprawda byłabyniczym zagubionaw swym oddzieleniu, co mocno uzasadniałoby coraz bardziej zy skującą dziśna znaczeniu tendencjędotego, by nie uznawać jednościprawdy, a nawet całkowicie ją usuwać. Zaginąłbytakże nierozerwalny związek, który spaja prawdę i jej sformułowania,a nawetpowoduje, że są ze sobątożsame, w tym znaczeniu, że prawda może się jawić tylko jako sformułowana, a na miano sformułowania prawdy nie zasługuje to, które nie jest samąprawdą, jako zinterpretowaną. Nie jest też tak, że istnieje jedna prawda i jedno jej prawdziwe sformułowanie,któremiałoby się rozszczepiaćna wiele sformuło wań historycznych, odzwierciedlających je mniej lub bardziej wiernie. Jedy
- 76 -
Żródłowośćinterpretacji
nym sposobem, wjaki jedna prawda jawi sięlub jawić się może, sąwłaśnie jej liczne i historyczne sformułowania, które nie są jej zwykłymi kopiami i sła bymi odbiciami, lecz rzeczywistym wcieleniem i faktycznym posiadaniem.
Prawda i jej sformułowania są dzięki interpretacji tak zbudowane, że możliwa jest, a nawet wręcz konieczna, ich identyczność, natomiast rze
czą niemożliwą, wręcz niedopuszczalną, jest pomieszanie ich ze sobą.
W swej konstytutywnej dla nich obu nieoddzielności nie są one ani tak od siebie „różne”, by nie powinny być utożsamiane, anitak„podobne”,by moż
na było je zesobą pomylić. Można nawet powiedzieć, że prawda i jej sfor mułowania, właśnie dlatego, że nierozdzielne, niesą anipodobne, ani różne, a właśnie jako identyczne są nie do pomylenia. Niechodzi o to, że prawda objawia się tylko w czymś innym od siebie, ani że pozwala się posiąść wyłącznie jako i n n a odsiebie, leczdotego stopnia powierzasię ona swym historycznym sformułowaniom, zdolnym do jej uchwycenia, że w końcu utożsamiasięza każdym razemz każdym znich. Każde sformułowanie praw
dy godne tego miana jest samą prawdą, jako zinterpretowaną i posiadaną osobowo, tak żewciąż nowe i odmienne sformułowania prawdy są jednocze
śnie jedynym trybem jej przejawiania się i istnienia, jak też jedynym sposo bem,w jaki możemy ją wyrażaći posiadać. BIW. Jag,
Sformułowanie prawdy zyskuje swój status sformułowania jako inter
pretacja prawdy. Znaczy to, że z jednejstrony jest ono tylko interpretacją, czyli jakimś sformułowaniem jednostkowym, historycznym, osobowym, a zatem współistniejącym z nieskończoną liczbą innych, równoważnych sformułowań i dlatego nie ma prawa zastępować prawdy w tym, co jej właściwe, czyli jedności i atemporalności, ponieważ to właśnie swą jedność i atemporalność prawda utwierdza jedynie w każdym swym poszczególnym sformułowaniu, które zyskuje, a którego wręczsiędomaga i któreprzywołuje.
Z drugiej strony, znaczy to, żesformułowanie prawdy jest właśnie inter
pretacją, czyli prawdziwym i rzeczywistym posiadaniem prawdy, na
wet jeśli, jak zobaczymy, przedstawia się jakozadanienieskończone iniekoń czące się,tak że prawda, którą już się posiadło winterpretacji, w żaden sposób nie potrzebuje przedstawiać się jako innaod siebie samej i mieszać się ze swymisformułowaniami, ukrywając się pod nimi niczym wzmiennym i róż
nobarwnym przebraniu, które ją zakrywa i zniekształca, zamiast ujawniać ją i wyjaśniać.
Pojęciem przynoszącym najwięcej szkody właściwemu zrozumieniu her meneutyki, a zatem najbardziej zwodniczym, gdy chce się podać definicję tego, czym jest sformułowanie prawdy, jest pojęcie modyfikacji. Relacja za
chodząca między prawdą a jej sformułowaniem nie jest relacją dwóch sfer odmiennych, tak, jakby prawdamogła przejawiaćsięjedyniew czymś innym
Luigi Pareyson
od niej samejbądźukazywać się tylko jako inna od siebie,natomiast interpre tacja, której ją poddajemy, była wyłącznie jakąśjej kopią,odbiciem,obrazem, przedstawieniem. Tak, jakby przez sam fakt, że jakoś zostaje sformułowana, miała ona zmienić swą istotę, modyfikując się,przemieniając lubulegając od kształceniu; tak, jakby fakt, iż różne jej historyczne bądźosobowe sformuło waniazawierająją i posiadają, każde na swój sposób,skazywał ją na nieustan
ny, kameleonowy kamuflaż; tak, jakbybogactwo jej przejawów sprowadzało się do jakiegoś rodzaju fantasmagorycznego transformizmu. 1 faktycznie,do tego błędnegopojęcia modyfikacji da się sprowadzić dwa nieadekwatne spo
soby pojmowania interpretacji oraz sformułowania prawdy, czyli monopol i kamuflaż. Takie sformułowanie prawdy, które rościłoby sobie pretensje do bycia jedynym, czyli chciałoby zmonopolizowaćprawdę w wyłącznym posia
daniu, tym samym przyznałoby, że jest czymś innym od prawdy, innym do tego stopnia, by chcieć zająć jej miejsce. Postrzeganie różnych sformułowań prawdy jako jej nieustannych przemian i różnobarwnych przebrań oznacza uznanie ichza cośinnego od prawdy,ito innego takbardzo, że mogą one być jedynie jej kopią — bądź wręczmaską, obrazem, a nawetpozorem, odbiciem czy ażodkształceniem.
Czym innymjestinterpretacjaprawdy,a czyminnym jejnamiastka.Tak, jak i n terpretacj a, sformułowanie prawdy jest prawdą samą, a nie czymś od niej innym. Oczywiście, jest to prawdajako posiadana osobiście i historycznie sformułowana,a nie prawda wswym abstrakcyjnym i niemoż liwym oddzieleniu. Prawda jednak nie ulega zmianie ani przeobrażeniom, dlatego że jest osiągalna dla osobyi obecna w historii, ponieważ osobowość i historyczność dotycząsposobu docierania do prawdy oraz formyjej posia
dania, a nie jej pochodzenia i treści. Tak, że jakieś sformułowanie prawdy, o ile zdolne jest uchwycić ją aż do utożsamienia się z nią, jest czystą rewelacją prawdyi jej prawdziwym posiadaniem.Jako namiastka, sformułowanie prawdy jestjakąśjej m odyfi kac ją,czyli niczyminnym niż kopią, odbiciem, obrazem. Stąd wynika możliwość pomieszania, w wy niku którego prawda i jakieś jej sformułowanie zamieniają się miejscami:
jednemu z wielu sformułowań prawdy przypisuje się jedność przynależącą wyłącznie prawdzie samej i przeciwnie — prawdę rozprasza się w wielości wła ściwej jej sformułowaniom.Wtensposób z jednejstronyprawdazostaje za stąpiona jakimś swoim sformułowaniem, które w sposób nieuprawniony ulega absolutyzacji, a drugiej strony dochodzi do zakrycia prawdy pod płaszczem wielokształtnych i zmiennych sformułowań, porwanych w wir ciągłej izłudnej przemiany.
Tym, co warto podkreślić, jest fakt, że zarówno monopol, jak i kamu flażnie sąw żaden sposób rewelacją prawdy, lecz jej najbardziej radykalnym
78
ŹRÓDLOWOiĆ INTERPRETACJI
i całkowitym zafałszowaniem, ponieważ zamiast ukazywać hermeneutyczny węzeł, nierozdzielnie łączący prawdę z jej sformułowaniem, przeciwstawia
ją prawdęjej sformułowaniu, wymuszając ich podejrzaną rozłączność, która wyrodnieje w jawny fałsz. I oto jakieś poszczególne sformułowanie prawdy rościsobie pretensje dozastąpienia prawdy, czyli posiadania jej na własność, a prawda znika za swymi sformułowaniaminiczym za płynnym korowodem masek znajdujących się w ciągłym ruchu. Są to dwa przykłady tego, wjaki sposób wspomniana dwudzielność rodzi złudzenie, gdyż na tym poziomie i monopol, i kamuflaż są najbardziej radykalną i kompletną negacją prawdy.
Monopol jest nią dlatego, że dążenie do posiadania wyłączności na prawdę absolutyzuje i uwieczniajakieś jej sformułowanie, przez co odbiera mu jaką
kolwiek zdolność rewelatorską i prowadzi do rozmycia sięsamej prawdy. Ka
muflaż z koleijest negacjąprawdy,dlatego że jestnie tyle nawet wielokształt ny i dynamiczny, ile raczej niestabilny i niestały,wskutekczego ciąg symboli i alegorii traci zdolność do oznaczania niewyczerpanej wielości rewelatorskich perspektywprawdziwości orazdo ukazywania dialektykijawności i skrytości prawdy, taksubtelnej i precyzyjnej, jak u Heideggera, czy przede wszystkim u Pascala. W przypadku kamuflażu dialektyka ta służy przede wszystkim wyobrażaniu maskowania i zmienności, transformizmu i sztuczności, czyli wielkiego królestwa zakrycia, w którym dla prawdy nie pozostaje już żadne miejsce, nawet gdybyktoś — co absurdalne — chciał utrzymywać, że tym, co się ukrywa, jest sama prawda.
F
ałszywy dylemat. J
edność prawdy lubwielość JEJ SFORMUŁOWAŃylko ten, kto nie zdaje sobie sprawy z interpretacyjnego charakteru re- _L lacjimiędzy prawdą ajej sformułowaniem - i jest to druga okoliczność, którą musimywziąć poduwagę — oburzysię, słysząc, że sformułowaniapraw
dy,w swejhistorycznejwielości, mogą być rzeczywistym posiadaniem prawdy jedneji pozaczasowej.Kierując się złudnym pragnieniem spójności, zapomni, że jedność dotyczy prawdy, a niejej sformułowania, wielość zaś dotyczy sfor mułowania, a nieprawdy. Myląc jedną zdrugą, zbudujemiędzy tymidwoma pojęciami fałszywą alternatywę — źródłonieustannych nieporozumień co do istoty interpretacji, przede wszystkim wtedy, gdy w gręwchodzi prawda.
Oto, z jednej strony ci, którzy kierując się tym, że prawda jest jedna, nie tylko traktują ją jako pozaczasową, ale wręcz wyrywają ją z porządku czasu. Z drugiej strony ci, którzy z faktu, że prawda może przejawiać się tylko w swych historycznych sformułowaniach, wyprowadzają wniosek, iż
79 -
Luigi Pareyson
sama prawdajest różnorodna i zmienna, a nawet sprowadzają ją do zwykłego wytworuczasu. Sytuacja ta narzuca nieuprawnioną alternatywę między licz nymi sformułowaniamijednej prawdya pozaczasowąprawdą i jej historycz nymi sformułowaniami, a w efekcie zmusza do niepotrzebnego poświęcenia jednego zczłonów tej alternatywynarzecz drugiego. Wyrażając się bardziej precyzyjnie, jest to spór między tymi, którzyuznając prawdęza jedną i po zaczasową, utrzymują,że istnieje tylko jedna prawdziwa filozofia, która sama też jest pozaczasowai jedyna, a tymi, którzy widząc, że filozofii jestwielei że mają onecharakter historyczny, uznają, że prawda samamoże być wyłącznie różnorodna i że istnieją jedynie prawdy historyczne. W rezultacie albojakaś niesłusznie zabsolutyzowana,historyczna filozofia zostaje wyniesionado po nadczasowego empireum, albo też historiazostaje zredukowanado prostego czasowego następstwa, które unosi swewłasnewytwory; albo filozofię pozba wia się jej charakteruhistorycznego,a wkonsekwencji prawdę jej historycz
nych przejawów, albo też odbiera się filozofiijej zdolność rewelatorską, a tym samympozbawia się historięjej ontologicznej otwartości.
Rodzi się tu zatem spór pomiędzy tymi, którzy narażają się na popad- nięcie w dogmatyzm, bylebytylko ocalićabsolutny charakter prawdy,jednej i pozaczasowej, a tymi, którzy ryzykują popadnięciem w relatywizm, byle by tylko zachować historyczność wciąż nowych i zmiennych sformułowań prawdy. Spór ten sięga takdaleko — i na tym właśnie polega fałszywość tego rozumowania— że w jednym przypadku woli się dogmatyzm już nie od re
latywizmu, co zdawałoby się logiczne, leczod jakiegokolwiek uznania historyczności i wielości, nawet wsformułowaniuprawdy, w przypadku dru gim natomiast przedkłada się relatywizm nie naddogmatyzm, co można by uznać za naturalne, ale nad wszelkie uznanie jedności i ponadczasowości, nawet w prawdzie, tak, jakjest ona obecnai skutecznaw swych historycznych postaciach.
Te dwa stanowiskasą oczywiście stanowiskami przeciwstawnymi i fak tycznie tkwią niejakozamknięte wklinczu nieustannej wzajemnej polemiki.
W rzeczywistości jednaknawzajem się warunkują i prowadzą do zapomnie nia o tym,że możliwe są inne stanowiska i że zachowanie historycznej wie
lości prawd nie wymaga wcale zanegowania jedności prawdy, tak samo jak w celu uchronieniajedności prawdy nie trzebabynajmniejzaprzeczyć wielo ści prawdhistorycznych; że chęćuniknięcia dogmatyzmu niepociąga zasobą relatywizmu i odwrotnie. Jest tak dlatego, że z jednej strony jedyna prawda nie może się przejawiać inaczej niżw swychpojedynczych sformułowaniach, natomiast z drugiej strony to właśnie jedność prawdy zachowuje historycz
ne prawdy w ich jednostkowości, otwierając między nimi polekomunikacji i dialogu.
- 80 -
¿RÓDl.OWOSC INTERPRETACJI
Wrzeczy samej, wspomniane stanowiskazbiegają się wjednym central nym punkcie, w którym następuje oddzielanie prawdy od jej sformułowa
nia, a sformułowania od prawdy, oraz mylenie prawdy z jej sformułowaniem.
Przyczynątego stanu rzeczyjest zapominanie o tym, że prawda i jej sformu
łowanie są nieporównywalne i niemożliwe do pomylenia właśniedlatego, że są nierozdzielne, a filozofii nie można przypisywać tej jedności, która przy sługuje wyłącznie prawdzie, tak jak prawdzie nie powinno się imputować wielości, która jest cechą charakterystyczną jedynie filozofii. Jeśli jedność i pozaczasowość, które są istotą prawdy, przenoszą się na jej sformułowanie, przeradzająsię one wpozbawionesensu uroszczenie; jeśli wielość i historycz- ność, będące naturą sformułowania prawdy, przypisuje się samej prawdzie, uniżasię ją. Ztego właśnienieuprawnionego pomieszania rodzi się fałszywy dylemat: jedność prawdy bądź wielość jej sformułowań, tak jakby konieczną konsekwencjąfaktu, że prawda jestjedna, było istnienie jednego i jedynego tylkojej poprawnego sformułowania, z koleiwielość historycznych sformu
łowań prawdy pociągała za sobą wielość prawd. Innymi słowy, jakby istniał tylkowybór między fanatyzmem arelatywizmem, jakby każdeuznanie praw dy musiało przybraćpostać sekciarstwa, jakby tolerancja niemiałainnej pod stawy niżsceptycyzm.
H
ermeneutyczny charakterrelacji prawdy I JEJ SFORMUŁOWANIAA przecież powszechnedoświadczeniewystarczyłoby do tego, by mieć się -¿A.na baczności przedzarysowanymi wyżej stanowiskami — niestety,bardzo popularnymi — ponieważdostarcza oczywistego przykładustosunkuinterpre tacyjnego, jakim jestwykonaniemuzyczne. Także w muzyceinterpretacjajest jednocześnie rewelatorskairóżnorodna; także w muzycedostęp dodzieła jest możliwy tylko poprzez jego wykonanie; także w muzyce wielość wykonań nie podważa jedności dzieła; także w muzyce wykonanie niejest kopią bądź odbiciem, lecz życiem dzieła i sposobem jego posiadania; także w muzyce wykonanie nie jest ani jedyne, ani arbitralne.
Nie powinno dziwić to odwołanie się do dziedzinyestetyki, które moty wowane jest tym, że właśnie w doświadczeniu artystycznym struktura poję cia interpretacjijawi się ze szczególną wyrazistością. Nie chodzi bynajmniej ouogólnianie ani rozciąganie na inne domeny jakiegośpojęcia, które powsta
ło najpierw i wyłącznie w sferze estetyki, przez co jest wąskie i ograniczone, lecz o to, by wyjątkową dobitność i szczególną skuteczność, którą zdradza ono w polu sztuki, uczynić motywem do potwierdzenia jego głęboko źró
- 81 -
Lu IGI Pareyson
dłowego charakteru, tak by nadać mu powszechną prawomocność i płodną stosowalność wewszystkich obszarach.
Dzieło muzyczne nie żyje w głuchej i martwej partyturze, alew żywym i dźwięcznymwykonaniu, które jednak, ze względu na swój charakter osobi sty i tym samym interpretacyjny, jest zawsze nowe i odmienne, a zarazem róż
norodne. Ta różnorodność nie szkodzi jednakbynajmniejjedności muzycz negodzieła —przeciwnie, celemwykonania jest właśniezachowanie jedności i indywidualności dzieła, bez dodawania doń niczego obcego ani roztapia nia w zawsze odmiennych realizacjach. Tak samo prawdą jest, że wykonanie chce oddać dzieło w jego autentycznej rzeczywistości, chce być samym dziełem, a nie tylkojego obrazem czy kopią, czy też prostym przybliżeniem, i na tym właśniepolega jego rewelatorski charakter. Udaje mu się to o tyle, o ile jest aktywnością wykonawczą, aktemrealizacji, wzięciem w posiadanie, które jako niepowtarzalne i osobiste świadome jest możliwości istnienia in nych wykonań, nowych i osobistych, i na tym właśnie polega jego „mnogi”
charakter.
Dzieło sztuki nie ginie bynajmniej w wielości arbitralnych wykonań, lecz zachowuje tożsamośćw realizacji, powierzając się każdemu z wykonań, zdolnych do tego, by oddać i ożywićdzieło, natomiast wykonania te, zawsze nowe i odmienne, które nie mają nic wspólnego zezwykłym przybliżeniem czy prostym kopiowaniem jedynego wykonania, które chciałoby uchodzić za najlepsze i wzorcowe,sąsamym życiem dzieła, czyli dziełem — o tyle, o ile przemawia ono do wszystkich w taki sposób, że każdy może je pojąć. Po dobnie rzecz masię z prawdą: nie ulatniasię onaw swych własnychsformu łowaniach, lecz sama podtrzymuje ich wielość, zachowując własną jedność i tożsamość właśnie otyle, o ile wciela się wkażde ze sformułowań zdolnych do tego, by ją uchwycići objawić. Z kolei liczne i historyczne sformułowania prawdy dalekie są odtego, by wyrzec się prawdy pozaczasowej ijedynej, w ge ście skrywanej i absurdalnej nostalgii za sformułowaniem jedynym i dosko
nałym; są raczej czasowym zdarzeniem prawdy, czyli prawdą przemawiającą dowszystkich, ale do każdego w jego osobistym i niepowtarzalnym języku.
Stosunekmiędzy prawdąa jej sformułowaniami ma zatemcharakter in
terpretacyjny, tak jak stosunek łączący dzieło muzyczne i jego wykonania.
Fakt ten tłumaczy przede wszystkim nieoddzielność prawdy, przejawiającejsię jedyniepoprzez jakiejśpojedyncze perspektywy, od jejhistorycznych sformu łowań, a także i to, żegdyby istniało jakieśjedyneiostatecznesformułowanie prawdy, byłoby ono jedynie nieuprawnionymuwiecznieniem tego, co histo ryczne, lub monopolizacją tego, co wspólne. Jest on też wyjaśnieniem tego, że te wszystkie okoliczności nie tylko nie godząw prawdę, lecz utwierdzają jej jedność i pozaczasowy charakter. Głosić hermeneutycznycharakter relacji
- 82 -
ŻródlowośC interpretacji
zachodzącej między prawdą a jej sformułowaniem, znaczyodrzucić myśl, że można by go adekwatnie przedstawić za pomocą potocznych kategorii, takich jak podmiot i przedmiot, treść i forma, wirtualność i wzrost, całość i części.
I
nterpretacja niejeststosunkiem PODMIOTOWO-PRZEDMIOTOWYMrzede wszystkim w grę nie wchodzi relacja podmiot-przedmiot, jak na X to wskazuje, raz jeszcze, analogia ze sztuką. Od interpretatora —czybę
dzie to aktor, czy muzyk - nie oczekujemyani tego, by kierował sięjedynie kryterium oryginalności, takjakbyjego nowewykonanie miało być bardziej interesujące od samego dzieła, ani teżby dążył do bezosobowości, tak jakby wykonanie dzieła nie miałow ogóle znaczenia. Nie żądamy, by wyrzekł się siebiesamego, ani nie zezwalamy na to, by dążył do wyrażania siebie samego. Pragnęlibyśmy, byto on interpretował owo dzieło tak, by jego wykonaniebyło zarazem dziełem i interpretacją tegodzieła. Poza tym dla interpretatora dzieło nie jest przedmiotem, który ma on przed sobą w taki sposób, że mógłby porównać z nim swojewykonanie i zmierzyćjegowartość.
Dla interpretatora wykonanie dzieła jest samym dziełem, które w swymdą
żeniu dowierności wobec niegoi wniknięcia w niechciałoddaćw jego pełnej rzeczywistości. Prawdą jest więc, że dzieło całkowicie oddaje się wykonaniu zdolnemu do tego, by tchnąć w niejego własne życie, aż do utożsamie
nia s i ę znim. Choć dziełozawierasię w wykonaniu, tojednakzachowuje swą nieredukowalność (ulteriorita),która niepozwala mu na wyczerpanie się w nim, ponieważdziełonie pozwala na to, by którekolwiek z jego wyko
nań zmonopolizowałoje, aninieaktualizujesięw żadnym z nich w sposób uprzywilejowany czy wyłączny, lecz wszystkie inspiruje i wszystkich potrzebuje.
Jest sprawą oczywistą, że relacji takiej nie można pojmować w katego
riachpodmiotowo-przedmiotowych. Aniinterpretator niejest „podmiotem”, który bądź to unicestwia dzieło we własnym działaniu, bądź to powinien zniknąć, by wiernietodzieło oddać, leczjest „osobą”, która umieposłużyć się własną historyczną substancją, jak również własną niepowtarzalną aktywno ściąi inicjatywą, by wniknąć w rzeczywistość dzieła oraz natchnąć jejegowła snym życiem. Ani też dziełoniejest „przedmiotem”, do którego interpretator powinien od zewnątrz dostosować własnejegoprzedstawienie, leczraczej ce
chuje je „nieuprzedmiotowalność” (inoggettivabilita), wynikająca z tego, że dzieło jest nieoddzielne od ożywiającego je wykonania, a jednocześnie jest niesprowadzalne do żadnegoze swychwykonań.
- 83 -
Luku Pareyson
Bezużyteczność rozpatrywania prawdy jako relacji między podmiotem a przedmiotem jest jeszcze wyraźniejszai głębsza.Przede wszystkim jasne jest, że relacja osobydoprawdynie jestrelacją podmiotu do przedmiotu,w której podmiot mógłby dotrzeć do przedmiotu jedynieza cenę rozpuszczenia go w swej własnej aktywności, przedmiotzaś mógłbybyć obecnydla podmiotu tylko wtedy, gdy ten drugiuwolni się od swychuwarunkowań.
Podmiot jest zamknięty w swej aktualności roztapiającej przedmiot w podmiotowej aktywności bądź też w jego uniwersalnej bezosobowości, która jakojedyna miałaby być gwarancją poznaniaprawomocnego i komu- nikowalnego. Osoba tymczasem jest otwarta, i to zawsze otwarta na to, co inne, iwłaśnie w samym akcie, wktórymdomaga się, by te wszystkie rzeczy, z którymi wchodzi w relację, stały sięjej wewnętrzną treścią, zachowuje ich nieredukowalną niezależność,a dotego celu służy jej własna szczególna inie powtarzalnasubstancja historyczna. Relacja osoby i prawdy jest więc relacją o wielebardziejźródłową, ponieważ osoba konstytuuje się jako takawłaśnie przez swą relację z bytem, czyli poprzez zakorzenienie się w prawdzie, a jej przeznaczeniemjest właśnierozpoznanie prawdy w tej mierze, w jakiej daje się ona uchwycić osobowo. Problem prawdyjest więc problemem raczej me tafizycznym niż poznawczym i wymaga odwołania się nie do gnozeologicz- nego zamknięcia właściwego podmiotowi, lecz do ontologicznego otwarcia, które charakteryzujeosobę.
W ten sposób zostają całkowicie przezwyciężonetrudności, które rodzi owo zamknięcie podmiotu w sobie samym, czyli subiektywizm z całym ba
gażem swej arbitralności, jak i bezosobowość wrazz całą swą abstrakcyjno- ścią. Otwarcie ontologiczne osoby nadaje jej aktywności charakter bardziej ujmujący niż rozbijający, a samej osobowości zdolność raczej do penetracji niż deformacji, dlatego teżpokazuje ono, że doobjawienia niedochodzi się ani poprzezidealny narcyzm oryginalności,ani przez absurdalny wymógbez osobowości, tak jakbychodziło onagięcie interpretacjibardziej do celu wyra
żania siebie bądźposzukiwania nowości niż dochodzeniado prawdy, lub też jakby oczekiwało się, że odkrycia dokonać można dzięki wyzbyciu się „ja”, a nie dzięki wzmocnieniu własnego, osobistego wglądu.
Tym bardziej nie można uznaćprawdyzaprzedmiot,skoro pamięta się o tym, żena mocysamej swej natury jest ona niemożliwa do uprzedmioto
wienia, gdyż między nią a podmiotem nie istnieje dystans, który pozwolił
by temuostatniemu ustawić prawdę przed sobą w jakiejś postaci ostatecznej iskończonej, a onasamanie może zastygnąć w jakimkolwiek sformułowaniu, które byłoby jej ostatecznym wyjaśnieniem i z tego powodu miałobydefini
tywną wartość. Przede wszystkimprawda nie występuje wformie przedmio
towej, w jakiejś własnej określoności, do której tworzone przez nas sformu
- 84 -
ŻródlowoSC interpretacji
łowania miałyby się zbliżać lub imitować je. Każde historyczne i osobowe sformułowanie prawdy jest zarazem prawdąsamą i jej interpretacją, nie rozłącznie, tak że w żaden sposób nie można oddzielić prawdy od jej inter pretacji, ainterpretacji od prawdy, jak też przeciwstawićich sobie na tej zasa dzie, że prawda miałaby być jakimś obiektywnym terminem porównawczym, służącym do oceny zasadności jej sformułowania, które natomiast miałoby status obrazu bądź odtworzenia modelu obiektywnego. Z jednej strony, nie sposób uchwycić prawdy wjakimś jej rzekomym określeniu, z którymmoż
na by, patrząc zzewnątrz, porównać nasze sformułowanie; z drugiej strony, prawdadana jest tylko wperspektywieosobowej, która jużjest jej interpreta cją i określeniem. Z jednej strony, każde historyczne sformułowanie prawdy jest jej rewelacją, czyli prawdą samą posiadaną osobowo, z drugiej - prawdę jako zinterpretowaną da się odróżnić od jej sformułowaniawtak niewielkim stopniu, że wręcz utożsamia się ona z nim. Prawda zatem jest niemożliwa do uprzedmiotowienianade wszystko wtym znaczeniu, iż jest nieoddzielna od interpretacji, której jest poddana, oraz nieporównywalna ze sfor mułowaniem,którego się jej udziela.
Ponadto, w każdym ze swychsformułowań prawda zamieszkujezzacho waniem swej nieredukowalnej transcendencji, w tym znaczeniu, że udziela się im, a nawet z nimi utożsamia, lecz nie sprowadza siędo nich ani tym bar
dziej niewyczerpuje sięw nich. Prawda przebywa w swych sformułowaniach w całej swej niewyczerpywalności, czylizjednej strony jest w nich obecna, co sprawia, że sąone dla prawdy jedynym sposobem przejawiania się i ist
nienia, a dla nas — jedynym sposobem jej posiadania i wyrażania. Z drugiej strony zaś, prawda przebywa w swych sformułowaniach, zachowując swą nieredukowalność, która nie pozwala żadnemu z nich zawrzeć jej w sobie i posiąść na wyłączność; prawda więc potrzebuje wciąż nowych i różnych sformułowań i powołuje je do istnienia. Jestona zarazemobecna i nieredu- kowalna, czyli jednocześnie sformułowana i niesformułowana,wypowiedzia
na i niewypowiedziana, istniejąca jako myśl sformułowana oraz określona i zamieszkująca w myśli jako niesformułowana i nieokreślona; jest obecna raczej w myśli niż dla myś 1 i jako przedmiot do odkrycia. Nie da się zatem uprzedmiotowić, także wskutek jej niewyczerpywalności, któraodmawia wszelkich przywilejów i monopolu najbardziej rewelatorskim ze swych sformułowań, a która czyni z interpretacji najbardziej radykalny środek posiadania prawdy.
Luigi Pareyson
I
nterpretacja niejest stosunkiem treści i formy ANI STOSUNKIEM POTENCJALNOSCI ( VIRTUALITA)I AKTUALIZACJI (SVILUPPÓ)
ojęcia treści i formy, potencjalności (virtualita) i aktualizacji (sviluppo) X nie mogą w najmniejszym nawet stopniu posłużyć do wyjaśnienia her- meneutycznego charakterurelacjiprawdy ijej sformułowania. Te parypojęć ujmują bowiem wspomnianą relację w terminach subiektywizmu i obiekty wizmu, w tym znaczeniu, żesubiektywistyczną możnaby nazwać koncepcję uznającą prawdęza stałąi wspólną treść, którejkażda osobanadawałaby wła
sną formę, natomiast za obiektywistyczną - koncepcję, która upatrywałaby w prawdzienieskończoną potencjalność perspektyw, zktórych każda aktuali
zowałaby pewną potencję.
Koncepcja pierwsza grzeszy subiektywizmem, gdy ujmuje interwencję osoby bardziej jako narzucenie czegoś na istniejącą uprzednio, lecz pozba
wioną kształtu treść niż jako narzędzie służące wniknięciu w prawdę, która zawsze objawiasię, udzielającsięzpewnej perspektywy.Przyjęcie tej koncep
cji byłoby zagrożeniem dla nierozdzielności aspektów rewelatorskiego oraz ontologicznego i aspektów ekspresyjnego oraz historycznego, która cechuje interpretacyjne sformułowanie prawdy, jak też chroni je przed groźbą subiek
tywizmu i arbitralności.
Druga koncepcja grzeszy obiektywizmem wtedy, gdy zakłada istnienie jakiegoś punktu widzenia, z którego możnanietylkokontemplowaćnieskoń czoność absolutu manifestującego się w wielości swoich przejawów, lecztak że ustalić odpowiedniość między niewyczerpywanąpotencjalnością prawdy a mnogościąjej aktualizacji i perspektyw. Zgoda na taką koncepcjęoznacza łaby, że różne perspektywy - wskutek zerwania egzystencjalnej i osobowej więzi, która łączy je interpretacyjnie z prawdą i która nakłada na nie nie skończony obowiązek dialogu i wymianyz innymiperspektywami — mogłyby jedynie przesuwać się jedna za drugą niczym w katalogu, którego porządek wyznacza proste następstwo i wyliczenie, i paradowaćjak na jakiejś idealnej isztucznej scenie.
Co więcej, obiewymienionekoncepcje grzeszą niewystarczającym pogłę
bieniemnie tylko problemuniewyczerpalności prawdy, lecz także nierozdziel- nego związku zachodzącego między tą niewyczerpalnością awolnością ludzką, który jestjednym z fundamentalnychzałożeń jakiejkolwiek teoriiinterpreta
cji.W koncepcjipierwszej osoba występuje jakoizolowana jednostka, wktó rej, i to w najlepszym przypadku, wolność przejawia sięuznaniemarbitralnego subiektywizmu, podczas gdy niewyczerpalnośćprawdy zostałaby sprowadzo
- 86 -
ŻródlowoSC interpretacji
na do poziomu tego, co nieuformowane, i przybrałaby postać co najwyżej jakiejśchaotycznej mieszaniny. W drugiej koncepcji natomiast niewyczerpal- nośćprawdy zatraciłaby swój charakterautentycznieźródłowyi innowacyjny, staczającsię w pewnego rodzajutotalność —choćby nawet byłaona dynamicz
na i uprzednio uformowana — dostosowaną w większym stopniudo zwykłej ekspresji aniżeli autentycznej rewelacji. I faktycznie, potencjalność zakłada właśnie element totalności ikonieczności, który projektuje to, co niewyczer- palne raczej jako zbiornikczy depozyt możliwości oczekujących na realizację niż jako źródło nieustannego kiełkowania zawszenowych możliwości, osobę zaś — o wiele bardziej jako bierne narzędzie koniecznego przejawianiasię niż jako wolną inicjatywę poszukiwania i odkrywania. Wobydwu koncepcjach zostaje zapoznany fakt, że niewyczerpalność prawdy i wolność osobysą odsie bie nieodłączne,ponieważ prawda przejawia się i działa tylko w konkretnym sformułowaniu, nadając mu charakter jednocześnie rewelatorski i promie
niujący, poszczególna zaś perspektywa znajduje możliwość nieustannego od nawiania i żywe urzeczywistnienie niewyczerpalności prawdyjedynie w wol
ności osobowego pogłębienia i w ciągłym dialogu z innymi perspektywami.
I
nterpretacja niezakłada stosunku całości do części. N
iewystarczalność dopełnieniaI JEDNOZNACZNEGO WYJAŚNIENIA
ożna by sądzić, że między prawdą a jej sformułowaniami istnieje re- l_V_Llacja totalności w tym znaczeniu, że skoro różne sformułowania nie wyczerpują całej prawdy, lecz zawsze obejmują jedynie jakieś jej aspekty, są z konieczności cząstkowe i niedoskonałe, tak że dopiero ich scalenie bądź wzajemne dopełnienie możedać nadzieję na to, że zyskają one wartośćrewe- latorską. Zjednej strony utrzymuje się, że różne sformułowania prawdy, z tej racji, że ograniczają siędouchwytywaniaod czasu doczasu jakiejś jej części, są z konieczności cząstkowe i fragmentaryczne, do tego stopnia,że miałyby one wartość prawdy tylkowtedy, gdyby zostały włączone w totalność perspektyw, która jakojedyna jest prawomocną posiadaczką prawdy w jej całości. Z dru
giej strony zapewnia się, że w stosunku do prawdy każdy dyskurs musi być nieadekwatny, izakłada sięistnienie takiej odległości i rozstępu między tym, co powiedziane, a tym, co niepowiedziane, że dyskurs ten z konieczności jawi się jako niekompletny i wybrakowany, także jedynym środkiem zaradczym byłoby wypełnienie likwidującerozziewmiędzytym, co przemilczane, a tym, cowyrażone, gdyżtylko w ten sposób można by odzyskać totalnośćdyskursu iprzywrócić pełnię sensu.
Luigi Parf.yson
Koncepcja ta jest bardziej rozpowszechniona, niż można by sądzić, i wkrada sięw nieoczekiwany sposób nawet do koncepcji, którym pozornie nic nie można zarzucić. Nic jednak bardziej niż ona nie kłóci się z inter
pretacyjną istotą poznania prawdy i z podstawowymi zasadami poprawnej hermeneutyki. Przede wszystkim prawda mieści się cała w każdym ze swych przejawów, choćbynieznacznym i niepozornym, a żebysięobjawiać, niewy magaeliminacji tego, co niepowiedziane; następnie, interpretacja uchwytuje całąprawdęwłaśniezestronniczej perspektywy,z której wychodzi,nie uznaje teżpełnegowyjaśnieniaza swój ideał.
Nade wszytko rzecz z prawdą taksię ma, że nawet jej zwykły przebłysk czy odległa jej wizja nie są po prostu jakąś „częścią” - prawdą jest, żeskrajne rozproszenie i nieskończonepogłębienie tych przejawówjuż świadczą otym, że się ją posiada całą. I rzeczywiście,jedynym sposobem nato, by uchwycić całą prawdę, jest posiąśćją jako niewyczerpaną, w jej naturze pierwotnej i oryginalnej, u samego źródła wiecznej odnowy, i nie w jej niemożliwym doosiągnięcia obrazie całościowym, lecz z perspektywy określonej,która jest
„stronnicza”, niestając się przez to „jednostronną”, niewymagazatem dopeł
nienia, gdyż jest już sama w sobie całością. Liczne i odmienne sformułowa nia prawdy nie potrzebują w żadnym wypadkuwzajemnego dopełnienia, by zwiększyć bądź osiągnąć swą wartość prawdy, ponieważ każda z nich jużjest prawdą, a jakotaka nie dołącza się do innych wjakimś wszystko ogarniają
cym systemie, lecz wchodzi znimi w dialog i uznaje je w ich totalności.
Interpretacjaniejestjakąś częścią prawdy bądź prawdą częściową, lecz jest prawdą samą jako posiadaną osobowo i jako taka nie tylko nie potrzebuje scalenia, lecz wręcz go nie toleruje, a nawet odrzuca, mając to wszystko, co mieć może i powinna. Samo pojęcie interpretacji wykluczato
talność jako zewnętrzną ijako jedyną: totalnośćalbo działawewnątrz tego, co pojedyncze, albo też sama jest pojedyncza i mnoga. Prawda nie jest totalnością jako system wszystkich swych sformułowań, z których każde jest jakąś totalnością, gdyż zawiera w sobie samą totalność tego, co prawdziwe, oczywiście w - wiele razy potwierdzonym — znaczeniuswej nie- wyczerpalności. Prawda nie dzieli się ani się nie ulega rozbiciu na wielość swych sformułowań, których totalność należałoby następnie odnaleźć i która mogłaby być tylko zewnętrzna, lecz przebywa cała w każdym z nich. Dlatego też prawda może być dana tylko w interpretacji,która utwier
dza jej całość właśnie wtedy, gdy realizuje się jako pojedyncza, tak iż każde sformułowanie prawdy jest jakąś totalnością właśnie i tylko dlatego, że posiada całą prawdę.
Co więcej, prawda niejest totalnością tego typu, że myśl, która ją obja wia, mogłaby uznać się za umniejszoną faktem niewypowiadaniajej całej,
- 88 -
ŻRÓDLOWiC INTERPRETACJI
a nasze sformułowanie prawdy - podobnie- nie jest tak ukształtowane, by uznać je za nieadekwatne bądź wybrakowane, gdy nie udaje mu się osiągnąć pełnego wyjaśnienia. Prawda tkwi w swym sformułowaniu nie jako przed
miot jakiegoś idealnego, pełnego wyrażenia, leczjako bodziec nieskończonej rewelacji. I jeśli prawdą jest, że nie ma interpretacji tam, gdzie nie istnieje to, co niewypowiedziane, w nie mniejszym stopniu prawdą jest to, że sfera niewypowiedzianegowłaściwa interpretacji nie jest jakąś domyślną resztką, którą łatwo można by wyrazić, lecz nieskończonym założeniem ożywiającym dyskurs ciągły i bez końca. Ideałem sformułowania prawdy nie jest pełne wyjaśnienie ani ostateczne wyrażenie, lecz nieustanne przejawianie się nie wyczerpanego źródła, tak że niesposóbjakiejśjegorzekomej niedoskonałości bądź braku obciążaćwinąza nieistnienie tego pełnegowyrażenia, którego nie chce dostarczyć. Wiara w to,że można doprowadzić jedodoskonałości dzięki domniemanej kompletności lub ostatecznemu wyłożeniu, nie usuwa bynaj
mniej jakichś jego braków czy niedostatków, lecz oznacza narzucenieczegoś z zewnątrz, co raczej je niszczy, niż dopełnia. Opłakiwaćlub ganić jakąś jego rzekomą niewystarczalność lub niedostatekznaczynie rozumieć jego natury i uznawać za defekt, wybrakowanie to, co jest jego istotą i decyduje o jego doskonałości.
Prawdanie byłaby sobą, gdyby nie posiadało sięjej jako niewyczerpanej i gdyby pozwoliła się w pełni wyjaśnić w jakimś ostatecznym wypowiedze
niu. Interpretacja nie byłaby interpretacją, gdyby była wyrazem wiary, żeby posiąść prawdę, trzeba wyeliminować wszystko to, co niewypowiedziane, do prowadzając dyskurs do jakiejś pełnej i doskonałej totalności. Niekończący sięi zawsze nieredukowalny charakter dyskursu jest właśnie znakiem obecno ści prawdy. Mócwypowiedziećprawdęwjakimś pełnym wykładzie byłoby to tyle, coprzyznać, że w ogólesię jej nie uchwyciło.
Prawda podlega sformułowaniu tylkojako niewyczerpalna, co oznacza, żeniemożliwa dopodjęcia byłaby próbamająca na celu danie całkowitego jej wyjaśnienia, a realizacja takiego zamierzenia -wręcz absurdalna, natomiast i pożądana, i wykonalna jest nieustana rewelacja prawdy. Procesu interpre
tacji nie da się zakończyć i jest to jego cecha charakterystyczna, a nie wada, brak czy świadectwo niekompletności bądź niewystarczalności - owszem, stanowi ona raczej o pełni i doskonałości interpretacji, a nawet o jej bogac
twie. Stąd też fałszywa i próżna byłaby idea osiągnięcia totalności na drodze dania pełnego wyjaśnienia tego, co niewypowiedziane, i uzupełnienia w ten sposób niedostatków treści wyrażonych jednoznacznie. A jednak to właśnie ta idea wrosła niepostrzeżenie w teoriewielu relatywistów, zadeklarowanych bądź nieświadomych. W tym, że wyrażanie prawdy to proces niekończący się i nieostateczny, widzą oni nie potwierdzenie nierozerwalnejwięzi łączącej
- 89 -
Luku Pareyson
niewyczerpalność prawdy z wolnością osoby, lecz dowód na to, że istnieją tylko te prawdy, które są prawdami historycznymi, rozpatrywanymi w ich indyferentnej i relatywistycznej mnogości. W ten sposób okazuje się, że są oni wciążwięźniami racjonalistycznego mitu ostatecznego wyrazu i pełnego wyjaśnieniaprawdy, nieświadomieodczuwając za nim tęsknotę.
Kategoria totalności nie nadaje się więc do wyjaśnienia relacji za
chodzącej między prawdą a jej sformułowaniami, ani w tym znaczeniu, że licznei dlatego cząstkowe sformułowania miałybyodkryć prawdę dzięki wzajemnemudopełnianiu się,aniw tym, że jakieś pojedyncze sformułowanie znajdowałoby prawdę w dopełnieniu semantycznej niewystarczal- no ś c i jawnej treściprzez wyczerpujące wyjaśnienie tego, codomyślne — tak, jakby ideałem interpretacji prawdy był system totalny bądź całko
wite wytłumaczenie.Ani dopełnienie, anikompletnośćnie są możliwe i pożądane w przypadku interpretacji poprawnie rozumianej; jest ona już
—w sensie wyżej wyłożonym - pełna i skończona sama w sobie, a to w taki sposób,żekażda kompletność byłaby narzucona z zewnątrz, a każde dopełnienie stanowiłoby obcy dodatek; i jedno, i drugie byłoby nie tylko zbyteczne i niepotrzebne, lecz także niepożądane i nie namiejscu, w istocie zaś szkodliwe i bardzo groźne, gdyż z samej swej istoty szkodziłoby sformu łowaniu prawdy.
Niejest tak, że interpretacja z tej racji, żejest totalnaiskończona, odcina sięod wszelkiej relacji z tym, co inne, i wyklucza jakiekolwiek wyjaśnie- nie tego, co niewypowiedziane. Jej istota nie pozwala tylko na to, by ta relacja i to wyjaśnienie przerodziły się w odpowiednio totalne dopełnienie i całkowite wytłumaczenie. Od takiego ryzyka wolne są ta relacja z innymi, która ma postać dialogu, oraz to wyjaśnienie siebie, którejest pogłębieniem tego, co niejestdane wprost. Doprawdy jako wymogu dialogu oraz do po głębiania tego, co niejawne,jako różne od domyślnego, trzeba będziejeszcze powrócić, ale tu muszą wystarczyć tylko te uwagi.
Przede wszystkim interpretacyjny i osobowy charakter poznania prawdy narzuca nieuchronnie każdej poszczególnej perspektywie konieczność uzna nia nieskończonej liczby innych możliwych sformułowań oraz wymóg ciągłej z nimi wymiany. Zderzenie tej wielości perspektyw może i powin no dokonywać się tylko w obrębie każdej poszczególnej perspektywy jako rzeczywistego doświadczenia dialogu i konkretnego praktykowania inności.
Tylko w ten sposób wszystkie perspektywy mogą rzeczywiście być sfor
mułowaniami prawdy i zachować swój charakter interpretacyjny, a przez to rewelatorski. Uznanie innych perspektywpowinnodokonywać sięna drodze potwierdzenia własnej perspektywy, w innym przypadku bowiem zatraci się sama istota perspektywyjako osobowego posiadania prawdy, zarówno jeśli
- 90 -
ŹródlowoSC interpretacji
chodzi o inne perspektywy, jak i o własną, która spadłaby do roli prostego i hipotetycznego punktu widzenia, z którego można kontemplować te inne.
Zniknęłoby wtedy tak to, co inne, jak i to, co własne, czyli sam charakter osobowyjako egzystencjalne źródło i interpretacyjna więź, którecharaktery zują i określają każde sformułowanie prawdy. Pozostałaby wyłącznie wielość widziana z perspektywy zewnętrznej, czyli pewna liczba możliwości poli czalnych, dających sięzamieniać, podmieniać, podstawiać, i z tego powodu obojętnych i postawionych na tym samym poziomie, niczymobiektyoglądu bezosobowego i przedmiotowego, czyli fałszującego.
Istnieje więc wzajemny stosunek różnych sformułowań prawdy, który nie ma nic wspólnego z ich całkowitym dopełnieniem, woczywisty sposób urągającym godności interpretacji. Stosunkiem tym jest dialog w wyjaśnio
nym tu znaczeniu, czyli taka praktyka komunikacyjna, która łączywszystkie perspektywy, niesumując ich z zewnątrzani nie spajając wjakiś totalnysys
tem, lecz sprawiając, że w każdej perspektywie uobecniają się inne, niczym rozmówcy i współpracownicy biorący udział we wspólnych poszukiwaniach, i tym samym respektuje niepowtarzalną totalność każdej z nich jako najbar
dziej osobowego posiadania prawdy. Tylko takie wolne otwarcie na dialog może być uznanezarelacjęodpowiednią do poziomu i istoty inter
pretacji.
Ponadto interpretacja jest procesem niemającym końca, który wymaga ciągłego i nieustającego pogłębiania, a jest taka dlatego właśnie, że jest po siadaniem prawdy. Prawda bowiem, jako niewyczerpana, otwiera się tylko na takie posiadanie, które wciąż ukazuje się jako zadanie nieskończone, co więcej, takie, którejestnieskończonym zadaniemwłaśnie o tyle, o ilenie jest prostym przybliżeniem lubobrazem prawdy, lecz rzeczywistym i faktycznym posiadaniem. Z pewnością taka istota interpretacji, która jest jednocześnie faktycznym posiadaniem i niekończącym się procesem i która łączy w so
bie trwałość i zmienność,bezruch ikontynuację, osiągnięciei poszukiwania, może sięwydaćsprzeczna. Z pomocą znów przychodzianalogia z dziedziną sztuki, w której odbiór dzieła jest niewątpliwie prawdziwym jego posiada niem, aprzecież jegoznaczenie polega właśniena byciu zaproszeniem dopo nownego odczytania; w której świadomości przeniknięcia dzieła towarzyszy przekonanie,że należy dążyć dodalszego pogłębienia; w której każda rewela
cja jestnagrodąi zdobyczą tylkoo tyle, oilejestbodźcem i obietnicą nowych rewelacji. 1 jeśli w sztuce tym elementem, którypozwala połączyć — bez po padaniaw sprzeczność - posiadanie i poszukiwanie, jest sama niewyczerpal- ność dzieła, tym bardziej jest rzeczązrozumiałą, że tak samo dziać się może w przypadku interpretacji prawdy, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że niewyczerpalność prawdy jest o wiele większa, głębsza i bardziej źródłowa.
- 91 -
Luku Pareyson
Jasnookaże się więc, żejednym z podstawowych założeń hermeneutyki jest właśnie zgodność, a wręcz współistotność posiadania i postępowania, zdoby wania i poszukiwania,opanowywania i pogłębiania.
S
tatus interpretacjiależy teraz zebrać syntetycznie wyniki dotychczasowych rozważań, by 1. ^1 spróbować zarysować podstawowe zasady hermeneutyki i rozjaśnić strukturę interpretacji.
Stosunek łączący prawdę ijej sformułowanie ma więc naturęinterpreta
cyjną. Sformułowanieprawdy jest z jednej strony posiadaniem osobowym prawdy, z drugiej zaś — posiadaniem tego, co nieskończone. Z jed nej strony,tym, cojest posiadane, jest p r a w da,ajest ona posiadana w jedy
ny sposób,w jaki ją można posiąść, czyli osobowo, do tego stopnia, że jej sformułowanie jest samą prawdą, czyli prawdą jako posiadaną i sformu łowaną osobowo. Z drugiejstrony,sformułowanie prawdy jest prawdziwie jej posiadaniem, a nie prostym przybliżeniem się do niej. Prawda przebywa w jakimś jej sformułowaniu w jedyny sposób, wjakiprzebywaćwnim może, czyli jako niewyczerpana, do tego stopnia, że tym, co posiadane, jest bez pośrednio to, co nieskończone. Interpretacja to w rzeczy samej jedyna forma poznania, która może dać osobowe, a przez to mnogie sformuło wanieczegoś, co jedyne i niepodzielne, nie szkodząc przezto tej jedności ani nie niszcząc jej, a zarazem zdolna jestdo tego, by uchwycići objawić to, co nieskończone,nie ograniczając się do aluzji czy krążenia wokół niego, lecz wchodząc wjego prawdziwe posiadanie. Nie ma jednego adekwatnego poznania prawdy, prawda nie zamyka się teżprzed żadnym możliwym spo
sobem jej poznania. O interpretacji możemymówić tylko wtedy, gdy praw da utożsamia się bezpośrednio ze swym sformułowaniem, ale nie jest znim mylona, tak że zachowana zostaje w ie 1 o ś ć, i tylko wtedy, gdy prawda zawsze pozostaje ostatecznie nieredukowalnaw stosunku do swych sformu łowań, nie wykraczając jednak poza nie, tak że zachowana zostaje jej obecność w nich.
Prawdajestdana tylko w jakimśswoim sformułowaniu, zktórym każdo
razowo się utożsamia i w którym istnieje zawszejako niewyczer
pana. Stosunek interpretacyjny między prawdąajej sformułowaniem zanika jednak wtedy, gdyich utożsamienieustępuje miejsca ich po m y 1 e n i u, are lacjanieredukowalności staje się prawdziwąi właściwą zewnętrznością, ponieważ w takichprzypadkach zostaje zniesiona nierozdzielność obu termi nów, w tym znaczeniu, żealbojeden wchodzi na miejsce drugiego, dążąc d o
- 92 -
ŻrÓDEOWOŚĆ INTERPRETACJI
zastąpienia go, albo też oba oddzielają się odsiebie i pozostająbezżadne gozwiązku ze sobą nawzajem, z powodu niedostępności jednego z nich.
W pierwszym przypadku tym, czego brakuje, jest zbieżność praw
dy i jej sformułowania, dzięki której wkażdym sformułowaniu rozpoznaje się samą prawdę jako posiadaną osobowo i sformułowaną historycznie, co gwarantuje zarazem jedność prawdyi wielość jejsformułowań.Ja
kieś sformułowanie przedstawiasię jako jedyne i wyłączne,tłumiąc wszystkie inne, czyli uznaje się za absolutne, przywłaszczając sobie tę jedność, która przynależy tylko prawdzie. W ten sposóbdochodzi do mylenia dwóch terminów, w tym znaczeniu, że jakieś sformułowanie dąży raczej do zastą pienia prawdy i zajęciajej miejsca niż do jej interpretacji i rewelacji, tak że znikają oba - zarówno zdradzona prawda, jak i jej fałszywe sformułowanie.
To ostatnie, nie będąc interpretacją prawdy, leczjej namiastką, tracicałkowi
cie swójrewelatorskicharakteri wyraża tylko samosiebie, azatem powoduje, że zanika nie tylko wielość sformułowań, lecz także prawda w jej jedności.
W przypadku drugim tak bardzo akcentuje się nieredukowalność prawdy w stosunku do jej sformułowań, że w końcu gubi się obecność praw dy w interpretacjach, którym ona podlega. Oba terminy odłączają się od sie bie i zamykają się we wzajemnej zewnętrzności, która powoduje ich wzajemne oddalanie i utratę jakiejkolwiek relacji międzynimi; prawda zasty ga w jakiejś ponadhistorycznej niedostępności, gdzie pozostaje niewy- powiadalna inieprzedstawialna, w obliczu zaś tej niewypowiadalności wszystkie sformułowania okazują się nieuchronnie tak samo nieadekwatne i równie niewystarczające, do tego stopnia, że nie sposób już odróżnić ich od sformułowań błędnych, mylnych i niewiernych, a w konsekwencjiodróż nić prawdę od fałszu. W ten sposób interpretacja, pozbawiona swego rewe- latorskiego charakteru, zanika, rozmywasię też sama transcendencja tego,co prawdziwe, zagubiona w mglistości tego, co niewypowiadalne.
Tymczasem, jak widzieliśmy, zachodzący w interpretacji stosunek praw
dy i jej sformułowania jest stosunkiem tożsamości i zarazem niereduko- walności prawdy do jej sformułowań, które znajdują się w doskonałej równo
wadze.Z jednej strony prawda utożsamia się ze swym sformułowaniem tak, że pozwala mu posiąść siebie w sposóbrewelatorski, lecz nie zezwala mu na to, by przedstawiało się wyłączne i pełne, czy wręcz jedyne i ostateczne. Wta kim przypadkubowiem sformułowanie to nie byłoby już interpretacją, lecz namiastką prawdy,czyli jednym z tylu historycznych sformułowań, które dążą do absolutyzacji siebiei do zajęciamiejsca prawdysamej. Z drugiej stro ny prawda jestzawsze transcendentna w stosunku do swego sformuło
wania,lecz tylko w taki sposób, żewymagawielości sformułowań idopuszcza ją, nie zaś wznaczeniu jej absolutnej niewypowiadalności, w obliczu
- 93 -